• Nie Znaleziono Wyników

Żydzi w Kamionce - Krystyna Potrzyszcz - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żydzi w Kamionce - Krystyna Potrzyszcz - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

KRYSTYNA POTRZYSZCZ

ur. 1933; Kamionka

Miejsce i czas wydarzeń Kamionka, II wojna światowa

Słowa kluczowe Kamionka, dwudziestolecie międzywojenne, II wojna światowa, Żydzi, stosunki polsko-żydowskie, Holokaust

Żydzi w Kamionce

Mój ojciec miał kolegę Żyda, miał na imię Chaim. Chaim bardzo lubił placki ziemniaczane, które nie były daniem koszernym – w związku z tym nie wolno mu było tego jeść. Więc robił rzecz następującą – zabierał mamie jedną szklankę, którą potem widocznie odnosił, szedł do sklepu – bo było kilka takich wyszynków, one się nie nazywały kiedyś restauracjami, barami, tylko był wyszynk albo paszteciarnia – kupował szklankę smalcu, przychodził do mojej mamy do domu i mówił: „Izabela, robimy sitwę”. No i ta sitwa polegała na tym, że mamusia tarła ziemniaki, piekła placki, a on się tymi plackami zajadał. Jego mama wiedziała o tym, dowiedziała się w jakiś sposób, [czasem przychodziła], okna były zaciemnione, bo taki obowiązywał zwyczaj w czasie wojny, że okna mają być zaciemnione, w związku z tym ona tylko stukała w okno i mówiła do mego ojca: „Bronek, ja wiem, że tam jest mój Chaim. Ty powiedz jemu, żeby on natychmiast wyszedł. Ja wiem, po co on tam do ciebie poszedł” – a on się wcale nie odzywał. Mój tato kłamał dla dobra tego Chaima i jego smaków. Tak że ta relacja była taką relacją normalną.

Pamiętam, że kiedy szłam na ulicę Kościelną do swojej cioci, to na rogu był sklep typu spożywczego, gdzie mi pani pokazywała różne zabawki, namawiając ojca, żeby mi kupił na przykład bąka. To pamiętam do dzisiaj, kupował mi tato albo raczki, albo krówki – bo to wtedy były na topie takie cukiereczki – albo landrynki. No i z tą panią – pani miała na imię Rojza – urządzali sobie pogawędkę, rozmawiali. To były czasy, zanim oni zostali spacyfikowani – tak trzeba powiedzieć – i wywiezieni z Kamionki.

Nigdy nikt nie zwrócił się po wojnie z jakąkolwiek informacją, że żyje, że jest, tak że przypuszczalnie wszyscy zginęli. Ojciec proponował Chaimowi, żeby Chaim został, że mu zorganizują z kolegami tutaj jakieś lokum. Powiedział, że jest zobowiązany względem rodziny – matka idzie, ojciec idzie, siostra idzie i on ich zostawić nie może.

I poszedł razem z nimi. I pamiętam ten okres, kiedy nie wiem dlaczego, okna zostały bardzo szybko gdzieś upłynnione. Ziały takimi czarnymi dziurami. Światła jeszcze elektrycznego w Kamionce nie było, a myśmy mieli dwanaście, jedenaście, dziesięć

(2)

lat, szliśmy ulicą, takśmy patrzyli w te czarne okna, jakoś tak było nieswojo. Mówiono o tym, że Żydzi zostali zgładzeni. Więc to było takie bardzo, bardzo smutne przeżycie.

W czasie okupacji, kiedy Żydzi zostali już z Kamionki zupełnie wyeksmitowani, szłyśmy z mamusią do mojej babci, do mamy mamy – jedyna babcia. Nie znałam dziadków, nie znałam drugiej babci – byłam taką sierotą biedną. Idziemy – las. Jakieś tysiąc dwieście metrów od Kamionki zaczyna się las i trzeba przejść skrajem tego lasu, żeby wyjść poza niego i tam dalej będzie kolonia, nazywa się Nowy Skrobów – bo Skrobów to jest bliżej Lubartowa, a to Nowy Skrobów, bo jest kolonią. Tam po komasacji poosiedlała się część ludności z Kamionki, kilka domostw tylko jest.

Idziemy do babci i mamusia mówi do mnie: „Zaczekaj, dziecko. Ktoś tam mi miga między drzewami. Czekaj, staniemy. Stań ty przy tej jednej sośnie, a ja przy drugiej i będziemy patrzyły”. I patrzymy, poznajemy z Kamionki pana i poznajemy dwie kobiety. Jedna dwanaście, czternaście lat może, sięga mamie poniżej ramienia, druga jest wysoka. I coś z tym panem rozmawiają, gestykulują. On nas nie widzi, bo jest zainteresowany tymi dwiema kobietami. To jest odległość około pięćdziesięciu metrów, więc tak się ustawiamy, żeby można zobaczyć, co tam się dzieje. Te kobiety klękają przed nim, chwytają go za ręce. Mamusia mówi: „Przecież to są Żydówki z Kamionki”. Nie wiemy, co się z nimi stało. Nie wiemy, co ten pan z nimi zrobił – czy uprosiły go i znalazł im schronienie. Ale po wojnie nikt się nie zgłosił z ludności żydowskiej, że żyje, że przetrwał. To było dla nas wstrząsające. Ja to pamiętam, jakbym była dzisiaj dziewczynką, jakbym patrzyła.

Data i miejsce nagrania 2019-09-17, Lublin

Rozmawiał/a Agnieszka Góra-Stępień

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

[W tym sklepie] dużo rzeczy było na tych wystawach, Niemcom się też podobały, przychodzili kupować, te różne rzeźby, jakąś ceramikę.. Najwięcej to było rzeźb, tych

Tylko, że już na poziomie licealnym, ponieważ ja przerabiałam program matematyczno-biologiczny, także już łaciny nie miałam, także pan Eustachiewicz mnie już łaciny nie

Oddział prowadził docent Krotoski, poznałam nazwy narzędzi, pielęgnacje tych narzędzi, przygotowanie materiałów opatrunkowych, [jak] asystować przy pracy instrumentariuszki

Tu w Tomaszowicach było tak, że coś, u Pietraków, moi znajomi byli tam, kolega był, chłopak i też tam Żydzi uciekali gdzieś, Niemcy ich gonili.. Wpadli tam do niego, coś tam

[Kiedy] mama poszła na targ to taka pani Nudelmanowa, która miała bardzo piękny sklepik, zawsze się tam kupowało materiały, do mamusi kiwała z bramy: „Proszę panią, niech pani

Pamiętam, że żołnierz niemiecki rozkazał mi, żeby pokazać mu trzydzieści Żydów, żeby ich zabrał do roboty.. Niemcy nie potrafili odróżnić Żydów od

Z jednej strony pejsy te im golili i chodzili w tej chustce, mieli zakryte czy się wstydzili czy to im się zdawało, że to musieli mieć te brody czy co, że w chustce nosili,

Spytałam się pani Pięciukowej: „Dlaczego tak jest?”, „No”, mówi, „Oni nie ratują tych co są słabi tylko dożywiają i dbają o tych co są mocniejsi w zdrowiu.”.. Także