K r a I c ó w 1 0 / 9 8
ukAzujE
sięo d 1 9 8 9 Roku CENA zf
MYSI
N
r2 5
ISSN 08608482
PRZEGLĄD EWANGELICKI
wiEsiączNik społECZNO-kuliuRAlNy
31 p a ź d z i e r n i k a — Ś w i ę t o R e f o r m a c j i
S i i S S l P r
1 S
W s p ó l n a d e k l a r a c j a w s p r a w i e nauki o u s p r a w i e d l i w i e n i u
Ś w i a t o w a F e d e r a c j a Lu t e r a ńs k a - P a p i e s k a R a d a ds J ed n o ś ci C h r z e ś c i j a n
Paul Verlaine (1844 - 1896)
Tyś mię, o Panie, ranił swą miłością, I dotąd jeszcze rana ma się krwawi - Tyś mię, o Panie, ranił swą miłością.
0 Panie, bojaźń Twa mię uderzyła 1 dotąd jeszcze ogień jej mię pali, 0 Panie, bojaźń Twa mię uderzyła.
Poznałem, Panie, że wszystko jest nędzne 1 chwała Twoja we mnie zamieszkała, Poznałem, Panie, że wszystko jest nędzne Roztop mą duszę w falach Twego Wina, Ziep moje życie w Chlebie Twego stołu, Roztop mą duszę w falach Twego Wina.
Oto krew moja, której nie wylałem, Oto me ciało niegodne boleści, Oto krew moja, której nie wylałem.
Oto me czoło od wstydu czerwone Na ubóstwianych Twoich nóg podnóże, Oto me czoło od wstydu czerwone.
Oto me dłonie, co nie pracowały, Na wonną mirrę, na gorący węgiel, Oto me dłonie, co nie pracowały.
Oto me serce, co na próżno biło, Aby u cierni boleć kalwaryjskich, Oto me serce, co na próżno biło.
z „Mądrości"
Oto me stopy, zbłąkane wędrówce, Co na wezwanie łaski Twojej śpieszą, Oto me stopy, zbłąkane wędrówce.
Oto mój głos, dźwięk szorstki i kłamliwy, Na oskarżenie w wyznaniach Pokuty, Oto mój głos, dźwięk szorstki i kłamliwy.
Oto me oczy, dwa świeczniki błędu, Aby zagasły w strudze łez modlitwy, Oto me oczy, dwa świeczniki błędu.
Ty, Boże daru, Boże przebaczenia, Głęboką studnię mojej niewdzięczności, Ty, Boże daru, Boże przebaczenia!
O Boże grozy, o świętości Boże, Biada! tę czarną otchłań mojej zbrodni, 0 Boże grozy, o świętości Boże!
Boże pokoju, szczęścia i wesela,
Wszystką mą bojaźń, niewiadomość wszystką, Boże pokoju, szczęścia i wesela!
Wszystko to, wszystko znasz Ty, Panie Boże, 1 żem ze wszystkich ludzi najbiedniejszy, Wszystko to, wszystko znasz Ty, Panie Boże...
Lecz to co mam, o Panie, to Ci daję.
TL Antoni Lange i Anna Drzewicka
SŁOWO MYŚL*
W num erze :
le sleśm y
Ś pfo Reformacji
Jesteśm y
Ś w ięto R eform acji 1
W ład y sław Sosna
U s łu g iw a n ia sw e g o z u p e łn ie d o w ió d ł______2_T olerancja - cnota
św ieck a ?
4Ks. A lfred Bieta
P a ra fia lo n d y ń s k a 6W spólna Deklaracja w Sprawie N auki o U sp raw iedliw ien iu 7
W ład y sław P y tlik
W y z n a w a n ie w a rto śc i a p ro fe sjo n a liz m n a u c z a n iaw ia ry 1 1
Z am iast k atech iz m u
P a trio ty z m y _________1 3In form acje
1 4K o n k u rs
P rzeg ląd czasopism
Nasza okładka:
J o h a n n P h ilip p S te u d n e r D r M arcin L uter w gabinecie
(ze zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej)
S
p o ś r ó d w a ż n y c h d la p o w s t a n i a i r o z w o ju R e fo r m a c ji w y d a r z e ń h isto r y c z n y c h , w e w a n g e lic kiej tr a d y c ji s z c z e g ó l n e g o z n a c z e n ia n a b r a ło p rzy b icie p rze z ks. dra Marcina Lutra 95 t e z p rzeciw k o handlow i o d p u stam i do drzwi k o ś c io ła z a m k o w e g o w W itte n b e r d z e . To w y d a r z e n ie u zn a n o z a p o c z ą tek R eform acji a d zie ń , w którym m iało m iejsc e, przyjęto za d a tę Ś w ię ta Reform acji .R z e c z y w iś c ie p o p u la r n o ś ć ty ch te z , a ta k ż e d y sk u sje i spory, które rozw in ęły s ię w zw iązku z nimi i z h an d lem od p u stam i, d op row ad ziły s a m e g o A utora n a p o z y c j e r e fo r m a to r sk ie i p rzyczyn iły s ię do p o d jęcia re
form w K o śc ie le Z ach od n im . S tą d z n a c z e n ia 95 t e z ks. M.
Lutra i d aty 31 p a źd zie rn ik a 1 5 1 7 r. n ie z d o ła ło p o d w a ży ć s tw ie r d z e n ie , ż e sa m M. Luter w c z a s ie przybijania t e z d a le ki był od zam iaru d o k o n a n ia gru n tow nych zm ian w K o śc ie le ani t e ż p o d d a n ie w latach 6 0 -ty c h n a s z e g o w ieku p rzez niektórych historyków K o śc io ła w w ą tp liw o ść faktu przybi
cia p rze z M. Lutra o w ych te z do drzwi k o śc ie ln y c h ...
Jeśli m ożn a m ówić, a p ew nie n aw et trzeba, o z m n ie jsz e niu z n a c z e n ia Ś w ięta R eform a
cji w św ia d o m o śc i i p raktyce k o ś c io ła E w a n g e lic k ie g o , to sta ło s ię to z innych powodów . Z a p ew n e, przynajmniej w n a
szy m kraju, sta ło s ię to d late
g o , ż e 31 p a ź d z ie r n ik a j e s t dniem roboczym , a do te g o z o staje usunięty w cień p rzez ko
lejny d zień w kalendarzu - 1 li
sto p a d a , ob ch o d zo n y w o sta t
n ich la t a c h n ie m a l p r z e z w szystk ich ew an gelik ów w n a
szy m kraju, razem z katolikami, jako Ś w ięta Zmarłych. P rzen ie
sie n ie p rzez K ościół E w a n g e
licki w P o lsc e Ś w ięto Zmar
łych z ostatniej niedzieli roku k o śc ie ln e g o na 1 listop ada, u łatw iło o b c h o d z e n ie t e g o św ięta i zm n iejszyło różnice pom iędzy ew angelikam i a ka
tolikami w n aszym kraju. Tym bardziej, ż e rychło o k a z a ło s ię , ż e zm ie n io n o nie tylko termin, ale przyjęto tak że n ie
które o b y c z a je z w ią z a n e z tym św iętem , a niepraktyko- w a n e w cz eśn ie j p rzez e w a n gelików .
I tu, jak są d z ę , d och odzi
my do se d n a sprawy. Św ięto Reformacji jest św iętem w y
znaniow ym , podkreślającym z n a cz en ie i dokonania Refor
macji, w sk a zu ją cy m na ko
n ie c z n o ś ć k on tyn u ow an ia i zach ow an ia d zieła Reform a
torów, a tym sa m y m ta k ż e e w a n g e lic k ie j t o ż s a m o ś c i . Przy tym podkreślając wartość w ła s n e g o w yzn ania, rów no
c z e ś n ie n iesie z e so b ą kryty
kę K ościoła śred n iow ieczn e
go, przypomina XVI w ieczn e spory w okół spraw y naprawy K ościoła i potwierdza z a s a d n o ś ć p odziału K o ścio ła Z a
ch od n iego a tak że jeg o w a ż
n o ść w dzisiejszej rzeczyw i
stości. W ażn ość te g o św ięta . rośnie w c z a sa c h i środow i
skach, w których spraw a od rębności w yznaniow ej, konfe
syjnej ortodoksji i krytyki w sto sunku do innych w yznań jest s z c z e g ó ln ie silna. N atom iast z m n ie j s z a s i ę ta m , g d z ie zm n iejsza s ię p oczu cie w a ż
n ości w ła sn e g o su m ien ia, a tak że kościelnej odrębności i odm ienności, gd zie zła g o d z e niu u lega p ostaw a w o b e c in
nych w yznań i do g ło su d o
ch o d zą ten d en cje zje d n o c z e niowe, ek u m eniczn e.
