• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1997, R. 68, nr 3-4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1997, R. 68, nr 3-4"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)

ec W* 1997

i .

(2)

f c ś p i i ]

Pułapki akceptacji 3

Oto Król twój przychodzi 4

Miłosierny chrześcijanin 7

Poczucie winy - jak się go pozbyć

B/Ma/feo/og/a

11

Po co umarł Jezus Chrystus Rosja w Biblii

c#W %A^egzage(yczne

16 17

. . .

.

Duchowi i nieduchowi

Me/We sWaNT

18

Mesites

-

jedyny pośrednik 19

W więzieniu 20

W szkole Chrystusa 21

Pbmzmaw/a/my

Współczesne bałwochwalstw 25

Listy 1 poezje

Py^,a do ch/ze*;#,

26

27 wyznan/a wkwy

Kościół Zielonoświątkowy „Elim M4adomoäc/zW/WzeWafa

28

. : u» :

29

ISSN 0209-0120 INDEKS 35462 W ydawca

Instytut Wydawniczy AGAPE ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa

Miesięcznik »Chrześcijanin«

jest organem prasowym Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce

Rada Programowa Michał Hydzik

Marian Suski Mieczysław Czajko

Edward Czajko Kazimierz Sosulski Z espół Redakcyjny Kazimierz Sosulski - redaktor naczelny

Edward Czajko ~ redaktor Ludmiła Sosulska - redaktor Agnieszka Gocłowska - sekretarz red.

Artur Mikuła - redaktor techniczny Sławomir Kasjaniuk - diapozytywy Sławomir Bednarski - oprać graficzne

A dres redakcji Miesięcznik »Chrześcijanin«

ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa tel. 022/6248575 w.25, faks 6204073

e-mail: agape@hsn.com.pl Konto

Kościół Zielonoświątkowy Miesięcznik »Chrześcijanin«

PKO BP V O/Warszawa 10201055-350802-270-1 Prenumerata krajowa - pojedyncza ro­

czna - 21 zł; półroczna - 10,50 zł; zbio- rowa (od 5 egz.) roczna - 19,20 zł; pół- roczna - 9,60 zł. Zagraniczna roczna:

Czechy, Litwa, - 12 USD; Europa Zach.

- 18 USD; Ameryka Płn. - 24 USD; Au­

stralia i Ameryka Płd. - 30 USD.

W yznanie w ia ry Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce

• W ie rzym y, że Pismo Święte - Biblia - jest Sło­

w em B ożym , n ie o m y ln y m i n a tc h n io n y m przez Ducha Świętego, i stanowi jedynq nor­

mę w ia ry i życia.

• W ierzym y w Boga w Trójcy Świętej jedynego, w osobach O jca i Syna, i Ducha Świętego.

• W ie rzym y w Synostwo Boże Jezusa Chrystu­

sa, poczętego z Ducha Świętego, narodzone­

go z M a rii Dziewicy; w Jego śmierć na krzy­

żu za grzech świata i Jego zmartwychwstanie w ciele; w Jego wniebowstqpienie i powtórne przyjście w chwale.

• W ie rz y m y w p o je d n a n ie z Bogiem p rz e z opamiętanie i w ia rę w ewangelię, w chrzest i W ieczerzę Panskq.

• W ie rzym y w chrzest Duchem Świętym, prze­

żyw anie pełni Ducha i Jego darów.

• W ie r z y m y w je d e n K o ś c ió ł, ś w ię ty , p o ­ wszechny i apostolski.

• W ie rzym y w uzdrowienie chorych jako znak łaski i mocy Bożej.

• W ie r z y m y w- z m a rtw y c h w s ta n ie i ż y c ie wieczne.

(3)

Pułapki akceptacji

P

iszę ten artykuł powodowany pew­

ną rozterką. Przed laty uysłyszałem kazanie, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie, a nawet zburzyło mój dotych­

czasowy stereotyp i pobudziło do szuka­

nia nowego podejścia do bliźniego. Cho­

dziło o tekst „Przyjmujcie jedni drugich, jak i Chrystus przyjął nas, ku chwałę Boga”

(Rz 15,7). Kaznodzieja mówił o akcepta­

cji bliźniego takim, jaki jest. O akceptacji ze względu na miłość Boga, który nas zaakceptował i nadal akceptuje. W kon­

tekście naszego polskiego charakteru lu­

dzi podejrzliwych, krytycznych, przebie­

głych to przesłanie wnosiło coś nowego, twórczego, bardzo chrześcijańskiego.

Przez długie lata sprawdzałem tę zasa­

dę akceptacji. W konfrontacji z trudnymi sytuacjami coraz lepiej rozumiałem, że bliźniemu jestem winny to samo dobro, jakiego tak obficie doświadczam ze stro­

ny Boga. Im więcej widziałem własnych ułomności tym bardziej szanowałem in­

nych ludzi, doceniałem ich wartość. Im więcej doznawałem Bożej łaski, Bożej przychylności i aprobaty, tym więcej po­

jawiało się we mnie zrozumienia dla ułomności moich bliźnich. I było to cen­

ne dośw iadczanie czegoś z Bożego charakteru.

Ale ostatnio coś się skomplikowało.

Stanąłem przed dylematem wręcz nie do rozwiązania. Pojawiły się naciski, aby akceptować postawy, które zawsze uw ażałem za grze szn e i n ie g o d n e chrześcijanina. Czy mam na przykład nadal uważać za sługę Bożego czło­

wieka, który jako znany ewangelista rozwodzi się z żoną ze względu na różnice zdań co do pełnionej służby, żeni się powtórnie i z nową żoną usłu­

guje milionom telewidzów? Rzecz dzie­

je się w Stanach Zjednoczonych.

Opowiadał mi ktoś o pewnym star­

szym małżeństwie, z którym się zaprzy­

jaźnił w Stanach Zjednoczonych. Oboje to ludzie już wcześniej dwukrotnie lub trzykrotnie rozwiedzeni. Wygląda na to, że dopiero w swym ostatnim małżeń­

stwie znaleźli spokojną przystań. Są

członkami jednego ze zborów, który bły­

skawicznie się powiększał, bo coraz więcej ciągnęło tam ludzi z różnych stron dużej aglomeracji, w obrębie której istnieje. Pastorzy tego zboru to znani w całym kraju mówcy konferencyjni, au­

torzy książek i pieśni chrześcijańskich.

Pewnego razu, po nabożeństwie, mój kolega zapytał swych przyjaciół dlacze­

go przyłączyli się do tego właśnie zbo­

ru? - Bo to jest zbór nie potępiający - usłyszał w odpowiedzi. Jednak wygląda na to, że w tym zborze brakowało nau­

czania, które jasno wskazywałoby mło­

dym ludziom co jest właściwe. Córka pewnej członkini zamieszkała z chłopa­

kiem. Matka nie była z tego zadowolo­

na. Choć nie układało jej się w życiu i miała za sobą dwa nieudane małżeń­

stwa, jednak nadal hołdowała „starym”

standardom - najpierw ślub. Jednak córka miała już inne podejście do tych spraw i choć obie uczęszczały na na­

bożeństwa do tego samego zboru córka nie widziała nic złego w swoim postępo­

waniu. Według słów matki - w zborze nie poruszano takich tematów. Być mo­

że dlatego właśnie, by wszyscy czuli się

„akceptowani”.

W

olne, demokratyczne społeczeń­

stwa stały się również społeczeń­

stwami tolerancyjnym i. W szystko ma służyć swobodnemu rozwojowi jednost­

ki. Obowiązują metody bezstresowego wychowywania młodego pokolenia, sy­

stem kar zastąpiono systemem nagra­

dzania, motywowania. Nie wolno więc na dziecko krzyknąć, niczego mu naka­

zać, lecz cierpliwie pouczać i czekać aż zrozumie i samo zechce wykonać to, czego od niego oczekujemy. I niby d o b rz e , je s t to na pew no tw ó rc ze podejście, ale... gdzie jest granica?

W naszych zborach wciąż obowiązują normy czystości przedślubnej, jeszcze mamy opory przed udzielaniem ślubów ludziom rozwiedzionym, którzy doznali tej katastrofy przed nawróceniem. Wokół nas zachodzą jednak nieodw racalne zmiany. Coraz szybciej do naszego kra­

Nr 3-4/97 (542-543)

ju przenikają standardy społeczeństwa konsumpcyjnego. Coraz więcej par żyje bez ślubu, coraz więcej dzieci rodzi się poza małżeństwami, „kochający inaczej"

domagają się równouprawnienia i uzna­

wania ich za chrześcijan, instytucja małżeństwa jest coraz bardziej dyskre­

dytowana i wyśmiewana. W zborach pojawiają się ludzie rozwiedzeni, wycho­

wani według wzorców nowoczesnego społeczeństwa przyzwalającego, trudno im zrozumieć „staroświeckie” normy mo­

ralne Nowego Testamentu, oczekują zrozumienia i tolerowania tego, co jest normalne dla żyjących dookoła ludzi.

