• Nie Znaleziono Wyników

Echo Trzeciego Zakonu Św. o. Franciszka. R. 6, nr 6 (1888)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Echo Trzeciego Zakonu Św. o. Franciszka. R. 6, nr 6 (1888)"

Copied!
68
0
0

Pełen tekst

(1)

W sirj|ili!l!lll!t!lltllllllllilli> l! tlllll! l!lli:in |;ill< tlll! ia > l|! I|l'.llill|||t|l!|ll|! l||)|n iittll||ll! l|) ]|ilin i:i|d ||) 9 !i|( ||< llii*

...r ~

- Rok VI. Grudzień 1888. Nr. 6.

T R Z E C I E G O Z A K O N U

Sw. O. Frnucimxka.

W ychodzi w zeszy tach m i e s i ę c z n i e i kosztuje i w i e ; w Krakowie 50 centów;

“ * przesyłką do Austryji 65 centów, do Niemiec I m. 50 fen., do Francyi i W łoch 2 franki,

do Ameryki */, dolara.

Pojedynczy zeszyt w Krakowie 5 centów, z przesyłką 7 ct. = . |4 fen.

Redaktor I Wydawca: Dr, Władysław Mlłkowskl.

.

MJDAKCTJA i ADMINISTRACYJA

Zy

w K S I Ę O A M I K A T O L I C K I E J <s Dra Władysława Atiłkowskitigo w Krakowie. @)_

: ... ... ... ....z

u iii t l l i i i i a i i | m i i m i i | | i t i i i ■ ii i i i i iii i i i i i i I I r

(2)

#*

-- --- ---|

SPIS RZECZY.

V Wiersz p. M. 0. S... 321

Fioretti, czyli kwiateezki św. Franciszka z As- syiu (0. r t . ) ... 324

Ks. Ja n Bosco (C. d .,)...344

K ro n iczk a... 301

B iblijografija... 373

O g ł o s z e n i e ... 383 Kalendarzyk.

W D R U K A R N I Z W I Ą Z K O W Ć J w K R A K O W IE pod zarządem A. Szyjewskiego.

-5H#

(3)

Tam z niebios gór, Gdzie duch się pnie, Anionów chór Dziś wzywa mnie.

W serca kwitnący maj, Miłości wiecznej r a j ! W Betleem żłób.

Ubóstwa łzą, Wśród walk i prób, Jest gwiazdą mą,

Zwiastuje duszy maj, Miłości wiecznej r a j ! Z Ogrójca pot;

Co barwi kwiat, Jak rosy splot, Orzeźwia świat

I głosi sercu maj, Miłości wiecznej r a j !

11

(4)

322

r * ❖ ‘a

Chrystusa krzyż I bólu jęk, Roznosi wszerz Kalwaryi dźw ięk:

Stad świta jasny maj, Miłości wiecznej r a j ! 1 świata chłód,

Serc ludzkich głaz, Jak zimnych wód Szmer, szepce wraz:

Po zimie błyśnie mąj.

Miłości wiecznej r a j ! A życia dzień,

Gdy serce śni, Lub grobu cień, Gdzie wiara lśni,

Odsłania duszy maj, Miłości wiecznej r a j ! Boleści zmrok,

Radości blask I śmierci krok,

Zmartwychwstań brzask, Wprowadza w szczęścia maj, Miłości wiecznej raj!

Więc życia snem I świata krą,

* 3- < -

V

(5)

- - m

--- Myśli mej tchem

1 dnclui skrą,

Wznoszę się w serca maj, Miłości wiecznej r a j ! Tara z niebios gór, Gdzie dnch się pnie, Aniołów chór Dziś, wzywa ranie.

W promienny szczęścia maj, Miłości wiecznej raj!

M . O. S.

(6)

324 —

--- HW*

I

FIORETTI

czyli

Kwiateczki świętego F ra n ciszk a z Assyźu,

Kronika średniowieczna.

(Ciąg dalszy, patrz: „Echo" Nr. 5 str. 271.) Z pośrodka ludzi, których P an Bóg ra­

czył wzbudzić do uskutecznienia tej reakcji, występuje ,św. Franciszek z Assyżu, jako ten, którem u poruczono do spełnienia mi- s jją najważniejszą i najbardziej im ponującą;

on bowiem był tym w ybrańcem Bożym, który m iał odnowić w obliczu tego świata tajemnicę odkupienia naszego, z całą potęgą jej c h w a ły ; oto racyja, a zarazem wytłu­

m aczenie jego cudów. To była teoryja, lecz w skutku, cóż widzimy w jego żywocie, tu ­ dzież w życiu jego pierw szych towarzyszów?

Oto to, co widział świat przed jedenastu wiekami, w osobie Jezu sa C hrystusa i Jego

y

(7)

— 325 —

--- :--- L_--- > ,*

A . A

A postołów: człowieka uw olnionego z wię­

zów natury, badacza tajników natury ludzkiej, a wreszcie człowieka, który zdołał zapano­

wać nad całą naturą, całego siebie jedynie Bogu oddając; a wszystko to osiągnął on jednym tylko środkiem , t. j. przez Krzyż.

Święty F ranciszek z Assyżu, — objąw­

szy raz Krzyż sw ego M istrza, — przy­

cisnął go z miłością do serca i nie chciał się z nim już rozłączyć; po za tem wszystko dlań obcem było. W idzi on koło siebie tłum bezrozum ny, zaślepiony rozko­

szami i żądzą uciech zm ysłowych, na dnie których nic innego nie znajduje, prócz za­

wiedzenia się w swych nadziejach i w yrzu­

tów su m ie n ia ; widzi następnie Franciszek ludzi chciwych, grom adzących ze w szystkich stron i skąd tylko mogą, bogactwa, których się stają form alnem i n ie w o ln ik a m iw id z i

0 1 1 także i tych niby am bitnych ludzi, go­

niących zagorzale za cieniem chwały, który jednak im ciągle um yka z pod ręki, chociaż już dosięgnąć go mieli.

Rzucając okiem na podobne zjawiska, zwraca wzrok na Krzyż Zbawiciela, — widzi, że Jezus C hrystus sta ł się Odku­

picielom świata przez przelanie swej krwi na szubienicy k rzy ża...; widzi Boga, acz ubogiego, tryjum fującego jednak nad boga- ctwy ziem i...; widzi nakoniec Zbawiciela, y --- ---- ----—*--- ~ »i*

(8)

32G

--- 5---1--- 2*«

A X

ukoronow anego cierniow ą koro n y napaw a­

nego urąganiem i szyderstw em ... i dlatego to sam, porzucając wszelkie przyjem ności, p ra ­ gnąc siebie udoskonalić, a ciało swe ułom ne i buntownicze podbić pod władzę d u c h a , depce nogam i wszelkie skarby, a ubóstwo uważa za jedyne swe dziedzictwo i przyci­

ska do serca jeszcze czulej swój Krzyż uko­

chany, a wraz z Apostołem , w Krzyżu tylko szuka swej chwały, m ądrości i potęgi. Zai­

ste, gorliw ym zwolennikiem Krzyża musi być ten, który u stóp Jezu sa C hrystusa znajduje zupełną swobodę ! To też filozoiija bez końca w ychwala ową swobodę, bierze w troskliw ą opiekę biednych niewolników Krzyża i stara się z nich uczynić ludzi, prawdziwie swobodnych, jakim w łaśnie był św. F ranciszek z Assyżu. O jakże szlache­

tnym i chw alebnym jesteś, sługo Boży, gdy Bóg jedyny je st twoją p o c ie c h ą !