M oże w ięc zm niejszenie zn aczen ia Św ięta Reformacji zauw ażalne w wielu parafiach
ewangelickich św iadczy o o sła bieniu poczucia własnej to żsa mości wyznaniowej czy wzro
ś c ie sk ło n n o śc i ek u m e n ic z nych? W szak nie ulega wątpli
wości, ż e w ostatnich d ziesię
cioleciach w iele zmieniło się na le p sz e w stosunkach m iędzy K ościołam i różnych w yznań.
D oszło do powstania Kościo
łów Unijnych b ą d ź u zn an ia w sp óln oty ołtarza i am bon y m ięd zy różnym i K ościołam i ewangelickim i. Obserwujem y zbliżenie i w spółdziałanie Ko
ściołów w różnych dziedzinach życia sp o łec zn eg o . Notujemy n aw et w yraźn e p rzyb liżen ie stanowisk w sprawach doktry
nalnych. D oszło do rozmów i w spólnych ustaleń teo lo g ó w ewangelickich i katolickich na tem at nauki o usprawiedliwie
niu, która w czsach Reformacji była głów ną podstaw ą doktry
nalną podziału k o ścio ła Z a
chodniego. W ydawało się, ż e w tej sprawie nigdy nie zejdą się drogi ewangelików i katolików.
A jed n a k ...
Inna rzecz, ż e teo lo g iczn e zbliżenie w spraw ach doktry
nalnych, niektórych nawet naj
w ybitniejszych teologów , nie o zn a cz a ło dawniej, a pew nie nie b ęd zie o z n a c z a ć i w przy
s z ło ś c i, p rze zw y c ięż en ia do k ońca p od ziałów w y zn a n io wych. Ich oddziaływ anie bywa w gruncie rzeczy ogran iczon e i to naw et wtedy, gdy u zysk a
ją poparcie w ładz kościelnych.
Tak to bowiem zwykle byw a
ło, ż e reakcją na zb liżen ie w y
znań, było tak że rozbudzenie s k ło n n o ś c i o rtod ok syjn ych , podkreślanie w a żn o ści t o ż s a m ości w yznaniow ej, powrót i okopyw anie s ię przy starej tra
dycji i ob yczajach ...
Ks. H. Czembor
1
150-lecie urodzin ks. Franciszka Michejdy
UstugiwoBiiia swego zupełnie dowiódł
K
aż Słowo Boże, nalegaj w czas albo w nie w czas, strofuj, grom i napominaj ze wszelką cierpliwością i nauką. [...] Ale ty bądź czułym we wszystkim, cierp złe, wykony
waj uczynek kaznodziei, usługi
wania swego zupełnie dowodź"
(2 Tm 4, 2-5).
W y ro b ie n i o b y a te le z a w sze z w ielką u w ag ą oczeku
ją na expose głow y p aństw a, prem iera czy innego przełożo
nego, gdyż w id zą w nim zapo
w ied ź k ieru n k u polityki k ra
ju, p ro g ram u in sty tu q i, orga- nizaq'i. Za takie expose m oż
n a uznać kazanie ordynacyjne, czy instalacyjne n ow ego d u chow nego. W tym p rzy p a d k u te m a t g łó w n y , z a s a d n ic z e przesłanie jest niezm ienne, na- to m ia s t n ie z w y k le w a ż n ą s p ra w ą je st jego w ia ry g o d ność, h arm onia słow a i czynu.
Sądzę jednak, że chodzi tu jesz
cze o coś więcej. Studiując bio
gram y kilku duchow nych za
u w aży łem p e w n ą zbieżność:
w y b ran y tekst k azania ordy- nacyjnego jest w ręcz boskim w yrokiem , znam ieniem , naj
dosadniejszą charakterystyką jego życia i działalności.
N a am bonie
kościoła Zbawiciela w Bielsku 12 marca 1871 r., stanął nie
pozornego wzrostu ksiądz - Fran
ciszek Michejda. Przed chwilą od
była się jego ordynacja. Superin
tendent Karol Schneider obrał go sobie na swojego wikariusza.
P o w s tę p n y c h sło w ach k a z n o d z ie ja z a trz y m a ł się n ad przeżywaną chwilą:
„N iezaw odnie serca w asze przepełnione dziś są różnym i uczuciam i. Kto zdoła w szyst
kie te uczucia opisać, kto w y słowić?! W szak to w łaśnie jest z n a m ie n ie m w ielk ich , w a ż nych chw il w życiu człowieka, że serce jego przepełnione róż
n y m i w ra ż e n ia m i n ie m oże w szystkich ogarnąć i z w szyst
kich zdać sobie rachunku. Jed
no w szelako z pew nością jest
n ajw ażniejszym , m n ie i w as najbardziej obchodzącym : co n ow y w ikariusz, a więc i k a
znodzieja p rzyniesie, czegóż się od niego m ożna spodzie
wać? [...] Dla ,m nie rów nież w tej chwili nie m a nic w ażniej
szego, jak złożyć p rz e d w am i
b a z w in o g ro n , zw y cięstw o w iary niełatw e i opłacić trze
ba po tem i krw ią serca i duszy.
K azn o d zieja ew an g elick i nie m oże n a to być obojętnym;
nie m oże pobłażać lekkom yśl
n em u zap atry w an iu się na ży
cie. [...] Póki krzyż jest znam ie-
k o n a ć u c z y n e k k a z n o d z ie i i usługiw ania m ego zupełnie dow ieść".
Nie krył tego m łody kazno
dzieja, że „serce jego przepełnio
ne j est różnymi wrażeniam i i nie może wszystkich ogarnąć." Te
raz liczył 23 lata. Wyszedł
ze zw ykłego, chłopskiego dom u
w Olbrachcicach (ob. CR), był pierw orodnym synem rolnika Franciszka i A nny z Czechów.Za nim podążało pięciu braci.
Szósty, n a jm ło d sz y G u sta w zm arł jako dziecko, od dw óch lat nie żyła już m atka. Nie wie
my, czy ojciec Franciszek ukoń
czył gimnazjum. W każdym ra
zie nie był zaściankowym rol
nikiem , żyw o interesow ał się z a c h o d z ą c y m i z m ia n a m i w świecie, czytał „Tygodnik cie
szyński" i późniejszą „Gwiazd
kę cieszyńską", pism a zainiqo- w ane w 1848 roku przez jego ró
wieśników: Andrzeja Cinciałę i P aw ła Stalmacha. W szystkim sw oim synom starał się zapew nić chociaż gim nazjalne w y kształcenie. Trzech z nich się
gnęło po studia wyższe. Drogę torował pierworodny.
W 1867 r. Franciszek ukoń
czył G im nazjum Ewangelickie w Cieszynie. N ie była to tylko kwestia wykształcenia. Gra szła także o wychowanie, o istotną decyzję, kim się absolwent czuł, kim chciał być p o d w zględem narodow ym . W szak ojcowski dom był polski, szkoła niemiec
ka. Innej przecież średniej szko
ły w granicach Monarchii Au- stiackiej być w ów czas nie m o
gło. M łody Franciszek nie stro
nił od spotkań w Czytelni Lu
dowej, w gimnazjum był współ
założycielem samokształcenio
wej organizacji „Wzajemność", później jej prezesem . Z aw sze pilnie obserwował poczynania n a u c z y c iela sz k o ły lu d o w ej Jana Śliwki, a g d y u rz ą d cie
szyńskiego proboszcza objął ks.
d r Leopold M. Otto z Warsza
wy, był jego stałym gościem. Ten w yznanie, dać n a w asze pyta- niem chrześcijaństw a a ukrzy-
n ia o d p o w ie d ź , w y p o w ie - żo w an y jego głow ą, żąd a on dzieć bez ogródki czym chcę od człowieka: zrzecz się świa- być dla w as, jak mój stosim ek ta, żebyś Bogu służył. [...] Re
d o w a s p o jm u ję ". A p o te m ligia w ogóle, a chrześcijań- odczytał wg. XIX-wiecznej Bi- stw o ty m b a rd z ie j, n ie je st błii przytoczony wyżej w erset p ew n ą su m ą z d a ń i m niem ań kazalny. P rzypom nijm y jesz- o b o k in n y c h , n ie d a się za- cze p arę z d a ń z tego kazania: m k n ą ć w p e w n y c h kościel-
„N ie sw oją m ąd ro ść, nie n y ch czy n n o ściach ob o k in- m ądrość tego świata, ale ewan- n y Ch św ieckich, ale ow szem , gelię o C hrystusie, jego słow o jest d uchem w szystko przeni- obdarzające ży w o tem w iecz- kającym, k w asem zaczynnym n y m chcę u m o co w ać w ser- w szelkiego życia. [...] To [...]
