• Nie Znaleziono Wyników

Szpilki. R. 6, nr 28 (1945)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szpilki. R. 6, nr 28 (1945)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

| | U H 1

Nr. 28 Rok VI „PRAWDZIWA CNOTA KRYTYK SIĘ NIE BOT' (KRASICKI) 11.IX. 1945

W Ameryce zniesiono ustawę o pomocy dla Europy

rys. J e n y Zaruba

*

Wujaszek Sam nie je i drugiemu nie daje

(2)

2

WŁODZIMIERZ SŁOBODNIK

P O U F N E

„Szwabów nie lubię! Szwaby dranie I wszystko duszą^szwabską łapą, Lecz trzeba żyć, kochany panie, A więc służyło się w gestapo.

Sumienie? Owszem trochę gryzło, . a Czasem bezsenność* to i owo,

' Bo przecież Polska fest ojczyzną, I kocham *%aród, daję słowo!

Lecz żona, dzieci... Pan rozumie...

Skłonność do bimbra i tak dalej... "

Pokusom oprzeć się nie umiem, A więc służyło się kanalii.

Ale nie powiem, żebym wiele Złego uczynił w służbie szwabskiej.

Przysięgam panu, jak w kościele.

Że to, com zdziałał, istne fraszki!

Że powieszono socjalistę

Lub komunistę z mojej w iny,-4"

Pan przyzna, że to głupstwo czyste, Bo to są przecież takie syny!

Z

A zresztą wody na śniadanie, Ani na obiad też nie znoszę, Bo trzeba żyć, kochany panie, A więc zdradzało się potrosze.

Że czasem się zdradziło żydka, Który udawał aryjczyka,

Pan przyzna, że to rzecz niebrzydka I nic z niej złego nie wynika..

Dziś przecież mogę żyć uczciwie Za te pieniądze, zarobione Za szwabskich czasów i wyżywię, Bez trudu dzieci me i żonę.

Bar założyłem, a w tym barze Pan gościem jest. Siedzimy sobie.

Dzwonią kieliszki. Z panem gwarzę, O tym, co w sercu, i co w głowie.

Trochę’za dużo dziś wypiłem, Bo goście płacą i mam - za co! , Więc w towarzystwie pańskim miłym Gadam od rzeczy, panie radco!

Lecz o dyskrecję bardzo proszę!

Miech pan zapomni to gadanie, Bo jeszcze zamkną ginie, mój Boże, A trzeba żyć, kochany panie!"

z

»

W ZYWALI, wabili, nama­

wiali aż ulegliśmy. Wo­

łali przecież bez przer­

wy: „Literaci na Wybrzeże!

Społeczeństwo czeka na was!“

Pojechaliśmy. Było nas kilku nienajgorszych poetów i jeden wcale interesujący krytyk. Zda­

wałoby się, że tak tęskniący za nami Wojewódzki Wydział Kul-

« tury i Sztuki oraz Informacja Propaganda w Sopotach skorzy­

stają z tego. Przecież* oddaliśmy się wszyscy do ich dyspozycji.

Skądże. Obywatele Michałko- wicz i Tomaszewski z Propa­

gandy mówili wprawdzie, że by­

czo jest, że będzie sala, afisze, bilety, reklama i diabli wiedzą co! 2e doceniają, rozumieją i potrafią! A myśmy wierzyli.

Jakże nie wierzyć? W każdym pokojuV inny wydział, w każdym wydziale kilku urzędników (co

’ to brąćtwo robi?) kupa woźnych, biurka,'kanapy, fotele i stoły za­

słane gazetami udającemi, że je ktoś czyta. Zacierano ręce, skraypiały pióra. I co z tego wy­

szło? We środę przepraszano za wtorek, w czwartek za śror dę i t. d. W końcu okazało się, że sali nie ma. Na całym Wy­

brzeżu. A dla pewnych niezwe- ryfikowanych dotąd szmirusów oczywiście jest. No bo cz/m jest n. p. odczyt o Conradzie wobec.

występów Tymoteusza Ortyma?

Naczelnik Kultury i Sztuki ob.

Andrzejewska nie raczyła na­

wet pofatygować się autobusem z Gdyni do Sopot (20 minut!), aby zapoznać się przynajmniej

z

kilkoma literatami, którzy na godnie, sami prosiliśmy się, serio waięli sobie do serca po- można było urządzić z dziesięć trzeby kulturalne Wybrzeża, imprez o charaktórz^ kultural- Wynik? Nuda, bzdura, wstyd, no - propagandowym, można Byliśmy tam przeszło* dwa ty- było... całe szczęście, że piękne

• i S i i S

Opera poznańska wysławia ulubiona operetkę , Hitlera ,,Wesoła Wdówka**

- ~ i

rys. Jan

Lenica

Ach, znów słyszę me ulubione m elodie...

polskie morze nie ma z tą biuro­

kracją, nic wspólnego. Pluskali­

śmy się w jego falach wspomi­

nając znaną bajeczkę o pastusz­

ku - kłamczuchu i wilkach. Zna­

cie ją chyba. j

A jest sobie na Wybrzeżu pe­

wien plastyk — pan Smosarski.

Uprzejmy, uśmiechnięty, zapo­

biegliwy. Zaznaczam, że wódki

• z nim nie piłem i prawie go nie znam._ Z kilkoma ludźmi dobrej woli zorganizował czwartki lite­

rackie, Każdego tygodnia, w kilku dużych, stylowo urządzo­

nych pokojac^ zbiera się miej­

scowa inteligencja i zaproszeni goście. Jest zawsze pełno f wierzcie mi nie dlatego, że dają darmo doskonałą, czarną kawę.

Każdy pisarz czy muzyk, któ­

ry ch©ćby przypadkiem zabłąka się na Wybrzeże musi tam wy­

stępować. Musi. Bo pan Smo­

sarski wywącha' go, choćby się pod ziemię skrył. Bo zaprosi, dopilnuje, przyjdzie i zaciągnie.

I sam w czasie występów stoi, skromniutko przy drzwiach i uśmiecha się. I co tu, proszę państwa, dużo gadać. Jest to je­

dyna może informacja, propa­

ganda, kultura i sztuka na od­

zyskanym Wybjzeżu.

,P . S. Uwagi moje wysunięte w pierwszej części tego listu od­

noszą się również do Zarządu Politycznego Marynarki w Gdy­

ni. I tam nie znaleźliśmy uzna­

nia. I tak to wilcy zjedli pastusz­

ka. Dobrze mu tak.

Leon Pasternak.

Z

(3)

JAN CZARNY

P O D A N IE

Wysoki Urzędzie!

W związku z mieszkaniem, ja­

kie zajmuję, i gehenną jaką w związku z warunkami mieszka­

niowymi przeżywam, ośmielam się zwrócić do P. T. Obywateli z prośbą:

a) O wysłuchanie mnie,

b) O pomoc, o ile wyłuszczo- ne przeze mnie powody są słusz­

ne i uprawniają mnie do tako­

wej.

Otóż: mieszkam w trzypokojo­

wym mieszkaniu, Piotrkowska

246

m.

54.

