Cena 5 zł.
Po zwycięstwie lewicy w wyborach francuskich
rys. Eryk Lipiński
Gol, Gol, Gaullc!
ANTONI MARIANOWICZ
LU E N E B U R G
Przemówienie obrońcy w proeesie łuenebur- skim mjr. Winwooda obfitowało w szereg tez zgoła rewelacyjnych.
w V- *
A więc przypuszcza pan, majorze, t e w Belsen było... nienajgorzef, Nie gani pan gazowych kamer, Dla pana nie jest winien Kramer, Wysuwa pan odważną łezę, Że rację miała Irma Grese
I w pańskich oczach wielki mir ma Kobiecy potwór - „piękna Irma".
Ot - raczej błaha to historia, Że tam dymiły krematoria, I nie ma sensu robić scen tu O śmierć „niepożądanych mętów", O całą gawiedź tę przebrzydłą, Z której zrobiono chociaż mydło!
Uważa pan za oczywiste, Że był „legalny" cały system,
Zaś wszystkich „skromnych wykonawców", Morderców, zbirów i oprawców
Sędziowie — twierdzi pan — powinni
• Z całym szacunkiem uniewinnić...
A my, badając zimno problem, (Choć chciałoby się bić na odlew) Konstatujemy, że to wszystko, To szopka, skandal, pośmiewisko!
Antykwariat
rys. H e n ry k G run w ald
Dardanele i Gibraltar
N IKT, kto rozumny, nie łu
dził się, że jedność na
rodowa będzie nosiła charakter spontaniczny. Trud
no. Różnic między ludźmi z grupy „Kuźnicy" a współpra
cownikami „Tygodnika Po
wszechnego" nie zniweluje żadne
„Kochajmy się". Linia podziału staje się coraz ostrzejsza, walka o rząd dusz, walka o ludzi trwa.
Poza różnicami ideologicznymi są jednak jeszcze różnice w me
todzie „kaperowania" ludzi. Je
żeli „Tygodnik Powszechny" na
pada na Jastruna a chwali San- dauera — wiadomo co to ozna
cza. Sądzę, że „Kuźnica" pole
mizując n. p. z ks. Piwowarczy
kiem na p. Kisiela chyba nie li
czy? *
*
Demokracja bez dyskusji, bez walki politycznej, nie byłaby demokracją. Każdy z nas znaj
duje w tym systemie swoje miejsce i walczy o swoje ideały.
Na dwóch stołkach jednak sie
dzieć nie można. Czasy mętniac- twa i kombinatorstwa mijają bezpowrotnie. Jeśli n. p. Marian Piechal chce pisywać do prasy socjalistycznej i jednocześnie drukować w „Tygodniku Po
wszechnym", to ten figiel mu się
*
nie uda. Przed kilkoma miesią
cami twierdził jeszcze, że za
wsze był socjalistą. Uwierzyli
śmy, prawdę mówiąc, nie bez pewnego trudu. W myśl modne
go wówczas przysłowia: „Co było a nie jest i t. d.“. Teraz jednak trzeba rejestr ów otwo
rzyć, głośno przeczytać i pomóc Marianowi Piechalowi w odzy
skaniu swego ideologicznego
„Pionu". Wolimy mieć mniej przyjaciół a bardziej pewnych.
Nie zaśpiewamy mu nawet na odchódnem: „Piechalu, czy ci nie żal...".
*
Takich „przeprowadzek ide
ologicznych" będzie w przyszło
ści więcej. Będziemy obserwo
wać je ze smutkiem, ale i nie bez pewnej satysfakcji. Zostaną nam bowiem po byłych „komba
tantach" różne ciekawe wspom
nienia. Jak to deklamowali o demokracji, zgłaszali akcesy, proponowali współpracę, jacy . byli gorliwi... o jej, jacyż to oni byli gorliwi!...
LEON PASTERNAK.
P. S. Ceterum censeo Sandau- eram delendam esse.
/
I
3
W. L. BRUDZIŃSKI
WIECZNIE CI SAMI
Gdzieś w Argentynie, gdzieś daleko, Za siódmą górą, siódmą rzeką,
Gdy zmrok przedłuża domów cień — Kiedy nad miastem gaśnie dzień - Wtedy skądś schodzą się, zbierafą, Stolik obsiądą całą zgrafą
I radzą wspólnie całe noce, Zapala każdy się, szwargocze, Na mapie nowy znaczy szlak, By rozejść się na dany znak:
Graf Luxemburg, herr Mandel Fritz, Professor Gottlieb Schlechterwitz, Herr oberstleutnant graf von Eck, Parteigenossen Stunk i Dreck, Gauleiter były doktor Aas - Miniony wspominają czas.
