• Nie Znaleziono Wyników

Rola. R. 8, nr 23 (1914)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rola. R. 8, nr 23 (1914)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

T Y G O D N IK OBRAZKOW Y NA NIEDZIELĘ KU POU CZENIU I ROZRYWCE.

„ .» v SYNDYKAT ROLNICZY A » .

H9Vin n a > k o n i c z y n , t r a w , buraków, roślin atryszko- n d o lU I ld . wych i warzywnych o gw arantowanej czyato- ici i aile kiełkowania.

U n iu n iu • tomaayna, *uperfo»faty, aaletra chilijika, »ól ndW U ŁJ . potaaowa, kainit k r a j o w y i ataatfurcki, wa­

pno azotowa.

Maszyny rolnicze

• c y f w izechś wiato wo znanych aiew-

ników „W • ■ 11a 1 i a “. ( I ł °)

Płeji, im;, knHjwatori, siewiiki, walce tle. etc.

ul. Kościuszki 1. U

Reprezentacya firmy D e e r i n g - C h i c a g o B r o n y sprężynowe, talerzowe, K o sia rk i, Ż n i­

w ia rk i, W ią za łk i, G rab iarki, Przetrząsacze.

Wielki zapas części zapasowych.

Własne warsztaty reparacyjne.

N a c z y n i a i przybory m leczarskie. Oferty i cenniki na każde żądanie darmo i opłatnie.

Węgiel kamienny z kopalń krajowych I zagranicznych.

K O K S o s t r a w s k l I g ó r n o ś lą s k i.

Towarżyśtwo 'wzajemnych' ubezpieczeń w Krakowie

najstarsza i najzasobniejsza instytucya asekuracyjna polska, przyjm uje na najdogodniejszych warunkach ubezpieczenia od ognia, gradu, na życie (kapitałów, posagów i rent), oraz od kradzieży I ra­

bunku. Fundusze gw arancyjne Tow arzystw a w ynoszą prze szło 6 8 m ilionów koron.

Informacyi udzielają D yrek cy a oraz w szystkie Zastępstwa i A g e n c y e T ow arzystw a. 197

Towarzystwo tkaczy

pod w ezw aniem ś. Sylw estra w Korczynie obok K rosna przyjm uje len i konopie do w ym iany za płótna bielane lub szare o zw yk łej lub po

dwójnej szerokości, po cenach m ożli­

w ie najniższych. obok KrotnaKorczyna

Zakład pogrzebowy „Concordia"

mSSBm Jedyny w Krakowie

który poelada własny w ie lk i w y r ó b t r u m i e n

Jana Dolnego

P lac S z c z e p a ń sk i La 2 , (dom w łasoy).

Telefon Nr. 811.

r

R z ą ć o w o

©

u p r a w n io n a

1

Fabryka wód mineralnych sztucznych i specyal. leczniczych

p o d firm ą

K. R Ż Ą C A I C H N U R S K I

Kraków, ul. iw . Gertrudy

w y r a b ia p o d k o n tr o lą K o m is y i p r z e m y s ło w e j I o w . L e k a r s k ie g o k r a k , p o le c o n e p rz e z t o i T o w a r z y s t w o

WODY MNERALNE SZTUCZNE

o d p o w ia d a ją c e s k ła d e m ch e m ic z n y m w o d o m :

Bilińskiej, GieihOblerikie], Selterskie], Vlchy, Hontburg, Klulngta

tu d z ie i s p e c y a ln e le c z n ic z e , j a k : lit o w ą , b r o m o w ą , jo d o w ą , i e - la z is tą , k w a ś n ą o ra z w o d y m in e ra ln e n o rm a ln e z p rze p isu prof.

Jaw orskiego. — S p r z e d a i c z ą s t k o w a w a p te k a c h i d ro g u e r y a c h . C e n n ik i n a ią d a n ie d a r m o .

Z a 6 Kor. beczułkę 5 kg. znakomitej

mNjowefliR'

Za 4 Kor. skrzynkę 150 sztuk

k w a r g l l marki „B. R." tell Nr

4

Przy zamówieniach prosimy powoływać sl| na ogłoszenia „Boli“ .

--- ---R O L N I C K I C H , Kraków, Wielopole 7/24 I Rynek n«.i róo Siennej

.. ---- «_ — d a r mo \ opłatnie.

F abryczny skład seró w : B R A C I

‘ *r, Wielopole T/24 I r C ennik różnych serów

(2)

„ S I N G Ł R H "

» « « najnowsza i najdo­

skonalsza m a sz y n a do szycia.

„ S I N 6 E R A "

m aszyny

nabywać m o ż n a li tylko w n a s z y c h

składach.

Siiger Co., Towarzystwo i k c p maszyn do szycia

KRAKÓW, ulica Szpitalna L. 40,

naprzeciw T eatru Miejskiego. (216 c) Filie: K r a k ó w — K a ź m i e r z W o ln i c a 13. T a r n ó w — W a ł o w a 13,

N o w y S ą c z — J a g i e ll o ń s k a 264.. S a n o k J a g i e ll o ń s k a 49/50. — C h r z a ­ n ó w — M ic k ie w ic z a 12/13. T a r n o b r z e g — R y n e k 101. B o c h n i a —

u l. S z e w s k a N r . 367. Ż y w ie c Z a b ło c i e u l . G łó w n a N r . 10 5 .

Z a m ia st k o r o n 1 2 — t y lk o k o r o n 5 5 0

15000 p ą r t r z e w ik ó w d o s z n u r o w a n ia w e d le ilu - s tr a c y i, z c a łk ie m d o b r e j s k ó r y i z s iln ie k o ł k o w a ­ n ą p o d e s z w ą , p r z e z n a c z o n y c h n a B a łk a n , p o z o s ta ło z p o w o d u w o jn y .. T ę i lo ś ć m u szę w k r ó t c e z b y ć i d la te g o s p r z e d a ję k a ż d ą p a r ę p o n iż e j k o s z t ó t f w y r o b u ty lk o za K. 550. D o n a b y c ia d la p a n ó w i p a ń w k a ż d e j w ie lk o ś c i. W y sy ła za za lic z k ą : Dom ek sp o rto w y „P erfekt“ W iedeń VII, Neu-

Jak astmę, koklusz, cierpienia płuc

za pom ocą dom ow ych środ ków zupełnie można w y ­ leczyć, don iesiem y każdem u natychm iast. Proszę

p osłać opłaconą kop ertę na odpow iedź.

Frau Marik, Pilsen (Bóhmen) Kotcrowska 36.

>//

w £

SM

, , ,

I I

M

Kto zacznie czytać, ten się nie oderwie od

Zajmujące] książki stron 228

p oci ty tu łe m

C cije m n ica o b lu b ie n ic y

przez C onan Doyla

Cena dawniej 3 kor. obecnie 1 K o ron ę

z p r z e s y ł k ą Kor. i -20 (z przesyłką po-- leconą Kor. 145).

Adres: Administracya „Roli", Kraków, ul. św. Tomasza 1. 32.

2$|;l_________~~ ... . *; M

S m a c z n e 1 n ie u le g a j ą c e z e p s u c iu

o w o c ó w , m i ę s a

i

j a r z y n

k o n s e r w y

m oże sporządzić k ażda gO' sp o d y n i s a m a ł a t w o i t a ­

n io za pom ocą W p r l/ 9 słojów i a p a r a t

” C v » l\a “ ttl d0 konserw .

D a r m o ilu s t r o w a n y c e n n ik z p o - iy t e c z n e m i p rz e p is a m i w y s y ła

firm a

J. W e c k , M ahren.

S c h o n b e r g N 5 7 .

