• Nie Znaleziono Wyników

Tom X X V III.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tom X X V III."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

jsfo. 11 (1 3 9 7 ). W arszaw a, dnia 1 4 m a rc a 1 9 0 9 r. Tom X X V III.

R e d a k to r „W szechśw iata'* p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r es R ed a k cyi: K R U CZA .Nk 32. T elefon u 83-14.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W S ZE C H Ś W IA T A '1.

W W arszaw ie: ro c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztow ą r o c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W s z e c h św ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za granicą.

K I L K A U W A G O G Ó L N Y C H O D Z I A Ł A N I U B A K T E R Y J C H O ­ R O B O T W Ó R C Z Y C H N A U S T R Ó J

L U D Z K I I O J E G O Ś R O D K A C H O C H R O N N Y C H .

Choroby zakaźne oddaw na zwróciły u w a g ę n a siebie s k u tk ie m swojego p rze­

b ie g u i zawsze wzbudzały za intere sow a ­ nie. D zisiejszy j e d n a k sposób z a p a try ­ w a n ia n a ich przyczynę sięga zaledwie połowy X I X wieku. Od czasu w y k ry c ia św ierzbo w ca przez s tu d e n t a k o r s y k a ń ­ skiego R enucciego ( 1 8 3 4 ) i o dkrycia g r z y ­ bów sp ro w a d za ją cy c h różne choroby za­

kaźne a p rz e d e w s z y s tk ie m achorion przez Schónłeina ( 1 8 3 9 ) szala przechylała się coraz bardziej w s tro n ę tw ierdzenia, że p rzy c z y n ą ty c h chorób m ogą być paso- r z y t y zwierzęce i roślinne. W roku 1 8 4 0 Henie w y p o w ia d a myśl, że choroby za­

kaźne są w yw o ły w a n e przez pasorzyty roślinne, k tó re działają n a ustrój przez sw oje ja d y . Teraz n a s tę p u je cały szereg bad a ń , z k tó ry c h najw ażniejsze należą do P a s te u r a o chem iczn em działaniu roz-

I toczy w f erm en ta cy i i gniciu,—potem zno­

w u cały s z e re g odkryć, j a k O berm ayera, k tó ry w 1873 r. w y k r y w a we k rw i kręt- ki *) d u ru pow rotnego 2) i Virchowa te- orya działania m ikroorganizm ów w o s t ­ ry ch chorobach zakaźnych.

Ciągle jeszcze j e d n a k s to su n e k p rz y ­ czynowy pomiędzy m ikroorganizm am i a chorobami zakaźnem i był ciem ny i tu drogę do dalszych b a d a ń u torow ały spo­

strzeżenia Kocha. Na czystych hodo­

w lach b a k te ry j Koch wykazał, że pewne m ikroorganizm y tylko p ew n ą chorobę w yw ołują, że są dla tej choroby swoiste j i że m ikroorganizm chorobotwórczy nie może być przeprow adzony w i n n y rodzaj.

M ikroorganizm am i zaś swoiście chórobo- tw órczem i n azw ał takie, które stale mo­

żna w ykazać w schorzałych częściach or­

g a nizm u i k tó ry c h hodowle czyste sp ro ­ wadzają tę chorobę. Od tego czasu idą coraz liczniejsze odkrycia. W y m ie n ię t y l­

ko co najw ażniejsze. W roku 1875 Bro- wicz w K rakow ie pierw sz y zauważył w śledzionie zm arłego n a d u r p r ą t k i du ro : we; w pięć lat później E b e rth , a w 1882

l) Spirilhim ,

a) T yphus recurrens.

(2)

162 WSZECHŚWIAT /* U

ro k u Gaffky z b a d ał j e biologicznie; w ty m sa m y m r o k u Loeffler w y k r y ł p r ą t k i dyfteryi; w r. 1883 w y k r y t o p r ą t k i cho­

lery.

Prócz tego, czyniono je s z c z e o d k r y c ia w p a ń s tw ie p a s o rz y tó w z w ierzęcy ch : w sp o m n ijm y t u L a v e ra n a , k t ó r y w y k ry ł p a s o rz y ta m a la ry i w A lg ierz e w 1880 r.

Odkrycie ty c h licznych z arazkó w c h o ­ ro botw ó rczy ch zm ieniło sposób z a p a t r y ­ w a n ia n a drogę, j a k ą c h o ro b a zak aźna się rozszerza. P r z e d t e m dzielono c h o r o ­ b y z a k aź n e n a zaraźliw e, p rzen o szące się z człowieka n a czło w ieka i m iazm atycz- ne, p rzy w ią z a n e do p e w n y c h okolic. P ie r ­ w o w zo rem chorób z a raźliw y ch były ostre w y s y p k i (sz k a rla ty n a , odra, ospa), cho ­ rób m ia z m a t y c z n y c h —•m a la ry a . 0 w s z y ­ s tk ic h p ra w ie i n n y c h c horo b a c h w ied zia­

no ju ż w p r z e d b a k te r y jn y c h czasach, że nie d a ją się podciąg nąć ani pod tę ani pod in n ą g ru p ę i dlatego u tw o rz o n o w ielk ą k lasę chorób m iazm atyczn o -zaraźliw y ch . I teraz jeszcze is tn ie je z a p a try w a n ie , że ostre w y s y p k i są prze nośn e z człow ieka n a człowieka, że są waęc zaraźliw e we w łaściw em znaczeniu, ale w ła śn ie nie znam y zarazków t y c h chorób. B adanie zarazków zeszłych osób z a k aź n y c h w y ­ kazało, że nie d a ją się s c h e m a ty c z n ie podzielić na k l a s y i dlate g o j e s t rzeczą niem ożliwą u trz y m y w a ć d a w n y podział n a zakaż e n ia m ia z m a ty cz n o - zaraźliw e i m iazm atyczne.

Należy jesz c ze w s p o m n ie ć nieco o b a ­ d a niach n a d sposob em dz ia łan ia b a k te - ryj n a ustrój. Z p o c z ątk u sądzono, że one działają ty lk o m echanicznie. Henie i V irchow pierwsi w spom nieli o możliwo­

ści w y tw a r z a n ia jad ó w , k tó re są p r z y ­ czynam i chorób, w 1874 r. P a n u m zw ró­

cił u w agę na j a d y b a k te r y jn e , a P a s t e u r w 1880 r. w y k a z a ł poraź p ierw sz y tw o ­ rzenie się j a d u n a m ikro o rga nizm a c h cho leryków. W tej dziedzinie n a le ż y prócz in n y c h w ym ien ić Kocha i B rieg era.

Mniej więcej w 10 lat później Roux i Yersin, a nieco później Loeffer w y k a ­ zali, że przez z a strz y k n ię c ie sam ego j a ­ du wolnego od b a k te r y j p o w s ta ją tak ie s am e objaw y, j a k od b a k te r y j żyw ych.

Od tej chwili m nożą się b a d a n ia swo­

isty c h ja d ó w b a k te r y jn y c h . N ajw ażniej­

szym w y n ik iem ty c h b a d a ń j e s t o d k r y ­ cie j a d u tężca (tetanus), a w 1890 rok u u z y sk an ie t u b e r k u lin y przez Kocha.

W e d łu g d o tych czaso w y ch z a p a try w a ń w szystk ie j a d y sw oiste tw orzą się w s a ­ mej kom órce b a k te r y jn e j. Różnią się j e ­ d n a k pom iędzy sobą zasadniczo. I ta k m a m y j a d w y d z ie la n y 1). Są to p ro d u ­ k t y w ydzielnicze kom órki b a k te r y jn e j i dlatego m ogą być od b a k te r y j oddzie­

lone przez przesączanie; z n a jd u je m y je ta k w kulturze, j a k i w u s tr o ju ludzkim.

Do t y c h jad ó w należą j a d y błonicy 2) i tężca, małe ilości praw dopodobnie p r o ­ d u k u j ą też m ikro organ izm y cholery. B u ­ dowa ich chem iczna nie j e s t znana, mo­

żna je* porów nać z fe rm e n ta m i czyli e n ­ zymami.

D rugiego ro dzaju s p e cy flcz n e m ijad a m i są j a d y śródkom órkow e 3), k tó re tk w ią w kom órce b a k te ry jn e j i ty lk o z t ru d e m można je oddzielić. Są jeszcze mniej zbadane. J a d y te w y tw a r z a ją np. p r ą tk i duru, cholery, p n e u m o k o k i — ogólnie j e s t przy jęte, że j a d y te dopiero po rozpadzie b a k te ry j ro z w ija ją swoje działanie w ustroju .

T rzecią formę j a d u b a k te r y jn e g o s t a ­ nowią b a k te r y o p ro te in y czyli m ykopro- t e i n y — t . j . ciała b iałkow ate ko m órk i b a k ­ te r y jn e j, te m am y w b a k te r y a c h g ruźli­

czych. P rz ed e w sz y stk ie m tego rodzaju b a k te r y e w y w ie ra ją działanie miejscowe, które m a swój w yraz w procesach zapal­

n y c h ,—przykładem tego rodzaju działania są streptokoki.

Ponieważ w poszczególnym p r z y p a d k u często nie można ro zstrzyg nąć, j a k wiel­

ki j e s t udział s w o isty c h ja d ó w b a k t e r y j ­ nych i bakte ry o p ro te in w w y tw a r z a n iu objaw ów chorobow ych, przeto określenie ja d ó w b a k te r y jn y c h u ż y w a n e j e s t też w te m znaczeniu, że rozumie się przez nie w szystkie tru ją co działające ciała.