cach i um ysłach w aszych. [...] m u si być n a szy m p rzek o n a- Lecz w iara, miłość, króle- niem , w iarą n aszą niezłom ną, stw o b o że, to n ie d o b ra ze- że w szelka p ra w d ziw a oświa- w n ę trz n e g o to w e , k tó re b y ta, w szelki rzeczjrwisty postęp sam e do nas przyszły i darm o n a C hrystusie polega [...].
n a m p r z y p a d ły , a le d o b r a A tak z pom ocą bożą chcę być w ew nętrzne, które codzienną m iędzy w am i opowiadaczem.
w alk ą i p racą trzeb a zd o b y - słow a bożego [...], być czułym w ać. [...] w ino w ycisnąć trze- w e w szystkim i usiłow ać wy-
2
no do sw oich „m aluczkich", prostych górali, jak i do elity intelektualnej, ze sw obodą p o sługiw ał się zarów no językiem n ie m ie c k im , ja k i p o lsk im . N iestety postylli po sobie nie pozostaw ił. Wiele jego kazań rozsianych jest po różnych p i
sm a c h , k a le n d a rz a c h , u lo t
nych w ydaw nictw ach. W cią
g u sw ojego u rz ę d o w a n ia w zborze o d n o w ił n a jubileusz
pierw szym polskim seniorem now ej D iecezji C ieszyńskiej Kościoła Ewangelicko - A ugs
b u r s k ie g o w P o lsc e . G d y w b re w o czek iw an io m Śląsk C ieszyński przecięła granica państw ow a, nie zaakceptow ał p rz y s tą p ie n ia d o czesk ieg o Kościoła Braterskiego, zabie
gając o autonom ię dla Kościo
ła Śląskiego w granicach Cze- cho - Słowacji.
d r . J a n o w i
I RS. FRĄNClSZROWi
MICHEJDOM
w P
o d z i ę c eZA
S tO W O i CZYN
W S P Ó t WYZNAWCY I 9 m ~ l 9 9 3
PTEw
niepospolity duchow ny miał się stać dla niego wzorem, a on sam jego następcą. Szybko przelecia
ły lata studiów teologicznych w Wiedniu, Lipsku i Jenie. W 1872 r. pojął za żonę poznaną w Czy
telni Ludowej niewiastę, Annę z Roiczków i wyjechał na po
w ierzoną m u placówkę zboro
w ą d o dalekiego B rygidow a koło Stryja. Szczęśliwie otwar
ła się możliwość pow rotu w ro
dzinne strony: wielki
naw iejski zbór
rozglądał się za następcą sędziwego, złożonego chorobą ks.
Jana Winklera. Już w 1874 r. ks.
Franciszek Michejda został ko
lejnym, wiejskim proboszczem n a przeciąg 47 lat! Jednak za te niespełna dw a lata nieobecno
ści w ykruszyło się wielu przy
jaciół i znajom ych, natom iast w ręcz błyskaw iczną karierę i szerokie w pływ y osiągnął ks.
Teodor Haase, który w 1876 r. z Bielska przeniósł się do Cieszy
na. Z nim p rzed e w szystkim w y p a d ło n aw iejsk iem u p ro boszczowi kruszyć kopie. Ks. dr Haase, wkrótce senior a potem superintendent, poseł na sejm i do parlam entu, był przedstaw i
cielem niemieckiego racjonali
zm u, tw ardym i bezwzględnym bojownikiem idei frankfurckiej, p rzek o n an y m orędow nikiem kultury niemieckiej. Ks. Franci
szek Michejda zaś był zwykłym proboszczem prowincjonalnej, podgórskiej parafii, ale ducha polskiego, nie godzącym się na dominację mniejszości niemiec
kiej, nierówne praw a na własnej z ie m i, ' d y s k re d y to w a n ie wszystkiego, co polskie, granie n a niepełnej św iadom ości et
nicznej i narodowej. Pokazanie całej złożonej rywalizacji tych dwóch m ężów nie tylko w świe
tle możliwości ich działania nie
w ątpliw ie byłoby niezmiernie ciekaw e, w krótkim artykule w szakże niem ożliwe. O grani
czym y się przeto do wybiórcze
go, krótkiego b ilansu olbrzy
m iego w ysiłku ks. Franciszka Michejdy.
Ju ż ty lk o n a p o d s ta w ie p rz e d sta w io n e g o fra g m e n tu kazania instalacyjnego m oże
m y pow iedzieć, że kaznodziej
stw o ks. Franciszka M ichejdy było najwyższej próby, zarów n o co d o treści, jak i formy.
U m iał on przem aw iać zarów -
100-lecia kościół, w yp o saży ł go w now e organy, d zw ony i zegar, w ybu d o w ał no w y dom zborow y, dla w szystkich go
ścinnie otwarty. Cały czas ks.
Franciszek M ichejda zabiegał o zdjęcie piętna niemieckości z K ościoła e w a n g e lic k ieg o , naw iązyw ał szerokie kontak
ty z Kościołami Reformacji w Czechach, n a Słowacji, a szcze
g ó ln ie n a Ś lą sk u , d a le k ic h M azurach, w Polsce. To przede w szy stk im dzięki jego stara
n iom doszło do uroczystego aktu w łączenia śląskiego Ko
ścioła Ewangelickiego do Kon- sy sto rza W arszaw skiego (20 XII 1918 r). W tedy też został
Ledwo w spom niane zasłu
gi na niw ie kościelnej już w y starczyłyby na trw ałą pamięć.
Rzecz w tym , że ks. Franciszek M ichejda nie o g ran iczy ł się tylko do działalności w Ko
ściele, ale działał także z całym pośw ięceniem
n a p o lu społeczno - narodow ym .
Wszędzie był gościem oczekiw anym , wzbogacał zebrania - słuchano jego rad, poryw ają
cych wystąpień, sugestywnych prelekcji. Był inicjatorem w ie
lu organizacji, w w ielu udzie
lał się w ścisłym kierownictwie, był członkiem w ydziału - jak w ów czas m aw iano, a co naj
m niej czło n k iem w sp ie ra ją cym. I znów nie sposób przed stawić pełnej listy organizacji i funkcji, które sp raw o w ał. W 1881 r. pow ołał do życia Towa
rzystw o Ewangeliclde O świa
ty Ludowej (TEOL). Początko
w o był jego sekretarzem, potem prezesem . Trzy lata później za
łożył Polityczne Towarzystwo L udow e, którego celem było
„popieranie wszechstronnego, materialnego i duchow ego roz
w oju ludności K sięstw a Cie- szyńskiego i dopom aganie jej w obronie p ra w politycznych i n a ro d o w y c h n a p o d s ta w ie obowiązującej konstytucji". Już w 1887 r. pow stało z jego ini
cjatyw y Tow arzystw o D om u Narodow ego, którego działal
n o ść z o s ta ła u w ie ń c z o n a otwarciem w 1901 r. n a cieszyń
skim Rynku D om u N arodow e
go. Wiele swego czasu pośw ię
cił dla Czytelni Ludowej i tam też zapadła decyzja o pow oła
n iu redakcji „Miesięcznika Pe
d a g o g ic z n e g o " . O d 1906 r.
zw iązał się z Polskim Stronnic
tw em N arodow ym , został też członkiem Z arząd u M acierzy Szkolnej i jej delegatem na zjaz
d y galicyjskie T ow arzystw a Szkół L u d o w y ch . W ch o d ził także do Rady Szkolnej Okrę
gow ej, z o sta ł d e le g a te m n a z g ro m a d z e n ie T o w a rz y stw W zajem nych U bezpieczeń w K rakow ie. P rzyczynił się do pow stania Stowarzyszeń N ie
w iast Ewangelickich, w 1917 r.
założył Ewangelicką Rodzinę Sierocą, został członkiem dy
rekcji Śląskiego Stow arzysze
nia G ustaw a - Adolfa. O n tak
że był założycielem alum natu d la d z ie w c z ą t w C ie sz y n ie (1918 r.). Zgoła legendarny jest zorganizow any przez niego w 1914 r. wieczór listopadowy, a p óźniej żo łn iersk a w ig ilia z udziałem Józefa Piłsudskiego i sztabu oficerskiego dla stacjo
nujących w okolicach N aw sia Legionów Polskich. Jego pióra jest słynny m em oriał do Rady Najwyższej w Paryżu w spra
w ie przynależności p ań stw o wej Śląska Cieszyńskiego.
T ę i m p o n u j ą c ą , c h o ć n ie p e łn ą lis tę tr z e b a u z u p e ł n i ć i s t o t n y m s z c z e g ó łem: ks. F ranciszek M ichejda
Dokończenie na str 6
3
T olerancja - c n o ta św ie c k a ?