Każdą reklamacyę wraz z reklamowanym numerem po­

syłam y do dyrekcyi poczt w e Lwowie.

— M ó j p a p ie , o s z u k a łe ś m ię n ie g o d z iw ie n a k o n iu , k t ó r e g o m i s p r z e d a łe ś .

— Jłktó ?

— A n o z a le d w ie k ilk a d n i, j a k g o k u p iłe m i ju ż z d e c h ł b e s ty a !

— T o d z i w n e ,b o u m n ie te g o n ig d y n ie r o b ił.

Lokaj nieuk.

— P r o s z ę ja ś n ie p a n a , w p r z e d p o k o ju c z e ­ k a ja k iś ż y d .

— J e ś li z p ie n ią d z m i, to g o w p u ś c ić , je ś li p o p ie n ią d z e , to g o w y r z u ć ! K i e d y ty się s łu ż b y n a u c z y s z 3 !

L e k a r z d o c h o r e g o : P a m ię ta j, ż e k a ż d y k ie lis z e k w ó d k i j e s t g w o ź d z ie m d o tw o je j tr u m n y .

C h o r y p ija n ic a : A c h o ć b y m o ja tr u m n a b y ł a n a s a d z o n a g w o ź d ź m i j a k s k ó r a je ż a , b e z w ó d k i ju ż się o b y ć n ie m o g ę .

• łMcr '-dU

O

Co N

XA

O O

N cn O u O*

10.000 k o ro n n a g ro d y -p.0Ib,”7J0"yv.c£.* *; 1 V “

B roda i w łosy rzeczyw iście w 8— 14 dniach za p o m o c ą prawdziwie duńskiego Nokah-Balsamu przywrócone. S ta rzy i m łodzi, m ężczyźni 1k.>

b ie ty potrzebują cyllco Nokałl-Balsam u dla w ytw orzenia brody, b rw i i w łosów , bo jest dow iedzionem , że Nokah-Balsam jest jedynym środ­

kiem nowoczesnej w iedzy, który po 8 -14 dniowem użyciu tak dodatnio aa cebulki włoajvVe dziada, że w łosy zaraz poczynają odrastać. — N ieszkodliw ość pod gfwarancyą. Jeżeli to nie jest prawdą, wypłacimy

I 1 0 .0 0 0 k o r o n g o t ó w k ą

|każdemu pozbawionemu zarostu, łysem u lub cienkowłosemu, który No- --- --- kah-Balsamu s i e d m t y g o d n i u ż y w a ł .

Jestesm y jeuyn ą hun ą w sw iecie, która podobnej gfwarancyi użycza. L ek a rsk ie nau kow e opisy 1 w iele poleceń (pochwał). P rzed naśladow nictw em p rzestrzega się pilnie.

,0 nośnie do moich prób z pańskim łTokah-Balsamem mogę Panu donieść, że jestem z niego zupełnie zadowolony.

k O W O oanosiłem 8i6 do No3C2.h-Ba.l82.mU Z n i P f ł n w i f » r 7 n n i f » m : ...- ^ r . , / . 1. ; 11. . .

porostu włosów o się. Po cztero- ńęknemi.

, , „ i. v ó-i . , . , ,, „ . Frl. (J. H o lm . Gothersgnde 12“.

1 paczka Nokah Silny A. 10 koron, li. 6 koron + oplata 55 halerzy. Dyskretne opakowanie. Pieniądze z córy lub zaliczką. (Przyjmuje się także marki listowe jako oplata). Proszę pisać do

H o s p i t a l s L a b o r a t o r y u m C o p e n h a g e n K. 4 7 5 P o s t b o x 9 5 (D S n e m a r k ).

(K artk i k o resp o n d e n cy jn e opłaca siq 10 h a le rz a m i, listy 25 h alerza m i).

Przy zamówieniach prosimy powoływać się na ogłoszenia »>Roli«.

(3)

T Y G O D N IK O B R A Z K O W Y N IE P O L IT Y C Z N Y KU P O U C Z E N IU I R O Z R Y W C E .

Przedpłata: Rocznie w Austryi 4 *50 kor., półrocznie 2^40 k o r.; — do Niemiec 5 m arek; — do Francyi 7 franków ; — do Ameryki 2 dolary. — Ogłoszenia po 3o halerzy za wiersz jednoszpaltowy. — Num er pojedynczy 10 halerzy ; do nabycia w księgarniach i na większych dworcach kolejowych. >— Adres na listy do Redakcyi i A dm m istracyi: K raków , ulica Św . T o ­ masza L. 32. Listów nieopłaconych nie przyjm uje się. G odziny redakcyjne codziennie od godz. 3 do 6. Telefon nr. 5 0.

Czem się zabijamy?

. . . A g d y p r z y s z li p o d d o m w y g n a ń c ó w , u s ły s z e li z g i e ł k w i e lk i, i ś m ie ch i w r z a s k i i s z c z ę k a n ia k ie lic h ó w i b r u d n e p ie ś n i... J. Słowacki. > A n h e lli« X I I .

»

rzez utratę złotej w olności staliśm y się powol- nem narzędziem w ręku naszych w rogów . Staliśm y się jak o bezdom ne sieroty, wy sta wionę na tu łaczk ę i g o rzk i chleb, skrapiany tęskn oty łzam i. T a k się stać m usiało. K ie d y

nam b yło dobrze i B ó g b ło g o sła w ił naszej ojczyźnie, m y te g o nadużyw ali, m y te g o nie szanow ali, m y so­

bie dobroć B ożą lekcew ażyli. Z gin ęliśm y przez nie­

zgodę, przez rozpasanie różnych żądz i namiętności.

Jedną ze setnych a zabójczych dla nas wad b y ło pijaństwo, k tóre rodzi inne m nogie g rzech y.

C zyż ono ty lk o b yło , a teraz g o już niema?...

O, n i e ! zaprzeczają tem u dosadnie pow yżej p rzy ­ toczone sło w a wieszcza naszego, że z domu w y g n a ń ­ ców sły ch a ć z g ie łk w ie lk i i śmiech i w rzaski i szczę­

kania kielich ó w i brudne pieśni...

D om em naszym — to ten b ied n y kraj, G alicya.

D om to o b s z e rn y : m ieści w sobie w iele przybyszów i go ści — m nogo m ieszkańców . W domu tym musi panow ać p rzyk ład n a zgo d a i m iłość w spólna, zw ła­

szcza, że duch C hrystyanizm u o żyw ia serca w ięk szo­

ści je g o o b yw ateli. — A le gdzie ta m ! Idea C hrystusa poszła w poniew ierkę, szlachetność ustąpiła miejsca barbarzyństw u, braterstw o pożarła nienaw iść iście szatań ska; słow em z domu te g o w yru gow aliśm y naj cenniejsze p e rły a zaszczepili jad w ężow y...

B o cóż się daje w idzieć w naszym kraju ? Oprócz b ied y i nędzy, jak ie j nam B ó g sp raw ied liw y nie szczę­

dzi za nasze w ystęp ki, sami w p ych am y się w coraz głęb szą pr/.epaść zniszczenia. C zyn im y z g ie łk i kłótnie w ielkie, przez co poniżam y się ty lk o w oczach innych narodów. R o b im y z g ie łk , czy z p otrzeby ? N ie li-tylko dla z g ie łk u ! O, co za g łu p stw o nasze! C zy nie ża­

łujem y ty le czasu, straw ion ego na głu p ie i bezow o­

cne ujadania ? C zyż nie żal nam zapełnić nieraz ty le papieru bezpodstaw n em i argum entam i i p aszk w i­

lam i? C zyżb y nie zbaw ienniej i pożyteczniej b y ło b y za­

jąć to m iejsce artyk u łam i n aukow em i?