Zajmuję pokój środ­

kowy t. zw, sypialny. W pierw­

szym pokoju, stołowym, miesz­

ka właściciel restauracji „Pod złotym jeleniem", mistrz sztuki gastronomiczno - kulinarnej ob.

Matoł-Maciołkowski z żoną. W ostatnim termo-technik ob. Pie­

cyk, również żonaty.

Oba te małżeństwa wzięty z mego pokoju (t. zn. sypialni) po­

trzebne im meble. Pan Matoł- Maciołkowski, bieliźniarkę, któ­

rą obrócił na śpiżarnię do prze­

chowywania wyrobów masar­

skich, a państwo Piecyk jeden materac z łoża małżeńskiego, dla celów osobistych. W moim pokoju pozostały: łóżka małżeń­

skie z jednym materacem, na którym ja sypiam i lustro t. z w.

tremo, z którego korzystają jed­

nak nadal małżonki obu obywa­

teli.

Pani Piecyk codziennie, po po­

wrocie z plaży staje przed lu­

strem, badając działanie pro­

mieni ultra-fiołkowych na jej karnację. J a służę zazwyczaj jako rzeczoznawca, a gdy orze­

kam szczerze, że nie spostrze­

gam śladów opalenizny, pani Piecyk pokazuje mi „różnicę"...

(Drżę na mfśl, że mógłby w tej chwili zjawić się jej barczysty małżonek...).

Pani Matoł-Maciołkowska sta­

je przed lustrem i uprawia ko­

smetykę. Każdorazowo pożycza ode mnie grzebienia, a kiedy mi go odda je brak dwóch do trzech zębów. Pomijając fakt, żą przed­

miot stanowi pamiątkę rodzinną, obliczyłem, że grzebień, który posiadam, starczy mi jeszcze na

Chleba naszego powszedniego...

tydzień, i że w przeciągu roku wydam rt& same grzebienie

2527

50

gr. Postanowiłem .z tęim skończyć. Znalezioną podkową (aby zneutralizować nieszczę­

ście, jakie przynosi stłuczone lu­

stro) rozbiłem tremo na dwie czę ści. Jedną część wstawiłem do lewego, a drugą do prawego po­

koju. Ale to jeszcze nie wszyst­

ko... Zarówno państwo Matoł- Maciołkowscy jak i państwo Pie­

cyk posiadają pięciołampowe aparaty radiowe, które prawie zawsze grają razem i to najgło­

śniej, jak tylko mogą. Nie nale­

żę do ludzi muzykalnych i może dlatego sprawia mi trudność jed­

noczesne słuchanie np. muzyki jazzowej i „Preludium deszczo­

wego" Chopina, zwłaszcza, kie­

dy w ogóle nie jestem nastawio­

ny na słuchanie muzyki.

Ob, Matoł-Maciołkowski, jak zaznaczyłem wyżej, pracuje w przemyśle restauracyjno-gastro- nomicznym. Ma u siebie w po­

koju lodówkę elektryczną i ma­

szynkę do wyrobu lodów. Obie maszyny pracują pełną parą, to też nic dziwnego, że stale nara­

żony jestem na lodowate wiatry że wschodu. Ob. Piecyk pracuje w gałęzi grzejnictwa elektrycz­

nego, a więc zrozumiałe, że jed­

nocześnie narażony jestem na gorące samumy, uderzające z zachodu. Te diametralnie różne prądy termiczne w moim poko­

ju, wywołały u mnie stałe po- powiększenie trzustki, a lekarz, którego konsultacji zasięgnąłem niedawno, stwierdził poęzątki paraliżu postępowego. Cenię po­

stęp, sztukę kulinarną, grzejnic- two elektryczne i t. d., ale co to, to nieĄ

Ale i tego mało.^. Nie tak daw­

no czytałem u siebie „Cierpie­

nia młodego Werthera". W tym samym czasie w pokoju pana Matoła odbywała się próba czę ści jazzowo- patriotycznej, ma jącej się odbyć w lokalu „Pod złotym jeleniem" zabawy pod nazwą „Noc wesoła u Matoła".

W tym samym czasie uzdol­

niony termo-mechanik ob. Pie­

cyk dokonywał, na podstawie wiadomości z prasy miejscowej, doświadczeń nad bombą atomo­

wą. Jak twierdził, był już ńa dobrej drodze do rozbicia ato­

mów. Wobec braku uranu, do­

świadczenie skończyło się roz­

biciem urynału. Mieszkanie po­

zostało bez wygód. Łazienka od dawna nieczynna, pan Matoł bowiem napełnił wannę wodą i przechowuje w niej napoje chłodzące, dla swego przedsię­

biorstwa...

Obecnie siedzę na środku po­

koju. Czuję na sobie krzyżowy ogień małżeńskich spojrzeń, przez dziurki od klucza lewego i prawego pokoju. Przepisałem podanie, wstałem na palcach i brudnopisem zatkałem obie dziurki.

Sądzę, że Wysoki Urząd weź­

mie pod uwagę moje wyjątkowe położenie i przydzieli mi skrom­

ny pokoik z niekrępującym wej­

ściem. Może być bez mebli i wy­

gód, byleby odpowiadał wymo­

gom chorego fizycznie i nerko­

wo młodego człowieka, pracują­

cego umysłowo i spragnionego

samotności. *

- Pan gra na skrzypcach?

- Nie, na fortepianie. '

“ To dlaczego nosi pan skrzypce?

— Przecież me mogę nosić for­

tepianu.

rys. Charlte - Jasiu, tyle razy ci mówiłem, że należy swego miejsca ustę­

pować damom.

JAN PIOTROWSKI

D Y S T Y C H Y

CAVEANT CONSULES!

Nowa partia już Polskę swą „pracą" zaszczyca, Niech w ięc baczy lewica, co robi prawica.

NA MINISTERSTWO HANDLU I APROWIZACJI Handel z aprowizacją zawierając śluby

Żyje kosztem swej żony - i stąd taki gruby.

NA PROF. MŁYNARSKIEGO

- Ej, młynarz! znów zaczynasz?! - tak cały kra, sarka — Nie wybieli opinii tw e, nawet „młynarka"...

•- CZAPKA I KAPELUSZ

„Gorzą czapki złodziejów..." Nikt się tym nie wzrusza, B ow iem u nas złodzieje chodzą w kapeluszach.

WYDAJNOŚĆ

Pod hasłem wydajności biorąc się do dzieła, . Pracowita Emilcia trzech kochanków wzięła.

ŚWINIA

— Ja chcę żyć! — rzekla świnią. I, utknąwszy ryjem W gnojów ce, wraz poczuła, że nareszcie... źyje.

NĄ REDAKTORA „POBUDKI"

Timofiejew był w barze. Jedna, druga wódka. 6 Chociaż jeszcze nie wyszła, już trąbi „Pobudka".

CZEMU DYSTYCHY?

Pytasz, czem u dystychy, a nie forma szersza?

B ow iem „Szpilki" od sztuki płacą, n ie od wiersza.

KĄCIK LITERACKI

JULIUSZ KLEINER , Odkrył Juliusz w Juliuszu

Kopalnię geniuszu.'

