• Nie Znaleziono Wyników

Rola. R. 8, nr 33 (1914)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rola. R. 8, nr 33 (1914)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

V X

Numer 33 * D nia 10 sierp n ia 1914.

TYGODNIK OBRAZKOWY NA NIEDZIELĘ KU POUCZENIU I ROZRYWCE.

SYNDYKAT

K R A K Ó W ,

Plac S zczepańiki 1. 6.

Nacinna* t o n i c i y n , t r a w , buraków, roflin strączko- Hdol Ul l n ■ wych 1 warzywnych o gwarantowanej czysto­

ści i sile kiełkowania.

Nawozy *

to m * * y n *>

*u P8ffo*f*ty, saletra chilijska, sól pno azotowe.

potasowa, kainit k r a j o w y i stassfurcki, wa-

Maszyny rolnicze ■ c y t wssechiwiatowo znanych siew-

(120).

ników „ W e s t f a l i a " ,

m, kroi}, kBltpator;, sienniki, watce eic. etc.

ROLNICZY lwów ,

■ ® W f c l W ■ ■ „i. Kościuszki I. 14.

Reprezentacya firmy D e e r i n g - C h i c a g o B r o n y sprężynowe, talerzowe, K osiarki, Ż n i­

w iarki, W iązałki, G rabiarki, Przetrząsacie.

Wielki zapas części zapasowych.

Własne warsztaty reparacyjne.

N a c z y n i a i przybory mleczarskie. Oferty i cenniki na każde żądanie darmo i opłatnie.

Węgiel kamienny

z kopalń

krajowych i zagranicznych.

K O K S o s tr a w s k l I g ó r n o ś lą s k i.

Towarzystwo wzajemnych ubezpieczeń w Krakowie j

najstarsza i najzasobniejsza instytucya asekuracyjn a polska, przyjmuje na najdogodniejszych warunkach "

u b ezp ieczen ia od ognia, gradu, na ży cie (kapitałów, posagów i rent), o ra ą o d kradzieży i ra- ■ bunku. Fundusze gw arancyjne Tow arzystw a wynoszą p r z e s z ło 71 m ilionów koron. B Inform acyi udzielają D y rek cy a oraz w szystkie Zastępstw a i A g en ęye Tow arzystw a. 197 m

Towarzystwo tkaczy

pod wezwaniem ś. Sylw estra w K o rc z y n ie obok Krosna

’ , przyjm uje len i konopie do w ym iany za płótna bielone lub szare o zw ykłej lub po-

dwójnej szerokości, po cenach możli-

Korczyna

w ie najniższych.

obok Krosna

r

Rzadowo uprawniona

T

Zakład pogrzebowy „Concordia 11

B S & f e Jodyny w Krakowie

^ tSSm

który poriada własny w ie lk i w yró b

trumien

Jana Dolnego

P la c S zczap a A skl L

2 § (dom własny).

Telefon Nr.

Stl.

Przy zamówieniach prosimy powoływać się na ogłoszenia „R o li“ .

Fabryka wód mineralnych sztucznych i specyal. leczniczych

pod firmą

K. R Ż Ą C A I C H N U R S K I

Kraków, ul. iw . Gertrudy 4.

wyrabia pod kontrolą K om isyi przemysłowej T ow . Lekarskiego krak. polecone przez toż Towarzystwo

W O D Y M IN E R A L N E S Z T U C Z N E

odpowiadające składem chemicznym wodom:

Bilińskiej, Gleshublerskiej, Selterskiej, Vichy, Homburg, Klsslngtn tudzież specyalne lecznicze, ja k : litowa, bromową, jodową, że- lazistą, kwaśną oraz wody mineralne normalne, z przepisu

prof.

Jaworskiego. — Sprzedaż cząstkowa w aptekach i drogueryach.

Cenniki na żądanie darmo.

Z a 6 K o r .

beczułkę 5

kg.

znakomitej

ł»M-y*mcl. 2 Ey m a|ow e|JR .

Za 4 Kor. s k r z y n k ę 13 0 s z tu k

lr c r a r g lfl « ark) JL JLM diżi N r 4

winmim n notnNina:

Fabryczny skład serów - B R A C I R O L N I C K I C H , K ra k ó w , W ielopole 7/24 I R yn ek gt.i róg Siennej

Cennik różnych serów darm c i opłatnie.

(2)

J Ó Z E F BIALIK

K rak ów , ul. F lo ry a ń sk a L. 51

Telefon N r 502.

F ab ryk a w y r o b ó w m a sa rsk ich i w ie lk i s k ła d w ę d lin

poleca wszelkiego rodzaju wędliny, jako to:

szynki, rolady, polędwice pieczone i wędzone, kiełbasy polędwicowe, krajane i siekane, słoninę białą i wędzoną oraz smalec polski w w iększym

zapasie. (293)

D la K ó łe k rolniczych i sklepów większy rabat.

„ Z C H Ł O P S K I E J N IW Y

opowiadania ludowe

EDM UNDA ZECHENTERA

do nabycia w R edakcyi „R o I i“

CENA 2 K O R O N Y .

««

Szanowni Rolnicy! R a d z ę kupow ać

kosy t y l k o z m a r k ą

K O S A R Z "

(‘49)

Są to bardzo dobre kosy, nietylko z prawdziwej i najlepszej stali, ale nadto mają podwójną trwa­

łość, jako hartowane w ło ju a nie w wodzie. — Poznać je można po tern, że mają srebrno stalo­

wy połysk. Nie jest to fabryczny wyrób lecz kuty, każda z osobna. Nie dorównywa jej żadna inna kosa ani z Galicyi, ani z Bukowiny, ani z zagra­

nicy. Kosa ta cieniutka, lekka, jak brzytwa ostra.

Tnie w powietrzu papier, najtwardszą psiankę, a w koszeniu zboża jest niezrównana. K t o raz ukos tą kosą, ten na pewno w życiu innej używać nie będzie i przekona się, że firma moja sumienna i rzetelna. K t o zamawia 10 dostaje jedenastą darmo, jednakże trzeba przy zamówieniu prze­

słać

2

K o ro n y zadatku.

D ł u g o ś ć kosy w cm.: 60 65 7 0 7 5 80 85 90

Cena Kor on i h a l . : 1 80 1*90 2 — 2 10 2 20 2 30 2 40 Sierpy zębate kowalskie i fabryczne po 6o h. M łotki po i K o r , K o ­ w adełka szerokie i ostre po 8o h. Pierścienie do przykrępowania kos po 30 li. Puszka stalowa bardzo praktycznie cynkowana aby nie rdzewiała 60 h. a z brusikiem 1 K o r . Brusiki prawdziwe, czarne po 40 hal.

Maszynki do klepania kos po 3 Kor. B rzytw y Solingen bardzo do­

bre za które gwarantuje po 2*60 K., 3 K ., 4 K . , 5 K . i t.d. D la K ó ­ łek rolniczych 15 procent opustu jeżeli najmniej zamówią 100 sztuk.

Proszę zamawiać na przekazach, aby nie tracić pieniędzy na listy i marki.

J A N S I D Y K , S t r u t y n w y ż n y p. R o ż n t a t ó w ( G a l i c y a ) .

S m a c z n e i n ie u le g a ją ce ze p su ciu

o w o c ó w , m i ę s a i j a r z y n

k o n s e r w y

może sporządzić każda go^

spodyni sa m a ła tw o i ta ­ nio za pomocą W p p l / o . słojów i apara*

T f C o l \ d * tu j o konserw.

Darmo ilustrowany cennik z po- żytecznemi przepisami w ysyła

firma

J. W e c k , M ahren.

S c h S n b e r g N 5 T .

P s t r c e l a c y a S

Jeszcze około 70 m orgów gruntu ornego i łąk I-szej klasy w mniejszych i większych parcelach w odległości $ kim . od K rakow a po K. 1.450 za morgę do sprzedania. Połow a ceny

kupna może na długie lata być rozłożona na spłaty.

Zgłoszenia wprost do w łaściciela: E D W A R D Ś M IE C H O W S K I K rak ó w , ul. Zyblikiewicza 20.

Rola nicch będzie w każdej chacie Ona rozrywką da ci, bracie!

Lepszą nauką wniesie w progi Aniżeli tygodnik inny, drogi.

-o ej-*

u

O

CS t) N W O O bc

N 1/5 O u O,

10.000 Koron nagrody d la p o z b a w io n y c h z a r o s t u I . . . . i ł y s y c h . . . . - ■

B--oda i w ło sy rzeczyw iście w 8— 14 dniach za pom ocą praw dziw ie duńskiego Nokah-Balsamu przywrócone. S tarzy 1 młodzi, mężczyźni i ko biety potrzebują tylk o Nokah - Balsamu dla w ytw orzenia brody, brw i i w łosów , bo jest dowiedzionem, że Nokah-Balsam je st jedynym środ­

kiem nowoczesnej wiedzy, który po 3 —14 dniowem użyciu ta k dodatnio na cebulki włosowe działa, że w ło sy zaraz poczynają odrastać. — N ieszkodliw ość pod jrw arancyą. Jeżeli to nie je st praw dą, wypłaoimy

' 1 0 .0 0 0 k o ro n g o t ó w k ą ,

Ikażdemu pozbawionemu zarostu, łysem u lub cienkowlosemu, który No- __ _ __ ’ kah-Balsam u s i e d m t y g o d n i u ż y w a ł .

