Czasopismo ilustrowane dla ludu katolickiego.
Ojciec święty Leon X111. udzielił pisemka tema Błogosławieństwa Apostolskiego.
Wychodzi 2 razy na miesiąc (1-szego i 15-stego.) Przedpłata ćwierćroczna na pocztach, w księgarniach i agenturach 1 markę. Wprost z ekspedycyi z Mikołowa z przesyłką pocztową 1 markę 20 fen., w Austryi 60 cent., z przesyłką
pocztową 72 cent. — Ogłoszenia za trzyłamowy wiersz 20 fen.
Nr. 16. Mikołów, 15. Sierpnia 1892. Rocznik II.
Zamordowanie % chrześcijańskiego chłopca żydowskiego Ahdula Masicha
przez własnego ojca.
(Ciąg dalszy.)
pieśni! .
ftytoin&l _r
...
Aszer atoli pozostał stałym i rzekł:
»Gdybyście wiedzieli, co się wydarzyło i co Pan Bóg uczynił dla chłopa Swego, tobyście nie nalegali na mnie, żebym jadł. Zaprawdę!
powiadam wam: zasłona leży na twarzy Moj
żesza, wysłannika Bożego, aż do tćj godziny. <
Kiedy to usłyszeli, opanowało ich zdziwienie z powodu tćj tajemniczej mowy i pewności słów jego. Pobiegli więc pędem ku sobie i mówili: »Czy widział on oblicze i miał objawienie Pańskie ? Nie są to bowiem sło
wa człowieka, którego duch ma w swćm ręku. Nie jest to tćż trudnem u Boga na
szych Ojców. Wiele i cudownych rzeczy działo się z prorokami, gdy byli jeszcze mło
dymi i niedalekimi swego dziecięctwa, jak się to stało z Mojżeszem, ogłosicielem pra
wa, Jozuem, Gedeonem, Samuelem, Dawidem Jeremiaszem prorokiem, z Danielem i Ana
niaszem i innymi chłopcami, ich towarzysza, mi. Nicby więc nie było niesłychanego gdyby cudowne światło weszło w pośród nas. Nie ostatnićm jest bowiem pokolenie nasze w ludzie izraelskim i prawo niesfałszo- wane jest także naszą chwałą.«
Gdy tak goście pomiędzy sobą mówili, milczał ojciec Aszera i oczy jego patrzały ponuro na ziemię. Następnie zwrócili się do Aszera, który spokojnie i łagodnie stał przed nimi w piękności i wdzięku swój młodości i mówili: »Powiedz nam, najdroższy pomię
dzy braćmi, co to jest, czego my nie wie
my ? Oznajmij nam, ażebyśmy się dowie
dzieli, objaśnij nas, a będziemy cię słuchali. <
242 Zamordowanie chrześcijańskiego chłopca żydowskiego""Abdula Masicha.
Aszer odpowiadając, rzekł: »Jego, któ
rego wasi ojcowie zamordowali w Jerozoli
mie, w mieście pokoju, Jego samego widzia
łem, Jego, Baranka Bożego, którego oznaj
miał Jan nad brzegami Jordanu. W Jego Imieniu zostałem ochrzcony, za prawdę nauki Jego gotów jestem umrzeć. Wam zaś po
wiadam, ażebyście wiedzieli: jeżeli nie oczy
ścicie się w chrzcie Jego, wtedy spadnie na was klątwa winy waszych Ojców, krew nie
winnego, którą przelali, a przez którą ocalo
ne zostały ludy, które weń uwierzyły, a zni
szczeli ci, co Go ukrzyżowali. Patrzcie, prze
powiedziałem wam. Przedrzyjcie zasłonę, która rozpostartą jest na waszych sercach, ochrzcijcie się i bądźcie czystymi.«
Gdy wyrzekł te słowa, wszyscy pobledli od gniewu i coraz wyżćj biły fale ich złości.
Lewi zaś, ojciec Aszera, pochwycił za wielki nóż, który leżał na stole i począł go ostrzyć, nozdrza jego drżały i parskał z wściekłości.
Gdy służba usłyszała głośną wrzawę, podniosła się i radziła uciekać Aszerowi i dopomogła mu do wyjścia z domu, wiedzia
ła bowiem, że go pochwycą i zabiją. Lewi, ojciec jego, wściekał się ze złości, siedząc na krześle, wnętrze jego zalało się żółcią, serce jego stwardniało i było twarde, jak kamień.
Ujął nóż w swą kościstą rękę, oczy jego błyskały, jak oczy tygrysa w ciemnościach lasu, szukał go, gonił go, mając myśli za
bójcze.
Abdul Masich uciekał przed nim na po
lu, jak dzika koza na górach; pragnął do biedź do miejsca, gdzie była studnia, przy którćj został ochrzcony w cieniu cyprysów.
Tymczasem słońce miało się ku zacho
dowi i nadszedł szabas, dzień spoczynku Ży
dów. Kiedy tak ścigał go prześladowca, słońce zaszło właśnie za brzeg góry, Aszer odwrócił się i zawołał do ojca jasnym, da
leko rozlegającym się głosem: »Żachowaj szabas swój i jeżeli jesteś Żydem wstrzymaj bieg swój, zasłoń ostrze noża twego. Je- żeliś jest wyznawcą Mojżesza i żarliwym o brońcą prawa, dla czegóż kalasz duszę twą grzechem, nie przestrzegając prawa ? Je- żeliś zaś jest wyznawcą Mesyasza, jak ja, to nie plam rąk twych krwią twego sługi! Nie w tym celu błagam cię o łaskę, abym nie
był gotów umrzeć za Chrystusa, ale prze
strzegam cię dla twego dobra, iżbyś nie zo
stał niecnym mordercą twego dziecka i nie ściągnął na siebie ciężkiego przekleństwa. <
Ale głos Aszera przebrzmiał bez echa, jako pisk żałosny gołębia, kiedy go jastrząb ściga w pustćj przestrzeni. Ojciec Aszera zawrzał większym jeszcze gniewem na słowa te, zgrzytał zębami jak lew, gdy głodny wy
chodzi na zdobycz, zaryknął głośno, jak o strozębny zwierz drapieżny, który pragnie krwi na trawie pasącego się jagniątka.
Gorzkość żółci jego weszła mu aż do ust i wylała się na nich wściekłą pianą. Abdul Aszer uskoczył kilka kroków naprzód, tak, iż Lewi stracił syna z przed oczu i błądząc, szukał go naokół w okolicy, pokrywającej się zmrokiem nocy.
6. Modlitwa Abdula przed śmiercią.
Tymczasem dobiegł Aszer miejsca, gdzie była studnia, padł na kolana i wśród łez tak się modlił:
>0 Chrystusie, Tyś wydobył mnie z wód tćj studni i kazałeś mnie przyjąć w liczbę Twych sług ochrzconych i wejść do świę
tego przybytku Kościoła Twego, otwórz znów teraz bramę życia na tćm miejscu ła
ski, ażebym zdołał połączyć się z szeregiem Twych męczenników i jak oni zostać ozdo
bionym wieńcem bohaterów. Przyjmij krew moją, ten dar niezmazany, przyjmij ofiarę moją jako słodkie kadzidło, przyjmij mnie do miejsca spoczynku Twych wiernych i do gromady dzieci, śpiewających: Hosanna! tak, jakeś to pokazał we śnie, bym i ja wielbić Cię mógł słodko brzmiącemi pieśniami. Za
szczyć i mnie, Panie, ażebym był w mocy wznieść na cześć Twą hymn, i mówić w pra
wdzie: »Wejdę do ołtarza Bożego, do Bo
ga, który uwesela młodość moją; będęć wy
znawał na cytrze, Boże, Boże mój.« (Psalmy 43, 4, 5.) »Jemu zaś, zapalczywemu prze
śladowcy nie policz za grzech! A matkę, tę, która mnie zrodziła, która mnie na ko
lanach piastowała, nakłoń, o Panie, ażeby na nowo odrodzona z tego samego łona chrztu stała się mi siostrą i towarzyszką w niebiań- skićj rozkoszy, która jest udziałem tych któ
rzy Ciebie się boją. Bądź też pomocnikiem, le-
Zamordowanie chrześcijańskiego chłopca żydowskiego Abdula Masicha. 243 karzem duszy i ciała tych, którzy kiedyś dla
chwały Twój będą wzywać imienia mego;
niechaj Twe błogosławieństwo spocznie na miejscach, w których chodzą i odwróć od nich nieprzyjaciela i chytrość jego, ażeby zo
stali ocaleni.«
»Przyjmij więc, Panie, ofiarę krwi mojój!