Ja k już wyżej powiedzieliśmy, przez Krzyż j

przychodzi człowiek do znajomości natury.

Jeżeli bowiem w istocie dokładnie zbadam y | cel ostateczny wszystkich dzieł ręki Stw ór­

cy, przekonam y się, że każde stw orzenie posiada odpowiednie środki, przy pomocy [ których zdążą do swego przeznaczenia, al- j bowiem w całej przyrodzie panuje wszędzie ład i cudow na harm onija: wszystko się na­

wzajem uzupełnia’, najm niejsza istota ma j

V Y

* -6 ---c--- 5*»

(9)

- 327 -

® -< r---— :--- ><&

I f

sw ą racyją bytu i swoje przeznaczenie. Tak samo rzecz się ma ze św. Franciszkiem , tym nam iętnym miłośnikiem Krzyża, który zawsze i wszędzie szukał i upatrywał', jedy­

nie tylko swego M istrza Jezusa. P rzez las przechodząc, zwykł był wołać i po im ieniu przem aw iać do rosnących drzewek... a po­

tem ściskał ich w swych objęciach. Nic wreszcie nie było dlań obcem w całej przy­

rodzie; ptaszki zastępyw ały mu miejsce ro­

dzeństwa, a słońce nazywał swym najdroż­

szym bratem . I rzeczywiście: nie om ylił się w tym względzie nasz sługa Boży, albowiem zwierzęta i gw iazdy także są stw orzone na to, by czcić i uwielbiać swego Boga naj­

lepszego; a mimo naw et niższości swej natury, bynajm niej nie przeznaczono im za­

jąć pośledniejszego miejsca w oddawaniu należnej czci sw em u Stwórcy.

Nakoniec trzecią zaletą, jaką św. F ran ­ ciszek znalazł w Krzyżu, je st jego panow a­

nie nad całą naturą. Kiedy P an Jezus, cho­

dząc po świecie, rozkazywał żywiołom, uspokajał burzę, a fale morskie utw ierdzał pod swemi stopami i kiedy widział podziw i zdum ienie sw ych uczniów, w tedy zbliżał się do nich, a zasilając ich św iatłem wiary, polecał im, by tylko wierzyli, zapewniając ich zarazem, że ożywieni tą wiarą, będą

i

(10)

- 328 -

r

działali kiedyś w przyszłości jeszcze daleko - H » większe cuda.

i w istocie, więcej, jak w jedynaście wie­

ków potem, ubogi m nich zamyka się cały w sobie, i nie szukając niczego więcej, jak tylko cierpień i Krzyża, ale K rzyża z całą jego srom otą zarazem, sprawia, że cała na­

tura mu się poddaje. Zawołał on z psalm i­

stą P a ń s k im : „ W sum m ie ksiąg napisano 0 m nie, aby eh u c zy n ił wolą T w oje11 r ). I oto, co czyni Pan B óg? Zam ienia z nim ową rolę i służy sam... m nichowi, przyobiecując, że : „ Uczyni wolą tych, którzy się go boją 1 przem aw ia doń z ojcowską dobrocią:

„ S yn u , tyś za w zd y je s t ze m ną, i w szystkie dobra moje są tw oje11 3). Nie szukajcie za­

tem gdzieindziej sekretu owej potęgi, z jaką zapanow ał św. Franciszek nad stworzeniem żyjącem ; albowiem tą bronią wszechpotężną, a zarazem jed y n ą jego bronią, przy pomocy której podbił całą naturę, był... Krzyż, a w ie­

dzieć nam również wypada, że prawie wszy­

stkie cuda, jakie kiedykolwiek zdziałał, ró­

w nież jedynie w imię tego znaku były sp eł­

nione.

«*<-

•) Ps. XXXIX, 8 i 9.

2) Ps. CXL1V, 19.

3) Św. Łukasz, XV, 31.

---~sw#

(11)

329

»•<*

A nakoniec dla tych, których to słowa dotychczas nie zdołały przekonać, pozostaje nam jeszcze ostatnie słowo, które powinno być należycie zrozum ianem i trafić do serc ludzkich. Zapytujecie mię bowiem o przyczynę tej nadzwyczajnej miłości ubóstwa i w yrzeczenia siebie samego, o przyczynę, powtarzam , tego tak serdecznego w ynurza­

nia swych myśli, na widok tylu piękności przyrody, a wreszcie, w jaki sposób nasz święty przyszedł do władzy nad istotami żyjącem i? Otóż ja wam na to odpowiem, że przyczyna tego wszystkiego tkwi w mi­

łości, jak ą pałało ku Stwórcy serce św.

Franciszka. O miłości Boża, jakżeż wielką je ste ś! Nasze zim ne i ociężałe dusze dalekie są w praw dzie od tego, by pojąć, dobrze to, co zdolne, do pełnienia cnoty i co samo przez się je st w dzięczne: ale czuły i rozu­

miały co doskonale dusze tych ludzi, dla których największą pociechą było patrzeć, jak w skutek icli zapału i owej gw ałtow nej miłości, jak ą wrzało ich serce ku Bogu, ustępowało zwolna to wszystko, cokolwiek ich z ziemią wiązało. Ta to miłość właśnie była sprawczynią, — że nasz święty za­

pom inał o cierpieniach, którym się codzień poddawał, albowiem dla togo, kto praw ­ dziwie miłuje, nic nie masz trudnego. —

„Skoro tylko pierw szy prom ień łaski ukaże V

(12)

- 330 —

--- — --- —--- T się nad nami, mówi śvv. B a z y li1), um ysł> M

nasz, przejęty jakąś porywającą, słodyczą, traci natychm iast świadomość tego, co go otacza; i zapom ina w ogóle o w szystkich potrzebach cielesnych. A do tego stopnia w zupełności zwykliśmy oddawać się tym uczuciom, że w podobnych chw ilach je ­ steśm y zupełnie głusi na wszelkie inne w ra- żenia“. Pod w pływ em takiej to miłości Hoga w yw ierał św. Franciszek swój wpływ nieograniczony nad przeróżnem i zwierzętami, które zm uszała jakaś tajem na siła do zu­

pełnego poddania się jego woli. T a miłość Stw órcy była rów nież pobudką głów ną w jogo życiu do tego ustawicznego poświę­

cania się, iście chrześcijańskiego, bo posu­

niętego aż do heroizm u. W przystępie owego szału miłości nadnaturalnej, zaprze­

stał być już naw et panem siebie sa m e g o ; jedynie duch Boski utrzym yw ał go przy życiu i zdawało się, że jakaś tajem na siła nieprzezw yciężona nalega n a ń : siły zaś jego żywotne pochłaniał z dnia na dzień ów nigdy niewygasły żar miłości Bożej. A m i­

łością bliźniego będąc zjednoczony z Bo­

giem, sam staw ał się niejako Bogiem, we­

dle słów św. Paw ła, który powiedział, ż e : ') W komentarzu do IV. XL1V, L. (i.

