JV° 2 7 . Warszawa, d. 6 Lipca 1890 r. T o m I X .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PR ENU M ER AT A „ W S Z E C H Ś W IA T A ."
W W arszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10
półrocznie „ 6
P renum erow ać m ożna w R ed a k cy i W szech św iata i w e w szy stk ich k sięgarniach w kraju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny W szechświata stanowią panowie:
Aleksandrowicz J., Bujwid O., D eike K„ Dickstein S., Flaum M., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kram*
sztyk S., Natanson J. i Prauss St.
„ W szech św iat11 przyjm u je ogłoszen ia, k tórych treść m a ja k ik o lw iek zw ią zek z nauką, na następ u jących w arunkach: Za 1 w iersz z w y k łeg o druku w szpalcie albo jeg o m iejsce p ob iera się za pierw szy raz kop. 7 */*,
za sześć n astęp n ych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
^ . d i e s IRed-alscisri: ZK ZrałcoT K rsłsie-IF rzecłm ieście, IbTr ©©.
0 MIMETYZMIE
U RYBY STRZĘPKOWATEJ
( P n y l l o D t e r y i e u n e s ) .
W yraz m im etyzm znaczy etym ologicznie naśladow anie, kopijow anie, odw zorow yw a
nie, a w nauce określam y tym wyrazem zdolność, którą, posiadają pew ne zw ierzęta, naśladow ania form y, lub barw y innych ga
tunków , obdarzonych pew nem i k o rzystniej- szemi właściwościami (ja k np. u owadów posiadanie żądła), chroniącem i je od n ap a
ści nieprzyjaciół. D zięki tem u podobień
stw u , zw ierzę naśladujące je s t rów nież za-
4 1 8 WSZECHŚWIAT N r 27.
bespieczone tą w łaściw ością, k tó rćj z n atu ry n ie posiadało.
P rzed ew szy stk iem w grom adzie owadów spotykam y najw ięcej tych psobliw ych p rz y kładów '). W innych w ypadkach, i te są najczęstsze, m im etyzm polega p o p ro stu na p rzy sw o jen iu sobie przez zw ierzę w yglądu, barw y a niekiedy i form y środka lu b p rz e d m iotów nieożyw ionych pośród k tó ry ch ono żyje. S kutkiem m im etyzm u zające, k u ro patw y, p rzepiórki p rzy jm u ją b arw ę ziemi.
Zając bielak, zam ieszkujący strefy zim ne i śnieżne, ma futro szare w lecie, a białe zupełnie w zim ie.
S kutkiem m im etyzm u n ie k tó re ry b y źle pływ ające ja k : sk arp (R hom bus m axim us), ję z y k m orski (S o le a v u lg a ris), flo n d ra (P leu ro n ectes p latessa) i t. p. nie d a ją się odróżnić od piaszczystego dna, na któ rem spoczyw ają nieruchom e; d la tćj samój p rz y czyny niek tó re węże m ieszkające n a d rz e w ach, zw ane z tego pow odu wężami drzew - nem i, p rz y b ra ły zieloną b arw ę liści, na k tó rych spoczyw ają b ezustannie.
M oglibyśm y m nóstw o przyto czyć pod o
bnych p rz y k ład ó w , które, podobnie ja k w y
m ienione, w szystkim są dobrze znane.
K orzyści, ja k ie zw ierzęta w y ciąg ają d la siebie z m im etyzm u są p ierw szorzędn ej wa
gi; zw ierzęta słabe, pozbaw ione środków obrony, tćj zdolności zaw dzięczają możność u k ry c ia się p rzed w zrokiem n iep rzy jaciół, zarów n o licznych ja k nielitościw ych, p rze
ciw nie zaś te, k tó re n a tu ra potężnie u zb ro i
ła, k tó re się k arm ią ty lk o żyw ą zdobyczą, niem ogąc jój ścigać, siedzą przyczajone 1 nieruchom o, czekając na sw oję ofiarę z tą pew nością, że nie obudzą jó j nieufności i po
chw ycą ją w łaśnie w chw ili, gd y się tego najm niej będzie spodziew ała. T ak w p ie r
wszym ja k w d ru g im w y p ad k u zachow anie bytu je s t głów nym celem m im etyzm u.
Jed n y m z najciekaw szych p rz y k ład ó w m im etyzm u u ryb je st ry b a strzęp k o w ata, P h y llo p te ry x eques G u n th era, z rzędu wiąz- koskrzeln ych (L ophobranchii), to je s t z rz ę d u tych ryb , których sk rz ela są ułożone
• w m ałe pęczki liściaste, parzysto rozm iesz-
*) Patrz W szech św ia t N r 3, t. V III, 1S89 „P o
d ob ień stw o och ron n e (m im ety z m ) u m otyli" .
czone na łu k ach skrzelow ych. W szystko je s t dziw ne w tej rybie i ani form a ciała, an i p okrycie strzępiaste, ani obyczaje nie p rz y p o m in a ją wcale obyczajów innych ry b
zw yczajnych.
G łow ę ma w ydłużoną zakończoną pyszcz
kiem długim , ru rk o w aty m , n a końcu k tó re - g o o tw iera się gęba m ała, bezzębna. G łow a tw o rz y k ą t z częścią ciała p rzedn ią, w ygiętą, n a k tó rej się opiera i tym sposobem tw orzy pew ne podobieństw o z głow ą i karkiem k o nia. P rz y końcu pyszczka pod brodą w i
dzieć się daje para płatków , z boków zaś py szczk a znajd u je się p ara długich w yrost
ków . Na w ierzch ołku głow y wznosi się g rzebień w ystający ku przodow i, poza nim zaś ponad oczami zn a jd u je się w yrostek ciernisty. Oczy są w ielkie zaokrąglone i po bokach głowy um ieszczone. Na ty le głow y w znoszą się także w yrostki cierniste za
kończone pęczkiem strzępków , a na k ark u zn a jd u je się d ługi cierń, rosszerzony u pod
staw y i m ający na końcu długi wstążko- w aty w yrostek, na końcu rosszczepiony.
T ułów posiada z boków ścieśniony i ze- szczuplony n a obudw u końcach, w głębiony w przedniej części grzbietow ej, a nadto n a stronie brzu sznej, z dwom a głębokiem i w ykrojeniam i. D ługie ciernie, sterczące na b rzu ch u i na grzbiecie, są rozm ieszczone dw om a szeregam i pośrodku ciała. Inne w yrostki cierniste, znacznie krótsze, widzieć się d ają po bokach. W szystkie te ciernie nie m ają żadnych przedłużeń, ale na środ
k u grzb ietu wznosi się p a ra silnych cierni, opatrzonych na końcach długiem i d o d atk a
mi wstążko watemi. O gon, którego długość w yrów nyw a praw ie długości tułow ia i g ło wy razem wziętych, jest czw orokanciasty i ma na górnym brzegu pięć p a r cierni, za-
j
kończonych tak samo długiem i w yrostkam i wstążkowatem i. Je d n ą z tych osobliwości, k tó re u ryb niezm iernie rzadko się tra -
| fiają, jest u P h y llo p tery x ogon chw ytn y na końcu.
P łe tw y piersiow e są umieszczone w ty le głowy na p rzed n im końcu wygiętej części tułow ia, a p łe tw a grzbietow a je s t całkiem położona n a ogonie, którego trz y czw arte części zajm uje. P ozostałych płetw (ogono
wej, podogonowój i brzusznej) brakuje.
| W szystkie te szczegóły budow y są dokła-
N r 27. WSZECHŚWIAT. 419
dnie przedstaw ione na rycinie. D odajm y I
do tego, że ciało P h y llo p tery x a, ja k zresztą
jw szystkich w iązkoskrzelnych (Lophobran- chii), je s t całkiem pozbaw ione łusk w ła-
jściwych, a pok ry te tarczam i naprzeciw le-
jległem i, tw orzącem i rodzaj pancerza. R yba strzępkow ata, P h y llo p te ry x eques, zamiesz- j ku je m orza, oblew ające brzegi A u stralii,
iprzebyw a pom iędzy wodorostami, których się czepia ruchom ym końcem swego ogona i i k tó ry ch barw ę p rzybiera. W ydłużenia w stążkow ate, pływ ające, którem i przybrane | je st ciało tych ryb, m ają i z kształtu dużo ! podobieństw a do liściastych w ydłużeń sa-
jmych roślin i poruszają się razem z ruchem fal. W tych w arunkach, z tą dziwaczną formą, są one praw ie wcale niedostrzegalne,
jM ałe zw ierzątka, k tóre stanow ią ich poży-
Jwienie, p rz ep ły w ają koło nich, niespodzie- w ając się zd rady i zostają przez te zw ierzę
ta pożerane; jednocześnie jeg o nieprzyja-
jciele, jeśli ich m a (bo stanow i on tak chudą potraw ę, że m usi być m ało poszukiw anym j n aw et przez bardzo żarłoczne ryby) mogą I krążyć około niej, niebudząc w niej żadnych obaw , nic nie zdradzi jćj obecności, oprócz j chyba zapachu właściwego, ja k i wydziela. I T y m sposobem byt tćj ryby jest zapew nio- ! ny bez wielkich z jój strony usiłowań, a po
zbaw iona wszelkich środków obrony, u n ik a
jswoich nieprzyjaciół, niepotrzebując naw et
juciekać od nich.