Z p u n k t u widzenia lek a rsk ie g o b a k t e ­ rye m ożna podzielić n a nieszkodliw e i cho­

J) E k to to k sy n a .

a) D y fte ry a .

s) E n d o to k sy n y ,

(3)

N° II WSZECHŚWIAT 163

robotwórcze, a do tych osta tnic h zali­

czać te, k tó re m ogą się rozw ijać w lu d z ­ k im i zw ierzęcy m u s tro ju i działać przez różnego ro d za ju j a d y , j a k to poprzednio widzieliśm y. To o tyle nie j e s t trafnem , że b a k te r y e , k tó re nie m ogą się rozw i­

j a ć w e w n ą trz o rganizm u m ogą przecież w yw ołać s ta n y chorobow e, a mianowicie t ą drogą, że w sz y s tk ie b a k te ry e , ro z m n a ­ ż ając się w s u b s ta n c y a c h spożywczych, ro zk ła d ają j e i w y tw a rz ają ciała tru ją c e dla człowieka i w yższych zwierząt; po­

średnio więc b a k te r y e i w ty m p r z y p a d ­ k u działają szkodliwie n a ustrój. Ta p rze m ia n a pożyw ienia pow staje sk u tk ie m d z iałania fe rm e n ta c y i i gnicia.

W ró ć m y teraz do właściwego działania d rob n o u stro jó w przez ich j a d y swoiste.

W m iarę postępów b a d a ń n a d działaniem b a k te r y j, coraz bardziej staw ało się wy- raźnem , że b a k te r y e zawdzięczają dzia­

łanie chorobotw órcze głównie swojej wła­

sności p ro d u k o w a n ia ja d ó w i odpowied­

nio do ich rodzajów,—nie zaś działaniu m ec h a n ic z n e m u . B a k te ry e tężca i bło ni­

cy ro zsy ła ją sw e j a d y po całem ciele z m iejsca, w k tó re m p rzeb y w ają; strepto- koki objaw iają swoje działanie ty lk o tam , gdzie się z n a jd u j ą żywe b a k te ry e; dzia­

łanie zaś b a k te ry j gruźliczych wówczas j e s t możliwe, jeżeli b a k te ry e sam e u le­

g n ą rozpadowi. *

P u n k t e m zaczepienia d la działania b a k ­ t e ry j są kom órki. Krew i lim fa są tylko p rze n o ś n ik am i s u b sta n c y j szkodliwych.

Kom órki p rz y jm u ją j a d prędzej albo wol­

niej, zależnie od jego rodzaju i ilości,—

z anim j e d n a k w y s tą p ią objaw y zatrucia u p ły w a j a k i ś czas, co prze m aw ia za tem, że w k o m ó rk a c h m usi się n agrom adzić p e w n a ilość j a d u , zanim w y s tą p i wido­

czne działanie, albo że proces chemiczny, ja k i m j e s t j a k ie ś zatrucie, w y m a g a pe­

w nego czasu do swego rozwinięcia.

J e s t rzeczą zaciekaw iającą, że j a d y b a k te r y jn e m a ją pew ne powinowactwo (affinitas) do k om órek pewnego rodzaju.

I t a k np. w organiźm ie z a tru ty m przez j a d tężcowy, można wszędzie udowodnić j a d tężcow y tylko nie w c e n tra ln y m s y ­

stem ie n erw ow y m , k tó ry j e s t p u n k te m

zaczepienia ja d u : tu j a d ściśle j e s t z ko ­ m órkam i związany.

Ustrój zw ieizęcy i ludzki posiada od­

porność i to w różnym stopniu. Działa­

nie więc b a k te r y j zależy niety lko od w prowadzonego ja d u , ale też od tej w ła ­ ściwości u stro ju . Jad o w ito ść b a k te ry j m ierzym y w sposób w z g lęd ny i nabywa­

m y wirulencyą. J a d o w ito ść d ro b n o u stro ­ jó w ulega różnym wpływom.

N iektóre b a k te ry e chorobotwórcze roz,- n m aż a ją się prze d e w sz y stk ie m w świecie ze w nętrzn ym , j a k zarazki tężca, i p rzy ­ padkowo d osta w sz y się do u s tr o ju ludz­

kiego lub zwierzęcego m ogą i ta m się rozmnażać. In ne rozw ijają się tylko w u stro ju ludzkim lub zwierzęcym, np. b a k ­ t e r y e gruźlicy, trą d u , nosacizny, błonicy, g r y p y (influenzy), a poza nim tru d n o al­

bo wcale nie d a ją się hodować. Inne znowu j a k streptokoki, stafilokoki, b a k ­ te r y e tyfusu, cholery rozw ijają się e n e r­

gicznie w u s tr o ju zwierzęcia i człowieka i nie mniej łatw o na różnych pożywkach i dlatego m ogą wśród n a tu r a ln y c h w a ­ ru nków rozwijać się w świecie zew nę­

trz n y m i łatw o d o sta w ać się np. z wodą do ustroju, j a k b a k te ry e duru, cholery.

Miejscami wkroczenia b a k te ry j są wo- góle bfony śluzowe przew odu po k arm o­

wego, n a rz ą d u oddechowego, u c h a środ ­ kowego, dalej spojów ka oka, nabłonek m iąższu płucneg o i r a n y o tw a rte źle g ra ­ nulujące. Należy pam iętać, że niektó re b a k te ry e tylko w pewnych tk a n k a c h się um iejscow iają, np. b a k te ry e ty fu s u i cho­

lery w jelita c h . Nierzadko też b a k te ry e szkodliwe, np. ropne, d o sta ją się przez nie­

uszkodzoną skórę, mianowicie przez u j ­ ścia gruczołów łojow ych i cebulek wło­

sowych. Jeżeli to ksycznie działające pro­

d u k ty b a k te r y jn e d o s ta n ą się razem z b a k te r y a m i do u s tr o ju w większej ilości, to m ogą wyw ołać objaw y za trucia bez w y stą p ie n ia za k aż e nia (infekcyi), t. zn.

że b a k te ry e nie ro zm nażają się w ew nątrz tk anek. To samo je s t, g dy b a k te ry e pro­

d u k u jąc e j a d mnożą się w zawartości j e ­ lit albo w wydzielinie ran lub w obu­

marłej tk a n c e znajdującej się w ustroju,

a więc m ają c h a r a k te r roztoczy (sapro-

(4)

164 . WSZECHŚWIAT M U

fity)— w tych p rz y p a d k a c h j e s t to z a t r u ­ cie (intoksykacya).

B a k te ry e ch o ro b otw ó rcze sp ro w a d za ją z m ian y p rz e d e w s z y s tk ie m w m iejscu w t a r ­ gnięcia. Jeżeli m iejscow e ognisko cho­

robowe się nie goi, s p ra w a może być rozszerzona n a cały o rg a n iz m albo przez sąsied ztw o albo często przez n aczy nia lim fa ty cz n e lub k rw io n ośne, co w r o ­ pniach g ruźliczych z d a rz a się b ardzo czę­

sto; tw o rz ą się liczne p r z e r z u ty (m etasta- zy) w gru cz o łac h lim faty czn ych , w w ą ­ trobie, płucach, mózgu, m ięśniach, u k ła­

dzie k o s tn y m i t. d. Inne znowu b a k te ­ ry e nie tw orzą m e ta s ta z , j a k tężec, bło­

nica. To j e s t z w y k ły sposób przenosze­

nia. Często b r a m y zak aż e n ia nie można w y k a z a ć i to j e s t in fe k c y a k ry p to g e n e - tyczna, ta m te zaś b y ły lim fo g e n e ty c z n a i h e m a to g e n e ty c z n a . Zak ażen ie k ry p to - g e n e ty c z n e w y s tę p u je więc w całym sze­

r e g u chorób, k t ó r y c h p r z y c z y n a j e s t nam d o tą d n ie z n a n a np. w s z k a rla ty n ie , ospie, odrze, durzę pow ro tny m .

Przeciw in te k c y o m i in to k s y k a c y o m sprow adzo ny m przez b a k te ry e , ustró j ludzki posiada różne u rzą d z e n ia ochronne i siły obronne. A więc p r z e d e w s z y s t­

kiem należy w y m ien ić w ro dzon ą człowie­

kowi i s w o istą mu o dporność wobec n ie ­ k tó ry c h dla z w ie rz ą t cho ro b o tw ó rc z y ch b a k te r y j, k tó re w organ izm ie lu dzkim nie ro zw ija ją się albo d latego, że nie m ają odpow iedn ich d la siebie w a ru n k ó w albo że s p o ty k a ją t a m chem icznie działające ciała, k tó re p rz e s z k a d z a ją ich ro z m n a ż a ­ niu, albo że j a d y p ro d u k o w a n e p rzez te b a k te r y e są nieszkodliw e, s k u tk ie m tego, że nie p osiadają wcale p o w in o w a c tw a do k tórego ko lw iek ze skład nikó w ciała.

Oprócz tego j e d n a k — i to n ajw ażniejsze m a znaczenie, u stró j lu d zki rozporządza pew nem i siłam i o ch ro n n e m i wobec szko d liw y ch m u d ro b n o u stro jó w . N a jp ie rw środki, k tó re nie p o z w a lają b a k te ry o m dostać się do u s tro ju , m ianow icie n a s k ó ­ rek, śluz w y d z ie la n y p rzez błony śluzo­

we, r u c h y m ig a w e k w przew odzie o d d e ­ chowym , w żo łą d k u sok żołądkow y, a w nim p r z e w a ż a ją c y k w a s solny, w je lita c h s ta le p r z e b y w a ją c e b a c te riu m coli com- m une, k tó re przez swoje p r o d u k ty prze-

| szk adza rozwojowi n ie k tó ry c h b a k te ry j np. dyfteryi.

