• Nie Znaleziono Wyników

Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 1997/1998, nr 12/1 (13/14)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 1997/1998, nr 12/1 (13/14)"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

K r a I< ó w 1 2 / 9 7 - 1 / 9 8

ul<AzujE siĘ o d 1 9 8 9 Roku

c e n a 5 , 0 0 z ł j *

MYŚL

SLOW N

r

1 5 / 1 4

ISSN 0 8 6 0 8 4 8 2

PRZEGLĄD EWANGELICKI

M i E S i Ę C Z I N i k S p o ł E C Z N o k u l T U R A l l \ y

(2)

H en ry k G zem bor

z k s ią ż k i Droga poza śmierć

P rz e to nie sądźcie p rzed czasem ,

dopóki nie p rzy jd zie P a n , k tó ry u ja w n i to, co u k ry te w ciem ności i objaw i zam y sły serc.

I .

Stawiając swe pierwsze kroki na drodze wiary

Zabrałeś ze sobą tornister, a w nim: Księgę do czytania,

Z e szy ty do powtarzania i zapamiętania prawd najważniejszych, A t Jas do znalezienia właściwej drogi życia

I Jiczydło dla policzenia twoich grzechów.

T y jedna k z Księgi czytałeś tylko wybrane wersety, W zeszytach zapisywałeś tylko to, co ci się podobało, W atłasie wyszukiwałeś błędne, zwodnicze drogi, A na liczydłach m nożyłeś swoje cnoty.

Zgromadziłeś ogromną liczbę wspaniałych cnót, N iezw ykłych uczynków i wielkich zasług.

Sądziłeś, z e ci to wystarczy, aby wejść do Bożego Królestwa.

Przyszedłeś, aby p rzed Panem pochwalić się swoim skarbem.

K iedy jed n a k wyciągnąłeś swe skarby;

Złoto cnót okazało się miałkim piaskiem,

Srebro dobrych uczynków rozsypało się w proch, A wielkie zasługi rozwiały się ja k mgła poranna.

I tylko w sercu pozostała ci wiara, mała ja k ziarno gorczycy.

Wiara, która nie liczy na siebie, lecz tylko na Pana i Jego miłość.

Ta wiara, która wydała ci się zb y t skromna,

Za mała, aby mogła liczyć się przed Panem i Sędzią.

A k ie d y sm utny i zrozpaczony patrzyłeś na swe p u ste ręce I utraciłeś pew ność siebie i zadowolenie z samego siebie,

W tedy Pan spojrzał z miłością na ciebie i powiedział:

To nic, że ręce są puste, Ważne, że serce masz pełne.

N ie dla twoich zasług, cnót i dobrych uczynków, A le z m ojej miłości poprzez twoją wiarę

Daruję ci wieczne życie i wieczne szczęście.

(3)

SŁOWO

MYŚL’

W n u m e r z e : J e s t e ś m y

N a d z i e ja i s p e ł n ie n i e _______1 _ W c z ł o w i e k u w i d z i e ć b rata W y p o w i e d ź k s i ę d z a b is k u p a E d w a r d a R u s ie c k ie g o ___________

2

Karol T o e p litz O p o ż y tk a c h

z n i e lo g ic z n o śc i____________

4

jesteśmy

Nadzieja i spełnienie

B ogu sław M ilerski

N o w y p r e m i e r a t o ż s a m o ś ć e w a n g e l i c k a ________________ 5 _ P ro m o cje

S p a c e r w z d ł u ż stru m ie n i

5

W ła d y sła w Sosna W s p o m n i e n i e

ks. Ja na M u t h m a n a _________

6

B ogu sław M ilerski

Polsk ie T o w a r z y s t w o B a d ań R eformacji__________________

xab

Blaski i c ie n i e Susse x_______ 0 _ Z am iast k a tech izm u

R ó ż n e p r a w d y ______________ sz E.Sz.

Prim us inter Pa res

10

P a w eł P u czek

P rz ed IV For um ..

10

Spis Treści R oczn ika

1 1

Piotr Kubala O g ó l n o ś w i a t o w a

p a j ę c z y n a ________ 1 5

E,Sz‘ i ?

M e l o d ie jak Sk rz y d ła I / xab

D ie ce zja Z a g r a n ic z n a Kościoła Ewangel ic ko- - A ugsbursk iego_______

18

P. G um pert C h r z e ś c i ja ń s k i e

St owarzyszenie A k a d e m i c k i e ź O E .S z.

P a m ię c i ks. prof.

W . B e n e d y k t o w i c z a

21

Listy 1 6

Konkurs 25

Przegląd c za so p ism 26 In form acje

N a s z a o k ł a d k a : A. Dürer ( 1 4 7 1 - 1 5 2 8 ) N a ro d zen ie Chrystusa

( Z e z b i o r ó w B i b l i o t e k i J a g i e l l o ń s k i e j )

I

m bliżej końca roku, tym bardziej zdajemy sobie spraw ę z upływ ają­

cego czasu. Mija kolejny rok, minęły miesiące, tygodnie, dni... Kończy się ostatni dzień roku. Inaczej niż zw y­

kle postrzegam y czas. To nie tylko kolejna godzina tego dnia, ale to tak­

że jeszcze mniej g o d zin do końca roku. Z bijącym sercem odm ierzam y ostatnie m inuty, ostatnie sekundy...

Czekamy na koniec starego roku, a jeszcze bardziej na początek nowego.

Czekamy z nadzieją... Im więcej kło­

potów, bólu, niepow odzeń przyniósł nam ten mijający rok, tym więcej do­

brego oczekujemy od tego następne­

go. N adzieja dodaje cierpliwości w czekaniu, umożliwia przejście przez najtrudniejsze okresy życia. I choć wiele razy okazało się, że oczekiwa­

liśmy na próżno, że nadzieje nasze nie spełniły się, to jednak wciąż na coś czekamy i wciąż m amy nadzieję, że przyjdzie spełnienie, że najpiękniejsze nadzieje wreszcie staną się rzeczyw i­

stością.

Koniec starego roku i początek nowego to tylko um ow na data w na­

szym kalendarzu. Inni w innych ter­

m inach rozpoczynają now y rok... Je­

steśmy świadomi umowności tej daty, a jednak czujemy w tedy przyśpieszo­

ne bicie serca, odczuw am y przem ija­

nie czasu, koniec i początek, czekanie, nadzieję i spełnienie...

A przecież czekamy nie tylko wte­

dy. A przecież wciąż na nowo żywi­

my nadzieję i czekamy na jej spełnie­

nie. Całe życie jest oczekiwaniem, jest dążeniem do spełnienia, a nadzieja określa sens i cel naszego życia.

W grudniu przypom ina o tym nie tylko jego ostatni dzień, chrześcija­

nom przypom ina o tym cały miesiąc.

W szak jest to czas adw entu — czas oczekiw ania, prow adzący do św iąt

Narodzenia Pańskiego — spełnienia obietnic i wynikających z nich nadziei i oczekiwań.

A dw ent został w prow adzony do roku kościelnego jako okres poprze­

dzający święta Bożego Narodzenia.

Jest przypom nieniem , że najpierw była obietnica, trwające w ieki całe oczekiwanie, niepokój i niepewność, odradzanie się nadziei, przypom ina­

nie obietnic — a dopiero potem przy­

szło spełnienie, wypełnienie obietnic, doczekanie się upragnionego, prze­

m ienienie nadziei w rzeczywistość.

Stało się tak, bo „Słowo ciałem się sta­

ło!"

A dw ent równocześnie przypom i­

na, że po spełnieniu przychodzi nowa obietnica, przychodzi nowe czekanie i nowa nadzieja na spełnienie. A d­

went doprow adza nie tylko do faktu przyjścia na św iat Bożego Syna, ale zarazem zapow iada Jego pow tórne przyjście. I tak prow adząc do rado­

snego spełnienia obietnicy przyjścia na św iat Zbawiciela, ukazuje w per­

spektyw ie Jego pow tórne przyjście jako Pana Panów i Króla Królów.

To p o tw ierd z a do św iad czen ia poczynione przez wszystkie ludzkie pokolenia. Życie ludzkie jest oczeki­

w aniem na spełnienie się nadziei, a kiedy te nadzieje się spełniają, natych­

m iast budzą się nowe, a z nim ocze­

kiwanie i dążenie do kolejnego speł­

nienia. I tak jest we wszystkich spra­

wach: i w dużych i w małych, i w co­

dziennym zabieganiu, i w dążeniu do odwiecznych celów ludzkiego życia.

Tak długo, jak długo trw a życie, jest w nim nadzieja, oczekiwanie i speł­

nienie...

Jak co roku czekamy, aż skończy się adw ent — czas nadziei i oczeki­

w ania i przyjdzie święto Bożego N a­

rodzenia — czas spełnienia i radości.

A potem zaraz czekamy, aż skończy się stary rok i przemieni się w ocze­

kiwany z nadzieją i ufnością — rok nowy. Jesteśmy wciągani w kolejność kościelnego i kalendarzowego roku.

Pozostaje tylko pytanie: Jak dalece dajemy się wciągnąć w ten pow tarza­

jący się rytm oczekiwania i spełnie­

nia, nadziei i jej realizacji, zapowiedzi i przeżyw anej rzeczyw istości. Czy n apraw dę odczuw am y przemijanie czasu, czy napraw dę wierzymy w to, że stare przem inie i zacznie się nowe, czy bierzemy pow ażnie Boże obietni­

ce i ich spełnienie, a co za tym idzie, czy napraw dę liczymy się poważnie ze sp ełn ien iem kolejnych Bożych obietnic?

