N u m e r 3 4 D nia 23 sierpnia 1914.
KRAKÓW,
u lic a ś w . T o m a s z a
32.
T Y G O D N IK O BR A Z K O W Y NA N IED Z IE LĘ KU PO U CZEN IU I R O Z R Y W C E.
S Y N D Y K A T
K R A K Ó W ,
P lac S z c z e p a ń ik i 1. 6.
N a s in n a • 't o n i c i y n> t r a w , b araków , roślin itrączko- n a o i l l l i a . Wych i w arzyw n ych o gw arantow anej czyato- ic i i sile kiełkow ania.
NaWII7W * toma*yn a> *upe»fo»faty, saletra ch ilijtka, ió l n a n U Ł J . potasow a, kalnit k r a j o w y i ita o fu r c k i, w a pno azotowa.
M a « 7 VIIV r n l n i P 7 P • Wy ł' cin a fe p łe **n ta c y a na Gali- m a o Ł j H j rUIIIIUŁB ■ e y ę w izech fw iatow o znanych aiew-
ników „ W e s t l a l i a “ . (120)
Pfnji, broij, killjwalą miki, walce ete. tle.
R O L N IC Z Y lwów ,
■ * W ■ W f c ■ ul< Koiduazkl I. i«.
Reprezentacya firmy D e e r i n g - C h i c a g o B r o n y sprężynowe, talerzowe, K osiarki, Żni
w iarki, W iązałki, G rabiarki, Przetrząsacze.
Wielki zapas części zapasowych.
Własne warsztaty reparacyjne.
N a c z y n i a i przybory mleczarskie. Oferty i cenniki na każde żądanie darmo i opłatnie.
Węgiel kamienny z kopalń krajowych i zagranicznych.
K O K S o s tra w s k l I g ó rn o ś lą s k i.
Towarzystwo wzajemnych ubezpieczeń w Krakowie
najstarsza i najzasobniejsza instytucya asekuracyjna polska, przyjmuje na najdogodniejszych warunkach ubezpieczenia od ognia, gradu, na życie (kapitałów, posagów i rent), oraz od kradzieży i ra
bunku. Fundusze gwarancyjne Towarzystwa wynoszą przeszło 71 milionów koron.
Informacyi udzielają D yrekcya oraz wszystkie Zastępstwa i Agencye Towarzystwa. 197
Towarzystwo tkaczy
pod wezwaniem ś. Sylwestra w K o rc zy n ie obok Krosna
przyjmuje len i konopie do wymiany za płótna bielone lub szare o zwykłej lub po
dwójnej szerokości, po cenach możli
wie najniższych. •bok KrotnaKorczyna
Zakład pogrzebowy „Concordia"
5 S 8 ł » Jodyny w K rakow ie
k t ó r y p o sia d a w ł a s n y w i e l k i w y r ó b
t r u m i e n
Jana Dolnego
P l a c S z c z e p a ń s k i L 2, (dom własny).
Telefon Nr. M l.
Przy zamówieniach prosimy powoływać się na ogłoszenia „R o li“ .
Fabryka wód mineralnych sztucznych i specyal. leczniczych
p o d firm a
K. R Ż Ą C A I C H N U R S K I
K r a k ó w , u l . i w . G e r t r u d y 4 .
w y ra b ia p o d k o n tr o l ą K o m is y i p rz e m y sło w e j T o w . L e k a rs k ie g o k ra k . p o le c o n e p rz e z to ż T o w a rz y s tw o
W O D Y M IN E R A L N E SZTU C ZN E
o d p o w ia d a ją c e s k ła d e m c h em icz n y m w o d o m : Bilińskiej, Gieshublerakiej, Selterakiej, Vlchy, Homburg, Kiliingon tu d z ie ż s p e c y a ln e le c zn ic z e, j a k : lito w ą , b ro n io w ą , jo d o w i), ie- la z istą , k w aS n ą o ra z w o d y m in e ra ln e n o rm a ln e z p rz e p isu prof.
Jaworskiego. — S p rz e d a * c z ą s tk o w a w a p te k a c h i d ro fiu e ry a c h . C e n n ik i n a i ą d a n ie d a rm o .
Za 6 Kor. beczułkę 5 kg. znakomitej
b r j m d s j m a i o w e | „BR
Z a 4 Kor. skrzynkę 150 sztuk
k w n r g l f t
MarkiJL R.M dlis Nr 4
wywfia u pohnał— :
V Fabryczny skład serów B R A C I R O L N I C K I C M , K r a k ó w , W i e l o p o l e 7 / 2 4 i R y n e k g t . i r ó g S i e n n e j .
Cennik różnych serów darmo i oplatnte.
J Ó Z E F B I A L I K
Kraków, ul. Floryańska L. 51
T e le fo n N r 502.
Fabryka wyrobów masarskich i wielki sktad wędlin
p o le c a w sz e lk ie g o ro d z a ju w ę d lin y , ja k o t o : szynki, rolady, polędwice pieczone i wędzone, kiełbasy polędwicowe, krajane i siekane, słoninę białą i wędzoną oraz smalec polski w większym
zapasie. (293)
D la K ó ł e k ro ln ic z y c h i s k le p ó w w ięk szy ra b a t.
„ Z C H Ł O P S K IE ] N IW Y
opow iadania ludowe
EDMUNDA ZECHENTERA
do nabycia w Redakcyi „ R o l i “ C E N A 2 K O R O N Y .
«
S m a c z n e i n i e u l e g a j ą c e z e p s u c i u
o w o c ó w , m i ę s a i j a r z y n
konserw y
może sporządzić każda go
spodyni sam a łatw o i ta nio za pomocą
W P P if Vl m s*°jów do konserw.
1
apara-D a rm o ilu s tro w a n y c e n n ik z p o - ż y te cz n e m i p rz e p isa m i w y sy ła
firm a
J. W e c k , Nahren.
S c h o n b e r g N 5 7 .
Szanowni Rolnicy! Radzę kupować (j4,)
k o s y t y l k o z m a r k ą
„ K O S A R Z " .
