• Nie Znaleziono Wyników

Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 1998, nr 10 (23)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 1998, nr 10 (23)"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

K r a I c ó w 1 0 / 9 8

ukAzujE

się

o d 1 9 8 9 Roku CENA zf

MYSI

N

r

2 5

ISSN 08608482

PRZEGLĄD EWANGELICKI

wiEsiączNik społECZNO-kuliuRAlNy

31 p a ź d z i e r n i k a — Ś w i ę t o R e f o r m a c j i

S i i S S l P r

1 S

W s p ó l n a d e k l a r a c j a w s p r a w i e nauki o u s p r a w i e d l i w i e n i u

Ś w i a t o w a F e d e r a c j a Lu t e r a ńs k a - P a p i e s k a R a d a ds J ed n o ś ci C h r z e ś c i j a n

(2)

Paul Verlaine (1844 - 1896)

Tyś mię, o Panie, ranił swą miłością, I dotąd jeszcze rana ma się krwawi - Tyś mię, o Panie, ranił swą miłością.

0 Panie, bojaźń Twa mię uderzyła 1 dotąd jeszcze ogień jej mię pali, 0 Panie, bojaźń Twa mię uderzyła.

Poznałem, Panie, że wszystko jest nędzne 1 chwała Twoja we mnie zamieszkała, Poznałem, Panie, że wszystko jest nędzne Roztop mą duszę w falach Twego Wina, Ziep moje życie w Chlebie Twego stołu, Roztop mą duszę w falach Twego Wina.

Oto krew moja, której nie wylałem, Oto me ciało niegodne boleści, Oto krew moja, której nie wylałem.

Oto me czoło od wstydu czerwone Na ubóstwianych Twoich nóg podnóże, Oto me czoło od wstydu czerwone.

Oto me dłonie, co nie pracowały, Na wonną mirrę, na gorący węgiel, Oto me dłonie, co nie pracowały.

Oto me serce, co na próżno biło, Aby u cierni boleć kalwaryjskich, Oto me serce, co na próżno biło.

z „Mądrości"

Oto me stopy, zbłąkane wędrówce, Co na wezwanie łaski Twojej śpieszą, Oto me stopy, zbłąkane wędrówce.

Oto mój głos, dźwięk szorstki i kłamliwy, Na oskarżenie w wyznaniach Pokuty, Oto mój głos, dźwięk szorstki i kłamliwy.

Oto me oczy, dwa świeczniki błędu, Aby zagasły w strudze łez modlitwy, Oto me oczy, dwa świeczniki błędu.

Ty, Boże daru, Boże przebaczenia, Głęboką studnię mojej niewdzięczności, Ty, Boże daru, Boże przebaczenia!

O Boże grozy, o świętości Boże, Biada! tę czarną otchłań mojej zbrodni, 0 Boże grozy, o świętości Boże!

Boże pokoju, szczęścia i wesela,

Wszystką mą bojaźń, niewiadomość wszystką, Boże pokoju, szczęścia i wesela!

Wszystko to, wszystko znasz Ty, Panie Boże, 1 żem ze wszystkich ludzi najbiedniejszy, Wszystko to, wszystko znasz Ty, Panie Boże...

Lecz to co mam, o Panie, to Ci daję.

TL Antoni Lange i Anna Drzewicka

(3)

SŁOWO MYŚL*

W num erze :

le sleśm y

Ś pfo Reformacji

Jesteśm y

Ś w ięto R eform acji 1

W ład y sław Sosna

U s łu g iw a n ia sw e g o z u p e łn ie d o w ió d ł______2_

T olerancja - cnota

św ieck a ?

4

Ks. A lfred Bieta

P a ra fia lo n d y ń s k a 6

W spólna Deklaracja w Sprawie N auki o U sp raw iedliw ien iu 7

W ład y sław P y tlik

W y z n a w a n ie w a rto śc i a p ro fe sjo n a liz m n a u c z a n ia

w ia ry 1 1

Z am iast k atech iz m u

P a trio ty z m y _________1 3

In form acje

1 4

K o n k u rs

P rzeg ląd czasopism

Nasza okładka:

J o h a n n P h ilip p S te u d n e r D r M arcin L uter w gabinecie

(ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej)

S

p o ś r ó d w a ż n y c h d la p o w s t a n i a i r o z w o ju R e fo r m a c ji w y d a r z e ń h isto r y c z n y c h , w e w a n g e lic ­ kiej tr a d y c ji s z c z e g ó l n e g o z n a c z e n ia n a b r a ło p rzy b icie p rze z ks. dra Marcina Lutra 95 t e z p rzeciw k o handlow i o d p u ­ stam i do drzwi k o ś c io ła z a m ­ k o w e g o w W itte n b e r d z e . To w y d a r z e n ie u zn a n o z a p o c z ą ­ tek R eform acji a d zie ń , w któ­

rym m iało m iejsc e, przyjęto za d a tę Ś w ię ta Reform acji .R z e ­ c z y w iś c ie p o p u la r n o ś ć ty ch te z , a ta k ż e d y sk u sje i spory, które rozw in ęły s ię w zw iązku z nimi i z h an d lem od p u stam i, d op row ad ziły s a m e g o A utora n a p o z y c j e r e fo r m a to r sk ie i p rzyczyn iły s ię do p o d jęcia re­

form w K o śc ie le Z ach od n im . S tą d z n a c z e n ia 95 t e z ks. M.

Lutra i d aty 31 p a źd zie rn ik a 1 5 1 7 r. n ie z d o ła ło p o d w a ży ć s tw ie r d z e n ie , ż e sa m M. Luter w c z a s ie przybijania t e z d a le ­ ki był od zam iaru d o k o n a n ia gru n tow nych zm ian w K o śc ie ­ le ani t e ż p o d d a n ie w latach 6 0 -ty c h n a s z e g o w ieku p rzez niektórych historyków K o śc io ­ ła w w ą tp liw o ść faktu przybi­

cia p rze z M. Lutra o w ych te z do drzwi k o śc ie ln y c h ...

Jeśli m ożn a m ówić, a p ew ­ nie n aw et trzeba, o z m n ie jsz e ­ niu z n a c z e n ia Ś w ięta R eform a­

cji w św ia d o m o śc i i p raktyce k o ś c io ła E w a n g e lic k ie g o , to sta ło s ię to z innych powodów . Z a p ew n e, przynajmniej w n a­

szy m kraju, sta ło s ię to d late­

g o , ż e 31 p a ź d z ie r n ik a j e s t dniem roboczym , a do te g o z o ­ staje usunięty w cień p rzez ko­

lejny d zień w kalendarzu - 1 li­

sto p a d a , ob ch o d zo n y w o sta t­

n ich la t a c h n ie m a l p r z e z w szystk ich ew an gelik ów w n a­

szy m kraju, razem z katolikami, jako Ś w ięta Zmarłych. P rzen ie­

sie n ie p rzez K ościół E w a n g e­

licki w P o lsc e Ś w ięto Zmar­

łych z ostatniej niedzieli roku k o śc ie ln e g o na 1 listop ada, u łatw iło o b c h o d z e n ie t e g o św ięta i zm n iejszyło różnice pom iędzy ew angelikam i a ka­

tolikami w n aszym kraju. Tym bardziej, ż e rychło o k a z a ło s ię , ż e zm ie n io n o nie tylko termin, ale przyjęto tak że n ie­

które o b y c z a je z w ią z a n e z tym św iętem , a niepraktyko- w a n e w cz eśn ie j p rzez e w a n ­ gelików .

I tu, jak są d z ę , d och odzi­

my do se d n a sprawy. Św ięto Reformacji jest św iętem w y­

znaniow ym , podkreślającym z n a cz en ie i dokonania Refor­

macji, w sk a zu ją cy m na ko­

n ie c z n o ś ć k on tyn u ow an ia i zach ow an ia d zieła Reform a­

torów, a tym sa m y m ta k ż e e w a n g e lic k ie j t o ż s a m o ś c i . Przy tym podkreślając wartość w ła s n e g o w yzn ania, rów no­

c z e ś n ie n iesie z e so b ą kryty­

kę K ościoła śred n iow ieczn e­

go, przypomina XVI w ieczn e spory w okół spraw y naprawy K ościoła i potwierdza z a s a d ­ n o ś ć p odziału K o ścio ła Z a­

ch od n iego a tak że jeg o w a ż­

n o ść w dzisiejszej rzeczyw i­

stości. W ażn ość te g o św ięta . rośnie w c z a sa c h i środow i­

skach, w których spraw a od ­ rębności w yznaniow ej, konfe­

syjnej ortodoksji i krytyki w sto ­ sunku do innych w yznań jest s z c z e g ó ln ie silna. N atom iast z m n ie j s z a s i ę ta m , g d z ie zm n iejsza s ię p oczu cie w a ż­

n ości w ła sn e g o su m ien ia, a tak że kościelnej odrębności i odm ienności, gd zie zła g o d z e ­ niu u lega p ostaw a w o b e c in­

nych w yznań i do g ło su d o­

ch o d zą ten d en cje zje d n o c z e ­ niowe, ek u m eniczn e.

