• Nie Znaleziono Wyników

Szpilki. R. 6, nr 35 (1945)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szpilki. R. 6, nr 35 (1945)"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Cena 5 zł.

Po zwycięstwie lewicy w wyborach francuskich

rys. Eryk Lipiński

Gol, Gol, Gaullc!

(2)

ANTONI MARIANOWICZ

LU E N E B U R G

Przemówienie obrońcy w proeesie łuenebur- skim mjr. Winwooda obfitowało w szereg tez zgoła rewelacyjnych.

w V- *

A więc przypuszcza pan, majorze, t e w Belsen było... nienajgorzef, Nie gani pan gazowych kamer, Dla pana nie jest winien Kramer, Wysuwa pan odważną łezę, Że rację miała Irma Grese

I w pańskich oczach wielki mir ma Kobiecy potwór - „piękna Irma".

Ot - raczej błaha to historia, Że tam dymiły krematoria, I nie ma sensu robić scen tu O śmierć „niepożądanych mętów", O całą gawiedź tę przebrzydłą, Z której zrobiono chociaż mydło!

Uważa pan za oczywiste, Że był „legalny" cały system,

Zaś wszystkich „skromnych wykonawców", Morderców, zbirów i oprawców

Sędziowie — twierdzi pan — powinni

Z całym szacunkiem uniewinnić...

A my, badając zimno problem, (Choć chciałoby się bić na odlew) Konstatujemy, że to wszystko, To szopka, skandal, pośmiewisko!

Antykwariat

rys. H e n ry k G run w ald

Dardanele i Gibraltar

N IKT, kto rozumny, nie łu­

dził się, że jedność na­

rodowa będzie nosiła charakter spontaniczny. Trud­

no. Różnic między ludźmi z grupy „Kuźnicy" a współpra­

cownikami „Tygodnika Po­

wszechnego" nie zniweluje żadne

„Kochajmy się". Linia podziału staje się coraz ostrzejsza, walka o rząd dusz, walka o ludzi trwa.

Poza różnicami ideologicznymi są jednak jeszcze różnice w me­

todzie „kaperowania" ludzi. Je­

żeli „Tygodnik Powszechny" na­

pada na Jastruna a chwali San- dauera — wiadomo co to ozna­

cza. Sądzę, że „Kuźnica" pole­

mizując n. p. z ks. Piwowarczy­

kiem na p. Kisiela chyba nie li­

czy? *

*

Demokracja bez dyskusji, bez walki politycznej, nie byłaby demokracją. Każdy z nas znaj­

duje w tym systemie swoje miejsce i walczy o swoje ideały.

Na dwóch stołkach jednak sie­

dzieć nie można. Czasy mętniac- twa i kombinatorstwa mijają bezpowrotnie. Jeśli n. p. Marian Piechal chce pisywać do prasy socjalistycznej i jednocześnie drukować w „Tygodniku Po­

wszechnym", to ten figiel mu się

*

nie uda. Przed kilkoma miesią­

cami twierdził jeszcze, że za­

wsze był socjalistą. Uwierzyli­

śmy, prawdę mówiąc, nie bez pewnego trudu. W myśl modne­

go wówczas przysłowia: „Co było a nie jest i t. d.“. Teraz jednak trzeba rejestr ów otwo­

rzyć, głośno przeczytać i pomóc Marianowi Piechalowi w odzy­

skaniu swego ideologicznego

„Pionu". Wolimy mieć mniej przyjaciół a bardziej pewnych.

Nie zaśpiewamy mu nawet na odchódnem: „Piechalu, czy ci nie żal...".

*

Takich „przeprowadzek ide­

ologicznych" będzie w przyszło­

ści więcej. Będziemy obserwo­

wać je ze smutkiem, ale i nie bez pewnej satysfakcji. Zostaną nam bowiem po byłych „komba­

tantach" różne ciekawe wspom­

nienia. Jak to deklamowali o demokracji, zgłaszali akcesy, proponowali współpracę, jacy . byli gorliwi... o jej, jacyż to oni byli gorliwi!...

LEON PASTERNAK.

P. S. Ceterum censeo Sandau- eram delendam esse.

/

(3)

I

3

W. L. BRUDZIŃSKI

WIECZNIE CI SAMI

Gdzieś w Argentynie, gdzieś daleko, Za siódmą górą, siódmą rzeką,

Gdy zmrok przedłuża domów cień — Kiedy nad miastem gaśnie dzień - Wtedy skądś schodzą się, zbierafą, Stolik obsiądą całą zgrafą

I radzą wspólnie całe noce, Zapala każdy się, szwargocze, Na mapie nowy znaczy szlak, By rozejść się na dany znak:

Graf Luxemburg, herr Mandel Fritz, Professor Gottlieb Schlechterwitz, Herr oberstleutnant graf von Eck, Parteigenossen Stunk i Dreck, Gauleiter były doktor Aas - Miniony wspominają czas.

