• Nie Znaleziono Wyników

Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 1998, nr 3 (16)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 1998, nr 3 (16)"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

K rakow 5 /9 8

u k A z u j E s i ą o d 1 9 8 9 R o k u

CENA 2» W i t

N r 1 6

ISSN 08608482

PRZEGLĄD EWANGELICKI

(2)

Thomas Stearns Eliot (1888-1965)

"Opoka" (fragment)

Cierpimy za każdy p rzeszły z ły postępek:

Za gnuśność, skąpstwo, obżarstwo, lekcew ażenie słowa BOŻEGO, Za pychę, rozpustę, zdradę, za każdy akt grzechu.

I całe dobro uczynione p rzez was m acie dziedzictw em .

A lbow iem dobre i złe uczynki przynależą do człowieka, jedynie g d y stoi sam otnie, sto i p o tam tej stronie śmierci.

Lecz tutaj na ziem i otrzym ujecie nagrodę dobra i zła uczynionego p rzez tych co p rzed wami odeszli.

/ w szystko co było złe m ożecie naprawić, czyniąc wspólną pokutę, która zm aże grzechy waszych ojców;

0 każde dobro m usicie walczyć, aby zachow ać je w sercach tak oßarniczych, ja k serca ojców waszych, którzy walczyli o jeg o zdobycie?

Kościół będzie zaw sze wznoszony, albowiem je s t zaw sze rujnowany o d wewnątrz i atakowany z zewnątrz;

Gdyż takie je s t praw o życia, i m usicie pamiętać, ż e w czas sytości Ludzie będą zaniedbyw ać Świątynię, a w czas niepom yślny będą ją

oczerniać

Jak żyjecie jeśli nie żyjecie razem?

Nie ma życia poza wspólnotą,

N ie było wspólnoty, która nie żyła w chwałę BOGA.

N aw et pustelnik, g d y m edytuje samotnie, Któremu noce i dni powtarzają chwałę BOGA, M odli się za Kościół, wcielone Ciało Chrystusa.

A w y żyjecie rozproszeni na wstęgach dróg

1 nikt ani nie wie, ani się nie troszczy kto je g o bliźnim, D opóki bliźni nie uczyni zb y t wielkiego kłopotu.

Lecz w szyscy pędzą tam i z pow rotem samochodami, O swojeni z drogą, nigdzie nie osiedli.

ju ż naw et rodziny nie wyruszają razem, Każdy syn m usi m ieć własny m otocykl, Córki odjeżdżają na przygodnych siodełkach.

Wieie trzeba zburzyć, wiele zbudow ać i wiele odnowić:

Niech praca nie czeka, nie marnieją czas i ramię;

Niech zostanie dobyta glina z jam y, niech piła tnie kamień,

Niech ogień w kuźni nie stygnie.

(3)

SŁOWO

MYŚL'

Jjesteśmy

W num erze:

Jesteśm y 1 2

P a w eł L ip ow czan A d m i n i s t r a c j a

P anna przy n ie d ź w ie d z iu R o z m o w a z prof. R u d o lfem v o n T h a d d e n e m 3

Ks. Alfred B ieta K ub a

K rzysztof R. M azurski Pożytki z p r e m i e r a

Ks. C ezary K ró lew icz N a w ł a s n y r a c h u n e k

W ła d y sła w Sosna P o c z c i w y ż y w o t

„ k a m iz e lk o r z a "

8

R e fo rm a c ja d z is ia j

Karol T oeplitz

W y o b c o w a n i e 1 0

W ięz i e k o n o m ic z n e 1 2

Z am iast k a te c h izm u C h l e b a n a s z e g o

p o w s z e d n i e g o 1 3

Listy In form acje Konkurs

P rzegląd c za so p ism

1 4 1 5

N a s z a o k ł a d k a :

C. Pissarro ( 1 8 3 0 - 1 9 0 3 ) Siewca

(Z e z b io r ó w B ib lio tek i Jag iello ń sk iej)

fiCilico ywog 0 pobożności iwangaSiciciai

S

ą porównania, których jako ewangelicy, chętnie doko­

nujem y i o których chęt­

nie czytamy. To porównania osiągnięć i standartu życiowego pomiędzy pań­

stwam i o różnych tradycjach w yzna­

niowych. Zapewne takich porów nań można dokonywać, gdyż XVI - wiecz­

ny podział Europy pod w zględem w yznaniow ym przez następne wieki zachował swoją aktualność, a i dzisiaj jest jeszcze w yraźnie widoczny. Wy­

nikało to z faktu, że reform kościel­

nych w czasie Reformacji dokonywa­

ły w decydującej mierze władze pań­

stwowa. One decydowały o tym, ja­

kie wyznanie jest w danym państwie wyznaniem panującym. Można więc mówić o państwach katolickidt, ewan­

gelickich czy praw osław nych. Inne wyznania mogły w danym państwie formalnie zaistnieć dopiero po w pro­

w adzeniu tolerancji religijnej (od II połow y XVIII w.), a dopiero od d ru ­ giej połowy XIX w. wprowadzono stop­

niow o rów noupraw nienie w yznań.

Inna rzecz, że wyznanie większości zachowało jeszcze przez dłuższy czas, w niejednym w ypadku po dzień dzi­

siejszy, statu s religii państw ow ej i przyw ileje oraz pozycję w yznania dominującego...

W tej sytuacji m ożna dokonywać porów nań m iędzy państw am i o róż­

nej tradycji wyznaniowej, przy zało­

żeniu, że w łaśnie w yznanie miało istotny wpływ na ich rozwój, postawę ludności i obecną sytuację tych państw.

W d o k o n y w a n y ch p o ró w n an iach podkreśla się zazwyczaj, że kraje pro­

testanckie są bogatsze i bardziej de­

mokratycznie zarządzane od krajów katolickich czy prawosławnych. Przy tym szuka się związków pom iędzy dorobkiem tych państw, a dom inują­

cą w nich nauką i praktyką Kościoła.

Dodać należy, że te porów nania w różnych dziedzinach dają odmienne wyniki. Większy m aterialny dorobek

społeczeństw ewangelickich w porów­

naniu z dorobkiem społeczeństw k a­

tolickich, idzie często w parze z tym, że w społeczeństwach katolickich no­

tujem y większą gorliwość religijną wyrażającą się m. in. w częstszym uczestniczeniu w nabożeństw ach i różnych praktykach religijnych.

Nie ulega kwestii, że taki stan i odmienność społeczeństw wyznanio­

wych jest wynikiem kilkuwiekowe- go rozwoju, wynikającego z wyborów dokonanych podczas reform i sporów mających miejsce w czasach Reforma­

cji. Bez w ątpienia XVI - wieczne spo­

ry w Kościele Zachodnim dotyczyły nie tylko nauki Kościoła, ale także wartości i postawy życiowej chrześci­

jan. Reform atorzy podkreślając, że zbawienie człowieka następuje tylko z łaski Bożej, poprzez wiarę, w ystę­

pow ali przeciw ko średniow iecznej pobożności uczynkowej, z jej nadmier­

nymi praktykami religijnymi i rów ­ noczesnym lekceważeniem sfery co­

dziennego życia człowieka. Średnio­

wiecznem u ideałowi życia ascetycz­

nego, dążenia do własnej doskonało­

ści poprzez um artw ianie swego ciała i uciekanie od świata za m ury klasz­

torne przeciwstawiono ideał aktyw ­ nego działania w świecie dla dobra całego społeczeństw a. Podkreślano znaczenie cnót codziennego życia:

pracowitości, uczciwości, życzliwości...

W krajach ewangelickich położo­

no kres pladze żebractwa. Młodzi i sil­

ni żebracy musieli zająć się pracą, a chorych i niepełnosprawnych otoczo­

no opieką. Dawanie jałm użny prze­

stało byćniekwestionowanym dobrym uczynkiem. Uznano, że pomagać na­

leży napraw dę potrzebującym, a nie naciągaczom, cwaniakom i obibokom.