A rano chyłkiem każdy wraca, A rano biuro, sklep, bar, praca:
Za ladą subiekt w pas się gnie, Za krzesłem fryzjer śmieje się.
W przerwach czytają: „Kramer, Belsen, Anglicy lubią Trudy, Elzę.
Współczucie wzbudza zbira morda, Ley zaś pracować chce u Forda.
I myślą sobie: dobra jest, Nam może przydać się ich gest:
Graf Luxemburg, herr Mandel Fritz, Professor Gottlieb Schlechterwitz, Herr oberstleutnant graf von Eck, Parteigenossen Stunk i Dreck, Gauleiter były doktor Aas - śmieją się chórem wszyscy z nas.
Wieczorem zacierają ręce, Takich nam nowin jak najwięcej,
- Znowu to samo jest, bez zmian;
Więc gorączkowo kreślą plan.
Plan planów, aby „rasa panów"
Znów niszczyć mogła „według planu", Kiedy działania przyjdzie pora,
świat fuż zapomniał straszne wczoraj - Niedługo, jeszcze parę lat,
Na podbój znowu ruszą w świat:
Graf Luxemburg, herr Mandel Fritz, Professor Gottlieb Schlechterwitz, Herr oberstleutnant graf von Eck, Parteigenossen Stunk i Dreck, Gauleiter były doktor Aas — Nadchodzi — czufą — lepszy czas.
Anglia ma kłopoty z Egiptem, Palestyną i Arobig
rys. K a ro l B araniecki
Bevin: — Wcale nie romantyczne!
♦
Byliśmy we troje, ale rozma
wiali raczej oni, doskonale obywając się bez mego obywa
telskiego nastawienia do roz
mowy. Tramwaj jechał pory
wisto, co znacznie utrudnia
ło trwałe zainstalowanie się w tłoku.
— Przed wojną nie było ta kiego tłoku w tramwajach — mówiła Monika.
— Bo tramwaje są za tanie
— zauważył Witold, wyciąga
jąc papierośnicę i częstując mnie papierosem.
— „Nie palić!" — wskaza
łem odpowiedni napis. • Spojrzał na mnie złowiesz
czo i chrząknął, jak gdyby chciał splunąć.
— „Ńie pluć!" — przypom
niałem.
Odwrócił się ku niej i od
sunął ode mnie, lecz ponieważ czyjeś biodra napierały mnie od tyłu, pchnąłem się i ja na
przód.
— „Posuwać się naprzód!"
— rzekłem grzecznie.
— Cholera z tymi porząd
kami — pasażerom powinno się dopłacać za tę mękę — krzyknął Witold.
— „Wszelkie zażalenia na
leży składać w Dyrekcji Tram
wajów" — poinformowałem go najuprzejmiej.
W TRAM W AJU
— Ale to trzeba być bohate
rem, żeby znaleźć czas, drogę i ogonek do właściwych władz!
A poza tym trzeba tam jechać tramwajem. To dla silnych.
— „Bądź jak Zawisza!" — udzieliłem rady.
Przestał się do mnie zwra
cać i po chwili podjął kon
wersację z Moniką.
— Jak tam twoje sprawy?
— „Sprawa Moniki — to problem społeczno-obyczajowy"
— pośpieszyłem z wyjaśnie
niem.
— Jutro jadę do Jeleniej Góry i chyba załatwię pomyśl
nie wszystko — mówiła Mo
nika nie zważając na mnie. — Czuję się trochę nieswojo, bo tak mało tam kobiet.
— „Sprawa Moniki — to sprawa wszystkich kobiet" — perswadowałem delikatnie.
Ignorowali mnie solidarnie i Witold rzeki:
— Zapisałaś się na uniwer
sytet? Podobno z nauką tam fatalnie i na razie trudno zwal
czyć ten stan.
— „Wygraliśmy wojnę z faszyzmem, wygramy z analfa
betyzmem" — przypomniałem
— śzkół jest co prawda co
raz więcej, ale wszyscy są ta
cy spóźnieni z nauką... a...
— „Na naukę nigdy nie jest
■zapóźno" — przerwałem.
— ...a poza tym bieda tam okropna — dokończyła Moni
ka.
— „Nauką i pracą narody się bogacą" — rzekłem z odpo
wiednią emfazą.
Nie wiem czemu zaczęli wy
raźnie złościć się na moją o- becność i szepnąwszy coś sobie przebili się na przedni pomost.
Nie opuszczałem ich. .
— Która godzina? — zapy
tał Witold motorniczego.
— „Nie rozmawiaj z motor
niczym, bo spowodujesz wypa
dek" — napomniałem go z wy
rzutem.