S ą to b a rd z o d o b re k o sy , n ie ty lk o z p ra w d z iw e j i n a jle p sz e j sto li, a le n a d to m a ją p o d w ó jn ą tr w a ło ś ć , ja k o h a r to w a n e w ł o j u a n ie w w o d z ie . — P o z n a ć je m o ż n a p o te m , że m a ją s r e b r n o s t a l o w y p o ły s k . N ie j e s t to fa b ry c z n y w y ró b lecz k u ty , k a ż d a z o s o b n a . N ie d o ró w n y w a je j ż a d n a in n a k o s a a n i z G a lic y i, a n i z B u k o w in y , a n i z z a g r a n icy . K o sa ta c ie n iu tk a , le k k a , ja k b rz y tw a o s tra T n ie w p o w ie trz u p a p ie r, n a jtw a rd s z ą p sia n k ę , a w k o s z e n iu z b o ż a j e s t n ie z ró w n a n a . K t o ra z u k o s tą k o s ą , te n n a p e w n o w życiu in n e j u ż y w ać nie b ę d z ie i p rz e k o n a się, że firm a m o ja s u m ie n n a i rz e te ln a . K t o z am aw ia 10 d o s ta je je d e n a s tą d a rm o , je d n a k ż e t r z e b a p rz y z a m ó w ie n iu p rz e s ła ć 2 K o r o n y z a d a tk u .
Długość kosy w cm.: 60 65 70 75 80 85 90 Cena Koron i hal.: 1 80 1 90 2 — 2 10 2 20 2*30 2 40 S ie rp y z ę b a te k o w a ls k ie i fa b ry c z n e p o 6o h . M ło tk i p o i K o r . K o w a d e łk a s z e ro k ie i o s tre p o 8o h. P ie rśc ie n ie d o p r z y k rę p o w a n ia k o s p o 30 h . P u s z k a s ta lo w a b a rd z o p ra k ty c z n ie c y n k o w a n a a b y n ie rd z e w ia ła 60 h . a z b ru s ik ie m 1 K o r . Brusiki p ra w d z iw e , c z a rn e p o 40 h a l.
Maszynki d o k le p a n ia k o s p o 3 K o r. B rzytw y S o lin g e n b a rd z o d o b re za k tó r e g w a ra n tu je p o 2*60 K ., 3 K ., 4 K „ 5 K . i t.d . D la K ó łe k ro ln ic z y c h 15 p r o c e n t o p u s tu je ż e li n a jm n ie j z a m ó w ią 100 sztu k . P ro sz ę z a m a w ia ć n a p rz e k a z a c h , a b y n ie tra c ić p ie n ię d z y n a lis ty i m ark i.
J A N SID Y K , S tru tyn w y ż n y p. Rożnlatów (Galicya).
Parcelacya Z
Jeszcze około 7 o m orgów g r u n tu o rn e g o i ł ą k I-sz e j k la sy w m n ie jszy c h i w ię k sz y c h p a rc e la c h w o d le g ło ś c i 5 kim. od Krakowa po K. 1.450 za m o rg ę d o s p rz e d a n ia . P o ło w a cen y
k u p n a m oże n a d łu g ie la ta b v ć ro z ło ż o n a n a s p ła ty . Z g ło sz e n ia w p ro s t d o w ła ś c ic ie la : E D W A R D Ś M I E C H O W S K I
K r a k ó w , u l. Z y b lik ie w ic z a 20.
Rola niech będzie w każdej chacie Ona rozrywką da ci, bracie!
Lepszą nauką wniesie w progi Aniżeli tygodnik inny, drogi.
10.000 Koron nagrody
-oPt'
•u
*r3 O
aw N Oca
vVłta O
O'
Nul OUl PL,
Broda
dla pozbawionych z a r o s t u . . . . i ł y s y c h . - - - - i włosy rzeczywiście w 8— 14 dniach za pomocą prawdziwie duńskiego Nokah-Balsamu przywrócone. Starzy i młodzi, mężczyźni 1 ko biety potrzebują tylko Nokah-Balsaity potrzebują tylko Nokah-Balsamu dla wytworzenia brody, brwi i włosów, bo jest dowiedzionym, że Nokah-Balsam jest jedynym środ
kiem nowoczesnej wiedzy, który po 3 - 1 4 dniowem użyciu tak dodatnio na cebulki włosowe działa, że włosy zaraz poczynają od rastać.—
Nieszkodliwość pod jjwarancyą. Jeżeli to nie jest prawdą, wypłacimy 10.000 koron gotówką
każdemu pozbawionemu zarostu, łysemu lub cienkowłosemu, który No- _ kah-Balsamu s i e d m t y g o d n i u ż y w a ł .
Jesteśm y jedyną tirmą w świecie, która podobnej gw arancyi użycza. Lekarskie naukowe opisy i wiele poleceń (pochwał). Przed naśladownictwem przestrzega się pilnie.
„Odnośnie do moich p rób z pańskim Nokah-Balsamem mogę P anu donieść, że jestem z niego zupełnie zadowolony Początkowo odnosiłem się do Nokah-Balsamu z niedowierzaniem , doświadczenie nauczyło m nie czego innego. Już po kilku dniach było w idać skutek, a po cztereoh tygodniach dostałem wspaniałe wąsy. Skutek je s t zwłaszcza dlatego niebywały, źe dotychczas pomimo 27 ła t przed użyciem Nokah-Balsamu ani śladu zarostu nie było. Będę P ana z wdzięczności wszędzie polecać i kreślę się z poważaniem TI. H j o r t . Dr. Tvergade“.
_ „Mogę każdej pani praw dziw ie duńskiego Nokah-Balsamu jako miłego i niechybnego środka dla porostu włosów polecić. Od dłuższego czasu cierpiałam na silne wypadanie włosów, wiele łysinek na głowie okazywało się. Po cztero- tygodniow em używaniu balsam u włosy zaczęły znowu odrastać i stały się gęstemi, ciężkiemi i pięknemi.
Frl. C. H o łm . Gothersgade 12“.
1 paczka Nokah Silny A. 10 koron, B. 6 koron + opłata 55 halerzy. D yskretne opakow anie. Pieniądze z góry lub zaliczką. (Przyjmuje się także m arki listowe jako opłata). Proszę pisać do
H o s p i t a l s L a b o r a t o r y u m Copenhagen K. 475 Postbox 95 (DSnemark).
(K a rtk i ko re sp o n d e n cyjn e opłaca się 10 h a le rz a m i, listy 25 h a le rzam i).
Przy zamówieniach prosimy powoływać się na ogłoszenia »Roli«.
T Y G O D N IK O B R A Z K O W Y N IE P O L IT Y C Z N Y KU P O U C Z E N IU I R O Z R Y W C E .
P rz ed p ła ta : Rocznie w Austryi 4 -50 kor., półrocznie 2-4 0 kor.; — do Niemiec 5 marek; — do Francyi 7 franków; — do Ameryki a dolary. — Ogłoszenia po 3o halerzy za wiersz jednoszpaltowy. — Numer pojedynczy 10 halerzy; do nabycia w księgarniach i na większych dworcach kolejowych. — Adres na listy do Redakcyi i Adm inistrącyi: Kraków, ulica Św. To
masza L. 32. Listów nieopłaconych nie przyjmuje się. Godziny redakcyjne codziennie od godz. 3 do 6. Telefon nr. 50 .
