Numer świąteczny - 12 stron
rys. Kailmten Grus
„Przybieieli do Betlejem p i n s t e r z e..?*
2
WŁODZIMIERZ SŁOBODN1K
Największemu satyrykowi polskiemu ADAMOWI MICKIEWICZOWI
w hołdzie
Ty nlezawsze stałeś na Krakowskim, Cały z bronzu, cały w chwale zimne), Lecz naprzekór chmurnym, górnym troskom.
Tak się {miałeś żywy, jak nikł inny.
Posąg Twój, trzymając dłoń na sercu.
Jak na strunach jakiejś krwawej liry, Nieraz śmiał się ostro i szyderczo Śmiechem, co wykwitał z dna satyry.
Telimena nie umarła przecie, Choć dziejowa odmieniona scena.
Tylko dziś stosunki w Emeszecie Ma współczesna pani Telimena.
I nie chłodny landszaft Petersburka, Co wodami Newy sino skrzy się, Lecz Londynu zdjęcie leży w biurku NieumarłeJ Telimeny dzisiaj.
Żyje hrabia i jak w czasie tamtym Sni Italię i bredzi Europą,
Tylko, chociaż dziwak i romantyk, Bardzo nie chce oddać ziemi chłopom.
I nie umarł krasomówczy Buchman, Na trybunę każdą wlazł jak fantom.
Taki sam i głos i ręki ruch ma, Gdy przemawia ku preopinantom.
ARIEL PIRMAS
LEĆ PIEŚNI M O J A ...
(Czytanki z nad Odry i Nissy) I. Niechaj mnie Zośka o lisa nie prosi,
Bo kiedy Zośka nad Nissę powróci Każdy szabrownik sprzeda liska Zosi;
Radioodbiornik koszt podróży zwróci... (itd.)
Ksiąg dwanaście. Stronice szeleszczą, Lefąc w serce gęsty miód pociechy.
Niechże wielki śmiech Twó, zbłądzi, wieszczu.
Pod najniższe, najuboższe strzechy.
D A L T O N I Z M
flnę. i r i n . finansów Onlton nesynrslysznie zapniruje się na przyszłość W. Brytanii
rys. Jerzy Z a ru b a
Dalfon: Obraz W.
Brytaniiwidzę w czarnych barwach
, 3. Na wrocławskim rynku
■ Tam ludu gromada:
Prędko, co kto może Do worka układa.
*. Obielił nam śląskie chaty . Nowy dzionek złoty.
Widniej, widniej teraz ludziom Co w nich do roboty.
«
Na wrocławskim rynku Jedni drugich biją, O maszyny, które piszą
I takie co szyją... (itd.) Do roboty zbierać moto
cykle i rowery —
Jak wiadomo, w śląskich domach tego do cholery... (itd.)
4. Ze stołówki zapchlonej wojewoda znużony Biegnie gnany przeczuciem I trwogą.
Ledwie chwycił się klamki: - ktoś połamał tu zamki!
A we środku nie znalazł nikogo.
Wszystko stoi otworem, szafa cięta toporem, Skórę zdarto z oparcia fotela...
Poprzez okno otwarte krzyknął tedy na wartę, A ci chórem: — Obywatelu,
Myśmy wedle rozkazu s*r’ egli wrót i przełazu;
Wszedł przez okno? Któżby podumali
Wojewoda ni słowa. Krótko: — Odmaszerowaćl I zawołał kozaka Nauma.
5. Pójdźcie o dziatki, pójdźcie wszystkie razem Za miasto, pod słup, na wzgórek —
Tata szabrownik powraca z obrazem, Krowę prowadzi za sznurek.
Tato powraca, tatko powraca!
Pełno radości i krzyku.
Zuch! Towar primal Gdzieżeś to zmacał?l Poczciwy! Rodzynki w koszyku!... (itd.)
* 6. O PUR'ze, wielki PUR'ze,
Ty nie znasz nas, Polaków, Ty nic wiesz, czym być może Rodak dla rodaków! «*
Do Ciebiem ja przybieżał Za laską Mojżeszową, Byś Ty mi wskazał leża I dach nad moją głową.
- O PUR*ze, wielki PUR'ze, Popadnij w zachwycenie!
W jasnowidzeniu ujrzyj
Wysłańców Twych „w terenie".
Pod wspólną weź opiekę Mnie, ich (i bab ich harem) I żebym się doczekał, Jak miecze ślesz i karę!
- i
i i
LEON PASTERNAK
PRZYPOMNIENIE NA CZASIE
Niektórym redaktorom tygodniki
„Dziś i Jutro" i innym.
Aby zostać demokratą
trzeba wpierw zasłużyć na to.
To, fak widać, fest nietrudno gdy się przeszłość miewa brudną.
Lecz choć chytra Jest mimikra, x pamięć ludzka to rzecz przykra : Jak to? na cyrkowych wiecach Mussolini? Giovinezza?
Na burszowskich konwentyklach rączki w górę i „Haflhitla"?
Teraz zaś bez dania racji pean piać dla demokracfi?
O, gdy byłeś Codreanem to wolnego z tym peanem ! Pocierp sobie Jeszcze trochu, poklęcz w kącie wpierw na grochu.
W pierś się bifesz? No to z silą I Żeby w Polsce słychać było.
Dowiem teraz, mój bobasku, takich jest fak w morzu Pias...ku.
Aby zostać demokratą trzeba wpierw zasłużyć na to !
ZDZISŁAW FEDAK
ZOOBYĆ MIESZKANIE - SZTUKA
Miejsce akcji: wielkie miasto.
Czas akcji: wiek elektryczności i pary Osoby akcji: para (on i ona)
Oboje są małżeństwem (bardzo oklepane), nie posiadają mieszkania, (też oklepane, choć w skutkach opłakane).