Jeżeli ju ż b a k te r y e dostały się do u s tr o ju i działają szkodliwie n a niego czy przez miejscowy rozpad tkank i, czy przez za tru w a n ie soków tk a n k o w y c h , to ze s tro n y ciała p o w staje przeciw działanie, k tóre ma za cel albo p rzeszk ad zać d a l­

szem u rozwojowi b a k te r y j, albo znieść lub osłabić szkodliwy w p ły w ja d ó w b a k ­ teryj. J e d n y m z n a jw a żn ie js z y c h czyn­

n ików niszczących miejscowo b a k te r y e j e s t fagocytoza, t. j. pożeranie b a k te ry j p rzedew szystkiem przez białe ciałka krw i, fag oc yty i inne uruchom ione kom órki, któ re m i m ogą by ć k om órki tk a n k i łącz­

nej g w ia z d k o w a te uruchom ione, k o m ó rk i śró db łon ka naczyń lim fatycznych, k o ­ m órki K upferow skie w w ą trobie, k o m ó r­

ki w yścielające jam y opłucnow ą i o trz e ­ wną, n abłonek n e rk o w y i wogóle k o m ó r­

k i w szy stkie, k tó re tylk o m ogą być u r u ­ chomione. Zjawisko to polega na wabią- cem (chem otak tyczn em dodatniem ) dzia­

łaniu jad ó w , a mianowicie pro tein b a k ­ tery jn y c h , któ re przechodzą na z e w n ą trz ciał rozkładających się b a k te r y j. Los, j a k ie m u u le g a ją i fago cyty i b a k te r y e po wchłonięciu j e s t różny. U strój najlepiej wychodzi na tem wrówczas, g d y b a k te r y e w komórce, k tó ra j e pochłonęła, u leg a ją rozpadowi; czasem jed n a k , gdy żywo­

tność b a k te ry j j e s t w ielka i w kom órce m ają odpowiednie do swego rozw oju pod­

łoże, nie u leg ają zniszczeniu, a k o m ó rk a m ają ca wre w n ę trz u b a k te r y e , przenosząc się w różne m iejsca u stro ju , może być przenosicielką zakażenia i tw o rzy ć prze­

rz u ty , g dy s k u tk ie m procesów życiow ych b a k te r y j s am a uleg n ie rozpadowi, a je j z a w a rto ść w ydostan ie się n a zew nątrz.

W fagocytozie w ażnem i o gniska m i n isz ­ czenia b a k te ry j są też gruczoły lim fa ty ­ czne, dokąd b a k te r y e d o s ta ją się za po­

ś re d n ic tw em leukocytów i t u u leg a ją z n i­

szczeniu.

F a g ocy toza j e d n a k nie w y ja śn ia wcale przyczyn w yzdrow ienia i mniej lub wię­

cej trw ałej odporności u s tro ju wobec raz przeby tej c horoby zakaźnej. D aleko w a­

żniejszym czyn nik iem niż fagocytoza są

j s u b s ta n c y e chemiczne zaw sze k rąż ą c e

(5)

M 11 WSZECHŚWIAT 165

w t k a n k a c h , k tó re m og ą się czasowo tw orzyć w w iększej ilości albo ich dzia­

łanie j e s t wzmożone. Wogóle należy przyjąć, że człowiek we k rw i zawsze po­

s ia d a Ciała chemiczne bakteryobójcze, a przeciw n ie k tó r y m b a k te ry o m tw orzą się nowe s u b s ta n c y e dopiero w p rzeb ie­

gu chorób zakaźnych, k tóre one w y w o ­ łują, i ciała te są sw oiste dla ty c h b a k ­ te ry j, pod k tó ry c h w p ływ em powstały.

Na tem poleg a odporność czynna ustro ju , k t ó r y w w y tw a rz a n iu ty c h ciał czynny m a udział, sam w y tw a rz a ją c te s u b s ta n ­ cye.

N a u k ę o odporności utw ierdzili Beh- rin g i K itasato. P ie rw si oni wpadli na pom ysł szczepienia zw ie rz ą t b a k te r y a m i w celu o trz y m an ia odporności i zrobili epokowe odkrycie, że surow ica krw i z w ierząt, w te n sposób uodpornionych, za­

szczepiona in n y m zwierzętom, sprowadza w n ich też odporność, i dalej, że szcze­

pienie tej surow icy p rzesz k a d za ro zw i­

n ięciu się choroby zakaźnej, której b a k ­ te ry a m i było pierwsze zwierzę szczepio­

ne. B e h rin g używ ał do tego b a k te ry j tężca i d y ftery i.

W y ja ś n ił 011 n a podstaw ie swoich prac, że odporność u s tr o ju p o w sta je przez wy­

t w a rz a n ie przeciw jadów (antitoksyn) k r ą ­ żących we krw i, które wiążą j a d y b a k te ­ r y jn e i w te n sposób nieszkodliw em i j e czynią. P rz ec iw jad y są swoiste i ‘ dzia­

ł a ją tylk o przeciw ja d o m tych b a k te ry j, pod k tó ry c h w pływ em pow stały. Nie m a ją zaś wcale w p ły w u n a kom órki or­

ganizm u. P rz e c iw ja d y w y s tę p u ją z ciała w różnych w ydzielinach i w ydalin ach .—

Odporność t a czynna po przeb yciu cho­

rób z ak aźn y ch , j a k później można było zestaw ić, tr w a różnie długo. Przez dłuż­

szy czas t r w a po ospie, odrze, s z k a r l a t y ­ nie, bo i k ilk a lat, a czasem n a w e t i kil­

kanaście; po cholerze najw yżej pół roku, a po d y f te ry i zaledwo cz te ry tygodnie.

W łaściw ie sposób p o w sta w a n ia prze­

ciwjadów nie j e s t nam znany. W pomoc tu p rzycho d zi hypoteza Ehrlicha.

Odporność n a b y ta polega na obecności odczynników b a k te ry obó jc z yc h i prze- ciw jadow ych; to w y stę p u je szczególnie | w yb itnie w d y fte ry i i tężcu.

W e d łu g E h rlic h a tylk o te su b sta n c y e s ą jad a m i, k tó re m ają powinowactwo chemiczne do któ regokolw iek skła dn ika ciała. Skom plikow ane ciała protoplazma- ty czne ja k o tw o ry chem iczne s k ła d a ją się z J ą d r a czynnościowego" czyli z g r u ­ p y c e ntralnej i różnych łańcu chów bocz­

nych. Ł a ń c u ch y te boczne m ogą się łą ­ czyć z łań c u c h a m i bocznemi białkow a­

ty c h ciał spożywczych i w ten sposób sprowadzić ich a sy m ilacyę,—m a ją więc znaczenie chw ytnikó w (receptorów) albo g r u p y c h w ytn ej (haptoforowej). W ten sam sposób i ja d y haptoforam i są p rzy ­ tw ierdzone do c h w y tn ik ó w p rotoplazm y kom órkow ej, tak, że te ra z też jad o n o ś n a g r u p a j a d u (grupa toksoforowa) zaczyna działać n a protoplazm ę kom órki i osła­

biać jej zdolność życiową.

S ku tkie m wiązania jad u do c h w y tn i­

ków (receptorów) części protoplazm aty- cznej m olekuły białka s ta ją się niezdol- nemi do życia. Jeżeli to uszkodzenie ko­

m órki ogranicza się ty lko do pew nego zab urzen ia czynności życiowych, nie spro­

w adza zaś zupełnego uszkodzenia j ą d r a czynnościowego, to kom ó rka może znowu uzupełniać łańcuchy boczne, a n a w e t tw o ­ r zy ć je w nad m iarze i oddawać do krwi, i te oddzielone łań c u c h y boczne albo c h w y tn ik i są właśnie przeciwjadam i. Prze- ciw jad (an titoksy na) więc j e s t zaw arty we krw i prawidłowej, nie j e s t nowem ciałem, tylko w pew nych w arunkach tw o rzy się go więcej i k rążąc we krw i łączy się z j a d a m i na ciała zupełnie n ie ­ szkodliwe.

Bakteryobójcze działanie surowicy krw i s k ła d a się ze złożonego działania d w o ja ­ kiego rodzaju ciał. Jed n o z nich j e s t ro­

dzajem fe rm e n tu i prawidłowo znajdu je się w sokach tk an k o w y c h , a w szczegól­

ności w surow icy krwi. J e s t bardzo n i e ­ trw ałe: 55° niszczy w zupełności jego działanie. B uc h n e r n a z y w a ł tę substan- cyę aleksyną, E h rlich k om p lem entem (do­

pełniacz), Miecznikom c y ta z ą (zaczyn ko-

mórkobójczy). Ciało to samo przez się

nie działa, ty lko zapomocą po średn ika

d w u c h w y tn ik a (am boceptora) czyli ciała

uczulającego (substance sensibilatrice Bor-

deta).

(6)

1.66 WSZECHŚWIAT >6 11

D w u c h w y tn ik i tw o rz ą się dopiero w p rz e b ie g u chorób z a k a ź n y c h i s ą d la d a ­ nej ch oro b y sw oiste. M ają dwie g r u p y c h w y tn e , z k tó r y c h j e d n a k o m ó rk oc hw y- t n a (cytofilowa) łączy się z ć h w y tn ik ie m pro to p la zm y b a k te r y j, i n n a g r u p a d opeł­

niaczo w a (kom plem entofllow a)—z c h w y ­ tn y m ła ń c u c h e m dopełniacza, tak , że t e ­ ra z g r u p a z a czyn ow a (zy m oty czn a) do­

pe łn ia cz a z a czyna działać n a kom órkę b a k te r y jn ą . D w u c h w y t n i k j e s t znacznie mniej w ra ż liw y n a działan ie t e m p e ra tu ry i 60° go nie zabija.