Wyszedłszy Monika rzekła do mnie:
— Ty idioto, kompromitu
jesz nas! żeby takie głupstwa wygadywać w tram w aju!
Witold odwrócił się ode mnie tyłem i porwał ramię Moniki:
— Chodźmy — rzekł szyb
ko, a ja jeszcze szybciej krzyk
nąłem :
— „Każde ramię dla Pol
ski !“
Wtedy Witold rzucił kilka niecenzuralnych słówek i za
groził:
— Bałwanie jeden! Już ja cię odpowiednio przedstawię znajomkom!
— „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi" — zauważyłem nonszalancko.
Nie wytrzymali dłużej i za
częli uciekać przede mną, gro
żąc, że dadzą znać o moim za
chowaniu do władz bezpieczeń
stwa.
Nie miałem zamiaru ich go
nić, zdążyłem jednak wrzasnąć tak, żeby usłyszeli:
— „Władza przeszła w rę
ce ludiu!"
JACEK DEGIS
Szczypta soli
„Dziennik Łódzki" zamieścił ko
lumnę humoru zatytułowaną „Śle — Dziennik Łódzki", pełną „wysiedzia
nych" dowcipów. Widać, że śledzien
nik łódzki cierpi n a h u m e r o i d y .
4 5
JANUSZ MINKIEWICZ - To nie w me, mocy, to w prezydenta !™
Lecz nie pomaga to odsyłanie, Klient wciąż błaga mnie o mieszkanie,
• J" " 'ł°*la*" mu Pe,en wstrętu:
"“ lor... apartamentu!...
chce zdobyć u mnie, ja - zaś mó, G. U. M. - nie,
tamte, da, budkę, Brzechwie - wygódkę...
mam lokali:
własnej sali - wielkie zasługi:
jak długi!
I już mi dociął, Iruh Dąb - Kocioł™
ikiś wyłania - - Kocioł przygania, ie nie zdoła, i . Kocioła — iroszę państwa, Iział od państwa!...
joda sprzyja, 'mielizny Mijał wymija, om n^na wieszcza słowa pamiętne:
Nic mi co łódzkie - nie jest obojętne!™
JAN BRZECHWA MIKOŁAJCZYK (śpiewa)
Nie ulega wątpliwości.
Jak mówiła stara niania, Lepłe, stworzyć rząd jedności, Niżli rządzić bez zjednania!
OSÓBKA (mówi) Odkąd przyjechał na Okęcie, Przestał być wreszcie na mnie krzyw Jui™
MIKOJ Pan do mnie mówJ
MIKOŁAJCZYK
(śpiewa na mel. „Pod Krakowem czarna rola") Pod Lublinem „Ludu Wola"
Ja jej kochać nie będę, Wsiądę sobie na mego Kiernika Do Witosa pojadę!
WITOS (na mel. „Świr, świr za kominem") No, więc właśnie, gdyś przyjechał, To niejeden się uśmiechał, Że się skutki wojny spłoszy:
Bułka hądzUTZU pścć groszy, Iniejc, no i żelsię
— |iesie, ly sądził, -
,a rządził!
fne, powolnie,, ,-darni
fdekami * ,
ri ta mieście 'yc i party, dwieście, ki idy sądził, —
I, gdym ,a rządzi!!
R6JSZA (nuta: „Koziołeczel
£ " - n r Eoś ty- w PułSćć^gTóWa^najmądHejsza^
Fik - mik Ja w mig już jadę na naradę Tutaj grupa, tam grupka, Przy Gomółce Osóbka, Tu znów Szwalbe z Gomółką, A ja gadam wciąż w kółko I od słowa do słowa Już jest jedność gotowj
A -a Kotki dwa Szaro - bura emłn<
To ja, Konierencfa, aud Trąmpczyńskl poi Kwiatkowski nad
A -a Kotki flwa Już czerwone ob;
Potem się zaczęły zagraniczne sprl Zaraz mnie Rzymowski wezwał do
Fik - mik Ja w mig Już Jadę Na naradę.
Montuję ambasi I znowu gadu Pcham Wendę d Skrzeszewskiego niech się uczy eli Wystarczy de Gaulli Ostrowski do Sztokh A -a
Kotki dwa Szaro - bura eminencja, Audiencja, konferencja, Ze mną radzi się Tito, Nawet sam Hirohito Przysłał do mnie swą gejszę, Mówiąc: „Pozdrów Borejszę"
Mikołajczyk hop - hop, Wkłada buty - I chłop -
Z ukosa Na Witosa Unika Kiernika A. K.
Kotki dwa Od słowa do słowa I już jedność gotowa.
To potrafię tylko ja.
