• Nie Znaleziono Wyników

Manifestacje w Lublinie w okresie PRL-u - Wiesław Kaczkowski - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Manifestacje w Lublinie w okresie PRL-u - Wiesław Kaczkowski - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

WIESŁAW KACZKOWSKI

ur. 1950; Tomaszów Lubelski

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, stan wojenny, manifsetacje, milicja, ZOMO, aresztowania, przemoc, prowokatorzy, archikatedra

Manifestacje w Lublinie w okresie PRL-u

[Odbywały się] „zabawy” – biegi z przeszkodami – jeśli ktoś się odważył włożyć kwiatek pod pomnikiem Konstytucji 3 Maja. [Były] jakieś kolegia natychmiastowe, jakieś wykupywanie ludzi, bo tam też były absurdalne kary finansowe za to, że ktoś ośmielił się położyć kwiatek.

Pierwsza znacząca manifestacja była [w rocznicę] Konstytucji 3 Maja, '82 rok, początek stanu wojennego. Ocenialiśmy z przyjaciółmi, że na placu Litewskim było około dwudziestu pięciu tysięcy ludzi. Nic nikomu się nie mogło stać, ponieważ była to tak olbrzymia rzesza ludzi, że nie mogło być mowy o żadnej interwencji, ale byłem świadkiem prowokacji. W bocznych uliczkach i na Krakowskim Przedmieściu wzdłuż poczty głównej stały skoty, czyli takie pół-pancerne pojazdy wojskowe. Do jednego z takich skotów podszedł człowiek, sam był – [my] zawsze byliśmy z kimś, nikt nigdy nie był sam – i zaczął jakby badać resory tego pojazdu, tam go przyginał, naciskał i mówi: „E, to takie nic. Chodźcie tu, coś zrobimy z tym, przewrócimy czy coś takiego”.

I od razu poszedł szmer, że prowokator, że nic nie będzie, nie róbmy. Wojsko [miało]

wtedy samochody do przewożenia żołnierzy; siedzieli na takiej pace żołnierze.

Pamiętam jak dziewczyny wdrapały się tam do nich, żeby zapalić papierosa – to była fajka pokoju z nimi – i wszyscy krzyczeli: „Wojsko z ludem! Wojsko z ludem! Wojsko z nami!” i tak dalej. Rzeczywiście wojsko zapaliło po papierosie i odjechało. Myśmy wszyscy byli na placu Litewskim, tam były jakieś śpiewy, jak to zwykle przy takich zgromadzeniach, i potem ktoś powiedział: „Idziemy pod Zarząd Regionu”. Cały ten wielki tłum ruszył w stronę Zarządu Regionu, czyli na Królewską, i jak doszliśmy do ratusza, to polewaczka do rozbijania wodą tłumów wyjechała na rondo – wtedy było rondo pod ratuszem – i pierwszy strumień wody taki oklapły jakiś – chlap – w ogóle bez ciśnienia to było. Oczywiście wielki śmiech, wielki rechot, parę tysięcy ludzi się śmieje z tego, że to jakaś paranoja, co to w ogóle jest. Staliśmy na schodach przy ratuszu i tak się obejrzałem do tyłu – stało dwóch zwyczajnych stójkowych milicjantów, którzy powiedzieli tak: „Tu wcale nie ma się z czego śmiać. Lepiej

(2)

zacznijcie uciekać, bo oni zaraz przestaną żartować”. I rzeczywiście przestali żartować, zaczęła się regularna strzelanina. Jechały takie samochodziki, jakieś otwarte dżipy, gdzie siedziało po kilku [zomowców] po dwóch stronach, mieli takie wyrzutnie petard i tymi petardami strzelali jak w amoku. To było tak, że wkładał do jakiejś rury tą petardę, wystrzeliwał, i następna, wystrzeliwał, i następna. Strzelali na oślep, nie patrząc czy ktoś idzie, czy są ludzie, czy nie ma. Zaczęliśmy uciekać spod ratusza w stronę placu Litewskiego przez ulicę Świętoduską, gdzieś na Zieloną i ktoś nas do bramy wciągnął, bo zaczęła się zwyczajna bijatyka, gonitwa. Ci piesi zomowcy po prostu ganiali i tłukli ludzi. Te petardy były naładowane gazem łzawiącym, bo strasznie płakałem. Uciekliśmy gdzieś przez ogrody, wyszliśmy na dole aż na Wodopojnej i było po manifestacji.