M oże w ięc zm niejszenie zn aczen ia Św ięta Reformacji zauw ażalne w wielu parafiach

ewangelickich św iadczy o o sła ­ bieniu poczucia własnej to żsa ­ mości wyznaniowej czy wzro­

ś c ie sk ło n n o śc i ek u m e n ic z ­ nych? W szak nie ulega wątpli­

wości, ż e w ostatnich d ziesię­

cioleciach w iele zmieniło się na le p sz e w stosunkach m iędzy K ościołam i różnych w yznań.

D oszło do powstania Kościo­

łów Unijnych b ą d ź u zn an ia w sp óln oty ołtarza i am bon y m ięd zy różnym i K ościołam i ewangelickim i. Obserwujem y zbliżenie i w spółdziałanie Ko­

ściołów w różnych dziedzinach życia sp o łec zn eg o . Notujemy n aw et w yraźn e p rzyb liżen ie stanowisk w sprawach doktry­

nalnych. D oszło do rozmów i w spólnych ustaleń teo lo g ó w ewangelickich i katolickich na tem at nauki o usprawiedliwie­

niu, która w czsach Reformacji była głów ną podstaw ą doktry­

nalną podziału k o ścio ła Z a­

chodniego. W ydawało się, ż e w tej sprawie nigdy nie zejdą się drogi ewangelików i katolików.

A jed n a k ...

Inna rzecz, ż e teo lo g iczn e zbliżenie w spraw ach doktry­

nalnych, niektórych nawet naj­

w ybitniejszych teologów , nie o zn a cz a ło dawniej, a pew nie nie b ęd zie o z n a c z a ć i w przy­

s z ło ś c i, p rze zw y c ięż en ia do k ońca p od ziałów w y zn a n io ­ wych. Ich oddziaływ anie bywa w gruncie rzeczy ogran iczon e i to naw et wtedy, gdy u zysk a­

ją poparcie w ładz kościelnych.

Tak to bowiem zwykle byw a­

ło, ż e reakcją na zb liżen ie w y­

znań, było tak że rozbudzenie s k ło n n o ś c i o rtod ok syjn ych , podkreślanie w a żn o ści t o ż s a ­ m ości w yznaniow ej, powrót i okopyw anie s ię przy starej tra­

dycji i ob yczajach ...

Ks. H. Czembor

1

(4)

150-lecie urodzin ks. Franciszka Michejdy

UstugiwoBiiia swego zupełnie dowiódł

K

aż Słowo Boże, nalegaj w czas albo w nie w czas, strofuj, grom i na­

pominaj ze wszelką cierpliwością i nauką. [...] Ale ty bądź czułym we wszystkim, cierp złe, wykony­

waj uczynek kaznodziei, usługi­

wania swego zupełnie dowodź"

(2 Tm 4, 2-5).

W y ro b ie n i o b y a te le z a ­ w sze z w ielką u w ag ą oczeku­

ją na expose głow y p aństw a, prem iera czy innego przełożo­

nego, gdyż w id zą w nim zapo­

w ied ź k ieru n k u polityki k ra­

ju, p ro g ram u in sty tu q i, orga- nizaq'i. Za takie expose m oż­

n a uznać kazanie ordynacyjne, czy instalacyjne n ow ego d u ­ chow nego. W tym p rzy p a d k u te m a t g łó w n y , z a s a d n ic z e przesłanie jest niezm ienne, na- to m ia s t n ie z w y k le w a ż n ą s p ra w ą je st jego w ia ry g o d ­ ność, h arm onia słow a i czynu.

Sądzę jednak, że chodzi tu jesz­

cze o coś więcej. Studiując bio­

gram y kilku duchow nych za­

u w aży łem p e w n ą zbieżność:

w y b ran y tekst k azania ordy- nacyjnego jest w ręcz boskim w yrokiem , znam ieniem , naj­

dosadniejszą charakterystyką jego życia i działalności.

N a am bonie

kościoła Zbawiciela w Biel­

sku 12 marca 1871 r., stanął nie­

pozornego wzrostu ksiądz - Fran­

ciszek Michejda. Przed chwilą od­

była się jego ordynacja. Superin­

tendent Karol Schneider obrał go sobie na swojego wikariusza.

P o w s tę p n y c h sło w ach k a z n o d z ie ja z a trz y m a ł się n ad przeżywaną chwilą:

„N iezaw odnie serca w asze przepełnione dziś są różnym i uczuciam i. Kto zdoła w szyst­

kie te uczucia opisać, kto w y ­ słowić?! W szak to w łaśnie jest z n a m ie n ie m w ielk ich , w a ż ­ nych chw il w życiu człowieka, że serce jego przepełnione róż­

n y m i w ra ż e n ia m i n ie m oże w szystkich ogarnąć i z w szyst­

kich zdać sobie rachunku. Jed­

no w szelako z pew nością jest

n ajw ażniejszym , m n ie i w as najbardziej obchodzącym : co n ow y w ikariusz, a więc i k a­

znodzieja p rzyniesie, czegóż się od niego m ożna spodzie­

wać? [...] Dla ,m nie rów nież w tej chwili nie m a nic w ażniej­

szego, jak złożyć p rz e d w am i

b a z w in o g ro n , zw y cięstw o w iary niełatw e i opłacić trze­

ba po tem i krw ią serca i duszy.

K azn o d zieja ew an g elick i nie m oże n a to być obojętnym;

nie m oże pobłażać lekkom yśl­

n em u zap atry w an iu się na ży­

cie. [...] Póki krzyż jest znam ie-

k o n a ć u c z y n e k k a z n o d z ie i i usługiw ania m ego zupełnie dow ieść".

Nie krył tego m łody kazno­

dzieja, że „serce jego przepełnio­

ne j est różnymi wrażeniam i i nie może wszystkich ogarnąć." Te­

raz liczył 23 lata. Wyszedł

ze zw ykłego, chłopskiego dom u

w Olbrachcicach (ob. CR), był pierw orodnym synem rolnika Franciszka i A nny z Czechów.

Za nim podążało pięciu braci.

Szósty, n a jm ło d sz y G u sta w zm arł jako dziecko, od dw óch lat nie żyła już m atka. Nie wie­

my, czy ojciec Franciszek ukoń­

czył gimnazjum. W każdym ra­

zie nie był zaściankowym rol­

nikiem , żyw o interesow ał się z a c h o d z ą c y m i z m ia n a m i w świecie, czytał „Tygodnik cie­

szyński" i późniejszą „Gwiazd­

kę cieszyńską", pism a zainiqo- w ane w 1848 roku przez jego ró­

wieśników: Andrzeja Cinciałę i P aw ła Stalmacha. W szystkim sw oim synom starał się zapew ­ nić chociaż gim nazjalne w y ­ kształcenie. Trzech z nich się­

gnęło po studia wyższe. Drogę torował pierworodny.

W 1867 r. Franciszek ukoń­

czył G im nazjum Ewangelickie w Cieszynie. N ie była to tylko kwestia wykształcenia. Gra szła także o wychowanie, o istotną decyzję, kim się absolwent czuł, kim chciał być p o d w zględem narodow ym . W szak ojcowski dom był polski, szkoła niemiec­

ka. Innej przecież średniej szko­

ły w granicach Monarchii Au- stiackiej być w ów czas nie m o­

gło. M łody Franciszek nie stro­

nił od spotkań w Czytelni Lu­

dowej, w gimnazjum był współ­

założycielem samokształcenio­

wej organizacji „Wzajemność", później jej prezesem . Z aw sze pilnie obserwował poczynania n a u c z y c iela sz k o ły lu d o w ej Jana Śliwki, a g d y u rz ą d cie­

szyńskiego proboszcza objął ks.

d r Leopold M. Otto z Warsza­

wy, był jego stałym gościem. Ten w yznanie, dać n a w asze pyta- niem chrześcijaństw a a ukrzy-

n ia o d p o w ie d ź , w y p o w ie - żo w an y jego głow ą, żąd a on dzieć bez ogródki czym chcę od człowieka: zrzecz się świa- być dla w as, jak mój stosim ek ta, żebyś Bogu służył. [...] Re­

d o w a s p o jm u ję ". A p o te m ligia w ogóle, a chrześcijań- odczytał wg. XIX-wiecznej Bi- stw o ty m b a rd z ie j, n ie je st błii przytoczony wyżej w erset p ew n ą su m ą z d a ń i m niem ań kazalny. P rzypom nijm y jesz- o b o k in n y c h , n ie d a się za- cze p arę z d a ń z tego kazania: m k n ą ć w p e w n y c h kościel-

„N ie sw oją m ąd ro ść, nie n y ch czy n n o ściach ob o k in- m ądrość tego świata, ale ewan- n y Ch św ieckich, ale ow szem , gelię o C hrystusie, jego słow o jest d uchem w szystko przeni- obdarzające ży w o tem w iecz- kającym, k w asem zaczynnym n y m chcę u m o co w ać w ser- w szelkiego życia. [...] To [...]

cach i um ysłach w aszych. [...] m u si być n a szy m p rzek o n a- Lecz w iara, miłość, króle- niem , w iarą n aszą niezłom ną, stw o b o że, to n ie d o b ra ze- że w szelka p ra w d ziw a oświa- w n ę trz n e g o to w e , k tó re b y ta, w szelki rzeczjrwisty postęp sam e do nas przyszły i darm o n a C hrystusie polega [...].