P rz y k ła d ten w ykazuje może lepiej, a n i
żeli wiele innych, w ja k w yjątkow o korzy stnych w arunkach m imetyzm um ieszcza ga» ! tu n k i zw ierzęce.
P oniew aż w rezultacie m imetyzm polega j na pew nym skupieniu charakterów ko rzy
stnych, szczególniejszej n atu ry , nabytych ! przez szereg najrozm aitszych przem ian, p o zostaw ałoby dla u zupełnienia historyi n a
tu ra ln e j P h y llo p te ry x eques ze w zględu na j m im etyzm , w ynaleść przyczyny tych zm ian, te je d n a k poszukiw ania zaprow adziłyby nas
jzbyt daleko i rosszerzyłyby zbytecznie g ra nice arty k u łu popularnego. (W edłu g La N aturę, N r 884, 1890 r.).
J . S.
O R O Z W O J U
I ZNACZENiU TECHNOLOGII >
Technologija uczy o tych gałęziach p rz e m ysłu ludzkiego, które rozw inęły się w czę
ści em pirycznie, przew ażnie wszakże pod wpływem fizyki i chemii i k tó re zn alazły p rzy tułek w w arsztatach i fabrykach, p ozo
stając pod duchow em kierow nictw em spe
kulacyjnych n auk przyrodniczych.
L ecz bynajm niej nie je st technologija n au k ą o sztuce w najszerszem znaczeniu te go w yrazu, ja k wnosićby m ożna z dosłow nego tłum aczenia jej greckiej nazwy. Nie obejm uje ona w sobie naw et t.z w .sz tu k n iż
szych, czyli pożytecznych—jeśli wogóle, ja k to czynią niektórzy, przyjm iem y podział sztuk na wyższe i niższe. Z zakresu tech nologii w ykluczyć należy nietylko w szyst
kie sztuki wyższe, pielęgnow ane najczęściej jed y n ie dla spraw ianej przez nie roskoszy dachow ej, d la podniesienia zmysłu estety
cznego, lecz w ykreślić z niej ti‘zeba rów nież część niższych sztuk, upraw ianych j e dynie dla celów m ateryjalnych. Nie uw zglę
dniam y przeto w technologii ani sztuk ob- jek ty w n ych , kształcących, czyli pięknych, ja k m alarstw a, rzeźbiarstw a, budow nictw a, ani rzem iosł i właściwego han dlu i w resz
cie usuw am y też z jej gran ic te rodzaje przem ysłu, k tó re zajm ują się dobyw aniem i w ytw arzaniem produktów n atu ry , a więc górnictw o, rolnictw o, hodow lę bydła, m y- śliwstw o i rybołów stw o.
T ak ie ograniczenie zakresu pedagogicz
nego w technologii zawdzięczam y założy
cielom współczesnej technologii naukow ej:
Poppem u, B ernoulliem u a zwłaszcza K a r- m arschow i, k tó rzy się wielce zasłużyli n au ce przez ułożenie zasad w organicznem rosczłonkow aniu system u technologii dzi
siejszej.
Grałęzie przem ysłu technologicznego na
szych czasów to latorośle rzem iosł i nauk, dojrzałe z biegiem stuleci i tysiącoleci sk u t
kiem zespolenia się pracy fizycznej i uiny-
*) W ed łu g prof. C. W illgerodta.
4 2 0 WSZECHŚWIAT. N r 27.
słowój skutkiem w spólnych zdobyczy rz e m ieślników i badaczów p rzy ro d y . Bez w spółud ziału n au k i każdy z rospatryw a- nych tu przem y słó w pospolitem j e s t rz e m iosłem , bez rzem iosła zaś nau k i p rz y ro dnicze w p ew n y ch k ierunkach czystem i p o zostają, naukam i, spojenie wszakże rzem iosł z w iedzą p rzy ro d n iczą w y tw arza przem ysł technologiczny. O to je s t je d e n k ie ru n e k rozw oju rzem iosła; d ru g i k ieru n e k w ska
zuje rzem iosłu sztuka i p row ad zi je do w y
robu przedm iotów w artości w yższej, a r ty stycznej.
P oczątków przeto technologii i odnoś
nych gałęzi przem ysłu szukać należy w tych tylko k ra ja ch , w k tó ry ch zarów no rzem io
sła ja k i nau k a m iały pow ażanie. G recyi ani R zym u poczytać niem ożna za ojczyznę technologii. W p raw d zie staro ż y tn i grecy posiadali ju ż w yraz „technologija”, lecz pojm ow ali pod nim coś zupełnie odm ienne
go, m ianow icie tr a k ta t o sztuce wogóle, albo też o specyjalnćj jaki«Sj sztuce, np. k ra som ówczej. T echnologii w szakże, w dzi- siejszem naszem rozum ieniu, g recy pow ołać do życia nie mogli, g ard zili bow iem zw ykłą p ra cą i rzem iosłem . P odczas gdy wolni obyw atele u p ra w ia li sztu k i wyższe i do praw dziw ego d oprow adzili je rosk w itu , rzem iosło pozostaw ało w ręk ach n iew o ln i
ków, skazane n a zagładę, w części p rz y n a j
m niej i w tem u p atry w ać należy szybki u p a d e k m atery ja ln y , a potem i polityczny tego silnego niegdyś m ocarstw a.
M niej jeszcze,an iżeli g recy ,g rzesz y li rz y m ianie przeciw praw u o p ra c y . N aród ten, j a k wiadom o, je d y n ie ty lk o roln ictw o spo
m iędzy p ra c p o sp o lity ch za godną uw ażał.
P rze m y sł n ato m iast i h an d e l, a n a w e t sztu
ki piękne, n au k i i n auczanie dzieci „w ol
n y c h ” — wszystko to spoczyw ało u rz y m ian na b arkach niew olników . D ziw ić się p rzeto niem ożna, że C ycero w y k rzy k u je:
„W arsztat nic w sobie szlachetnego mieć nie może”, a dalej „handel, gdy je s t m ały, je s t b ru d n y , duży natom iast, w iele zew sząd spro w adzający, nie je st nag anny; kupcy zresztą nic nie zyskują, jeśli nieco nie oszu
k u ją ”. W swej historyi ekonom ii pow iada M ax W irth : „P rzem yślem i pracą do tego stopnia g ardzon o w R zym ie, że A u g u st na
^m ierć sk azał sen ato ra A vienusa za to, że
zarząd zał d ro bn ą sprzedażą”. A zatem w państw ie rzym skiem w żaden sposób p o w stać nie m ogła tech nologija, albow iem w szystkie czynniki, w arunkujące zaczątek i trw ało ść przem ysłu, jak o to: rzem iosło, nau k a i h an d el sprow adzone tam były do ze ra skutkiem pogardy, z ja k ą jaw n ie samo państw o się <J° nich przyznaw ało.
Inaczej wszakże zupełnie w yg lądało w E gipcie. W tym k ra ju kolebki chemii ju ż wcześnie bardzo zakiełkow ał przem ysł technologiczny i bardzo jest praw dopodo
bne, że ta „czarna ziem ia”, cham, w edług P lu ta rc h a , „chem ija" zw ana, przez chem iją w łaśnie stała się ojczyzną technologii. T y le bądźcobądź wiem y napew no, że n ajstarsze pom niki sztu ki b u d o w n icz ej, wzniesione z cegieł, o d k ry te były w E gipcie. W iek budow li św iątyni B ela oceniają na 12 000 , lat. N iektóre piram idy rów nież całkow icie b y ły z cegły zbudow ane; je d n a z nich, w zniesiona przez k ró la A sychisa, nosi na płycie kam iennej następujący, n ad e r zaj
m ujący napis: „Nie poniżaj m nie w poró
w n an iu z piram idam i z kam ienia, gdyż j a 0 tyle je przew yższam , ile Jow isz bogów.
A lbow iem , żerdzie zagłębiając w jezio ro , zb ierali to, co z m ułu na nich pozostaw ało, w yrab iali w ten sposób cegły i m nie z nich zb ud ow ali”. Ju ż 3000 la t przed n arod ze
niem C hry stu sa egipcyjanie budow ali n a j
starsze ze znanych nam sklepień z klino
w atych cegieł, a zaledw ie w ątpić należy, że byli oni tak że pierw szym i m etalurgam i.
O d nich to n ajpraw dopodobniej g recy i in ne n aro d y nauczyli się w ydobyw ać złoto 1 srebro z ru d. A przez to, że pisali dzieła d la uczenia spółczesnych i potom ności, stali się pierw szym i tych sztuk nauczycielam i.
