• Nie Znaleziono Wyników

Wolny Związkowiec, 1981, nr 34

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wolny Związkowiec, 1981, nr 34"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

BIULETYN INFORMACYJNY KOMISJI ZAKŁADOW EJ NSZZ SOLIDARNOŚĆ

S kł a d r e d a k c j i : H . J a n i a k , Z b . K u p i s i e ­ wi e z , A . T r z a s k a , J . C i e ś l i c k i . S i e d z i b a red: HUTA KATOWICE

T e l . 62 - 89- 05 T l x :031274172 H U T A

DO UŻYTKU WEWN^TRZORGANIZACYJNEGO N a k ł a d : o wiaie w

K A T O W I C E N r 3 4 / 6 7 /

1 65 ROCZNICY Z OKAZJI W !

-• u r o d z in , I s e k r e t a r z K ( i * z p r W ła d y s ła w G o m u łk a o t r z y m a ł w i e l e ż y c z e ń r.

k r a ju i z a g r a n ic y . P r e z y ­ d iu m R a d y N a jw y ż s z e j

‘'-SR R o d z n a c z y ło W ła d y ­ sła w a G o m u łk ę O r d e r e m L e n in a . L ic z n e d e le g a c je w r ę c z y ł y m u t a k i e p o d a r ­ ci; m , in . d e le g a c ja w o js ­ ka o fia r o w a ła W . G o m u łc e p a m ią t k o w y al&utn z d r ie -

*6w W o js k a P o ls k ie g o 'p a l r r z d ję c ie ). F o io : C A P

P o n i ż s z y tekst p o d o b n o pochodzi z i z r a e l s k i e g o d z i e n n i ! a I

"N o w i n y - K u r i e r " , k t ó r y o p u b l i k o w a ł g o w 1 9 7 3 roku.

Pi s z e m y " p o d o b n o " p o n i e w a ż w na s z e ręce trafił, j a k d o t y ­ chczas, d o p i e r o polski od p i s t ł u m a c z e n i a c z e c h o s ł o w a c k i e g o m a s z y n o p i s u , b ę d ą c e g o p r z e k ł a d e m z u j?Q p-f i ń s k i c h n o t a t e k po c h o d z ą c y c h z z a p i s u d o k o n a n e g o g r y p s e r ą w j ę z y k u yi d isch.

Stąd tak dł u g a z w ł o k a w p r z e d s t a w i e n i u teks tu n a s z y m PT C z yte In i kom - p r z e p r a s z a m y !

T r ó b o w a 1 i s'my s i ę " s k o n t a k t o w a ć z r e d a k c j ą " N o w i n y - K u r i e r "

w celu o c z y s z c z e n i a tekstu z n i e u n i k n i o n y c h na tej długi e j d r o d z e z n i e k s z t a ł c e ń , lecz n i e u s t a n n e n a p a d y k o m a n d o s ó w p a l e s t y ń s k i c h na d r u t y te l e f o n i c z n e , o r a z t r u dnos'ci k o n w e r ­ sacji po h e b r a j sku , nie p o z w o l i ł y nam na to.

Z a w i o d ł y r ó wn ie ż p ró b y p o r o z u m i e n i a się z osob a mi w y m i e n i o ­ nymi w tekście: książki t e l e f o n i c z n e nie z a w i e r a j ą o d p o w i e ­ dn i c h nume r ó w , a m a c i e r z y s t e i n s t y t u c j e b y ł y c h p r o m i n e n t ó w nie u d z i e l a j ą i n formacji c o d o m i e j s c ich pobytu.

No cóż, w tej sytuacji p o z o s t a ł o n a m już t yl k o o c z e k i w a n i e na to, że C z y t e l n i c y , ś w i a d k o w i e w y d a r z e ń t a m t y c h lat, z e ­ c h c ą list ow n i e s p r o s t o w a ć e w e n t u a l n e n i es'c i słos'c i i u z u p e ł ­ n i ć luki. / R e d. /

MOJE 14 L A T

N O W I N Y - K U R I E R " : T e k s t ten p o w s t a ł w w y n i k u s ze r e g u r o ż ­ n ów p r o w a d z o n y c h m i ę d z y W ł a d y s ł a w e m G o mu ł k ą , a tym, k t ó r y w r ę k o pis ie w y s t ą p i ł j a k o M.S.

bierny o nim tyle, że w m i e s i ą c a c h m a r z e c - k w i e c i e ń 1971 r.

pr o wad ził on d ł u g i e r o z m o w y z W. G o m u ł k ą , p o m a g a j ą c temu os ta t n i e m u p r z y redakcji j e g o p a m i ę t n i k ó w , Z tych r o z m ó w S. p o c z y n i ł no ta t k i , k t ó r e n a s t ę p n i e p o w ę d r o w a ł y za g r a ­ nicę. Notatki te o b e j m u j ą w s p o m n i e n i a W. Gomuł k i z o k r e s u 1 tu lat j e g o " p a n o w a n i a " i są p o d a n e w f o r m i e l u ź nych Irozmów, w k t ó r y c h G o m u ł k a c h y b a “s z c z e r z e w y p o w i a d a swo j e opinie i sądy na temat r ó ż n y c h w y darzeń, j a k i e z a c h o d z i ł y ti o k r e s i e , w k t ó r y m s p r a w o w a ł w ł a d z ę .

Z achowany zost a ł o r y g in al ny s t y1 w y p o w i e d z i bez ż a d n e g o "l i te irackiego" r e t u s z u i c z y t a l n i c y n a si z a p e w n e bez trudu p o z ­ nają przebi j a j ą c e się w nich: c h a r a k t e r y s t y c z n y s p o s ó b w y ­ sławiania się i -mental nos'ć V|. G o m u ł k i .

.'/ypowiedzi te nie są p a m i ę t n i k a m i w k l a s y c z n y m stylu, d l a ­ tego też wi e l e s p r a w j e s t w n ich p o m i n i ętychfzgodn i e z życzę'

•narm s a meg o G o m u ł k i , k t ó r y m ó w i ł t yl k o o tym co chci a ł nów i ć i co m u o d p o w i a d a ł o .

3dnosi się też w r a ż e n i e , że M.S, j a k b y c e l o w o p r o w o k o w a ł Somułkę do n i e k t ó r y c h w y p o w i e d z i .

jomułka cza sami, j ak c z y t e l n i c y p o z n a j ą z tekst u , w r ę c z xfmawiał o d p o w e wi ed zi na n i e k t ó r e p y ta n i a .

N a z n ac zyliś my te m i e j s c a wftekście, bo i to m a swo j ą w y m o w ę.

I całości tekst tych w y p o w i e d z i p o z w a l a n a m z a j r z e ć za iulisy p a r t y j n e g o k i e r o w n i c t w a Polski L ud owej i bar d zo lobrze o b r a z u j e sy lw et kę s a m e g o G o mu ł k i , d l a t e g o u z n a l i ś m y ,

^e z a i n t e r e s u j e n a s z y c h C z y t e l n i k ó w .

!Mę?ĘGO_BIĘRyTJ]_!LZĄWĄHĄt?

N a dsz edł w r z e s i e ń 195*1. O t w o r z y ł y się drzwi mi e d z e s z y ń s k i e- go w i ę z i e n i a i G o m u ł k a zn a l a z ł się na w o l n o ś c i . C z y był tym z a sko czo n y ?

Nie - o d p o w i e d z i a ł , g dy M.S. go o to z a p yt a ł. W c a l e nie byłem z a s k o c z o n y tym, że m n i e z w o l n i l i , p r z e c i w n i e , o c z e ­ k i w a ł e m tego od da w n a , W /e b y ł e m o d c i ę t y od świata, miałetr d o s t ę p do gazet, w i e d z i a ł e m o śmierci S t a l i n a i z m i a n a c h w Z w i ą z k u Ra d z i e c k i m .

O D T R U T K A NA E R S A T Z -S O C JA L IZ M

W O L N Y ZWIĄZKOWIEC

7 l i s t o p a d a 1981 CENA 5 2 ł

jGdzieś w p o ł o w i e roku 195^ z a s z ł a teź wyraz'na z m ia n a w Izachowaniu się m o i c h s t r a ż n i k ó w . Stali się b a rdz o g r z e c z n i , p o w i e d z i a ł b y m n a d s k a k u j ą c y . J e d e n z nich p o w i e d z i a ł mi:

G o m u ł k a , w y j u ż n i e d ł u g o p e w n i e stąd w y j d z i e c i e . Nie c h o ­ w a j c i e d o nas żalu, r o b i l i ś m y ty l k o t o, c o n a m kazali.

