• Nie Znaleziono Wyników

HISTORIA I PERSPEKTYWY PTP IM. KOPERNIKA *

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "HISTORIA I PERSPEKTYWY PTP IM. KOPERNIKA *"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

TRESC ZESZY TU 4 (2244)

K. M a t u s i a k , H isto ria i p e rsp e k ty w y P T P im. K o p e r n i k a ... 73

L. S o l s k i , P a n d a w i e l k a ...76

J. M a t y s z k i e w i c z , T w a rd e dna, ich geneza, c h a ra k te ry s ty k a i znaczenie w p a l e o g e o g r a f i i ...79

T. B e d n a r z , T esty glonow e w b a d a n ia c h zanieczyszczenia w ód . . . . 82

B a rb a ra R a m s , B agno zw y czajn e — ro ślin a u ży tk o w a zagrożona w y n isz­ czeniem ... 83

J. V e t u 1 a n i, N a tu ra ln a i chem icznie w y w o ła n a cho ro b a P a rk in so n a . . . 86

P rz e g lą d n a u k antro p o lo g iczn y ch O dm iany, r a s y i ty p y w ob ręb ie g a tu n k u ludzkiego (oprać. W. S. M.) 87 R ocznice 250 ro czn ica urodzin Jó z efa P rie stle y a (1733—1804) (Cz. W ronkow ski) . . 89

D robiazgi p rzy ro d n icze O kosm icznej te o rii w y m a rc ia organizm ów w końcu e ry m ezozoicznej (A. K r z a n o w s k i ) ... 90

P rz y cz y n a zespołu A lzh e im e ra (A. S m ia ło w s k i) ...91

W szechśw iat p rze d 100 l a t y ... 92

R o z m a i t o ś c i ... 93

R ecenzje Les i o ch ra n a p riro d y (M. Z. S z c z e p k a ) ... 94

I. V. K r j u k o v a, J. A. L u k s , L. A. P r i v a 1 o v a: Z a p o v e d n y e ra ste - nia K ry m a (M. Z. S z c z e p k a ) ...94

Z. G r o d z i ń s k i : K ra k o w sk ie g a w ro n y (W. H a r m a t a ) ... 95

W ierchy (J. S. D ą b r o w s k i) ...95

L ist do R e d a k c j i ... 96

K o m u n ik a t o K o n f e r e n c j i ... 96

S p i s p l a n s z

I. PA N D A W IE L K A w zoo w W aszyngtonie. Za zezw oleniem N atio n al Zoologi- cal P a rk , W ashington

IIa,b . PO W IE R ZC H N IA TW A RD EG O DNA: A — o tw o ry p e rfo ra c y jn e po gąbce Cliona sp., B — m szyw ioły, fo rm y in k ru s tu ją c e i gałązkow e, C — r u r k i serpul, D — s k o ru p k a n ie zid e n ty fik o w an e g o m ałża

III. REZER W A T P A M IĘ C IN — ła n y k w itn ą c e j p ajęc zn ic y i ostnicy Ja n a . Fot.

J. M en d alu k

IV. O STN IC A JA N A S tip a Jo a n n is Cel. R e z e rw a t P am ięcin. Fot. J. M e n d alu k

O k ł a d k a : „K okoszka”. F o rm y ta k ie p o w sta ją przy se le k ty w n y m w ie trz e n iu n ie ­ ró w n o m ie rn ie zdiagenezow anych p iaskow ców g o inkredow ych. F ot. W. S tro jn y

(3)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

ORGAN POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM. KOPERNIKA

TOM 85 KWTFdFN 1984 ZESZYT 4

(ROK 103) KWIECIEŃ 1984 . (2244)

K A ZIM IER Z M A TU SIA K (W arszaw a)

HISTORIA I PERSPEKTYWY PTP IM. KOPERNIKA *

Powołanie m nie na zaszczytną funkcję pre­

zesa Polskiego Towarzystwa Przyrodników im.

Kopernika, do końca obecnej kadencji, nało­

żyło na mnie obowiązek dogłębnego przestu­

diowania dotychczasowej jego działalności oraz struktur. Uczyniłem to nie tylko z w ielkim za­

interesowaniem, ale i sentym entem , z uwagi na wspólne nam m iejsce naszych narodzin, jak i 50-lecie mojego członkostwa tego Towarzy­

stwa. Obecnie chciałbym Państw u przedstawić uwagi, jakie mi się nasunęły w czasie tej pracy.

Studiując historię istniejącego prawie 110 lat Towarzystwa można stwierdzić, że działalność jego dwukrotnie znalazła się na tzw. „zakrę­

cie” merytorycznego oddziaływania na rozwój nauk przyrodniczych i ich rozpowszechnianie.

Jednak ówczesne kierownictwa Towarzystwa, zdając sobie sprawę ze zm ieniających się w a­

runków, związanych z dynam icznym rozwojem nauk ścisłych, potrafiły w porę korygować działalność Towarzystwa, nadając mu formę dostosowaną do aktualnych potrzeb i w ten sposób w porę zapobiegając zarysowującej się stagnacji. Jestem przekonany, że w obecnej chwili Towarzystwo znów znalazło się na po­

dobnym „zakręcie” i naszym obowiązkiem u progu następnej kadencji jest zastanowić się

* R e fe r a t w y g ło s z o n y p r z e z P r e z e s a P T P im . K o p e r ­ n ik a n a W a ln y m Z g r o m a d z e n iu w T o r u n iu w d n iu 10 w r z e ś n ia 1983 r.

nad formą oddziaływania Towarzystwa, tak aby jego pozycja nie zeszła do rzędu tylko przydatnych, ale już nie wiodących stym ula­

torów aktywności naukowej.

Postaram się przeanalizować to jak najkró­

cej, korzystając z dokumentów historycznych zawartych w szeregu cennych publikacji, a tak­

że mając na uwadze stan obecny i z tego w y ­ prowadzić pewne wnioski.

Polskie Towarzystwo Przyrodników im. Ko­

pernika powstało w roku 1875 w e Lwowie i jest jednym z najstarszych towarzystw nau­

kowych, jednoczącym przyrodników i m iłośni­

ków przyrody w najszerszym znaczeniu tego pojęcia.

W ielki i gw ałtow ny start rozwoju nauk ści­

słych na przełomie X IX i X X w ieku stworzył konieczność w ym iany m yśli twórczych i do­

świadczeń, narastających w coraz szybszym tempie. Pow stałe Towarzystwo Przyrodników stało się wielkim forum, na którym można było realizować te potrzeby. Towarzystwo stało się od razu towarzystwem naukowym o szerokim zasięgu terytorialnym , obejmującym nie tylko zabór austriacki, ale i pozostałe. W w ydaw a­

nym przez PTP organie „Kosmos”, którego pierwszy numer ukazał się już w roku 1876, ogłaszali swoje prace w ybitni uczeni polscy ze wszystkich trzech zaborów. Ten naukowy cha­

rakter Towarzystwa był wyrazem ówczesnych

(4)

74 W s z e c h ś w i a t , t. 85, n r 411984

potrzeb, i był podkreślony w pierw szym sta­

tucie PTP im. Kopernika, w którym na pierw ­ szym m iejscu, jako głów ny cel Towarzystwa wymieniono: „Obeznawanie się z postępem nauk przyrodniczych i w zajem ne wspieranie się w pracach naukowych, a także staranie się o ich rozwój, a na końcu upow szechnianie”.

Nie oznacza to zresztą, żeby upowszechnianiu wiedzy przyrodniczej nie przypisyw ano duże­

go znaczenia.

W m iarę upływ u czasu, w związku z dyna­

m icznym rozwojem nauk przyrodniczych, po­

wstało w iele tow arzystw specjalistycznych, a zwłaszcza po uzyskaniu niepodległości po pierw szej w ojnie św iatow ej. Było to spowodo­

wane również potrzebami pow stałym i na tle naturalnej ew olucji badań w kierunku kształ­

tujących się specjalizacji. Pozw olę sobie tu przytoczyć parę bardzo w ym ow nych cyfr.