Zawarł Juliusz z Juliuszem Diabelski pakt o duszę!

, Juliusz szepce: Juliuszu, Dam ja cię bez retuszu.

Tak ubłagany Julek * x Julkowi wreszcie uległ.

I rzeki: - Nie zm ógł m nie Adam A przed tobą w proch padam.

JAN SZTAUDYNGER

Oslptni solu!

rys.

Karol"Baraniecki

Spó;n najdroższa! TĘCZA!

(4)

4

z*«łnacjj

^ C n -j £ ifzirV i^C i

Wpadła znów do mnie ciotka z sanacji:

- Widzisz, mój drogi, nie miałeś racji, Kiedyś podkpiwał ze swej ciotuni.

Że nowych czasów nic nie rozumi!

To tyś nie pojął ich, mój kochany:

Wcale tak wielkie nie zaszły zmiany!

Wracam z \ Warszawy. Byłam w „Polonii".

Tam już normalnie. Sami znajomi.

Wybrnęli jakoś z złej sytuacji,

- Każdy z nich robi już w demokracji;

Załatwić można spraw cały szereg.

Starczy ,po hall'u odbyć spacerek, Wszyscy poznają tam twą ciotunię, Każdy o zdrowie pytać jej sunie...

Gdzie tylko okiem n ie rzucisz wokół.

Dyplomatyczny siedzi protokół...

Znowu Kwiatkowski na Gdynię wpływ ma, Znów T. K. K. T. zakłada Szyfman...

(Mówią, że ćyjesz z jakąś artystką?- Chcesz? Jedno słowo. Załatwię wszystko!) Dziś już w niejednym pomóc ci mogę, Bo na normalną kraj wraca drogę:

Znów są wyścigi, znowu zawody, Mecze o puhar znów wojewody, Znów święto konia, znów święto lasul Ach! Już za pasem te dawne czasy:

Znowu z żydami stare kłopoty, Znów o Zaolzie Czesi drą koty, . , Znów na małżeństwa świętego normy

Śmie ktoś narzucać dzikie reformy!

Znowu na straży wiary kochanej Stanął „Rycerzyk Niepokalanej", Znowu donośnie zabrzmiał pod strzechy Głos ostrzegawczy X fęda Sapiehy...

.„Wprawdzie do władzy plebs się wyrywa, Lecz to po każdej wojnie tak bywa.

By to ukrócić - sposobów sto znam:

Tu nowa partia, tam nowy rozłam...

Tu list pasterski - po kropli kropla I wkrótce - jazda! i wkrótce - hopla!

Tu podskoczywszy, ciotka z sanacji, Dzięki służbowej swej delegacji, Pomknęła‘ autem swoim służbowym Ku posiadłościom swym przedwrześniowym, Ku stawom rybnym, ku w Płocku młynie, Ku swej nadmorskiej willi pod Gdynię, Ku dwóm tartakom, jednej gorzelni (Pomyśl! Zajęli! Jacy bezczelni!) Rewindykować, wyreklamować, Re-to, re-sio, re-prywatyzować, Wnieść zażalenie, zapewnić przydziaL..

B A J E C Z K A

Przed wielu, wielu laty, pisze na­

wet o tym kronikarz „Dziennika Łódzkiego", urodził się w domu książęcym syn. Na chrzciny zapro­

szono dostojników z całego kraju.

Przybył więc zastępca przewodni­

czącego komitetu domowego i drugi członek lotnej komisji mieszkanio­

wej', był konduktor pociągu Łódź—

Warszawa, -mający prawo wpusz­

czania do wagonu służbowego, bi­

leter kina „Odra", referent oddzia­

łu kartkowego ‘ wydziału Handlu i Aprowizacji, podporucznik z R.

K. U., a nawet kierownik PUR-u.

cały p.u.r.p.u.r.owy.

Goście zasiedli do stołu nakryte*

go szczerozłotą zastawą, a dobra wróżka, przysłana z wydziału in­

formacji i propagandy, przepowia­

dała dziecku przyszłość ostrzegając przed ożenkiem, który zgubny dlań będzie.

Wtem zahuczało, zaszumiało i rozwarły się podw oje_ jak nożyce cen, a w nich likazał się straszny czarownik — Formulary Biurokra- tus, którego przez niedociągnięcie techniczne nie zaproszono na chrzci ny. Zbliżył się do kołyski dziecka i przejmującym głosem wyrzekł klątwę: BĘDZIESZ PRACOWNI­

KIEM PAŃSTWOWYM! Potem skurczył się jak przydział z UNRRA i znikł.

p ija ły lata: W ’ starym zamczy­

sku rósł chłopczyk, a rodzice wpa­

jali weń poszanowanie prawa, po­

dziw dla spekulantów i strach przed małżeństwem, stawiając za ideał — Wenus, kobietę piękną, przy której iije zachodzi nigdy obawa, by komu kol wiek oddala rękę.

Chcąw uchronić go od klątwy, gdy podrósł, rodzice oddali go do fabryki metalowej.

I.ecz daremnie uciekać przed przeznaczeniem. Fabryka została u państwowiona, członkowie załogi stali się pracownikami państwowy­

mi.

Nasz bohater żył skromnie, mel­

dowany, z poborów i przydziałów.

W każdym miesiącu herold ob­

wieszczał, co w przyszłym miesiącu otrzyma się na kartki, z przeszłego miesiąca. Raz do powszedniego chleba kartkowego dojadał smalec, innym razem (zamiast tłuszczu) — śliwki suszone, najczęściej niedoja­

dał. Jak przystało na prawdziwego rycerza, miał też królewnę swego serca, która na oodzień pracowała w sekcji biura kontroli regularnego wypróżnienia skrzynek pocztowych.

W jej barw ach,nie brał udziału w turniejach rycerskich ani szacho­

wych. Nie dała mu w dowód łaski rękawiczki, nie chcąc dekompleto- wać pary. Nie walczył też w jej obronie ze smokiem. Najwyżej sta­

czał boje o bilety do kina. A w nie­

dzielę jechali razem do Zoo. Nie znosiła, by mówił „Ogród Zoolo­

giczny", twierdząc, że to wieczne

„logiczny" działa jej na nerwy.

Kochał ją, lecz ^wszczepiony strach przed małżeństwem wstrzy­

mywał go od popełnienia nieroz­

ważnego kroku.

JPewnego dnia zbrojny odczytał na rynku wobec licznie zgromadzo­

nej ciżby nowy układ zbiorowy pracy (metalowców), w którym po­

wiedziano :

„I będziesz za żonę pobierał zło­

tych polskich pięćdziesiąt miesięcz­

nie, a za dziatki do lat czternastu trzydzieści w onejż monecie".

Na nic zdało się wychowanie.

Jedyna okazja nadeszła. Nie żenić się byłoby lekkomyślnością. • Teraz albo nigdy.

Włożył jedyne codzienne. ubranie odświętne, dpsiadł tramwaju i kłu­

sem pocwałował galopem do lubeg, t y złożyć szczęście swe w jej dło­

nie.