On: Nie bohater, choć postać główna. Jak każdy człowiek, ma cechy lewicowe i prawicowe, to jest dodatnie i ujemne. Apolityczny i apokiekty- ezny Cierpi na postępowość (tabes). Usłużny — zawsze podstawi bliźniemu stołka Dobrze wychowany. Polega to na niedomówieniu tego, co się myśli o innych. Nie umie tańczyć (jak mu zagrają) i wiecznie przeprasza za mylenie kroku: to był nietakt, albo pardon — faux pas. Mimo dobra wychowanie nde umie się znaleźć. Na przykład po odzyskaniu wolności od razu zgłosił się na swoje przedwojenne miejsce pracy, przy czym wyrobił sobie opinię gapy i człowieka niegodnego podwyżki. Po prostu — nie umiał się znaleźć na wyższym stanowisku, ani w poniemieckim miesz- >
kaniu. Ma bardzo ciekawy zawód — jest bakteriologiem. Często się myli, choć nie tak, by zamiast peniciliny wynaleźć bombę atomową.
0 żonie swej na przykład twierdził, że ma w sobie happy end, mając sex apeal na myśli, będąc zaś na koncercie symfonicznym upierał się, że w orkiestrze najlepiej podoba mu się partia fagotów i fagocytów. We własnej, jedynej żonie, choć wedle statystyki przypada na niego jeszcze pół porcji z tego gatunku, wciąż zakochany. Temu też przypisać należy, że badając przez mikroskop zarazki tuberkulozy liczy laseczniki: Kocha nie Kocha... Zajmuje odpowiedzialne stanowisko. Zarabia — żona.
Ona: Zona. Kobieta nowoczesna. Zorientowana we wszystkim. Wie na czym zarabiają jej przyjaciółki, a na czym poczta. Umie określić róż
nicę między hetmanem Stanisławem Żółkiewskim, który bronił chrześcijań
stwa, a redaktorem Stefanem Żółkiewskim z „Kuźnicy**, między pułkowni
kiem Matuszewskim, a ministrem Matuszewskim, Raczkiewiczem, a Rad
kiewiczem, Kulturą, Informacją a Handlem oraz Szopką, Propagandą a Aprowizacją, między Głosem Ludu, Dziennikiem Ludowym, a Gazetą Ludową. Wie, który organ jest prorządzowy, a który pprorządowy. Ba, domyśla się nawet, które partie grają między sobą w zielone, które w ciuciubabkę, a które w cenzurowanego. Jakie sprawozdanie z zebra
nia politycznego notować systemem stenografii parlamentarnej, a jakie nieparlamentarnej, czyli handlowej. W ogóle jest to osoba bywała i nie dająca się wziąć na fundusz (aprowizacyjny). Ponadto kończy właśnie 4-tą gimnazjalną i jest świeżo upieczoną mężatką.
Pierwszy akt — nie odbywa się z powodu braku mieszkania, nato- miasi ma miejsce pierwsza scena — małżeńska.
Drugi akt — oboje wstępują do spółdzielni mieszkaniowej, co pozwala im nabywać zapałki po cenie zniżonej. Na rok 1956 jest przewidziany przy
dział pokoju.
Trzeci akt: Spółdzielnia mieszkaniowa ma już dwa własne dancingi, cztery stołówki, biuro transportowe, sklep komisowy, fabrykę smoczków, wytwórnię wód gazowych, zakład pogrzebowy, oraz dział odbudowy mie
szkań, zatrudniający dwie osoby. Spółdzielnia oświadcza, że remont po
koju dokonany zostanie dopiero w 1964 roku. Nota bene, przewidziane jest ulokowanie jeszcze jednego małżeństwa w tym pokoju.
Półfinał: Własnym wysiłkiem, radosną twórczością i inicjatywą pry
watną małżeństwo buduje z afiszów rozlepionych w ciągu jednego tygo
dnia na murach dwupiętrowy, papierowy domek.
W ten sposób zrealizowane zostało hasło wywieszone w Łódzkim Wydziale Informacji i Propagandy:
„Propaganda buduje nową Polskę**.
_________ ______ rYs- Kazimierz Grua
Ko gwiazdkę—zabawka norymberska
STANISŁAW RYSZARD DOBROWOLSKI
D W A j~plTzY JA C IE LE
Eugeniuszowi Ajnenkielowt Zaprzyjaźniliśmy się bardzo,
- powiedziałbym nawet - ogromnie z tutejszym kominem z Wólczańskiej.
Co wieczór zagląda do mnie.
Widzę, jak stoi za oknem - nieruchoma osoba:
No i cóż, towarzyszu, - powiada - fak wam się tutaj podoba?
I owszem, — powiadam mu — owszem!
Czekajcie, to okno otworzę!
Nie mam na co narzekać, iyje mi się niezgorzej.
Czasem jakoś głupio - bez Wisły Trochę mi brak jej tu w Łodzi - i tamtych, wiecie, kamienic.
Ale i to mi przechodzi.
Ja was rozumiem - powiada towarzysz komin. - Nie codzień, ale wiecie, nieraz i mnie się chce przejrzeć w bieżącej wodzie.
To nawet dziwne - powiada - by komin uświadomiony
miał takie jakieś zachcianki I takie w czubie androny.
Westchnął 1 mgłą się owinął i zniknął w mroku ulicznym stary łódzki robociarz - towarzysz komin fabryczny.
I tak od miesięcy z kominem żyjemy w serdecznej przyjaźni - i jakoś lżej jest nam razem, i jakoś wspólnie nam raźniej.
rys. Karol butuniecki
Soch świąteczny
JAN HUSZCZA
K O L U M N A L IT E R A C K A
JA NU SZM IN KIEW IC ZSkorowidz współczesnych poetów polskich
Przygotowaliśmy do druku
„Antologię współczesnej poezji polskiej". Niestety, ze względu na trudności wydawnicze, na- razie możemy oddać do rąk czytelnika jedynie otwierający naszą antologię „Skorowidz".