A rano chyłkiem każdy wraca, A rano biuro, sklep, bar, praca:

Za ladą subiekt w pas się gnie, Za krzesłem fryzjer śmieje się.

W przerwach czytają: „Kramer, Belsen, Anglicy lubią Trudy, Elzę.

Współczucie wzbudza zbira morda, Ley zaś pracować chce u Forda.

I myślą sobie: dobra jest, Nam może przydać się ich gest:

Graf Luxemburg, herr Mandel Fritz, Professor Gottlieb Schlechterwitz, Herr oberstleutnant graf von Eck, Parteigenossen Stunk i Dreck, Gauleiter były doktor Aas - śmieją się chórem wszyscy z nas.

Wieczorem zacierają ręce, Takich nam nowin jak najwięcej,

- Znowu to samo jest, bez zmian;

Więc gorączkowo kreślą plan.

Plan planów, aby „rasa panów"

Znów niszczyć mogła „według planu", Kiedy działania przyjdzie pora,

świat fuż zapomniał straszne wczoraj - Niedługo, jeszcze parę lat,

Na podbój znowu ruszą w świat:

Graf Luxemburg, herr Mandel Fritz, Professor Gottlieb Schlechterwitz, Herr oberstleutnant graf von Eck, Parteigenossen Stunk i Dreck, Gauleiter były doktor Aas — Nadchodzi — czufą — lepszy czas.

Anglia ma kłopoty z Egiptem, Palestyną i Arobig

rys. K a ro l B araniecki

Bevin: — Wcale nie romantyczne!

Byliśmy we troje, ale rozma­

wiali raczej oni, doskonale obywając się bez mego obywa­

telskiego nastawienia do roz­

mowy. Tramwaj jechał pory­

wisto, co znacznie utrudnia­

ło trwałe zainstalowanie się w tłoku.

— Przed wojną nie było ta ­ kiego tłoku w tramwajach — mówiła Monika.

— Bo tramwaje są za tanie

— zauważył Witold, wyciąga­

jąc papierośnicę i częstując mnie papierosem.

— „Nie palić!" — wskaza­

łem odpowiedni napis. • Spojrzał na mnie złowiesz­

czo i chrząknął, jak gdyby chciał splunąć.

— „Ńie pluć!" — przypom­

niałem.

Odwrócił się ku niej i od­

sunął ode mnie, lecz ponieważ czyjeś biodra napierały mnie od tyłu, pchnąłem się i ja na­

przód.

— „Posuwać się naprzód!"

— rzekłem grzecznie.

— Cholera z tymi porząd­

kami — pasażerom powinno się dopłacać za tę mękę — krzyknął Witold.

— „Wszelkie zażalenia na­

leży składać w Dyrekcji Tram­

wajów" — poinformowałem go najuprzejmiej.

W TRAM W AJU

— Ale to trzeba być bohate­

rem, żeby znaleźć czas, drogę i ogonek do właściwych władz!

A poza tym trzeba tam jechać tramwajem. To dla silnych.

— „Bądź jak Zawisza!" — udzieliłem rady.

Przestał się do mnie zwra­

cać i po chwili podjął kon­

wersację z Moniką.

— Jak tam twoje sprawy?

— „Sprawa Moniki — to problem społeczno-obyczajowy"

— pośpieszyłem z wyjaśnie­

niem.

— Jutro jadę do Jeleniej Góry i chyba załatwię pomyśl­

nie wszystko — mówiła Mo­

nika nie zważając na mnie. — Czuję się trochę nieswojo, bo tak mało tam kobiet.

— „Sprawa Moniki — to sprawa wszystkich kobiet" — perswadowałem delikatnie.

Ignorowali mnie solidarnie i Witold rzeki:

— Zapisałaś się na uniwer­

sytet? Podobno z nauką tam fatalnie i na razie trudno zwal­

czyć ten stan.

— „Wygraliśmy wojnę z faszyzmem, wygramy z analfa­

betyzmem" — przypomniałem

— śzkół jest co prawda co­

raz więcej, ale wszyscy są ta­

cy spóźnieni z nauką... a...

— „Na naukę nigdy nie jest

■zapóźno" — przerwałem.

— ...a poza tym bieda tam okropna — dokończyła Moni­

ka.

— „Nauką i pracą narody się bogacą" — rzekłem z odpo­

wiednią emfazą.

Nie wiem czemu zaczęli wy­

raźnie złościć się na moją o- becność i szepnąwszy coś sobie przebili się na przedni pomost.

Nie opuszczałem ich. .

— Która godzina? — zapy­

tał Witold motorniczego.

— „Nie rozmawiaj z motor­

niczym, bo spowodujesz wypa­

dek" — napomniałem go z wy­

rzutem.

Wyszedłszy Monika rzekła do mnie:

— Ty idioto, kompromitu­

jesz nas! żeby takie głupstwa wygadywać w tram w aju!