n a m p r z y p a d ły , a le d o b r a A tak z pom ocą bożą chcę być w ew nętrzne, które codzienną m iędzy w am i opowiadaczem.

w alk ą i p racą trzeb a zd o b y - słow a bożego [...], być czułym w ać. [...] w ino w ycisnąć trze- w e w szystkim i usiłow ać wy-

2

(5)

no do sw oich „m aluczkich", prostych górali, jak i do elity intelektualnej, ze sw obodą p o ­ sługiw ał się zarów no językiem n ie m ie c k im , ja k i p o lsk im . N iestety postylli po sobie nie pozostaw ił. Wiele jego kazań rozsianych jest po różnych p i­

sm a c h , k a le n d a rz a c h , u lo t­

nych w ydaw nictw ach. W cią­

g u sw ojego u rz ę d o w a n ia w zborze o d n o w ił n a jubileusz

pierw szym polskim seniorem now ej D iecezji C ieszyńskiej Kościoła Ewangelicko - A ugs­

b u r s k ie g o w P o lsc e . G d y w b re w o czek iw an io m Śląsk C ieszyński przecięła granica państw ow a, nie zaakceptow ał p rz y s tą p ie n ia d o czesk ieg o Kościoła Braterskiego, zabie­

gając o autonom ię dla Kościo­

ła Śląskiego w granicach Cze- cho - Słowacji.

d r . J a n o w i

I RS. FRĄNClSZROWi

MICHEJDOM

w P

o d z i ę c e

ZA

S tO W O i CZYN

W S P Ó t WYZNAWCY I 9 m ~ l 9 9 3

PTEw

niepospolity duchow ny miał się stać dla niego wzorem, a on sam jego następcą. Szybko przelecia­

ły lata studiów teologicznych w Wiedniu, Lipsku i Jenie. W 1872 r. pojął za żonę poznaną w Czy­

telni Ludowej niewiastę, Annę z Roiczków i wyjechał na po­

w ierzoną m u placówkę zboro­

w ą d o dalekiego B rygidow a koło Stryja. Szczęśliwie otwar­

ła się możliwość pow rotu w ro­

dzinne strony: wielki

naw iejski zbór

rozglądał się za następcą sę­

dziwego, złożonego chorobą ks.

Jana Winklera. Już w 1874 r. ks.

Franciszek Michejda został ko­

lejnym, wiejskim proboszczem n a przeciąg 47 lat! Jednak za te niespełna dw a lata nieobecno­

ści w ykruszyło się wielu przy­

jaciół i znajom ych, natom iast w ręcz błyskaw iczną karierę i szerokie w pływ y osiągnął ks.

Teodor Haase, który w 1876 r. z Bielska przeniósł się do Cieszy­

na. Z nim p rzed e w szystkim w y p a d ło n aw iejsk iem u p ro ­ boszczowi kruszyć kopie. Ks. dr Haase, wkrótce senior a potem superintendent, poseł na sejm i do parlam entu, był przedstaw i­

cielem niemieckiego racjonali­

zm u, tw ardym i bezwzględnym bojownikiem idei frankfurckiej, p rzek o n an y m orędow nikiem kultury niemieckiej. Ks. Franci­

szek Michejda zaś był zwykłym proboszczem prowincjonalnej, podgórskiej parafii, ale ducha polskiego, nie godzącym się na dominację mniejszości niemiec­

kiej, nierówne praw a na własnej z ie m i, ' d y s k re d y to w a n ie wszystkiego, co polskie, granie n a niepełnej św iadom ości et­

nicznej i narodowej. Pokazanie całej złożonej rywalizacji tych dwóch m ężów nie tylko w świe­

tle możliwości ich działania nie­

w ątpliw ie byłoby niezmiernie ciekaw e, w krótkim artykule w szakże niem ożliwe. O grani­

czym y się przeto do wybiórcze­

go, krótkiego b ilansu olbrzy­

m iego w ysiłku ks. Franciszka Michejdy.

Ju ż ty lk o n a p o d s ta w ie p rz e d sta w io n e g o fra g m e n tu kazania instalacyjnego m oże­

m y pow iedzieć, że kaznodziej­

stw o ks. Franciszka M ichejdy było najwyższej próby, zarów ­ n o co d o treści, jak i formy.

U m iał on przem aw iać zarów -

100-lecia kościół, w yp o saży ł go w now e organy, d zw ony i zegar, w ybu d o w ał no w y dom zborow y, dla w szystkich go­

ścinnie otwarty. Cały czas ks.

Franciszek M ichejda zabiegał o zdjęcie piętna niemieckości z K ościoła e w a n g e lic k ieg o , naw iązyw ał szerokie kontak­

ty z Kościołami Reformacji w Czechach, n a Słowacji, a szcze­

g ó ln ie n a Ś lą sk u , d a le k ic h M azurach, w Polsce. To przede w szy stk im dzięki jego stara­

n iom doszło do uroczystego aktu w łączenia śląskiego Ko­

ścioła Ewangelickiego do Kon- sy sto rza W arszaw skiego (20 XII 1918 r). W tedy też został

Ledwo w spom niane zasłu­

gi na niw ie kościelnej już w y ­ starczyłyby na trw ałą pamięć.

Rzecz w tym , że ks. Franciszek M ichejda nie o g ran iczy ł się tylko do działalności w Ko­

ściele, ale działał także z całym pośw ięceniem

n a p o lu społeczno - narodow ym .

Wszędzie był gościem ocze­

kiw anym , wzbogacał zebrania - słuchano jego rad, poryw ają­

cych wystąpień, sugestywnych prelekcji. Był inicjatorem w ie­

lu organizacji, w w ielu udzie­

lał się w ścisłym kierownictwie, był członkiem w ydziału - jak w ów czas m aw iano, a co naj­

m niej czło n k iem w sp ie ra ją ­ cym. I znów nie sposób przed ­ stawić pełnej listy organizacji i funkcji, które sp raw o w ał. W 1881 r. pow ołał do życia Towa­

rzystw o Ewangeliclde O świa­

ty Ludowej (TEOL). Początko­

w o był jego sekretarzem, potem prezesem . Trzy lata później za­

łożył Polityczne Towarzystwo L udow e, którego celem było

„popieranie wszechstronnego, materialnego i duchow ego roz­

w oju ludności K sięstw a Cie- szyńskiego i dopom aganie jej w obronie p ra w politycznych i n a ro d o w y c h n a p o d s ta w ie obowiązującej konstytucji". Już w 1887 r. pow stało z jego ini­

cjatyw y Tow arzystw o D om u Narodow ego, którego działal­

n o ść z o s ta ła u w ie ń c z o n a otwarciem w 1901 r. n a cieszyń­

skim Rynku D om u N arodow e­

go. Wiele swego czasu pośw ię­

cił dla Czytelni Ludowej i tam też zapadła decyzja o pow oła­

n iu redakcji „Miesięcznika Pe­

d a g o g ic z n e g o " . O d 1906 r.

zw iązał się z Polskim Stronnic­

tw em N arodow ym , został też członkiem Z arząd u M acierzy Szkolnej i jej delegatem na zjaz­

d y galicyjskie T ow arzystw a Szkół L u d o w y ch . W ch o d ził także do Rady Szkolnej Okrę­

gow ej, z o sta ł d e le g a te m n a z g ro m a d z e n ie T o w a rz y stw W zajem nych U bezpieczeń w K rakow ie. P rzyczynił się do pow stania Stowarzyszeń N ie­

w iast Ewangelickich, w 1917 r.

założył Ewangelicką Rodzinę Sierocą, został członkiem dy­

rekcji Śląskiego Stow arzysze­

nia G ustaw a - Adolfa. O n tak­

że był założycielem alum natu d la d z ie w c z ą t w C ie sz y n ie (1918 r.). Zgoła legendarny jest zorganizow any przez niego w 1914 r. wieczór listopadowy, a p óźniej żo łn iersk a w ig ilia z udziałem Józefa Piłsudskiego i sztabu oficerskiego dla stacjo­

nujących w okolicach N aw sia Legionów Polskich. Jego pióra jest słynny m em oriał do Rady Najwyższej w Paryżu w spra­

w ie przynależności p ań stw o ­ wej Śląska Cieszyńskiego.

T ę i m p o n u j ą c ą , c h o ć n ie p e łn ą lis tę tr z e b a u z u ­ p e ł n i ć i s t o t n y m s z c z e g ó ­ łem: ks. F ranciszek M ichejda

Dokończenie na str 6

3

(6)

T olerancja - c n o ta św ie c k a ?

I

eszcze trzydzieści lat temu, w d o k u m en tach Soboru W atykańskiego II nie po­

iło się naw et samo słowo tolerancj a. Sobór m ów ił w po­

zytywny sposób o wolności re- lig ijn e j, e k u m e n ic z n y m otwarciu, wzajem nym posza­

now aniu i potrzebie dialogu.

Obecnie kwestia tolerancj i sta- je się jednym ze znaków cza­

su, w y ra ź n ą k o n ieczn o ścią epoki, w której żyjemy.