Oddajemy go też do rąk w przekonaniu ,iż przyjęta przez nas zasada klasyfikacji, opar
tej o treść zawartą w poszcze
gólnych nazwiskach, niewątpli
wie przyczyni się do wyjaśnie
nia wielu, od lat trapiących krytykę literacką nieporozu
mień; przyczyni się także w sposób niewątpliwy do praw
dziwego spopularyzowania wią
zanej mowy ojczystej.
Pragnących już teraz zapo
znać się bliżej z zagadnieniem, odsyłamy przede wszystkim do naszego pięciotomowego dzieła pt. „Historia literatury pol
ROŚLINY JADALNE, GRZYBY, PASZE, PRZYPRAWY DO ZUP I WŁOSZCZYZNA: Grzybek (Bronisław), Mak(uszyński), Pasternak, Rydz(ewska), Surówka, Szcza- wiej, Wyka.
STANY UCZUCIOWE: Frasik, Miłosz, Pokora.
ZJAWISKA SŁUCHOWE: Brzękowski, Jęczalik, Łobo- dowski, Milczarek, Świrszczyńska.
DRZEWA: Olcha, Brzoza, Brzechwa, Jaw or(ski).
OWADY: Bąk.
POTRAWY: Polewka (Adam).
MARYNISTYKA: Hel(szityński), Morski.
BEZOKOLICZNIKI: Lec.
CZĘŚCI CIAŁA: Hertz, Pięta(k).
DRÓB I PTACTWO: Kurek, Jastrzębiec (Kozłowski;
patrz sub. „rogacizna").
SYTUACJE MATERIALNE: Nędza — (Kulbiniec;
patrz sub. „figury geometryczne").
ROGACIZNA: Kozłowski (Jastrzębiec; patrz sub. „drób i ptactwo").
DŹWIĘKI NIEARTYKUŁOWANE, WYKRZYKNIKI:
Piechal, Rytard, Morstin, Brucz.
MĄDRZY PO SZKODZIE: Pollak.
IMIONA WŁASNE: Wiktor, Jan(owski), Andre, Bo
gusław ski), Jan(czarski), Lech(oń), Włodek, Andrzej(ewski) FIGURY GEOMETRYCZNE: Koło(niecki; patrz sub.
„sprzęty i statki kuchenne"), (Mi)kułko, Kubicz, Kubicki, Kubiniec — (Nędza; patrz sub. „sytuacje m aterialne").
CZĘŚCI DOBY: Nacht.
KIERUNKI POLITYCZNE: Lewin.
SPRZĘTY I STATKI KUCHENNE: Ozga — (Michal
ski), Ożóg, Kozik(owski), (Koło)niecki.
ZWIERZĘTA DOMOWE: Burek, Kott.
CHOROBY SKÓRNE: Świerzawski, Brzechwa.
SZAŁY: Podkowiński.
STANY CYWILNE: Młodożeniec.
RZEMIOSŁA: Ciesielczuk, Szewczyk, Ważyk.
WYRAZY OBCE: Castellati, Peiper, Sztaudynger, Miller, Zechenter.
MIERNIKI POZIOMU: Lichański.
OGRODY: Baumgardten, Sad(owski), Zieliński.
WYRAZY NIEPARLAMENTARNE: Swinarski, Ho
luj, Ochęduszko.
skiej w przekroju gospodarczo -zdawkowym", wyd. „Pismo- pol", Warszawa 1934.
Możemy także polecić mniej fundamentalne prace nasze:
1) ABC poezji polskiej. Nakł.
tyg. „Dziś i jutro". Słowo wstępne Bolesława Piaseckie
go.
2) I ty możesz zostać poetą!
Samouczek poetycki. Część I:
Sylabizowanie. Część II: Wią
zanie słów w rymy. Nakł. Miej
skiego Wydz. Kultury i Sztuki w Łodzi. Z autoryzowanym portretem Jadwigi Chojnackiej.
3) Ekwiwalentyzm w prze
kroju spotęgowania. Rozpra
wy, szkice, nurty. Nakł. Spółdz.
Wyd. „Atom".
A teraz, czytelniku, przyjm, oby z największym dla siebie pożytkiem, „Skorowidz współ
czesnych poetów polskich".
Oświadczenie
w sprawie Juliana Przybosia
Zbliża się dzień 1.1.1946 ro
ku. Niżej podpisani na podsta
wie dobrowolnej umowy, ustali
liśmy, iż jeszcze przed tym ter
minem zdradzimy naszą tajem
nicę: znany z, oddzielnych publi kacyj książkowych i czasopism literackich awangardowy poeta Julian Przyboś jest, niestety, naszą mistyfikacją.
Zaczęło się od płochej igra
szki, dla którei natchnieniem był Kuźma Prutkow, fikcyjny autor wierszy, bajek, epigrama
tów i aforyzmów — przeważnie o charakterze parodystycznym,
— powstałych w Rosji w latach 50 - i 60-tych ub. stulecia. „Au
torami" Prutkowa, jak wiado
mo, byli bracia Żemczużniko- wy i Aleksy Tołstoj, należący do wyższych sfer ziemiaństwa rosyjskiego.
Z kolei i my zastanowiliśmy się, jak nazwać powołanego przez nas do życia poetę. Imio
na i nazwiska nasze (Juliusz Przybylski i January Bośkie- wicz) naprowadziły nas na do
wcipną syntezę: Jul-Jan Przy- Boś...
W miarę, jak utwory powo
łanego w ten sposób do życia
„Przybosia" zaczęły cieszyć się powodzeniem nie tylko w pis
mach satyrycznych, które ośmie szały, ale i w literackich (z wy
jątkiem „Wiadomości Literac
kich" i „Skamandra", które pra wdopodobnie przeczuły, o co chodzi i nawet piórem Antonie
go Słonimskiego próbowały stwo rzyć nieudolną konkurencję pod nazwą „Pajbosia"!) — roz szerzyliśmy zakres naszej twór czości, tym bardziej, że ukła
danie wierszy, wyjętych z pod praw rytmu i rymu, nie wyma
gało od nas ani specjalnej wie
dzy literackiej, ani t. zw. ta
lentu.