Co czynić należy?
• T y g o d n i k ro ln ic z y «, o r g a n T o w a r z y s tw a r o l n i c ze g o k ra k o w s k ie g o p o d a je w a r ty k u le n iżej z a m ie szc z o n y m ra d y i w sk a z ó w k i, w j a k i s p o s ó b n a le ży się z o rg a n iz o w a ć d o p o d ję c ia w s p ó ln e j p ra c y n a ro li w czasie o b e c n y m , a to n a p o d s ta w ie u s ta w y z d n ia 5 s ie r p n ia 1 91 4 r. w y d a n e j i o g ło s z o n e j n a s k u te k ro z p o rz ą d z e n ia c e s a rs k ie g o .
d lat kilku spodziewana wojna wybuchła obecnie i ogarnia jak pożar całą Europę.
W obec tego musimy się szybko zoryento- wać, co nam dziś czynić należy, aby dać dowód, że rozumiemy wagę naszych obo
wiązków wobec rozwijających się wypad
ków. W ięc dzisiaj pierwszym i najważniejszym obo
wiązkiem naszym jest obrona kraju, obrona ziemi ojczystej przed wrogiem. Ten najcięższy i najważniej
szy obowiązek spełniają ci, którzy rzuciwszy rodziny, domowe zacisza i zwykłe zajęcia poszli z bronią w ręku do szeregów. Oni mają cel jasny, wytknięty przez dowódców arm ii: Zwyciężyć, odwrócić wiszące nad nami niebezpieczeństwo, którem w róg zagraża.
W obec tego obowiązku bledną pozornie wszy
stkie inne obowiązki, a sprawy codzienne schodzą na razie na drugi plan, zostają albo zatamowane zu
pełnie, albo w znacznej mierze opóźnione i utrudnione.
Jakkolw iek jednak wiele z tych spraw może dłużej lub krócej być wstrzymanych, lub może cze
kać na koniec wojny, to przecież nie wszystkie da
dzą się na długo odroczyć, nie wszystkie prace mogą być bez wielkiej szkody dla dobra ogólnego za
niechane. Przedewszystkiem nie mogą być odłożone ani zaniechane p r a c e r o l n e , gdyż od pomyślnego przeprowadzenia ich zależy możność wyżywienia tak walczącej naszej armii, jak i całej ludności kraju.
W razie zaniechania lub niedostatecznego przepro
wadzenia tych prac grozi nam klęska większa od wojny, bo brak żywności, głód i choroby.
Lecz zjawia się niepokojące pytanie: K to za- stąpi tych co poszli, kto wykona pracę, gd y tamtych najdzielniejszych rąk zabrakło? Czem wykonać te prace, gd y zabrakło zaprzęgów? I wielu z tych co zostali, opuszcza bezradnie dłonie i w rozpaczy lub
rezygnacyi zdaje się na łaskę losu. Co czynić? dają się słyszeć coraz częstsze i natarczywsze pytania.
Na to pytanie odpowiadam y: Przedewszystkiem nie tracić głow y, nie opuszczać rąk. Musimy wszy
scy pamiętać o tem i powtarzać to sobie i każdemu codziennie, że ponieważ brak sił i rąk do pracy, po
nieważ tej pracy jest dużo, a ona musi być w yko
nana, dlatego świętym obowiązkiem każdego z nas jest podwoić własny wysiłek, by tej pracy sprostać.
Pamiętać nadto musimy o tem, że pracować mamy nietylko dla siebie ale i dla tych, którzy życie swoje gotowi ponieść w ofierze za nas, pamiętać musimy, że my tym walczącym mamy dostarczyć pożywienia, nie wolno nam zapominać, że choćbyśmy się tu krwawym potem oblewali od trudu, to i tak nam łatwiej i lep iej niż tym, którzy poszli w bój. Pam ię
tać nam należy także o tem, że my tu w zachodniej Galicyi jesteśm y jeszcze w lepszem położeniu, niż bracia nasi z tych okolic, w których rozegra się akcya wojenna, przynosząca ze sobą cały ogrom nie
uniknionego zniszczenia.
W o b e c g r o z y p o ł o ż e n i a , w o b e c w a ż n o ś c i z a d a ń , j a k i e m a m y d o s p e ł n i e n i a , mu s z ą z n i k n ą ć m i ę d z y n a m i w s z y s t k i e n i e s n a s k i , w s z y s t k i e w z a j e m n e n i e c h ę c i , w a ś ni e, s p o r y i r ó ż ni c e , s t a n ą ć m u s i m y k a r n i e i s o l i d a r n i e d o w s p ó l n e j p r a c y , aby przede - wszystkiem dokończyć zbiorów plonów z pól, a na
stępnie przygotować rolę pod zasiewy.
U bytek sił roboczych musimy zastąpić wzaje
mną pomocą. W jaki zaś sposób ta wzajemna pomoc ma być zorganizowana i przeprowadzona, na to ma
my świeżo wyszłe rozporządzenie Najjaśniejszego Pana z dnia 5 sierpnia 1914 r. z mocą obowiązującą z dniem ogłoszenia.
Nie będziemy tu przytaczać całej ustawy, któ rej tekst znajduje się w każdym Urzędzie gminnym, pragniemy jedynie zwrócić uwagę na niektóre jej postanowienia, oraz chcemy dać praktyczne wska
zówki do zastosowania jej po wsiach.
Ustawa ta nakazuje naczelnikom gmin u t w o r z y ć n a t y c h m i a s t w g m i n i e K o m i s y e d l a ż n i w i u p r a w y p ó l. Do K om isy i tej wchodzi prze
dewszystkiem naczelnik gminy jako przewodniczący, a oprócz niego kilku (najwyżej 7) członków. Jako członkowie powołani być winni przedewszystkiem duszpasterze, kierownicy szkół, nauczyciele, zastępcy obszarów dworskich (jeśli w gminie jest dwór), nadto
522 »R O L A« N r 34
członkowie Towarzystw rolniczych okręgowych, prze
wodniczący K ó łek rolniczych i inni światli, godni zaufania, członkowie gminy. Powołani do tej K om i syi członkowie m u s z ą o b o w i ą z e k t e n p r z y j ą ć i ni e w o l n o i m p o b i e r a ć za to ż a d n e g o w y n a g r o d z e n i a .
Do K om isyi tej mają si^ zgłaszać wszyscy członkowie gm iny o pomoc w pracy rolnej, o ile tej pracy sami wykonać nie mogą czy to dla braku ro
botników powołanych do czynnej służby wojskowej, czy do innych świadczeń na rzecz wojska, czy to dla braku bydła pociągowego, zarekwirowanego przez wojskowość.
