K r a I< ó w 1 2 / 9 7 - 1 / 9 8
ul<AzujE siĘ o d 1 9 8 9 Roku
c e n a 5 , 0 0 z ł j *
MYŚL
SLOW N r 1 5 / 1 4
ISSN 0 8 6 0 8 4 8 2
PRZEGLĄD EWANGELICKI
M i E S i Ę C Z I N i k S p o ł E C Z N o k u l T U R A l l \ y
H en ry k G zem bor
z k s ią ż k i Droga poza śmierć
P rz e to nie sądźcie p rzed czasem ,
dopóki nie p rzy jd zie P a n , k tó ry u ja w n i to, co u k ry te w ciem ności i objaw i zam y sły serc.
I .
Stawiając swe pierwsze kroki na drodze wiary
Zabrałeś ze sobą tornister, a w nim: Księgę do czytania,
Z e szy ty do powtarzania i zapamiętania prawd najważniejszych, A t Jas do znalezienia właściwej drogi życia
I Jiczydło dla policzenia twoich grzechów.
T y jedna k z Księgi czytałeś tylko wybrane wersety, W zeszytach zapisywałeś tylko to, co ci się podobało, W atłasie wyszukiwałeś błędne, zwodnicze drogi, A na liczydłach m nożyłeś swoje cnoty.
Zgromadziłeś ogromną liczbę wspaniałych cnót, N iezw ykłych uczynków i wielkich zasług.
Sądziłeś, z e ci to wystarczy, aby wejść do Bożego Królestwa.
Przyszedłeś, aby p rzed Panem pochwalić się swoim skarbem.
K iedy jed n a k wyciągnąłeś swe skarby;
Złoto cnót okazało się miałkim piaskiem,
Srebro dobrych uczynków rozsypało się w proch, A wielkie zasługi rozwiały się ja k mgła poranna.
I tylko w sercu pozostała ci wiara, mała ja k ziarno gorczycy.
Wiara, która nie liczy na siebie, lecz tylko na Pana i Jego miłość.
Ta wiara, która wydała ci się zb y t skromna,
Za mała, aby mogła liczyć się przed Panem i Sędzią.
A k ie d y sm utny i zrozpaczony patrzyłeś na swe p u ste ręce I utraciłeś pew ność siebie i zadowolenie z samego siebie,
W tedy Pan spojrzał z miłością na ciebie i powiedział:
To nic, że ręce są puste, Ważne, że serce masz pełne.
N ie dla twoich zasług, cnót i dobrych uczynków, A le z m ojej miłości poprzez twoją wiarę
Daruję ci wieczne życie i wieczne szczęście.
SŁOWO
MYŚL’
W n u m e r z e : J e s t e ś m y
N a d z i e ja i s p e ł n ie n i e _______1 _ W c z ł o w i e k u w i d z i e ć b rata W y p o w i e d ź k s i ę d z a b is k u p a E d w a r d a R u s ie c k ie g o ___________
2
Karol T o e p litz O p o ż y tk a c h
z n i e lo g ic z n o śc i____________
4
jesteśmy
Nadzieja i spełnienie
B ogu sław M ilerski
N o w y p r e m i e r a t o ż s a m o ś ć e w a n g e l i c k a ________________ 5 _ P ro m o cje
S p a c e r w z d ł u ż stru m ie n i
5
W ła d y sła w Sosna W s p o m n i e n i e
ks. Ja na M u t h m a n a _________
6
B ogu sław M ilerski
Polsk ie T o w a r z y s t w o B a d ań R eformacji__________________
xab
Blaski i c ie n i e Susse x_______ 0 _ Z am iast k a tech izm u
R ó ż n e p r a w d y ______________ sz E.Sz.
Prim us inter Pa res
10
P a w eł P u czek
P rz ed IV For um ..
10
Spis Treści R oczn ika
1 1
Piotr Kubala O g ó l n o ś w i a t o w a
p a j ę c z y n a ________ 1 5
E,Sz‘ i ?
M e l o d ie jak Sk rz y d ła I / xab
D ie ce zja Z a g r a n ic z n a Kościoła Ewangel ic ko- - A ugsbursk iego_______
18
P. G um pert C h r z e ś c i ja ń s k i e
St owarzyszenie A k a d e m i c k i e ź O E .S z.
P a m ię c i ks. prof.
W . B e n e d y k t o w i c z a
21
Listy 1 6
Konkurs 25
Przegląd c za so p ism 26 In form acje
N a s z a o k ł a d k a : A. Dürer ( 1 4 7 1 - 1 5 2 8 ) N a ro d zen ie Chrystusa
( Z e z b i o r ó w B i b l i o t e k i J a g i e l l o ń s k i e j )
I
m bliżej końca roku, tym bardziej zdajemy sobie spraw ę z upływ ającego czasu. Mija kolejny rok, minęły miesiące, tygodnie, dni... Kończy się ostatni dzień roku. Inaczej niż zw y
kle postrzegam y czas. To nie tylko kolejna godzina tego dnia, ale to tak
że jeszcze mniej g o d zin do końca roku. Z bijącym sercem odm ierzam y ostatnie m inuty, ostatnie sekundy...
Czekamy na koniec starego roku, a jeszcze bardziej na początek nowego.
Czekamy z nadzieją... Im więcej kło
potów, bólu, niepow odzeń przyniósł nam ten mijający rok, tym więcej do
brego oczekujemy od tego następne
go. N adzieja dodaje cierpliwości w czekaniu, umożliwia przejście przez najtrudniejsze okresy życia. I choć wiele razy okazało się, że oczekiwa
liśmy na próżno, że nadzieje nasze nie spełniły się, to jednak wciąż na coś czekamy i wciąż m amy nadzieję, że przyjdzie spełnienie, że najpiękniejsze nadzieje wreszcie staną się rzeczyw i
stością.
Koniec starego roku i początek nowego to tylko um ow na data w na
szym kalendarzu. Inni w innych ter
m inach rozpoczynają now y rok... Je
steśmy świadomi umowności tej daty, a jednak czujemy w tedy przyśpieszo
ne bicie serca, odczuw am y przem ija
nie czasu, koniec i początek, czekanie, nadzieję i spełnienie...
A przecież czekamy nie tylko wte
dy. A przecież wciąż na nowo żywi
my nadzieję i czekamy na jej spełnie
nie. Całe życie jest oczekiwaniem, jest dążeniem do spełnienia, a nadzieja określa sens i cel naszego życia.
W grudniu przypom ina o tym nie tylko jego ostatni dzień, chrześcija
nom przypom ina o tym cały miesiąc.
W szak jest to czas adw entu — czas oczekiw ania, prow adzący do św iąt
Narodzenia Pańskiego — spełnienia obietnic i wynikających z nich nadziei i oczekiwań.
A dw ent został w prow adzony do roku kościelnego jako okres poprze
dzający święta Bożego Narodzenia.
Jest przypom nieniem , że najpierw była obietnica, trwające w ieki całe oczekiwanie, niepokój i niepewność, odradzanie się nadziei, przypom ina
nie obietnic — a dopiero potem przy
szło spełnienie, wypełnienie obietnic, doczekanie się upragnionego, prze
m ienienie nadziei w rzeczywistość.
Stało się tak, bo „Słowo ciałem się sta
ło!"
A dw ent równocześnie przypom i
na, że po spełnieniu przychodzi nowa obietnica, przychodzi nowe czekanie i nowa nadzieja na spełnienie. A d
went doprow adza nie tylko do faktu przyjścia na św iat Bożego Syna, ale zarazem zapow iada Jego pow tórne przyjście. I tak prow adząc do rado
snego spełnienia obietnicy przyjścia na św iat Zbawiciela, ukazuje w per
spektyw ie Jego pow tórne przyjście jako Pana Panów i Króla Królów.
To p o tw ierd z a do św iad czen ia poczynione przez wszystkie ludzkie pokolenia. Życie ludzkie jest oczeki
w aniem na spełnienie się nadziei, a kiedy te nadzieje się spełniają, natych
m iast budzą się nowe, a z nim ocze
kiwanie i dążenie do kolejnego speł
nienia. I tak jest we wszystkich spra
wach: i w dużych i w małych, i w co
dziennym zabieganiu, i w dążeniu do odwiecznych celów ludzkiego życia.
Tak długo, jak długo trw a życie, jest w nim nadzieja, oczekiwanie i speł
nienie...
Jak co roku czekamy, aż skończy się adw ent — czas nadziei i oczeki
w ania i przyjdzie święto Bożego N a
rodzenia — czas spełnienia i radości.
A potem zaraz czekamy, aż skończy się stary rok i przemieni się w ocze
kiwany z nadzieją i ufnością — rok nowy. Jesteśmy wciągani w kolejność kościelnego i kalendarzowego roku.
Pozostaje tylko pytanie: Jak dalece dajemy się wciągnąć w ten pow tarza
jący się rytm oczekiwania i spełnie
nia, nadziei i jej realizacji, zapowiedzi i przeżyw anej rzeczyw istości. Czy n apraw dę odczuw am y przemijanie czasu, czy napraw dę wierzymy w to, że stare przem inie i zacznie się nowe, czy bierzemy pow ażnie Boże obietni
ce i ich spełnienie, a co za tym idzie, czy napraw dę liczymy się poważnie ze sp ełn ien iem kolejnych Bożych obietnic?