Do roku 1900 istniało na terenach polskich 5 tow arzystw naukowych, a w tym PTP im.

Kopernika o w yraźnym charakterze przyrod­

niczym i działalności daleko w ybiegającej poza regionalizm, pomimo granic zaborów.

Do uzyskania niepodległości stan ten zw ięk­

szył się do 6 towarzystw; doszło w ięc jedno towarzystwo. W okresie m iędzyw ojennym , czyli do roku 1939, stan ten pow iększył się do 23 tow arzystw . Doszło w ięc 17 tow arzystw . Obecnie jest ich 59, czyli w okresie pow ojen­

nym doszło 36 tow arzystw specjalistycznych w zakresie różnych dyscyplin przyrodniczych.

W iele z tych tow arzystw poczęło w ydaw ać w łasne czasopisma specjalistyczne, co spowo­

dowało znaczące uszczuplenie oryginalnych prac w ydaw anych w organie PTP, a tym sa­

m ym jak gdyby ograniczyło kontrolę Towa­

rzystw a nad całokształtem rozwoju nauk przy­

rodniczych. W tej sytuacji zarówno w refera­

tach w ygłaszanych na posiedzeniach nauko­

w ych Tow arzystwa, jak i w jego organie „Kos­

m os”, zaczęły dominować prace o charakterze popularyzacyjnym i kom piłacyjnym .

Stwarzało to wrażenie, trafne zresztą, jak gdyby rozstępowania się gruntu pod silną po­

zycją naukową Towarzystwa, chociaż długo je­

szcze, tak na zebraniach referatow ych jak i w czasopiśmie „Kosmos”, przedstaw iane były prace ściśle naukowe.

Już w latach m iędzyw ojennych kierunek ten został zauważony przez ówczesne kierow nictwo Towarzystwa i po 50 latach jego istnienia, na W alnym Zebraniu w lu tym 1927 roku, ów ­ czesny prezes prof. Julian Tokarski powiedział:

„N iech m i w olno będzie p rz y te j sposobności w y ­ pow iedzieć p ew ie n pogląd n a k ie ru n e k , w ja k im n a ­ sze T o w arzy stw o pow in n o w p rzyszłości k ro czy ć w sw oim rozw o ju . P o sia d a ono tr a d y c ję u trw a lo n ą is t­

nie n iem p rzeszło 50 la t. J u ż w 1918 r., gd y p ad ły słu p y ro z g ra n ic z a ją c e n as niew o ln iczy m i k o rd o n am i, okazała się p o trz e b a p ie rw sz ej re o rg a n iz a c ji T o w a ­ rz y stw a w y w o łan a koniecznością objęcia a g e n d am i w szy stk ich dzielnic w olnej P olski. W la ta c h niew o li sk u p iło to T o w arzy stw o w za b o rze a u s tria c k im p rz e ­ de w szy stk im p rzy ro d n ik ó w p ra c u ją c y c h naukow o, k tó ry c h ilość w ró żn y ch sp e c ja ln y c h dziedzinach n a u k p rzy ro d n iczy ch n ie b y ła w y sta rc z a ją c a do stw o ­

rz e n ia osobnych sp e cja ln y ch to w arzy stw , k u lty w u ją ­ cych sp e c ja ln e dziedziny p rzy ro d o zn aw stw a. Ale po ro k u 1918 sk rz ę tn ie k o rz y sta n o z m ożliw ości u tw o rz e ­ n ia ta k ic h zrzeszeń przy ro d n iczy ch specjalnych, co dopro w ad ziło w re z u lta c ie do u tw o rz e n ia T o w arzy stw a B otanicznego, Zoologicznego, G eologicznego, C hem icz­

n eg o itp. S k u te k tego je s t ta k i, iż je d y n ie w e L w o ­ w ie i w K ra k o w ie, gdzie istn ie ją tra d y c je „K o p er- n ik a ń s k ie ” p o trz e b a istn ien ia naszego T o w arzy stw a nie u m n ie jsz y ła się i b y t jego w tych ośrodkach m i­

m o p o w sta w a n ia sp e cja ln y ch to w a rz y stw je s t za p ew ­ niony. C hcąc p o d trzy m ać je g o życie w innych o środ­

k a c h P o lsk i, m u sim y p o w ażn ie zastan o w ić się n ad fo rm a m i, ja k ie n ależ ało b y n a d a ć n aszem u T o w arzy ­ stw u , b y konieczność je g o istn ie n ia n ie ty lk o n ie by ła k w estio n o w an a , a le pow szechnie odczuw ana. Rzucono, z d a n ie m m oim , zd ro w ą m y śl sk ie ro w a n ia T o w arzy ­ stw a n a to r y p ra c y p rz e d e w szystkim p o p u la ry z a to r­

skiej oraz p o d ję cia je j w śró d szerokich rzesz n au c zy ­ cieli p rz y ro d y w szkołach pow szechnych. S am a idea p o p u la ry z o w a n ia w iedzy p rzy ro d n icz ej n ie je s t n a ­ szem u T o w a rz y stw u obcą, a je g o u sta w y w y m ie n iają ją w śró d g łów nych je g o celów . C hodziłoby za te m o to, by tę ideę w y su n ą ć n a czoło w szelkich poczynań T o ­ w a rz y stw a i zaopiekow ać się sz arą b racią p rz y ro d ­ niczą, n ie p ra c u ją c ą naukow o, ła k n ą c ą je d n a k ż e w ie ­ dzy p rzy ro d n icz ej p o d an e j w sposób p o p u la rn y . W in­

n iśm y się sta ć w przyszłości, zd a n ie m m oim , to w a ­ rz y stw e m pow szechnym , sk u p ia ją c y m w szy stk ich p rz y ­ ja c ió ł p rzy ro d o zn a w stw a, n a w zór ta k ich , ja k ie od d a w n a is tn ie ją za g ra n ic ą ” .

W ślad za tym już w tym sam ym roku 1927 nastąpił podział czasopisma „Kosmos” na tzw.

później „Kosmos A ” zam ieszczający oryginal­

ne rozprawy naukowe i tzw. „Kosmos B ” czyli

„Przegląd Zagadnień N aukow ych”, którego ty ­ tuł m ów i sam za siebie.

W r. 1930 PTP przejęło redakcję w ycho­

dzącego poprzednio w Warszawie czasopisma

„W szechśw iat”, co było wyrazem uznania PTP za stow arzyszenie ogólnopolskie. Jego oddziały w okresie m iędzyw ojennym spełniały bardzo pozytyw ną rolę w rozwoju nauk przyrodni­

czych w Polsce. Na posiedzeniach naukowych oraz w czasopismach „Kosmos A ”, „Kosmos B ” i „W szechświat” referowano zagadnienia nau­

kow e, popularnonaukowe i bardzo popularne.

N ie można też pominąć faktu, że mimo ta­

kiej m odyfikacji działania Towarzystwa, na­

w et już pod koniec okresu m iędzywojennego, nadal odgrywało ono w ybitną rolę w nauce.

D ow odem tego może być m. in. inspirowanie, zorganizowanie i czuwanie nad realizacją naj­

w iększych w Polsce i w skali św iatow ej zespo­

łow ych badań przyrodniczych nad północną krawędzią Podola. Badań skupiających specja­

listów w szystkich dziedzin przyrodniczych ze w szystkich ośrodków naukowych w Polsce.

M ateriały tej wspaniałej akcji są dostępne w literaturze naukowej. Mogą one służyć jako przykład w podejmowaniu zespołowych badań naukow ych naw et i dziś.

Po II w ojnie św iatow ej szybko odrodziły się istniejące przedtem towarzystwa, a w tym PTP im. Kopernika, działające w Krakowie.

