• Nie Znaleziono Wyników

Przemysł Naftowy : dwutygodnik wydawany nakładem Krajowego Towarzystwa Naftowego we Lwowie. R. 6, Z. 23

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przemysł Naftowy : dwutygodnik wydawany nakładem Krajowego Towarzystwa Naftowego we Lwowie. R. 6, Z. 23"

Copied!
35
0
0

Pełen tekst

(1)

i « ru - r ii hi ii

i z u ; r iii o

(2)

PRZEMYSŁ NAFTOWY

D W U T Y G O D N I K

WYDAWANY NAKŁADEM KRAJOWEGO TO W . NAFTOWEGO WE LWOWIE

Rok VI 10 grudnia 1931 r. Z eszyt 23

K O M I T E T R E D A K C Y J N Y : J. A R N IC K I, D r. S t. B A R T O S Z E W IC Z , P ro f. In ż. Z. B I E L S K I, K . K O W A L E W S K I, In ż. W . J . P IO T R O W S K I, D r. St. S C H A T Z E L , In ż. S t. S U L IM IR S K I, D r. S t. U N G E R , D r. I. W Y G ARD, Cz. Z A Ł U SK I oraz ST O W . PO L. IN Ż Y N IE R Ó W PR Z E M . N A F T O W .

R ED A K TO R O D P O W IE D Z IA L N Y : D r. S t. S C H A T Z E L .

W r o k u b ie ż ą c y m o b c h o d z i P r e z e s K r a j o w e g o T o w a r z y s tw a N a f t o w e g o W ła d y s ła w D łu g o s z 4 5 - l e t n i j u b i l e u s z g r a c y w p r z e m y ś l e n a f to w y m .

P o ś w i ę c a ją c J u b i l a t o w i n i n i e j s z y z e s z y t n a s z e g o w y d a w n i c t w a s k ł a d a m y M u n a j s e r ­ d e c z n ie js z e ż y c z e n ia »S z c z ę ś ć B o ż e « .

R E D A K C J A

(3)

S tr. 526 „PRZEM YSŁ N A FTO W Y “ Zeszyt 23

P re ze s W ładysław D ługosz

ŻY C IO R Y S

W ła d y sła w D ługosz urodził się dnia 26 łipca 1864 r w K rakow ie. Ojciec jego F ranciszek W ie­

niaw a D ługosz by ł ra d cą sądow ym , m atka, ro­

dem S zw ajcarka, M arja z Haennich, b y ła za ło ­ życielką znanego zakładu naukow ego żeńskiego w K rakow ie. S tra c iw sz y w cześnie rodziców , kończy w r. 1882 w y ż sz ą szkołę realną w K ra­

kow ie, poczem o d b y w a studja techniczne w P r a ­ dze czeskiej, b y w roku 1887 pośw ięcić się p rz e­

m ysłow i naftow em u.

P ra k ty k ę w iertn iczą rozpoczął Jubilat w roku 1887 na kopalni br. B runickiego w Klęczanach.

Ju ż w r. 1888 uzyskuje dyplom na kierow nika kopalń naftow ych, a następnie, za w p ły w a m i m a rsz a łk a pow iatu gorlickiego hr. S krzyńskiego dostaje się na p ra k ty k ę do kanadyjczyków , p ra ­ cujących w Krygu. Tu zapoznaje się D ługosz po ra z p ierw szy z nieznanym jeszcze w P o lsce system em kanadyjskim , k tó ry po zreform ow aniu go p rzez w iertnikó w polskich, i dostosow aniu do naszych w arunków , pozostał na długie lata ty ­ pow ym i ogólnie stosow anym sy stem em w ie r t­

niczym .

P o ukończeniu szk o ły w iertniczej w B óbrce, prow adzonej p rzez S yroczyńskieg o i Sużyckie- go, pracuje Jubilat na kopalniach W . D em bow ­ skiego w S iarach, S ękow ej i R opicy Ruskiej, stosując tam z pow odzeniem o p an ow any już p rzez niego sy stem kanadyjski.

W r. 1890 zaczy n a D ługosz po ra z p ierw szy w iercić na w łasn y rachunek, niestety b ez p o ­ w odzenia, natrafia bow iem na tere n zb y t m ało w y d ajn y , i traci w sk u tek tego ca ły posiadany w ó w c zas kapitał.

W r. 1893 obejm uje D ługosz kierow nictw o u firm y B ergheim i M ac G a rv e y (późniejsze G a­

licyjskie K arpackie T o w a rz y stw o Naftowe) w B o­

ry sław iu, i rozpoczyna tam pierw sze pionierskie głębokie w iercenie, k tó re w śró d niesłychanych trudności d op ro w ad za do pom yślnego w yniku, stając się tern sam em o d k ry w c ą B ory sław ia.

F a k t ten m iał niesłychanie doniosłe znaczenie dla rozw oju przem y słu naftow ego w Polsce, o d k ry te bow iem złoża okazują się niezm iernie obfite, a B o ry sław staje się ośrodkiem p rz em y ­ słu naftow ego. Od chwili odkry cia B o ry sław ia rozpoczął się w życiu D ługosza ok res p ra c y niezm iernie ciężkiej, a rów nocześnie o w o c n ej:

na nojvem odpow iedzialnem stanow isku pokonać należało m nóstw o trudności, zaró w n o org an iza­

cyjnych, jak i technicznych i dostosow ać tech­

nikę w iertn iczą do now ych w y jątk o w y c h w a ­ run kó w geologicznych i do co raz głębszych w ierceń.

Z okresu tego pochodzi w łaśn ie sze reg za sad ­ niczych i doniosłych ulepszeń technicznych z a ­ sto so w an y c h p rz e z D ługosza p rz y niezw ykle

tru d n y ch i, jak na ow e czasy , b ardzo głębokich w ierceniach. P rze d ew szy stk iem w ym ienić tu n a­

leży now ą, ulepszoną konstrukcję żó raw ia k an a­

dyjskiego, zaprow adzenie ru r grubościennych w m iejsce d otychczasow ych, gniecionych p rzez ruchom e p o k łady w oskow e, zastoso w anie ż e r­

dzi żelaznych w m iejsce drew nianych, którem i rozpoczęto jeszcze pierw sze w iercen ie b o ry s- ław skie, św id er ek sc en try cz n y sk o n stru o w an y przez M ac G a rv e y ‘a i w iele innych. Do p o w y ż ­ szych ulepszeń d ołączy ć jeszcze należy takie, jak ły żk o w an ie na linie, tłoczenie ro p y parafino­

w ej rurociągam i do zbiorników i c y ste rn kolejo­

w y c h i inne, k tó re dziś ogólnie znane i sto so ­ w an e, na ow e cz asy b y ły jeszcze problem am i nowem i, któ ry ch p ra k ty c zn e zastoso w an ie w y ­ m agało ogrom nego zasobu pracy , inw encji i w y ­ trw ało ści.

O znaczeniu Jub ilata jako technika, św iad czy fakt, że po ustąpieniu ze stano w isk a d y re k to ra w T o w a rz y stw ie K arpackiem , u p roszo ny został p rzez M ac. G a rv ey a do pozostania tam jeszcze p rz ez czas d łu ższy w c h a rak terze konsulenta technicznego w szy stk ich kopalń T o w a rz y stw a .

O k res 18-to letniej p ra cy P re z e s a D ługosza w B o ry sław iu, to nie tylko ok res w ielkiego ro z ­ woju p rzem y słu naftow ego, ale to rów nocześnie

ok res uporząd ko w an ia stosunków w Zagłębiu, w k tórem to dziele ó w czesn y D y re k to r „K arpat“

D ługosz, po ło ży ł duże zasługi.

W roku 1905 rozpoczyn a D ługosz w iercenie na w łasn ą rękę, o ra z w spółce z Gal. K arpac­

kiem T ow . N aftow em . W przeciągu paru n aj­

bliższych lat o dw iercą kilkadziesiąt szy bó w , uzyskując dużą produkcję i staje się wielkim , sam odzielnym przem y sło w cem naftow ym .

O lbrzym i w z ro st produkcji ro p y w Zagłębiu bo rysław skiem nie p rzeszed ł jednak b ez w s trz ą ­ sów , k tó re w w ysokim stopniu odbiły się n a c a ­ łości ów czesnego p rzem y słu naftow ego. H y per- produkcja ropy sp ow od ow ała w r. 1908 k a ta stro ­ falny spadek cen o ra z niem ożność m agazyn o­

w ania zw iększający ch się ciągle zap asó w ropy.

Celem urato w an ia zagrożonego przem ysłu naf­

tow ego, zainicjow ał P re z e s D ługosz stw orzenie K rajow ego Zw iązku P ro d u cen tó w R opy i był jednym z jego tw ó rcó w . D o ty chczaso w y teren i z a k res p ra cy okazują się jednak zb y t ciasne dla energji i rozm achu D ługosza. Z achęcony p rzez sw y ch to w a rz y sz y pracy, kandyduje D ługosz w r. 1908, jako b ezp arty jn y, na posła do Sejmu krajow ego i otrzym uje m andat poselski z p o w ia­

tu gorlickiego. P o w y b o rze nie og ran icza się jednak do rep rezentow ania in teresó w przem ysłu naftow ego, lecz w stępuje do P olskiego S tro n ­ nictw a Ludowego, w ychodząc z założenia, że w okresie niewoli p raca nad podniesieniem ośw ia-

(4)

Zeszyt 23 „PRZEM YSŁ N AFTOW Y“ S tr. 527

ty u ludu i polepszeniem jego stanu ekonom icz­

nego jest p ierw szym nakazem posła. P o krótkiej p ra c y w stronnictw ie zostaje w y b ra n y jego w iceprezesem .