«•<*

*

(13)

„kto się złącza z Panem , jednym duchem ;*

A zatem widzimy, że K rzyż i miłość, to dwa wyrazy, określające wr zupełności żywot św. Franciszka. Jeżeli, mimo to je ­ dnak, spotykam y ludzi, którzy zamykają oczy, by praw dy nie widzieć, uszy zaś, by jej nie s ły s z e ć ; jeżeliby znaleźli się tacy, powtarzam , którzyby w tej ciągłej łączności św. Franciszka z ducham i niebieskiemi, nic innego nie widzieli, jak tylko owoce jakiejś wybujałej fantazyi, w: jego zaś władzy nad całą p rz y ro d ą , upatryw ali działania jakiegoś rodzaju siły m agnetycznej, którzyby sobie wszystkie jego ostre um artw ienia ciała tłum aczyli, jako pochodzące jedynie tylko z pożałowania godnego fanatyzmu, to wcale byśm y ich w tym razie nie obwiniali, ale.

przeciwnie, żałowalibyśm y ich w całej szcze- rocie naszego serca, zasyłalibyśm y modły za nich do Boga, a nadto błogosławilibyśm y Stw órcę za to, że nam udzielić raczył tyle zrozum ienia i ciepła wiary w rzeczach, któro się odnoszą do cudów, zdziałanych przez Jeg o świętych.

Nie będziem y się tutaj rozwodzić długo nad naszym przekładem i nad trudam i, ja- kieśmy mieli do przezwyciężenia, chcąc od-

!) List do Korynt. VI, 17.

j e s t »).

1# < -

(14)

- 332 -

S ł< —— —— --- — — --- Adać rzecz w całej jej prostocie, tak treści,

jak i w yrażenia, którą w łaśnie odznacza się o ry g in a ł1) ; również nic nie w spom inam y o niesłychanych trudnościach, jakie nam nastręczała podobna praca, albowiem je­

dynie tylko ci — mogliby je należy­

cie o c e n ić , którzy znają dobrze tekst włoski. Jednakow oż twierdzim y, że były one tak wdzięczne, iż łatw o bardzo dały się pokonać. Pracow aliśm y bow iem nad p rzekładem „ F iorettów 11, jedynie w chwi­

lach wolnych od naszych studyjów; we „ F io- re tta ch u w łaśnie szukaliśm y w ytchnienia, a ten odpoczynek był nam zawsze miły. Za­

praw dę, długo jeszcze przypom inać sobie będziem y te dni, w których udawaliśm y się do sam otnego lasku, by tam tłu m aczy ć:

„cudowne n a u k i św. F ra n c iszk a , m iew ane do „braci m n iejszych 11, tudzieh do p ta c tw a ,

') W ielką korzyścią w tej pracy była dla nas ta okoliczność, żeśmy mieli pod ręką aż cztery różne wydania Fiorettów , a nadto dwa manuskrypty, Imrdzo dawne i wielkiej wartości, które się znaj­

dują w „ b i b l i j o t e c e k r ó l e w s k i e j “. Je ­ dnakże po największej części posługiwaliśmy się edycyją w eroneńską z r. 1828, która służyła za pierwowzór wszystkim innym wydaniom, uskute­

cznianym we Włoszech; atoli i teini wydaniami nie gardziliśmy wprzód, zanim nam nie wpadły w ręce jakieś lepsze źródła, któreby swą powagą przewyż- . szały poprzedzające.

Y --- --- 5-i®

(15)

- 333 -

Ęk--- sivego najm ilszego rodzeństw a11, a znajdując się w otoczeniu przyrody, która nam się przedstaw iała w całym swoim wdzięku, nie zaznaliśm y trudu, w zupełnem zrozu­

mieniu i przejęciu się uczuciami naszego świętego, tak dalece, że żadna poezyja nie wydawała nam się nigdy tak m iluchną.

O św. Franciszku z A ssy ż u ! składam ci tysiączne podzięki za ową pociechę, jakiej doznałem w rozważaniu twego cudownego żywota i twych cnót wzniosłych. Ale czyż mogę co z tego skorzystać dla zbawienia mej duszy?! Czyż, żyjąc na ziemi, podobnie jak ty św. Ojcze, w pokorze i ubóstwie, będę m ógł kiedyś otrzym ać w niebie koro­

nę wiecznćj nieśm iertelności?...

(16)

- 334 -

R O Z I) Z 1 A I, I.

W imię. P ana naszego U krzyżowanego J e ­ zusa Chrystusa i Jego Najświętszej Matki.

M aryi P anny!

R o z d z i a ł t e n z a w i e r a k i l k a m a-

•1’ y c li k w i a t e c z k ó w , p a r ę e u d o- wn y c h z d a r z e u i b u d u j ą;c y c h p r z y k ł a d ó w z ż y c i a s ł u ż k i C h r y s t u s o - w e g o, św. F r a n c i s z k a i k i l k u j e g o t o w a r z y s z ó w.

Ju ż zaraz na początku musimy uczynić tę wzmiankę, że św. Franciszek z Assyżu we wszystkich czynach i w calem swem życiu był w iernym obrazem Jezusa Chry­

stusa. I t a k : Zbawiciel, rozpoczynając swój zawód nauczycielski, w ybrał dw unastu Apo­

stołów, którym polecił gardzić światem i tem.

co jego jest, a w ten sposób postępować za Nim sam ym drogą ubóstw a i cnoty. Tak sam o św. Franciszek, również obiera dw u­

nastu towaryszów, czcicieli świętego ubó­

stwa. Jed en z dw unastu uczniów C hrystu­

sowych, wystawiony od P ana Boga na próbę,

(17)

kładzie koniec życiu swemu, wieszając się na drzewie, gdy jeden z towarzyszów św. F ran ci­

szka, b ra t Ja n z Kapelli, zostaje apostatą i zakończa swój żywot również przez pow ie­

szenie się.

Oto jaskraw y przykład dla wybrańców Pańskich, zagrzewający ich do pokory, a tem sam em i do bojaźni Bożej, gdyż widzą naocznie, iż nikt nie może być pew nym , że w ytrw a w łasce Boskiej aż do ostatka.

.Św ięci Apostołowie Chrystusow i święto­

ścią i pokorą swego żywota świat cały w po- dziwienie wprawiali, albowiem byli napeł­

nieni D uchem św.; tak samo i pobożni to­

warzysze św. Franciszka wielkością swych cnót olśniewali wszystkich, tak dalece, że od czasów apostolskich, nie słyszano dotąd 0 tak cudownych przykładach świątobliwości 1 pokory. Jed en z nich, mianowicie brat

Idzi, podobnie jak św. Paw eł, poryw any był do trzeciego n ie b a ; inny znów brat, im ieniem Filip Longo, poznał, że jak nie­

gdyś prorokowi Izajaszowi, tak i jem u teraz A nioł „oczyścił usta w ęglem ognistym ";

trzeci z porządku b rat Sylw ester, podobnie jak drugi M ojżesz, utrzym yw ał przyjazne stosunki z P anem B ogiem ; a czwarty, po- korniutki b rat B ernard, z tak wielką głębo- j kością objaśniał Ew angieliją św., że p odo-|

bnie jak św. J a n , ten orzeł ewangie-

i . . i

- 335 -

(18)

336

liczny, bystrością swego um ysłu zbliżał się, do światła m ądrości B ożej; inny nakoniec, brat Rufin, przedtem szlachcic assyski, zo­

stał uświęcony przez Boga samego, i jeszcze za życia, w niebie ukanonizowany.