Na posiedzeniach referowano przede w szyst­

(5)

W s z e c h ś w i a t , t. 85, n r 411984

kim prace naukowe wykonane tuż przed woj­

ną lub w czasie w ojny. Referenci czekali nie­

raz m iesiącami w kolejce do swego referatu.

Sale w ypełnione b y ły po brzegi łaknącą w ie­

dzy publicznością. Mogło to sprawiać wrażenie powrotu do dawnej, dominującej w nauce, in­

tegrującej pozycji PTP. N ie ulega wątpliwości, że było to wrażenie złudne. Rozwijające się co­

raz szybciej na św iecie specjalistyczne kierun­

ki badań m usiały znaleźć odzwierciedlenie i u nas. Pow stała ogromna ilość towarzystw naukowych specjalistycznych i ich czasopism w w ielu nie istniejących przed wojną ośrod­

kach naukowych, a także w centralnych ośrod­

kach różnych dziedzin pod egidą PAN. D oty­

czy to również i czasopism popularnonauko­

wych. Polskie Tow. Przyrodników im. Koper­

nika staje się już nie jedynym , ale jednym ze stowarzyszeń popularyzujących osiągnięcia na­

uki polskiej i św iatow ej, choć dominująca rola tego stowarzyszenia jest widoczna choćby dzię­

ki reprezentowaniu zagadnień przyrody żywej i nieożywionej.

Pozycję Towarzystwa w ogromnym stopniu wzm ocniły powstałe w ostatnich latach sekcje, a to: Speleologiczna i D ydaktyki Biologii oraz Komitet G łów ny Olimpiady Biologicznej. Oka­

zuje się, że w szystkie trzy sekcje pracują z pełną wydajnością i nie wym uszonym zapa­

łem. Pierwsza stym uluje badania naukowe, druga czuwa i udoskonala procesy dydaktycz­

ne, a trzecia w nad wyraz um iejętny i specy­

ficzny sposób rozbudza zamiłowania młodych adeptów do badań przyrodniczych.

A le niezależnie od tego coraz bardziej zary­

sowuje się potrzeba ukazania dziedziny, w któ­

rej PTP im. Kopernika m ogłoby znaleźć w iel­

kie pole do działania. Chyba PTP znalazło się po raz drugi na, jak w yraziłem się poprzednio,

„zakręcie”.

Pozwolę sobie w tym m iejscu zacytować sło­

wa wypowiedziane w setną rocznicę powstania PTP im. Kopernika przez profesora Szczepana Pieniążka. Na końcu sw ego referatu, pow ie­

dział on:

„P olskie T o w arzy stw o P rz y ro d n ik ó w im . K o p er­

n ik a je s t je d y n y m d ziała ją cy m w P olsce to w a rz y ­ stw em ogólnoprzyrodniczym . Z nieg o w zięły początek inne d ziała ją ce w K ra ju , b ard z iej specjalistyczne.

M usiały one pow stać i dobrze się stało, że pow stały, bo przecież żyjem y w dobie specjalizacji. I m b a r ­ dziej je d n a k ro z w ija się sp e cja liz ac ja, ty m b ardziej p o trzeb n a je s t sy n te za w szy stk ich za in te re so w a ń p rz y ­ rodniczych naszego społeczeństw a. T a k ą w łaśn ie so­

czew ką sk u p ia ją c y c h w sobie całość zain te re so w ań przyrodniczych, w in n o być P o lsk ie T ow arzystw o P rz y ro d n ik ó w im. K o p e rn ik a ”.

Jestem przekonany, że ta wypowiedź jest bardzo istotnym sygnałem zauważenia potrzeb naszej nauki i nie tylko naszej. Dodałbym tu jeszcze coś więcej. Nie tylko istnieje społeczna potrzeba syntezy w szystkich zainteresowań przyrodniczych naszego społeczeństwa. Sama nauka także domaga się takich syntez.

Rozwijające się kierunki badań specjali­

stycznych, prowadzone równolegle, nabrzmie­

wają i ich granice zaczynają się stykać. Na­

kreślone z konieczności sztuczne granice po­

szczególnych dziedzin ocierają się o siebie. Je­

steśm y świadkami narastania zagadnień, które wymagają współpracy dwóch, a często kilku specjalistycznych kierunków. Jeżeli chcemy poznawać naturę, to nie możem y jej badać w y ­ rywkowo w sztucznie nakreślonych granicach.

I jeszcze jedno. Nie wystarczy dokonywać syn­

tezy już uzyskanych wyników z poszczegól­

nych kierunków badań. Zachodzi konieczność stawiania problemów jeszcze przed rozpoczę­

ciem badań, uwzględniających zaangażowanie w ielu dyscyplin, dla uzyskania ostatecznego wyniku, tłumaczącego szerszy wycinek obrazu przyrody. I chyba w tym stadium obecnie się znajdujemy. Śm iem jednak twierdzić, że nie um iem y sobie w sposób zadowalający radzić z dokonywaniem syntezy w yników otrzym y­

wanych bieżąco w różnych współpracujących ze sobą dziedzinach, bo poszczególni specja­

liści nie bardzo się rozumieją. W tej sytuacji jeden kontrahent wspólnych badań, choćby był urzędowym koordynatorem, tym bardziej nie jest w stanie tego dokonać. Potrzebne jest forum stałych kontaktów m iędzy specjalista­

mi pracującymi w uzupełniających się zagad­

nieniach i tej potrzebie należy w yjść naprze­

ciw. Jest naw et potrzebna i konieczna jakaś inna, specyficzna forma popularyzacji ścisłych zagadnień specjalistycznych. Nie dla popula­

ryzowania zamiłowania do przyrody, ale dla zrozumienia się specjalistów różnych specjal­

ności, tak dla celów wzajemnej współpracy, jak i um iejętnego dokonania ostatecznej syn­

tezy uzyskanych w yników . To jest widoczne we wszystkich dziedzinach szeroko pojętych zagadnień przyrodniczych, a chyba najbardziej ta potrzeba jest już dziś widoczna w ekologii.

Z braku czasu nie mogę tutaj szerzej roz­

wijać tego tematu, mam jednak nadzieję, że w szyscy rozumiemy i odczuwamy tę sytuację.

Wspominając przed chwilą, że tym proble­

mom trzeba wyjść naprzeciw, widzę tu nową i w iele znaczącą rolę Polskiego Towarzystwa Przyrodników im. Kopernika. N ie wystarczy jednak sygnalizować o tym, ale trzeba rozpo­

cząć działanie. Mam pewne propozycje i był­

bym szczęśliwy, gdyby znalazły one miejsce w szerszej dyskusji.

Organizacyjna forma Towarzystwa sprzyja takiemu działaniu, ale wym aga w ielkiego za­

angażowania i pracy ze strony kierownictwa poszczególnych oddziałów. Każdy oddział ma swego przewodniczącego i wiceprzewodniczą­

cego. Znają oni doskonale problematykę badań ośrodków, w których pracują. Z ich strony powinna wychodzić inicjatyw a organizowania zebrań naukowych na styku różnych dyscy­

plin, uzupełniających się w badaniach kon­

kretnych obiektów lub zagadnień teoretycz­

nych. Formę takich zebrań należy pozostawić inicjatyw ie organizatorów. Mogą to być dwa;

lub kilka krótkich referatów i wspólna dysku­

sja, jeden referat zbiorczy opracowany przez kilku autorów, swobodna dyskusja nad jakąś grupą tematyczną, stanowiącą część opracowy-

(6)

w anych problemów, np. resortowych czy rzą­

dowych, w których zaangażowane są zakłady z danego ośrodka naukowego.