Z r e s z t ą nie by ło w a m t a k źle z nami, W j a k i e ś trzy t ygodnie

i później n a s t ą p i ł o zw o l n i e n i e ,

|M,S, C z y p ob y t w w i ę z i e n ;u był b a r d z o c ię żk i?

• G*: N ie c h c i a ł b y m w r a c a ć w s p o m n i e n i a m i do t am t ych c z a s ó w , i P o w i e m kr ó t k o , że j a k na t ego typu w a r u n k i , r z e c z y w i ś c i e 'nie b y ł o mi źle. Nie m o g ę p o w i e d z i e ć , ż e b y m n i e k to ś f i z y ­

cznie m a l t r e t o w a ł , a le p r z e ż y w a ł e m trudne g o d z i n y z innego powodu. C z ł o w i e k j es t t y l k o c z ł o w i e k i e m i j a , _ j a k każdy

inny na mcim m i e j s c u b a ł e m się, m ó w i ą c po p r o stu , o swoją skórę, W latach 1 9 5 1 " 5 2 d o c h o d z i ł y m n i e o d g ł o s y tego, co.

się d z i a ł o na W ę g r z e c h i g d z i e Indziej i n i e u s t a n n i e m y ś l a ­ ł e m o tym, na co w koń c u B i e r u t się zde c y d u j e .

B y ł e m w trudnej sy t uacji - p r z e c i e ż ja n a p r a w d ę na r a z i ł e m się S t a l i n o w i , w d o d a t k u ż o n a Ży dó wk a.

M.S.: Istotnie, p y t a n i e , d l a c z e g o w t e d y nie d o s z ł o d o p r o ­ cesu p r z e c i w G o m u ł c e , d o d z i ś nie d a j e sp o k o j u hi sto- rykom. W z a s a d z i e w s z y s c y się z g a d z a j ą c o d o tego, że sam B i e r u t był tego p r z y c z y n ą , że c e l o w o zw le k a ł , A l e dlaczego?

Ktoś w y s u n ą ł h i p n o z ę , że po p r o s t u nie s t ać g o było na m o r - d o w a n i e p o l s k i c h k o m u n i s t ó w , że był na to za uczciwy.

G , : Z u p e ł n a bzdu r a. B i e r u t nie był c z ł o w i e k i e m , z d o l n y m do tego ro d z a j u s k r u p u ł ó w . Był to w y c h o w a n e k r a d z i e c k i e g o N K W D i sam b a r d z o by się śmiał, g d y b y m u k t o ś p o w i e d z i a ł , że p o d e j r z e w a j ą g o o j a k ą ś " u c z c i w o ś ć " . Dla B i e r u t a i st ­ n i a ł y t yl k o m o t y w y p o l i t y c z n e i j e g o w ł a s n y interes.

Nie, to było z u p e ł n i e co innego, M,S,: Co m i a n o w i c i e ?

G»: To, co p o wi em , też nie j e st w stu p r o c e n t a c h pewne, A l e p o w i e d z i a ł mi to ktoś - kto k i e d y ś stał b.l i sko B i er u ta

i c h y b a był d o b r z e p o i n f o r m o w a n y . To, ż e u n i k n ą ł e m losu S l a n s k y * e g o i innych, z a w d z i ę c z a m , jak się' zdaje,Bermanowi, M.S.: B e r m a n w a s b ro nił?

G,: N i e , t o nie to, B e r m a n m i a ł być n a s t ę p n y m w kolei Po p r o c e s i e Gomuł ki m i a ł n a s t ą p i ć p r o c es B e rm an a i S-ki, o c z y w i ś c i e s z p i e g ó w i zdr aj có w, i t d . O t ó ż do tego B i e r u t nie c hc i a ł d o p u ś c i ć za ża dną cenę. On b a r d z o się bał Be rm a n a , bał się, że ten w c z a s i e ś l e d z t w a lub p r o c e ­ su m ó g ł b y coś o nim p o w i e d z i e ć . B e r m a n coś w i e d z i a ł o B i e ­ rucie, coś b a r d z o k o m p r o m i - t u j ą c e g o . P o d o b n o Beria w swoim c z a s i e coś tam m o n t o w a ł p r z e c i w S t a l i n o w i i Bferu t był w

to z a m i e s z a n y . W c a l e nie j e s t e m p e w n y , że tak w ł a ś n i e było, a l e tak mi r e ł a c j o n o w a n o tę spraw ę, W k a ż d y m r a z i e jest f aktem, że B i e r u t b a r d z o c h r o n i ł Be r man a , a tym sam y m i m n i e , bo ja m u s i a ł e m p i e r w s z y s ta n ą ć pr z e d sądem.

T a k w ł a ś n i e u ł o ż o n o ten sc en ar i u s z .

M.S,: T o d ziwn e , że B i e r u t nie p o s t a r a ł się, żeby B e r m a n m i a ł różn e p o w i ą z a n i a , . ,

G„: N ie by ło pe w n o ś c i , że po j e g o " z n i k n i ę c i u 11 w s t r a ­ c h u o sw o j ą skórę, n i e o d e z w ą się inni,

W k a ż d y m razie, B i e r u t p o s t a n o w i ł nie ruszać B er ma na , a na w e t ch r o n i ł g o w s z e l k i m i sp os o b a m i . Ch yb a dzięki temu żyję, ,. B i e r u t p r z e c i ą g n ą ł sp ra w ę j ak tylko mó g ł , nie c o f a j ą c się pr z e d p o s y ł a n i e m d o M o s k w y k ł a m l i w y c h raportów.

Tak, na p r z y k ł a d , t w i e r d z i ł , że j e s t e m ś m i e r t e l n i e chory, że i n s c e n i z o w a n i e p r o c e s u nie ma ż a d n e g o sensu, bo nie ma sposobu, ż e b y m n i e z m u s i ć d o " p r z y z n a n i a się", że z res z tą u mr ę lada d z i e ń , w i ę c nie w a r t o w o g ó l e za c zynać,

M,S.: T o m o ż e i n f o r m a c j a o was zej ś m ie r c i , która u k a zał a się w T i m e s i e , w m a j u 1953 roku, była, j a k im ś s p ó ź n i o nym ec h e m teg o r ap or tu ?

G o : Może, W każdym razię, Bierut zwlekał- jak długo mógł i w końcu przyszła śmierć Stalina. Ale ja właśnie potem przeżyłem chwile największego niepokoju, M.S.;: Dlaczego? .

G . : Każda zmiana mog ła być dla mnie niebezpieczna. Ja już wtedy domyś lał em się, że Bierut mnie chroni,choć nie wi e dzi a łem dlaczego ... Po śmierci Stalina mogło się zdarzyć wszystko, łącznie z upadkiem-Bieruta, który oce­

n iałem jako -bardzo prawdopodobny, Kiedy ogłoszono o upadku Berii, byłem pejpny, że Bieruta zaraz zdejmą. .Dopiero w jakiś czas potem zorientowałem się, że. zmiany idą w cał­

k i em innym kierunku i pod koniec roku 1953 uważałem się nuż za o calonego i zacząłem oczekiwać swojego zwolnienia.

(2)

c»d«

i

22

a p a t i i_d o-n o^c h <-n a d ziei .

M.S.: Pierwsze dni na wolności były chyba przyjemnym prze­

życiem?

G 0 : Nie czułem nic s z cz ególnego, chyba tylko wielkie zmę­

czenie o Co innego Zofia / żona Gomułki - przyp.red/,

;ta rzeczywiście czuła się jak nowonarodzona yła pełna wielkiego optymizmu, spodziewała się, niewic mo czego.

Ja chciałem tylko s p o k o ju0

M.S.: Czy myśleliście o nowej karierze politycznej?

G , : Nie tylko, żeySfyślałem o żadnej karierze, ale byłem zdecydowany trzymać się z dala od po li t y k i .

Chyba nie m yślałem nawet o wstąpieniu do partii, tak byłem zniechęcony. Zofia od pierwszego dnia powtarzała: zobaczysa że jeszcze cię będą prosili - co mnie bardzo irytowało. , iNie chciałem, żeby tonie prosili, nie chciałem niczego.

Odpoczywałem*

M . S . : Długo?

G.: Przez kilka miesięcy naprawdę niczego mi się nie chciało, Ale potem zaczęła przychodzić reakcja.

Zacząłem znowu uważnie czytać gazety, interesować się po­

lityką, Nie m i ał e m nadziei na powrót do czynnego życia politycznego, ale zaczynałem tego pragnąć. W początku roku

1955 zacząłem nawet mieć nadzieję,,..

M.S.: Na jakiej podstawie?