16 listopada 1995 r. edukacyj­

na i naukowo - kulturalna orga­

nizacja N arodów Zjednoczo­

nych (UNESCO) w ydala spe­

cjalną Deklarację Zasad Toleran­

cji. W przedmowie do tejże de­

klaracji, d yrektor generalny UNESCO Frederico Mayor na­

pisał, iż jest ona wyrazem uzna­

nia bogatej różnorodności kul­

tur świata oraz aktem wiary w przyszłość; że zróżnicowanie jest naszym wspólnym bogac­

twem, a tolerancja - „bardziej niż kiedykolwiek cnotą niezbędną dla budowania pokoju". C zy rzeczy­

wiście tolerancja jest cnotą? Czy może być tak nazwana również w sensie religijnym?

SKĄD NASZE LĘKI PRZED INNOŚCIĄ?

Inność jest wyzwaniem dla naszej własnej tożsamości. Jeżeli nie jest to tożsamość otwarta i życzliwa, wówczas wszelka in­

ność jest odbierana jako zagro­

żenie. Lęk przed innymi ludź­

mi jest najczęściej lękiem przed tym, co różne i odmienne. Ro­

dzi się stąd, że innym chcieliby­

śmy narzucić nasz własny spo­

sób myślenia i żyda. Wynikają z tego poważne konsekwenq'e.

To m y sami, wskutek niechęd i uprzedzeń, wprowadzam y po­

działy m iędzy ludźmi. Dzieje się tak dlatego,że skłonni jeste­

śmy utożsamiać odmienność i różnicę z rzeczywistym podzia­

łem. Fakt ten komplikuje żyde społeczności lu d zk iej. N ie oszczędza również Kośdoła.

W spólnota i odmienność nie są łatw e do pogodzenia.

O dm ienność m oże tw orzyć dystans. Może oddalać ludzi od siebie. Zróżnicowanie staje • się o d d alen iem , choć sam o

przez się jest rzeczą dobrą, świad­

czącą o bogactwie form istnienia.

A ntagonizm pojawia się wtedy, gdy różnica przeradza się w po­

dział m iędzy ludźm i, gdy odda­

la jednych od drugich. Kto w e własnej świadomości przekształ­

ca zróżnicowanie w zagrożenie i podział, odrzuca innego w raz z jego innością. W prow adza tym sam ym coś perwersyjnego w re­

lacje m iędzy ludźm i. Taki lęk jest na długą m etę stanem destrukcyj­

nym , wymagającym mądrej tera­

p ii. To o n p rz y c z y n ia się do u k ształto w an ia p o staw defen­

sy w n y c h , a g re s y w n y c h , z a ­ m kniętych i ciasnych, będących zaprzeczeniem otwartości i zro­

zum ienia m iędzy ludźmi.

DUCH TOLERANCJI W PIERWOTNYM CHRZEŚCI­

JAŃSTWIE

Niezwykle istotne są w tym w zg lęd zie pouczen ia apostoła Pawła skierowane do wspólnoty rzymskiej (Rz 14,1 -15,13), n a tle konfliktu „słabych" i „mocnych"

w w ierze. Spór m iał charakter etyczny. „Słabi" nie uznawali spo­

żywania mięsa i p id a wina, a swo­

je praktyki religijne łączyli z okre­

ś lo n y m i d n ia m i. T ym czasem

„mocni" byli przekonani, iż nie obowiązują ich tego rodzaju ogra­

niczenia i praktyki. Sam Apostoł uw aża stanowisko „mocnych" za słuszne: „ Wiem i przekonany jestem w Panu Jezusie, że nie ma niczego, co by samo przez się było nieczyste"

(14,14). R ów nocześnie je d n a k przyznaje on słabym w wierze, że ich postępowanie natchnione jest szlachetną intencją - to, co czynią je st „ze względu na Pana" i z w dzięcznośd dla Boga (14,6). Dla­

tego respektuje ich przekonania, w m yśl zasady, że „wszystko, co się czyni niezgodnie zprzekonaniem, jest grzechem" (14,23).

Tymczasem sytuacja w gminie rzymskiej daleka była od wskazań Apostoła. Różnica postaw prow a­

dziła do zachowań niezgodnych z duchem Ewangelii. Mocni po­

gardzali słabymi, a słabi potępiali mocnych, co groziło w spólnode rozpadem. Pogarda i potępienie - oto dw a charakterystyczne słowa oznaczające ducha nietolerancji.

To, co dziać się będzie w Kośdele

w następnych wiekach, stanowić będzie pod pew nym względem kontynuaq'ę postawy obecnej już w gminie rzymskiej u samego zarania chrześdjaństwa. Warto zdać sobie z tego sprawę.

Apostoł upomina chrześdjan rzymskich, aby akceptowali sie­

bie nawzajem. Nie wolno wspól­

node dzielić się z pow odu róż­

nych przekonań. Jedni nie powin­

ni drugich wykluczać z Kośdoła, gdyż obydwie grupy należą do Chrystusa. Jedni i drudzy zostali przyjęd przez Boga i Chrystusa (14,3; 15,7). Z ło ta re g u ła brzmi: "Niech się Icażdy trzyma swe­

go przekonania " (14,5), a równocze­

śnie niech nie potępia swego bra­

ta i nie gardzi nim (14,10).

Rzymskich chrześdjan, skłóco­

nych ze sobą, ale zachowujących wspólną wiarę w Chrystusa, za­

chęcał Paweł do wzajemnej tole­

rancji. Dowodził, że Kośdół po­

w inien być znakiem eschatolo­

gicznej w spólnoty w szystkich ludzi, zarówno spośród Żydów, jak i pogan. W tej perspektywie musi być przezwydężona alter­

n atyw a p om iędzy wiernością wobec Prawa a wolnością daro­

w aną przez Chrystusa. Jedność chrześcijan jest ważniejsza niż obstawanie przy własnym prze­

k o n an iu . Sam p rz e k o n a n y o słusznośd postępowania chrze­

śdjan wywodzących się z pogan, nie zmuszał słabych do porzuce­

nia własnych praktyk. Zachęcał jedynie do wyrozumiałośd i nie- potępiania strony przedwnej.

O d strony mocniejszej w wie­

rze oczekiw ał p o stę p o w a n ia bardziej wyrozum iałego, liczą­

cego się z przekonaniam i sła­

bych. O Chrystusie, Słudze Jah­

we, pow iedziano, iż „wziął na siebie" bąd ź „nosił nasze choroby"

(M t 8,17). Podobnym czynem staje się postępowanie mocnych w gminie rzymskiej, kiedy „zno­

szą (bastadzein) słabości tych, któ­

rzy są słabi" (15,1) i akceptują ich.

Słowo „znosić", „wziąć na sie- bie"oznacza coś więcej niż zw y­

kłe tolerowanie. Z niewłaściwe­

go m yślenia słabych pow stają w e wspólnocie napięcia, które trzeba um iejętnie rozładow ać d la d o b ra w ierzący ch . Słabi

mają swoje miejsce w Kościele.

Toleranq'a jest akceptaqą i uzna­

niem ich p raw a do pozostania w e wspólnocie. Taka postaw a ocala w spólnotę p rzed rozpa­

dem i zatraceniem - jest błogo­

sławieństwem.

Refleksja n ad pouczeniami Apostoła Narodów, skierowany­

m i d o w sp ó ln o ty rzym skiej, wskazuje na potrzebę wzajemnej toleranqi i akceptacji. Odpowie­

dzialność mocnych za jedność wspólnoty lokalnej jest większa niż odpowiedzialność słabych.

Postępowanie mocnych nie jest podyktowane czysto ludzką tak­

tyką. Ma ono służyć zbawieniu i chwale Bożej pośród ludzi. Taka jest ostateczna odpowiedzialność chrześdjan. Tolerancja jest cnotą.

Jest owocem wzajemnej odpo­

wiedzialności za zbawienie in­

nych ludzi. Samo pojęde toleran­

cji nabiera wskutek tego oddenia rdzennie religijnego.

POZYTYWNY SENS TOLE­

RANCJI

Toleranqa nie jest przykrą ko- niecznośdą, lecz niezbędnym wa­

runkiem zrozumienia i dialogu.

Sam o to lero w an ie m oże być czymś negatyw nym czy wręcz obraźliwym. Już Goethe pisał:

„Tolerancja winna być właściwie tyl- 1(0 przejściowym usposobieniem. To­

lerancja musi prowadzić do uznania.

Znosić znaczy obrażać". O toleran­

cji negatywnej mówiono w prze- szłośd wiele. Często rozumiano ją m in im alisty czn ie jako p o ­ wstrzymanie się od aktów repre­

sji w stosunku domniejszośd wy­

znaniowych i narodowych. Tole­

rowanie odmiennych poglądów mniejszośd uznawano za przy­

krą konieczność, podyktow aną wymogiem pokojowego współ­

istnienia. Takie rozumienie tole­

rancji jest niewystarczające. Przed takim właśnie rozumieniem czy­

sto negatywnym ostrzegał wiel­

ki poeta niemiecki, gdyż było ono szeroko rozpow szechnione w okresie Oświecenia.