Prowadzone w e w szystkich niem al ośrod­

kach naukow ych zespołowe prace, w zakresie zlecanych grup tem atycznych, zwiększają w dużym stopniu m ożliwości organizowania ta­

kich zebrań naukowych, w których swoboda wypowiadania się byłaby daleka od drętw ych zjazdów sprawozdawczych, urzędowo podsu­

m owujących osiągnięcia partnerów. Podaję to tylko jako przykład i nie chciałbym, aby stał się regułą. Istnieją w każdym ośrodku nauko­

w ym ogromne m ożliwości w ym iany m yśli po­

m iędzy pokrewnym i, a naw et różnymi kierun­

kami naukow ym i i tylko, i w yłącznie od ini­

cjatorów takich zebrań zależy rozbudzanie ży ­ cia naukowego w ramach instytucji, która jest do tego powołana. Żadne tow arzystw o specja­

listyczne tego nie inspiruje, bo w ybiega to poza sferę jego działalności i zadań.

Pragnę z naciskiem podkreślić, że nie po­

winno to w żadnym wypadku w płynąć na in­

ne form y dotychczasowej działalności PTP im.

Kopernika.

W razie powodzenia takiego kierunku dzia­

76_____ W s z e c h ś w l a t , t. 85, nr 411984

łania, można będzie na pewno liczyć też na zm iany lub stw orzenie dodatkowych struktur w ydaw niczych PTP, dla wydobycia na ze­

wnątrz tak w ielu rozwiązywanych, interesują­

cych naukowo i w ażnych praktycznie proble­

m ów, które dotąd gubią się w szafach urzę­

dów koordynacyjnych lub ukazują się w spe­

cjalistycznych czasopismach w form ie w ycin­

ków ograniczonych specjalnością poszczegól­

nych autorów.

Przedstaw iając Państw u m oje rozważania, pragnę wskazać zarówno na potrzebę, jak i na m ożliw ości korekcji roli PTP im. Kopernika, w ynikającej z ew olucji badań naukowych w Polsce i na świecie.

N ie jest to żadne szukanie przysłowiowej

„deski ratunku”, ale, podobnie jak przed 50 laty, jest to chęć przystosowania działalności Tow arzystw a do zarysowujących się nowych potrzeb nauki.

P ro f. d r K azim ierz M atu siak , p rez es P T P im.

K o p ern ik a , je s t m ikrobiologiem i ekologiem , p ra c u je w Z ak ład zie M ikrobiologii Środow isk U n iw e rsy te tu W arszaw sk ieg o i je s t k o n su lta n ­ te m Z a k ła d u B iologii W ód PA N w K rakow ie.

L E S Z E K S O L S K I (W rocław )

PANDA WIELKA

P ie rw sz a żyw a p a n d a w ie lk a p rz y b y ła do p o rtu w S a n F ra n c isc o 18 g ru d n ia 1936 ro k u . O d d a ty te j rozpoczęło się p ra w d z iw e p an d a -m o n iu m , k tó r e tr w a do dzisiaj. C z a rn o -b ia łe zw ierzę, podobne rac z e j do w ielk iej p luszow ej m a sk o tk i n iż do re a ln e j istoty, w zb u d ziło w ielk ie z a in te re so w a n ie i to n ie ty lk o w śró d nau k o w có w . M iliony lu d zi z z a p a rty m tc h e m śledziły p odróże m a try m o n ia ln e p a n d z M oskw y do L o n d y n u oraz z L o n d y n u do W aszyngtonu. W ysiłki, czynione w celu ro zm n o żen ia p a n d w n iew oli, sta ły się sym bolem w szy stk ich poczynań, p o d ejm o w an y ch n a rzecz o ch ro n y g in ący ch dzikich zw ierząt. O d 1961 ro k u w ła śn ie p a n d a w ie lk a s ta ła się em b le m a te m F u n d a c ji n a rzecz O ch ro n y D zikich Z w ie rz ą t (W orld W ildlife F und).

J a k o g a tu n e k , p a n d a w ie lk a n ie b y ła zn a n a n a u c e e u ro p e jsk ie j a ż do 1869 ro k u , k ie d y to p o d ró ż u ją c e ­ m u po C h in ach fra n c u sk ie m u m isjo n arzo w i A. D avi- dow i u d a ło się zdobyć d w ie sk ó ry i je d e n sz k ielet b ia ło -cza rn eg o n iedźw iedzia, o k tó ry m w sp o m in a ły ju ż sta ro c h iń sk ie k ro n ik i. Z d o b y te przez D av id a tr o ­ fe a tr a f iły do P a ry ż a , gdzie w 1870 ro k u zo stały z b a ­ d an e p rzez A. M ilne E d w ard sa. Zoolog te n opisał p an d ę w ielk ą, z w a n ą w ów czas nied źw ied ziem b a m ­ busow ym , pod ła ciń sk ą n a z w ą A ilu ro p o d a m ela n o - leuca i w ra z z o d k ry tą w cześniej p a n d ą m a łą A ilu r u s fu lg e n s F . C u v ier, 1825 u m ie śc ił j ą w ro d zin ie szopo- w a ty c h (P rocyonidae). Od te g o czasu zap o m n ian o o niedźw iedziu b am busow ym . W szyscy bad acze p rz e ­ k o n a n i b y li, że ojcu D avidow i u d a ło się zdobyć o s ta t­

n ie re lik w ie p o w ła śn ie g in ą cy m g a tu n k u . P rz e k o n a ­

n ie to u trz y m y w a ło się do 1915 ro k u , k ie d y to d r H. W eigold w czasie I niem ieck iej w y p ra w y do T y ­ b e tu zd o b y ł żyw y okaz p a n d y w ielk iej. Z w ierzę żyło je d n a k ty lk o k ilk a dni, a sk ó ra i sz k ielet w zbogaciły zb io ry d rez d eń sk ie g o m uzeum . W te n sposób okazało się, że g a tu n e k u w a ż a n y za w y m a rły jeszcze istnieje.

R ozpoczęło się p o lo w an ie n a pan d y .

W ą tp liw a p a lm a p ie rw sz e ń stw a n ależ y się synom p re z y d e n ta T. R oosevelta — T heo d o ro w i i K erm ito - wi. Z ab ili o n i m ło d ą p a n d ę w czasie sw ojej m y śliw ­ sk iej w y p ra w y do C h in w 1928 ro k u . K o lejn e la ta p rzy n io sły w ięc ej te g o ro d z a ju sukcesów . D o ro k u 1936 za b ito łączn ie jeszcze 8 sz tu k p and, k tó ry c h sz cz ątk i tr a f iły do M uzeów Zoologicznych w Chicago, N o w y m J o r k u i F ilad e lfii. W ro k u 1934, n a zlecenie B ro n x Zoo w N ow ym Jo rk u , w y ru sz y ł do C h in po ży w ą p a n d ę w ie lk ą W iliam H. H ark n ess, m yśliw y i p o d ró żn ik w sła w io n y zdobyciem d la w spom nianego zoo p ie rw sz y ch żyw ych w a ra n ó w z Kom odo. N ieste­

ty, w ty m p rz y p a d k u n ie u d a ło się m u zrealizow ać zam ów ienia. W y p ra w a się n ie pow iodła, a sa m H a r k ­ ness z m a rł n a n ie ro z p o zn a n ą chorobę w S zan g h aju . N iepow odzenie m ęża zm obilizow ało p a n ią R u th H ark n e ss, k o b ie tę n ie za leż n ą i p rzedsiębiorczą, n ie ­ m n ie j ą ie p o sia d a ją c ą żadnego dośw iadczenia, jeżeli chodzi o c h w y ta n ie dzikich zw ierząt. P o długich p rz y ­ g o to w an iac h i ciężkiej podróży w y p ra w a p a n i H a rk ­ ness p rz y b y ła do S y czu a n u w listo p ad zie 1936 roku.