Ona zaś odrzekła słodko:

— Twą będę na wieki, gdy wy­

pełnisz trzy zadania: wystarasz się o mieszkanie i otrzymasz nań przy­

dział; wyszukasz urząd, który bę­

dąc odrazu kompetentny z miejsca załatwi daną sprawę i nie każę przychodzić drugi -raz; znajdziesz film, który byłby młodszy ode mnie.

Natychmiast zabrał się do dzieła.

Napisał podanie: jestem pacyfistą

— żądam pokoju! I rtiszył do Urzę­

du Mieszkaniowego. Tam stanął w ogonku.

Na tyra kończy się bajeczka.

A jeśli dotychczas nie umarł, to t dziś stoi jeszcze.

ZDZISŁAW FEDAK

rys. Zenon W asilewski - Wiesz, ta dzisiejsza produkcja nic nie warta.

- Dlaczego?

- Kupiłem wczoraj wieczne pióro, obiecali 10 lat gwarancji.

— No i co? Nawaliło?

- Niee, spadło mi z okna na ulicą; w kawałki - mówią cif

Już jej nie było. Tylem ją widział...

Odtąd wciąż czekam na nią w tym mieście, Bo bym się rad był przekonać wreszcie Czy wkrąg zwycięski duch demokracji

Da też i radę ciotkom z sanacji?..

KAROL SZPALSKI

FRASZKI O KOBIETACH

' INTELEKTUALISTKA

Wszystko zna, wszystko umie i wszystko widziała, Przyjaciółka poetów, muza reżyserów.

Sztuce w darze złożyła chudość swego ciała Za cichym pośrednictwem kilku bileterów.

SENTYMENTALNA

Zbyt wiele natchnienia, zbyt wiele cztjjoścL Zbyt smutne wspomnienia, zbyt wielkie miłości.

Zbyt wiele polotu, zbyt przesadny wstyd.

Zbyt wiele kłopotu, w gruncie: mały zbyt.

i

* X

(5)

Poza teatrem pasjonuje nas sport. Pisanie o sporcie i spor­

towcach jest bardziej ryzykowne niż o aktorach, gdyż sportowcy przy dużo lepszej kondycji fi­

zycznej mają bardziej ograni­

czone poczucie humoru. Do dzi­

siejszego dnia ukrywa się w na­

szym mieszkaniu słaby satyryk, który ośmielił się jeszcze w 1934 roku zaczepić na łamach prasy znanego sportowca nazwi­

skiem Miazio. Nazajutrz nasz przyjaciel usłyszał przez tele­

fon jedno zdanie: Czy to miesz­

kanie pana Minkiewicza? Tu mówi atleta Miaziol To jedno zdanie odebrało mu spokój na zawsze. Ale trudno, musimy wstąpić w szranki, gdyż sprawy teatru w porównaniu ze spra­

wami ‘ sportu są bardzo zniko­

me. PomySlcie, że na mecłu pił­

karskim między łódzkim KS Zjednoczone i miejscowym KS RKU

w

Sosnowcu dn. 26.8 b. r.

było 9.000 widzów. Pojedynek Wajsówny w kuli z Flakowi- czówną ściągnął napewno jesz­

cze więcej widzów, mimo, iż jak podaje „Kurier Sportowy" w Nr. 8 nie dał dobrych wyników, ale dostarczył dużo emocji. Na- pewnol Wyobraźcie sobie dwie _ panie pojedynkujące się w kuli.

Oczywiście, wyobrażamy sobie, że kula była odpowiednio duża, pusta i szklana. Obiecujemy so­

bie w ogóle wiele emocji, gdyż ten sam organ sportowy w tym samym numerze na pierwszej stronie sygnalizuje, że „lekko­

atleci obudzili się ze snu". Wy­

obrażamy sobie co to będzie, jak się zbudzą ciężcy atleci i bokse­

rzy wszystkich wag. „Kurier Sportowy" podnosi swój po­

ziom, drukując Maurycego Mae- teflincka uwagi o boksie. Skąd­

inąd znakomity pisarz belgijski wypowiada nieuzasadniony w dzisiejszej brutalnej rzeczywi­

stości żal, że „my tylko, człon­

kowie gatunku „ludzkokształt- nych“, najpyszniejsza odmiana małp, nie umiemy wymierzyć, jak należy, ciosu pięścią". Zda­

nie tO bardzo się spodobało pewnemu naszemu znajomemu, wcale nie sportowcowi, ale nie­

bieskiemu ptakowi. Żałujemy, że niebieski ptak czyta Maeter- lincka o boksie, pragniemy nar tomiast, żeby bokserzy czytali

„Niebieskiego ptaka" Maeter- lincka. Z wszystkich imprez sportowych najlepiej lubimy mecze piłkarskie międzynarodo­

we. Nic tak nie wyzwala i nie podnieca drzemiących w czło­

wieku instynktów zwierzęcych.

Rozumie to napewno okupacyj­

na władza anglosaska na terenie m. Oldenburga i .postanowiła dać „narodowi poetów i myśli­

cieli* odrobinę swobody fizycz­

nej i możność wyżycia się nie­

dawnym członkom SS, SA i NSDAP, którzy, jak sądzi za­

pewne okupacyjna władza an­

glosaska, musieli w ciągu ostat­

nich sześciu lat wojny hamować swoją fizyczną tężyznę. I oto w Oldenburgu odbył się -pierwszy mecz piłkarski między angielską drużyną wojskową i reprezenta­

cją Oldenburga. Mecz zakoń­

czył się zwycięstwem niemiec­

kiej jedenastki w stosunku 4:2.

Wykluczone, żeby wśród jede­

nastu niemców nie było ani jed­

nego faszysty. Wśród pięciu na­

pastników i aż dwóch Beków.

/

DUCH :

Ah, oglądaliśmy cały mecz okiem wyobraźni! Pod dźwięki hymnów narodowych: „God save the King" i „Deutschland;

Deutschland uber alles" obie do niedawna strzeleckie drużyny w barwach narodowych stanęły na pozycjach do niedawna bojo­

wych. Kapitanowie drużyn ze strony angielskiej sir Guy Hop­

kins, ze strony niemieckiej

Z CYKLU:

bardzo krótkie wiersze 0 BARDZO DŁUGICH TYTUŁACH-

I.

O ZDOLNOŚCIACH JĘZYKOWYCH AM BASADORA BRYTYJSKIEGO AKCHIBALDA KERRA, W ZWIĄZKU Z JEGO NIEDAWNĄ WIZYTĄ W WARSZAWIE I ROZM OW Ą PRZEPROW ADZONĄ Z WICE­

PR EM IER EM G O M U Ł K Ą Zna nasz Język Mr. Kerr:

D o G om ułki rzeki raz: - Sir...

II.

ATAK NA „KUŹNICĘ *, KTÓRA W BREW ZAPOWIEDZIOM NIE STAŁA SIĘ D O TĄ D WYRAZICIELKĄ POLSKIEJ MYŚLI POSTĘPOWEJ

N ie w ie „Kuźnica**, Co rob i lew ica.