Za nami, ale i przed nami, czas oczekiwania i obietnic, ale także czas nadziei i spełnienia. Za nami i przed nami kolejny odcinek naszego życia...

I będzie tak długo, jak długo będzie­

my mieli nadzieję i będziemy mieli na co czekać, tak długo dopóki nie przyj­

dzie czas ostatecznego spełnienia.

Oby Bóg by! z nami wtedy, gdy czekamy na spełnienie Jego obietnic i Jego przyjście, a także i wtedy, gdy w cichą, świętą noc cieszymy się z Jego przyjścia na ten świat, doświadczamy Jego bezmiernej miłości do nas i na­

bieramy pewności, że On zawsze do­

trzym uje obietnic. Pożegnajmy bez żalu k olejny rok naszeg o życia i przejdźm y w nowy rok z nadzieją, że nasz Pan będzie zawsze z nami, po­

może w cierpliwym oczekiwaniu na spełnienie wszystkich Jego dobrych obietnic i pozwoli doczekać spełnie­

nia naszych najlepszych nadziei zwią­

z an y ch z tym now ym rokiem i z wszystkim i latami naszego życia.

ks. H. C zem bor

1

(4)

W CZŁOWIEKU WIDZIEĆ BRATA

W y p o w ied ź k sięd za E d w ard a P u śleck ieg o

B isk u p a K ościoła E w an g elick o -M eto d y sty cz n eg o w RP d la czaso p ism a „S ło w o i M y śl" — Kraków,, dn , 20.11.1997 r.

O m e t o d y z m i e n a ś w i e c i e

Wszystkie większe Kościoły M etodystyczne zrzeszone są w Światowej Radzie Metodystycznej, która obraduje co kilka lat na różnych kontynentach naszego globu. Ostatnie zgrom adzenie ogólne odbyło się 1996 roku w Rio de Janeiro. Na nim dowiedzieliśm y się, że nasza w spólnota w yznaniow a w zro­

sła liczebnie o 9 min. głównie w Afryce, Azji i Oceanii (z tendencją spadkow ą w Europie i Ameryce Pin.) i grupuje dziś ok. 70 milionów pełnopraw nych członków, a w raz z rodzinam i i sym patykam i szacuje się ją na ok. 120 min.

wyznawców, co czyni nas jednym z większych Kościołów ewangelickich św ia­

ta. Obecnie m amy dw a główne nurty m etodyzm u — pierw szy zw iązany z tradycją brytyjską, drugi z amerykańską (episkopalną). W ram ach tego d ru ­ giego największym, najbardziej dynamicznym i otw artym Kościołem jest Zjed­

noczony Kościół M etodystyczny (The United M ethodist Church), do którego przynależy także Kościół Ewangelicko M etodystyczny w Polsce. Zjednoczo­

ny Kościół M etodystyczny (ZKM), podobnie jak inne Kościoły Reformacji, sto­

suje zasadę równości m ężczyzny i niew iasty na wszystkich szczeblach zarzą­

dzania kościelnego, co wiąże się także z ordynacją kobiet na duchownych.

Aktywnie działa na polu socjalnym, edukacyjnym, m isyjnym, ewangelizacyj­

nym, a także stara się wychodzić na przeciw wszelkim cywilizacyjnym za­

grożeniom. Za przykład niech posłuży m etodystyczna organizacja UMCOR (The U nited M ethodist Commision of Relief), której ostatnio Organizacja N a­

rodów Zjednoczonych pow ierzyła służbę hum anitarną pomocy Bośni. Z roli tej metodyści wyw iązali się bardzo dobrze. Innym przykładem jest Uniwer­

sytet Afrykański w Zim babwe pow stały całkowicie z inicjatywy i finansowe­

go wsparcia m etodystów całego świata.

Mówiąc o naszym Kościele w skali światowej, w arto wspomnieć, że m eto­

dyści praw ie wszędzie stanow ią ważną mniejszość z jednym wszak wyjąt­

kiem. Jest taka w yspa na Pacyfiku — Tongo, gdzie m etodyści stanowią ok. 97 procent populacji. IUól, jego dw ór i ludność przyjęli m etodyzm jako swą nową religię. Jest to swoiste kuriozum , ale m oże w arto wiedzieć, że gdzieś za góra­

mi za lasami jest kraj napełniony metodystami...

Oczywiście mówię o tym żartobliwie. Nie dążym y do hegemonii, do zdo­

bywania i panowania nad narodami. Zależy nam bardziej na zdobyw aniu serca i świadomości człowieka dla spraw y Bożej, chodzi bardziej o jednostkę od­

krywającą moc Ewangelii i Chrystusa niż niczego nieśw iadom e masy.

O e u r o p e j s k i m m e t o d y z m i e

Europejska Rada M etodystyczna skupia Kościoły M etodystyczne tradycji amerykańskiej (episkopalnej) i brytyjskiej. Ten am erykański nurt na naszym kontynencie nie jest statystycznie duży, jednak jak to bywa, nie ilość ale jakość stanowi o istocie sprawy. W kręgach chrześcijańskich nie większość m usi mieć rację, z całym szacunkiem dla demokracji, ale braterskie uzgodnienia i poszu­

kiwania konsensusu. Chcę przez to powiedzieć, że naw et tak nieliczny Ko­

ściół, jak nasz w Polsce, m a W Radzie taką samą siłę głosu jak przedstawiciele stosunkow o dużego Kościoła brytyjskiego. A m erykański n u rt m etodyzm u europejskiego dzieli się na Konferencje Centralne. Są to: Konferencja Central­

na Niemiec, Konferencja Centralna Europy Środkowej i Południowej, do której przynależy Polska Konferencja Doroczna oraz Konferencja Centralna Skan­

dynawii i Rosji. Muszę tu z ochotą dodać, iż w ostatnich latach Kościół Meto­

dystyczny w Rosji rozwija się bardzo dynamicznie, co niestety — pomimo naszej otwartości i chęci w spółpracy — napotyka na negatyw ne oceny i reak­

cje duchowieństw a praw osław nego. Wysoce niekorzystne jest przy tym usta­

w odaw stw o wyznaniowe, uchw alone ostatnio przez rosyjską Dumę. Jeśli do­

brze rozum iem historię Kościoła, to w tedy, kiedy byw ał ucisk, Kościoły miały więcej siły duchowej. W chrześcijaństwie jest zaw arta siła, moc Ducha Święte­

go, który w trudnych sytuacjach potrafi wzmocnić człowieka, potrafi zainspi­

rować do przetrw ania — w ten sposób chrześcijanin staje się jeszcze bardziej w iarygodnym świadectwem dla innych. Ta now a sytuaq'a praw na może przy­

czynić się do jeszcze większego rozwoju Kościoła.

M e to d y śc i b y li i są na przedzie pokojowych przem ian w Irlandii. I tak się złożyło, że od kilk u n astu już lat Kościół Metodystyczny Irlandii Północ­

nej jest zintegrow any z Kościo­

łem M etodystycznym Irlandii.

Mówiąc innym i słowy, Kościół M etodystyczny Irlandii Płn. nie podlega kościołowi brytyjskie­

m u, lecz stanow i jedną Konfe­

rencję (synod) z Kościołem Re­

publiki Irlandii. Oczywiście z K ościołem M e to d y sty cz n y m Anglii utrzym yw ane są brater­

skie stosunki, jest daleko idąca współpraca i w ym iana delega­

tów na swe Konferencje, ale jest to całkowicie sam odzielny Ko­

ściół, zupełnie niezależny od

korony brytyjskiej. Przykład ten jest dobrym świadectwem, że jedność i współ­

praca szczególnie w śród chrześcijan m ożliwa jest naw et w atmosferze napię­

cia i konfrontacji. W pływ niewielkiego Kościoła m etodystycznego na proces pokojowy w Irlandii jest olbrzymi. Metodyści cieszą się dużym zaufaniem różnych skonfliktow anych stron. Są w pertraktacjach bardzo pomocni i m y­

ślę, że nadal będą tam odgryw ać znaczącą pozytyw ną rolę.

O K o ś c i e l e E w a n g e l i c k o - M e t o d y s t y c z n y m w R P Polski Kościół M etodystyczny został założony poprzez działalność misji amerykańskiej istniejącego wówczas Południow ego Episkopalnego Kościoła Metodystycznego. Do dziś zachowuje swój episkopalny charakter. W Polsce nasz Kościół istnieje formalnie od 1922 roku, kiedy to zgrom adziła się Pierw­

sza Konferencja Doroczna. W ubiegłym roku obchodziliśmy jubileusz 75-le- cia, a więc w skali czasowej jesteśmy dość m łodym tworem eklezjalnym w y­

kazującym jednak nie m ały dynamizm. Mamy sporo młodych duchownych, prow adzim y placówki misyjne, otwieramy nowe zbory. KE-M. rozwija się.