A zatem, jak z całego tego szeregu wi­

dzimy, wszyscy pierw si uczniowie św. F ra n ­ ciszka, już zabłysnęli najwznioślejszym i cno­

tam i >).

R O Z D Z I A Ł II.

Brat Bernard Quintavalle, pierwszy towa­

rzysz św. Franciszka.

Pierwszym tow arzyszem św. Franciszka był brat B ernard z Assyżu, który się na­

wrócił w następujący sposób. Św. F ran ci-

') Pierwszymi dwunastom a towarzyszami św.

Franciszka byli następujący: Bernard z Kwintawalli, Piotr z Katany, Idzi (przez dawnych autorów fran­

cuskich nazwany także „Gilles"), Sahaltini, Moriko, Jan z Kapelli, Filip Longo, Jan od św. Konstancyi, Barbaro, B ernard Wigilancyjusz, a nadto ojciec Sylwester i Anioł z Taukredu I często też będzie­

my mówili o nich, a zwłaszcza o tych, których mieliśmy sposobność najlepiej poznać.

V

i

(19)

337

szek nosił jeszcze świecką suknię, kiedy już zaczynał opowiadać w zgardę świata, w yrze­

czenie się siebie samego, tudzież p o k u tę ; już w tedy wielu uważało go za pozbaw io­

nego rozumu, a sam widział, jak z niego szydzono, jak go w ypędzano gradem ka­

mieni i jak go tak obcy, jak krew ni, okrywali szyderstw y. Jednakow oż tyle naw et zniewag nie zdołało w yprowadzić go z cierpliwości, gdyż święty przyjm ow ał je w szystkie z nieczuło- ścią głuchego i niemego. Tak stałe i heroi­

czne zaparcie siebie sam ego żywo zajęło B ernarda, obywatela m iasta Assyżu, pocho­

dzącego z rodu szlacheckiego i pow szechnie znanego z głębokiej wiedzy, a przytem i z fortuny. Zastanow ił on się głębiej nad rodzajem życia św. F ranciszka i pom yślał sobie: że przecież jogo cierpliw ość musiała być niezachwianą, kiedy tenże, przez tyle lat od całego świata odrzucony i w zgar­

dzony pozostał. A zatem tak powiedział s o b ie : praw dziw ie niem ożebnem b y ło b y , żeby ten człowiek od Boga wielkich łask nie otrzym ywał. I tego sam ego wieczora zaprosił św. Franciszka do siebie, nam aw ia­

jąc go, by zechciał u niego zamieszkać.

Franciszek przyjął zaprośm y. Chcąc z tej sposobności skorzystać i zbudować się świę­

tością jego, przygotow ał B ernard dla świę­

tego łóżko w swojej sypialni, w której się

(20)

— 338 -

ą,<s--- — > .«

ł 1

m ała lam pka noc cala zaw jze paliła. Otóż (święty, nie chcąc zwracać na siebie uwagi, zaraz, jak tylko przyszedł, kładł się do łóż­

ka i udaw ał, że zasypia. Tymczasem B er­

nard czynił to samo i zaraz zaczął chrapać, tak jak człowiek, który śpi głęboko. Św.

Franciszek, oszukany tym fortelem , sądząc, że B ernard już śpi napraw dę, zryw ał się nagle z łoża, klękał, wnosił oczy i ręce do nieba i w świętym zapale • w o ła ł: „ lióy m ój i wszystko ntojcu ! I tak upokorzony zostawał aż do rana, pow tarzając tylko te wyrazy, a przytóm wylewając łez potoki. Po- dobnem i uczuciami był przejęty, pod wpły­

wem ko n tem p lacji i rozważania doskonało­

ści Boskiego M a jestatu ; wiedział 011 dobrze, że P an Bóg raczył się ulitować nad zgu­

bionym rodem ludzkim, a nadto wiedział także, że Stwórca, za pomocą swego ubo­

giego sługi, jem u sam em u przynosząc zba­

wienie, zarazem od złego i innych wyleczy.

Dlatego też Duchem świętym, czy też może jakiem ś proroczem natchnieniem oświecony, przew idując owe wielkie rzeczy, jakie kie­

dyś miał Stwórca spełni*'; przez niego, tu ­ dzież przez jego z a k o n ; a zarazem rozwa­

żając swą nieudolność i niedoskonałość swych cnót, błagał W szechm ocnego, by przez swoje miłosierdzie i wszechpotęgę, bez których ułom ność ludzka nic zdziałać nie może, ze- --- - ->

(21)

— 330 -

---^

chciał m u pomódz w w ykonaniu jego dziel a, do spełnienia którego sądził, iż jest nie­

zdolnym.

Tym czasem b rat Bernard, widząc przy blasku lampki, z jakiem przejęciem się św.

F ranciszek modły zasyła do P an a Zastępów i zwracając baczną uwagę na słowa jego modlitwy, uczuł w sobie jakieś w ew nętrzne poruszenie i działanie Ducha św., które go natchnęło do popraw y życia. Pod tem w ra­

żeniem jeszcze zrana zaraz, w te słow a ode­

zw ał się do swego id e a łu : „Bracie F ran ci­

szku, czuję, iż jestem stanowczo powołany do porzucenia świata i zaraz też dzisiaj pójdę za głosem , który do m ego serca za­

p u k ał."— A św. Franciszek, pełen radości, tak mu odpow iedział: „Bracie B ernardzie, za­

miar, który powziąłeś, je st wielkiej w agi;

trzeba się w pierw Boga poradzić i prosić (io. by nam sw ą wolę raczył objawić i po­

d ał nam środki do w ypełnienia' tego za­

miaru. Pójdziem y więc obaj razem do ka­

ted ry , tam poprosim y jednego świątobli­

wego kapłana, by odpraw ił mszę św. na naszą intencyją, a. po wysłuchaniu jej, po­

zostaniem y jeszcze na modlitwie aż do tereyi;

teraz dopiero poważymy się zapytać Pana o .lego wolę, otwierając trzy razy mszał, a P an Bóg z pew nością okaże nam sposób, do którego stosując się, spełnim y Jeg o wolę-1.