W w y d a n e j w k ilk a la t później książce p a n i H a rk ­ ness pisze:

„ B rn ę liśm y pow oli p r z e z m o k ry bam b u so w y las,

(7)

W s z e c h ś w i a t , t. 85, n r 411984 77

k tó ry stopniow o rze d n iał, k u k ilk u sto jący m w ielkim drzew om . N agle Q u e n tin za trzy m a ł się, chw ilę n a ­ słuchiw ał a po tem ru szy ł przed siebie ta k szybko, że n ie m ogłam za n im nadążyć. W chw ilę po tem zo­

baczyłam go, poprzez zw isające m o k re gałęzie, sto ją ­ cego koło dużego, sp ró ch n iałeg o drzew a. R uszyłam przed siebie ta k szybko ja k m ogłam , śc ierając rę k ą w odę za le w a ją cą m i oczy. N agle za m a rła m w pół kroku. Ze starego, m a rtw e g o p n ia d rze w a dochodziło ciche kw ilenie. Q u en tin sięg n ął -ręką do d z iu ry w pniu. P o tem odw rócił się i zaczął iść w m oim k ie­

ru n k u . W ram io n ach trz y m a ł k w ilące dziecko p a n d y ”.

O czywiście rad o śc i nie było końca. C hińscy t r a ­ garze, by zapew nić m ałej p an d z ie pom yślność, od­

p raw ili n ad n ią cały r y tu a ln y cerem oniał, a sam a p ani H ark n e ss uczciła jego zakończenie w y strza łam i z rew o lw eru . P a n d a n a z w an a S u -L in poczyniła też w iele zam ieszania w u rzędzie celnym w S zanghaju.

O statecznie fo rm aln o ści zo stały załatw io n e i p an i H ark n ess o trzy m ała w y m ag a n e zezw olenie na p rz e ­ wóz zw ierzęcia sta tk ie m . N a k w icie celnym napisano:

1 pies — w arto ść 20 dolarów . S u -L in p rzy b y ł do S an F ra n cisc o n a p o kładzie s ta tk u „P re sid e n t M ac K inley” dn ia 18 g ru d n ia 1936 roku. P a n i H ark n ess odbyła z podopiecznym podróż po w ielu m ia sta ch Stanów , a o statecznie S u -L in z a k u p io n y został przez B rookfield Zoo w C hicago i p rz y b y ł ta m 8 lutego 1937 roku. N astęp n e la ta p rzy n io sły istn ą law inę p an d w ielkich. W 1938 ro k u b y ło ich aż 6. C ztery z nich tr a f iły do lond y ń sk ieg o R egents Zoo, je d n a do Now ego J o r k u i k o le jn a do Chicago. W 1939 ro k u p rzy b y ły jeszcze 4, po je d n e j do C hicago i N ow ego Jo rk u , a d w ie do S a in t Louis. W czasie w o jn y w 1941 ro k u k o le jn e dw ie p a n d y n ab y ło now o jo rsk ie B ronx Zoo. P o zakończeniu w o jn y okazało się, że zdobycie p an d je s t b ard z o tru d n e . R ząd C hińskiej R epubliki L udow ej ob jął p a n d y w ielk ie ścisłą o chro­

ną. T ylko dw óm ogrodom zoologicznym u d a ło się zdobyć to ginące zw ierzę. B yły to zoo w M oskw ie i L ondynie. D o ta rły ta m w sum ie cz te ry sztuki, z k tó ­ ry ch dw ie p rzeszły później do h isto rii. C hodzi o sa ­ micę C hi-C hi, zak u p io n ą do lo ndyńskiego zoo 5 w rz eś­

nia 1958 ro k u , oraz sam ca A n-A n, k tó ry p rzy b y ł do M oskw y 18 sie rp n ia 1959 roku. J u ż w ro k u 1961 oka­

zało się, że są to je d y n e d w ie p a n d y ży jące poza C hinam i. Ze w zględu n a tru d n o ść ro zp o zn aw an ia płci u p an d (specyficzna budow a ze w n ętrzn y ch organów płciowych) d efin ity w n e je j o k reśle n ie u C hi-C hi stało się m ożliw e dopiero w 1964 ro k u , gd y zaszła koniecz­

ność u śp ie n ia C hi-C hi w celu p o d d an ia je j leczeniu zapalenia spojów ek. O d tego czasu rozpoczęto ro z­

m ow y z d y re k c ją m oskiew skiego Z oo p ark u n a te m a t skojarzenia obu p an d . N a jp ie rw C hi-C hi spędziła 8 m iesięcy w M oskw ie w 1966 ro k u , później A n-A n zaw itał do L ondynu, gdzie p rze b y w a ł od sie rp n ia 1968 do m a ja 1969 ro k u . N iestety , obie p a n d y nie p rzy p a d ły sobie do g ustu. C h i-C h i trz y m a ła się n a j­

dalej ja k m ogła od dużego sam ca, n a to m ia st A n-A n bard ziej b y ł za in te re so w a n y p o p ija n ie m h e rb a ty niż n arzu co n ą m u p a rtn e rk ą . Nie zd ały się n a nic p o d a­

w a n e śro d k i p o budzające. N iechęć obu zw ie rząt do siebie tłu m ac zy li n au k o w cy ich podeszłym w iekiem . I m ieli ra c ję . N a jp ie rw p a d ła C hi-C hi — 22 lipca 1972 ro k u , a A n -A n w listo p ad zie tego sam ego roku.

C hi-C hi żyła w n iew oli 13 la t i 10 m iesięcy, A n-A n 13 la t i 3 m iesiące. W ydaw ało się, że epoka p an d dobiega końca.

W tym czasie Rząd C hR L w y d ał szereg zarządzeń i u sta w chroniących p rzy ro d ę tego k ra ju . U tw orzono w iele rezerw ató w , k ilk a z n ich w yłącznie z m yślą o pandzie w ielkiej. R ozpoczęto szeroko za k ro jo n y p ro g ra m b a d a n ia nad p an d a m i ta k w sta n ie dzikim , ja k i w niew oli. P ierw sze żyw e p a n d y d o ta rły do pekińskiego zoo w 1956 ro k u . P óźniej w iele jeszcze tra fiło do ogrodów zoologicznych w N ankinie, S zang­

h aju , C h a rb in ie i Czengtu. P ra w d z iw ą zoologiczną sen sac ją sta ły się p ierw sze na św iecie n arodziny p an d y w ielkiej w niew oli, k tó re m iały m iejsce w p e ­ kiń sk im zoo 9 w rz eśn ia 1963 ro k u . S am ica L i-L i i sa ­ m iec P i-P i zostali ro d zicam i sam czyka nazw anego M ing-M ing. T a sam a p a ra d ała d ru g ie m łode d o ­ k ła d n ie w ro k później — sam icę L in-L in. W p ie rw ­ szym p rzy p a d k u ciąża tr w a ła 148, a w d ru g im 120 dni. Od te j p o ry n aro d z in y p an d w chińskich ogro­

dach zoologicznych p rze stały być sensacją. Rodziły się n a w e t bliźn ięta, a w 1978 ro k u p rzyszła na św iat p ierw sza p a n d a w w y n ik u sztucznego zapłodnienia.

W e w rześniu 1981 ro k u m ia ły m iejsce o sta tn ie za­

n o to w an e n aro d z in y p a n d y w C zengtu Zoo. B yła to 26 p a n d a w ielk a u rodzona w chińskim zoo. L a ta 70.

p rzyniosły ożyw ioną działalność d yplom acji chińskiej n a a re n ie m iędzynarodow ej. P a n d a w ie lk a stała się p o d ark iem pokoju, w ręczan y m w ielu głow om p ań stw odw iedzającym Chiny. P ierw szy o trzy m ał w p re z e n ­ cie p a rę p an d w ielkich p rez y d en t R. N ixon. P o ogło­

szeniu w iadom ości w USA w y b u ch ła cała w ojna p r a ­ sow a m iędzy ogrodam i zoologicznym i, k tó re rościły sobie p raw o do o trzy m an ia ty c h cennych zw ierząt.