I
eszcze trzydzieści lat temu, w d o k u m en tach Soboru W atykańskiego II nie poiło się naw et samo słowo tolerancj a. Sobór m ów ił w po
zytywny sposób o wolności re- lig ijn e j, e k u m e n ic z n y m otwarciu, wzajem nym posza
now aniu i potrzebie dialogu.
Obecnie kwestia tolerancj i sta- je się jednym ze znaków cza
su, w y ra ź n ą k o n ieczn o ścią epoki, w której żyjemy.
16 listopada 1995 r. edukacyj
na i naukowo - kulturalna orga
nizacja N arodów Zjednoczo
nych (UNESCO) w ydala spe
cjalną Deklarację Zasad Toleran
cji. W przedmowie do tejże de
klaracji, d yrektor generalny UNESCO Frederico Mayor na
pisał, iż jest ona wyrazem uzna
nia bogatej różnorodności kul
tur świata oraz aktem wiary w przyszłość; że zróżnicowanie jest naszym wspólnym bogac
twem, a tolerancja - „bardziej niż kiedykolwiek cnotą niezbędną dla budowania pokoju". C zy rzeczy
wiście tolerancja jest cnotą? Czy może być tak nazwana również w sensie religijnym?
SKĄD NASZE LĘKI PRZED INNOŚCIĄ?
Inność jest wyzwaniem dla naszej własnej tożsamości. Jeżeli nie jest to tożsamość otwarta i życzliwa, wówczas wszelka in
ność jest odbierana jako zagro
żenie. Lęk przed innymi ludź
mi jest najczęściej lękiem przed tym, co różne i odmienne. Ro
dzi się stąd, że innym chcieliby
śmy narzucić nasz własny spo
sób myślenia i żyda. Wynikają z tego poważne konsekwenq'e.
To m y sami, wskutek niechęd i uprzedzeń, wprowadzam y po
działy m iędzy ludźmi. Dzieje się tak dlatego,że skłonni jeste
śmy utożsamiać odmienność i różnicę z rzeczywistym podzia
łem. Fakt ten komplikuje żyde społeczności lu d zk iej. N ie oszczędza również Kośdoła.
W spólnota i odmienność nie są łatw e do pogodzenia.
O dm ienność m oże tw orzyć dystans. Może oddalać ludzi od siebie. Zróżnicowanie staje • się o d d alen iem , choć sam o
przez się jest rzeczą dobrą, świad
czącą o bogactwie form istnienia.
A ntagonizm pojawia się wtedy, gdy różnica przeradza się w po
dział m iędzy ludźm i, gdy odda
la jednych od drugich. Kto w e własnej świadomości przekształ
ca zróżnicowanie w zagrożenie i podział, odrzuca innego w raz z jego innością. W prow adza tym sam ym coś perwersyjnego w re
lacje m iędzy ludźm i. Taki lęk jest na długą m etę stanem destrukcyj
nym , wymagającym mądrej tera
p ii. To o n p rz y c z y n ia się do u k ształto w an ia p o staw defen
sy w n y c h , a g re s y w n y c h , z a m kniętych i ciasnych, będących zaprzeczeniem otwartości i zro
zum ienia m iędzy ludźmi.
DUCH TOLERANCJI W PIERWOTNYM CHRZEŚCI
JAŃSTWIE
Niezwykle istotne są w tym w zg lęd zie pouczen ia apostoła Pawła skierowane do wspólnoty rzymskiej (Rz 14,1 -15,13), n a tle konfliktu „słabych" i „mocnych"
w w ierze. Spór m iał charakter etyczny. „Słabi" nie uznawali spo
żywania mięsa i p id a wina, a swo
je praktyki religijne łączyli z okre
ś lo n y m i d n ia m i. T ym czasem
„mocni" byli przekonani, iż nie obowiązują ich tego rodzaju ogra
niczenia i praktyki. Sam Apostoł uw aża stanowisko „mocnych" za słuszne: „ Wiem i przekonany jestem w Panu Jezusie, że nie ma niczego, co by samo przez się było nieczyste"
(14,14). R ów nocześnie je d n a k przyznaje on słabym w wierze, że ich postępowanie natchnione jest szlachetną intencją - to, co czynią je st „ze względu na Pana" i z w dzięcznośd dla Boga (14,6). Dla
tego respektuje ich przekonania, w m yśl zasady, że „wszystko, co się czyni niezgodnie zprzekonaniem, jest grzechem" (14,23).
Tymczasem sytuacja w gminie rzymskiej daleka była od wskazań Apostoła. Różnica postaw prow a
dziła do zachowań niezgodnych z duchem Ewangelii. Mocni po
gardzali słabymi, a słabi potępiali mocnych, co groziło w spólnode rozpadem. Pogarda i potępienie - oto dw a charakterystyczne słowa oznaczające ducha nietolerancji.
To, co dziać się będzie w Kośdele
w następnych wiekach, stanowić będzie pod pew nym względem kontynuaq'ę postawy obecnej już w gminie rzymskiej u samego zarania chrześdjaństwa. Warto zdać sobie z tego sprawę.
Apostoł upomina chrześdjan rzymskich, aby akceptowali sie
bie nawzajem. Nie wolno wspól
node dzielić się z pow odu róż
nych przekonań. Jedni nie powin
ni drugich wykluczać z Kośdoła, gdyż obydwie grupy należą do Chrystusa. Jedni i drudzy zostali przyjęd przez Boga i Chrystusa (14,3; 15,7). Z ło ta re g u ła brzmi: "Niech się Icażdy trzyma swe
go przekonania " (14,5), a równocze
śnie niech nie potępia swego bra
ta i nie gardzi nim (14,10).
Rzymskich chrześdjan, skłóco
nych ze sobą, ale zachowujących wspólną wiarę w Chrystusa, za
chęcał Paweł do wzajemnej tole
rancji. Dowodził, że Kośdół po
w inien być znakiem eschatolo
gicznej w spólnoty w szystkich ludzi, zarówno spośród Żydów, jak i pogan. W tej perspektywie musi być przezwydężona alter
n atyw a p om iędzy wiernością wobec Prawa a wolnością daro
w aną przez Chrystusa. Jedność chrześcijan jest ważniejsza niż obstawanie przy własnym prze
k o n an iu . Sam p rz e k o n a n y o słusznośd postępowania chrze
śdjan wywodzących się z pogan, nie zmuszał słabych do porzuce
nia własnych praktyk. Zachęcał jedynie do wyrozumiałośd i nie- potępiania strony przedwnej.
O d strony mocniejszej w wie
rze oczekiw ał p o stę p o w a n ia bardziej wyrozum iałego, liczą
cego się z przekonaniam i sła
bych. O Chrystusie, Słudze Jah
we, pow iedziano, iż „wziął na siebie" bąd ź „nosił nasze choroby"
(M t 8,17). Podobnym czynem staje się postępowanie mocnych w gminie rzymskiej, kiedy „zno
szą (bastadzein) słabości tych, któ
rzy są słabi" (15,1) i akceptują ich.
Słowo „znosić", „wziąć na sie- bie"oznacza coś więcej niż zw y
kłe tolerowanie. Z niewłaściwe
go m yślenia słabych pow stają w e wspólnocie napięcia, które trzeba um iejętnie rozładow ać d la d o b ra w ierzący ch . Słabi
mają swoje miejsce w Kościele.
Toleranq'a jest akceptaqą i uzna
niem ich p raw a do pozostania w e wspólnocie. Taka postaw a ocala w spólnotę p rzed rozpa
dem i zatraceniem - jest błogo
sławieństwem.
Refleksja n ad pouczeniami Apostoła Narodów, skierowany
m i d o w sp ó ln o ty rzym skiej, wskazuje na potrzebę wzajemnej toleranqi i akceptacji. Odpowie
dzialność mocnych za jedność wspólnoty lokalnej jest większa niż odpowiedzialność słabych.
Postępowanie mocnych nie jest podyktowane czysto ludzką tak
tyką. Ma ono służyć zbawieniu i chwale Bożej pośród ludzi. Taka jest ostateczna odpowiedzialność chrześdjan. Tolerancja jest cnotą.
Jest owocem wzajemnej odpo
wiedzialności za zbawienie in
nych ludzi. Samo pojęde toleran
cji nabiera wskutek tego oddenia rdzennie religijnego.
POZYTYWNY SENS TOLE
RANCJI
Toleranqa nie jest przykrą ko- niecznośdą, lecz niezbędnym wa
runkiem zrozumienia i dialogu.
Sam o to lero w an ie m oże być czymś negatyw nym czy wręcz obraźliwym. Już Goethe pisał:
„Tolerancja winna być właściwie tyl- 1(0 przejściowym usposobieniem. To
lerancja musi prowadzić do uznania.