Patrz, Panie, kielichem ofiarnym zlało się ciało moje przed Tobą i wylanem zostanie wino krwi mojój na Twym ółtarzu i wzniesie się ku górze woń ofiarna z całopalenia mego ducha dla tój przyczyny, żeś mnie powołał do oddawania czci Tobie, wyrwałeś mnie z miejsca ciemnego mąk, objawiłeś mi pra
wdę Twą, wysłałeś mnie jako głosiciela nauki Twój, a Twa czystość nie odwróciła się od mój nieczystości, ani Twoja wielkość nie po
gardziła mą nizkością. Patrz, jako jagniątko w dniu ofiary, tak i ja kładę szyję moją dla Ciebie na zabicie. Dla imienia Twego stałem się obcym dla braci mych i wy
pchniętym z pośród synów mój matki.«
> Ach, gdzież jesteście, wierni towarzysze mego pastwiska? Przybywajcie i patrzcie na walkę, w którą wprowadziła mnie wasza na
uka, przybywajcie i posilcie się owocem drzewa, które zasadziliście. Patrzcie, już je
stem przepasany, ażeby biedź na plan goni
twy, na któryście mnie poprowadzili. Dla czego się ociągacie, mili drużbowie w dniu ślubu? przybywajcie i zasiądźcie do uczty weselnój; już stoi gotów kielich krwi mojój.
Jest to godzina, w którój próbuje się przy
jaciół, dzień, w którym zaprasza się kochane osoby. O gdybyście wiedzieli i zostało wam oznajmionóm, ażebyście ze mnie się radowali i byli świadkami mego zwycięztwa. Bądźcie zdrowi, przyjaciele moi i módlcie się za mnie, ażebym został zaszczycony i znalazł was przy tronie Baranka. Bądź zdrowa, droga matko, któraś mnie zrodziła, bywaj zdrowa.
Łono, które mnie nosiło, kolana, które mnie piastowały, piersi, które mnie karmiły, by
wajcie zdrowe! Bywajcie zdrowi i wy bracia, synowie mój matki. Obyście i wy,
na nowo zrodzeni z łona matki Chrztu świętego stali się braćmi w duchu i pra
wdzie!«
7. Jak Abdul Masich został zamordowany.
W ten i podobny sposób modlił się Aszer do Boga w gorącości serca swego i modli
twę swą rzęsistemi skraplając łzami.
Tymczasem wyśledził Lewi chłopca i napadł go jako brodaty lew gór, gdy wy
skakuje z gęstwiny na spoczywającą na tra
wie łanią, topiąc w jój ciele chciwe pazury.
I uchwycił chłopca za karb kościstą ręką, wsunął palce w długie, czarne pukle włosów jego, i zgiął jego miłą i niewinną głowę na zimny głaz studni. Błysnęło ostrze noża, spuściło się na dół i wrzarło się głęboko w białą szyję chłopca; rękę mordercy zmoczyła i oczerwieniła krew wytryskująca. Lewi za- rzezał dziecię Boże, jak zarzyna się jagnię w dniu paschy. Trzymał on w ręku ofiarę swą i wytoczył krew na kamień, który leżał na brzegu studni.
I kiedy krew tryskała jak źródło wy- tryskujące i dziecię Boże otaczała purpurą zwy
cięzcy, wtedy to oko jego zabłysło jako osta
tni promień dnia na czerwonym jak purpura zachodzie i z płynącą krwią wyszło z ust jego słowo ostatnie: »Chrystusie, Panie mój,
w ręce Twoje polecam ducha mego.«
Tajemnie i chyłkiem wracał Lewi do domu, ciemna i czarna zapanowała noc na okół.
Bracia Abdula i goście żydowscy od
stąpili od pościgu przy nadeśzłym szabasie i siedzieli razem na sali uczty. Wszedł do niój Lewi z ponurem obliczem, a oni powi
tali go milcząco. Kiedy im oznajmił, co się stało i podniósł do góry nóż krwawy i po
kazał go, wtedy głośna podniosła się skarga z powodu zmarłego i ponure tłumione jęki rozległy się w cichój nocy, jak wycie wilków w pustyni.
(Dalszy ciąg nastąpi.)
244 Przegląd powszechny prac misyjnych.
Przegląd powszechny prac misyjnych.
(Ciąg dalszy.)
W roku 1843 założono różne misye na za
chodniej stronie Afryki. Ale wśród jakich to tru dności i doświadczeń 1 Jeżeli po dziś dzień jaki mąż świecki odwiedzi te wspaniałe misye, w któ
rych wszystko tak dobrze i odpowiednio jest u- rządzone, w których murzyni z dzikich stali się ludźmi cywilizowanymi, to ogarnie go zdumienie z powodu zręczności, wytrwałości i wyników pra
cy misyonarzy, i nie będzie się potrzebował oba
wiać, iżby te nawet klasy społeczeństwa, które obojętne są względem katolicyzmu, wogóle re- ligii, nie miały głośno tego przyznać.
Siedmiu kapłanów i trzech laików popłynęło do Afryki, wszyscy pełni ducha miłości i poświę
cenia, które robi człowieka dojrzałym do męczeń
stwa. Nie upłynęło nawet pół roku, a już pięciu z nich uległo zabójczemu klimatowi tych górą cych okolic i Bogu ducha oddało. Jeden z nich, O. Regnier (czytaj Renie) napisał krótko przed śmiercią do założyciela kongregacyi: -Kładę się do łóżka. Krótko przed śmiercią. Módlcie się i wzywajcie pomocy dla mnie, Przenajświętszój Maryi Panny, mej najczcigodniejszej Matki. Cho
ciażby potrzeba było rozpoczynać na nowo, to i wtedy po tysiąckroć niósłbym w ofierze me ży
cie z miłości do Jezusa i Maryi, których miłosier
dzie ku nam podziwiam. Mego szczęśliwego losu nie pomijałbym za wszystkie dobra tego świata.
Nie trąćcie tylko odwagi z powodu naszej straty.
Choćbyśmy wszystko postradali, Marya przyjdzie nam z pomocą.*
Nowa wyprawa misyonarzy zastąpiła pier
wszą, a na jćj czele stanął jako prefekt Apostol
ski O. Tisserant. Ażeby zburzoną misyą prędzój wznieść z gruzów, wsiadł on bez zwłoki na okręt w Tulonie, ale znalazł śmierć w falach morza przy rozbiciu się okrętu.
Następcą tego szlachetnego misyonarza za
mianowanym został bardzo uzdolniony kapłan z Sabaudyi, O. Truffet; na życzenie Liebermanna nadała mu Stolica Apostolska godność biskupią z tytułem wikaryusza Apostolskiego dla Gwinei.