Witold odwrócił się ode mnie tyłem i porwał ramię Moniki:

— Chodźmy — rzekł szyb­

ko, a ja jeszcze szybciej krzyk­

nąłem :

— „Każde ramię dla Pol­

ski !“

Wtedy Witold rzucił kilka niecenzuralnych słówek i za­

groził:

— Bałwanie jeden! Już ja cię odpowiednio przedstawię znajomkom!

— „Prawdziwa cnota krytyk się nie boi" — zauważyłem nonszalancko.

Nie wytrzymali dłużej i za­

częli uciekać przede mną, gro­

żąc, że dadzą znać o moim za­

chowaniu do władz bezpieczeń­

stwa.

Nie miałem zamiaru ich go­

nić, zdążyłem jednak wrzasnąć tak, żeby usłyszeli:

— „Władza przeszła w rę­

ce ludiu!"

JACEK DEGIS

Szczypta soli

„Dziennik Łódzki" zamieścił ko­

lumnę humoru zatytułowaną „Śle — Dziennik Łódzki", pełną „wysiedzia­

nych" dowcipów. Widać, że śledzien­

nik łódzki cierpi n a h u m e r o i d y .

(4)

4 5

JANUSZ MINKIEWICZ - To nie w me, mocy, to w prezydenta !™

Lecz nie pomaga to odsyłanie, Klient wciąż błaga mnie o mieszkanie,

• J" " 'ł°*la*" mu Pe,en wstrętu:

"“ lor... apartamentu!...

chce zdobyć u mnie, ja - zaś mó, G. U. M. - nie,

tamte, da, budkę, Brzechwie - wygódkę...

mam lokali:

własnej sali - wielkie zasługi:

jak długi!

I już mi dociął, Iruh Dąb - Kocioł™

ikiś wyłania - - Kocioł przygania, ie nie zdoła, i . Kocioła — iroszę państwa, Iział od państwa!...

joda sprzyja, 'mielizny Mijał wymija, om n^na wieszcza słowa pamiętne:

Nic mi co łódzkie - nie jest obojętne!™

JAN BRZECHWA MIKOŁAJCZYK (śpiewa)

Nie ulega wątpliwości.

Jak mówiła stara niania, Lepłe, stworzyć rząd jedności, Niżli rządzić bez zjednania!

OSÓBKA (mówi) Odkąd przyjechał na Okęcie, Przestał być wreszcie na mnie krzyw Jui™

MIKOJ Pan do mnie mówJ

MIKOŁAJCZYK

(śpiewa na mel. „Pod Krakowem czarna rola") Pod Lublinem „Ludu Wola"

Ja jej kochać nie będę, Wsiądę sobie na mego Kiernika Do Witosa pojadę!

WITOS (na mel. „Świr, świr za kominem") No, więc właśnie, gdyś przyjechał, To niejeden się uśmiechał, Że się skutki wojny spłoszy:

Bułka hądzUTZU pścć groszy, Iniejc, no i żelsię

|iesie, ly sądził, -

,a rządził!

fne, powolnie,, ,-darni

fdekami * ,

ri ta mieście 'yc i party, dwieście, ki idy sądził, —

I, gdym ,a rządzi!!

R6JSZA (nuta: „Koziołeczel

£ " - n r Eoś ty- w PułSćć^gTóWa^najmądHejsza^

Fik - mik Ja w mig już jadę na naradę Tutaj grupa, tam grupka, Przy Gomółce Osóbka, Tu znów Szwalbe z Gomółką, A ja gadam wciąż w kółko I od słowa do słowa Już jest jedność gotowj

A -a Kotki dwa Szaro - bura emłn<

To ja, Konierencfa, aud Trąmpczyńskl poi Kwiatkowski nad

A -a Kotki flwa Już czerwone ob;

Potem się zaczęły zagraniczne sprl Zaraz mnie Rzymowski wezwał do

Fik - mik Ja w mig Już Jadę Na naradę.

Montuję ambasi I znowu gadu Pcham Wendę d Skrzeszewskiego niech się uczy eli Wystarczy de Gaulli Ostrowski do Sztokh A -a

Kotki dwa Szaro - bura eminencja, Audiencja, konferencja, Ze mną radzi się Tito, Nawet sam Hirohito Przysłał do mnie swą gejszę, Mówiąc: „Pozdrów Borejszę"

Mikołajczyk hop - hop, Wkłada buty - I chłop -

Z ukosa Na Witosa Unika Kiernika A. K.

Kotki dwa Od słowa do słowa I już jedność gotowa.

To potrafię tylko ja.