Dlaczego w łaśnie ew angelicko-m etodystyczny? Otóż kiedy m etodyzm został przeszczepiony z Wielkiej Brytanii do Stanów Zjednoczonych rozsze­

rzał się nie tylko w śród em igrantów anglojęzycznych, ale także w śród nie­

mieckojęzycznych i ten nurt m etodyzm u zaw sze używ ał w swej nazwie okre­

ślenia ewangelicki (niektórzy chcieliby tłumaczyć angielskie słowo evangeli­

cal na ewangeliczny, co wg. m nie jest nieporozumieniem). W 1968 r. doszło do pojednania tych dwóch n urtów i tak pow stał Zjednoczony Kościół Meto­

dystyczny, który na obszarach niemieckojęzycznych — z wyjątkiem Austrii

— przyjął nazw ę Kościół Ewangelicko-Metodystyczny. Chociaż nie doszło do strukturalnego połączenia nu rtu niemieckiego i amerykańskiego na terenach Polski, to jednak poprzez nazw ę kościoła nawiązując do tego wydarzenia chcie­

liśmy dać w yraz naszym więzom z Braćmi z Evangelische Gemeinschaft, którzy zasilili nasze zbory po II wojnie światowej. Jednocześnie przypom inam y swe korzenie i związki z bogatą trad y q ą ewangelicyzmu. Uważam, iż w środow i­

sku tak katolickim jak i naszym m ówienie, że jest się ewangelikiem, jest kla­

row nym św iadectwem przynależności do określonego nurtu chrześcijaństwa.

Bardzo mocno czujemy się zw iązani teologicznie z ruchem reformacyjnym.

Metodyści akceptując 24 z 39 anglikańskich A rtykułów Wiary zaakceptowali przem ożny w pływ Konfesji Augsburskiej, którą A rtykuły były inspirowane.

W arto przy okazji 500-lecia urodzin Filipa Melanchtona powiedzieć, że jest on, jako główny twórca A ugustany, obecny w teologicznych poglądach meto­

dystów.

(5)

Twórca m etodyzm u anglikański ksiądz Jan Wesley doznał swego cudow ­ nego „rozgrzania serca", niektórzy pow iadają nawrócenia, w czasie słucha­

nia tekstu przedm ow y do Listu do Rzymian pióra dr Marcina Lutra.

Gdybyśmy dokładnie prześledzili poglądy reform atorów i W esley'a to trzeba otwarcie powiedzieć, że nie m a różnic dogmatycznych. Jest inne rozło­

żenie akcentów, inne interpretow anie niektórych kwestii, ale różnic dogm a­

tycznych jako takich nie ma. Stąd też w skali ogólnoświatowej jak i naszego kraju, rodziny reformacyjne i rodzina m etodystyczna podpisały deklarację o wzajemnym uznaniu urzędów a także o wymianie kazalnic i możliwości przy­

stępowania do stołu pańskiego. N ależymy do tego samego lu d u Bożego uzna­

jącego priorytet Słowa Bożego i budującego na Ewangelii Jezusa Chrystusa.

O P o l s k i e j R a d z i e E k u m e n i c z n e j

Jednym z Kościołów założycieli PRE był Kościół Ewangelicko-Metody- styczny (wówczas jeszcze zw any Kościołem M etodystycznym), co św iadczy o tym, iż od samego początku tw orzenia się tego ruchu, metodyści byli zaan­

gażowani w formowanie ciała, które pom agało Kościołom w e wzajemnym zbliżeniu i w yrażaniu chrześcijańskiej solidarności.

Przez wiele trudnych dla Polski lat więź tych Kościołów wyrażała się w nieustannym dialogu, w braterskich rozmowach, we wzajemnym w spieraniu się i gdzie to możliwe we wspólnym działaniu. Ten element rozmow y powi­

nien być nadal kontynuow any i jeszcze bardziej wzmocniony. W arto też p o d ­ kreślić szczególną cechę PRE — w Prezydium zachowany został parytet Ko­

ściołów b e z w zględu na ich rozm iar tzn. przedstawiciele, zwierzchnicy wszy­

stkich Kościołów mają tę samą liczbę głosów, a co za tym idzie, taki sam wpływ na podejmowanie decyzji. W ekumenizm ie glos najmniejszego m a tę samą wymowę co największe. Bardzo to dobre i godne propagow ania w dobie for­

mowania się demokracji w Polsce.

Wielce sobie cenię istnienie Rady Ekumenicznej. Ta nieduża organizacja, bo zrzeszająca, licząc optymistycznie, ok. milion chrześcijan — ma swoje za­

służone miejsce w polskim krajobrazie społecznym. Myślę, że m imo wszyst­

ko coraz bardziej znaczące.

Moim zdaniem PRE pow inna otworzyć się bardziej na nowych członków.

Są w Polsce Kościoły o stosunkow o długiej tradycji historycznej, statystycznie nie duże, ale porów nyw alne z innym i Kościołami członkowskimi, o poglą­

dach ekumenicznych, które z niew iadom ych mi pow odów nie składają akce­

su do Rady. To jest niepokojące. Być może trochę „świeżej krwi" nadałoby nowego dynam izm u tem u ponad 50-letniemu organizmowi.

Z dużym zaciekawieniem spoglądam na kroki czynione w kierunku więk­

szego otwarcia na Kościół Rzymskokatolicki. Jest wiele pozytyw nych przy­

kładów współdziałania — wym ienię tylko jeden: PRE i Komisja Episkopatu ds. Ekumenizmu po raz pierw szy wydają wspólnie broszurę Tygodnia Mo­

dlitwy o Jedność Chrześcijan.

Niestety tu i ówdzie dochodzą głosy o niezrozum ieniu istoty ekumeni­

zmu. Nie chodzi przecież o to, by m etodysta stał się luteraninem, luteranin katolikiem itd. Chodzi o to, by każdy, będąc św iadom ym członkiem swego Kościoła, w drugim dostrzegał brata, a nie wilka.

O i n n y c h K o ś c i o ł a c h

Poza Kościołami członkowskimi PRE KE-M. utrzymuje przyjazne kontakty z różnymi innymi w spólnotami w yznaniowym i. Np. z Kościołem A dw enty­

stów Dnia Siódmego. Pracowaliśmy razem nad naszymi ustaw am i kościelny­

mi. W spieramy się w różnych dziedzinach, jak chociażby możliwość konty­

nuowania studiów przez licencjatów naszych sem inariów teologicznych na Chrześcijańskiej A kadem ii Teologicznej. KE-M. udostępnia niektóre swoje kościoły braciom z Kościoła adwentystycznego. Mamy oczywiście różne nau­

czania, ale jesteśmy sobie w wielu ekumenicznych działaniach bliscy. Boleję nad tym, że Kościół Adw entystyczny nie jest członkiem PRE, ale rozumiem, że wynika to z uw arunkow ań ogólnoświatowych. Gdyby Kościół adw enty­

styczny w Polsce przystąpił do PRE to może otwarte zostałyby wrota, dające Kościołom adw entystycznym w innych krajach znak do podobnego kroku.

Podobnie braterskie stosunki utrzym ujem y z Kościołem Chrystusow ym oraz Zielonoświątkowym. Chociaż z tym ostatnim, którego korzenie teolo­

giczne wyw odzą się w yraźnie z m etodyzm u, w niektórych częściach kraju mamy sytuacje niemiłe.

O W y ż s z y m S e m i n a r i u m T e o l o g i c z n y m i m . J a n a Ł a s k i e g o i C h r z e ś c i j a ń s k i e j A k a d e m i i T e o l o g i c z n e j

Ustawa regulująca stosunek Państwa do KEM stanowi, że Kościół nasz prow adzi Wyższe Seminarium Teologiczne im. J. Laskiego z praw em nada­

wania licencjatu z teologii metodystycznej. Własne zaplecze edukacyjne to

bardzo ważny przyczynek do intelektualnego rozwoju Kościoła. Licencjaci teologii metodystycznej, podobnie jak teologii baptystycznej i adwentystycz- nej mogliby kontynuować naukę na Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej.

Prow adzone rozmow y napotykają z jednej strony na zrozumienie, a z drugiej na pew ną niemoc — m am nadzieję, że przejściową — w załatw ieniu tej spra­

wy.

O s z k o l e j ę z y k a a n g i e l s k i e g o

Jest to najstarsza szkoła językowa w Polsce — ma 76 lat. Założona przez amerykańskich misjonarzy m etodystycznych przygotow ywała przez te wszy­

stkie lata polską inteligencję do kontaktów ze światem zachodnim.

Zawsze mieliśmy dużą liczbę studentów . Dziś w W arszawie oraz w fi­

liach ELC (Katowice, Gliwice, Kraków, Ełk, Grudziądz) kształcimy ok. 5 tysię­

cy studentów . To olbrzymi w kład niedużego Kościoła w edukację naszego społeczeństwa.

Zdajemy sobie spraw ę z tego, że z biegiem czasu zapotrzebowanie na ję­

zyk angielski będzie malało — szkoły publiczne i pryw atne nasycą rynek, Ale na razie nadal ustawiają się długie kolejki. Mamy dośw iadczoną kadrę nau­

czycielską, zaplecze dydaktyczne. 75-letnie doświadczenie. Istotą dobrej szkoły językowej nie tyle są program y czy podręczniki, ile dośw iadczona kadra p e­

dagogiczna. Naszą dew izą jest nie tyle uczyć ile nauczyć.

O s p o ł e c z n y m n a u c z a n i u K o ś c i o ł a

N asz Kościół w ydał ciekawą — myślę — publikację pt. „Zasady Socjalne.

Społeczne nauczanie KE-M." Jest to tłumaczenie amerykańskich Zasad Socjal­

nych, które korygowane przez kolejne Konferencje Generalne (co cztery lata) stanowią w yraz m etodystycznego pojmow ania aktualnych procesów zacho­

dzących w społeczeństwie.