JANUSZ MINKIEWICZ

Ministrowie Minc i fodrychowski organizują wymianę towarową ze Skandynawią

rys. Jerzy

Zarubą

Węaiel kamienny czyli kamień węgielny przyjaźni

t w -

PORTU

Obergruppentruppenfuhrer SS Gauleiter von Totenkopf, uści­

snęli sobie dłonie. Już po pierw­

szym gwizdku napastnicy nie­

mieccy dając wyraz odwiecznym tęsknotom oskrzydlili obronę anglików i dopingowani przez tubylczą publiczność okrzykami:

Powtórzcie Dunkierkę! zdobyli bramkę. Entuzjazm był tak ol­

brzymi, że tubylcza ludność i je-

denastka niemiecka zapomniaw;

szy o okupacji, zawyli Sieg heil! i automatycznie podnieśli prawicę. Angielscy gentlemani patrzyli na to przez palce, gdyż rozumieją ducha sportu.. Zwy­

cięstwo drużyny niemieckiej by­

ło niespodzianką tylko dla An­

glików. My bowiem wiemy, że ta sama jedenastka oldenburska zremisowała kilka dni temu z doskonałą drużyną kanadyjską, sześć miesięcy temu pokonała drużynę a nawęt batalion ame­

rykański na jednym z boisk we Włoszech Północnych. Olden­

burska drużyna występowała gościnnie we Francji i w Rosji, w Norwegii i w Jugosławii. Nie mamy również tej zupełnej pewności, że ta sama oldenbur­

ska jedenastka piłkarska nie występowała gościnnie w War­

szawie, kopiąc i strzelając, jak zwykle piłkarze.

P. S. Przypominamy anglosa- som, że w roku 1930 odbyła się w Berlinie t. zw. Olimpiada. Już wtedy niemieccy sportowcy po­

konali Anglików. Angielscy gentlemani bili brawa kiedy Hein, Stock, Woelke i Blask rzucali kulą i młotem dalej niż Wykoff i inni mistrzowie anglo- amerykańscy. W cztery lata później ci sami niemieccy mi- mistrzowie przerzucali granaty do okopów angielskich i okaza­

ło się, że nię było żadnego po­

wodu do braw. Po meczu olden­

burskim tubylcza ludność miała pierwszy od 9 maja b. r. sen o potędze. Śnił im się strzelony Gaulle, własna, wolna już nie <"

tylko bramka, ale cała Brema, mocny Beck, „wiedeńskie kom­

binacje", yvszyscy przeciwnicy

ciągle na spalonym.

(6)

6

•ł

STEFANIA GRODZIEŃSKA

ZAPALNICZKA

Istnieje punkt, w którym każda uczciwość staje się problematyczna.

Nie wierzę, żeby znalazł, się czło-<

wiek palący, który nigdy w życiu nie ukradł -zapałek. Zapałek co- prawda się nie kradnie. Zapałki się zabiera. Po pAstu. Jak swoje.

»

Zaczęło się od tego, że kuzyn Klepczyńskiej, który u nas sypia (bo Klepczyńska już nie ma u sie­

bie miejsca) wychodzi do pracy o siódmej rano. Wstaje więc o szóstej z kozetki, na której sypia z jednym urzędnikiem ministerialnym (czaso­

wo bez mieszkania), ostrożnie omi­

ja fotel, słdżący za łóżko Czesławo­

wi Łubce, względem -którego mam zobowiązania z czasów okupacji i który skutkiem tego u mnie mieszka i idzie do kuchni, aby sobie ugoto­

wać kawy. W tym celu kuzyn Klep­

czyńskiej jest zmuszony przejść przez drugi pokój (amfilada), gdzie sypiam na tapczanie z siostrami Małczyńskicmi, którym urząd mie­

szkaniowy wsiedli! kogoś do miesz­

kania i od tego czasu sypiają u mnie, i w ten sposób przeaostaje się do kuchni, w której śpi: a) były jeniec wojenny z Bucbenwaldu, b) znajomy repatriant z Wilna.

Niestety, mam czujny sen, więc punktualnie o godz. 6.05 zaczynają mnie z kuchni dobiegać pomruki kuzyna Klepczyńskiej. Z początku łagodne, z odcieniem zdumienia.

— Gdzie one mogą być? Wczo­

raj wieczór leżały na stole. Mógł­

bym przysiąc.

Po chwili głośniejsze, z odcie­

niem zdenerwowania.

—‘ Na kredensie... nie ma. Na kuchni... nie ma. Może spadły?...

Nie.

Zazwyczaj w tym momencie spa­

da z półki pokrywka, która sama się stacza i za każdym razem się mó­

wi, że trzeba ją będzie stawiać gdzie

indziej. i

— Co pan tak hałasuje od rana?

— odzywa się na to repatriant z Wilna.

—■* Panie, dałbyś pan pospać je­

szcze z godzinę — zrzędzi b. jeniec.

— Może panowie widzieli zapał­

ki? — pyta kuzyn Klepczyńskiej.—

Co dzień to samo. Wieczorem wi­

działem zapałki na stole, a teraz ich nie ma.

— Niech pan poszuka na kre­

densie — radzi repatriant.

— Nie ma.

— Może na kuchni? — poddaje b» jeniec.

— Nie ma.

— No to znaczy, że nie ma.

— No dobrze, ale gdzieś muszą, być! — podnosi gło*kuzyn Klep­

czyńskiej.

Jest to zazwyczaj chwila, w /któ­

rej wkracza na arenę Czesław Łub­

ko, względem którego mam zobo­

wiązania z czasów okupacji.

— Co tam. panowie? — woła z pierwszy o pokoju, gdzie sypia na fotelu. — Możeby tak ciszej o tej porze ?

— Może pan widział zapałki? — informuje się skwapliwie kuzyn Klepczyńskiej.

— Czemu pan odrazu nie zapy­

tał? W kuchni są, na stole! • Odpowiada mu złowrogi pomruk z kuchni. , '

— Nie ma.

— Idę sam poszukać — oświad­

cza Czesław Łubko obrażonym to­

nem, wstając z fotela.

— Niech pan już lepiej srada spać — odzywa s;ę starsza z sióstr

Matozyńskich, której urząd wsiedli!

k o g ^ do mieszkania i która jest pe- dantką — wy nie umiecie szukać.

Dlaczego ja zawszfe wszystko znaj­

duję.

Po chwili wszyscy jesteśmy w kuchni i szukamy zapałek. Ruchem kieruje kuzyn Klepczyńskiej, a star­

sza siostra Małczyńska, która jest pedantką, usiłuje rozwiązać zagad­

kę za pomocą dedukcji.

-— Wieczorem były na stole. Nikt nie wziął. Same nie poszły. Więc muszą być na stole.

— Ale nie ma — wtrąca nie bez złośliwości Czesław Łubko, któregb ambicję siostra Małczyńska uraziła.

Wobec tego ktoś muaiał wziąć

—- nie daje za wygraną starsza sio­

stra Małczyńska.

Na to odzywa się chór oburzo­

nych głosów, protestujących każdy w swoim imieniu, który budzi urzęd nika ministerialnego (czasowo bez mieszkania).