Rzeki mi Matuszewski: „Słuchaj no, Borejsza,

„Trzeba robić prasę, rzecz to najważniejsza"

Fik - mik Ja w mig

Demokracja! No, racja W każdym mieście rotac Gazeta w każdym młeśi Wkrótce będzie ich dwieście, Gdzie spojrzeć, tam jflrukarnia, Gdzie plunąć, tam i

Już się cieszi Że wyszli „K

„Węzły źy<

Już mama Abonują , No, a z teg<

Że wie każdy Co to znaczy Wydanie Każde tanie

‘Za grosze, Bardzo proszę, Szukamy czytelnika,

„Czytelnik" dla rolnika]

Tanio snrzedam, komuś ko:

Tom „Od bomby do a|omj Już czas

Coś dla

Przyboś jest dla mas w sam raz, ,-wicz, Szopki tej autorzy, logiem „Szopkę" nam otworzy"

mik Ja w mig rolog napisałem,

Powiedziałem Co wiedziałem, No, a teraz stawiam kropkę, Zaczynamy naszą „Szopkę":

(wchodzi Mijał) BOREJSZA (śpiewa) Mijalu, czy ci nie żal, Że nieporządki są w halach?

Mijalu, zajrzyj do hal.

Kto w halach ceny ustala?

Mijalu, czy cl nie żal?

Mijalu, zajrzyj do hall...

(na mel. „Santa Lucia") Płyń szopko moja, pogoda sprzyja, Prowadź ją dalej, o cara Mia(l)l

(wychodzi) MIJAŁ (na tę samą melodię) Płyń Lodzi moja, ciężkaś ty barka.

Bo każdy prawie w nie, na mnie sarka...

Myślalem: będzie dla mnie wygodą Być prezydentem i wojewodą...

Gdy ktoś mnie zmęczy swymi wywody, Mówię mu: - idź pan do wojewody, Zaś w województwie spławiam natręta:

To jest nas:

Te, zasadził Więc „kopa Każdemu Sport szlacł Dziś kopię A jutro on mnie..

Towarzyskie te Przerwą nieufnośi I w ten sposób i Do kochania — Każdego wolno Choć właściwie Niemców... Owsz Polaków tylko

(na mel. „ Do Polaków c:

Za me obietnice Przez sześć lat ii Aż Ich wyzwolile Dojść z nimi do Bo dziś protestują, | Jakby się nie mogli Przez sześć lat do tego ca By ich uspokoić, przyda By Ją przeprowadził wypi A tymczasem Polska wciąż pretensje I nieszczęsnych Niemców od siebie Zabrała im Poznań, Wrocław, KatowiceJ Skandal! To przechodzi wszelkie juź granice!

Więc choć dziś me słowa bierze Polska nic.

Ja nie uznam nigdy ,e, zachodnich granit

OSÓBKA (śpiewa na mel.) Jeden człek - nazwiska dwa, Cztery partje - jeden Ja, Kto z kim większy kłopot ma?

laństwa - jeden front, - jeden rząd, it właśnie nowy prąd.

(na mel. yflśarabumba jedzie cyrk") LRA bhhi . cyk - cyk,

^był i szmałęc znikł,

‘ |ek, a trosk ma sto, igodeić wszystko to?

c z ł e ł \ - nazwiska dwa, p a r tie '- jeden ja, nazwiska - jeden człek, jednym rządzie - dziesięć tek.

Cztery pńństwa - jeden front, Cztery partie jeden rząd, Piąta partia już się pcha, Jeden rząd a fronty dwa.

OSÓBKA (mówi) Czas kończyć, bo i szopka końca już dobiega, Ktoby jeszcze w nie, śpiewać miał odwagi tyle?

Zgaduję. Mó, zastępca Mikołajczyk wbiega, Jak wszędzie tak i tutaj, na ostatnią chwilę...

(na m e t;, Jeszcze jedna partia dzfc Choć kompromis świtał S MIKOLAjd Czy pozwoli premier i Mikołajczyk spytał.

Rzeki Osóbka:

OSÓBKA (wychylając się r Ależ, proszę,

Nie dokonam cudu, By się z wami połączyła Dawna „Wola Ludu".

óch jak my trzej, to jest jeden na świecie, Ipię czy tego jednego znajdziecle rzęch, jak my dwaj, to na tuzin, no ile, rocent się znajdzie, nawet nie wiem, czy tyle, i milionów, czy na cały kraj

;dzle półtora takich trzech jak my dwa,!

(Tańczą I śpiewają) chłopków trzech, chłopków trzech,

\ chłopków trzech,

| t \ weszło wprost spod strzech, wprost spod strzech, wprost sppd^jijiefh,^

Mamy jeden' wspólny cel, wspólny ceł wspólny cel A ten cel, to P. S. L.

P. S. L.

Nowe P. S. L.

(5)

€ •

LUDWIK JERZY KERN

DO MIESZCZAN

LATO W NOHANT

Znawcy zarzucają nam bran orientacji w wielu dziedzinach sportu. Żeby więc uniknąć wszel­

kich dalszych zarzutów, postano­

wiliśmy napisać sprawozdanie z takiego meczu, na którym nie ogranicza się walki żadnymi przepisami. Są to zawody wolno- amerykańskie: catch as catch can, czyli: chwytaj jak możesz.

