Warszawa, d. 27 Lipca 1890 r. T o m I X .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PR EN U M ER A T A „W SZEC H ŚW IA T A . W Warszawie:
Z przesyłką pocztową:
rocznie re. 8 k w artaln ie „ 2 rocznie „ 1 0 półrocznie „ 6
P renum erow ać m ożna w R ed a k cy i W szechśw iata i w e w szy stk ich k sięg a rn ia ch w kraju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią panowie:
Aleksandrowicz J , Bujwid O., Dcike K„ Dickstein S., Flaum M., Jurkiewicz K., Kwietniewski W i ■, ICram-
sztyk S., Natanson J. i Prauss St.
„W szech św iat" przyjm uje o g łoszen ia, k tórych treść m a ja k ik o lw iek zw ią zek z nauką, na n astęp ujących w arunkach: Za 1 w iersz zw y k łeg o druku w szpalcie albo jeg o m iejsce p ob iera się za pierw szy raz kop. 7 '/j,
za sześć n astęp n ych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.
A . d r e s !T2ed.a,l3:c37-I: K r a k c - w s k l e - P r z e d m i e ś c i e , ISTr <3Q.
0 WPŁYWIE SZKOŁY WSPÓŁCZESNEJ
NA R O Z W Ó J FIZ YC ZNY
MŁODZIEŻY SZKOLNEJ.
W ykład prof. dra N. Cybulskiego,
na ogólnem zgrom ad zeniu człon k ów Tow. op iek i zdrow ia w Krakowie, w dniu 30 M arca 1890 roku.
Sądzę, że w gronie członków naszego T o w arzystw a n ie p o trze b u ję dowodzić, ja k ie znaczenie m a dla człow ieka zdrow ie fizycz
ne i w jak im stosunku ono pozostaje do na
szych czynności um ysłow ych, do stanów naszój duszy. K tóż może zaprzeczyć tój praw d zie, k tó rą w k ilk u słow ach w ypow ia
da łacińskie przysłow ie „Mens sana in cor- pore sano”; przeciw nie, praw dziw ość tego przysłow ia p raw ic każdy z nas może stw ier
dzić na podstaw ie w łasnego doświadczenia, lu b w łasnych spostrzeżeń. Pom im o jed n ak , że przekonanie o potrzebie czuw ania n ad zdrow iem cielesnem je s t obecnie zjaw iskiem pow szechnem w społeczeństw ach europej - skich; pomimo, że w rzeczywistości higijena
publiczna obejm uje dziś daleko szerszy z a kres, aniżeli w czasach daw niejszych; po
mimo, że m edycyna i w szystkie n auki p o mocnicze postąpiły znacznie i nauka le k a r
ska może dziś w ytłum aczyć przyczyny w ie lu z tych chorób, które od n ajd aw niejszy ch czasów trap ią ludzkość; pomimo, że byliśm y już św iadkam i, ja k k ilk u epidem ijom , j a k np. dżum ie, cholerze, ludzkość, dzięki p o stępom wiedzy lekarskiój, zdołała położyć tam ę dalszego szerzenia się; pom imo to wszystko musimy przyznać, że ogólny stan zdrow ia ludności europejskiej, a w szcze
gólności je j rozw ój fizyczny, nietylko nie je s t lepszy,lecz przeciw nie pod wielu w zglę
dam i je st gorszy w porów naniu do stanu zdrow ia i rozw oju cielesnego naszych przo d
ków. K ażdem u wiadomo, że europejczyk
W s p ó ł c z e s n y posiada daleko gorszy w zrok, słuch, aniżeli nasi przodkow ie, lub w spół
cześni m ieszkańcy mniej cyw ilizow anych
krajów , lecz n ad to posiada on słabszy, mniej
odporny, bardziej w yczerpujący się u k ład
nerw ow y i z tego pow odu je s t w wyższym
stopniu usposobiony do w szelkich chorób
nerw ow ych. T o też wszyscy psychiatrzy
i n europ ato log ow ie,a w szczególności K ra ft-
E b in g , n ietylk o stw ierdzają, ż e w naszych
czasach ilość nerw ow o chorych, np. na neu- rasten iją, h iste ry ją , oraz um ysłow o chorych n ad z w y cz ajn ie się zw iększyła, ale naw et uw ażają n iek tó re zboczenia w zakresie u k ła du nerw ow ego w prost za chorobę naszego w ieku, tak , że w ym ieniony wyżźj au to r nie w ah a się w iek nasz nazw ać wiekiem n e r
wów. N iew ątpliw ie, że są. liczne i różno
ro d n e p rzyczyny tego upośledzenia naszego pod względem fizycznym: bardziój skom pli
kow ane stosunki socyjalno-polityczne, t r u dniejsza w alka o by t i t. p., lecz w śró d tych różnorodny ch p rzyczyn je d n a p raw d o p o d o bnie odgryw a najw ażn iejszą rolę, a tą p rz y czyną je s t nasze w ychow anie.
