• Nie Znaleziono Wyników

Rola. R. 8, nr 35 (1914)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rola. R. 8, nr 35 (1914)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

D n i a 3 0 s i e r p n i a 1 9 1 4

KRAKÓW, ulica św . Tomasza

32.

T Y G O D N I K O B R A Z K O W Y N A N I E D Z I E L Ę K U P O U C Z E N I U I R O Z R Y W C E ,

najstarsza i najzasobniejsza instytucya a se k u ra c y jn a polska, przyjmuje na najdogodniejszych w a runkach ubezpieczenia od ognia, gradu, na życie (kapitałów, posagó\V i rent), oraz od kradzieży i ra­

bunku. Fundusze gwarancyjne Tovvarzystwa wynoszą p rzeszło 71 milionów koron.

Informacyi udzielają D y r e k c y a oraz w szystkie Zastępstw a i A g e n c y e Tow arzystw a. 197

Towarzystwo tkaczy

Uządowo u p r a w n io n a

Fabryka wód mineralnych sztucznych i specyal. leczniczych

p o d firm ą

K. R Ż Ą C A I C H M U R S K I

K r a k ó w , u l . i w . G e r t r u d y 4*

w y ra b ia p o d k o n t r o l a K o m is y i p rz e m y s ło w e j 'I o w . L e k a r s k ie g o k r a k , p o le c o n e p rz e z to ż T o w a r z y s tw o

W O D Y M I N E R A L N E S Z T U C Z N E

o d p o w ia d a j ą c e s k ła d e m c h e m ic z n y m w o d o m :

Bilińskie]. Giethubiertkiej, Seltmkiej, Vlchy, Homburg, Klulngtn

tu d z ie ż s p e c y a ln e le c z n ic ż e , j a k : lito w ą , b r o m o w ą , jo d o w ą , ie- la z istą , k w a ś n ą o ra z w o d y m in e ra ln e n o r m a ln e z p rz e p is u prof.

Jaworskiego. — S p r z e d a ż c z ą s tk o w a w a p te k a c h i d r o g u e r y a c h . C e n n ik i n a ż ą d a n ie d a r .a o .

pod wezwaniem ś. Sylw estra w K o rc z y n ie obok Krosna

przyjmuje len i konopie* dó w ym iany za p łótna bielone lub szare o zwyktt-.j lub. po- . dwójnej szerokości, po cenach możli- Korciyna

wie najniższych. tbok Krotna

Zakład pogrzebowy „Concordia**

jedyny w Krakowie ^BgSSSS k tó ry posiada w łasny wielki wyrób

t r u m i e n

Jana Wolnego

P l a c S z c z e p a ń s k i L . 2 , (dom w łasny).

Telefon Nr. 811.

Z a 6 K o r. beczułkę 5 kg. znakomitej b r j n d s j m a j o T O r e f . J . f l

Z « 4 K o r. skrzynką 150 sztuk

l K w a u i - t f l f t narłd J L Ł " teżi Nr 4

Fa b ryczn y skład serów B R A C I R O L N I C K I C M ( Kraków, W ielopole 7/24 i Rynek gt.i róg Sienne]

C ennik różnych serów d arm o i opłatnie.

(2)

J O Z E F B I A L I K

Kraków, ul. Floryańska L. 51

T e le f o n N r 502.

Fabryka wyrobów masarskich i w ielki skład wędlin

p o le c a w s z e lk ie g o ro d z a ju w ę d lin y , j a k o t o : szynki, rolady, polędwice pieczone i wędzone, kiełbasy polędwicowe, krajane i siekane, słoninę białą i wędzoną oraz sm alec polski w w iększym

zapasie. (293)

D la K ó ł e k ro ln i c z y c h i s k le p ó w w ię k sz y ra b a t.

„ Z C H Ł O P S K I E J N I W Y

* o p o w ia d a n ia lu d o w e

E D M U N D A Z E C H E N T E R A

do nabycia w Redakcyi „ R o l i “ C E N A 2 K O R O N Y .

M

Szanow ni R olnicy! R a l ^ kupow ać (i49)

kosy t y l k o z m a r k ą

„ K O S A R Z * '.

S ą t o b a r d z o d o b r e k o s y , n ie ty lk o z p r a w d z iw e j i n a jle p s z e j s ta li, a le n a d t o m a ją p o d w ó j n ą trw a*

ło ś ć , j a k o h a r t o w a n e w ł o j u a n ie w w o d z ie . — P o z n a ć j e m o ż n a p o te rn , że m a ją s r e b r n o s t a l o ­ w y p o ły s k . N ie j e s t t o fa b r y c z n y w y ró b le c z k u ty , k a ż d a z o s o b n a . N ie d o r ó w n y w a je j ż a d n a in n a k o s a a n i z G a lic y i, a n i z B u k o w in y , a n i z z a g r a ­ n ic y . K o sa t a c ie n iu tk a , l e k k a , j a k b r z y tw a o s tr a . T n i e w p o w ie tr z u p a p ie r , n a j t w a r d s z ą p s ia n k ę , a w k o s z e n iu z b o ż a j e s t n ie z r ó w n a n a . K t o ra z ukos*

tą k o s ą , te n n a p e w n o w ż y c iu i n n e j u ż y w a ć nie b ę d z ie i p r z e k o n a się, że firm a m o ja s u m ie n n a i r z e te ln a . K t o z a m a w ia 10 d o s ta j e j e d e n a s t ą d a r m o , j e d n a k ż e t r z e b a p rz y z a m ó w ie n iu p r z e ­ s ła ć 2 K o r o n y z a d a tk u .

60 65 70 75 80 85 90 1 80 1 90 2 — 2 10 2 20 2 30 2 40

S ie r p y z ę b a te k o w a ls k ie i fa b r y c z n e p o 6o h . M ł o t k i p o i K o r . K o ­ w a d e łk a s z e ro k ie i o s tr e p o 8o h . P ie rś c ie n ie d o p r z y k r ę p o w a n i a k o s p o

30 h . P u s z k a s ta l o w a b a r d z o p r a k t y c z n i e c y n k o w a n a a b y n ie r d z e w ia ł a

60 h . a z b r u s i k i e m i K o r . Brusiki p r a w d z iw e , c z a rn e p o 40 h a l M aszynki d o k l e p a n i a k o s p o 3 K o r. B rz y tw y S o li n g e n b a r d z o d o b r e z a k t ó r e g w a r a n t u j e p o 26o K ., 3 K ., 4 K . , 5 K . i t.d . D la K ó te k ro ln i c z y c h 15 p r o c e n t o p u s t u je ż e li n a jm n ie j z a m ó w ią 100 sz tu k P ro s z ę z a m a w ia ć n a p rz e k a z a c h , a b y n ie tra c ić p ie n ię d z y n a lis ty i m a rk i

J A N S ID Y K V S tru ty n w y ż n y p. Rożniatów (Galicya).

Długość kosy w cm Cena Koran i hal.:

S m a c z n e i n i e u l e g a j ą e e z e p s u c i u

z o w o c ó w , m i ę s a i j a r z y n

k o n s e r w y

m o ie sporządzić każda go- spodyni s a m a ł a t w o i ł a ­

nio za pom ocą W o r k a słojów i a p a r a '

n C l i K d * t u j o konserw.

D a r m o i l u s t r o w a n y c e n n i k z p o - ż y te c z n e m i p r z e p is a m i w y s y ła

firm a

J. W e c k , Mahren.

S c h S n b e r g N 5 7 .