— Ja proszę o ciszę! Jest dopie­

ro godzina 6.25 czasu miejscowego i człowiek pracujący ma prawo je­

szcze korzystać «z wypoczynku. Pro­

siłbym zastosować się do tego.

Dyskusja nad zapałkami kończy się w przyśpieszonym tempie ogól­

ną rezolucją, skierowaną przeciwko mnie, jako właścicielce mieszkania.' Wczoraj postanowiłam zapobiec tym waśniom i kupiłam zapalniczkę.

Nie spałam całą noc, oczekując z cichą uciechą na poranny obrzą- ' dek szukania zapałek. Nareszcie.

— Gdzie one mogą być? Wieczo­

rem leżały na stole — odezwał się do siebie kuzyn Klepczyńskiej w kuchni.

Wzięłam zapalniczkę do ręki, ale rozmyślnie przeciągałam sytuację, chcąc wywołać większy efekt. Prze­

czekałam pokrywkę, starszą siostrę Małczyńską i weszłam do kuchni do­

piero na urzędnika mjnisterialnego (czasowo bez mieszkaiTia).

— Pan chciał zapalić gaz? — spytałam napozór obojętnie.

Wszyscy spojrzeli na mnie wy­

czekująco, rozumiejąc, że pytanie jest retoryczne. Wyjęłam zapalnicz­

kę. Zapanowała cisza. Pstryknęłam.

Raz. Drugi. Trzeci. Rozkręciłam.

Benzyna była. Kamień był. Knot był. Tylko, że się nie paliła.

Wszystkim było nieprzyjemnie.

— Zapalniczka pali się tylko wte­

dy, kiedy są- zapałki — skonstato­

wał b. jeniec, który ma zacięcie fi­

lozoficzne.

— Wczoraj wieczorem sama wi­

działam je na stole — powiedzia­

łam.

■■ ; . ■

/*"•« * tyfow

<Jf n m o/f np

V»W» IM łf/fM »JMJ > >

•"** ■'"»/,»»» »»yiUB«l rap

ita 9

r>y>u»ui n p lurnio/ u* n> 'n a . j r

’* ’• tz ^ iu p w n im u / ftp ,p n / l | r ■

«|pp w a# 'oitfuni

sap no.auiajo no $->(/«,q

nas ia'aiot ua.nb aui>| u» uaiq tssnt in, X / Sf

J u n 'a n ssio u a-] n»i»ui»3 »,uoioj«q ąun.p >» B w ' S / iA ja

tuauięjrfe no inat ejaioioiuaj uo tja iu n u u d

aSruteiAap inod tiejjsd 'u afo tu na|q un tsa a a u r j ^ a , <* U

i no a u n t i u ‘uojzcui suitsap ?p saujudiui iuo« u itu aip trd piło, %

ap s a d j n si|ol aq -p u o j a/JIau ap atąi ap ‘/lou ap aniuaw ».| np ». ^ . % * - _ .a« ■»««, a u n m s auod «jac uiiuaqoj»d aft>bi>| ap m aiuvu»iua||a3xa ia » u u |^ .^ * ,

/ • / - i d u i i ‘npąut at«p uot un iw u ii u a i y r iu n a u « |q a | 'a|diua»a i»d ;»ujuK rr , •

•u n j ap tnoj lta taya.i 'aniWfWotjjip ia sai«ai|?p iua*no« suoi ap t u o itv p X > * X

. - * ą ^ a a a t sap ta «a8no|j?yip uot un.p ajtą tuaanad toia|td tnad *

■«*• issnt aio|duia.ąatniu>aa »| ap a/n|qńop »| tuaiuaidiuit no) aim uia?® . I -» auapaA ap a |p i|n « d # U | ‘aqoJ «| ap tnsq j-j tina|O«3 ap ajłuupiu

a ta sa u iu u ^ if tu asn o t tnjd ‘<tvuri*uoi aui?ui np naatuw p m ad np

‘tauAfj s^ptuioa n a s aiquta$ua Uf) -n»a<f ap łtu ia t sa| tn p i j ^ i a d A ^ j łi»8 ta snsiipoS tai fn o t ą jiuaAUoa anod tpuwa zassą nqft>p "j s s a,ou-naiq-e-tsa.3 • utf u a a un ta pqn»j w p u p / / '. x \

^taAftottlnojS >< in| ap inotn* t » U > Ą » ~ ą p w p t a t k j d l y n san -.ąi

/■i«|q itt tnót ,u««.

: jio u np aiOj^Ji uosict »■.,

T

jn

1 s jWNp | m o jA n o u td e t / .

uMb *****

\ IhCos

^iiuafT (1Q sa%&4ui

l» | anb a^

■*•<’ » n «i£> naiq u rfs flp s K io g a tno.

a» — •huOouNjnot *tnau8|as tno.

U i S n i A Ó i i u?:"3uue>BTa3 ‘.awelŁt atktltdh

ry s. Z enon Wa s ile w s k i Psiakrew, wczaraj kupiłem sobie buty, były za ciasne,

dziś umyłem sobie nogi, to są za duże.

JAN BRZECHWA

A P O S T R O F A

DO PREZYDENTA MIASTA ŁODZI

Artystom polskim w mieście Łodzi Niebardzo dobrze się powodzi, Artystów wszyscy mafą w pięcie, Tak, tak, Panie Prezydencie.

Każdy spekulant dostał przydział, A któryż muzyk przydział widział, Choć gra na swoim instrumencie?

Tak, tak, Panie Prezydencie.

«»

Nielepief dzieje się malarzom,

Choć wciąż im coś malować każą ?

Na tym, czy owym transparencie.

Tak, tak, Panie Prezydencie.

Sklepikarz każdy się bogaci, <

A nędzę cierpią diteracl,

Choć Pan im lokal przyrzekl święcie.

Tak, tak, Panie Prezydencie.

GUM bardzo sprawnie w Łodzi działa, Lecz Akademia wyjechała,

A szabrownicy tkwią zawzięcie.

Tak, tak, Panie Prezydencie.

Wyjadą wkrótce też artyści I atmosfera się oczyści, Gdy tylko znikną na zakręcie.

Tak, tak, Ranie Prezydencie.

A przydzielone puste domy, 1 \

Dbałości miasta znak widomy, Zapiszą Łodzi w 'testamencie.

Tak, tak, Panie Prezydencie.

Reldnas (Bydgoszcz) — Bardzo dziękujemy za uwagi przedwojenne­

go czytelnika. *Unikamy, jak może­

my, „pisania dla pisania"’. Fraszek nie ząmieścimy.

K. N. (Warszawa). — List Wasz,- zaadresowany poprostu „W. Szanow na Redakcja — Łódź", został nam doręczony. Rani to naszą skromność, uważamy bowiem, iż w Łodzi jest wiele więcej' wielce szanownych re- dakcyj. Może te dowcipy należy prze kazać „Kuźnicy"? My nie skorzy­

stamy. ' •

Por. Irena Hankiewicz • (poczta połowa). — Prosimy o przysyłanie materiału do „Gabinetu osobliwości"

w formie autentycznych wycinków.