Dzielność tego nowego zwierzchnika, coraz bar
dziej wzrastająca gorliwość misyonarzy, liczne przyjęcia w nowicyacie, które wzmocniły siły
kongregacyi, w końcu błogosławieństwo, które uskarbiły u Boga bohaterskie ofiary, poniesione przez misyonarzy — to wszystko zdawało le
pszą zapowiadać przyszłość; ale nie nadeszła ona i po kilku miesiącach padł i biskup Truffet ofiarą swój gorliwości. Nieopisaną jest boleść, jaką uczuł Liebermann z powodu tej straty. Czyż wszystko, co podjęto dla nieszczęśliwej Afryki, miało pozostać bez skutku? Najlepsze siły, które dała Bożka Opatrzność kongregacyi, uledz mu
siały zabójczemu klimatowi i febrze, zanim ich było można użyć ku dusz zbawieniu. Taki był początek i jeżeli dzisiaj'jjpo latach pięćdziesięciu, rzucimy okiem poza siebie, i rozważymy historyą misyi Zachodniej Afryki, to przekonamy się, że od czasów tych pozostały drogi Boże temi sa- memi. Jego to wszechmocna ręka sprawiła to, że w czternastu w roku 1843 założonych misyach urosły bardzo obfite i najwięcej pocieszające o- woce; obok tych misyi powstały nowe wielkie i kwitnące w tej części Afryki, ale jak dawniej, tak i dzisiaj wszelki postęp misyi wymaga wiel
kich ofiar, które są warunkiem dalszego ich rozwoju.
5. Ostatnie działanie Liebermnnna i śmierć jego błogosławiona.
Przyjrzyjmy się jeszcze ostatnim latom życia O. Liebermanna i jego działaniu. Czasu od ro
ku 1841 do 1848 użyto głównie do wewnętrznego rozwoju kongregacyi i do zakładania misyi. Na
stępnie, w roku 1848 przystąpiło małe kapłań
skie Stowarzyszenie od św. Ducha do zgroma
dzenia Liebermanna. Stowarzyszenie kapłanów od świętego Ducha założył w Paryżu na po
czątku 18 wieku pobożny kapłan Poulard Despla- ces, (czyta. Fular Deplas.) Głownem jego zada
niem było kształcenie dzielnych kapłanów dla osieroconych dyecezyi francuzkich. Okazało ono świetnie swą wierność dla czystości wiary i Ko
ścioła, jako też swe przywiązanie do Namiestnika Jezusa Chrystusa w czasie, w którym ta wierność była konieczną z powodu zaburzeń jansenizmu, galikanizmu i rewolucyi. Ale liczba członków
Przegląd powszechny prac misyjnych. 245 jego około czterdziestu lat temu tak zeszczuplała,
iż nie było można myśleć o ożywieniu tego tyle zasłużonego zakładu i w tern to właśnie położeniu zdawało się być korzystnemi jego połączenie się z pełnem życia dziełem Liebermanna i tćm wię
cej, że Stolica Apostolska wyraziła w tym wzglę
dzie swe życzenie. Skutek był ten, że dom ma
cierzyński w Nevill przeniesiony został do Pa
ryża i O. Liebermanna zamianowano jego wyż
szym zwierzchnikiem.
Dzieło, które Bóg poruczył wiernemu Swemu słudze, zostało zabezpieczone. Wiele było wpra
wdzie do zrobienia celem dalszego urządzenia i utwierdzenia tej duchownćj rodziny, ale ku temu miały być pomocnemi inne siły. Ciężkie cierpie
nia przeszłości podkopały zdrowie jćj pobożnego założyciela i nadszedł dla niego dzień zapłaty.
Na Boże Narodzenie roku 1851 rozpoczęła się dla niego pierwsza droga krzyżowa, która miała mu otworzyć bramy nieba. Cierpienia jego stały się wkrótce bardzo gwałtownemi, zachował jednak jak zawsze swój spokój słodki, cierpliwość i pod
danie się woli Bożej, nie pragnął ani żyć, ani umrzeć, i słuchał ślepo wszystkiego, co od niego żądali lekarze i dozorcy chorych, aż w r. 1852 dnia 2 Lutego oddał czyste swe życie w ręce Stwórcy pod opieką Najśw. Panny, którą tak go
rąco kochał i czcił. Dzień jego zgonu był dniem uroczystości Najświętszej Maryi Panny Gromni
cznej, oddał Bogu ducha w chwili, w której śpie
wano w kaplicy Matki Bozkiej: »Deposuit potentes de sede et exaltavit humiles" tj. złożył mocne z stolicy a wyniósł nizkie.
O. Liebermann żyje ustawicznie w świętym Stowarzyszeniu i w pamięci wszystkich, którzy mieli szczęście z nim się stykać. Ale Bogu po
dobało się już tu na ziemi wyższej udzielić mu czci i stwierdzić świętość sługi Swego cudownemi dowodami łaski. W 1876 r. 28 Maja podjęto proces beatyfikacyjny i Liebermann uznany zo
stał jako »czcigodny sługa Boży.» Tak więc do
zwolono mieć nadzieję członkom kongregacyi od świętego Ducha i Niepokalanego Serca Maryi, przyjaciołom jego i wszystkim wogóle, którym rozkrzewienie wiary pomiędzy dzikimi Afryki leży na sercu, że czcić kiedyś będą jako Świętego O. Liebermanna, tego pokornego, skromnego i pała
jącego miłością dla zbawienia dusz sługę Bożego.
Wewnętrzne wykończenie budowy i pełne bło
gosławieństw działanie kongregacyi pod na
stępcami Liebermanna.
Kongregacya od św. Ducha i Niepokalanego Serca Maryi, zaledwie do życia powołana, po
trzebowała po śmierci Liebermanna dzielnego kierownictwa w duchu jej założyciela, i otrzy
mała je też w osobie O. Ignacego Schwinden- hammera, którego Liebermann za życia swego przeznaczył na głównego zwierzchnika, którego siła, odwaga, wytrwałość i szczególny talent or
ganizacyjny wyższym był nad wszelkie nadarza
jące się a niezmierne trudności. Przez lat 29 stał ten gorliwy, Bogu oddany i przez liczne i ciężkie choroby doświadczony mąż na czele tej kongregacyi, wierny zawsze swemu posłannictwu;
przy śmierci jego, dnia 6 Marca 1881, można było powiedzieć, że kongregacya tak istniała, żyła i działała, jak się rozwinęła w ręku swego założyciela.
Następcą O. Schwindenhammera jako głó
wny zwierzchnik był O. Levasseur (czytaj Le- waser.) Ale mąż ten święty zniszczył swe siły życia w długoletniej, mozolnćj pracy misyjnej na wyspie Borbon i już po pięciomiesięcznym urzę
dowaniu umarł 16 Stycznia 1882.
Przewieleb. O. Emonet (czytaj Emone), na- ówczas prefekt apostolski w Gwijanie, (Środkowej Ameryce) został jednogłośnie obrany zwierzchni
kiem kongregacyi. Urodzony w Sabaudyi wstą
pił już jako młodzieniec do kongregacyi i przez kilka lat po złożeniu ślubów zakonnych był po
mocnikiem scholastyka w zakonie i równocześnie wykładał teologią. Później poruczyli mu zwierz
chnicy kierownictwo nad osadami, które posiada kongregacya na wyspie Martynice (na Antykach.) W końcu w nagrodę swój apostolskiej gorliwości, którój dał dowody podczas siedmioletniego dusz
pasterstwa pomiędzy dzikimi czerwonoskórcami w lasach Gwijany, zajął bardzo mozolne i wyma
gające wielkich ofiar stanowisko apostolskiego prefekta. Oby Bóg zachował tego wysoce uzdol
nionego, wszędzie kochanego i dla właściwych jego zalet czczonego męża przez długie lata na czele kongregacyi.