W

tym numerze zamieszczamy kaza­

nie Dawida Wilkersona o miłosier­

dziu, jakie cechować winno chrześcijani­

na. Czytamy tam o cierpliwości i łaska­

wości - cechach niezbędnych w życiu chrześcijanina. W innym artykule znajdu­

jemy rady, jak pomóc ludziom cierpią­

cym z powodu poczucia winy. Zrozu­

mienie i akceptacja to jeden z pomo­

stów między odtrąconymi, a tymi „po­

rządnymi”. Ale czy akceptacja człowieka oznacza akceptację jego postępowania, jego grzechu? Co zrobić z wyraźnymi nakazami Nowego Testamentu, aby stro­

nić od każdego brata żyjącego niepo- rządnie, by stosować dyscyplinę zboro­

wą i zdecydow anie o d cin ać się od grzeszących współbraci? Pisząc te zale­

cenia apostoł Paweł nie miał żadnych w ą tp liw o ś c i (1 Kor 5,11; 2Tes 3,6).

W trzech przypadkach zdecydował się nawet na oddanie zatwardziałych grze­

szników Szatanowi „na zatracenie ciała”

(1Kor 5,5; 1Tym 1,20). Ale z drugiej strony wzywa do pocieszania bojaźli- wych, podtrzymywania słabych i wielko­

d u s z n o ś ci w o b e c w s zystkich (1Tes 5,14). W takim razie gdzie jest granica m ię d zy a k c e p ta c ją , przyjm ow aniem a napominaniem , dyscyplinowaniem ? Cytowany na wstępie tekst mówi o wza­

jemnym przygarnianiu się na wzór Chry­

stusa, który i nas przygarnął. Tak, On przygarnął nierządnicę, ale nie pozwolił jej pozostać w grzechu. Przygarnięcie oznacza otworzenie się na nieszczęśni­

ka dręczonego wyrzutami sumienia, ale nie oznacza zaakceptowania tego, że trwa w swoim złym postępowaniu.

Kazimierz Sosulski

3

(4)

Oto Król twój przychodzi

A to się s ta ło , aby się s p e łn iło , co pow iedziano przez proroka, m ówiącego:

Powiedzcie córce syjońskiej: Oto król twój przychodzi do ciebie łagodny i jedzie na ośle, źrebięciu oślicy podjarzemnej.

I wszedł Jezus do świątyni, i wyrzucił wszystkich, którzy sprzedawali i kupowali w świątyni, a stoły wekslarzy i stragany handlarzy z gołębiami powywracał. I rzekł im: Napisano: Dom mój będzie nazwany domem modlitwy...

A Jezus mówi do nich: Tak jest, czy nigdy nie czytaliście: z ust niemowląt i ssących

zgotowałeś sobie chwałę?

m 21,4.5.12.13.16

To p rz y to c z o n e w y ż e j S ło w o Boże i jego kontekst mówi o w y­

darzeniu, które jako chrześcijanie w spom inam y w N iedzielę Palm o­

wą. Mówi, m ianow icie, o w jeździe Pana Jezusa do Jerozolim y na kil­

ka d n i p rz e d je g o m ę c z e ń s k ą i o d k u p ie ń c z ą ś m ie rc ią i na ty ­ d z ie ń p rz e d je g o c h w a le b n y m zm artw ychw staniem . Mówi o w jeź­

dzie jako króla, ch oć inaczej, bo nie na ko niu ja k k ró lo w ie te g o świata, lecz na ośle. A lbow iem nie przyszedł, aby jem u służono, lecz aby służyć i życie swe o d d a ć na o kup za w ielu. In a cze j, bo je st królem, którego królestwo nie jest z tego świata. W jechaw szy zaś do m iasta oczyszcza świątynię. C hro­

m ych i ślepych w świątyni uzdra­

wia. Od w ielkiego tłumu ludu i od dzieci przyjm uje chwałę.

Bóg, k tó ry przychodzi

M ateusz, autor Ew angelii, o p i­

sując to w ydarzenie mówi, że tu się w ypełnia słowo starotestam en- tow ego proroka, który prze po w ia ­ d a ł kie d y ś m iastu: O to K ró l tw ó j p r z y c h o d z i d o c ie b ie . To S ło w o mówi o Bogu. Bóg nasz jest Bo­

giem , który p rz y c h o d z i. W id zim y to od początku dziejów zbaw ienia.

P rz y s z e d ł do c z ło w ie k a w je g o u p a d k u i g r z e c h u , i z a w o ła ł:

4

G dzie jesteś? G dyśm y zgrzeszyli, p o w s ta ła b a rie ra , m u r g rz e c h u i n ie p ra w o ś c i, k tó re g o w łasn ym i siłami nie jesteśm y w stanie prze­

skoczyć. Bóg jed na k nas nie po ­ zostaw ia naszem u w łasnem u loso­

wi. Przychodzi do nas, by nas od

Kiedykolwiek czytamy Pismo Święte

czy słuchamy głoszenia Słowa Bożego,

Bóg do nas przychodzi.

Prośmy go, byśmy mogli poznać czas

jego nawiedzenia

grzechu w yzw olić i do siebie po­

ciągnąć. Przychodzi, jak w ów czas p rzysze dł do Edenu. Bóg jest Bo­

g ie m , któ ry do nas p rz y c h o d z i.

P r z y s z e d ł d o A b r a m a z U r - późniejszego Abraham a, ojca w ia­

ry i ojca w szystkich w ierzących - by mu oznajm ić, że dzięki łaska­

w em u w y b ra n iu b ę d z ie c z ło w ie ­ kiem błogosław ionym i stanie się b ło g o s ła w ie ń s tw e m . B oże p rz y j­

ś c ie c a łk o w ic ie z m ie n iło ż y c ie i p rz e z n a c z e n ie te g o c zło w ie ka . Stał się przyjacielem Bożym, a dla

Nr 3-4/97 (542-543)

w ie rz ą c y c h po d z ie ń d z is ie js z y w zorem wiary.

M ojżesz, który - w ychow any na dw orze faraona egipskiego - woli raczej z n o s ić u c is k i w e s p ó ł z lu d e m B o żym , a n iż e li z a ż y w a ć p rz e m ija ją ­ c e j ro z k o s z y g rz e c h u , znajduje się daleko od dworu, znajduje się na p ustyni m id iań skiej. Pasie o w ce . Przebyw a tam już czterdzieści lat ja k g d y b y b e z ż a d n e j n a d z ie i.

I oto pew nego dnia przychodzi do niego Bóg w płomieniu ognia ze środka krzewu. Przychodzi i prze­

m aw ia: J a m je s t B ó g o jc a tw e g o , B ó g A b ra h a m a , B ó g Iz a a k a i B ó g J a k u b a , J e s te m , k tó r y J e s te m . To p rz y jś c ie B o g a , i to s p o tk a n ie , zm ieniło los narodu. Lud znajdują­

cy się w niewoli otrzym ał w olność dzieci Bożych.

W s p o só b najdoskonalszy, naj­

w spanialszy, Bóg, który p rz y c h o ­ dzi, p rzysze d ł do nas w osobie Je zu sa C hrystusa. Słowo ciałem s ię s ta ło i z a m ie s z k a ło w ś ró d nas. B oga nikt n ig d y nie w idział, lecz je d n o ro d zo n y Bóg, który jest na ło n ie O jca , o b ja w ił go (por.

J 1,14.18). P rzyszedł do w szyst­

kich ludzi, g d y ż Bóg ch ce, aby w s z y s c y lu d z ie b y li z b a w ie n i i d o s z li d o p o z n a n ia p ra w d y . P rzych o d zi rów nież do p o je d y n ­ c z e g o c z ło w ie k a . P rz y s z e d ł do S z y m o n a P iotra, b y mu p o w ie ­

(5)

dzieć: nie bój się, o d tą d - z a p ra ­ c o w a n y rybaku galile jski - ludzi ło w ić b ę d z ie s z . Ł o w ić d la z b a ­ w ie n ia , d la ż y c ia w ie c z n e g o . P rzyszedł do Saula z Tarsu, sw o­

je g o p rz e ś la d o w c y , b y u c z y n ić go a p o s to łe m narodów , któ re g o p rze cie ż n atchnionem u przez Du­

cha Ś w iętego nauczaniu tak w ie ­ le z a w d z ię c z a m y . P rz y s z e d ł do K o r n e liu s z a , k tó re g o m o d litw y i ja łm u ż n y ja k o o fia r a d o s z ły p rz e d o b lic z e B o ż e

i d ał mu prze żyć na­

r o d z e n ie n a n o w o i n ap ełnie nie D uchem Ś w ię ty m . P r z y s z e d ł w dzień Pański do Ja ­ na b ę d ą c e g o na z e ­ s ła n iu n a w y s p ie , p r z e ś l a d o w a n e g o z p o w o d u z w ia s to w a ­ n ia S ło w a B o ż e g o i ś w ia d cze n ia o Je zu ­ sie, by o bja w ić mu to, co m a się stać w kró t­

ce, a o czym czyta m y w je g o pięknej, pełnej p o c ie c h y księdze: O b ­ jaw ieniu św. Jana.