Przypomnienie, że całe życie czło­

wieka liczy się przed Bogiem, dow ar­

tościowanie pracy zawodowej i życia rodzinnego, przypom nienie, że Bóg będzie rozliczał ludzi z tego jaki ro­

bią użytek z darow anych im możli­

wości i zdolności, przesunęło w ewan- gelicyźmie religijną aktyw ność wier­

nych z pobożnościowych praktyk w stronę codziennego życia, prow adzo­

nego w odpowiedzialności przed Bo­

giem. Dobrze wykonana praca liczy się na równi, a bywa że i bardziej, niż udział w nabożeństwie, modlitwa, czy lek tu ra Pism a św iętego. Stąd uczciwa, solidna praca jest w ewan- gelicyźmie um otyw ow ana religijnie i jest traktowana jako przejaw poboż­

ności. Dowartościowanie pracy i pod­

kreślanie potrzeby rozwijania i w y­

ko rzy sty w an ia d arow anych przez Boga możliwości, przyniosło w ciągu w ieków w yraźne efekty w postaci w zro stu zam ożności społeczeństw ewangelickich. Tym bardziej, że ży­

ciowy dorobek uw ażany jest za do­

w ód Bożego błogosławieństwa. Stąd i w naszym społeczeństwie często ceni się ew angelików za ich rzetelność, pracowitość i uczciwość. Bywa też, że przynajm niej niektórzy historycy i publicyści wyrażają żal, że przem ia­

ny religijne w czasach Reformacji nie doprowadziły w Polsce do zwycięstwa p ro testan ty zm u i utw orzenia p a ń ­ stwow ego Kościoła Ewangelickiego.

Uważają bowiem, że w takim w ypad­

ku los Polski byłby pomyślniejszy...

Inna rzecz, że podkreślanie re­

ligijnego znaczenia codziennej pracy i możliwości samorealizacji człowieka w pracy zawodowej, może pociągać za sobą zaniżanie wartości praktyk reli­

gijnych i zmniejszenie aktywności w życiu Kościoła. Bywa więc, że uczci­

wy, pracowity i rzetelny ewangelik nie jest przyzwyczajony, ani nie czuje się zobowiązany do regularnego uczest­

niczenia w nabożeństwach czy w in­

nych formach pobożności. Stwarza to niebezpieczeństwo rozluźnienia, a na­

wet zerwania związków z Kościołem.

Ks. Henryk Czembor

1

(4)

l o w a ź a m f i a o r e f o r m i e p a ń s t w a

Administracja

O

gromne są nadzieje społecz­

ne związane z reformą pod­

stawowych struktur admi­

nistracyjnych państwa. Ogromne są tak­

że obawy z tym związane. Aby jakakol­

wiek reforma udała się w pełni, musi być dobrze zrozumiana przez szerokie kręgi tych, których dotyczy. Musi być także do­

brze rozumiana przez jej realizatorów.

Pomiędzy reformatorami - decydentami a społeczeństwem musi istnieć stały dia­

log, wymiana myśli, ocen, poglądów. Za­

sadą podstawową tego dialogu powinno byćpartnerstwo. Jednak aby obie strony, rządzący i rządzony, mogły prowadzić partnerski dialog, aby żadna z nich nie czuła się manipulowana, muszą posługi­

wać się jednym językiem używając pojęć, które znaczą to samo. Pojęć takich jak de­

mokracja, decentralizacja, dekoncentra­

cja, regionalizm i wielu, wielu innych. Po­

winni mieć pewność, że używając tych pojęć mówią o tym samym. Wtedy debata partnerska ma szansę być skuteczną.

Dlaczego o demokratyzacji i decen­

tralizacji a także o budowie społeczeń­

stwa i państwa obywatelskiego tyle ostat­

nio piszemy i mówimy. Moda? Czy dlate­

go, że jest to wanmek by zasłużyć na mia­

no Europejczyków? Chcemy być Europej­

czykami, czy raczej nasze elity polityczne tego chcą i potrzebny nam demokratycz­

ny garnitur i struktury państwa na modę europejską? A może potrzeba więcej po­

sad w administracji aby liderzy partyjni mieli czym obdzielać swoich „wiernych"?

Wiele pytań stawiamy, wiele jest nam udzielanych odpowiedzi. Na te same py­

tania otrzymujemy czasem kilka sprzecz­

nych ze sobą odpowiedzi. Komu wie­

rzyć? To zasadnicze pytanie. Kto jest wia­

rygodnym ekspertem? Kto tylko gra jego rolę, a aktorem jest świetnym. Ale tylko aktorem.

Nasze media - radio, telewizja, gaze­

ty i czasopisma zalewają nas ogromem informacji. Ponieważ mamy do czynienia z ostrą konkurencją redaktorzy wydań prześcigają się w uatrakcyjnianiu poda­

wanych informacji. Najłatwiej zrobić to poprzez podanie sensacyjnych czy pikant­

nych szczegółów. Jakość, rzetelność i prawdziwość, kompletność i spójność przekazywanej informacji często przesta­

je być ważna w tym kontekście. Dla nas czytelników oznacza to zagubienie się w szumie informacyjnym, czasem upadek autorytetów, dezorientację i pojawienie się nieufności. Świat zewnętrzny nabiera cech obcości. Taki stan trwający dłużej powo­

duje postawy wycofywania się i zamyka­

nia łudzi w kręgu własnych spraw pry­

watnych czy rodzinnych. Jeśli ten proces potrwa jeszcze dłużej, będzie to oznaczać dużą stratę dla dynamiki rozwoju spo­

łecznego i gospodarczego lokalnych spo­

łeczności.

D em okratyzacja i d ecentralizacja w ładzy oznacza przekazanie uprawnień do podejmowania ważkich decyzji zwią­

zanych z zarządzaniem państw em i społeczeństw em „w dół" w kierunku społeczności lokalnych. Oznaczać w efekcie powinna tworzenie struktur sa­

morządu terytorialnego.

Cytuję dość często zapis artykułu 3, ustępu 1, Europejskiej Karty Samorządu Terytorialnego definiujący jego pojęcie;

brzmi on:

„Sam orząd teryto ria ln y oznacza pra­

w o i zd o ln o ść sp ołeczn ości lo kalnych , w gran icach określon ych p raw em , do kiero­

w ania i za rzą d za n ia za sa dn iczą częścią spraw pub licznych na ich w łasną odpowie­

dzialność i w interesie ich m ieszka ńcó w ".

Prawo i zdolność, czyli możliwości;

lecz nie ma w tej definicji, zresztą być nie może, jeszcze jednego bardzo istotnego czynnika - chęci! Pragnienia uczestnictwa w tym bardzo trudnym i złożonym pro­

cesie jakim jest zarządzanie sprawami pu­

blicznymi. Wynika to z prostej przyczy­

ny. nie można przepisem prawnym naka­

zać pragnień. Jednak bez chęci uczestnic­

twa mieszkańców wspólnot lokalnych w zarządzaniu nie będzie prawdziwego samorządu. Będziemy mieć do czynie­

nia, na wzór komunistycznych państw to­

talitarnych, z pozorną demokracją. O szkodach w sferze społecznej i ekonomicz­

nej w takiej sytuacji mieliśmy okazję prze­

konać się na własnej skórze. Moje pokole­

nie, pokolenie czterdziestolatków, dobrze to jeszcze pamięta.

Wymienione przeze mnie trzy nie­

zbędne warunki zarządzania sprawami publicznymi muszą występować równo­

cześnie i wtedy, tylko wtedy mamy szan­

sę na prawdziwą lokalną demokrację.

D em okracja n a szczeblu lokalnym oznacza upodmiotowienie miesz­

kańców lokalnych społeczności w sferze społecznej i gospodarczej.Przekonuje,że naprawdę, a nie tylko pozornie mają oni do czynienia z poszerzeniem osobistego

i socjalnego zakresu wobrości obywa­

telskich. Mają szansę na uświadomienie sobie sensu i możliwości działania dla swojego dobra a równocześnie dla dobra swojego miasta, dzielnicy czy wioski.

Mając możliwość udziału, chociażby po­

średniego, w zarządzaniu sprawami lo­

kalnymi, wpływania na decyzję wójta, burmistrza czy prezydenta miasta, miesz­

kańcy wspólnot lokalnych zaczynają się ze swymi wspólnotami identyfikować.