Je ste śm y jed yn ą firm ą w św iecie, która podobnej gw arartcyi użycza. L e k a rsk ie naukow e opisy 1 i w iele poleceń (pochwał). Przed naśladow nictw em przestrzega się pilnie.

„Odnośnie do m oich p rób z pańskim Nokah-Balsamem mogę Panu donieść, że jestem z niego zupełnie zadowolony Początkow o odnosiłem się do Nokah-Balsamu z niedow ierzaniem , dośw iadczenie nauczyło m nie czego innego. Już po kilku dniach było w idać skutek,

u

po czterech tygodniach dostałem wspaniałe

wąay.

Skutek iest zwłaszcza dlatego niebywały, źe dotychczas pom im o 27 la t przed użyciem Nokah-Balsamu ani śladu zarostu nie było. B ędę P a n a z wdzięczności w szędzie polecać i kreślę się z pow ażaniem H. H j o r t . Dr. T vergade“.

„Mogę każdej pani praw dziw ie duńskiego Nokah-Balaamu jako miłego i niechybnego środka dla porostu włosów polecić. Od dłuższego czasu cierpiałam na silne w ypadanie włosów, w iele łysinek na głowie okazywało się. Po cztero- tygodniow em używ aniu balsam u włosy zaczęły znow u odrastać i stały się gęstemi, ciężkiemi i pięknem i.

Frl. C. H o l m . G othersgade 1*2“.

1 paczka Nokah Silny A. 10 koron, B. 6 koron + oplata 55 halerzy. D y skretne'opakow anie. Pieniądze z góry lub

zaliczką. (Przyjm uje się także m ark i listowe jako oplata). Proszę pisać do

H o s p i t a l s L a b o r a t o r y u m C o p e n h a g e n K. 4 7 5 P o s tb o x 9 5 (D a n e m a r k ).

(Kartki korespondencyjne opłaca się 10 halerzam i, listy 25 halerzami).

Przy zamówieniach prosimy powoływać się na ogłoszenia »Roli«.

m m *

(3)

TYGODNIK OBRAZKOW Y NIEPOLITYCZNY KU POUCZENIU I ROZRYW CE. ____

Przedpłata:

Rocznie w Austryi 4^50 kor., półrocznie 2*40 kor.; — do Niemiec 5 marek; — do Francyi 7 fran kó w ;-—

io Ameryki 2 dolary. — Ogłoszenia po 3o halerzy za wiersz jednoszpaltowy. — Numer pojedynczy 10 halerzy; do nabycia w księgarniach i na większych dworcach kolejowych. — Adres na. listy do Redakcyi i Adm inistrącyi:

Kraków, ulica

ŚW.

T o ­ masza L. 32.

Listów nieopłaconych nie przyjmuje się. Godziny redakcyjne codziennie od godz.

3

do 6. Telefon nr.

50.

Wojna europejska.

woli N ajw yższego dane nam zostało docze­

k ać w ielk iej chw ili dziejowej. Chw ila taka zdarza się nie często ; dziesiątki a nawet setk i lat u p ływ a ją zanim n arody sięgn ą po miecz, ab y rozpraw ić się z sobą w w ielkiej w ojnie, w ytknąć potem inny kierunek, inną zgotow ać dolę społeczeństw om i inaczej ukształtow ać dzieje świata. Z ak rytą jest k sięg a przeznaczeń, zakryte w y ­ roki B o sk ie. A le nie wolno nam tracić w iary i otu chy, że dobra spraw a, że spraw iedliw ość zw ycięży — a z nią i dla naszego narodu zacznie się lepsza dola.

Tutaj w tym kraju, gdzie w ielkoduszny i sp raw ie­

d liw y M onarcha pozw olił narodowi polskiem u rozw i­

jać się sw obodnie na każdem polu — w szyscy p o ­ w ołani poszli w szeregi w ojskow e, ab y z zapałem spełnić obow iązek. Co pozostaje czynić nam, którzy zostaliśm y na swoich posterunkach? N a to od­

pow iadają najlepiej listy pasterskie w yd an e przez iNajprz. ks. arcybisku p a lw o w skiego B ilczew sk iego, ks. bisku p a przem yskiego P elczara i ks. biskupa W ałęgę.

K s . arcybisku p m iędzy innemi pisze:

U koch an i! Jeszcze n igd y z tak cięźkiem , jak dzisiaj, sercem nie odzyw ałem się do W as. A jestem w tej chw ili rzecznikiem zapatryw ań i uczuć w szy­

stkich Czcigodnych B isk u p ów polskich w kraju.

W o jn a ! W ieść o niej dotarła do każdej w ioski, a za­

żądała ofiar z każdej niem al rodziny. W iele z nich nie widzi już w śród siebie ojca, męża, syna. Opuścili, co im najdroższe. O puścili dom y sw oje, a ja k słychać, opuścili je z ofiarną gotow ością i w poczuciu, że sp ra­

w iedliw ą jest wojna, podjęta przez katolickie państwo w obronie ku ltu ry i chrześcijańskiej zasady. Żołnie­

rze nasi sp ełn ią swój obow iązek. Zaśw iadczą zarazem, że um iem y b y ć wdzięczni ukochanemu, spraw iedliw e mu M onarsze za to, że nam pozw olił być Polakam i.

L o sy w ojny ostatecznie są w ręku B o g a . Zrozu­

m iała to m atka wieśniacza, która — ja k na w łasne

widziałem oczy — b ie g ła za pociągiem unoszącym syna na pole w alki i w o ła ła : »Synu, zapom niałeś książkę do modlenia, weź ją j* W szyscy to rozum ie­

my. D latego pierw szą powinnością naszą, którzy zo­

staliśm y w domu, m odlić s ię , podw oić błagan ia do P an a Zastępów , ab y nam naszych ukochanych po­

w rócił zdrow ych, pełnych chw ały.

Żołnierze nasi m ają praw o do czegoś jeszcze więcej. M y dłużnikam i także ich rodzin. N ie jest w naszej m ocy pow strzym ać łez ich dzieci, żon, ma tek. A le z głodu żadne z nich p łakać nie powinno.

O bowiązkiem jest ludzkim i chrześcijańskim pospie­

szyć wszędzie, gd zie trzeba,' z pom ocą! Ścieśn ijm y się w w yd atkach naszych do ostatecznych granic, a b y każdy, ja k najwięcej m ógł złożyć ofiary na o łta­

rzu sp raw y publicznej.

W tej w ielkiej chw ili bądźm y też w szyscy je- dnem sercem . Zapom nijm y o sporach, porachunkach osobistych, stronniczych. Gdzie dwóch lub trzech jest zgrom adzonych w imię Boże, jeszcze bardziej... gdzie naród cały jest zgrom adzony, a szuka jed yn ie sp ra­

w iedliw ości, tam B ó g w śród niego i z nim.

N ajprz. k s. biskup P elczar w sw ym liście pa­

sterskim p o w iad a:

P oniew aż losy narodów trzym a w swem ręku Opatrzność B o ża i jed n ych w yw yższa, a drugich p o­

niża, przeto modlić się nam potrzeba do P an a zastę­

pów o zw ycięstw o nad n ieprzyjaciółm i i o ry ch ły pokój, m odlić się szczególnie za przyczyną N ajśw . P an n y M aryi K ró lo w ej K o ro n y P o lsk iej i św iętych Patronów n arod u; ab y zaś m odlitwa nasza b y ła sku ­ teczną , trzeba porzucić grzech y i całem sercem n a­

w rócić się do B o g a . B ądźm y ludem św iętym i B o g u oddanym , a B ó g zm iłuje się nad nami. Cokolw iek- bądż nastąpi, nie traćcie, N ajm ilsi, ufności w B o g u , cierpliw ości i rozw agi, a Izy, które wojna w yciśnie, ofiarujcie S ercu Jezusow em u przez M atkę Bolesną.

L ist pasterski w yd ał również N ajprz. ks, biskup tarnow ski W a łę g a , zalecając pozostałym w kraju ro­

dzinom m odlitw ę do W szechm ocnego, b y P raw d a

i P raw o odniosły tryum f.

(4)

5 i 4 _____ »R O L

Powieść historyczna.

--- --- IV .

M aciej, k tórego przezwisko b y ło K a w k a , b ył sierżantem w batalionie gren ad yerów krakow skich.

Chłop b y ł ogrom n y, m ruk zaw ołan y i g n iew liw y strasznie. S zed ł teraz przodem, prow adząc W alk a za sobą i p y ta ł:

— J a k ciebie n azyw ają?

A g d y W ałe k w ym ienił sw oje nazw isko, p ytał znowu skąd jest. D ow ied ziaw szy się, że ze S try ja , w ioski sąsiedniej, za w o ła ł:

— I to ciebie do gren ad yeró w krakow skich p rzeznaczyli? Co ty tam będziesz ro b ił? tam są sami sw ojacy, ch łop y z pod R ra k o w a , P roszo w ic i Skal- mierza.

— M oja to w in a? — odrzekł W ałe k — taki przykaz N aczelnika, cóżem ja tu krzyw .

t

— P o sp raw iedliw ości toś ty nic nie krzyw — rzekł K a w k a — ale żebyś w iedział co w mojej sek cyi posłuch b yć musi, bo w p yski pierę, źe w dzień w szystkie gw iazd y obaczysz. R ozu m iesz?

N ie bardzo się W ałk o w i ta p ersp ektyw a uśm ie­

chała, ale nic nie m ów ił i szedł za sierżantem M a­

ciejem , k tó ry stanąw szy w obozow isku k o sy n ie jk i k rak o w sk iej, k rzyk n ął sw ym gru b ym g ło s e m :

— Podoficer R ęd zin a, sam tu do mnie!