G o : Gdzieś w lutym czy marcu roku 1955 zjawił się przed drzwiami naszego mieszkania jakiś człowiek - do dnia dzisiejszego nie wiem, kim był i jak się nazywał - i mru k ­ nąwszy coś zamiast powitania czy przedstawienia się, w c i s ­ nął się niemal przemocą do mieszkania. Nie pytając o poz­

wolenie, usiadł zaraz przy stole i zaczął rozmowę, taką zdawałoby się bez sensu, o wszystkim i o niczym. Siedział wyobraźcie sobie, bite cztery godziny, mimo, że wciąż bez ogródek dawaliśmy mu do poznania, że powinien sobie pójść.

On gadał, zadbał podchwytliwe pytania, coś tam bąkał, że.., jeszcze nie wszystko, towarzyszu Gomułka, zostało powie­

dziane i tak dalej".

Miał ze sobą skórzaną teczkę, którą położył n a stole i nie­

ustannie przesuwał ją tam i' ż powrotem - Chyba był w niej, magnetofon. Ze-wszystkiego widać było, że bardzo chciałby wiedzieć, co zamierzam ale ja, oczywiście, trzymałem język za zębami o Wreszcie poszedł - pewnie z nagraną taśmą - złożyć'Sprawozdanie temu, kto go wysłał. A wysłał go ktoś z ówczesnej " wierchuszki" partyjnej najwyraźniej komuś tam zaświtała myśl, że Gomułka mógłby się jeszcze do czegof przydać* Po tym zdarzeniu Wiedziałem j u?„że prędzej czy później przyjdą do mnie z bardźiej konkretnymi propozycja­

mi. I przyszli - ale dopiero w rpk p p ź n i e j , po dwudziestym Zjeździe K P Z R U Kiedy w marcu roku 1956 Morawski w "Nowych Drogach' wspomniał o Gomułce / cytuję z patnięci/, w i e dzi a ­ łem już, że jeszcze tak prędko nie pójdę na emeryturę.

W naszym systemie nie w y mienia się nigdy publicznie nazwi­

ska c z ł o w i e k a / choćby nawęt po to, żeby go p o t ę p i ć ,który m a być wyeliminowany z życia publicznego,

M. S. i Ale przecież w kwietniu Ochab w swoim przemówieniu ponownie napiętował błędne poglądy Gomułki ...

-G, : Ochab niczego by 'nie p ię t n o w a ł , gdyby był pewny,że Gomułka jest wykończony raz na zawsze.

Ochab mówił ó " błędnych/ poglądach", ale jednocześnie oczyszczał p nie od cięższych zarzutów. Była to przebiegłą gra polityczna, taktycznie dobrze pomyślana.Wiedziałem,że gdybym miał byc górą, zawsze będzie mógł powiedzieć: "ja go broniłem”, a gdybym p r z e g £ a ł } powiedziałby: "ja wy ka ­ załem jego błędy". Wystąpienie Ochaba jeszcze mnie utwier­

dziło w tym, że " g óra” pa rtyjna liczy się z możliwością mojego powrotu do czynnego życia politycznego.

M CS 0 : A pragnęliście tego?

G.: Już w tedy nawet bardzo, I PROPOZYCJE

'M.S'.: Kiedy przedstawiono w a m pierwszą konkretną propozy­

! G. : Gdzieś w połowie maja roku 1956. Znowu ciałem odwie- cję?

j. dżiny, w domu, tyra raz em byli to jednak dwaj dobrze mi znani towarzysze - nie będę wymieniał nazwisk -którzy, : jak wiedzia ł em potępili " gomułkowszczyznę" w swoim cza­

sie, tylko n a tyle, i^le to było'niezbędne w owym okresie.

Widocznie, celowo dobrano tych ludzi, gdyż wiedziano, że nie mogę czuć do nich u r a z y0 Po krótkiej rozmowie zapropo­

nowali mi " nieoficjalnie" wstąpienie do partii i objęcie stanowiska I sekretarza KW PZPR we Wrocławiu,,

M.S,: Jaką daliście odpowiedź? ^

G . : Odpowiedziałem, że gotów jestem wstąpić do partii natychmiast, bo nigdy nie przestałem czuć się komu­

nistą, natomiast na objęcie stanowiska sekretarza w e W r o ­ cławiu nie mogę się na razie zdecydować.

Zbyt długo b y ł e m oderwany od pracy p a r t y j n e j , nie znam nowych kadr, poza tym. zdrowotnie nie czuję się zbyt dobrze

f było to prawdą/. Towarzysze przyjęli m^je oświadczenie w milczeniu. Pożegnali się niebawem, mówiąc, że to nie była ich ostatnia wizyta./ ani też ostatnia propozycja,jak przypuszczałem/, że ” jeszcze się zobaczymy, może nawet

niedługo". Ale więcej ich nie widziałem.

M„So Były potem inne propozycje?

G o : Były. Następną rozmowę m i a ł e m już z samym Ochabem / odbyła się ona w penej podwarszawskiej miejscowości/

i tym razem zaoferowano mi stanowisko wicepremiera rządu.

Znowu odmówiłem, tłumacząc się głównie stanem zdrowia.

Ochab nawet bardzo nie nalegał. Odniosłem wrażenie, że on sam nie jest pewien, czy powinienem być wicepremierem,czy nie. W każdym razie mówił ze mną bardzo oficjalnie, per

" towarzyszu" - / dawniej byliśmy na ty / - i bardzo chłodno się pożegnał. Zofia b y ł a -niepocieszona.

M.S.: niepocieszona?

G . : Tak, bo uważała, że wicepremierostwo powinienem był przyjąć. Mówiła, że byłem wszedł do rządu, a tym samym do KC, to i tak towarzysze wysunęliby mnie potem na czoło. Ja sam nie byłe m w stu procentach pewien czy dobrze zrobiłem.; Zresztą jeśli odmówiłem to nie dlatego, że cze­

kał em na t.o żeby mi przyniesiono na tacy stanowisko pier­

wszego sekretarza naszej partii, ale dlatego, że po pros­

tu b a łe m się w ówczesnej sytuacji obejmować eksponowaną pozycję w aparacie rządowym. Wiedziałem, że wszystkie oczy będą na mnie zwr óco ne, że nie mało będzie ludzi gotowych podstawić mi nogę, że będę sam - w otoczeniu ludzi jeśli nie wrogich, to nieprzychylnych.Krótko mówiąc,^ uważałem, że ryzyko jest duże. Przyszłość pokazała, że m iałem rację.

Przychodzono do mnie potem jeszcze z wieloma podobnymi propozycjami, ale ja nie szedłem na żadne kompromisy. ^ Przestałem się powoływać na swoje słabe z d r owie,zacząłem wysuwać argumenty innego kalibru. "Jakże to tak - mówiłem- dopiero nie tak dawno oskarżaliście mnie o ciężkie błędy, mówiliście, że głoszę ideologię prawicową i nacjonalisty­

czną, nie socjalistyczną. Z tego znają mnie członkowie partii, tyle o mnie" wiedzą. Z takim garbem na plecach mam obejmować wysokie i odpowiedzialne stanowisko w aparacie państwowym i partyjnym? Na to nie mogę się zgodzić.

Pozwólcie mi się oczyścić z zarzutów na partyjnym Zjeździe przed aktywem i towarzyszami. Pozwólcie mi przedstawić swoje poglądy. Dopiero potem będziemy mówili o stanowisk- ! ach".

M . S . : Jaka była reakcja na tę wypowiedź?

G . : Reakcja była z reguły ta sama, to znaczy spotykałem się z zaamarasowanym milczeniem, potem towarzysze zaczynali coś mówić, że w "zasadzie" to m a m rację, ale...

i tak dalej. Krótko mówiąc, nie godzili się. Tak ustabili­

zowała się sytuacja, aż do chwili wybuchu wypadków pozna­

ńskich.

P ^ N Y _ N A T O L X N C Z Y K Ó W

M.S.: Mówimy wciąż tylko o polityce, a przecież wspomina­

liście towar zys zu, że ze .zdrowiem coś było nietęgo?

G. : Tak, nie, czułem się najlepiej i prawie nie opU£rczOtf~i

* em Ciechocinka. - W pierwszych dniach czerwca:towa­

rzysze radzieccy zaproponowali mi wyjazd na Krym. Odmówił­

em, powiedziałem, że Ciechocinek mi wystarczy.