I rzeczyw iście, jeżeli tylko pow ierzch o w n ie zastanow im y się n a d w spółczesną szko
łą, k tó ra ju ż od szóstego ro k u życia dziecka rospościera n ań swój w pływ i porów nam y system dzisiejszy w ychow ania z system a- tam i starożytnych grek ó w lu b rzym ian, a n a w et ze szkołą ostatnich stuleci, to n iew ą t
pliw ie się przekonam y, że szkoła nasza, jó j system obecny różni się głó w n ie od szkół daw niejszych tem, że p ra w ie w yłącznie m a n a celu ty lk o kształcenie ducha, k s z ta ł
cenie um ysłu dziecka i że zup ełn ie p r a wie nie u w zględnia w ykształcen ia fizy cznego. T o pow szechne k u końcow i pierw - szćj połow y tego stu lecia po m ijanie w y kształcenia fizycznego i czuw anie ty lk o n ad kształceniem um ysłu m iało oczyw iście sw o
j e przyczyny. Szybki w zrost w iedzy, szcze
gólnie n a u k p rzy rodniczych, technicznych, historyi, języ k o zn aw stw a, a odpow iednio do tego i w zrost w ym agań wiadom ości od k aż
dego człow ieka w sto su n k u do stopnia jeg o w y k szta łc en ia sp ra w ił, że do zdobycia tćj w iedzy i więcej czasu i więcój p ra cy i w ięk
szego natężen ia sił um ysłow ych zużywać w ypadło, a głów nie odczuto p o trzeb ę odpo
w iedniego p rz y g o to w an ia um ysłu dziecka, aby tę w iedzę p o trz e b n ą w ja k n a jk ró tsz y m czasie było w stanie zdobyć; je d n e m słow em w iedza w spółczesna w ym agała osobnej m e
to d y ćw iczenia i k ształc en ia um ysłu. J a k k o lw iek m etody takiój an i n a u k a , ani d o św iad czen ia w ieków p o p rzed n ich n ie w yro
b iły i w sk u tek tego za p atry w a n ia co do w y b o ru m etody m usiały być rozm aite, to j e d n a k zw yciężyli hum aniści i stu d y ja s ta ro żytnych p isarzy , staro ży tn y ch języ k ó w ,
u znano za najodpow iedniejszy środek do ćw iczenia i rozw oju um ysłu. W prakty ce, wobec potrzeb spółczesnego społeczeństwa, wobec rozw oju innych dziedzin wiedzy lu d zk ićj, bez któ ry ch obyć się nie było m o
żna, a k tó re dla codziennego życia stały się potrzebnem i, zastosow anie tśj m etody, w y
m agało nietylko przed łu żen ia lat szkolnych, lecz zarazem zw iększenia liczby godzin szkolnych i zw iększenia godzin p racy poza szkołą. W praw dzie jednocześniezklasyczne- m i szkołam i pow stały szkoły realne i szkoły żeńskie, lecz i dla ty ch za wzór służyły ta k że gim nazyja klasyczne i dlatego system w g run cie rzeczy pozostał wszędzie ten sam.
To poczucie po trzeby obznajam iania m ło
dzieży ju ż od dzieciństw a z rozm aitem i dziedzinam i wiedzy, ta potrzeba odpow ie
dniego rozw oju um ysłowego dla nab yw an ia w iedzy zaw odow ćj, powoli tak w pojęciu sam ego społeczeństw a europejskiego, ja k i w ustaw odaw stw ie usun ęły na d ru g i plan w szelkie czuw anie n ad w ykształceniem fizy- czriem i z nieub łag aną koniecznością w y
w ołać m usiały zw ichnięcie rów now agi, k tó ra pom iędzy rozw ojem fizycznym a um ysło
wym istnieć pow inna. D ew izą szkoły stało się rozw ijać um ysł i naładow yw ać go w ie
dzą, bez w zględu n a to, ja k ie sk u tk i za sobą po ciąga n ad m iern a p ra c a jed n eg o tylko n a rz ąd u naszego u stro ju . P oszły więc w nie
pam ięć dośw iadczenia w ieków przeszłych, p rz y k ła d y starożytnój G recyi, n a wzorach k tó rej n ib y m ieliśm y kształcić um ysły na- szćj m łodzieży, poszły w niepam ięć naw et zasady, k tó re panow ały w X V I I I w ieku, a k tó re ta k d okładn ie u m iała ocenić nasza kom isyja ed u kacy jn a i objąć p arag rafam i swoich ustaw: „N iem ożna być szczęśliwym , niem ożna nabierać oświecenia um ysłu, dzielności duszy, łatw ości w uży w an iu jó j w ładz, zdatności i zręczności w w ykonyw a
n iu obow iązków swego stanu, bez zdrow ia, bez m ocnego i trw ałego złożenia ciała, zd ro wie zaś, czerstw ość, moc zm ysłów i sił od pierw szego w ychow ania w niem ow lęctw ie, od sposobu ż jc ia w m łodzieńczym w ieku niechybnie zaw isły” *). P o m ijając ju ż n a -
') U sta w y K om isyi ed u k acyi narodow ej. W arsza
w a, 1772, str. 117.