Wiem, że była szykowana jeszcze większa manifestacja w rocznicę podpisania porozumień sierpniowych, ale do tej manifestacji nie doszło, ponieważ została jak gdyby zlikwidowana w zarodku. Nie można było do centrum dojechać. Wszystko było zablokowane, ale myśmy poprosili taksówkarza, żeby nas dowiózł jak najbliżej centrum. [Powiedział]: „Dobra, będziemy jakoś kombinować”. Stały patrole i nie puszczali w taki sposób chamski – po prostu nie wolno, ruch zamknięty. Taksówkarz nas wiózł przez Podwale i gdzieś wylądowaliśmy w okolicach Starego Miasta, jakieś tam były gonitwy, uciekliśmy do kogoś do domu. Potem to na moment ustało, mówimy: „Idziemy w takim razie. Zobaczymy co się dzieje”. Zdążyliśmy uciec do katedry, ponieważ było już pałowanie i bombardowanie [petardami]. Jacyś ludzie stali na murku przy katedrze i wołali: „Gestapo! Gestapo!”, potem za chwilę wszyscy uciekli. Dwie [czy] trzy petardy wleciały do środka katedry i ludzie zaczęli płakać – przed mszą chyba było wtedy, tam już było trochę ludzi, nie tylko tych, którzy uciekali, ale [także czekających] na mszę – zaczęli się wszyscy krztusić. Wielkie chłopisko, kościelny w komży, w takich ciężkich butach po tej katedrze sobie przechodził, pozbierał te petardy, wyrzucił i zamknął drzwi. Ci najemnicy WRONy tłukli po drzwiach petardami, było [takie] echo, pogłos – dopiero wtedy większość [ludzi]

płakała głośno, że jak można walić w świątynię, jak można być w aż takim amoku.

Nam się wtedy wydawało, że oni wszyscy [byli] pod wpływem jakichś środków odurzających, że oni nie wiedzieli co robią, bo jaki sens było tłuc tymi wyrzutniami petard w drzwi katedry.

Data i miejsce nagrania 2006-12-06, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Piotr Krotofil

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

[Braliśmy udział w] „Wiośnie Teatralnej” i tłumy waliły do nas w [19]74, bo gdzieś w kwietniu chyba był Białystok, a „Wiosna” była zawsze w maju, na przełomie kwietnia

Szef był numerem 1, potem było chyba do 7, czyli musiało być ich tam siedmioro cenzorów. Pani Basia Koterwas miała znakomite pomysły wydawnicze [i] wymyśliła wydanie wierszy

Jak była taka potrzeba, to też sam składałem i czasami zdarzało mi się drukować na tej tak zwanej prasie dociskowej Victorii, gdzie się czcionkę dociskało do

Pracował króciutko i to nie był, myślę, taki drukarz z powołania, tylko to był dosyć przypadkowy chłopak, który się nauczył, który nie bał się maszyny, nauczył

Tam się zatrudniłem trochę po znajomości, ponieważ żona powiedziała, że nie będzie mnie utrzymywać i muszę znaleźć jakąś robotę, bo byłem wtedy związany z

Jak się wydrukuje zaproszenie na formacie A4, trzeba je złożyć na pół, [gdy] to się ręcznie [robi to] po prostu papier marszczy, krzywo można złożyć, niewygodnie,

Był czas, kiedy myśmy nawet gdzieś tam do lat 80, czy nawet do końca lat 80, jak była jakaś większa robota, powiedzmy tam do kilkudziesięciu [stron], [to nie drukowaliśmy],

To była ulica Koszarowa numer 13 na przedmieściach Wilna, teraz inaczej ta ulica się nazywa. Dokumentów nie