A le co nas jeszcze g łó w n ie zabija? S zczękan ia kielich ów — pijaństw o i p ija ń stw o ! Z niego to, ja k ze źródła, w y p ły w a ją inne g r z e c h y ! Ile to m ilionów rocznie utonie w kieszeniach w ro gich nam żyw io łó w za ten napój p rze k lę ty? ! A ile m ajątków w yto p iła ta straszna pow ódź g o rza łk i? A co ważniejsza, ile to dusz p oszło z jej w in y na w ieczną zg u b ę? A ile to jed n ostek , straciw szy przez nią zdrow ie i siły, cierpi w okru tn y sposób? O, zaiste! niem a c y fr y i słow a na określen ie te g o ! N iem a w yrazów , b y dość napię­

tnować ten szkarad ny nałóg pijaństw a; chociaż ty le słów zach ęty i p rzestro gi pada ze w szech stron, b y się chronić ob łu d n ych haseł, k tó re d yk tu je bożek- A lk o h o l — to jed n ak w szystko jest grochem , rzuca­

nym na ścianę.

Jednak w p racy nad w ykorzen ien iem tej stra­

sznej w ad y nam nie u sta w a ć ! Zw łaszcza w tych cza­

sach, k ie d y to ośw iata ta k g ło w ę podnosi a B ó g m ówi przez usta kazn od ziei: Narodzie polski! upa- miętaj się! — w inniśm y ja k najwięcej d ołożyć stara­

nia, b y panow anie tej g a n g re n y z w iosek naszych usunąć.

Stanie się to, ale nie bez nas! Cudu z nieba nie w y g lą d a jm y ! a le sami p rzyłó żm y rękę do pracy. Czy- t tajm y książeczki, traktu jące o szkod liw ości napojów g o rą cych , p rzystępujm y do stow arzyszeń a b styn en ­ ckich, zm niejszajm y ilość karczem i nor pijakich.

D ziś nam liczyć się z każdym groszem , a ile ich zao ­ szczędzim y przez unikanie s z y n k ó w ! A ile zdrow ia i s ła w y sobie przysp orzym y! A ile p racy zdołam y w yk on ać jak najlepiej. W ię c zaklinam cię narodzie, ludu w ieśn iaczy, zerwij z pijaństw em ! pokochaj św iętą trzeźw ość a odpow iedz w zupełności swem u zadaniu i g o d n o śc i: K a t o l i k a i P o l a k a !

Walenty Pasierb,

(4)

354 »R O L A« Nr 23 A n t o n i St. B assara.

W o b l ę ż o n e j W a r s z a w i e .

Powieść historyczna.

8. Afront za afront.

P odczas k rw a w y ch w yp ad k ó w , ro zgryw ających się na ulicach W arszaw y , król S tan isław A u g u st P on iatow ski siedział w pałacu zupełnie zapom niany.

S traż je g o przyboczna, albo poszła w alczyć z Mo skw ą, albo zb iegła, szukając bezpiecznego ukrycia.

A le b y ła ona kró lo w i zupełnie' niepotrzebna, g d y ż naród zapom niał o nim zupełnie.

P on iatow ski, dręczony niepew nością, siedział w pałacu przez dzień cały. Przez m yśl je g o przesu­

w a ły się strach i obaw a o ży c ie ; b y ł p rzygo to w an y na g w a łty i znęcanie się.

Tym czasem o nim zapom niano.

P o czą ł p ow oli uspakajać się. L ecz g d y now a fala o k rzy k ó w i huku arm at przedarła się przez okna pałacu, zry w a ł się z siedzenia, błędnym wzrokiem o g lą d a ł na w szystkie strony i, drżąc na całem ciele, szep tał:

— Z bliża się kon iec! Już idą po mnie!

K ie d y zaś k rzy k i i w alk a odd alały się, usp oka­

ja ł się ponownie, a naw et nabierał pew nej otuchy, że w szystko dobrze się skoń czy. Sam jed n ak nie w ied ział, kom u ma życzy ć zw ycięztw a. S e rce s k ła ­ niało się ku narodowi, obaw a o następstw a pocią g a ła g o w stronę M oskali. D rżał i w ahał się, zm a­

g a ł się z swem i m yślam i, ale w żadną stronę nie m ó gł się p rzech y lić: i teraz, jak zawsze, b y ł ch w iej­

ny i niezdecydow an y.

N ajczęściej przychodziła mu na m yśl okrutna śm ierć L u d w ik a X V I , kró la francuskiego, k tó ry w śród rew olu cyi zgin ął pod nożem g ilo ty n y . W te d y w z d ry g a ł się cały.

— Straszne, straszne — szeptał i za k ryw a ł d ło ń ­ mi oczy, ja k g d y b y chciał zasłonić się przed okro- pnemi widmam i.

A w tem przez okna p rzed arł się o k rzy k :

— N iech żyje ojczyzna! N iech żyje K o ściu szk o ! Z erw ał się i p o b ieg ł do okna. C ała fala ludu p ły n ę ła w prost do zam ku. B la d y jak płótno cofn ął się na środek pokoju i począł dzw onić z całych sił.

W b ie g ł ktoś, rów nie w ystraszon y, ja k P o n ia ­ tow ski.

— D aw ać mi s z a b lę ! — k rzy k n ą ł — B ra m y p o ­ zam ykać i ani żyw ej duszy nie puszczać.

S łu żą cy pod ał szablę.

— Zatarasow ać bram y, rozdać broń służbie — w o ła ł drżącym głosem król.

— N ajjaśniejszy P an ie ! w całym pałacu niem a n iko go.

O sun ął się z jękiem na fo tel i płacz spazm a­

ty czn y począł nim w strząsać; a o k rzy k i »Niech żyje ojczyzna! N iech żyje K o ściu szk o !* o d zy w ały się już p rzy samym pałacu. R ów n ocześn ie w przedpokoju o d e zw a ły się kroki idących.

Stan isław A u g u st jednym w ysiłkiem u sp okoił się zupełnie. S p o d ziew ał się, że zgin ąć mu przyjdzie niechybnie, ale chciał zgin ąć odważnie. Choć strach tłu k ł się w sercu, na lica p rzy w o ła ł p o w ag ę i zw ró ­ c ił się do p rzyb yłych .

W drzw iach stał K iliń sk i w tow arzystw ie kil ku mieszczan. M istrz zasalutow ał pałaszem i rzekł:

— N ajjaśniejszy P a n ie ! Z polecenia R a d y N a­

rodow ej zabezp ieczyłem osobę W asżej K ró lew sk iej M ości od m ożliw ych napaści, rozstaw iając w arty, 0 czem niniejszem m elduję.

— C o ? — zap ytał zdziw ion y mocno król. .

— S ta ło się, jak o rzekłem .

N ie dow ierzał tem słow om król, ale spojrza­

w szy w spokojne oblicze K iliń sk ie g o , nabrał prze­

konania o praw dziw ości słów je g o . P o czu ł się zno­

wu panem i władcą.

— A jak się zow iesz, przyjacielu ? — zapytał.

— Jan K iliń ski, N ajsłodszy P an ie Jezu, szewc z fachu.