O ile inform uje nas h isto ry ja, egipcyjanie byli posiadaczam i pierw szego specyjalnego dzieła o technologii i m etalurgii. N iestety dzieło to nie zachowało się do naszych cza
sów. J a n z A n tyjoch ii pisze w siódmem stuleciu po C hr., że cesarz D y jo klecyjan w I I I w ieku po C hr. kazał spalić księgi egipskie o chem ii złota i sreb ra. W reszcie dodać należy, że najpraw dopodobniej w sta- roegipskich św iątyniach prow adzono p ier-
| wszy p ra k ty c zn y w y k ład technologii i że stam tąd Aviadomości chem iczno - technolo
giczne przeniosły się do alchem ików arab -
N r 2 7 . WSZECD ŚWIAT. 421
skicli. P rócz egipcyjan zaliczam y jeszcze do pierw szych cyw ilizow anych narodów , zajm ujących się przem ysłem , asyryjczyków , babilończyków , chińczyków, japończyków , indów i fenicyjan.
R uiny N iniw y, M ozalu, B abilonu i t. d.
dow odzą, że asyryjczycy i chaldejczycy ro z
w inęli u siebie dość wysoko pracę przem y
słow ą. Ju ż na 30 0 0 la t p rz ed C hr. i oni w y p alali cegły, a z pięknej, żywo m alowanej polewy, ja k ą zachow ały ru in y B abilonu | i innych m iast, wnosić można, że w ynalazek J w y palan ia cegieł w rzeczyw istości starszy je s t może jeszcze, aniżeli samo założenie
tych m iast.
Ju ż w 2968 ro k u p rz ed C hr. cesarzowa L oui-T seu w prow ad ziła do C hin jedw ab ni
ka, a przędzę jego zastosow ała do w yrobu tk an in . W dzięczni chińczycy .za nieśm ier
teln e to dzieło umieścili swą cesarzowę śród bogów.
F en icy jan ie do wysokiego ja k na owe czasy rozw oju doprow adzili przem ysł. N a
ród ten posiadał farbiernie i fabryki tk a c kie, znał się na odlewie bronzu i na g a rn carstw ie. P u rp u ra i szkło także m ają być w ynalazkam i fenicyjan.
N astępny okres, średni, p rzem yśla tech
nologicznego rospoczyna się niem al je d n o cześnie z chrześcijaństw em ; przez zniesie
nie bow iem n iew olnictw a chrześcijaństw o szeroką otw arło drogę wolnój pracy. P rze z założenie klasztorów , p ierw szych i n a jle p szych p rz y tu łk ó w wiedzy i przem ysłu w śre
dnich wiekach, rzem iosła potężnie zostały w ydźw ignięte skutkiem zastosow ań chemii, fizyki i techniki, gorliw ie przez m nichów u p raw ian y ch . Aż do X I przeto w ieku w szystkie p ra w ie w ynalazki i ulepszenia w przem yśle w ychodziły z klasztorów , a późnićj dopiero te ostatnie pokonane zo
sta ły w tym k ie ru n k u przez wolne, nie
zależne m iasta e u ro p e jsk ie , zwłaszcza w N iem czech i we W łoszech. H andel, podniesiony skutkiem udoskonaleń w b u dow ie okrętów , zbliżył do siebie narody
W schodu i Zachodu i podziałał jak n ajk o - rzystnićj na rozwój przem ysłu. O dkrycie A m ery ki i drogi m orskićj do In d y j stw o
rzyło handel światowy, a tym sposobem i dla technologii now a n astąp iła era.
L ecz olbrzym i rozrost dzisiejszy m ógł przem ysł osięgnąć dopiero w sku tek n ie
zw ykłych postępów n auk przyrodniczych, zw łaszcza fizyki i chemii, w skutek w ynale
zienia najrozm aitszych m achin, tych p ra w dziw ych niew olników pracy, w skutek wy
tw arzania, opanow ania i zastosow ania siły elektryczności, św iatła i ciepła, przez po znanie praw dziw ych pierw iastków chem i
cznych i przez sztuczne połączenie ich a to mów w ciała takie, któ re przed jak iem i stu la ty jeszcze w ytw arzane były w yłącznie w organizm ach zw ierząt i roślin. R ozrost ten osięgnięty być mógł wówczas dopiero, gdy spekulacyjny um ysł p rz y ro d n ik a coraz głębiej w n ikał w istotę n atu ry , coraz lepićj poznaw ał m ateryją, siły i praw a p rzy ro dy i gdy przedstaw iciele wiedzy przyrodniczój nie zaw ahali się złożyć sw ych zdobyczy na o łta rz u do bra i pożytku m ateiyjalneg o ro du ludzkiego. R oskw it, do jakiego obe
cnie przem ysł doszedł, m ógł się urzeczyw i
stnić dopiero p rzy w spółudziale państwa, k tó re nie szczędziło pomocy, ochrony i p o parcia i udzielało swobody, k tó ra tak była nieodzow ną dla zdrow ego jeg o rozw oju.
P odniesienie przem ysłu do dzisiejszego j e go poziomu zwłaszcza zaw dzięczać n ale
ży rostropnem u w prow adzeniu odnośnych działów w iedzy do pro g ram u wyższych szkół i utw orzeniu specyjalnych uczelni przem ysłow ych.
D ziś jednakże w uniw ersytetach techno
lo g ija u trac iła ju ż znaczenie, ja k ie niegdyś posiadała i zapew ne nigdy ju ż w tych za
kładach, czystśj przew ażnie wiedzy pośw ię
conych, pow agi swój daw niejszej nie o d zyska. W tem wszakże objaw ia się p o d niesienie jeszcze znaczniejsze technologii, j ć j, że tak powiem , usam odzielnienie. G dyż w m iarę ja k traktow ać j ą poczęto jak o ga- łęź wiedzy sam odzielną, niezależną od fizy
ki i chemii, zbyt ciasnem i okazały się dla niój m ury u niw ersyteckie i niew ystarcza- jącem i środki, ja k ic h uniw ersytet jój do-
j
starczał. W y w ędrow ała też technologija z uniw ersytetów i własne, nowe stw orzyła
! sobie gniazda. Szkoły politechniczne, aka- dem ije i szkoły przem ysłow e z biegiem czasu coraz więcćj się rozw ijają i coraz b a r
dziej specyjalizują.
Pierw szym tego ro d z aju zakładem była
4 2 2 WSZECHŚWIAT. N r 27.
sły n n a szkoła politechniczna w P a ry ż u , k tó ra pod d y rek cy ją M ongea i F o u rc ro y a zo sta ła powołaną, do życia w ro k u 1794 pod nazw ą szkoły ce n tra ln e j ro b ó t publicznych.
J u ż w ro k u 1795 została ona obd arzona nazw ą szkoły politechnicznej, a nazw a ta p rz y ję ła się i utrzy m ała aż do dnia d zisiej
szego dla w szystkich tego ro d z a ju szkół we w szystkich państw ach. W Niemczech ów czesnych pierw szą tego ro d z a ju szkołą była praska, założona w ro k u 1806. W r o k u 1815 pow stał in sty tu t po litechniczn y w W iedniu, w roku 1822 założono w B e rli
nie królew ski in sty tu t przem ysłow y. K a rls ru h e otrzym ało swą wyższą szkołę w ro k u 1825, a w r. 1832 nanow o została zo rg an i
zow aną p o lite ch n ik a tam tejsza. P odobnie ja k fizyka i chem ija, filary n aukow e tech
nologii, ta k i ich lato ro śl zam ieszkała w czasach naszych w p raw dziw ych pa
łacach.
W B ru n św ik u ; H anow erze, B erlinie, A k w izgranie, Z u ry ch u i t. d. gm achy szkół p olitechnicznych należą do n a jw sp a n ia l
szych budynków m iejskich.
(dok. nast.).
M . F I
Misko jako pokarm.
D oniosłe znaczenie m leka ja k o pokarm u u niw ersalnego nie licuje z wiadom ościam i, ja k ie o niem do nied aw n a posiadaliśm y.
O statn iem i dopiero czasy zbliżyliśm y się znacznie do p o znania istotnego je g o składu i własności, do czego przy czy n iły się z j e dnej stro n y bad an ia uczonych, z dru g iej — potrzeba, pouczająca o konieczności d o k ła dnego poznania p ro d u k tu , m ającego ważne znaczenie w g ospodarstw ie rolnem . N ie
daw no dopiero, tem u la t pięć, D uclaux w yśw ietlił isto tny c h a ra k te r składnikó w m leka.
L a t tem u dw a dopiero, w lab o ra to ry ju m Soxhleta, H e n k el pierw szy w y k a zał w m le
k u krow iem i to w pow ażnych stosunkow o ilościach obecność kw asu cytrynow ego w po
staci soli w apiennój ').
J) W szech św iat, 1888 r , str. 655.