N r 30 WSZECHŚWIAT. 46 7 stępstw a, k tó re b ra k czuw ania szkoły nad
w ykształceniem fizycznem w zdrow iu je d n o stek spow odow ać m usiał, b ra k ten stał się dziś zjaw iskiem w prost rażącem ze w zglę
dów społecznych wobec ustaw w prow adza
nych w życie w ostatnich łatach p ra w ie we w szystkich państw ach europejskich. Dziś skutkiem ty ch ustaw każdy młodzieniec musi być żołnierzem , m usi odbyw ać ćwicze
nia wojskow e i narażać się na wszelkie nie
w ygody z zaw odem żołnierskim połączone.
A któż zaprzeczy, że do spełniania obow iąz
ków żołnierza potrzeba posiadać spory z a pas sił fizycznych, odpow iednio w ykształ
cone mięśnie i przyzw yczajone do pracy fizycznój, a przedew szystkiem bardzo tw a r
de i nieczułe nerw y ; któż nie p rzyzna, że obecny system szkolny bynajm niój w szyst
kich tych p rzyszły ch potrzeb m łodzieży nie ma na w zględzie. Jeżeli wogóle system szkolny w całśj E u ro p ie zanadto wytęża czynność m ózgu i w pływ a niekorzystnie na rozwój fizyczny m łodzieży szkolnój, to szcze
gólnie m łodzież nasza we w szystkich dziel
nicach daw nśj P o lsk i pozostaje w w a ru n kach n iep rzyjaznych. M łodzież bowiem n a sza, kształcąc się w szkołach państw ow ych, urządzonych p odług ogólnych norm , musi pracow ać w ięcśj, aniżeli m łodzież innych narodow ości w tych samych państw ach, aże
by uzupełnić te b ra k i w zakresie w ychow a
nia narodow ego, o k tó re ogólne norm y albo zupełnie nie d bają, albo tylko bardzo mało.
N ie od sam ego je d n a k tylko zaniedbania w ykształcenia fizycznego i nie od samego obarczenia pracą um ysłow ą zależą szko
dliw e sk u tk i spółczesnego w ychow ania.
S zkoła spółczesna w yw iera w pływ szko
d liw y na zdrow ie jeszcze w skutek innych przyczyn. N ietylko w skutek brak u odpo
w iedniego dozoru lekarskiego przyczynia się ona do szybkiego rospow szechniania cho
rób zakaźnych, lecz w skutek nieodpow ie
dnich urządzeń szkolnych staje się p rzyczy
n ą całego szeregu chorób, k tó ry m młodzież pozbaw iona dobrodziejstw a szkoły wcale nie podlega. S postrzeżenia lekarzy, doko
nane w ciągu ostatnich lat dw udziestu, w y
k azały z w szelką ścisłością, że istnieją spe- cyjalne choroby, k tó re możemy nazw ać w prost chorobam i szkolnem i, a k tó re są n a stępstw em albo nieodpow iednich u rząd zeń I
szkolnych, albo nieodpow iednich m etod n a uczania, nieodpow iedniego rozłożenia zajęć.