W Sejm ie, p rz y poparciu zain teresow anych kół przem ysłow y ch, uzyskuje w krótkim czasie uchw ałę ro zbudow y krajo w y ch zbiorników na ropę, a w rządzie w iedeńskim budow ę odben- zy niarni w D rohobyczu, o ra z budow ę zbiorni­

ków ziem nych.

Niemniej energiczn ą i ow ocną b y ła działalność D ługosza na teren ie zagadnień społecznych i ośw iatow ych . W Komisji szkolnej objął On re- refat budow y szkół ludow ych, k tó re znajdow ały się w ó w c zas w opłakanym stanie. P ra c u ją c ze znaną energją, w y w a lc z y ł znaczne k re d y ty na budow ę szkół, i uzy skał zastosow anie planów norm alnych p rz y ich budow ie.

W pow iecie gorlickim, gdzie posiada w ła sn y m ajątek ziemski, rozpoczął od roku 1908 inten- zy w n ą p racę w kierunku podniesienia pow iatu.

B uduje w ięc D om y Ludow e, inicjuje zakładanie m leczarń zw iązkow ych, zak ład a w łasn y m k osz­

tem b u rsę w z o ro w ą w G orlicach dla kilkudzie­

sięciu stu d en tó w tam tejszego gimnazjum. Zaini­

cjow ał rów nież pow stanie P o w iato w eg o T o w a ­ rz y stw a Rolniczego i różnych instytucyj społecz­

nych, oraz spółek handlow ych, w p ły w a ją cy ch n a w z ro st dobrobytu w śró d szerokich w a rs tw ludności. W roku 1909 w y b ra n y zo stał M arszał­

kiem R a d y P o w iato w ej w G orlicach i spraw uje ten u rz ąd p rz ez kilkanaście lat. W roku 1911 zostaje w y b ra n y posłem do parlam entu w e W ie­

dniu i w stępuje do Koła Polskiego, a w pięć m ie­

sięcy później p o w o łan y zostaje n a stanow isko M inistra dla Galicji, na k tó rem pozostaje do p o ­ czątku roku 1914. P rz e z c a ły czas sw ego u rz ę­

dow ania jako M inister dla Galicji rep rezentuje z całą en ergją najżyw otniejsze in tere sy sw ego kraju, sta ra ją c się o zaspokojenie w szelkich p o ­ trze b narodow ych, kulturalnych i gospodarczych kraju. W m om entach decydujących nie w ahał się D ługosz rzucać na szalę sw ój a u to ry te t i w s z y ­ stkie sw e w p ły w y , n a raża ją c się w ielokrotnie rz ąd zą cy m czynnikom w iedeńskim .

Z w olniony na w ła sn ą prośbę z urzędu M inistra obejm uje w r. 1914 w chwili w ybuchu w ojny św iatow ej, przew odnictw o Komisji G ospodarczej K oła P olskiego i p rz e z c a ły c z a s w o jn y od roku 1914 do 1918 staje w ty m c h a rak terze w obronie w ojną i okrucieństw am i w ojsk zniszczonej G a­

licji, dom agając się odbudow y zniszczonych go­

sp o d a rstw i z a p ła ty św iadczeń w ojennych. O rien­

tu jąc się znakom icie w p rz ew ro tn e j polityce rz ąd ó w austriackich, nie w a h a się w y stąp ić o tw arcie na posiedzeniu W spólnych D elegacyj

w B udapeszcie, i w sw ej słynnej kilkugodzinnej m ow ie p rz ed staw ia tysiące p rz y k ła d ó w zbrodni, dokony w an ych na bezbronnej ludności polskiej p rz ez w ojska p ań stw cen tralnych.

W roku 1916 w y jech ał w ra z z paru członkam i Koła P olskiego do V ev ey w Szw ajcarji, do b a­

w iącego tam p od ów czas H en ry k a Sienkiew icza i M ecenasa O suchow skiego, celem n aw iązania i w zm ocnienia akcji p orozum iew aw czej rep re- ze n ta tó w w szy stkich trzech zaborów . Ł ącznie z prezyd ju m stro n n ictw a p o zo staw ał w stały m kontakcie z Kołem M iędzypartyjnem w W a rs z a ­ w ie i rep rezentantam i P oznańskiego, b iorąc udział w poufnych zjazdach i n arad ach tej o rg a ­ nizacji, k tó ra ze w zględu na sw ą o rien tację sk ie­

ro w an ą w stro nę E ntenty, m usiała b yć zako n­

spirow ana.

W szelkie zak usy rządu austriackiego zm ierza­

jące do połow icznego załatw ienia sp ra w y pol­

skiej, spotykają się z w y trw a ły m sprzeciw em D ługosza, k tó ry stoi na stanow isku, że obow iąz­

kiem polskiej rep rezentacji p arlam entarnej jest śm iałe i b ezw zg lęd ne żądanie w obec ca łe g o św iata „W olnej, niepodległej i zjednoczonej P o l­

ski z dostępem do m o rza“, co znalazło w y ra z w historycznej rezolucji z dnia 28 m aja 1917 r „ zgłoszonej p rz ez ś. p. posła T etm ajera, a k tó ­ rej to rezolucji D ługosz by ł w sp ółtw ó rcą.

W chwili o dzy sk an ia niepodległości w r. 1918 staje D ługosz do p ra cy w w olnej już O jczyźnie.

B ierze ż y w y udział w zorganizow aniu t. zw . T y m czasow ej Komisji R ządzącej i L ikw idacyjnej w K rakow ie, k tó ra w ó w c zas b y ła n ajw y ż szą w ła ­ dzą polską na Ziem iach b. zaboru au striackiego i obejm uje W y d z ia ł R olnictw a w tej organizacji.

W roku 1922 w y b ra n y zo stał S en atorem R. P.

z W o jew ó d ztw a K rakow skiego.

Pom im o w y b itn eg o udziału w życiu politycz- nem i społecznem , k tó re D ługosza tak bard zo ab sorb ow ało, zajm uje się on nadal w szelkiem i w ażniejszem i zagadnieniam i p rzem y słu n aftow e­

go, w k tó ry m o d g ry w a dom inującą rolę. W roku 1916 w y b ra n y zo stał P rez esem K rajow ego To­

w a rz y s tw a N aftow ego, jedynej organizacji re p re ­ zentującej od kilkudziesięciu lat całość p rz em y ­ słu naftow ego, a w roku 1921 m ianow any został P re z e se m P a ń stw o w e j R ad y Naftowej.

Na stanow isku P re z e s a K rajow ego T o w a rz y ­ stw a N aftow ego pozostaje D ługosz do dnia dzi­

siejszego, w y w ie rając zaw sze sw ą silną indyw i­

dualnością p o w ażn y w p ły w na losy n aszeg o p rzem y słu naftow ego.

W listopadzie b. r. o d zn aczon y zo stał P re z e s D ługosz za zasługi w przem yśle naftow ym K rzy­

żem Kom andorskim orderu „Polonia R estitu ta“.

(5)

S tr. 528 „PR ZEM Y SŁ N A FTO W Y “ Zeszyt 23

Obrazki z daw nego Borysław ia

Pod p o w y ższy m tytułem u m ieszczam y ciekaw y opis zupełnie nieuregulowanych i zaniedbanych, a nawet dzikich stosun­

ków, panujących w borysław skich kopal­

niach wosku ziem nego w latach d ziew ięć­

dziesiątych . O kres ten zbiega sie z ro z­

poczęciem p ie rw szych wierceń za ropą, przeprow adzon ych przez W ładysław a Dłu­

gosza, a uwieńczonych, jak wiadom o, od­

kryciem n iezw ykle bogatych złó ż ropy.

W sp ó łczesn y ten opis, zam ieszczon y w roczniku 1895 czasopism a ,Nafta", które p rze z długie lata było organem Krajowego T w a rzystw a Nutowego, a którego dalszym ciągiem je st w yd a w a n y obecnie „ P rzem ysł N altow y", maluje w jaskraw ych barw ych zaniedbanie zagłębia ze stron y ów czesnych w ładz austriackich.

„P oczątki rozw oju p rzem y słu naftow ego w B o ry sław iu sięgają w d aleką przeszłość.

W roku 1855 zaczął R. D om s poszukiw ania na w ięk szą skalę, a w roku 1865 na p rz estrze n i 20 m orgów jest już w ruchu około 6.000 szy bów kopanych, w y d ający ch w o sk ziem ny i ropę.

T e re n y kopalniane należały p rzew ażnie do chłopów i początkow o, o g ran iczały się na b a r­

dzo m ałą przestrzeń . Chłop nigdy p raw ie nie sp rz ed aw a ł gruntu, tylko zakopy, t. j. praw o kopania szybu w oznaczonem miejscu. C ena takiego zakopu sto so w ała się głów nie do tego, c z y w sąsiedztw ie już co było lub nie.

P rze d się b io rstw w iększych nie było, a p rz ed ­ siębiorca z w y k ły posiadał ledw ie kilka zakopów czyli szybów , k tó re znow u zw ykle w spółce z innym i przedsiębiorcam i eksploatow ał.

Do jednego zakopu było czasem ośmiu i w ię­

cej w spólników , a c y fry te w porów naniu z liczbą szy b ó w dają nam o b ra z liczby p rz e d ­ siębiorców .