S uro w ice b a k te ry o b ó jc z e d z ia łają p r z e ­ d e w s z y s tk ie m tak, że sp ro w a d za ją z a b i­

cie i rozpuszczenie b a k te r y j, przez to, że s w o isty d w u c h w y tn ik przenosi działanie tra w ią c e p r aw id ło w y c h soków ciała, w ła ­ ściw ie d opełniacza (kom plem entu), stale się w n ich z n a jd u jąc e g o , n a b a k te ry e, ta k , że one są częściowo rozpuszczane. Za­

w i e r a j ą więc c ia ła b a ktery ob ó jcze. D ru - g iem działan iem j e s t zlepianie, t. j. zbija­

nie b a k te r y j, je d n o s ta jn ie w o śro d k u ro z­

m ieszczonych, w g r u d k i,—dzieje się to przez zlepy, a g lu ty n in y . A g lu ty n in y zno­

szą dobrze tem p. 56°.

W k o ń c u s u row ice b a k tery ob ó jcze s p r o ­ w a d z a ją tak ż e zjaw isko s tr ą c a n ia (praeci- pitatio), poniew aż s tr ą c a ln ik i (p re c y pity- n y albo k oag u lin y ) wiążą się chem icznie z p e w n em i ciałam i w yłu g o w a n e m i z roz- p a d ły c h ciał b a k te r y jn y c h , k tó re s t r ą ­ cają. S trą c a ln ik i też nie z m ie n ia ją się w 56°, a n a d to nie tra c ą swego działania po w y sch n ięciu. To są zasadnicze m yśli teo ry i E h rlich a.

W ra c a ją c do z a chow an ia u s tr o ju wo­

bec b a k te r y j, m u sim y powiedzieć ogól­

nie, że u stró j ludzk i i zwierzęcy dąży w ła sn em i siłam i do pozbycia się b a k t e ­ ryj p rze z w y tw a r z a n ie ciał, o k tó ry c h wyżej słyszeliśm y, m y zaś s ta r a m y się u s tro jo w i w tej walce dopom agać przez szczepienie, w p ro w a d z a ją c przez to do nieg o te ciała w y tw o rz o n e w u s tr o ju zw ierzęcia poprzednio uodpornionego na d a n ą chorobę zakaźną; w te n sposółf wy- : w o łu jem y w org an izm ie lu d zk im o dp o r­

ność b ierną, ponieważ w p ro w a d z a m y do niego ciała ju ż gotow e,— n a te m opiera

się szczepienie. K. B.

O PA T TH . M O REU X .

W N Ę T R Z E Z I E M I .

W c iąg u kilku la t o s ta tn ic h przy rządy , r e g e s tru ją c e trz ę s ie n ia ziemi, d o s ta rc zy ły n am c e n n y ch w skazów ek, d o ty cz ą c y ch budow y w e w n ętrzn e j naszego globu. Dya- g r a m a ty seism ograficzne w y pro w ad ziły na j a w całe szeregi talowań, k tó ry c h istn ien ia dotąd się nie domyślano, a k t ó ­ r y m geologowie na da li miano dreszczów p rzed w stępnych. P a lo w a n ia te — dzisiaj niem a ju ż pod ty m w zględem żadnej w ą t ­ pliwości - - dochodzą do n a s poprzez w e ­ w n ę trz n ą m asę globu, a poniew aż p r ę d ­ kość ich j e s t zw iązana ze sztyw n ością ośrodka, przez k tó ry przechodzą, przeto jed n o c z e śn ie znaleźliśm y się w p osia d a ­ niu niezm iernie cennego czy n nika, k t ó r y poucza nas o w ew n ętrzn ej budow ie m a ­ gm y, stanow iącej podkład dla sko rupy z e w n ę trz n ej.

Otóż, roztrząsan ie spostrzeżeń d o p ro ­ w ad za nas do wniosku, że sztyw ność c e n traln e g o j ą d r a ziemi z aw iera się po ­ m iędzy sztyw nością szkła a sztyw no ścią stali.

Na p ie rw s z y r z u t oka w y nik ten zdaje się obalać kom pletnie d a w n ą teo ry ę ognia centraln ego, albow iem tru d n o sobie w y ­ obrazić, w j a k i sposób m ożnaby pogodzić nowe f a k ty z tem i powodami, k tóre s k ła ­ n iały n a s do przypuszczania, że w n ętrze ziemi u tw o rzo ne j e s t z m ate ry j o g n isty c h lub law ciekłych o w ysokiej t e m p e r a ­ turze.

F iz y k a może rozwiązać tę pozorną sprzeczność. Jeżeli p raw o stop n ia g e o te r ­ micznego J) iści się i poza o b ręb e m son- dowań, które zdołano u sk uteczn ić, to m o ­ żna powiedzieć, że w głębokości 70 kilo­

m e tr ó w (p rzyjm u jąc p rzy ro st jed n e g o s to p n ia n a każde 35 m etrów ) o trz y m a m y

1) P rz e z „stopień g eo term ic zn y " rozum iem y, ja k w iadom o, tę głębokość w m e trach , o ja k ą

posunąć się należy, aby te m p e ra tu ra p odniosła

się o 1°C.

(7)

M 11 WSZECHŚWIAT 167

te m p e r a t u r ę b lizką 2 000 stopni, t . j . w y ­ s ta rc z a ją c ą do stopienia w sz y s tk ic h sub- sta n c y j ziem skich.

Ale w takiej głębokości ciśnienie osię- g a p rzy n a jm n ie j 20 000 atm osfer, a ci­

śn ienie to może zrów now ażyć s k u tk i cie­

p ła i n a d a ć stopionej lawie w yższy n ie­

w ątp liw ie stop ień odporności i ciągłości c ząsteczkow ej od tego, ja k i posiadają w sz ystkie ciała stałe n a powierzchni ziemi.

A zatem , n a w e t po stw ierd zen iu s z ty ­ w ności j ą d r a , możemy przyjąć, że w n ę ­ trze globu naszego składa się z j ą d r a ciekłego rozżarzonego albo raczej z j ą ­ d ra gazowego o ciśnieniu bardzo Wyso­

kiem.

Możnaby j e d n a k uczynić tu zarzut, że w s z y s tk o to opiera się jedynie n a hypo- tezie p rz y ro s tu te m p e r a t u r y w w a rstw ac h głębokich.

Otóż, so n d o w ania nasze, które dosięgły zaledwie 2 000 m etrów , ob e jm u ją nie wię­

cej nad ł/ 3 ooo promienia ziemskiego i w rzeczywistości nie w iem y doświadczalnie, czy te m p e r a t u r a w e w nętrzna przewyższa znacznie tę, k tó rą z n a jd u je m y właśnie w odległości 2 kilo m etró w od powierz­

chni.

P ra w d a , że w hypotezie j ą d r a o te m ­ p eraturze, nie przenoszącej k ilk u set sto ­ pni, n a p o ty k a m y inn ą trudność: skądże pochodzi gorąco ty c h w a r s tw w e w n ę trz ­ ny ch, skoro wiadomo, że ju ż w głębości 16 m etró w nie daje się odczuwać to cie­

pło, któ re o trz y m u je m y od słońca?

J a k to w yb ornie powiedział w y b itn y fizyk P o tie r „sam te n fakt, że we w sz y ­ s tk ic h bez w y j ą tk u sondow aniach tem p e ­ r a t u r a ziemi zawsze oka z yw a ła się wzra- i s tającą, dowodzi, że w każdej chwili cie.

pło udzielane by ć m usi przez w a r s tw y głębokie w a rs tw o m powierzchniowym, a przez te o sta tn ie przestw oro m n ieb ie s­

k im — chyba, że odrzucim y prawo n a t u ­ ralne, w edle którego ciepło przechodzi zawsze z ciała cieplejszego do ciała zim­

niejszego".

D la t y c h je d n a k , k tó rz y b y widzieli w tem j e d y n i e hypotezę geologiczną, m a ­ m y w pog o to w iu a r g u m e n ty innej kate- goryi.

Żaden astronom nie wątpi, że ziemia b y ła n ieg dy ś ciekła. U legała ona w roz­

w oju swym tem u s am em u praw u, co i in­

ne ciała niebieskie, j a k np. planety, k tó ­ r y c h gęstość j e s t na m znana. Żadne in ­ ne przypuszczenie nie m ogłoby nam w y ­ tłum aczyć spłaszczenia.

Co do ziemi w szczególności, to g ę ­ stość jej średnia, k tó ra w y ra ż a się licz­

b ą 5V2, z ga dza się doskonale z w y n ik a ­ mi now ych badań nad rozm ieszczeniem ciężkości oraz nad spłaszczeniem, jeżeli przypuścim y, że w a r s tw y ułożyły się j a k w cieczy, a więc odpowiednio do swej gęstości. M ateryałom, któ re znalazły się n a powierzchni, a k tó ry c h gęstość j e s t nieco wyższa od 2, po w inn y te o re ty c z ­ nie, dla k o m pensaty, odpowiadać we w n ę ­ trz u su b sta n c y e o gęstościach, zbliżonych do gęstości metali, a więc z a w a rty c h mniej więcej pomiędzy 7 a 10. Ale w ta ­ kim razie zjaw ia się o statnie pytanie:

w j a k ie m s ta d y u m procesu oziębiania znajduje się obecnie ziemia, i czy może­

m y w tej k w e s ty i powiedzieć coś, coby miało cechy praw d o pod o bieństw a? Ow­

szem, możemy, ale i t u ta j m usim y zw ró­

cić się do astronomii.