(Ciąg dalszy nastąpi.)
246 Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.
Szczegółowe nowiny z misyi katolickich.
Niemcy. W miesiącu Lipcu r. 1879 umarł sławny biskup Padernbornski, Konrad Martin, je
den z najzacniejszych obrońców Kościoła podczas walki kulturnej. Słowem i pismem bezustannie po
pierał jako mocny filar Kościół Boży i chętnie ponosił kary pieniężne, potwarze i wygnanie. W walce kulturnej bowiem został wydalony z Niem
czech i przebywał za granicą kraju w ukryciu przez wiele lat u pewnego kapłana. Nikt nie wie
dział, że wygnaniec tak wysoką dzierżył godność, tylko kapłanowi, u którego bawił, było wiadomem, że gość jest Biskupem Padernbornskim. Gdy walka kulturna uśmierzała się, biskup Konrad umarł i zwłoki jego złożono w katedrze, która przez lat wiele zostawała w osieroceniu. Skromny kamień oznacza miejsce, gdzie waleczny Biskup spoczywa po trudach i mozołach. Obecnie wdzię czni katolicy Westfalscy stawiają mu pięknie upo
sażoną kaplicę, gdzie oczekiwać będzie dnia chwa
lebnego zmartwychwstania. Tak na słudze tym Bożym spełniły się słowa Pisma św.: Jego grób będzie chwalebny.
W dyecezyi Padernbornskiej zamieszkuje dużo polskich katolików, liczących trzydzieści towa
rzystw polsko katolickich. Pięknie się one rozwi
jają i kwitną, a niejedno z nich dobre wydaje już owoce. Jednem z naliczniejszych Towarzystw jest świętego Stanisława w Herne, potćm w Brau- bauerschaft, w Langendreer, w Bochumie i t. d.
•Wiarus polski' pracuje w duchu zmarłego bi
skupa Konrada, bo jak on swym dyecezyanom zachować wiarę pragnął pomimo »kulturkampfu,*
tak gazeta »Wiarus polski' usiłuje polskim robo
tnikom, pracującym na obczyźnie pomiędzy Niem
cami zachować język i wiarę ojczystą.
Wrocław. Nie mała liczba szlachty w dye
cezyi wrocławskiej obrała sobie stan świecko-du
chowny lub zakonny. Wspominamy tu O. Jezui
tę Jarosława hrabiego Saurmę, któregośmy dobrze znali i słyszeli kazanie jego w Pradze. Hrabina Ballestrem wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Miło
sierdzia; hrabina Ludmiła Stolberg do Zgromadze
nia Nawiedzenia Najśw. Maryi Panny w Annecy.
Książę Hohenlohe, którego brat jest księciem Ra
ciborskim, jest w Rzymie kardynałem. Bardzo wielka liczba Szlązaków żyje po za granicami kraju swego. Jedź do Krakowa i pytaj się, ile tam jest dawniejszych dyecezyan Wrocławskich.
Zapewnie w każdym klasztorze lub duchownym zakładzie znajdziesz naszych Szlązaków. Szlązacy pracują w Afryce, na przykład O. Kraus, Fran
ciszkanin w Aleksandry!; w Tory nie kształci się około stu młodzieńców na misyonarzy. W Ame
ryce wielką zyskali chwałę księża Moczygemba w Detroit i Parczyk w Pittsburgu. Tak płodną jest matka dyecezya Wrocławska I Pomiędzy
wszystkiemi miejscowościami wskazujemy jedynie na parafią Wierzchowską, gdzie pasterzuje ludowi polsko katolickiemu dobrze znany ksiądz Engel.
Parafia ta, licząca 1800 dusz, zrodziła, nie licząc zmarłych, sześciu obecnie żyjących księży, do któ
rych i my należeć mamy szczęście. Nie mała liczba młodzieńców i chłopców poświęca się nauce i rokuje szczęście Wierzchowskićj parafii. Inna parafia, którćj my sami — redaktor tego pisma
— pasterzem jesteśmy, przewyższyła Wierzchow
ską, bo tu liczymy około 20 kapłanów świeckich i zakonnych. Podobnie jak parafie Wierzchowska i Pyskowicka istnieją może jeszcze inne, które wychowują Kościołowi tak licznych kapłanów świeckich, zakonników i zakonnic.
Ktoby więc twierdził, że Szlązk nie ma o- światy, myliłby się bardzo 1 Ofiarność Szlązka i dyecezyanie Wrocławscy niechaj zasłużonej za
żywają chwały.
Biskupi katoliccy w Niemczech objeżdżają dyecezye swoje i słowem arcypasterskiem budzą i krzepią wiarę swych owieczek. O pobycie i przemowie ks. biskupa Korum w Mayen pisa
liśmy już w poprzednim numerze »Misyonarza,*
dziś wspominamy o prześlicznej mowie biskupa Trewirskiego, Huberta Simera, do zebranych to
warzystw katolickich w Bochumie. Arcypasterz ten pomiędzy innemi tak odezwał się: »Uwa
żam się za szczęśliwego, że w mój dyecezyi mam tak prawdziwie katolickie towarzystwa. Patrząc na nie, pytam się nasamprzód, czy towarzystwa oddane są Chrystusowi Panu, czy Kościół udzielił im błogosławieństwa, czy członkowie ich są wiernymi katolikami? Tylko Kościół katolicki może odnowić oblicze ziemi i uszczęśliwić robotników 1«
Gdy tak z jednej strony usiłują ludzie bez Boga, ateusze i socyaliści dostać wiernych kato
lików w sieci błędów, doczesnćj i wiecznej za- guby, to Biskupi, Duchowieństwo, zacne towa
rzystwa i liczne gazety katolickie stawiają silny opór nieprzyjaciołom Chrystusa, społeczeństwa świeckiego i całych państw.
Saksonia jest dla wielu grobem wiary i mo
ralności. W Saksonii nie masz kościołów kato
lickich, wszystko tam protestanckie; socyaliści są bardzo liczni, niemoralność ogromna. Na nie
szczęście polskich katolików wielka liczba robotnic i robotników wyrusza corocznie do Saksonii, gdzie wielu z nich iście pogańskie prowadzi życie.
W domu mieliby dosyć roboty i mnićj sposobności do grzechu — w Saksonii wrota do zguby dla nich otwarte. Jakże zbawiennie może tu działać nowy Związek świętego Izydora, który obieżysa- som ile można dostarcza pomocy duchownćj. Jak smutne są stosunki robotników polskich w Saksonii, przekonujemy się z następującego listu, przęsła-
Szczegółowe nowiny z misyi katolickich. 247 nego do »Wielkopolanina.« Tak w nim czy
tamy:
Bar by, dnia 28 lipca 1892 r.
Szanowna Redakcyol Jestem zmuszony do
nieść, jak się dzieje w jednym folwarku, który na
zywa się Zeitz pod Barby. Włodarz pewien zwa
bił wiele dziewczyn i chłopaków w Ks. Poznań- skiem, najwięcćj w powiecie nowotomskim i czarn- kowskim, obiecując im złote góry, a teraz do
stawszy ich n£ miejsce, chce ich robotą zamęczyć, każe im pracować rano od 5, a na wieczór do 9 czasem i jeszcze dłużej; zarobek daje lichy. Gdyby sobie mieli jak należy żyć, toby im nic nie zbyło ani na przyodziewek; z tej przyczyny już parę dziewczyn uciekło. Saskie draby biorą się na sposób i odciągają dziewczynom, raczej zatrzymują z każdego tygodnia po parę złotych tak, że już teraz każda ma do 10 mk. zatrzymanych. Oprócz tego odciągają im co tydzień za kolćj i na kolej, tj. za to, że tu przyjechały i jak pojadą znów do domu.