B ó g je s t B o g ie m i dzisia j. Je zus C h ry ­ s tu s w c z o ra j, d z is ia j i na w ie k i te n s a m . P r z y c h o d z i, ta k ja k

przyszedł do nas. Przychodzi do mnie i do ciebie. Przyszedł i przy­

chodzi poprzez głos naszego su­

m ienia i sw oje dzieła, byśm y m o­

gli go poznać i uw ielbić go jako Boga i złożyć mu dziękczynienie.

P rzych od zi do nas p rze z Słowo swoje. K ie d y k o lw ie k c z y ta m y Pi­

smo Święte czy słucham y g łosze­

nia Słowa B ożego, Bóg do nas p rz y c h o d z i. P ro śm y g o , b y ś m y m ogli p o z n a ć c za s je g o n a w ie ­ dzenia. Przychodzi do nas często poprzez sytuacje naszego życia.

Przychodzi do nas przez w ew nę­

trzne św ia d e c tw o D uch a Ś w ięte­

go, k tó ry p o ś w ia d c z a n a s z e m u duchow i, że dziećm i Bożymi jeste­

śmy. Pokłońmy się p rzych o d zą ce ­ mu Bogu i przyjm ijm y jed yne go , ja k im w is to c ie jest, Z b a w ic ie la

i pow ierzm y mu nasze życie jako Panu.

Bóg,

k tó ry oczyszcza

D ru g a p ra w d a , ja k a w y n ik a z n asze go b ib lijn e g o tekstu jest n a s tę p u ją c a . M ia n o w ic ie m ó w i ona, że B óg nasz je s t B ogiem , który o czyszcza. Jezus w je c h a w ­ s z y d o J e r o z o lim y w s z e d ł d o

św iątyni. Stoły w eksla rzy i stra g a ­ ny h an dlarzy g ołęb iam i p ow yw ra ­ cał. Przyszedł, aby o c z y ś c ić Bo­

żą św iątynię. Przyszedł, a b y usu­

nąć w szystko, co tam się zn ala ­ zło, a co tam b yć nie pow inno.

Bo św iątynia Boża m iała być d o ­ mem m odlitwy. Bóg i dzisiaj przy- c h o d z i, b y o c z y s z c z a ć s w o ją ś w ią ty n ię , B o ż ą ś w ią ty n ię . A g d z ie d zis ia j, po z n is z c z e n iu św iątyni jerozo lim skiej, je st Boża ś w ią ty n ia ? C z y te n n a s z d o m m odlitwy, za który jesteśm y Bogu w d z ię c z n i; w dzię czni, że go z ła ­ ski B o ż e j m a m y ? T ylko w z g lę ­ dnie, tylko dla te go , że d zie ci Bo­

że tu się zbierają. Tylko d latego, że tutaj wielu szukało i znalazło B o g a ku w ła s n e m u z b a w ie n iu . Tylko d latego, że tam g d z ie d w o ­

Nr 3-4/97 (542-543)

je lub troje zb ie rze się imię Pań­

skie On jest obecny.

Bo p rz e c ie ż - g ło s i Pism o - Bóg nie m ieszka w świątyni ręką lu d z k ą z b u d o w a n e j. G d zie w ię c jest ta świątynia Boża, którą rów­

nież dzisiaj Bóg chce oczyszczać?

O dpow iedź na to pytanie znajduje­

my w Nowym Testamencie. Pierw­

sza o dpow iedź brzmi następująco:

C zy n/e w/ec/e, że św/ą(yn/ą Bożą ye- s t e ś c ie i ż e D u c h B o ż y m ie s z k a w w a s? J e ś li k to ś ni- s z c z y św /ąfy/i/ą B o ­ ż ą , fe g o z n /s z c z y B óg, a lb o w ie m ś w ią ­ tynia B o ża je s t św ię - fa, a w y n/ą yesfeśc/e ( 1 K o r 3 ,1 6 -1 7 ).

A w ię c ś w ią ty n ią B ożą je s te ś m y my ja k o z g ro m a d z e n ie w ie r z ą c y c h , ja k o zbór Pański nabyty w łasn ą je g o krwią.

Pan zatem przycho- dzi, by oczyszczać społeczność w ierzą­

c y c h , o c z y s z c z a ć swój zbór. Latorośl żywą sw ojego krze- w u o c z y s z c z a , b y je s z c z e o b fits z y o w o c p r z y n o s iła . Latorośl zeschniętą, która już ż y c ia się p o z b a w iła - odcina. O czyszczonym raz, um y­

w a ciągle na nowo nogi zanieczy­

szczone pielgrzym ką w doczesno­

ści. Tego zaś, kto nie pod da się B o ż e m u o c z y s z c z e n iu p o p rz e z opa m ię tan ie, uznanie i w yznanie grzechu, Pan w yprow adzi ze zgro­

m a d z e n ia w ie rz ą c y c h . A lb o w ie m n ie o s to ją s ię g rz e s z n ic y , tzn . grzesznicy nie pokutujący, w zgro­

m a d z e n iu s p ra w ie d liw y c h , tzn . pod da ją cych się upamiętam iu (por.

Ps 1). I w ó w c z a s s p ra w y te g o człow ieka stają się o wiele gorsze niż p o p rze dn io, czę sto kro ć s ie d ­ miokrotnie gorsze. Zborze Pański, pozw alajm y się oczyszczać.

D ru g ą o d p o w ie d ź na p y ta n ie o świątynię Bożą znajdujemy rów­

nież u apostoła Pawła: A lb o c z y nie ►

Jeśli ktoś niszczy świątynię Bożą, tego zniszczy Bóg, albowiem świątynia Boża jest święta, a wy nią jesteście

5

(6)

wiecie, ż e c ia ło w asze je s t św iątynią D u c h a Ś w ię te g o , k tó r y je s t w w a s i któ re g o m a c ie o d B oga, i ż e nie n a ­ le życie też d o s ie b ie s a m y c h ? (1Kor 6,19). Świątynią w ięc jest także na­

sze ciało, nasze serce, my sami, k a ż d e d z ie c ię B o że z o s o b n a . I Bóg przychodzi, by tę świątynię o c z y s z c z a ć i u ś w ię c a ć . A te g o oczyszczenia ciągle na nowo po­

trzebujemy. J e ś li m ów im y, ż e g rz e ­ c h u nie mamy, sa m i s ie b ie zw odzim y, i p ra w d y w n a s n ie ma. (...) K re w J e ­ z u s a C h ry s tu s a , S y n a je g o , o c z y - szcza n as o d w sze/k/ego g rze chu . A je ś lib y kto z g rz e s z y ł, m a m y O rę ­ d o w n ik a u O jca, J e z u s a C h rystu sa , k tó r y je s t s p ra w ie d liw y . O n c i je s t u b ła g a n ie m z a g r z e c h y n a s z e ...

(1J 1,8; 2,1-2). B łogosław ieni, któ rzy p io rą s w o je szaty, a b y m ie li p ra w o d o d rz e w a ż y w o ta i m o g li w e jś ć p rz e z b ra m y d o m iasta (Obj 22,14) Chwa­

ła Bogu, że On przychodzi oczy­

szcza ć św iątynię naszego serca, świątynię naszego życia.

Bóg, k tó ry je s t g o d zie n c h w a ły

Pan Jezus w je ż d ż a ją c do m ia­

s ta i z n a jd u ją c się w ś w ią ty n i p rz y jm u je c h w a łę od w ie lk ie g o tłu m u o ra z od d z ie c i: H o s a n n a S y n o w i D a w id o w e m u ! B ło g o s ła ­ w iony, k tó r y p r z y c h o d z i w im ie n iu P a ń s k im . H o s a n n a n a w y s o k o ­ ś c i a c h ! P rz y jm u je c h w a łę , bo ch w a ły jest god zie n. Bóg je st Bo­

giem , który jest g od zie n chwały.

G o d z ie n je s te ś , P a n ie i B o ż e nasz, p rz y /ą ć chw a/p / cze ść, / m oc, p o - n /e w a ż Ty s fw o rz y /e ś w s z y s fk o , i z w o li tw o je j z o s ta ło s tw o rz o n e , i z a is tn ia ło (O b j 4 ,1 1 ). G o d z ie n je s t te n B a ra n e k z a b ity w z ią ć m o c /' b o g a c tw o , / m ą d r o ś ć , / s //p , i c z e ś ć , i c h w a łę , i b ło g o s ła w ie ń ­ s tw o (O b j 5 ,1 2 ). B ó g je s t g o ­ dzien chw ały jako nasz S tw órca i O d ku p icie l. P rzynośm y i my na­

sze palm y. Palm y ch w ały, c z c i, hołdu i dzię kczynie nia . A n a jb a r­

dziej „p a lm y ” naszej m iłości. Bo p rz e c ie ż je s t to p ie rw sze i n aj­

w ażniejsze przykazanie. B ę d z ie s z

m iło w a ł P ana, B o g a s w e g o , z c a łe - g o se rca s w e g o / z ca/ey m yć// sw o- je j, i z c a łe j s iły s w o je j (M k 12,30).