Pierwszy taki mecz po odzy­

skaniu niepodległości odbył się na ringu teatru Wojska Polskie­

go przy ul. Cegielnianej w mie­

ście Łodzi. Z jednej strony wy­

stępowała cała drużyna zapaśni­

cza Teatru z udziałem trenera- reżysera, p. Leonii Jabłonko. Z drugiej — znakomity poeta i dramaturg, Jarosław Iwaszkie­

wicz. Mecz odbył się w trzech rundach, sędziowała publiczność.

Już po pierwszym gongu deko­

rator p. Rybkowski zdobył parę punktów dla napastników. Pun­

ktami tymi były: stylowy forte­

pian z dykty niedomalowanej na czarno i całe wnętrze, przypomii nające podmiejską willę łódz­

kiego fabrykanta anno 1939. Re­

szta zapaśników, zdopingowana korzystnym dla nich wyglądem ringu, ochoczo wstąpiła w szran­

ki. Zapewne trener-reżyęer, p.

Jabłonko, zapowiadała przez ca­

ły czas trwania prób czyli tzw.

okresu treningowego, że walka z autorem prowadzona będzie bez­

litośnie, aż do położenia sztuki na łopatki. Każdy bowiem u- zbroił się jak mógł: p. Zyczkow ska trzymała w pogotowiu fili­

żankę z ukropem, p. Dewoyno

— masywny kandelabr p. Bu­

gajski —- ciężkie stalugi, a p.

Horecka miała nawet pejcz. Wy­

powiadając pierwsze słowa teks­

tu, p. Dewoyno wypowiedział au­

torowi wojnę. Tymczasem zza kulis wychylała się p. Jabłon- kówna, zagrzewając zespół do dalszych ciosów. Nie trzeba było tego powtarzać dwa razy p. Skul skiemuj tego brutalnego zawod­

nika krępował tylko zbyt skom­

plikowany kostium. W zadawa­

niu ciosów bardzo pomagało p.

Skulskiemu to, że w poprzedniej sztuce „Niespokojna starość"

grał zabijakę^marynarza, a p.

Jabłonkówna nawet na jotę nie zmieniła jego poprzedniej krea­

cji. P. Billing jako Solange przy­

jęła odmienną taktykę i straszy­

ła przeciwnika krzykiem. Zasad­

niczo już po pierwszym akcie au­

tor był „groggy" i tylko kurtyna uratowała go narazie od ostate­

NAGRODA Pracował rok jeden, Harował rok drugi

W trzecim (jego zwierzchnik) Dostał Krzyż ZasługL

JAN CZARNY

cznego knockoutu. Po krótkiej przerwie zespół przystąpił ze zdwojoną furią do natarcia Aktorów było coraz więcej.

Autor wciąż samotny. S ła złego na jednego. W drugiej rundzie nastąpił dramatycz­

ny moment: sztuka, krwa­

wiąc, leżała na deskach. Publicz­

ność pamiętając urocze przed­

stawienie „Lata w Nohant" jesz­

cze z Warszawy z roku 1937, protestowała przeciwko brutal­

ności trenera-reżysera p. Ja- błonkówny. Ale sukurs nie przy­

szedł z widowni. Niespodziewa­

nie pomoc zjawiła się ze sceny.

P. Świderski jako Szopen zdra­

dził zespół, dobrą grą udało mu się na chwilę podtrzymać autora.

Jak się dowiadujemy w ostatniej chwili, p. Jabłonko oskarża p.

Świderskiego o nielojalność. Cóż, kiedy p. Łapicki kilkoma zręcz­

nymi kwestiami odebrał nam wszelką nadzieję. I rzeczywiście:

na scenie ściemniło się i zaczął padać deszcz. Razem z deszczem spektakl. Napróżno bronił się autor jak Almanzor z wież Al- puhary, dowcipnym, uroczym tekstem, świetnymi sytuacjami, trafnością charakterów Swoich postaci — w gromadzie była za­

raza. Jabłonko w triumfie zatyka sztandary i znów do szturmu u- . derza.

P. S.

Stało się. Jako reżyser „Lata w Nohant" p. Jabłonko upadła.

Z nią razem i spektakl. Nic dziw­

nego: niedaleko pada spektakl od Jabłonki.

Bracia moi! Plejado półgłówek.

Łepetynki ciasne i lśniące.

Podżeracze państwowych stołówek.

Impotenci. Tytani łapówek.

Ca ć'est vrai. Jest moment przed końcem.

Już straszono was w Apokalipsie, w Piśmie świętym, w starej Ewangelii.

No i macie. Siarczy, że się wypsnie jakiś atom. I świat ani piśnie.

I przyjemne życie diabli wzięli.

Późną nocą, gdy będziecie spali, ułożeni w szufladach swych łóżek,

krótkim spięciem w tych łóżkach was spałi, zbraknie czasu byście się zsiusiali

bo trwać będzie jak spięcie. Nie dłużej.

Razem z wami waszych pojęć tabu, ciepły szlafrok, pantofle domowe, kawę z pianką, tłusty kawał schabu, flirt kretyński z niedomytą babą, zniszczy wybuch bomby atomowej.