Rzeki mi Matuszewski: „Słuchaj no, Borejsza,
„Trzeba robić prasę, rzecz to najważniejsza"
Fik - mik Ja w mig
Demokracja! No, racja W każdym mieście rotac Gazeta w każdym młeśi Wkrótce będzie ich dwieście, Gdzie spojrzeć, tam jflrukarnia, Gdzie plunąć, tam i
Już się cieszi Że wyszli „K
„Węzły źy<
Już mama Abonują , No, a z teg<
Że wie każdy Co to znaczy Wydanie Każde tanie
‘Za grosze, Bardzo proszę, Szukamy czytelnika,
„Czytelnik" dla rolnika]
Tanio snrzedam, komuś ko:
Tom „Od bomby do a|omj Już czas
Coś dla
Przyboś jest dla mas w sam raz, ,-wicz, Szopki tej autorzy, logiem „Szopkę" nam otworzy"
mik Ja w mig rolog napisałem,
Powiedziałem Co wiedziałem, No, a teraz stawiam kropkę, Zaczynamy naszą „Szopkę":
(wchodzi Mijał) BOREJSZA (śpiewa) Mijalu, czy ci nie żal, Że nieporządki są w halach?
Mijalu, zajrzyj do hal.
Kto w halach ceny ustala?
Mijalu, czy cl nie żal?
Mijalu, zajrzyj do hall...
(na mel. „Santa Lucia") Płyń szopko moja, pogoda sprzyja, Prowadź ją dalej, o cara Mia(l)l
(wychodzi) MIJAŁ (na tę samą melodię) Płyń Lodzi moja, ciężkaś ty barka.
Bo każdy prawie w nie, na mnie sarka...
Myślalem: będzie dla mnie wygodą Być prezydentem i wojewodą...
Gdy ktoś mnie zmęczy swymi wywody, Mówię mu: - idź pan do wojewody, Zaś w województwie spławiam natręta:
To jest nas:
Te, zasadził Więc „kopa Każdemu Sport szlacł Dziś kopię A jutro on mnie..
Towarzyskie te Przerwą nieufnośi I w ten sposób i Do kochania — Każdego wolno Choć właściwie Niemców... Owsz Polaków tylko
(na mel. „ Do Polaków c:
Za me obietnice Przez sześć lat ii Aż Ich wyzwolile Dojść z nimi do Bo dziś protestują, | Jakby się nie mogli Przez sześć lat do tego ca By ich uspokoić, przyda By Ją przeprowadził wypi A tymczasem Polska wciąż pretensje I nieszczęsnych Niemców od siebie Zabrała im Poznań, Wrocław, KatowiceJ Skandal! To przechodzi wszelkie juź granice!
Więc choć dziś me słowa bierze Polska nic.
Ja nie uznam nigdy ,e, zachodnich granit
OSÓBKA (śpiewa na mel.) Jeden człek - nazwiska dwa, Cztery partje - jeden Ja, Kto z kim większy kłopot ma?
laństwa - jeden front, - jeden rząd, it właśnie nowy prąd.
(na mel. yflśarabumba jedzie cyrk") LRA bhhi . cyk - cyk,
^był i szmałęc znikł,
‘ |ek, a trosk ma sto, igodeić wszystko to?
c z ł e ł \ - nazwiska dwa, p a r tie '- jeden ja, nazwiska - jeden człek, jednym rządzie - dziesięć tek.
Cztery pńństwa - jeden front, Cztery partie jeden rząd, Piąta partia już się pcha, Jeden rząd a fronty dwa.
OSÓBKA (mówi) Czas kończyć, bo i szopka końca już dobiega, Ktoby jeszcze w nie, śpiewać miał odwagi tyle?
Zgaduję. Mó, zastępca Mikołajczyk wbiega, Jak wszędzie tak i tutaj, na ostatnią chwilę...
(na m e t;, Jeszcze jedna partia dzfc Choć kompromis świtał S MIKOLAjd Czy pozwoli premier i Mikołajczyk spytał.
Rzeki Osóbka:
OSÓBKA (wychylając się r Ależ, proszę,
Nie dokonam cudu, By się z wami połączyła Dawna „Wola Ludu".
óch jak my trzej, to jest jeden na świecie, Ipię czy tego jednego znajdziecle rzęch, jak my dwaj, to na tuzin, no ile, rocent się znajdzie, nawet nie wiem, czy tyle, i milionów, czy na cały kraj
;dzle półtora takich trzech jak my dwa,!
(Tańczą I śpiewają) chłopków trzech, chłopków trzech,
\ chłopków trzech,
| t \ weszło wprost spod strzech, wprost spod strzech, wprost sppd^jijiefh,^
Mamy jeden' wspólny cel, wspólny ceł wspólny cel A ten cel, to P. S. L.