M iło ścią naszą do B oga najlepiej g o u w ie lb im y. M iło ś c ią n a s z e g o

serca, z c a łe g o s e rc a naszego, a w ię c ca łą naszą o so b o w o ś c ią m am y go ch w a lić. M iło ścią z c a ­ łej duszy, naszym i u czuciam i roz­

grzanym i ku Bogu i tem u, co jest Boże m am y c h w a lić Boga. Skut­

kiem ty c h u c z u ć n a kie ro w a n ych n a B o g a je s t r a d o ś ć , r a d o ś ć w D u c h u Ś w ię ty m . N ic p rz e to d z iw n e g o , że w ielu c h rz e ś c ija ń ­ skich autorów sw oje relacje z Bo­

g ie m p rz e d s ta w ia w k s ią ż k a c h , które już w tytu łach m ają słowo rad ość, np. C. 5. Lew is - S u rp ri- s e d b y J o y („Z a s k o c z o n y ra d o ­ ś c ią ” ), c z y D. M artyn Lloyd-Jones - J o y U n s p e a k a b le („R a d o ść nie- w ys ło w io n a ” ). Pierw sze p rzyka za ­ nie B oże w z y w a nas ta k ż e do m iło w a n ia B o ga rów nież z całej m yśli naszej. W m iłow anie Boga, w o dd a w a n iu mu ch w a ły pow inna b y ć z a a n g a ż o w a n a n asza m yśl, nasz umysł. Bóg stw orzył nas ja ­ ko is to ty r o z u m n e . I d la t e g o o Bogu m am y rozm yślać, rozm y­

ślać o je g o Prawie, o je g o Sło­

wie. C hrześcija ństw o nie jest „re- lig ią ” b e z m y ś ln ą . To ś w ia t je s t bezm yślny, to lud zie w g rz e c h u ż yją cy są bezm yślni. C h rze ścija ń ­ stw o b ib lijn e - to ch rze ścija ń stw o m y ś lą c e , ro z u m n e . P ra w d z iw y c h rz e ś c ija n in to c z ło w ie k , któ ry m yśli i którego Bóg o b d a rz a d a ­ rem , d u c h e m trz e ź w e g o m y ś le ­ n ia . N a s z y m u m y s łe m m iłu jm y Pana o d d a ją c mu w ten sp osó b chw ałę, której On je st godzien.

I w reszcie m amy m iłować Boga, s łu ż y ć m u i o d d a w a ć c h w a łę z całej siły naszej. W zyw am w as tedy, b ra c ia , p rz e z m iło s ie rd z ie B o ­ że, a b y ś c ie s k ła d a li c ia ła sw o je ja k o

o fia rę ży w ą , św ię tą , m iłą B o g u , b o taka w in n a b y ć d u c h o w a (ro zu m n a ) s łu ż b a w a sza (Rzym 12,1). Chodzi o zaangażow anie naszych sił: na­

s z e g o c ia ła , n a s z y c h n óg , n a ­ szych rąk, naszych uszu, naszych oczu, naszych warg. List do He­

brajczyków mówi: P rzez n ie g o w ię c n ie u s ta n n ie s k ła d a jm y B o g u o fia rę p o c h w a ln ą , to je s t o w o c w arg, któ re w yzn a ją je g o im ię (13,15). O tw ieraj­

my nasze usta, by śpiew ać na je­

go chwałę. Otwierajmy nasze usta, by w ielbić go modlitwami; by skła­

dać mu hołd i dziękczynienie. U- w ielbiajm y go także naszymi m ate­

ria ln y m i d a ra m i. G d y o b o k nas przechodzi „ta ca ” w yciągnijm y na­

szą rękę - w miarę naszych m ożli­

wości, ale ochotnie, bo ochotnego daw cę Bóg miłuje - ku dawaniu na dzieło Boże i dla Bożej chwały.

Ku ch w a le Boga, który je st g o ­ dzien chwały.

T a k ie je s t, b r a c ia i s io s try , przesłanie N iedzieli Palmowej. Je ­ g o tr e ś c ią je s t s ło w o o B o g u , który do nas p rzych od zi i zawsze p rz y jś ć p ra gn ie, który nas stale o c z y s z c z a , i któ ry je s t g o d z ie n chwały.

E dw ard Czajko

Bóg jest godzien chwały jako nasz Stwórca i Odkupiciel. Przynośmy i my nasze palmy.

Palmy chwały, czci, hołdu i dziękczynienia.

A najbardziej „palmy” naszej miłości.

Bo przecież jest to pierwsze

i najważniejsze przykazanie

(7)

Na pewno znasz historię o Sodomie i Gomorze. Dwóch aniołów, pod postacią zwyczajnie ubranych ludzi, przekro­

czyło bramę Sodomy. Lot, kuzyn Abrahama, siedział w ła­

śnie w bram ie miasta. Być może był wysoko postawionym urzędnikiem i jako jeden ze starszych miasta witał przyby­

w ających gości. K iedy zobaczył przybyszów - pozdrowił ich, a w swoim duchu poczuł coś niezwykłego.

Gdy się dowiedział, że goście zam ierzają spać na uli­

cy, przeraził się. Pismo mówi, że Lot był człow iekiem sprawiedliwym, ale mieszkał pośród ludzi skażonych grze­

chem hom oseksualizm u, siejących terror w okolicy p o ­ przez gwałty i przem oc. Z każdym dniem społeczeństwo Sodomy pogrążało się w coraz większy grzech. Wieści 0 powszechnym zepsuciu w tym m ieście doszły aż do nieba. W tedy Bóg posłał swoich posłańców, aby spraw ­ dzili, co się tam dzieje.

Przerażająca gościnność

Lot zaprosił przybyszów do swojego domu na noc. Ale jeszcze zanim wszyscy położyli się spać po kolacji, przed domem pojawił się hałaśliwy tłum homoseksualistów. Oto­

czyli siedzibę Lota, zaczęli dob ija ć się do drzwi i krzy­

czeć: „Przyprowadź ich do nas, bo chcem y z nimi poba- raszkować!" Cóż za niesm aczna scena! Ci straszni ludzie chcieli dokonać zbiorowego gwałtu na przybyszach! Lot był zrozpaczony, zrobił w ięc coś niewyobrażalnego: w y­

szedł do nich i zaofiarował im w zamian swoje córki. Po­

wiedział: „Zam iast tych mężczyzn weźcie sobie moje cór­

ki. Róbcie z nimi co c h ce c ie ” .

Sam jestem ojcem dw óch córek i nie jestem w stanie pochw alić czynu Lota. Nie rozumiem, jak m ógł to zrobić!

Sodomici jednak usiłowali wyłam ać drzwi ch cą c dobrać się do gości. Aniołowie w ciągnęli Lota do środka i za ­ mknęli dom przed napastnikami. Zobaczyli już w ystarcza­

jąco dużo, wiedzieli co mają zrobić. Swą nadnaturalną m ocą n a jp ie rw o śle p ili n a p astników , ale ci naw et po omacku usiłowali w targnąć do domu Lota. Nie zdawali sobie sprawy, jaka ich wkrótce czeka kara!

Potem aniołowie pow iedzieli do Lota: „D ziś rano zni- szczym y to m/ę/sce. Krzyk n/eprawośc/ stał s/ę tak g ło śn y że doszedł do uszu Pana. łdź, ostrzeż swo/cd z/ęc/ów / przygo- tujcie się do opuszczenia miasta. Póki tego nie zrobicie, nic się nie s ta n ie !” Wczesnym rankiem Lot próbował dobudzić swoich zięciów zachęcając ich do opuszczenia miasta.

Ale cl go wyśmiali. Pewnie odw rócili się na drugi bok 1 ponownie zasnęli. W tedy aniołowie ponaglili Lota: „Idź

teraz! Zabierz swoją żonę i córki i uchodźcie z m iasta!”

Lot się jednak ociągał. Z jakiegoś powodu nie miał ocho­

ty stąd odchodzić. Dlatego aniołowie wzięli całą jego ro­

dzinę za ręce i dosłownie wyciągnęli z miasta. I tak Lot z córkam i uniknęli losu Sodomy, niestety - nie jego żona i zięciowie.

Dlaczego Lot został uratowany? Dlaczego Bóg posłał swoje anioły, by uratowały go od śmierci? Czy z powodu jego moralności? Czy Bóg dostrzegł w nim coś niezwykłe­

go ? N ie ! O d p o w ie d ź je s t p ro s ta : „ b o P an c h c ia ł g o oszczędzić, i w yprow adzili go, i pozostaw ili p oza m iastem ” (1Moj 19,16). Po prostu Bóg okazał mu miłosierdzie!

Chrześcijanin dzisiaj

Myślę, że Lot jest typem chrześcijanina naszych cza ­ sów, żyjącego w społeczeństwie, które swoim postępow a­

niem zasługuje na karę. U pada moralność współczesnego świata, nasze społeczeństw a znajdują się już na ławie oskarżonych! A każdy chrześcijanin jest takim spraw iedli­

w ym Lotem , cz ło n k ie m s p o łe c z e ń s tw a o u p a d a ją c y c h o b y c z a ja c h . K ościół Boży jest dziś s p ra w ie d liw y tylko

Myślę, że Lot jest typem chrześcijanina naszych czasów, żyjącego w społeczeństwie, które swoim postępowaniem zasługuje

na karę. Upada moralność współczesnego świata, nasze społeczeństwa znajdują się już na ławie oskarżonych!

dzięki krwi Jezusa Chrystusa, a nie z powodu własnej do­

broci czy moralności. Wyłącznie dzięki Bożemu miłosier­

dziu nie jesteśm y postawieni w stan oskarżenia, chociaż nawet ociągam y się z porzuceniem własnych grzechów.