I szlag trafi mieszkanko z łazienką.

Cichy azyl. Rodzinny sedesfk.

Wieczór w knajpie. Handel. Wolną rękę.

Ciężki szaber. Najnowszą piosenkę.

I to wszystko o co dziś się żrecie.

KĄCIK RADIOW Y

MOJE PRZEMÓWIENIE Z POWODU OTWARCIA

RADIOSTACJI ŁÓDZKIEJ Zapytam tutaj na sali

milicję, U. B. tudzież Rząd czy mogę czasem na fali, bo lubię popłynąć pod prąd?

DO RADIOSTACJI ŁÓDZKIEJ W ile kilowatów wasza stacja ruszy, tyle kilo waty włożyć mamy w uszy!

ST. J. LEC.

OBYWATELOM - KRAWCOM Szyję sobie dziś ubranie,

Lecz nie jestem zbyt wesoły, Bo gdy tylko spłacę krawca, Będę znów zupełnie goły.

ZDZISŁAW CYWIŃSKI

Anglia i Holandia obiecuj*q koloniom konstytucje

(6)

7

rys. Jan Lenica

Hurra! Mama została zdemobilizowana!

STEFANIA GRODZIEŃSKA

Z DUCHEM CZASU

Przeczytałam w jednym z na­

szych dzienników rewelacyjne o- głoszenie: „Spotkanie świata pra cy m. Łodzi w Pierwszej Łódz­

kiej Spółdzielni Cukierni - Ka­

wiarni" — tam i tam. Nareszcie!

Jak śmiesznie wygląda przy tej demokratycznej reklamie dawny przeżytek burżuazyjfiy jak:

„Spotkanie eleganckiego świata”, bo tak się ogłaszały przecież wszystkie sanacyjne lokale.

Pomyślałam sobie, że pocze­

kajmy trochę, a niezawodnie wszystkie firmy, idące z duchem czasu, pójdą za przykładem

„Pierwszej Łódzkiej". 2e rekla­

ma przestanie odwoływać się je­

dynie do pseudo-wybrańców!

Dość sugerowania, że „krem Pimpa wydelikaca ręce pięknej pani". Pięknej, czy niepięknej

— to nieważne. Nie uroda stano­

wi o wartości człowieka. I nie zależy nam na tym, żeby cokol­

wiek wydelikacać, o nie! Ogło­

szenie powinno brzmieć wzorem

„Pierwszej Łódzkiej": „Robotni­

co! Na zwiększenie wydajności twej pracy wpłynie tylko krem ogórkowy Pimpa, który należy wcierać trzy razy dziennie po u- przednim zmyciu twarzy mlecz­

kiem kosmetycznym z pudru i szminki".

Lecz nie krzywdźmy i wiejskie­

go proletariatu! Kiedy czytam

- Słuchaj Filipie, czy napisałeś ojcu o naszych zaręczynach?

- Tak, jedyna.

- I prosiłeś go o moją rękę?

- Tak.

- Wiesz, bardzo się boję - oj­

ciec tak ciebie nie lubi, a przy tym jest taki porywczy!

- Nic się nie bój, kochana, wszystko przewidziałem - nie podpisałem się wcale pod listem.

ogłoszenie: „Wytworne panie pie lęgnują nóżki w firmie Ziuta ’ Muta — Pedicure", złość mnie porywa. Pręcz z wytwornymi paniami, które mają nóżki!

Ziuto i Muto jeśli nie chce- cie pozostać w tyle za „Pier­

wszą Łódzką", ogłaszajcie:

„Świadoma chłopka pewniej na­

ciska pedał traktora nojfą, wype- dicurowaną w naszym zakła­

dzie".

Może kiedyś doczekamy się ta­

kich wezwań zamiast Jotych- czasowych inseratów o charak­

terze przedwrześniowym. Ale na razie póki ich nie ma w większej ilości, podążyłam z roziskrzony­

mi capałem oczami do „Pierw­

szej Łódzkiej", aby obejrzeć spot kanie świata pracy. I cóż za bu­

dujący obraz przedstawił mi się zaraz po wejściu! Przy oknie zajmowała stolik grupa robotni­

ków, zarabiających po tysiąc złotych miesięcznie, którzy ze smakiem zajadali kanapki z ło­

sosiem, popijając koniak. Przy innym stoliku siedział znajomy woźny z poczty (800 zł miesięcz­

nie) z żoną i dwojgiem dzieci.

Cała rodzina raczyła się tortem

i kakao.

/<

Poza tym publiczność była mieszana: częściowo z „Cafć Mocca", częściowo z Cafć-Bar

„Kaktus".

IV ____________________________ / rys. Ha-ga - Jak myślisz, najdroższa, c^y będziesz ze mną szczęśliwa?

- O, na pewno - przecież wiesz, jak mało jestem wymaga­

jąca!