Nie wchodząc w szczegóły rozważań kosmologicznych, które zaprow adziłyby n as zadaleko, i nie czyniąc w y b oru po­

śród hypotez kosm ogonicznych, możemy powiedzieć, że ciepło globu naszego, p o ­ dobnie j a k ciepło słońca, j e s t w ynik iem zgęszczania się cząsteczek, które pierw o­

tn ie tw orzyły mgławicę słoneczną.

Ja k ik o lw ie k mógł być m echanizm tego procesu, ziem ia po w s ta ła s k u tk ie m zgę- szczenia pierścienia m ate ry a ln eg o , w iru ­ jąc e g o dokoła słońca lub dokoła kuli, k tó ­ r a miała u tw orzyć słońce. By n ie kom ­ plikować rac h u n k ó w i nie w prow adzać hypotez dodatkow ych, przy jm iem y , że p ierścień ziem ski znajdow ał się w obec­

nej swej odległości od środka całego układu. Ciepło, w y tw a rz ają ce się w s k u ­ te k zgęszczania się, może więc być obli­

czone z prostego zagadnienia te r m o d y n a ­ micznego, jeżeli dana j e s t p rędk o ść zie­

mi wzdłuż orbity.

Otóż, r a c h u n e k w ykazuje, a w ty m r a ­ zie w ypada liczba raczej niższa od rze­

!

(8)

168 WSZECHŚWIAT JM ® 11

czyw istej, że w k a ż d y m k ilo g ra m ie ziemi nagrom adziło się 108 000 k a loryj, t. j.

ilość ciepła, m og ąc a ogrzać o l stopień 108 000 k ilo g ra m ó w wody.

Czy te n olbrzym i zasób ciepła ro zp ro­

szył się przez czas, j a k i u p ły n ął od u k s z ta łto w a n ia się naszeg o globu?

W samej rzeczy, ziem ia wypromienio- w u je ciągle swe ciepło i tra c i je , ale s t r a ­ ta- t a j e s t znana, i fizycy m o g ą podać w ty m w zględzie liczby b ardzo d o k ła ­ dne.

Okazuje się m ianowicie, że s t r a t a ta w yno si śre d n io j e d n ę k alory ę n a k ilo ­ g r a m i n a d w a m iliony lat.

W założeniu więc, że tem po tej s tr a ty nie uległo zm ian ie w kolei o kresów g e ­ ologicznych, k tó ry c h czas trw an ia , z d a ­ n ie m geologów najdalej idących, nie p r z e ­ nosi 100 milionów lat, okazałoby się, że cała ilość u tra c o n e g o ciepła nie p r z e w y ż ­ sza 50 kaloryj n a kilogram . Możnaby n a w e t u w z glę dn ić to, że p ierw o tn ie s t r a ­ ta była w iększa, poniew aż powierzchnia b y ła w iększa, a s k o ru p a słabiej aniżeli dzisiaj opierała się w ym ianie te m p e ra tu r.

W o b e c tego, p rzy p u ść m y , że s t r a t a c a ł­

k o w ita w y r a ż a się liczbą 100 ra z y wię­

k sz ą od tej, j a k a n a m w y p a d ła z pierw o ­ tn e g o ra c h u n k u , a jeszcze i w ta k im r a ­ zie o trz y m a m y zaledw ie 5 000 kaloryj, licząc od p o c z ą tk u o k re s u zgęszczania się ziemi.

S t r a t a , ta k n ie z n a c z n a w s to s u n k u do całego zasobu n a g ro m a d zo n e g o ciepła, u po w ażn ia n a s do po g ląd u , że z liczby 108 000 k a lo ry j, k tó re glob nasz posiadał na p o c z ą tk u sw ego is tn ie n ia , p o zo staje ( jeszcze część w y s t a r c z a ją c a do u t r z y m a ­ n ia j ą d r a w e w n ę trz n e g o w s ta n i e p ł y n ­ ności odpow iednio do j e g o wysokiej te m ­ p e ra tu ry .

Nie n a ru s z a ją c b y n a jm n ie j d e dukcyj astrono m iczny ch , nowe o b s e rw ac y e seis- mologiczne r z u c a ją n ow e św iatło na po­

jęc ia, n a b y te d ro g ą j a k n a jp ra w id ło w s z e j induk cyi.

Z e s ta w m y w k ró tk o ś c i c a ło k s z ta łt fa­

któw.

S k o ru p a ziem ska, złożona z m ate ry a - łó w o gęstości, zbliżonej do 2, g r u b a j e s t na 50 do 60 kilom etrów . P o cząw szy od |

tej głębokości aż do 300 mniej więcej kilom etrów pod pow ierzchnią, m a t e r y a pow inn a być w s ta n ie ciekłości syropo- w atej, t. j. w stanie, któ re g o d o św iad ­ czalnie nie znam y, poniew aż ciśnienia, ja k i m u leg a ta m asa, p rze w y ższ a ją w sz y ­ stko, cokolwiek w y tw orzyć można w la- b o rato ry ac h .

Dalej poza tą w a r s tw ą 300 kilo m etro­

wą, mimo olbrzym ie ciśnienie, ciepło j e s t ju ż z b y t silne, by ja k a k o lw ie k sub stan - cy a m ogła w y stę p o w a ć w s ta n ie s k u p ie ­ nia, od m ien ny m od gazowego.

Zresztą, o ile sądzić m ożna ze w s k a ­ zówek seism ologicznych, w e w n ątrz tej g ra n ic y m a te ry a ł nie j e s t ju ż rozm iesz­

czony w po rzą d k u gęstości, i całe to ol­

brzy m ie ją d r o gazowe zdaje się posiadać wysoki stopień jednorodności.

W ła śn ie poprzez to ją d r o ściśnięte p rzenoszą się d rg a n ia seismiczne z p rę d ­ kością, w y no szącą około 12 kilom etrów n a sekundę.

Błonka, po k tó re j s tą p a m y , a która, u leg a ją c k u rc z e n iu się, daje początek trz ę sie nio m ziemi, nie rozciąga się więc pon a d p rzepaścią wciąż o tw a rtą i gotową do pochłonięcia nas. F a k ty cz n ie, p r z e ­ paść t a k a nie istnieje, gdyż m a te ry a c ią ­ gnie się pod n o g a m i naszem i bez p r z e r ­ wy. Mniejsza o to, że m a t e r y a ta nie j e s t s ta ła w po spolitem znaczeniu tego wyrazu; w iem y, że j e s t to m a te ry a s z ty ­ wna, n ie u s tę p u j ą c a pod ty m względem żadnem u z m ateryałów , ja k ie s p o ty k a m y n a powierzchni, a to n am daje prawo do u trz y m a n ia i n a d a l n azw y lądu rzeczy­

wiście stałego dla przestrzeni, n a k tó ­ ry ch p rze b y w a ludzkość.

Tłum. S. B.

(R evue scientifique).

N I E K T Ó R E D A N E Z G E O C H E M I I .

P od n a z w ą geochem ii rozum iem y ba­

d ania chemiczne n a d s kład em atm osfery, s k o ru p y ziemskiej (czyli litosfery) i wód m o rsk ich i lądowych. W o sta tn ic h cza­

sach p. F. W . Ciarkę, ze b ra w sz y całk o­

(9)

M l i WSZECHŚWIAT 169

w ity z n a n y do tychc z a s w ty m k i e r u n k u m ateryał, ogłosił p. t.: „The d a ta of geo- c h e m i s tr y “, dzieło, które zwróciło na siebie baczną u w a g ę geologów i ch e m i­

ków. N a zakończenie dzieła podana j e s t dokładn a bibliografia przedm iotu, p ie r­

w szy raz t a k kom p letnie zebrana.

W niniejszem k ró tk ie m streszczeniu p r a g n ie m y zwrócić u w a g ę n a te dane, k tó re dotyczą s to s u n k u pierw iastkó w , za­

w a r ty c h w atm osferze, oceanie i s k o ru ­ pie ziem skiej. K w e sty a ta ju ż uprzednio po ru szana była przez tegoż profesora Clarkea (The relativ e a b u n d a n c e of the chemical elem en ts, Buli. of th e U. S. g e ­ olog. Survey, 1891— 1897) i przez Vogta (Ueber die relativ. V e rb re itu n g d er Ele- m ente, Zeitschr. fiir prakt. Geolog. 1898).

Po d łu g o sta tn ic h obliczeń p. Clarkea, sk o ru p a ziemska, ra c h u ją c od powierz­

chni morza, m a g ru b ości około 10 mil angielskich, s k ą d w ynika, że jej obję­

tość ró w n a się 1 633 000 000 mil sześcien­

n ych angielskich, podczas gdy odpowie­

dnia wielkość dla oceanów wynosi 302 000 000 (według M urraya— 323 722 150, a wred łu g K a r s te n s a — 307 496 000).