Kom isya jest obowiązana pomocy tej w miarę możności dostarczyć. Pomoc tę ma K om isya powo
łać w pierwszym rzędzie z pomiędzy ochotników, jacy się w danej gminie znajdują. W razie, jeśli nie znajdzie się dostateczna ilość ochotników, Kom isya ma prawo i obowiązek pod rygorem przymusu po
wołać osoby w gminie zamieszkałe, które już na własnych gospodarstwach pracę pokończyły, do pra
cy w tych gospodarstwach, gdzie jej potrzeba. W y nagrodzenia za pracę mogą żądać od właścicieli go
spodarstw tylko osoby żyjące z zarobku. W ysokość zarobku oznacza Kom isya według stosunków miej scowych. To samo odnosi się do zwierząt pociągo wych i do maszyn rolniczych, które muszą być uży
czone do wspólnego użytku bezpłatnie. W razie bra
ku w gminie wszelkich sił roboczych ma komisya porozumieć się z powiatowemi Biurami pośrednictwa pracy, które mogą dostarczyć robotnika miejscowego, lecz już nie bezpłatnie. (Należy zwrócić uwagę, że dziś prawie we wszystkich większych miastach po
wstały tymczasowe Biura pracy, do których zgłasza się wiele osób chcących pomagać w pracy na roli).
Od uchwał i zarządzeń K om isyi nie ma apelacyi, można jednak na ewentualne nadużycie uskarżyć się do powiatowej władzy politycznej (do starostwa).
To są najważniejsze postanowienia ustawy.
Dodać jeszcze musimy, że naszem zdaniem, K o misye te powinny zorganizować pracę w ten sposób, by gminy uważać niejako za jedno wielkie gospo
darstwo, w którem przez umiejętny podział pracy i rozumne zarządzenia można wykonać wszystkie ro
boty polne temi siłami, które w gminie są do roz
porządzenia. A więc rozdzielać pracę według uzdol
nienia i sił poszczególnych pracowników, te narzę
dzia rolnicze, które ułatwiają i przyspieszają pracę, jak żniwiarki, kosiarki, grabiarki, kartoflarki, mło- carnie, młynki do • czyszczenia zboża, sieczkarnie, siewniki i t. p., winny służyć bezpłatnie wszystkim po kolei w miarę zapotrzebowania. B rak koni przy zwózce i uprawie roli trzeba zastąpić krowami przy czem nadmienić należy, że umiarkowana praca przy odpowiedniem lepszem odżywianiu, wcale krowom nie szkodzi.
Kom isye poszczególnych gmin w obrębie n. p.
jednej parafii powinny działać we wzajemnem poro
zumieniu, aby w razie potrzeby m ogły jedne drugim przychodzić z pomocą. Zresztą jak i co w danej gm i
nie, czy parafii zastosować i przeprowadzić w ramach wyżej przytoczonej ustawy, oraz jakich środków w tym celu użyć należy, najlepiej będą m ogły osądzić osoby z pomiędzy wiejskiej inteligencyi, do tego po wołane, które przy znajomości miejscowych stosunków i potrzeb chętnie — jak się spodziewać należy — do tej zbożnej pracy przyłożą swoją rękę i utworzą drugą armię, to jest armię pracy, która najskuteczniej może wesprzeć armię bojową.
Pozwolimy sobie tutaj przypomnieć, że tego ro
dzaju zarządzenia i rozdział sił roboczych po gminach
zastosowano i to w takiej samej chwili u narodu który podobno niżej nawet stoi pod względem oświa ty od nas. Mianowicie w B u łgaryi podczas wojen bałkańskich w latach 1912 —1913, gdy cała ludność męska powołana została pod broń, kobiety bułgarskie dzięki podobnej organizacyi, zaorały i obsiały pola i dostarczyły w ten sposób zasobów na dalsze pro wadzenie wojny, ku zdziwieniu całego świata.
Czyż my rolnicy Polacy mamy mieć mniej zrozumienia naszych obowiązków od kobiet bułgarskich? Czyż nie wiemy z doświadczenia, że najlepsza ustawa może być z jednej strony źle w y
konana, lub spaczona, a z drugiej strony, że najwię
ksze w ysiłki ludzi dobrej woli przez niechęć i brak poczucia łączności w chwili ciężkiej ze strony ogółu mogą być udaremnione?
Dlatego też zwracamy się przedewszystkiem do inteligencyi wiejskiej, a więc do światlejszych gospodarzy, do nauczycielstwa, właścicieli obszarów dworskich, a szczególnie do W ielebnych duszpaste
rzy z gorącym apelem, by oni swym wpływem, swą obecnością i światłą radą nadali całej akcyi pożąda
ny kierunek, by stwierdzili czynem w tej wielkiej i poważnej dla nas chwili, że są »solą tej ziemi*.
Mamy zaś najsilniejsze przekonanie, że ogół lu
du rolnego, znalazłszy moralne oparcie i żywy przy
kład u tejże inteligencyi, nie uchyli się od współ
działania, lecz rozumiejąc ważność chwili, stanie jako uświadomione obywatelstwo w zwartym szeregu do wypełnienia tych zadań, jakich dobro społeczeństwa od niego wym aga i okaże się godnym i wiernym synem tej polskiej ziemi, która znów po długim śnie niewoli, użyźniona krwią zaczyna prężyć się ku w ol
ności.
'Bóg z nami.
Z posad się ruszył cały świat!
Spieszy do walki młodzi kwiat:
Ziemia się cała trzęsie — drży, A jeno w chatach płyną łzy.
Do boju poszedł ojciec, mąż...
Ubywa z chaty ludzi wciąż Za nimi idzie znowu w ślad Kochanek, szwagier, brat.
A w chacie jeno pustka jest...
Tam nasi iv ogniu biorą chrzest.
Niech zadrży podły wróg, Bo z nami, z nami B ó g ! My idziem zbrodnię mścić,
Wolności wrogów bić, B o miara złego pełna już
Więc nas powiedzie A nioł Stróż!
Zwyciężym, bracia, padnie wróg U naszych zwalon legnie nóg, Młodzieży znowu naszej kwiat Do polskich wróci chat.
J ł n t o n i S ł . H u s s a r a .
Nr 34 »R O L A« 5^3
J U L I U S Z P R U S . ( L u d w i k S t. U n s i n g).
Błędy życia.
P o w i e ś ć . V III.
P R Z E C Z U C I A .