To wyzwala większą aktywność, odpo­

wiedzialność. Obywatele dostrzegają ko­

rzyści ze wspólnych inicjatyw, wzrasta poziom integracji społecznej. Mamy do czynienia ze wzrostem kreatywności i przedsiębiorczości mieszkańców, co pro­

wadzić może wprost do wzrostu pozio­

mu życia i przyszłego dobrobytu.

Demokracja lokalna stanowi bazę, na której można budować zręby państwa i społeczeństwa demokratycznego, gdzie obywatele mogą, chcą i potrafią uczestni­

czyć w zarządzaniu zasadniczą częścią spraw publicznych .Nie można bez tej bazy zbudować demokracji w państwie. Pisał już o tym w XIX wieku Aleksis de Tocqu- eville, francuski historyk i polityk, badacz kapitalizmu i ustroju parlamentarnego.

Wskazywał, że dzięki istnieniu instytacji gminnych będącydi szkołą wolności i de­

mokracji naród ma szansę na stworzenie i ugruntowanie demokratycznego rządu wolnego od despotyzmu.

Te przydługie i może trochę mono- tomae rozważania na temat sam orząd­

ności i demokracji nie są przypadkowe.

O napisaniu paru słów na temat proble­

mów polityki lokalnej, a szczególnie o problemach samorządu terytorialnego myślałem już od jakiegoś czasu. Szcze­

gólnie od momentu, kiedy przysłuchiwa­

łem się dyskusji, jaka miała miejsce w ubiegłym roku, we Wrocławiu, w czasie IV Forum Inteligencji Ewangelickiej.

Dyskutanci, pochodzący przede wszyst­

kim ze Śląska Cieszyńskiego a także z Górnego Śląska, z troską wskazywali na małą aktywność polityczną i społeczną ewangelików. Nie mamy, poza małymi wyjątkami, swoich senatorów, posłów czy radnych. Kontekst dyskusji był szer­

szy, mówiono o tym, iż mało naszej mło­

dzieży ma szansę na zdobycie wysokich kwalifikacji a potem na wspięcie się wysoko w karierze czy to zawodowej czy politycznej.

Dyskusja odbywała się na dwa tygo­

dnie przed wyborami parlamentarnymi, wyborami, które spowodowały zasadni­

czy zwrot w polityce reformowania pań­

stwa. Reforma, o której tylko mówiono w perspektywie bliżej nieokreślonej przy­

szłości, nabrała nagle realnego kształtu.

Obudziła nadzieje. Teraz tylko problem podstawowy, czy te rozbudzone nadzieje zostaną spełnione?

Stanie się tak, jeśli reforma państwa się powiedzie. Piszę ten tekst na począt­

ku lutego. W parlamencie trwają dysku­

sje na temat duży da województw - regio­

nów. Jakie i ile ich ma być? Terytorialnie i ustrojowo. Opcje są różne. Dla mnie wybór którejś z nich nie jest trudny. Nie będąc politykiem, nie należąc do żadnej partii czy ugrupowania politycznego mam możliwość oceny proponowanych rozwiązań według własnej wiedzy i do­

świadczenia.

Dokończenie w następnym numerze

Paweł Lipowczan (pracownik Małopolskiego Instytutu Samorządu Terytorial­

nego i Adm inistracji w Krakowie, Wcześniej sekretarz G miny Skawina)

2

(5)

Panna przy mI©(MwI©dfenii

Rozmowa z prof. Rudolfem von Ihaddenem

- o miejscu poszczególnych narodów w historii Europy

Panie profesorze, czy naszą europejską rodzinę d a się zebrać przy jed ­ nym stole?

C zem u nie. Oto nasza rodzinna Europa .N aszym rodzicom - Biblii i kultu­

rze grecko-rzymskiej - najpierw urodziła się córka, m ą d r a , rozsądna, ener­

giczna. To Italia. K ultura w ioska żyje m ądrością kobiet. Włosi nigdy nie walczą do upadłego, a czasami naw et wygrywają. Po pew nym czasie przy­

szedł na św iat pierw szy syn. To Francuz. Ma tego pecha, że już jedenaście miesięcy później rodzi się jego brat - Niemiec, i jest on niestety trochę silniejszy od pierw orodnego. Ten jednak wciąż się dom aga respektu. M łodszego to drażni: jakże, przecież to ja jestem mocniejszy. I wciąż się kłócą o miejsce przy stole.

Dw a lata później rodzi się następny syn. To Anglik. I on jest wygrany. Z rozbawieniem z boku przygląda się kłótaiom starszych braci. Wie, że pójdzie w łasną drogą. Znow u dw a lata później kolejny syn - Hiszpan. Rzecz w tym, że nie bardzo wiadomo, kto jest jego ojcem. Być może Maur? Tę niepewność kom pensuje sobie ciągłymi tyradam i, że jest rów ny najstarszem u, co z kolei legitymistę Francuza doprow adza do furii. Wciąż więc wytyka młodszemu: ty jednak w yglądasz na Araba.

I wreszcie, znow u po dwóch latach, rodzicom rodzi się ładna dziewczyn­

ka. To Polka.

Ojciec znany?

i otóż ta dziewczynka strasznie boleje z pow odu kłótni dwóch najstarszych braci. Ma swój styl. Ma swój smak. I znajduje oparcie w swej mądrej, dorosłej siostrze - w Italii. Ma jednak wielki problem . Siedzi z tej strony stołu, gdzie chce się przysiąść kuzyn. Nie brat, ale kuzyn, Ma on dw a m etry wzrostu. Jest trochę nieokrzesany. I co jakiś czas dobiera się do panny...

Bardzo to m ęska Europa.

To bajka. E uropa m a na rów ni oba pierw iastki: m ęskie i żeńskie. Nie należy nazbyt popadać w ten angielski i niemiecki błąd, polegający na ma- skulinizacji wszystkiego, co w Europie kobiece...

M ów i pan, że nasza m atka to Biblia. Czym zatem było pierw otne chrze­

ścijaństwo?

Protestem przeciw sekciarstwu, w jaki w padła religia żydowska. Ż ydow ­ scy fundam entaliści odrzucając wszelkie kom prom isy z potęgą rzym ską zna­

leźli się w ślepej uliczce...

...woleli w M asadzie popełnić zbiorow e sam obójstw o.

...po czym zniszczona została Świątynia Dawida, a Żydzi po raz drugi utracili Ziemię Obiecaną. Chrześcijaństwo jest więc początkiem protestu prze­

ciwko sytuacji bez wyjścia. Ale najpierw zarów no Grecy jak i Rzymianie odbierali chrześcijaństwo jako rełigię żydowską. W końcu Paw eł był zasym i­

low anym Żydem , który mówił po grecku równie dobrze jak Grecy, ale byl Żydem . I jeszcze jedno, to chrześcijaństwo nigdy nie było jednolite, wciąż toczyły się w nim w ew nętrzne spory. Chrześcijaństwo greckie było spekula- tyw ne i liturgiczne, natom iast łacińskie - racjonalne tak jak A ugustyn, prag­

m atyczne i konserw atyw ne.

Cóż takiego konserw ow ało? Im perium Rom anum ?

Praw o rzymskie. Myślenie łacińskie to myślenie w kategoriach praw a.

Nie m a zachodniego świata bez p raw a rzymskiego.

No dobrze. M am y dw oisty - rzym sko-grecki - fun d am en t Europy, na któ ry d w a tysiące lat tem u nałożone zostało chrześcijaństw o. Co j ednak j est dzisiaj ideą jednoczącą Europę? Eurowaluta jako m onstrancja m onetaryzm u w epoce globalizacji? A m oże jed n ak chrześcijaństwo?