Jeśli chodzi o czasy ostatnie, mistyfikacja miała na celu prze
de wszystkim względy natury materialnej. Niżej podpisanym udało się zameldować w ewiden cji martwą duszę „Juliana Przybosia" i zdobyć w ten spo
sób kartę żywnościową I kat., przydział węgla, bony do stołó
wki, a nawet włączenie do listy zasłużonych.
Kłopoty wynikłe z powołania
„Przybosia" do wojska zakoń
czyły się pomyślnie otrzyma
niem odroczenia pod pozorem, iż wzmiankowany jest studen
tem Akademii Stomatologicz nej (siei).
Niestety, ostatnie ataki na twórczość Przybosia, podnoszą
ce się metodycznie ze wszyst
kich prawie stron, napełniły nas obawą, iż rzecz cała nie da się dłużej utrzymać w tajemnicy:
dlatego niniejszym sami zawie
szamy działalność poetycką
„Juliana Przybosia".
W związku z tym odwołujemy i unieważniamy następujące pu blikacje książkowe wydane pod tymże nazwiskiem: „Śruby",
„Oburącz", „Sponad", „Wgłąb las", „Arkusz poetycki I", „Ró
wnanie serca", „Póki my źyje my", oraz „Miejsce na ziemi".
Jednocześnie przepraszamy wszystkie osoby fizyczne jak i prawne, które padły ofiarą na
szej —- trzeba przyznać, że uda
nej mistyfikacji. Przepraszamy zwłaszcza wydawnictwo „Czy
telnik" i redaktora „Odrodzenia"
ob. Kuryluka, którzy najwię
cej „Przybosia" drukowali, ora2 życzliwych dla „twórczości Przybosia" krytyków — Kazi
mierza Wykę i Stefana Żółkie
wskiego, którzy na jej badanie poświęcili większą i lepszą część swego życia.
Uważamy także za swój obo wiązek ostrzec wszystkich, iż jakiekolwiek mogące się zda
rzyć w przyszłości próby pod
szywania się pod „Przybosia"
będą ścigane na drodze sądo wej.
Jesteśmy przekonani, iż po wyższe oświadczenie wyczerpu
je sprawę całkowicie i na zaw
sze. Zainteresowane pisma pro simy o łaskawy przedruk nasze go oświadczenia.
Juliusz Przybylski Kraków, Sądowa 127 m 5
January Bośkiewicz Łódź, Niepodległości 17 m 8
Pod powłoką analfabetyzmu drzemią talenty! Jak dotąd jednak to są ciągle hasła i czcze deklaracje. M ijają mie
siące, była jesień, jest zima, potem będzie wiosna, może nadejść upalne lato, a co wła
ściwie zrobiono dla wygrzeby
wania talentów, oraz dla orga
nizacji opieki nad nimi?! U- derzmy się w piersi i z ręką na sercu powiedzmy: bardzo mało, albo prawie nic.
Np. w powiecie bilgorzeckim wygrzebano dotąd zaledwie trzy talenty, a i to jedynie na podstawie donosów składanych
Wygrzebujmy talenty!
przez miejscowych sołtysów do Biura Informacji i Propagan
dy w myśl okólnika Minister
stwa, nakazującego rozpow
szechnianie skrzynek zażaleń.
Poza tym, jak się w praktyce okazało, były to talenty do defraudacyj. Dzięki nieporozu
mieniu w dziedzinę sztuki czy
stej wkroczyła milicja.
Były także wypadki niedo
puszczalnej praktyki: podrzu
cano formularze dla sonetów, sztucznie powodując wzrost talentów.
System premiowania (za każdy wygrzebany talent —
*/« litra wódki i V/2 metra ma
teriału koszulowego) także nie przyniósł spodziewanych rezul
tatów.
Wydaje się, iż jedynym wyj
ściem z sytuacji będzie ustale
nie rocznych kontyngentów dla poszczególnych gmin. Moż
na to wziąć przykładowo: gmi
na w ciągu roku ma dostar
czyć 200 fraszek dla „Dzienni
ka Łódzkiego" (z zamianą w razie niedostarczenia, na ka
rę grzywny), 7 not dla pisma
„Kuźnica", trzech debiutantów w gatunku awangardowym dla
„Odrodzenia", oraz sześć weso
łych audycyj dla Polskiego Radia z zamianą w razie nie wywiązania się — na 2 m ziemniaków.
Rozbudowanie sieci lokalnych tygodników „Wieś" także nie
wątpliwie przyśpieszyłoby tę akcję.
Trzeba tylko o tym pamię
tać! Wkraczamy bowiem w rok 1946-ty: każdy frazes, osłania
jący ospałość, będzie niemiło
siernie zdemaskowany!!!
9
Zaczęło się z samego rana.
Sylwester Majonez, właściciel dużego sklepu na Szabrowym Rynku pod f. „Polruch“, spot
kał się w bramie z tym pęta
kiem Piegżą. Trzeba wiedzieć, że Piegża był młodym robotni
kiem i od dawna się nie podo
bał Majonezowi, ponieważ — mimo ciężkie warunki ży
ciowe — był stale zadowo
lony i ciągle śmiał się, że bę
dzie lepiej. Teraz też nie miał widocznie nic lepszego do ro
boty, bo krzyknął prowokacyj
nie swym idiotycznie wesołym tenorkiem:
— Wesołych Świąt, panie Majonez!
— Zawsze panu głupstwa w głowie — warknął ze złością sklepikarz — Wesołych Świąt!
Jakiż to pan może mieć powód do wesołości? Taki łapciuch z łatą na portkach!