W chodziły w ra c h u b ę B ro n x Zoo w N ow ym Jo rk u , B rookfield Zoo w C hicago i St. Louis Zoo. Je d n a k odbiorcą tego d a ru dla n a ro d u a m ery k ań sk ieg o stało się je d y n e pań stw o w e zoo n a te re n ie USA, czyli N a ­ rod o w y P a rk Zoologiczny w W aszyngtonie. P a n d y p rzy b y ły tu 6 k w ietn ia 1972 ro k u , w zb u d zając w ie l­

kie zain tereso w an ie, ale n iem ało zam ieszania. By zro­

bić m iejsce dla p and, W aszyngtońskie Zoo m usiało oddać do depozytu innym ogrodom ta k cenne zw ie­

rz ę ta ja k an ty lo p y bongo i p a rę nosorożców białych.

P a n d y o trzy m ały duże, oddzielne w ybiegi oraz w y ­ godne, klim aty zo w an e pom ieszczenia w ew nętrzne, oddzielone od w idzów sp e cja ln ie zam ów ionym i szy­

bam i. Jeszcze w ty m sam ym ro k u p a ra p an d w ie l­

kich p o d aro w an a została Ja p o n ii i um ieszczona 28 p a ź ­ d ziern ik a w U eno Zoo, je d n y m z dw óch T okijskich ogrodów zoologicznych. K o lejn e p a ry p a n d o trzy m a­

ły: P a ry ż — 1973, L ondyn — 1974, M eksyk — 1975, M a d ry t — 1978, B erlin Z achodni — 1980 r. W w ię k ­ szości p rzy p a d k ó w b y ły to sz tu k i m łode, k tó re nie przekroczyły drugiego ro k u życia, pochodzące z od­

łow u ze sta n u dzikiego. R ozpoczął się w ielki w y ­ ścig — kom u u d a się po ra z p ierw szy rozm nożyć p a n d y poza C hinam i? P o d g ląd a n o i b a d a n o p an d y cały czas przez zam k n ięte obw ody telew izyjne. N a ­ g ry w a n o ich „m iłosne za lo ty ” n a ta śm y m ag n eto fo ­ now e. P o d aw an o śro d k i pobudzające. W szystko bez efektu. Na sam y m początku s tra c ił sw ą szansę P a ­ ryż. S am iec L i-L i żył ty lk o 4 m iesiące. P a d ł 20 k w ie t­

n ia 1974 roku. S ekcja w y k az ała guz now otw orow y trzu stk i. B ardzo bliskie sukcesu było T okijskie Zoo.

Ich sam ica L a n -L a n p a d ła co p ra w d a 4 w rześnia 1979 ro k u , lecz k u w ielkiem u zdum ieniu naukow ców podczas sekcji okazało się, że była w ciąży. C ałko­

w icie w ykształcony płód w aż y ł 45 g. P rz ez ja k iś czas d y rek c ja zoo m ia ła n ad z ie ję n a uzy sk an ie now ej sa-

(8)

78 W s z e c h ś w i a t , t. 85, n r 411984

micy, ale ro zw ia ły się one w ra z ze śm ie rc ią sam ca K a n g -K an g (30. 6. 1980). U obu to k ijsk ic h p a n d b a ­ danie p o śm ie rtn e n ie w y k a z a ło żad n y ch w y ra źn y c h zm ian patologicznych, poza n ie jasn eg o pochodzenia zm ian a m i w n ac zy n iac h k rw io n o śn y ch , o k reśla n y ch w m ed y cy n ie ja k o zespół w y k rz e p ia n ia śró d n aczy - niow ego (DIC — d issem in a te in tra -v a sc u la r coagida- tion). K ło p o ty z p a n d a m i m ia ły też ogrody w W a­

szyngtonie i L ondynie. B a d a n o cy k l ru jo w y u sam ic i n asien ie sam ców . O b serw o w an o liczne k o p u la cje . W szystko bez re z u lta tu . W W aszyngtonie p o d d an o sam icę k ilk a k ro tn y m zabiegom in se m in a cy jn y m , k tó ­ re je d n a k o k azały się n ie efek ty w n e . W L o n d y n ie p rzeży to ch w ile grozy, gd y p u p ilk a zoo z a p ad ła n a z a p alen ie o trze w n ej. T y lk o d zięk i in te n sy w n e j k u r a ­ cji, podczas k tó re j zw ierzę k ilk a k ro tn ie usy p ian o , u d ało się C h in g -C h in g u ra to w a ć . W reszcie oba ogro­

dy p o sta n o w iły sp ró b o w ać sta re g o sposobu. W iosną ro k u 1981 lo n d y ń sk i sam iec C h ia-C h ia u d a ł się w sa ­ m olotow ą p odróż do W aszy n g to n u n a sp o tk a n ie z ta m te js z ą sam icą L ing-L ing. O ile p ołączenie zw ie­

r z ą t o kazało się b ard z o p ro ste, o ty le ich ro zd z iele n ie trw a ło aż trz y godziny i odbyło się n ie bez p ew n y ch tru d n o ści. J a k p isa ła w asz y n g to ń sk a p rasa , C h ia-C h ia n ie m ia ł w sobie n ic ' z angielsk ieg o d ż e n te lm e n a i dość m ocno p o tu rb o w a ł sw o ją niedoszłą m ałżonkę.

J e d n a k ju ż ro k w cześniej n ad eszła se n sa c y jn a w iadom ość z M eksyku. 21 lip c a 1980 ro k u sam ica Y ing-Y ing u ro d ziła p ie rw sz ą p an d ę poza C hinam i.

P om im o sw oich sześciu la t okazała się m a ło do­

św iadczoną m a tk ą i w k ilk a n a ś c ie d n i później k ła ­ dąc się zad u siła n o w orodka. D ru g ie n a ro d z in y p a n ­ dy m ia ły m iejsce ró w n ież w M eksyku, w m a ju 1981 ro k u i ja k do te j p a r y m ło d a p a n d a chow a się z n a ­ kom icie. W y d aw ało się, że je d y n ie h o d o w la p a n d

„a la m e x ic a n a ” p rzy n o si d o b re re z u lta ty . T a k było do je sie n i 1982 ro k u , k ie d y to k o le jn e n a ro d z in y p a n d m ia ły m ie jsc e w m a d ry c k im C asa del C am p o Zoo.

4 w rz e śn ia 1982 r o k u u ro d z iły się tu b liź n ię ta, z k tó ­ ry c h je d n o pozostaw iono p rz y m atce, a d ru g ie u m ie ­ szczono w in k u b a to rze. P o części je s t to ró w n ież sukces lond y ń sk ieg o zoo, gdyż m a d ry c k a sam ica S h ao -S h a o p o d d a n a została zabiegow i in se m in a c ji za pom ocą n asien ia ta k n ie sfo rn e g o C hia-C hia. W y d aje się, że n are szc ie c h iń sk i m onopol w d ziedzinie ro z ­ m n a ż a n ia p a n d w ielk ich z o stał p rze łam a n y .

B a d a n ia p a n d w ielk ich w n ie w o li d o sta rc zy ły w ie­

lu d an y c h z an a to m ii, fizjologii i etiologii te g o g a ­ tu n k u . B a rd z o m ało je d n a k w iedziano o p a n d a c h ży­

ją cy c h n a w olności. W p le jsto c en ie , z k tó re g o p ocho­

dzą liczne fo rm y k o p aln e p a n d , za sie d lała ona obszar znacznie w iększy niż obecnie, z a jm u ją c cały obszar p ołud n io w y ch C h in i się g a ją c n a w e t do p ółnocnej B irm y. S zczątk i in n y c h z w ie rz ą t k o p aln y ch z n a jd o ­ w an y c h w ra z z p a n d a m i (np. ta p iry , o ran g u ta n y ) w sk a z u ją , że p a n d a żyła w ów czas w cieplejszym niż obecnie klim acie. U d erze n ie lodow ca p rz e trw a ła ty l­

ko p an d a . O becnie w y stę p u je ona ty lk o n a obszarze C hin, w p o łu d n io w ej części p ro w in c ji K a n su oraz w c e n tra ln y m i p ó łnocnym S yczuanie. Z am iesz k u je ta m w y so k ie góry, p o k ry te b am b u so w y m lu b m iesza­

n y m b am b u so w o -jo d ło w y m lasem . L a te m zapuszcza się n a w e t n a w ysokość 4000 m n.p.m., zim ą schodzi w dolin y do w ysokości 2500 m n.p.m . W re jo n a c h ty c h zim a je s t o s tra i długa, śnieg leży do czerw ca, a la te m w y stę p u je duża ilość opadów i u trz y m u ją się w ieczne mgły.