Z d ziw iła ta wiadom ość króla, bo ani p rzy p u ­ szczał, ab y m ógł k ie d yk o lw ie k znajdow ać się pod opieką prostego szewca. P od pierwszem wrażeniem niespodziewanej w iadom ości odw rócił się obraźliw ie do K iliń sk ieg o tyłem i w yced ził:

— N ie mam, przyjacielu, dla ciebie żadnej roboty.

Zrozum iał przym ów k ę króla K iliń sk i i, choć czuł się nią bardzo d o tk n ię ty ,'rz e k ł ty lk o :

— M oże się znajdzie, N ajjaśniejszy P an ie! — 1 opuścił podw oje królew skie.

P on iatow ski, och łon ąw szy z nied aw n ego s tra ­ chu i poczu w szy się bezpiecznym , rozesłał służbę, która p ow oli poczęła w ysu w ać się z zakam arków , z zaproszeniam i do różnych znajom ych, przew ażnie pań, na w ieczerzę.

W k r ó tc e pokoje k ró lew sk ie zap ełn iły się oso bami z najbogatseych dom ów, podczas g d y zw ycię zcy, przeznaczeni dla obrony króla, na oddalonej sali b yli głod n i i spracowani.

— O b yw a tele! — rze k ł K iliń s k i — za słu ż y li­

śm y na posiłek, g d y ż n ikt z nas od rana nic w ustach nie miał, lecz niem a nam g o kto dać.

D opiero teraz przypom niano sobie, że czas b y ł­

by g łó d zaspokoić.

— A n te k ! — ozw ał się K iliń sk i, zw racając się do sw ego term inatora, k tó ry od pew nego czasu już g o nip odstępow ał — A n tek , b iegaj do domu i p o ­ wiedz} m ajstrowej, a b y dla mnie o w ieczerzy p o ­ m yślała.

— W stąp i do m nie! — rzek ł k tó ryś z m ie ­ szczan.

— I do m nie! I do mnie! — p o w tó rzy ły się gło sy.

— G onię już, gonię! — k rzy k n ą ł ch łop ak i w j e ­ dnej ch w ili znalazł się za drzwiami.

W p rzeciągu pół g o d zin y żony naprzynosiły lub n a p rzysyła ły ty le jad ła, iż bez m ała na tydzień- b y starczyło. R o zp o częła się uczta, w śród której aże uszy trzęsły się dzielnym w ojow nikom .

(5)

N r - 23 . R O L A * 355

K iliń sk i jednak jad ł niew iele, g d y ż trapił go srodze afront, w yrządzony mu przez króla. Przem y- śliw ał w ięc, w jak ib y sposób najlepiej można b yło królow i dokuczyć.

— A n te k ! — zaw ołał na sw ego chłopaka, któ ry już, w yp ełn iw szy dane polecenie, b y ł na sali.

P rzy b ie g ł ch łop ak co tchu, a K iliń sk i ją ł mu coś szeptać do ucha i k ła ść do g ło w y .

— D o b rze! R ozu m iem I — potakiw ał chłopak, a g d y mistrz skoń czył, w yp a d ł z sali, jak z procy.

D opiero teraz K iliń ski zabrał się na dobre do jadła.

K ie d y już co z grubsza zaspokojono g łó d , ruch jak iś zrobił się w sieniach, poczem do sali poczęli w chodzić m uzykanci: jedni dzierżyli trąby, drudzy klarn ety, inni flety i t. p., a b yło teg o ludzi k ilk a ­ dziesiąt. K iliń sk i, rozradow any, w strzym ał ten o r y g i­

nalny pochód, w yprow ad zając go na dziedziniec zam ­ k o w y . T u u staw iw szy ich, polecił, aby, skoro u s ły ­ szą strzał pistoletow y, poczęli g ra ć : w iw at! Sam zaś p o w ró cił do sw ych tow arzyszy.

O becni patrzyli ze zdziwieniem na w szystko, ale nic zrozum ieć nie m ogli.

— O b yw atele! — odezw ał się K iliń sk i, p o w ró ­ ciw szy do sali. — Zaspokoiliśm y pierw sze potrzeby życiow e, a teraz słusznie się nam należy, abyśm y w ych ylili kielich na cześć obroń cy o jczyzn y! N iech żyje naczelnik K o ś c iu s z k o !

— N iech żyje! — od p ow ied ziały grom kie głosy.

K ilk a kielichów poczęło k rążyć wśród zebra­

nych. K iliń sk i, w zniósłszy toast, w ystrzelił przez okno z pistoletu. Jeszcze nie przebrzm iał huk strzału, k ie d y na dziedzińcu odezw ały się tony m uzyki, m o­

że niezbyt m elodyjne, ale za to bardzo donośne.

Zrozum ieli teraz w szyscy rzecz całą.

— N iech żyje Jan K iliń sk i, naczelnik K sięstw a M azow ieckiego! — k rzyk n ą ł któ ry ś z obecnych.

— Niech ż y je ! — huknęła cała sala, a rów no­

cześnie z okrzykiem podniesiono m istrza na rękach i noszono jak o bohatera dnia dzisiejszego.

Nie spostrzeżono nawet, że do sali w szedł jeden z dworzan królew skich i z podziwieniem patrzał na tą ow acyę. C hciał coś m ówić, ale rozgw ar p rzytłu ­ m iał je g o słow a. D opiero, g d y się nieco uspokoiło, z a w o ła ł:

— W aćp an ow ie! Strzębosz jestem , jak Pana B o g a m iłuję, Strzębosz, szam belan Jego K ró lew skiej M ości, i z je g o polecenia zapytuję, co to znaczy?

W y su n ą ł się przed niego krótki a g ru b y mistrz cechu rzeźnickiego O nufry Dziam a, a rozpierając się na obyd w óch nogach, od rzekł:

— N ic! m ocium panie, nici Ot, co jest!

— Nie kpinkuj W aszeć, ja k Pana B o g a m iłuję, bo nie w swojem imieniu pytam , ale w królew- skiem ! — o d rzekł Strzębosz, c a ły czerw ony.

— K ról?... Ot, co jest, mociumpanie! — zaśm iał się D ziam a i splunął na ziemię.

M oże b y ło b y p rzyszło w net do,jakiej awantury, g d y b y nie pow ażn y i stateczn y W rzos, k tó ry wm ie­

szał się do rozm ow y.

— D ajcie pokój, kum ie! Jeśli kró l ciek aw y, trza mu odpow iedzieć — rzekł. — Otóż, panie szam- belanie, pijem y tu zdrow ie pana naczelnika K o ś c iu ­ szki, k tó ry sprał M oskali pod R acław icam i, podczas g d y k ró l siedział w W arszaw ie i prow adził kon sza­

ch ty z Igelstróm em .

— Ot, co jest, m ocium panie! — p rzerw ał Dziam a.

— A również pijem y zdrow ie dzisiejszego b o ­ hatera, Im ci Pana K iliń sk iego , naczelnika K się stw a M azow ieckiego! — dokończył W rzos.

— Ot, co jest, mociumpanie! — zaśm iał się D zia ­ ma za odchodzącym Strzęboszem .

K iliń sk i sły szał całą rozmowę, ale nie m ieszał się zupełnie do niej, g d y ż b yła mu ona bardzo na rękę.

Strzębosz bezzwłocznie p ow rócił na pokoje k r ó ­ lew skie i opow iedział w szystko.

— K tó ż jest ow ym naczelnikiem ? — zapytał król ździw iony i zaniepokojony, g d y ż taka sam ow ol­

na nom inacya pod je g o bokiem zakraw ała mocno na bunt.