Poczęstunek Bartłom ieja zbudził w Anielce drzemiące na dnie duszy pragnienie: Pójść, poszu
kać Franka, opowiedzieć mu, o tem to Franek b ę
dzie dla niej łaskaw szy, ożeni się z nią pewnikiem.
To przypuszczenie napełniło serce A nielki dziwną słodyczą, pieściła się tą myślą. K ochała ona Franka ogniście, po cygańsku, ko
chała tę jego awanturniczą i dumną naturę, nie widzia
ła w nim nigdy nic złego, owszem co on zrobił było dobre, choćby tam i zlekce
ważył ją w oczy, lub zdra
dził gdzieś w kącie — w szy
stko było dobre.
Żałowała teraz, że Bartło miej nie nabił jej jakiego widocznego g u z a , miałby Franek jasny dowód, że w je go obronie walcząc, naraziła się na szwank.
A le trudno...
Oczy Anielki ugrzęzły w ciemnym lazurze pogodne
go nieba, na którem tysiące gwiazd migotało. Stała nie ruchomie, a w sercu kłębiła się ta dziwna rozkosz, sło
dycz i tęsknota...
Chciałaby go mieć w tej chwili przy sobie, opleść je go szyję, całować bez pamię
ci, przelać w niego falę sło
dyczy co ją nurtowała i mó wić mu:
— T yś mój... T yś mój ..
A le Franka nie było, szczezł jak wiatr w polu i to poczęło teraz A nielkę nie
pokoić.
Gdzie się podział, co się z nim stało, dlaczego nie wrócił? Nie umiała na to odpowiedzieć, a chcia
łaby go spotkać, pogadać z nim i przestrzedz przed ojcowskim gniewem.
Pozatem bała się jeszcze czegoś, ale czego? Nie wiedziała. S iliła się odgadnąć, lecz cóż nareszcie ta
kiego złego mogło się wydarzyć? Franek przecie nie powiesiłby się, ani utopił... Powiesił... Utopił...
Chryste elejsonl Co też mi po głow ie chodzi. Za
śmiała się ale tak jakoś sucho, nie swojo... W idać m yśl o możliwym samobójstwie Franka, nie na żarty ją dręczyła.
Nagle, skupioną we Franku uw agę, rozerwała wzrastająca na niebie łuna, jasność od strony gmin
nego domu i wrzawa stłumiona, ale dość wyraźna.
— Jezusieńku mój najświętszy, pali się! — sze
pnęła A nielka, załamując ręce.
Coś w tej chwili ugodziło ją w samo serce ta
kim bólem i rozpaczą, że omal nie upadła. A prze
cie to nie jej dom się pali. Prawda, że nieszczęście
/ ' t o - ' 'i
i A ' j m
W r z a ł a g o rą c z k o w ą p r a c a n a d s tłu m ie n ie m o g n ia .
dotknęło bliźniego, ale czemu ją to tak przeraża?
Puściła się pędem w stronę pożaru; gnała ją tam dusza czująca nieszczęście, nie obce, ale jakieś bliskie, swoje własne...
Biegnąc, siliła się odrzucić daleko od siebie to straszne przeczucie, lecz głos świdrujący najtajniej
sze głębie duszy b ył silniejszy i wciąż powtarzał:
— To dom podwójciego się pali, to Franek go podpalił!... W ięc Franek, Franek!... Boże miłosierny, czemu on to zrobił?
P ytała się, lecz wiedziała czemu dom ten p ło nie, odczuwała grozę pożaru, niewłaściwość czynu i złamane życie Franka. Przepadły jej nadzieje, roz
w iał się obraz szczęścia, jak ten dym niknący w prze
strzeni ; pomiędzy rozkoszą miłości a rzeczywistością stanęła przepaść nieprzebyta... czarna.
— W szystko przepadło.
W krótce wmieszała się w tłum, wrzała tam gorączkowa praca nad stłu
mieniem ognia.. Z płonącego domu powynoszono wszystkie najpotrzebniejsze sprzęty, u- ratowano bydło, zasoby pie
niężne podwójciego również wydarto płomieniom.
T ylko stodoła spłonęła do
szczętnie, zniszczały najbliż
sze owocowe drzewa i cały budulec chałupy.
Naprężone ucho A nielki, pochwyciło smutną prawdę, że to Fran ek zrobił, że go schwytano, gd y zeskakiwał ze strychu, skrępowano i od
dano w ręce żandarmeryi.
Serce zamierało jej z roz
paczy, usunęła się w cień, by nabrać tchu i przyjść do siebie.
A le myśl, że Fran ek zbro
dnię swą odpokutować bę
dzie zmuszony, gniotła ją o- krutnie — przed oczyma miała krym inał, niewolnicze, haniebne jarzmo i to zmar
nowane na zawsze, młode życie ukochanego Franka.
Czuła, że ma obowiązek złagodzić jego marny los, przynieść mu pomoc, ale ja ką? Skąd?
Przecie to zbrodnia okru
tna i zemsta podła, niesłuszna, której sam B ó g bez
karnie puścić nie może. W ięc jak go ratować, co robić? B o wszak ona zrobić coś musi dla niego k o niecznie, choć skalał swe ręce podle, choć godzien jest pogardy.
M yśli jej zwróciły się w stronę Bartłomieja.
Ten jeden człowiek może tu coś pomóc, on je den najmądrzejszy z całej wsi, najprzebieglejszy i wójt w dodatku, który z niejednej ciężkiej biedy wybrnął.
On jeden tu pomoże, gd y zechce. Ona go do tego zmusi, pociągnie, nie ustąpi, chociażby ją miał zabić.
Anielka b yła już zdecydowana, odwróciła się i pobiegła szybko w stronę Bartłom iejowego domu.
— Co będzie? Ja k się to skończy? O Jezusieńku, pomóż, ratu j!...
I X . G O R Z K I Z A W Ó D .
U Bartłom ieja świeciło się. Na zasłonie z cien
kiego płótna, ukazywał się cień w regularnych od-
524 . R O L A . Nr 34 stępach, przesuwał się i znikał. To Bartłomiej prze
chadzał się po izbie wedle zwyczaju i skubał wąsy.
Już długo tak chodził, tam i sam, czuł potrzebę roz
ryw ki, ale jakoś nie miał ochoty w yjść z chałupy, choć zwykle o tym czasie wychodził.
Anielka dobiegła pod wrota, bijące serce przy
cisnęła dłonią i gwałtem w biegła na podwórze.
Nagle zatrzymała się. Jedna myśl odebrała jej odwagę tak bardzo, że nie śmiała teraz uchylić drzwi, poza któremi b ył Bartłomiej, chłop gwałtowny, su rowy, a samolub.