P o rz ą d e k robili „koczy n ierzy “, k tórych p rz ed ­ siębiorcy najm ow ali do w y rz u can ia się n a w z a ­ jem z kopalń! Insty tu cja ta udow odniła w p ra k ­ ty c e zastosow anie p ra w a pięści w Galicji i g ra ­ so w ała bezkarnie dosyć długo. Na łanie, zajm u­

jącym h ek tar pow ierzchni zn ajd y w ało się 100 i w ięcej szybów , a granica dopuszczalnego od­

dalenia szyb ów m iędzy sobą ustanow iona nie była.

Regulam in kopalniany z roku 1867 usiłow ał, p rzez ograniczenie czasokresu pozw olenia, udzie­

lanego do pogłębiania szybów , a w zględnie p rz ez zm uszenie w łaścicieli do niep rzerw an eg o po­

pędu, liczbę szy b ó w ograniczyć.

Liczbę w szy stk ich zaczęty ch i pogłębianych szy b ó w m ożna tylko w przybliżeniu oznaczyć, i sum a 15.000 z pew nością nie jest za w y so k a.

S z y b y te są założone na przestrzen i 32 h ek ta­

ró w i c y fry te dają nam p rzyb liżon y o b ra z te ­ renu kopalnianego, teg o sita z m asą studni!

O zabezpieczaniu opuszczonych szy b ó w Inspekcja d aw n a nie m yślała, a w re szcie b ra k b yło jej środk ów pieniężnych do porządnego p rz ep ro w ad zen ia tych robót, g d y ż w łaściciel z a czą w szy pogłębianie szybu z niedostatecznym kapitałem — b ard zo często p o rzucał szyb i zo­

staw iał go na op atrzn ość B ożą!

S zy b y takie zabezpieczano w ten sposób, że kładziono w głębokości co najw yżej jednego m etra o d pow ierzchni kilka desek, p rz y sy p y - w ano kilkom a kam ieniam i i liczono na to, że się z czasem c a ły tere n osunie i d ziu ry w ypełni.

N iejednokrotnie zd a rza się i teraz, że ludzie do tak ich dziur po deszczach p ow stały ch , czyli do ta k zw an y ch ro z w a łó w w p ad ają i giną, lecz p rzeciw tem u w łaśc iw ie skutecznej ra d y nie ma, albow iem trudno dociec, gdzie się s ta re opusz­

czone s z y b y znajdują.

R o b oty w ty m po dzu raw ion ym teren ie są b a r­

dzo tru d n e i niebezpieczne, g d y ż p ra w ie k aż d y opuszczony szyb z a w ie ra p iecz ary w ypełnione w od ą deszczow ą, jako też gazam i, k tó re się w sk u tek butw ienia d rz e w a i rozkładu innych ciał organiczn ych w yw iązują.

P ró c z tego piaskow iec b o ry sław sk i za w iera tro chę siarki i p rz y pom ocy soli o ra z g azów w ęglo w o d o ro w y ch w y tw a rz a się całe lab o ra­

torium trujących gazów .

G dy robotnik ty lk o sączącą się w o d ę z ściany chodnika p rz y robocie spo strzeże, w tej chwili ucieka, g d y ż grozi mu niebezpieczeństw o życia p rzez zatrucie gazam i, lub zalanie w odą.

Zaw ód górniczy m a zatem w B orysław iu do w alczenia z w ielom a przeciw nościam i i nie­

bezpieczeństw am i i dlatego też u staw a z r. 1884 w y p o w ied ziała zasadę, że ruch tych kopalń ty l­

ko pod kierow nictw em i nadzorem osób p rzez w ład z ę górniczą uznanych — o d b yw ać się może.

Z asada ta jednak w p ra k ty c e nie zo stała ściśle zastosow an a, gdyż p rzez dodanie słó w w § 23 projektu rząd o w eg o : „przynajm niej p ra k ty c zn e uzdolnienie“, z o stały w ym ogi żąd a­

nego uzdolnienia do minimum zredukow ane. Do niedaw nego czasu m iały kopalnie w B orysław iu tylko jednego akadem ika górniczego, jako in ży­

niera, czy d y rek to ra.

W iększość kierow ników nie posiada żadnego zaw odow ego w yk ształcen ia, a n a w e t m iędzy nimi są indyw idua napędzone z innych urzędów , i za kradzież, lub sprzeniew ierzen ie sądow nie skazane.

M aterjał d o zo rczy nie jest lep szy i jeszcze po­

przednio, gdy byli sta rz y do św iadczeni d o zo r­

cy, znający dokładnie te re n — b y ły stosunki o tyle lepsze, że ludzie ci rzeczy w iście ro z u ­ mieli się na tej robocie kopalnianej i sta re s z y b y znali.

D ozorców nie brak, będzie ich z g ó rą 600, lecz m ała tylko ilość od po w iada zadaniu i dlatego też na pytanie, cz y d o zo rcy i k ierow nicy rz e ­

(6)

Zeszyt 23 „PRZEM YSŁ N AFTOW Y“ S tr. 529 czyw iście uzdolnienie p ra k ty c zn e udowodnili,

odpow iedzieć nie m ożem y.

W ostatnich czasach w arunki uznania u tru d ­ niono, dozorca musi umieć cz y ta ć i pisać i w y ­ kazać się rzeczyw iście p raktycznem uzdolnieniem.

U zyskanie urzędow ego uznania, czyli ta k z w a­

nego d ek retu b y ło zw ykle dla dotyczącego do­

z o rcy z w ielkiem i korzyściam i połączone, gd y ż oddaw ało mu w ręce robotników pod nim p ra ­ cujących.

R obotnicy ci — jeżeli nie byli tubylcam i — musieli m ieszkać u niego lub jego żony, b rać w jego kram ie a rty k u ły żyw ności, a p rócz tego jeszcze opłacać się, a b y dostali robotę bez p rz erw y .

R obotnicy płacą „m ohorycz“, „k asjern e“

i „pniow e“, kupują u dozo rcy tytoń, ca łą ży w n o ść i napitek, a po tygodniow ej p ra cy zo­

staje się im m ała k w o ta zarobku, o k tó rą jeszcze często sk arży ć m uszą.

Stosunki te polepszają się, lecz niska inteli­

gencja naszego chłopa ruskiego stoi tem u polep­

szeniu na przeszkodzie, zw łaszcza, że robotnik inteligentniejszy i nie d ający się w y z y sk a ć, k re ­ d ytu nie dostanie i z tego pow odu z B ory sław ia ucieka.

Kto targ u robotników w B orysław iu nie w i­

dział, kto nie p rz y p a trz y ł się jak d o zorca ogląda ręce, m uszkuły i ram iona dotyczącego, na jedną szychtę się zaprzedającego robotnika — i potem go na bok odstaw ia — m ów iąc „pójdziesz do jam y “ — ten nie poznał naszej Kalifornji z naj­

ohydniejszej strony.

O zaw o d o w e w y k szta łc en ie robotnika nikt nie p yta, nikt się nie troszczy , c z y robotnik ten jest w stanie w y k o n ać żą daną robotę, c z y zna nie­

bezpieczeństw o, c z y się umie obchodzić z n a­

rzędziam i, ty lk o w najw iększych i najporządniej­

szych p rzedsiębiorstw ach musi się poddać ro ­ botnik oględzinom lekarskim , cz y jest zdrów i do p ra cy zdolny.

O becnie już jest w w ielu p rzed sięb io rstw ach potęga d ozorców złam ana, lecz w m niejszych p rzedsiębiorstw ach i spółkach są oni i dzisiaj jeszcze w łaściw y m i kierow nikam i i zarządcam i.

N iektóre kopalnie, a w zględnie szy b y posia­

dają w ielu w spółw łaścicieli, a dozorca ściąga od nich pieniądze na robotę, w y p ła c a robotników , rozdziela zyski i w ykonuje w rzeczy w isto ści c a ły za rzą d kopalni. Szyb taki m a w p raw d zie kierow nika p rz ez w ład z ę zatw ierdzonego, lecz w rzeczyw istości robotam i kieruje sam dozorca.

Z resztą trudno n aw et w ym agać, a b y kierow nik taki mógł sw e obow iązki sum iennie w y k o n y w ać, kopalnię zw iedzać, pom iary robić, skoro mu do­

zorca lub w spółw łaściciel 3 do 4 z łr m iesięcznie od szybu płacą.

Z resztą b ard zo często obecność kierow nika jest dozorcy nie na rękę, zw ła szcz a w ted y , gdy on z sąsiedniej kopalni kradnie w osk, lub p rz ed ­ siębierze zakazane roboty, za k tó re kierow nik odpow iada.

B ardzo często p rz y takich robotach zmienia dozorca co szychtę robotników , g d y ż się oba­

w ia, a b y się nie w y d a ło , że się p row adzi ro b o ty nie dozw olone, lub w m iejscach zabronionych.

W śró d takich sto sun kó w jest n atu raln ą rzeczą, że się zaw o d o w y stan g órniczy robotników w B o ry sław iu w y ro b ić nie m oże, g dyż nie znaj­

duje on tam po trzebnego utrzym ania. Szczegól­

nie w czasach przednów ku, lub po żniw ach jest p rz y p ły w robotników w B ory sław iu o g rom n y i zarob ek spada. W ty m czasie nie m oże ro b o t­

nik za w o d o w y w y trz y m a ć konkurencji z pro sty m chłopem , k tó ry chce zarobku na podatek, lub tytoń.