B a d an ia p an d n a w olności p o su w a ją się b ardzo w olno. G łów nym i p rzeszk o d am i są: k o n fig u ra c ja te ­ re n u , g ęsty b am b u so w y las, n ie sp rz y ja ją c e przez w ięk szą część ro k u pogoda oraz tr y b życia pandy.

P o za ty m b a d a n ia tego ty p u w y m ag a ją dużych n a ­ k ła d ó w p ieniężnych. W 1979 ro k u C hR L p o dpisała u m o w ę z fu n d a c ją W W F n a rea liz a c ję p ro je k tu „S a- ve th e P a n d a s ” („R a tu jm y P a n d y ”). B a d an ia rozpo­

częto w W olong, n ajw ięk sz y m rez erw a cie pan d , o p o ­ w ierz ch n i 200 000 ha, leżącym n a w ysokości 3700 m n.p.m ., gdzie zbudow ano ośrodek n aukow o-badaw czy, z ra m ie n ia W W F k ie ru je b a d a n ia m i d r G. S ch aller z N ow ojorskiego T o w arzy stw a Zoologicznego, a ze s tr o n y ch iń sk ie j prof. H u J in C hu, biolog o dużym dośw iad czen iu w b a d a n ia c h n a d p an d a m i. Do 1981 r.

u d a ło się sc h w y tać 19 p a n d w ielk ich i zao p atrz y ć je w n a d a jn ik i rad io w e. P rz y ich pom ocy u d ało się n a ­ w e t u 10-letniej sam icy n az w an e j Z h en -Z h en w y ­ śledzić o k res p a rz e n ia się z dzikim sam cem , a także m o m e n t n a ro d z in m łodej pandy.

P o śp iec h w b a d a n ia c h je s t b ard z o w skazany. W la ­ ta c h 70 w je d n y m z re z e rw a tó w znaleziono ciała ok.

140 p a n d p a d ły ch z w ycieńczenia. P rz y cz y n u p a tru je się w z n a n y m w b o ta n ice zjaw isk u , ja k im je s t o b u ­ m ie ra n ie ro ślin po k w itn ie n iu . T a k je s t w łaśn ie w p rz y p a d k u b am b u sa T h a m n o c a la m u s spathaceus, k tó ­ ry m głów nie ży w ią się pan d y . W edług ch iń sk ich n a u ­ kow ców k w itn ie n ie tego g a tu n k u z d a rza się r a z na sto la t i w y stę p u je od ra z u n a b a rd z o dużym obsza­

rze. N ależy tu n ad m ien ić, że w b re w dotychczasow ym b a d a n io m i opiniom , p a n d y w ielkie nie żyw ią się ty lk o p ęd a m i czy liśćm i b am busa. Z o b se rw ac ji te r e ­ n o w y ch ja k i b a d a ń żołądków znalezionych pad ły ch p a n d w y n ik a, że ja d a ją one też k w iaty , w inoroślą, m iód, czasam i d ro b n e zw ierzęta. D onoszono też o za­

p ę d z an iu się p an d n a u p ra w n e pola k u k u ry d zy . O czy­

w iście, d ie ta p an d w ogrodach zoologicznych je st za­

sadniczo różna. O prócz pędów b am b u sa, sp ro w ad za­

n y ch często sp e cja ln ie w y n a jm o w a n y m i sam olotam i, d ie ta p an d sk ła d a się z gotow anego ry żu , owoców, w arzy w , m le k a w proszku. N a w olności p a n d y w ie l­

k ie są sa m o tn ik a m i. W iosną i je sie n ią, k ie d y sam ica m a ru ję , m ożna p a n d y sp o tk a ć p a ra m i. Po trw a ją c e j 4 do 5 m iesięcy ciąży sam ica ro d zi sa m o tn ie jedno, rza d zie j d w a m łode, p rze w a żn ie w sp ró ch n ia ły m pniu d rz e w a lu b w sk a ln e j ro zp ad lin ie. M łode w aży ok.

100 g i p rze z pie rw sz e tr z y m iesiące je s t bezradne.

D o piero p o ty m czasie je s t zdolne do pod ążan ia za m a tk ą . D orosła p a n d a dosk o n ale p ły w a i w d ra p u je się n a drzew a. O prócz człow ieka je j w rogiem je st ty lk o la m p a rt. W b re w w cześniejszym opiniom i s ą ­ dom , ja k i w b re w w yglądow i, p a n d a w ie lk a może być zw ierzęciem niebezpiecznym . P rz e k o n a ł się o ty m m iędzy in n y m i R. S m ali, p ie lęg n iarz z zoo w Chicago, k tó re m u sam iec M e i-L a n je d n y m u d e rz e n ie m po tęż­

n y ch szczęk odgryzł ca łą dłoń.

D an e z fizjologii i etologii p and, ta k ze sta n u dzi­

kiego, ja k i z niew oli, są jeszcze n ie zb y t pełne. N a ­ to m ia st b a rd z o do b rze je s t p o zn a n a an a to m ia pand, n a w e t do te g o sto p n ia, iż tw ie rd z i się, że lepiej p o ­ znano ty lk o psa. W y d a w ało b y się, że po ta k d o k ła d ­ n y ch b a d a n ia c h p o zy c ja sy stem a ty cz n a p a n d y p o ­ w in n a być u g ru n to w a n a . Nic podobnego. K ażde now e b a d a n ie n a s u w a coraz to w ięcej w ątpliw ości. J a k już p o w ied zieliśm y n a w stę p ie, A. M ilne E d w ard s dość tr a f n ie p ołączył oba g a tu n k i ze sobą i um ieścił je w ro d zin ie szopow atych. Ju ż w niew iele la t później

(9)

W s z e c h ś w i a t , t. 85, n r 411984

doszukano się ta k ic h różnic pom iędzy p an d a m i i szo­

pam i, że n a w szelki w y p ad e k w ydzielono im w łasne podrodziny (A ilu rin a e i A iluropodinae). O becnie ist­

n ie ją aż trz y teo rie, a k ażd a z nich p o d p a rta je st bardzo solidnym i stu d iam i anatom icznym i. P ierw sza głosi, że p a n d y są je d n a k n a jb a rd z ie j spokrew nione z szopam i. T eorię tę u z a sa d n ia ją ta k ie f a k ty ja k : po­

dobieństw o w e w zorze zębow ym i budow ie czaszki, w ygląd zew n ętrzn y ch n arz ąd ó w płciow ych, obecność w dłoni d odatkow ej trzeszczki oraz nie-niedźw iedzio- w a te zachow anie się pand. D ru g ą m ożliw ością je st o d separow anie p a n d zaró w n o od niedźw iedzi, ja k i szopów, w y d zielając im ich w ła sn ą rodzinę. C za­

sam i m ów i się n a w e t o dw óch ro d zin a ch d la każdej z p a n d oddzielnie. N aukow cy u d o w a d n ia ją te n fa k t różnym i k a rio ty p a m i. U p a n d y w ielkiej je s t to 2n = 46, u p a n d y m a łej 2n = 42. N ajnow sze b ad a n ia ,

79

k tó re um ożliw ił postęp te c h n ik i w m edycynie, łączą p a n d y z niedźw iedziam i. S ą to b a d a n ia serologiczne k rw i, głów nie an a liz a a lb u m in i tra n sfe ry n . R ów nież p ew n e cechy uzębienia zbliżają p a n d ę do w y m arły c h niedźw iedzi Indarctos i A g rrio th eriu m . J a k w ięc w i­

dać, p o trzeb n e są jeszcze k o lejn e b ad a n ia , k tó re u s ta ­ lą w reszcie pozycję p a n d y w ielkiej w system atyce zoologicznej.