Znosić znaczy obrażać". O toleran
cji negatywnej mówiono w prze- szłośd wiele. Często rozumiano ją m in im alisty czn ie jako p o wstrzymanie się od aktów repre
sji w stosunku domniejszośd wy
znaniowych i narodowych. Tole
rowanie odmiennych poglądów mniejszośd uznawano za przy
krą konieczność, podyktow aną wymogiem pokojowego współ
istnienia. Takie rozumienie tole
rancji jest niewystarczające. Przed takim właśnie rozumieniem czy
sto negatywnym ostrzegał wiel
ki poeta niemiecki, gdyż było ono szeroko rozpow szechnione w okresie Oświecenia.
Toleranq'a pozytyw na jest k onsekw enqą w rażliw ości na godność osoby ludzkiej i na war- to śd ludzkie jako takie. Dlatego m a ona również swoje granice.
Nie m ożna żądać tolerancji w o
4
bec kłamstwa, zbrodni, niena
wiści, fanatyzmu, przemocy, po
gardy dla człowieka i jego praw.
Taka tolerancja byłaby zaprze
czeniem samej siebie. Jeżeli w y
nika ona z szacunku dla drugie
go człowieka, m usi być po stro
nie tego, co służy jego dobru i rozwojowi.
Respektowanie zasady pozy
tywnej tolerancji religijnej sprzyja dialogowi i służy m u . Właściwie rozumiana tolerancja jest przeci
wieństwem wszelkiego fanaty
zm u i fundamentalizmu religij
nego, które wykluczają dialog i czynią go niemożliwym. Prze
sadny i agresywny lęk o praw dę wynika z niedostatku wiary w obecność i działanie Ducha Świętego. Egzystencja zatrwożo
na tworzy wizję Kościoła jako ob
lężonej twierdzy, a tym samym
„Prawda nie inaczej się narzuca, jak tylleo siią samej prawdy, która wnika w umysły jednocześnie łagodnie i sil
nie" (1). Świadomość ta jest pod
stawowym warunkiem ducha to
lerancji. Kto w obronie praw dy ucieka się do m etod natchnio
nych nietolerancją, brakiem wy
rozumiałości i pokory, ten sprze
niewierza się samej prawdzie.
Apostoł Paweł pisał u samego zarania dziejów chrześcijaństwa:
„Po części bowiem tylko poznajemy"
(1 Kor 13,9). To właśnie owo „po części" jest wyznacznikiem du
cha tolerancji pozytywnej, na
tchnionej w zajem nym szacun
kiem, zrozumieniem, pokorą i otwartością. Każdy powinien od
naleźć w sobie samym miejsce dla wyrozumiałości i wielkoduszno
ści. Nie wystarczą zasady ogól
ne. Zasada staje się żywa wów-
wspólnot religijnych". Podkreśla!
prawo każdego człowieka do po
stępowania zgodnie z własnym sumieniem. Padły wówczas jak
że ważkie słowa o potrzebie po
zytywnego rozumienia tolerancji religijnej. „Jeśli przypomnimy świa
tu potrzebę tolerancji między Kościo
łami, nie znaczy to, że sama tylko to- lemncja wystarcza. To stanowczo za mało. Proste tolerowanie siebie nie może wystarczać chrześcijanom i Ko- ściołom Chrystusa".
Przypominając słowa Listu do Efezjan o „znoszeniu siebie nawza
jem w miłości" (Ef 4,2), Papież tak je interpretował: „ »Znosić się (...) w miłości « znaczy więcej niż tyllw tolerować. (...) To także usiłcaoać zro
zumieć; zrozumieć by wybaczyć.
»Znosić się w miłości « to rćmmież alcceptmuać, czuć się wemlętiznie bli
skim, (...) poczuwać się do wspólno-
zrozumienia, słuchania siebie na
wzajem i poczucia międzyludz
kiej solidarności. Pilnym zada
niem naszego czasu jest kształto
wanie ducha pozytywnej toleran
cji w całym procesie edukacyj
nym. W tym właśnie celu dzień 16 listopada ustanowiony został przez UNESCO Międzynarodo
w ym Dniem Toleranq'i.
Tolerancja wymaga rozwijania w sobie wrażliwości wielogłoso
wej . Znany jest fakt, że dzieci, któ
re śpiewały w chórze od wczesne- go dzieciństw a, m ają inaczej ukształtowany słuch. Zachowu
ją na całe żyde polifoniczną wraż- liwość na harmonię wielu głosów w różnorodnośd. Unisono pozo
stanie w ich percepq'i monoton
nym zubożeniem możliwej har
monii dźwięków. Tolerancja jest, jak m ówi deklaracja UNESCO,
skazuje na izolację, nieustępli
wość i niezdolność do dialogu.
Górę bierze wówczas autoryta
ryzm i przekonanie o wyłącznej słusznośd własnych przekonań.
CZY TOLERANCJA WY
STARCZA?
Ducha tolerancji nie wolno utożsamiać z obojętnośdą wobec prawdy. Każdy człowiek nosi w sobie obowiązek poszukiwania prawdyidawaniajej świadectwa.
Każdy obdarzony został głosem sumienia. Postawa tolerancji wy
maga jednak także poszanowania dla sumienia drugiego człowie
ka i dla jego przekonań. Nikomu nie wolno narzucać przekonań niezgodnych z jego własnym su
mieniem. W deklaracji o wolno- ś d religijnej Sobór Watykański II p rz y p o m n ia ł m ą d rą zasadę:
czas, gdy żyje w człowieku i w y
wiera w pływ na jego konkretne postępow anie. Poznając tylko
„po części", ja również m uszę okazać zrozumienie dla drugie
go człowieka i jego przekonań. To ode mnie również zależy, czy w Kośdete i w społeczeństwie górę weźmie duch pozytywnej tole
rancji czy też postawa nieprzqed- nania i wrogośd. Wielka kultura tolerancji kształtuje się dzięki lu
dziom otwartym, zdolnym do zrozumienia i w spółczuda dla drugich, wolnym od dasnoty i za
dufania we własne racje.
W czasie IV podróży do Polski, podczas ekumenicznego spotka
nia w ewangelickim Kościele Trójcy Świętej w Warszawie (9 VI 1991) Jan Paweł II nazwał nieto
lerancję „chorobą ludzloości i hańbą
ty, to śpieszyć, by wspierać, to chcieć współpraccrwać i współtworzyć".
Do wypowiedzianych w 1991 r.
słów nawiązał Jan Paweł II rów
nież w czasie ostatniej pielgrzym
ki do Ojczyzny, w przemówieniu w ygłoszonym w e Wrocławiu, podczas nabożeństw a ekum e
nicznego. Dodał, że dla chrześd- jan nie wystarcza tolerancja i wza
jemna akceptaqa. Chrystus ocze
kuje od nas wspólnego świadec
twa.
CNOTA, KTÓRA UMOŻLI
WIA POKÓJ
Tolerancja m oże być nazw ana cnotą. W coraz bardziej zróżnico
wanym świede staje się koniecz
ną umiejętnośdą, zdolnośdą re
spektowania i pozjiyw nq akcep
tacji różnorodności. Tolerancja w ym aga postaw y otwartości.
„harmonią w zróżnicowaniu". Co więcej, jest „cnotą, Idóra umożliwia polcój i przyczynia się do zastąpienia kultury wojny kidturą pokoju".
C zy to jest jedynie cnota świec
ka? Postawa Apostoła Narodów w obec konfliktów w gm inie rzymskiej oraz inne świadectwa Bibliipozwalają przypuszczać, że jest to również cnota chrześdjań- ska, droć nie widnieje ona jako taka w żadnym podręczniku teo
logii. Cnota ta sprawdza się naj
bardziej w sytuacji próby. Chrze- śdjanin nie może mieć zbytniego zaufania do własnej tolerancji.
Czas próby pokazuje, czy tak jest rzeczywiśde.
Wacław Hryniewicz OMI
Przedruk z „ T y g o d n i k a Powszechnego”, ni- 13, 29.03.98 r.
5
Usługiwania swego zupełni© dowiódł
D okończenie z e str.3 b y ł ta k że red a k to rem , p u b l i c y s t ą i t ł u m a c z e m . P rz e z ro k w s p ó łr e d a g o w a ł d w u ty g o d n ik p t.: „ E w a n g e lik " (1876 - 1877), w la ta c h 1885 - 1909 b y ł re d a k to r e m d w u ty g o d n ik a „ P rz y ja c ie l l u d u " , k tó r y w c ią g u te g o c z a s u m ia ł ró ż n e d o d a tk i:
„ P r z e g l ą d p o l i t y c z n y " ,
„ R o ln ik ś lą s k i" , „ P rz y ja c ie l d z ia te k " . Z u d z ia łe m ks. F.