Na pochw ałę kilku w ięk szych p rz ed sięb io rstw za zn ac zy ć potrzeba, że do kładają one w szelkich starań , a b y sobie robotników za w od ow ych z a ­ pew nić. U siłow ania te napo tyk ają na ogrom ne trudności, gdyż robotnik n a żydow skiej k w a ­ te rz e jest zw ykle od sw ego go spo darza zaw isły,, a ten nie zaw sze pozw ala mu iść do roboty.

Z ależy to w pierw szej linji od tego, w iele ro ­ botnik m a długu za w ikt i stancję i p rz em y śln y gospo darz tak długo o b rab ia sw oją ofiarę, ż e

* jej tylko na siebie p racow ać pozw ala. „P oco ci chodzić codzienie do roboty, kiedy ci w y s ta r ­ cza trzy d n io w a p ra ca na utrzym anie, w ódkę i ty to ń “ ? argum ent ten przem aw ia do sła b ­ szych i leniw szych bardzo dosadnie, a w y n i­

kiem teg o jest nieregularne uczęszczanie do roboty.

Z resztą chłop n asz na robocie w B o rysław iu dobrze się baw i, g d y ż zw ykle zo staw ia żonę w domu, a sam jako słom iany w do w iec próbuje szczęścia u b o ry sław skiej płci pięknej!

W ątpim y bardzo, cz y na tę m asę robotników (6.000) jest w ięcej jak 600 z żonam i; przew ażn a część żyje w konkubinacie i to nie ścisłym , lecz n ad e r w olnym , a n aw et w w ysokim stopniu rozw iązłym .

R ozpusta, w yu zd an ie i zupełna dem oralizacja zagnieździły się tam i rzeczy w iście nie m oże być inaczej, skoro w łaśn ie ten kierunek część bo- ry sław sk ic h obyw ateli popiera i z podłych n a­

m iętności ciągnie zyski.

W izbach w ziem ię zapad ły ch śpi n a barłogu lub ziem i — po kilkanaście osób b ez w zględu na płeć — w atm osferze, jakiejby n aw et Zola opisać nie potrafił. — R óżnice w ieku, płci, obrządku znikają p rz y libacjach w ód czan ych — i tylko w czasach zm ian sz y c h ty w y n u rz ają się z ty ch n o r tw a rz e obrzm iałe, żółte, o obłędnym w zroku, i ociężały m krokiem idą „pod g ó rę“, aby się w y n a ją ć cło roboty.

O b ra zy te są w strę tn e , chociaż z drugiej stro n y nie b ra k licznych k o n trastó w . R obotnik m azurski b ardzo prędko zdoła sobie stw o rz y ć jakieś porządniejsze m ieszkanie, jak te ż w y z w o ­ lić się ze szponów „g o sp o d arzy “ i znaleść p racę w porządnem przedsiębiorstw ie. Z arobek jego jest stosunkow o dosyć dobry i w niektórych ra ­ cjonalnie p ro w adzo ny ch kopalniach o trzy m u ją robotnicy regularnie do p ra c y przy ch o d zący , w y ż sz ą płacę.

Inne przed sięb io rstw a ulegają w iecznej zm ia­

nie. Dzisiaj szyb ten eksploatuje trzech, jutro sześciu, lub dziesięciu w spólników n a w ła sn ą rękę, lub z a w iera znow u układ z p rzedsiębiorcą, jednym lub w ielom a, a eksploatację tego sam ego szybu za o p łatą udziału w naturze, lub za pew ną

(7)

S tr. 530 „PRZEM YSŁ NAFTOW Y“ Zeszyt 23 z góry oznaczoną cenę w y d o b y teg o w osku. —

Chaos ten bezgraniczny, ta ciągła giełda, nie m oże ustalić stosunków borysław skich.

G dy jest w osk, to spółka istnieje, ale g d y go niema, gdy p o trzeb a w iększych w kładów , w te d y w pierw szej chwili tw o rz y się w ięk sza spółka, a gdy re zu ltaty są niepom yślne, w te d y idzie szyb na „w olne“. R obotnik p ra cu jący w jednym szybie m oże w przeciągu jednego roku kilka­

krotnie zm ienić sw ych gospodarzy.

Na zakończenie m usim y nieco w spom nieć 0 jeszcze jednej gałęzi przem ysłu górniczego w B orysław iu, to jest o w arzelniach soli, — gdyż p rzem y sł ten nie stoi pod żadnym nadzorem .

G órotw ór b o ry sław sk i tw o rz y w znacznej ilości ił solonośny, a n aw et w niektórych miej- schach przychodzi c z y sta sól kam ienna w k r y ­ ształach z b ardzo ładnem i zam knięciam i ro p y 1 w osku.

Ił ten solonośny w ygotow ują przem yślni przedsiębiorcy i sól w ten sposób uzyskaną sprzedają na litry.

Sól ta zaw iera b ardzo często gips, jest w w y ­ sokim stopniu zanieczyszczona odpadkam i w osku ziem nego i ro p y — lecz zw ykle jest poszuki­

w aną, g d y ż cena jej w ynosi zw ykle 2 ce n ty za litr.

W iele soli tej w B orysław iu produkują nie w iem y — lecz tylko to stw ierdzić m usimy, że sól rz ąd o w a w B ory sław iu niem a w ielkiego po­

pytu i w iększość m ieszkańców popiera p rz e ­ m ysł dom ow y.

Z d arza się czasem , że c. k. S tra ż sk arb o w a zrobi „B efund“ i kilka m etry czn y ch cen tn aró w soli w ra z z w ózkiem chw yci — lecz p rz em y sł ten kw itnie dalej i głów nych p rzed siębiorców w y łap a ć nie m ożna.

Na pocieszenie c. k. S karbu podnieść m u­

sim y, żę ta g ałęź przem ysłu, ró w nież jak i han­

del krad zio ny m w oskiem , chyli się już ku upad­

kow i i że zjednoczenie kopalń bo ry sław sk ich odejm ie po d staw ę bytu ty m — do niedaw na jeszcze w pełnym rozw oju, b ędącym in sty ­ tucjom “.

D r . S te f a n B A R T O S Z E W I C Z Warszawa

W ładysław D ługosz

Z e w s p o m n ie ń i o b s e r w a c y j o s o b is ty c h

P re z e s a D ługosza poznałem przed przeszło trzy d ziestu laty. W roku 1898 przejeżdżałem późną jesienią p rzez B ory sław , w ra c a ją c ze Schodnicy, ze zjazdu pracow nikó w um ysłow ych przem ysłu naftow ego, gdzie w y stęp o w a łem jako delegat zachodniej Galicji. W tym czasie Schodnica b y ła centrem przem ysłu naftow ego, a B o ry sław b y ł jeszcze p raw ie pustkow iem . Długosz, podów czas d y re k to r G alicyjskiego K arpackiego T o w a rz y stw a Naftowego w B o­

ry sław iu, prow adził tam od r. 1893 w iercen ia pierw szy ch głębszy ch s z y b ó w 1).

B y ła to niedziela w ieczorem . P rzy jech ałem końmi ze Schodnicy na stację kolejow ą w Bo­

*) Wiercenia te połączone byty z wielkiemi trud­

nościami, gdyż w głębokości ponad 500 m napoty­

kano ściskające pokłady w oskow e. Długosz nie zra­

żał się tem i prowadził przez czas dłuższy wiercenie jednego szybu w brew nawet decyzji głów nego akcjo­

nariusza Karpackiego Tow arzystw a, Mac Garve‘a, który zwątpił zupełnie w m ożliwość osiągnięcia do­

datnich rezultatów. Długosz wprowadził pierwszy rury grubościenne i żerdzie żelazne, zamiast do­

tychczas używanych drewnianych, i przez te udo­

skonalenia techniczne, które stanow iły do pewnego stopnia przewrót w wiertnictwie, dotarł w latach 1896— 1897 do pokładów w głębokości 800—900 m, w których otrzymał kilkowagonową produkcję dzienną, i w ten sposób stał się odkrywcą głębokiej ropy w Borysławiu.

ry sław iu i czekając n a pociąg w restauracji kolejowej, k tó ra bodaj cz y nie b y ła w ó w c zas jed y n ą przy zw o itszą re sta u rac ją w B orysław iu, zastałem tam sam otnie siedzącego D ługosza.

Jako człow iek b ard zo to w arzy sk i, p ierw szy rozpoczął on ze m ną rozm ow ę, i w te d y już na podstaw ie p ierw szy ch o trzy m an y ch rezu ltató w w y ra z ił zdanie, że B o ry sła w cz ek a w ielka p rzyszłość. Nie w idzieliśm y się potem p rzez kilka lat, i nie p rzy pu szczałem w ted y , po tem p ierw szem spotkaniu, że losy przem ysłu nafto­

w ego zbliżą n as n ieraz do siebie, i że często sp otyk ać się będziem y p rz y p ra c y n a ogólnem i spraw am i przem ysłu.