Chciałbym zwrócić uw agę na tę publikację wszystkim myślącym chrze­

ścijanom i chrześcijankom. Znajduje się w niej opinia Kościoła na takie tematy jak: ordynacja kobiet, aborcja, stosunek do patologii społecznych, ochrony śro­

dowiska, problem ów pokoju i wojny. Lektura tej broszurki m oże inspirować inne Kościoły do podobnych przem yśleń i być m oże do odkrycia, że w kw e­

stiach społecznych m am y podobne poglądy, co byłoby kolejnym krokiem w kierunku większego jeszcze zbliżenia.

Publikaqa ta to kopalnia wiedzy o społecznych poglądach metodystów.

Nie jest to dokum ent obligatoryjny dla podglądów wszystkich metodystów, a raczej m ateriał do przem yśleń i dyskusji.

Myślę, że jest rzeczą ważną, by Kościół miał takie klarownie wyrażone stanowisko w różnych kwestiach. Zapisy w ypracow ywane były przez dzie­

sięciolecia demokracji amerykańskiej. W Kościołach ewangelickich powinno się mieć m ateriał alternatyw ny wobec społecznego nauczania kościoła rzymsko­

katolickiego. Można się z nią nim zgadzać, ale nie powinno się go ignorować.

O d i a k o n i i

M etodystom zaw sze leżały na sercu kwestie socjalnej pomocy. Od dawna prowadziliśm y dom y dziecka, dom y opieki, bursy, kuchnie dla ubogich. Nie­

stety w latach kom unizm u działalność ta została najpierw znaczenie ograni­

czona, a następnie zlikwidowana. Powoli jednak odbudowujemy świadomość i aktyw ność diakonijną.

W tej chwili tw orzym y kadrę. Pow stała Komisja ds. Społecznych, która pracuje nad rozszerzeniem bazy diakonijnej. Mamy kilka obiektów, które moglibyśmy przeznaczyć na tę działalność.

Zastanaw iam y się jaką wybrać specjalizację — opieki nad starszymi, al­

koholikami, czy chorymi na AIDS. M usimy się specjalizować, bo ze swoimi szczupłymi siłami nie jesteśmy w stanie ogarnąć całości problematyki.

Ś w i ą t e c z n e p o z d r o w i e n i e

w zw iązku ze zbliżającymi się Świętami Bożego N arodzenia, które tak wyraźnie przypominają nam, że nie jesteśmy sami, że ktoś o nas pamięta, że je s t Ojciec, który chce n a m p o m ó c z a r z ą d z a ć samymi sobą, swoim życiem. Są to święta, które przypominają nam o miłości Ojca do swych zbuntow anych dzieci. Miłości cennej, bo wymagającej, oczekującej i dyscyplinującej.

Przeżywajmy te radosne dni w spokoju, dostatku, a także w głębokim przekonaniu, iż cokolwiek by się nie stało w N ow ym Roku, to będzie z nami miłujący Ojciec i jego Syn i Duch Święty.

Wszystkiego najlepszego i niech Bóg błogosławi wszystkim, którzy nie w stydzą się Ewangelii Jezusa Chrystusa.

N o tow a ł bt

3

(6)

O pożytkach z nielogiczności

Z

anim przejdziemy do części za­

sadniczej niniejszych rozw ażań niezbędny jest

W S T Ę P o c h a r a k t e r z e l o g i c z n y m ,

przedstaw iony w m iarę przystępnie.

Starożytni Grecy, którzy mieli dużo czasu, gdyż ani media, ani szybkie środki przemieszczania się nie zabie­

rały im czasu, wymyślili tak zwaną rownosilność sądów. Istota tego prak­

tycznego — jak się o kazuje także współcześnie— pom ysłu polegała na tym, że każdem u tw ierdzeniu moż­

na przeciwstawić rów nie mocne lo­

gicznie tw ierdzenie p rzeciw ne. W konsekwencji pow oduje to, iż na do ­ brą spraw ę niczego nie m ożna sen­

sownie udowodnić, poniew aż cokol­

wiek udow odnim y, za chwilę może (musi?) zostać obalone przez tw ier­

dzenie przeciwne. Mówiąc prościej:

m ożna logicznie u zasad n ić każd e twierdzenie, a przez to każde... oba­

lić!

Ten sposób myślenia, jak się oka­

zuje, nie tyle prow adził starożytnych do sceptycyzm u, ile do w ielu „ za­

baw" logicznych, które NIE m usiały pociągać za sobą konsekwencji prak­

tycznych. Gorzej, kiedy taka m etoda wywołuje skutki praktyczne w życiu społecznym. A tak może być dzisiaj.

Jeżeli niektórzy powiadają: „m urzyn nie jest człowiekiem" i za chwilę ktoś z tej samej szkoły (bądź mafii) pow ia­

da, ze „m urzyn jest człowiekiem" — wówczas można zarów no bronić się skutecznie przed zarzutam i rasizmu jak i jednocześnie... bronić rasizmu.

Jak w idać jest w tej m eto d z ie ukryty głęboki sens praktyczny: po­

zwala uspraw iedliw iać praktycznie wszystko. I to różni starych Greków od dzisiejszych ludzi, tylko udających Greków. Jeśli się jednak w padnie na trop tej m etody, zm usza ona do m y­

ślenia, do poszukiw ania praw dy.

To jest część pierw sza zapow ie­

dzianego WSTĘPU.

D o k o n k r e t ó w .

W yobraźmy sobie (i tylko tyle w ła­

śnie), że w ściśle zhierarchizowanej

„Strukturze" jeden dostojnik pow ia­

da, że ludzi mających określone ko­

rzenie genealogiczne należy elimino­

wać z życia społecznego na wysokich szczeblach władzy, a inni, niektórzy jego przełożeni, powiadają, że takie w ypow iedzi są potępienia godne i mimo posiadania możliwości ukróce­

nia podobnych nagannych wypow ie­

dzi, nie podejmują żadnych praktycz­

nych kroków w tym kierunku. Co z takiej praktyki wynika? Przede w szy­

stkim zastanowić m usi fakt nie podej- m o w a n ia k ro k ó w re stry k cy jn y ch wobec osoby wypowiadającej nagan­

ne myśli. Jak się okaże, nie jest to — przy analizie tego hipotetycznego przypadku — zdarzenie przypadko­

we.

Ale naw et nie to jest z p u n k tu widzenia logiki istotne. Logicznie (?), ale, co ważniejsze, praktycznie taka sprzeczność p ostaw pozw ala zająć w y g o d n e sta n o w isk o , b ow iem w p rz y p a d k u kry ty k i pochodzącej z zew nątrz tej scentralizowanej i ściśle zhierarchizow anej „S tru k tu ry " za­

wsze m ożna będzie na jej szczytach po w iedzieć: przecież p o tęp iliśm y podobne m yśli i w ypow iedzi; gdyby się natom iast miało okazać, że w e­

w nątrz tej „Struktury" jest wcale nie takie znów m ałe grono ludzi, które te poglądy podziela — m ożna dom nie­

m yw ać (i tylko tyle właśnie), że jest to tej „Strukturze" na rękę. Ze z punk­

tu w idzenia logiki jest to stanowisko wew nętrznie sprzeczne? A kto by się tym przejmował. Już Hegel stwierdził był, że życie pełne jest sprzeczności, więc jedna więcej, jedna mniej... W y­

nik: cjuod lib e t, lu d z ie w o b rę b ie

„Struktury" są zadowoleni, a i wobec zew nętrznych krytyków też m ożna się wybronić. I nie jest to stw ierdze­

nie cyniczne, jakby się na pozór w y­

dawało. To potencjalnie samo życie, no może rozgrywające się w krainie Króla Ubu.

Niezbędny jest jednakowoż i drugi W S T Ę P , d o d r u g i e j c z ę ś c i

h i p o t e t y c z n y c h p r a k t y k sto so w an y ch w w y im ag in o w a n ej przez nas „Strukturze". Otóż pew ien nurt współczesnej, żeby nie było w ąt­

pliwości: dwudziestow iecznej i m od­

nej ongiś także w Polsce filozofii, roz­

pisyw ał się na tem at funkcjonalizacji człowieka, uznając to cywilizacyjnie narastające zjawisko za dehum anizu- jące człowieka, za pozbawiające go godności. Zilustrujmy tę tezę przykła­

dem. Kim jest konkretny człowiek, jak m ożna (należy) go charakteryzować?

A więc jest, dajmy na to: m ężczyzną, Polakiem, kawalerem, czyimś synem, absolwentem jakiejś uczelni, czyimś kolegą, innych znajom ym, człowie­

kiem który przebył określoną drogę zawodową i, co najważniejsze, piastu­

je aktualnie wysokie stanowisko, jest osobą publiczną, znaną, nader Arcy- ważną, występującą w m ediach, jest

czyimś przełożonym i podw ładnym zarazem, osobą religijną itd. itp. Czy n ie k tó rz y lu d zie m ogą do N iego mówić „szefie"? A jeśli tak, to czy nie jest to wiwisekcja? Czy nie jest to po­

ćwiartowanie, rozparcelowanie jednej Osoby na części składowe? Przecież spełnia ona też pozostałe funkcje spo­

łeczne, a po n ad to posiada pew ien M argines prywatności, być może ży­

cia intym nego w najszerszym rozu­

m ieniu tego słowa, który może być dla Niego ważniejszy od formalnych trybików odgryw anych przezeń w społeczności ludzkiej. Otóż w edług w spomnianej filozofii (egzystencjali- stycznej) redukowanie totalności czło­

wieka do jednej, nawet najważniejszej funkqi społecznej, jest gwałtem doko­

nyw anym na osobowości tego czło­

wieka; więcej nawet, powiadają, że naw et całość czy zintegrow anie tych funkcji nie stanowi człowieka w jego konkretności. Gdyby zredukow ać go do jednej funkcji, okazałby się możli­

w y do zastąpienia, byłby trybikiem w m achinie społecznej, stałby się toż­

samy ze swoją funkcją, a przecież jest pew ną całością, jest więcej niż tylko tą funkcją. Jeżeli więc z konieczności kogoś funkcjonalizujemy (bo tak się pow yższe uproszczenie w traktow a­

niu człowieka fachowo nazywa) po­

zbawiamy go jego godności, w szcze­

gólności praw a do samostanowienia o sobie (w znacznym zakresie), bo, jak każd y trybik, podlega on praw om sprzężonej machiny wielotrybikowej, a co za tym idzie, można nim m ani­

pulow ać i to w brew jego woli. Nie wnikajmy drobiazgowo w szczegóły tej koncepcji, coś w tym przekonaniu praw dziw ego jednak tkwi. Tyle dru ­ giego WSTĘPU.