D ążenia lek arzy i w ładz szkolnych do u su
nięcia tych szkodliw ych w pływ ów szkoły stw o rzyły całą now ą gałęź higijeny, pod na- I zwą higijen y szkolnej. Spostrzeżenia le k a r
skie, zw racając uw agę opinii publicznćj na
! szkoły i system szkolny, zm usiły t u i owdzie j władze szkolne do w ydania przepisów w I spraw ie higijeny szkolnej, do zasięgania w pewnych razach opinii ciał lek arskich,
| lub fachow ych znawców, do w prow adzenia
| pew nych ulepszeń w urządzeniach szkol-
| nych, ja k np. now ych ław ek, lepszego oświe-
| tlenia, a naw et do w ypracow ania planu b u dynków szkolnych odpow iadających wym a
ganiom higijeny szkolnój. S postrzeżenia te je d n a k nie w ystarczały n iety lko do w yw o
łania rady k aln ej zm iany system atu szkol
nego, ale naw et niew szędzie zdołały p rz e konać w ładze szkolne o potrzebie dalszych do kład ny ch badań nad w pływ em szkoły na zdrow ie i rozwój młodzieży. D latego też w szystkie b adania dotychczasow e w pływ u szkół na zdrow ie m łodzieży szkolnćj były dokonyw ane ja k b y p ry w atn ie, przez lu dzi dobrój woli, k tó rzy się poczuwali do m oral
nego obow iązku pracę tę podjąć d la do bra społeczeństwa.
Jakiegoż ro d z aju m ogą być te szkodliw e w pływ y szkoły?
Przedew szystkiem szkoła może oddziały wać szkodliwie na zdrow ie m łodzieży, jeże li je s t nieodpow iednio um ieszczona, jeże li lo
k al je s t w ilgotny, niedostatecznie ośw ietlo
ny, nie posiada dokładnój w entylacyi, jeżeli je s t źle ogrzew any, jeżeli ilość pow ietrza w salach nie odpow iada ilości uczniów (t. j . nie wynosi naw et 3,5 m 3 dla jedn ego ). S zko dliw y w pływ takich szkół oczywiście ni- czem się nie różni od w pływ u każdego z łe go pom ieszkania.
K ilk a godzin spędzonych codziennie w ta kim lokalu o słabia u stró j dziecięcy, po
w strzym uje jeg o w zrost i rozw ój ro zm ai
tych narządów , naw et w ytw arzanie się krw i, a p rzez to usposabia do p rzy jęcia zarazków w szelkich chorób zakaźnych, niew yłącza- jąc- gruźlicy. T ak ie same m nićj więcej sk u t
ki pow oduje ju ż samo pozostaw anie dzieci
n a jed n em m iejscu naw et w lokalach odpo
w iednio urządzonych, pozbaw ienie ru c h u
4 6 8 WSZECHŚWIAT.
i świeżego p o w ietrza. D latego też pom iary w zrostu dzieci w szkołach w ykazują, że podczas 10 m iesięcy szkolnych w zrost do tak ieg o sto p n ia zostaje zw olniony, że w cią
gu dw u m iesiędzy w akacyjnych dzieci w y
ra sta ją n iekiedy dw a razy tyle, ile w ciągu 10-u m iesięcy szkolnych. O słabienie stan u fizycznego dziecka, ja k o sk u te k tych, lu b innych w arun ków , wobec ciągłego obcow a
nia w szkole z innem i dziećm i, je s t jed n y m z głów nych czy n n ik ó w ,sp rz y ja jący c h w w y
sokim stopniu szerzeniu się w szelkiego ro d zaju epidem ij; każdem u wiadom o, że k a ta ry d róg oddechow ych, m um psy, choroby zakaźne, w ysypkow e, zapalenie oczu i t. p.
obejm ują n ieraz niety lk o całe klasy , lecz n a w e t całe zakłady. T a k np. w o k ręgu królew ieckim w r. 1885 m usiano zam knąć z pow odu szerzenia się zaraźliw ego z a p ale
n ia oczu 120 rozm aitych zakładów n au k o w ych '). T akiem u szerzeniu się w szkołach chorób epidem icznych sp rz y ja p ew ien b ra k troskliw ości ze stro n y opieki dom ow ej i b ra k dozoru lekarskiego w szkołach. G d y b y ju ż pierw sze p odejrzan e p rz y p ad k i zostały p rzez lek arza spostrzeżone i u sunięte od obcow ania z innem i dziećmi, to n ie w ą tp li
w ie epidem ije pew no nigdy nie dochodzi
ły b y do ty ch szerokich rozm iarów , do k tó rych dochodzą.
Są to je d n a k w pływ y szkodliw e szkoły, k tó re m ożnaby nazw ać ogólnem i, k tó ry m m ogą podlegać dzieci i poza szkołą i pom i
mo tego, lu b innego system atu szkolnego.
L ecz szkoła w spółczesna prócz tych o g ó l
ny ch w pływ ów posiada także swoje epecy- ja ln e , zależne w yłącznie od panującego o b e cnie k ie ru n k u w nauczaniu. T u na p ier- wszem m iejscu m usim y postaw ić w pływ współczesnej szkoły, szczególnie szkół śre dnich na w zrok, następ n ie na rozw ój ciała:
osłabienie u k ład u m ięśniowego, skrzyw ienie kręgo słupa i t. p., a w końcu n a rozm aite zboczenia w czynnościach u k ła d u n e rw o w ego, szczególnie mózgu.