SAMOCHWAŁA W KĄCIE STAŁA Od wielu miesięcy szefowie auto­

reklamy t. /w. „kinofikacji" topią redakcje dzienników w potopie arty­

kułów i notatek zapowiadających co raz to nowe arcydzieła filmowe. J a ­ ko jeden z tych arcyfilmów zapowia­

dano długotrwale 300-to metrową krótkometrażówkę p. t. „Ballada F-mol“. Dzieląc los innych filmów,

„Ballada" nie ukazała się na ekra­

nie, natomiast w n-rze 276 „Głosu Ludu" ukazała się taka wzmianka:

„Zapowiedziane w ramach „Dni Chopinowskich" wyświetlanie fil­

mu „Ballada F-mol" nie odbędzie 'się. Przyczyną tego jest stwier­

dzone zniszczenie taśmy dźwięko­

wej, która wymaga szeregu po­

prawek. Jak się dowiadujemy pre miera filmu zostanie przesunięta o kilka tygodni".

Na komentarz brak mi sił: „C‘est plus Ford que moi"... (j.im .).

GRUNT TO CHARAKTĘR Częstochowski „Głos Narodu" (nr 194) drukuje recenzję o „Lekkomyśl nej siostrze". Czytamy i podziwia­

my:

„Gustaw Buszyński, jako Ol­

szewski z dużym talentem odtwo­

rzy! poszczególne elementy tej ciemnej figury, ale,, nie potrafił ' się w żyi całkowicie w nią, co zre­

sztą przynosi zaszczyt jego cha­

rakterowi".

• Oczywiście, bo p. Gustaw Buszyń- ski jest uczciwym i porządnym czło­

wiekiem. A o mistrzu Solskim mó­

wiliśmy zawsze, że jest... ee, lepiej o tym nie gadać. Przepadło,

ECCE POETA!

W „Życiu Warszawy" (19-ty b.

m.) znajdujemy następujące ogło­

szenie :

„Kosewski wszystkim dziś zna- ny — że solidne ma tapczany — śpieszcie Piękne warszawianki — po dobre amerykanki — Meble sa­

mi wytwarzamy — Podziękowań dużo mamy. Poznańska 87"

Ładne ślij amerykanki i mięciut- kie dwa tapczanki — zrób to Kosew ski dla reklamy — podziękowań du­

żo damy. Łódź, Piotrkowska 96.

JANICZ OPAMIĘTAJ SIĘ!

Jakiś JANICZ w artykule pt. „O- pamiętaj się Warszawo" „Rzeczpos­

polita nr 279) biada nad alkoholiz­

mem szerzącym się w stolicy. Przy tej okazji wspomina i nas:

„Już nasze dobre warszawskie imię szargają po „Szpilkach" i in­

nych prowincjonalnych pisem­

kach".

Niedawno całkiem „Rzeczpospoli­

ta" przeniosła się z Łodzi do War.

szawy. Zapomniał wół jak cielęciem buł. I bryka. (I. p.)

CZY WIECIE, ŻE...

Pod tym interesującym tytułem informuje „Robotnik" z 4-go paź­

dziernika:

„Społem" zarządza młynami w Nisie i Nietnodliwnie o łącznej zdolności przemiałowej 75.000 tonn dziennie".

Matematycy, do których zwróciliś­

my się, informują, iż młyny te wo­

bec tego dawać mogą 45.000 ton mą­

ki dziennie, co czyni 60.000.000 kg.

chleba dziennie. W ten sposób wy­

żej- wymienione młyny mogą wyży­

wić dziennie 75 milionów osób.

O', a.) ZIELONE PIEKŁO

Stronnictwo Pracy przystąpiło do wydawania własnego „Ikaca", t. zw.

. „Ilustrowanego Kuriera Polskiego".

Jak widać z pierwszego numeru nowej gazety, redakcja kładzie szcze gólny nacisk na rewelacje natury e- gzotyczno-geograficznej. Tak np. w reportażu pt. „Zielone piekło", czy­

tamy, iż w Brazylii

„...pory roku są inaczej rozmie­

szczone, aniżeli w Europie".

Niestety, „Ikap" nie poprzestaje na rozmieszczaniu pór roku. Z ob­

szernej notatki pt. „Z Nowej Fin­

landii — do Bydgoszczy" dowiaduje­

my się jeszcze ciekawszych rzeczy:

„Robotnicy usunęli deski pokry­

cia barki i odsłoniły się długie sze regi beczek z napisem: UNRRA.

Jak świadczą napisy, śledzie pocho- i dzą z Nowej Finlandii".

W imieniu czytelników „Ikapa"

prosimy o udostępnienie ogółowi dal­

szych rewelacyjnych szczegółów:

1) w jakiej części świata znajdu­

je się wyżej wzmiankowana Nowa Finlandia?

2) jak są tam rozmieszczone pory roku?

(w. w.) I. K. P-IE, I. K. P-IE, KTO SIĘ

W TOBIE POŁAPIE!