Nasz dialog jest o wiele bardziej bezkształtny niż dawniej, poniew aż sami dokładnie nie wiemy, jakie są wartości Europy. Stąd moja polem ika z bisku-

lilii

p em Pieronkiem na konferencji w W arszawie. Ja uw ażam , że dziś nie ma Europy bez w artości laickich. Stąd też moja filipika przeciw ko nazbyt łatw e­

m u dialogowi różnych w yznań chrześcijańskich. Gdy dziś katolicy i prote­

stanci spotykają się (co polscy katolicy robią niezbyt chętnie), to jeszcze nie jest ekumenizm, poniew aż zaw sze trzeba pam iętać o tym trzecim człowieku zse- kularyzow anym , a n aw et niew ierzącym. Polski biskup katolicki pow iedział­

by w tym miejscu, że sekularyzaq'a jest początkiem końca, bo droga od laicy­

zacji prow adzi do nihilizm u i kom unizm u. Tymczasem m łode pokolenie - zarów no w Polsce jak i w Niemczech - odpow iada na to: nonsens, m y nie jesteśmy żadnym i now ym i kom unistam i, jesteśm y now oczesnym i ludźm i świeckimi, ukształtowanym i przez wartości Oświecenia i demokracji, połączo­

ne z tradycją chrześcijańską. N iebaw em w Berlinie, w centrum Europy, odbę­

dzie się w spólny - katolików i protestantów - zjazd Kościołów. Moje dzieci pow iedziały mi: jeżeli będziecie tam rozmawiać, czy protestanci i katolicy m ogą razem odpraw iać m szę i spożyw ać kom unię, to nas to w ogóle nie interesuje. Dla nas jest Interesujący dialog chrześcijaństwa z Oświeceniem.

Chrześcijaństwo bez Oświecenia jest diabla warte.

Ale są różne O św iecenia.

I tu zaczynają się schody. Oświecenie francuskie wyrosło z zerw ania z Kościołem, z przekonania, że nie m ożna być now oczesnym i katolikiem zara­

zem. Inne jest myślenie niemieckie. Pod w pływ em protestantyzm u N iemcy starali się pogodzić chrześcijaństwo i Oświecenie. Moja m atka m aw iała, że w iara jest światłem, które m em u rozum ow i pozw ala łatwiej czytać. W iara jako lam pa oświetlająca książkę. To bardzo protestanckie. Rozum i Wiara u zupeł­

niają się. Tak sam o jest w tradycji anglosaskiej, bardziej pragmatycznej niż

Dokończenie na str. 4

3

(6)

Dokończenie ze stn 3

niemiecka. O ile Niemcy skłaniają się ku w yspekulow anym m odelom filozo­

ficznym, o tyle Anglicy - jako pragm atyczni em pirycy - mówią za Lockiem:

spróbujmy, jeśli przez jedno pokolenie to się spraw dzi, to będziem y wiedzieli, że jest dobre. Ale tu Wiara i Rozum nie są sobie przeciwne.

A teraz Francja. O ile dla protestanta nie ma chrześcijaństwa bez Oświece­

nia, o tyle również Francja - moim zdaniem - na swój sposób się „protestanty- zuje". Po pierw sze, m a swe silne tradycje laickie. Po drugie, wielu francuskich katolików' zajmuje się dziś tradycją niemieckiego protestantyzm u, Karlem Barthem czy Dietrichem Bonhofferem. Łączy się to z bardzo dziś w e Francji czytanym Maxem Weberem.

M yśm y też przez to przeszli w latach siedem dziesiątych.

A więc przed polskim papieżem . Polska jest rów nież krajem zdom inow a­

nym przez katolicyzm. Ale w odróżnieniu od Francji żyła w sąsiedztw ie praw osław ia i nie rozw inęła własnej teologii protestanckiej, własnego janseni­

zm u czy kałwinizmu.

Byli arianie i Bracia Czescy. A le w ypędziliśm y ich, zanim zdążyli się dorobić głębszej teologii. M ieliśm y n atom iast króla, z którego jesteśm y bardzo dum ni, bo w XVI w. pow iedział, że nie j est królem naszych sum ień.

Polscy katolicy argum entują niekiedy niemal tak jak hiszpańscy, którzy twierdzą, że nie mogli tolerować protestantyzm u, poniew aż na karku mieli islam. N atom iast w y prawosłowie...

Europejskie rodzeństw o dręczą bardzo różne lęki. Francuzi b o ją się n u d y - ennui, śm ieszności - ridicule, oraz porażki czy u p a d k u - echec.

Na dobrą spraw ę są to lęki dość śmieszne. Inaczej Niemcy. My naw et nie widzimy, kiedy jesteśmy śmieszni, poniew aż kultura niemiecka jest bardziej męska. Nie obawiamy się nudy, bo zawsze znajdujem y sobie jakieś zajęcie.

Nie boimy się klęsk, bo m am y w nich w praw ę. To, czego n apraw dę się boimy, to bałaganu, chaosu...

Dlaczego? W chaosie da się żyć. Na początku był chaos...

Z braku w ewnętrznej rów now agi, Niemcy pow stały w w yniku aktu po ­ tężnego w ysiłku, nie zapom inam y, że najpierw była tylko Bawaria, Szwabia, Saksonia itd.

Ten lęk przed chaosem pow stał dopiero po Bismarcku, z obaw, że m ożna stracić to, co osiągnięto z takim w ysiłkiem ?

Nie. Ten lęk jest już u Lutra. To dlatego wściekle w ystępow a! przeciwko zbuntow anym chłopom. Bał się nieładu. Luter był przeciw ko radykałom , poniew aż chciał mieć reformację uporządkow aną. Bał się anarchii.

Istnieje jed n ak jeszcze niem iecki lęk metafizyczny. Przed dziurą ozono­

wą, przed w ym ieraniem lasów itd.

To m etafizyczny lęk p rzed tym, że cały św iat w ypadnie z posad, lęk przed sam ozatraceniem się. Niemcy boją się rozpłynięcia we wszechświecie. Boją się czarnego nieba, z którego znikają gwiazdy. Z tego lęku od czasów reformacji pow stały wielkie tęsknoty m etafizyczne niemieckiej kultury. Jest to lęk, z którego rodzi się zarów no nihilizm jak i surow a wiara.

A jak postrzega pan nasze lęki?

Polskie lęki w ydają mi się bardziej bezkształtne niż niemieckie. To chyba wynika z polskiej historii. Polacy, aby się odnaleźć, bardzo potrzebują oparcia w innych. Gdy rozm aw iam z Francuzem , odnoszę wrażenie, że tak n apraw dę to on m nie nie potrzebuje, bo sam sobie wystarcza. Ow szem , może m nie uważać za interesującego i w tedy jestem lekarstw em na jego znudzenie, ale nie m a w nim egzystencjalnej potrzeby przejęcia innej kultury. Podobnie jest, gdy rozm aw iam z Anglikiem. N atom iast, gdy spotykam się z Polakiem, to mam wrażenie, że on m nie potrzebuje. Szkoda, że Niemcy nie zdają sobie spraw y z tego, że są kom uś potrzebni.

Moim zdaniem Niemcy i Polacy to najbardziej uzupełniające się narody w Europie, Polacy chcą uzyskać formę, natom iast Niemcy w gruncie rzeczy cenią polską umiejętność życia.

N asze lęki są b ardziej przyziem ne, boim y się utraty tożsam ości, ale m istyczny lęk przed chaosem jest nam raczej m ało znany. Ta p olska dziew ­ czyna m a w sobie w ciąż - m ów iąc za B rzozow skim i G om brow iczem - coś infantylnego. Ale m oże to św ieżość m łodości. M oże nasz czas dopiero n a­

dejdzie...

Parnia pray niedźwiedziu

Coś p an u opowiem. W 1945 r. byłem jeszcze na Pom orzu, w m ajątku rodziców, do którego weszli i Rosjanie, i Polacy. M ożna rzec, że byliśmy w trójkącie. Rosjanie byli św iadom i swego zwycięstwa, niczym silny niedźwiedź.

Wcale nie byli sadystami. Dziwili się tylko, że niemiecki wilk w ogóle na nich napadł. To bez sensu. Wilk jest przecież słabszy od niedźwiedzia. Może był chory, ale przecież kiedyś wyzdrowieje, Inaczej zachowywali się Polacy. Niby byli po stronie zwycięzców, ale wcale nie czuli się zwycięzcami, i rozmawiając z nami narzekali na niegodziw ość tego świata. To właśnie wtedy, od młodego -»

Polaka, po raz pierw szy usłyszałem o przyszłej zjednoczonej Europie. Było w tych tęsknotach też coś z satysfakcji, że raz także Niemcy dostali po głowie, a nie ciągle Polacy.