Z gro m ad y 'gren ad yeró w , otaczających w ielki ko cioł z w arzącą się w nim kaszą, w ysun ął się chłop n iew ielk i, ale kręp y, zarosły ja k niedźw iedź bo się w idać dawno nie strz y g ł i nie g o lił, i rz e k ł:

— Co chceta, panie sierżancie?

— M asz tu now ego rekruta. W ed le p rzykaza­

nia kapitan a dać mu sukm anę, kosę, co potrzeba, a trzym ać go ostro i w .p ysk i bić, ja przykazuję.

— O w a! — odezw ał się na to R zędzin a — zara w p yski bić. Bez cóż gp będę b ił? ja k co zawini, to ale...

— Słu chać, nie rezonow ać! — odrzekł K a w k a i zaw rócił, i krokiem ciężkim ru sz ył z powrotem , gin ąc w ciem nościach.

R ęd zin a zajął się g o rliw ie W ałk iem , w y p y ta ł go się szczegółow o skąd jest, ja k się zowie, p op ro­

w adził go do w ielk iej b ryk i, na której b y ł m agazyn ko syn ierski, u b rał g o w piękną z brunatnego sukna sukm anę, w pas nabity ćw ieczkam i, w m agierkę b ia ­ łą i dał mu kosę do ręki i osełkę do jej ostrzenia.

— B u tów ci nie potrza — m ów ił — bo masz dobre, choć nie długo w ytrzym ają, bo m y tu cięgiem marsze odbyw am y.

U b raw szy W a lk a poprow adził go do sw ej sek- cyi, gd zie już kasza się uw arzyła i każdy z gien a- dyerów dobyw szy drew nianej ły ż k i z poza cholew y usiadł k o ło kotła do jedzenia. Je d li oni w olno i s y ­ stem atycznie. T rzym ając w jednym ręku k a w a ł razo­

w eg o chleba, g ry ź li go , a potem każdy po kolei się­

g a ł ły ż k ą do kotła i niewprzód p ow tórzył tę opera- cyą, aż ostatni z k o ła sw ą łyż k ę z kaszą do ust p o­

niósł. W ted y znowu p ierw szy zaczyn ał i tak po ko ­ lei, a jedli nic nie m ów iąc i z w ielk ą p o w ag ą i n a­

maszczeniem. P rz y sia d ł się do nich na sam ym końcu i W ałe k , a że b y ł niebardzo gło d n y , bo na w eselisku B a ś k i S ikorzan ki, pomimo sm utku, że za innego szła jad ł za dwóch, ile, źe w esele b y ło sute, pieczonego m ięsiw a w bród, w ięc niebardzo tam objadł sw ych kam ratów , którzy zrazu dość krzyw o na niego p a ­ trzyli. P o w o li jed n ak zapoznał się z nimi i k ied y le­

gli na spoczynek pod go łem niebem na słom ie i sia-

A«________ ________ N r 33

nie, k tórego całe pęki niewiadom o skąd naznosili, to podoficer R ęd zin a, począł opow iadać, ja k o to oni brali arm aty pod R a c ła w ic a m i, jak sła w n y W ojtek B a rto s, G łow ackim przezwany, zg in ął pod Szcze­

kocinam i, a po nim sierżantem został M aciej K a w k a , k tó ry też jest rodem z R zęd o w ic, tak ja k G łow acki.

— B y ło nas ta z R zęd o w ic sześciu go sp o d arzy sp raw ied liw ych — m ów ił R ęd zin a — ja, W ojtek B arto s, M aciek K a w k a , Jó zw a Szym czak, S tach P a ­ w ło w ski i K u b a M aślonka, i w szyscy pogin ęli, o sta­

łem tylk o ja i K aw k a. M aślonka i Szym czak to jesz­

cze podle R a c ła w ic zginęli. M aślonce ku la cały wierzch g ło w y razem z czupryną zdarła ani zipnął, jeno go ojciec A n g a ry krzyżykiem św iętym p rze­

żegnał. Szym czaka co z W ojtkiem B arto sem i Św i- stackim , co tyż je go spo dzaiz W aw rzeńczyc, pierw si doskoczyli do harm at, to ja k iś kanonier przez łeb tak w yciorem zdzielił, że zara padł. S tę k a ł jeszcze długo, ale potem pom arł w B o sutow ie. Chłop b y ł dobry i mój kum, jeno lubiał się napijać. Co zaś do B artosa, którego N aczelnik za one harm aty, zara na placu b itw y zrobił sierżantem i ciarachem , i przezy­

wać mu się kazał po ślachecku G łow ackim , to z nim tak było.

T u podoficer R ęd zin a popraw ił się na słomie, usiadł, żeby mu łatw iej b y ło opow iadać i tak m ów ił:

— Straszna to b y ła batalia pod Szczekocinam i.

K u le ci tak lec iały ja k nieprzym ierzając pszczoły, kied y w ul dmuchnąć. Nasz pułkow nik, pan K rz y c k i, to jeno g a d a ł: trzym ać się chłopcy, a ostro! Sied ział ci na srokatej ko b yle, która cięgiem uszami strzyg ła i co kula św iśnie, to ona w ierzgnie, m aluśko brako w ało, żeby pan K r z y c k i z niej na łe b nie zleciał.

S ta liśw a na praw em skrzydle, a tu na nas nikiej w i­

cher lecą pruskie huzary. Ziem ia ci tak dudniała, ja k b y grzm iało, a kurz b y ł taki, że nic nie b yło w i­

dać, jen o pałasze błyszczą, a pióra u ich czapek, a w szyćko ci czarne bestye ja k cy g a n y . Ja k i taki, przeżegnał się i pacierz zmówił, bośw a b y li pew ni, że gdzie nam ta oprzeć się takiej straśnej m ocy.

M arkotno się nam zrobiło, że jen erał W odzicki, co ' cięgiem z nami jeszcze od K r a k o w a b y ł, w ysk o czył

se na koniu na przodek, żeby bez lunetę... a wiecie w y co to luneta?

Je d n i w iedzieli, drudzy nie w iedzieli, a m iędzy nimi i W ałe k , więc R ęd zin a począł im objaśniać, ale mu to szło ja k o ś niesporo i sam w iedział, że go nie rozumieją, w ięc machnął ręk ą i p y ta :

— N a czem to ja stanąłem ?

— J a k jed n erał W odzicki w ysk o czył na przo­

dek i bez lunetę patrzył...

— A no... w aln y to b y ł jed n erał i z kiiżdym grzeczny, w ięc lubiliśm y go bardzo. W y sk o c z y ł se na białym koniu i patrzy, a tu ci g o , b ę c ! O krutna ku la w sam ą g ło w ę trafia i u ryw a ci mu ją, ja k b y kosą uciął. K o ń pod nim skoczył i bieży ku nam, a tu ci straszne w idow isko. K a d łu b przez g ło w y s ie ­ dzi ja k b y nic na koniu i lunetę w ręku trzym a a krew ci z niego bucha, ja k z onej fontanny cośw a ją w i­

dzieli w P ińczow ie na rynku. A tu huzary pruskie n iby sm oki carne lecą na nas i w yją ja k w ilki. Jezu , Je z u sie n k u ! a pułkow n ik K r z y c k i dob ył pałasza i k rz y c z y : chłopcy kosam i tych h yclów bez łb y ! rąb ! siecz! D opiero ci galim atya, niech Pan Jezu s broni!

Ja , ja k mię tu widzita, jakem ci m achnął bez łeb ja k ie g o ś czarnego huzara, tom g o p rzeciął na połow ę i koniow i łeb odpadł, jeno cielsko d rg ało ja k u żmii kiej jej g ło w ę zetniesz.

R ęd zin a aż podniósł się w zapale opow iadania

i p o k azyw ał ja k ko są sie k ł i rąb ał, a w szystkie gre-

n ad yerzy i W ałek m iędzy niemi całą duszę w słuch

obrócili i patrzyli na opow iad ającego i w zdychali

(5)

N r 33

>R O L A .

5i 5

i pięście tylk o ściskali. Żeby im teraz nawinęły się huzary pruskie, toby z nich jatk i zrobili, że B o że m iłosierny 1

— A lb o pod W arsiaw ą. M y g re n a d y e ry k ra ­ k o w sk ie staliśw a z N aczelnikiem pod M okotowem . A le to też do takiej bójki ja k pod Szczekocinam i nie przyszło, jen o z harm at ciągiem strzylali, aż uszy b o lały od tego huku. R a z , baczę sobie, było to j a ­ koś pod wieczór...

W tem , k ied y się zabierał R ęd zin a do dalszych opow ieści o sw ych bojach, zw ycięstw ach i klęskach, ro zleg ł się w śród ciszy nocnej, bo p raw ie c a ły obóz spał, jeno b y ło słychać św ist w ichru po rżyskach i chrapanie koni niedaleko stojącej g w a rd y i konnej, g ru b y , donośny g ło s sierżanta K a w k i :

— Podoficer R ę d z in a ! gdzie je st podoficer R ę ­ dzina?

A g d y R ęd zin a na ten k rz y k odpow iedział da­

jąc znać gdzie jest. K a w k a rozkazyw ał.

— M asz w ziąć tw oją i Ja b ło ń sk ieg o sek cyę i ruszaj z nimi przed kw aterę p ułkow n ika K rz y c k ie g o .