Ilusti. Kurier Codzienny (par­

don!) Polski podaje w nr. 3 z 23.10 45 r. taką wzmiankę:

„LONDYN, 22.10. (Ob.-^wl.). Z Budapesztu donoszą, iż wybory, które miały ądbyi się na Wę­

grzech, mogą ulec odroczeniu. Po­

za tym donoszą o grożącej Wę­

grom inflacji. Przed wojną za 20 pengo można było dostai 1 funt sztgrling — dziś 60 — 100".

Jest to w istocie bardzo śmutny objaw, proszę Ilustrowanego Kurie­

ra! I po to ciułało się całą wojnę funciki, żeby za 20 pengo można by­

ło kupić całą setkę! Nie wiem tylko, dlaczego z tego powodu właśnie Wę­

grom grozi inflacja.

CO ZROBIĆ Z PRZEDMIOTEM METALOWYM.

„Dziennik Polski" zamieszcza w nr 254 takie ogłoszenie:

„KAŻDY przedmiot metalowy można poniklowaó, posrebrzyi, pozłocić, pomiedziowaó, poka- dmowai, pocynkowai, pocyno- wai. — Zakłady Galwanotech- niczne, Kraków".

Można go także polizać, posmaro­

wać masłem, potłuc na drobne kawał ki i porozbijać na czyjejś głowie. — Po - za tym owinąć w „Po - Iski Dziennik" i razem wyrzucić. I wte­

dy jest spokój.

(w. I. b.)

„Szpilki" ukazują się oo tydzień. - Przedruk bez podania źródła wzbroniony.

Redakcja: Łódź, Piotrkowska 96, tel. m. 1-23-36. Przyjmuje się codziennie od 11-tej do t-szej.

Redagują: Sl. Jerzy Leo, Zbigniew Mitzner, Leon Pasternak, Jerzy Zaruba. Wydaje Spółdzielnia wydawnicza „Czytelnik".

Składano w Zakł. Graf. „Czytelnik" lir. 4, Łódź, Żwirki 2. D—09459 Drukowano w Zakładach Graficznych „Książką*.

I

(7)

Znakomita rysowniczka, Maia Berezowska, współpracowniczka przedwojennych „Szpilek", w roku 1942 aresztowana zosiała przea Niemców w Warszawie i osadzona w obozie w Ravensbriick. Po wyzwoleniu Berezowska wraz z transportem wysłana została do Szwecji. Stamtąd przesyła nam rysunek, który zamieszczamy w bieżącym numerze oraz list, w którym pisze między innymi:

Kochany Redaktorzel

Jestem zdumiona, wzruszona, zachwycona. „Szpilki" zmartwych­

wstały i żyjąl Moi mili koledzy żyją i rysują, i rysują doskonale, jeszoze

lepiej po wojnie niż przed wojną. Żyją talenty, żyje dowcip i humorl To wspaniale 1 Przypuszczam, że i mnie przytulicie do ostatniej stro­

ny jak za dawnych, dobrych czasów, bo i ja się uchowałam i dziwnym tra­

fem funkcjonuję energicznie.. Po trzech i pól latach obozów t więzień.

Szkoda, że nie możemy wszyscy razem oblać tego rozkosznego spotkania.

Odsapnę tu jeszcze czas jakiś, po czym wrócę na Polski łono.

Tymczasem zasyłam miliony najserdeczniejszych uścisków

i Wasza

MAIA.

rys. Maia Berezowska

Najdotkliwszy głód na kontynencie

(Kłopoty powojennej Europy)

Cytaty

Powiązane dokumenty

kichś czwartakach, żłopało się wasserzupki, łaziło się za dar- mochę czytać lepsze lub gorsze wiersze po Związkach Zawodo­.. wych po całej, wielkiej

Czy to dziatki, mających się wybrać królowych morza wybierają się w tych mających się wybrać

W każdym się znajdzie dosyć zasług, By mieć w przyszłości ciepły przydział. Szlachetne rysy pana BOBRA Jawią się zwłaszcza moim oczom. Na przykład

czonym przed oblicze władzy i odpowiada się tylko na zadane pytania. wspólne czekanie, urozmaicone ogólną rozmową. Jedni sarkają, że nasz wóz państwowy, który

Wtem zahuczało, zaszumiało i rozwarły się podw oje_ jak nożyce cen, a w nich likazał się straszny czarownik — Formulary Biurokra- tus, którego przez

wyjaśniam na wstępie, że c dzi mi o pociąg specjalny do staropolskiego grodu N., gdzie miała się odbyć wielka uroczy­.. stość w obecności

Wyglądano oknem. Dzieci bawią się z psem. Po dnu gtej stronie ulicy wznosi się gibka nowa antena łódzkiei radiostacji Ach, żeby tak mleć radio, postu chać.. W

I rzeczywiście dzieje się tak, że w pewnym momencie teoretyczna algebra zamienia się w praktyczną arytmetykę, wzory naukowe przygotowują miejsce dla real­.. nych