Toleranq'a pozytyw na jest k onsekw enqą w rażliw ości na godność osoby ludzkiej i na war- to śd ludzkie jako takie. Dlatego m a ona również swoje granice.

Nie m ożna żądać tolerancji w o­

4

(7)

bec kłamstwa, zbrodni, niena­

wiści, fanatyzmu, przemocy, po­

gardy dla człowieka i jego praw.

Taka tolerancja byłaby zaprze­

czeniem samej siebie. Jeżeli w y­

nika ona z szacunku dla drugie­

go człowieka, m usi być po stro­

nie tego, co służy jego dobru i rozwojowi.

Respektowanie zasady pozy­

tywnej tolerancji religijnej sprzyja dialogowi i służy m u . Właściwie rozumiana tolerancja jest przeci­

wieństwem wszelkiego fanaty­

zm u i fundamentalizmu religij­

nego, które wykluczają dialog i czynią go niemożliwym. Prze­

sadny i agresywny lęk o praw ­ dę wynika z niedostatku wiary w obecność i działanie Ducha Świętego. Egzystencja zatrwożo­

na tworzy wizję Kościoła jako ob­

lężonej twierdzy, a tym samym

„Prawda nie inaczej się narzuca, jak tylleo siią samej prawdy, która wnika w umysły jednocześnie łagodnie i sil­

nie" (1). Świadomość ta jest pod­

stawowym warunkiem ducha to­

lerancji. Kto w obronie praw dy ucieka się do m etod natchnio­

nych nietolerancją, brakiem wy­

rozumiałości i pokory, ten sprze­

niewierza się samej prawdzie.

Apostoł Paweł pisał u samego zarania dziejów chrześcijaństwa:

„Po części bowiem tylko poznajemy"

(1 Kor 13,9). To właśnie owo „po części" jest wyznacznikiem du­

cha tolerancji pozytywnej, na­

tchnionej w zajem nym szacun­

kiem, zrozumieniem, pokorą i otwartością. Każdy powinien od­

naleźć w sobie samym miejsce dla wyrozumiałości i wielkoduszno­

ści. Nie wystarczą zasady ogól­

ne. Zasada staje się żywa wów-

wspólnot religijnych". Podkreśla!

prawo każdego człowieka do po­

stępowania zgodnie z własnym sumieniem. Padły wówczas jak­

że ważkie słowa o potrzebie po­

zytywnego rozumienia tolerancji religijnej. „Jeśli przypomnimy świa­

tu potrzebę tolerancji między Kościo­

łami, nie znaczy to, że sama tylko to- lemncja wystarcza. To stanowczo za mało. Proste tolerowanie siebie nie może wystarczać chrześcijanom i Ko- ściołom Chrystusa".

Przypominając słowa Listu do Efezjan o „znoszeniu siebie nawza­

jem w miłości" (Ef 4,2), Papież tak je interpretował: „ »Znosić się (...) w miłości « znaczy więcej niż tyllw tolerować. (...) To także usiłcaoać zro­

zumieć; zrozumieć by wybaczyć.

»Znosić się w miłości « to rćmmież alcceptmuać, czuć się wemlętiznie bli­

skim, (...) poczuwać się do wspólno-

zrozumienia, słuchania siebie na­

wzajem i poczucia międzyludz­

kiej solidarności. Pilnym zada­

niem naszego czasu jest kształto­

wanie ducha pozytywnej toleran­

cji w całym procesie edukacyj­

nym. W tym właśnie celu dzień 16 listopada ustanowiony został przez UNESCO Międzynarodo­

w ym Dniem Toleranq'i.

Tolerancja wymaga rozwijania w sobie wrażliwości wielogłoso­

wej . Znany jest fakt, że dzieci, któ­

re śpiewały w chórze od wczesne- go dzieciństw a, m ają inaczej ukształtowany słuch. Zachowu­

ją na całe żyde polifoniczną wraż- liwość na harmonię wielu głosów w różnorodnośd. Unisono pozo­

stanie w ich percepq'i monoton­

nym zubożeniem możliwej har­

monii dźwięków. Tolerancja jest, jak m ówi deklaracja UNESCO,

skazuje na izolację, nieustępli­

wość i niezdolność do dialogu.

Górę bierze wówczas autoryta­

ryzm i przekonanie o wyłącznej słusznośd własnych przekonań.

CZY TOLERANCJA WY­

STARCZA?

Ducha tolerancji nie wolno utożsamiać z obojętnośdą wobec prawdy. Każdy człowiek nosi w sobie obowiązek poszukiwania prawdyidawaniajej świadectwa.

Każdy obdarzony został głosem sumienia. Postawa tolerancji wy­

maga jednak także poszanowania dla sumienia drugiego człowie­

ka i dla jego przekonań. Nikomu nie wolno narzucać przekonań niezgodnych z jego własnym su­

mieniem. W deklaracji o wolno- ś d religijnej Sobór Watykański II p rz y p o m n ia ł m ą d rą zasadę:

czas, gdy żyje w człowieku i w y­

wiera w pływ na jego konkretne postępow anie. Poznając tylko

„po części", ja również m uszę okazać zrozumienie dla drugie­

go człowieka i jego przekonań. To ode mnie również zależy, czy w Kośdete i w społeczeństwie górę weźmie duch pozytywnej tole­

rancji czy też postawa nieprzqed- nania i wrogośd. Wielka kultura tolerancji kształtuje się dzięki lu­

dziom otwartym, zdolnym do zrozumienia i w spółczuda dla drugich, wolnym od dasnoty i za­

dufania we własne racje.

W czasie IV podróży do Polski, podczas ekumenicznego spotka­

nia w ewangelickim Kościele Trójcy Świętej w Warszawie (9 VI 1991) Jan Paweł II nazwał nieto­

lerancję „chorobą ludzloości i hańbą

ty, to śpieszyć, by wspierać, to chcieć współpraccrwać i współtworzyć".

Do wypowiedzianych w 1991 r.

słów nawiązał Jan Paweł II rów­

nież w czasie ostatniej pielgrzym­

ki do Ojczyzny, w przemówieniu w ygłoszonym w e Wrocławiu, podczas nabożeństw a ekum e­

nicznego. Dodał, że dla chrześd- jan nie wystarcza tolerancja i wza­

jemna akceptaqa. Chrystus ocze­

kuje od nas wspólnego świadec­

twa.

CNOTA, KTÓRA UMOŻLI­

WIA POKÓJ

Tolerancja m oże być nazw ana cnotą. W coraz bardziej zróżnico­

wanym świede staje się koniecz­

ną umiejętnośdą, zdolnośdą re­

spektowania i pozjiyw nq akcep­

tacji różnorodności. Tolerancja w ym aga postaw y otwartości.

„harmonią w zróżnicowaniu". Co więcej, jest „cnotą, Idóra umożliwia polcój i przyczynia się do zastąpienia kultury wojny kidturą pokoju".

C zy to jest jedynie cnota świec­

ka? Postawa Apostoła Narodów w obec konfliktów w gm inie rzymskiej oraz inne świadectwa Bibliipozwalają przypuszczać, że jest to również cnota chrześdjań- ska, droć nie widnieje ona jako taka w żadnym podręczniku teo­

logii. Cnota ta sprawdza się naj­

bardziej w sytuacji próby. Chrze- śdjanin nie może mieć zbytniego zaufania do własnej tolerancji.

Czas próby pokazuje, czy tak jest rzeczywiśde.

Wacław Hryniewicz OMI

Przedruk z „ T y g o d n i k a Powszechnego”, ni- 13, 29.03.98 r.

5

(8)

Usługiwania swego zupełni© dowiódł

D okończenie z e str.3 b y ł ta k że red a k to rem , p u b l i c y s t ą i t ł u m a c z e m . P rz e z ro k w s p ó łr e d a g o w a ł d w u ty g o d n ik p t.: „ E w a n g e ­ lik " (1876 - 1877), w la ta c h 1885 - 1909 b y ł re d a k to r e m d w u ty g o d n ik a „ P rz y ja c ie l l u d u " , k tó r y w c ią g u te g o c z a s u m ia ł ró ż n e d o d a tk i:

„ P r z e g l ą d p o l i t y c z n y " ,

„ R o ln ik ś lą s k i" , „ P rz y ja c ie l d z ia te k " . Z u d z ia łe m ks. F.