— Ten sam Jan K iliń sk i, szewc, któ rego W a ­ sza K ró le w sk a M ość ze w zgard ą przyjąć raczyłeś — odparł Strzębosz.

— N ie może b y ć ! N ie może b y ć ! — zaw o łał strapion y król, zryw ając się na rów ne nogi.

O trzym aw szy potw ierdzającą odpow iedź, polecił Strzęboszow i, ab y poprosił K iliń sk ie g o do niego.

U d a ł się Strzębosz ponow nie do mieszczan a zb liżyw szy się do m istrza, rzekł:

— Jak P an a B o g a m iłuję, obyw atelu, N ajja­

śniejszy P an w zyw a cię do siebie, abyś bezzw łocznie staw ił się przed je g o obliczem , albow iem ma ci coś pow iedzieć.

K iliń sk i p o k rę c ił dumnie wąsa i rzekł z p o w agą:

— Jeżeli król ma do mnie spraw ę, m oże tu przyjść, g d y ż mnie się nie godzi b yć 'm u n a ­ trętnym .

— Ot, co jest, m ocium panie! — zaśmiał się Dziam a.

S k a rcił K iliń sk i wzrokiem ten w y b ry k dobrego humoru u tow arzysza, bo nie ch ciał k ró la ośmieszać, lecz p ragn ął jed yn ie dać mu nauczkę, ab y oceniał ludzi nie p o d łu g ich stanow isk, ale p o d łu g zasług.

P ró b o w a ł Strzębosz tłóm aczyć K iliń skiem u, że źle postępuje, że może sprow adzić na siebie niełaskę królew ską, ale mistrz nie dał się przekonać.

— Ł a sk i nie potrzebuję, niełaski się nie oba­

wiam — odparł i do króla nie poszedł.

Strzębosz stanął przed P oniatow skim z kw aśną miną, z której można b yło w yczy tać całą odpowiedź.

— N ie przyjdzie? — za p yta ł król.

— N ie!

— D laczego ?

— P ow iada, że W asza K ró le w sk a Mość może przyjść do niego,

— Jak pow iada? — za p yta ł król, coraz bardziej ździw iony.

Strzębosz p o w tó rzył odpowiedź.

— T a k pow iada? No, w iecie, a ja o tem nie pom yślałem — odparł król i poszedł do K iliń skiego.

(6)

3-6 »R O L A« Nr, 23

M ieszczanie, w idząc w chodzącego króla, nie w ie­

dzieli co robić. W yp ro w ad ził ich jednak z kłopotu K iliń sk i, gd yż, zb liżyw szy się do kró la i oddaw szy mu należn y ukłon, rz e k ł:

— N ajjaśniejszy panie! Z rozm ysłem nie u słu ­ chałem wezwania, a b y bracia moi przekonali się n a­

ocznie, że ty, N ajjaśniejszy Panie, z narodem tr z y ­ masz. Żyj nam, N ajjaśniejszy Panie, i idź z nam i!

N ie spodziew ał się kró l słów takich, w ięc nie b y ł na nie p rzygo to w an y. Zaw sze chw iejny, nie p o­

trzeb ow ał długo szukać odpow iedzi. W danej chw ili najlepiej b y ło potw ierdzić słow a K iliń sk ie g o , więc rze k ł:

— D la króla m iejsce tylk o z narodem.

— N iech żyje k ró l! — k rzy k n ęli mieszczanie i poczęli innem okiem spoglądać na Poniatow skiego.

Ten, p ochw aliw szy mieszczan za ich dzielność, opuści} coprędzej nieprzyjem ne tow arzystw o, w śród k tó reg o czuć jeszcze b yło zapach świeżej krw i, aby coprędzej udać się do dam pachnących, gdzie mu b y ło tak m iło i sw ojsko.

K ie d y już król odd alił się, szepnął jeno, K iliń ­ ski do s ie b ie :

— Za afront afrontem odpłaciłem , a i dobra spraw a na tem zyskała.

Słusznie sądził mistrz, że obecność króla wśród m ieszczan i je g o w yraźne ośw iadczenie się za naro­

dem doda w alczącym otuchy, a wśród M oskali w zbu­

dzi obaw ę i niepew ność jutra.

A do zrobienia b y ło jeszcze dużo. M oskale b ro ­ nili pałacu am basadora uparcie i mocno. W y to c z y ­ w szy dw a działa, czyn ili ob łęgyjącym znaczne szkody.

N oc p rzerw ała ataki, k tó re znów nazajutrz p o ­ w tó rzyły się z podw ójną siłą.

K iliń ski, zostaw iw szy garstk ę mieszczan dla obrony króla, sam udał się do oblęgających . P ad a ły z obydw óch stron strzały, w yrządzając obopólne szkody, ale rzecz sama .nie posuw ała się w cale naprzód.

Zaczęto w ięc na pałac rzucać ręczne g ran aty w czem ce lo w a ł porucznik Czapski. Jakoż na dachu pokazał się jeden i drugi p łom yk, a za nimi buchnął jasn y snop ognia.

Pożar o garn ął pałac, ale nieprzyjaciel nie opu ­ szczał go. P o sk o czy ł pierw szy do bram y M arcin Z a ­ w ada i grzm otnął w nią siekierą. O d ezw ał się p rzy ­ tłum iony stuk, lecz bram a b y ła zb yt silna, a b y pod ­ dać się za jedn ym razem. Za M arcinem poskoczyli inni i poczęli rąbać jak drw ale w ciem nym borze.

S y p n ę ły się trzaski, ło m o ta ły siekiery i w reszcie bram a runęła. A le tuż pozą nią zn ajdow ały się ba ryk ad y. Z tym i poszło już łatw iej: lud znalazł się w dziedzińcach.

M oskali o g arn ą ł strach. Jęli b ła g a ć o zm iło w a ­ nie i broń oddaw ać. R o zh u k a n y lud począł plondro- w ać pałac. R o zch w y ta n o w szystkie kosztow ności, jak ie b y ły już p rzygotow an e do w yw iezien ia, i szu ­ kano dalej, a b y zabrać, co b yło do zabrania, a prze- dew szystkiem , ab y w yszu kać Igelstrom a.

L ecz sale b y ły puste: kto ż y ł i m ógł, uchodził, ja k z ton ącego okrętu. D opiero w jednej z sal zo b a­

czono oficera, ca łeg o drżącego. W idocznem b yło , że ch ciał ujść, ale nie m iał któręd y. D alsze drzw i b y ły zabarykadow an e, do jedynych w oln ych zbliżał się K iliń sk i, Z aw ad a i inni. Oficer, ujrzaw szy wchodzą- ' cych, odrzucił szablę od siebie, a w yciąg n ąw szy r ę ­

ce, w o łał:

— Pom iłujte P o la k i!

— S z e m ik o w ! — k rzy k n ą ł M arcin i rzucił się nań z podniesioną siekierą.

W strz y m a ł g o jednak K iliń ski.

— N ie god zi się bezbronnego zabijać — rzekł.

— D zię k u ję ! — w yszep tał oficer, — D ziękuję, a za to pow iem wam panie K iliń sk i, że Igelstrom uszedł już z pałacu, a m oże i z W arszaw y...

— U szed ł? — zdziw ił się mistrz.

— T a k j e s t ! uszedł, ja k o i ja ujdę — krzykn ął, a nim się spostrzeżono, roztrącił najbliższych i w śród zamieszania zn ikł niepow strzym any.

R z u c ił się za nim w pogoń M arcinek, ale bez- , skutecznie.