W szak Bartłom iej jej nienawidzi, a jeśli przez to złość go ogarnie i bardziej jeszcze uweźmie się na Franka, co wtedy będzie?
— Boże przenajświętszy, co ja pocznę? — bia
dała A nielka w duchu, zmagając równocześnie tę nagłą obawę.
Chciała zmóc się koniecznie, zapomnieć o tym molu i wydobyła ze siebie resztkę stanowczości...
A le przecież obawa była silniejszą...
Tymczasem z ulicy dobiegały ją głośne rozmo
w y; to gromada ludzi posuwała się ku domowi wójta, aby donieść mu o wypadku. Szli leniwo z w a
haniem, w końcu zatrzymali się u wrót nie zdecy
dowani, chcieli odwlec przykre chwile od B artło mieja, którego jakkolw iek nie lubieli, litowali się jednak nad nim.
Bliska obecność ludzi dodała Anielce odwagi, pchnęła drzwi i weszła blada, z oczyma wyrażającemi ból duchowy i niezwalczoną jeszcze obawę.
Bartłomiej spojrzał na nią, ale milczał.
Głos wewnętrzny mówił mu, że zjawienie się A nielki jest konieczne, jej w ygląd dziwnie harmoni
zował z rozlaną na dnie jego duszy mieszaniną prze
czuć i goryczy.
— Bartłom ieju chodźcie... Dom podwójciego się pali... to Franek go podpalił... Zlitujcie się, wy mą
dry... w y dobry... ratujcie go...
Gały potok boleści w ypłynął z ust Anielki, rę
koma kurczowo chwyciła go za ramiona.
Bartłom iej zbladł...
Teraz już mu jasno dlaczego odczuwał niepokój, dlaczego nie m ógł miejsca znaleść...
To Franek, ach Franek, mocny Boże!
Czoło Bartłom ieja pokryła zmarszczka, oczy spłow iały i zadrgały usta. A le nie stracił przytom
ności, ozwała się w nim duma, ta pańskość mu w ro
dzona. 1
Nie chciał, aby ktoś drugi odczytał z twarzy jego stan duchowy, tej męki co go toczyła, której zwalczyć nie mógł, nie umiał.
Szybko zagasił lampę, uwolnił się z objęć A niel
ki i usiadł ciężko na krześle.
Tak, teraz zupełnie jest bezpiecznym przed okiem ludzkiem i może przetrawić to, co słyszał...
W sparł głow ę dłoniami, oddechał szybko, silił się pozbierać myśli-, lecz w głow ie miał tylko wiry jakieś gwałtowne, bezładne, a cierpkie...
W net zapomniał o Anielce, utonął sam w sobie tak głęboko, że nie wiedział już czy żyje, czy uległ paraliżowi, czy umarł... B y ł zdrętwiały, nieczuły jak kaw ał drewna, dałby się pokrajać, zbić, zmiażdżyć na proch i rozdmuchać na cztery wiatry.
Lecz trwało to nie długo... była to cisza przed burzą, co wszcząć się miała pod czaszką i zgrucho- taś go lub ominąć, zależnie jakim będzie piorun.
Piorun ten zbliżał się...
W umyśle Bartłom ieja zwolna poczęło się po
rządkować, zaokrąglała się sytuacya. Przypomniał
sobie, że zadarł z podwójcim, Franek poprawił, że podwójci knuł coś w głębi ducha za rewizyę i, że Frankowi zakazał iść na wesele A le Franek po
szedł, tam dali mu dobrą naukę, a teraz przyszła Anielka...
W szystko to prawdziwe, zgadza się w każdym calu, tylko, że Bartłom iej z tem pogodzić się nie mógł, nie m ógł!
Franek podpalacz, zbrodniarz? Nie, to być nie może, nie było nigdy i nie będzie, bo to jego syn, pan na trzydziestu morgach, człowiek niezależny, a tylko głupi, do zbrodni zabraćby się nie potrafił.
W ięc jakim prawem śm iałby go kto oskarżyć tak strasznie, godzić na honor, sponiewierać jak ostatniego łotra... za co?
— Ha murgi, depsztunie!
Jasnem było, że to sprawka podwójciego, tego znienawidzonego idyoty, durnia... ale jeżeli zbrechał, to palicą łeb mu rozwali na drobne kawałeczki...
Leży bydle krzyżem w kościele, klepie różaniec, spowiada się co miesiąca, a we łbie ma sieczkę, w duszy podłotę jak faryzeusz, psubrat...
— Zgnilec!
W szystka krew zawrzała w Bartłomieju, tak jak spirytus, zamknięty w rurce, pod działaniem ciepła.
Słow a w ylatyw ały mu z ust gromadnie, półgło
sem, a tak strasznie, że w Anielce aż serce zamiera lo. Nie miała odwagi przypomnieć się, stała cichutko zaledwie ważyła się oddechać, tonąc w straszliwej energii rozszalałego Bartłom ieja.
Ten jednak zapomniał o Anielce, a przypomniał sobie o niej dopiero wówczas, 'gdy w środkach mó
zgu w ylęgło się pytanie, z jakiej racy i właściwie złości się na podwójciego, jeżeli Franek w istocie dom mu spalił?
Pytanie zrodziło się momentalnie, ale też rów
nie szybko zrodził się jego odruch: — To nie pra
wda, niemożliwe! B o gd yb y tak było, on nie miałby racyi bytu, ludzie odsunęliby się od niego, zato, że ma syna zbrodniarzem, a w ogóle żleby było, źle!
Nie m ógł sobie w żaden sposób wyobrazić, żeby to mogło być na prawdę... T a jak, ta skąd? Chybaby B o ga nie było na niebie... Z całych sił w ytężył się aby być spokojnym, przestać myśleć o takiej rzeczy, która nigdy staćby się nie m ogła — ba kiedy myśl to tak jak muchy, odpędzisz je na chwilę, a one zno
wu wracają tem natarczywiej. Już, już, zdawało mu się, że wszystko jest złudzeniem, kiedy nagle, ni stąd ni z owąd przypomniała mu się Anielka i jej ostatnie słow a: — W y mądry, w y dobry, ratujcie go...!
— R atow ać go? K o g o ? ! wypowiedział niemal strasznym głosem.
— Franka, Bartłomieju drogi — odrzekła A niel
ka, myśląc, że do niej pytanie skierował.
Bartłom iej zdębiał, oglądał się prawie nieprzy
tomny i ujrzał ciemną postać dziewczyny. — T y tu?
A skąd, zaczem po co?
— Boże przenajświętszy, Bartłomieju, dom pod
wójciego się pali!
— A niech się pali, ja nie fajerm an!
— A le to Franek go podpalił, wasz syn B a r
tłomieju...