W ® 1 £ 1 c y a 2

Jeszcze o k o ł o 7 0 m o r g & W ga-untu o rn e g o i ł ą k I-s z e j k la s y w m n ie js z y c h i w ię k s z y c h p a r c e l a c h w o d l e g ł o ś c i 6 kim . od K rakow a po K. I.450 za m o rg ę d o s p r z e d a n ia . P o ł o w a c e n y

k u p n a m o ż e n a d ł u g i e l a t a b y ć r o z ł o ż o n a n a s p ła t y . Z g ło s z e n ia w p r o s t d o w ła ś c ic ie la : E D W A R D Ś M I E C H O W S K I

K r a k ó w , u l. Z y b l ik ie w ic z a 20.

Rola nicch będzie w każdej chacie Ona rozrywką da ci, bracie!

Lepszą nauką wniesie w progi A n iieli tygodnik inny, drogi.

-UnJ

U

'TJO

C5tj NC/3

O bjQ O

NW Ou CL,

10.000 Koron nagrody

dla pozbawionych z a r o s t u . . . . i ł y s y c h . - - - - B ro d a i włosy rzeczywiście w 8— 14 dniach za p o m o c ą prawdziwie duńskiego Nokah-Balsamu przywrócone. S ta rz y i młodzi, mężczyźni i ko b ie ty p o trz e b u ją ty lk o Nokah. - Balsamu dla w y tw orz enia b rody, b rw i i włosów, bo jest dowiedzionym, że Nokah-Balsam jest jedynym środ­

kiem nowoczesnej wiedzy, który po 8 - 1 4 dniowem użyciu tak dodatnio n a ce bulki włosowe działa, że wł >sy zaraz poczynają odrastać. — N ieszkodliwość pod g w a ra n c y ą . Jeżeli to nie jest prawdą, wypłacimy

10.000 koron gotówką

cażdemu pozbawionemu zarostu, łysemu lub cienkowłosemu, który. No- __ kah-Balsamu s i e d m t y g o d n i u ż y wa ł .

J e s t e ś m y je d y n ą firmą w świecie, k t ó r a podobnej g w a r a n c y i użycza. L e k a rs k ie n a u k o w e opisy i wiele poleceń (pochwał). P r z e d n a śla d o w n ic tw e m p rz e strz e g a się pilnie.

„Odnośnie do moich prób z pańskim Nokah-Balsamem mogę Panu donieść, że jestem z niego zupełnie zadowolony Początkowo odnosiłem się do Nokah-Balsamu z niedowierzaniem, doświadczenie nauczyło mnie czego innego. Już po kilku dniach było widać skutek, u po czterech tygodniach dostałem wspaniałe w ąsy.. Skutek jest zwłaszcza dlatego niebywały, że dotychczas pomimo 27 lat przed użyciem Nokah-Balsamu ani śladu zarostu nie było. Będę Pana z wdzięczności wszędzie polecać i kreślę się z poważaniem H. H j o r t . Dr. Tvergade“.

_ ,»Mogę każdej pani prawdziwie duńskiego Nokah-Balsamu jako miłego i niechybnego środka dla porostu włosów polecić. Od dłuższego czasu cierpiałam na silne wypadanie włosów, wiele łysinek na głowie okazywało się. Po cztero- tygodniowem używaniu balsamu włosy zaczęły znowu odrastać i stały się gęstemi, ciężkiemi i pięknemi.

FrL O. H o l m. Gothersgade 12“.

1 paczka Nokah Silny A. 10 koron, B. 6 koron I- oplata 55 halerzy. Dyskretne opakowanie. Pieniądze z góry lub zaliczką. (Przyjmuje się także m arki listowe jako opłata). Proszę pisać do

H o s p i t a l s L a b o r a t o r y u m Copenhagen K. 475 Postbox 95 (Danemark).

(Kartki korespondencyjne opłaca się 10 halerzam i, listy 25 halerzam i).

1

Przy zamówieniach prosimy powoływać się na ogłoszenia »>RoIi«<

(3)

T Y G O D N I K O B R A Z K O W Y N I E P O L I T Y C Z N Y K U P O U C Z E N I U I R O Z R Y W C E .

P rze dpła ta: Rocznie w Austryi 4-50 kor., półrocznie 2^40 kor.; — do Niemiec 5 marek; — do Francyi 7 franków; — do Ameryki 1 dolary. — Ogłoszenia po 3o halerzy za wiersz jednoszpaltowy. — Numer pojedynczy 10 halerzy; do nabycia w księgarniach i na większych dworcach kolejowych. Adres na listy do Redakcyi i Adm m istracyi: Kraków, ulica Ś w . T o ­ masza L. 32. Listów nieopłaconych nie przyjmuje się. Godziny redakcyjne codzićnnie od godj. 3 4o 6. Telefon nr. 50.

Papież Pius X.

-śród rozpoczynającej się wojny światowej, g d y E u r o p a cała drży w sw ych p o sa­

dach — w ielką t żalobą o k ry w a się św iat katolicki. W dniu 20 sierpnia za m kną ł na zawsze p o w ieki Ojciec chrześcijaństwa.

P rz e sta ło bić wielkie, bez m iary d o b re serce te g o P asterz a, co k u miłości i P ra w d z ie Chry stusowej św iat prowadził. Do

p ow szechnego za m ę tu przybyw a osierocenie K o śc io ła , k u k t ó r e ­ m u zw raca się dusza św iata k a to lic k ie g o , szukając oparcia i ostoi na opoce P io trow ej. P o ­ śró d narodów Cctłt j kuli ziemskiej, k tó r e o k ry w a ła żałoba staje i P o l­

ska, daw ne przedm urze chrzęści jaństw a, w ierna córa Kościoła.

Tkliw ość ojcowska, ja k ą otaczał z m arły P ap ież b e r tu swemu d u ­ ch o w em u podleg łe ludy, s p ły ­ w ała hojnie i na nas Polaków . O dpłac aliśm y ją m iłością, czcią i p rzyw iązaniem , k tó re rosło z każdym dow o d e m łaski i pa mięci, idącym k u nam ze S toli­

cy rzymskiej. A o przeznaczeniu naszych dziejów w ziem skich lo ­ sach n au k i Chrystusowej, nie za pom nieliśm y nig d y . P rz e ś la d o w ­

cy nasi, ud erzając w Po la k ó w , wiedzieli, że godzą w k a ­ tolików. Zm ieniała się nasza dola dziejowa, miejsce bo- h a te r s tw Sobieskich i B a to ry c h zajmowało męczeń­

stwo ludu na P odlasiu, n a w ra c a n e g o na p ra w o sław ie g w a łte m przez M oskala, ale dusza n a ro d u pozostała ta sama. P o ls k a została kato lick a i ja k przed w ie­

k a m i t a k i dziś przyw iązana do K o śc io ła rz y m sk ie­

go, ja k ongi ta k dziś w ierna N am iestnikow i C h ry ­ stusa na ziemi.