M oskal w yp o częty zm ykał co sił starczyło, M ar­

cinek spracow an y nie m ó gł mu nadążyć. G aw ied ź uliczna, przew ażnie mali ch łopcy, próbow ali zastąpić d rogę oficerowi, lecz ten jed n ego odtrącił, d ru gieg o om inął i uchodził, ja k zw ierz w puszczy przed na­

gonką.

N areszcie M arcinek stracił g o z oczu. P o czął w ięc p ytać przechodniów o u ciekającego M oskala, ale otrzym yw ał odpow iedzi bałam utne. T ra c ił w ięc w skutek tego w iele czasu, lecz w poszukiw aniach nie ustaw ał. S zed ł z u licy w u lic ę ,. czasem skręcał, to znów w racał a cią g le p ytał, w ięc zupełnie śladu nie tracił. A ż w reszcie doszedł pod sam dom Zosi — tam g o zaprow ad ziły objaśnienia przechodniów.

Ostatni w idział g o jak iś robotnik, p racu jący przy napraw ie sąsiedniego domu.

— C zy ty lk o z pew nością tu w szed ł? — za p y­

tał Marcin.

— Tażem przecie nie ślep y — o d rzekł pytan y. — Pęd ził, ja k b y g o czterech d yabłó w gon iło. W drzwiach stała Zośka, sierota po pow roźn iku. Z o czyw szy go, krzykn ęła, cofn ęła się i zaparła za sobą drzwi. A le on je pchn ął sobą i w p ad ł do m ieszkania.

— I nie w yszed ł stam tąd? .

— N ie! B y łb y m widział.

N ie p y ta ł o nic w ięcej M arcinek. W ię c znowu p rzek o n yw ał się, jak sądził, ponow nie o sprzyjaniu Zośki M oskalow i. W sza k g d y b y b y ł jej obojętny, g d y b y nie lic z y ł na jej pomoc, b y łb y dalej u ciekał, w czem by mu nikt b y ł nie przeszkodził. U chodząc tu, zapew ne b y ł pew ny, że Zośka pom ocy, a przy najmniej b ezpiecznego i... przyjem n ego schronienia udzieli. M arcin nie m iał tu co ro b ić; z a g ry zł więc w argi, aże krw ią tr y s ły , i zw olna zaw ró cił tam, skąd p rzyszedł.

( C i ą g d a ls z y n a s tą p i).

(7)

»R O L A« 365

W yb u ch w fabryce. W fab ryce baw ełn y strzelniczej w D ureń w N adrenii w N iem czech, n a­

stąp ił z niew yjaśnionej p rzyczyn y w m agazynie na­

g le w strząsający w ybuch. C ała fab ryk a została zbu­

rzona a wielu robotników pogrzebanych zostało pod gruzam i. D otąd w yd o b yto sześciu zabitych, brak jeszcze czterech, kilkunastu zaś odniosło ciężkie rany.

E k sp lo zy a b y ła tak silną, że całe m iasto odczuło g w a łto w n e wstrząśnienie. N ie ma praw ie domu, w k tó rym b y jedna lub k ilk a szyb skutkiem wstrzą- śnienia nie zostało rozbitych. S trata w ynosi do m i­

liona m arek, w łaściw ej w ysokości straty trudno stwierdzić.

Straszne św iętok rad ztw o. N ieb yw a łe św ię­

tokradztw o popełniono w n ocy w kościele katolickim w O berschonew eide pod Berlinem . Z łodzieje w łam aii się do św iątyn i i g ra so w ali tu w okrop n y sposób. G d y rano otw arto kościół, przed staw ił się oczom w iernych straszny obraz zniszczenia. W ie lk i ołtarz i ołtarz M atki B oskiej b y ły częściow o rozbite, figura C hry­

stusa P an a zerwana z krzyża i porozbijana w kaw ałki leżała na podłodze. Z rozbitego tabernakulum zabrali zło czyń cy zło ty kielich i patenę, p ołow ę hostyi za­

brali, a p o ło w ę porozrzucali po ziemi. C ztery h ostye znaleziono rozdeptane na ziemi. Zabrali oprócz tego dw ie skarbonki i uciekli oknem. S k arb o n ki zna­

leziono później rozbite w lesie pod W uhlheide. Z ło ­ dziei m usiało b y ć conajmniej dwóch, poniew aż jeden nie b y łb y zdolny w yrw ać ciężkich, pół cetnara w ię cej w ażących p ły t m arm urowych z ołtarza.

P o fra n cu sk u i po n ie m ie c k u . W jakiem ś k ó łk u niem ieckiem rozm awiano o g w ałto w n ym spo­

sobie germ anizow ania t. j. niem czenia, A lz a c y i i L o ­ taryn gii zd o b ytych w r. 1870 na F ran cyi. Jedni b yli przeciw ni germ anizowaniu, drudzy za nią. M iędzy innemi opow iadano o tem, jak jak iś proboszcz miał puszkę na listy z napisem francuskim »Lettre«, t. zn.

»L isty *, na rozkaz p olicyi napis zm ienić m usiał na napis niem iecki »Briefe«. A le ku p iec pew ien w ja ­ kiem ś alzackiem m ieście potrafił się przecież p o licyi w yk ręcić. U rząd zał w ysprzedaź i o g ło s ił ją przez zaw ieszenie nad sw ym sklepem dw óch oddzielnych tablic z napisem »Liquidation totale«, co z n a c z y : zu­

pełn a w ysprzedaź. L sd w o tablice zawieszono, zja­

w ił się policyant i kazał mu natychm iast francuski napis zastąpić niem ieckim . S p rytn y kupiec zaw iesił tablice w innym porządku, a k ied y g o pytan o, cze­

mu nie w yk o n a ł polecenia, w skazał na napis nad sklepem m ów iąc: »Jakto? czyż »Totale Liquidation«

to nie po niem iecku ?«

P ię ćd zie sią t ło k c i p łó tn a za d w a grosze.

G ospodarz S k ica z G ró d ka lubelskiego w K ró le stw ie sprzedał jakiem uś handlarzow i na jarm arku w lu r o - binie „p ó łse te k “ czyli 50 ło k ci płótna za p ółpięta rubla. H andlarz dał mu pięć rubli w złocie i mó­

w i: — Zawińcie sobie ten pieniądz w papierek, a g o ­ łe g o m iędzy m iedziaki nie kład źcie. — S k ica zaw i­

nął pieniążek w papier, schow ał i dał pół rubla reszty.

A le handlarz w ziąw szy płótno ra o w i: — O puśćcie mi od tej ceny jeszcze 50 gro szy, albo oddajcie pie­

niądze, bo mi się zdaje za drogo. — S k ic a oddał za ­ w in ięty pieniążek, a żyd znow u: — O puśćcie jeszcze choć z ło t y ! No, w reszcie niech i tak będzie. — I znów oddaje zaw in ięty tak samo pieniążek. S k ica już g o nie o gląd ał i schow ał do kieszeni. Później się p o k a ­ zało, że zam iast 5 rubli dostał jak iś pieniądz za gra­

niczny, w art dwa grosze.

Ś m ierć sied m io rga dzieci w ogniu. W m ie­

szkaniu na poddaszu w m iejscow ości P o ro ch w yje niedaleko P etersb u rga w yb u ch ł pożar, k tó ry rozsze­

rz y ł się z n iezw yk łą szybkością, tem bardziej, że dom zbudow any b y ł z drzewa. Żona robotnika F edorow a

m ieszkająca na poddaszu wraz z mężem i siedm ior­

giem dzieci, w ysk o czy ła oknem, mąż zam ierzając ją w strzym ać rów nież w yp ad ł. O boje ranili się ciężko zaś siedm ioro ich dzieci spaliło się zupełnie.