— K to podpalił?! — zapytał wójt cierpnąc na całem ciele.
—Wasz syn. Złapali go jak zeskakiwał ze stry
chu, związali i zawiedli na posterunek,
— Chryste elejson, czegom ja się dowiedział — jęknął Bartłomiej.
(C ią g d a lsz y n a s tą p i) .
Urodziny cesarza.
Dzień 18 sierpnia, w którym przypada 84 rocz
nica urodzin Najjaśniejszego Pana, obchodzony był w całej monarchii z nadzwyczajną uroczystością. S ę dziwego monarchę uczciły wszystkie większe miasta ze stolicami na czele. W kraju naszym Lw ów i K r a ków niemniej serdeczny wzięły udział w tym dniu uroczystym. W świątyniach zanoszono gorące modły do B o ga, aby sędziwemu monarsze, stróżowi pokoju świata, który zmuszony b y ł dla ratowania wolności swych ludów chwycić za broń, danem było radować się zwycięstwem swych armii, które walczą na polach bitew za sprawiedliwą i słuszną sprawę.
Polak arcybiskupem gnieźnieńsko-poznańskim.
Osierocona od 8 lat stolica arcybiskupia w Po znaniu otrzyma arcypasterza Polaka. R ząd pruski zaniechał zamiaru obsadzenia tej stolicy osobistością niemiecką, lecz w porozumieniu ze Stolicą Apostol
ską zamianuje dotychczasowego biskupa - sufragana ks. Likow skiego. Gazety niemieckie piszą, że Polacy z powodu walki przeciw wrogowi zewnętrznemu, zwłaszcza przeciw R o syi, okazali gotowość zaniecha nia opozycyi narodowo politycznej i dali tego dowód w parlamencie, gdzie w pełnej jednomyślności z inne- mi stronnictwami głosowali za kredytami wojennymi.
Ten pokój narodowo-polityczny będzie przez rząd stwierdzony przez zamianowanie nowym arcybisku
pem osobistości sympatycznej Polakom.
Zgoda Czechów z Niemcami.
W Pradze odbyw ały się w ostatnich dniach wspólne manifestacye INiemców i Czechów z powodu rozpoczęcia ofenzywy (walki zaczepnej) wojsk austrya- ckich przeciw R o sy i. P rzy tej sposobności Niemcy i Czesi, a więc najzaciętsi w rogowie, połączyli się razem w uczuciach patryotycznych. Czego nie zrobiły układy, to zrobiła wojna. Je st to także niewątpliwym dowodem siły naszej monarchii, którą z jednakim zapałem, ramię przy ramieniu, bronią narody zwal
czające się od wielu lat.
Przynależność a zajęcie przez wojsko.
Niektóre dzienniki podały wiadomość, że Czę
stochowa przeszła na własność Prus. Otóż tak nie jest. W ojska niemieckie zajmując terytoryum K ró le stwa Polskiego, nie obejmują go na własność, lecz tylko w posiadanie czasowe. Zajęcie na własność mu
siałoby być połączone z zaprowadzeniem pruskiej administracyi, a tymczasem wiadomo, że zarząd mia
sta oddała armia pruska częstochowskiej straży o b y
watelskiej, wytworzonej z łona mieszkańców Czę
stochowy.
Nienawiść Rosyan przeciw Niemcom.
P rzyb yły z M oskwy Niemiec opowiada w je dnej z gazet berlińskich: W Moskwie panuje mniej
szy zapał wojenny niż w Petersburgu, ale nienawiść przeciw Niemcom jest bardzo wielka. W szystkie sklepy niemieckie i zakłady zniszczono. Niemiecki gmach konsularny i urządzenia zostały zniszczone w sposób trudny do opisania. Zostały tylko nagie mury. Nawet tapety ze ścian zerwano. Mimo, że wiel
ka liczba policyantów b yła na miejscu, nikt nie po
wstrzymał dzieła zniszczenia.
Wojna europejska.
Polacy wobec wojny.
Prezes K o ła polskiego D r Leo, wróciwszy z Wie- dnia, gdzie bawił kilka dni, do K rakow a, zwołał na 15 m. rano komisyę parlamentarną K o ła polskie
go, na południe zaś prezydya klubów sejmowych przy udziale przedstawicieli organizacyj wojskowych
»Strzelca« i »Sokoła«.
Na posiedzeniu komisyi parlamentarnej prezes Dr Leo, przedstawiwszy obszernie przebieg wielu konferencyj, które odbył w W iedniu z wszystkimi kierującym i w państwie czynnikami, postawił nastę
pujące w n ioski:
1) Utworzyć jednolitą i jawną organizacyę na
rodową.
2) Sformować dwa legiony polskie pod polską komendą, pozostające w związku z naczelnem do
wództwem armii austryackiej.
Po wyczerpującej dyskusyi komisya parlamen
tarna K o ła polskiego wnioski te jednom yślnie uchwaliła.
D nia 15 b. m. po południu odbyła się wspólna narada prezydyów klubów sejmowych posłów parla
mentarnych i przedstawicieli organizacyj wojskowych.
Po zagajeniu obrad przez prezesa Dra Leo i przemó
wieniach p. D aszyńskiego imieniem K om isyi Skon- federowanych Stronnictw Niepodległościowych i Dra Fiszera imieniem »Sokoła«, uchwalono na wniosek Dra Germ ana wybrać kom isyę z 12, która pod prze
wodnictwem prezesa D ra Leo i przy udziale mar
szałka krajowego D ra Niezabitowskiego ma opraco
wać plan wspólnego działania. Kom isya natychmiast rozpoczęła pracę.
Manifest Koła polskiego.
Zebrane w niedzielę dnia 16 sierpnia w K ra k o wie K o ło polskie, po dłuższych obradach, uchwaliło wydać do narodu polskiego następujący m anifest:
P o la c y !
Godzina, której napróżno oczekując trzy poko
lenia naszego narodu, krw aw iły się w strasznych a beznadziejnych z najazdem moskiewskim zapasach, godzina, o którą m odlił się naród cały, godzina wiel
ka wybiła. Cała Europa stoi w pożodze wojny. Zie mie polskie, jak długie i szerokie, oświeci krwawa łuna wojny, największej, jaka była. A ustrya w obro
nie wolności swych ludów w ysyła na ziemie polskie potężną armię, przeciwko rosyjskiemu ciemięzcy.
W tej strasznej a wielkiej godzinie, K oło pol
skie, świadome swej odpowiedzialności, uważa za swój święty obowiązek wskazać narodowi kierunek myśli i czynów, prowadzić go w przyszłość lepszą i ja śniejszą.
526 . R O L A .