Zapytałem się jednej: jak wam się tu podoba?
Na co dostałem odpowiedź: bardzo źle, radebyśmy wszystkie pouciekały,, ale że nam tu tak zatrzy
mują pieniądze i każda z nas ma skrzynkę z przy
odziewkiem i jeszcze do tego pierzynę, to tak łatwo nie idzie. A tak nad nami wymyślają jak nad psami — jeszcze gorzćjl... A ja im na to:
a czegóż tu chodzicie, swój pot wylewać? Kiedy u nas nie chcą płacić — mówią owe dziewczyny.
A ja im na to: u nas zapłacą a nie potrzebowały
byście się tak marnować; a tak to mówią na was, że wam się w swoich stronach robić nie chce, więc uciekacie tu dotąd, i nazywają was obieży- sasami. Tutaj musicie robić, jak bydło, a taki pachołek stoi nad wami z kijem i nagania was do roboty, czy to nie gorzćj, niż w naszych stronach?
U nas, jak wam się niepodoba, to idziecie gdzie
indziej, albo siedzicie sobie w domu za piecem, a tu was zarazby z koszar wyrzucili. To też przyrzekły, że latoś już tak wycierpią, a więcej do Zeitzu nie powrócą.
A teraz zobaczmy do tych ich koszar, zwa
nych tu z niemiecka kasernami. Mieszkają w nich chłopy, kobiety z dziećmi, dziewki, a pomiędzy niemi pełno niedorostków chłopaków. Mówią, że rodzice popełniają grzech, gdy dzieci, a osobliwie chłopców dają w naukę, albo na służbę do złych ludzi albo do innowierców; mojem zaś zdaniem jest, że nie ma większego głupstwa jak puścić takiego niedorostka do Saksonii, bo tam już się z pewnością popsuje.
Zamiast pociechy będą mieli rodzice smutek, bo ja się tu na takich synalków napatrzę co dzień, nie ma taki niejeden dziesięć fenigów, aby napisał list do rodziców do biednćj matki, albo jej posłał na sól, ale za to ma złotówki na hulankę z lada kim, a co rok kilka dziewuch z przychówkiem do domu musi jechać.
Więc ostrzegam na przyszłą wiosnę, gdy tam tacy włodarze zaczną ludzi łapać i namawiać, że to wszystko tylko obiecanką a głupim radość, bo tu nikomu pieniędzy darmo nie dadzą, jeno każą robić ciężej, niż u was, a jaknależy nie zapłacą, bo żeby zapłacili, toby mieli ludzi tutejszych do
syć, ale ci się tu tylko z polskiego ludu wyśmie
wają, mówią że to jest »polnisches Vieh« — pol
skie bydło.
Więc cię proszę Szanowna redakcyo, jeżeli tu z tego co uznasz za przydatne, to umieść w ła
mach pisma swego, aby innych trochę ostrzedz.
Nowy zakład misyjny dla Afryki. Niemie
ckie pismo »Deutscher Reichsanzeiger* donosi:
Reńsko-westfalska prowincya zakonu Kapu
cynów posiada w Sigelsheim w Górnćj Alzacyi na mocy tolerowanego (cierpianego) i mogącego być odwołanem zezwolenia klasztór z siedmiu księ
żmi zakonnymi i odpowiednią liczbę Braci świeckich (laików) i nowicyuszów. Tej osadzie zakonnej dozwolono na wniosek ks. biskupa Strasburgu u- rządzić pod Königshofem celem wykształcenia mło
dych ludzi, chcących się poświęcić służbie misyi zagranicznych, prywatną szkołę misyjną, stojącą pod pewnym nadzorem władz państwowych i któ- raby pozostawała w związku z filialną osadą w Żelsheim, w powiecie Erstein. Przyszłe to za
łożenie niemieckiego zakładu misyjnego w Alzacyi, jak pisze »Strasb. Kor.« ma znaczenie, którego sięga poza religijne i kościelne interesa. Zaradzi ono brakowi misyonarzy katolickich i usunie przy
kre stosunki, jakie dawały się we znaki tak niemiec
kim posiadłościom kolonialnym, jako też przewa
dze Niemiec w różnych pozaeuropejskich krajach.
W Alzacyi, którćj ludność okazuje silny popęd do pełnego ofiary powołania misyjnego, znajdzie za
kład ten grunt bardzo żyzny. Obecnie przy bra
ku odpowiednich zakładów krajowych opuszcza bardzo już znaczna liczba młodych katolickich Alzatczyków kraj swój, ażeby wstąpić do zagra
nicznych, mianowicie francuzkich zakładów. I ten stosunek, tak przykry dla samych interesowanych i ich rodzin w wielu kierunkach usunie to zało
żenie i rozwój nowego alzackiego zakładu.
Wdzięcznemi więc jesteśmy rządowi za to, że zezwolił na założenie nowego zakładu misyjnego.
Protestujemy atoli w imieniu wszystkich katolików niemieckich a głównie w imieniu naszych czytelni
ków przeciw uzasadnieniu, jakie robi urzędowe Strasburgskie pismo i jakie weszło w łamy urzę
dowego »Reichsanzeigera.« Nazwane w tćm pi
śmie »zagraniczne, mianowicie francuzkie zakłady,*
należą niewątpliwie do wielce zasłużonych Ojców od Ducha świętego. Od lat już całych i dzisiaj żądaliśmy i dziś jeszcze żądamy, ażeby Ojcowie od Ducha świętego wrócili do Niemiec, zkąd ich wydalił nieszczęsnej pamięci kulturkampf. Oni to oddali sprawie niemieckiej w wschodnićj Afryce bardzo ważne usługi, oddają je dziś jeszcze i chcą oddawać nadal. Wielu członków zakonu, dla któ
248 Szczegółowe, nowiny z misyi katolickich.
rych od lat wielu prosimy o osadę niemiecką, nie są Francuzami, są oni dobrymi Niemcami, naszymi braćmi i siostrami, którzy w sposób niezasłużony jedzą chleb wygnania, którzy zużywają swe siły w usłudze tego samego kraju ojczystego, który ich wydalił.
Żądamy jedynie sprawiedliwości dla tych mę
żów i to żądanie będziemy powtarzali, dopóki wy
mierzoną nam nie zostanie sprawiedliwość.
Włochy. Turyn. Z Turyna, gdzie jest wielki zakład misyjny, otrzymaliśmy list następu
jący:
T uryn, dnia 17 Lipca 1892.
Wielmożny księże Redaktorze!
Z wielkim moim żalem dowiaduję się właśnie, że list z podziękowaniem, który do Wielmożnego księdza Redaktora wysłałem był tego samego dnia, w którym od p. Karola Miarki otrzymaliśmy ze
szyty tegoroczne »Misyonarza katolickiego,* nieo
patrznie zarzucony, a nawet wcale niewysłany zo
stał. Proszę usilnie Wielm. księdza Redaktora, ażeby niedbalstwa tego, nie z mojej popełnionego winy, nie kładł na karb mojćj niewdzięczności, lecz je łaskawie wybaczyć raczył.
Racz przyjąć, przezacny księże Redaktorze, ponowny wyraz podzięki i szczerćj, bo wprost z serca płynącćj wdzięczności za przysyłanie nam bezpłatne swojego czasopisma. Oby w sercach i woli naszćj to sprawiło, coś sobie przez jego wydawanie zamierzył!
W nr. 12 .Misyonarza* widzę wydrukowaną moją prośbę. Byłbym ja ją inaczćj wystylizował, gdyby mi choć przez myśl było przeszło, że ks.
Redator ją w cennem swem piśmie umieścić raczy.