P rzep o w ied n ie D ługosza co do B o ry sław ia ziściły się bard zo p rędko : po upływ ie kilku lat ca ła p rz estrze ń B o ry sław ia i sąsiednich T u sta- now ic p o k ry ła się w ieżam i w iertniczem i ro zm a­

itych polskich i zagraniczn ych p rzedsiębio rstw . W tym to okresie, a ż do pierw szy ch lat w ojny św iatow ej, m iałem , jako s e k re ta rz K rajow ego T o w a rz y s tw a Naftowego, sposobność b y ć św iad ­

kiem działalności D ługosza i o b serw o w ać z bliska ten niezaw odnie najruchliw szy i naj­

św ietn iejszy o k re s w życiu Jubilata, k ied y z d y re k to ra K arpackiego T o w a rz y s tw a sta ł się w ielkim sam odzielnym p rzem ysłow cem pol­

skim, kiedy jako poseł na Sejm i do R a d y P a ń ­ stw a, zaczął b rać czyn ny udział w życiu poli- tycznem , i kiedy w re szcie w rząd zie w iedeńskim zo stał m inistrem dla Galicji. K arjera ży ciow a

(8)

człow ieka, k tó ry o d k ry ł B o ry sław , d o trzy m y ­ w a ła p rzez c a ły czas kroku w ielkiem u rozpę­

dow i sam ego przem ysłu, a naw et po szła dalej, bo poza p rzem ysłem w k ro c z y ła w dziedzinę szerokiej działalności społecznej i politycznej.

Dla T o w a rz y s tw a K arpackiego stał się B o­

ry s ła w po odkryciu ropy przez D ługosza najpo­

w ażniejszym i najw ięcej w arto ścio w y m objek- tem , k tó ry ró sł i ro z szerz ał się z dnia n a dzień.

W m iarę w z ra sta n ia produkcji na terenach n a­

leżących do T o w a rz y stw a , w iercono coraz w iększą ilość szybów , zakupyw ano now e te re ­ n y w sąsiednich T ustanow icach, budow ano ru­

rociągi i zbiorniki. Stanow isko d y re k to ra s ta ­ w ało się coraz bardziej odpow iedzialne, w y m a ­ gało co raz w ięcej p ra cy , energji i zapobiegli­

w ości, ale też i zysk iw ało c o ra z w ięcej n a zn a­

czeniu. D y re k to r D ługosz dzięki sw ej niezw ykłej energji, szybkiej decyzji i ogrom nej p raco w i­

tości, trzy m a ł w szy stk o w sw oim ręku. Jako s e k re ta rz K rajow ego T o w a rz y s tw a Naftowego b y w ałem często w B orysław iu w zarząd zie G a­

licyjskiego K arpackiego T o w a rz y s tw a Naftowego i w idziałem , jak pod spręży stem k ierow nictw em D ługosza pow ięk szała się ilość pracow ników , ro z ra sta ła się adm inistracja, jak o w szy stkiem d ecy d o w ał d yrek to r, jak w nikał w k ażdą sp ra w ę i sam załatw iał interesantów .

D ziałalność D y re k to ra D ługosza rozszerzać się zaczęła z czasem także poza obręb K arpac­

kiego T o w a rz y stw a . R ozw ijające się w szyb- kiem tem pie kopalnictw o naftow e w B orysław iu w ysu n ęło m nóstw o sp ra w lokalnych, jak n. p.

bu dow a dróg, budow a m ieszkań dla w z ra s ta ­ jącej w niezw ykle szybki sposób ludności p ra ­ cow niczej, p rzepro w adzenie sieci telefonicznej i telegraficznej i inne. S p raw y te m usiały być za łatw ian e w porozum ieniu i w spólnie z p rz ed ­ staw icielam i w ięk szy ch i m niejszych p rzed się­

biorstw , a głos przedstaw iciela najw iększej firm y, jakim b y ł d y re k to r D ługosz, b y ł zw ykle decydujący. D ługosz dzięki inicjatyw ie, k tó ra go ch a rak tery zo w a ła , i dzięki dużej ofiarności z y ­ skiw ał w B orysław iu co raz w ięcej uznania i po­

pularności, czego najlepszym dow odem było, iż o b ra n y zo stał prezesem czynnym , a następnie honorow ym tam tejszego „S oko ła“ ; sam byłem św iadkiem wielkiej i serdecznej owacji, jaką

„S okół“ b o ry sław sk i urządził sw em u za ło ż y ­ cielowi, fundatorow i i prezesow i, w dniu za w ie­

szenia jego p o rtre tu w sali „S oko ła“.

N iebaw em losy przem ysłu naftow ego zm usiły D ługosza do szerszej jeszcze działalności.

W r. 1907 zaczyna produkcja su ro w ca naftow ego ta k gw ałtow nie w z ra sta ć , że pow oduje p o w a żn y k ry z y s w przem yśle naftow ym . C ena ro p y spada z norm alnej c e n y 5 do 7 Koron za 100 kg poniżej jednej korony, i n aw et te przedsiębio r­

stw a, któ ry ch s z y b y d aw ały dużą produkcję, zaczy nają ponosić s tra ty . G dy w r. 1908 dow ier- cono szyb „Oil C ity “, k tó ry w y rz u c a ł p ocząt­

kow o po 100 w ago nó w dziennie, zaczęła ropa p rzelew ać się ze zbiorników kopalnianych po cały m terenie, tak iż m usiano sp rzed aw ać ją za bezcen, rafinerje bow iem częściow o nie m ogły o d b ierać tak w ielkich ilości ropy, a częściow o

Zeszyt 23 „PRZEM YSŁ

w y z y sk iw a ły ciężką sy tu ację pro du cen tów i g ra ły na dalszą zniżkę. W te d y to zaczęło K ra­

jow e T o w a rz y stw o N aftow e po p u lary zo w ać i p ro pago w ać m yśl stoso w ania ro p y do celów opałow ych. N iektóre fab ry ki (elektrow nia w e L w ow ie, gorzelnie i m łyny) z a czę ły w rz e c z y ­ w istości opalać kotły ropą, lecz rosn ąca g w a ł­

tow nie produkcja w y m ag a ła szerszeg o sto so w a­

nia ro p y do tego celu, i na jednem z posiedzeń K rajow ego T o w a rz y s tw a N aftow ego uchw alono rozpocząć akcję w kierunku nakłonienia rządu austriackiego do zap ro w ad zenia opału ropnego na kolejach galicyjskich. S p ra w a ta nie b y ła ła tw a do p rzeprow adzen ia, g d y ż w y m ag a ła du­

żych inw estycyj, jak bu d o w y zbiorników na stacjach kolejow ych, przeróbki palenisk na loko­

m otyw ach, a w reszcie budow y osobnej fab ry ki dla odbenzynow ania ropy. B ezustannie sz ły po­

dania i m em orjały do W iednia i w y je ż d ż a ły delegacje do Koła Polskiego, i do m inistrów kolei, skarbu i robót publicznych. W delegacjach ty ch Długosz, w ó w czas już poseł na Sejm i członek W y d ziału K rajow ego T o w a rz y stw a N aftow ego, brał czy n n y udział, i głos jego, jako o d k ry w c y B o ry sław ia i d y re k to ra najw iększej firm y m iał specjalnie duże znaczenie. G dy w końcu udało się nam sp ro w ad zić do B o ry sła ­ w ia m inistra kolei D ra D erszattę, b y go n ao cz­

nie p rzek on ać o w ielkich b o gactw ach n afto­

w ych B o ry sław ia i o ich m arnow aniu, D ługosz robił honory go spodarza domu, o p ro w ad zał po zagłębiu m inistra i jego otoczenie i d aw ał po­

trzeb n e w yjaśnienia, a następnie po dczas w y d a ­ nego n a cześć m inistra p rzyjęcia w y g ło sił m ow ę, jedną m oże z p ierw szy ch sw oich w ielkich m ów , w której um iał połączyć serd eczn ą gościnność z rzeczow em i w yw od am i konieczności ra to w a ­ nia przem ysłu.

Jeśli już na drugi dzień w D rohobyczu naszk i­

cow ana zo stała p rz ez w y b itn y ch p raw n ik ów D ra L ów ensteina i D ra G oldham m era pro w izo ­ ry c zn a um ow a, za ak cep to w an a p rzez m inistra' kolei, w której m inisterstw o zo bo w iązyw ało się do odbioru w ciągu pięciu lat 150.000 w ag on ów ropy dla opalania lokom otyw , to p rz e d e w sz y st- kiem b y ła to zasługa D ługosza i W ydziału K ra­

jow ego T o w a rz y stw a N aftow ego, do któ reg o należeli w ó w c zas G orayski jako prezes, W olski jak o w iceprezes, hr. Zam oyski, Dr. G oldham m er i inni.

P o podpisaniu tej um owy, k tó rą p otw ierdził K rajow y Z w iązek P ro d u cen tó w R opy, u tw o ­ rzo n y 5 lipca 1908 r. na posiedzeniu w sali R atu ­ szow ej m iasta L w ow a, za czę ły się długie p e r­

trak ta cje z m inisterstw em i d y rekcją kolei w e Lw ow ie, w n astęp stw ie k tó ry ch w y b u d o w a n o w B orysław iu p ierw sze zbiorniki ziem ne o po­

jem ności 30.000 w agonów . Zbiorniki te o k a z a ły się jednak n iew y starczające dla rosnącej w ciąż produkcji. T ym czasem w roku n astęp n y m rząd zw lekał z kred ytam i na budow ę drugiej serji zbiorników , mimo iż sy tuacja w B ory sław iu s ta ­ w a ła się co raz bardziej k ry ty cz n ą. W te d y po­

stanow iono uciec się do innego śro d k a : sk o rz y ­ stano m ianow icie z tego, że „V acuum Oil C om ­ p a n y “, posiadając rafinerię w n aszy m kraju, z a in tereso w ało się kupnem w iększej ilości ro p y .