M i c h e j d y d o s z ł o d o p o w s ta n ia w 1906 r. p is m a co d z ie n n e g o - „ D z ie n n ik a cie
s z y ń s k i e g o " . W y d a t n i e w s p ie r a ł n ie ty lk o p ió re m p is m a e w a n g e lic k ie n a Ś lą
s k u (ks. J. B a d u ry ) i n a M a z u r a c h . W r a m a c h T E O L u z a in ic jo w a n a z o s ta ła c a ła s e ria n a jw a ż n ie js z y c h d z ie ł l i t e r a t u r y p r o t e s t a n c k i e j . K s. M ic h e jd a b y ł w s p ó łtłu - m a c z e m „ P o s t y l l i d o m o w e j" k s. d r. M a rc in a L u tra , p r z e ło ż y ł ró w n ie ż ze sta ro - c z e s k i e g o „ M o d l i t w y c h rz e śc ija ń s k ie " ks. Je rzeg o T rz a n o w s k ie g o . W y d a ł ta k że z b io ry k a z a ń k s. dr. Le
o p o ld a O tto , a w s z y s tk ie ty tu ły z a o p a tr y w a ł o b s z e r
n y m w s t ę p e m o m a w i a j ą c y m d z ie ło i je g o a u to r a . Je st te ż k s. F ra n c is z e k M i
c h e jd a a u to r e m k ilk u p ra c o c h a ra k te rz e m o n o g ra fic z n y m : „K s. F rie d le r o ję z y k u p o ls k im w k o śc ie le i s z k o le " , „ E w a n g e lic k i z b ó r n a - w ie js k i A .C . w p ie r w s z y m s tu le c iu s w e g o is tn ie n ia " ,
„ K aro l K o tsc h y p a s to r z b o r u u s tro ń s k ie g o ? " , „ P a sto r J e r z y B a d u r a " , c z y p r a c y
„ P iśm ie n ic tw o i w y d a w n ic tw a lu d o w e n a Ś lą s k u A u- s tia c k im " p re z e n to w a n e j n a z je ź d z ie lite ra tó w i d z ie n n i
k a rz y w e L w o w ie w 1894 r.
W z e s t a w i e n i e b r a k u j e p is m p r o g r a m o w y c h , c z y p o l e m i c z n y c h , m . in .:
„ E w a n g e lic y i s p ra w a n a r o
d o w a n a Ś lą s k u " , „O s o li
d a r n o ś c i " , „O w y b o r a c h d u s z p a s t e r z y " , „ P o l a c y E w a n g e lic y " i w ie le in n y c h , a ta k ż e p rz y c z y n k o w y c h o tr e ś c i r e lig ijn e j ( „ P r z y jd ź K ró le s tw o T w o je", „O ja k m iłe są p r z y b y tk i T w oje").
N ie o d r z e c z y b ę d z i e w s p o m n ie ć , źe k s. F ra n c i
s z e k M ic h e jd a d o c z e k a ł 5 s y n ó w , k t ó r z y z a w y j ą t k ie m je d n e g o , Ja c k a , u k o ń c z y li s tu d ia w y ż s z e (W ła d y s ła w - d r p ra w , T a d e u sz - d r m e d y c y n y , F ra n c is z e k - p e d a g o g , A lfre d - b a n k o w ie c ) o r a z 3 c ó re k (O lg a , W a n d a i E lż b ie ta ).
Jakkolw iek b y nie spojrzeć n a p ostać ks. Franciszka M i
ch ejd y , z a ró w n o ze s tro n y tych, k tórzy ulegali jego w p ły w om , j ak i ty c h , k tó rzy z a rz u cali m u au to k raty zm i ciągot- k i nacjo n alisty czn e, n ik t nie k w estionow ał jego heroiczne
go zaan g ażo w an ia i w ręcz ty ta n ic z n e j p ra c o w ito ś c i d la sp raw y K ościoła i O jczyzny - Z ie m i O b ie c a n e j, d o k tó rej zm ierzał całym sw oim jeste
stw em . A przecież to w szy st
ko czynił w w a ru n k a c h n ie
w o li n a r o d o w e j. D z ia ła ł w p raw d zie n a ziem i ojczystej, ale zie m i z n ajd u jącej się w g ra n ic a c h in n e g o p a ń s tw a . G d y w re sz c ie n a d e s z ło tak b a rd zo oczekiw ane w y zw o le
n ie , ja k g ro m s p a d ło n a w szy stk ich jej rozdarcie. Ks.
Franciszek M ichejda po zo stał p o tam tej stronie granicy.
12. lu te g o 1921 r. p rz y p a d a ło 50-lecie jego o rdynacji.
I w ty m so b o tn im d n iu o d w o ła ł go P a n ży cia i śm ierci d o s ie b ie . W n ie d z ie lę n ie p r z y w i t a ł z b o r o w n ik ó w i n ie w y p o w ie d z ia ł d o n ic h ż a d n e g o s ło w a : O n ju ż
„ u s łu g iw a n ia sw eg o z u p e ł
n ie d o w ió d ł"!
W ładysław Sosna
F i i ~ k
L O N D Y Ń S K A
C hoć polskie nabo że ń stw a e w a n g e lickie w Londynie
od p raw ian o już od roku 1943 w dniu 18 marca 1945
r. po raz pierw szy ew ange
licy - Polacy zebrali się, aby założyć na terenie Londy
n u zbór polsko - ew ange
licki, który by zapewnił im to w szystko, co m ieli na ziem i ojczystej, a co ze w zględu na wojnę utracili.
Pierw sze zebranie, które
m u p rzew odniczył ks. T.
Stoy, w ybrało z szeregów swoich pierw szą Radę Ko
ścielną w n a stę p u ją c y m składzie: kurator parafii - P.
Wantuła, sekretarz - E. We
ese, skarbnik - E. Czyż, kro
nikarz i gospodarz - J. Lu
bicz - N ajew ski (Kościół E w angelicko - R eform o
wany), członkowie Rady - C. H alpern, O. Cumft (Ko
ściół Ewangelicko - Refor
mowany) ,W. Bevensee, H.
Szarekow a oraz J. Molin.
O dtąd zaczęły się odbywać nabożeństw a raz, w zględ
nie dw a razy w miesiącu.
Jednocześnie prow adzono p o szu k iw an ia „zag u b io nych" ewangelików przez o g ła sza n ie się w cza so p is m a c h lo n d y ń s k ic h , zwłaszcza zaś w „Dzienni
ku Polskim" oraz „Dzien
n ik u Ż o łn ie rz a ", tak, że szeregi parafii zaczęły się powiększać i postanow io
no pow ołać w łasnego pro
boszcza. W zw iązku z tym ro zp isan o w ybory, które m iały miejsce 1 lipca 1945 r. Wobec jedynej kandyda
tu ry zebranie przez akla
mację w ybrało na p ie rw szego proboszcza ks. dra A. W antułę. Ze w zg lęd u jednak na to, że parafia no
siła nazw ę „Ewangelicka", przez co nie miała w yraź
nego oblicza w yznaniow e
go, za zgodą obu stron, tzn.
wyznaw ców augsburskich i reform ow anych, doszło do ro złą czen ia. D nia 23 w rześnia 1945 r. postano
w io n o p rz ek ształcić d o tychczasow ą Polską Para
fię Ewangelicką w Londy
nie w Ewangelicko - A u
gsburską Parafię Polską w Londynie (The Polish Lu
theran Parish in L ondon).
W w y d an y m ośw iadcze
n iu czytam y m. in. że:
- p r z y ęto za dogm atyczną p o d staw ę Księgi Sym bo
liczne Ewang. - Augs.;
- przyjęto nazwę: Ewang. - A u g s. P a ra fia P o lsk a w Londynie;
-stwierdzono, iż do parafii tej należeć m ogą wszystkie osoby w yznania ew ange
licko - augsburskiego;
- pow ołano na proboszcza ks. dra A. Wantułę;
- utw orzono Radę Kościel
ną złożoną z Kuratora i 6 członków, której pow ierzo
no o p ra c o w a n ie s ta tu tu Parafii, opartego na dekre
cie Prezydenta Rzeczypo
spolitej Polskiej o stosunku P a ń s tw a d o K o ścioła E w angelicko - A u g sb u r
skiego (z dnia 25 X I1936 r.) oraz na zasadniczym Pra
w ie w ew n ętrzn y m tegoż Kościoła z Rzeczypospoli
tej Polskiej (z dnia 17 XII 1936).
A oto nazw iska tych, k tó rzy b y li od p o czątk u pow stania parafii londyń
skiej: Z. Teichweid, P. Kup- czok, J. Barski, E. Czyż, E.