M i c h e j d y d o s z ł o d o p o ­ w s ta n ia w 1906 r. p is m a co ­ d z ie n n e g o - „ D z ie n n ik a cie­

s z y ń s k i e g o " . W y d a t n i e w s p ie r a ł n ie ty lk o p ió re m p is m a e w a n g e lic k ie n a Ś lą­

s k u (ks. J. B a d u ry ) i n a M a ­ z u r a c h . W r a m a c h T E O L u z a in ic jo w a n a z o s ta ła c a ła s e ria n a jw a ż n ie js z y c h d z ie ł l i t e r a t u r y p r o t e s t a n c k i e j . K s. M ic h e jd a b y ł w s p ó łtłu - m a c z e m „ P o s t y l l i d o m o ­ w e j" k s. d r. M a rc in a L u tra , p r z e ło ż y ł ró w n ie ż ze sta ro - c z e s k i e g o „ M o d l i t w y c h rz e śc ija ń s k ie " ks. Je rzeg o T rz a n o w s k ie g o . W y d a ł ta k ­ że z b io ry k a z a ń k s. dr. Le­

o p o ld a O tto , a w s z y s tk ie ty tu ły z a o p a tr y w a ł o b s z e r­

n y m w s t ę p e m o m a w i a j ą ­ c y m d z ie ło i je g o a u to r a . Je st te ż k s. F ra n c is z e k M i­

c h e jd a a u to r e m k ilk u p ra c o c h a ra k te rz e m o n o g ra fic z ­ n y m : „K s. F rie d le r o ję z y k u p o ls k im w k o śc ie le i s z k o ­ le " , „ E w a n g e lic k i z b ó r n a - w ie js k i A .C . w p ie r w s z y m s tu le c iu s w e g o is tn ie n ia " ,

„ K aro l K o tsc h y p a s to r z b o ­ r u u s tro ń s k ie g o ? " , „ P a sto r J e r z y B a d u r a " , c z y p r a c y

„ P iśm ie n ic tw o i w y d a w n ic ­ tw a lu d o w e n a Ś lą s k u A u- s tia c k im " p re z e n to w a n e j n a z je ź d z ie lite ra tó w i d z ie n n i­

k a rz y w e L w o w ie w 1894 r.

W z e s t a w i e n i e b r a k u j e p is m p r o g r a m o w y c h , c z y p o l e m i c z n y c h , m . in .:

„ E w a n g e lic y i s p ra w a n a r o ­

d o w a n a Ś lą s k u " , „O s o li­

d a r n o ś c i " , „O w y b o r a c h d u s z p a s t e r z y " , „ P o l a c y E w a n g e lic y " i w ie le in n y c h , a ta k ż e p rz y c z y n k o w y c h o tr e ś c i r e lig ijn e j ( „ P r z y jd ź K ró le s tw o T w o je", „O ja k m iłe są p r z y b y tk i T w oje").

N ie o d r z e c z y b ę d z i e w s p o m n ie ć , źe k s. F ra n c i­

s z e k M ic h e jd a d o c z e k a ł 5 s y n ó w , k t ó r z y z a w y j ą t ­ k ie m je d n e g o , Ja c k a , u k o ń ­ c z y li s tu d ia w y ż s z e (W ła ­ d y s ła w - d r p ra w , T a d e u sz - d r m e d y c y n y , F ra n c is z e k - p e d a g o g , A lfre d - b a n k o ­ w ie c ) o r a z 3 c ó re k (O lg a , W a n d a i E lż b ie ta ).

Jakkolw iek b y nie spojrzeć n a p ostać ks. Franciszka M i­

ch ejd y , z a ró w n o ze s tro n y tych, k tórzy ulegali jego w p ły ­ w om , j ak i ty c h , k tó rzy z a rz u ­ cali m u au to k raty zm i ciągot- k i nacjo n alisty czn e, n ik t nie k w estionow ał jego heroiczne­

go zaan g ażo w an ia i w ręcz ty ­ ta n ic z n e j p ra c o w ito ś c i d la sp raw y K ościoła i O jczyzny - Z ie m i O b ie c a n e j, d o k tó rej zm ierzał całym sw oim jeste­

stw em . A przecież to w szy st­

ko czynił w w a ru n k a c h n ie­

w o li n a r o d o w e j. D z ia ła ł w p raw d zie n a ziem i ojczystej, ale zie m i z n ajd u jącej się w g ra n ic a c h in n e g o p a ń s tw a . G d y w re sz c ie n a d e s z ło tak b a rd zo oczekiw ane w y zw o le­

n ie , ja k g ro m s p a d ło n a w szy stk ich jej rozdarcie. Ks.

Franciszek M ichejda po zo stał p o tam tej stronie granicy.

12. lu te g o 1921 r. p rz y p a ­ d a ło 50-lecie jego o rdynacji.

I w ty m so b o tn im d n iu o d ­ w o ła ł go P a n ży cia i śm ierci d o s ie b ie . W n ie d z ie lę n ie p r z y w i t a ł z b o r o w n ik ó w i n ie w y p o w ie d z ia ł d o n ic h ż a d n e g o s ło w a : O n ju ż

„ u s łu g iw a n ia sw eg o z u p e ł­

n ie d o w ió d ł"!

W ładysław Sosna

F i i ~ k

L O N D Y Ń S K A

C hoć polskie nabo ­ że ń stw a e w a n g e ­ lickie w Londynie

od p raw ian o już od roku 1943 w dniu 18 marca 1945

r. po raz pierw szy ew ange­

licy - Polacy zebrali się, aby założyć na terenie Londy­

n u zbór polsko - ew ange­

licki, który by zapewnił im to w szystko, co m ieli na ziem i ojczystej, a co ze w zględu na wojnę utracili.

Pierw sze zebranie, które­

m u p rzew odniczył ks. T.

Stoy, w ybrało z szeregów swoich pierw szą Radę Ko­

ścielną w n a stę p u ją c y m składzie: kurator parafii - P.

Wantuła, sekretarz - E. We­

ese, skarbnik - E. Czyż, kro­

nikarz i gospodarz - J. Lu­

bicz - N ajew ski (Kościół E w angelicko - R eform o­

wany), członkowie Rady - C. H alpern, O. Cumft (Ko­

ściół Ewangelicko - Refor­

mowany) ,W. Bevensee, H.

Szarekow a oraz J. Molin.

O dtąd zaczęły się odbywać nabożeństw a raz, w zględ­

nie dw a razy w miesiącu.

Jednocześnie prow adzono p o szu k iw an ia „zag u b io ­ nych" ewangelików przez o g ła sza n ie się w cza so ­ p is m a c h lo n d y ń s k ic h , zwłaszcza zaś w „Dzienni­

ku Polskim" oraz „Dzien­

n ik u Ż o łn ie rz a ", tak, że szeregi parafii zaczęły się powiększać i postanow io­

no pow ołać w łasnego pro­

boszcza. W zw iązku z tym ro zp isan o w ybory, które m iały miejsce 1 lipca 1945 r. Wobec jedynej kandyda­

tu ry zebranie przez akla­

mację w ybrało na p ie rw ­ szego proboszcza ks. dra A. W antułę. Ze w zg lęd u jednak na to, że parafia no­

siła nazw ę „Ewangelicka", przez co nie miała w yraź­

nego oblicza w yznaniow e­

go, za zgodą obu stron, tzn.

wyznaw ców augsburskich i reform ow anych, doszło do ro złą czen ia. D nia 23 w rześnia 1945 r. postano­

w io n o p rz ek ształcić d o ­ tychczasow ą Polską Para­

fię Ewangelicką w Londy­

nie w Ewangelicko - A u­

gsburską Parafię Polską w Londynie (The Polish Lu­

theran Parish in L ondon).

W w y d an y m ośw iadcze­

n iu czytam y m. in. że:

- p r z y ęto za dogm atyczną p o d staw ę Księgi Sym bo­

liczne Ewang. - Augs.;

- przyjęto nazwę: Ewang. - A u g s. P a ra fia P o lsk a w Londynie;

-stwierdzono, iż do parafii tej należeć m ogą wszystkie osoby w yznania ew ange­

licko - augsburskiego;

- pow ołano na proboszcza ks. dra A. Wantułę;

- utw orzono Radę Kościel­

ną złożoną z Kuratora i 6 członków, której pow ierzo­

no o p ra c o w a n ie s ta tu tu Parafii, opartego na dekre­

cie Prezydenta Rzeczypo­

spolitej Polskiej o stosunku P a ń s tw a d o K o ścioła E w angelicko - A u g sb u r­

skiego (z dnia 25 X I1936 r.) oraz na zasadniczym Pra­

w ie w ew n ętrzn y m tegoż Kościoła z Rzeczypospoli­

tej Polskiej (z dnia 17 XII 1936).

A oto nazw iska tych, k tó rzy b y li od p o czątk u pow stania parafii londyń­

skiej: Z. Teichweid, P. Kup- czok, J. Barski, E. Czyż, E.

Klukas, J. Molin, A. Palmi,

— enie na str.12

(9)

WSPÓLNA DEKLARACJA

W SPRAWIE NAUKI O USPRAWIEDLIWIENIU

(

1997

)

P ro je k t ostateczny

Światowa Federacja Luterańska = Papieska Rada ds. Jedności Chrześcijan

(przekład z j.niemieckiego: Karol Karski)

Słowo w stępne

(1) N auka o usprawiedliwieniu m iała dla Reform acji luterań- skiej XVI stulecia centralne znaczenie. U chodziła ona dla niej za pierw szy i głów ny artykuł, który je st zarazem władcą i sędzią nad wszystkim i dziedzinami nauki chrześcijańskiej. N auka o usprawie­

dliwieniu w wersji refonnacyjnej, podkreślającej jej szczególną ran­

gę, podlegała nadzwyczajnej obronie przed rzym skokatolicką teolo­

gią i K ościołem tamtej epoki, które ze swej strony reprezentowały i broniły innej nauki o usprawiedliwieniu. Tutaj z perspektyw y refor- macyjnej znajdow ało się jądro wszelkich polemik. W luterańskich księgach w yznaniow ych i na Soborze Trydenckim Kościoła rzym ­ skokatolickiego doszło do potępień doktrynalnych, które zachowały do dzisiaj sw oją ważność i m ają rozłam ow e - kościelne skutki.