Byłbym mianowicie dał odprawę napaści »Głosu Polskiego,* nie pojmującego — jak widać — wa
żności czasopisma polskiego, zajmującego się mi- syami.
W nr. 13 widzę datek 10 marek na rzecz mojćj osoby, to jest na rzecz młodzieży polskićj salezyańskićj. Przyjmuję go z żywą wdzięcznością i proszę przezacnego księdza Redaktora, ażeby w piśmie swojćm otworzył stałą rubrykę: .dla Salezyanów Polaków w Turynie.« W ten sposób przyjdzie ksiądz Redaktor w pomoc biednej na
szej młodzieży, zwłaszcza zaś swoim własnym rodakom (Szlązakom), których na 99 jest u nas przeszło pięćdziesięciu.
Udaję się tćż do Wielmożnego księdza Reda
ktora jeszcze z jedną prośbą. Wiem, że ks. Re
daktor rozporządza pewną sumą, zebraną przez
»Misyonarza« na dobroczynne cele. Upraszam bardzo, ażeby w łaskawości swojej nie zapomniał o swoich rodakach, ze Szlązka pochodzących, a kształcących się w naszćm seminaryum, którzy np. właśnie obecnie gwałtownie potrzebują 100 marek na książki.
Pewnym będąc, że ks. Redaktor tę drugą moją prośbę tak samo łaskawie uwzględni, jak to
z pierwszą był uczynił, łączę wyraz czci i usza
nowania, z jakiem pozostaję
Wielmożnego księdza Redaktora uniżony
Ks. Wiktor Grab elski.
Brazylia. Kraj ten zamieszkują wprawdzie katolicy, ale wolnomularze dzierzą tam rządy.
W małych miasteczkach i w wielkich miastach znajdziesz liczne loże, świątynie wolnomularstwa.
Oto przykład! Pewien misyonarz tak pisze:
Miasteczko Lages w południowej Brazylii, pomimo nielicznych mieszkańców ma kilku wolno- mularzy. Gdy przed kilku laty misyonarze przy
byli do miasteczka, aby mieszkańców obudzić z letargu religijnego, oburzyli się wolnomularze i wygnali posłańców wiary.
Od tego czasu wolnomularstwo stało się pa- nującćm. Wychodzą tu dwie małe gazetki, obie są redagowane w duchu przeciwnym wierze. Po
mimo rozlicznych trudności udało się atoli misyo- narzom objąć duszpasterstwo w miasteczku.
Cóż czynią wolnomularze? Ponieważ nie zdo
łali wypędzić misyonarzy, postanowili piękną po
stawić lożę, aby tćm łatwićj do niej zwabić wier
nych: »Patrzcie« — tak mówili — »na naszą lożę, jak piękną jest — a wy z waszymi misyo- narzami nie macie kościoła, jedno biedną szopę.«
Budowa została ukończoną około Wielkiejnocy.
Misyonarze usilnie się modlili, aby Pan Bóg prze
szkodził budowli, w którćj miano z Niego naigra- wać się.
Wolnomularze poświęcili uroczyście swą lożę.
Ognie bengalskie i muzyka zgromadziły całą lu
dność miasta, podziwiającą przepyszny dom nowy.
Dom był mocno budowany, z najlepszego ma- teryału, bo budujący nie szczędzili ni pracy, ni kosztów. Lecz cóż się w końcu dzieje? Prawie w dzień opiekuństwa świętego Józefa niespodzia
nie zapadł się dach, ściany się rozpadły, sztuczne okna roztrzaskały się w kawałki. Nikt nie mógł powiedzieć, z jakićj przyczyny zaginął dom mu
larski. Przepyszna loża w gruzy runęła, szczupły kościół katolików jeszcze stoi. Otóż obraz ca
łego Kościoła I Chociaż jest nienawidzony i prze
śladowany, pogardzony i ubogim przepowiada Ewangielią, przeżyje pysznych mędrców i bogate państwa.
Brazylia jest ogromnem państwem południo
wej Ameryki i dotąd bardzo mało zaludnioną.
Dla tego rząd Brazylijski wysłał agitatorów do Europy, osobliwie do Królestwa Polskiego, aby werbować łatwowiernych wieśniaków. Biedny lud polski, wychodzący pod biczem rosyjskim, uwie
rzył agitatorom, opuścił swoją nieszczęśliwą oj
czyznę i puścił się przez morze do Brazylii. Ko- muż nieznany ciężki los tych wychodźców? Ty
siące poginęło w podróży i w Brazylii od biedy i głodu. W całćj Europie powstało oburzenie
Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny. 249
atko potężna na ziemi, na niebie, Wszystko co żyje, chwali, sławi Ciebie:
W niebie na ziemi, i nawet w podziemiach Sławią Cię wszyscy i w hymnach i pieniach.
Święte Twe rysy to pędzel malarza, To uwiadomić chce dłuto rzeźbierza, Poeta wierszem, muzyk swemi tony, Składają hymny i biją pokłony.
Wspaniałe tumy, świątynie o Panil Stawiają ludzie na znak hołdu w dani:
Najwyższym hołdem, ofiarę wspaniałą, Gdy Ci kto odda serce, duszę całą.
AutAitą
250 Wiadomości ze wszystkich części świata przeciw rządowi Brazylijskiemu, co było powo
dem, że werbowanie przez agentów nieco ustało.
Chociaż więc w ogólności w Brazylii są smu
tne stosunki, bądź to dla potęgi wolnomularzy, bądź to dla słabości rządu obecnego, zaś tu i owdzie są lepsze i pomyślniejsze widoki dla ka
tolików, mianowicie dla polskich katolików.
Persya. Wielkie państwo Perskie leży w po
środku Azyi. Cesarz perski ma tytuł Szach.
Ojciec święty Leon XIII. osobliwą zwrócił uwagę na ten kraj, gdzie niegdyś liczni męczennicy byli sławą Kościoła, a gdzie po dziś dzień ponura wiara Mahometa unieszczęśliwia ludność. Maho
metanie jak wszędzie, tak osobliwie w Persyi wy
korzenili katolicką wiarę i tylko szczątki biedne pozostały. Aby nieszczęście katolików jeszcze stało się większem, kacerz Nestoryusz, starszy ni
żeli Mohamet, rozdarł ich jedność. Byli więc prawowierni katolicy i błądzący, nazywani Nesto- ryanie. Prawowierni byli udręczeni przez Moha- metan i Nestoryanów. Tak to było przez 15 set lat.
W tym to roku Pan Bóg dokonał usiłowań Ojca świętego, który nieustannie błądzących Ne
storyanów zachęcał do nawrócenia się do Ko
ścioła Bożego. Na czele ich stoi partyarcha Mar Chimou. Ten więc błądzący patryarcha nawrócił się, a z nim i Nestoryanie. W obecno
ści prawowiernego biskupa Tomasza wyrzekł się uroczyście z błędowierstwa i wyznał, że tylko w Kościele katolickim nieomylna wiara przecho
wuje się. Obecnie patryarcha Mar z biskupem Tomaszem i z swymi kapłanami idzie w góry i schodzi na doliny Persyi, aby Nestoryanom nieść radosną nowinę, że kacerstwo upadło. Niechaj Pan Bóg, który nawrócił Nestoryanów, umacnia katolików w Persyi.
Szach Persyi jest im przychylny. Biskupa Tomasza przyjął z wszelkiemi honorami i oświad
czył mu, że wysoko szacuje Ojca świętego Leona XIII. i wszystkich katolickich misyonarzy.