N AFTOW Y“ S tr. 531

(9)

Do A ntw erpii i H am burga w y b ra ła się delegacja, do której należał D ługosz, W olski i Zam oyski, dla przep ro w ad zen ia p e rtra k ta c y j o sp rzed aż ro p y i budow ę zbiorników , a ty m czasem w e W iedniu i w Kole Polskiem urabiano opinję, że kraj zm uszony jest do w y z b y cia się sw y ch b o ­ g ac tw i oddania ich w ręce zagranicznego, am e­

rykańskiego kapitału. Zaniepokojone tem Koło P olskie zaczęło energiczniej naciskać na rząd i w y sła ło do H am burga posła B attaglję z pole­

ceniem skłonienia delegacji, b y z a p rz e sta ła dal­

szych p e rta rk ta c y j z A m erykanam i i w ra c a ła do W iednia dla układów

z rząd em austrjackiin, k tó ry w te d y dopiero zgodził się na budow ę dalszych zbior­

ników ziem nych o pojem no­

ści 54.000 w agonów . Cel zo­

sta ł osiągnięty: w y jazd na­

szej delegacji zagranicę p rz y ­ śpieszył akcję ratow niczą dla przem ysłu.

Od tych ciekaw ych w hi­

storii naszego p rzem y słu w y ­ darzeń, w k tó ry ch D ługosz b ra ł w y b itn y udział, w ra ­ cam do opisu jego dalszej osobistej działalności. C zło­

w iek o tak szerokiem ro zm a­

chu, jak D ługosz, nie m ógł się zadow olić stanow iskiem d y re k to ra T a w a rz y stw a K ar­

packiego, mimo, iż stanow i­

sko to b y ło w B o rysław iu pierw szem , daw ało duże do­

chody i było p ra w ie zupełnie niezależnem , gd y ż d y re k to r D ługosz cieszył się ogrom - nem zaufaniem , uznaniem i przyjaźnią najw iększego akcjonariusza i p re z e sa rad y nadzorczej T o w a rz y stw a p.

W . H. M ac G a rv e y ‘a. D opro­

w a d ziw szy do rozkw itu p rzedsiębio rstw o, pozo stają­

ce pod jego kierow nictw em rozpoczyn a D ługosz n ow y okres sw ej p ra c y w p rze­

m yśle naftow ym jako sam oistny przedsiębiorca.

W roku 1908 zak ład a z bar. P o pperem i Dem ­ bow skim „G alicyjską Spółkę N aftow ą“, potem tw o rz y spółkę „D ługosz-Ł aszcz“, a w roku 1909 n ab y w a p ra w a naftow e na teren ach rz ąd o ­ w y c h i z T o w a rz y stw e m K arpackiem zaw ią­

zuje spółkę „D ąb ro w a“ dla w ierceń na tych terenach. W okresie ty m o dw iercą około 30 głębokich szy b ó w , a produkcja m iesięczna na teren ach spółek zaw iązan y ch p rz ez D ługosza dochodzi do 1.300 w ag o n ó w m iesięcznie; ta ­ kiej produkcji p oza koncernem „M ałopolska“

niem a dzisiaj u nas żad na firm a. D ługosz w ciągu kilku la t staje się w ielkim przem y ­ sło w cem naftow ym .

Z daw ało b y się, że już sam e zajęcia, zw iązane z k ierow nictw em ogrom nego p rzedsiębiorstw a, m ogły tak dokładnie w y pełnić c z as i życie Dłu-

S tr. 532

goszow i, że na p race w innych dziedzinach nie zo staw ało m iejsca; ty m czasem od roku 1908 D ługosz zaczy n a b ra ć czy n n y udział w życiu politycznem kraju. B y zrozum ieć pow ody, k tó re skłoniły D ługosza do ubiegania się o m andat poselski do Sejmu Galicyjskiego, p o w ierzon y mu w r. 1908 p rzez pow iat gorlicki, trze b a pokrótce uprzytom nić sobie tę atm osferę polityczną i te p rądy, jakie po dó w czas p an o w ały w Galicji.

W czasie ty m Galicja, kraj dotąd p raw ie w y ­ łącznie rolniczy, za czy n a p rz eży w a ć o kres ro z ­ w oju życia p rzem ysłow ego. Dla ochrony i po­

p arcia p rzem y słu p o w staje P olski B ank P rz e m y sło w y i takie instytucje, jak C en­

tra ln y Z w iązek P rze m y słu i Liga P rze m y sło w a , n a jw y ­ bitniejsi ludzie p orzucają po­

s a d y rząd ow e, b y stan ąć na czele p rz ed sięb io rstw lub organizacyj p rzem y słow y ch.

R ozw ijający się w niezw ykle szybkiem tem pie p rzem ysł naftow y, k opalniany i rafi­

nery jn y , budow a now ych ra - fineryj w Krośnie, w D ro­

hobyczu rafinerii „D ros“

i O dbenzyniarni P ań stw o w ej, b ud ow a cukrow ni w P r z e ­ w o rsk u i C hodorow ie, po­

pieranie na w ięk sz ą skalę w y tw o ró w przem ysłu ludo­

w ego, oto re zu ltat tej p ra c y i ty ch prądów , jakie o ż y ­ w ia ły ów czesne sp ołeczeń­

stw o, — a ty m czasem p rz e d ­ staw icielstw o w Sejm ie G a­

licyjskim , sk ładające się p ra ­ w ie w y łączn ie z w ielkich i m niejszych w łaścicieli rol­

n ych o raz sfer drobnom iesz- czańskich, nie było w iernem odbiciem stosu nk ów k ra jo ­ w y ch . W kraju zrozum iano, że rep rezen tację sejm ow ą należy uzupełnić i ożyw ić posłam i ze sfer p rz em y sło ­ w y ch. Na posiedzeniach K ra­

jow ego T o w a rz y stw a N aftow ego poruszano z naciskiem m yśl, że p rz em y sł naftow y, m ają­

c y już w ó w c z a s św iato w ą słow ę, w inien m ieć sw oich fach ow ych o bro ń có w w ciałach u sta­

w od aw czych, i zach ęcano w ybitn iejszy ch p rz e ­ m y słow có w do kand yd ow an ia p rz y najbliższych w y b o rach . To było pow odem , że w roku 1908 trzej kandydaci ze sfer naftow ych zdobyli m an ­ d aty , a m ianow icie: D ługosz, L ew akow ski i Zam oyski.

D ługosz w y b ra n y zo stał do Sejm u jako b ez­

p arty jn y , później w stąp ił do stro n n ictw a ludo­

w ego. P o sia d ając m ajątek ziem ski w pow iecie gorlickim , d ąż y ł do pogodzenia in tere só w w iel­

kiego i m ałego posiadacza roli i do zbliżenia ty ch dw óch w a rs tw społecznych. P od nieść tu muszę, że poseł D ługosz za b ra ł się odrazu z w ielkim zapałem do p ra cy poselskiej, uw ażając m andat

Zeszyt 23

„PRZEM YSŁ N A FTO W Y “

W ła d ysła w D ługosz Tano f r e z e s „bUkUlll 1",BL

(10)

Zeszyt 23 „PRZEM YSŁ N A FTO W Y “ S tr. 533 poselski nie za źró d ło w p ły w ó w i znaczenia, ale

p rz ed ew szy stk iem za posterunek, na którym m iał m ożność służenia krajow i. N ajlepszym tego dow odem , że poza spraw am i przem ysłow em i, k tó ry ch by ł rzecznikiem i znaw cą, p rz e p ro w a ­ dzając, m iędzy innemi, uchw ałę sejm ow ą o bu­

dow ie z funduszów k rajo w y ch żelaznych zbior­

ników ropnych o pojem ności 5 ty sięcy w a g o ­ nów , — objął w kom isji szkolnej referat najbardziej zaniedbanej dziedziny bu dow y szkół ludow ych, uzyskał znaczne k re d y ty na ich ro z­

budow ę, i p rzeprow adził zasad ę stosow ania planów norm alnych i technicznego nadzoru nad budow ą. W r. 1909 o b ra n y został m arszałkiem R ad y pow iatow ej w G orlicach i pełnił ten urząd do r. 1923. Jak o poseł i m arszałek, dbał o pod­

niesienie ekonom iczne i kulturalne pow iatu.

Z jego inicjaty w y p o w stało : O kręgow e T o w a ­ rz y stw o Rolnicze, spółka handlow a „S ierp“, zw iązkow e m leczarnie, dom y ludow e; w łasn y m kosztem zało ży ł w G orlicach w z o ro w ą b ursę dla 40 uczni gim nazjalnych, i t. d.

W r. 1911 w y b ra n y został posłem do au striac­

kiej R a d y P ań stw a. W kilka m iesięcy potem , gdy parlam ent zaczął już obradow ać, dzienniki p rzy n io sły w iadom ość, że poseł D ługosz został m ianow an y m inistrem dla Galicji, N aturalnie, w iadom ość ta w sferach naftow ych zrobiła olbrzym ie w rażenie. B yliśm y dumni z tego, że przem y sło w iec naftow y stał się na terenie w ie ­ deńskim obrońcą interesów całego kraju, gdy dotąd stanow isko to zajm ow ane było zaw sze albo przez w ysokiego urzędnika, albo p rzez p re zesa Koła P olskiego; m ówiono w ó w czas w iele o znanem szczęściu D ługosza, o p rz y ­ padku, dzięki którem u został on m inistrem . P rzy p a d k ie m tutaj było tylko to, że po u stą ­ pieniu Zaleskiego, k tó ry został m inistrem skarbu, stronn ictw o ludow e, w e d łu g zaw arte g o w Kole P olskiem układu, m iało p rz ed staw ić k a n d y d a ta na m inistra dla Galicji, a D ługosz n a­

leżał w łaśn ie do stro n n ictw a ludow ego, — ale nie m ożna już n azw ać przypadkiem , że pośród członków stro n n ictw a ludow ego D ługosz by ł ty m , k tó ry na stanow isko m inistra p rzede- w szy stk ie się nadaw ał.