W idzimy jak docierają do nieba wieści o przeróżnych grzechach naszego społeczeństwa: o zmysłowości, nie- m oralności, złu i w zrastającej przestępczości. Czyż nie pozostajem y w tym bagnie? D laczego nie zostaliśmy w y­

niesieni daleko, bardzo daleko stąd?

Możem y dyskutow ać o zdem oralizow anej Sodom ie - ale czy czytujesz czasam i dzisiejsze gazety? Oto kilka w iadom ości tylko z dzisiejszej prasy:

Dwudziestoczteroletni Michał został zamordowany i po­

ćwiartowany przez swojego trzydziestosześcioletniego ko­

chanka. Morderca obrabow ał też jego mieszkanie. ► Nr 3-4/97 (542-543)

t e k p i t

7

(8)

Luis, mieszkaniec Bronxu, zabił swoją żonę, po czym strzelił sobie prosto w głowę. Podobno zobaczył ją z ko­

chankiem w samochodzie.

Pewne małżeństwo z Kolumbii posiadające osiemnaścioro dzieci, sprzedało sześciomiesięczne bliźniaczki za 300 dola­

rów i kawałek ziemi. Dzieci trafiły na międzynarodowy rynek żywym towarem. Rodzice zostali zatrzymani przez policję.

Musiałem przerwać czytanie. Zastanawiające, ale Biblia nie mówi, żeby w Sodomie i Gomorze odnajdyw ano po­

ćw iartowane ciała ofiar. Nie ma wzmianek o sprzedawaniu dzieci, zbiorowej przestępczości i aborcji. Sodom ici nie znali takich przestępstw. Nie mieli też

filmów i program ów telewizyjnych pro­

pagujących przem oc i seks. Od cza­

sów Sodomy grzech m iał okazję się spotęgować. Biblia mówi, że z czasem świat będzie coraz gorszy. Dzisiejsze pokolenie widzi o wiele więcej przem o­

cy, zła, i przelewu krwi niż Sodomici.

Jedynym powodem, dla którego uni­

kamy Bożego sądu jest wieczne m iło­

sierdzie Jezusa Chrystusa. To m iłosier­

dzie dosłownie ratuje nad przed oskar­

żeniem, oddziela od grzesznego życia, ja k ie w ie d liś m y w c z e ś n ie j. W m oim zborze Times Square Church w Nowym Jorku znajduje się wielu ludzi, którzy kiedyś byli alkoholikami, prostytutkami, narkom anam i i c u d zo łożn ika m i. W ie­

dzą, że uniknęli sądu nie dzięki wła­

snym dobrym cechom charakteru, ale dzięki Bożemu miłosierdziu.

W yobrażam so b ie Lota s to ją c e g o nad ruinami miasta, w którym mieszkał jeszcze kilka chwil wcześniej. Na pew ­

no opłakiw ał utratę żony i zięciów. Pewnie pytał: „D lacze­

go mi pomogłeś, Panie? Dlaczego spośród tysięcy zbaw i­

łeś właśnie mnie?”

Być może zadajesz identyczne pytania: „D laczego ja?

Dlaczego nie leżę gdzieś na ulicy przymierając głodem?

Dlaczego nie jestem jednym z milionów przeklinających imię Jezusa C hrystusa, żyjących bezbożnie, opętanych przez demony? Dlaczego uratowałeś tych ludzi w zborze?

Dlaczego nie przesiadują w knajpach, dlaczego nie leżą na ulicach, nie wariują od narkotyków?”

Wszyscy doświadczamy Bożego miłosierdzia

Wiesz dlaczego? To dzięki Bożemu miłosierdziu! W szy­

scy zasłużyliśmy na potępienie - ale On okazał nam m iło­

sierdzie!

Mojżesz ostrzegał kiedyś Izraela, że w późniejszych czasach odejdą od Boga, zaczną oddaw ać cześć posą­

gom i swoim zachowaniem prowokować będą Boży sąd.

A jeśli do tego dojdzie, Bóg ich będzie karał tak długo,

aż się nawrócą (2Moj 4). Izrael ciągle odw racał się od swego Boga. Mimo to Bóg nigdy ich nie porzucił. Zawsze okazywał im swoje miłosierdzie dając dowody swojej m iło­

ści i litości: I b ę d z ie c ie tam szu ka ć Pana, sw ego Boga.

Z najdziesz go, je ż e li b ę d ziesz g o szukał całym swoim ser­

cem i całą swoją duszą. G d y znajdziesz się w niedoli i spo­

tka cię to wszystko u kresu dni, naw rócisz się do Pana, sw e­

g o Boga, i bę d ziesz słu ch a ł je g o głosu, g d y ż Pan, twój Bóg, je s t Bogiem miłosiernym, nie o p u ś c i cię ani nie zniszczy i nie z a p o m n i o p rzym ie rzu z o jc a m i twoimi, które im p rz y s ią g ł (5Moj 4,29-31).

Cóż za nadzw yczajna obietnica: Bóg pozostanie z Izra­

elem, nawet jeśli sprowokują go do gniewu. Będzie ich karmił, ubierał, i prow adził przez pustynię przez te w szy­

stkie lata! To dopiero miłosierdzie!

Jak często zawodzisz Pana? Jak często robisz rzeczy, których nie powinieneś? Jak brudne są czasem twoje my­

śli? Jak często twoje zachowanie nie podoba się Bogu?

Także i ty zasługujesz, aby znaleźć się na ławie oskar­

żonych - dośw iadczyć piętna jako w yrzutek społeczeń­

stwa, jako jeden z tych, którzy grzeszą przeciw Bogu. Ale Bóg zamiast kary okazał miłosierdzie. Zlitował się nad to­

bą. I w łożył do tw ego serca pragnienie posłuszeństwa wobec Niego.

Mam nadzieję, że kiedy czytasz to kazanie, nie mru­

czysz sobie pod nosem: „To niestety nie dla mnie” . Bła­

gam cię, pozbądź się każdej myśli, która ci podpowiada, że nie zasługujesz na Boże miłosierdzie! Tak napraw dę nikt na nie nie zasłużył. Nikt nie dostąpił m iłosierdzia z racji swoich zasług.

Mam do ciebie pytanie: Jak sądzisz, czy Bóg okazał ci miłosierdzie? Czy zwlekał z okazaniem ci swego gniewu

8

Nr 3-4/97 (542-543)

t o & p i i j

(9)

za twoje grzechy? Albo inaczej: Czy jesteś miłosierny wo­

bec innych? „B ądźcie miłosierni, ja k m iłosierny je s t O jciec w asz” (Łk 6,36). spraw iedliw y zaś lituje się i rozdaje”

(Ps 37,21b).

Może powinniśmy zacząć się m odlić o samych siebie?

Bo niby dlaczego Bóg ma przysyłać do naszych zborów nowych wierzących, jeśli nie jesteśm y gotowi przyjąć ich z należytą uprzejmością, m iłosierdziem i łaską? Czy nie powinniśmy m odlić się, aby Bóg uzupełnił w nas ten brak miłosierdzia i uprzejm ości w obec innych chrześcijan? Czy nie powinniśmy w iedzieć, że Bóg nie obdarzy nas w ięk­

szą m iłością w obec niechrześcijan, jeśli nie będziem y do Niego podobni w okazywaniu cierpliw ości, łaski, m iłosier­

dzia i wrażliwości na cudze cierpienia?

Miłosierdzie wymaga cierpliwości

Nie miałem kiedyś cierpliw ości w obec świeżo nawróco­

nych chrześcijan, którzy nie wyglądali na porządnych wie­

rzących: dziewczyny przychodziły do kościoła w krótkich spódniczkach, a ch ło p cy z dredam i na głowie. Nie potra­

fiłem przestać myśleć - Jak wielu miłosiernych chrześcijan może patrzeć na ten w idok i nie krzyknąć: „Ostrzyż się zanim przyjdziesz kolejny ra z i” , albo: „Idź i załóż porząd­

ną sukienkę”?

Pamiętam, jak kiedyś głosiłem ewangelię do 5000 ludzi w Los Angeles. Co najmniej 2000 z nich to byli chrześci­

jańscy hipisi. Nawrócili się bardzo niedawno i nie zdążyli jeszcze p o rzu cić swej hipisow skiej kultury. Byli ubrani w zużyte ubrania, mieli długie włosy i nie nosili butów. Ja byłem w tedy bardzo starannie ubrany: miałem elegancki garnitur i błyszczące buty. Kiedy stanąłem na podium , za­

cząłem się przyglądać młodzieży. Po chwili stwierdziłem:

„Niektórzy z was w yglądają strasznie. Załóżcie na siebie jakieś normalne ciuchy i odw iedźcie fryzjera, zanim w róci­

cie tu jutro w ieczorem !”

Po nabożeństwie spotkałem się z delegacją długow ło­

sych chrześcijan. Jeden z nich pod b ie g ł do mnie i do­

tknął mego eleganckiego płaszcza mówiąc: - Jaki piękny!