W naszych ju ż czasach zajęto się bliżej sp raw ą szybszej i racyjonalniejszej prze
ró b k i m leka n a p ro d u k ty nabiałow e. Z a
stosowano do oddzielania śm ietanki specy- ja ln e p rz y rząd y — centryfugi, poczęto w y ra b ia ć siłą p ary masło, rozw inięto na dużą skalę w yrób serów. Stosunki k u ltu ry zm u
szają nas myśleć nad w ynalezieniem spo
sobów, um ożliw iających przesyłk ę m leka z okolic odległych, obfitujących w pastw i
ska, do środków przem ysłow ego i h an d lo wego ru ch u. C oraz w yraźniej zarysow uje się usiłow anie n adania m leku postaci stałe
go ciała, pozbawionego balastu 8 8% wody i nieulegającego w ciągu dłuższego czasu zm ianom . D alej też same stosunki k u ltu ry zw yrodniające ród ludzki w m iastach osia
dły, a m ianow icie kobietę w m acierzyńskim je j charak terze, z nieub łag an ą stanow czo
ścią naglą do bliższego rospatrzen ia spraw y sztucznego odżyw iania niem ow ląt m lekiem zw ierzęcem i zm uszają do podjęcia usiło
wań, skierow anych ku m ożliwem u zbliże
n iu tego ostatniego do m leka kobiecego.
c o oT a zaznaczona przez na3 m ała znajom ość ta k ważnego pokarm u, nie je s t zresztą z ja w iskiem w yjątkow em . S potykam y się z n ie m częściej, skoro chodzi o p ro d u k ty d o star
czane nam bez znacznego osobistego nasze
go tru d u przez przyrodę. P rzy p o m n ijm y sobie, j a k niedaw no poznaliśm y dopiero stosunki u praw y roślin. P o trzeb a n iety lk o je s t m atk ą w ynalazków , lecz i odkrycia n ierzad ko je j dopiero początek zaw dzię
czają.
U w agi powyższe sk łan iają nas do zdania czytelnikom spraw y ze stanu niektórych przynajm niej kw estyj poruszonych. P rz e - dew szystkiem zaś zam ierzam y dotkn ąć z n a cznie w o statnich czasach n ap rzó d posu niętej sp raw y odżyw iania dzieci m lekiem krow iem .
Poniew aż je d n a k spoczywa ona na spo
strzeżeniach i wiąże się ściśle ze zdobycza
mi naukow em i, w ostatnich czasach poczy- nionemi, te zatem nasam przód przypom nieć sobie m usim y.
U łatw ia nam to zadanie a rty k u ł o chemii
m leka, ogłoszony ju ż w W szechśw iecie z ro
ku 1885 w N r 33 i 34. D o niego odsyłam y
po szczegóły, p o przestając na treściw em
pow tórzeniu ostatecznych w niosków . M le-
N r 27. WSZECHŚWIAT.
ko je s t płynem , zaw ierającym w zawiesze
niu i w rostw orze ciała organiczne i n ieo r
ganiczne. W rostw orze znajd u ją się: cu
k ie r mleczny, sole alkalij, połow a ogólnćj zaw artości fosforanu w apnia i około ‘/ 10 zaw artości sernika, w zaw ieszeniu — reszta fosforanu w apnia i sernika oraz k u lk i tłu szczowe.
M ięszanina ta ciał pokarm ow ych stanowi nietylko po karm uniw ersalny, którym j e dynie w ciągu k ilk u n astu m iesięcy u trz y m uje się życie i odbudow ują tk an k i ssaw- ców, lecz je s t też pokarm em bogatym . M le
ko od zdrow ej, dobrze żywionój krow y, za
w iera średnio w litrze 30 do 40 g tłuszczu, 50 do 60 g sern ik a, tak ą samą mnićj więcćj ilość cuk ru m lecznego, około 1 g kw asu cy
trynow ego w postaci soli w apiennej i oko
ło 3 do 4 g popiołu, przew ażnie fosforanu w apnia.
P oró w n ajm y w artość ekonom iczną m le
ka z innym pokarm em , np. z wrartością mięsa. C hcąc uniknąć zawiłego i niepe
wnego rach u n k u , zostaw my na boku inne skład n ik i m leka, oprócz sernika i zrów naj- my go co do wartości poży wnćj z istotnym składnikiem pokarm ow ym mięsa — fibryną.
B iorąc za podstaw ę obliczenia ceny pro - | duktów w ta k wielkiem mieście ja k P ary ż , otrzym am y następujące w artości pieniężne tćj samćj ilości substancyi azotow ej za w ar
tej w różnych pokarm ach. Jeśli wynosi ona w m leku 1, to w postaci sera w aha się dla różnych gatunków od 0,66 do 2,00;
w w ieprzow inie kosztuje ta sama ilość sk ła
d n ik a pożyw nego 2,20, w baran in ie 2,50, w ołow inie 2,70, w postaci jaj 3,80, w buli- jo n ie 5,00.
S tosunki te oddaw na odczuw ano i odda- wna też popyt n a m leko wrogóle przew yższał podaż. Z codziennego niem al dośw iadcze
nia wiemy, ja k trudno dostać, w w ięk
szych m iastach m ianowicie, dobrego m leka.
Skąd pochodzi ta ekonom iczna sprzeczność?
Dlaczego nie istn ieje d la m leka podobna rów now aga niestała pom iędzy popytem i po
dażą, ja k dla innych towarów?
Czem w reszcie wrytłum aczyć, że tak do
bry pokarm ja k mleko zajm uje w szere
gu innych podrzędne stanow isko z uw agi n a cenę.
Pow ody tego leżą w istotnej różnicy, ja -
| ka istnieje pom iędzy m lekiem a innem i to-
| w aram i co do trw ałości. Nie je s t ono w ści-
j
słem znaczeniu handlow em towarem . N ie
m ożna go przechow yw ać przez dłuższy czas bez zm iany, więc i przesyłać na dalsze od-
| ległości. Niem ożna robić zapasów m leka w okresach obfitości na potrzeby okresów ubogich w p ro d u k t, słowem, o ile się ros- porządza m lekiem , trzeb a je zaraz zbyw ać.
P rzyczyną tego stanu rzeczy z kolei są zn o
wu drobne napozór, niedostrzegalne istoty, których spraw y życiowe doniosłe je d n a k pow odują sku tk i, są owe d rob no ustroje — bak teryje. M leko zw ierzęce, zarów no ja k ludzkie, gdy pochodzi z u stroju zdrow ego,
| wolnem je s t całkow icie od bakteryj. D o stają
| się one doń dopiero podczas dojenia z rą k
| dójek, z wym ion krow y, z naczyń, z po- I w ietrzą w reszcie, a znajd u jąc znakom ity g ru n t do bytow ania, rozm nażają się z nie
zm ierną szybkością. A by dać o nićj pew ne pojęcie, przytoczym y tu dane ze spostrze
żeń M iąuela, k tó ry znnlazł w kw arcie m le
ka w godzinę po udojeniu dziew ięć m ilijo- nów bakteryj.
P o 2 godzinach rozm nożyły się one do 11 milijonów.
P o 4 godzinach rozm nożyły się one do 30 m ilijonów.
P o 8 godzinach rozm nożyły się one do 230 m ilijonów.
P o 25 godzinach rozm nożyły się one do 63 500 m ilijonów.
N ie są to jeszcze cyfry odzw ierciadlające isto tn y stan rzeczy. N ierzadko liczba b ak tery j w zrasta znacznie więcój, kiedy d o je
nie i przechow yw anie m leka odbyw a się w sprzyjających po tem u w arunkach, co p rzy mało rozw iniętem zam iłow aniu czy
stości zazwyczaj ma miejsce.
T em p eratura, w jak iej mleko je s t prze- chowywanem, znacznie w pływ a n a szybkość rozm nażania się b ak tery j. W jed n em z d o św iadczeń M iąuela m leko, udojone pod wieczór, zostaw iano w różnych tem p eratu rach podczas nocy. L icz b a zaro’dników , oznaczona zaraz po ud o ju na 19 m ilijonów w litrze, w ynosiła:
P o 15 godz. p rzy 15° — 1000 mil., przy 25° — 72 185 mil., przy 35°—165500 mil.
P o 18 godz. przy 15° — 800 m il., przy
35° — 166 000 mil.
4 2 4 WSZECHŚW IAT. N r 27.
P o 21 godz. p rz y 15° — 6 063 m il., przy 25° — 200000 mil., p rzy 35° — 180000 mil.
w litrze.
Z aznaczona pow yżej zaw artość b ak tery j w m leku nie pow inna nas ta k bardzo p rz e rażać. C odziennie spożyw am y tak ie m leko i najlepiej p rzekonyw a nas to dośw iadcze
nie, że nam istnienie b ak tery j w m leku nie zakłóca zdrow ia. Nie idzie je d n a k zatem , żebyśm y j e m ieli ignorow ać. Ja k k o lw ie k są to drobn e istoty, k tó ry ch 1 m ilija rd w a
ży około 1 m iligram a, działalność ich je st poważna. Z dolne są one w yw oływ ać w g ru n cie odżyw czym n ajró ż n o ro d n iejsze zm iany chem iczne, objaw iające się w m lek u jeg o kw aśnieniem , zsiadaniem się, zm ianą sm a
k u . O becność w m leku b a k te ry j pow oduje jego nietrw ałość, nie pozw ala przechow yw ać go bez zm iany w zw ykłych w a ru n k ach d łu żej n ad 24 godzin.