P. S. L.
Nowe P. S. L.
€ •
LUDWIK JERZY KERN
DO MIESZCZAN
LATO W NOHANT
Znawcy zarzucają nam bran orientacji w wielu dziedzinach sportu. Żeby więc uniknąć wszel
kich dalszych zarzutów, postano
wiliśmy napisać sprawozdanie z takiego meczu, na którym nie ogranicza się walki żadnymi przepisami. Są to zawody wolno- amerykańskie: catch as catch can, czyli: chwytaj jak możesz.
Pierwszy taki mecz po odzy
skaniu niepodległości odbył się na ringu teatru Wojska Polskie
go przy ul. Cegielnianej w mie
ście Łodzi. Z jednej strony wy
stępowała cała drużyna zapaśni
cza Teatru z udziałem trenera- reżysera, p. Leonii Jabłonko. Z drugiej — znakomity poeta i dramaturg, Jarosław Iwaszkie
wicz. Mecz odbył się w trzech rundach, sędziowała publiczność.
Już po pierwszym gongu deko
rator p. Rybkowski zdobył parę punktów dla napastników. Pun
ktami tymi były: stylowy forte
pian z dykty niedomalowanej na czarno i całe wnętrze, przypomii nające podmiejską willę łódz
kiego fabrykanta anno 1939. Re
szta zapaśników, zdopingowana korzystnym dla nich wyglądem ringu, ochoczo wstąpiła w szran
ki. Zapewne trener-reżyęer, p.
Jabłonko, zapowiadała przez ca
ły czas trwania prób czyli tzw.
okresu treningowego, że walka z autorem prowadzona będzie bez
litośnie, aż do położenia sztuki na łopatki. Każdy bowiem u- zbroił się jak mógł: p. Zyczkow ska trzymała w pogotowiu fili
żankę z ukropem, p. Dewoyno
— masywny kandelabr p. Bu
gajski —- ciężkie stalugi, a p.
Horecka miała nawet pejcz. Wy
powiadając pierwsze słowa teks
tu, p. Dewoyno wypowiedział au
torowi wojnę. Tymczasem zza kulis wychylała się p. Jabłon- kówna, zagrzewając zespół do dalszych ciosów. Nie trzeba było tego powtarzać dwa razy p. Skul skiemuj tego brutalnego zawod
nika krępował tylko zbyt skom
plikowany kostium. W zadawa
niu ciosów bardzo pomagało p.
Skulskiemu to, że w poprzedniej sztuce „Niespokojna starość"
grał zabijakę^marynarza, a p.
Jabłonkówna nawet na jotę nie zmieniła jego poprzedniej krea
cji. P. Billing jako Solange przy
jęła odmienną taktykę i straszy
ła przeciwnika krzykiem. Zasad
niczo już po pierwszym akcie au
tor był „groggy" i tylko kurtyna uratowała go narazie od ostate
NAGRODA Pracował rok jeden, Harował rok drugi
W trzecim (jego zwierzchnik) Dostał Krzyż ZasługL
JAN CZARNY
cznego knockoutu. Po krótkiej przerwie zespół przystąpił ze zdwojoną furią do natarcia Aktorów było coraz więcej.
Autor wciąż samotny. S ła złego na jednego. W drugiej rundzie nastąpił dramatycz
ny moment: sztuka, krwa
wiąc, leżała na deskach. Publicz
ność pamiętając urocze przed
stawienie „Lata w Nohant" jesz
cze z Warszawy z roku 1937, protestowała przeciwko brutal
ności trenera-reżysera p. Ja- błonkówny. Ale sukurs nie przy
szedł z widowni. Niespodziewa
nie pomoc zjawiła się ze sceny.
P. Świderski jako Szopen zdra
dził zespół, dobrą grą udało mu się na chwilę podtrzymać autora.
Jak się dowiadujemy w ostatniej chwili, p. Jabłonko oskarża p.
Świderskiego o nielojalność. Cóż, kiedy p. Łapicki kilkoma zręcz
nymi kwestiami odebrał nam wszelką nadzieję. I rzeczywiście:
na scenie ściemniło się i zaczął padać deszcz. Razem z deszczem spektakl. Napróżno bronił się autor jak Almanzor z wież Al- puhary, dowcipnym, uroczym tekstem, świetnymi sytuacjami, trafnością charakterów Swoich postaci — w gromadzie była za
raza. Jabłonko w triumfie zatyka sztandary i znów do szturmu u- . derza.
P. S.
Stało się. Jako reżyser „Lata w Nohant" p. Jabłonko upadła.