M.S,: Czy odmowa ta nastąpiła tylko z p o w o d ó w . .«h m . .. nie­

odpartych uroków Ciechocinka? ^

G . : / po chwili milczenia/- Będę zupełnie szczery: w owy czasie uważałem, że klimat Krymu mógłby okazać się dla mnie niezdro wy, .. Tak więc nie wyjechałem i dobrze się stało,' bo inaczej był bym się znalazł daleko od kraju w czasie wypadków poznańskich.

Te wypadki przekonały towarzyszy, że dłużej nie warto cer­

tolić się z Gom ułk ą0 Nastąpiło VII Plenum, w czasie któreg całkowicie oczyszczono mnie z zarzutów odstępstwa od ide­

ologii socjalistycznej. Teraz już wypadki potoczyły się szybko. Z końce m lipca stałem się na powrót członkiem pa­

rtii, jednocześnie nastąpiły zmiany na stąnowiskach rządo­

wych. (

M.S.: Czy zmiany te były przez was sugerowane?

G . : Mogę powiedzieć, że wprost dyktowałem towarzyszom nazwiska, mimo, że formalnie biorąc byłem wówczas tylko szeregowym członkiem partii. Dzięki tym m oim " suge­

stiom", Zenon Kliszko został w sierpniu wiceministrem spra­

wiedliwości, a WacłaW Komar dowódcą Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Była to dziwna sytuacja: do mnie, do "szere­

gowego" członka partii przychodzili nieustannie różni lu­

dzie, znani mi i nieznani. Jedni zapewniali mnie, że zaw­

sze w e mnie wierzyli, że nigdy się mnie nie zaparli,inni usiłowali mi " d o r a d z a ć " co mi czynić wypada teraz i w przyszłości. Drzwi się nie zamykały ...

M.S.: Ale działała też przecież grupa nat olińska... , G . : Działała. Wśród moich gości byli również i ich wy^ła- nnićy. Ci usiłowali kaptować mnie dla swoich celów.

iNawet robili to dosyć zręcznie. Pamiętam, jak-jeden z nich który oznajmił oficjalnie, że jest wysłannikiem Ryszarda Strzeleckiego, najpierw oświadcżył mi bez ogródek, że uważa mnie za nacjonalistę i. prawicowca, dodając do tego, że " towarzysze w Związku Radzieckim gotowi są użyć siłyH gdyby was towarzyszu Gomi^łka, obrano pierwszym sekretarzem a zaraz wystąpił z propozycją, żebym przystąpił do ich grupy. Kiedy wyraziłem zdziwienie, że nie przeszkadzają mu moje błędne poglądy,, oświadczył bez ogródek:

WOLNY ZWIĄZKOWIEC - 2 c . d . n . na s t r « 3

(3)

c . d .

I- Co tam poglądy! Poglądy są jak bielizna, poto żeby je I zmieniać . . ______

Chodzi o to, ze cieszycie się pewną popularnością - Chodźcie z nami, damy w a m dobre stanowisko.

Widząc, że się nie kwapię do zgody, dodał: - Mówię wam, chodźcie do nas, bo m y mamy siłę, a tylko to się liczy.

Czy wy naprawdę uważacie, że lepiej w a m będzie w towa­

rzystwie takich ludzi jak Cyrankiewicz czy Ochab, którzy kręcą się jak kurki na dachu pod w p m y w e m wiatru?

M.S.: Co n a to odpowiedzieliście?

G 0 : Odpowiedziałem, że się namyślę... I mówiąc prawdę trochę się namyślałem... Bo trzeba w a m wiedzieć, że on bardzo zręcznie wystąpił z tym Cyrankiewiczem i Ochabem Do Cyrankiewicza szczególnie czułem po prostu obrzydzenie bo, jak wszyscy wiedzą,po Poznaniu najpierw wołał, że

"trzeba uciąć ręce kontrrewolucji", a potem w ciągu jednej nocy, kiedy zwąchał pismo nosem, zmienił front i stał się bardzo liberalny i demokratycziiy.Miałem więc chwile wahań.

W końcu jednak doszedłem do wniosku, że programNatolina ) naprawdę jest dla mnie nie do przyjęcia.

M.S.: Oni, między innymi, chcieli także porachować się z Ży d a m i ...

G , : W tej sprawie też miałem inne poglądy, choć z tego powóu napewno byśmy z N atalinem do w ó j t a nie poszli.

Najważniejsze dla mnie było to, że oni chcieli żebym ja faktycznie był marionetką w ich ręk ach0 Dobrze wiedzi a łem co mnie czeka: najpierw pozwoliliby mi trochę ” pourzędo- w a ć ”, a potem jakby się wszystko uspokoiło, posłaliby na

zieloną trawkę.

M . S 0 : Albo pod tę trawkę.

Go : Albo i tak. W każdym razie nie byli to d la mnie przy jaciele. Mach n ął e m na nich ręką.

MoS„: Oni chyba nie poprzestali na samych namowach.

G. : Nie, skąd. Mieli całkiem konkretne plany. Czy wiecie, że ja przez' kilka nocy pr zebywałem p oza domem? Nie tylko ja, zresztą. Oni planowali zaaresztować całe kierow- wnictwo partyjne, dużą część aktywu i oczywiście - mnie

/ lista była już gotowa/, dokonać zamachu stanu i posta ­ wić nas przed sądem.

Gdyby nie Komar, nie wiadomo co by się stało.

M.S.: Co uczynił Komar?

G.: Przede w s zy s t k im wywąchał zawczasu co się szykuje, natychmiast postawił KBW w stan gotowości b o j o w e j0 Potem porozumiał się z wo jskiem poza plecami Rokossowskieg i zapewnił sobie pomoc a r m i i0 Kiedy już miał wszelkie atu­

ty w ręku, posłał do natolińczyków i powiedział im wprost:

jak chcecie zaczynać,to proszę. M y jesteśmy gotowi. Oni

stanęli bezradni. - .

M aS.: Była jeszcze możliwość interwencji ze w s c h o d u . *.

G . : Tak, ale to sprawa bardzo skomplikowana. W kie r ow­

nictwie radzieckim wcale nie było jedności na ten temat. To się tak łatwo mówi: posłać w ojska do bratniego socjalistycznego państwa- ale to wcale nie jest takie pro­

ste. W 1968 roku ileż mnie kosztowało trudu i zachodu,ile czasu straconego, zanim zdołałem namówić towarzyszy ra­

dzieckich do interwencji! W w roku 1970, to przecież zo-

• stawili mnie samego, choć ich prosiłem! Ale o tym pomówimy szczegółowo później.

§£2^ ™ ł l _ ? „ ę ™ S Z C Z0WEM

Mo S.:.Mimo wszystko jednak, kierownictwo radzieckie w 56 roku nie było daleko od myśli użycia siły,

i G . : , 0, na pewno nie. Mnie nawet wiadomo, że kiedy Chru­

szczów ze swoją świtą zjawił się w Warszawie 19 października, plany interwencji były- już gotowe i przygo­

towania poczynione. Trzeba było tylko wydąć rozkaz.

Ale właśnie co do tego nie było zgody i Chruszczów przy-, leciał po to, żeby n a miejscu podjąć decyzję w zalezfiości od stwierdzonego stanu faktycznego. Wt edy wSEystko wisiałc n a włosku.

M.S.: Byliście obecni n a spotkaniu z Chruszczowem?

G. : Oczywiście, przecież tego dni, właśnie wsz e dłe m w i skład Komitetu Centralnego i tym samym n a by łe m peł­

ne prawo do uczestnictwa w rozmowach. Chruszczów zresztą zachował się wte d y wob ec mnie wyjątkowo niesympatycznie..

Najpierw^przywitaniu udał.,że nie dosłyszał me go nazwiska i wogóle nie wie, kto to jest ten Gomułka, a p ot e m w c za­

sie rozmów ilekroć zabierałem g ł o s , .odwracał głowę i za­

czynał rozmawiać z Mikojan-em, P rzysłuchiwał■ < . się. tylko temu, co mówił Ochab, a mego głosu w ogóle nie brał pod uwagę.Kiedy .mu. oś w i a d c z o n o , żę towarzyszą mJ£ją-%amiar mnie właśnie •wysunąć n a stanowisko pierwszego - sekretąTŻ-aipoczer rwieniał tak:,, że f t y ś l ę l i s m y ż ę . lada ćHwil-a'wyb-UcKnie- tak, jak on to 'potrafi. Pbłramował si-ę jednak i nię .rzekł ani słowa. Tym niemniej potem, w cżasie rozmów, wi elokrotnie \ : dawał dp pognania, że pomyśł. wysuiu ęci a Gómutki na.‘stano­

wi sko pierwśżegfr sekretarza partii, wydaje mu się. nad wyraz nieszczęśliwy. B ył o zresztą bardzo- dużo kr zyku-na ••

tym zebraniu o Chruszczów J;ak t a mówią, chciał nas w zi ąś ć - n.a krżyk. Nie walił wp rawdzie b u t e m w stół, jak to -mu się ..-potem zdarzyło w ONZ^cie, ale pięścią to.chyba k ilka razy

uderzył. Wściekał się najbardziej o to, co polska prasa

1

pisała^ W owym czasie o Związku Radzieckim.Zarzucał nas cytatami i krzyczał: dajcie wolne pole dla kontrrewolucyj' nej agitacji! To jawna zdrada! - i tym podobne.