— A to ci heca — zaśmiał się Piegża. — Pewnie, że mam łatę na portkach, ale pan masz przecie cały angielski garnitur i sobolowe futro. Więc jaki powód do smutku? Taki bur
żuj z wydrowym kołnierzem.
— Bałwan! — oburzył się Majonez. — Burżujem mnie nazywa, a nie zastanowi się nawet, czym dla kupca jest dziś „wesołe** Boże Narodze
nie. W tym dniu, tumanie je
den, zamykamy bilans dwuna
stomiesięcznej galerniczej pra
cy po to, aby się przekonać, że cały zysk z niej zabie- rze mi urząd skarbowy. A tu wydatki, właśnie w związku z gwiazdką — duże. Córce na wigilię obiecało się łapki ka
rakułowe, a żonie kolię z blau- wajsem. Ej, panie Piegża, nie ma co szczerzyć zębów, jak głupi do sera. Ciężko, uważa pan, w waszej Polsce porząd
nemu kupcowi.
— Ciężko? — zdziwił się wesoły robociarz.—To przyjdź pan do mnie na wigilię. Mnie się lepiej powodzi. Podatków dużych nie płacę, a z przydzia
łu świątecznego dostanę śle
dzie, mięso, konserwy, mąkę na ciasto. Bardzo proszę — przyjdź pan!
Po czym wartogłów wyleciał z pędem z bramy. Majonez zaś wszedł do „Polruchu** po to chyba, by się skolei zirytować uśmiechniętą miną ekspedientki
Pypeciówny.
— Druga idiotka — mruknął surowo.—Pani też pewnie w gło wie „wesołe** święta, co? A w letnim płaszczyku do sklepu pani przychodzi.
— Nie szkodzi — odcięła się Pypeciówna — wódka kartko
wa mnie ogrzeje. Zresztą przy
puszczam, że pan mi odpali taką gratyfikację świąteczną, iż futro sobie będę mogła ku
pić.
S zczyp ta soli
Prokurator Dedd przedsta
wił na procesie norymberskim materiał o eksploatacji cudzo
ziemskich sil roboczych. Hitle- roiocy bici tu są metodą Dedd- ukcji.
STEFAN STEFAŃSKI
W IG IL IA SYLWESTRA
(opowieść prawie didcentowska)
— Akurat — zgrzytnął Ma
jonez. — Wie pani, ile urzędo
wi skarbowemu mam przed Nowym Rokiem bulić? Nie wie pani. To niech futro pani ku
pi ta wasza demokracja.
— A pewnie, że kupi. Tylko nie od razu. Nie tak jak pan
— swojej córce.
— Odczep się pani od mojej córki! — warknął kupiec, sia
dając przy kasie. — I co to za ordynarne przycinki!
Ale i przy kasie nie mógł u- siedzieć. Klienci — uważacie
— go za bardzo drażnili. Tym swoim kretyńsko ucieszonym wyrazem twarzy. Dam ja wam
— pomyślał — zaraz sursum corda — i poszedł do wystawy, żeby ceny na artykuły spożyw
cze o 5O°/o podnieść. Ale i ten świąteczny pomysł nie zepsuł ludiziom humoru. Śmieli się je
szcze bardziej.
— Panie Majonez — mówili
— powinien pan sklep w Cie
chocinku prowadzić, u pana bardzo słono.
Jedna się tylko porządna konsumentka znalazła. Zaraz widać, że dama sanacyjnej da
ty .Ubrana w popielice, zaku
pów na 10.000 złotych zrobiła, ale za to b. na ciężkie czasy narzekała. Człowiek — powie
działa — nie może sobie teraz na wyprawienie najskromniej
szych świąt pozwolić.
— Głowa do góry — dodała na pożegnanie — panie Majo
nez. Nie traćmy nadziei. Jest jeszcze Pan Jezus nad nami
sierotami i w ogóle bomba ato
mowa.
Podniósł tedy pan Majonez do góry znękaną kupiecką gło
wę, ale nie na długo. Widocz
nie jedna jaskółka nie czyni wiosny, bo zaraz po niej we
szło do sklepu dwóch facetów, zresztą w miłych, przedwojen
nych czapkach studenckich.
Ale takie, psiakrew, czasy, że nawet przedwojenna czapka nie czyni dziś faceta przedwo
jennym człowiekiem. Bo oto za
miast— starym zwyczajem — pikietować „Polruch** od ży
dów, akademicy zwrócili się do Majoneza z dziką wprost propozycją.
— Nadchodzi — powiedzieli
— gwiazdka, a dużo mamy w Polsce bidaków, sierot, cho
rych, repatriantów i inwali
dów. Mamy nadzieję, iż zamoż
ny kupiec chrześcijański, za jakiego szan. pana poczytuje
my, zechce przy pomocy odpo
wiedniej ofiary złagodzić los...
— Zechce, zechce — przer
wał ze złością Majonez. — A cóż to znowu? Czy wasza de
mokracja skasowała już wię
zienia, domy starców, domy poprawcze i przytułki? Czy te pożyteczne instytucje są już nieczynne?
— Owszem, czynne — od- rzekli akademicy. — Ale, nie
stety, samo państwo ma tak mało środków materialnych, że ci łazarze nieraz przymie
rają głodem...
— To niech przymrą zupeł
nie — orzekł stanowczo kupiec.
— Przynajmniej raz się po- zbędziemy tych darmozjadów, dybiących na cudzą kieszeń. A zresztą co do pomocy material
nej — to sam bym przyjął.
Nawet na kolię z blauwajsem dla żony człowiek na gwiazdkę nie ma. żegnam panów.
Nadchodził wieczór. Ruch w
„Polruchu** zaczął gasnąć. Ma
jonez zwolnił Pypeciównę, po czym — starannie obejrzawszy i zamknąwszy sklep — udał się do domu. Lecz wigilia na łonie rodziny nie złagodziła cierpień jego rozdętej wątro
by. Olbrzymi salon chrześci
jańskiego kupca zamienił się podczas kolacji gwiazdowej w łaźnię westchnień.