(2) Owa szczególna pozycja nauki o usprawiedliwieniu przetrwała w tradycji luterańskiej do dziś. Dlatego w oficjalnym dialogu lute- rańsko - katolickim zajm ow ała ona od początku ważne miejsce.

(3) W szczególny sposób chcielibyśm y zw rócić uw agę na rapor­

ty „Ewangelia a K ościół’ oraz „K ościół i usprawiedliw ienie”! 1994) W spólnej Kom isji Rzymskokatolicko/Ewangelickoluterańskiej, na R aport „U spraw iedliw ienie przez w iarę”(1983) G rapy katolicko - luterańskiej ds.dialogu w U SA oraz na studium „C zy potępienia doktrynalne m ają charakter rozłam ow e - kościelny” (1986) Ekume­

nicznej grapy roboczej teologów ewangelickich i katolickich w Niem­

czech, N iektóre z w ym ienionych dokum entów zostały poddane ofi­

cjalnem u procesowi recepcji. W ażnym przykładem jest w iążące sta­

nowisko, jakie Zjednoczony K ościół Ewangelicko - Luterański wraz z innymi Kościołami należącym i do Kościoła Ewangelickiego N ie­

miec zajął wobec studium na tem at potępień doktrynalnych (1994), nadając tem u stanowisku najwyższy stopień kościelnego uznania.

(4) W szystkie wym ienione raporty z dialogów, a także zajęte wobec nich stanowiska ukazują, że w dziedzinie rozw ażania nauki o usprawiedliwieniu istnieje w ysoki stopień w spólnego nastawie­

nia i wspólnej opinii. Dlatego nadszedł czas sporządzenia bilansu i podsum ow ania wyników dialogów na tem at usprawiedliw ienia w sposób, który z niezbędną precyzją i zw ięzłością poinform uje nasze K ościoły o ogólnym przebiegu prow adzonych rozmów, a jednocze­

śnie um ożliw i im wypowiedzenie się na ich tem at w sposób w iążą­

cy.

(5) To chce uczynić ta W spólna Deklaracja. Chce ona ukazać, że na podstawie dialogu Kościoły luterańskie i K ościół rzym skokato­

licki są teraz w stanie reprezentować wspólne rozum ienie naszego uspraw iedliw ienia przez B ożą łaskę w w ierze Chrystusa. Nie za­

w iera ona wszystkiego, co w każdym Kościele naucza się na te­

m at usprawiedliwienia; stanowi jednak konsens w podstawowych prawdach nauki o usprawiedliwieniu oraz ukazuje, że istniejące nadal różne podejścia nie s ą ju ż pow odem do formułowania potę­

pień doktrynalnych.

(6) N asza Deklaracja nie jest n ow ą i sam odzielną prezentacją niezależną od dotychczasowych raportów i dokumentów dialogo­

wych, tym bardziej nie chce ona ich zastąpić. Raczej - o czym świadczy wykaz źródeł na końcu - naw iązuje do wymienionych tekstów i ich argumentacji.

(7) Jak same dialogi tak i ta W spólna Deklaracja kieruje się przekonaniem, że przezwyciężenie dotychczasowych zagadnień kontrowersyjnych i potępień doktrynalnych nie wiąże się ani z lekkim traktow aniem rozłamów i potępień, ani z dezawuowaniem własnej przeszłości kościelnej. D om inującą rolę odgrywa tu je d ­ nak przekonanie, że przez uczestnictwo w historii Kościoły nasze uzyskują nowe przeświadczenia, i że zachodzą procesy, które nie tylko umożliwiają, lecz jednocześnie dom agają się od nich zrewi- dowania i ujrzenia w now ym świetle kwestii i potępień będących pow odem rozłamu.

1. B iblijne orędzie o uspraw iedliw ieniu

(8) Do tych nowych przeświadczeń doszliśm y dzięki w spólne­

m u sposobowi wsłuchiwania się w Słowo Boże w Piśmie Świę­

tym. W spólnie słuchamy Ewangelii, która mówi, że tak B óg umi­

łow ał świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto weń wierzy, nie zginął, ale m iał żyw ot wieczny (J 3,16). To rado­

sne orędzie zostaje opisane w różny sposób w Piśmie Świętym.

W Starym Testamencie słyszymy Słowo Boga o ludzkiej grzesz­

ności (Ps 51, 1-5; D n 9, 5n; Koh 8, 9n; Ezd 9, 6n) i ludzkim nieposłuszeństwie (Rdz 3, 1-19; N e 9, 16n. 26), ja k i o sprawie­

dliwości (Iz 46, 13; 51, 5-8; 56, 1; [por. 53, 11]; Jr 9, 24) i sądzie Bożym (Koh 12, 14; Ps 9, 5n.; 76, 7-9).

(9) W N owym Testamencie tem aty dotyczące „sprawiedliwo­

ści” i „usprawiedliwienia” są traktowane w różny sposób u M a­

teusza (5, 10; 6, 33; 21, 32), Jana (16, 8-11), w Liście do H ebraj­

czyków (5, 13; 10, 37n.) i w Liście Jakuba (2, 14-26). Równocze­

śnie w listach Pawiowych dar zbaw ienia zostaje opisany w różny sposób, między innymi jako wyzwolenie do wolności (Ga 5, 1-13;

por. Rz 6 , 1), pojednanie z Bogiem (2 Kor 5, 18-21; por. Rz 5, 11), p o kó j z Bogiem (R z 5, 1), nowe stworzenie (2 Kor 5, Yl'), życie dla Boga w Chrystusie Jezusie (Rz 6, 11 .23) lub jako pośw ięcenie w Chrystusie Jezusie (por. 1 K or 1 ,2; 1, 31; 2 K or 1,1). W śród tych określeń wyróżnia się „usprawiedliwienie” grzesznika przez Bożą

(10)

laskę, która dokonuje się we wierze; było ono podkreślane szczególnie w okresie Refomracji.

(10) Paw eł opisuje Ewangelię jako m oc B ożą do ratowania człow ie­

ka, który uległ władzy grzechu: jako orędzie, które zw iastuje usprawie­

dliwienie Boże z wiary w wiarę (Rz 1, 16n.) i obdarza sprawiedli­

wością (Rz 3, 21-31). Zwiastuje Chrystusa jako naszą spraiwedliwość (1 Kor 1, 30), odnosząc do zmartw ychwstałego Pana to, co Jeremiasz zw iastował o sam ym Bogu (Jr 23, 6). W śm ierci i zm artw ychwstaniu Chrystusa m ają swoje korzenie wszystkie w ym iary Jego dzieła zbaw ­ czego, gdyż on je st naszym Panem, k tó /y został wydany za grzechy na­

sze i w zbudzony z m artwych dla uspraw iedliw ienia naszego (R z 4, 25).W szyscy ludzie potrzebują spraw iedliw ości Bożej, gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej (Rz 3, 23; por. R z 1, 18 - 3, 20; 11, 32;

Ga 3, 22). W Liście do Galacjan (3, 6) i w liście do R zym ian (4, 3-9) Paweł rozum ie w iarę A braham a (Rdz 15, 6) jako w iarę w Boga, który usprawiedliw ia grzesznika (Rz 4, 5) i pow ołuje się na świadectwo Sta­

rego Testamentu, by podkreślić sw oją Ewangelię, że ow a sprawiedli­

wość zostanie zaliczona wszystkim, którzy ja k A braham ufają obietnicy Bożej. Sprawiedliwy z w iaiy żyć będzie (H a 2,4; por. Ga 3, 11; Rz 1, 17). W listach Pawła sprawiedliwość Boża je st zarazem m ocą B ożą dla każdego wierzącego (Rz 1, 16n.). W Chrystusie staje się ona naszą spra­

w iedliw ością (2 K or 5, 21). Uspraw iedliwienie staje się naszym udzia­

łem przez Chrystusa Jezusa, którego B óg ustanowił ja k o ofiarę przeb ła ­ galną p rze z krew jeg o , skuteczną p rze z wiarę (Rz 3, 25; por. 3, 21-28).

Albowiem łaską zbawieni jesteście p rzez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; nie z uczynków ( E f 2, 8n.).

(11) U sprawiedliwienie jest odpuszczeniem grzechów (Rz 3, 23-25;

D z 13, 39; Łk 18, 14), w yzw oleniem z dom inującej m ocy grzechu i śmierci (Rz 5, 12-21) i od przekleństwa zakonu (Ga 3, 10-14). Jest ono przyjęciem do społeczności z Bogiem , ju ż teraz, lecz w sposób doskona­

ły dopiero w przyszłym K rólestw ie Bożym (Rz 5, In.). Jednoczy z C hry­

stusem, z Jego śm iercią i zmartwychwstaniem (Rz 6, 5). D okonuje się przez przyjęcie D ucha Świętego w cluzcie jako w łączeniu do jednego ciała (Rz 8, ln.9n.; 1 K or 12, 12n.). W szystko to pochodzi w yłącznie od B oga ze w zględu na Chrystusa z łaski przez w iarę w Ew angelię o Synu Bożym (Rz 1, 1-3).