W y o b r a ź m y t e r a z s o b i e k o n f e r e n c j ę p r a s o w ą , czysto hipotetycznie, na której Arcy- w ażna Osoba na pytanie o możliwość ingerencji w spraw y polityki ze stro-

cd.: n a s t r o n i e 9

(7)

MOWY PREMIER

a tożsam ość ewangelicKa

W

ydaw ało się, iż końcem p aź­

dziernika gorączkę związaną z w yboram i parlam entarnym i m ieli­

śmy już za sobą. Przeciągające się roz­

mowy koalicyjne skutecznie osłabiły bow iem zainteresow anie polityką.

Wielu Polaków było prześw iadczo­

nych, iż nic zaskakującego nie może się juz więcej wydarzyć. Skoro kan­

d y d a tu rę now ego p rem iera m iała wskazać AWS, konserw atyw ny ruch sp o łeczn o -p o lity czn y o w y raźn ej opcji katolickiej, chyba jedyną zagad­

ką była orientacja gospodarcza i geo­

polityczna nominowanej osoby.

Okazało się jednak, iż po podaniu do publicznej wiadomości nazwiska desygnowanego prem iera tyle samo uw agi co poglądom politycznym po­

święcono jego przynależności w yzna­

niowej. Otóż Jerzy Buzek — co pod­

kreślano we w szystkich kom unika­

tach i kom entarzach— jest ew angeli­

kiem. Czyżby przewodniczący i w ła­

dze AWS pomyliły się? Czyż w kra­

ju, w którym tak wielką wagę przy­

wiązuje się do religii, a konkretnie do katolicyzmu, prem ierem mogła zo­

stać osoba „w ierząca inaczej"? Jak zareagują Polacy, którzy — walcząc przez lata o niepodległość — tak dużo mają do zaw dzięczenia Kościołowi rzymsko-katolickiemu? A wreszcie:

Jakie stanowisko zajmie sam Kościół rzym sko-katolicki? — oto p y tan ia pojawiające się najczęściej.

W ydarzenia potoczyły się dla nie­

których zaskakująco, gdyż... norm al­

nie, jak w dojrzalej demokracji. Poli­

tyka można bowiem oceniać za jego fachowość i kompetencje m erytorycz­

ne, poglądy ekonomiczno-gospodar- cze i etyczne, wyłączając jednak spod rozważań jego przynależność wyzna­

niow ą. A haniebne i — jak m am y nadzieje — m arginalne próby anty­

semickiej weryfikacji składu rząd u nie dotyczyły osoby prem iera. Jego jednoznaczną deklarację wyznaniową (mógł przecież stwierdzić, iż jedynie z urodzenia jest ewangelikiem) zde­

cydowana większość polityków po­

traktow ała jako spraw ę dotyczącą obszaru życia pryw atnego, a Kościół

rzym sko-katolicki zajął stanowisko w yw ażone i wstrzemięźliwe.

Mass m edia natom iast przyjęły przynależność konfesyjną prem iera z dużym zainteresowaniem. Tylu arty­

kułów i reportaży poświęconych nie tylko ewangelicyzmowi rodziny Buz­

ków, lecz przede wszystkim samemu protestantyzm ow i jeszcze nigdy chy­

ba nie opublikow ano w Polsce, jeżeli zdarzały się jakieś niedomówienia, to w ypływały one bardziej z niewiedzy, aniżeli ze złego nastawienia autorów.

Ich w ypow iedzi bowiem były trady­

cji reformacyjnej bardzo przychylne.

O braz „ p atrio ty -P o lak a-k ato lik a", przyjm ow any przez wielu bezrefle­

ksy jn ie, zo stał p o d w a żo n y p rz ez obraz „patrioty-PoIaka-ewangelika", zakorzenionego zarów no w kulturze narodowej jak i europejskiej, człowie­

ka praw ego i obdarzonego cennymi przymiotami. Owa przychylna recep­

cja protestantyzm u dow iodła zara­

zem, iż dzisiejsza Polska przestaje być p a ń stw e m m o n o k u ltu ro w y m czy wręcz zaściankowym. Jest w niej miej­

sce dla wielu opcji politycznych, kul­

turow ych i wyznaniowych. I co w aż­

niejsze — wbrew częstym opiniom — to od reprezentantów owych opcji będzie zależało, czy będą potrafili pozytyw nie zapisać się w św iadom o­

ści społecznej.

Odnosząc powyższe do sytuacji ew angelików w Polsce, zasadnym wydaje się stwierdzenie, iż powinni­

śm y przełam ać m it „oblężonej twier­

dzy". Jakże często tożsamość ew an­

gelicką konstruow aliśm y negatyw ­ nie, w opozycji do katolicyzmu. Two­

rząc wspólnotę obronną, trwaliśmy w naszych protestanckich bastionach, niesam odzielni i zdani na pomoc Za­

chodu. W czasach system u kom uni­

stycznego, narzucającego dualistycz­

ny m odel postrzegania rzeczywisto­

ści, w którym każda próba zaistnie­

nia społecznego podejm owana przez a lte rn a ty w n ą w sp ó ln o tę religijną musiała kończyć się jej podporządko­

waniem jednej z dwóch głównych tra­

dycji, była to być może m etoda sku­

teczna. Obecnie żyjemy jednak w sy­

stemie demokratycznym, gw arantu­

jącym wolność m yślenia i działania.

W tak zmienionej rzeczywistości stoi przed nami zadanie ponownego sa- mookreślenia się, pozytyw nego zde­

finiowania własnej tożsamości.

Wydaje się, iż osiem lat po demo­

kratycznym przełomie wielu w spół­

wyznawców ciągle pielęgnuje dawne lęki, okopując się za m en taln y m i m uram i uprzedzeń, a więc m uram i istniejącymi w ich świadomości. Cza­

sami ma się w rażenie, iż niektórzy ewangelicy żyją dzięki stereotypowi

„P o la k -k a to lik " , c zy n iąc e m u ich św iat banalnie prostym i jasnym — mogą przeciwko czemuś bronić się i walczyć. Trwając w poczuciu zagro­

żenia, zachowują zarazem swoją toż­

samość. Tymczasem now a sytuacja nawołuje również społeczność prote­

stancką do otwarcia się i zagospoda­

rowania przestrzeni wolności.

W naszym kraju, czego dowodzą ostatnie wybory, jest już wystarcza­

jąco dużo otwartości na nowe idee.

One jednak nie popularyzują się same przez się, lecz zostają upostaciowio- ne w życiu konkretnych ludzi i insty­

tucji: dobrych nauczycieli akademic­

kich i dobrej sekcji ewangelickiej w ChAT, dobrych teologów i dobrych parafii ewangelickich, dobrych nau­

czycieli i dobrych szkół ewangelic­

kich, dobrych pracow ników socjal­

nych i dobrych ośrodków diakonij- nych, a wreszcie ewangelików, będą­

cych dobrymi fachowcami w swoich profesjach, od szkolnictwa wyższego i instytucji kulturalnych po zakłady pracy.

Wszystko zależy więc od nas sa­

mych, tym niemniej szczególna odpo­

w iedzialność spoczywa na naszych elitach intelektualnych: kościelnych i świeckich. Czasami ma się wrażenie, iż Kościół — główny instytucjonalny reprezentant ewangelicyzmu, utrzy­

mując z mocy tradycji jedne formy swojej działalności, zapom ina jedno­

cześnie o konkretnym i wymiernym w sparciu pozostałych. Tymczasem bez prom ow ania edukacji, z czego p ro testan ty zm zaw sze słynął, bez kształtowania elit intelektualnych, w tym i teologicznych, próby pozytyw ­ nego określania własnej tożsamości w p ań stw ie d e m o k ra ty c z n y m m ogą natrafić na znaczące trudności.

Bogusław Milerski

Promocje

Spacer wzdłuż strumieni

G a b riela Jaw orska, L is ty ,

W y d . FH G T O N D E R A , K ra k ó w 1997, stro n 48.

P rz e d staw ia m y kolejny tom ik poezji, który jest debiutem książko­

w ym poetki z Zamościa, Gabrieli Ja­

worskiej.

W cześniej poetka w iersze swe prezentow ała na konkursach poezji religijnej i w Stow arzyszeniu Mło­

dzieży Twórczej.