Czy dyskutując z b isk u p em P ieronkiem odnosi pan w rażenie, że lęki naszego katolicyzm u przed now oczesnością biorą się z ukrytego poczucia słabości: że ta nasza kultura, taka w spaniała, taka katolicka, taka cierpiąca, m oże jed n a k nie w ytrzym ać kolejnych globalnych przem ian, dlatego lepiej przestrzegać, ham ow ać i zam ykać się n a coraz bardziej laicki i coraz mniej katolicki świat?

Wydaje mi się, że polska forma katolicyzmu jest odpow iedzią na polskie niepewności. Tak jakby polski Kościół obawiał się, że może nie sprostać otwar­

tem u pluralizmowi, poniew aż Polacy w skutek swej słabości muszą być zwarci i odporni na zgubne w pływ y zew nętrzne. Ale Polacy daw no się otworzyli i chyba nie ma siły, która by was zam knęła. Kościół jakby nie ufał w łasnemu ludow i, że jest on w stanie stw orzyć własną świecką kulturę, i sobie, że może w niej znalęźć miejsce. Ale jeśli to Kościół będzie namiastką polskiej kultury, to na dalszą metę do niczego dobrego nie m oże doprowadzić. Nie w yobrażam sobie polskiej przyszłości w Europie bez zm iany polskiego katolicyzmu.

Panie profesorze, jak w takim razie m oże rozwijać się ten nasz m entalny trójkąt w eim arski, skoro tak silne są m iędzy nam i bariery kulturow e. M ini­

strow ie spotykają się, ile tylko chcą, m łodzież - od czasu do czasu - również.

Ale czy ten trójkąt w ogóle istnieje?

Niemcy chcą tego trójkąta. Francuzi tracą do niego serce, a Polacy,..

...aż piszczą. Prem ier Buzek wykreślił ze swego expose rządowego wszyst­

ko, co dotyczyło dw ustronnych stosu n k ó w polsko - niem ieckich. Niemcy poj aw iły się u niego j edynie j ako funkcja trójkąta w eim arskiego, natom iast dużo m ów ił o św iecie anglosaskim ...Jak n a tym tle wygląda ten drugi trój­

kąt, Paryż - Berlin -_ M oskw a, zaproponow any przez Jelcyna i podchw yco­

n y przez Chiraca?

Rosjanie bardzo go chcą. W tej grze jest więcej, niż Niency dostrzegają. To nie tylko geopolityka. W polityce globalnej dla Rosjan liczy się tylko Amery­

ka, a w Europie tylko Niemcy...

I droga do w as prow adzi przez Paryż, a ponad głow am i naszej „Między- europy", od Estonii do Bułgarii?

Francuzi w razie czego są gotowi przeskakiwać do Rosjan ponad waszymi głowami, Francuzi zawsze idą za siłą. N atom iast Niemcy - ze w zględu na swe historyczne dośw iadczenia - już tego uczynić nie mogą. Dla Niemców żadne daw ne rozw iązania prusko - rosyjskie nie wchodzą w rachubę. Na to zresztą więzi z Polską są już nazbyt silne. Żaden Niemiec nie będzie rozmawiał z

Rosjanami ponad głowami Polaków. *

Z tego w ynika, że pow inniśm y u silnie pracować nad polsko - niem iecką sym biozą w ramach Unii E uropejskiej.

Gdybym był Polakiem, tak w łaśnie bym postrzegał polskie interesy w ramach Unii.

Ale czy ta U nia w ogóle m oże się utrzymać? Zawsze po okresie jednocze­

nia Europy następow ała faza rozpadu. Europa jest perm anentnie n iedokoń­

czona.

4

(7)

Na to, by Unia się rozpadła, nazbyt są silne interesy gospodarcze. Gdy słyszę, źe ponad 35 proc. polskiego handlu zagranicznego to handel z N iem ­ cami, że połowa obrotów handlow ych Szczecina idzie do Niemiec, to wiem, że nasze pow iązania znowu się stały organiczne.

Ale jakie to N iemcy będą tym rozgryw ającym w naszej części Europy?

Czego spodziew ać się po tej generacji, która zm ieni pokolenie Kohla?

Jeżeli do znaczącego głosu dojdą Zieloni, będą to Niemcy w dużej mierze pozbawione ambicji lokalnego mocarstwa, ale mimo to potężne. Jeśli to będą chadecy, to położą nacisk na politykę gospodarczą. Jeśli to będą socjaldemo­

kraci, to - m ówiąc m iędzy nam i - będą to N iemcy dosyć nudne, ale nie złośliwe.

Jest jeszcze Ameryka.

To sprawa zasadnicza, która głęboko różni Niemcy i Francję. Dla N iem ­ ców Europa bez obecności amerykańskiej jest nie do pomyślenia. Natomiast Francuzi raczej dziś niż jutro pozbyliby się A m erykanów z Europy, ponieważ sądzą, że tylko oni mogą duchow o przewodzić naszem u kontynentowi.

Nonsens. To se ne vrati, jak m ów ią Czesi. Pod tym w zględem m y rów ­ nież jesteśm y proamerykańscy.

I w tej sprawie po stronie Niemiec.

Ale pow iedział pan, że nasza orientacja anglosaska - podpatryw anie anglosaskiego stylu polityki i gospodarki, am erykanizacja k ultury - jest niebezpieczeństw em dla naszych stosunków z Francj ą.

Pytanie, czy orientujecie się na Anglię, czy na Stany' Zjednoczone. Przy całej sympatii do Tony Blaira, Anglia nie jest dziś zbyt silnym czynnikiem w Europie.

Jestem pewien, że Niemcy i Polacy w rócą do w spólnoty kultury, która na wschodzie łączyła nas przez cale wieki, zanim jeszcze doszło do wrogości wynikającej z rozbiorów Polski i wojen. My m am y m entalne wzorce dobrego sąsiedztw a, a trzeba pamiętać, że historia m entalności ma bardzo długie tradycje. Sposób, w jaki Francuzi reagują na Anglików, ma stare średniowiecz­

ne korzenie.

Zapow iada pan now ą W iosnę Ludów, now y K ulturkam pf czy now y rok 1968?

Nic ze starych wzorców. I wcale nie Niemcy będą silą napędow ą tego K ulturkam pfu, lecz Francuzi, którzy w yraźnie mówią, że bez laicyzacji nie ma Europy, że islam jest naszym wyzwaniem , że spór o krzyże, o nauczanie treści religijnych, o moralność seksualną nie może być zam knięty odw oła­

niem się do dogmatów.

Fundam entalistów nie brak ani w Polsce, ani we Francji, ani w Niem­

czech, ani w Ameryce, ale nigdzie w kręgu kultury zachodniej - gdzie pojawi­

ło się Oświecenie - fundam entalizm nie ma szansy. Nie jestem zresztą pewien, czy ma na dalszą metę szansę w świecie arabskim, mimo Iranu, Algierii i Egiptu...

Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Rozmawia/ Adam Krzemiński

Zamieszc/.mn tu wyw iad z prof. R von T lu d d e n cm /o st.ił p r/e- drukuw .iny z „Polityki" nr 1 z 31 stycznia 199,s ,.

R udolf >'an JFhąddM jest ew angęlikiepi. U rodził się i ś ć 5 j | w Irieglall na Pom orzu. |est doktiuem filozofii i od 1%S r. profeso­

rem z iw c/ajn y m historii na Uniwersytecie w Getyndze. Związany j e s t !i0 w h i'e z jz jp la c ö y Ä n i:haiikow ynii w Tybindze i t R a b ) Ä 0 3 A |;

roku 1983 jesfk te ro w ń ik ie m b ad a ń natrkowycłr w parysldejjlV yżs?e|jA Szkole Nauk społecznych , od l9S5r. pełni funkcję prezydenta Nie- t jćm iećko-Tratfcuskięgoiinśtytufu w Ł udw igsburgu. .