Za nami, ale i przed nami, czas oczekiwania i obietnic, ale także czas nadziei i spełnienia. Za nami i przed nami kolejny odcinek naszego życia...
I będzie tak długo, jak długo będzie
my mieli nadzieję i będziemy mieli na co czekać, tak długo dopóki nie przyj
dzie czas ostatecznego spełnienia.
Oby Bóg by! z nami wtedy, gdy czekamy na spełnienie Jego obietnic i Jego przyjście, a także i wtedy, gdy w cichą, świętą noc cieszymy się z Jego przyjścia na ten świat, doświadczamy Jego bezmiernej miłości do nas i na
bieramy pewności, że On zawsze do
trzym uje obietnic. Pożegnajmy bez żalu k olejny rok naszeg o życia i przejdźm y w nowy rok z nadzieją, że nasz Pan będzie zawsze z nami, po
może w cierpliwym oczekiwaniu na spełnienie wszystkich Jego dobrych obietnic i pozwoli doczekać spełnie
nia naszych najlepszych nadziei zwią
z an y ch z tym now ym rokiem i z wszystkim i latami naszego życia.
ks. H. C zem bor
1
W CZŁOWIEKU WIDZIEĆ BRATA
W y p o w ied ź k sięd za E d w ard a P u śleck ieg o
B isk u p a K ościoła E w an g elick o -M eto d y sty cz n eg o w RP d la czaso p ism a „S ło w o i M y śl" — Kraków,, dn , 20.11.1997 r.
O m e t o d y z m i e n a ś w i e c i e
Wszystkie większe Kościoły M etodystyczne zrzeszone są w Światowej Radzie Metodystycznej, która obraduje co kilka lat na różnych kontynentach naszego globu. Ostatnie zgrom adzenie ogólne odbyło się 1996 roku w Rio de Janeiro. Na nim dowiedzieliśm y się, że nasza w spólnota w yznaniow a w zro
sła liczebnie o 9 min. głównie w Afryce, Azji i Oceanii (z tendencją spadkow ą w Europie i Ameryce Pin.) i grupuje dziś ok. 70 milionów pełnopraw nych członków, a w raz z rodzinam i i sym patykam i szacuje się ją na ok. 120 min.
wyznawców, co czyni nas jednym z większych Kościołów ewangelickich św ia
ta. Obecnie m amy dw a główne nurty m etodyzm u — pierw szy zw iązany z tradycją brytyjską, drugi z amerykańską (episkopalną). W ram ach tego d ru giego największym, najbardziej dynamicznym i otw artym Kościołem jest Zjed
noczony Kościół M etodystyczny (The United M ethodist Church), do którego przynależy także Kościół Ewangelicko M etodystyczny w Polsce. Zjednoczo
ny Kościół M etodystyczny (ZKM), podobnie jak inne Kościoły Reformacji, sto
suje zasadę równości m ężczyzny i niew iasty na wszystkich szczeblach zarzą
dzania kościelnego, co wiąże się także z ordynacją kobiet na duchownych.
Aktywnie działa na polu socjalnym, edukacyjnym, m isyjnym, ewangelizacyj
nym, a także stara się wychodzić na przeciw wszelkim cywilizacyjnym za
grożeniom. Za przykład niech posłuży m etodystyczna organizacja UMCOR (The U nited M ethodist Commision of Relief), której ostatnio Organizacja N a
rodów Zjednoczonych pow ierzyła służbę hum anitarną pomocy Bośni. Z roli tej metodyści wyw iązali się bardzo dobrze. Innym przykładem jest Uniwer
sytet Afrykański w Zim babwe pow stały całkowicie z inicjatywy i finansowe
go wsparcia m etodystów całego świata.
Mówiąc o naszym Kościele w skali światowej, w arto wspomnieć, że m eto
dyści praw ie wszędzie stanow ią ważną mniejszość z jednym wszak wyjąt
kiem. Jest taka w yspa na Pacyfiku — Tongo, gdzie m etodyści stanowią ok. 97 procent populacji. IUól, jego dw ór i ludność przyjęli m etodyzm jako swą nową religię. Jest to swoiste kuriozum , ale m oże w arto wiedzieć, że gdzieś za góra
mi za lasami jest kraj napełniony metodystami...
Oczywiście mówię o tym żartobliwie. Nie dążym y do hegemonii, do zdo
bywania i panowania nad narodami. Zależy nam bardziej na zdobyw aniu serca i świadomości człowieka dla spraw y Bożej, chodzi bardziej o jednostkę od
krywającą moc Ewangelii i Chrystusa niż niczego nieśw iadom e masy.
O e u r o p e j s k i m m e t o d y z m i e
Europejska Rada M etodystyczna skupia Kościoły M etodystyczne tradycji amerykańskiej (episkopalnej) i brytyjskiej. Ten am erykański nurt na naszym kontynencie nie jest statystycznie duży, jednak jak to bywa, nie ilość ale jakość stanowi o istocie sprawy. W kręgach chrześcijańskich nie większość m usi mieć rację, z całym szacunkiem dla demokracji, ale braterskie uzgodnienia i poszu
kiwania konsensusu. Chcę przez to powiedzieć, że naw et tak nieliczny Ko
ściół, jak nasz w Polsce, m a W Radzie taką samą siłę głosu jak przedstawiciele stosunkow o dużego Kościoła brytyjskiego. A m erykański n u rt m etodyzm u europejskiego dzieli się na Konferencje Centralne. Są to: Konferencja Central
na Niemiec, Konferencja Centralna Europy Środkowej i Południowej, do której przynależy Polska Konferencja Doroczna oraz Konferencja Centralna Skan
dynawii i Rosji. Muszę tu z ochotą dodać, iż w ostatnich latach Kościół Meto
dystyczny w Rosji rozwija się bardzo dynamicznie, co niestety — pomimo naszej otwartości i chęci w spółpracy — napotyka na negatyw ne oceny i reak
cje duchowieństw a praw osław nego. Wysoce niekorzystne jest przy tym usta
w odaw stw o wyznaniowe, uchw alone ostatnio przez rosyjską Dumę. Jeśli do
brze rozum iem historię Kościoła, to w tedy, kiedy byw ał ucisk, Kościoły miały więcej siły duchowej. W chrześcijaństwie jest zaw arta siła, moc Ducha Święte
go, który w trudnych sytuacjach potrafi wzmocnić człowieka, potrafi zainspi
rować do przetrw ania — w ten sposób chrześcijanin staje się jeszcze bardziej w iarygodnym świadectwem dla innych. Ta now a sytuaq'a praw na może przy
czynić się do jeszcze większego rozwoju Kościoła.
M e to d y śc i b y li i są na przedzie pokojowych przem ian w Irlandii. I tak się złożyło, że od kilk u n astu już lat Kościół Metodystyczny Irlandii Północ
nej jest zintegrow any z Kościo
łem M etodystycznym Irlandii.
Mówiąc innym i słowy, Kościół M etodystyczny Irlandii Płn. nie podlega kościołowi brytyjskie
m u, lecz stanow i jedną Konfe
rencję (synod) z Kościołem Re
publiki Irlandii. Oczywiście z K ościołem M e to d y sty cz n y m Anglii utrzym yw ane są brater
skie stosunki, jest daleko idąca współpraca i w ym iana delega
tów na swe Konferencje, ale jest to całkowicie sam odzielny Ko
ściół, zupełnie niezależny od
korony brytyjskiej. Przykład ten jest dobrym świadectwem, że jedność i współ
praca szczególnie w śród chrześcijan m ożliwa jest naw et w atmosferze napię
cia i konfrontacji. W pływ niewielkiego Kościoła m etodystycznego na proces pokojowy w Irlandii jest olbrzymi. Metodyści cieszą się dużym zaufaniem różnych skonfliktow anych stron. Są w pertraktacjach bardzo pomocni i m y
ślę, że nadal będą tam odgryw ać znaczącą pozytyw ną rolę.
O K o ś c i e l e E w a n g e l i c k o - M e t o d y s t y c z n y m w R P Polski Kościół M etodystyczny został założony poprzez działalność misji amerykańskiej istniejącego wówczas Południow ego Episkopalnego Kościoła Metodystycznego. Do dziś zachowuje swój episkopalny charakter. W Polsce nasz Kościół istnieje formalnie od 1922 roku, kiedy to zgrom adziła się Pierw
sza Konferencja Doroczna. W ubiegłym roku obchodziliśmy jubileusz 75-le- cia, a więc w skali czasowej jesteśmy dość m łodym tworem eklezjalnym w y
kazującym jednak nie m ały dynamizm. Mamy sporo młodych duchownych, prow adzim y placówki misyjne, otwieramy nowe zbory. KE-M. rozwija się.