G. Jaworska tworzy proste, drob­

ne formy, pełne ciepła. Tłem dla prze­

kazywanych w nich myśli i uczuć jest przyroda. Tytuł L is ty w ybrany jest nieprzypadkow o, gdyż jak pisze w posłowiu do tomiku Maciej Liw „Listy są znakiem chęci nawiązania kontak­

tów (...) Listy się wysyła. Skoro trafi­

ły do naszych rąk i otworzyliśmy je, to znaczy, że L isty Gabrieli Jaworskiej były adresow ane do nas. Przeczytaj­

my."

Odkrycie

K tó ż b liż s z y m i nad Ciebie K tó ż czu lej m n ie ochrania G d y spaceruję sam a

w ąską ścieżką w z d łu ż stru m ien i zim ą

XI 96

(8)

W sp o m n ien ie

ks. Jan a M u tltm a e a

We wrześniu br. minęła 250. rocznica śmierci jednego z wybitnych duszpa­

sterzy zboru cieszyńskiego z XVIII wieku, księdza Jana Muthmana. Z tej okazji zam ieszczam y artykuł poświęcony życiu i działalności tego duchownego.

Dla uczczenia 250. rocznicy śmierci ks. Muthmana PTEw. w Cieszynie zor­

ganizowało skromną uroczystość: 9 listopada w trakcie nabożeństwa została od­

słonięta w Kościele Jezusowym w Cieszynie tablica pamiątkowa, a następnie odbył się poranek z prelekcją. PTEw. iv Cieszynie wydało też reprint książki ks. Jana Muthmana „Wierność Bogu i cesarzowi czasu powietrza morowego należąca.", która ukazała się drukiem w Brzegu w 1716 roku. Jest to pierwsza książka napisa­

na w języku polskim przez mieszkańca Cieszyna. Jest ona równocześnie dow o­

dem na to, ze w tamtym czasie przeważająca liczba zborowników cieszyńskich posługiwała się j. polskim.

P

rzybył do Cieszyna w ostatnim dniu maja 1709 r. za poradą sw o­

jego oleśnickiego opiekuna Jana Sina- piusa. W podmiejskich ogrodach być może tkwiła jeszcze laska z godłem cesarskim, którą zatknął hrabia Jerzy Zinzendorf w miejscu, gdzie miał sta­

nąć kościół ewangelicki. N iecodzien­

ne to wydarzenie wyw ołało wielkie p o ru s z e n ie w ś ró d z n ie w o lo n y ch ewangelików Śląska Cieszyńskiego, od ponad półwiecza pozbawionych w szystkich kościołów , m ożliw ości odpraw iania nabożeństw i korzysta­

nia z jakichkolwiek posług duchow ­ nych. Toteż

n a p i e r w s z e n a b o ż e ń s t w o o d p r a w i o n e 2 . c z e r w c a 1 7 0 9 r. p o d g o ł y m n i e b e m ,

a l e j u ż j a w n i e

Wołczyna, który później uzyskał ce­

sarskie przyzw olenie i mógł podjąć pracę w organizującym się zborze.

Jako archidiakon pracy tej miał bardzo dużo. Mimo kłopotów finan­

sow ych, dążył do zbudow ania ko­

ścioła, jedynego w prom ieniu kilku­

dziesięciu kilometrów. Ale łaska ce­

sarska kosztowała wiele wyrzeczeń.

Bardzo szybko wystawiono skrom ny drew niany kościółek, wokół którego, jak podaje tradycja, kopano funda­

m enty i w znoszono m ury ostatniego z sześciu kościołów na Śląsku, wyjed­

nanych od cesarza Józefa I pod naci­

skiem króla szwedzkiego Karola XII.

P o ś w i ę c e n i e f u n d a m e n t ó w n a s t ą p i ł o 2 . X . 1 7 1 0 r.

J e s z c z e p o n a d 1 2 l a t m o z o l o n o s i ę z b u d o w ą . i bez ograniczeń, zbiegły się tłum y G dy ostatecznie zabrakło środków , wiernych z bliska i daleka. O dpraw ił ks. Jan M uthm an udał się po kweście je młody ks. Jan M uthm an, diakon z do południow ych Niemiec i Szwajca­

rii. Wrócił po pół roku, na początku stycznia 1723 r., zupełnie wyczerpa­

ny, Za zdobytą sumę ukończono skle­

pienie kościoła, dachy i zbudow ano now ą, d u ż ą szkołę, któ rą otw arto późną jesienią 1725 r. „Pajta" — bo tak nazwali gimnazjum jego ucznio­

w ie, w późniejszym okresie m iała wypuścić szereg osób, które odegra­

ły istotną rolę w ruchu przebudzenia narodow ego na Śląsku Cieszyńskim.

Ks. M uthm an starał się nie tylko sprostać obowiązkom służby duszpa­

sterskiej na miejscu, ale często w y ru ­ szał z posługą do bardzo odległych zakątków , przynosząc oprócz żyw e­

go słowa także książki nabożne, które sprow adzał do Cieszyna w dużych ilościach.

W i e l e u w a g i p o ś w i ę c a ł o ś w i a c i e i w y c h o w a n i u

m ł o d z i e ż y .

Już w 1711 r. zajęcia szkolne mogły się odbywać w drew nianym b u d y n ­ ku szkolnym, 5 lat później pow stał a lu m n a t, p o tem w sp o m n ia n a już

„pajta". Aż trudno pojąć, że przy tych obowiązkach

z d o ł a ł j e s z c z e z n a l e ź ć c z a s n a p u b l i c y s t y k ę . Pierwszą jego książką była wydruko- ana w Brzegu w 1716 r. „W ierność Bogu i cesarzowi (...)", rodzaj przew o­

d n ik a d o m o w eg o d la w ierząceg o ewangelika. Cztery lata później w y­

dał polskie tłum aczenie „Stu reguł żyw ota" z do d an iem pieśni. A po dalszych czterech latach dokonał ko­

lejnego tłumaczenia „Książeczki Jezu­

sowej" J. K w irsfelda, poprzedzając oryginał obszernym w stępem . N ie­

znana jest data w ydania następnego tłumaczenia: „ Armilla i jej obcowanie z Bogiem w raz z niektórymi pieśnia­

mi (...)" P.K.Bernharda. Jego pióru przypisyw ana jest także praca „O d­

nowienie przym ierza Chrztu Święte­

go (...)" z niepew ną datą w ydania w 1780 r. (?). W arto dodać, iż począw ­ szy od 1723 r. jego

w y s i ł k i e d y t o r s k i e w y d a t n i e w s p a r ł s p r o w a d z o n y d o C i e s z y n a k r a j a n ks. S a m u e l

L u d w i k Z a s a d i u s . Dzięki publicystyce tylko tych dwu duszpasterzy, Cieszyn stal się w krót­

ce najprężniejszym ośrodkiem szerze­

nia myśli protestanckiej na Śląsku. Już to tylko jest w ydarzeniem godnym szacunku i podziw u. W szakże nie w olno w tym miejscu zapomnieć o bardzo istotnym szczególe: książki te były napisane, bądź tłum aczone na język ludu, a lud... posługiwał się ję­

zykiem polskim! Nie znamy wielko­

ści nakładów wydaw anych książek, ich ceny zapew ne nie były niskie i w części książki rozchodziły się poza Śląskiem Cieszyńskim, niemniej swo­

ją wym ow ą m a ilość w ydanych tytu­

łów i krotność ich wydań.

Gorliwość i aktywność archidia­

kona, krasom ówstwo, którym słynął, zjednała m u powszechną miłość zbo­

rowników, ale zwróciła także uwagę miejscowych jezuitów, dziekana cie­

szyńskiego i urzędników cesarskich, dla których

o b e c n o ś ć t a k i e j i n d y w i d u a l n o ś c i w

C i e s z y n i e b y ł a n i e p o ż ą d a n a ,

wręcz niebezpieczna, gdyż um acnia­

ła herezję i to na dodatek, nie w języ­

ku cesarza, a ościennego państw a.

Toteż szykany coraz dotkliwiej doty­

kały wiernych, a przede wszystkim sam y ch d u ch o w n y ch . Jakąż więc gratką było oskarżenie ks. M uthm a­

na przez dwóch jego w spółpracow­

ników w urzędzie o propagow anie idei pietystycznych, zakazanych w monarchii? Można postawić pytanie, czy aby tylko o pietyzm chodziło?

Rzecz zakończyła się haniebnym pro­

cesem i nakazem opuszczenia granic monarchii przez pięciu pracowników naw y kościelnej i szkolnej, z ks. Mu- thm anem na czele.

c i ą g d a l s z y n a s t r o n i e 2 2 Ć

(9)

Polskie Towarzystwo Badan Reformacji

MATURA'97

Nikt chyba nie zaprzeczy, jeżeli po­

wiem, że Egzamin Dojrzałości jest dużym przeżyciem dla każdego młodego czło­

wieka.

Po pierwsze, zastanawiamy się, czy nasze życie ulegnie jakiejś istotnej zmia­

nie, kiedy przekroczymy tę barierę, a po drugie, staje przed nami obowiązek na­

uki intensywniejszej niż zwykle, która w połączeniu ze zbliżającym się czymś zu­

pełnie nowym, wyzwala u nas całkiem naturalne emocje.

W naszym liceum było coś jeszcze. A mianowicie miała to być pierwsza matu­

ra w historii VII Prywatnego Liceum w Krakowie, a co za tym idzie, swego ro­

dzaju sprawdzian nie tylko dla uczniów, ale także dla nauczycieli i założycieli szkoły.