Z nią razem i spektakl. Nic dziw
nego: niedaleko pada spektakl od Jabłonki.
Bracia moi! Plejado półgłówek.
Łepetynki ciasne i lśniące.
Podżeracze państwowych stołówek.
Impotenci. Tytani łapówek.
Ca ć'est vrai. Jest moment przed końcem.
Już straszono was w Apokalipsie, w Piśmie świętym, w starej Ewangelii.
No i macie. Siarczy, że się wypsnie jakiś atom. I świat ani piśnie.
I przyjemne życie diabli wzięli.
Późną nocą, gdy będziecie spali, ułożeni w szufladach swych łóżek,
krótkim spięciem w tych łóżkach was spałi, zbraknie czasu byście się zsiusiali
bo trwać będzie jak spięcie. Nie dłużej.
Razem z wami waszych pojęć tabu, ciepły szlafrok, pantofle domowe, kawę z pianką, tłusty kawał schabu, flirt kretyński z niedomytą babą, zniszczy wybuch bomby atomowej.
I szlag trafi mieszkanko z łazienką.
Cichy azyl. Rodzinny sedesfk.
Wieczór w knajpie. Handel. Wolną rękę.
Ciężki szaber. Najnowszą piosenkę.
I to wszystko o co dziś się żrecie.
KĄCIK RADIOW Y
MOJE PRZEMÓWIENIE Z POWODU OTWARCIA
• RADIOSTACJI ŁÓDZKIEJ Zapytam tutaj na sali
milicję, U. B. tudzież Rząd czy mogę czasem na fali, bo lubię popłynąć pod prąd?
DO RADIOSTACJI ŁÓDZKIEJ W ile kilowatów wasza stacja ruszy, tyle kilo waty włożyć mamy w uszy!
ST. J. LEC.
OBYWATELOM - KRAWCOM Szyję sobie dziś ubranie,
Lecz nie jestem zbyt wesoły, Bo gdy tylko spłacę krawca, Będę znów zupełnie goły.
ZDZISŁAW CYWIŃSKI
Anglia i Holandia obiecuj*q koloniom konstytucje
7
rys. Jan Lenica
Hurra! Mama została zdemobilizowana!
STEFANIA GRODZIEŃSKA
Z DUCHEM CZASU
Przeczytałam w jednym z na
szych dzienników rewelacyjne o- głoszenie: „Spotkanie świata pra cy m. Łodzi w Pierwszej Łódz
kiej Spółdzielni Cukierni - Ka
wiarni" — tam i tam. Nareszcie!
Jak śmiesznie wygląda przy tej demokratycznej reklamie dawny przeżytek burżuazyjfiy jak:
„Spotkanie eleganckiego świata”, bo tak się ogłaszały przecież wszystkie sanacyjne lokale.
Pomyślałam sobie, że pocze
kajmy trochę, a niezawodnie wszystkie firmy, idące z duchem czasu, pójdą za przykładem
„Pierwszej Łódzkiej". 2e rekla
ma przestanie odwoływać się je
dynie do pseudo-wybrańców!
Dość sugerowania, że „krem Pimpa wydelikaca ręce pięknej pani". Pięknej, czy niepięknej
— to nieważne. Nie uroda stano
wi o wartości człowieka. I nie zależy nam na tym, żeby cokol
wiek wydelikacać, o nie! Ogło
szenie powinno brzmieć wzorem
„Pierwszej Łódzkiej": „Robotni
co! Na zwiększenie wydajności twej pracy wpłynie tylko krem ogórkowy Pimpa, który należy wcierać trzy razy dziennie po u- przednim zmyciu twarzy mlecz
kiem kosmetycznym z pudru i szminki".
Lecz nie krzywdźmy i wiejskie
go proletariatu! Kiedy czytam
- Słuchaj Filipie, czy napisałeś ojcu o naszych zaręczynach?
- Tak, jedyna.
- I prosiłeś go o moją rękę?
- Tak.
- Wiesz, bardzo się boję - oj
ciec tak ciebie nie lubi, a przy tym jest taki porywczy!
- Nic się nie bój, kochana, wszystko przewidziałem - nie podpisałem się wcale pod listem.
ogłoszenie: „Wytworne panie pie lęgnują nóżki w firmie Ziuta ’ Muta — Pedicure", złość mnie porywa. Pręcz z wytwornymi paniami, które mają nóżki!
Ziuto i Muto jeśli nie chce- cie pozostać w tyle za „Pier
wszą Łódzką", ogłaszajcie:
„Świadoma chłopka pewniej na
ciska pedał traktora nojfą, wype- dicurowaną w naszym zakła
dzie".