MVS„.: Te cytaty były rzeczywiście takie złe?

G o : Były dosyć nieprzyjemne. Wiecie, co to się u nas [ w owym czasie wypisywało, między innymi o Związku

| Radzieck i m też się pisało bardzo rozmaicie. Znamy podej­

ście towarzyszy ze Związku Radzieckiego do tych spraw, 1 więc znowu nie m o żna się tak bardzo dziwić Chruszczowowi,

M,S.: Jak reagowali towarzysze na te wystąpienia?

G i : Reagowali bardzo różnie, Niektórzy wydawali się przerażeni. Najbardziej chyba ze wszystkich przera­

żony był Cyrankiewicz, który kilkakrotnie zabierał się do przepraszania Chruszczowa i w ogolę pomału zaczął m u przy znawać we w s z ystki m rację,To w końcu stało się dla nas nie do zniesienia tak dalece, że jak Cyrankiewicz zaczy­

nał mówić, zaraz ktoś inny wpadł mu w słowa, żeby go zmu- śić do milczenia. W końcu przestał się odzywać zupełnie, siedział i tylko patrzył Chruszczowowi w usta.

M .S o : A inni?

G o : Inni, jak mówiłem, zachowywali się różnie. Loga na przykład, też wydawał się przerażony. Chyba na jspo­

k ojniejszy ze wszystk ich był Komar, który nawet nie wahał się wzrus zać ramionami przy niektórych odezwaniach się towarzysza Chruszczowa, Przyjmował też co pewien czas meldunki od swoich oficerów, przy c z y m wszyscy wiedzieli, że jest to swego rodzaju demonstracja siły.

Chruszczów, oczywiście, też to zauważył i jak się zdaje pod k oniec zebrania Komar był m u jeszcze bardziej nie­

nawistny niż ja. Ochab też był spokojny. Nie prowokował, rzecz jasna, Chruszczowa, ale cierpliwie mu wyjaśniał I jaka jest sytuacja w naszym kraju, a nawet zacytował ki- I lka cyfr i fak-tów, przy pomocy których udowadniał, że

! Polacy nie mają znowu tak bardzo za co być wdzię-

j czni swemu wschodniemu sąsiadowi. Oczywiście osłodził tę pigułkę, zwalając wszystko na Stalina.

( M.S. W 56 roku mów iono w Warszawie, że punkt zwrotny w tych rokowaniach nastąpił, kiedy Czou-en-lai zatele­

fonował, że Chiny pomogą Polsce w r a z i e , g d y b y nastą­

p i ł a radziecka interwencja.

G o : Co za bzdura! Czou-en-lai wcale nie telefonował i C hruszczów doskonale wiedział, że Chińczycy nie roz­

poczną woiny. żeby bronić Polaków. O c z y w i ś c i e , ż e on wiedział t^kże, że Chińczycy są bardzo przeciwni inter­

wencji x. jJz icclcicj , ale ^tą^ dn wystapienia zbrojnego bardzo daleko.. Ni*? było też żadnego przełomu w rokowaniach, pc pros ..u krok za kroki em udało nam się przekonać radzie­

ckich towarzyszy, ? ę' 11 nie taki diabeł straszny, jak go m a l u j ą ”, że nie mamy zamiaru zdradzać socjalizmu i prze­

chodzić do imperialistycznego obozu i tak dalej. Zresztą, oni wcal<? nie porzuc ili całkowicie myśli o interwencji, / jak po t e m m i a ł e m okazję się przekonać/, doszli tylko do wniosku, że w tej chwili nie jest ona pożądana ani niezbę­

dna. Postanowili po p rostu odczekać i zobaczyć, co będzie dalej o Tylko tyle uzyskaliśmy. Ale to było wtedy naprawdę bardzo dużo. Uniknęliśmy katastrofy, nieobliczalnej w sku­

tkach.

U_STERU

M . S a : Jeśli dobrze pamiętam, obrady z towarzyszami radzie­

ckimi trwały wtedy prawie całą noc.Musiał to być nielada wysiłek, w tych warunkach rozpoczynać VIII

Plenum?

G o : Towarzysze radzieccy odlecieli o siódmej rano.

Byliśmy w s z y s c y kompletnie wyczerpani, a ja więcej niż ktokolwiek o Klis zko radził odłożyć otwarcie plenum na dzień lub dwa, ale n a to nie moż n a było sobie pozwolić., Jak wiecie, sytuacja była wybuchowa* Każdy przytulił się, gdzie tylko mógł, żeby tylko załapać parę godzin snu i o godzinie jedenstej n a s tąpił o otwarcie ósmego plenum.

Nie m a co się rozwodzić nad jego przebiegiem, jest ono doskonale znane. Roz ładowało ono wybuchową sytuację, uspo­

koiło umysły i przygo tow ało grunt do dalszych działań.

> H> zakończeniu plenum wiedziałem, że m a m rozwiązane ręce jako pierwszy sekretarz, dysponujący w Biurze Politycznym absolutną i trwałą więk szo ścią głosów, wiedzi ałe m też, że •;

większość członków par tii.i narodu stoi po mpjej stronie.

Teren był oczyszczony dq. pracy*..

M . S . : Były podobno jakieś trudności z Rokossowskim?

G. : Nie ty lis : z nim, ile z jego kibicami* Sam Rokosowski nie był znowu tak ba r d z o przywiązany do swojego

• stanowiska w. nas z y m kraju, szczerze mówiąc, zawsze uważał,

; że- p rzebywa u nas n a zesłaniu. Natomiast jego"kibice":

} Mijał,-Strzelecki i inni.,.; uważali że Rokossowski musi być 1 członkiem.Biura P o l i t y c z n e g o , pozostać marszałkiem Polski i i tak d a l e j a Inaczej towarzysze radzieccy gotowi się obra-

! z i ć ; Jednak Rokossowski m i a ł tego serdecznie dość i on to przekonał towarzyszy r a d z i e c k i c h , że najlepiej będzie,jak i mu się pozwoli wyjechać. " Ma m już powyżej uszu tego pol­

skiego bałaganu" ,-r mówił c h y b a najzupełniej szczerze.

M.S.: Ten powrót do wła dzy ]?o tylu latach... musiało to b yć niecodzienne ucz uci e, prawda?

tfOUNY Z W I Ą Z K O W I E C - 3 c . d . n . na s t r . 4

(4)

:G. : No cóź, w czasie sarrtego pl en um było tylko wielkie napięcie nerwów 1 zmęczenie. Naprawdę 11 w siodle "

poczułem się dopiero 24 października, kie d y przemawiałem na Placu Defilad, chyba do półmilionowego tłumu. Wiecie to jest zupełnie coś innego, przemawiać na p len u m do w y ­ branego grona towarzyszy, a zupełnie co innego, kiedy macie przed sobą zwykły tłum, którego reakcję trudno prze­

widzieć. A wtedy, na Placu Defilad, czułem, że wszy scy mi wierzy i chłong moje słowa jak ewangielię. Wtedy dopiero poczułem, że tak powiem, namacalnie, że m a m coś do p o wie­

dzenia w tym kraju. Kiedy r zu ciłem hasło: Dość Wiecowania!

Do P r a c y !- i wszyscy / albo prawie wszy s cy / rozeszli się spokojnie do domów - b y ł e m przekonany, że teraz pójdzie mi jak z płatka. Myli ł e m się bardzo. Zaraz następnego dnia zaczęły się trudności.

M.S.: Jakiego rodzaju?