O siągnięty sukces w rozm nażaniu p an d w ielkich w niew oli, ja k i p ostęp w b ad a n ia ch n ad dzikim i p opulacjam i, pozw alają żyw ić n adzieję, że g atu n k o w i tem u, p rzy n a jm n ie j w n ajbliższym czasie, nie grozi zagłada.

Lek. w et. Leszek S olski je st asy sten tem Z a­

k ła d u C h iru rg ii E k sp ery m e n taln ej i B ad an ia B io m ateriałów AM w e W rocław iu.

JA C E K M A TY SZK IEW IC Z (K raków )

TWARDE DN A , ICH GENEZA, CHARAKTERYSTYKA I ZNACZENIE W PALEOGEOGRAFII

Za „ tw a rd e dno” zw ykło się u w ażać pow ierzchnię po w sta łą w n a stę p u ją c y c h w a ru n k a c h : p onad po d ­ staw ę falo w a n ia d o sta je się część d n a zb io rn ik a sedy­

m entacyjnego, w sk u te k czego zaczyna podlegać ono szeregow i procesów ta k ic h ja k a b ra z ja , diageneza i h alm y ro liza (tzw. w ietrz en ie podm orskie). Je d n o ­ cześnie n a s tę p u je p rz e rw a w se d y m en tacji osadu, co um ożliw ia zasiedlenie p o w ierzch n i d n a p rzez fau n ę n a ra s ta ją c ą i d rąż ącą (boring organism s). W pew nych p rzy p a d k ach m ogą zachodzić ty lk o n ie k tó re z tych procesów . N azw a „ tw a rd e d n o ” — „h a rd g ro u n d ” po­

chodzi stąd , iż w odróżnieniu od n o rm aln y ch w a ru n ­ ków se d y m en tacji, tj. ciągłego p rocesu tw o rze n ia się osadu, dno zb io rn ik a tw o rzy tw a rd a , silnie zlityfiko- w ana skała, pozbaw iona p o k ry w a ją c e j ją zw ykle w a r ­ stw y m ułu, p ia sk u itp.

N ieciągłości se d y m en tacy jn e ty p u tw ard eg o dna zaznaczają się w odsłonięciach w y stęp o w an iem po ­ w ierzchni o specyficznych cechach m orfologicznych i faunistycznych, odróżn iający ch je od zw ykłych po­

w ierzchni u ław iceń i w arstw o w ań . G łów ne cechy ko ­ palnego „tw ardego d n a ” to p rze d e w szystkim :

— w y ra źn a g ran ic a z osadem w y stę p u jąc y m bezpo­

średnio pow yżej

— różnica w litologii sk ał w y stę p u jąc y ch poniżej i pow yżej p o w ierzchni „tw ard eg o d n a” (nie zawsze)

— w idoczne ślady ero z ji (rozmycie)

— częste w y stęp o w an ie ponad p ow ierzchnią zlepień­

ca zaw ierającego otoczaki ze skały, n a k tó re j roz­

w inęło się „tw a rd e dno”

— w ystępow anie f a u n y n a ra s ta ją c e j i d rążącej, lu b śladów je j działalności (nie zawsze)

— obejm ow anie sw ym zasięgiem n ie jed n o k ro tn ie d u ­ żej pow ierzchni.

W geologii z „tw a rd y m i d n a m i” spotykam y się już od k a m b ru , a p raw d o p o d o b n ie n a w e t w cześniej. Ze w zględu n a stosunkow o duży zasięg stan o w ią one do­

b ry h o ry zo n t k o rela cy jn y , a zachow ana w osadzie fau n a, niegdyś je zasiedlająca, dostarcza w ielu cen­

n y ch in fo rm ac ji dotyczących m. in. głębokości m o­

rza, w k tó ry m żyła, ruchliw ości wód, a pośrednio rów nież czasu trw a n ia procesów ab ra zy jn y c h .

A b ra zją nazyw am y niszczenie brzegu 'i podw odne­

go stoku brzegow ego pod w pływ em szeregu czynni­

ków . W ra m a c h tego procesu m ożna w yróżnić k ilk a jego typów : ab ra zję m echaniczną, chem iczną i t e r ­ m iczną. P ierw sza z nich, o n ajw ięk szy m znaczeniu, zachodzi głów nie na sk u te k h y drodynam icznego o d ­ d ziaływ ania w ody. Podczas a b ra d o w a n ia sk ał zw ię­

złych szczególną rolę o d g ry w a ją trz y czynniki: e fe k t pneum atyczny, czyli k o m p re sja i dek o m p resja p ow ie­

trz a w szczelinach skalnych, k aw itac ja, tj. zaburzenie ciągłości p o ru szającej się w ody, oraz — n ajb a rd z ie j efektyw ne — ścierające działan ie m a te ria łu o k ru ch o ­ w ego w leczonego po dnie. W spółczesne b a d a n ia do­

sta rc z a ją d an y c h co do tego ty p u ab ra zji. I ta k p rz y ­ kładow o pręd k o ść śc ieran ia b eto n u podczas falow ego b o m b ard o w an ia go otoczakam i w ynosi ok. 0,3 m /rok, a zwięzłego piaskow ca 0,5 m /ro k . A b ra zja m echanicz­

n a działa rów nież n a m uszle organizm ów deponow a­

ne n a ab ra d o w a n ej pow ierzchni, p rzy czym n a jis to t­

niejszym czynnikiem ab ra zy w n y m je st w ielkość z ia r­

n a podłoża. N ajm niejszy u b y te k m as w y k az u ją sko­

ru p k i lekkie, w p rzy p a d k u k tó ry ch zachodzi jedynie niew ielkie sta rc ie oskórek. A b ra z ja chem iczna u z a ­ leżniona je st od c h a ra k te ru sk a ł i sto p n ia m in e ra li­

zacji w ody m orskiej. P o dstaw ow e p ra w a re a k c ji ch e ­ m icznych m ów ią o tym , że re a k c ja z a c h o d z ić m o ż e dopóty, dopóki cały u k ła d (w naszym przypadki!’ w o­

d a m orska i osad) n ie znajdzie się w sta n ie ró w n o ­ w agi chem icznej, tj. do m o m en tu nasycenia su b sta n ­ cjam i rozpuszczonym i p rzy le g ają ce j w arstw y wody.

W aru n k iem zachodzenia tego ty p u a b ra z ji je st w ięc sta ły ru c h w ody w w arstw ie granicznej, czyli położę-

Cytaty

Powiązane dokumenty

dow i znacznie się natom iast opóźniła ze w zględu, jak się przypuszcza, na zbyt suchy k lim at lub konkurencję świerka, k tóry rozprzestrzen ił się tu

Podsumowując wnioski, jakie nasuw ają się po zestawieniu ch arak tery ­ styk środowiskowych poszczególnych form, możemy przypuścić, że w Rębielicach rosły nad

sfałdowaniu kapelusza powierzchnia pokryta przez hym enium jest w ielokrotnie zwiększona, stąd ilość produkowanych zarodników przez każdy owocnik jest

nem dośw iadczalnym dla tw orzenia pierw szego pododdziału będzie Bielsko-Biała.. Jajk o żu

my w pokoju hotelowym, a w górach Warzop walą się szczyty wielkości Kasprowego Wierchu całe szczyty osuw ają się do przepaści, ryk i huk, tam oczywiście nie ma wcale

ków lodu zależy od szybkości ochładzania.. DRUKARNIA U NIW ERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO, KRAKÓW,

Zurakow ska-O rszagh, recen zen t: Ignacy Złotow

gą się one rozmnażać. Naświetlanie wykonywano natychmiast po sporządzeniu preparatu tak, aby bakterje nie zdążyły jeszcze się rozmnożyć, po- czem umieszczano