(dok. nast.).
>) Z eitsch rift f. Seh. ges. pflege.—2, 1890 r., str.
111 .
S P R A W A
PIEBWSZIGO- POŁUDNIKA
I C Z A S U P O W S Z E C H N E G O .
(D ok oń czen ie).
I I I.
J a k pow iedzieliśm y wyżej, stronnicy go
d zin y pow szechnśj nie mogli dążyć do usu
nięcia godziny m iejscow ej. P rzy jąw szy bo
w iem czas pow szechny w edług południka G reenw ich, ja p o ń cz y k w staw ałby około g o dziny ósmej wieczorem , a k alifo rn ijczy k obiadow ałby o drugiej rano; do niedorzecz
ności takiej tru d n o b y zapew ne było n a w yknąć. D latego też konferencyja rzym ska uznała, że „dla pew nych potrzeb n au kow ych, ja k o też dla służby w ew nętrznej rozległych dróg kom unikacyi, ja k dla kolei żelaznych, dla linij okrętów parow ych, dla telegrafów i poczt, istnieje korzyść z p rz y jęcia godziny pow szechnej, obok m iejsco
w ych godzin narodow ych, k tó re m usiałyby dalój być używ ane w życiu zw yczajnem ”.
| I te wszakże w zględy prak ty czn e nie przed-
| staw iają istotnej wagi. W służbie bowiem telegraficznej używ aną je s t godzina głó w nego m iasta, k tó ra wraz z telegram em p rze
sy ła się z urzędu; ad m in istracy je zaś, zw ła
szcza telegrafów podm orskich, n iech ętn ie zapew ne p rzy stały b y n a b espłatn e przesy
ła n ie dwu różnych godzin. D la kupca z re sztą, otrzym ującego depeszę telegraficzną, więcój zapew ne zależy na znajomości go
dziny miejsca, skąd depesza ta w ysłaną z o stała, aniżeli godziny czysto abstrakcyjnej^
przy system ie bowiem obecnym wie on bes- pośrednio, czy depesza w ysłaną została r a no czy wieczorem, przed giełdą czy po n iej, gd y tym czasem godzina pow szechna wska-
| zów ek ta k ic h nie m ogłaby mu udzielać, chy ba po odw ołaniu się do ra ch u n k u , przy j czem znów łatw o zajśćby m ogła pom yłka.
Co do d róg żelaznych godzina pow szech
n a m ogłaby być p rzy jętą w tych chyba ty l
ko k ra ja ch , gdzie niew iele się różni od go
d zin y m iejscow ej, inaczej zaś stanow iłoby
to znaczne utrud nienie, zarów no dla p u b li
N r 30. WSZECHŚWIAT. 46 9 czności ja k i dla służby kolejow ćj; gdyby
roskłady ja z d y podaw ane były w edług cza
su pow szechnego, należałoby je bezustannie tłum aczyć d la uży tk u ogółu, gdy obecnie ra ch u n k i takie konieczne są tylko na g ra nicach krajów , albo w punktach, gdzie się zbiegają długie lin ije kolejow e.
Na to ty lko zgodzić się trzeba, że godzi
n a pow szechna mieć może zastosow anie ko
rzystne p rzy badaniu zjaw isk fizyki k u li ziem skiej, k tó re wymagają, obserw acyi w spółczesnej, ja k np. przy objaw ach m a
gnetyzm u ziem skiego, albo trzęsień ziemi.
W tych razach dostrzeżenia odnosić należy do jednego po łu d n ik a, p o łu d n ik ten w szak
że je s t zupełnie dowolnym . O bserw acyje m agnetyczne, uorganizow ane p rzez Gaussa i W ebera, porządkow ano w edług p o łudn i
k a G ietyngi; niek tó re współczesne ob
serw acyje m eteorologiczne regulow ano w e
d łu g p o łu d n ik a G reenw ich. W każdym j e d n a k razie przew ażna część objawów m e
teorologicznych wiąże się ściśle z godziną miejscową i tu zatem ma ona znaczenie ważniejsze; badacze zaś, k tó rzy potrzebo
wać będą zestaw iać obserw acyje rów nocze
sne, nie zrażą się zapew ne drobnem i ra- chunkam i, ja k ic h wym aga tak a zam iana godzin.
IV .