— Ciężko — wzdychała O- tylia Majonezowa, poprawiając kolię z blauwajsem.
— Ciężko — wzdychała Pe
lagia Majonezówna, dławiąc się łososiem.
— Ciężko — wzdychał Syl
wester Majonez, krztusząc się francuskim koniakiem. Raptem Majonez przerwał wieczerzę.
— Wiecie co — powiedział
— moje drogie, zostawmy te cenne dary boże i chodźmy so
bie na wigilię do Piegży. Wy
obraźcie sobie, ten pętak dziś rano mnie prosił na święta.
— Słusznie — podchwyciła pani Otylia. — Jak demokra
cja — to demokracja. Niech ci, dla których dziś jest wszy
stko, podzielą się pod Bożym Drzewkiem z nami, dla których dziś nie ma nic. Nawet śledzi na kartki.
I poszli.
Wrócili nad ranem, b. zado
woleni: Piegża dał im w pre
zencie przydziałowe konserwy.
Po świętach je wystawią na sprzedaż.
10
TANIEC DUCHÓW P. t. „Tego jeszcze w Przemyślu nie było" czytamy w nr. 46 „No
wych Horyzontów";
„W sobotę dnia 17 bslopada społeczeństwo przemyskie bę
dzie mogło oglądać wysiłek młodzieży Harcerskiego Klubu Sportowego „Czuwa/" w posta
ci W ielkiego Widowiska Naro
dowego p. t. „POLONIA".
Młodzież nasza, wychowana w epoce skrajnego materializ
mu, nie zatraciła tych pierwiast
ków, które kołysały wielkie du
chy Krasińskich, Słowackich czy Mickiewiczów.
Jako wyraz tych uczuć w po
ezji naszej, której pozazdroścć nam może cały świat, młodzież HKS. „Czuwaj" własnymi siłami zmontowała monumentalne wi
dowisko pt. „POLONIA".
Przez scenę przesuną się du
chy legendarnych postaci Lecha, Czecha, Rusa, Kołodziej i Pia
sta z otoczeniem oraz twórców państwowości i potęgi Polski.
M atejkowskie postacie królów naszych, fantastyczne widma złych mocy nieustannie walczą
cych o wymazan‘e Polski z kart świata, trzej wieszczowie i wie
le, wiele innych. Widowisko
oparte jest na podkładzie mu
zycznym i polega na tanecznym geście, uwypuklającym ciężar gatunkowy słowa".
Nie wiemy w jakich tańcach wystąpiły matejkowskie postacie królów, fantastyczne widma złych mocy, trzej wieszczowie oraz du
chy legendarnych postaci Lecha, Czecha, Rusa i Kołodzieja Piasta z otoczeniem. Dla Lecha proponu
jemy poloneza, dla Czecha polkę, dla Rusa kozaka a HarceisKiemu Klubów’ Sportowemu radzimy za
jąć się innym sportem, niż urzą- dzan e tego rodzaju widowisk Bo to widać jest jednak pewna róż
nica między np. ringiem czy bież
nią a sceną. Nawet w Przemyślu.
NA PERSKIM RYNKU.
W numerze 51 „I.K.P." czyta
my:
„W Persji utworzono specjalną radę dla kierowania państwem w obecnej dobie kryzysu. Ko
misja ta składa się z 4 osób, w
MAMY KRÓLA!
Okazuje się, że na emigracji mamy nie tyjko „prezydenta" Racz- kiewicza ale i „króla" polskiego Władysława V-go, hr. z Montalku Potockiego. Dzięki uprzejmości jednego z naszych czytelników otrzymaliśmy z Londynu najnowsze orędzie naszego Najjaśniejszego Monarchy, które poniżej zamieszczamy w całości. Vive le Roił
(RED.) J.KM.
WŁADYSŁAW V
KRÓL POLSKI, WĘGIERSKI, CZESKI, W. KS.
litewski, Śląski, kijowski, hospodar MULTAŃSKI, HR. Z MONTALKU POTOCKI
Największa zbrodnia wszystkich czasów powiodła się. Szczerze dziękujemy Bogu, że nasze narody nie mają żadnej części w jej korzyściach. Jesteśmy pewien, że Opatrzność Boska ukarze tych wszystkich w prędkim czas e, którzy spowodowali to ukrzyżowanie wszystkiego, co jeszcze pozostało dobrego na świecie. N,ie wierzymy w możliwość utrwalenia czystego, zła nawet w tym niedoskonałym świecie. Wszak sarn.' mówili, że Polska będzie probierzem. Nie po
trzebujemy podkreślić, że Polska została przez swoich Sojuszników zdradzona; osobiście spodziewaliśmy czegoś takiego już od początku wojny, bo kto może się dziwić, gdy żli ludzie źle czynią: albo gdy złe zasady złe skutki dają. Demokracja jest samo przez się pojęciem idiotycznym, w które żaden inteligentniejszy człowiek nie może szczerze uw erzyć; powstaje bowiem z pierwiastków głupich, albo ze
psutych; z systematycznego fałszowania historii rozwoju rasy ludz
kiej, z podsycania różnyth w niczem nie uzasadnionych żądz i za
zdrości. System tak głupi staje się szybko zbrodnią; dzisiaj najwię
cej: bo sam fakt, że w demokracjach nie wolno krytykować demo
kracji ani głosować przeciw niej, udowodni, że bynajmniej o wol
ność nie chodzi, tylko o podtrzymywanie interesów żyjących z ciała ludzkiego pod pretekstem demokracji. Ci, którzy kierują tą zbrodnią, wiedzą doskonale, że główny skutek usunięcia prawowitych lub na
wet względn e prawowitych, władz narodów, to nie parcelacja mocy po trochę każdemu, lecz powstanie nieprawowitych władz, mianowi
cie w danym wypadku swoich własnych: i jednego tylko się oba
wiają, żeby broń Boże nie powstała z powrotem prawdziwa monar- chja, lub nawet jakikolwiek stosunkowo zdrowy rząd narodowy.