(c. d. nast.).
S ta n isła w Prauss.
Ictr. Kilogram. Sekunda.
(D o k o ń czen ie).
V III.
N ajnow sze dzieje u k ła d u m etrycznego, k tóreśm y tu sk re ślili, pozw oliły nam p o znać, ja k ą dokładność osięgnęła w czasach naszych sztu k a m ierzen ia i w ażenia. O prócz wszakże długości i masy je s t jeszcze trzecia w ielkość, k tó ró j ocena w nauce, technice i w życiu zw yczajnem ró w n ie ja k tam tych dw u je s t niezbędną: w ielkością tą je s t czas.
S ekun da je s t je d n o s tk ą rów nież zasadniczą, ja k m etr i k ilo gram , a obok p rę ta m ie rn i
czego i wagi koniecznym je s t zegar. N ie zbijem y się zatem z tro p u , gdy z dziejam i m e tra i k ilogram a pow iążem y treściw ą hi*
sto ry ją zegara, k tó ra nam wskaże, j a k sto pniow o zdobyw ał człow iek coraz większą ścisłość w ocenie czasu.
N ajd aw n iejszy p rz y rzą d do m ierzenia czasu stanow ią oczywiście zegary sło n ecz
ne, u nas kom pasam i zw ane. G dy bow iem bieg dzienny słońca następ stw o godzin nam
znaczy, trzeba było ty lk o ru c h ten prze
nieść na przesuw anie się cienia, rzucanego p rz ez p rę t w ziem i utk w io ny , by obserw a- cyi w iększą nadać dokładność. W yn alazek zegarów słonecznych przypisyw ano filozo
fom szkoły jońskiój, następcom T alesa, A n ak sy m an drow i i A naksym enesow i z szó
stego w ieku przed C hr., niew ątp liw ie w szak
że znane one były daw niejszym astronom om C h ald ei i E g ip tu . W pierw o tnej swój fo r
m ie był to zapew ne ty lk o słup, lub filar, pionow o n a płaszczyźnie poziomej w znie
siony, k tó ry oznaczał p ołudnie w chw ili, g d y cień jego staw ał się najkrótszym : je stto sław n y gnom on astronom ów starożytnych, budow any troskliw ie i w skrom nym swym zak resie wciąż doskonalony, zanim ustąpił przyrządo m astronom ii dzisiejszej.
A by wszakże zegar słoneczny zbudow ać, nie dosyć je s t wbić p rę t pionowy w ziemię i zatoczony dokoła niego o k rąg na rów ne podzielić części, słońce bowiem w raz z ca- łem niebem nie bieży d okoła lin ii piono
w ej, ale obraca się dokoła osi, k tó ra w ró ż
nych p un k tach ziem i rozm aicie je s t do po
ziom u pochyloną. Z najm niejszym ted y zachodem u rządzićbyśm y m ogli zeg ar sło neczny, u staw iając p rę t ten, czyli gnom on w k ieru n k u osi św iata, t. j. zw racając go k u gw ieździe biegunow ej. U nas p rę t ten pochylonym by więc był do poziom u pod k ątem 52°, a cień jeg o, p rz y zm iennem p o
łożeniu słońca, n a tarczy do p rę ta p rosto
p ad łej co godzina obiegałby drogi równe;
tarc za ta przy p ad ałab y w płaszczyźnie do rów n ik a rów noległej, a kom pas tak i n azw a
no rów nikow ym , czyli rów nonocnym . P o m ijając ju ż wszakże niedogodność w y n ik a
ją c ą z pochyłego w zględem poziom u ułoże
n ia tego zegara, pam iętać jeszcze należy, że słońce wznosi się na p ó łk u li północnej n ad rów nik je d y n ie w ciągu półrocza le tniego gó rn ą zatem stronę tarczy oświeca tylko od końca M arca do końca W rześnia, przez d ru g ie zaś półrocze prom ienie sło neczne p ad a ją na dolną jój stronę, którą tedy, podobnie j a k górną, zaop atrzyć n a le ży w podziały, aby p rę t i k u dołow i w y
dłużony, m ógł cieniem swym godziny w p ó ł
roczu zim owem w skazyw ać.
By niedogodności tój un ikn ąć, korzystniej
je s t tarczę kom pasu um ieszczać poziomo,
N r 27. WSZECHŚWIAT. 425
lub pionowo; w tym razie je d n a k odstępy
k resek w skazujących godziny nie będą, już rów ne, a k o n stru k cy ja takiego zegara w y
m aga pew nych m etod gieom etrycznych.
D latego też u rząd zan ie kompasów stan o w i
ło niegdyś ważne zadanie astronom ii p ra k tycznej. C hoćbyśm y je d n a k zegar słoneczny z najw yższą budow ali starannością, pozo
stanie on zawsze niedostatecznym bardzo przyrządem . P rzedew szystkiem bowiem da
je on czas słoneczny praw dziw y, a nie j e d nostajny czas średni, ja k i w skazują istotne zegary nasze i ja k im posługiw ać się m usi
my, a dalśj służyć może ty lk o za dnia i p rzy niebie pogodnem , wreszcie zaś, co nas tu najb ard ziej obchodzi, niepodobna oznaczyć na nim d o k ładnych i drobnych podziałów . T rzebaby k o n stru k c y i nadzw yczaj stara n nej i w ielkich w ym iarów tarczy, aby odczy
tyw ać na niej m inuty. U doskonalenie z e garów m echanicznych odebrało też kom pa
som w szelkie znaczenie praktyczne, a z c h lu by astronom ów sta ły się one je d y n ie ozdo
bą parków .
R ów nież odległą zapew ne przeszłość m ia
ły i zegary wodne, czyli klepsydry. W n a j
prostszej form ie były to dw a, stożkow ate zw ykle n aczynia, zbiegające się zwężonemi swem i końcam i, gdzie przez szczupły otw ór w oda z naczynia górnego przepływ ała do dolnego. W y m iary p rz y rząd u tak być m o
gły dob ran e, że czas przepływ u wody w y
nosił godzinę, k w adrans, lub k ilk a m inut ty lk o , a po p rzelaniu się w ody do naczynia dolnego klepsydrę trze b a było tylko o d w ró cić, by tenże sam przebieg znów się pow tó
rz y ł. W ta k prostem urządzeniu m ogła w p raw d zie k lep sy d ra oznaczać trw a n ie g o dziny, ale nie m ogła służyć do w skazyw a
nia je j części, woda bowiem nie z je d n o stajn ą przep ły w a wciąż szybkością. W m ia
rę ja k je j ubyw a w naczyniu górnem, a tem samem pod coraz slabszem zostaje ciśnie
niem , p rędkość w ypływ u m aleje; w ró w nych przeto odstępach czasu w oda w n a czyniu dolnem o niejednakow e wznosi się wysokości. P rz y uw zględnieniu praw w y
p ływ u cieczy, k tó re zresztą T o rricelli do
piero w ykrył, m ożna w praw dzie osięgnąć znaczną dokładność zegarów wodnych, b u dow a ich wszakże b yłaby w tedy zby t za
wiłą.
D ziś więc zegary wodne pozostały w hi- storycznem tylko wspom nieniu. O statnią rolę n aukow ą od egrały chyba na usługach G alileusza, gdy przy doświadczeniach swych n ad spadkiem ciał potrzebow ał oznaczać k ró tk ie odstępy czasu. Z achow ał on w szak
że tę ostrożność, że woda w ąskim bardzo otw orem w yp ły w ała z naczynia znacznych wym iarów ; w tedy przez k ró tk i czas w y pły
wu poziom wody w yraźnym zm ianom nie ulegał, odważone przeto ilości cieczy z do- statecznem przybliżeniem m iarę czasu d a
w ały.
Podobneż usługi, ja k klep sy d ry wodne, oddaw ały i k lepsydry piaskiem suchym w y
pełnione; sądzono naw et, że piasek przesy
p u je się wciąż jed no stajn ie, bez względu na wysokość, do ja k ie j je st usypany. D latego nadano połączonym ze sobą naczyniom p o stać r u r walcowych, a urząd zon a na nich podziałka pozw alała z n iejak ą dokładnością oznaczać jed n ak ie odstępy czasu. W raz z kom pasam i poszła i k lep sy d ra w zapo-
| m nienie i pozostała tylko symbolem n i
knącego i wszystko poryw ającego ze sobą czasu.
IX .