P ap ież P ius X b y ł p ostacią wzniosłą i szlache­

tną. Ż yw ot je g o to pasm o poświęceń, p r a c y dla do b r a K ościoła i bliźnich, to podniosły p rz y k ła d św ią­

to b liw eg o k ap łan a . U rodz ił się we W ło sze ch w R ie s e w dyecezyi trevisańskiej 2 czerwca 1835 ro k u z ro ­ dziców ubogich, b y ł bow iem synem w o ź n eg o s ą d o ­

wego. N au k i o d b y w a ł w sem in ary u m w T tev iso i w P adw ie. W y św ię co n y na k ap łan a 1858 r. był J ó z e f S a r to (nazwisko Ojca św iętego) proboszczem w Tombolo, później w Salzano. W r. 1875 został kanclerzem k u ry i biskupiej i ojcem duch o w n y m se­

m inaryum w ielk ieg o ; p otem e g z am in ato rem s y n o ­ dalnym , sędzią sąd u kościelnego, a n akoniec, g d y stolica bisk u p ia w T re viso się opróżniła, w y b ra n o go w ikaryuszem kapitulnym .

D nia 10 listopada 1884 ro k u został biskupem Mantui. W k ilk a lat o p róż niła się stolica p a try a r- chalna w Wener.yi. — D n ia

15 czerwca 1893 r o k u m ia n o w a ­ ny został p a tr y a r c h ą weneckim, w trzy dni zaś p rz ed tem na konsystorzu 12 czerwca 1893 r.

o trzy m a ł g o d n o ść k a rd y n ała- kapłana.

K a r d y n a ł S a r to należał do czterech k o n g r e g a c y j p a p i e ­ skich. Odznaczał się o g ro m n ą g o rliw o ścią w zarządzie d y e c e ­ zyi, b y ł tym roztropnym i e n e r ­ gicznym r e f o rm a to re m , k tó r y u m iał usuwać nadużycia, jeśli się w k i a d ł y do kościołów je m u pod ległych. Na stolicę p a p ie sk ą w yniesiony b y ł dnia 4 sierpnia 1903 roku, po zgonie papieża L e o n a X I I I , p iastow ał zatem najwyższą władzę k ościoła 11 lat.

Ojciec św ięty P iu s X objął rządy w chwili dla K o śc io ła b a r ­ dzo ciężkiej. W a l k a z K ościołem we F ra n c y i zbliżała się do p u n k tu rozstrzygającego, k tó ry m miało się stać zupełne jej zerw anie ze S tolicą św., rozdział K o ścio ła i państw a. P iu s X mimo usilnych starań zapobiedz tem u nie zdołał, p o d d a ł się bolesnem u dla J e g o serca ciosowi, a potem czynił w szystko, a b y nieść pociechę prześladow anym k ato lik o m f r a n c u ­ skim. T r o s k a o czystość w ia ry b y ł a g łó w n y m celem jeg o dążeń. W osobnej encyklice zwrócił się p rz e ­ ciwko t. z w. »modernizmowi«, k tó r y zaczął zw racać się przeciw pod staw o m w iary. Z ta k ą sam ą tro s k li­

wością czuwał nad liturgią, m ianowicie nad czysto ścią i p opra w nością śpiew u kościelnego. S p ra w y sp o ­ łeczne m iały w nim zawsze opiekuna, odczuw ającego g łę b o k o i m ądrze tak że m atery aln e p o trz e b y lud zk o ­

(4)

530 »R O L A« Nr 35

ści. R o k za rokiem przynosił nową, pełną wzniosłych m yśli odezwę papieską w postaci encyklik i dekretów .

W p ra c y b y ł niestrudzony, mimo cierpień nie w strz y m y w ał się o d p rzyjm ow ania p ielg rz y m e k , k t ó ­ re zawsze p o ry w a ł g o rą c e m ojcow skiem słowem. B i­

ł a od n ieg o stało ść wielkich wyznaw ców i owa wiel ka, potężna miłość, k tó r a zdo b y w a serca milionów.

Z do b y ł On te serca od daw nych już lat. Zwłasz cza serca maluczkich. Ju ż jako proboszcz odznaczał się m iłosierdziem dla biedaków , a ja k o p a tr y a r c h a i k a r d y n a ł w W e n e c y i na zawsze pozostał postacią jasną, św ietlaną, k t ó r ą lud tam tejszy bło g o sław i. Już w kilk a ty g o d n i po objęciu nowej godności, o trzy ­ mał w ustach ludu p rzydom ek buo?io cardinale »do b r y k ardynał*. J e g o postać, otoczoną m ajestatem skrom ności i dobroci, wszędzie w itano z o g ro m n y m zapałem. W godzinach, o k tó ry c h zw y k ł b y ł w y c h o ­ dzić z d o m u na przechadzkę po k rę ty c h wąskich uliczkach W e n e c y i, przed b r a m ą p a ła c u cisnęły się tłum y, b y usłyszeć k ilk a choćby słów z ust d o b re g o k a rd y n a ła , by spojrzeć na chw ilę w je g o jasne, p o ­ g o d n e, ew angeliczną dobrocią tchnąc e oczy...

I otaczały g o całe g r o m a d y b ied ak ó w i żebra- b ra k ó w , a on z anielską cierpliw ością słu ch ał ich s k a r g i p ró śb i narzekań, i raz wraz sięg ał rę k ą do kieszeni, napełnionej zawsze niezliczonemi miedzia­

kami. A k ied y wreszcie je d n y c h pocieszył, d ru g im groszem dopom ógł, innym w lał spokój w duszę swem dobrotliw em spojrzeniem, wówczas w siadał do gon- goli i o d b y w a ł przejażdżkę po la g u n a c h swej u k o ­ chanej W e n e c y i lub w przedm iejskich zaułkach za baw ia ł się z dziatwą uliczną, rozdając uboższym p i e ­ niądze, zaś schludnie odzianym cukierki. I zapom nia­

no w końcu, j a k się nazyw a p a try a rc h a , zapomniano, że b y ł czas, k ie d y g o nie b y ło w W e n ecy i, nie w ie­

rzono. b y m ó g ł k ie d y nadejść czas, w k tó ry m go nie stanie. — K a r d y n a ł S a rto b y ł najpopularniejszym, n ajgoręcej kochającym , najszczerzej uw ielbianym człow iekiem w całej W enecyi.

K i e d y po śmierci Leona X I I I w lipcu r. 1903 wyjeżdżał na zebranie kard y n ałó w , m ające w ybrać Papieża, do R z y m u , nie sądził pew nie, że już n ig d y w życiu nie wróci do ukochanej W e n e c y i. P ró ż e n wszelkiej a m bicyi osobistej, s k ro m n y s łu g a Boży, s łu g a K o śc io ła i cierpiącej ludzkości, nie m arz ył 0 tyarze t. j. k o ronie papieskiej. W i k a r e m u swemu k tó r y mu życzył, by na N iego p a d ł w y b ó r k a r d y n a ­ łów, odpow iedział: »Nie życzcie mi t e g o ; nie zniósł­

by m ciężaru ty a ry , już po 3 latach musielibyście mnie pogrzebać*. A jako, że b y ł oszczędny — dużo bow iem b y ło w W e n e c y i u b o g ich p otrzebujących je g o w sparcia — k u p ił sobie na dw orcu bilet p o ­

w rotny. Oszczędność n a nic się nie z d a ł a ; bilet p o w r o ­ tn y n ig d y nie został u ż y ty ; s k ro m n y k a r d y n a ł zm u ­ szony w yborem , przez lat 11 dźw igał ty a r ę papieską, dzierżył w krzepkiej dłoni b e r ło w ład z y duchownej n a d św iatem k a to lic k im a dzierżył je mądrze, n aw ą P io tr o w ą s te r o w a ł rozważnie a zawsze z miłością 1 ca łk o w ite m oddaniem się swym w yniosłym obow ią­

zkom. D o b ry m b y ł P a ste rz e m owczarni C hrytusow ej, wzorem zaparcia i m iłości bliźniego. T a k im p ozosta­

nie na zawsze w pam ięci św iata katolickiego, k tó r y go szczerze opłakuje.