Przeszkodę wielką atoli sprawiają im protestanci amerykańscy, którzy licznemi dolarami Persów do protestantyzmu przeciągają. W tćj sprawie tak pisze pewna Siostra miłosierdzia w »Misyach ka
tolickich:*
• Odkąd tu usiadłyśmy — przez 29 lat — ściskała boleść serca nasze, gdyśmy nie mogli u- dzielać przytułku nawet tym, którzy w największej zostawali biedzie i od wszystkich byli opuszczeni, i którychbyśmy tak łatwo do Boga doprowadzić mogły. Tern większą była ta boleść nasza, gdy
śmy obok siebie widziały obszerne szpitale utrzy
mywane przez protestantów amerykańskich, któ
rzy lecząc ciało, duszę zatruwali przewrotną swą nauką, a my — Siostry miłosierdzia — musia
łyśmy odpychać od siebie biednych chorych, nie- tylko pogan, ale i chrześcijan.*
Jak wszędzie po świecie, tak też i w Persyi widoczną rzeczą, że postęp wiary katolickiej da
leko byłby pomyślniejszy, gdyby protestanci nie stawiali trudności misyonarzom.
--- —*---<•---
Wiadomości ze wszystkich części świata,
tyczące się Kościoła katolickiego i sprawy socyalnej.
Człowiek żyje duszą i ciałem. Tę znaną każdemu prawdę wyjaśniliśmy obszernie w po
przednim numerze »Misyonarza.* Dowiedliśmy tam i Pismem świętem, nauką Kościoła naszego świętego a i zwykłym ludzkim rozumem, że tak człowiek poszczególny, jak i całe narody i pań
stwa wtedy jedynie żyć mogą na tej ziemi, o ile to być może, szczęśliwie, kiedy pełnić będą wolą Bożą i dostateczne mieć utrzymanie życia, o co Boga wszechmogącego prosimy w codziennym na
szym pacierzu. Są jednak na świecie ludzie tak niesprawiedliwego serca, tak upartćj woli, i za- gwoździonego rozumu, że tej prawdy uznać nie chcą. O tych to ludziach już dawniej pisaliśmy i dzisiaj znów musimy przypomnieć, że dopu
szczają się oni jak największej niesprawiedliwości, wyrządzają bliźnim swym jak największą krzywdę, chcą nawet zniszczyć i obalić samo dzieło Boże, opierając się woli Bożej. Tych to ludzi nazy
wamy w gazetach zwykle zapaleńcami a z fran- cuzka szowinistami. Takich to niesprawiedliwych,
krzywdzących swoich bliźnich ludzi mamy dużo bardzo w Niemczech, a należą oni głównie do tak zwanego
Stronnictwa liberalnego. Sądząc z nazwiska zdawaćby się mogło, że to niemieckie stronnictwo liberalne do dobrych i godziwych zmierza Celów.
Ten wyraz łaciński: liberalny, oznacza wolny, a więc ci, co tak nazwę przybrali powinniby dążyć do wolności, i pragnąc dla siebie tej wolności, nie powinniby drugim narzucać niewoli i ustana
wiać dla drugich ustaw i praw niesprawiedliwych i krzywdzących. Ale ci liberali niemieccy prze
ciwnie sobie postępują. Chcą oni dla siebie je
dynie wolności, a krępują kajdanami wolność dru
gich. Moglibyśmy tu bardzo wiele pisać o tych niemieckich liberałach, ale byłoby to za obszerne i nie zmieściłoby się w całym nawet numerze
»Misyonarza.* Powiemy to tylko o tych liberałach niemieckich, że w ostatnim czasie znów dali do
wód, jak są niesprawiedliwymi, na przykład wzglę
dem Polaków, którzy tak samo, jak obywatele
Wiadomości ze wszystkich części świata 251 niemieckiej narodowości, mieszkają w państwie
pruskiem, płacą, jak mogą podatki, dają synów swoich do wojska, bronią kraju przed wewnętrznym i zewnętrznym nieprzyjacielem, a więc powinni zażywać tych samych praw, co wszyscy inni pod
dani pruscy. Liberali niemieccy o tym sprawie
dliwym wymiarze praw Polakom ani słuchać nie chcą. Chcą oni Polakom odebrać ich ojczysty język polski, narzucić im niemiecki tak, żeby nim tylko mówili, czyli mówiąc inaczćj, chcieliby ich na wskroś zgermanizować, to jest zniemczyć.
Taki zamiar niemieckich liberałów nigdy się nie powiedzie, bo to przechodzi ich siłę, bo dzieła Bożego żaden choćby największy mocarz, król i cesarz zniweczyć nie zdoła. Pan Bóg dał Po
lakom język polski, w którym mają Go wielbić, w tym polskim języku nabywać nauki, w tym języku wychowywać dziatki swoje, modlić się za kraj swój i władzę nad nim dzierżącą i prosić dla nićj o błogosławieństwo Boże. Ale liberali nie
mieccy, ci wierni a przewrotni i niesprawiedliwi uczniowie upadłego księcia Bismarcka w gazetach swoich, na publicznych zebraniach stawiają teraz opór samemu rządowi pruskiemu i jego naczelnej głowie, królowi pruskiemu a cesarzowi niemie
ckiemu. Ten książę Bismarck każe swym gaze
tom pisać przeciw Polakom, gani rząd za to, że dzisiaj pragnie być sprawiedliwym względem Po
laków, że chce pozwolić, żeby dzieci polskie w szkole chociaż tylko religii uczyły się w swym ojczystym, polskim języku. Ten książę Bismarck podróżuje po Niemczech, burzy ludność niemiecką przeciw rządowi króla, gani wszystko, co jego następca przedsiębierze dla dobra kraju niemie
ckiego, a sojusznicy jego, liberali wołają w nie bogłosy, że jedynym mądrym człowiekiem w Niem
czech jest książę Bismarck i on jedynie ocalić jest zdolen Niemcy przed grożącym im niebez
pieczeństwem.
Ci liberali niemieccy wściekali się ze złości, kiedy minister pruski oświecenia, dr. Bosse, wy
jechał w Poznańskie, ażeby tam na własne oczy przekonać się, czy dzieci polskie umieją już tyle po niemiecku, iżby się (mogły w tym języku uczyć religii św. Wielki hałas podnosili liberali pod
czas tej podróży ministra i dowodzili, i ciągle kłamali po gazetach, że dzieci polskie znają już dobrze język niemiecki, że zatem nie należy robić żadnych ustępstw Polakom, a dzieci ich zaraz w szkole zupełnie zniemczyć. Większy jeszcze krzyk podnieśli ci liberali, jak się dowiedzieli, że ten pan minister ma się udać i na Górny Szlązk i zbadać tutejsze stosunki szkolne. Na tę wia
domość popadli oni w istną wściekłość. Rzucili nawet podejrzenie, że Najprzewieleb. książę-biskup Wrocławski nie jest dobrym obywatelem nie
mieckim z tego powodu, że przyjął petycyą oj
ców rodzin górnoszlązkich. Ale uczciwe kato
lickie gazety niemieckie, jak »Schlesische Volks
zeitung ‘ i »Kölnische Volkszeitung* zmyły dobrze
głowę liberałom niemieckim, wykazały jasno, jak na dłoni, że dziecko polskie, chcąc się dobrze nauczyć Religii św., musi jej się uczyć w polskim języku. Te to gazety napomniały gorąco rząd pruski, żeby już raz zerwał z tą nieszczęsną po
lityką księcia Bismarcka i był równie sprawiedli
wym jak względem Niemców, tak i Polaków.