P oczątek dzisiejszych naszych zegarów m echanicznych, polegających na połączeniu k ó ł i kółek, w praw ianych w ru ch działa
niem spadającego ciężaru, lub rozw ijającej się sprężyny p rzy p ad a n a wiek trzynasty albo na czas jeszcze daw niejszy, lubo d o kład n ie oznaczyć go niepodobna. P om ysł zastosow ania spad ku ciężaru czyli wagi do w praw iania w ruch m echanizm u zagarowe- go łatw o rzeczywiście m ógł się nasunąć, ciężar bowiem zaw ieszony na wale, dokoła swej osi ruchom ym , w praw ia go spadkiem swym w obrót, a zarazem i osadzone na nim koło zębate, k tó reg o ruch przenosi się n a kółka dalsze i na wskazówki. Z adanie to nie p rzedstaw iałoby więc trudności, g d y by spadek w agi dokonyw ał się jed no stajnie;
w iem y
A v s z a k ż e ,że bieży ona ruchem p rz y śpieszonym , w ał zatem i cały połączony z nim m echanizm ob racałb y się coraz prę
dzej, a zegar w skazyw ałby godziny coraz
krótsze. T rud n o ść przeto polegała jed y n ie
n a obm yśleniu środków ujednostajnienia
tego ruchu. R adzono więc sobie bądź przez
42 r,
WSZECHŚWIAT. N r 27.zm ianę m om entu bezw ładności obracającej się masy, bądź p rzez zw iększanie oporu, j a ki p rz y ru c h u sw ym przezw yciężać musia- Ja, co do pew nego stopnia pozw alało u trz y m yw ać ru c h je d n o stajn y , ani d okładnie w szakże, ani na długo. W r. 1364 urząd ził H e n ry k von W y k , n a gm achu p arlam en tu w P a ry ż u zegar bijący godziny, a odtąd ze
g ary wieżowe zaczęły się m nożyć w E u r o pie; zdaje się je d n a k , że ze g ary poruszane spadkiem wagi znane ju ż były we W ło szech w wieku trzy n asty m , a są może w y nalazkiem arabów , którzy w o kresie ros- kw itu swój n a u k i zalecali się i biegłością w m echanice p ra k ty c z n e j. Zaczęto się n a w et tak iem i zegaram i wagow em i p o słu g i
wać przy obserw acyjach astronom icznych, w ym agały w szakże codziennej reg ulacyi i ulegały częstem u zakłóceniu. W szystkie sta re środ ki m echaniczne okazyw ały się niedostateczne do u je d n o sta jn ie n ia biegu zegarów i trzeba było szukać dróg now ych, a tę pomoc pożądaną p rzyn iosło wreszcie w ahadło.
O d niepam iętnych czasów b u ja ł się ciężą-
jre k na szn u rk u , a ru ch ten pow szedni niko
go nie zastanaw iał, na d ro bne bow iem spo
strzeżenia um ysł g ien ijaln y ty lk o uw agę zw rócić potrafi, a u m iejętne z nich korzy stanie tw órczość n aukow ą stanow i. W k a tedrze pizańskiej ro z b u ja ł się św iecznik k o ścielny na długim zw ieszający się sznurze, a ru c h ten obserw ow ał G alileusz, dziew ię
tnastoletn i wówczas stu d e n t m edycyny, k tó reg o sam odzielność i zdolność sp ostrzegaw cza w y ry w ały się poza za k lę te n ieruchom o
ścią średniow ieczną szran k i fizyki arystote*
lesowej. O bszerne z p o czątk u łuki przez św iecznik zataczane zw olna m alały, a m ło dy obserw ator d ostrzegał, że pom im o to w ahnięcie każde doko n y w ało się w czasie jednakim ; licząc więc uderzenia swego tę
tn a, w y k ry ł—było to w r. 1583,—że rzeczy wiście trw anie w ahnięcia od obszerności jeg o nie zależy, byleby długość w ahadła po
zostaw ała niezm ienną.
Zrozum iano też bezzwłocznie, że izochro- nizm ten w ahadła, rów noczesność je g o w a
h ań czyni zeń pożądany czasom ierz i za
częto się niem posługiw ać przy d o strzeże
niach astronom icznych. P rze d staw iało ono wszakże tę niedogodność, że nie zaznaczało
czasu upłynionego, a niepotrącane nanow o ry ch ło się uspakajało. G alileusz ju ż p rz e to pow ziął zam iar pałączenie w ahadła z od
pow iednim m echanizm em wskazówkowym , o czem w r. 1636 pisał do L au ren sa R eaala, g u b ern ato ra N iderlandów ; gdy wszakże p rz erw a ła się korespondencyja ze Stanam i H o lan d y i, prow adzona w przedm iocie ści
ślejszej m etody oznaczania długości gieo- graficznej, nie słyszano ju ż o czasom ierzach G alileusza.
W e dw adzieścia dopiero la t później z a dan ie to p od jął H uyghens, zam iast je d n a k u rządzenie zegara naginać do w ahadła, zw rócił się on do daw nych zegarów w ago- w ych i do nich zastosował w ahadło, k tó re rów noczesnością swych w ahań jed n o stajn y im bieg zapew niło. W r. 1657 uzyskał on od Stanów gien eralny ch H o lan dy i p aten t na sw oje zegary w ahadłow e i opisał je w ros- praw ie „H orologium ”, ogłoszonej w r. 1658.
J a k zw ykle wszakże, nie obyło się i tu bez sporów o pierw szeństw o w ynalazku.
G alileusz ju ż nie żył od lat szesnastu, ale uczeń jeg o i bijograf, Y iviani, sta ra ł się w ykazać p ra w a swego m istrza do tego p ie r
w szeństw a. Z danych, przedstaw ionych przez V ivianiego wnieść wszakże ty lk o m o
żna, że G alileusz u schyłku życia, gdy ju ż zaniew idział, obm yślił p lan zbudow ania ze
g ara w ahadłow ego, pom ysłu tego wszakże urzeczyw istnić ju ż nie zdołał, a otoczenie jeg o doniosłości tój rzeczy ocenić nie um ia
ło; H uyghensow i tedy besspornie przy p ad a ch w ała w ynalascy naszych dzisiejszych ze
garów w ahadłow ych.
N ad dalszem udoskonaleniem zegarów praco w ał przedew szystkiem sam H uy g h en s, a następnie szczególniej k orzy stn e zm ia
ny w prow adzili C lem ent (1680), G raham (1675 — 1752) i H a rriso n (1693 — 1776).
W zegarach tych zatem obrót całego m e
chanizm u pow oduje spadek ciężaru, czyli wagi; by łb y to jed n ak , ja k wiem y, ru c h przyśpieszony, ale w ahadło p rzery w a go w jed n ak ich odstępach czasu, a tem samem ujed n o stajn ia go i reg ulu je. P o średnikiem zaś m iędzy w ahadłem a w łaściw ym p rz y rządem zegarow ym je s t w ychw yt, czyli k o tw ica, ta k z w ahadłem zw iązana, że w raz z niem się kołysze, zahaczając kolejno o zę
by koła osadzonego na wale, na k tórym
N r 27. WSZECHŚWIAT. 427
zwiesza się w aga poruszająca. W ah ad ło samo
przez się z pow odu nieuniknionych oporów ry chłoby ruch swój w strzym ało, gdyby u d e
rzenia o zęby koła na wale osadzonego nie n ad aw ały mu wciąż nowego im pulsu. W aga więc opadająca stanow i siłę poruszającą dla całego system u kół, a za pośrednictw em w ychw ytu je s t regulatorem szybkości spad
ku wagi.
Szybkość w szakże kołysań zależy od d łu gości w ahadła, na bieg zatem zegara w p ły w a tem p eratu ra. Z aradzić tem u szkodli
wemu od działyw aniu tem p eratu ry p ra g n ął w ro k u 1715 G raham przez użycie w ahadeł z drzew a, gdy je d n a k w prow adziło to inne niedogodności, zam ierzył osięgnąć niezm ien
ną, czyli niezależną od tem peratury długość w ahadła przez stosowną kotnbinacyją k ilk u m etali. Tego ro d zaju kom pensator w ykoń
czył wszakże dopiero H arriso n , G raham zaś osięgnął rów nież szczęśliwie rozw iąza
nie, złączyw szy z prętem w ahadła naczynie napełnione rtęcią. T e dw a rodzaje kom pensatorów są dotąd najpow szechniej u ży wane.
* X .
D ru g ą k ateg o ry ją czasom ierzy stanow ią zegarki; zdro b n iała nazw a nie odpow iada tu zm niejszonym tylko w ym iarom , ale od
m iennem u u rządzeniu . W miejsce o p ad a
jącej w agi ruch m echanizm u wyw ołuje sprężyna, która, w yprow adzona ze stanu sw ej rów now agi przez nakręcenie zegarka, usiłuje do stanu tego wrócić, czem pow o
du je ruch połączonych z nią kółek.
R uch ten wszakże, ciągłem roskręcaniem się sprężyny utrzym yw any, zachodziłby ró wnież coraz p rędzej; każda bowiem siła statecznie d ziałająca, ja k b y przez sum ujące się im pulsy, ruch przyśpieszony wywołuje.