- Potem spojrzał na mnie i powiedział: - Bracie Dawidzie, nie mogliśmy dostrzec dzisiaj Jezusa. - D laczego? - spy­

tałem. - Zasłaniały go twoje ubrania.

Te dzieciaki w cale się ze mnie nie wyśmiewały, były całkowicie szczere. Płakały mówiąc do mnie: „Wierzymy, że jesteś mężem Bożym. Ale coś ci um knęło” . Wiem, że wtedy zgubiłem gdzieś miłosierdzie. N igdy więcej nie do­

tknąłem tego tematu.

W ielu ch rze ścija n sądzi, że w ysta rczy być czystym i uświęconym; że powinniśmy porzucić zło, o dciąć się od świata i trwać w czystości. Dopóki nie palimy, nie upija­

my się i nie cudzołożymy, uważamy się za czystych. Je­

stem z n a n y z te g o , że w y g ła s z a m n a jw ię c e j kazań o świętości i czystości życia. W istocie, w edług listu Ja­

kuba, czystość jest jednym z najważniejszych wym ogów d o ty c z ą c y c h c h rz e ś c ija n in a : „A le m ą d ro ś ć , któ ra je s t z góry, jest przede wszystkim czysta, następnie m iłująca

pokój, łagodna, ustępliwa, pełna m iłosierdzia i dobrych owoców, nie stronnicza, nie o b łu d n a ” (Jk 3,17).

Możesz być wierzącym o najczystszym sercu i przy tym nadal być skąpy, niemiły, bez miłosierdzia! To upoka­

rzające dla chrześcijan, że czasem ludzie z ulicy potrafią być od nich uprzejmiejsi i łagodniejsi. Słyszałem, jak kie­

dyś pewna chrześcijanka mówiła do swojego męża: - Ko­

chanie, nie proszę cię o wiele. Chciałabym tylko, żebyś traktował mnie równie uprzejmie, jak traktujesz swoich ko­

legów. Proszę, rozmawiaj ze mną tak, jak z nimi. Chciała­

bym być jedną z tych osób, z którymi spotykasz się poza domem.

To straszne, że chrześcijanka musi prosić męża o to, by był dla niej miły! Niektórzy spośród kłótliwych i złośli­

wych ludzi uważają się za chrześcijan napełnionych Du­

chem Świętym. Wielu z nich jest bardzo sumiennych: nig­

dy nie opu szcza ją nabożeństw, nie idą na kom prom is z grzesznym światem. Ale m iłosierdzie i uprzejmość oka­

zują tylko tym, którzy byli w obec nich mili i łaskawi. Wole­

liby raczej zniszczyć plotką życie brata czy siostry, niż okazać im miłosierdzie.

Moim zdaniem chrześcijanie, którzy nie okazują łaski, są krytykanccy, nieuprzejmi, nigdy nie zrozumieli i nie przyjęli okazanego im Bożego miłosierdzia. Niektórzy chrześcijanie są szorstcy w obyciu i nie potrafią przebaczać dlatego, że nigdy nie zrozumieli, jak sami byli kiedyś blisko potępienia.

Nigdy nie dostrzegli swojej grzeszności oraz tego, że uwol-

Jedynym powodem, dla którego unikamy Bożego sądu jet wieczne miłosierdzie Jezusa Chrystusa. To miłosierdzie dosłownie

ratuje nad przed oskarżeniem, oddziela od grzesznego życia, jakie wiedliśmy wcześniej

nienie od śmierci zawdzięczają Bogu. Nie mają świadomo­

ści tego, jak wielkie okazano im miłosierdzie.

Jezus opow iedział kiedyś przypow ieść o słudze, które­

mu darowano ogrom ny dług. Jego pan okazał mu ogrom ­ ną łaskę i miłosierdzie. Ale on zlekceważył to, co mu da­

rowano. W chwilę potem pobiegł do swego kolegi, żeby w ydusić z niego niewielką sumę pieniędzy, którą ten był mu winien. Nie okazał mu łaski i posłał do więzienia.

D laczego tak gorliwie dom agał się sądu? Dlaczego nie był m iłosierny? Ponieważ nie przyznał się do własnej grzeszności! Nie zrozumiał z jak beznadziejnych kłopotów został wyratowany, jak wiele mu darowano. Nie zrozumiał w jak wielkim niebezpieczeństw ie się znajdował, jak nie­

daleko był od śmierci, kiedy okazano mu miłosierdzie.

Modliłem się kiedyś: „Ja, Panie? Przecież jestem je d ­ nym z najm iłosierniejszych kaznodziei w A m eryce” . A Bóg zaczął przypom inać mi wszystko, co powiedziałem mło­

dym kaznodziejom, jak bardzo im ubliżyłem. Potem przy­

pomniał mi, jak byłem niemiły w obec ludzi, którzy upadali.

Zacząłem płakać przed Bogiem. Kiedy spytałem, jak to możliwe, powiedział: - Zapom niałeś ile dla ciebie zrobi- ► Nr 3-4/97 (542-543)

9

(10)

łem. Zapomniałeś o miłosierdziu, jakie ci okazałem. Jak często jeszcze mam cię w yciągać z tego, co cię wyni­

szcza? Nie byłoby cię tutaj, g d yb y nie miłosierdzie!

Kochani! Każdy z nas, zanim zacznie osądzać innych, musi spraw dzić, jak daleko by zaszedł bez Bożego miło­

sierdzia. Czy jesteś na tyle szczery przed sobą, by móc się pom odlić: „Panie, naprawdę chcę być miłosierny, ko­

chający i uprzejmy. Ale muszę przyznać, że nie jestem najuprzejm iejszym z ludzi. Nie okazuję tyle m iłosierdzia w obec innych, ile powinienem . Jestem porywczy, mam cięty język. Często osądzam ludzi i zbyt szybko ich potę­

piam. Nie jestem tak łagodny jak powinienem być".

Kochany Święty! To przesłanie nie ma na celu skrytyko­

wania Twojej osoby. Mam nadzieję, że jest to dla Ciebie raczej słowo zachęty. Pozwól, że wyjaśnię, dlaczego tak trudno jest być uprzejmym i miłosiernym chrześcijaninem.

W Psalmie 119 Psalmista zanosi ważną modlitwę: „N ie ­ c h a j łaska twoja b ędzie p o cie chą moją, ja k przyrzekłeś słu ­ dze sw em u!" (Ps 119,76) Możemy odczytać to w taki spo­

sób: „Panie, twoje Słowo mówi mi, że jestem bezpieczny dzięki poznaniu miłosierdzia, jakie mi okazałeś. Pozwól mi czerpać radość z tej cudow nej p ra w d y!”

G dybyś ch c ia ł znaleźć w konkordancji odnośniki do wyrazów „m iłosierny” i „m iłosierdzie” , spotkałbyś ich setki.

Boże Słowo składa mnóstwo obietnic okazania m iłosier­

dzia, zapewnień o Bożej miłości i cierpliwości.

Kiedy odpychamy Boga, jesteśmy przekonani, że jest na nas zły, gotowy do oskarżeń i sądu. Ale On nam mówi:

„P rze p ro w a d zę cię p rze z to. W ystarczy, że p o p ro sisz o przebaczenie. Nie jestem na ciebie zły. Jestem miłosierny, łaskawy i kocham cię. Polegaj na tej prawdzie!" Jak cudow ­ nie jest wiedzieć, że kiedy zgrzeszymy czy upadniemy, mo­

żemy liczyć na Boże miłosierdzie i miłość wobec nas.

Dopóki jesteśmy świadomi Bożego miłosierdzia, możemy najskuteczniej okazywać nasze miłosierdzie wobec innych.

Tylko osobiste doświadczenie absolutnego miłosierdzia wy­

woła w nas falę miłosierdzia wobec innych. Stajemy się mi­

łosierni, ponieważ sami doświadczyliśmy miłosierdzia!

Okazujmy miłosierdzie współbraciom

Pewien mężczyzna z mojego zboru zatrzymał mnie po nabożeństwie. - Bracie Wilkerson - zaczął - chciałbym po­

wiedzieć, dlaczego zacząłem przychodzić do twojego zbo­

ru. Moja matka niedawno zmarła w wieku dziewięćdziesię­

ciu lat. Przez ostatnie cztery lata była bezwładna i musia­

łem się nią opiekować. Każdej niedzieli musiałem wcześniej wychodzić z nabożeństwa, żeby jej pomóc. Po jakimś cza­

sie mój pastor miał tego dosyć i powiedział do mnie gło­

śno: „Jeśli masz ochotę wyjść, to idź zanim zacznę kaza­

nie!”. Natomiast w twoim zborze nikt nie miał do mnie pre­

tensji, że wcześniej wychodzę. Może ci się wydawać, że to drobiazg, ale dla mnie znaczy bardzo wiele. Nie musiałem przecież wszystkim tłumaczyć co się dzieje w moim domu.

W taki właśnie sposób należy okazywać miłosierdzie w codziennym życiu. Czasem zwykły uśmiech albo objęcie

ramieniem też może być miłosierdziem. Okazanie go może być tak proste, jak wypowiedzenie zachęty czy krytyki.