Jest nam zsfwsze bardzo milo, gdy o- trzymujemy listy od wojskowych.

Zwłaszcza od wojskowych - kobiety Pozdrowienia.

Jan Wojnicki (Wadowice), Jaro­

szewski (Sulejów), A. W. Zefirek (Chełm,), Bogdan Jaczewski, J. L.

Kaleński, Jotem (Pruszków), Frel (Łódź). — Nadesłanyeh utworów i rysunków nie zamieścimy.

\

Z

(7)

MASŁO MAŚLANE

W „Życiu Warszawy" z dnia 24.8 czytamy:

Związek Zawodowy Muzyków RP powołał do życia przy Zarządzie Głównym Związku Centralne Biu­

ro Koncertowe. Jak sama nazwa mówi — biuro to będzie organizo­

wać koncerty.

Naprawdę? Niesłychane! A my- ( śmy myśleli, że będzie organizować protesty czytelników przeciwko sty­

listyce „Życia Warszawy".

ALKOHOLIZM WŚRÓD OSESKÓW Zwracamy uwagę, że „Dziennik Zachodni" deprawuje naszych milu­

sińskich. Oto ogłoszenie, jakie uka­

zało się na łamach (nr 184) tego pisma:

„Pięcioraczki Kanadyjskie gdyby w Polsce się rodziły, zapewniają uroczyście ' że, by „Tyskie Piwo" piły!

Po pierwsze „zapewniłyby". Poza- tym pięcioraczki kanadyjskie obec­

nie już stare dziewuszki pod wąsem nie cierpią „Tyskiego Piwa". N aj­

lepszym dowodem tego depesza; ja ­ ką w związku z tym ogłoszeniem od nich otrzymaliśmy. „Tyskie" beer is very poor stop send brandy". Cą. w tłumaczeniu na'-język polski brzmi:

Tyskie piwo kiepskie stop przyślij- cie wódkę.

W „MONITORZE POLSKIM"

STRASZY!

Albowiem w n-rze 18 z 23.7 wy­

czytać można rzecz następującą:

„Ogłoszenie. Sąd Okręgowy w ZamościtDt obwieszcza, że wdrożo- . ne zostało, postępowanie o stwier­

dzenie wypadku śmierci Bronisła­

wa Buckiego, ostatnio zamieszka­

łego w Kąlinowicach Ordynaćkich, gm. Nowa Osada, powiatu zamoj­

skiego, który 8 grudnia 1945 roku został rozstrzelany przez żandar­

merię niemiecką.

Sąd Okręgowy wzywa wymie­

nionego, aby zgłosił się do Sądu w terminie .3-miesięcznym od uka-

* zania się obwieszczenia, gdyż po tym terminie nastąpi stwierdzenie wypadku śmierci".

Skóra cierppie. Za nic świecie nie poszlibyśmy do gmachu 5ądu Okręgowego po godzinie 12-tej w no­

cy. Tym bardziej, że ogłoszeń takich jest w „Monitorze" cała kupa. B rrr!

CZOŁEM, SPOŁEM, NIEBAWEM!

• W Sopocie (czytaj: w Sopotach) ukazała się „Pieśń o Warszawie"

■ Marii Horsktej-Szpyrkówny, z które­

go to poematu wyjmujemy następu

jące perełki: , •

„Więc wszystko jedno!

Twarze nasze nie zblednął Nie damy!

Przetrwamy!

Odwetu się doczekamy!"

„Tg — nie jest dość!...

Rpńiżent będziemy rość!

Dziś wdeptano nas w ziemię, jak zamarłe listowie:

Jutro ruń się odnowi.

Staniemy wtedy m y wszyscy silni! zwarci! gotowi!"

Sześć lat czekaliśmy na to hasło.

Nareszcie: „Nie boim się nic, bo z ' nami śmigły-Rydz! Nie damy gu-

' «

zika! Więc wszystko jedno,! Twarze nasze nie zblednął Nie damy! Prze­

trwamy! Odwętu się doczekamy!

Wodzu, prowadź nas na Kowno!"> K.

„WODA WYŻEJ!" * , Biuro reklamy własnych powieści

„Jalu Kurek", zamieszćza w „Dzien­

niku Polskim" (31.8 nr. 2t)6) 200-sto wierszową impresję z pierwszego o- gólno-polskiego zjazdu literatów w odrodzonej Polsce. O piAwszym, naj ciekawszym dniu obrad „sejmu pi- - sarzy" autor „Grypy" ' pisze mniej

więcej w ten sposób:

„Na sali było bardzo gorąco. Ru dnicki zdjął marynarkę. Ja też to mogłem zrobić, albowiem mam ła­

dną koszulę i jestem opalony na murzyna, ale tego nie uczyniłem".

A później:

„Zbieram zamówienia W kulua­

rach na robotę łokciową od wier­

sza, to na fragment prozy do dzień- "

nika, to na felieton do radia od Wielowieyskiej, a tamci na sali mówią. Dajcie spokój panowie, bo się źle bawicie".

A nowy redaktor „Dzierihika Pol­

skiego" St. W. Balicki coś takiego umieszcza. „Nie mam jąlu do niko-

>m, jeno do ciebie niebogo..." Dajcie spokój panowie, bp się źle bawicie.

. 9 ' TROCHĘ MITOLOGU CZYLI CIĘŻKO ZAPRACOWANY GROSZ

W artykule Wiktora Grosza („Pol ska Zbrojna" n r 176 z 23.8.45 r.) u- ważny czytelnik znajdzie następują­

ce passus:

„Wiemy dobrze, że nasze „gdy­

banie1* jest czysto teoretyczne, gdyż demokratyczna Nemezis mia­

ła przed rokiem 1939 nie tylko o- czy zawiązane, ale i ramiona spę­

tane".

Ośmielamy się „zajfdybać", że ob.

Nemezis nie zasłaniała swych oczu, nie tylko przed 1939 rokiem. Legen­

da przekazuje ją naszej erze nie o- krywając niczym nawet jej pięk­

nych bioder. Gwoli sprawiedliwości zdejmujemy wiąc opaskę z oczu re­

daktora „Polski Zbrojnej" i ob. Ne­

mezis, zwracając ją prawej właści­

cielce, bogini sprawiedliwości — nie­

jakiej Temidzie. Fiat iustitia!

M M M M M M

- Jakie są granice Niemiec?

- Nie wiem, nie czytałem dziś

gazet. .

GDYBY BABCIA MIAŁA WĄSY...

Jakiś Paweł Hertz zamieścił w 74 numerze „Głosu Robotniczego" (1.9) artykuł, w którym dowodzi, że:

„Latający anioł pokoju z para­

solem, niesławnej pamięci lord Chamberlain kupił w 1938 roku krótkotnoały pokój za cenę niepo­

dległości Czechdw".

Gdyby mister Chamberlain, tak jak Churchill, przeżył i wygrał woj­

nę na stanowisku premiera W. Bry­

tanii, to być może otrzymałby za to Order Podwiązki i związany z tym tytuł lorda, jeśliby (w co wątpimy), zaszczytu tego tak jak Churchill się nie zrzekł. Ponieważ jednak w czasie wojny umarł, więc nie był lordem i żaden Hertz nie ma prawa go tym ■ tytułem obdarzać. Rzeklem.