G . : Trudności z u t r zymaniem w ryzach tego naszego ko­

chanego narodu. Jak wiecie, eksplodowała wtedy sprawa węgierska., Ja bardzo w s pół czu ł em Wę gr om w owym czasie i m y przecież nawet wysłaliśmy do W ęg ró w specjal­

ny depeszę z wyrazami sympatii i poparcia dla Imre NagyA / gdybym był mógł przewidzieć, co się stanie, nigdy nie byłbym jej w y s y ł a ł / , ale naszym Iblakom było tego pr ze ­ cież za mało. Nie wiem, co chcieli, żeby wojsko polskie szło Węgrom n a pomoc, czy jak? Bo ochotnicy do walki z wojskami radzieckimi się znaleźli. Czy wierzycie, że w czasie walk w Budapeszcie wojska radzieckie wzięły do niewoli Iblaków? Byli także ranni i zabici. Nie m a m poję­

cia, j a k im się udało tam przedostać. Można sobie wyobra­

zić, jak bardzo to n a m " pomagało" w naszych stosunkach z k ierownictwem radzieckim. Ktoś z kierownictwa / nie pamię tam już w tej chwili kto/, powiedział mi kiedyś wręc przez telefon, że on wprost nie wierzy, żeby ci ludzie m o g l i się przedostać na Węgfry bez naszej woli i wiedzy,

ładna historia, prawda? Na szczęście w Moskwie wszyscy tak nie myśleli. A najgorsze kłopoty mieliśmy z naszymi, pożal się Boże, intelektualistami.

M.S.: Konkretnie?

G . : Już nie chodzi o to, co pisali, z tym jeszcze pół biedy, bo to załatwia cenzura, ale taki na przykład pan Antoni Słonimski, to potrafił na jakimś pa ry s k i m k on­

gresie czy zjeździe szczekać na Związek Radziecki aż miło A powinien był, gdyby miał odrobinę oleju w głowie, sie­

dzieć cicho, jak mysz pod miotła, bo przecież każdy wie 0 tym, jakie obelgi pod adresem Kraju Rad miotał przed wojną, więc już i tak m a przeszłość zaszarganą, Ale gdzie tam. On nie liczył się z niczym, ale piwo przez niego warzone, ja m u s ia ł em wypijać-ni stad, ni zowąd towarzy­

sze radzieccy p rz e stawali odpowiadać na nasze telefony.

Trzeba było tłumaczyć się i wyjaśniać. I nigdy nie było wiadomo, czym to się skończy, Ale panu Słonimskiemu nic nie można było zrobić, bo wszyscy, czy prawie w s z y s c y

literaci, stali za n i m murem. Byli także i inni nie wiele lepsi, takie różne Zimandy czy Kotty, którzy wypisywali nieprawdopodobne rzeczy, aby tylko zyskać tanią popu la r­

ność w narodzie. Jak się im przeszkadzało, to zaraz pod­

nosił i krzyk, źe tu się, proszę towarzyszy, zaprzepaszcza zdobycze Ihździernika!

Wszystko skupiło się na innie, kiedy p rz yjechałem do M o s k ­ wy w lijstopadz ie i m u si ał em stanąć do oczu C hr us zc z o w o w i . M.S.: Musiała to być ciężka przeprawa?

G . : No cóź, zaczęła się od tego, że Chruszczów ośw i ad­

czył, że jak się ta " rozpusta" / tu użył rosyjskie­

go słowa " rozpuszczennost"/ w Polsce nie skończy, to on każe swoim ł-ankom ruszyć... Niezły początek rokowań, pr a ­ wda? Uspokoił się jednak, kiedy powiedziałem, źe w i e m q tym, źewJblsce dzieje się w tej chwili źle i że ten stan rzeczy jest nie do utrzymania. Wtedy mnie zaczął słuchać u w a żn ie0 Zdaje się, że mówiłem w te dy jedn^/rfi ciągiem p r a — wie przez dwie godziny. Od razu w pierwszych słowach oświadczyłem, że wiem, źe w Iblsce dzieje się bardzo źle, że jest może nawet gorzej niż towarzysz Chruszczów p rz y­

puszcza. Elementy kontrrewolucyjne po dniosły głowę, auto­

rytet partii jest bardzo nadszarpnięty, n a ród jest jak ten koń, który się zerwać z wędzidła, jednym słowem, sto­

imy u progu anarchii. Ale jak jest pożar, to nie można go gasić fankami... Trzeba na m czasu, m ó w i ł e m - żeby sto­

pniowo, krok za krokiem, wprowadzić: w Iblsce socjalisty­

czny ład. Rrzeszliśmy w i e l k i wstrząs i potrwa czas jakiś, zanim odzyskamy równowagę. Je dn ym słowem, dajcie n a m tro­

chę czasu - taki był końcowy w n i o s ek m o jego przemówienia.

M.S.: Jak zostało ono przyjęte?

G. : Zrobiło na Chruszczowie w i elkie wrażenie. Kiedy umilkłem, widziałem, że siedzi przede mną inny człowiek. 0 żadnym pokrzykiwaniu nie było już mowy, był zupełnie spokojny, zatroskany i życzl i wy jednocześnie.

' — --e- -w am trzeba czasu, ’ żeby s y tua.cja w r óc i ła do n o r m y "

- zapytał,' ■« Nie w iem dokładnie - odpowiedziałem - może

rok, może dwa,~moze";trzy". '

Ale jestem pewien , że sytuację opanujemy, Ale teraz musimy temu na r odowi ćos dać na pocieszenie ■. 1 1 *- W tyrn^ rown iez Chruszczów p r z y z n ał mi rację i i&i tej chwili]

ę *d •

WOLNY ZWIĄZKOWIEC - 4

rozmawialiśmy już całkiem ze sobą n a temat rekompensaty za nasz węgiel i załatwiliśmy szereg podobnych spraw w ba rdzo krót kim czasie.

M.S.: Czy w czasie tego spotkania mówiliście z towarzysza­

mi radz ieckimi na temat Węgier?

G . : Mówiliśmy, choć bardzo niewiele. Sprawa węgierska była w t e d y już właściwie rozstrzygnięta, więc o czym było mówić? Powiedziałem, że wypadki węgierskie spowodo­

w a ł y trudności również i dla kierownictwa naszej partii, że jest rzeczą pożałowania godną, że taki właśnie, a nie l inny był przebieg tej sprawy. Chruszczów odpowiedział,że on żałuje tak samo jak ja, ale nie można było zwlekać z rozstrzygnięciem sprawy węgierskiej. Wyraził nadzieję,że Kadar da sobie radę i właściwie n a tym skończyła się wy ­ mi a n a poglądów na ten temat.

M . S 0 :»Pbwrót do kraju odbył się w atmosferze triumfu...

G . : Tak,tłumy śpiewały "Sto lat" na każdej stacji.

Towarzysze mi przysięgali, że nikt tego nie organi­

zował, że ludzie tak samorzutnie...

Zdaje się, że mów i l i prawdę.

M.S.: Tak, mówili prawdę. Tego nikt nie organizował.

G . : No cóź, triumf, ale potem zaczęła się szarpanina dnia co dzi enneg o., Srzede wszyst kim zdałem sobie z przerażeniem sprawę, że właściwie to nie m a z ki m pracować, że partia została bez k a d r0

M.S.: Nie bardzo r ozu m i e m0. 0

G 0 : Ib pierwsze, bardzo duża część ka dry partyjnej po prostu przeraziła się- nastrojów w społeczeństwie i nie chciała zajmować stanowisk w aparacie partyjnym.

W wie lu powiatach trudno było namówić kogoś, żeby chciał być sekretarzem. Inni znowu kurczowo trzymali się swoich stanowisk, ale akurat ci b y l i najmniej warci: z reguły nie chcieli pojąć, że coś się zmieniło, że teraz trzeba ina­

czej. Przeważnie b y l i to partyjniacy z dużym stażem i m o ­ gliby być bardzo pożyteczni, tylko że najczęściej oni wc a ­ le nie chcieli Gomułki i nie m i el i do niego zaufania.

W sumie nie bardzo było na k i m się oprzeć.

M.S.: Zdaje się jednak, że w czasie wypad ków październiko- wych^rysiinęło s i ę bardzo dużo młodych ludzi, bardzo wartościowych i oddanych partii?

G „ : Ci właśnie byli najniebezpieczniejsi. Oddani byli partii, ale nie takiej, jakiej potrzebowaliśmy, ale takiej, jaką oni sobie wyobrażali. To byli krzykacze, demagodzy, mówil i bez przerwy o demokratyzacji, o zmianach, 0 jakiejś rewolucji, podczas gdy nam potrzebny był podsł­

uch i porządek i w ogóle, co tu gadać, nie żadne większe swobody, tylko coś całkiem odw rot n e g o0

Tych ludzi ja mus iał em się z partii pozbywać.

M . S . : A jak było na tak zwanym, w y s o k i m szczeblu?

G o : Na wys oki m szczeblu było łatwiej. Ludzi chętnych do pra c y na tych szczeblach nigdy nie brakowało, 1 nie było z nimi kłopotów " ideologicznych". Można było przebierać jak w ulęgałkach.