— Cóż to będzie ? — p yta R ędzin a nieco m ar­

kotny, bo spać mu się chciało i m yślał, że tej nocy w ygodn ie się w yw czasuje, a tu mu każą m aszerować przed kw aterę p ułkow n ika, B ó g wie poco. P o w tó ­ rz y ł w ięc sw oje pytan ie, na co K a w k a odpow iedział sw ojem z w y k łe m :

— Słuchać, nie rezonować. D ow iesz się ja k bę­

dzie czas. R u sza j natychm iast.

A le natychm iast nie dało się to zrobić. Ludzie się już pospali, sp ał i podoficer Jab ło ń sk i, którego ledw ie zdołano odszukać; dużo czasu upłynęło, nim się obie sekcye, ludzi dwudziestu kilku, a między nimi i W a łe k K ło n ic a , zebrały. Ziew ając, stękając, dzwoniąc zębami od zimna, bo noc już b y ła późna i w icher północny, przen ikliw y dąć nie przestaw ał, ruszono pod komendę R ę d z in y do k w atery p u łko ­ w nika K rz y ck ie g o . K w a te ra ta m ieściła się w tej samej chałupie na końcu m iasta, w której W ałek ujrzał po raz pierw szy kapitana L u k ę i sierżanta M acieja. G d y obie se k c y e gren ad yeró w tu p rzyszły zastały już dw ie kom panie z pułku trzeciego jen erała C zapskiego, stojące z bronią u nogi, na pół u k ryte w ciem nościach nocy, tylk o z okienka ośw ietlonego chału py, śliz g a ły się nikłe b laski po ich czapkach, guzikach i broni. N ieco dalej stało przy koniach mo że ze dwudziestu ludzi z k a w a le ryi narodow ej z puł ku Achm atow icza. W śró d całej tej gro m ad y ludzi i koni, panow ało senne m ilczen ie; ludzie na pół drzem ali lub też tulili się w płaszcze przed zimnem, bo na tem m iejscu, niczem nieosłonionem w iatr h u ­ lał sw obodnie i m roził w szystkich.

R ęd zin a, przyszedłszy ze sw ojem i, zap ytał k o ­ goś ze znajom ych sobie z pułku jen erała C zapskiego.

— Co to będzie? poco nas tu zebrali?

— N ie wiem — odrzekł zap ytan y — pono pój­

dziem y na rekonesans.

— A gdzież p u łkow n ik K r z y c k i?

— W m iasteczku. M ów ią, że w szyscy jen erało ­ w ie radzą coś z N aczelnikiem .

— B r r r ! zim no! — zakończył tę rozm owę R ę ­ dzina.

Z dom ku w yszed ł kapitan L u k ę, w płaszczu i przechadzał się w milczeniu po ganku, ćm iąc kró tką fajeczkę.

W a łe k sły sza ł rozm owę R ę d z in y z żołnierzem, ale nie rozum iejąc co znaczy w yraz rekonesans, nie m ógł pojąć po co tutaj tylu ludzi spędzono i dlacze­

go kapitan L u k ę zam iast spać, przechadza się po gan ku domu i na co czeka. S e rc e mu jed n ak mó­

w iło , że coś będzie z tego, może bitw a, i trochę go strach przejm ow ał. Noc ponura, ciem na i wietrzna,

niepew ność oczekiwania, zimno, w icher w yją cy żało- śliw ie, w szystko to oddziaływ ało na niego i mimo- w oli d y g o ta ł cały. S to ją c y obok niego kosyn ier, chłopak m łody, P ietrkiem zw any, niecierpliw ie prze- stępow ał z nogi na n ogę i m ruczał coś pod nosem.

— Gdzie m y pójdziew a? — sp y ta ł W a łe k — co to g a d a ł ten żołnierz?

— N a rekonesans.

— T o n iby c o ? na bitw ę?

— T o nie całe w ojsko pójdzie ?

— N a rekonesans całe w ojsko nie chodzi.

N ie w iele z tego w szystkiego W ałe k zrozumiał, ale nie b y ło czasu na rozmowę dalszą, bo nadszedł pułkow n ik K rz y c k i i głosem donośnym m ów ił:

— K ap ita n ie L u kę, pójdziesz mi waćpan z tym i ludźmi do K o ry tn ic y i zasięgniesz języ k a , rozkazuję!

M aszerow ać pan kapitan masz na K łoczów , gdzie podobno kozaki się pokazali, i jutro o dziesiątej g o ­ dzinie najpóźniej, żebyś mi pan kapitan b y ł z p o w ro ­ tem. W marszu zachow yw ać masz ostrożność i b a­

czność ja k w obliczu n iep rzyjaciela. Ję z y k a żebyś mi w aćpan koniecznie przyw iózł. T a k i jest ordynans N aczelnika. Niech pana kapitana Pan B ó g prowadzi i ab yś szczęśliwie i cało w rócił. D o w id zen ia!

T o rzekłszy skło n ił się po w ojskow em u i szybko się oddalił.

— O la b o g a ! — pom yślał sobie W a łe k — do K o ry tn ic y , a tam przecież są kozaki. M ordka z Ż e­

lechow a g a d a ł, że bum istrza na rynku batożkam i obili i w szyćkie pierzyn y żydom popruli. T o na k o ­ zaków m am y iść? ano, raz kozie śm ierć, co będzie to b ę d z ie !

Z jaw ił się też sierżant M aciej K a w k a we w ście­

k łej czapie na g ło w ie, z ko są w ręku i g a d a ł kosy- n iero n i:

— U szy do g ó ry , bo p y sk i będą w robocie.

W K ło czo w ie napijem y się go rzalin y i będzie nam raźniej. B r r r ! psie zimno.

A le już kapitan L u k ę siad ł na konia, którego kazał sobie podać i kom end erow ał b y kaw alerzyśc i z k a w aleryi narodowej ruszyli przodem. Z a 'n im i za­

raz poszedł M aciej K a w k a z gren ad yeram i k rakow - skiem i, a po nich dopiero kom panie piechoty z p u ł­

ku jen erała Czapskiego. W sz ystk ieg o b y ło może ze trzystu ludzi.

D op óki szli przez obóz, szeroko rozłożony o k o­

ło Okrzei, b y ło jeszcze jako tako widno od ognisk obozowych, tu i owdzie już gasn ących co praw da, ale zawsze blask rzucających. Za obozem o g arn ęła ich noc taka ciemna, że na dw a k ro k i przed sobą nic nie b yło widać. W ich er w y ł przeraźliw ie i zimno dokuczliw e przenikało w szystkich do kości. K ap ita n L u k ę jeździł c iąg le od początku kolum ny do jej k o ń ­ ca i napom inał by się trzym ano ku py, bo lę k a ł się, żeby w ciem ności nie rozerw ały się szeregi. M asze­

rowano dość szybko, a że droga b y ła piaszczysta i męcząca, w ięc ludzie prędko się rozgrzali i mniej smutnie na tę w yp raw ę patrzyli. K o ło p ółnocy w iatr ustał i niebo się z chmur oczyściło, tak, że gw iazd y w idać b y ło i jaśn iej stało na św iecie i wziął p rzy ­ m rozek. D obito się też niebawem do K ło czo w a, wsi dużej i zamożnej n iegdyś, teraz przedstaw iającej obraz straszliw ego zniszczenia. W szystkie ch ału p y w iejskie i dw ór b y ły spalone i głow n ie tu i owdzie jeszcze tla ły i ciężkie cuchnące dym y un osiły się leniw ie ponad w sią. Ż yw ej duszy w niej nie było, tylk o n a­

tknięto się na w p ó ł spalone zw łoki ko b iety, i mnó­

stw o psów i kotów pom ord o w an ych ! G dzieś jedn ak

psisko ja k ie ś ocalało, bo w yło ponuro, a w śród ciszy

nocnej posępne to w y c ie rozlegało się dokoła i ja ­

kąś sm ętność budziło. Zatrzym ano się tu na chw ilę,

a sierżant M aciej K a w k a g a d a ł do sw o ic h :

(6)

— M yślałem , że się napijew a w K ło czo w ie g o ­ rzałki, bo p ali się tutaj, ale te zbóje, widzę, do cna w szystko zniszczyły.

Stan o w śród dym iących zgliszczy, w słuchiw ano się w ponure w ycie psa, a kapitan L u k ę , nakazał w ielk ą cichość i gdzieś k aw alerzystów w ysłał na zw iady, a do żołnierzy pułku jen erała Czapskiego g a d a ł:

— Obejrzeć skałki, podsypać prochu na panew ­ k i i b yć na gotow ości.

W dręczącym niepokoju, w szyscy m ając natężo­

n y słuch, stali na drodze w śród tych ruin i zniszczenia, może ze dw a pacierze, g d y n agle rozległ się tentent koni i przed kapitana L u k ę kaw alerzyści narodowi przyprow adzili jak ie g o ś d ygo c ąceg o ze strachu człe­

czynę.

— Znaleźliśm y go — m ów ili — w ałęsającego się ko ło sp alon ego dworu.

P rz y n ikłym blasku gw iazd i g o rejący ch g ło ­ wni spalonej w si, w idać b y ło tego człow ieka, z go łą, rozw ichrzoną g ło w ą, w św itce parcianej i w jednym bucie na nodze. S ta ł i głośn o zębami dzw onił z zimna i ze strachu.

— K to ś t y ? — sp y ta ł gn iew n ie kapitan Lu ke.