Potężne ciosy wymierzał i zadał tym liberałom i wykazał ich zgubną dla Niemiec politykę
Baron Huene na wiecu katolickim w Nysie na Szlązku. Mąż ten szlachetny, jeden z najgłó
wniejszych przywódzców katolików niemieckich, którzy w sejmie pruskim i parlamencie niemieckim stanowią tak zwane stronnictwo centrum, wykazał w mowie swej całą, przewrotną, zgniłą, nieuczci
wą i niesprawiedliwą gospodarkę liberalną. Mowa ta jest bardzo piękna, treściwa, dosadnia, ale za długa, więc tylko główne z niej myśli powtó
rzymy. »Ci liberalni — taką jest osnowa mo
wy barona Huenego — same tylko nieszczęścia i klęski na Niemcy sprowadzili. Rządzili oni od początku kulturkampfu wraz z księciem Bismar- kiem aż do roku 1879. Oni to przeprowadzili w sejmie ustawę o nieograniczonej wolności prze
noszenia się z miejsca na miejsce, oni to ukuli prawo o nieograniczonej wolności handlowej, oni to przeprowadzili śluby cywilne. Strącono wre
szcie ich przywódzcę, ks. Bismarcka z wyżyny, na której rządził, jak jaki król absolutny, żadnem prawem nieograniczony. Gdyby ci liberalni do
stali się znowu do rządów, natenczas zaczęłaby się na nowo walka kulturna, tacy ludzie nigdy bowiem nie przyjdą do rozumu. Żleby w Niem
czech wyglądało, gdyby im znów było wolno gospodarować wedle ich własnćj woli. Rzemieśl
nicy nicby nie zyskali z rządów liberalnych. Rze
mieślnicy czekają dotąd napróżno na polepszenie swej doli. Ich nieprzyjacielem największym byli i są liberali. Dali się oni we znaki wszystkim sta
nom i zawodom. Zapytajmy się tylko siebie, co oznacza liberalizm w żyćiu społecznćm? a odpo
wiedzieć sobie będziemy musieli, że oznacza on materyalizm, wygodne życie.
Co znaczy liberalizm w życiu religijnem?
Oznacza on jedynie panowanie bez Boga, bez świętego Jego Objawienia i zupełną obojętność w sprawie zbawienia duszy ludzkiej. W wielu miejscach w Berlinie wyznają religią pogańską i dowodzą, że każda religia, czy to pogańska, czy też wszelkie wyznanie chrześcijańskie są pięknemi.
W głowach tych liberalnych same bałamuctwa, sam obłąd, same niedorzeczności. Baron Huene sam na własne oczy przekonał się, jaki to mają gwóźdź w głowie ci liberali. Powiedział on pe
wnego razu, że bez chrześcijaństwa nie ma pra
wdziwej oświaty. Liberali na te słowa jego po
częli szemrać i wołać, że to nieprawda, a jego samego w jednym z swych pism, służących do rozrywki i zabawy odmalowali jako głupca. W tern piśmie umieścili rycinę, a w nićj był odmalowany
252 Wiadomości ze wszystkich części świata.
Olimp pogański. Jest góra tak się nazywająca w Grecyi, wedle wiary dawnych pogańskich Gre
ków siedziba ich bogów. Największy z tych bo gów, Jowisz, trzyma się za brzuch od śmiechu, tak samo śmieją się jego żona, Junona, i wszystkie inne bogi i boginie. W środku nich umieścili li
beral! samego barona Huenego w postaci biedaka z gwoździem w głowie, który obcęgami wyciąga bożek Wulkan. — Ten to obrazek miał przedsta wić szyderstwo z tych ludzi, co śmią twierdzić, że chrześcijaństwo jest podstawą prawdziwej oświaty.
Ci liberali mają sami, jakeśmy powiedzieli, ćwieka we łbie a widzą ten ćwiek
w głowie ludzi mądrych i w Boga chrześcijańskiego wierzących. Z tymi libe
rałami nawet gadać nie warto, bo ludzi w Boga nie wierzących a niespra
wiedliwych niczemnieprze- konasz. — Baron Huene wychłostawszy im potężnie biczem swej rozumnćj mo
wy, zwrócił się w końcu do katolików na wiecu zebranych i tak się zapy
tał: »Jakież stanowisko mają katolicy w Niemczech zająć w obec liberałów i wszystkich ludzi niespra
wiedliwych ?« Oto wydać powinni katolicy hasło, któreby się po całych Niem
czech rozeszło, a tćm ha
słem jest: »Idźmy wiernie razem ręka w rękę! Za
niechajmy drobnostkowych swarów i różnic, idźmy ra
zem jako wierni katolicy !*
Posłowie ludu knto- licko-polskiego w sejmie pruskim i parlamencie nie
mieckim, a głównie po
słowie z Górnego Szlązka zawsze szli ręka w rękę
z centrum katolickim, bo Święty Bartłomiej, wiedzieli i wiedzą, że u-
czciwi katolicy niemieccy są sprawiedliwymi w sercu swym dla katolików polskićj narodowości i bronili ich praw w obec krzywd, wyrządzonych im przez liberałów. Posłowie ludu katolicko polskie
go pójdą i nadal ręka w rękę z katolickimi po
słami niemieckimi w tern przekonaniu i nadziei, że dopomogą oni obywatelom polskiej narodowości do wywalczenia wszystkich przynależnych im praw i wolności, które nadał narodom sam Pan Bóg i strzedz ich kazał. Jednem z tych praw, nada nych przez Boga poszczególnym ludziom i naro
dom, jest
Prawo do starania się o chleb powszedni.
Tego to prawa nie wolno odmawiać i zaprzeczać nikomu. Więc czy to Niemcy, czy to Polacy mają prawo, każdy z osobna i wszyscy razem, radzić nad sposobami polepszenia swej ziemskiej doli, mają prawo tak się urządzać, czyli organi
zować, ażeby tyle było wśród narodu chleba i do
brobytu, ile potrzeba do szczęścia, do chwały Bożej i do zbawienia duszy. »Misyonarz* jest pismem dla ludu katolicko polskiego, więc pisze tylko dla niego i roztrząsa sprawy społeczne, czyli socyalne dotyczące polsko-katolickiego ludu.
Od pewnego czasu zbierają się polscy przemysło
wcy na zjazdach i radzą nad polepszeniem swego przemysłu, który obejmu
je wszystkie jego gałęzie, jako to rzemiosła, rolni
ctwo, handel i to wszyst
ko, z czego poszczególni ludzie i narody mają za
robek, zysk i utrzymanie życia, Taki
Zjazd przemysłowców odbył się w Lipcu w Cheł
mnie. Mowy były na nim wielce pouczające a uchwały, czyli rezolucye dobre. Korzyści z takich zjazdów określił bardzo trafnie prezes towarzystwa chełmińskiego, pan Leon Nowicki, bardzo tra
fnie i gorąco. Powiedział on pomiędzy innemi: »Sa
memu żyć nie mile i pusto.
W gromadzie, w drużynie bratniej jest cieplej; roz
grzewają się serca jakimś prądem elektrycznym;
iskra wylatująca z jednćj piersi wywołuje iskry tak
że z piersi bratnich. Jak płomień chwyta się pło
mienia, tak uczucia zapa
lają się od siebie, łączą się (Objaśn. na str. 254.) z sobą i tworzą potem
czyny. Słowo jest czasem jakoby uderzeniem stali o krzemień. Hasło wy
dane przenika serca dreszczem i w jednej chwili obiega tłumy, jednocząc je w jednę myśl, wiążąc łańcuchem jednej chęci.' Uchwały zjazdu w Cheł
mnie brzmią tak: 1) Potrzebną jest statystyka (obliczenie) przemysłu handlowego, t. j. zbiór wia
domości, gdzie, w jakiej mierze i w jakich okoli
cznościach przemysł taki się ukazuje. 2) Zważy
wszy, że w każdym przemyśle obok zręczności robotnika najważniejszą rzeczą jest byt zapewnio
ny, powinna zachęta do przemysłów domowych wychodzić od kupców, którzy poznali po
trzebę i upodobanie publiczności, mianowicie tćż