(12) Uspraw iedliw ieni żyją z wiary, która pochodzi ze Słowa Chry­

stusa (Rz 10, 17); je s t ona czynna w m iłości (Ga 5, 6), ta zaś je s t ow o­

cem D ucha (G a 5, 22n.). Poniew aż jednak m oce i żądze trapią wierzą­

cych zew nętrznie i w ew nętrznie (Rz 8, 35-39; G a 5, 16-21), tak że po­

p adają w grzech (1 J 1, 8.10), przeto m uszą się w słuchiw ać stale na nowo w obietnice Boże, wyznawać swoje grzechy (1 J 1, 9), m ieć udział w ciele i krwi Chrystusa oraz być napom inani do życia w zgodzie z wolą Bożą. D latego apostoł m ówi usprawiedliw ionym : Z bojaźnią i ze drże­

niem zbaw ienie swoje sprawujcie. Albowiem B óg to w edług upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie (Flp 2, 12n.). R adosne orędzie zachowuje jed n ak sw oją aktualność: Przeto teraz nie ma żadnego p o tę ­ pienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie (Rz 8, 1) i w których żyje Chrystus (Ga 2, 20). Przez sprawiedliw y czyn Chrystusa przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żyw otow i (Rz 5, 18).

2. N au k a o uspraw iedliw ieniu ja k o pro b lem ekum eniczny

(13) Przeciwstaw na interpretacja i przeciw staw ne zastosow anie orę­

dzia biblijnego o uspraw iedliw ieniu były w X V I stuleciu głównym po­

wodem podziału K ościoła zachodniego, co znalazło też sw oje odbicie w potępieniach doktrynalnych. Toteż dla przezw yciężenia podziału kościel­

nego sprawą fundam entalną i nieodzow nąj est wspólne rozum ienie uspra­

w iedliwienia. Po II Soborze W atykańskim, dzięki im pulsom w dziedzi­

nie biblistyki, historii teologii i dogmatów, uzyskanym w dialogu eku­

m enicznym, nastąpiło wyraźne zbliżenie w nauce o usprawiedliwieniu, tak że w tej W spólnej D eklaracji m ożna sfom rułować konsens w pod­

stawow ych praw dach dotyczących tej nauki, konsens, w którego świetle odpowiednie potępienia doktrynalne X VI śm iecia nie dotyczą dzisiej­

szego partnera.

3. W spólne rozum ienie uspraw iedliw ienia

(14) Wspólne wsłuchiwanie się w radosne orędzie zwiastowane w Pi­

śmie Świętym, jak również rozmowy teologiczne prowadzone w ostatnich latach między Kościołami luterańskimi a Kościołem rzymskokatolickim,do­

prowadziły do ujednolicenia poglądów na kwestię rozumienia usprawiedli­

wienia. Ujednolicenie to obejmuje konsens w sprawach podstawowych z którym dają się pogodzić różnice w szczegółowych wypowiedziach.

(15) Podzielam y w spólną wiarę, że usprawiedliw ienie jest dziełem trójjedynego Boga. B óg posłał na świat sw ojego Syna dla zbawienia grzeszników. Inkam acja , śmierć i zm artwychwstanie Chrystusa są p od­

stawą i warunkiem usprawiedliw ienia. Uspraw iedliw ienie oznacza za­

tem, że Chrystus sam je s t naszą sprawiedliwością, która staje się na­

szym udziałem z woli O jca przez D ucha Świętego. W spólnie w yznaje­

my: Tylko z łaski i w wierze w zbawcze działanie Chrystusa, a nie na podstaw ie naszych zasług zostajem y przyjęci p rze z Boga i otrzymujemy Ducha Świętego, któ iy odnawia nasze serca, uzdalnia nas i wzywa do dobrych uczynków.

(16) W szyscy ludzie są pow ołani przez B oga do zbaw ienia w Chry­

stusie. Tylko przez Chrystusa zostajem y usprawiedliwieni, przyjm ując w wierze to zbawienie. Z kolei sam a w iara jest darem Boga przez D u­

cha Świetego, który w Słow ie i sakram entach działa w e w spólnocie wierzących; Duch Święty prow adzi jednocześnie wierzących do odno­

w y ich życia, którą Bóg doprowadzi do końca w życiu wiecznym.

(17) W yrażamy w spólne przekonanie, że biblijne orędzie o uspra­

wiedliw ieniu w sposób szczególny skupia naszą uw agę na jądrze św ia­

dectwa nowotestamentowego, któiym je s t czyn zbaw czy Boga w Chry­

stusie; pow iada nam ono, że jako grzesznicy nasze now e życie zaw dzię­

czam y wyłącznie m iłosierdziu Bożemu, które sprawia przebaczenie i w szystko czyni nowe; miłosierdzie to m ożem y otrzym ać jak o dar i przy­

ją ć w e w ierze, nigdy natom iast - w jakiejkolw iek bądź form ie - nie m ożem y na nie zasłużyć.

(18) D latego też nauka o usprawiedliw ieniu, która przyjm uje i roz­

w ija to orędzie, nie je st tylko jednym z elem entów doktryny chrześci­

jańskiej. Znajduje się ona w istotow ym zw iązku ze w szystkim i, w e­

wnętrznie pow iązanym i ze sobą, praw dam i wiary. Jest ona nieodzow ­ nym kryterium , które całą naukę i praktykę K ościoła chce skupiać nie­

ustannie w okół Chrystusa. Gdy luteranie podlcreślają jedyne w swoim rodzaju znaczenie tego kryterium , nie negują przez to pow iązania i zna­

czenia wszystkich praw d wiary. Z kolei katolicy, którzy czują się zobli­

gowani do przestrzegania w ielu kryteriów, nie negują przez to szczegól­

nej funkcji orędzia o usprawiedliwieniu. Luteranie i katolicy u znają za swój w spólny cel w yznaw anie we w szystkim Chrystusa; tylko Jem u ponad w szystko należy ufać jako jedynem u Pośrednikowi (1 T m 2 , 5n.), przez którego B óg w Duchu Św iętym daje nam sam ego siebie i obdarza swoimi odnawiającymi darami.

4 Rozw inięcie wspólnego rozum ienia uspraw iedliw ienia

4.1. N iem oc i grzech człowieka w obliczu uspraw iedliw ienia

(19) W yznajemy w spólnie, człow iek w odniesieniu do swojego zbaw ienia je st zdany zupełnie na zbaw czą łaskę Boga. Wolność, któ­

rą posiada w odniesieniu do ludzi i spraw tego świata, nie je st w ol­

nością dotyczącą jego zbawienia. O znacza to, że jako grzesznik pod­

lega osądowi Bożem u i nie je st zdolny zw rócić się do Boga o ratu­

nek, zasłużyć na sw oje usprawiedliw ienie przed B ogiem lub w ła­

snymi siłami osiągnąć zbawienie. U spraw iedliw ienie dokonuje się tylko z łaski. Poniew aż katolicy i luteranie podzielają to przekona­

nie, przeto m ożna powiedzieć, że:

(20) Gdy katolicy mówią, że człowiek „w spółdziała” podczas przy­

gotow ania usprawiedliw ienia i jego przyjęcia przez wyrażenie zgody na uspraw iedliw iające działanie Boga, to w idzą w takiej personalnej ak­

ceptacji działanie łaski a nie czyn człow ieka w ynikający z własnych sił.

8

Cytaty

Powiązane dokumenty

cych w ykonań, przybliżyła to co dzieje się na świecie i pokazała nowych twórców.. Do zobaczenia w przyszłym

tają się: „Jeśli jesteś Boże, to kim jesteś?" To nie jest takie łatwe, tego trzeba się nauczyć. A potrzeba wiele cierpliwości, aby nauczyć się rozmowy z Bogiem. I

łobną po śmierci ojca - „Nie zawsze wiem y dlaczego coś się dzieje, czasami jest to po prostu wola boska i należy ją przyjąć" - ripostuje

Do takiej perspektywy możemy dążyć, ale też nigdy nie uda nam się sprowadzić wszystkich przejawów religii i religijności do jednego wspólnego mianownika.. Obiektywizm wyraża

n ia. To jest realne niebezpieczeństwo i dlatego ta rocznica m oże okazać się kłopotliwa.. Kościół na swych drogach musi, niejednokrotnie, przeciwstawiać się tem u

no w pomnik Gizewiusza. przekształciła się w świecką księgę. Również na dzisiejszym pomniku zabrakło - rzecz godna ubolewania - symbolu chrześcijańskiego. Były to

pejskiej, ani nie w yrzeka się w skutek takiego kroku swej w iary (religijnej), ani nie jest do tego zm uszany.. N ie

Wielość ról społecznych, w jakich m ożna spotkać wielu pastorów, jawi się bardziej jako przeszkoda niż pomoc dla współczesnego badacza.. Wiejski pleban m a tu