P o trzeb a i tu zatem regulato ra, któryby w jed n ak ic h odstępach czasu ciągłość tego ru c h u p rz ery w a ł, regulatorem zaś tym znów je s t w ahadło, a przynajm niej kom binacyja, k tó ra ruchy w ahadłow e wykonywa. Jestto bow iem kółko, na osi osadzone, opatrzone w bardzo cienką i spiralnie zw iniętą sp rę
żynkę, zw aną włosem; sk rę ty tego włosa, ze stanu rów now agi usunięte, rosszerzają się i ściągają, przenosząc ruch ten na p o łą
czone z niem i kółko, k tó re stąd kręci się wciąż na praw o i lewo. B alansyjer ten za
tem , działaniem sprężystości w ruchu u trz y m yw any, o deg ry w a zupełnie rolę w ahadła i ze sprężyną poruszającą ta k je s t systemem w ychw ytów zw iązany, że ciągłość je j d zia
łan ia wciąż p rzeryw a, sam zaś ulega b e z ustannym popędom , k tó re zapew niają je- dnostajność jeg o kołysań.
Aż dotąd zu p ełn ą znajdujem y analogiją w budow ie zegarów w agow ych i sp ręży no wych, w tych ostatnich wszakże n ieu nikn io ną je s t w iększa zawiłość. W ag a bowiem pod wpływem siły ciężkości spada biegiem jed n o stajn ie przyśpieszonym , gdy spręży
stość przez skręcenie sprężyny wzbudzona w m iarę je j rozw ijania się słabnie i w yw ie
ra na m echanizm zegara ciśnienie coraz mniejsze, co pow odow ałoby ruch n iejed no stajnie przyśpieszony. K onieczne je s t tu zatem urządzenie dodatkow e, k tó reb y usu
wało wpływ ciągłego słabnięcia siły p o ru szającej, p o trzeb a pośrednika między s p rę żyną poruszającą a balansyjerem . P o śre
dnikiem takim je st ślim ak. Jestto stożek mosiężny, po którym w ije się rów nia po chyła, ślim akow ato skręcona, ja k drog a na górę wiodąca; gdy sprężyna roskręca się i tem samem w praw ia w obrót bęben, w k tó rym się mieści, wtedy zarazem d ziała i na ślim ak za pośrednictw em łańcucha, który się zw ija dokoła coraz szerszych jeg o skrę
tów. Z początku więc działa na sk ręty nie • w ielkie, następnie na coraz rozleglejsze, k tóre, ja k b y coraz dłuższe ram iona drążka, coraz mniejszej do o b ro tu . w ym agają siły.
W ten sposób w y nag rad za się ciągły ubytek siły poruszającej. A by otrzym ać ze g ark i m niej w ypukłe, postarano się o zastąpienie ślim aka innem i sposobami; zastosow ano więc sprężyny niejednostajnej grubości i sze
rokości, tak aby w m iarę u b y tk u sprężysto
ści coraz dzielniejsze części na w idow nię występow ały, ale i przy użyciu jed n o staj
nej sprężyny zaradziły tem u stosowne sy stem y wychwytów.
J a k na w ahadło zegarów wagowych, tak też w pływ a ciepło i na balansyjery zegar
ków, w zrost bowiem tem p eratu ry działa na
sprężystość drgającego włosa, a zarazem
pow iększa i średnicę kółka, w którem je s t
on osadzony. I tu zatem trzeba było w pro
42 8 WSZECHŚWIAT. N r 27.
w adzić kom pensacyją, k tó ra na podobnych zresztą m nićj więcćj zasadach polega.
Ja k o w ynalascę zegarów sprężynow ych w y m ieniają P io tr a H e le zN o ry m b erg i w po
czątkach w ieku szesnastego. W p ro w ad ze
nie sprężyn y sp iraln ćj, czyli włosa zaw dzię
czam y znów H uyghensow i, a pierw szy ze
g a re k kieszonkow y wedle jego w skazów ek w y ro b ił T u re t w P ary ż u 1674 roku. I ten w szakże w ynalazek d ał rów nież pow ód do zaciętego sporu, z roszczeniem bowiem do pierw szeństw a w y stąp ił nam iętnie R o b ert H ooke, sław ny se k re ta rz to w arzy stw a k ró lew skiego w L on d y n ie. O ile uzasadnionem
je st jego w ystąpienie, tru d n o powiedzieć;
H o o k e bowiem, człow iek niew ątpliw ie roz- ległćj n au k i i w ysokich zdolności, cechow ał się zarazem c h a ra k te re m kłótliw ym i am bi- cyją niesłychaną: w szystko w iedział, sobie p rz y p isy w ał pierw szeństw o w szystkich n ie m al w spółczesnych m u o d k ry ć i w ynalaz
ków , N ew tona n aw et o sk arżał o p lagijat w odkryciu p ra w ciążenia powszechnego.
H u yghens w ykazał n ad to pożytek, ja k i p rzynieść m ogą podobne zegary przenośne p rz y oznaczaniu długości gieograficznój, zw łaszcza na m orzu, a z tego w zględu w y
znaczył p arlam en t angielskie n ag ro d ę 20000 funtów szterlin g ó w za ta k ie udoskonalenie tych zegarów , aby p rz y ich pomocy ozn a
czać można było długość gieograficzną z b łę dem nieprzechodzącym p ó ł stopnia. P o ło wę znacznej tój n ag ro d y zyskał znany nam ju ż H a rriso n dopiero w r. 1764, gdy, w p ro w adziw szy ko m pensacyją i inne ulepszenia, dostarczy ł ad m iraliey i b ry tań sk ićj ch ro n o m etr, p rz ed staw iając y pożądaną ścisłość, a od owego czasu sztu k a w y ra b ian ia d o k ła
dnych chro nom etrów ta k się rozw in ęła, że zdaje się, doszła ju ż do k re su , d la biegłości człow ieka dostępnego.
D o b ry zegar nie p ow inien rzeczywiście daw ać b łęd u w iększego n ad pół seku ndy na dobę, czyli przekraczającego dro b n y ułam ek Vił
2800) a tan ie n aw et zegarki b łąd zą za le
dw ie o dwie, lub trz y m inuty na tydzień, dokładność ich w ynosi zatem około
3/ i o o o o -W y b o rn e chronom etry dochodzą ścisłości V
432oooi w ciągu doby bowiem d ają różnicę nie przechodzącą piątój części sek u n d y .—
P rz y m ierzeniach d ługości i p rzy w aże
niach, dokonanych p rzez biu ro m ięd zy n a
rodow e m iar i wag, osięgnięto, ja k widzie
liśm y, ścisłość znacznie w iększą, ale też użyć trzeb a było p rzy rząd ów i m etod n ad e r zaw iłych; p rz y zw ykłych zaś m ierzeniach i w ażeniach popełniam y niew ątpliw ie błędy znacznie większe, aniżeli przy ocenie czasu.
D ługość, m asa i czas stanow ią w ielkości za
sadnicze, do których sprow adzają się w szel
kie pom iary, ale czas m ierzym y n iew ą tp li
wie z najznaczniejszą dokładnością i z n a j
większą łatw ością. Jestto wielkość, k tó ra nas najbliżej dotyczy, niew ielu bowiem ty l
ko dźw iga przy sobie łokieć, a n ik t praw ie n ie zabiera ze sobą wagi i gw ichtów ; z ze
garkiem tylko nie rosstajem y się nigdy, je st on najbliższym tow arzyszem naszym i do rad cą najw ierniejszym .
S . K.
SPRAWOZDANIE.
Dr Ludwik Birkenmajer. O n iew yzysk an ym dotąd szczególe z astronom ii sta ro ży tn ej, przechow an ym u T a cy ta . Kraków, n ak ład em ak ad em ii u m ie ję tn o ś c i, 1890, 8-k a, str. 31.
O in teresu jącej tej rospraw ie pod aliśm y ju ż w zm ian k ę b ib lio g ra fic zn ą w N r 19 n aszego pism a.
A u tor porusza w niej k w esty ją n iezm iern ie d o n io słą dla dziejów astron om ii starożytn ej; z teg o w zględ u, praca ta, ogłoszona rów n ież w streszcze
n iu fra n cu sk iem , zw róci b ezw ą tp ien ia na się uw a
g ę sp ecy ja listó w i w y w o ła dysku syją, k tóra p rzy c zy n i się do rozjaśn ien ia w yn ików , do ja k ich do
ch od zi dr B irk en m ajer. W strzym ując się dla b r a ku n ależytej k om p eten cyi od sądu o w y n ik u p o szuk iw ań autora, podajem y ty lk o treść je g o ros- p ra w y , dodając, że napisana je s t z n ie zw y k łą eru- d ycyją, jasn o i zajm ująco, tak , że pow itać ją n a leż y z u zn an iem , jak o w zb ogacającą tak n ie lic z n y u nas p oczet badań sam od zieln ych n ad d ziejam i nauki.