Obecnie jest październik 1997 roku i kiedy sięgam pamięcią do tego co działo się rok temu, nie mogę oprzeć się wraże­

niu szybkiego upływu czasu. Pamiętam, ze nauczyciele robili wszystko, aby uświadomić nam, że do maja zostało już tylko kilka miesięcy. Jednak maturzysta prawdopodobnie żyje w innej strefie cza­

sowej, bo z jednej strony wydaje mu się, że ów 7 maja nigdy nie nastanie, ale z drugiej strony czas ucieka mu nieubłaga­

nie.

Tak więc w czwartej klasie, nasze ży­

cie wypełnione było mnóstwem dodat­

kowych godzin z przedmiotowy które przyszło nam zdawać, oraz fakultetami, o które zadbał nasz pan dyrektor Mie­

czysław Stefanów. Wszyscy nauczyciele bardzo się o nas troszczyli, ale nie mogę tu nie wymienić naszej wychowawczy­

ni, pani Kasi Tischner, która poświęciła nam więcej czasu niż ktokolwiek inny.

Pamiętam nawet niedzielę, 3 maja, którą część naszej klasy spędziła w szkole, w sali z widokiem na Planty. Analizowali­

śmy wtedy razem z panią Tischner (na­

szą polonistką) wiersze Miłosza, Herber­

ta i Szymborskiej. Muszę przyznać, że teraz wspominam te chwile z pewną no­

stalgią.

Podczas zdawania Egzaminu Dojrza­

łości wszyscy byli dla nas bardzo życzli­

wi, co więcej, nauczyciele denerwowali się nie mniej niż my sami. Na egzaminach pisemnych najgorszy był zarówno dla Nich jak i dla nas moment tuż przed od­

czytaniem pytań. Potem już się zapomi­

na o całym świecie i zaczyna się pisać. I co najciekawsze, 5 godzin to wcale nie jest wieczność, ten czas płynie szybciej niż kiedykolwiek indziej!!!

Kończąc tę moją refleksję, pragnę do­

dać że VII PLO zdało swój egzamin doj­

rzałości, a pan Dyrektor pożegnał swo­

ich „Pierworodnych", którzy z pewno­

ścią nigdy nie zapomną tego liceum.

Katarzyna Syrek

P S. Tegorocznym M aturzystom ż y c z ę p o ­ łamania piór. Nie bójcie się, NIE-zdanie m atu­

ry wcale nie jest takie proste!!!

R

eformacja była i jest zarówno m - :hem religijnym jak i k u ltu ro ­ wym, oddziałującym na wiele obsza­

rów życia ludzkiego. Z powyższego wynika, iż studium tego zjawiska po­

winno być przedsięwzięciem interdy­

scyplinarnym, wykorzystującym do­

robek w ielu nauk, od teologii, filozo­

fii, filologii i historii poczynając, a na socjologii, pedagogice czy muzykolo­

gii kończąc. Tradycja reformacyjna, a szerzej protestancka niejestp rzy tym czymś m arginalnym i obojętnym dla kultury polskiej i europejskiej, stąd też jej badanie m oże być nie tylko za­

jęciem pasjonującym , lecz rów nież w ażnym i potrzebnym. Aby jednak mogło przynieść określone rezultaty, powinno być ono zarazem działaniem zintegrowanym.

Ideę powołania towarzystwa na­

ukowego prow adzącego i propagu­

jącego studia nad protestantyzm em wysunięto podczas spotkania ludzi nauki zorganizow anego z okazji Zja­

zdu Ewangelików Polaków we wrze­

śniu 1996 roku. W tedy też powołano osoby mające skonkretyzow ać ów zamiar, m iędzy innymi opracowując s ta tu t i p rz y g o to w u ją c p ierw szy zjazd.

W dniu 10 maja 1997 roku odbył się w siedzibie Parafii Ewangelicko- A ugsburskiej św. Mateusza w Łodzi zjazd założycielski Polskiego T o w a rzy­

s tw a B a d a ń R e fo r m a c ji ( P T B R ) , w którym wzięli udział przedstawicie­

le środow isk naukowych z całej Pol­

ski. Dzięki przychylności zwierzchni­

ka Diecezji Warszawskiej, bpa Mie­

czysław a C ieślara, nowo pow stałe Tow arzystw o otrzym ało niezbędne śro d k i, aby móc rozpocząć swoją działalność. W zględy te zadecydowa­

ły również o tym, iż uczestnicy zja­

zdu założycielskiego obrali Lodź za sied zib ę T o w arzy stw a, określając równocześnie w statucie możliwość tw orzenia oddziałów na terenie całej Polski.

Polskie Tow arzystw o Badań Reform a­

c ji— jak czytamy w przyjętym statu­

cie — jest stow arzyszeniem nauko­

wym, powstałym z inicjatywy Polskie­

go Tow arzystw a Ewangelickiego i zajmu­

jącym się interdyscyplinarnym i stu­

diami nad Reformacją i protestanty­

zm em w aspekcie h isto ry czn y m i współczesnym (art. 1). Jego celem są przede wszystkim badania naukowe, wym iana dośw iadczeń, w ydaw anie publikacji, sp o rząd zan ie rejestrów zabytków oraz upowszechnianie wie­

dzy dotyczącej myśli i kultury prote­

stanckiej, a także jej roli w kulturze polskiej i światowej (art. 7). Członko­

stwo uzyskuje się na podstaw ie pi­

semnej deklaracji zaopiniowanej po­

zytywnie przez dwóch członków rze­

czywistych i zatwierdzonej przez za­

rz ąd T o w arzy stw a (art. 11), p rz y czym brane są tutaj pod uw agę jedy­

nie względy merytoryczne, a nie kon­

fesyjne.

Towarzystwo zostało zarejestro­

w ane przez Sąd Wojewódzki w Ło­

dzi 25 września 1997 roku. Od tego momentu można więc było rozpocząć oficjalną działalność, której p ierw ­ szym etapem było zorganizow anie zgromadzenia wyborczego, pow ołu­

jącego w ładze PTBR: zarząd, komisję rewizyjną i radę naukową. Odbyło się ono 6 listopada br. w Łodzi. W niniej­

szym artykule zasadnym wydaje się w ięc z a p re z e n to w a n ie p o d jęty c h wówczas decyzji.

Prezesem P T B R został prof, dr hab. Janusz T. Maciuszko, historyk i relig io zn aw ca w C hrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, autor znaczących prac związanych z historią Reformacji w Polsce oraz z badaniam i religiologicznymi.

Ponadto do zarządu zostali w y­

brani, w edług kolejności alfabetycz­

nej: prof, d r Rafał L eszczyński — em erytow any profesor slaw istyki, prof, dr hab. Krystyn Matwijowski — historyk z U niw ersytetu W rocław ­ skiego, ks. d r n. teoh, d r n. hum. Bo­

gusław Milerski — pedagog i teolog protestancki w ChAT, prof, d r hab.

Tadeusz Stegner — historyk w U ni­

wersytecie Gdańskim, d r Zofia Woj­

ciechowska — przewodnicząca PTE,

prof, dr hab. Bogdan Zeler — filolog w Uniwersytecie Śląskim. Zastępca­

mi członków zarządu są: d r Zbigniew Pasek — historyk idei w Uniwersyte­

cie Jagiellońskim oraz dr Krzysztof W oźniak — historyk w Uniwersyte­

cie Łódzkim. Komisję rewizyjną tw o­

rzą: ks. Jan Cieślar, ks. Marcin Hintz oraz d r Jan Szturc.

Zgromadzenie wyborcze podjęło decyzję, aby do rady naukowej Towa­

rzystwa zaprosić następujące osoby, w edług kolejności alfabetycznej: prof, dr hab. Urszulę Augustyniak — hi­

storyka w Uniwersytecie W arszaw­

skim, dra hab. Bogusława Gierlacha

— em erytow anego historyka, prof, dra hab. Jana Harasimowicza, histo­

ryka sztuki w U niw ersytecie W ro­

cławskim, prof, dra hab. Karola Kar­

skiego — teologa protestanckiego i prorektora ChAT, prof, d r hab. Bro­

nisławę Kopczyńską-Jaworską — et­

nologa z U niw ersytetu Łódzkiego, prof, dra hab. Janusza Małłka — hi­

storyka i dziekana w Uniwersytecie Toruńskim oraz prof, dra hab. Karo­

la Toeplitza — filozofa w ChAT.

Podczas spotkań kreujących P ol­

skie T o w a rzystw o Badań R e fo rm a c jim e - lokrotnie wyrażano nadzieję, iż przy­

czyni się ono nie tylko do integracji środowiska naukowego, lecz również do w zrostu zainteresow ania prote­

stantyzm em , w nosząc tym sam ym w kład do rozwoju kultury polskiej.

Bogusław Milerski

7

(10)

JpÜaskt t cterttß

■ C A lat minęło od chwili przyjazdu Wioch na teren hrabstw a Sus­

sex, byłej 14-Wielkopolskiej Brygady Pancernej 2 Korpusu WP, Pierwsze n abożeństw o polsko-ew angelickie dla przybyłych żołnierzy odpraw ił ówczesny kapelan, ks. E. Cimała, w Irinty Conggregational Church w Bil- linghurst — 12 stycznia 1947 r. W są­

siednim hrabstw ie Surrey dla żołnie­

rzy i cywilów z rejonu okolicznych obozów odpraw ił nabożeństw o ks.

kapelan F. Arlt w Witley Camp, w nie­

dzielę 23 marca 1947 r. Założonym w tedy filiałem Witley opiekow ał się ks. F. Arlt, do W ielkanocy 1949 r., po czym przeszedł on p o d opiekę ks.