O k ru cie ń stw a podczas w o jen b ałkań skich . N iebaw em ma się ukazać w k ilk u język a ch w P aryżu, w Stanach Zjednoczonych i A n g lii książka, zaw iera­

jąca spraw ozdanie m iędzynarodow ej kom isyi, która badała okrucieństw a, popełn ion e podczas wojen b a ł­

kańskich. K o m isya przed rozpoczęciem swej swej dzia­

łalności p oczyn iła odpow iednie kro k i u różnych rzą­

dów i zyskała aprobatę na przeprow adzenie scisłego śledztwa, jed yn ie Serbia, oparła się badaniom korni syi na terenie serbskim . Spraw om okrucieństw p ośw ię­

cone zostały trzy tom y. K o m isya ustaliła niestety, że podczas wojen nie trzym ano się przepisów w ojen nych z now szych czasów, ale przekonała się także, że w iele rzeczy b y ło zm yślonych przez w ojujących, aby uniew in­

nić ohydę w łasną w oczach cyw ilizo w an ego świata. T a k n. p. kom isya znalazła przy najlepszym zdrow iu b isku ­ pów g reck ich z D oiranu, K a v a lla i Seres, o któ rych p ra­

sa g re c k a donosiła, że zostali wśród okropn ych m ęczar­

ni pozabijani. T akże i doniesienia prasy co do zburzo­

nych i spalonych domów b y ły przew ażnie przesadzone.

Pom im o to w szystko, kom isya ustaliła, że spełnione zo stały m ordy okropne, że z jeńcam i obchodzono się po barbarzyńsku, że zabijano ludność, nie uczestni­

czącą w w alce. Żadne z państw w ojujących nie może pochw alić się, że przestrzegało chociaż w przybliżeniu p rzepisów i zw yczajów w ojn y nowoczesnej. Najmniej zarzutów spotyka-pod tym w zględem S erb ię, natomiast w iele okrucieństw w y liczy ła kom isya, które popełnione zostały przez G rek ó w . W szy stk ie zarzuty skierow ane przeciw ko G re c y i poparte są niezbitym i dokum entam i.

R o zd zia ł d o tyczący T u rcy i nie jest w ielki, ale nie jest też jeszcze zupełny. Co do B u łg a ró w to są oni uniewinnieni od wielu zarzutów, p rzyp isyw an ych im przez G reków , nie mniej jednak cięży i na nich w iele innych zarzutów, na któ rych uspraw iedliw ienie nic przytoczyć nie można.

M ian o w an ie k ard yn ałó w . O jciec św ięty m ia­

now ał m iędzy innemi kard yn ałam i: D r H artm anna z K o lo n ii, D r B ettin g era z M onachium , Czernosza z Granu na W ę g rze c h i biskupa D r Piffa z W iednia.

W yb u ch n o w eg o w u lk an u . W ostatnich dniach poczyna w ulkan Strom boli w e W ło szech w y ­ buchać. W y rzu c a z w nętrza sw ego z strasznym h u­

kiem law ę i popiół. N astąp iły silne w strząśnienia ziem i, które p o n iszczyły bardzo w ielk ą liczbę kam ienic.

M ieszkań cy w ioski przerażeni są i obaw iają się d a l­

szych gorszych w ybuchów .

D zie ln a kobieta. N iedawno zd arzył się nastę p ujący w yp a d e k : P o cią g pospieszny pędził wśród u lew y i ciemnej nocy do P aryża. W zb ytk o w n y ch w agonach podróżni, pogrążeni w słodkim śnie m arzyli praw dopodobnie o »stolicy świata* lub p rzygodach, jak ie się spodziew ają tam przeżyć. C zu w ał jed yn ie personal k o le jo w y w pociągu, lub dozorcy, p ełn iący służbę na linii. P o c ią g przejeżdza około bud ki straż­

niczej nr. 11. M aszynista i kierow n ik p ociągu w idzą iż tarcza sy g n a ło w a w skazuje »wolną d ro g ę *! N ie widzą jednakże, że służbę p rzy aparacie sygn ało w ym pełni kobieta. W kilkanaście sekund później p ociąg b y ł już daleko. K ie d y tą samą linią w 15 minut później przechodził następny pociąg, w strzym ał g o przed bud ką nr. 11 sy g n a ł »stać«! Zaniepokojona tem służba pociągu w b ie g ła do dom ku strażniczego i tam, p rzy aparacie sygn ało w ym dostrzegła żonę dozorcy Poulain, obok zaś na ziemi konającego jej męża. W nocy, kiedy dozorca Poulain p ełn ił swą służbę, ktoś — jak zdaje się z zem sty — strzelił do niego, raniąc g o śmiertelnie. Poulain runął p rzy ap a­

(8)

366 »R O L Ac

racie na ziemię, m ając zaledw ie czas zaw ołać o p o­

moc. N a k rzy k rannego p rzy b iegła śpiąca w pobliżu je g o iona. W m gnieniu oka zoryen tow ała się w po łożeniu i nie tracąc czasu, pospieszyła do studni po wodę. W powrotnej drodze, zanim zd ążyła zbliżyć się do męża z ożyw czym napojem, u słyszała gw izd lokom otyw y. T o nadjeżdżający o 3 1 5 rano pociąg pospieszny. W tej chw ili biedna kobieta zapom niała 0 sw ym konającym mężu. O bow iązek jest silniejszy aniżeli m iłość, a naw et śmierć. D zielna kobieta, bez chw ili zw łoki pospieszyła do tarczy sygn ało w ej i dała sy g n a ł: »wolna droga*. W ted y dopiero w róciła do m ę ża : um yła mu wodą skronie, u ło żyła g o w ygodn iej na podłodze, ustaw iła tarczę dla następnego pociągu

»stać«. D zielna kobieta jest przedm iotem g o rą ceg o uznania gazet francuskich

Cuda p o szu k iw aczó w w o d y. R o k temu przez cały tydzień zajm ow ała się francuska akadem ia um ie­

jętności badaniem tej m etody, której używ ają ludzie b iegli w tem, iż z prętem w ręku o d kryw ają źródła w ody, bijące g łę b o k o w ziemi, u kryte kruszce i p o d ­ ziemne jaskinie. Potem zajęła się tą spraw ą osobna kom isya i od roku p rzygo to w u je z teg o spraw ozda­

nie na pełne posiedzenie członków akadem ii. T y m ­ czasem zniecierpliw ił się czekaniem doktor um ieję­

tności ścisłych , profesor w muzeum paryskiem , V ire, 1 sam zaczął rzecz badać. U d ał się z trzem a s ły n n y ­ mi poszukiw aczam i na w yżynę, która p o kryw a prze­

paść R ad irac i tam każd y z trzech artystów dziwnej swojej sztuki po kolei oznaczał granice i w ysokość podziem nych jaskiń. Potem ci sami poszukiw acze z tym i sam ym i prętam i w ręku udali się do g ro t L acave i znowu każd y z osobna naznaczał na po­

wierzchni ziemi niespodziawane za k ręty każdej gro ty.

D r Y ir e p orów n ał te rysunki z planem ow ych grot, w yk on an ych przez inżyniera B ru n et’a o którym ża­

den z poszukiw aczy nie w ied ział i stw ierdził zu p eł­

ną, szczegółow ą zgodność teg o planu z danemi, do- starczonem i przez 3 czarow ników . W pew nym m iej­

scu orzekli, że pod ziemią na 4 m etry leżą jakieś kruszce. D r V ire kazał w yk o p ać d ół i rzeczyw iście d o kop ał się skarbu, złożonego z brązow ych obręczy i żelaznych grotów strzał skalistych.