P r z y jm u ją c gęsto ść s k o ru p y ziemskiej między 2,5 a 2,7, a gęstość wód ocea­

n u — 1,03, sk ła d (pod w zględem wagi) części ziemi n a 100 wynosi:

GęstośćS: 2,5 2,7

A tm osfera 0,03% , 0 ,0 3 °/0

Ocean 7 ,0 8 6 ,5 8

L itosfera 9 2 ,8 9 9 3 ,3 9

W e d łu g analizy skał i w przybliżeniu znan eg o ich rozp rz e strze n ien ia w sk o ru ­ pie ziem skiej, m ożem y dać n a stę p u jąc ą tablicę sk ła d u pierw iastków :

na 100 cz. na w agę

Tlen 47,07 %

K rzem ionka 28,06

Glin 7,90

Żelazo 4,43

W apń 3,44

Magnez 2,40

Sód 2,43

P o ta s 2,45

T y ta n 0,40

W odór 0,22

W ęgiel 0,20

Posfór 0,11

Siarka 0,11

Bar 0,09

Chlor 0,07

Mangan 0,07

S tro n t 0 ,0 3

Fluor 0 ,0 2

Inne pierw iastki 0 ,5 0

Jeżeli dokonam y odpowiednich badań na z a w a rto ść p ierw iastkó w w oceanie, to na 100 o trz y m am y n a s tę p u ją c ą ta ­ blicę:

Tlen 85,79n/0

W odór 10,67

Chlor 2,07

Sód 1,14

Magnez 0,14

S ia rk a 0,09

W apń 0,05

P o ta s 0,04

Brom 0,008

W ę g ie l 0,002

Gęstość ziemi, zbliżona do 5,50, każe n am przew idy w ać istnien ie w części środ­

kowej ciał, o k tó ry c h składzie nie m am y najm niejszego wyobrażenia. Powyższe dwie tablice w s k a z u ją nam , że w s k o ru ­ pie ziemskiej z n a jd u ją się przew ażnie m etale lżejsze z w y ją tk ie m żelaza, t y t a ­ n u i m an ganu, które, m ożem y p rzy p u sz ­ czać, w środkowej części ziemi z n a jd u ją się w znacznych ilościach.

Godną u w a g i wydaje się okoliczność, że sód i potas wchodzą do sk ła d u sko­

rupy ziemskiej w ilościach bardzo mię­

dzy sobą zbliżonych, podczas gd y w w o­

dach oceanu ilość sodu j e s t bez po rów n a­

n ia znaczniejsza. P ro c en to w a ilość chlo­

r u ogółem w litosferze i oceanie wynosi 0,21°/0, podczas g d y w litosferze samej r ó w n a się tylko 0,07°/0: dwie trzecie chlo­

ru znajd uje się w związku z sodem w wo­

dach oceanicznych.

Wogóle ze w sz y s tk ic h 80 znanych pier­

w iastkó w naczelne co do ilości m iejsca z a jm u je tlen, k t ó r y razem w atmosferze, litosferze i oceanie stan ow i 50°/o; n a s tę ­ pnie idzie k rz e m io n k a —20°/0. Są to n a j ­ bardziej rozpowszechnione p ierw ia stk i sk ład u chemicznego powierzchni.

hjr.

(10)

170 WSZECHŚWIAT N 2 U

P O G L Ą D Y W I L L I A M A T H O M S O ­ N A ( L O R D A K E L V I N A ) C O D O

S T A N U S K U P I E N I A W N Ę T R Z A Z I E M I.

W ia d o m o powszechnie, że pierw otn ie p r z y jm o w a n e p rzy p u s z c z en ie D e s c a rte sa i L e ib n itza , zostało p o tw ierdzone n a u k o ­ wo przez Laplacea, F o u rie ra i Cordiera, że w n ę trz e ziem i j e s t w ypełn io n e ogni- sto-ciekłą masą. Hopkins, a szczególniej z n a k o m ity fizyk W illiam T hom son (lord Kelvin) i m a t e m a t y k M. D a rw in dla o b ja ­ śn ie n ia z ja w is k a precesyi p rzy ję li w sw o­

ich w y w o d a c h m a te m a ty c z n y c h , że w n ę ­ trz e ziemi s k ła d a się z m a te ry j, k tó ry c h g ę s to ś ć j e s t w ię k sza niż śre d n ia g ę sto ś ć s k o ru p y ziem skiej i w z r a s ta ku ś ro d k o ­ wi ziemi. U w a ż a ją c zaś ciecze za nie­

ściśliwe, a więc, za ch o w u ją c e je d n a k o w ą g ę s to ś ć pod w szelk iem i ciśnieniam i, p r z y j ­ m owali, że w n ę trz e ziem i j e s t w s ta n ie s ta ły m i s k ła d a się z ciał o gęsto ści w ię ­ kszej niż śre d n ia gęstość sk o ru p y z iem ­ skiej.

Przeciw k o t y m wnioskom w y s tą p ił prof.

H e n n e ssy w K rólew skiej A k a d e m ii I rla n d z ­ kiej. Opierając się n a w y n ik a c h sw y c h w ła s n y c h dośw iadczeń, j a k rów nież i i n ­ n y c h fizyków, zw rócił u w a g ę n a to, że j a k k o lw ie k ciecze są m ało ściśliw e, w sze­

lako zn a cz n ie b a rd z ie j niż ciała stałe, np.

w o d a j e s t 14 r a z y b ardziej ściśliw a niż miedź. T a k więc ciecz, w y p e łn ia ją c a w n ę ­ trz e ziemi pod w p ły w e m o g ro m n e g o ci­

śnie nia w a r s tw n a niej leżących j e s t g ę s t ­ sza od s k o ru p y ziem skiej i n a d to g ę ­ stość je j p ow iększa się stopniow o k u ś ro d ­ kow i ziemi, co w zupełno ści zadość czy­

ni w a r u n k o m w y m a g a n y m przez r a c h u n ­ ki W illia m a T h o m s o n a i M. D a rw in a .

U z n a ją c słusz no ść t y c h uwag, p o d a ­ n y c h przez prol. H e n n e ssy eg o , prof. W.

T h om so n n a j e d n e m z posiedzeń B ry ta ń - skiego T o w a r z y s tw a N a u k w Glazgowde, o d b y ty c h w ciągu 1878 r., pro sił sw oich słuchaczów , a b y w y k r e ś lili w w y w o d a c h i r a c h u n k a c h jeg o , d o ty c z ą c y c h s ta n u sk u p ie n ia w n ę trz a ziemi, p a ra g r a fy 23 do

31, a więc w ła śn ie te, w k tó ry c h rozw a­

ża w n ę trz e ziemi, j a k o złożone z m ate- r y i w stanie stałym . To samo n a s tę p n ie uczynił D a rw in *).

W obec tego, dziwnem się w y d a je , że u trz y m u je się d o tą d w wielu p o p u la r ­ nych, a n a w e t n a u k o w y c h dziełach, szcze­

gólniej niem ieckich, m niem anie, j a k o b y W illiam T hom son należał do ty ch, k tó ­ rzy uważali w n ę trz e ziem i za wypełnio­

ne m a te ry ą w stanie s ta ły m . I tak , w najnow szem i doskonaleni dziele d-ra N eum ay ra, w y danem p. t. „Dzieje ziem i“

w tłu m ac z e n iu polskiem przez p. Józefa Morozewicza, c z y ta m y n a s tr. 140. .Oprócz tego hy poteza s ta n u n a d k ry ty c z n e g o w n ę­

trz a zie i i, gdzie m a te ry a , j a k należy przypuszczać, j e s t nadzw yczaj zgęszczo- na, zbliża się w p u n k ta c h zasadniczych do poglądów T hom so na o istn ie n iu s t a ­ łego w n ę trz a z ie m i“:

W obec ciągłego postępu fizyki i geolo­

gii niewiadomo, do ja k ic h r e z u lta tó w doj­

dzie n a u k a co do budowy w n ę trz a ziemi, w k a ż d y m razie nie należy p rzy pisy w ać te m u uczonemu m n ie m a n ia , k tó re sam z t a k ą szczerością, wdaściwą um ysłom w yższym , uznał za błędne.

Aleksander Thieme.

S P R A W O Z D A N I E Z E S T A N U I D Z I A Ł A L N O Ś C I P R A C O W N I A N ­ T R O P O L O G I C Z N E J P R Z Y M U Z E U M

P R Z E M Y S Ł U I R O L N I C T W A W W A R S Z A W I E

ZA ROK 1908.

W roku 3-im istnienia pracow ni an tro p o ­ logicznej znajdującej się pod mem kiero­

w nictw em w ykonałem prace następujące:

1 ) Badałem z polecenia kom isyi an tro p o ­ logicznej Akadem ii U m iejętności w K rako-

') W num erze 18 z 1879 r. czasopism a „ P rz y ­ ro d a i P rz e m y s ł“ um ieściłem szczegółow e sp ra­

w o zd a n ie w te j k w e s ty i w e d łu g a rty k u łu prof.

H en n e ssy e g o , zn a jd u ją ce g o się w V I to m ie P h i-

lo so p h ical M agazine z p aź d ziern ik a 1878 r.

(11)

Nś 11 WSZECHŚWIAT 171 wie szczątki ludzkie z jaskini W e rteb y w Bil-

czu Złotem , przechow yw ane w zbiorach A k a ­ demii, oraz rozpocząłem przygotow yw anie ty c h badań do d ru ku.

2 ) Grom adziłem m ateryał do rozpraw y p. t. „Spółczesna czaszka z W arszaw y o zna­

m ionach prym ity w n y ch ".

3) N apisałem rozpraw kę p. t. „W sp ra­

wie kształtó w przejściow ych pomiędzy H.

prim igenius a H. sapiens 14 (referowana w W ydziale II T ow arzystw a N aukow ego W ar­

szawskiego; w języ k u niem ieckim ogłoszona w „G lobus“ M 23, tom XCIV).