G dy D ługoszow i zaproponow ano objęcie mi­

n isterstw a dla Galicji, to najpierw odm ów ił p rz y ­ jęcia tego stan o w isk a i zam ierzał n aw et tego dnia w y jech ać um yślnie z W iednia, z dw orca kolejow ego sprow adzono go jednak do p rezesa Koła P olskiego Bilińskiego i dopiero tutaj uległ nam ow om jego i Stapińskiego. Biliński w sp o ­ mina w sw y ch znanych pam iętnikach, że D łu­

gosz bronił się p rzez d łuższy czas p rz ed p o ­ jęciem stano w iska m inistra, na k tó re ta k chętnie p rz y sta lib y inni. Ś w iad cz y to o wielkiej i w yjątk o w ej sum ienności człow ieka, k tó ry za w ah a ł się p rzed przyjęciem w ysokiego i od­

pow iedzialnego stanow iska, nie w ied z ąc cz y należycie stanow isku tem u podoła i cz y nie za w ielką bierze na sw e barki odpow iedzialność.

W kilka dni po nom inacji D ługosza na m inistra m iałem sposobność pow itać go w W iedniu, by ł już w pełnym toku sw ego now ego zakresu pracy , pozostając takim p ro stym i serdecznym w obej­

ściu, jakim by ł zaw sze, a nie m ożna zapom inać,

że stanow isko m inistra w stare j m onarchji austriackiej było otoczone w ięk szą aureolą, niż w czasach dzisiejszych.

O działalności D ługosza, jako m inistra, naj­

lepiej św iad czy u ry w e k z pam iętników Biliń­

skiego, k tó ry pisał je p rz y końcu w o jn y św ia­

tow ej, a w ięc w czasie, k iedy z D ługoszem by ł już politycznie poróżniony. Opinja Bilińskiego b y ła w ięc opinja surow ego sędziego, a jednak pisze on o D ługoszu w ten sposób: „M inister D ługosz za b rał się za ra z gorliw ie do p ra c y , w y szu k iw a ł w a żn e sp raw y , pilnow ał ich troskliw ie i zd aw ał o nich Kołu relację ku tego ż zadow oleniu“. W iem y ponadto, że m inister D łu­

gosz, będąc zupełnie niezależnym , stał .na s tra ż y in teresó w n aro do w y ch odw ażnie i p arok ro tn ie zg łaszał sw ą dym isję w ich obronie. Nie p o trze­

buję dodaw ać, że przem ysł nafto w y m iał w mi­

nistrze D ługoszu sw ego najlepszego obrońcę.

Jako se k re ta rz K rajow ego T o w a rz y s tw a N afto­

w ego, udaw ałem się w ielokrotnie do m inistra, gd y o szło o s p ra w y w iększej wagi, jak zm iana tary f kolejow ych, czy też n aw et o sp ra w y drobniejsze, jak n. p. lepsze uposażenie urzędu pocztow ego w B orysław iu, i za w sze b yłem pew ny, że m inister D ługosz lub jego biuro na­

cisną natychm iast odpow iednią sp ręży n ę, by sp ra w ę należycie załatw ić.

Na początku roku 1914 zo stał D ługosz, z po­

w odu pow ażnego nieporozum ienia ze Stapiń- skim, ów czesnym prezesem po słów ludow ych w Kole Polskiem , na w łasn e żądanie zw olniony ze stano w isk a m inistra, ale działalności p olitycz­

nej nie zaniechał. Jak o poseł do R ad y P a ń stw a , objął w chwili w ybuchu w o jn y św iatow ej p rz e ­ w o dnictw o kom isji gospodarczej Koła Polskiego, k tó re mimo, iż p arlam en t nie by ł zw o ły w a n y aż do roku 1917, zbierało się często, b y stać na s tra ż y in teresó w narod ow y ch. D ługosz p ra c o ­ w a ł jako poseł nad odbudow ą zniszczonego

d ziałaniam i w ojennem i kraju, o d w ied zał trz y ­ m aną w b arak ach ew aku ow aną ludność z Ga­

licji, i sta ra ł się ulżyć jej ciężkiem u losowi, a gdy p rz y szed ł czas na staw ianie żądań politycznych, by ł w sp ó łtw ó rc ą słynnej rezolucji posła T etm a­

jera z 28 m aja 1917 roku o w olnej, niepodległej i zjednoczonej P o lsce z dostępem do m orza.

R ezolucja ta sp otk ała się z pew nem i z a strz e ­ żeniam i k o n serw aty w n y ch członków Koła P o l­

skiego, k tó rz y obaw iali się tak o tw a rte g o i śm ia­

łego po staw ienia sp ra w y , a rz ąd austrjacki b y ł w p ro st p rz era żo n y m ożliw ością uchw alenia t a ­ kiej rezolucji. Ó w czesn y au strjacki p re z y d e n t m inistrów hr. C lam -M artinitz zaprosił do siebie posła D ługosza i p rób ow ał skłonić go do w y c o ­ fania rezolucji, p rzed staw iając D ługoszow i sw ój projekt, w k tó ry m P o lsk a m iała b yć sam odziel- nern, lecz ściśle z A ustrją zw iązanem państw em . J a k zaw sze, tak i w tej w ażn ej historycznej chwili, był jednak D ługosz tylko Polakiem , od­

rzucił w ięc p ropozycję hr. C lam a i ro z to c zy ł p rzed nim c a ły sze reg za rzu tó w pod adresem rządu austriackiego, k tó ry nie d o trzy m a ł w z g lę­

dem narodu polskiego żadnej obietnicy, k tóreg o w ład z e w o jskow e zn ęcały się nad ludnością pol­

ską, w ieszając m asam i niew innych, niszcząc ich

(11)

S tr. 534 „PRZEM YSŁ N A FTO W Y “ Zeszyt 23 mienie, trzy m ając latam i w b arak ac h w najg o r­

szych w aru n k ach ew akuow aną ludność. D ługosz m iał też odw agę przepow iedzieć w te d y p re zy ­ dentow i m inistrów ry c h ły upadek gabinetu, co się w k ró tc e stało.

W grudniu 1917 r. w y g ło sił D ługosz w Komisji W ojskow ej D elegacji A ustriackiej sw ą sła w n ą m ow ę, w której w y liczy ł w szy stk ie k rz y w d y , ja­

kich doznała ludność polska podczas w ojny, tra k to w a n a często p rz e z w ład z e w ojskow e jak ludność nieprzyjacielska.

Na skutek w y g ło szen ia tej m ow y oddany zo­

stał D ługosz pod tajn y dozór w ład z austriackich.

F r a n c is z e k B A T U K I E W I C Z Tustanowice

M oja praktyka

B yło to w roku 1897.

P o odbyciu p ra k ty k i pom ocnika w iertniczego i po ukończeniu kursu szkoły w iertniczo-tech - nicznej w B orysław iu, zasiadłem do egzam inu, podczas którego zjaw ił się nagle jak b ły sk aw ica P . D y re k to r D ługosz. Z pół godziny przy słu ch i­

w a ł się zdaw ce, poczem og arn ął n as-w szy stk ich spojrzeniem i sk o rz y sta w sz y z pauzy, z jakim ś dziw nym uszm ieszkiem rzek ł do n a s: „Jeśli k tó ry z panów zechce pracy.... p roszę się do mnie zw ró cić“. I odjechał.

No, zw ró cić się, zw rócić! Z nany nam by ł z rozgłosu P a n D y re k to r D ługosz, jako „niesa­

m ow ity pieron“. W y m ag a jący w pracy , nieprze- b iera jący w słow ach, pełen energji, rozm achu i silnej woli, skierow anej zaw sze do dopięcia z a ­ m ierzonego celu. Jak o ś z moich kolegów ten i ów w olał gdzieindziej sta ra ć się i znaleść posadę, byle nie w B orysław iu, a „już nie u D ługosza“.

Ale mnie radzili: „Idź, — idź do D ługosza! T y jesteś „m orus“, będzie m iał z ciebie pociechę“.

A i mnie coś ciągnęło do Niego.

P oszedłem , pukam do drzw i kancelaryjki, skleconej z desek, prym ity w n ej w o w y m c z a ­ sie. E nergiczne „p ro szę“ !

'W chodzę, P a n D y re k to r pisze... „Z araz“ ...

„C zego“ ?

„P an D y re k to r kazał się zgłosić po egzam inie“

odpow iadam .

„Aha! ze szkoły w iertniczej... już na posadę kierow nika! A w y w ie rcił P a n już s z y b ? “.

„Nie, robiłem tro ch ę na placu, potem jako po ­ m ocnik w szy bie i zastęp o w ałem w ie rta c z a “.

„Nie gadaj pan, nie gadaj pan! T am w szybie n a M arszałk iew iczce *) u p. inż. N ow aka, gdzieście pom pow ali, chciałem pow iedzieć grusz- kowali, p ółto ra roku! Dużo, dużoś pan w y p ra k ty ­ kow ał! No, niby to coś, ale to panie, to w łaści- D teren będący w łasnością M arszałkiewiczowej, na którym w ierciła w owym czasie (1895 r.) Spółka Naf­

towa Męciński, Płocki, Sroczyński i Suszycki.