W OBRONIE PRZYBOSIA W jednym z najnowszych n-rów

„Dziennika Zachodniego" uderza na­

sze oczy następujące ogłoszenie: •

„JULIAN PRZYBOŚ W -KATO­

WICACH

KATOWICE. Julian Przyboś, najlepszy polski poeta współczes­

ny, czyta w Katowicach swe wła­

sne utwory.

Autor czyta swoje utwory w spo sób szczególnie sugestywny, przez co łatwo nawiązuje kontakt z słu­

chaczem, nieprzyzwyczajonym na­

wet do czytania poezji".

* Z Julianem Przybosiem widziałem .się ostatnio na zjeździe literatów, w • Krakowie. „Czemu jesteście tacy we­

seli Mistrzu^" — zapytałem, widząc oblicze (poety niezwykl*x rozjaśnione.

„Końby się z tego uśmiał" — odrzekł Przyboś, passeistycznie, pokazując mi powyższe ogłoszenie. (l.yp.)

MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI...

„Kurier. Codzienny' zamieszcza w w- n-rze 49 ogłoszenie następującej

treści: t

„Wzywam Pałaszewskiego Euge­

niusza posiadającego skład p rzy.

ul. Pankiewicza 4 do stawienia się w ciągu 7 dni od dnia ogłoszenia niniejszego dla uregulowania swe­

go stosunku. Administracja Do­

mu". , •

Tak, tak, nie należy flirtować z , admjnistratorką domu!

- Jak panu dać proszek per­

ski: w pudełku czy w torebce?

- Po co te ceregiele? - Syp pan za kołnierz!

ARGUMENTACJA

„Rzeczpospolita" przynosi w Nr.

233 taką wiadomość:

„OBALENIE HAŃBIĄCEJ L E ­ GENDY O CEZARZE BORGII.

M ADRYT, S8.8. — W miejsco­

wości Viana kolo Walencji odbyła się wczoraj ekshumacja szczątkóiu Cezara Borgii.

Dziennik „Informaciones" przy­

pomina hiszpańskie pochodzenie Borgii i podkreśla fakt, że wielki wódz był przybrany w szaty kar­

dynalski^ Wobec tego legendw hań biąca Borgię jest kłamstwem".

Niedługo, a przeczytamy w '„Rze­

czypospolitej", że „obalono hańbią­

ce zarzuty, wysuwano przeciw bisku­

powi Splettowi. Wielki ten hakaty- sta i' hitlerowiec przybrany był w szaty biskupie. Wobec tego legenda hańbiąca Spletta jest kłamstwem".

WYŻSZA MATEMATYKA

„Kurier Códzienny" z dn.* 28.8.45, donosząc o przesyłkach odzieżowych UNRRA, pisze:

„Dotychczas już wydano ubra­

nia o wadze 1S milionów funtów.

Przesłane one będą, a częściowo już zostały wysłane do Europy^ a mianowicie: 4 miliony otrzyma Czechosłowacja, 3,8 mil. Grecja, 8,5 mil. Polska, 13.5 mil. Jugo­

sławia".

Jak dowiadujemy się z kół zbliżo­

nych do UNRRA dla rodziny auto-'' ra tej notatki przyznano 20 funtów szterlingów. Z tego 15 otrzyma żona, 7 — córeczka,, 23 teściowa, a resztę sam autor notatki.

• •

. .PRZYKRE WIATRY W lubelskim „Sztandarze Ludu", N r 140, umieszczono następującą wzmiankę:

„W następną niedzielę tzn. dnia 19 sierpnia o godz. 17-tej w gma­

chu .Politechniki Warszawskiej przy ul. t e Lipca (Spokojna) 10 w sali N r 10 II pięfrtt, prof. J.

Bukowski wygłosi ostatni wykład z cyklu „Zagadnienia energetycz­

ne" pt. „Zmuśmy przykre wiatry do celowej pracy", na który mamy zaszczyt prosić wszystkich zainte­

resowanych".

Poleca się zwłaszcza dla komen­

dantów koszar, kierowników sal no­

clegowych itd. (w. I. b.) PRZEKRÓJ PRZEZ BRZECHWĘ *

„Przekrój" N r 11 drukuje 2 bajki Jana Brzechwy p „ t. 1) „ślimak", która kończy się tak:

„Ślimak jęknął i oniemiał Tupnął nogą, której nie miał Poczym schował się w skorupie I do dziś ze złości tupie".

•2) „Na wyspach Bergamutach", której przedostatnia zwrotjta brzmi: ,

„Jest ślimak co w skorupie Nogami głośno tupie".

Dwa wierszyki w jednej kupie O ślimaku co w skorupie — Nogą, której nie ma tupie, Jak na Brzechwę trochę... dziwne.

___ _______ „SZpilki" ukazują się co tydzień. - Przedruk bez podania źródła wzbroniony.

Redakcja: Łódź, Piotrkowska 96, tel. m. 1-23-36. Przyjmuje się codziennie od 11-ej do 1 szej Redaguią,: St, Jerzy Lec,. Zbigniew Mitzner, Lepn Pasternak, Jerzy Zaruba.__________________W ydaje: Spółdzielnia Wydawnicza: „Czytelnik"

Składańo w Zakl. Grał. „Czytelnik" Nr

4.

Łódź, Żwirki 2. D-01936 Drukowano w , Zakładach Graficznych „Książka"

(8)

/

Mocarstwa zachodnie wierzą w poprawę Niemców

rys. Kazimierz Grus t

W zakładzie poprawczym dla SS-manów

O

Cytaty

Powiązane dokumenty

Różnym panom grafomanom Opłaciła się współpraca, Ja pisałem, nie dostałem Mnie się Polska nie

kichś czwartakach, żłopało się wasserzupki, łaziło się za dar- mochę czytać lepsze lub gorsze wiersze po Związkach Zawodo­.. wych po całej, wielkiej

Czy to dziatki, mających się wybrać królowych morza wybierają się w tych mających się wybrać

W każdym się znajdzie dosyć zasług, By mieć w przyszłości ciepły przydział. Szlachetne rysy pana BOBRA Jawią się zwłaszcza moim oczom. Na przykład

czonym przed oblicze władzy i odpowiada się tylko na zadane pytania. wspólne czekanie, urozmaicone ogólną rozmową. Jedni sarkają, że nasz wóz państwowy, który

wyjaśniam na wstępie, że c dzi mi o pociąg specjalny do staropolskiego grodu N., gdzie miała się odbyć wielka uroczy­.. stość w obecności

Wyglądano oknem. Dzieci bawią się z psem. Po dnu gtej stronie ulicy wznosi się gibka nowa antena łódzkiei radiostacji Ach, żeby tak mleć radio, postu chać.. W

I rzeczywiście dzieje się tak, że w pewnym momencie teoretyczna algebra zamienia się w praktyczną arytmetykę, wzory naukowe przygotowują miejsce dla real­.. nych