— Ja ... ja... w ielm ożny panie... ja jestem karbo­

w y tutejszy.

— Coś tam robił ko ło dw oru ?

— K o le dw oru ? kole dworu, ja nic nie robiłem ...

— Ja k t o ? przecie cię tam znaleziono?

— N ie kole dworu... nie w ielm ożny panie... ale kole czw oraków .

O d zyskał trochę przytom ności, przestał dzwo­

nić zębami i m ówił, że m ieszkał w czw orakach, a w i­

dząc, że kozaków już niem a w e wsi, przem knął się z lasu sąsiedn iego, żeby zobaczyć, czy z je g o do­

b ytk u co nie ocalało.

— A gdzież ludzie są ze w si?

— W sz y sc y w ielm ożny panie z duszą uciekli do lasu przed kozakam i.

— D aw no tu b yli kozacy?

— Co ma b y ć daw no? Zara na odwieczerz w pa d ła ich straszna chm ara i nuż ludzi zabijać, bydło, św iniaki, k u ry i g ę si rzezać, chałupy ra b o w a ć .. kto m ógł to u ciekał z duszą, a i tak pono zabili kilka kobiet.

— A dziedzic gd zie je st?

— E j, dziedzic jeszcze przedw czoraj stąd uciekli, słyszę do R y k .

— A któż został w e w si?

— A n o któż, okumon, ja, gospodyn i...

— Gdzie oni są?

— Gdzie s ą ? ano w lesie. O kum ona batogam i tak sprali, że mu okum onow a kom arow em sadłem p lec y sm aruje w boru.

— Dużo było tu ko zak ów ?

— S tra śn a moc.

— Iluż n ap rzyk ład ?

— Czy ja wiem , może stu, może tysiąc. R o z leciało się to psiarstw o po c a lu te ń k ie j wsi i nuż be rew ery e w yp raw iać. J a im się tu wielm ożny p a­

nie nie p rzypatryw ałem , jeno ch yciw szy Ja cu sia pod pachę, krzyknąłem na m oją k o b ie tę : u ciekajw a do b o ru ! I P an Jez u s dał, że nas nie obaczyli i w boru się schow aliśm y. A tera przyszedłem obaczyć w edle m ego dobytku, k iej m ię żołnierze w ielm ożnego jedne- rała capnęli. A le ja ta nic krzyw nie jestem .

—- D aw no ko zacy stąd w yszli ?

— Co ma b y ć dawno. N iedaw no.

— No przecie, k ie d y ?

— M usi, baczę, z godzinę będzie, a może mniej, c z y ja wiem...

— W [ k tórą stronę poszli?*

— A w którążby ? do K o ry tn ic y .

— N a pewno to w iesz?

— Ju ścić w ielm ożn y panie, przysiądzbym nie p rzysiągł, ale g a d ała okum onowa w boru, kiej p rz y ­ w le k ła się ze sw oim mężem, k tó reg o kozaki straśnie sprali, że jęczał, aż m arkotno b y ło słuchać, że już k o ­ zaki poszli do K o ry tn ic y . J a też co rob iący, rzekę do mojej ko b iety : k iej tak, to skiknę do czw oraków obaczyć w ele dobytku, ale cóż... nic nie zastałem , jeno spaleniznę. O ! nieszczęście i tyło.

N ic w ięcej się od niego dow iedzieć nie można było. Chłop b y ł nierozgarn ięty i oprzytom niaw szy a przyszed łszy do siebie od strachu, widząc, że mu nie gro zi żadne niebezpieczeństwo, m yślał tylk o o swoim d obytku i użalał się na nieszczęście, ja k ie go niezasłużenie spotkało.

— M iałem ci wielm ożny panie — g a d a ł — kro- winę godną, p ó ł garn ca m leka daw ała, m iałem świ n iaka, grochu trzy korce, kapu sty dw ie beczki i in­

nego dobytku, P an Je z u s dał a tu w szyćko przepa­

dło. Przyńdzie człekow i z kobietą i dzieciakiem z głodu bez zimę um rzeć! I za co ? com ja kom u k rz yw ?

K ap ita n L u k e kazał go kaw alerzystom odpuścić, a sp raw iw szy i p oleciw szy im baczność i cichość, w yru szy ł dalej. Przesunięto się przez tlejącą jeszcze ciąg le w ieś, w śród cuchnącego dym u, p o tykając się co chw ila, to o potrzaskane sprzęty, to o zabite psy.

P ierze w yprute z pierzyn i poduszek unosiło się do­

k o ła n iby p łatki śniegu, a pies, gd zieś na zgliszczach ja k ie g o ś dom ostwa w y ł nieustannie, ja k b y się sk a r­

żył temu spokojnem u, gw iaździstem u niebu na to zniszczenie i na tę ruinę. N a końcu wsi, na ogorza­

łej belce spalonego domu w isiał na sznurku trup ja ­ k ie g o ś człow ieka i ch w iał się ja k białe widm o za n aj­

lżejszym podmuchem wiatru.

W szystko to p rzygn ęb iająco oddziałało na żoł­

nierzy, w w ielu jed n ak obudziło dziką chęć zem sty.

— N o ! — m ruczał sierżant M aciej K a w k a — tera chłop cy nikom u nie daw ać pardonu, jeno kosą bez łeb , choćby m olestow ał i k lą ł się na w szystko.

A szelm y, a rakarze, ty le niew innych dusz zatracić.

Ż eb y w a s !...

A le kapitan L u ke, któ ry teraz c iąg le jech ał tuż ko ło k o sy n ierk i krakow skiej, usłyszał rozm ow ę i g r o ­ źnie krzyknął.

— M ilczenie tam ! a kto będzie g a d a ł tego jak psa obw iesić każę!

W ięc mroczne, ponure milczenie zapanow ało w szeregach i słych ać b y ło tylk o skrzypienie piasku pod nogam i ludzi i koni. W sz ysc y w yszedłszy za w ieś, raźniej odetchnęli świeżem , rzeźkiem powietrzem pól, bo we wsi cuchnący dym d ła w ił piersi, a stra­

szny obraz zniszczenia cich ej, dostatniej, przed chw ilą siedziby ludzkiej, p rzygn ębiająco od d ziaływ ał na żołnierzy.

T a k posuwano się naprzód przez ja k iś czas, dość długi, bo W a łe k spojrzaw szy na niebo widział, że W ie lk i wóz dobrze przech ylił się ku północy, g d y w dali ujrzano coś czerniejącego, a w śród tej cz;tr- ności, św ie c iły okna n iby oczy ja k ie g o ś zwierza. K a ­ pitan L u k e patrzył, patrzył, a nakoniec za p ytał:

— C zy niem a tu ko go, coby znał te stro n y?

W ię c W a łe k K ło n ic a w ysun ął się i rz e k ł:

— J a , panie kapitanie.

— Co to tam tak się św ieci?

— To pew nikiem karczm a. Czerw ona karczm a, jak ją przezyw ają. Siedzi tam w niej pachciarz M osiek.

— A daleko jeszcze do K o ry tn ic y ?

— B ęd zie m ilka.

T e d y kapitan kazał stanąć i w y s ła ł przodem kilku kaw alerzystów ku Czarw onej karczm ie.

(Ciąg dalszy nastąpił.

(7)

Od Redakcyi.

Z pow odu tru d n o śc iw y w o ła n y c h w ojną, zm uszeni jesteśm y n a czas p ew ien z m n iej­

szyć objętość »R oli«, d ru k u ją c przedewszy- stkiem w iadom ości o rozpoczynających się wojnach, które w pierw szym rzęd zie za jm u ją za ch w ili obecnej uw agę całego św iata.

Odezwa do rolników.

P rezes T o w arzystw a rolniczego k rak o w sk ieg o Zdzisław hr. T arn ow sk i ogłasza odezwę do rolników , z której przytaczam y g łó w n e ustępy.

T w a rd y lecz konieczny i z całą go to w o ścią sp e ł­

niany obow iązek obrony państwa w y rw a ł z pośród rolniczych szeregów najdzielniejszą część, p ow ołując ją pod broń w chw ili najw ażniejszych robót rolnych.

Najtęższe i najzdrowsze jedn ostki porzuciły zagon, b y stanąć w szyku bojow ym . W alczyć będą w obro­

nie państw a, w którem żyjem y, w alczyć będą dla zdobycia lepszej p rzyszłości dla nas P olaków .

Jed n a k że praw ie każdem u z odchodzących na bój zaciem niała tę dalszą przyszłość ciężka troska o los tych najbliższych, któ rzy w domu zostali i o los go spo d arstw zdanych rękom mniej spraw nym i mniej licznym. N a pozostałych spada przeto zdw ojony o b o ­ w iązek zastąpić u b y ły c h i spełn ić zw y k łe sw oje za­

danie. W takiej chw ili nie pora na rozpaczanie lub opuszczenie rąk.

Przedew szystkiem trzeba ukończyć rozpoczęte żniwa, uchronić od zm arnow ania każde ziarnko, by nie zabrakło chleba ani nam, ani tym , któ rzy walczą.

D zięki B o g u urodzaje m am y niezłe, p ogoda sprzyja.