ł " ' y

<*■•<---:--- — --- ---» • «

(22)

8*« — 340 —

B ern ard przyjął tę propozycyją i udał śię za św. Franciszkiem do kościoła katedral­

nego ; tutaj w ysłuchali mszy św. i trw ali na modlitwie aż do tercyi. W tedy, na pro­

śbę świętego, wziął czcigodny kapłan mszał do ręki, a zrobiw szy w pierw nad nim znak krzyża św., otw orzył księgę w imię P ana naszego Jezu sa C hrystusa. Za pierwszem otw orzeniem znalazł te słowa, które C hry­

stus w yrzekł był do ew angielicznego mło­

dzieńca, pytającego o drogę do doskonało­

ści: „J e ś li chcesz być d o sko n a łym , idź, sprzedaj, co m asz i d a j ubogim... i p ójdź za m n ą 11 '). Drugi raz otworzywszy mszał, przeczytał ów kapłan znów inne słowa, mianowicie te, które wypowiedział Jezu s C hrystus do Apostołów, wysyłając ich na opowiadanie Ew angielii ś w .: „ I rozkazał im , aby nic n a drogę nie brali, jed n o tylko łaskę, a n i kalety, a n i chleba, a n i p ien ięd zy w trzosie“ 2), który tą przestrogą chciał im zalecić, by całą sw ą nadzieję w Bogu poło­

żyli i aby się poświęcili jedynie opowiada­

niu Ewangielii. Nakoniec, za trzeciem otw ar­

ciem mszału, napotkali znów słowa Chry­

stusow e: „ Jeźli kto chce iść za m ną, niech sam siebie zaprze i w eźm ie k rzy ż swój, a

*) Mai. XIX, 21.

2) Marek VI, 8.

<0®

(23)

->* - 341 ---- -———--- —---—-— --- — 1 A naśladuje jwtę*1). S\v. Franciszek, zwróciw­

szy się teraz do B ernarda, w te odezwał się sło w a : „Oto masz, bracie, radę, którą ci podał C h ry stu s; idź więc wykonać to, coś usłyszał, a zarazem niech będzie błogosła­

wione imię P an a naszego Jezusa Chrystusa, który ci raczył wskazać swą radę ew augie- liczną“. Ponieważ B ernard był bardzo za­

możny, powziął więc myśl sprzedania tego wszystkiego, co posiadał i zrobił to natych­

miast. N astępnie, przy pomocy św. F ran ci­

szka, śpieszył z rozdaw nictw em jałm użny ze sw ego majątku wdowom, sierotom, wię­

źniom, zakonom, chorym i pielgrzymom.

Pew ien człowiek, im ieniem S y lw e s te r’), widząc jak św. Franciszek z nieopisaną hoj­

nością, własnoręcznie jałm użny ubogim roz­

dawał, przyszedłszy doń, wiedziony chciwo­

ścią, tak się odezw ał: wiesz dobrze, żeś

> wcale mi nie zapłacił za kam ień, którego ci dostarczyłem do restauracyi k o ścio ła2);

') Mateusz XVI, 28.

') Ksiądz Sylwester s ta ł się następnie jednym z dwunastu towarzyszów św. Franciszka.

2) Był to kościołek św. Damijana, który św.

Franciszek własnemi siłami odnowił. Jednego dnia, j

gdy w tym kościółku modlił się przed krucyfiksem, | patrząc nań oczyma pełnem i łez, nagle głos po-1

Y 4

--- — --- J,

(24)

r

skoro tedy; obecnie znajdujesz się w posia

- - - : *1

- 1

daniu pieniędzy, a więc zwróć mi moje na- J leżytość. Św. Franciszek, zdziwiony na wi­

dok takiej chciwości, nie chciał już dłużej dysputow ać-z owym człowiekiem, a będąc wiernym stróżem Ewangielii św ., sięgnął natychm iast ręką do w orka brata Bernarda, I a wziąwszy garść srebra, dał ją Sylwestrowi. I m ówiąc: „jeśli ei jeszcze to nie wystarczy, to później resztę dostaniesz.". Tą wielką wspa­

niałomyślnością oczarowany, Sylw ester już więcej nie żądał i w rócił do siebie. Tym ­ czasem w domu, rozważając swój postępek i myśląc o tej świętej gorliwości brata Ber­

narda, poczuł straszliw e wyrzuty sumienia, które go trapić poczęły. Przez trzy noce od tej chwili m iew ał on widzenie, w którem przedstaw iał mu się -św'. Franciszek z krzy- I żem złocistym, który z jego ust wychodził:

w ierzchołek tego krzyża zwrócony był ku niebu, a ram iona jego rozciągały się z za­

chodu na wschód. Sylwester, w spom nianem widzeniem zwrócony na praw ą drogę, i on również, z miłości ku Bogu, rozdał wszy­

stko, co posiadał, został „bratem m niejszym 11,

w stał, a św. Franciszek te słowa trzy razy usłyszał:

„Franciszku, idź dom mój naprawiać, o którym wiesz, że do upadku się chyli“. Święty usłuchał też natychm iast tego głosu, który z niebios pochodził.

Y V

# •« --- > # - 342 -

(25)

a z biegiem czasu świętość i łaski, jakie od P ana Boga otrzymał’, doszły do tego punktu, iż stosunek, jaki go z Bogiem łączy.], takim był, jaki jedynie m iędzy przyjaciółm i istnieć może. Św. Franciszek po kilkakroć świad­

czył o tym cudzie, o którym zresztą bę­

dziemy jeszcze mieli sposobność później po­

mówić. B ernard odznaczał się również nie­

zm ierną gorliwością: często nań P an Bóg ekstazy dopuszczał ; a św. Franciszek w y­

rażał się o nim, iż zasługiw ał na cześć naj­

głębszą i był praw dziw ym założycielem za­

konu. On to, w istocie, był pierwszym , który świat opuścił w całości, i bez żadnego za­

strzeżenia, rozdawszy na ubogich w C hry­

stusie wszystko, co posiadał; a zaledwie wstąpił do szkoły, św. ubóstw a ewangieli- cznego, odarty z całego swego mienia, rzu­

cił się w ramiona Ukrzyżowanego, który niech będzie błogosławiony po wszystkie wieki wieków. A m en. (1). e. 1 1.).

V y

-> * ft

w-s-

(26)

- 344 -

---

K s . J A N B O S C O .

(Ciąg dalszy, patrz: „Echo" Nr. o, str. i!83).

Zakres naszego opowiadania zbyt je st cia­

sny, abyśmy mogli wszystkie cuda spisać, któremi Pan Bóg opiekę swoję nad dzie­

leni ks. Bosco udowodnić raczy!. Czytelni­

ków, pragnących dokładniej zbadać cudowne pochodzenie i rozszerzenie się tego dzieła miłości chrześcijańskiej, m usim y odesłać do opisów obszerniejszych. My zaś ograniczyć się musimy na paru znanych i niezaprzeczo­

nych faktach, które dla oka niezamąconego cynizmem lub zwątpieniom, wystarczą, aby poznać i wielbić Boga w dziełach Jego.

Baron Cetta, bankier turyński, był um ie­

rający. Gdy przyszedł do niego ks. Bosco, chory podał mu rękę, mówiąc:

„Już po raz ostatni widzimy s ię , bo za chwil kilka um rę.

Ks. Bosco odpowiedział na t o :

j |;< 5 - ---

. i

(27)

- 345 -

$hS--- 3-tf A

„Nie, baronie, to tak prędko jeszcze nie nastąpi. M atka Nąjśw. potrzebuje twojej po­

mocy przy budowie kościoła. Powiedz, co- byś uczynił, gdyby cię uzdrow iła?

„Dawałbym miesięcznie 2.000 franków przez pół roku na Jej kościół.

„Odwagi więc, baronie, biegnę do ora- toryjum i zabieram wszystkich do m odlitw y”.