Cimały.

W k w i e t n i u 1 9 5 0 r.

n a b o ż e ń s t w a z o s t a ł y p r z e n i e s i o n e z o b o z o w y c h

ś w i e t l i c d o k o ś c i ó ł k a ś w . M i c h a ł a w T h u r l e y . Po rozw iązaniu Polskiego Korpusu Przysposobienia i R ozm ieszczenia (PKPR) działalność zboru koncentro­

wała się w obozie rodzinnym w Five Oaks. 30 maja 1955 ówczesna Rada Zboru z p. A leksandrem Bałą na cze­

le ufundow ała tablicę pam iątkow ą (której poświęcenie odbyło się w ko­

ściele św. Michała) o treści: „In this Church Polish Lutherans in Exile w or­

sh ip p e d God in years 1950-1955).

Godło Polski— Orzeł w koronie zdo­

bił tą tablicę. Z T hursley, po roku 1954, kiedy zaczęto przydzielać domy sam orządowe, postanowiono

p r z e n i e ś ć n a b o ż e ń s t w a d o k o ś c i o ł a p a r a f i a l n e g o ś w .

M a r t y w H o r s h a m . Tam P o lacy -E w an g elicy c h w alili Boga w języku ojców do 1981. W tym roku postanow iono przenieść się

d o k o ś c i ó ł k a a n g l i k a ń s k i e g o w S o u t h w a t e r . W tym kościółku, który był filiałem polskiej parafii ewangelickiej a.w. w C am bridge p rzez n astęp n e 15 lat, zbór przeżyw ał swoje okresy „bla­

sków i c ie n i" . N ajbardziej p r ę ż n ą działalność odnotow ać m ożem y na

przełomie lat 70/80. Niestety czas, jak i wiek parafian, zrobił swoje. Decy­

zją Konsystorza z

d n . 2 7 m a j a 1 9 9 6 r.

z a m k n i ę t o o f i c j a l n ą d z i a ł a l n o ś ć Z b o r u i od tej chwili przekształcony został w stację kaznodziejską, w której 3 razy w roku odbywają się nabożeń­

stw a okolicznościowe. Niemniej jed­

nak decyzją parafialnej Rady Kościel- nej-Cambridge, od roku 1988 Parafia organizuje co roku w czerwcu pikni­

ki, na które zjeżdżają polscy Ewange­

licy z południow ych stron Anglii.

W tym roku Zjazd ten miał szcze­

gólne znaczenie, bowiem minęło 50- lat polskiej tradycji ewangelickiej na tamtejszym terenie. Z tej okazji w nie­

dzielę,

2 9 c z e r w c a b r . o d b y ł a s i ę U r o c z y s t a A k a d e m i a w sali przykościelnej. Słowo przyw i­

tania przekazał miejscowy proboszcz anglikański Rev. Filip Johns, serdecz­

nie witając przybyłych i życząc dal­

szego Bożego błogosław ieństw a w tradycjach ojców przeniesionych na ziemię angielską. Następnie, miejsco­

w y duszpasterz, ks. A. Bieta, przygo­

tował m ontaż słowno-muzyczny, w którym na „osnowie" piosenek żoł­

nierskich i pieśni kościelnych przed­

stawił życie zborowe za minione „pół­

w ie k u " n a te re n ie p o łu d n io w o - wschodniej Anglii. W imieniu Zrze­

szenia Ewangelików-Polaków w W.

Brytanii — życzenia przekazał sekre­

tarz hon. p. A. Gaś, zaś całość Aka­

d em ii zak o ń czo n o o d śp ie w a n ie m hymnów: polskiego i angielskiego.

P o t y m n a s t ą p i ł o u r o c z y s t e n a b o ż e ń s t w o d z i ę k c z y n n e połączone ze Spowiedzią i Komunią Św., które spraw ow ali ks. sen. E. Ci­

m ała i ks. A. Bieta. Było to wielkie przeżycie dla wszystkich, kiedy na ambonie stanął 91-Ietni Duszpasterz, były kapelan WP, założyciel i długo­

letni proboszcz parafii, ks. sen. Cima­

ła. Przed 50-laty ubrany w „battle- dress", obecnie w todze pastorskiej i

K ościół, w k tó ry m p o ls c y e w a n g e lic y o d p r a w ia ją s w o je n a b o ż e ń s tw a

albie. Na organach grała p. m gr W. Z Niemiec, ks. Zenon Buze. Z kościo- Graham. N abożeństw o zakończono

pieśnią „Boże coś Polskę..." . Po na­

bożeństwie Duszpasterze udali się na pobliski cmentarz, aby tam zmówić m odlitw y i złożyć kwiaty, biało-czer­

wone goździki, na grobie pierw sze­

go kuratora zboru, śp. Karola Kani.

Do intencji m odlitw y w łączono śp.

Rudolfa Szczurka, zm arłego p rzed rokiem, którego prochy spoczęły na cm entarzu w Dębowcu k. Skoczowa

— człowieka, który był „sercem" od­

dany tamtej ziemi, fascynow ał się h i­

storią Sussex, a jednocześnie był to w ierny SYN zboru, parafii naszej i Kościoła na obczyźnie, a w końcu orę­

dow nik p o w ro tu na łono Kościoła macierzystego w RP. Będąc mniejszo­

ścią wyznaniow ą i na emigracji, dzię­

kujemy Bogu, że dał nam dożyć tego, że i na tam tym terenie zbudowaliśm y

„p o m n ik " p o lsk iem u ew angelicy- zmow i — poza granicami Kraju.

W końcu chciałbym podać Rodzi­

ny, które chlubnie zapisały się w hi­

storii tamtejszego Zboru, a m ianow i­

cie: pp. Kaniów, pp. Schnajdrów, pp.

Koniecznych i pp. Manzów.

Długoletnimi kuratoram i zboro­

w ym i byli: śp. Karol Kania, śp. Tade­

usz Kania, p. Franciszek Konieczny i obecnie jeszcze działający p. Emil Manz.

S f o w o B o ż e g ł o s i l i i u d z i e l a l i S a k r a m e n t ó w : długoletni proboszcz ks. sen. Eryk Cimała, zaś od roku 1977, ks. Alfred Bieta. Poza tym gościnnie zwiastowali Słowo Boże — z Kościoła Polskiego na obczyźnie: śp. ks. bp. W. Fierla. ks.

Jan Malina, ks. W alter Jagucki; — z macierzystego Kościoła w Kraju: ks.

dr Jerzy G ryniakow , ks. Stanisław D orda, ks. W iesław G rochal, oraz kandydat teologii Bronisław Dorda.

ła luterańskiego-angielskiego, Rev.

Bruer. Z kościoła anglikańskiego, ser­

decznie życzliwy nam Polakom, dłu­

goletni proboszcz w Southwater, Rev.

Messenger. Ponadto zyskaliśmy so­

bie wiele serca u anglikańskich du ­ chow nych, jak kanon G illingham , Rev. Cousin, czy obecny proboszcz Rev. Johns.

Na organach grali p. Irena Ziel- ke, śp. Jan Kubica, prof. D agm ara Arlt, inż. Piotr G órniak, m gr Jerzy G órniak, p. Erich Ludw ig, obecnie pani mgr Wiesława Graham.

O d ś p ie w a n ie m tra d y c y jn y c h

„100 lat" ks. sen. Cimale, i parafiance z High Wycombe, która akurat w tym dniu obchodziła swoje 85-urodziny, jak i tradycyjnym już dla pikników

„Góralu, czy ci nie żal"... i „Ojcowski dom..." zamknęliśmy ten piękny hi­

storyczny dzień, tak ważny dla Pola­

ków Ewangelików — żyjących poza granicami Kraju, a jednak pozostają­

cych wiernym i „synam i i córkami"

Kościoła Ewangelickiego.

S o li Deo Gloria

xab

Cytaty

Powiązane dokumenty

macji rozumiane jest tutaj szeroko, a więc odnosi się nie tylko do aspektu religijnego i teologicznego, lecz także kulturowego (w tym literackiego i mu­..

On zawsze jest z nami i widżi nasze pddańie Jak niów i „Ja patrzę na tego, który jest pokorny i przygnębiony na duchu i który z drżeniem odnosi się do mojego słowa&#34;

ność władz parafialnych, niepewność co do tego, czym mają zajmować się stowarzyszenia, a także fakt, że wiele grup prowadzi, i to nieraz bardzo do­.. brze,

Jedni twierdzą, że już coś się wydarzyło, a drudzy dodają, że na gruncie tego wydarzenia stanie się coś jeszcze i to coś

Przede wszystkim jest Dobrą N ow iną dla wszystkich szukającydi: praw ­ dy o pokoju kżbaw ieniu, Dobrą N ow iną dla każdego z n as o Chrystusie, który może być w każdej

byli w większośd ateistami, ale kiedy zmienił się system pohtyczny i nastała wolność, zaczęli zastanawiać się nad problemami świata i sensem żyda.. Zmusiła ich też

w iek może odrzucić działanie łaski. Gdy podkreślają, że człowiek może tylko przyjm ow ać {mere passive) usprawiedliwienie, to negują przez to w szelką możliw ość w

tają się: „Jeśli jesteś Boże, to kim jesteś?&#34; To nie jest takie łatwe, tego trzeba się nauczyć. A potrzeba wiele cierpliwości, aby nauczyć się rozmowy z Bogiem. I