O graniczając w ten sposób kw estyją p ie r
wszego połu dnika do szczupłego zakresu potrzeb, zażądali delegaci francuscy, aby południk ten był zupełnie n eu traln y m i aby b y ł o b rany w edług zasad naukow ych. W e dług ich poglądu nie pow inien on p rz e rz y nać żadnego lą d u w ażniejszego, aby nie w prow adzać przeskoku p rz y oznaczaniu długości gieograficznój w obrębie jednego k ra ju i aby na m orzu p rzy p ad ał „przeskok d a ty ”, to je st p u n k t, w którym ok ręty pod
czas żeglugi dokoła ziemi zm ieniają datę.
O statn ia ta okoliczność wiąże się z oso
bliw ym paradoksem , k tó ry w ystępuje przy podróżach dokoła ziemi. Jeżeli m ianowicie udajem y się na zachód, napotykam y m iej
sca m ające czas coraz wcześniejszy; zeg ar nasz zatem pospieszy ju ż o godzinę całą, gdy oddalim y się o piętnaście stopni, czyli n a każdy stopień o cztery m inuty. Skoro przybędziem y do Nowego Y o rk u z chrono
m etrem londyńskim , to w skazywać on b ę
dzie południe, gdy w mieście tem je st d o piero godzina 7 ran o, a jeżeli dalój z n a j
dziem y się w San F rancisco, napotkam y tam godzinę cz w artą rano, gdy znów chro
nom etr nasz w skazuje p ołudnie. G dybyś
my więc, ja k to czynili p ierw si żeglarze do
koła świata, nastaw iali swój zegar w edług miejsca, do którego przybyw am y, to w m ia rę posuw ania się ku zachodowi coraz w ię
cej pozostaw alibyśm y w ty le co do czasu, a p rz y całkow item okrążeniu ziem i o d stali
byśmy o całą dobę, czyli, p rzy pow rocie do własnego k ra ju znaleźlibyśm y tam datę o cały dzień późniejszą, tak, że pozornie utracilibyśm y tylko jeden zachód słońca.
Przeciw nie, jeżeli się posuwam y ku w scho
dowi naprzeciw słońca, każdy dzień staje się krótszym o ty lo krotnie pow tórzone czte
ry m inuty, ileśm y w nim stopni przebyli;
p rzy całkow item p rzeto ok rążeniu ziemi zyskujem y je d e n zachód słońca, czyli p rz y byw a nam jed n a doba.
E u ro p a w schodnia i A z y ja w yprzedzają nas w czasie, E u ro p a zachodnia, ocean A tlan ty ck i, A m ery ka zostają za nam i w ty le, na oceanie W ielkim zatem istnieje g ra nica, oddzielająca miejsca, gdzie p rz esk a
k u je data i dzień tygodnia; dw ie przeto miejscowości sąsiednie, m ające p raw ie j e d n ak ą godzinę, różnią się tam w swój r a chubie czasu o jed en dzień tygodnia i o j e den dzień w dacie. D ata i dzień ty go dn ia stro n tam ecznych zależą m ianowicie od te
go, czy k u ltu ra europejska doprow adzoną została od w schodu, czy od zachodu; tak np.
holendrzy i portugalczycy w swych o d k ry ciach przepływ ali około P rzy ląd k a D obrćj N adziei, gdy hiszpanie obrali drogę p rz e ciw ną, około A m eryki południow ej. S tąd w ypada, że wyspy zajęte przez hiszpanów pozostają co do rachuby czasu o jed en dzień w tyle względem posiadłości po rtu g alczy - ków i holendrów . P o rtu g a lsk a m iejsco
wość Macao n a w y brzeżu chińskiem liczy o je d e n dzień więcćj niż wyspa L uzon, po łożona na wschód o pół godziny ty lk o róż
nicy co do długości. O tem przek o n ał się w sw ym czasie z w ielkiem zdum ieniem oj
ciec Alfons S anctius, k tó ry się z M anilli
u d ał na L u zon do Macao, gdzie w edług
swego m niem ania p rzy by ł jeszcze
Wdzień
św. A tanazego 2 M aja, p rz y w ylądow aniu zaś poznał, że p o rtu g alczy cy obchodzili już dzień Z nalezienia św. K rzy ża, 3 Maja. Li*
n ija gran iczn a, oddzielająca m iejsca, p o sia
dające różne daty i różne dnie ty godnia, m a przebieg n iere g u larn y . P oczy n ając od b ieg una południow ego, sunie n a brzegu w schodnim Nowej Z elandyi, H e b ry d , N o
wej G w inei, pozostaw ia F ilip in y na wschód, Celebes, B orneo, F orm ozę i wyspy J a p o ń skie na zachód i p rzez cieśninę B erin g a do
chodzi do bieguna północnego. Jeż eli na wschód tćj linii obchodzą niedzielę, to na zachód jć j p rz y p ad a ju ż p o niedziałek.