M.S.: fbzwolę sobie zatem zapytać... dlaczego wobec tego było tak mało zmian na wysókich stanowiskach? Wielu się temu dziwiło. Na przykład|^*ze Cyrankiewicz pozo­

stał premierem, mimo, że jak już, towarzyszu, w s p o ­ minaliście, po Ibznaniu wołał,że " trzeba ucinać ręce kontrrewolucj i" - dla wielu wydawał się szoku­

jący.

G. : Ibwiem krótko: jeśli o Cyrankiewicza chodzi, to p o­

pełniłem w tedy gruby błąd. A dlaczego zgodziłem się na to, żeby on był premierem? No cóż,Cyrankiewicz to był premier bardzo dla mnie Wygodny...

M.S.: Jak to rozumiecie, wygodny?

G o : No widzicie, już przez to, źe on miał obciążoną k a­

rtotekę tym, że chciał te ręce " ucinać", to można było go łatwo wykończyć przy lada okazji.

Stanowisko premiera w n aszym systemie jest drugim co do ważności po stanowisku pierwszego sekretarza i każdy sek­

retarz dobrze się czuje, kiedy wie, że jego premier m a swoją słabą stronę. To jest, widzicie, sprawa taktyki.

Wiedz lałem, że Cyrankiewicz nie będzie mi " podskakiwał", bo m a obciążone konto.

Fozatem Cyrankiewicz ma taki charakter, że on nigdy nie będzie skakał do wyższych od siebie. Na tyle go już pozna­

łem o

M . S . : Wśród swoich dawnych tgwarzyszy z PES-uuchodził za wielkiego idealistę...

G . : Słuchajcie towarzyszu, na temat Cyrankiewicza, to ja m a m swoją teorię i jeśli chcecie,to w a m ją w y ł o ­ żę. Cyrankiewicz może był kiedyś idealistą / kto z nas n i m nie był?/, ale to było grubojprzed wojną. Według mnie Cyrankiewicza złamał obóz. Cyrankiewicz wyszedł z Oświę­

cimia ze złamanym kręg osłup em mor alnym i politycznym, z je dnym tylko pragnieniem: żyć i używać.

Wszystko inne nic dla niego nie znaczy, wszystko inne jest tylko grą.

Nie m a on nie tylko żadnych ideałów, ale nawet żadnego .programu politycznego. M a tylko jedno marzenie: być przy

c*d,n* na str. 5|

(5)

c.d »_____________ _____________________ __________

władzy , używać życia jak tylko się da.

Dlat-^ego Cyrankiewicz był w naszej sytuacji premierem wręcz idealnym dla partyjnej władzy, bo każdy wiedział,że on nigdy nie tylko, że nie stanie w opozycji, ale nawet 'fliśś będzie miał ambicji, żeby udać, że rządzi,

i Tak, jak w niektórych krajach mają królów, wł adza m iała swojego Cyrankiewicza, Cyrankiewicz 11 reprezentował" i bawił się i nikt nigdy nie słyszał, żeby on choć raz coś zaproponował dla kraju, żeby wyszedł z jakąś inicjatywą, prawda? Dlatr.ego Bierut tak długo trzymał Cyrankiewicza

i dlatego ja też w z i ął e m go do Biura Politycznego, bo wiedziałem, że on ani mi nigdy w niczym nie przeszkodzi,

a ni nie będzie chciał współrządzić,

W tym się »ie myliłem, tylko nie mo gł em wt e d y przewidzieć 68 roku, że nadejdzie taka sytuacja, w której znajdzie się ktoś nowy i on będzie chciał się do tamtego przyłączyć.

Dlatego mówię, że popełniłem błąd, pozostawiając go na stanowisku premiera.

M,S„: Myślę, że takich Cyrankiewiczów, może mniejszego kalibru, było w aparacie więcej.

G . : tewnie, że było więcej. Choćby taki Tokarski. Też dob ra maszynka do głosowania. Pewnie bierzecie mi za złe, że Październik w ywołał z lasu wilka, tzn. demokraty­

zację.

Ludzie spodziewali się nie wiadomo czego, chcieli większej wolności, mieli jakieś szalone pomysły co do tego, jak ma wyglądać socjalizm w naszym kraju.

Wierzyli, że ja będę te ich pomysły realizował. A ja nie tylko, że nie m o g łe m i nie chciałem ich realizować, ale miał e m za zadanie obrócić ten polski statek o sto osiem­

dziesiąt stopni i popłynąć w odwrotną stronę...

Czy m og łe m w tych wa runkach pozwolić jeszcze na to,żeby mi w tym p rzeszkadzano? Czy to nie było samo w sobie d o ­ syć trudne j. odpowiedzialne zadanie? M i a ł e m sam sobie rzu­

cić kłTbdy pod nogi? Jasne, źe w o l ał em sobie dobrać jako pomocników ludzi posłusznych, może nie orłów, ale za to pewnych. Ja przecież nie łućbiłem się cot do wartości takiegc na przykład,"" mędrca, jak Loga-Sowiński., Ale wiedziałem/

że on miTie nie zawiedzie, Z tym wszy st ki m nie całkiem mi si£ udało,'bo, n a przykład w Biurze Politycznym m us ia łe m tolerować kogoś, kogo najchętniej był b y m wysłał na stano­

wisko ambasadora, n a przykład do Afganistanu.

M „ S 0 : Czy dobrze się domyślam, że chodzi o Rapackiego?

|G0 : Tak, o niego w ł aś n i e r Rapacki bardzo sobie wziął do serca po lski Październik i w yobrażał sobie, źe nasze zadanie tylko na tym polega, żeby go ustawicznie "pogłębiać!

Kiedy słuchałem przemówienia Rapackiego na Biurze Polity­

cznym, wszystko we mnie s ię przewracało*, ale przecież sytu~

acja była taka, źe nawet nie można było za bardzo z nim polemizować, trzeba nawet było mu przytakiwać od czasu do c z a s u o Doprawdy nie wiem, co sobie Rapacki wyobrażał, jzdaję się, że on nawet roił ó tym, żeby pomału przerabiać ina naszą modłę naszych radzieckich towarzyszy... Taki

fantasta!

WYBORY I PR A SA

M.S.: W i e l k im w a s z ym triumfem, towarzyszu Gomułka,były wybory w styczniu 1957 roku.

G.: No cóż, pewnie, że to było wielkie zwycięstwo, choć wywalczone z niemałym trudem. M a m na myśli opozycję, z jaką się spotkałem, kiedy powiedziałem,że ■ rzucę hasło manifestacyjnego J to znaczy de facto:

jawnego - przyp. wydawcy / głosowania. * M.S.: Była opozycja?

G a : Tak i to dosyć silna. Wie lu towarzyszy uważało,że stać nas na to, żeby wybory były prawdziwie "demokraty­

czne", - to znaczy-naprawdę tajne, że hasło o " m anife­

stacyjnym" głosowaniu jest " reakcyjne", że to nawrót do antydemokratycznych praktyk i tak d a l e j . Między inny­

mi w tym wypadku bardzo był czynny towarzysz Rapacki,..

Swoją drogą, do dziś nie je stem pewny, czy dobrze wtedy zrobiłem, że to hasło rzuciłem. Może lepiej było pozwo­

lić, żeby głosowanie było tajne.

M,S.: Więc jednak Rapacki miał rację?

G. : Nie jego argumenty hy ły niesłuszne. Chodzi o co innego. Sytuacja b y ł a wtedy taka, źe my w każdym wypadku bylibyśmy te wybory wygrali, więc nic n a m nie groziło.

Natomiast tajne głosowanie byłoby pozwoliło n a m bardzo dokładnie obliczyć nasze siły. Wiedzielibyśmy, ilu naprawdę jest z nami. Wtedy było rzeczą bardzo ważną

j wiedzieć o tym, z całą d okładnością.. Przy' głosowaniu i " ma ni fe styc y jn y m " , 99,4% głosów padło na mnie, ale ilu

| w tym było przymusowych " gomułkow c ów" , tego przecież nikt nie mógł wiedzieć* Dlatego poniewczasie trochę ża- łowałern, że o.ie u s tą p ił e m wobec argumentów tamtych to­

warzyszy, choc nie podzielałem-dch zdania, że moje hasła i jest antydemokratyczne% w

M.S.:*No, ale m ó wiąc .szczerze, tó w demokracji głosowa­

nie powinno przecież być tajne,

G . : Słuchajcie, towarzyszu-, jeśli n a m wtedy czegoś brakowało, to na pewno nie tej tak zwanej demokracji.