4) Grom adziłem m atery ał do rozpraw y p. t. „P rzyczynek do znajomości budow y

„Tori i A rcu s su p ra cilia res“.

Ponieważ do pracy tej niezbędny je s t obfity m atery ał porów naw czy, którego brak w W arszawie, więc w celu zgromadzenia go m usiałem przeprow adzić stu d y a w bogatych m uzeach zagranicznych.

N ajpierw udałem się (d. 28 czerw ca 1908 roku) do B udapesztu, w którym już od 30 lat istnieje przy uniw ersytecie bardzo bo­

g ate M uzeum antropologiczne oraz In s ty tu t antropologiczny — pod kierow nictw em zn a­

kom itego uczonego prof. d ra A urelego de Toroka. Prof. de Torok, pomimo że w ty m czasie był zaabsorbow any czynnościam i re ­ k to ra u n iw ersy te tu , uprzejm ie pokazał mi swoje cenne zbiory i chętnie zezwolił na zu­

żytkow anie ty c h zbiorów do mej pracy.

I n s ty tu t pomimo czasów w akacyjnych o tw a rty by ł dla mnie od 9-tej rano do 7-ej wieczór i miałem wszelkie potrzebne u d o ­ godnienia.

Podczas p o b y tu mego w ty m In stytucie zbadałem w edług przygotow anego zawczasu schem atu budow ę okolicy nadoczodołowej u 100 czaszek w ęgierskich oraz p rzep atrzy ­ łem około 5 000 czaszek ludzkich, również przew ażnie w ęgierskich, stanow iących część zbioru dostępną dla badaczów. Zbadałem również czaszki m ałpie ze zbioru In s ty tu tu antropologicznego. Okazy ciekawsze foto­

grafowałem.

N astępnie k o rzy stając z uprzejm ości d-ra A leksandra Gorki, asy sten ta In s ty tu tu zo­

ologii i anatom ii porównawczej u n iw e rsy te ­ tu budapeszteńskiego spożytkow ałem do mej p ra cy zbiór czaszek m ałpich znajdujący się yr In sty tu c ie powyższym. Fotografow ałem rów nież okazy ciekawsze.

W reszcie dzięki uprzejm ości prof. d-ra L.

M ehelyego d y re k to ra Oddziału zoologicznego M uzeum N arodow ego (N em zeti Muzeum) ! w B udapeszcie m iałem możność zbadania czaszek m ałpich znajdujących się w tem f Muzeum.

Z B u dap esztu w yjechałem (d. 18 lipca 1908 r.) do Zagrzebia w Chorwacyi, w k tó- i rym znajduje się obecnie najbogatszy zbiór ]

szczątków H. pripiigenius z K rapiny, zgro­

m adzony przez prof. d-ra K. Gorjanowić- K^-ambergera, d y rek to ra Oddziału geologicz- no-paleontologicznego „N arodnog M uzeja“.

N iezm iernie ciekaw y ten zbiór był mi n aj­

uprzejm iej pokazany przez tego anakom ite- go uczonego.

Z Zagrzebia w yjechałem (d. 20 lipca) do Wiednia, w k tó ry m najpierw porobiłem po­

trzebne wynotowania w bibliotece Tow a­

rzystw a antropologicznego, a następnie dzię­

ki uprzejm em u zezwoleniu d-ra P . H egera;

d y re k to ra Oddziału antropologicznego, Na- tu rh isto risch es Hof-Museum i d-ra J . Szom- bathego, kustosza tego Oddziału, spoży tk o­

wałem do mej p ra cy bogate zbiory znajdu ­ jące się w Oddziale powyższym. Część tego zbioru, dostępna dla badaozów składa się około z 4 000 czaszek ras rozm aitych.

P rzep atrzy łem w szystkie te czaszki pod względem budow y okolicy nadoczodołowej 1 zbadałem pod tym względem 100 czaszek tureck ich .

W reszcie zwiedziłem In s ty tu t anatom iczny u n iw ersy te tu w iedeńskiego i dzięki u p rz ej­

mości prof. d-ra O. Grossera, asy sten ta In ­ s ty tu tu powyższego mogłem przepatrzeć 2 000 czaszek znajdujących się w zbiorze Iu s ty tu tu anatom icznego, oraz zbadałem pod względem budow y okolicy nadoczodołowej jednę czaszkę neandertaloidyczną.

Dnia 30 lipca wieczorem wyjechałem z po­

w rotem do W arszawy, zm uszony do tego w yczerpaniem zupełnem zasobów pienięż­

nych.

Z tego powodu m usiałem się ograniczyć do zbadania ty lk o dwu seryj czaszek (wę­

gierskich i tu reck ich ), 67 czaszek m ałpich i przepatrzenia około 11 000 czaszek lu dz­

kich ras rozm aitych.

Korzystam tu ze sposobności, ażeby wy­

razić najgorętsze i najserdeczniejsze podzię­

kowanie w szystkim w ym ienionym powyżej osobom za doznaną od nich uprzejm ość i za udogodnienie mi pracy.

W roku sprawozdaw czym wyjeżdżałem również do N ałęczow a z p. M aryanem Wa- wrzenieckim , w spółpracow nikiem Komisyi antropologicznej Akadem ii U m iejętności w K rakow ie — w celu zbadania znajdująoych się tam grobów neolitycznych i inn ych za­

bytków przedhistorycznych tej okolicy.

Zbiory pracow ni antropologicznej w roku

sprawozdaw czym powiększyły się dzięki da­

(12)

172 WSZECHSWIAT u rom otrzym anym od In s ty tu c y j n a stę p u ją ­

cych: E cole d ’A nthropologie de Paris; U n i­

te d S ta te s N ational M useum w W a sz y n g to ­ nie; A ntropolog) ozeskoje O bszczestwo pri Im peratorskoj W ojenno M edicinskoj A k a d e­

mii w P e te rsb u rg u ; T ow arzystw a lek arsk ie­

go w W arszaw ie; T ow arzystw a opieki nad zab y tk am i przeszłośoi; od wydaw ców „Książ- k i “; oraz od pp. d-ra L. B renneisena, Cisz- kiew icza, S. J . Czarnowskiego, prof. d-ra B en ed y k ta Dybowskiego, L . Krzyw ickiego, W. K arpow icza, I. Karłowiczowej, B. L e ­ w ińskiego, J . L ew ińskiego, E . L otha, S.

L encew icza, M. L u k sem burga, E razm a Ma­

jew skiego, Jad w ig i M arszewskiej, d-ra F . N eu g eb au era, W. P orczyńskiego, K azim ierza S tołyhw y, W andalina Szukiewicza, M aryana W aw rzenieckiego i W itolda W odzińskiego.

Zbiory pracow ni antropologicznej były po­

m ocne w w ykładach antropologii i ćw icze­

niach antropologicznych prow adzonych przęd­

zę m nie na W ydziale P rzyrodniczym T o ­ w arzystw a Kursów N aukow ych w W arsza­

wie.

D ochody pracow ni w r. 1908 były n a stę ­ pujące:

Ofiary w gotowiźnie od pp. K saw erego Cham ca, Sam uela D icksteina, W ładysław a Ki- ślańskiego i E razm a Majew­

skiego ... rb 81 Zapom oga Muzeum w g o to ­

wiźnie ... rb. 100 Zapom oga z wniosków człon­

ków pozyskanych na rzecz pracow ni antropologicznej (Golańska Bronisława, Cheł- m icki Bohdan, Klien E u ­ zebiusz, Kosiński E ., Cza­

plicki Karol, dr. K u rtz S tanisław , P łachecki L e­

opold, P łachecki P iotr, Sąchocki J a n , Glass Ja - kób, Swiętosławski W ła­

dysław , Liw szyców na J a d ­ wiga, Czaplicka M arya, Len- cewicz S tanisław , W ierz­

bicka E leonora . . . . rb. 109 Pozostałość gotow izny za

rok 1907 ... rb. 159 k. 74 Razem rb. 449 k. 74 W ydatkow an o w ro k u sp ra­

wozdawczym n a zakup

książek i pism . . . . rb. 233 „ 36 O praw a książek . . . . rb. 31 „ 50 R uchom ości i p rzyrządy . rb. 96 10 U trzym anie pracow ni, tr a n ­

sport, d ru k i t. p . . . . rb. 67 „ 92 Razem rb. 428 k. 88 Pozostało więc w gotow iźnie

na r. 1909 rb. 20 k. 86

Ogólny m ajątek pracow ni antropologicznej z końcem

ro k u ’sprawozdaw czego w y­

nosi:

Ws| księg o zb io ­ rze w e d iu g in-

w e n ta r z a z r. 1907 rb. 1189 k. 77 O fiarow ane k sią ­

żki w 1908 r. rb. 48 k. 31 N a b y to książek

(w raz z ic h opra­

w ą) ... rb. 264 k. 86

Razem w księgozbiorze rb. 1502 k. 94 W ru ch o m o ś­

ciach (in stru ­ m e n ty i zbiory) w e d łu g in w e n ­

ta rz a z 1907 r. rb. 455 k. 15 O fiarow ane w

1908 r. . . . rb. 242 k. 86 N a b y to w 1908

r. za . . . . rb. 96 k. 10

Razem w ruchom ościach rb. 794 k. 11 W gotbwiźnie na rach u n k u

b i e ż ą c y m ... rb. 20 k. 86 Ogółem więc m ajątek p ra ­

cowni antropologicznej z końcem ro k u spraw ozdaw ­

czego w ynosi...rb. 2317 k. 91 W porów naniu z rokiem poprzednim (rb.