. Jest autorem wieluRraC dotyczących historii E uropy Prantjij Pras,w J historii Kościoła i R efbm tacji;N apisał m. in.: „Restauration und N ą -Ań poleunis, iw Li he". „Fragen an I rcussen . iVVitlichc Kirchengeschich­

te", „Die H trgeaotten 1685-1985". . . b

Na marginesie pielgrzymki jana Pawia ii

Kuba

K

iedy dotrze niniejszy nu ­ mer „Słowa i M yśli" do rąk PT czytelników, bę­

dzie już po historycznej wizycie Jana Pawia II na Kubie. Piszę po „historycz­

nej", jako że była to kolejna podróż papieska do kraju, gdzie jeszcze wła­

dza spoczywa w rękach komunistów.

W swojej podróży jedzie do wiernych Kościoła rzymsko - katolickiego, któ­

rych liczbę trudno jest określić po tylu latach zmagań w ładz kom unistycz­

nych z Kościołem. W jednym z n a­

szych dzienników TV, przedstawiono Głowę Kościoła rzymsko - katolickie­

go na Kubie, który mówił o wizycie papieskiej. Komentując tę wypowiedź powiedziano m. in. o „rosnącej" ilości wiernych. Może w tej sytuacji dobrze byłoby odbyć wspólną

podróż w przeszłość

i h isto ry czn ie spojrzeć na ten kraj...

Kubę odkrył Kolumb 28 paździer­

nika 1492 r. w prześw iadczeniu, że jest częścią tego kraju, którego szu­

kał, Kolumb chciał tę w yspę nazwać ku czci hiszpańskiej pary królewskiej (Ferdynanda i Izabeli), która finanso­

wała jego podróż, lub ku czci Marii Panny. Zachowała ona jednak nazwę, którą nadali jej pierw otni mieszkań­

cy - Indianie. Po upływ ie 20 lat od czasu pojaw ienia się K olum ba na wyspie, zaw ładnęła nią hiszpańska ekspedycja wojenna, składająca się z 300 żołnierzy pod dow ództw em Die­

go Velasqueza. Od tego czasu z bar­

dzo krótkimi przerwam i pojawiali się na niej: Francuzi, po nich Flolendrzy i Anglicy, mimo to Kuba bez mała do końca mmionego wieku pozostawała własnością Hiszpanii, Hiszpanie osie­

dliwszy się na Kubie, chcieli jej pier­

wotną ludność, którą stanowili India­

nie, nawrócić na katolicyzm. Tego celu dopięli w M eksyku, w Kolum bii i Peru, ale nie na Kubie. Tutejsi India­

nie nie przyzwyczajeni do system a­

tycznej, ciężkiej pracy, do której zm u­

szali ich nowi władcy wyspy, w krót­

ce zniknęli z pow ierzchni ziemi (jed­

ni z nich zostali zlikwidowani w okrut­

ny sposób, drudzy popełniali sam o­

bójstwa, a reszta zmarła na różne cho­

roby). Dziś nie ma na wyspie auto­

chtonów. Kiedy zabrakło Indian, po­

częto sprow adzać „żywy towar" - lu­

dzi z A fry k i.. Stopniowo też na Ku­

bie zaczęli osiedlać się ludzie białej rasy.

Ponieważ Kuba zaliczana jest do Ameryki Łacińskiej, zdaw ać by się mogło, że „lwią" część jej m ieszkań­

ców stanowią rzymsko - katolicy. Tak nie jest - w / g statystyk z lat 50 - ch tylko 15 - 20 % ludności Kuby okre­

ślało się wówczas jako chrześcijanie (w szy stk ic h w y z n ań ). M u rz y n i - chrześcijanie byli przeważnie prote­

stantam i. Rzymsko - katolicyzm na Kubie nie cieszył się sym patią ludu roboczego. Kiedy władali nią Hisz­

panie, Kościół rzymsko - katolicki byl uw ażany za poplecznika rządu eks­

ploatującego klasę robotniczą. Często kler nadużyw ał konfesjonału do ce­

lów politycznych.

Warto wiedzieć,

jak rozwinął się na Kubie protestantyzm Zanim pojawili się tu protestanc­

cy misjonarze, rewolucjoniści ukryw ­ szy się przed swoimi prześladowca­

mi w pobliskich Stanach Zjednoczo­

nych, mieli okazję ku temu, aby tam zetknąć się z protestantyzm em . Do tych osób należał Jose Marti, który zginął w walce o wolność Kuby w 1895 r. (na nim stara się wzorować F.

Castro). Jose Marti nie będąc człon­

kiem żadnego Kościoła, kiedy prze­

bywał w N ow ym Jorku, od czasu do czasu chodził na nabożeństwa prote­

stanckie. Jose Marti byl i pozostał jed­

nak wolnomyślicielem.

Wybrany na prezydenta, po po­

wrocie na Kubę, Someillan - byl kwa- krem. Ponieważ jednak w Hawanie nie było jego Kościoła, chodził co nie­

dzielę na nabożeństw a do Kościoła prezbiteriańskiego.

Trudno dziś mówić, ilu jest prote­

stantów na Kubie. Zaliczają się do nich członkowie Kościoła ewangelicko - au­

gsburskiego. Swojego czasu mówiło się, że luteran jest około 300 tysięcy.

Wezwanie do powstania przeciw­

ko uciążliwym rządom w kraju wy­

chodziło zawsze ze środowisk młodzie­

żowych, wychowanków wyższych za

D o k o ń c ze n ie na sin 13

5

(8)

N

ie chciałem być pierw ­ szy m , czek ałem . N ie chciałem wyjść na m al­

kontenta, choć z reguły i życiowo je­

stem optymistą. Ukazały się jednak pierw sze głosy na tych łam ach, w num erze grudniow o-styczniow ym , (ostrożnie) radosne: że to prem ier Rzeczypospolitej ewangelikiem! To fakt i nie zam ierzam go podw ażać, skoro sam prof. Jerzy Buzek to oświad­

czył (dla m nie nazw isko to nie było zupełnie nowe, choć jestem zatw ar­

działym Dolnoślązakiem - od lat re­

gularnie korzystam z „Historii Kościo­

ła" ks. Andrzeja Buzka). Co jednak z tego wynika, dla ewangelików , dla Polski? Nie podejmuję tu w ątku poli­

tycznego, który w skali narodowej jest przecież najważniejszy, i nie dlatego, że opcja ta jest mi obca (w końcu i ja wniosłem swoją cząstkę do przem ian lat osiemdziesiątych). C hodzi mi tyl­

ko o aspekt konfesyjny. Bo faktycz­

nie jest to rzeczyw iście ew enem ent.

W kraju, który uchodzi za arcykato- licki, a w oczach obecnie rządzących chce taki być, w obozie w spierają­

cym się na fundam entalizm ie kato­

lickim, p rem ierem zostaje osoba z mniejszości w yznaniow ej, o której najłagodniej m ów i się jak o zb łąka ­ n y c h braciach. Czyżby więc rad y k al­

ny przełom w poglądach i postawach, a m oże św iadom a manifestacja zw y­

cięskiego obozu? Z anim sform ułuje­

m y h ip o tezę, w a rto p rz y p o m n ieć fakty.

N a początku, po pew nych tajem­

niczych i enigm atycznych w ypow ie­

dziach, p ad ają w reszcie n azw isk a kandydatów do stanow iska prem ie­

ra, dwóch zresztą profesorów : A n­

drzeja W iszniew skiego - rektora Po­

litechniki W rocław skiej, i Jerzego Buzka z Gliwic. Ten pierw szy, p rz y ­ latując z RPA, ośw iadcza już n a lo t­

nisku m ,in. i to, że nie zam ierza być

„m alow anym " prem ierem . Ten d ru ­ gi był wielce zasłużonym działaczem

„Solidarności" regionu katow ickie­

go, osobistym doradcą M ariana Krza- klewskiego, szefa zwycięskiego ugru­

pow ania AWS. M ów ią (tu, niestety, m uszę się zastrzec, iż tylko p o w ta ­ rzam), że prom otorem jego ro z p ra ­ w y doktorskiej byl nie kto inny, jak w łaśnie Buzek, co oczywiście jesz­

cze nic nie znaczy. Jego to w końcu p r e z y d e n t m ia n u je p r e m ie r e m . Emocje rosną: co też on przedstaw i w swojej inauguracyjnej m ow ie w Sejmie? Usiadłem do transmisji w iel­

ce ciekawy, choć nie spodziew ałem się wielkich rewelacji, większość rze­

czy z grubsza była już przecież w ia­

dom a. Intrygow ało m nie w szakże zagadnienie ideologii, jak ew ange-

Pożytki 2

licki prem ier ujmie katolickie p refe­

rencje swojego ugrupow ania?