Dlaczego w łaśnie ew angelicko-m etodystyczny? Otóż kiedy m etodyzm został przeszczepiony z Wielkiej Brytanii do Stanów Zjednoczonych rozsze
rzał się nie tylko w śród em igrantów anglojęzycznych, ale także w śród nie
mieckojęzycznych i ten nurt m etodyzm u zaw sze używ ał w swej nazwie okre
ślenia ewangelicki (niektórzy chcieliby tłumaczyć angielskie słowo evangeli
cal na ewangeliczny, co wg. m nie jest nieporozumieniem). W 1968 r. doszło do pojednania tych dwóch n urtów i tak pow stał Zjednoczony Kościół Meto
dystyczny, który na obszarach niemieckojęzycznych — z wyjątkiem Austrii
— przyjął nazw ę Kościół Ewangelicko-Metodystyczny. Chociaż nie doszło do strukturalnego połączenia nu rtu niemieckiego i amerykańskiego na terenach Polski, to jednak poprzez nazw ę kościoła nawiązując do tego wydarzenia chcie
liśmy dać w yraz naszym więzom z Braćmi z Evangelische Gemeinschaft, którzy zasilili nasze zbory po II wojnie światowej. Jednocześnie przypom inam y swe korzenie i związki z bogatą trad y q ą ewangelicyzmu. Uważam, iż w środow i
sku tak katolickim jak i naszym m ówienie, że jest się ewangelikiem, jest kla
row nym św iadectwem przynależności do określonego nurtu chrześcijaństwa.
Bardzo mocno czujemy się zw iązani teologicznie z ruchem reformacyjnym.
Metodyści akceptując 24 z 39 anglikańskich A rtykułów Wiary zaakceptowali przem ożny w pływ Konfesji Augsburskiej, którą A rtykuły były inspirowane.
W arto przy okazji 500-lecia urodzin Filipa Melanchtona powiedzieć, że jest on, jako główny twórca A ugustany, obecny w teologicznych poglądach meto
dystów.
Twórca m etodyzm u anglikański ksiądz Jan Wesley doznał swego cudow nego „rozgrzania serca", niektórzy pow iadają nawrócenia, w czasie słucha
nia tekstu przedm ow y do Listu do Rzymian pióra dr Marcina Lutra.
Gdybyśmy dokładnie prześledzili poglądy reform atorów i W esley'a to trzeba otwarcie powiedzieć, że nie m a różnic dogmatycznych. Jest inne rozło
żenie akcentów, inne interpretow anie niektórych kwestii, ale różnic dogm a
tycznych jako takich nie ma. Stąd też w skali ogólnoświatowej jak i naszego kraju, rodziny reformacyjne i rodzina m etodystyczna podpisały deklarację o wzajemnym uznaniu urzędów a także o wymianie kazalnic i możliwości przy
stępowania do stołu pańskiego. N ależymy do tego samego lu d u Bożego uzna
jącego priorytet Słowa Bożego i budującego na Ewangelii Jezusa Chrystusa.
O P o l s k i e j R a d z i e E k u m e n i c z n e j
Jednym z Kościołów założycieli PRE był Kościół Ewangelicko-Metody- styczny (wówczas jeszcze zw any Kościołem M etodystycznym), co św iadczy o tym, iż od samego początku tw orzenia się tego ruchu, metodyści byli zaan
gażowani w formowanie ciała, które pom agało Kościołom w e wzajemnym zbliżeniu i w yrażaniu chrześcijańskiej solidarności.
Przez wiele trudnych dla Polski lat więź tych Kościołów wyrażała się w nieustannym dialogu, w braterskich rozmowach, we wzajemnym w spieraniu się i gdzie to możliwe we wspólnym działaniu. Ten element rozmow y powi
nien być nadal kontynuow any i jeszcze bardziej wzmocniony. W arto też p o d kreślić szczególną cechę PRE — w Prezydium zachowany został parytet Ko
ściołów b e z w zględu na ich rozm iar tzn. przedstawiciele, zwierzchnicy wszy
stkich Kościołów mają tę samą liczbę głosów, a co za tym idzie, taki sam wpływ na podejmowanie decyzji. W ekumenizm ie glos najmniejszego m a tę samą wymowę co największe. Bardzo to dobre i godne propagow ania w dobie for
mowania się demokracji w Polsce.
Wielce sobie cenię istnienie Rady Ekumenicznej. Ta nieduża organizacja, bo zrzeszająca, licząc optymistycznie, ok. milion chrześcijan — ma swoje za
służone miejsce w polskim krajobrazie społecznym. Myślę, że m imo wszyst
ko coraz bardziej znaczące.
Moim zdaniem PRE pow inna otworzyć się bardziej na nowych członków.
Są w Polsce Kościoły o stosunkow o długiej tradycji historycznej, statystycznie nie duże, ale porów nyw alne z innym i Kościołami członkowskimi, o poglą
dach ekumenicznych, które z niew iadom ych mi pow odów nie składają akce
su do Rady. To jest niepokojące. Być może trochę „świeżej krwi" nadałoby nowego dynam izm u tem u ponad 50-letniemu organizmowi.
Z dużym zaciekawieniem spoglądam na kroki czynione w kierunku więk
szego otwarcia na Kościół Rzymskokatolicki. Jest wiele pozytyw nych przy
kładów współdziałania — wym ienię tylko jeden: PRE i Komisja Episkopatu ds. Ekumenizmu po raz pierw szy wydają wspólnie broszurę Tygodnia Mo
dlitwy o Jedność Chrześcijan.
Niestety tu i ówdzie dochodzą głosy o niezrozum ieniu istoty ekumeni
zmu. Nie chodzi przecież o to, by m etodysta stał się luteraninem, luteranin katolikiem itd. Chodzi o to, by każdy, będąc św iadom ym członkiem swego Kościoła, w drugim dostrzegał brata, a nie wilka.
O i n n y c h K o ś c i o ł a c h
Poza Kościołami członkowskimi PRE KE-M. utrzymuje przyjazne kontakty z różnymi innymi w spólnotami w yznaniowym i. Np. z Kościołem A dw enty
stów Dnia Siódmego. Pracowaliśmy razem nad naszymi ustaw am i kościelny
mi. W spieramy się w różnych dziedzinach, jak chociażby możliwość konty
nuowania studiów przez licencjatów naszych sem inariów teologicznych na Chrześcijańskiej A kadem ii Teologicznej. KE-M. udostępnia niektóre swoje kościoły braciom z Kościoła adwentystycznego. Mamy oczywiście różne nau
czania, ale jesteśmy sobie w wielu ekumenicznych działaniach bliscy. Boleję nad tym, że Kościół Adw entystyczny nie jest członkiem PRE, ale rozumiem, że wynika to z uw arunkow ań ogólnoświatowych. Gdyby Kościół adw enty
styczny w Polsce przystąpił do PRE to może otwarte zostałyby wrota, dające Kościołom adw entystycznym w innych krajach znak do podobnego kroku.
Podobnie braterskie stosunki utrzym ujem y z Kościołem Chrystusow ym oraz Zielonoświątkowym. Chociaż z tym ostatnim, którego korzenie teolo
giczne wyw odzą się w yraźnie z m etodyzm u, w niektórych częściach kraju mamy sytuacje niemiłe.
O W y ż s z y m S e m i n a r i u m T e o l o g i c z n y m i m . J a n a Ł a s k i e g o i C h r z e ś c i j a ń s k i e j A k a d e m i i T e o l o g i c z n e j
Ustawa regulująca stosunek Państwa do KEM stanowi, że Kościół nasz prow adzi Wyższe Seminarium Teologiczne im. J. Laskiego z praw em nada
wania licencjatu z teologii metodystycznej. Własne zaplecze edukacyjne to
bardzo ważny przyczynek do intelektualnego rozwoju Kościoła. Licencjaci teologii metodystycznej, podobnie jak teologii baptystycznej i adwentystycz- nej mogliby kontynuować naukę na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej.
Prow adzone rozmow y napotykają z jednej strony na zrozumienie, a z drugiej na pew ną niemoc — m am nadzieję, że przejściową — w załatw ieniu tej spra
wy.
O s z k o l e j ę z y k a a n g i e l s k i e g o
Jest to najstarsza szkoła językowa w Polsce — ma 76 lat. Założona przez amerykańskich misjonarzy m etodystycznych przygotow ywała przez te wszy
stkie lata polską inteligencję do kontaktów ze światem zachodnim.
Zawsze mieliśmy dużą liczbę studentów . Dziś w W arszawie oraz w fi
liach ELC (Katowice, Gliwice, Kraków, Ełk, Grudziądz) kształcimy ok. 5 tysię
cy studentów . To olbrzymi w kład niedużego Kościoła w edukację naszego społeczeństwa.
Zdajemy sobie spraw ę z tego, że z biegiem czasu zapotrzebowanie na ję
zyk angielski będzie malało — szkoły publiczne i pryw atne nasycą rynek, Ale na razie nadal ustawiają się długie kolejki. Mamy dośw iadczoną kadrę nau
czycielską, zaplecze dydaktyczne. 75-letnie doświadczenie. Istotą dobrej szkoły językowej nie tyle są program y czy podręczniki, ile dośw iadczona kadra p e
dagogiczna. Naszą dew izą jest nie tyle uczyć ile nauczyć.