W poczuciu tego wielkiego obowiązku, K o ło polskie, z którem w tej dziejowej chwili łączą się wszyscy inni polscy posłowie, dotąd poza niem sto
jący, wzywa W as P o lacy: do czynu, do wspólnego, do jednomyślnego, do największego, na jaki W as stać, w ysiłku !
W tej dobie krwawego przeistaczania się Euro
py i uwalniania jej od grozy rosyjskiej przemocy od
zyskać możemy bardzo wiele. A le wiele też musimy ofiarować. B o nie w ygra ten, kto końca g r y ostro
żnie wyczekuje.
Szlachetny monarcha tego państwa, pod które
go sprawiedliwym i i mądrymi rządami cześć naszego narodu m ogła przez pół wieku rozwijać i mnożyć polskie siły narodowe i cała Je g o potężna armia, ruszająca do boju o najwznioślejsze ideały kultury, patrzą na naród polski jako na wypróbowanego obroń
cę tych ideałów, który dziś zyskuje możność dotąd niebywałą wyswobodzenia się z niewoli, która gn ę
biła ciało, kalała duszę.
W tej chwili naród musi dowieść, że żyje i żyć chce, że pragnie i umie miejsce przez B o g a mu w y znaczone, utrzymać i przed wrogiem obronić.
D la ujęcia polskiej siły narodowej w zbrojne legiony polskie, K o ło polskie i wszystkie bez w y
jątku stronnictwa polskie jednomyślnie postanowiły utworzyć jedną, jawną organizacyę.
Pod polską komendą, a w ścisłej łączności z na- czelnem dowództwem armii austro-węgierskiej pójdą legiony polskie w bój, aby na szalę tej największej wojny rzucić takżef godny narodu polskiego czyn, jako warunek i zadatek lepszej dla niego doli.
Polacy ! z zaufaniem i pełną wiary poddajcie się kierownictwu K o ła po’skiego i postanowionej przez K o ło polskie organizacyi narodowej.
P o lacy ! Zjednoczcie się wolą niezłomną do uzy
skania lepszej przyszłości i niezachwianą wiarą w tę przyszłość. Stańcie w obronie wolności waszej i w ia
ry ojców. Odrzućcie precz wątpienie, wyrwijcie z serc urazy i stańcie silni jednością i radośni wielkiem po
stanowieniem poświęcenia dla Ojczyzny życia i mienia!
Odezwa do Polaków w Poznańskiem.
Administratorzy biskupstw w Poznaniu i Gnie
źnie w ydali odezwę do duchowieństwa i wiernych obu dyecezyj, w której między innemi powiadąją:
»W całej Europie środkowej płonie pochodnia wojenna, rozpalona przez rząd rosyjski, pod którego okrucieństwami naród nasz przeszło sto lat cierpiał boleśnie pod względem religijnym i narodowym. J a ko godni synowie rycerskiego narodu spełnijcie mę
żnie swój obowiązek w walce. W y zaś, którzy pozo
stajecie w domu, zachowujcie się spokojnie, ufajcie w B oga, nie dawajcie posłuchu żadnym podejrzanym agentom, którzyby zakłócali spokój i wierzcie, że je żeli w tej wielkiej i nader ważnej chwili wiernie i odważnie staniecie obok waszego monarchy i przez wasze lojalne stanowisko przyczynicie się do zwy
cięstwa jego walecznej armii, wtedy wasz władca
wspaniałomyślnie spełni nasze sprawiedliwe żądania i wszystko usunie, co nas uciska.
Odezwa kończy się wezwaniem, aby w codzien nych modlitwach proszono B oga o zwycięstwo.
W a lk i w Galicyi w schodniej.
W G alicyi wschodniej, jak wiadomo odbył się szereg walk granicznych. Jednakże wszelkie dotych
czasowe usiłowania R osyan wtargnięcia na nasze te- rytoryum odparto z powodzeniem, mianowicie pod Podwołoczyskami, Załoścami, Brodam i i Sokalem .
Udało się zabrać do niewoli wielu jeńców. P rzy
prowadzono do Lw ow a kapitana I X rosyjskiego p u ł
ku huzarów z K ijo w a i 10 nieprzyjacielskich huza
rów i dragonów. D rugi transport jest zapowiedziany.
Przywieziono także rozmaite przedmioty zdobyte, jako t o : karabiny, szable i wiele lanc.
Pod datą 17 sierpnia donosi c. k. Biuro kore
spondencyjne :
W iadomości, które się pojaw iły w kilku dzien
nikach zagranicznych o powodzeniach rosyjskich w naszych okolicach granicznych, pozostają w zu
pełnej sprzeczności z prawdą.
Mieszane oddziały rosyjskie, które w bezpiecz
niejszych miejscach granicznych posunęły się o k il
ka kilometrów, zostały koło Załoziec, Brodów i S o kala znowu odparte przez granicę. Działalność ich ograniczyła się wogóle tylko do plondrowania i pod
palania bezbronnych wsi granicznych.
Natomiast kilka naszych oddziałów kaw aleryi wtargnęło daleko poza granice do wnętrza R o syi.
Przy starciach pod Sokalem wyszło na jaw współdziałanie chłopów moskalofilskich z wojskiem rosyjskiem. Chłopi porozumiewali się z wojskami ro- syjskiemi, dawali im rozmaite znaki zapomocą cho
rągiewek i sygnałów świetlnych, a kiedy wojsko ze
brane w Sokalu opuściło miasto, idąc na inne w y
znaczone im posterunki, chłopi zawiadomili o tem R osyan , którzy w sile dwu sotni wpadli do Sokala.
Wówczas chłopi, na których czele miało stać dwu księży, podpalili dworzec. Zaalarmowane jednak w oj
sko austryackie pospieszyło do Sokala i odparło atak kozaków, którzy pobici, ponieśli znaczne straty. K i l
kunastu kozaków wzięto do niewoli. W ojsko ugasi
ło również pożar, tak że nie wyrządził większych szkód. — Sprowadzono do Lw ow a z Sokala 28 chło
pów moskalofilskich, aresztowanych z powodu zajść w Sokalu. W szyscy oskarżeni zostali zasądzeni na śmierć. Celem dania odstraszającego przykładu zo
stali odwiezieni do wsi Skom orochy, skąd pochodzą i które są gniazdem moskalofilskiem i tam zostali powieszeni.
Zwycięstwo wojsk austryackich w Serbii.
Biuro korespondencyjne donosi pod datą 17 sier p n ia:
W alki nad Driną, doprowadziły do rozstrzyga^
jącego zwycięstwa naszych wojsk nad znaczncmi si
S k a z a n ie m o s k a lo filó w .