*

O testam enc ie P ap ieża piszą g a z e ty w ł o s k i e : Papież pozo staw ił 10.000 lirów dla sw e g o siostrzeńca, je d n a k uczynił w y p ła tę tej sum y zawisłą od decyzyi sw e g o następcy, k tó re m u również pozostaw ił roz­

strzy g n ięc ie kw estyi, czy rodzinie może b y ć w ypła conych 100.000 lirów, k tó r e o trzym ał w p o d a r u n k u od pew nej niew ym ienionej osoby. P ap ież P iu s X prosił o możliwie s k ro m n y pogrzeb. W y r a ż a też ży­

czenie, b y g o pochow ano w podziem iach bazyliki W a ­ t y k a n u . T e s ta m e n t d a to w a n y je s t z r. 1911; dodatki pochodzą z lat n a stępnyc h. T e sta m e n t P ap ieża po w stępie n a tu r y religijnej i o d w o ła n iu się do D ucha św. zawiera następ u ją ce s ł o w a :

»U bogim przyszedłem na świat, w ubóstw ie ży­

łem, p r a g n ę w ubóstw ie umrzeć. P roszę Stolicę św., b y siostrom moim w y p łac ała miesięcznie 300 lirów.

Nie chcę być zabalsam owany*.

*

Z jak iem uczuciem odnosił się Ojciec św ięty P iu s X do P o la k ó w , świadczy treść posłu ch an ia j e ­ d n e g o z r e d a k to ró w wiedeńskich u Ojca św. w dniu 4 października 1904. W rozmowie tej, podanej o b e ­ cnie przez g az ety wiedeńskie, do tk n ięto sp ra w y u c i­

sku rz y m s k o - k a to lic k ic h P o la k ó w w p ra w osław nej R o sy i. P a p ie ż rz ek ł m iędzy in nem i: Mój kapelm istrz O. P erosi, wrócił przed nied aw n y m czasem z ro sy j­

skiej P o lsk i i opow iad a ł mi rzeczy, od k tó ry c h zaiste w łosy się jeżą, a k tó r e n ap e łn ia ją moje s erce naj­

głębszą tro sk ą. S am widział, ja k zmuszano polskii h ch ło p ó w do m o d le n ia się p rzed M a tk ą B oską o z w y ­ cięstwo dla ro syjskiego oręża i j a k stosow ano g w a łt przeciw opornym . Ja, P ap ież, pow iadam Panu, że tak ie postęp o w a n ie je st obrzydliw em bluźnierstwem, k tó r e g o niebo nie pozostaw i bez k a r y . W s z y s tk ie sp raw ozdania, k tó re otrzym uję z rosyjskiej P olski, są d o w ode m n a p r a w d ę nieludzkiego sposobu, w jaki R o s y a n ie , g n iew ni z pow o d u sw ych klęsk, w y w ie ­ rają w zburzenie n a innow iercach. A le nie minie k a r a za b a rb a rz y ń sk i sposób postęp o w a n ia rosyjskich władz. N iebo nie może ścierpieć, b y t a k nadużyw ano św iętego im ienia Bożego. T e słowa w ypow iedział Ojciec św. w najwyższem wzburzeniu. W y w a r ł y one g łę b o k ie w rażenie na św iad k a ch rozmow y.

*

D nia 22 sierpnia o d b y ł się p o g rz e b Ojca św.

P iu sa X . O godzinie 6 wieczorem udata się k a p itu ła św. P io t r a do k aplicy P rzenajśw iętszego S a k ra m e n tu , w bazylice św. P io tr a , a b y przyjąć zwłoki, k tó re p o ­ b ło g o s ła w ił w iceregent, p a tr y a r c h a Zeppetelli. Na­

stępnie sześciu ze straży w a tyka ńskie j w czarnych k apuzach podniosło k a ta f a lk i zaniosło g o do kapilcy del Coro, gdzie stały p rz y g o to w a n e trzy tr u m n y i stół p o k r y ty p u rp u rą.

W k aplicy zebrało się 22 k a r d y n a łó w i ciało d yp lo m aty czn e . G w a rd y a szlachecka p ełn iła służbę.

O 6 m inut 20 p o ch ó d p r z y b y ł do k aplicy del Coro.

Ś p ie w ac y zaintonow ali Miserere, zw łoki złożono na stole. W ś r ó d g łę b o k ie g o wzruszenia wszystkich o b e ­ cnych dziekan k a p itu ły p o k ro p ił zwłoki, poczem p rz y ­ k ry to je czerw oną k a p ą a d a m a szk o w ą i złożono w tru mnie z d rz ew a c y p ry so w eg o . K a n c le rz k a p itu ły o d ­ czytał następnie a k t łaciński, stw ierdzający d o k o n a ­ nie cerem onii i formalności po śmierci P ap ieża. In n y p r a ła t w ygło sił m owę pośm iertną, poczem wicepre- fe k t p a ła c u p r z y k r y ł tw arz P ap ieża b ia ły m welonem.

D o tru m n y włożono a k t o poch o w an iu zwłok, tudzież trzy czerw one sakiew ki, z k tó ry c h k aż d a zaw ierała m edale w yb ite p o d p ontyfikatem P iu s a X .

O g. 6 m inut 50 zamknięto pierw szą tru m n ę a trzech k a r d y n a łó w zapieczętowało wieko. O godz. 7 min. 30 zam knięto także tru m n ę cyn k o w ą i tru m n ę z drzew a wiązowego. N a stę p n ie p o chód sform ow ał się znow u z g w a r d y ą szlachecką na czele, a tru m n ę postaw iono na m ałym wozie. Strażnicy bazyliki prz e­

wieźli zw łoki aż do ołtarza K o n fe sy i, s k ą d spuszczo­

no ją do podziem i bazyliki. K a rd y n a ło w ie odeszli.

W i c e r e g e n t jeszcze raz p o b ło g o sła w ił trum nę, a s tra ­ żnicy postaw ili ją w tym cza sow ym grobie. O godz. 8 m in u t 10 skończył się obrzęd.

(5)

NTr 35 »R O L A* 532

Powieść historyczna.

IV.

Znowu zatrzym ano się na drodze w szczerem polu, tylko las z dala czerniał i od niego szedł szum g łu ­ chy. Noc była zresztą cicha, w ygw iażdżona i przy­

m rozek b rał coraz ostrzejszy. K oło d rogi sterczało kilka rosochatych wierzb, które w ciemnościach wy­

glądały jak jakieś potw orne istoty o licznych ram io­

nach. W szyscy stali z oczami wlepionem i w błysz­

czące w oddali okna karczm y, w niepokoju, jaki zawsze budzi w duszy ludzkiej poczucie blizkiego a nieznanego niebezpieczeństwa. K aw alerzyści poje­

chali i nie widać ich było długo, a kto m iał dobre oczy, m ógł dostrzedz jak koło ośw ieconych okien karczm y przesuw ały się jakieś cienie, znikały i znowu się pojaw iały, A le pozatem od tej karczm y żaden odgłos nie dochodził i pew ną było rzeczą, że koza­

ków tam niema. K a p ita n Lukę kręcił się niespokoj­

nie na koniu, co chwila w ybiegał na czoło kolum ny, słuchał, pochylał się na kulbace, w patrując się w ciemności, to znów w racał do kosynierów i wi­

docznie niespokojny b y ł bardzo.