O s p o ł e c z n y m n a u c z a n i u K o ś c i o ł a
N asz Kościół w ydał ciekawą — myślę — publikację pt. „Zasady Socjalne.
Społeczne nauczanie KE-M." Jest to tłumaczenie amerykańskich Zasad Socjal
nych, które korygowane przez kolejne Konferencje Generalne (co cztery lata) stanowią w yraz m etodystycznego pojmow ania aktualnych procesów zacho
dzących w społeczeństwie.
Chciałbym zwrócić uw agę na tę publikację wszystkim myślącym chrze
ścijanom i chrześcijankom. Znajduje się w niej opinia Kościoła na takie tematy jak: ordynacja kobiet, aborcja, stosunek do patologii społecznych, ochrony śro
dowiska, problem ów pokoju i wojny. Lektura tej broszurki m oże inspirować inne Kościoły do podobnych przem yśleń i być m oże do odkrycia, że w kw e
stiach społecznych m am y podobne poglądy, co byłoby kolejnym krokiem w kierunku większego jeszcze zbliżenia.
Publikaqa ta to kopalnia wiedzy o społecznych poglądach metodystów.
Nie jest to dokum ent obligatoryjny dla podglądów wszystkich metodystów, a raczej m ateriał do przem yśleń i dyskusji.
Myślę, że jest rzeczą ważną, by Kościół miał takie klarownie wyrażone stanowisko w różnych kwestiach. Zapisy w ypracow ywane były przez dzie
sięciolecia demokracji amerykańskiej. W Kościołach ewangelickich powinno się mieć m ateriał alternatyw ny wobec społecznego nauczania kościoła rzymsko
katolickiego. Można się z nią nim zgadzać, ale nie powinno się go ignorować.
O d i a k o n i i
M etodystom zaw sze leżały na sercu kwestie socjalnej pomocy. Od dawna prowadziliśm y dom y dziecka, dom y opieki, bursy, kuchnie dla ubogich. Nie
stety w latach kom unizm u działalność ta została najpierw znaczenie ograni
czona, a następnie zlikwidowana. Powoli jednak odbudowujemy świadomość i aktyw ność diakonijną.
W tej chwili tw orzym y kadrę. Pow stała Komisja ds. Społecznych, która pracuje nad rozszerzeniem bazy diakonijnej. Mamy kilka obiektów, które moglibyśmy przeznaczyć na tę działalność.
Zastanaw iam y się jaką wybrać specjalizację — opieki nad starszymi, al
koholikami, czy chorymi na AIDS. M usimy się specjalizować, bo ze swoimi szczupłymi siłami nie jesteśmy w stanie ogarnąć całości problematyki.
Ś w i ą t e c z n e p o z d r o w i e n i e
w zw iązku ze zbliżającymi się Świętami Bożego N arodzenia, które tak wyraźnie przypominają nam, że nie jesteśmy sami, że ktoś o nas pamięta, że je s t Ojciec, który chce n a m p o m ó c z a r z ą d z a ć samymi sobą, swoim życiem. Są to święta, które przypominają nam o miłości Ojca do swych zbuntow anych dzieci. Miłości cennej, bo wymagającej, oczekującej i dyscyplinującej.
Przeżywajmy te radosne dni w spokoju, dostatku, a także w głębokim przekonaniu, iż cokolwiek by się nie stało w N ow ym Roku, to będzie z nami miłujący Ojciec i jego Syn i Duch Święty.
Wszystkiego najlepszego i niech Bóg błogosławi wszystkim, którzy nie w stydzą się Ewangelii Jezusa Chrystusa.
N o tow a ł bt
3
O pożytkach z nielogiczności
Z
anim przejdziemy do części zasadniczej niniejszych rozw ażań niezbędny jest
W S T Ę P o c h a r a k t e r z e l o g i c z n y m ,
przedstaw iony w m iarę przystępnie.
Starożytni Grecy, którzy mieli dużo czasu, gdyż ani media, ani szybkie środki przemieszczania się nie zabie
rały im czasu, wymyślili tak zwaną rownosilność sądów. Istota tego prak
tycznego — jak się o kazuje także współcześnie— pom ysłu polegała na tym, że każdem u tw ierdzeniu moż
na przeciwstawić rów nie mocne lo
gicznie tw ierdzenie p rzeciw ne. W konsekwencji pow oduje to, iż na do brą spraw ę niczego nie m ożna sen
sownie udowodnić, poniew aż cokol
wiek udow odnim y, za chwilę może (musi?) zostać obalone przez tw ier
dzenie przeciwne. Mówiąc prościej:
m ożna logicznie u zasad n ić każd e twierdzenie, a przez to każde... oba
lić!
Ten sposób myślenia, jak się oka
zuje, nie tyle prow adził starożytnych do sceptycyzm u, ile do w ielu „ za
baw" logicznych, które NIE m usiały pociągać za sobą konsekwencji prak
tycznych. Gorzej, kiedy taka m etoda wywołuje skutki praktyczne w życiu społecznym. A tak może być dzisiaj.
Jeżeli niektórzy powiadają: „m urzyn nie jest człowiekiem" i za chwilę ktoś z tej samej szkoły (bądź mafii) pow ia
da, ze „m urzyn jest człowiekiem" — wówczas można zarów no bronić się skutecznie przed zarzutam i rasizmu jak i jednocześnie... bronić rasizmu.
Jak w idać jest w tej m eto d z ie ukryty głęboki sens praktyczny: po
zwala uspraw iedliw iać praktycznie wszystko. I to różni starych Greków od dzisiejszych ludzi, tylko udających Greków. Jeśli się jednak w padnie na trop tej m etody, zm usza ona do m y
ślenia, do poszukiw ania praw dy.
To jest część pierw sza zapow ie
dzianego WSTĘPU.
D o k o n k r e t ó w .
W yobraźmy sobie (i tylko tyle w ła
śnie), że w ściśle zhierarchizowanej
„Strukturze" jeden dostojnik pow ia
da, że ludzi mających określone ko
rzenie genealogiczne należy elimino
wać z życia społecznego na wysokich szczeblach władzy, a inni, niektórzy jego przełożeni, powiadają, że takie w ypow iedzi są potępienia godne i mimo posiadania możliwości ukróce
nia podobnych nagannych wypow ie
dzi, nie podejmują żadnych praktycz
nych kroków w tym kierunku. Co z takiej praktyki wynika? Przede w szy
stkim zastanowić m usi fakt nie podej- m o w a n ia k ro k ó w re stry k cy jn y ch wobec osoby wypowiadającej nagan
ne myśli. Jak się okaże, nie jest to — przy analizie tego hipotetycznego przypadku — zdarzenie przypadko
we.
Ale naw et nie to jest z p u n k tu widzenia logiki istotne. Logicznie (?), ale, co ważniejsze, praktycznie taka sprzeczność p ostaw pozw ala zająć w y g o d n e sta n o w isk o , b ow iem w p rz y p a d k u kry ty k i pochodzącej z zew nątrz tej scentralizowanej i ściśle zhierarchizow anej „S tru k tu ry " za
wsze m ożna będzie na jej szczytach po w iedzieć: przecież p o tęp iliśm y podobne m yśli i w ypow iedzi; gdyby się natom iast miało okazać, że w e
w nątrz tej „Struktury" jest wcale nie takie znów m ałe grono ludzi, które te poglądy podziela — m ożna dom nie
m yw ać (i tylko tyle właśnie), że jest to tej „Strukturze" na rękę. Ze z punk
tu w idzenia logiki jest to stanowisko wew nętrznie sprzeczne? A kto by się tym przejmował. Już Hegel stwierdził był, że życie pełne jest sprzeczności, więc jedna więcej, jedna mniej... W y
nik: cjuod lib e t, lu d z ie w o b rę b ie
„Struktury" są zadowoleni, a i wobec zew nętrznych krytyków też m ożna się wybronić. I nie jest to stw ierdze
nie cyniczne, jakby się na pozór w y
dawało. To potencjalnie samo życie, no może rozgrywające się w krainie Króla Ubu.
Niezbędny jest jednakowoż i drugi W S T Ę P , d o d r u g i e j c z ę ś c i
h i p o t e t y c z n y c h p r a k t y k sto so w an y ch w w y im ag in o w a n ej przez nas „Strukturze". Otóż pew ien nurt współczesnej, żeby nie było w ąt
pliwości: dwudziestow iecznej i m od
nej ongiś także w Polsce filozofii, roz
pisyw ał się na tem at funkcjonalizacji człowieka, uznając to cywilizacyjnie narastające zjawisko za dehum anizu- jące człowieka, za pozbawiające go godności. Zilustrujmy tę tezę przykła
dem. Kim jest konkretny człowiek, jak m ożna (należy) go charakteryzować?