I Było jej o wiele za dużo! L u d z i o m całkiem poprzewracało się w głowach', a nasza p rasa dolewała jeszcze oliwy d o ^

ognia. Nie gdzie indziej,* tylko w naszym partyjnym or­

ganie, w "Trybunie Ludu", wypisywano takie bezeceństwa,

■że wł osy stawały n a głowie! Rozumiem krytyków wypaczeń epoki stalinowskiej i tak dalej, ale dla tych ludzi nie było przecież niczego świętego, •

Czytając nasze gazety, mogliście się dowiedzieć, że w szystko co do tej pory dokonaliśmy było złe,że nie marny dosłownie żadnych osiągnięć tylko same błędy, że przemysł nasz produkuje tylko braki, że planowanie jest idiotyczne, źe Nowa Huta to bzdura, a Żerań szczytem głupoty, że jesteśmy pośmiewiskiem dla cywilizowanego Zachodu i tak d a l e j , Jednocześnie napadanq w bezczelny sposób na naszą parUjjfS^kadrę, o partyjniakach naszych ; piśeino, źe to łotry i durnie / nic dziwnego, że trudno było znaleźć ludzi do objęcia stanowisk w aparacie p ar­

tyjnym/. Towarzysz Starowicz miał krzyż pański z tą naszą prasą, którą próbował wziąć w cugle, Musieliśmy na koniec wymienić prawie całą redakcję "Trybuny Ludu", a tygodnik " Po prostu" - po prostu zamknąć.

M,S,: Było wtedy wielkie oburzenie wśród studentów, G, : Owszem, próbowali nawet demonstrować. A przecież

i w " Po prostu" siedziała grupa młodych zapaleńców bez szczypty oleju w głowie. Nie rozumieli zupełnie sytua­

cji, nie mieli po' cia o tym co należy czynić, żeby h|sxbm s ń x x ń wyprowadzić kraj z kryzysu politycznego i gospodarczego, ale to im nie przeszkadzało dawać ws z y ­ stkim naokoło rady jak należy postąpić w danej sytuacji Oni m i eli receptę na ratunek dla Polski i częstowali ta receptą nasz rząd. Ciekaw jestem co by się stało, gdyby pozwolono im rządzić choć z tydzień. Cała Polska' by stanęła! Ale oni uważali, że wiedzą lepiej od nas, wszystkich co trzeba robić, a gdy im przymknięto buzię, uznali się zą męczenników. I nie mało było takich co uważali, że właśnie oni mieli rację, a nie my,

M.S,: Trzeba jednak przyznać, źe z tygodnikiem " Po pro­

stu" współpracowało wielu ludzi,, których nie można nazwać głup^cami. Choćby: Kołak owski ,Ko tt,W a ż y k , A n d rze j e w s k i , ..

G . : Ja nie wchodzę w to czym ci ludzie są w swojej d z i e ­ dzinie. Może są bardzo wielcy i genialni. Ja się na tym

! nie znam. Ale oni wkraczali do p o l i t y k i ,a na tym, przepra­

szam bardzo, to ja się trochę znam. Teorie, które głosili były szkodliwe, bo nierealne i utopijne, Leszek Kołakowski może sobie pisać powiastki takie czy inne,, albo wykładać swoje teorie filozoficzne. Papier jest cierpliwy,

Chodzi jednak o to, że ludzie to wszystko czytali, i wy da ­ wało się im, że te teorie można by realizować, że z tym byłoby im d o b r z e4 A to już były niebezpieczne fantazje i tu m usiałem wkroczyć jako polityk odpowiedzialny za tojokp.

drogą pójdzie kraj, Ci ludzie mieli ogromny w p ł y w n a u m y ­ sły i to w p ł y w bardzo szkodliwy. To trzeba było uciąć. Przyznaję zresztą, ż :: niektórzy byli mi osobiście bardzo niesympatyczni, Ten Kott na przykład, ze swoim żydowskim tupetem i arogancją mógłby świętego z cierpliwo­

ści wyprowadzić,

M.S,: Powiedzieliście, towarzyszu ” z żydowskim tupetem".

G, : Tak, z żydowskim , tylko proszę was bardzo nie u wa­

żajcie mnie za antysemitę, Daleki jestem od tego, Nie trz­

eba mni e uczyć czym jest antysemityzm i komu zawsze służył, Ale wolno mi chyba mi eć swoje osobiste sympatie i. antypa­

tie, prawda? Ja w i e m doskonale, co żydzi reprezentują sobą, jako naród i w i e m jakie mają zalety. Do ceniam też w pełni wkład Żydów - komunistów do naszego ruchu i ich za$ugi, Tylkom, widzicie, jak zawsze źle się czułem w ich towarzyst­

wie, Nawet przed wojną. Zawsze mnie raziła ich tak zwana

" pr^ncypialnpść", w której celowali. Jest to naród prze d z i ­ wnie skłonny do krańcowości w sądach.

Żyd jak jest dogmatykiem, / mówię o ko munistach/ to już takim, że większeg o nie ma. Potem, jeśli ten sam dogmatyk staje się rewizjonistą, to od razu najbardziej " rewizjoni­

stycznym" ze wszystkich. Nigdy nic pośredniego. Poza tym zawsze mnie raziła przefladna pewność siebie z jaką wypo w i a ­ dali swoje sądy, Takiego nigdy nie można było przekonać, zawsze wiedział., i lepiej. Od razu zasypywał was mnóstwem cytatów i nie było na'niego argumentu. Lubią też bardzo

* dzielić każdy włos n a czworo i przecież od nich te tende­

ncje nazwano u nas " taltnuoLyzmem". Kiedy zaczynali przy ' innie dyskutować, to przeważnie prędzej czy później traciłem

I

tek i przestawałem roztlmieć o co chodzi, Dlatego nie lubi- m, kiedy ich się zbierało za dużo i starałem się ich uni- ć. To piekielnie zdolny naród, ale mają jeszcze i tę cechę

lubią się podpisywać swoimi wi adomościami i to w bardzo e s ympatyczny sposób,

romnością nie grzeszy. To wszystk o razem*daje pożywkę dla tysasait';'r^i, którY®. ja o sobiście ^ o ^ a r d ^ a m , ale uważam,

fakt, i’: kfcoś j e s t , antysemitą nie znaczy, że jest zbro- iarzem, choć antysemityzm jako polityczne narzędzie zawsze ł w y korzystywany przez naszych wrogów,

S.: Należałoby go więc zwalczać,,.

Najlepiej go zwalczać,, usuwając pierwszą przyczyny tysemityzmu, to jest, pozwalając Żydom na emigrację do raela. I tak też zrobiłem natychmiast po objęciu władzy 56 roku, otworzyłem szeroko bramy dla emigracji żydowskiej

(WOLNY ZWIĄZKOWIEC - 5 c.d.n. na str. 6

Cytaty

Powiązane dokumenty

NNiiee pprrzzyy-- jjęęttoo uucchhwwaałł ddoottyycczząąccyycchh sspprraaww oossoo-- bboowwyycchh,, m m..iinn..:: pprrzzyyzznnaanniiaa pprraaww wwyykkoonnyywwaanniiaa

WIĘCEJ INFORMACJI NA OFICJAlNEJ STRONIE INTERNETOWEJ URZĘDU MIASTA W TUSZYNIE: WWW.TUSZYN.ORG.PL WIĘCEJ INFORMACJI NA OFICJAlNEJ STRONIE INTERNETOWEJ URZĘDU MIASTA W

nego przez Rząd i KC PZPR. Marzy m i się Polska, w któ re j ocena człowieka winna się opierać jedynie na jego zorganizowaniu pracy nad pomnażaniem naszego dorobku

Lud natomiast, choć stanął przy nim, jest niezdyscyplinowany, może dojść do tego, że tłum się nie rozejdzie, nawet jeśli on dobrym słowem każe wszystkim

(Przedruk z M KZ — Małopolska).. U p łyn ęło już 28 lat od jego śmierci, ale jego ciuch nadal przenika wiele instytucji życia publicznego, także w naszym kraju. Wielu

Na temat sytuacji w kraju zarówno politycznej, jak też militarnej, odbyłem wiele rozmów na najwyższym szczeblu na uchodztwie m.in. Kukielem, którego

Milicja może odzyskać autorytet w społeczeństwie poprzez pozbycie się ze swych szeregów tych, którzy dopuścili się czynów hańbiących skierowanych

Nie będzie możliwe przeprowadzenie żadnej reformy i wyjście z kryzysu, jeżeli nie stworzy się priorytetu dla energetyki w postaci materiałów części zamiennych, paliwa,