Nakoniec w ysłani kaw alerzyści wrócili, dono­

sząc, że koło karczm y nieprzyjaciela niem a, że b y ł tam prz°,d półgodziną może, ale pognał zaraz ku K o ­ rytnicy. W karczm ie nic nikom u nie zrobili, tylko jak zapew nia żyd karczm arz, w szystką mu wódkę

wypili.

Podoficer, k tó ry ten podjazd prow adził, m ówił:

— Co praw da, panie k apitanie, dziwnem mi się wydaje, dlaczego żydowi nic nie zrobili, skoro oto wieś, zgoła niew inną spalili i ludzi pom ordow ali.

Żyd jest zamożny, świeczniki ma ze srebra, a w k o ­ morze betów pod powałę. W idzi mi się, że on jest w jakichś konszachtach z nieprzyjacielem .

K ap itan L ukę w ysłuchał tego w milczeniu, chw i­

lę pom yślał i rz e k ł;

— O baczym y:

Zaraz też zakom enderow ał, by ruszano dalej.

K arczm a, zwana czerwoną, pewno dlatego, że z cegły nietynkow anej b y ła zbudow ana i dachów ką karpiów ką k ry ta, tw orzyła budynek długi i silny.

Dzieliła ją na dwie połow y sień duża i szeroka, za­

m ykana na bram ę z dębow ych' bali, m ocno okutą i g ęsto bretnalam i nabitą. Z sieni tej, po lewej ręce dwoje drzwi w iodło do izby karczemnej i do m ie­

szkania karczm arza, z praw ej były stajnie, obory i kom órki na różne sprzęty gospodatskie. W szystko to było obszerne, duże i na urząd zbudowane. Z poza w ysokiego dachu, z tyłu, widać było gałęzie paru w ysm ukłych topoli i innych drzew, a od strony drogi był plac duży i pusty zupełnie, pełen śmiecia i gnoju.

G dy kapitan L ukę zbliżył się do karczm y ze swoją ko lu m n ą, panow ała tu m artw a cisza, jeno z dwóch okien błyszczało czerwone św iatło, od k tó ­ rego odblask padał na dziedziniec i iskrzył się w k a ­ łużach brudnej wody, cienką w arstw ą lodu pokrytej, bo przym rozek coraz silniej chw ytał. Po niejakim czasie dopiero, g d y już cały oddział sta n ą ł na placu, otw orzyły się drzw i od izby i w bram ie stan ął w y­

soki żyd z czarną b ro d ą i dzierżąc latark ę w ręku, podniósł ją do góry, żeby zobaczyć lepiej przybyłych.

K a p ita n L ukę podjechał do niego i sp y ta ł;

— T y ś karczm arz?

— Ja.

— K ozacy tu byli?

— Byli. L a czego oni nie m ieli być? oni w szę­

dzie tera są.

— Dużo ich było?

— J a ich nie rachow ał, może sto, może dwie­

ście, czy ja wiem! ja ich nie rachow ał. Niech ich dyabeł porw ie! óni mnie w szystką wódkę wypili, grosza nie zapłacili, a ich starszy to R u ch lę bez plecy batem tak zdzielił, co ona teraz stęk a i w łóżku leży.

— D okąd poszli?

— D okąd poszli? albo to óni m nie powiedzieli?

óni tą drogą, do K o ry tn icy poszli, a może i nie.

Zkąd ja mam wiedzieć, dokąd óni poszli. A lbo to óni mnie powiedzieli?

— W ięc w K o rytnicy jest nieprzyjaciel?

— W K orytnicy? a skąd ja mam w iedzieć? ja tam nie był.

— A le słyszałeś zapewne o tem ?

— Zkąd ja m iał słyszeć? ja nic nie słyszał. Óni tu ciągle latają ja k psy. W ielm ożny jed n e rał i te wojaki idą od K łoczow a, to wiedzą lepiej jak ja.

Óni, te kozaki, niech ich dyabeł porwie, przyszli tutaj od K łoczow a.

— A le ja się pytam czy w K o ry tn icy stoją?

—■ Może i stoją, ja nie wiem.

— Łżesz żydzie, musisz wiedzieć, skoro gadasz, że ciągle się tu kręcą.

— Skąd ja mam wiedzieć? żebym ja ta k zdrów buł, jak nie wiem. K ied y óni od K o ry tn ic y tu la ­ tają, to muszą być w K orytnicy, ale ja nic nie wiem.

Żyd co chwila podnosił w gó rę lata rk ę i k ie­

row ał z niej św iatło na stojące w milczeniu szeregi, jak b y się chciał przekonać o ich liczebności, kręcił się niespokojnie, oglądał się i wreszcie rzekł:

— Ny, niech wielmożny pan spocznie u starego M ośka. Mróz bierze. Óni, te kozaki wypili wódkę, żeby ich dyab eł porwał, ale ja dobrze schow ał sta ry miód i óni go nie znaleźli. Ce! ce! jaki miód. ja go k u p ił na bezrok od jasny pan z Maciejowic. Ón, ten miód to samo zdrowie. Niech wielm ożny jed n erał zejdzie z kóń i napije się teg o ra ry ta s miodu. J a nic nie chcę, żądny zapłaty, ja daję z dobre serce, żeby się naszym wojakom szczęściło. Ciężkie czasy, a j ! w a j! jak ie ciężkie czasy, żeby mój nieprzyjaciel m iał tak ie ciężkie czasy zawsze. Ny, niech wielmożny jed n e rał z kóń zejdzie i napije się tego rary tas miodu, ce! ce! to samo zdrowie, to samo życie ten miód.

Cm oknął głośno ustami i zapraszał usilnie k a ­ pitana, by zeszedł z konia i spróbow ał teg o »rary- tas miodu«. A le L ukę nie dał się skusić, ty lk o p y tał:

— D aw no stąd poszli kozacy?

— D aw no? la czego ma być dawno? óni cał­

kiem niedaw no poszli.

— W ięc jeszcze nie dojechali do K o ry tn icy ?

— Skąd ja m ogę wiedzieć czy oni dojechali do K orytnicy, czy nie. Ja tego nie wiem.

— Ej, żydzie ty mi coś kręcisz.

— P o co ja mam kręcić? la czego ja mam kręcić? ja wszystko spraw iedliw ie mówię co wiem, a czego nie wiem, to jak ja mam mówić? Na moje sumienie, ja w szystko panu jednerałow i pow iedział co wiem.

— Nie wiesz czy w K o ry tn icy je s t piechota nieprzyjacielska ?

— P iechota ? to niby takie sałd aty co bez koni chodzą?

— Tak.

— J a nie wiem. Ja w K o ry tn icy już dwie nie­

dziele niebył, to skąd ja mam wiedzieć? No niech pan jen e rał napije się teg o rary tas miodu...

I obracając się w głąb sieni zaw ołał:

— B erek, gib a flaszę miód!