A więc jest, dajmy na to: m ężczyzną, Polakiem, kawalerem, czyimś synem, absolwentem jakiejś uczelni, czyimś kolegą, innych znajom ym, człowie
kiem który przebył określoną drogę zawodową i, co najważniejsze, piastu
je aktualnie wysokie stanowisko, jest osobą publiczną, znaną, nader Arcy- ważną, występującą w m ediach, jest
czyimś przełożonym i podw ładnym zarazem, osobą religijną itd. itp. Czy n ie k tó rz y lu d zie m ogą do N iego mówić „szefie"? A jeśli tak, to czy nie jest to wiwisekcja? Czy nie jest to po
ćwiartowanie, rozparcelowanie jednej Osoby na części składowe? Przecież spełnia ona też pozostałe funkcje spo
łeczne, a po n ad to posiada pew ien M argines prywatności, być może ży
cia intym nego w najszerszym rozu
m ieniu tego słowa, który może być dla Niego ważniejszy od formalnych trybików odgryw anych przezeń w społeczności ludzkiej. Otóż w edług w spomnianej filozofii (egzystencjali- stycznej) redukowanie totalności czło
wieka do jednej, nawet najważniejszej funkqi społecznej, jest gwałtem doko
nyw anym na osobowości tego czło
wieka; więcej nawet, powiadają, że naw et całość czy zintegrow anie tych funkcji nie stanowi człowieka w jego konkretności. Gdyby zredukow ać go do jednej funkcji, okazałby się możli
w y do zastąpienia, byłby trybikiem w m achinie społecznej, stałby się toż
samy ze swoją funkcją, a przecież jest pew ną całością, jest więcej niż tylko tą funkcją. Jeżeli więc z konieczności kogoś funkcjonalizujemy (bo tak się pow yższe uproszczenie w traktow a
niu człowieka fachowo nazywa) po
zbawiamy go jego godności, w szcze
gólności praw a do samostanowienia o sobie (w znacznym zakresie), bo, jak każd y trybik, podlega on praw om sprzężonej machiny wielotrybikowej, a co za tym idzie, można nim m ani
pulow ać i to w brew jego woli. Nie wnikajmy drobiazgowo w szczegóły tej koncepcji, coś w tym przekonaniu praw dziw ego jednak tkwi. Tyle dru giego WSTĘPU.
W y o b r a ź m y t e r a z s o b i e k o n f e r e n c j ę p r a s o w ą , czysto hipotetycznie, na której Arcy- w ażna Osoba na pytanie o możliwość ingerencji w spraw y polityki ze stro-
cd.: n a s t r o n i e 9
MOWY PREMIER
a tożsam ość ewangelicKa
W
ydaw ało się, iż końcem p aździernika gorączkę związaną z w yboram i parlam entarnym i m ieli
śmy już za sobą. Przeciągające się roz
mowy koalicyjne skutecznie osłabiły bow iem zainteresow anie polityką.
Wielu Polaków było prześw iadczo
nych, iż nic zaskakującego nie może się juz więcej wydarzyć. Skoro kan
d y d a tu rę now ego p rem iera m iała wskazać AWS, konserw atyw ny ruch sp o łeczn o -p o lity czn y o w y raźn ej opcji katolickiej, chyba jedyną zagad
ką była orientacja gospodarcza i geo
polityczna nominowanej osoby.
Okazało się jednak, iż po podaniu do publicznej wiadomości nazwiska desygnowanego prem iera tyle samo uw agi co poglądom politycznym po
święcono jego przynależności w yzna
niowej. Otóż Jerzy Buzek — co pod
kreślano we w szystkich kom unika
tach i kom entarzach— jest ew angeli
kiem. Czyżby przewodniczący i w ła
dze AWS pomyliły się? Czyż w kra
ju, w którym tak wielką wagę przy
wiązuje się do religii, a konkretnie do katolicyzmu, prem ierem mogła zo
stać osoba „w ierząca inaczej"? Jak zareagują Polacy, którzy — walcząc przez lata o niepodległość — tak dużo mają do zaw dzięczenia Kościołowi rzymsko-katolickiemu? A wreszcie:
Jakie stanowisko zajmie sam Kościół rzym sko-katolicki? — oto p y tan ia pojawiające się najczęściej.
W ydarzenia potoczyły się dla nie
których zaskakująco, gdyż... norm al
nie, jak w dojrzalej demokracji. Poli
tyka można bowiem oceniać za jego fachowość i kompetencje m erytorycz
ne, poglądy ekonomiczno-gospodar- cze i etyczne, wyłączając jednak spod rozważań jego przynależność wyzna
niow ą. A haniebne i — jak m am y nadzieje — m arginalne próby anty
semickiej weryfikacji składu rząd u nie dotyczyły osoby prem iera. Jego jednoznaczną deklarację wyznaniową (mógł przecież stwierdzić, iż jedynie z urodzenia jest ewangelikiem) zde
cydowana większość polityków po
traktow ała jako spraw ę dotyczącą obszaru życia pryw atnego, a Kościół
rzym sko-katolicki zajął stanowisko w yw ażone i wstrzemięźliwe.
Mass m edia natom iast przyjęły przynależność konfesyjną prem iera z dużym zainteresowaniem. Tylu arty
kułów i reportaży poświęconych nie tylko ewangelicyzmowi rodziny Buz
ków, lecz przede wszystkim samemu protestantyzm ow i jeszcze nigdy chy
ba nie opublikow ano w Polsce, jeżeli zdarzały się jakieś niedomówienia, to w ypływały one bardziej z niewiedzy, aniżeli ze złego nastawienia autorów.
Ich w ypow iedzi bowiem były trady
cji reformacyjnej bardzo przychylne.
O braz „ p atrio ty -P o lak a-k ato lik a", przyjm ow any przez wielu bezrefle
ksy jn ie, zo stał p o d w a żo n y p rz ez obraz „patrioty-PoIaka-ewangelika", zakorzenionego zarów no w kulturze narodowej jak i europejskiej, człowie
ka praw ego i obdarzonego cennymi przymiotami. Owa przychylna recep
cja protestantyzm u dow iodła zara
zem, iż dzisiejsza Polska przestaje być p a ń stw e m m o n o k u ltu ro w y m czy wręcz zaściankowym. Jest w niej miej
sce dla wielu opcji politycznych, kul
turow ych i wyznaniowych. I co w aż
niejsze — wbrew częstym opiniom — to od reprezentantów owych opcji będzie zależało, czy będą potrafili pozytyw nie zapisać się w św iadom o
ści społecznej.
Odnosząc powyższe do sytuacji ew angelików w Polsce, zasadnym wydaje się stwierdzenie, iż powinni
śm y przełam ać m it „oblężonej twier
dzy". Jakże często tożsamość ew an
gelicką konstruow aliśm y negatyw nie, w opozycji do katolicyzmu. Two
rząc wspólnotę obronną, trwaliśmy w naszych protestanckich bastionach, niesam odzielni i zdani na pomoc Za
chodu. W czasach system u kom uni
stycznego, narzucającego dualistycz
ny m odel postrzegania rzeczywisto
ści, w którym każda próba zaistnie
nia społecznego podejm owana przez a lte rn a ty w n ą w sp ó ln o tę religijną musiała kończyć się jej podporządko
waniem jednej z dwóch głównych tra
dycji, była to być może m etoda sku
teczna. Obecnie żyjemy jednak w sy
stemie demokratycznym, gw arantu
jącym wolność m yślenia i działania.
W tak zmienionej rzeczywistości stoi przed nami zadanie ponownego sa- mookreślenia się, pozytyw nego zde
finiowania własnej tożsamości.
Wydaje się, iż osiem lat po demo
kratycznym przełomie wielu w spół
wyznawców ciągle pielęgnuje dawne lęki, okopując się za m en taln y m i m uram i uprzedzeń, a więc m uram i istniejącymi w ich świadomości. Cza
sami ma się w rażenie, iż niektórzy ewangelicy żyją dzięki stereotypowi
„P o la k -k a to lik " , c zy n iąc e m u ich św iat banalnie prostym i jasnym — mogą przeciwko czemuś bronić się i walczyć. Trwając w poczuciu zagro
żenia, zachowują zarazem swoją toż
samość. Tymczasem now a sytuacja nawołuje również społeczność prote
stancką do otwarcia się i zagospoda
rowania przestrzeni wolności.
W naszym kraju, czego dowodzą ostatnie wybory, jest już wystarcza
jąco dużo otwartości na nowe idee.
One jednak nie popularyzują się same przez się, lecz zostają upostaciowio- ne w życiu konkretnych ludzi i insty
tucji: dobrych nauczycieli akademic
kich i dobrej sekcji ewangelickiej w ChAT, dobrych teologów i dobrych parafii ewangelickich, dobrych nau
czycieli i dobrych szkół ewangelic
kich, dobrych pracow ników socjal
nych i dobrych ośrodków diakonij- nych, a wreszcie ewangelików, będą
cych dobrymi fachowcami w swoich profesjach, od szkolnictwa wyższego i instytucji kulturalnych po zakłady pracy.
Wszystko zależy więc od nas sa
mych, tym niemniej szczególna odpo
w iedzialność spoczywa na naszych elitach intelektualnych: kościelnych i świeckich. Czasami ma się wrażenie, iż Kościół — główny instytucjonalny reprezentant ewangelicyzmu, utrzy
mując z mocy tradycji jedne formy swojej działalności, zapom ina jedno
cześnie o konkretnym i wymiernym w sparciu pozostałych. Tymczasem bez prom ow ania edukacji, z czego p ro testan ty zm zaw sze słynął, bez kształtowania elit intelektualnych, w tym i teologicznych, próby pozytyw nego określania własnej tożsamości w p ań stw ie d e m o k ra ty c z n y m m ogą natrafić na znaczące trudności.