Wolno każde pojęcie głosić i popierać, o ile nie takie, jakiego istot
n e potrzeba. Wolno nawet krytykować samych zbrodniarzy, t>o to daje omamienie wolnościowe.
Kto ćhce prawdziwej wolności,-prawdziwego dobrobytu, prawdziwej kultury — czyli pięknego życia — niech popiera dziedziczną monar- chję, bo to jedyna droga. Z naszej strony w erzymy mocno w prze--W
powiednie wielkiej potrójnej monarchii Polsko-Węgiersko-Rumuń- skiej. Jesteśmy gotowi wziąć na Siebie wszystkie ryzyka i odpowie
dzialności, i wszelkim sposobem usiłować, aby je urzeczywistnić.
Potrzebujemy jednak pomocy Narodu. Każdego, który chce w j a k kolwiek sposób dopomódz, prosimy żeby się do Nas zgłosił natych
miast.
ODEZWA I. 23:8:1948.
Priiłted by His Majesty WŁADYSŁAW the Fifth.
KINO OF POLANO AND
HUNOARY, (Count Potocki) 10 ST PETER*S ST. LONDON N.I
bizną(l) poety. Reprodukcję tego niesłychanego wybryku zamiesz
czamy ponżej:
W łodzim ierz Stobodnik
tym 4 byłych premierów".
Notatkę tę opracowało 2 redak
torów, w tym 2 kiepskich.
ZYCIE STUDENCKIE.
W nr. 165 „Dziennika Łódzkie
go" czytamy:
„Kupię maszynę do krajania szynki. Oterty do Administracji pod „Student".
Nie ma co. Dobrze musi się od
żywiać ten studencik, że już ręką krajać 6zynki nie nadąży. Gaude
amus igitur... (w. 1. b.) NOWA BRON.
„Kurier Popularny" z dnia 16 b.m. nie omieszkał donieść o no
wej sensacyjnej broni, już zasto
sowanej. Czytamy:
„U przytrzymanego Paslerniaka Mieczysława (Łódź, Drewnow
ska 64), znaleziono garderobę M roczkowskiej oraz narzędzie zbrodni: rewolwer kalibru 90 mm. z odpowiednią do niego amunicją".
Cóż na to organizacja Narodów Zjednoczonych? Rewolwer kalibru 90 mm. — przecież to kieszonko
we działo piechoty! (fel).
WSZYSTKO MA SWOJE GRANICE.
„Głos Ludu" nr. 321 (dod. l i t - satyr.) drukuje dwa utwory czoło
wego współpracownika „Szpilek", repatrianta Włodzimierza Słobod- nika, opatrując je zjadliwą podo-
Prawdą jest, że kochany nasz Włodzio n.e jest gładyszem, nie
mniej jednak w imię dobrych oby
czajów, jakie winny panować w demokratycznej p.asie, jak najo
strzej protestujemy przeciwko te
go rodzaju metodom, które mają oczywiście tylko jedno na celu:
z o h y d z i ć postać mistrza w oczach naszych pięknych czytelni czek. I całą tę niewątpliwie oso
bistą rozgrywkę podpisuje 6ię ja- k m ś sprytnie zmajstrowanym cy
tatem ze Shawa, nadużywając przy tym nazwiska pewnego wy
bitnego i cenionego malarza, który ma być podobno autorem(?) tego niewybrednego paszkwilu! Piętnu
jemy I Skandali DANSE MACABRE.
wie. Niech Pani spojrzy, jaka pię
kna i nastrojowa okładka... Druty kolczaste obozu... Pasiaki... W ie
życzki z karabinami maszynowy
mi...
Czy mogę Panią poprosić do tań
ca? Orkiestra na dancingu zagrała właśnie nowego, wspaniałego slow-foxa p. t. „Nadejdzie czas", który ukazał się nakładem wy
dawnictwa J. Kuthana w Warsza-
JA-MW, U£M.
Drżysż maleńka w moich ramio
nach a ja szepczę C do uszka na
miętne i upojne słowa tego prze
boju:
„Jesteś jeńcem, nie jesteś już człowiekiem Na piersi numer, w sercu go
rycz, w oczach Izy..."
Ref.:
„Lecz p rzyjdzie czas, że sen ko
szmarny minie
1 strząśnlem z piersi numer, z oczu gorzkie Izy..."
„Nadejdzie czas, ie święta na
sza sprawa, O k tó re j dziś na twardej pryczy
śnisz..."
I wszystko to w rytm ie slow- foxal A niech cię jasny szlagier tra fił
(1. P-)
11
STEFANIA CttOPZIFŃSKA
Z A B A W K I
Stał w zwartym szeregu młodych ludzi o nosach przyle
pionych do wystawy sklepu z zabawkami. Uszanowałam tę kontemplację i dopiero po dłuż
szej chwili go zaczepiłam.
— Dzień dobry, Jasiu.
— Dzień dobry. Chce pani popatrzeć? Proszę, zaraz zro
bimy miejsce. Józek, posuń się, ty już z pół godziny patrzysz.
— Dziękuję, jestem wyżsah, stanę w drugim rzędzie.
Stanęłam za nim.
— Co ci się najwięcej podo
ba? Pewnie ten nakręcany po
ciąg.
— Podoba mi się. Ale dachy niedobre. Ktoby się na takim dachu utrzymał. I buforów nie ma. Na czym by się jecha
ło? Ta ciężarówka lepsza. Ta
ki szofer, to by miał dobrze, prawda? Nakręci kluczem z boku i jedzie z łebkami. Ben
zyny nie trzeba, ani nic. Dla
czego takiego dużego nakręca
nego auta nie wymyślą?