(6)

S tojący w milczeniu żołnierze z p e w n ą niecie r­

pliw ością słuchali tej rozm ow y sw eg o k o m e n d a n ta z żydem karc z m a rz e m i diiw ili się jej bardzo. Żyd widocznie k rę cił i p r a g n ą ł zatrzym ać kolu m n ę, może d lateg o , żeby kozacy ujść zdołali. W i e l u też szeptało, żeby żyda wziąć i b a to g a m i p ra w d ę z niego- w y d u ­ sić, n a w e t jed en z oficerów k a w a le ry i narodowej, s ta ry w y g a Zawadzki nazwiskiem, co jeszcze czasu wojny siedmioletniej w ojow ał u r e g e n t a p ruskiego, zbliżył się do k a p ita n a i g ło śn o zaw ołał:

— P r z y p ie c hyclowi żydowi pięt, a zaraz wszy­

s tk o w yśpiew a. Łże szelma aż się kurzy za nim. Co się tu z nim w rozm ow y w daw ać!

Ale k a p ita n L uce b y ł inn eg o zdania. Groźnie o fu k n ą ł Z aw adzkiego, m ów iąc:

— D o m nie należy kom enda, a w aść ruszaj do s ze reg u i nie wściubiaj nosa, tam gdzie nie potrzeba.

Zawadzki m r u k n ą ł coś niechętnie i odjechał do swoich jeźdźców, a k a p ita n L u k ę nie p ytając już o nic żyda, k tó r e m u w łaśnie m ło d y B erek, żydzie pejsate i w pantoflach, przyniosło omszoną butlę m iodu i szklanice, ty lk o k o m e n d e r o w a ł b y ruszono dalej.

L e d w ie atoli prz eb rz m iała ta kom en d a, g d y nagle dał się słyszeć tę te n t koni, a zaraz p otem zagrzmiał,, strza ł jeden i drugi, pisk i wycie, j a k b y z g ło d n ia ­ ły c h wilków, donośnie ro z le g ając e się w ciszy no ­ cnej i p o w tarzan e przez echo... T o w a rzy szy ł im tę ­ te n t rw ą cy ch n ap rzó d koni, św ist kul i dziki k rz y k :

— U r a ! u ra !

I przed oczami zdziw ionego podjazdu polskiego, sk a m ie n ia łe g o z przerażenia, n a g le w czerw onym o d ­ blasku, p a d a ją c e g o z okien k arczm y św iatła, ukaza ły się na k r ó t k ą chwilę spisy kozackie, b ro d a te tw arze w o g ro m n y c h k o łp ak ac h , b y znów zniknąć w ciem nościach nccy, a strzały wciąż g rz m ia ły i pisk i wycie i k rz y k dziki: u ra ! ura! W jed n ej chwili k a w a le ry a n aro d o w a, k tó ra s ta ła na czele kolu m n y i na k t ó r ą naprzód zw alił się n a p a d kozacki, pierzchła w sza lo n y m p o p ło c h u ; n apróżno s ta ry w y g a Zawadzki ro z p o sta rł rę ce i k r z y c z a ł :

— S ta ć mości panow ie! stać!

P o r w a n y wichrem ucieczki p rz y p a d ł do kap i tan a L u k ę z g o ł ą szablą w g arści i w rz asn ął:

— O to masz mości kom en d an c ie rozm ow y twoje z żydem zdrajcą!

K a p it a n L u k ę nic na to nie odrzekł, ty lk o spiął konia o stro g am i i g ło sem donośnym , ale spokojnym z a k o m e n d e r o w a ł:

— Batalion, o g n i a !

K o m p a n ie re g im e n tu je n e r a ła C zapskiego, s t a ­ rzy żołnierze, niepierzchnęli w p opłochu, j a k to ucz y­

n iła k a w a le ry a narodow a, d otrzym ali placu, ale zm ie­

szani n a g ły m nap a d em u słu ch ali w praw dzie rozkazu sw ego k o m e n d a n ta i dali ognia, ale bezładnie, w nie­

p o rz ą d k u na chybił trafił. N a jgorszem b y ło to, że w ciemnościach nocnych, tutaj pod k arczm ą dzięki k ilk u sam otnie rosnącym wierzbom, nic nie b y ło w i­

dać, oraz, że zaraz za karczm ą poczynał się las, w k tó r y m zapew ne n ieprzyjaciel się u k ry w a ł, bo z tam tej s tro n y p a d a ły strzały i ro z le g a ły się wrzaski.

P r z y te m ośw iecone o k n a w karczm ie sta n o w iły w y ­ b o rn y cel, to też n ieb aw em w szystkie szybki w nich z trzaskiem p o p ę k a ły i z brzękiem p o w y p a d a ły od g r a d u kul na nie się sypiących.

K a p it a n L u k ę tym czasem , widocznie m ia ł za­

m iar u d erzy ć na u k ry w a ją c e g o się w ciem nościach i w lesie nieprzyjaciela, ile że p e w n y b y ł jak i w szy­

scy, że m a do czynienia z sam y m płochliw em ko zactwem, bo ro z k azy w a ł:

— B atalion formuj się!

A p rz y p ad łszy do zbitej w k u p ę ko sy n ierk i k r z y k n ą ł :

— C h ło p cy ! g r e n a d y e r y naprzód!

A le tutaj, bo k o s y n ie rk a stała w p ro s t oświeco­

n y c h o kien k arczm y i na jej k osy i ludzi p a d a ł od­

blask od tychże okien, ku le poczęły gęsto padać i te n i ów ru n ą ł na ziemię z g ło ś n y m j ę k i e m :

— O l a b o g a !

P rz e ra ż o n ą tę g ro m a d ę , sk o tło w a n ą i zbitą w sobie, tru d n o b y ło poprow adzić naprzód. W p r a ­ wdzie sierżant Maciej K a w k a , b ie g a ł między nimi i waląc pięścią lub tylcem drzew ca od k o sy po łbach i k arkach, w ołał:

— S ta ć! formuj fro n t!

A le zrazu wszystko to było napróżno. J e d n a k ż e pow oli dzięki usiłow aniom sierżanta i R ęd zin y , k o ­ sy n ie rk a zaczęła się szykować, g d y n a g le od tyłu i z boku, od s tr o n y K łoczow a, od k tó r e g o szedł rekonesans, ro z le g ła się donośna k o m e n d a :

Pierwaja rota w pierod! p li!

I zaraz p o te m zagrzm iały strzały i taki g r a d ku l się p osypał, że zdaw ało się, iż noga ludzka stąd nie wyjdzie. N a szczęście w iększość pocisków poszła g ó r ą i dudn iła po dachu i ścianach karczm y.

— Otoczyli nasi ratuj się kto może? roz le gł się nag le wrzask.

I B ó g wie jaki b y łb y rezultat teg o okrzyku, bo nag le zachw iały się i k o m p an ie C zapskiego i g r o ­ m a d k a kosynierki, g d y b y nie jednoczesne rozkazy k a p i t a n a 'L u k a i \ I a i k a K a w k i :

— S tać! stać!^'nie ueiekać i

— W łb y b ę d ę strzelał, k to ośmieli się u cie­

kać ! w o ła ł k apitan. L u k ę — a zaraz potem rozka­

zyw ał :

— D o k arczm y ! wszyscy do k arczm y I

W s z y s tk o co żyło rzuciło się do ro z w arty c h na ścieżaj w ro t w bezładnej masie, g n io tło się, p o ­ pych a ło i b y ła ta k a chwila, że sparli się tak, iż ani naprzód, ani w t y ł ruszyć się nie można było. Całe szczęście, że b yło ciemno i nieprzyjaciel te g o do strzedz nie mógł, bo b y straszną rzeź sprawił. Nako- niec p rzew aliła się ta g r o m a d a spłoszonych ludzi, zaw arto w r o ta i zatarasow ano je mocno, a do izby karczemnej w p a d ł pierw szy s ta ry w y g a Zawadzki i szablą p o g a s ił świeczki szabasów ki na stole pod oknem , a p o tem p o rw a w szy k onew z wodą, stojącą podle kom ina, lun ął nią na o g ro m n e ognisko g o re ­ jące na c y g a n k u i światło ugasił. Zrobiło się ciemno, a już k a p ita n Lukę, zawsze swym spo k o jn y m głosem , ro z k a z y w a ł: '

— G re n a d y e r y pilnow ać mi wierzei z obu stron s i e n i ! Maciek, k to b y popłoch siał, łe b mu utnij, roz k a z u j ę ! a w y chłopcy, zw rócił się do żołnierzy z r e ­ g im e n tu piechoty, s tan ąć w o k n a c h i strzelać; a d o ­ brz e mierzyć, ja k ty lk o ko g o obaczycie i p roc hu na p różno nie psuć. W y tr z y m a m y i nie dam y się chłopcy!