W r. 1917 zo stał D ługosz, po śm ierci A ugusta G orayskiego, p re zesa K rajow ego T o w a rz y stw a N aftow ego, k tó ry p iasto w ał tę godność p rzez blisko 40 lat, w y b ra n y p rezesem tegoż to w a ­ rz y stw a. K rajow e T o w a rz y stw o nie m ogło z ro ­ bić lepszego w y b o ru .

Kończąc ten kró tki szkic o p ra c y i zasługach naszego Jubilata, podnieść m uszę, że naj­

piękniejszą o p ra w ę dla sw ego niezw ykle ruchli­

w ego, czynnego i zasłużonego ży cia dał sam D ługosz p rz ez sw oją szc zerą o tw a rtą i dobrą naturę, k tó ra 'zniew ala nietylko go cenić, ale i kochać.

u pana D ługosza

w ie nic, panie B atukiew icz! J a p an a m uszę sam w idzieć w ro bo cie!“ I z w ra c a się do sw ojej praw ej ręki na kopalni Ja sia R ączk o w sk ieg o :

„W eź go za pom ocnika do T u r k a ! 2). A, panie, um iesz pan w e rb la p rz y k rę c ić ? Bo jak mi pan tam co zm aluje...“ nie dokończył, bo już ca ła ch m ara ży d ó w n acisk ała z interesam i.

P rz e z jaki m iesiąc pracuję ted y jako drugi po­

m ocnik „g ó rn y “. P a n D y re k to r w p a d a często n a kopalnię w rozm aitych porach, po szyb ach ugania jak rakieta, z energją, iżb y um arłego po­

ruszył... A za w sze „spsioczył“, zw y m y ślał, na- groził, czasem pochw alił z uznaniem i pow agą.

Na mnie n ieraz p o p atrz y ł z jakim ś figlarnym uśm iechem i sztu rk n ą w szy „ Ja sia“ w bo k:

„Jasiu! — p ow iada — robi jakoś panicz, tylko mu nie folguj! A daj mu tam m ieszkanie w b a ­ raku kopalnianym , nich się nie w a la po ż y d o w ­ skich norach, psia k re w !“.

W jakiś czas w o ła mnie P a n D y re k to r: „ P a ­ nie, panie! jak to panu na im ię ?“.

„F ran ciszek “ — odpow iadam .

„O tóż panie F ranciszku! co tam panu z rob oty podrzędnego pom ocnika, — żebym ja pana w i­

dział pierw szym , p rz y kluczu, p rz y ław ie, to jużb y to coś było, — poproś pan R ącz k o w ­ skiego, by p an a p rz ezn a czy ł do ro b o ty p rz y ła w ie “.

D obrze. — Aż tu znow u którego ś dnia: „P anie, panie F ranciszku! T a ro b o ta pańska, to ż to k a ż d y p ro sty chłop potrafi. C zem u pan się nie rw ie do hebli, za w ierta cza ?... Jasiu! w y p ró b u j no go cz y umie puścić m aszynę, św id ra zapuszczać, w iercić, ciąg n ąć!“.

W jakiś czas potem zw aliły się ciężkie i pilne ro b o ty kow alskie. P a n D ługosz znow u do m nie:

„P anie F ranciszku, albo to filozofja w iercić I już co ? S kończona pańska ed u kacja? C o ? A n a k o ­ w alstw ie zna się p an ? Ja k „d y m ać“, jak i jaki

2) majster wiertniczy.

(12)

Zeszyt 23 „PRZEM Y SŁ N A FTO W Y “ S tr. 535 ogień robić do czego, jak g rz ać żelazo ? R ęczę

że pan tego słu ch a jak tureckiego k az an ia!“.

A w ięc jazda za pom ocnika kow alskiego, — dym aj, bij m łotem , Uf!... gorąco.

I tak po kolei trz e b a było pod P an em D ługo­

szem w szy stk ieg o p okosztow ać i „ w y p ra k ty k o ­ w a ć “, i p rz y kopaniu ro w ó w na rurociągi, i p rz y skręcaniu tychże, i p rz y ropie i tłoczniach, i w kotłow niach, — słow em trz e b a było poznać c a ły kopalniany ap arat.

N aturalnie w szy stk o w nogi — a ogień się pali.

B y w ieża się nie zajęła m usiał P a n D ługosz sam ogień zagasić, a nas porozm ieszczał, to po sz y ­ bach, to p rz y budow ie zbiorników drew n ian y ch i żelaznych, to po innych robotach. M nie niby jako dozorcę placow ego i tro ch ę do p om o cy m agazynierow i Jam rz e i w kancelarii p. B lichar­

skiem u przydzielił. W czasie tym o trz y m y w a łe m poufalsze nauki i w skazów ki, aż w re szcie a s y ­ stentem (kierow nikiem nocnym ) do pom ocy

P ierw sza kancelaria wybudowana w 1894 r., — w ty le (po lew ej str.) s z y b Nr. 1., p ie rw szy w iercony s zy b w B orysław iu.

P o te m p rzeszło się do budow y ry g ó w , k tóre m iano puścić w ruch na now ych kopalniach.

A do tego m łynka zaczęli n ap ły w a ć p ra k ty k a n ci w dość pow ażnej liczbie: M ac Intosh, W laszek, F reindel de F reindelsberg, G ross, R ykow ski, W itkow ski, M ickiewicz. W e so ła b y ła robota!

W iercim y dziury, rzn iem y belki, deski, rygle, sk ładam y, budujem y i... dykteryjki, anegdoty...

i D ługosza — s a tra p ę obrabiam y jęzoram i.

Aż raz, już w ieża stoi i żó raw — d eszczy k za­

czyna padać, zimno, — m y p ra k ty k a n ci jazd a pod

„bon“ 3), a z nami re szta robotników z m ajstrem budow niczym i w iertniczym . O gienek zrobiliśm y ak u rat w miejscu, gdzie m iał b y ć o tw ó r w ie rtn i­

czy. M ac Intosh w y trz a s n ą ł gdzieś „barabol- ki“ ’)... pieczem y, rozpraw iam y... i jakoś z D łu­

gosza zeszło się na D o b o sz a 5)..., a tu a k u rat w p ad a Długosz! „Dam ja w a m D obosza!“...

p. R ączkow skiem u zostałem . R aczkow ski by ł 3) bon — mostek w w ież y wiertniczej.

ł ) ziemniaki.

o) legendarny zbójnik i bohater Karpat wschodnich.

nap raw d ę tęgi w iertnik, i s p ry tn y a zacn y czło ­ w iek, — polubił mnie, n auczył jak m am zd a w ać ra p o rty P an u D ługoszow i,... jak „cosik po k rę­

cić“, b y się na Jego re p ry m en d y i gniew nie na­

razić. Ale często n a s obu P a n D ługosz na bladze p rz y ła p ał, i obu zw ym y ślał, ale ro b o ta n ap raw d ę p rz y tem zy sk iw a ła i n a energji i n a życiu, bo w niej biło tę tn o se rca i duszy D ługosza!

W p ra cy by liśm y z kolegam i rozdzieleni, ale m ieszkanie m ieliśm y w spólne nad tokarnią...

B yło to późną jesienią, dżdżysto, chlapa śnieżna, — w ięc na noc napaliliśm y szczerze w żelaznym piecyku, (teraz m ogę się już do tego p rzyzn ać) o kraw kam i z desek, b ru só w i rygli. P iękn ie się to paliło i trzask ało , aż piecyk z czerw onego sta ł się biały... i zajęła się ściana i sufit — i sp a­

liła się nasza „w illa“. Zbudzono P a n a D ługosza — pożar!... Aj! co to było... I nasza ucieczka niem al w adam ow ych strojach!

W jakiś czas po p rz ep ro w a d zce n a now e m ieszkanie ro zk az: „Budujcie sam i w ieżę, a m a by ć go to w a w ciągu dnia do 6-tej w iec zó r“.

B udujem y, p o ra w ście k ła : m ży deszczyk, krupki,

Cytaty

Powiązane dokumenty

W e w rześniu 1927 M inisterstwo Przem ysłu i Handlu po w ew nętrznej naradzie postanowiło, jako w ytyczne dla opracow ać się mającego projektu ustaw y naftowej

staci fal kulistych oraz, że na granicy dwóch ośrodków o różnych własnościach sprężystych w ystępują zjawiska załam yw ania się, absorbcji i odbicia się

Tz — Torton zewnętrznej strefy (facja

z ropą próbka płuczki próbka płuczki.. jakościow o

organizacyjnych stoją n iestety ma przeszkodzie pow ażne niebezpieczeństw a, k tóre zaciąży ły nad przem ysłem naftow ym , stw arzając niepew ność sytuacji i

róbczych; przydzielone kontyngenty nie mogą.. być przenoszone na inne przedsiębiorstwa ani też organizacje, z wyjątkiem kontyngentów, nie przekraczających dla

noczonych jest eksploatow ane tą metodą. Stan Pen- sylvanji zgodził się tylko dlatego na stosow anie tej m etody do pola Bradford, g dyż eksploatacja zaczęła się

dów Naftowych om aw ia szczegółow o p.. Autor ośw iadcza się za sko- mercjolizowaniem przedsiębiorstw państw ow ych i stw ierdza na w stępie że ustalenie zasad