— A zwierzątka wypchane jak ci się podobają?
— Eee, co z takim robić.
Przecież to umarłe, żadnej za
bawy z tym nie ma. To już bym wolal żywą mysz. Ten lokal trzypokojowy jest dobry.
— Ależ to mieszkanie dla lalek, to dziewczynki się bawią takimi zabawkami.
— To zaraz widać. Niech pani spojrzy, jak niedobrze pomyślane. Trzy pokoje, a tyl
ko dwie lalki się szwendają.
Urząd chyba jakiś, czy co.
— Chyba nie urząd, bo łóż
ka stoją.
— To pewnie śpią w biu
rze — uspokoił się. — Ładnie urządzone. Jak oni to szabro- wali, żeby tak wszystkie meble były jednego koloru? Nawet
firanki mają. Musieli wcześnie przyjechać.
— A może po prostu kupili?
— zaryzykowałam.
Jaś przyjrzał się bliżej lal
kom.
— Wątpię — pokręcił no
skiem — jeden zupełnie goły, a drugi tylko jakąś spódnicę z wstążki nosi. Bida z nędzą.
Nie wyglądają na spekulan
tów. Na wolnym rynku nie kupili.
Zastanowił się głębiej.
— W ogóle jakieś dziwne fi
gury. Niby gole, a rozwalają się w trzech pokojach z kuch
nią, meble mają, światło elek
tryczne, telefon... Pewnie w niezniszczonym mieście. Jak pani myśli, ile może kosztować nowoczesne wojsko metalowe?
— Jakie? Lotnictwo czy czołgi?
Spojrzał na mnie z wyrzu
tem.
— Atomowe. Chciałbym mieć atomowe wojsko, to bym je puścił na Józka artylerię. Nie wie pani, ile kosztuje?
— Nie mam pojęcia. Wątpię, czy już jest w sprzedaży. Ale po co ci znów w wojnę się ba
wić? Nie było dosyć prawdzi
wej?
— Musi jeszcze być atomo
wa. W sklepie z zeszytami mó
wili.
— Więc musisz prosić Mi
kołaja, żeby ci takie wojsko przyniósł.
— Ale... Dużo Mikołaj w tym roku przyniesie! Przecież to porządny człowiek, nie ja kiś kombinator. Nie stać go po wojnie na takie prezenty, anj na komunikację. Na pociąg się będzie starszy człowiek z taką kupą bagażu ładował?
Pociągnął nosem, pożegnał się grzecznie i poszedł.
rys. Zbigniew Lengren
D e le g a c ja „ S z p ile k " w s k ła d z ie : (od lew ej) Leon P a s te rn a k , Si. Jerzy Lec i Jerzy Z a ru b a w rę c z y ła m istrzow i J. P rz y b o sio w i w ie n ie c z o k azji s e tn e g o
d o w c ip u w „ S zp ilk ach " n a je g o te m a t
SŁOWA, SŁOWA...
(Min. Bevin oświadczy! o rządzie gen. Franco:
„Nie cierpimy tego reżimu") To mało, ministrze,
Walczyć trzeba całą duszą.
Cóż, że pan nie cierpisz — Inni c i e r p i e ć muszą.
W. L. BRUDZIŃSKI Z PROCESU W NORYMBERDZE
(Lekarze orzekli, że Ernestowi Kaltcnbrunne- rowi potrzebny jest odpoczynek).
Chłop aż się prosi o ten uczynek, Dać wreszcie wieczny mu odpoczynek !
WACŁAW OLEWNICKI
K PoC^jjg jfc P ile K
Jas-Kier, (Świder): Chociaż sieu-i Pan w Świdrze, za słabo Pan jeszcze świdruje. Za miłe słowa dziękujemy.
Stanisław Jur, (Olsztyn): Nie po
dobają się Panu felietony Magdaleny Samozwaniec w „Przekroju" i radzi Pan „pójść jej w ślady swej imien
niczki Marii z Magdali". Proszę nam jednak koniecznie napisać jaki okres Marii Magdaleny Pan ma na myśli?
W. S. (W arszawa): Dzieło sztuki
— jeśli jest nawet martwą naturą — nie należy do inwentarza martwego
wbrew Pańskiej interpretacji Dekre
tu o Reformie Rolnej.
L. Bukowiecki: Wierszyk przeka
zaliśmy p. Brzechwie.
A. H. Warszawa: Mimo, że ma Pa ni inicjały jak Adolf Hitler, frasz
ki ide dla nas.
„Paprotka", Pewit, (Piastów), Frandon, Lech Szuman, (Szczecin)
— nie skorzystamy.
Julian -Godlewski (Kraków), T.
Sław (Warszawa) — częściowo wy
korzystamy.
- Ja tylko raz w życiu byłem na polowuniu. O kilka kroków ode mnie zerwało się stado kuro, patw. Zmierzyłem się, chcialem wystrzelić, ale w tej chw ili spo
strzegłem, że zapomniałem strzel
by.
o T - Ha"
rys. Ha-ga
- Kto to jest?
- Aaal Snob jakich mało, ale
takich jest w iele! NAJLEPSZY
KAWAŁ GWIAZDKOWY:
K A W A Ł WĘGLA
rys. K azim ierz Grus DZIEWCZYNKA Z ZAPAŁKAMI
„Szpilki" ukazują się oo tydzień. - Przedruk bez podania źródła wzbroniony.
Redakcja, Łódź, Piotrkowska 96, tel. m. 1-23-36.
Redagują: Sl. Jerzy Lec, Zbigniew Mitzner, Leon Pasternak, Jerzy Zaruba, Składano w Zakł. Graf. „Czytelnik" Nr 4, Łódź, Żwirki 2. D—02764
Pzyjmuje się codziennie od 11-ej do 1-ej.
W yda:e Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik".
Drukowano w Zakładach Graficznych „Książka".
1