Z tego w zględu pronow ano przyjęcie za początek długości połu d n ik a idącego przez cieśninę B eringa. Nie znalazł on je d n a k że uznania, zarzucono bowiem , że n a linii tej niem a obserw atoryjum , że zatem zero długości b y łoby określone tylko p rzez fik- eyją legalną, ale nie stanow iłoby zgoła zera rzeczyw istego. M ożnaby n a to odpow ie
dzieć, że i n a innych oceanach p u n k ty początkow e nie są w ogólności m atery ja ln e , ale zależą od um ow y. T a k np. p rz y o zn a
czaniu położenia gw iazd początek długości astronom icznych n ie je s t w skazany p rzez żad n ą gw iazdę i o d n ajd u je się je d y n ie p rzy pom ocy gw iazd zasadniczych. N ie p ro p o now ano przecież n ig d y p rz y ją ć S yry ju sza za początek wznoszeń prostych, ze w zględu, że je st najśw ietniejszą gw iazdą naszego nie
ba. T a k samo i p o łu d n ik pierw szy m ógłby być dostatecznie oznaczony przez odniesie
n ie do k ilk u o bserw ato ry jó w , k tó re b y się naw zajem kontro lo w ały . Z resztą i postać ziem i ulega stopniow ym , choć nieznacznym zm ianom , a stateczność bezw zględna d łu g o ści i szerokości nie je s t by najm n iej dow ie
dzioną, tru d n o j ą naw et p rzypuścić. K oło połud nik ow e w G reen w ich może zginąć skutkiem jak ieg o ś k atak lizm u , ta k sam o j a k w yspa może zginąć w falach m orskich. R os- trop ność n akazuje więc pom nożenie p u n k tów , do który ch b y się odnosił p o łu d n ik n eu tra ln y ; w obecnym stanie n a u k i p o łu d n ik ta k i m ógłby być w yznaczony ze ścisłością je d n e j sek u n d y w czasie, to zaś w ystarcza do k re śle n ia k a rt, lub do obsługi te le g ra ficznej.
S tro n n icy godzin y powszechnej ja k o g łó w n y swój arg u m e n t p rz y ta c z a ją dążność do
I
ujed no stajnienia, ja k ą na różnych polach działalności ludzkiej obecnie napotykam y.
N a argu m en t ten wszakże odpow iada p.
C aspari uw agam i ta k przekonyw ającem i, że przytaczam y j e tu dosłownie: „P ra w d a, że rozw ój środków kom unikacyi w yw ołał dąż
ność ogólną do usunięcia p rzeg ró d i do u je dno stajn ien ia wszech 1 ’zeczy: nig dy je d n a k indyw idualności narodow e nie w yrażały się w sposób ró w n ie ja s n y i dobitny. Im w ię
cej m ówim y o b ra te rstw ie pow szechnem , tem więcej w zm agam y ilość pułków i do
niosłość arm at; im więcój podróżujem y, tem więcój znać potrzeba języków ; w olapiuk nie m a pow odzenia większego, aniżeli m o
w a pow szechna L eib n itza. I je s t to rzecz bard zo słuszna; wszelka nowość niekoniecz
nie stanow i postęp, a byłoby w najw yższym stopniu niespraw iedliw ym , gdybyśm y d ą ż ności narodow e u w ażali za wsteczność.
Rozm aitość je st w n atu rze, w plem ionach, w klim atach, w dziejach; h isto ry ja p o łu d n i
k a R iclielieugo w skazuje ja k i los oczekuje w szelkie ujed n o stajn ien ia sztuczne, niepo
trzebn e, lub przedw czesne. Zestaw iono u je d n o stajn ien ie długości i godzin z u jed n o stajn ieniem m iar i wag, znaczy to wszakże zestaw iać m rów kę ze słoniem . M iary d łu gości, pow ierzchni, objętości, w agi i m onety są to wielkości, będące w ciągłem i pow sze- chem użyciu; rachu nk i p otrzebne do p rz e chodzenia od jed n eg o u k ła d u do innego obejm ują m nożenia i dzielenia d łu gie i n u żące, a negocyjant, pozostający w sto su n k ac h z zagranicą pow tarzać je m usi każdej ch w ili, płacąc drogo za pom yłki... Z ajęcia zaś ludzkie stosują się do godziny miejsco
wej; ona ty lk o obchodzi człow ieka zw ykłe
go, a kto obejm uje poziom ro zleg lejszy n ie doznaje żadnej trud no ści, łącząc z godziną, m iejscow ą znajom ość godziny in n e j”.
y .