Niech żyje P o lsk a !

S ło w a te ożyw iły w szystkich i z a g rz m ia ł p o t ę ­ żny odezw na o k rz y k k apitana .

— Niech tam k ilk u n a stu , ro zkazyw ał dalej k a ­ pitan, w lezie na stry ch i z dy m n ik ó w pali. W y t r z y ­ mamy, ty lk o patrzeć jak nam dadzą pom oc z obozu b y le nieprz y jaciela blisko do k arc z m y nie dopuścić.

Zaraz zrobił się ład i p o rz ąd ek , choć kule po ścianach i po d achu d u d n iły j a k b y g ę s ty g r a d p a ­ dał, i straszne w rz a sk i: ura ! ura ! nieu stan n ie się roz­

leg ały . A le już w tę, przed chw ilą spłoszoną, z m a r ­ tw ia łą i przerażoną g ro m a d ę w stąpił duch o dw agi męskiej i rześka pew ność siebie i chęć u parte j o b r o ­ ny. M aciek K a w k a z a k rz ą tn ą ł się ze sw ym i k o s y ­ nieram i i obie b ra m y od sieni od przodu i z ty łu za­

ta ra s o w a ł czem było, beczkami, żłobami, g ra ta m i ży- dow skiem i z karczmy. K r z ą t a ł się i g a d a ł do swoich

wojaków : (Ciąg dalszy nastąpi.)

(7)

K R O N I K A .

D o L e g io n ó w p o lsk ich . O d k ą d stało się w iadom em stw orzenie le g io n ó w p olskich w Gali- cyi, se tk i i tysiące o c hotników P o la k ó w zgłasza się t a k w K r a k o w ie , L w o w ie j a k i w innych m iastach i wsiach do k o m e n d Strzelca, S o koła , lub D ru ż y n B arto szo w y ch . Młodzież uniw ersy te ck a, rzemieślnicza, w iejska i robotnicza z za p ałem g a r n ie się w naro d o - d o w e szeregi, z zapałem ćwiczy się na b o isk ach , by le t y lk o najprędzej w y ru sz y ć na w r o g a ! Szczęść ci Bo że p o lsk a m łodzieży! N iech cię B ó g i N ajśw iętsza P a n n a , K r ó l o w a K o r o n y P o lsk ie j p ro w a d zi!

Ofiary n a le g io n y . T ru d n o wyliczać m n óstw o ofiar, sy p ią c y c h się na le g io n y polskie. M ięd zy in- nem i donoszą naszej redakcyi, że k ó łk o rolnicze w Załuczu n ad C zerem oszem (pow. Ś n ia ty ń ) uchw a liło je d n o m y ś ln ie io o o K . na legiony. J e s t i wiele w zruszających ofiar, p r a w d z iw y c h w dow ic h g ro sz y służących i ro b o tn ik ó w . U b o g i ch ło p cz y n a F r a n u ś K o p e r a z p o d K a lw a r y i d a ł swoje d w u le tn ie oszczędno ści w kw ocie 75 hal. na legiony.

L e g io n iś c i śląscy- D o W i e d n i a p rz y b y ło li­

czne g ro n o P o la k ó w ze Ś ląska, aż eby za k u p ić um un d u row a nie dla L egionistów z "księstwa, ■Cieszyńskie- go. P o la c y na Ś lą s k u w ła sn y m k o s z te m u m u n d u ru ją i uzbroją 200 L eg io n istó w . ' ••

B a rd zo w a ż n e d la r o ln ik ó w . W o js k o , zaku pując na w siach p r o d u k t a i inwentarz, nie płaciło g o tó w k ą , ty lk o kw itam i, za k t ó r e właściciele ich m a ­ ją o trz y m a ć p ien iąd z e za 6 ty g o d n i. — P oniew aż obecnie chłopi p o trz e b u ją g o tó w k i, B a n k k ra jo w y p o s ta n o w ił w y k u p o w a ć te k w ity już tera z i już te k w ity w ypłaca. D o w y p ła ty nie trze b a pośw iadczę nie u rz ę d u p o d a tk o w e g o . K w i t y te już te ra z można w ym ien iać w b a n k a c h n a pieniądze.

M inisterstw o sk a rb u postanow iło rów nież w y­

płacać te k w ity wcześniej, o ile tego zachodzi rze­

czywista potrzeba. O dstępow anie tych kw itów ifinym osobom jest nie dozwolone.

J e ń c y w o je n n i. N iem a teraz p ra w ie dnia, ab y do L w o w a lub K r a k o w a nie zw ożono je ń c ó w w o ­ je n n y c h . D o L w o w a n ie d a w n o p r z y b y ł liczny t r a n ­ sp o r t jeńców , w ś ró d nich dw óch g e n e r a łó w r o s y j­

skich, n ad to wiele b ro n i. D o K r a k o w a w dn 25 p rz y b y ło p a r ę s e t jeźdźców. P rzew ażnie byli to włościa- nia p olscy o rosy jsk ich szynelach. N a stacyi w P o d - gó rz u -P ła sz o w ie w dali się w rozm ow ę, opow iadali, że radzi, iż u d a ło im się tu dostać, bo bić się ze swoimi nie chcieli. Częstow ano ich na s tacy i i s e r ­ decznie p rz y jm o w a n o , O djechali do W ę g ie r , gdzie b ę d ą p r z e b y w a ć przez czas wojny.

N o w e b a n k n o ty . W y s z ły n o w e b a n k n o ty d w u k o ro n o w e , k tó r e m ają w a rto ść 2 s r e b rn y c h koron-

S traż sk a r b o w a w w a lc e . N a g ra n ic a c h Ga- licyi o d zn a czy ła się w o statn ich u ta rc z k a c h straż sk a rb o w a . C złonkow ie jej w spólnie z ż a n d a rm e r y ą pierw si w strz y m a li n a w a łę rosyjską. K o ł o B ro d ó w g a r s tk a ludzi, licząca 18 żandarm ów , d w u d z ie stu k i l ­ ku członków stra ż y i tro c h ę p o sp o lita k ó w , razem 85 ludzi, p otrafiła przez 4 dni utrzy m a ć w szachu p o d ­ jazd rosyjski, liczący przeszło 2000 ludzi, m ając ych d w a działa i kilk a k a ra b in ó w m aszynow ych. O b ro n ę P o d w o ło c z y s k okupili życiem w dniu 6 sierp n ia re- spicyent B ro n is ła w W a n y u r a i n a d s tra ż n ik K o hut.