Klukas, J. Molin, A. Palmi,
— enie na str.12
WSPÓLNA DEKLARACJA
W SPRAWIE NAUKI O USPRAWIEDLIWIENIU
(
1997
)P ro je k t ostateczny
Światowa Federacja Luterańska = Papieska Rada ds. Jedności Chrześcijan
(przekład z j.niemieckiego: Karol Karski)
Słowo w stępne
(1) N auka o usprawiedliwieniu m iała dla Reform acji luterań- skiej XVI stulecia centralne znaczenie. U chodziła ona dla niej za pierw szy i głów ny artykuł, który je st zarazem władcą i sędzią nad wszystkim i dziedzinami nauki chrześcijańskiej. N auka o usprawie
dliwieniu w wersji refonnacyjnej, podkreślającej jej szczególną ran
gę, podlegała nadzwyczajnej obronie przed rzym skokatolicką teolo
gią i K ościołem tamtej epoki, które ze swej strony reprezentowały i broniły innej nauki o usprawiedliwieniu. Tutaj z perspektyw y refor- macyjnej znajdow ało się jądro wszelkich polemik. W luterańskich księgach w yznaniow ych i na Soborze Trydenckim Kościoła rzym skokatolickiego doszło do potępień doktrynalnych, które zachowały do dzisiaj sw oją ważność i m ają rozłam ow e - kościelne skutki.
(2) Owa szczególna pozycja nauki o usprawiedliwieniu przetrwała w tradycji luterańskiej do dziś. Dlatego w oficjalnym dialogu lute- rańsko - katolickim zajm ow ała ona od początku ważne miejsce.
(3) W szczególny sposób chcielibyśm y zw rócić uw agę na rapor
ty „Ewangelia a K ościół’ oraz „K ościół i usprawiedliw ienie”! 1994) W spólnej Kom isji Rzymskokatolicko/Ewangelickoluterańskiej, na R aport „U spraw iedliw ienie przez w iarę”(1983) G rapy katolicko - luterańskiej ds.dialogu w U SA oraz na studium „C zy potępienia doktrynalne m ają charakter rozłam ow e - kościelny” (1986) Ekume
nicznej grapy roboczej teologów ewangelickich i katolickich w Niem
czech, N iektóre z w ym ienionych dokum entów zostały poddane ofi
cjalnem u procesowi recepcji. W ażnym przykładem jest w iążące sta
nowisko, jakie Zjednoczony K ościół Ewangelicko - Luterański wraz z innymi Kościołami należącym i do Kościoła Ewangelickiego N ie
miec zajął wobec studium na tem at potępień doktrynalnych (1994), nadając tem u stanowisku najwyższy stopień kościelnego uznania.
(4) W szystkie wym ienione raporty z dialogów, a także zajęte wobec nich stanowiska ukazują, że w dziedzinie rozw ażania nauki o usprawiedliwieniu istnieje w ysoki stopień w spólnego nastawie
nia i wspólnej opinii. Dlatego nadszedł czas sporządzenia bilansu i podsum ow ania wyników dialogów na tem at usprawiedliw ienia w sposób, który z niezbędną precyzją i zw ięzłością poinform uje nasze K ościoły o ogólnym przebiegu prow adzonych rozmów, a jednocze
śnie um ożliw i im wypowiedzenie się na ich tem at w sposób w iążą
cy.
(5) To chce uczynić ta W spólna Deklaracja. Chce ona ukazać, że na podstawie dialogu Kościoły luterańskie i K ościół rzym skokato
licki są teraz w stanie reprezentować wspólne rozum ienie naszego uspraw iedliw ienia przez B ożą łaskę w w ierze Chrystusa. Nie za
w iera ona wszystkiego, co w każdym Kościele naucza się na te
m at usprawiedliwienia; stanowi jednak konsens w podstawowych prawdach nauki o usprawiedliwieniu oraz ukazuje, że istniejące nadal różne podejścia nie s ą ju ż pow odem do formułowania potę
pień doktrynalnych.
(6) N asza Deklaracja nie jest n ow ą i sam odzielną prezentacją niezależną od dotychczasowych raportów i dokumentów dialogo
wych, tym bardziej nie chce ona ich zastąpić. Raczej - o czym świadczy wykaz źródeł na końcu - naw iązuje do wymienionych tekstów i ich argumentacji.
(7) Jak same dialogi tak i ta W spólna Deklaracja kieruje się przekonaniem, że przezwyciężenie dotychczasowych zagadnień kontrowersyjnych i potępień doktrynalnych nie wiąże się ani z lekkim traktow aniem rozłamów i potępień, ani z dezawuowaniem własnej przeszłości kościelnej. D om inującą rolę odgrywa tu je d nak przekonanie, że przez uczestnictwo w historii Kościoły nasze uzyskują nowe przeświadczenia, i że zachodzą procesy, które nie tylko umożliwiają, lecz jednocześnie dom agają się od nich zrewi- dowania i ujrzenia w now ym świetle kwestii i potępień będących pow odem rozłamu.
1. B iblijne orędzie o uspraw iedliw ieniu
(8) Do tych nowych przeświadczeń doszliśm y dzięki w spólne
m u sposobowi wsłuchiwania się w Słowo Boże w Piśmie Świę
tym. W spólnie słuchamy Ewangelii, która mówi, że tak B óg umi
łow ał świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy kto weń wierzy, nie zginął, ale m iał żyw ot wieczny (J 3,16). To rado
sne orędzie zostaje opisane w różny sposób w Piśmie Świętym.
W Starym Testamencie słyszymy Słowo Boga o ludzkiej grzesz
ności (Ps 51, 1-5; D n 9, 5n; Koh 8, 9n; Ezd 9, 6n) i ludzkim nieposłuszeństwie (Rdz 3, 1-19; N e 9, 16n. 26), ja k i o sprawie
dliwości (Iz 46, 13; 51, 5-8; 56, 1; [por. 53, 11]; Jr 9, 24) i sądzie Bożym (Koh 12, 14; Ps 9, 5n.; 76, 7-9).
(9) W N owym Testamencie tem aty dotyczące „sprawiedliwo
ści” i „usprawiedliwienia” są traktowane w różny sposób u M a
teusza (5, 10; 6, 33; 21, 32), Jana (16, 8-11), w Liście do H ebraj
czyków (5, 13; 10, 37n.) i w Liście Jakuba (2, 14-26). Równocze
śnie w listach Pawiowych dar zbaw ienia zostaje opisany w różny sposób, między innymi jako wyzwolenie do wolności (Ga 5, 1-13;
por. Rz 6 , 1), pojednanie z Bogiem (2 Kor 5, 18-21; por. Rz 5, 11), p o kó j z Bogiem (R z 5, 1), nowe stworzenie (2 Kor 5, Yl'), życie dla Boga w Chrystusie Jezusie (Rz 6, 11 .23) lub jako pośw ięcenie w Chrystusie Jezusie (por. 1 K or 1 ,2; 1, 31; 2 K or 1,1). W śród tych określeń wyróżnia się „usprawiedliwienie” grzesznika przez Bożą
laskę, która dokonuje się we wierze; było ono podkreślane szczególnie w okresie Refomracji.
(10) Paw eł opisuje Ewangelię jako m oc B ożą do ratowania człow ie
ka, który uległ władzy grzechu: jako orędzie, które zw iastuje usprawie
dliwienie Boże z wiary w wiarę (Rz 1, 16n.) i obdarza sprawiedli
wością (Rz 3, 21-31). Zwiastuje Chrystusa jako naszą spraiwedliwość (1 Kor 1, 30), odnosząc do zmartw ychwstałego Pana to, co Jeremiasz zw iastował o sam ym Bogu (Jr 23, 6). W śm ierci i zm artw ychwstaniu Chrystusa m ają swoje korzenie wszystkie w ym iary Jego dzieła zbaw czego, gdyż on je st naszym Panem, k tó /y został wydany za grzechy na
sze i w zbudzony z m artwych dla uspraw iedliw ienia naszego (R z 4, 25).W szyscy ludzie potrzebują spraw iedliw ości Bożej, gdyż wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały Bożej (Rz 3, 23; por. R z 1, 18 - 3, 20; 11, 32;
Ga 3, 22). W Liście do Galacjan (3, 6) i w liście do R zym ian (4, 3-9) Paweł rozum ie w iarę A braham a (Rdz 15, 6) jako w iarę w Boga, który usprawiedliw ia grzesznika (Rz 4, 5) i pow ołuje się na świadectwo Sta
rego Testamentu, by podkreślić sw oją Ewangelię, że ow a sprawiedli
wość zostanie zaliczona wszystkim, którzy ja k A braham ufają obietnicy Bożej. Sprawiedliwy z w iaiy żyć będzie (H a 2,4; por. Ga 3, 11; Rz 1, 17). W listach Pawła sprawiedliwość Boża je st zarazem m ocą B ożą dla każdego wierzącego (Rz 1, 16n.). W Chrystusie staje się ona naszą spra
w iedliw ością (2 K or 5, 21). Uspraw iedliwienie staje się naszym udzia
łem przez Chrystusa Jezusa, którego B óg ustanowił ja k o ofiarę przeb ła galną p rze z krew jeg o , skuteczną p rze z wiarę (Rz 3, 25; por. 3, 21-28).