Jak k o lw iek podzielać m ożemy poglą
dy francuskie przeciw obiorow i za po
w szechny p o łu d n ik a G reenw ich, n ietru d n o w każdym razie dostrzedz, że n a dnie tego o p o ru tkw i niechęć ustąpienia A nglii p ier
wszeństw a, które pod tym w zględem dzie
liła dotąd z południkiem F e rro , a zatem
w istocie rzeczy z połudn ik iem paryskim *
N r 30.
w s z e c h ś w i a t. 471 A by załagodzić, albo raczej usunąć p rz e d
miot tego sporu akadem ija bolońska zap ro ponow ała p o łu d n ik bardziej n eu traln y , k tó ry b y nie m ógł budzić zawiści m iędzynaro
dow ej, a m ianow icie połu d n ik idący przez Jerozolim ę, gdzieby założone być mogło obserw atoryjum , pod opieką państw zosta
jące. R ząd w łoski p rz y ją ł p ro je k t ten pod swą opiekę, rzecz je d n a k w ątpliw a, czy ma on w idoki urzeczyw istnienia.
J a k się zdaje, najw ięcej stro nników po
siada obecnie południk G reenw ich, jak o p ołudnik najw ięcćj w m arynarce używ any, czyli m ający „najrozleglejszą k lije n te lę”, przyczem m ożnaby rosprzestrzenić n a całą ziemię system am erykański. W Stanach Z jednoczonych m ianowicie, n a podstaw ie u k ład u zaw artego p rzez w szystkie zarządy d ró g żelaznych, od ro k u 1885 je s t w użyciu tylko pięć różnych godzin norm alnych, k tó re odpow iadają ty lu ż południkom , zostają
cym w prostej łączności z południkiem G reenw ich. N orm alne te czasy oznaczone są n aw et odrębnem i nazw am i: In terco lo n ial tim e, odpow iadający długości zachodniej 60° względem G reenw ich, E a ste rn tim e 75°, C en tral tim e 90°, M ountain tim e 105° i P a cific time 120°; czasy te zatem opóźniają się w zględem G reenw ich o 4, 5, 6, 7 i 8 godzin.
N a przestrzen i każdego z takich obszarów p an u je godzina wspólna, a przechodząc z j e dnego obszaru do sąsiedniego znajdu jem y przeskok w czasie o godzinę. G ranice z r e sztą obszarów godzinow ych nie biegną do
k ład n ie w edług południków , ale zależą też od g ra n ic ad m in istracy jn y ch różnych s ta nów oraz od stosunków lokalnych.
G dyby więc system ten am erykański z a stosow ano do całej ziemi, należałoby je j po w ierzchnię podzielić na 24 pasy, czyli w rze
ciona, ograniczone południkam i i obejm u
jące po 15° długości gieograficznej; każde z takich w rzecion m iałoby czas sobie w ła
ściwy, a w każdych dwu sąsiadujących ze sobą pasach różnica czasu w ynosiłaby do
k ład n ie godzinę. P as pierw szy rosciągałby się od 7° 30' na w schód do 7° 30' na zachód w zględem G reenw ich, d ru g i obejm ow ałby przestrzeń od 7° 30' do 22° 30' długości wschodniej i t. d. W p ra k ty c e, granice pasów m ogłyby odstępow ać nieco od p o łu dników , stosując się do g ra n ic państw , lub
prow incyj. I ta je d n a k zm iana niełatw o dałab y się wszędzie zaprow adzić, z w y ją t
kiem bowiem A nglii każdy k raj w yrzecby się m usiał swój godziny lokalnej, lub p rz y jęteg o ju ż czasu norm alnego, czyli n aro do wego, to je st godziny stosującej się do sto
licy, lub do głów nego obserw atoryjum d a
nego k raju . System jed n ej godziny „naro
do w ej” może rzeczyw iście służyć dobrze w k ra ja ch zajm ujących obszar niezbyt z n a czny, jak , dajm y, we F ran c y i, gdzie czas paryski spieszy się względem czasu w B rest tylko 27 m inut, a spóźnia o 20 m inut w zglę
dem nicejskiego, to je s t względem g ran icz
nych okolic k ra ju . W państw ach wszakże posiadających rozległość w ielką, ja k uczy p rz y k ła d Stanów Zjednoczonych, w p ro w a
dzenie jednój tylko godziny „n aro do w ej”
byłoby niemożebnem, biegu bowiem słoń
ca do roskazów sw ych państw o nagiąć nie zdoła.
S . K.
0 WIELORYBACH
I SPOSOBACH ICH POŁOW U.
przez Ed. Retterer.