N ie opuszczajm y przeto rąk , lecz nie tracąc chw ili, ruszajm y, kto ty lk o może, w pole do p ra c y ! R ę c e kobiet i m łodzieży muszą zastąpić krzep kość ram ion m ęskich. W całym k raju pow inni św iatlejsi roln icy zorganizow ać się dla dokończeni a zbioru i w ykon a nia siew ów w drodze solidarnej sam opom ocy. D la o k olicy K r a k o w a organizuje T o w arzystw o rolnicze oddziały robocze dla zużytkow ania zdolności do p ra ­ c y osób bez zajęcia: to sam o dziać się może i p o­

winno w całym kraju. B r a k inw entarza roboczego należy w ypełnić, u żyw ając do roboty choćby sztuk hodow lanych. W ten sam sposób należy postąpić przy upraw ie i siew ach jesiennych, od których zale­

ży d ostatek chleba na ro k przyszły. P am iętajm y, że ta praca je st konieczną i don iosłą, ja k sam a w alka, że w dostatecznem zaopatrzeniu w żyw ność tak kraju, ja k i arm ii leży p o ło w a zw ycięstw a.

W ażną niezm iernie jest ochrona inw entarza nie­

zbędnego do p rod u kcyi rolnej i hodow lanej. U staw a o św iadczeniach w ojennych i rozporządzenie w y k o ­ nawcze do niej w ydane przew iduje ochronę mate- ry a łu hodow lanego.

R ó w n o le g le z tym i zabiegam i gospodarczym i zachodzi potrzeba pom ocy m oralnej. I tu otw iera się szerokie pole działania dla św iatlejszych czynników w iejskich, t. j. dw oru, plebanii, pow ażniejszych g o ­ spodarzy i szk o ły. Z w racam y się zatem przedew szy­

stkiem do nich z go rącym apelem , a zarazem i p rz y ­ pom nieniem, że m ałodusznością b y ło b y — nie m ówię tutaj o chorych — w tej krytycznej chw ili opuszczać posterunek i bacząc tylko na w łasne bezpieczeństwo, chronić się czy to za g ra n ic ę , czy to do m iejsc bez­

pieczniejszych, pozostaw iając w łasną siedzibę i lu­

dność sąsiednią sw ojem u losow i. N iech w ięc dwór, plebania, św iatlejsi gospodarze i szkoła w iejska bę­

dzie dla w si p olsk iej n ietylko przykład em żyw ym , co i ja k czynić n ależy, lecz niech będzie je j d o iad cą i pocieszycielem , lekarzem i przew odnikiem , niech krzepi, p rostu je i idzie na czele.

Zw rócić jeszcze trzeba u w agę na jeden sm utny objaw, który się musi sp otkać ze stanow czem potę­

pieniem ze strony każdego dobrze m yślącego P o lak a - rolnika. M am y tu na m yśli ow ą nieuczciw ą i niesu­

m ienną sp e k u la c y ę , która korzystając z chw ilow ego zamętu i o góln ego rozgorączkow ania, podbija sztu­

cznie cen y a rty k u łó w żyw ności, ciągn ąc w ten spo­

sób nadm ierne zyski.

C en y ogłoszone, ja k o m aksym aln e na podstaw ie u staw y o św iadczeniach w ojennych, dają każdemu roln ikow i możność sprzedaży jeg o produktów z g o ­ dziw ym zyskiem . Ze stro n y S yn d y k a tu R oln iczego w K ra k o w ie , k tó ry z całą go to w o ścią ofiarow ał sw oje pośrednictw o, ma kom itet T o w arzystw a

r o l n i c z e g o

g w a ra n c y ę , że S y n d y k a t za zw yczajną p row izyą za- pośredn iczy w sprzedaży zboża na potrzeby c. i k.

w ojska oraz zaopatrzeniu miast.

U fając, że p ow aga chw ili, ja k ą przeżyw a nasze społeczeństw o, skupi usiłow an ia w szystkich rolników do w spóln ego i solidarn ego spełn ien ia ciężkich obo w iązków w kieru n ku tak w ytkn iętym i żyw iąc na­

dzieję, że groźn a teraźniejszość jest w stępem do le ­ pszej przyszłości, kończę życzeniem : N iech B ó g d o­

daje nam sił i pom ocy do w ytrw a n ia ! M y czyńm y co do nas należy, a przyszłość w ręku Je g o .

O uratowanie zbiorów.

K iero w n ictw o krakow skich drużyn skau tow ych ogłasza następujące w e z w a n ie :

W czasie w ojny rąk do p racy brak. S iln iejsi, starsi pow ołan i pod b r o ń ; zastąpić ich trzeba. W tej chw ili uratow ać należy zbiory rolne, które są obfite i od gło d u zabezpieczają kraj, b y le je ukończyć w p o ­ rę. P ozostałe we w siach opustoszałych k o b iety i dzie­

ci potrzebują opieki, pom ocy, sp okojn ego oparcia 0 ludzi św iadom ych ciężkiego położenia, ale nie opu­

szczających rąk, lecz raźno bio rących się do pracy.

Zabezpieczenie tej ludności od nieuzasadnionej trw o ­ g i, od w yz ysk u niesum iennego od nieopatrznego od­

daw ania się bezczynności jest pierw szym obow iązkiem narodow ym . W reszcie niebaw em pow racający z pola w alki ranni będą rów nież potrzebow ali pom ocy, do której n igd y zadużo chętnych i um iejętnych rąk nie będzie.

Z upow ażnienia p. d eleg ata nam iestnika, a pod op ieką p. prezydenta m iasta organizują k ra k o w sk ie drużyny skautow e tę pracę i sam e biorą w niej udział, p osiadając zapewnienie, że żadnych w niej przeszkód nie doznają. Zapew nienie to i opieka w ładz pow inny w ystarczyć, b y uspokoić rodziców co do bezpieczeń­

stw a ich synów w szeregach skau tow ych zajętych.

Je d n a k skautów sam ych z powodu w ak a c yi i u tru ­ dnionych środków kom u n ikacyjn ych za m ało, b y po­

dołać temu tak ważnem u zadaniu.

M am y nadzieję, że czasy, które p rzeżyw am y, w znacznie liczniejszych sercach m łodzieży obudzą uczucia o b yw atelsk ie i popchną ją do naszych szere­

gó w . S łu żb a skau tow a dziś ciężka, ale zaszczytna.

D o niej w zyw am y całą młodzież m ęską z K ra k o w a

1 najbliższej o k o lic y w w ieku 14 do 18 lat, a z p o ­

m iędzy starszych, do lat 22 tych, któ rzy są w olni od

obow iązków broni.

(8)

5 i« ■ R O L A . N r 33

N iniejsza odezwa budzi otuchę, że nietylko w pow iecie krakow skim , ale wszędzie w kraju dziel­

ni skauci energicznie dopom ogą do uratowania zbio rów.

O żniwa i uprawę roli.

U rzędow a gazeta w iedeń ska og łasza rozporzą­

dzenie cesarskie w spraw ie koniecznych zarządzeń celem zapewnienia p rac około żniw i upraw y pól.

Rozporządzenie cesarskie ma na celu zapewnić usta­

w ow ą podstaw ę organizacyom , któreb y w zastęp stw ie pow ołanych do w ojska rolników zeb rały plony a potem u p raw iły i zasiały rolę. Je s t to konieczne w interesie zaopatryw ania w żywność i arm ii i lu dności. O rganizacye te będą oparte na zasadzie do­

brow olnych, w razie potrzeby jed n ak również i przy­

m usowych świadczeń.

Wojna europejska.

P ierw szy tydzień bieżącego m iesiąca będzie przez dziesiątki lat i w ieki pam iętny w dziejach E uropy.

W dniach tych bowiem w szystkie (z w yjątkiem W łoch) w iększe państw a E u ro p y w yp ow ied ziały sobie wojnę.

P o w ypow iedzeniu w ojny S erb ii przez A u stro -W ęg ry , w parę dni N iem cy w yp ow ied ziały w ojnę R o s y i, na­

stępnie ze rw a ły stosunki dyplom atyczne z F ran cy ą i z B e lg ią i znalazły się z tem i państw am i w stanie w ojennym . P o w kroczeniu w ojsk niem ieckich na zie­

mię b e lg ijsk ą , k tó ręd y przechodzą do g ra n icy fran cuskiej, natychm iast A n g lia w yp ow ied ziała wojnę Niemcom, w reszcie dnia 6 b. m. A u stro -W ę g ry w y ­ p ow iedziały wojnę R o s y i. W ypow iedzen ie w ojny Niemcom przez m ałą S erb ię nastąpiło w końcu dla tego, ab y niem iecki poseł, któ ry p atrzył na to co się w kraju tym dzieje, op uścił Serb ię. Z Czarnogórą, kraikiem pobratym czym Serb ii zerw ała też nasza mo­

narchia stosunki dyplom atyczne i znalazła się w sta nie wojennym . Czarnogóra będzie pom agać Serbii.

Poniżej, w szeregu zw ięzłych w iadom ości, po­

dajem y p rzegląd najw ażniejszych zdarzeń z rozpo­

czynającej się w ojny.

Ogólny obraz walk w Europie.

Co dnia p rzyb yw ają w iadom ości o różnych wal kach na terenach w ojny. W pierw szych dniach ty ­ godnia tak się w alki te p rzed staw iały:

A rm ia austro-w ęgierska rozpoczęła ak cy ę zacze pną (ofenzywę) na całej lin ii: w gubern ii kieleckiej zajęła M iechów po w alce, w której czynny udział w zięli s trz e lc y ; we w schodniej G a lic y i w y p a rła R o - syan ze w szystkich stacyi granicznych, położonych na głó w n ych szlakach kolejow ych, w iodących od g ra n icy w g łąb R o s y i. W szędzie zdołano zapobiedz w targnięciu w ojsk ro syjsk ich na terytoryum g a licy j skie, tylk o pod Z ałoicam i kozacy zapuścili się k ilk a kilom etrów w g łą b kraju — co atoli p rzyp łacili stratą dw óch zabitych i jedn ego rannego.