Bogusław Milerski
Promocje
Spacer wzdłuż strumieni
G a b riela Jaw orska, L is ty ,
W y d . FH G T O N D E R A , K ra k ó w 1997, stro n 48.
P rz e d staw ia m y kolejny tom ik poezji, który jest debiutem książko
w ym poetki z Zamościa, Gabrieli Ja
worskiej.
W cześniej poetka w iersze swe prezentow ała na konkursach poezji religijnej i w Stow arzyszeniu Mło
dzieży Twórczej.
G. Jaworska tworzy proste, drob
ne formy, pełne ciepła. Tłem dla prze
kazywanych w nich myśli i uczuć jest przyroda. Tytuł L is ty w ybrany jest nieprzypadkow o, gdyż jak pisze w posłowiu do tomiku Maciej Liw „Listy są znakiem chęci nawiązania kontak
tów (...) Listy się wysyła. Skoro trafi
ły do naszych rąk i otworzyliśmy je, to znaczy, że L isty Gabrieli Jaworskiej były adresow ane do nas. Przeczytaj
my."
Odkrycie
K tó ż b liż s z y m i nad Ciebie K tó ż czu lej m n ie ochrania G d y spaceruję sam a
w ąską ścieżką w z d łu ż stru m ien i zim ą
XI 96
W sp o m n ien ie
ks. Jan a M u tltm a e a
We wrześniu br. minęła 250. rocznica śmierci jednego z wybitnych duszpa
sterzy zboru cieszyńskiego z XVIII wieku, księdza Jana Muthmana. Z tej okazji zam ieszczam y artykuł poświęcony życiu i działalności tego duchownego.
Dla uczczenia 250. rocznicy śmierci ks. Muthmana PTEw. w Cieszynie zor
ganizowało skromną uroczystość: 9 listopada w trakcie nabożeństwa została od
słonięta w Kościele Jezusowym w Cieszynie tablica pamiątkowa, a następnie odbył się poranek z prelekcją. PTEw. iv Cieszynie wydało też reprint książki ks. Jana Muthmana „Wierność Bogu i cesarzowi czasu powietrza morowego należąca.", która ukazała się drukiem w Brzegu w 1716 roku. Jest to pierwsza książka napisa
na w języku polskim przez mieszkańca Cieszyna. Jest ona równocześnie dow o
dem na to, ze w tamtym czasie przeważająca liczba zborowników cieszyńskich posługiwała się j. polskim.
P
rzybył do Cieszyna w ostatnim dniu maja 1709 r. za poradą sw ojego oleśnickiego opiekuna Jana Sina- piusa. W podmiejskich ogrodach być może tkwiła jeszcze laska z godłem cesarskim, którą zatknął hrabia Jerzy Zinzendorf w miejscu, gdzie miał sta
nąć kościół ewangelicki. N iecodzien
ne to wydarzenie wyw ołało wielkie p o ru s z e n ie w ś ró d z n ie w o lo n y ch ewangelików Śląska Cieszyńskiego, od ponad półwiecza pozbawionych w szystkich kościołów , m ożliw ości odpraw iania nabożeństw i korzysta
nia z jakichkolwiek posług duchow nych. Toteż
n a p i e r w s z e n a b o ż e ń s t w o o d p r a w i o n e 2 . c z e r w c a 1 7 0 9 r. p o d g o ł y m n i e b e m ,
a l e j u ż j a w n i e
Wołczyna, który później uzyskał ce
sarskie przyzw olenie i mógł podjąć pracę w organizującym się zborze.
Jako archidiakon pracy tej miał bardzo dużo. Mimo kłopotów finan
sow ych, dążył do zbudow ania ko
ścioła, jedynego w prom ieniu kilku
dziesięciu kilometrów. Ale łaska ce
sarska kosztowała wiele wyrzeczeń.
Bardzo szybko wystawiono skrom ny drew niany kościółek, wokół którego, jak podaje tradycja, kopano funda
m enty i w znoszono m ury ostatniego z sześciu kościołów na Śląsku, wyjed
nanych od cesarza Józefa I pod naci
skiem króla szwedzkiego Karola XII.
P o ś w i ę c e n i e f u n d a m e n t ó w n a s t ą p i ł o 2 . X . 1 7 1 0 r.
J e s z c z e p o n a d 1 2 l a t m o z o l o n o s i ę z b u d o w ą . i bez ograniczeń, zbiegły się tłum y G dy ostatecznie zabrakło środków , wiernych z bliska i daleka. O dpraw ił ks. Jan M uthm an udał się po kweście je młody ks. Jan M uthm an, diakon z do południow ych Niemiec i Szwajca
rii. Wrócił po pół roku, na początku stycznia 1723 r., zupełnie wyczerpa
ny, Za zdobytą sumę ukończono skle
pienie kościoła, dachy i zbudow ano now ą, d u ż ą szkołę, któ rą otw arto późną jesienią 1725 r. „Pajta" — bo tak nazwali gimnazjum jego ucznio
w ie, w późniejszym okresie m iała wypuścić szereg osób, które odegra
ły istotną rolę w ruchu przebudzenia narodow ego na Śląsku Cieszyńskim.
Ks. M uthm an starał się nie tylko sprostać obowiązkom służby duszpa
sterskiej na miejscu, ale często w y ru szał z posługą do bardzo odległych zakątków , przynosząc oprócz żyw e
go słowa także książki nabożne, które sprow adzał do Cieszyna w dużych ilościach.
W i e l e u w a g i p o ś w i ę c a ł o ś w i a c i e i w y c h o w a n i u
m ł o d z i e ż y .
Już w 1711 r. zajęcia szkolne mogły się odbywać w drew nianym b u d y n ku szkolnym, 5 lat później pow stał a lu m n a t, p o tem w sp o m n ia n a już
„pajta". Aż trudno pojąć, że przy tych obowiązkach
z d o ł a ł j e s z c z e z n a l e ź ć c z a s n a p u b l i c y s t y k ę . Pierwszą jego książką była wydruko- ana w Brzegu w 1716 r. „W ierność Bogu i cesarzowi (...)", rodzaj przew o
d n ik a d o m o w eg o d la w ierząceg o ewangelika. Cztery lata później w y
dał polskie tłum aczenie „Stu reguł żyw ota" z do d an iem pieśni. A po dalszych czterech latach dokonał ko
lejnego tłumaczenia „Książeczki Jezu
sowej" J. K w irsfelda, poprzedzając oryginał obszernym w stępem . N ie
znana jest data w ydania następnego tłumaczenia: „ Armilla i jej obcowanie z Bogiem w raz z niektórymi pieśnia
mi (...)" P.K.Bernharda. Jego pióru przypisyw ana jest także praca „O d
nowienie przym ierza Chrztu Święte
go (...)" z niepew ną datą w ydania w 1780 r. (?). W arto dodać, iż począw szy od 1723 r. jego
w y s i ł k i e d y t o r s k i e w y d a t n i e w s p a r ł s p r o w a d z o n y d o C i e s z y n a k r a j a n ks. S a m u e l
L u d w i k Z a s a d i u s . Dzięki publicystyce tylko tych dwu duszpasterzy, Cieszyn stal się w krót
ce najprężniejszym ośrodkiem szerze
nia myśli protestanckiej na Śląsku. Już to tylko jest w ydarzeniem godnym szacunku i podziw u. W szakże nie w olno w tym miejscu zapomnieć o bardzo istotnym szczególe: książki te były napisane, bądź tłum aczone na język ludu, a lud... posługiwał się ję
zykiem polskim! Nie znamy wielko
ści nakładów wydaw anych książek, ich ceny zapew ne nie były niskie i w części książki rozchodziły się poza Śląskiem Cieszyńskim, niemniej swo
ją wym ow ą m a ilość w ydanych tytu
łów i krotność ich wydań.
Gorliwość i aktywność archidia
kona, krasom ówstwo, którym słynął, zjednała m u powszechną miłość zbo
rowników, ale zwróciła także uwagę miejscowych jezuitów, dziekana cie
szyńskiego i urzędników cesarskich, dla których
o b e c n o ś ć t a k i e j i n d y w i d u a l n o ś c i w
C i e s z y n i e b y ł a n i e p o ż ą d a n a ,
wręcz niebezpieczna, gdyż um acnia
ła herezję i to na dodatek, nie w języ
ku cesarza, a ościennego państw a.
Toteż szykany coraz dotkliwiej doty
kały wiernych, a przede wszystkim sam y ch d u ch o w n y ch . Jakąż więc gratką było oskarżenie ks. M uthm a
na przez dwóch jego w spółpracow
ników w urzędzie o propagow anie idei pietystycznych, zakazanych w monarchii? Można postawić pytanie, czy aby tylko o pietyzm chodziło?