1804 k. 66 ) m ajątek pracow ni wzrósł o rb.

513 k. 25.

W artość depozytów złożonych w p ra co ­ wni antropologicznej wynosi rb. 185 k. 65, (w ro k u spraw ozdaw czym zwrócono p. E r a ­ zmowi M ajew skiem u jego depozyty: czaszki z Nowosiółki i Jackow icy).

W raz z depozytam i m ajątek pracow ni an ­ tropologicznej z końcem ro ku sprawę zdaw ­ czego w ynosi rb. 2 497 k. 56.

A dres pracow ni antropologicznej:

„M uzeum P rzem ysłu i R olnictw a" w W ar­

szawie. K rakow skie-Przedm ieście 66 . Kazim ierz Stołyhwo.

K R O N I K A N A U K O W A .

P o w s ta w an ie atom ów helu z cząstek a.

C zytelnikom „W szechśw iata" wiadomo, że ostatnio R utherfo rd ogłosił szereg prac, k tó ­ re miały na celu zbadanie n a tu ry cząstek a;

w yniki otrzym ane zdaw ały się wskazywać, że cząstk i a są to ato m y helu. W zeszycie lutow ym Philosophical Magazine R utherfo rd podaje do wiadomości nowe doświadczenia, k tó re tym razem dostarczają już bezpośred­

niego dowodu eksperym entalnego przem iany cząstek a w hel. O dkrycie to rzu ca nowe św iatło na przebieg procesów prom ieniotw ór­

czych, a dlatego też p rzytoczym y tu pew ne

szczegóły ty c h w ażnych doświadczeń.

(13)

JsT» I I WSZECHŚWIAT 173

E m anacya, pochodząca ze 140 mg rad u j zaw arta jest w ew nątrz ru rk i włoskowatej.

Ścianki tej ostatniej były ta k cienkie (mniej niż 0,01 mm), że prom ienie a m ogły przez nie przechodzić, doznając względnie niezna­

cznej absorpcyi; ścianki te były jed n ak dość grube, żeby w ytrzym ać ciśnienie atm osfery­

czne. R u rk a włoskow ata była umieszczona w szerokiej ru rc e szklanej, k tó ra łączyła się z rezerw oarem rtęc i i mogła być w ypom po­

wana. T ak więc cząstki a w yrzucane przez em anacyę zbierały się w ew nątrz szerokiej ru rk i zew nętrznej, jak b y w zbiorniku. Po pew nym czasie podnoszono rezerw oar rtęcio ­ wy i dom niem any gaz przepędzano z szero­

kiej ru rk i do innej wązkiej bocznicy, gdzie poddaw ano go badaniu widmowemu.

W ty c h w aru n k ach w gazie otrzym anym z w ysyłanych przez em anacyę cząstek a po upływ ie 24 godzin nie było jeszcze znać ani śladu żółtych linij helu; po 2 dniach żółte linie były ju ż słabo widzialne; po 4 — żółte i zielone linie helu jasno świeciły; wreszcie po 6 dniach widać było w szystkie silniejsze linie helu.

W ydaw ało się jed n ak możliwem, że hel nie pow staw ał bezpośrednio z cząstek a, lecz dyfundow ał z em anacyi poprzez cienką ścian­

kę szklaną. J e d n a k doświadczenia spraw ­ dzające w ykazały bezpodstaw ność takiego przypuszczenia. Kiedy bowierti w ew nętrzną ru rk ę zam iast em anacyi napełniono helem, podnosząc w d o d atk u ciśnienie dziesięcio­

kro tn ie, to i ta k nie zdołano po upływ ie 7-miu dni stw ierdzić obecności helu w r u r ­ ce zew nętrznej.

R u th erfo rd a zastanaw iała powolność, z ja- l ą hel ukazyw ał się w zbiorniku: podług danych teoryi już w ciągu jednego dnia po­

winno się było ukazyw ać silne widmo helu.

Okazało sig, że działają t u szklane ścianki, w k tó re -'cząstki a silnie się wbijają i k tó re dopiero po dłuższym czasie uw alniają cz ąst­

ki helu. Świadgzy o tem ten fakt, że je ­ żeli ru rk ę włoslfbwatą otoczym y blachą oło­

wianą, to .j^ l prędzej się będzie wydzielał nazew nątrz; w ty m przypadku ju ż po u p ły ­ wie dv^u dni można w yraźnie obserwować całkow ite widmo helu.

St. L.

(P h il. Mag.).

Działanie promieni pozafioletow ych na w z r o k . W ciąż w zrastające rozpowszechnie­

nie lamp elek trycznych o włóknach m etalo­

wych, k tó ry m przypisyw ano wpływ szkodli­

wy na oczy, dało poohop do nowych badań nad działaniem prom ieni pozafioletowych na wzrok. Schanz i Stockhausen uznali zna­

czną proporcyę ty c h prom ieni w różnych sztu czn ych źródłach św iatła za przyczynę ta k często spostrzeganego zmęczenia wzroku.

A toli nowe badania d-ra Woegego, wy­

kazując, że św iatło słoneczne, które oczy nasze ząoszą najlepiej, je st zo w szystkich źródeł najbogatsze w prom ienie fioletowe, zdają się przem awiać za tem , że oskarżenie powyższe było niesłuszne. Doświadczenia Woegego zasadzały się na tem . że na dwu półpłytkach, obok siebie położonych, foto­

grafowano dwie sąsiednie powierzchnie, z k tó ry ch jed na oświetlona była przez światło słoneczne, bądź bezpośrednio padające, bądź odbite od zw ierciadła lub białej ściany, d ru ­ ga z a ś —przez źródło badane. Po doprow a­

dzeniu obu powierzchni do takiego stanu, że tw orzą one na szkle matowem obrazy o jasności jednakow ej, zastępuje się szkło m atow e p ły tk ą uczuloną i dokonyw a się zdjęcia, um ieściwszy na drodze pomiędzy dariemi powierzchniam i a objektyw ą fotogra­

ficzną roztw ór nitrozodw um etyloaniliny, k tó ­ ra pochłania widmo widoczne, rozciągające się pomiędzy O jj . 50 a O jji 37, ale przepusz­

cza część pozafioletową. N aczynie, zawie­

rające ten roztwór, oraz objektyw y są z kw arcu. Stopień sczernienia p ły tk i jest fu n k c y ą ilości prom ieni pozafioletowych,

przez nią otrzym anych.

W innym szeregu doświadczeń podobnych, lecz w k tó ry ch dwa św iatła, podlegające po­

rów naniu, rozkładano zapomocą pryzm atu kwaroowego, okazało się, że w okolicy po- zafioletowej widmo słonaczne rozciąga się dalej i je st silniejsze aniżeli widmo jakiego­

kolwiek innego źródła świetlnego.

W yniki te nie powinny nas dziwić, po­

nieważ dowiedziono już dawniej, że dla k a­

żdego ciała rozżarzonego ta okolica widma em isyjnego, gdzie energia prom ieniowania je st m axim um , tem bardziej zbliża się ku krańcow i fioletowemu, im te m p e ra tu ra ciała prom ieniującego je st wyższa. Otóż, tem pe­

ra tu r a pozorna słońca, k tó ra wynosi około 5 600°, je st znacznie wyższa od tem p eratu ry każdego innego źródła świetlnego. Z d ru ­ giej stron y, pochłanianie przez pow ietrze prom ieni pozafioletowych poniżej długości fali 0[A 29 je st praw ie żadne.

Z doświadczeń W oegego w ynika, że przy­

czyny szkodliwego działania n iek tó ry ch źró­

deł św ietlnych na wzrok szukać należy prze- dew szystkiem w nierów nem rozmieszczeniu św iatła w polu widzenia. Dr. A xm ann z J e ­ ny u trzy m u je naw et, że lam py rtęoiowe kwarcowe, a więc najbogatsze w prom ienie pozafioletowe nie w yw ierają w pływ u szko­

dliwego na wzrok, byleby były umieszczone nie mniej ja k n a 1 V, m etra powyżej oczu.

S. B.

(Rev. scient.)

D w a nowe p ie rw ia s tk i. W m inerałach, to-

rycie i molibdenicie p. M asataka Ogawa od­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Oba więc w ydarzenia przez żaden w y ­ bór układu odniesienia nie mogą być sprowadzone do zbiegania się w prze­.. strzeni, lecz mogą być sprowadzone do

bie, powoli zjawiło się półkole współśrodko- we ze słońcem rzeczy wistem, dwa boczne rzekome słońca były niewiele ciemniejsze od środkowego, od którego kii

jąc, że się iszczą trzy prawa „zachowania", L ewis buduje nowy system at mechaniki, w którym ilością, ruchu byłby iloczyn mv, energią cynetyczną —

Em alia p rzylega do szkła przez własną topliw ość, barwniki n ietop liw e łub mało to- pliw e byw ają dodawane do topnika.. zaledw ie dochodzącej do stożka

wego : jeg o niezmienność i niezniszczalność, zachowanie się wirów w ośrodku niewirują- cym -wiry wtedy zachowują się jakby były odpychane lub przyciągane

W Ameryce południowej, a mianowicie w P e r u i Boliwii, znajdują się dolmeny, które tem się głównie różnią od większości europejskich, że bryły

strzeżeń meteorologicznych w B rukseli sp ra ­ wdziła się najzupełniej. akadem ija belgijska otrzym ała od p. zauważył mianowicie, iż od początku tego roku niebieska

wnych w arunkach nastąpi rozkład pracowicie złożonego związku i wyzwolą się utajone siły, dawniej na wykonanie tej pracy chemicznej zatracone. Przeniesienie się