Albowiem łaską zbawieni jesteście p rzez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; nie z uczynków ( E f 2, 8n.).
(11) U sprawiedliwienie jest odpuszczeniem grzechów (Rz 3, 23-25;
D z 13, 39; Łk 18, 14), w yzw oleniem z dom inującej m ocy grzechu i śmierci (Rz 5, 12-21) i od przekleństwa zakonu (Ga 3, 10-14). Jest ono przyjęciem do społeczności z Bogiem , ju ż teraz, lecz w sposób doskona
ły dopiero w przyszłym K rólestw ie Bożym (Rz 5, In.). Jednoczy z C hry
stusem, z Jego śm iercią i zmartwychwstaniem (Rz 6, 5). D okonuje się przez przyjęcie D ucha Świętego w cluzcie jako w łączeniu do jednego ciała (Rz 8, ln.9n.; 1 K or 12, 12n.). W szystko to pochodzi w yłącznie od B oga ze w zględu na Chrystusa z łaski przez w iarę w Ew angelię o Synu Bożym (Rz 1, 1-3).
(12) Uspraw iedliw ieni żyją z wiary, która pochodzi ze Słowa Chry
stusa (Rz 10, 17); je s t ona czynna w m iłości (Ga 5, 6), ta zaś je s t ow o
cem D ucha (G a 5, 22n.). Poniew aż jednak m oce i żądze trapią wierzą
cych zew nętrznie i w ew nętrznie (Rz 8, 35-39; G a 5, 16-21), tak że po
p adają w grzech (1 J 1, 8.10), przeto m uszą się w słuchiw ać stale na nowo w obietnice Boże, wyznawać swoje grzechy (1 J 1, 9), m ieć udział w ciele i krwi Chrystusa oraz być napom inani do życia w zgodzie z wolą Bożą. D latego apostoł m ówi usprawiedliw ionym : Z bojaźnią i ze drże
niem zbaw ienie swoje sprawujcie. Albowiem B óg to w edług upodobania sprawia w was i chcenie i wykonanie (Flp 2, 12n.). R adosne orędzie zachowuje jed n ak sw oją aktualność: Przeto teraz nie ma żadnego p o tę pienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie (Rz 8, 1) i w których żyje Chrystus (Ga 2, 20). Przez sprawiedliw y czyn Chrystusa przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żyw otow i (Rz 5, 18).
2. N au k a o uspraw iedliw ieniu ja k o pro b lem ekum eniczny
(13) Przeciwstaw na interpretacja i przeciw staw ne zastosow anie orę
dzia biblijnego o uspraw iedliw ieniu były w X V I stuleciu głównym po
wodem podziału K ościoła zachodniego, co znalazło też sw oje odbicie w potępieniach doktrynalnych. Toteż dla przezw yciężenia podziału kościel
nego sprawą fundam entalną i nieodzow nąj est wspólne rozum ienie uspra
w iedliwienia. Po II Soborze W atykańskim, dzięki im pulsom w dziedzi
nie biblistyki, historii teologii i dogmatów, uzyskanym w dialogu eku
m enicznym, nastąpiło wyraźne zbliżenie w nauce o usprawiedliwieniu, tak że w tej W spólnej D eklaracji m ożna sfom rułować konsens w pod
stawow ych praw dach dotyczących tej nauki, konsens, w którego świetle odpowiednie potępienia doktrynalne X VI śm iecia nie dotyczą dzisiej
szego partnera.
3. W spólne rozum ienie uspraw iedliw ienia
(14) Wspólne wsłuchiwanie się w radosne orędzie zwiastowane w Pi
śmie Świętym, jak również rozmowy teologiczne prowadzone w ostatnich latach między Kościołami luterańskimi a Kościołem rzymskokatolickim,do
prowadziły do ujednolicenia poglądów na kwestię rozumienia usprawiedli
wienia. Ujednolicenie to obejmuje konsens w sprawach podstawowych z którym dają się pogodzić różnice w szczegółowych wypowiedziach.
(15) Podzielam y w spólną wiarę, że usprawiedliw ienie jest dziełem trójjedynego Boga. B óg posłał na świat sw ojego Syna dla zbawienia grzeszników. Inkam acja , śmierć i zm artwychwstanie Chrystusa są p od
stawą i warunkiem usprawiedliw ienia. Uspraw iedliw ienie oznacza za
tem, że Chrystus sam je s t naszą sprawiedliwością, która staje się na
szym udziałem z woli O jca przez D ucha Świętego. W spólnie w yznaje
my: Tylko z łaski i w wierze w zbawcze działanie Chrystusa, a nie na podstaw ie naszych zasług zostajem y przyjęci p rze z Boga i otrzymujemy Ducha Świętego, któ iy odnawia nasze serca, uzdalnia nas i wzywa do dobrych uczynków.
(16) W szyscy ludzie są pow ołani przez B oga do zbaw ienia w Chry
stusie. Tylko przez Chrystusa zostajem y usprawiedliwieni, przyjm ując w wierze to zbawienie. Z kolei sam a w iara jest darem Boga przez D u
cha Świetego, który w Słow ie i sakram entach działa w e w spólnocie wierzących; Duch Święty prow adzi jednocześnie wierzących do odno
w y ich życia, którą Bóg doprowadzi do końca w życiu wiecznym.
(17) W yrażamy w spólne przekonanie, że biblijne orędzie o uspra
wiedliw ieniu w sposób szczególny skupia naszą uw agę na jądrze św ia
dectwa nowotestamentowego, któiym je s t czyn zbaw czy Boga w Chry
stusie; pow iada nam ono, że jako grzesznicy nasze now e życie zaw dzię
czam y wyłącznie m iłosierdziu Bożemu, które sprawia przebaczenie i w szystko czyni nowe; miłosierdzie to m ożem y otrzym ać jak o dar i przy
ją ć w e w ierze, nigdy natom iast - w jakiejkolw iek bądź form ie - nie m ożem y na nie zasłużyć.
(18) D latego też nauka o usprawiedliw ieniu, która przyjm uje i roz
w ija to orędzie, nie je st tylko jednym z elem entów doktryny chrześci
jańskiej. Znajduje się ona w istotow ym zw iązku ze w szystkim i, w e
wnętrznie pow iązanym i ze sobą, praw dam i wiary. Jest ona nieodzow nym kryterium , które całą naukę i praktykę K ościoła chce skupiać nie
ustannie w okół Chrystusa. Gdy luteranie podlcreślają jedyne w swoim rodzaju znaczenie tego kryterium , nie negują przez to pow iązania i zna
czenia wszystkich praw d wiary. Z kolei katolicy, którzy czują się zobli
gowani do przestrzegania w ielu kryteriów, nie negują przez to szczegól
nej funkcji orędzia o usprawiedliwieniu. Luteranie i katolicy u znają za swój w spólny cel w yznaw anie we w szystkim Chrystusa; tylko Jem u ponad w szystko należy ufać jako jedynem u Pośrednikowi (1 T m 2 , 5n.), przez którego B óg w Duchu Św iętym daje nam sam ego siebie i obdarza swoimi odnawiającymi darami.
4 Rozw inięcie wspólnego rozum ienia uspraw iedliw ienia
4.1. N iem oc i grzech człowieka w obliczu uspraw iedliw ienia
(19) W yznajemy w spólnie, człow iek w odniesieniu do swojego zbaw ienia je st zdany zupełnie na zbaw czą łaskę Boga. Wolność, któ
rą posiada w odniesieniu do ludzi i spraw tego świata, nie je st w ol
nością dotyczącą jego zbawienia. O znacza to, że jako grzesznik pod
lega osądowi Bożem u i nie je st zdolny zw rócić się do Boga o ratu
nek, zasłużyć na sw oje usprawiedliw ienie przed B ogiem lub w ła
snymi siłami osiągnąć zbawienie. U spraw iedliw ienie dokonuje się tylko z łaski. Poniew aż katolicy i luteranie podzielają to przekona
nie, przeto m ożna powiedzieć, że:
(20) Gdy katolicy mówią, że człowiek „w spółdziała” podczas przy
gotow ania usprawiedliw ienia i jego przyjęcia przez wyrażenie zgody na uspraw iedliw iające działanie Boga, to w idzą w takiej personalnej ak
ceptacji działanie łaski a nie czyn człow ieka w ynikający z własnych sił.