R ospoczyn a autor od uw ag nad ogólnym stanem w iad om ości d otyczących d ziejów astronom ii sta rożytn ej, k tóre, w ed łu g j e g o zdania, przed staw iają obraz zam ięszania i częściow ej sp rzeczności, z k tó
rej niełatw o w yb rn ąć n a w et h istoryk om obezna
n y m z krytyczn ą m etodą badania. Jed n ą z kw e- styj dotąd n ierozjaśn ion ych p rzez naukę je st py
tan ie o stan ie w ied zy astronom icznej u narodów , które przed grek am i w y stą p iły na w id ow n i św ia ta cy w ilizo w a n eg o , a m ian ow icie eg ip cy ja n , C h a l
dejczyk ów , in d osów , persów i t. d. H isto ry cy a stron om ii przyjm ują dotąd p raw ie jed n ozgod n ie, że rola ty ch narodów w p ostęp ach astronom ii by-
N r 27. W8ZECHŚWIAT. 42 9
la podrzędna, że g r ec y dopiero p o ło ż y li trw ałe p od w alin y astronom ii u m iejętn ej. Z dan ie przeci
w n e, w ed łu g k tó reg o sta ro ży tn y W schód p oczynił w ażpe odk rycia astron om iczn e, n a p o ty k a ło na opór ze stron y w iększości h isto ry k ó w w ied zy. Gdy j e dnak now sze b ad an ia nad m atem atyką egip cyjan , ch ald ejczyk ów i ind usów z reh a b ilito w a ły w pewnej m ierze stan ow isk o nau k ow e ty c h starożytn ych m ieszk ańców A zyi, n ależy też., zdaniem autora, z w iększą ostrożnością w yd aw ać sąd i o ich w ie
dzy astronom iczn ej. P otrzeb a jeszcze dłu gich i c ie r p liw y ch badań nad kw estyjam i sp ecyjaln em i, aby p rzy ich p om ocy dojść z czasem do w iarogodnych w yn ik ów og ó ln y ch .
Jed n ą z ta k ich kw estyj specyjalnych je s t p y ta n ie , kom u należy się zaszczyt o d k ry cia cofania się pu nk tów rów n o n o cn y ch , c zy li tak sw anej prece- syi. Za od k ryw cę teg o w ażnego zjaw iska uw aża
n y je s t pow szech n ie H ipparch z N ic e i „najw iększy astronom starożytn ego św ia ta 11, ży ją cy w drugiej p ołow ie 11-go w iek u p rzed C hrystusem . Porów ny
waj ąc d łu g o ści gw iazd obserw ow anych przez Ari- stillo sa i T im och aresa (ok oło 300 r. przed Chr.) z d łu gościam i g w ia zd w e w łasn ym ka ta lo g u , do
str ze g ł H ipparch, że w szystkie gw ia zd y p o w ięk sz y ły sw oję d łu gość o jednak ow ą ilo ś ć stopni ekli- p ty k i, a u d erzon y zgodnością różn ic w yw niosko
w a ł, że ru ch ten gw iazd j e s t p ozorny i pow staje w sku tek cofania się punktu rów non ocy w iosennej, od k tórego liczą się d łu g o ści gw iazd sta ły ch . D zie
ła H ip parch a z a g in ęły , ale p ow yższa w iadom ość, ja k i in n e dotyczące od k ryć H ipparcha p om ieścił P tolom eu sz, żyjący w drugim w ieku po C hrystu
sie w znanem w ielkiera d ziele II aóvTa£tę czyli w tak zw anym A lm a g ieście. Jak w ielkim b y ł łuk rocznej p r e ce sy i przez H ipparcha znaleziony, P tolom eusz n ie n ad m ien ia, z porów nania w szakże doch ow an ych w A lm agieście obserw acyj T im ocha
resa z d łu g o ścia m i w ed ług katalogu H ippareho- w eg o w yn ik a roczna p recesyja od 29" do 39", o d p ow iadająca całk ow item u okresow i ob ieg a punktu rów non ocn ego, w yn oszącem u od 44 do 33 ty się cy lat. W ielk ość ta, jak w iadom o, d aleko odb iega od w ielk o ści praw dziw ej.
W dyjalogu T acyta: „D e oratoribus“ Cap. 16 znajduje się ustęp, na który, ja k pisze p. B irk en m ajer, n ik t dotąd przed n im n ie z w ró c ił u w a g i');
c z y ta m y tam w yraźn ie, ż e Cicero w d ziele (zagi- n ion em ) „H orten siu s“ w spom ina o w ielk im okresie czasu, w yn oszącym 1 2 9 5 4 lata, który zw ał się w ie l
k im i p raw d ziw ym rokiem , a w którym odn aw ia
ło się to sam o p ołożen ie n ieb a i gw iazd. U stęp te n stan ow i g łó w n ą p od staw ę, na której opierają się w yw od y autora. L iczb a 1 2 9 5 4 je st lic zb ą lat, po ja k ich ru ch om a lin ija rów nonocna, obróciw szy się o 180°, wraca do sw ego p ołożen ia odpow iada
’) A utor dodaje w przypisku, że zw rócenie u w a
gi na ten ustęp T acyta zaw dzięcza p. Janow i Per- ła w sk iem u , sw em u uczniow i.
ona rocznej precesyi, w ynoszącej 50,023", a w ięc n ad er blisk iej w artości B essela 50,211", lub Stru- vego 50.230" (d la roku 1750). W ielka dok ładność, z ja k ą ruch ten p rzez niew iad om ych z nazw iska i poch od zen ia ludzi został zbadany, jest, w ed łu g autora, m iarą w ielk ie j sta ro ży tn o ści ob serw acyj, które p ozw oliły ilo ścio w o g o w yznaczyć.
Skąd Cicero m ógł zaczerp n ąć ten arcyw ażny szczegół, zapytuje autor. N a to od p ow ied zieć m o
żna tylk o zapom ocą dom ysłu . Z a czasów Cicero- na, pow iad a, istn ia ły jeszcze pism a D em okryta z A bdery, żyjącego około roku 460 przed Chr., który odbyw ał d a lek ie podróże d o B abilonu , Per- syi i t. d. Z jed n eg o z ty c h d zieł, dziś ju ż n ie istniejącego, rO [Aeyaę evtaOTÓę (w ie lk i r o k ) sta
tysta rzym sk i zaczerp n ął pow yższą w zm iankę, prze
n iesio n ą następnie do T a c jta , skąd z k o lei De- m okryt czerp ał w ia d o m o ści sw oje w tej k w estyi.
Tu w chod zim y ju ż na pole m glistyoh dom ysłów , w k tórych gd zien iegd zie ty lk o prom yk św ia tła m ieś cić się m oże. P och od zen ie p ow yższego pery- jod u , p ow iad a autor, jest n iew ątp liw ie n ie g rec
kie, bo dla ocen ien ia go potrzeb a b y ło obserw acyj w iek ó w ca ły ch , przy ów czesn ych zw łaszcza n ied o sk on ałych m etod ach . H ip oteza ta przenosi nas do ep o k i p iram id eg ip sk ich , lub pism a k lin ow ego chaldejczyków . D o k tórego z ty c h dwu ludów p rzyszłe badania odn iosą w y zn aczen ie d łu g o ści w ielk ieg o roku tak dokładną, ja k ją znajdujem y w e w zm iankow anym ustęp ie T acyta, niew iadom o, m ówi p. Birkenm ajer, ale to p ozostan ie nieza- chw ianem , że o zn a czen ie tego okresu n ie je s t d zie
łem H ipparcha i że w e d łu g w szelk iego p r a w d o p o d ob ień stw a już w V w ieku przed C hrystusem w ia
dom ość ta została p rzen iesion a do G recyi.
Z teg o p rzed staw ien ia autora w yn ik a zarazem , że P tolom eu sz n ie znał w szystkich prac sw oich p o przedników , a zw łaszcza pism D em okryta, w k tó rych je s t mowa o w ielk im roku: w przeciw nym bow iem razie w A lm a g ieście sp otk alib yśm y się z da- n em i o p recesy i, bardziej zb liżonem i do prawdy.
5. D.
Wiadomości bibliograficzne.
— mjl. Antoine de Saporfa. L es th eories e t le3
n otation s de la ch im ie m oderne. P aryż, 1889 r., str. 330. Cena 3 fr. 50 c.
P rzystęp n ie n ap isana książka, pośw ięcona zasa
d n iczym teoryjom ch em iczn ym . A utor daje c z y te ln ik o w i d oskon ały p ogląd na sk ład c ia ł c h em i
czn ych , zarów no m in eraln ych jak i organicznych, obierając do w y k ła d u najw ażn iejsze ty p y . P raw o p ery jo d y czn o ści, D u lon ga i P etita, m etody o k re
ślan ia g ęsto ści p ary, zjawisko izom orfizm u i t. p.
op isa n e są ściśle i najzupełniej dla początkujących