We trzy dni baron Getta przybył do ora- toryjum i przyniósł pierw szą ratę obiecanych pieniędzy, która stała się tylko zadatkiem jego wspaniałom yślnej ofiarności dla orato- ryjum.

Pewien m łody wojskowy przybył raz do ks. Bosco w dzień M atki Boskiej W spom o­

żenia, prosząc go, drżącym i stroskanym głosem, aby umierającej żonie zdrowie wy­

prosił. Ks. Bosco, dodawszy otuchy wojsko­

w em u, kazał mu uklęknąć i z nim razem odmówić modlitwę do M atki Boskiej Wspo- możycielki. Oficer, uczyniwszy to, odszedł.

Za godzinę jednak w rócił i z radością oświadczył, że w chw ili, kiedy modlił się z ks. Bosco, żona jego, którą zostawił um ie­

rającą, w stała z łó ż k a , kazała sobie suknie j podać i ubrawszy się zupełnie, zdrowa na przeciw niego wyszła. W dowód zaś wdzię­

czności, przyniósł na ofiarę Matce Nąjśw.

złotą b ransoletę, którą żonie swój w dzień ślubu ofiarował.

V

& < - --- --- ---- ... ... -- -> • #

(28)

Podaliśm y tutaj parę faktów, z tej liczby nadnaturalnych w yzdrow ień, które były także powodem wielu nawróceń. Ludzie, których wiara już całkiem była wygasła, widząc tak jaw nie potęgę m odlitwy i cnoty, wracali do przekonania, że je st nad nimi Bóg, który czeka naszego wezwania, aby nam swojej udzielić pomocy. Jeśli Matka Boska W spomożycielka nie zawiodła nigdy nadziei ks. Bosco, gdy .Ją błagał o szcze­

gólno łaski dla cierpiącej ludzkości, to je ­ szcze wyraźniej udzielała mu swej pomocy w dalszym rozwoju jego dzieła. Często bowiem, w chwili rozpoczęcia nowego kościoła lub zakładu, kasa okazała się pustą. Gdy tak na żadną ludzką pomoc liczyć nie było można, ks. Bosco udaw ał się do Matki swojej najmilszej, z silną ufnością, że wy­

słuchanym będzie i rzeczywiście zawsze, w chwili najtrudniejszej, w pływ ały niespo­

dziewane fundusze.

Pew nego razu , oratoryjuin miało zapła­

cić 125 franków podatku. Ks. Rua, prefekt i w ierny pom ocnik ks. Bosco, darem nie szu­

kał pieniędzy; kasa była pustą. U dał się do ks. Bosco, lecz ten podobnie funduszów nie posiadał i tylko polecił modlitwy do Matki Boskiej W spom ożenia. Po niedługiej chwili, nieznany pan, zapukawszy do drzw i, prosił o zaprowadzenie go do ks. Bosco, a gdy

(29)

r - - ? t ten wyszedł do niego, oddał mu papier, w którym było zawiniętych 125 franków.

Gdy pieniądze te odesłano do poborcy, już właśnie egzekucyja była w drodze do ora­

to ryju ni.

j>om turyński był w inien przedsiębiorcy 3.000 franków. Ton ostatni, zniecierpliw iony dłuższem czekaniem, przyszedł do oratory- j u m , żądając z gniew em swojój zapłaty.

Kiedy mu odpowiedziano, że pieniędzy nie m a, kazał zaprowadzić się do ks. Bosco.

W prow adzono go więc do p rzed p o k o ju , w którym już kilka osób czekało, które kolejno do ks. Bosco wchodziły. Ledwie usiadł, bardzo rozgniewany, wszedł jakiś pan, mówiąc, że musi widzieć się zaraz z księ­

dzem Bosco. Na tłum aczenie, że tylko po kolei można się z nim rozm ów ić, odrzekł, że czekać nie może. Istotnie, sam sobie

■' drzwi otworzywszy, stanął przed ks. Bosco i podał mu mały pakiecik, mówiąc, że nie może bawić dłużej i prosząc o modlitwę, (idy ks. Bosco pakiecik rozwinął, znalazł w nim 3.000 franków, które natychm iast przedsię­

biorcy odesłać polecił.

•Jeśli Pan Bóg w spierał widocznie tych, którzy życzliwość swoję dla zakładów sale- zyjańskich ofiarnością okazywali; przeciwnie,

| karał', naw et już w tem życiu, ty ch , którzy - 347 —

(30)

- 3*3 -

»•<---~><m

$ I

spoglądali nieprzychylnie na to dzieło mi­

łosierdzia.

M argrabia Cadur, szef policyi turyńskiej, dwa razy usiłow ał zam k n ą ć ' oratoryjuin; po drugiej próbie dostał silnej podagry i um arł.

Gdy oratoryjuin przeniosło się do św.

Piotra w O kow ach. proboszcz, niezadowo­

lony z głośnego sąsiedztwa, postarał się o usunięcie zakładu. Nastąpiło to zaś w sku­

tek nam owy służącej proboszcza, która go ciągle przeciw b a n d z i e n i c p o n i ó w buntow ała, a ks. Bosco nieraz obelgami obrzucała. Lecz palec Boży dotknął ich wkrótce, bo proboszcz, po napisaniu skargi, tknięty apopleksyją, we dw a dni um arł.

Pew ni zamożni państwo, nie mając dzieci, po dziesięciu latach pożycia małżeńskiego, udali się do ks. Bosco z prośbą, aby im potom stwo wyprosił. Po odprawionej no­

wennie przez świątobliwego kapłana wraz z dziatwą, prośba została w ysłuchaną i w krót­

ce urodził się s y n , którego przyjście na świat powitano św ietną zabawą i ucztą.

O biednych dzieciach na Valdocco nikt je­

dnak nie pam iętał. Po paru latach, ks. Bo­

sco, biedą przy naglony, udał się do szczę­

śliw ych rodziców, prosząc o w sparcie dla swoich wychowańców. Ale oświadczono mu, że teraz są tak liczne w y d a tk i, że nie ma pieniędzy dla ubogich i później może pety-

ł ' x

« .« ---

(31)

fKr

r --- cyja jego załatwioną będzie. N ie s te ty ! dzie­

cko zachorowało na anginę, a ledwie n ie ­ szczęśliwi rodzice zdążyli do ks. Bosco, p ro ­ sząc go o m odlitw ę, przybiegł służący z wiadom ością, że chłopczyk już nie żyje.

Szatan wścieka się ze złości, widząc rozsze­

rzanie się królestw a Bożego na ziemi i z szczególniejszą zapalczywością czyha na tych, którzy mu w ydzierają dusze ludzkie.