Expose przeszło moje oczekiw a­

nia. Już na sam ym początku szef no­

w ego rząd u odw oływ ał się do nauk i m yśli Ojca Św., ale nie tego z N ie­

bios, lecz tego z W atykanu. Jako jed­

no z najw ażniejszych zad ań uzna!

on konieczność jak najszybszego ra­

tyfikow ania k o nkordatu, który tak uprzyw ilejow uje Kościoł katolicki w Polsce, spychając jeszcze głębiej w sp o łe cz n y m bycie m .in. Kościoły ew angelickie. Jerzy Buzek naw et nie w spom niał o innych w yznaniach w naszym kraju, n aw et nie w spom niał o społecznym d o ro b k u Kościołów ew angelickich, który także m ógłby posłużyć do kształtow ania sytuacji społeczno-prawnej i w Polsce. Za tym w ydarzeniem odnotow ać trzeba ko­

lejne fakty. Prem ier składa w izytę oficjalną prym asow i Kościoła Rzym­

skokatolickiego. A biskupow i sw e­

go Kościoła? M oże i złożył, chyba że środki przekazu o tym nie poinfor­

mowały, co raczej w ątpliw e, jako że konfesją prem iera interesow ały się dość znacznie. Pierw sza w izyta za­

graniczna, niegdyś przez przed sta­

wicieli PRL składana w M oskw ie, potem p rzez now e w ładze w Rzy­

mie, w ypadła w... Rzymie. D la zła­

godzenia kuriozalnego w ydźw ięku - ew angelicki p rem ier u papieża!, nad an o jej charakter pryw atny. Bo to żona katoliczka, córka też (w praw ­ dzie byw ająca i n a ew angelickich spotkaniach, ale jednak...). Ew ange­

lik nie potrafił córki utrzym ać przy

premiera

sw oim w yznaniu, kto więc rządzi w dom u? Ekum eniczna tolerancja czy też św iatopoglądow a uległość? A w państw ie? Z resztą, czy k ażdy e w an ­ gelik na w ysokim u rzędzie z kato­

lickim w sp ó łm ałżo n k iem m usi je­

chać do W atykanu? G dyby jeszcze rzecz do tego się ograniczyła! Buzek oświadcza, że wizyta dostarczyła m u wiele przeżyć (nie zam ierzam tego kw estionow ać), d ała m u też wiele podniety czy też mocy, nie pam ię­

tam dokładnie, na długi okres, m oże n a całe życie. Wydaje mi się, że ew an­

gelik a k u ra t tego szuka w czym ś innym i gdzie indziej, a nie w n ie ­ o m y ln y ch sądach papieskich. Prem ier w idoczny jest co jakiś czas w tow a­

rzystw ie prym asa katolickiego - nie mówię, by tow arzyszył m u biskup Kościoła Ew angelicko-A ugburskie- go, ale prezes Polskiej Rady Ekum e­

nicznej mógłby. Tymczasem w tele­

wizji (publicznej!), prasie i d z ia ła ­ niach p o lity czn o -sam o rząd o w y ch w zm aga się fala katoliczenia. Jakże tu opuścić tw ierdzę? W arow ny gród jest rzeczyw iście nadal oblężony.

Czas na konkluzje. N a podstaw ie przytoczonych faktów konfesyjną po­

staw ę prem iera Buzka należy okre­

ślić jako indyferentną albo, co najw y­

żej, jako słabą. Nie po to Krzaklew­

ski, o którym mówi się (i chyba słusz­

nie), że czai się do p rezy d en tu ry i chce pociągać za sznurki zza kulis, wybrał na „swojego" prem iera taką osobę, która odbiegałaby swoim dzia­

łaniem i deklaracjam i od jego kon­

cepcji, także polityczno-konfesyjnych!

Vide Wiszniewski. A może Buzek chce spłacić dług za taki zaszczyt, a może uznał, wzorem Henryka IV, że W a r­

szaw a w a rta mszy (oczywiście nie do końca). Obie możliwości świadczyły­

by jednak nie najlepiej o postawie mo­

ralnej . Ktoś w ysunie przypuszczenie:

przyczaił się, a w istocie po cichu po­

praw i położenie mniejszości religij­

nych w Polsce. Po pierwsze, zbyt pięk­

ne to by było, po drugie, najmniejsza choćby aluzja do inności religijnej też by tu wystarczyła - w oficjalnym w y­

stąpieniu, a nie przy okazji i w gro­

nie dziennikarskim . Tymczasem po­

litycznie inne wyznanie jest bardzo na rękę i samej AWS, której katolic­

kiego fundamentalizmu i socjalistycz­

nego program u obawiano się na Za­

chodzie przed wyboram i, i Kościoło­

wi katolickiemu w Polsce, - mogą te­

raz mówić: widzicie, wcale nie jeste­

śmy tacy groźni, jak nas przedstaw ia­

ją! Zapew ne był to jeden z argum en­

tów prym asa z jego św itą podczas w izyty w Brukseli, gdzie rozmawiał nie z Komisją kościelną Unii Europej­

skiej, ale z jej naczelnymi władzami.

P rzez to został zresztą okrzyczany przez ministra Spraw Zagranicznych Bronisława Geremka najlepszym am­

basadorem Polski! W istocie więc rze­

czy taki prenńer jest tylko przykryw­

ką dla rzeczywistego, dalszego proce­

su katoliczenia Polski. Być może on sam tego nie dostrzega, ale kto tego nie dostrzega z zewnątrz, jest po pro­

stu ślepy. S u m m a su m m a ru m , z faktu, iż obecny premier RP jest ewangeli­

kiem, nic absolutnie dla ewangelicy- zm u w Polsce nie wynika i nie należy z jego osobą wiązać nadziei na popra­

wę położenia ewangelików.

Krzysztof R. Mazurski

Naszego parlamentarnego spisu z natury* rozwinięcie.

H senator Mor. mTymuiAW u - pr ww odniczącc k lubu V natoruw • cii Wyborcze) > .lid a n ośc . donek kom uii Z d ro w ia .k o łtu n Rzvczivi i Sportu ora ł om s|i ''p ra u Enugr u H .! ów za Granicą

■ p. .wł Andrzej M \ arczm •. t UVi - członek K, ,ir,is|i Int-gr.Kji E.uropejskiei o r„ / k um H i Cvhivny Srodowi- ska,Z asobów N aturalnych! 1 eśtńcfwa U J U J -o:-

( B poseł ioz n u b i n c y ’ -i hc sou i UVV)--członek Korriisji Polityki Społecznej oraz KomisjrZdrowk

■ p, iwł Edward Wende (UW) - członek Komisji Administracji i bpraw W ewnętrzny,!!, crfont* prezydium komisji (Xlpowieclzialnusci Kondytucyjnej

w .m.w laci.-w-/ ju-wk 7 icl uczt (U W )-członek Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, członek t:: p r ezy di unaTkojitilsji1 .ZdijöjVia (JJjjjjjJ

(yO bJE erzy B t t z e f c if A j f s i y g ę

' ^ P a trz p a źd /w m ik o u t ( iW,7) num er „BiXl"

(9)

Wa wfasmy rachunek

W

raz z rozwojem kapita­

listycznego system u ekonomicznego, opar­

tego przynajmniej w zasadniczych sta­

diach swego rozwoju na przymiotach prywatnej własności, rozwijała się kla­

syczna, jak dziś powiadamy, ekono­

mia. Jednocześnie rozwijała się kon­

cepcja gospodarow ania, która wiele wniosła do politycznej myśli liberali­

zmu. Stąd mówi się o koncepcji libe­

ralnej.