Z d ru giego terenu w ojny na południu m onar chii nadeszła wiadom ość o zabraniu trzech handlo w ych statków serbskich ze znacznym ładunkiem.

Ż yw o rozw ija się ofenzyw a niem iecka. Z w ycię­

stwo odniesione przez arm ię niem iecką w B e lg ii przez zajęcie Leodyum przedstaw ia się w św ietle no­

w szych depesz, j*k o daleko znaczniejsze, niż sądzo­

no z pierw szych w ieści. Czy arm ia b e lg ijsk a po tem niepow odzeniu staw i jeszcze opór pod Nam ur, czy też zatrzym a się dopiero w śród potężnych w arow ni A n tw erpii, trudno przewidzieć.

R ów nocześn ie rozpoczęła się ofenzyw a niem ie­

cka na morzu. Podsunięcie się ze statkiem m inowym pod samo ujście rzeki Tam izy i zam iar zam knięcia g o minami, który pow iódł się tylk o w części, lecz w każdym razie w yrządził flocie an gielskiej szkodę, b y ł również śm iałem przedsięwzięciem , ja k atak na Leodyum .

Francuzi od st ony tw ierdzy B elfo rtu zaatako­

w ali w ojsko niem ieckie w G órnej A lzacyi, lecz pod A ltk irch zmuszeni zostali do odwrotu. Z depeszy w ynika, że w ojsko francuskie, które atak ten w y k o ­ nało, w kro czyło dość daleko na terytoryum niem ie­

ckie. B e lfo rt oddalony jest od g ra n ic y niem ieckiej 0 11 kilom etrów , m iasteczka A ltk irc h zaś o 20 k i­

lom etrów od gran icy. Zjaw ienie się w ojsk francuskich pod tem m iastem m ogło nastąpić dopiero po w y ­ parciu niem ieckich straży granicznych.

Z p o gran icza K ró le stw a P o lsk iego .

T rzecia rosyjsk a dyw izya konnicy przekroczyła dnia 6 b. m. gran icę pod R om ejkam i na południe od E yd k u n , lecz po pojaw ieniu się konnicy niem ie­

ckiej znów pow róciła na terytoryum rosyjsk ie. N iem ­ cy zajęci są przyw róceniem zniszczonych przez R o - syan w K ró le stw ie kolei oraz napraw ą mostu m ię­

dzy Szopinicam i a Sosnow cem . K o le j A leksandrow o- W ło cław ek znowu jest zdolna do użycia.

K on n ica au stryacka po obsadzeniu Olkusza 1 W olbrom u zetknęła się z oddziałem straży g ra n i­

cznej V I korpusu arm ii niem ieckiej, znajdującego się w K ró le stw ie Polskiem .

W alk i na granicach Galicyi.

P o drobnych utarczkach między patrolam i na­

stą p iły w iększe potyczki, w których obok konnicy bierze udział także piechota, karabin y m aszynowe i działa polow e. Sotnie kozackie' wciąż na nowo p ró­

bują w targn ąć na teren G a licy i, napotykają jednak na czujność w ojsk, rozstaw ionych na gran icy. A tak i te zw racają się w dalszym ciągu przedewszystkiem przeciw ko granicznym stacyom kolejow ym z zam ia­

rem zniszczenia toru na możliwie najdłuższej prze­

strzeni, oraz urządzeń dw orcow ych, Znane stacye W o ło czyska, R ad z iw iłłó w i N ow osielce, po stro­

nie ro syjsk iej opanowane już przez w ojska au- stryackie, ponownie b y ły widowniam i zaciętych w alk.

W jednej z nich padło 90 kozaków . U tarczki takie

(9)

Nr 33 • R O L A . 5*9

rozgryw ające się pom iędzy stosunkow o drobnym i oddziałami, dają tak oficerom, ja k i szeregow com pole do okazania osobistej od w agi i dzielności, są niejako dawnemi harcam i przed w iększą bitwą, w której decyduje nie tyle zbiorowa waleczność, ile odw aga osobista.

'O ile we wschodniej G a lic y i w stępne te w alki toczą się jeszcze w ścisłym pasie granicznym , a nie­

raz nawet, jak to m iało m iejsce pod Załoźcam i, na terenie ga licy jsk im — wojna na zachodzie naszego kraju przeniosła się już w g łą b terenu, zajm ow anego dotychczas przez nieprzyjaciela. P o W olbrom ie i O l­

kuszu w ojska au stryack ie zajęły starożytny M iechów, m iasteczko, które krw aw o i boleśnie zapisało się w dziejach powstania w roku 1863/4.

J a k R o sy a w a lc z y ?

S zere g ataków drobnych oddziałów rosyjsk ich na posterunki graniczne, au stryack ie i niem ieckie we wschodniej G a licy i, w P rusach wschodnich, oraz w y konany niedawno silniejszy atak kilku d yw izyj ka- w aleryi rosyjsk iej przeciw ko skrzydłu w ojsk niem ie­

ckich m iędzy Jań sb orgiem a Lidzbarkiem , w yw ołała przypuszczenia, że arm ia ro syjsk a przechodzi obecnie do ak cyi zaczepnej. Przypuszczeniom tym przeczy faktyczn y stan rzeczy, tak na terenie K ró le stw a , jak w ogóle na terenie dokonyw ującej się obecnie mobi- lizacyi rosyjskiej.

Z rozm aitych g ło só w w p rasie francuskiej, jakie p o jaw iły się w ostatnich m iesiącach przed wojną, wiadomo, że w w ojskow ych kołach francuskich silnej i rzutkiej o fen zyw y, t. j. a k c y i zaczepnej, ro syjsk iej, i to w łaśnie z K ró le stw a , nietylko życzono sobie, lecz w prost ■żądano. O fenzywa taka m iała stać się groźną przeciw ko rzuceniu przem agających sił nie­

m ieckich na F ra n cy ę . Zachodnia bowiem gran ica K ró le stw a oddalona jest od B e rlin a zaledw ie o 300 kilom etrów . T ym życzeniom i żądaniom w ojskow ych k ó ł oraz opinii publicznej we F ra n c y i nietylko nie stało się zadość, lecz pierw sze ruchy ro sy jsk ie na terytoryum K ró le stw a w zięły obrót i kierunek wręcz przeciw ny intencyom oraz interesom Fran cyi.

Zachodnia część K ró lestw a, po lew ej stronie W is ły , b y ła już w ostatnich latach przed w ojną słabo tylko obsadzona w ojskam i rosyjskiem i. M im o nale­

gań francuskich w ojsk tych nie wzmocniono. W u k a­

zie m obilizacyjnym cara M ikołaja nie nakazano na­

wet m obilizacyi w zachodnich guberniach K ró lestw a.

W ykluczen ie tych gubernij z nakazanego poboru re­

zerw istów rozm aicie tłómaczono. Je d n i uw ażali to za dowód, że R o s y a nie ufa rezerwistom polskim w woj nie z A u stry ą, inni, że w rosyjskiem m inisterstwie w ojny nie wierzono, iżby pobór rezerw istów z tej części K ró le stw a dał się przeprow adzić przed w k ro ­ czeniem w ojsk niem ieckich i au stryackich. W ładze w ojskow e okręgu w arszaw skiego, ja k wiadomo, mimo braku w yraźnego rozkazu, m obilizacyę n akazały, na­

g le atoli zm ieniły plan i zarządziły szybkie opróżnię nie zachodniej części K ró le stw a, tak szybkie, że

w w ielu w ypadkach naw et już zgrom adzonych re­

zerw istów nie zdołano zabrać i przeprowadzić na p ra ­ w y brzeg W isły . W pasie granicznym przeszkodziło temu n ag łe w targn ięcie w ojsk pruskich do K a lisz a , Częstochow y i Będzina. D ziś też, ja k się zdaje c a ły teren K ró le stw a po lew ej stronie W is ły jest już o g o ­ łocon y z w ojsk rosyjskich , przynajm niej z w iększych sił piechoty, a ty lk o gd zieniegd zie znajdują się je szcze mniejsze lub w iększe odd ziały k a w a le ryi. Przed dwom a blisko tygodn iam i, ja k wiadomo, opróżniono także W arszaw ę.

C esarz do arm ii.

U rzędow a gazeta w iedeńska ogłasza następują­

cy najw yższy rozkaz do arm ii i flo ty :

Z zapałem spieszą obowiązani do służby w szy­

stkich moich ludów pod chorągiew i sztandary. P r ę ­ dzej, niż oczekiwano s iły wojenne osiągn ęły stan w o­

jen n y. K a ż d y z moich dzielnych żołnierzy w ie, że m am y do odparcia pełne nienaw iści ataki, i że wraz z naszym pełnym sła w y sprzym ierzeńcem w alczym y o słuszną spraw ę. Ł ą c z y w as siln y w ęzeł wierności dla w aszego najw yższego wodza. W y , moi dzielni, idziecie z ufnością na ciężki bój, k tó ry w as czeka.