Rzecz zakończyła się haniebnym pro
cesem i nakazem opuszczenia granic monarchii przez pięciu pracowników naw y kościelnej i szkolnej, z ks. Mu- thm anem na czele.
c i ą g d a l s z y n a s t r o n i e 2 2 Ć
Polskie Towarzystwo Badan Reformacji
MATURA'97
Nikt chyba nie zaprzeczy, jeżeli po
wiem, że Egzamin Dojrzałości jest dużym przeżyciem dla każdego młodego czło
wieka.
Po pierwsze, zastanawiamy się, czy nasze życie ulegnie jakiejś istotnej zmia
nie, kiedy przekroczymy tę barierę, a po drugie, staje przed nami obowiązek na
uki intensywniejszej niż zwykle, która w połączeniu ze zbliżającym się czymś zu
pełnie nowym, wyzwala u nas całkiem naturalne emocje.
W naszym liceum było coś jeszcze. A mianowicie miała to być pierwsza matu
ra w historii VII Prywatnego Liceum w Krakowie, a co za tym idzie, swego ro
dzaju sprawdzian nie tylko dla uczniów, ale także dla nauczycieli i założycieli szkoły.
Obecnie jest październik 1997 roku i kiedy sięgam pamięcią do tego co działo się rok temu, nie mogę oprzeć się wraże
niu szybkiego upływu czasu. Pamiętam, ze nauczyciele robili wszystko, aby uświadomić nam, że do maja zostało już tylko kilka miesięcy. Jednak maturzysta prawdopodobnie żyje w innej strefie cza
sowej, bo z jednej strony wydaje mu się, że ów 7 maja nigdy nie nastanie, ale z drugiej strony czas ucieka mu nieubłaga
nie.
Tak więc w czwartej klasie, nasze ży
cie wypełnione było mnóstwem dodat
kowych godzin z przedmiotowy które przyszło nam zdawać, oraz fakultetami, o które zadbał nasz pan dyrektor Mie
czysław Stefanów. Wszyscy nauczyciele bardzo się o nas troszczyli, ale nie mogę tu nie wymienić naszej wychowawczy
ni, pani Kasi Tischner, która poświęciła nam więcej czasu niż ktokolwiek inny.
Pamiętam nawet niedzielę, 3 maja, którą część naszej klasy spędziła w szkole, w sali z widokiem na Planty. Analizowali
śmy wtedy razem z panią Tischner (na
szą polonistką) wiersze Miłosza, Herber
ta i Szymborskiej. Muszę przyznać, że teraz wspominam te chwile z pewną no
stalgią.
Podczas zdawania Egzaminu Dojrza
łości wszyscy byli dla nas bardzo życzli
wi, co więcej, nauczyciele denerwowali się nie mniej niż my sami. Na egzaminach pisemnych najgorszy był zarówno dla Nich jak i dla nas moment tuż przed od
czytaniem pytań. Potem już się zapomi
na o całym świecie i zaczyna się pisać. I co najciekawsze, 5 godzin to wcale nie jest wieczność, ten czas płynie szybciej niż kiedykolwiek indziej!!!
Kończąc tę moją refleksję, pragnę do
dać że VII PLO zdało swój egzamin doj
rzałości, a pan Dyrektor pożegnał swo
ich „Pierworodnych", którzy z pewno
ścią nigdy nie zapomną tego liceum.
Katarzyna Syrek
P S. Tegorocznym M aturzystom ż y c z ę p o łamania piór. Nie bójcie się, NIE-zdanie m atu
ry wcale nie jest takie proste!!!
R
eformacja była i jest zarówno m - :hem religijnym jak i k u ltu ro wym, oddziałującym na wiele obszarów życia ludzkiego. Z powyższego wynika, iż studium tego zjawiska po
winno być przedsięwzięciem interdy
scyplinarnym, wykorzystującym do
robek w ielu nauk, od teologii, filozo
fii, filologii i historii poczynając, a na socjologii, pedagogice czy muzykolo
gii kończąc. Tradycja reformacyjna, a szerzej protestancka niejestp rzy tym czymś m arginalnym i obojętnym dla kultury polskiej i europejskiej, stąd też jej badanie m oże być nie tylko za
jęciem pasjonującym , lecz rów nież w ażnym i potrzebnym. Aby jednak mogło przynieść określone rezultaty, powinno być ono zarazem działaniem zintegrowanym.
Ideę powołania towarzystwa na
ukowego prow adzącego i propagu
jącego studia nad protestantyzm em wysunięto podczas spotkania ludzi nauki zorganizow anego z okazji Zja
zdu Ewangelików Polaków we wrze
śniu 1996 roku. W tedy też powołano osoby mające skonkretyzow ać ów zamiar, m iędzy innymi opracowując s ta tu t i p rz y g o to w u ją c p ierw szy zjazd.
W dniu 10 maja 1997 roku odbył się w siedzibie Parafii Ewangelicko- A ugsburskiej św. Mateusza w Łodzi zjazd założycielski Polskiego T o w a rzy
s tw a B a d a ń R e fo r m a c ji ( P T B R ) , w którym wzięli udział przedstawicie
le środow isk naukowych z całej Pol
ski. Dzięki przychylności zwierzchni
ka Diecezji Warszawskiej, bpa Mie
czysław a C ieślara, nowo pow stałe Tow arzystw o otrzym ało niezbędne śro d k i, aby móc rozpocząć swoją działalność. W zględy te zadecydowa
ły również o tym, iż uczestnicy zja
zdu założycielskiego obrali Lodź za sied zib ę T o w arzy stw a, określając równocześnie w statucie możliwość tw orzenia oddziałów na terenie całej Polski.
Polskie Tow arzystw o Badań Reform a
c ji— jak czytamy w przyjętym statu
cie — jest stow arzyszeniem nauko
wym, powstałym z inicjatywy Polskie
go Tow arzystw a Ewangelickiego i zajmu
jącym się interdyscyplinarnym i stu
diami nad Reformacją i protestanty
zm em w aspekcie h isto ry czn y m i współczesnym (art. 1). Jego celem są przede wszystkim badania naukowe, wym iana dośw iadczeń, w ydaw anie publikacji, sp o rząd zan ie rejestrów zabytków oraz upowszechnianie wie
dzy dotyczącej myśli i kultury prote
stanckiej, a także jej roli w kulturze polskiej i światowej (art. 7). Członko
stwo uzyskuje się na podstaw ie pi
semnej deklaracji zaopiniowanej po
zytywnie przez dwóch członków rze
czywistych i zatwierdzonej przez za
rz ąd T o w arzy stw a (art. 11), p rz y czym brane są tutaj pod uw agę jedy
nie względy merytoryczne, a nie kon
fesyjne.
Towarzystwo zostało zarejestro
w ane przez Sąd Wojewódzki w Ło
dzi 25 września 1997 roku. Od tego momentu można więc było rozpocząć oficjalną działalność, której p ierw szym etapem było zorganizow anie zgromadzenia wyborczego, pow ołu
jącego w ładze PTBR: zarząd, komisję rewizyjną i radę naukową. Odbyło się ono 6 listopada br. w Łodzi. W niniej
szym artykule zasadnym wydaje się w ięc z a p re z e n to w a n ie p o d jęty c h wówczas decyzji.
Prezesem P T B R został prof, dr hab. Janusz T. Maciuszko, historyk i relig io zn aw ca w C hrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, autor znaczących prac związanych z historią Reformacji w Polsce oraz z badaniam i religiologicznymi.
Ponadto do zarządu zostali w y
brani, w edług kolejności alfabetycz
nej: prof, d r Rafał L eszczyński — em erytow any profesor slaw istyki, prof, dr hab. Krystyn Matwijowski — historyk z U niw ersytetu W rocław skiego, ks. d r n. teoh, d r n. hum. Bo
gusław Milerski — pedagog i teolog protestancki w ChAT, prof, d r hab.
Tadeusz Stegner — historyk w U ni
wersytecie Gdańskim, d r Zofia Woj
ciechowska — przewodnicząca PTE,
prof, dr hab. Bogdan Zeler — filolog w Uniwersytecie Śląskim. Zastępca
mi członków zarządu są: d r Zbigniew Pasek — historyk idei w Uniwersyte
cie Jagiellońskim oraz dr Krzysztof W oźniak — historyk w Uniwersyte
cie Łódzkim. Komisję rewizyjną tw o
rzą: ks. Jan Cieślar, ks. Marcin Hintz oraz d r Jan Szturc.
Zgromadzenie wyborcze podjęło decyzję, aby do rady naukowej Towa
rzystwa zaprosić następujące osoby, w edług kolejności alfabetycznej: prof, dr hab. Urszulę Augustyniak — hi
storyka w Uniwersytecie W arszaw
skim, dra hab. Bogusława Gierlacha
— em erytow anego historyka, prof, dra hab. Jana Harasimowicza, histo
ryka sztuki w U niw ersytecie W ro
cławskim, prof, dra hab. Karola Kar
skiego — teologa protestanckiego i prorektora ChAT, prof, d r hab. Bro
nisławę Kopczyńską-Jaworską — et
nologa z U niw ersytetu Łódzkiego, prof, dra hab. Janusza Małłka — hi
storyka i dziekana w Uniwersytecie Toruńskim oraz prof, dra hab. Karo
la Toeplitza — filozofa w ChAT.