Może kiedyś doczekamy się ta
kich wezwań zamiast Jotych- czasowych inseratów o charak
terze przedwrześniowym. Ale na razie póki ich nie ma w większej ilości, podążyłam z roziskrzony
mi capałem oczami do „Pierw
szej Łódzkiej", aby obejrzeć spot kanie świata pracy. I cóż za bu
dujący obraz przedstawił mi się zaraz po wejściu! Przy oknie zajmowała stolik grupa robotni
ków, zarabiających po tysiąc złotych miesięcznie, którzy ze smakiem zajadali kanapki z ło
sosiem, popijając koniak. Przy innym stoliku siedział znajomy woźny z poczty (800 zł miesięcz
nie) z żoną i dwojgiem dzieci.
Cała rodzina raczyła się tortem
i kakao.
/<Poza tym publiczność była mieszana: częściowo z „Cafć Mocca", częściowo z Cafć-Bar
„Kaktus".
IV ____________________________ / rys. Ha-ga - Jak myślisz, najdroższa, c^y będziesz ze mną szczęśliwa?
- O, na pewno - przecież wiesz, jak mało jestem wymaga
jąca!
SAMOCHWAŁA W KĄCIE STAŁA Od wielu miesięcy szefowie auto
reklamy t. /w. „kinofikacji" topią redakcje dzienników w potopie arty
kułów i notatek zapowiadających co raz to nowe arcydzieła filmowe. J a ko jeden z tych arcyfilmów zapowia
dano długotrwale 300-to metrową krótkometrażówkę p. t. „Ballada F-mol“. Dzieląc los innych filmów,
„Ballada" nie ukazała się na ekra
nie, natomiast w n-rze 276 „Głosu Ludu" ukazała się taka wzmianka:
„Zapowiedziane w ramach „Dni Chopinowskich" wyświetlanie fil
mu „Ballada F-mol" nie odbędzie 'się. Przyczyną tego jest stwier
dzone zniszczenie taśmy dźwięko
wej, która wymaga szeregu po
prawek. Jak się dowiadujemy pre miera filmu zostanie przesunięta o kilka tygodni".
Na komentarz brak mi sił: „C‘est plus Ford que moi"... (j.im .).
GRUNT TO CHARAKTĘR Częstochowski „Głos Narodu" (nr 194) drukuje recenzję o „Lekkomyśl nej siostrze". Czytamy i podziwia
my:
„Gustaw Buszyński, jako Ol
szewski z dużym talentem odtwo
rzy! poszczególne elementy tej ciemnej figury, ale,, nie potrafił ' się w żyi całkowicie w nią, co zre
sztą przynosi zaszczyt jego cha
rakterowi".
• Oczywiście, bo p. Gustaw Buszyń- ski jest uczciwym i porządnym czło
wiekiem. A o mistrzu Solskim mó
wiliśmy zawsze, że jest... ee, lepiej o tym nie gadać. Przepadło,
ECCE POETA!
W „Życiu Warszawy" (19-ty b.
m.) znajdujemy następujące ogło
szenie :
„Kosewski wszystkim dziś zna- ny — że solidne ma tapczany — śpieszcie Piękne warszawianki — po dobre amerykanki — Meble sa
mi wytwarzamy — Podziękowań dużo mamy. Poznańska 87"
Ładne ślij amerykanki i mięciut- kie dwa tapczanki — zrób to Kosew ski dla reklamy — podziękowań du
żo damy. Łódź, Piotrkowska 96.
JANICZ OPAMIĘTAJ SIĘ!
Jakiś JANICZ w artykule pt. „O- pamiętaj się Warszawo" „Rzeczpos
polita nr 279) biada nad alkoholiz
mem szerzącym się w stolicy. Przy tej okazji wspomina i nas:
„Już nasze dobre warszawskie imię szargają po „Szpilkach" i in
nych prowincjonalnych pisem
kach".
Niedawno całkiem „Rzeczpospoli
ta" przeniosła się z Łodzi do War.
szawy. Zapomniał wół jak cielęciem buł. I bryka. (I. p.)
CZY WIECIE, ŻE...
Pod tym interesującym tytułem informuje „Robotnik" z 4-go paź
dziernika:
„Społem" zarządza młynami w Nisie i Nietnodliwnie o łącznej zdolności przemiałowej 75.000 tonn dziennie".
Matematycy, do których zwróciliś
my się, informują, iż młyny te wo
bec tego dawać mogą 45.000 ton mą
ki dziennie, co czyni 60.000.000 kg.
chleba dziennie. W ten sposób wy
żej- wymienione młyny mogą wyży
wić dziennie 75 milionów osób.
O', a.) ZIELONE PIEKŁO
Stronnictwo Pracy przystąpiło do wydawania własnego „Ikaca", t. zw.