Obity k an d yd at n a posła. O bite kości kan­

dydata na posła do sejmu b e lg ijsk ie g o w arte są 60.000 fra n k ó w ; tak z a w y ro k o w a ły sądy w B rukseli, sto licy B e lg ii. W czasie ostatnich w yborów , k ie d y roznamiętnienie polityczne b yw a najw iększe, obito także kandydata na p osła nazwiskiem Colfs, k tó ry skutkiem tegom usiał się leczyć k ilk a tygodni. Zdarzyło się to na ziemi brukselskiej, a jakiś czło w iek z przed­

m ieścia M olenbeck u żyw ał pięści najenergiczniej. Colfs na zasadzie jak ie g o ś daw niejszego rozporządzenia w y to c z y ł skargę, żądając 60.01 o franków odszkodo­

wania. Sąd p rzych ylił się do jego żądania i zasądził miasto B ru kselę na zapłacenie 50.000 franków , po­

niew aż rzecz się działa w B ru kseli, a gm ina M olen­

b eck zapłacić ma 10.000 franków , g d y ż człow iek, któ ry obił kandydata, pochodził z tej gm iny.

Straszna k a ta stro fa o k rętu . W zeszłym ty godniu na olbrzym iej rzece św. W aw rzyń ca w K a ­ nadzie, która jest najważniejszą częścią A m e ry k i an­

gielsk iej zdarzyła się okropna katastrofa. Zatonął olbrzym i statek a z nim 1032 osób. K a ta stro fę spo­

w odow ała w yłącznie karygod n a nieostrożność, a nie zb ieg nieszczęśliw ych okoliczności elem entarnych.

Sp raw cą nieszczęścia jest parow iec norw eski »Stor- stead«. Jech ał on za okrętem »Empress o f Ireland«

(który to okręt w łaśnie zatonął), w tym samym k ie­

runku, a zb oczyw szy z kursu usiłow ał g o odzyskać nie zmniejszając szybko ści biegu. K ap itan K en d all, dow odzący parowcem »Empress« ujrzał nagle w y ła ­

niający się z ciem ności kadłub »Storsteadu« zwróco ny dzióbem ku je g o okrętow i. W y d a ł w ięc natych miast rozkaz zatrzym ania maszyn celem przepuszcze nia o b cego statku, lecz zanim rozkaz ten w ykonano, nastąpiło zderzenie. »Storstead« u derzył w b ok »Em- press o f Ireland« z taką siłą, że rozerw ał cały bok aż do maszyn i w ału, ochraniającego śruby. Przez otw ór w targn ęła woda i spow od ow ała wybuch. S ta ło się to o godzinie 2 w nocy. »Empress of Ireland*

zaczął tonąć z nieopisaną szybkością.

Na pokładzie tonącego okrętu ro z g ry w a ły się okropne sceny. W ięk sza część podróżnych, zbudzona z g łę b o k ie g o snu, w bieliźnie ty lk o w yb ieg ła na po­

kład. Ł o d zi ratunkow ych i pasów bezpieczeństw a b yło dosyć, starczyło b y podobno dla 2.000 osób — lecz nie b y ło już czasu na przeprow adzenie a k cyi ra ­ tunkow ej. M nóstwo podróżnych, nie czekając na spu szczenie łodzi, w okropnym strachu rzucało się w spie nione fale. T ych i pozostałych na pokładzie porw ał wir, w ytw orzon y przez szybkie zanurzanie się statku w w odę — tak, że zaledw ie kilkudziesięciu z nich żyw ych jeszcze w yło w ić zdołano. K atastro fa w y d a ­ rzyła się, jak nadm ieniliśm y, na rzecze św. W a ­ w rzyńca w pobliżu miasta R im ouski, w miejscu, gdzie szerokość tej rzeki dochodzi aż do 30 kilom etrów ; g łę b o k o ść rzeki w ynosi tu około 200 m etrów.

C m en tarz in d yań ski w M eksyku . W kraju gdzie dziś zawierucha wojenna sieje śmierć i spusto­

szenie, całe okolice zam ieszkałe są przez Indyan, któ rzy tu n iegd yś tw orzyli w łasne państew ka samo

dzielne. Indyanie ci przeszli na katolicyzm i do dziś dnia są je g o wyznaw cam i, mimo, że zachow ali szereg obyczajów pogańskich.

Na naszym obrazku widzim y cm entarz indyjański w jednej m iejscowości w górach m eksykańskich. N a tle ko lejki górniczej widzim y cmentarz, krzyże — a na pierw szym planie g ró b m urowany uw ieńczony trupiemi czaszkam i, przedstaw iający dla cyw ilizo w a ­ nego eu ropejczyka barbarzyńską ozdobę cmentarza.

P od róż n a la ta w cu przez ocean. T.otnik am erykański G ustaw Hamel zamierza w tym lecie, o ile m ożności jeszcze przed sierpniem przelecieć na lataw cu jednopłaszczyznow ym przez ocean A tla n ty ck i bez jak ich k o lw iek w ylądow ań przystankow ych. H a ­ mel ka za ł w tym celu zbudować osobny specyalny aparat o sile 230 koni, który posiada także m ałą łódź ratunkow ą i aparat do telegrafow an ia bez drutu.

K o b ieta d y rek to rem b an ku w Japon ii.

G d yb y gdzieś w zachodniej Europie kobieta stanęła na czele banku, to jak k o lw ie k b y łb y to fakt, przed­

tem nieznany, nie dziw ionoby się mu zbyłnio, gd yż zdobyw anie coraz now ych stanowisk przez kob iety jest stałem zjawiskiem w życiu społecznem E uropy.

W Japonii zaś stanowisko kob iet jest jeszcze teg o rodzaju, że kobieta jak o d yrektor banku, to w yjątek.

Osóż kobietą na takiem stanow isku jest pani Seno, która urząd swój piastuje już od w ielu lat. P o śmierci

Cytaty

Powiązane dokumenty

nił się do pobliskiej chaty, skąd jednak wkrótce przed napastnikami musiał uchodzić. Napastnicy

Po obejrzeniu wnętrza izby i przekonaniu się, że nikt się w niej nie znajduje, Natan zaczął próbo­.. wać, czy mu się nie uda zerwać rzemieni,

Wprawdzie z miasta dochodził ich rozgwar, i okrzyki, a nawet strzały dawały się słyszeć, grzmiały dzwony, lecz im się zdawało, że to Polacy w ten sposób

czywszy czytanie, przekonywuje się, iż było to tylko złudzenie, ale złudzenie bardzo przyjemne. I niewątpliwie po pewnym czasie znów człowiek taki ujmie w rękę

Dzisiaj się już nikt nie łudzi, że uruchomienie par lamentu będzie możliwe tylko w takim razie, jeżeli Niemcy w ogóle, a przedewszystkiem Niemcy czes cy

Wilson, który, zdaje się, już rad byłby z tej wojny się wy­.. cofać, zgodził się przyjąć to pośrednictwo, ale za warunek zaprzestania dalszych działań

Robotnik nie jest uświadomiony narodowo, więc jako taki wierzy judaszowskim pocałunkom słów urzędnika Czecha, a choćby się czuł Polakiem, to z obawy przed

Sprawa jest wprawdzie sama przez się bardzo poważną, nie mniej jednak znalazł się jakiś sprytny człowiek, który postanowił zrobić interes na tym niezwykłym