Pom nijcie na w aszych ojców , którzy w niezliczonych bitwach i szturmach w ysoko dzierżyli sztandary i p ro ­ w adzili je do zw ycięstw a. D orów najcie im w w ale­

czności i w ytrw ało ści. P okażcie nieprzyjacielow i, czego m ogą dokonać m oje ożyw ione go rącą m iłością ojczyzny, b liskie sobie ludy. Niech wam B ó g b łogo sław i i niech prow adzi w as do zw ycięstw i sła w y .

O d e z w a do P o la k ó w w K ró le stw ie.

P rz y przekroczeniu g ra n ic y K ró le stw a P o lsk ie ­ g o w ojsko au stro -w ęgierskie o gło siło tam następu­

jącą odezw ę:

D o N arodu P o ls k ie g o ! Z w oli W szechm ocnego, k tó ry kieruje losam i narodów , i z rozkazu m onar­

chów przekraczają sprzym ierzone arm ie A u stro -W ę- g ie r i N iem iec gran icę, przynosząc w ten sposób i W am P olakom w yzw olenie z pod jarzm a m oskiew ­ skiego.

P ow itajcie nasze sztandary z ufnością, bo one zapew niają W am spraw ied liw ość.

Sztan d ary te nie są W am i W aszym rodakom obce. W szakże przez półtora przeszło w ieku rozw ija się w spaniale W asz naród pod berłem A u stro W ę g ie r i N iem iec i pełne sła w y trad y cye W aszej przeszłości łączą się ja k najściślej jeszcze od czasów k ró la Ja n ą S o b ie sk ieg o , k tó ry pospieszył ze skuteczną pom ocą zagrożonemu państw u H absbu rgów , z tradycyam i W a ­ szych sąsiadów na zachodzie.

Znam y w ięc dobrze i uznajem y rycersk o ść i w ybitne przym ioty N arodu P o lsk iego . Chcem y u- sunąć te zapory, ja k ie utrudniały W am ściślejszą łą ­ czność z życiem zachodu, chcem y otw orzyć przed

W ami w szystkie skarb y duchow ego i gospodarczego

(10)

520 » R O L A«

dorobku. T o jest naszem wielkim zadaniem, które łą czy się z celem naszej kam panii.

N ie m y szukaliśm y w ojny. R o s y a w alczyła d łu ­ go bronią oszczerstw i wszelkich zaczepek, nie za wahała się wreszcie stanąć otw arcie po stronie tych co usiłow ali zatrzeć ślad y niecnej zbrodni, sk iero w a­

nej przeciw dyn astyi austro w ęgiersk iej i skorzystali z tej sposobności, ab y napaść na m onarchię i sp rzy ­ mierzone z nią państwo niem ieckie. Zm usiło to n a­

szego dostojnego w ładcę, którem u Europa przez dzie­

siątki lat zawdzięczała pokój, do chw ycenia za oręż.

W szyscy m ieszkańcy R o s y i, których zw ycięstw o naszych sprzym ierzonych arm ii odda pod naszą opie kę, spodziew ać się m ogą od nas, zwycięzców, spra w iedliw ości i ludzkości.

P o lacy , zawierzcie ochotnie i z pełną ufnością naszej opiece, poprzyjcie nas i nasze usiłow ania z ca­

łe g o serca. Zaw ierzcie spraw iedliw ości i w ielkod u sz­

ności naszych w ładców , spełnijcie sw oją powinność spełnijcie obow iązek utrzym ania ziemi rodzinnej(

spełnijcie obowiązki, jak ie n akłada na W as w tej ważnej chwili wola B o g a W szechm ocnego!

Naczelna komenda c. i k wojak ansłro- węgierskich.

P r a w a S k a u tó w i Strzelcó w .

N a podstaw ie cesarskiego postanowienia z dnia 3 sierpnia b. r. m inister obrony krajow ej upoważnił nam iestnika G a lic y i do udzielania zezwolenią na p rze­

kształcenie istniejących w kraju związków i towa rzystw strzeleckich (sokoli, strzelcy, drużyny i t. p.) na korpu sy strzeleckie, przynależne do pospolitego ruszenia, a w ięc stojące pod ochroną p raw a m iędzy­

narodow ego.

K o rp u sy te otrzym ają karabin y oraz przepaskę do noszenia na lew em ram ieniu, jak o oznakę przy­

należności do s iły zbrojnej armii.

O pom oc dla Serbii.

J a k donoszą, poseł ro syjsk i w Sofii, stolicy B u ł ga ry i, w ręczył królow i Ferdyn an dow i na osobnej audyen cyi w łasnoręczny list cara M ikołaja. W kołach rosyjskich przypuszczają, że car w liście tym prosi B u łg a ry ę , ab y pospieszyła z pomocą S erb ii. W k o ­ łach bu łgarskich zaś twierdzą, że B u łg a ry a stanowczo odrzuci w szystkie nalegania, w yw ieran e na nią w tym kierunku.

O s t a t n i e w i a d o m o ś c i .

Z e r w a n ie sto s u n k ó w d y p lo m a ty c z n y c h Francyi z A u stry ą .

P od datą 12 sierpnia c. k. B iu ro koresponden­

cyjne donosi, że stosunki dyplom atyczne między m o­

narchią austro-w ęgierską a F ran c y ą zostały zerwane.

Utarczki na granicy Galicyi wschodniej.

N a północy u siło w ały rosyjsk ie patrole kaw a leryi na wschód od W isły posunąć się naprzód ku Sanow i, zostały jednak wszędzie odparte.

K o ło B ro d ów usiłow ali R o sy a n ie z trzema szwadronam i i karabinam i m aszynow ym i posunąć się naprzód, zostali jed n ak odparci po za granicę.

P o ra ż k a F ran cu zó w .

W ysunięta mieszana b ry g a d a francuska X V k o r­

pusu arm ii została przez niem ieckie w ojsko grani czne koło L ag ard e w L o ta ry n g ii zaatakowaną. F r a n ­ cuzi zostali odrzuceni z ciężkiem i stratam i; zostawili w rękach niem ieckich sztandar, dw ie baterye, 4 ka­

rabiny m aszynowe i 700 jeń có w ; jeden jen erał fran ­ cuski padł.

Z w y c ię stw o pod Miluzą.

D nia 10 sierpnia usiłow ali Francuzi w sile 60 tysięcy ludzi zająć miasto Miluzę w A lzacyi. — W ok olicy M iluzy zgrom adzone b y ły znaczne siły niem ieckie, które atak francuski zw ycięsko od parły.

W o jsk a francuskie cofn ęły się w obręb tw ierdzy B e lfo rt nad gran icą niem iecką. B y ła to jed y n a tw ier­

dza francuska, której P ru sacy w roku 1870 zdobyć nie zdołali.

N eutralność Rumunii.

R um unia ma pozostać neutralną w obecnej w oj­

nie. R um u nia zawiadom iła już rząd rosyjski, że nie- zgodzi się na przekroczenie gran ic rumuńskich przez w ojska rosyjskie.

C O N T H R E U M A N

szybko uśmierzający bole, ssący środek do wcierania od panów lekarzy przy reumatyzmach, podagrze, neu- ralgii i odmrożeniu z upodobaniem stosowany, W większości aptek dostanie. Gdzie go niema, przez pocztę u wytwórcy B. F r a g n e r a , P r a g 203/111.

Za przesłane gotówka K . 1-50

1

tubka j za K . 5

5

tubek opłatnie.

Tuba 1 K.i Tuba 1 K.!

W niedyspozycyach żołądka skutkuje

pobudzający apetyt, regulujący trawienie, ła ­ godnie przeczyszczający; zgagę i wzdęcie usu­

wający, i wzmacniający siły środek domowy Dr. K o sas B a lsa m na ż o łą d e k z apteki B. F R A G N E R A , Praga 111*5 2 0 . Flaszki po

—. * 1 O*'-'. *■ j ■

2

K o r. i

1

K o r. we wszystkich aptekach. I

^ ...T T T T T n

W ydaw ca i odpowiedzialny redaktor: Antoni St. Bassara.

Drukarnia

„Czasu" w Krakowie pod zarządem A leksandra Świerzyóskiego.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Po obejrzeniu wnętrza izby i przekonaniu się, że nikt się w niej nie znajduje, Natan zaczął próbo­.. wać, czy mu się nie uda zerwać rzemieni,

dów i zyskała aprobatę na przeprow adzenie scisłego śledztwa, jed yn ie Serbia, oparła się badaniom korni syi na terenie serbskim... Sp raw cą nieszczęścia

Wprawdzie z miasta dochodził ich rozgwar, i okrzyki, a nawet strzały dawały się słyszeć, grzmiały dzwony, lecz im się zdawało, że to Polacy w ten sposób

czywszy czytanie, przekonywuje się, iż było to tylko złudzenie, ale złudzenie bardzo przyjemne. I niewątpliwie po pewnym czasie znów człowiek taki ujmie w rękę

Dzisiaj się już nikt nie łudzi, że uruchomienie par lamentu będzie możliwe tylko w takim razie, jeżeli Niemcy w ogóle, a przedewszystkiem Niemcy czes cy

Wilson, który, zdaje się, już rad byłby z tej wojny się wy­.. cofać, zgodził się przyjąć to pośrednictwo, ale za warunek zaprzestania dalszych działań

Robotnik nie jest uświadomiony narodowo, więc jako taki wierzy judaszowskim pocałunkom słów urzędnika Czecha, a choćby się czuł Polakiem, to z obawy przed

Sprawa jest wprawdzie sama przez się bardzo poważną, nie mniej jednak znalazł się jakiś sprytny człowiek, który postanowił zrobić interes na tym niezwykłym