Ale nigdy nie okażesz m iłosierdzia myśląc, że Bóg jest na ciebie wściekły, ponieważ właśnie upadłeś. Nie mo­

żesz c ie s z y ć się Bożą łaską, je śli c ią g le rozm yślasz o tym, że z każdym kolejnym krokiem zbliżasz się do piekła. Jak chcesz innych nauczać o miłosierdziu, jeśli sam go nie znasz? „...A byśm y tych, którzy są w jakim kol­

wiek utrapieniu pocieszać mogli taką pociechą, jaką nas

D o p ó k i je s te ś m y ś w ia d o m i B ożego m iło s ie rd z ia , m o ż e m y

n a js k u te c z n ie j o k a z y w a ć n a s ze m iło s ie rd z ie w o b e c inn ych.

Tylko o s o b is te d o ś w ia d c z e n ie a b s o lu tn e g o m iło s ie rd z ia w y w o ła w n a s fa lę m iło s ie rd z ia w o b e c in n y c h . S ta je m y s ię m iło s ie rn i,

p o n ie w a ż s a m i d o ś w ia d c z y liś m y m iło s ie rd z ia !

samych pociesza. Jeśli tedy utrapienie nas spotyka, jest to dla w aszego pocieszenia i zb a w ie n ia ...” (2Kor 2,4.6).

Oto powód, dla którego tak wielu chrześcijanom brakuje miłosierdzia - nigdy nie doświadczyli miłosierdzia Bożego.

Nie wiedzą jak czerpać radość z tego miłosierdzia. Słyszeli, że Bóg jest miłosierny, mają nadzieję, że zlituje się nad ni­

mi - ale nie są tego pewni. Nie przeżywają Bożego pokoju!

Ale miłosierni chrześcijanie dośw iadczają go. Potrafią okazywać m iłosierdzie i być uprzejmi, ponieważ dośw iad­

czyli Bożego m iłosierdzia na sobie.

Jeśli przychodzi do mnie jakiś grzesznik, którego życie jest brudne i niegodne, i mam wielką ochotę się go po­

zbyć, to przypom inam sobie jak miłosierny był Bóg wo­

bec mnie, ile okazał mi miłości i współczucia. U świada­

miam sobie, że Jezus przyszedł uratować to, co zginęło, a Jego łaski wystarczy dla wszystkich. I wtedy topnieje moje serce, mogę spojrzeć na tego grzesznika i modlić się: „Panie, nie jestem lepszy. W twoich oczach także by­

łem kiedyś grzesznikiem, ale mi przebaczyłeś. Pomóż mi w ybaczyć je m u !” Mogę teraz działać jak ktoś, kto do­

św iadczył miłości i współczucia, mogę się tym dośw iad­

czeniem dzielić z każdym, kto go potrzebuje.

Chrześcijanie! Nie potrzebujecie lektur ani upomnień. Wy­

starczy zgłębiać Boże Słowo i wierzyć, że jest w nim mowa o miłosierdziu, którym Bóg was obdarza. Złóżcie więc wa­

sze wylęknione dusze w jego ramiona, przyjmijcie jego mi­

łosierdzie, a wtedy będziecie mogli dzielić się nim z innymi.

D aw id Wilkerson

O pracowanie redakcyjne kazania w ygłoszonego w Times Square Church w Nowym Jorku Nr 3-4/97 (542-543)

(11)

są poczuciem winy z powodu drob­

nego wykroczenia i złej myśli.

Poczucie winy ma także swoje po­

zytywne aspekty. Może skłaniać nas do zm ia n y z a c h o w a n ia i szu ka n ia przebaczenia u Boga i innych ludzi.

Ale może być także niszczące, ro­

dzić zahamowania, które czynią na­

sze życie nieznośnym.

Poczucie w iny tow arzyszy w szel­

kim problemom psychologicznym . Lu­

dzie znajdujący się w depresji, sa­

m otni, z m a g a ją c y się z k ło p o ta m i m ałżeńskim i, hom oseksualiści, alko­

holicy, zrozpaczeni czy przeżywający kryzys wieku średniego - w rzeczy­

wistości dośw iadczają poczucia winy.

Poczucie winy może być obiektyw ­ ne i subiektyw ne. O biektyw na w ina istnieje bez względu na nasze odczu­

cia. Pojawia się w ch w ili złam ania praw a i p rz e k ra cz a ją cy praw o jest winny niezależnie od tego, czy czuje się winny czy nie. Można podzielić ją na cztery rodzaje. Wina prawna ma m iejsce wtedy, g d y następuje naru­

szenie prawa, przepisów dotyczących życia s p o łe czne g o . C złow iek, który przejeżdża na czerwonym świetle al­

bo kradnie coś w sklepie jest winny w o b e c praw a niezależnie od tego, czy został schwytany i czy ma wyrzu­

ty sumienia.

Wina społeczna to złamanie niepi­

sanych reguł społecznych. Jeżeli ktoś zachow uje się grubiańsko, złośliw ie obm aw ia bliźnich, niem iłosiernie ko­

goś krytykuje albo lekceważy potrze­

bujących, nie narusza żadnego pra­

wa i może nie mieć wyrzutów sumie­

nia, czuje się jednak winny, bo wie, że oczekiwania społeczne są inne.

W ina personalna ma m iejsce w te­

dy, g d y ktoś nie p rz e s trz e g a w ła ­ snych ustaleń albo postępuje wbrew nakazom w łasnego sum ienia. Jeżeli jakiś ojciec obiecuje sobie, że każdą niedzielę będzie spędzał z rodziną, ma poczucie winy, kiedy spraw y za­

wodowe trzym ają go z dala od do­

mu. Ponieważ nasze osobiste reguły często pokrywają się z zasadami na­

szych bliźnich, wina społeczna i oso­

bista może być podobna.

W ina teologiczna, czasami zwana p raw dziw ą winą, wiąże się z naru­

szeniem praw Bożych. Biblia opisuje nam Boże zasady, i jeżeli je naruszy­

my, je s te ś m y w in n i p rz e d B ogiem niezależnie od tego, czy odczuw am y wyrzuty sumienia. Biblia nazywa taki stan g rz e c h e m , a nas w s z y s tk ic h grzesznikami, winnymi przed Bogiem.

W iększość psychologów nie uzna­

je winy teologicznej. Ale oznacza to zarazem podw ażanie w szelkich za ­ sad moralnych. Jeżeli bowiem istnie­

ją absolutne zasa d y moralne, musi być też Ten, który je ustanowił, to z n a czy Bóg. W ielu je d n a k ludziom łatwiej jest uwierzyć, że pojęcie do­

bra i zła jest w zględne - zależne od dośw iadczeń, w ychowania i uznawa­

nego systemu wartości.

Wina subiektyw na łączy się z w y­

rzutami sumienia, które pojawiają się w nas z pow odu naszych czynów.

Jest to przykre uczucie żalu, wstydu i potępienia, które pojawia się wtedy, g d y u c z y n iliś m y lub p o m y ś le liś m y coś złego, a lb o też nie zro b iliśm y czegoś, co pow inniśm y byli zrobić.

Towarzyszy temu zniechęcenie, nie­

pokój, lęk przed karą, poczucie od i­

zolowania. W szystko to razem składa się na ogólne poczucie winy.

P o c z u c ie w in y m oże b yć sła b e lub silne, w łaściwe albo niewłaściwe.

Na przykład, właściwe poczucie winy pow staje w ów czas, kiedy złam iem y prawo albo nakazy własnego sumie­

nia i czujem y wyrzuty proporcjonalne do wagi naszego w ykroczenia. Nie­

w łaściwe zaś poczucie winy jest o d ­ w ro tn ie p ro p o rc jo n a ln e do p o w a g i c z y n u . N ie k tó rz y lu d z ie m o g ą na przykład kraść i oszukiwać odczuw a­

jąc jedynie niewielkie wyrzuty sumie­

nia, tym cza se m inni o b e z w ła d n ie n i Nr 3-4/97 (542-543)

B iblia a poczucie w in y

K iedy w sp ó łcze śn i ludzie m ówią o p o c z u c iu w iny, m a ją na m yś li przede wszystkim winę subiektywną.

Jednak w Biblii słowa tłumaczone ja­

ko wina albo winny odnoszą się do winy teologicznej. Osoba winna w bi­

blijnym sensie to ta, która złamała Bo­

że prawo. Dlatego Biblia zajmuje się grzechem, a nie poczuciem winy. Nig­

dzie w niej nie czytamy, że powinni­

śmy koncentrow ać się na poczuciu w iny jako najważniejszym problem ie c z ło w ie k a i o d d z ia ły w a ć na lu d zi przez wywoływanie u nich poczucia winy. A dokładnie tak postępuje wielu mówców i kaznodziejów, którzy szcze­

rze pragną, by ludzie zmieniali się na lepsze. Dlatego właśnie przeciw nicy c h rze ścija ń stw a m ają argum ent, że wzbudza ono w człowieku niezdrowe poczucie winy.

Ale jak można przyprowadzić ludzi do opam iętania, jeżeli nie w zbudzi się w nich poczucia winy? Aby zrozu­

mieć te sprawy, musimy poznać poję­

cie konstruktywnego smutku i Bożego przebaczenia.