Chcąc więc przeszkodzić w tem kapłanow i,, który te m łode dusze łow ił z toni występku, skusić zdołał ludzi przew rotnych, którzy usiło­

wali kilka razy życie odebrać ks. Bosco. Byli to zwykle pijacy, gracze, w ogóle wy rzut ki społeczeństw a, którzy dawniej na Valdocco schadzki swoje u rz ą d z a li, a którym orato- ryjum stanęło na przeszkodzie; oni więc w ten sposób zem stę swoję w yw rzeć usiło­

wali. Ale wrobec opieki M atki Najśw., potęga piekła okazała się bezsilną: Razu pewnego, gdy w czasie katechizacyi ktoś strzelił przez otw arte okno, kula, przeszedłszy między ręką a piersiam i, sutannę przedarła i o m u r sp ła­

szczyła się, nie zraniwszy ks. Bosco. Kiedy raz także zajęty był dziatw ą, ktoś rzucił się na niego ze sztyletem , ale ks. Bosco cudem praw dziw ie uciec zdołał do swego pokoju, nie doznawszy niczego złego.

O patrzność dała mu także stróża widzial­

nego w stw orzeniu, które w sposób nie- Hg---

- 349 -

(32)

I

350 -

---— » l f

A A

zwykły przywiązało się do niego. Był to w ielki, szary pies, który raz przyłączył się do ks. Bosco, gdy ten, późno wieczorem, do domu powracał. Ks Bosco zrazu p rz estra­

szył się go. nie gdy pies zaczął się łasić, pozwolił mu towarzyszyć sobie w wycie­

czkach, w których później nieraz mu życie wyratował.

Gdy raz w racał w noc ciem ną do ora- .toryjum, został napadniętym przez dwóch lu d zi, z których jeden mu płaszcz na g ło ­ wę zarzucił, a drugi usta zatkał i krzyczeć nie dozwolił. Ks. Bosco sądził, że śm ierć zbliża się , gdy nagle s z a r y rzucił się na napastników, z których jeden uciekł, drugi zaś. obalony na ziemię i za gardło zębami psa ściśnięty, błagał ks. Bosco, aby zwierzę odwołał, bo go udusi. Ks. Bosco przyzw ał więc psa, który dopiero wtedy puścił swoje otiarę. Podobnie spraw ił się poczciwy pies z kilkoma n apastnikam i, którzy, w kije uzbrojeni, napadli w nocy ks. Bosco na ulicy. W obec licznej zgrai, nie było mo­

żności obronienia się sam em u; lecz niespo­

dzianie znalazł się s z a r y , który głosem strasznym i ostrem i zębami wkrótce rozpró-

| szyć ich zdołał. W ten sposób coraz jaśniej O patrzność niejako dowieść światu chciała, jak mitem Jej je st dzieło ks. Bosco, na któ-

! rem spełniały się słowa Chrystusa, o Ko- ł --- —- ---——...

(33)

351 -

m * ---■— 3m«

t . • ,

i ściele w yrzeczone: Z e b r a m y p i e k i e l n i e

| g o n i e p r z e m o g ą . Kościół katolicki je st zgrom adzeniem wszystkich chrześcijan- j katolików na św iecie; je st on zarazem m atką 1 ich, wydającą na świat liczne potomstwo,

nie z w o l i c i a 1 a, l e c z z d u c h a zro­

dzone. Są to owo młode latorośle, które z tej w innej macicy żywotność swoję cią­

gną: zgrom adzenie m i ł o ś c i i m i ł o s i e r ­ d z i a , które nie orężem i siłą, lecz cierpli­

wością, słodyczą i pokorą, zwycięstwo Matki swej Kościoła zdziałać mają. Uzbrojone tą dwoistą bronią, w ystępują do walki, na wszel­

kie pociski odpowiadając m odlitwą, pracą i um artw ieniem . Połączone z M atką w tej walce przeciw piekielnej p o tę d z e , razem z Nią w spólnóm cieszyć się będą kiedyś zwy­

cięstwem. Prześladow anie, które Kościół ka­

tolicki i pow stałe w nim zgrom adzenia za­

konne przechodzą, są w łaśnie cechą świę­

tości i Boskiego ich pochodzenia. Chrystus Pan, w ciągu swego żywota na ziemi, był nieustannie prześladow any i dopiero na krzy­

żu podniesiony, pociągnął wszystkich do sie­

bie; podobnie Kościół katolicki w ogólności i zakony w szczególności, o tyle do siebie t. j. do Boga dusze poryw ają, o ile cier­

pieniem i prześladow aniem jwznoszą się ku niebu. W śród rozlicznych przygód, dzieło salezyjańskie rozszerzało się po świecie; F ra n -

--- --- ~ s g

(34)

--- ---5H«

A /

cyja, H iszpanija, W łochy, Am eryka Połu­

dniowa są. świadkam i poświęcenia i gorli­

wości kapłanów salezyjanskich, którzjr, prze­

jęci duchem swojego założyciela, duchem miłości, pokoju i łagodności, zdołali sobie zdobyć serca okrutnych i dzikich ludów.

Dowodem tego liczba ochrzczonych aż do r. 1886 Patagonów , która wynosiła 18.000 dusz. Kapłanów, którzy wyszli z zakładów ks. Bosco, jest przeszło 6.000; dzieci zaś.

wychowujących się w licznych dom ach Eu ropy i Am eryki przeszło sto tysięcy!

Ponieważ wiele osób świeckich, oceniając pracę i poświęcenie ks. Bosco, zaczęło po­

m agać mu, stosownie do możności swoich, w kształceniu, i w spieraniu opuszczonych chłopców, założył on więc s t o w a r z y s z e- n i e w s p ó ł p r a c o w n i k ó w i w s p ó ł ­ p r a c o w n i c św. F r a n c i s z ka S a 1 e z e- g o i napisał dla nich ustaw ę, którą Ojciec św. Pius IX przyjął; a stowarzyszenie pod­

niósł do tercyjarstw a, udzieliwszy mu boga­

tych odpustów. Członkowie tego stowarzyszeń ia wielkie usługi oddają instytucyi ks. Bosco;

wspierając czynnie i m ateryjalnie zakłady, w których biedne i opuszczone dzieci kształ­

cą się nie tylko m oralnie, religijnie i um y­

słowo, ale także uczą się rzem iosła, w edług w łasnych zdolności i skłonności, wyrabiając się na ludzi nietylko nieszkodliwych, lecz,

• K --- — *

(35)

- 353 -

--- — --- -—

przeciw nie, użytecznych społeczeństw u. Co­

rocznie 45.000 dzieci wychodzi z zakładów, a tyleż nowych wchodzi; wielu z nich wy­

robiło sobie zaszczytne stanowisko, inni zo­

stali w skrom nem położeniu, lecz pew nem j e s t , że: a n i j e d e n n i e b y ł n i g d y a ni

ś c i g a n y , a n i s k a z a n y s ą d o w n i e .

Ks. Bosco był nietylko założycielem , lecz prawodawcą, adm inistratorem , kierownikiem

i duszą całej instytucyi. Przy bardzo wątłem drowiu, potrafił tru d n ić się i wiedzieć o wszystkiern. Sam cały plan nauk urządził, a m etodę miłości i łagodnego prowadzenia starał się wpoić w kapłanów, którzy mu byli pom ocnem i i po jego śm ierci mieli dzieło dalej prowadzić. W ynik jasny i dodatni tego kierownictwa dowodzi głębokiej w ks. Bosco znajomości serc ludzkich i dziecinnych.

K apłani i nauczyciele salezyjańscy, porywając serca dzieci, bez kar i ostrego napom inania, dochodzą do nadzwyczajnych rezultatów po­

słuszeństw a i karności.