W o b ro n ie B ro d ó w stra ż sk a r b o w a przez tydzień le­

żała w polu bez łyżk i ciepłej straw y.

Za dzielność i o d w a g ę o trzym ała galicyiiika straż s k a r b o w a w y so k ie uznanie, bow iem c. i k.

g łó w n a k o m e n d a w y sto so w ała do m in iste rstw a s k a r ­

bu, k tó r e m u p o d le g a straż s k a rb o w a , n a stę p u ją c e pismo pod d a tą 18 b. m . :

Za s ta n o w isk o c. k. stra ż y sk a r b o w e j g ra n ic z ­ nej w p o c z ą tk o w y c h u tarc zk ac h , zwłaszcza kolo B eł zca, U h ry n o w a , S trzeln ic i P odw o ło czy sk , k tó re było p o d k a ż d y m w z g lę d em w y b itn em i w zorow em , w i ­ dzę się zniew olonym , w p e łn e m uznaniu ty c h p e łn y c h pośw ięceń czynów, w yrazić tem u k o rp u so w i moje p e łn e uznanie i moją n ie o g ra n ic z o n ą p o ch w ałę.

Arcyksiąię Fryderyk, je n e ra ł piechoty.

B o h a te r s tw o Ślązaka. W c ią g ły c h w alkach i zajściach g ra n ic z n y c h n a wschodniej g r a n ic y rosyj sko galicyjskiej odznaczył się n ie z w y k łe m b o h a t e r - . stwem , w a chm istrz ż a n d arm ery i P a w e ł W ło so k , po- poch o d z ący ze Ś lą sk a, z je d n e j z licznie ta m r o z g a ­ łęzionych rodzin \V łosoków . P e ł n i ł on słu ż b ę koło P o d w o ło c z y sk . P r z e d k ilku laty W ło s o k b r a ł c z y n ­ n y udział w to w arzy stw ac h polskich na Śląsku.

Ż o łn ie r z k tó r y c h c ia ł w alczyć. Z Debreczy- n a donoszą, że k a p r a l 39 p u łk u p iechoty, nazwiskiem Iw a n M arton, zastrzelił się. S a m o b ó jca pozostaw ił pismo, w k tó r e m donosi, że się zabija, ponieważ, d a ­ no m u służbę poza polem w alki w g r a n ic a c h te ry - to ry u m zupełnie bezpiecznego. Nie m o g ą c p rz eb o leć wstydu; że k az ano m u b y ć ^strażnikiem b a b i dzieci«

a nie żołnierzem, o d e b r a ł sobie życie. S a m o b ó js tw o je g o w y w o ła ło w k o ła c h w ojsk o w y ch szczere współ czucie i p o c h o w a n o go z w ielkim i h o n o ra m i w o js k o ­ wymi..

O śm iu b ra ci n a w o jn ie . S ą to b ra c ia M archl z B u s c h u ls d o rf w Niemczech, sy n o w ie m iejscow ego rolnika. D w óch z nich służy p rz y piechocie, jeden przy m a ry n a rc e , dwóch p rz y a r ty le ry i, jed en przy polnych strzelcach, jeden przy o b ro n ie k ra jo w ej, a ósm y w s tą p ił obecnie ja k o re k ru t.

M ilio n o c h o tn ik ó w , nie obow iąz an y ch do służby wojskowej, zgłosiło się w N iem czech do s łu ż ­ by. J e s t to d o w ó d z a p ału do w ojny w Niemczech.

G ran aty r o sy jsk ie n ie p ęk a ją . S y s te m r o ­ syjski mści się na samej R o sy i. W b itw ie pod K ie l cam i nie w y b u c h a ły wcale ro sy jsk ie g ra n a ty , k tó re wystrzelono na arm ię a u s tr y a c k ą i strzelców. O k a ­ zało się, że g r a n a t y te b y ły żle zrobione i nie za w iera ły m a te r y a łó w w ybuc h o w y ch . P r a w d z iw e g r a ­ naty kosztują dużo. C zynownicy rosyjscy je d n a k c h o ­ wali pieniądze do kieszeni i kazali g r a n a t y w y k o n y ­ wać oszczędnie.

Z ło d z ie jstw a in te n d a n tó w r o sy jsk ic h . T y ­ p o w y m p rz y k ła d e m złodziejstwa u rz ę d n ik ó w ro s y j­

skich jest fakt, k tó r y w y k r y to we W y b o r g u we F m landyi. N aczelnik ta m te js z y c h m a g a z y n ó w w o js k o ­ wych zastrzelił się, bo g d y w y b u c h ła w ojna i zażą­

d ano z m a g a z y n ó w zboża, nie m ó g ł d o staw ić ani ćwierei. W m a g a z y n a c h m iało b y ć 700.000 k i l o g r a ­ mów zboża, ale nie było ani o d ro b in y .

R osya a w o jn a . Liczni k o re s p o n d e n c i pism za g ran icz n y ch donoszą, że rezerw iści nie chcieli iść n a wojnę, rzucali się p o d p o ciągi i staw iali silny o p ó r wojsku. W k ilk u m iastach przyszło n a w e t do w a lk i między rezerw ista m i a wojskiem, g d y ż r e z e r ­ wiści nie mieli co jeść, a m a g a z y n y b y ły puste, bo czynow nicy p ieniądze pokradli. N a o późnienie mobi- lizacyi w R o s y i w p ły w a bardzo silnie zajęcie z a g łę ­ bia d ą b r o w s k ie g o przez A u s try ę i N iem cy, g d y ż k o ­ leje rosyjskie z a o p a try w a ły się w w ę g ie l g łów nie w k o p aln iac h Zagłębia. O be cn ie b ę d ą zda ne ty lk o na d alek o położone k o p a ln ie nad D o n e m , tak, że ruch kolejow y może n a w e t na pew nych p rz estrze­

niach stanąć.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Po obejrzeniu wnętrza izby i przekonaniu się, że nikt się w niej nie znajduje, Natan zaczął próbo­.. wać, czy mu się nie uda zerwać rzemieni,

dów i zyskała aprobatę na przeprow adzenie scisłego śledztwa, jed yn ie Serbia, oparła się badaniom korni syi na terenie serbskim... Sp raw cą nieszczęścia

Wprawdzie z miasta dochodził ich rozgwar, i okrzyki, a nawet strzały dawały się słyszeć, grzmiały dzwony, lecz im się zdawało, że to Polacy w ten sposób

czywszy czytanie, przekonywuje się, iż było to tylko złudzenie, ale złudzenie bardzo przyjemne. I niewątpliwie po pewnym czasie znów człowiek taki ujmie w rękę

Dzisiaj się już nikt nie łudzi, że uruchomienie par lamentu będzie możliwe tylko w takim razie, jeżeli Niemcy w ogóle, a przedewszystkiem Niemcy czes cy

Wilson, który, zdaje się, już rad byłby z tej wojny się wy­.. cofać, zgodził się przyjąć to pośrednictwo, ale za warunek zaprzestania dalszych działań

Robotnik nie jest uświadomiony narodowo, więc jako taki wierzy judaszowskim pocałunkom słów urzędnika Czecha, a choćby się czuł Polakiem, to z obawy przed

Sprawa jest wprawdzie sama przez się bardzo poważną, nie mniej jednak znalazł się jakiś sprytny człowiek, który postanowił zrobić interes na tym niezwykłym