Smutek konstruktywny to termin wy­

wodzący się z 2Kor 7,8-10. Ap. Paweł przeciwstawia tam „smutek światowy”, który jest odpowiednikiem poczucia wi­

ny, „smutkowi, który je st według Boga”.

Ten ostatni to smutek konstruktywny, prowadzący do pozytywnych zmian.

W yobraźm y sobie dwie osoby pi­

jące kawę. Jedna z nich niechcący oble w a nią drugą. Typowa reakcja św iadcząca o poczuciu winy w yglą­

da następująco: „Ależ ze mnie nie­

zdara. Tak okropnie cię pobrudziłem . P rz e p ra s z a m ” . O so b a w in n a czu je się niezręcznie i głośno się oskarża.

Sm utek konstruktyw ny w yglą d a Ina- ►

11

(12)

czej. Ten kto z a w in ił m oże p o w ie ­ dzie ć: „P rzepraszam bard zo . Masz tu, proszę chusteczkę, w ytrzyj się".

Może też zaoferować zapłacenie ra­

chunku w chem icznej pralni.

Tabela o b o k p rz e ciw s ta w ia w inę p s y c h o lo g ic z n ą k o n s tru k ty w n e m u smutkowi. Pierwsza jest samopotępia- niem się i jest niebiblijna; druga jest zgodna z Pismem Świętym i właściwa.

Boże przebaczenie to przew odnia myśl Biblii, szczególnie w Nowym Te­

stamencie. Jezus Chrystus przyszedł po to, by umrzeć za grzesznych lu­

dzi, aby m ogli oni doznać p rze b a ­ czenia i cieszyć się przyw róceniem społeczności z Bogiem. Chociaż nie­

k tó re fr a g m e n ty P is m a Ś w ię te g o m ów ią o B ożym p rz e b a c z e n iu nie wspom inając o konieczności opam ię­

tania, inne wskazują, że należy speł­

nić przynajmniej dw a warunki.

Po pierwsze, musimy się opam ię­

tać, nawrócić. Gdyby Bóg w ybaczył nam grzechy nie w ym agając od nas uznania grzechu i pokuty, znaczyłoby to, że ta k po p ro s tu d a ru je nam grzechy bez oczekiwania zmiany na­

szego postępowania.

Po drugie, musimy przebaczyć in­

nym lu d z io m . J e z u s m ów i o tym przynajmniej trzy razy. By móc otrzy­

m ać p rz e b a c z e n ie B o g a m u s im y p rz e b a c z y ć innym . W ym a g a n ie to związane jest oczyw iście ze szczero­

ścią pokuty. C złow iek, który szuka przebaczenia dla siebie, a sam nie p rz e b a c z a in n y m , n ie w ie n a w e t o co prosi i nie jest tego godny.

Przyczyny poczucia w in y

Istnieje kilka przyczyn, dla których ludzie czują się winni.

ł

N ierealne oczekiw ania. Stan­

dardy dobra i zła ustanawiane są zwykle już w dzieciństwie.

N ie k tó rz y ro d z ic e u s ta w ia ją p o ­ p rz e c z k ę ta k w yso ko , że d z ie c k o nigdy nie potrafi sprostać ich wyma­

ganiom. N igdy nie okazują zadow ole­

nia, chw alą dziecko bardzo rzadko.

Często natom iast dziecko jest oskar­

żane, potępiane, krytykowane i kara­

P o r ó w n a n i e w i n y p s y c h o l o g i c z n e j z k o n s t r u k t y w n y m s m u t k i e m w in a psychologiczna sm utek ko n stru kty w n y

g łó w n a osoba ty sam B óg alb o inni ludzie

czyn b ran y pod uw agę d a w n e n ie p o w o d z e n ia szkoda w y rzą d zo n a in n ym alb o przyszłe d o b re czyny

m o tyw acja zm iany unikn ięcie złego sam opoczucia (poczucie w in y )

p o m o c innym ,

nasz ro zw ó j, w y k o n y w a n ie w o li Bożej (uczucie miłości)

n asta w ie n ie do siebie g n ie w i rozczarow a nie m iłość i szacunek p o łą czo n y z troską

skutek (aj zm iana zew n ę trzn a (z n ie w ła ściw ych p o bude k) (b) stagnacja s p o w o d o w a n a paraliżującym działa niem w in y (c) dalszy b u n t

o p a m ię ta n ie i zm iana op arta na na sta w ie n iu m iłości i w z a je m n e g o szacunku

ne. W wyniku tego ma wrażenie cią ­ głej porażki. Rozwija się w nim sa­

mokrytycyzm, poczucie niższości, wi­

ny, po n iew a ż p rzysw o iło so b ie sy­

stem wartości niemożliwych do zrea­

lizowania. Rodzice stawiający tak w y­

sokie w ym a g a n ia p o c h o d z ą często ze społeczności, gdzie głosi się osią­

gnięcie „bezgrzesznej doskonałości” . W miarę dorastania dzieci przej­

m u ją s ta n d a rd y s w o ic h ro d z ic ó w . O c z e k u ją od s ie b ie d o s k o n a ło ś c i, której nigdy nie są w stanie osiągnąć

Człowiek, który szuka przebaczenia dla siebie, a sam nie przebacza innym, nie wie nawet o co prosi i nie je s t tego godny

i popadają w poczucie winy. W ciąż oskarżają siebie z pow odu nieunik­

nionych porażek. Poczucie winy jest w te d y jednym ze s p o s o b ó w w alki:

karzemy samych siebie i również in­

nych staramy się nakłonić do lepsze­

go p o s tę p o w a n ia . P ra c o h o lic y , na przykład, to ludzie często działający pod w pływem poczucia winy. Przeko­

nani, że nie w ytwarzają tyle ile po­

winni, albo że „nie wykorzystują cza­

su ” , p ra cu ją coraz w ięcej, starając się uciec od poczucia winy.

W sytuacji kiedy przyjęte zostały n ie re a lis ty c z n e sta n d a rd y, je d yn ym wyjściem jest ich zmiana na bardziej re a lis ty c z n e . B óg p ra g n ie , b y ś m y zmierzali do chrześcijańskiej dojrzało­

ści, ale Ten, którego Syn przyszedł po to, by dać nam obfite życie, nie chce, byśmy bez przerwy pogrążeni byli w sam opotępieniu i poczuciu w i­

ny. Takie nastaw ienie nie ma p o d ­ staw b ib lijn y c h . M otywem naszego życia pow inna być m iłość, nie p o ­ czucie winy.

P o czu cie n iższo ści i p re sja s p o łe c z e n a . T ru d n o je s t stw ie rd z ić , cz y to p o c z u c ie niższości powoduje w nas poczucie winy, czy te ż o d w ro tn ie . Ale skąd u ludzi bierze się poczucie niższości?

Na naszą opinię o samych sobie ma­

ją w pływ zdania i krytyka innych lu­

dzi. Każdego dnia nasiąkamy tą nie­

zdrow ą atm osferą wzajemnej krytyki do tego stopnia, że nie zawsze to sobie uświadamiamy i w końcu znaj­

dujem y się w błędnym kole: każdy wyrzut pow oduje poczucie winy za­

równo w krytykowanym, jak i w kryty­

kującym. Każdy stara się zyskać ulgę co do własnego poczucia winy przez krytykowanie innych i usprawiedliwia­

nie siebie... W takiej sytuacji wzajem­

ne kontakty są źródłem coraz więk­

szego poczucia winy.

Złe sumienie. „Niech sumienie będzie twoim przew odnikiem ” - głosi popularna zasada etycz­

na. Trzeba jednak zauważyć, że każ­

dy człowiek ma inne sumienie. Cho­

ciaż słowo sum ienie nie w ystępuje w Starym Testamencie, w swoich li­

stach apostoł Paweł używa go czę­

Nr 3-4/97 (542-543)

12

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przyczyn trudności w odkrywaniu tych reguł i zasad Kuhn propo­ nuje szukać w 1° nieuświadamianiu sobie tych reguł przez członków wspólnoty naukowej

Nauczyciel prosi o przypomnienie pojęć: pastorałka, kolęda, jasełka.. Nauczyciel dzieli klasę na kilkuosobowe zespoły. Poszczególne grupy prezentują swoje prace. Gdy

Nagród się tu nie przyznaje, formą wyróżnienia jest wybór filmu jako tematu do obrad i dyskusji „okrą­.. głego stołu” - seminarium

Według LEYMANNA (1990; 1993; 1996) i HIRIGOYEN (2002) istotą mob- bingu jest molestowanie w miejscu pracy za pomocą zachowań, słów czy gestów, których celem jest godzenie

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

ko zarodnie, zygospor zaś nie tworzą, tymczasem Zygorhynchus Vuilleminii tworzy zarodnie i bardzo nieliczne zygo­. spory. Na glicerynie 10 % zygospory i zarodnie

Skoro tu mowa o możliwości odtwarzania, to ma to zarazem znaczyć, że przy „automatycznym ” rozumieniu nie może natu ­ ralnie być mowy o jakimś (psychologicznym)

Zwracając się do wszystkich, Ojciec Święty raz jeszcze powtarza słowa Chrystusa: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by