Podczas spotkań kreujących P ol
skie T o w a rzystw o Badań R e fo rm a c jim e - lokrotnie wyrażano nadzieję, iż przy
czyni się ono nie tylko do integracji środowiska naukowego, lecz również do w zrostu zainteresow ania prote
stantyzm em , w nosząc tym sam ym w kład do rozwoju kultury polskiej.
Bogusław Milerski
7
JpÜaskt t cterttß
■ C A lat minęło od chwili przyjazdu Wioch na teren hrabstw a Sus
sex, byłej 14-Wielkopolskiej Brygady Pancernej 2 Korpusu WP, Pierwsze n abożeństw o polsko-ew angelickie dla przybyłych żołnierzy odpraw ił ówczesny kapelan, ks. E. Cimała, w Irinty Conggregational Church w Bil- linghurst — 12 stycznia 1947 r. W są
siednim hrabstw ie Surrey dla żołnie
rzy i cywilów z rejonu okolicznych obozów odpraw ił nabożeństw o ks.
kapelan F. Arlt w Witley Camp, w nie
dzielę 23 marca 1947 r. Założonym w tedy filiałem Witley opiekow ał się ks. F. Arlt, do W ielkanocy 1949 r., po czym przeszedł on p o d opiekę ks.
Cimały.
W k w i e t n i u 1 9 5 0 r.
n a b o ż e ń s t w a z o s t a ł y p r z e n i e s i o n e z o b o z o w y c h
ś w i e t l i c d o k o ś c i ó ł k a ś w . M i c h a ł a w T h u r l e y . Po rozw iązaniu Polskiego Korpusu Przysposobienia i R ozm ieszczenia (PKPR) działalność zboru koncentro
wała się w obozie rodzinnym w Five Oaks. 30 maja 1955 ówczesna Rada Zboru z p. A leksandrem Bałą na cze
le ufundow ała tablicę pam iątkow ą (której poświęcenie odbyło się w ko
ściele św. Michała) o treści: „In this Church Polish Lutherans in Exile w or
sh ip p e d God in years 1950-1955).
Godło Polski— Orzeł w koronie zdo
bił tą tablicę. Z T hursley, po roku 1954, kiedy zaczęto przydzielać domy sam orządowe, postanowiono
p r z e n i e ś ć n a b o ż e ń s t w a d o k o ś c i o ł a p a r a f i a l n e g o ś w .
M a r t y w H o r s h a m . Tam P o lacy -E w an g elicy c h w alili Boga w języku ojców do 1981. W tym roku postanow iono przenieść się
d o k o ś c i ó ł k a a n g l i k a ń s k i e g o w S o u t h w a t e r . W tym kościółku, który był filiałem polskiej parafii ewangelickiej a.w. w C am bridge p rzez n astęp n e 15 lat, zbór przeżyw ał swoje okresy „bla
sków i c ie n i" . N ajbardziej p r ę ż n ą działalność odnotow ać m ożem y na
przełomie lat 70/80. Niestety czas, jak i wiek parafian, zrobił swoje. Decy
zją Konsystorza z
d n . 2 7 m a j a 1 9 9 6 r.
z a m k n i ę t o o f i c j a l n ą d z i a ł a l n o ś ć Z b o r u i od tej chwili przekształcony został w stację kaznodziejską, w której 3 razy w roku odbywają się nabożeń
stw a okolicznościowe. Niemniej jed
nak decyzją parafialnej Rady Kościel- nej-Cambridge, od roku 1988 Parafia organizuje co roku w czerwcu pikni
ki, na które zjeżdżają polscy Ewange
licy z południow ych stron Anglii.
W tym roku Zjazd ten miał szcze
gólne znaczenie, bowiem minęło 50- lat polskiej tradycji ewangelickiej na tamtejszym terenie. Z tej okazji w nie
dzielę,
2 9 c z e r w c a b r . o d b y ł a s i ę U r o c z y s t a A k a d e m i a w sali przykościelnej. Słowo przyw i
tania przekazał miejscowy proboszcz anglikański Rev. Filip Johns, serdecz
nie witając przybyłych i życząc dal
szego Bożego błogosław ieństw a w tradycjach ojców przeniesionych na ziemię angielską. Następnie, miejsco
w y duszpasterz, ks. A. Bieta, przygo
tował m ontaż słowno-muzyczny, w którym na „osnowie" piosenek żoł
nierskich i pieśni kościelnych przed
stawił życie zborowe za minione „pół
w ie k u " n a te re n ie p o łu d n io w o - wschodniej Anglii. W imieniu Zrze
szenia Ewangelików-Polaków w W.
Brytanii — życzenia przekazał sekre
tarz hon. p. A. Gaś, zaś całość Aka
d em ii zak o ń czo n o o d śp ie w a n ie m hymnów: polskiego i angielskiego.
P o t y m n a s t ą p i ł o u r o c z y s t e n a b o ż e ń s t w o d z i ę k c z y n n e połączone ze Spowiedzią i Komunią Św., które spraw ow ali ks. sen. E. Ci
m ała i ks. A. Bieta. Było to wielkie przeżycie dla wszystkich, kiedy na ambonie stanął 91-Ietni Duszpasterz, były kapelan WP, założyciel i długo
letni proboszcz parafii, ks. sen. Cima
ła. Przed 50-laty ubrany w „battle- dress", obecnie w todze pastorskiej i
K ościół, w k tó ry m p o ls c y e w a n g e lic y o d p r a w ia ją s w o je n a b o ż e ń s tw a
albie. Na organach grała p. m gr W. Z Niemiec, ks. Zenon Buze. Z kościo- Graham. N abożeństw o zakończono
pieśnią „Boże coś Polskę..." . Po na
bożeństwie Duszpasterze udali się na pobliski cmentarz, aby tam zmówić m odlitw y i złożyć kwiaty, biało-czer
wone goździki, na grobie pierw sze
go kuratora zboru, śp. Karola Kani.
Do intencji m odlitw y w łączono śp.
Rudolfa Szczurka, zm arłego p rzed rokiem, którego prochy spoczęły na cm entarzu w Dębowcu k. Skoczowa
— człowieka, który był „sercem" od
dany tamtej ziemi, fascynow ał się h i
storią Sussex, a jednocześnie był to w ierny SYN zboru, parafii naszej i Kościoła na obczyźnie, a w końcu orę
dow nik p o w ro tu na łono Kościoła macierzystego w RP. Będąc mniejszo
ścią wyznaniow ą i na emigracji, dzię
kujemy Bogu, że dał nam dożyć tego, że i na tam tym terenie zbudowaliśm y
„p o m n ik " p o lsk iem u ew angelicy- zmow i — poza granicami Kraju.
W końcu chciałbym podać Rodzi
ny, które chlubnie zapisały się w hi
storii tamtejszego Zboru, a m ianow i
cie: pp. Kaniów, pp. Schnajdrów, pp.
Koniecznych i pp. Manzów.
Długoletnimi kuratoram i zboro
w ym i byli: śp. Karol Kania, śp. Tade
usz Kania, p. Franciszek Konieczny i obecnie jeszcze działający p. Emil Manz.
S f o w o B o ż e g ł o s i l i i u d z i e l a l i S a k r a m e n t ó w : długoletni proboszcz ks. sen. Eryk Cimała, zaś od roku 1977, ks. Alfred Bieta. Poza tym gościnnie zwiastowali Słowo Boże — z Kościoła Polskiego na obczyźnie: śp. ks. bp. W. Fierla. ks.
Jan Malina, ks. W alter Jagucki; — z macierzystego Kościoła w Kraju: ks.
dr Jerzy G ryniakow , ks. Stanisław D orda, ks. W iesław G rochal, oraz kandydat teologii Bronisław Dorda.
ła luterańskiego-angielskiego, Rev.
Bruer. Z kościoła anglikańskiego, ser
decznie życzliwy nam Polakom, dłu
goletni proboszcz w Southwater, Rev.
Messenger. Ponadto zyskaliśmy so
bie wiele serca u anglikańskich du chow nych, jak kanon G illingham , Rev. Cousin, czy obecny proboszcz Rev. Johns.
Na organach grali p. Irena Ziel- ke, śp. Jan Kubica, prof. D agm ara Arlt, inż. Piotr G órniak, m gr Jerzy G órniak, p. Erich Ludw ig, obecnie pani mgr Wiesława Graham.
O d ś p ie w a n ie m tra d y c y jn y c h
„100 lat" ks. sen. Cimale, i parafiance z High Wycombe, która akurat w tym dniu obchodziła swoje 85-urodziny, jak i tradycyjnym już dla pikników
„Góralu, czy ci nie żal"... i „Ojcowski dom..." zamknęliśmy ten piękny hi
storyczny dzień, tak ważny dla Pola
ków Ewangelików — żyjących poza granicami Kraju, a jednak pozostają
cych wiernym i „synam i i córkami"
Kościoła Ewangelickiego.
S o li Deo Gloria
xab