. „Ilustrowanego Kuriera Polskiego".
Jak widać z pierwszego numeru nowej gazety, redakcja kładzie szcze gólny nacisk na rewelacje natury e- gzotyczno-geograficznej. Tak np. w reportażu pt. „Zielone piekło", czy
tamy, iż w Brazylii
„...pory roku są inaczej rozmie
szczone, aniżeli w Europie".
Niestety, „Ikap" nie poprzestaje na rozmieszczaniu pór roku. Z ob
szernej notatki pt. „Z Nowej Fin
landii — do Bydgoszczy" dowiaduje
my się jeszcze ciekawszych rzeczy:
„Robotnicy usunęli deski pokry
cia barki i odsłoniły się długie sze regi beczek z napisem: UNRRA.
Jak świadczą napisy, śledzie pocho- i dzą z Nowej Finlandii".
W imieniu czytelników „Ikapa"
prosimy o udostępnienie ogółowi dal
szych rewelacyjnych szczegółów:
1) w jakiej części świata znajdu
je się wyżej wzmiankowana Nowa Finlandia?
2) jak są tam rozmieszczone pory roku?
(w. w.) I. K. P-IE, I. K. P-IE, KTO SIĘ
W TOBIE POŁAPIE!
Ilusti. Kurier Codzienny (par
don!) Polski podaje w nr. 3 z 23.10 45 r. taką wzmiankę:
„LONDYN, 22.10. (Ob.-^wl.). Z Budapesztu donoszą, iż wybory, które miały ądbyi się na Wę
grzech, mogą ulec odroczeniu. Po
za tym donoszą o grożącej Wę
grom inflacji. Przed wojną za 20 pengo można było dostai 1 funt sztgrling — dziś 60 — 100".
Jest to w istocie bardzo śmutny objaw, proszę Ilustrowanego Kurie
ra! I po to ciułało się całą wojnę funciki, żeby za 20 pengo można by
ło kupić całą setkę! Nie wiem tylko, dlaczego z tego powodu właśnie Wę
grom grozi inflacja.
CO ZROBIĆ Z PRZEDMIOTEM METALOWYM.
„Dziennik Polski" zamieszcza w nr 254 takie ogłoszenie:
„KAŻDY przedmiot metalowy można poniklowaó, posrebrzyi, pozłocić, pomiedziowaó, poka- dmowai, pocynkowai, pocyno- wai. — Zakłady Galwanotech- niczne, Kraków".
Można go także polizać, posmaro
wać masłem, potłuc na drobne kawał ki i porozbijać na czyjejś głowie. — Po - za tym owinąć w „Po - Iski Dziennik" i razem wyrzucić. I wte
dy jest spokój.
(w. I. b.)
„Szpilki" ukazują się oo tydzień. - Przedruk bez podania źródła wzbroniony.
Redakcja: Łódź, Piotrkowska 96, tel. m. 1-23-36. Przyjmuje się codziennie od 11-tej do t-szej.
Redagują: Sl. Jerzy Leo, Zbigniew Mitzner, Leon Pasternak, Jerzy Zaruba. Wydaje Spółdzielnia wydawnicza „Czytelnik".
Składano w Zakł. Graf. „Czytelnik" lir. 4, Łódź, Żwirki 2. D—09459 Drukowano w Zakładach Graficznych „Książką*.
I
Znakomita rysowniczka, Maia Berezowska, współpracowniczka przedwojennych „Szpilek", w roku 1942 aresztowana zosiała przea Niemców w Warszawie i osadzona w obozie w Ravensbriick. Po wyzwoleniu Berezowska wraz z transportem wysłana została do Szwecji. Stamtąd przesyła nam rysunek, który zamieszczamy w bieżącym numerze oraz list, w którym pisze między innymi:
Kochany Redaktorzel
Jestem zdumiona, wzruszona, zachwycona. „Szpilki" zmartwych
wstały i żyjąl Moi mili koledzy żyją i rysują, i rysują doskonale, jeszoze
lepiej po wojnie niż przed wojną. Żyją talenty, żyje dowcip i humorl To wspaniale 1 Przypuszczam, że i mnie przytulicie do ostatniej stro
ny jak za dawnych, dobrych czasów, bo i ja się uchowałam i dziwnym tra
fem funkcjonuję energicznie.. Po trzech i pól latach obozów t więzień.
Szkoda, że nie możemy wszyscy razem oblać tego rozkosznego spotkania.
Odsapnę tu jeszcze czas jakiś, po czym wrócę na Polski łono.
Tymczasem zasyłam miliony najserdeczniejszych uścisków
i Wasza
MAIA.
rys. Maia Berezowska