Ale ojcowskie serce ks. Bosco, czuwając nad opuszczoną dziatwą płci męskiej, nie zapomniało o biednych dziewczynkach, które podobnej opieki potrzebowały. Założył w ię c ' Zgrom adzenie C ó r e k M a r y i W s p o m o ­ ż y c i e l k i, które poświęciło się wychowaniu dziewcząt i utrzym yw aniu ochronek. P ierw ­ szy zakład żeński pow stał w M ornese, w dy-

12 '

** —

--- - H M *

(36)

- 354 —

V-<* -;•«

i_ * k

jecezyi A e q u i; przełożoną zaś jego była M aryja Mazarello, która w r. 1881 zm arła w stanie świętości. Pochodziła ona ze stanu w łościańskiego; czysta jej dusza rozwijała się pod w pływ em łaski B o żej, jak polny kwiatek, prom ykiem słońca ogrzany. Serce jej, ogniem miłości Bożej przejęte, w m ło­

dym i dziecinnym praw ie wieku odczuło już rozkosz dusz w ybranych, które u stóp ołtarza w Ę ucharystyi cały i jed y n y świat szczęścia swego znajdują. Dusze takie są praw dziw em i uczennicam i P ana Je z u sa , bo zresztą skrom ne i ukryte ich stanowisko na inne wykształcenie im nie dozwala; a jednak stworzyć mogą księgi bojaźni i mi­

łości Bożej (tej największej mądrości), wy­

dając na świat tajem nicę i treść chwil, w któ­

rych sam na sam z Bogiem głosu Jego słuchały. A ponieważ miłość Boża jest ro­

dzicielką każdej czystej i wzniosłej miłości, więc M aryja M azarello wyniosła z P rzy­

bytku Pańskiego pragnienie poświęcenia się bliźnim. W chw ilach w olnych od pracy, gro­

m adziła młode dziewczęta, uczyła je szyć i w spólnie z niemi odm awiała modlitwy. — W krótce jed n ak P an Bóg pow ierzył jej szer­

sze pole działania; spow iednik jej, poznawszy ks. Bosco, spowodował m iędzy nimi spot­

kanie. Ks. Bosco poznał zaraz do czego O patrzność tę duszę przeznaczyła i pod jego

y . . . ^

- -- ■ ... ... . ... ... . ?

(37)

— 355 —

n A

kierownictwem została niebaw em przełożoną Zgrom adzenia Maryi W spomożycielki, które, pod w pływ em jej serafickiego se rca, miłości i miłosierdzia rozpoczęte, na wzór Selazyja- nów, dzieło swe po całym świecie rozszerzyło.

Maryja Mazarello, duchem ks. Bosco oży­

wiona, zdołała natchnąć nim córki swoje, które obecnie w 400 domach, w dwóch świa­

tach , pracą i poświęceniem, zdobywają so­

bie cześć i podziwienie.

Powstało jeszcze stow arzyszenie M aryi W spomożycielki, złożone z osób świeckich, którego celem je st pom aganie dorastającej młodzieży, pragnącej poświęcić się stanowi duchow nem u.

Tak więc duch ks. Bosco, ten d uch praw ­ dziwej chrześcijańskiej miłości, z właściwą sobie obfitością, coraz nowsze tw orzył gałęzie na niebotycznem drzew ie miłosierdzia, które zbawiennym cieniem wiary zasłaniać ludz­

kość miały od skw aru tchnienia piekielnego. | Gdy chodziło o kształcenie i um oralnie- nie młodzieży, ks. Bosco wielkich używał środków dodatnich; sam myśląc o wszy- stkiem, sam wszystkiem kierując. Wiedząc, jak dobrym czynnikiem w tym względzie są książki o zdrowej treści i dzienniki, kie­

rujące się zasadami wiary i uczciwości; z dru­

giej strony, bojąc się złego w pływ u przew ro­

tnej prasy i gorszących książek, począł wy- i ---— ---

(38)

r --- dawać pismo pod nazw ą: P r z y j a c i e l d z i e c i . P otem kazał drukow ać rozmaite zdania m oralne, które na oderw anych k art­

kach rozszerzał między m łodzieżą i star­

szymi.

W r. 1853 rozpoczął wydawanie m iesię­

cznego czasopism a: C z y t a n i a k a t o l i ­ c k i e , treści m oralnej, religijnej i apolo- gietycznej, które, po kilkunastu latach, liczyło 15.000 prenum eratorów . Lecz jeśli ks. Bosco każdej broni używ ał, aby bronić w iary ka­

tolickiej i rozszerzać Kościół C hrystusa, to nieprzyjaciele jego, na każdem stanowisku opór mu stawiać usiłowali. W obec wielkiego w pływu, jaki w ydaw nictw a te wywierały, sta­

rali się odwieść ks. Bosco od tej pracy, do­

wodząc, że więcej szkody, niżeli pożytku przynosi. Przychodzili więc do niego na dy­

sputy, często go naw et obelgam i obrzucali, ale on nigdy nie dał się przekonać i pe­

wnością swoich argum entów , oraz cierpli­

wością nadzwyczajną zawsze zwycięsko wy­

chodził z tych walk. Oni zaś coraz większą nie­

nawiścią przeciw św iątobliwem u kapłanowi przejęci, niejeden napad na życie jego po­

stanowili, które to zamiary O patrzność roz­

wiać zawsze raczyła. Ks. Bosco i synowie jego, troszcząc się o zbawienie dusz i strzegąc je od w ystępku i świata toni, pam iętali rów ­ nież o wypełnianiu uczynków miłosierdzia,

j '

#*<--- --- ^

— 356 -

Cytaty

Powiązane dokumenty

niejszych, najpokorniejszych, najgodniejszych, dla posługi tamtych. Zastrzegam też, by, prócz prowincyjała i jego towarzyszów, nikt tu nie przychodził. Rozmawiać mogą

liczcie te dusze, które winno zbawienie swoje waszemu przykładowi, łzom i modłom, a ponieważ wiernie strzegliście skarbu wam powierzonego, aczkolwiok małego, uczynię

wieństwa. Ale kto poznać może, że jest rzeczywistym sługą Bożym? Jeżeli nie ma nic ponad służenie Bogu, nic też trudniejszem być nie może nad rozpoznanie,

już na długie lata przedtem pochwalił dowód miłości, jaki złożyło kilku chrześcijan, którzy, ofiarując swe osoby w miejsce innych, poddali się pod jarzmo

dzę dalej tego rachunku. Wszakże, któżby się ośmielił tw ierdzić, że 011 koniecznym nie jest? Gdyby każdy z nas chciał go na prawdę uczynić, otrzymałby

dzieć, że jeżeli Ojciec św. Oto jest pomieszanie i naciąganie pojęć. d., które inaczej określa nauka, a inaczej profani. Dopóki ci ostatni nie poddadzą się

stających, zaopatrzonych w podwójny zamek i zawiasy, aby w nocy szczególniej były zamknięte na dwa k lu cze, z których jeden znajdować się będzie u

uszowa miała się odprawić przy zamkniętych drzwiach, których strzegły warty zewnątrz włoskie, wewnątrz papieskie, przeto Ojciec święty miał wejść do