„Ojciec ekonomii politycznej",

jeden z tw órców myśli społecz­

nej kapitalizm u, A dam Smith, tłu ­ maczył sens własności prywatnej, in­

dyw idualnej w następujący sposób:

Człowiek żyjący w świecie realnym, gdzie dobra nie są w dostatecznej obfitości, interesuje się tylko taką działalnością, która faktycznie jest niem oralna. Innych członków spo­

łeczeństwa uw aża za narzędzia za­

spokojenia swoich potrzeb. Ma dwie zasadnicze skłonności - pierw sza to skłonność do w ym iany pow o d o w a­

na chciwością, chęć pom nażania bo­

gactwa, skłonność do oszustwa. Dru­

ga to skłonność do specjalizacji p ra­

cy, aby w ykonyw ać pracę dla siebie łatwiejszą. O statecznie jednak, zda­

niem Smitha, egoistyczne nam iętno­

ści poszczególnych ludzi służą do­

bru całego społeczeństw a. Człowiek specjalizuje swe czynności p ro d u k ­ cyjne i w ym ianę, inicjując tym sa­

mym m echanizm y gospodarow ania pomnażające realne bogactwo w spól­

noty ludzi. Jeśli w szyscy b ęd ą się kierow ać sw oim interesem , to także interes w spólny na tym skorzysta.

Klasyczne rozw ażania łączą istotę i pożytek z własności prywatnej z w ła­

snością środków pracy (maszyn, n a­

rzędzi itp.), tak jak łączą bogactw o z pracą. Źródłem zdobycia i pow ięk­

szenia bogactwa jest praca, a podsta­

wą zw iększenia ilości pracy - ak u ­ m ulacja oraz inwestycje. N am iętno­

ści ludzkie służą więc rozwojowi po­

przez skłonności do podejm ow ania inwestycji, do pow iększania pracy.

Ciekawe podejście do praktyk i inicjatyw ekonom icznych kap itali­

zmu, a tym sam ym do idei własności pryw atnej i przym iotów człowieka gospodarującego, mają

autorzy szukający zw iązków między ideami religijnymi

i ekonomicznymi.

Dotyczy to w pierw szym rzędzie socjologów: Maxa Webera, Lombarta, Tawneya, a także bardziej nam współ­

czesnego ekonomisty K. Bouldinga.

W procesie ewolucji kapitalizmu przypisują oni szczególną rolę w pły­

wom protestantyzm u, jako ruchu re­

ligijnego, jak i wpływom jego zasad etycznych.

Wspomniani autorzy skłaniają się ku poglądow i, że innowacje religij­

ne, dokonane za spraw ą takich ludzi, jak: Luter, Kalwin, Menno Limons, George Fox, John Wesley czy Booth, poprzedziły i utorowały drogę inno­

wacjom w życiu gospodarczym. Jak pow iada K. Boulding: „... gdy obra- zoburstw o raz zwycięża w tej najbar­

dziej tradycyjnej i „świętej" dziedzi­

nie życia, a „wolna inicjatywa" staje się popularna w religii, wówczas duch innowacji przenika w szystkie inne sfery życia". Dlatego szczególną rolę w kreow am u cech właściciela kapita­

łu, w rozwijających się instytucjach kapitalizmu, przypisuje się protestan­

tyzmowi.

Istotną rolę przypisuje się protestantyzmowi

także w kwestii kreowania sposo­

bu gospodarowania. Nie jest przypad­

kiem, że rewolucja ekonomiczna w Anglii w XVIII wieku w dużym stop­

niu była dziełem kwakrów.

Szczególną cechą działań w ła­

ściciela w yrosłego z ducha tradycji pro testan ty zm u jest perfekcjonizm, z tym że, w przeciw ieństw ie do k a­

tolicyzm u, staje się on próbą p ro ­ w adzenia życia pełnego chrześcijań­

skiej doskonałości n a co d zień w św iecie, a nie w k laszto rn y m za­

m knięciu.

W praktyce, jak się okazało, tak pojmowany perfekcjonizm prow adzi do purytanizm u. W praktyce ekono­

micznej prow adzi to do takich cnót jak oszczędność, ciężka praca, wstrze­

mięźliwość, poświęcenie itp. Cokol­

wiek można by stwierdzić o moralnej czy też etycznej stronie tej sprawy, to cnoty te w praktyce życia gospodar­

czego prow adzą do w zrostu produk­

tywności, stymulują skłonności przęd­

ła s a

siębiorcy do akumulacji, w sumie - do szukania pomyślności materialnej.

Ważną ekonomicznie, bo w yzna­

czającą zachowanie właścicieli przed­

siębiorstw, jest protestancka myśl o miłosierdziu rozumianym w wąskim znaczeniu. Ta myśl każe tym, którzy posiedli bogactwo, by traktow ali je jako swoisty kredyt (powiernictwo), który pow inien być użyty na rzecz mniej szczęśliwych. Jak pow iada K.

Boulding, wyrosłe z protestantyzm u idee indyw idualizm u i samopomocy wytworzyły kulturę ekonomiczną, w której tak usankcjonowana indyw idu­

alna własność służy rozwojowi jednost­

ki i społeczeństwa w sposób taki, że recepty na lepszy nie można znaleźć.

Zapoczątkowane w 1989 roku w naszym kraju zmiany

ustrojowe

otworzyły drogę rozwojowi demo­

kracji i wolnego rynku. O d tego cza­

su Polska znajduje się na etapie fun­

damentalnych zmian systemowych.

Trwa proces zmian w kierunku de­

mokratycznego, pluralistycznego, to­

lerancyjnego i otwartego społeczeń­

stwa, w kierunku efektywnej gospo­

darki rynkowej oraz państw a konsty­

tucyjnego.

Chociaż do dziś nie zdecydow a­

no się czy w Polsce powinien funkcjo- nować model anglosaski, europejski czy azjatycki, to jednak główną m y­

ślą towarzyszącą przemianom ekono­

micznym jest myśl o budow aniu no­

woczesnej, konkurencyjnej na św ia­

towych rynkach gospodarki. Te am ­ bitne plany znajdują zrozum ienie i akceptację w śród państw określanych mianem „starych demokracji". Obec­

nie ścierają się w Polsce poglądy opo­

wiadające się za modelem anglosa­

skim lub europejskim . Dla Polski model europejski wydaje się najbar­

dziej atrakcyjny. Przewiduje on tzw.

społeczną g o sp o d ark ę rynkow ą, z rozwiniętym system em dobrobytu i bezpieczeństw a socjalnego, łącząc dominującą własność prywatną z ryn­

kiem opartym na zasadach konku­

rencji.

Szeroko dyskutow ana jest obec­

nie w Polsce rola religii w gospodar­

ce. Nakładem różnych polskich w y­

dawnictw ekonomicznych ukazują się

publikacje dotyczące różnych aspek­

tów oddziaływania religii na gospo­

darkę. M odny dzisiaj jest tem at etyki biznesu czyli sposobu prow adzenia interesów w zgodzie z własnymi prze­

konaniam i np. religijnymi m ogący­

mi w efekcie poprawić wyniki eko­

nomiczne.

Coraz wyraźniej pojawia się ostat­

nio

problem etyki w polskiej gospodarce

Coraz częściej dostrzega się ko­

nieczność istnienia zasad i norm w praktyce życia gospodarczego. Myślę, że potrzebę etyki w polskiej gospo­

darce dostrzegają zwłaszcza ci, którzy swoją działalność gospodarczą widzą w dłuższej perspektywie czasowej.

W kw estii etyki gospodarczej głos zabierają także Kościoły. Poja­

wiają się bowiem zasadnicze pytania.

Należą do nich m.in. pytanie o m o­

del rodziny w gospodarce rynkou/ej, odpowiedzialność za słowo, poszano­

w anie cudzej własności i cały szereg innych pytań wynikających z obser­

wacji naszej rzeczywistości.

Kształtującej się polskiej gospo­

darce rynkowej z pewnością przyda­

dzą się myśli i wartości jakie zawiera w sobie ewangelicyzm.

Ewangelicyzm promuje bowiem wychowywanie światłych, odpowie­

dzialnych, samodzielnych, gospodar- nych i miłujących swoje rodzinne stro­

ny obywateli. Ewangelicyzm chce za­

wsze budować na solidnym fundamen­

cie, za który uznaje Słowo Boże. Wszel­

kie swoje wysiłki motywuje religijnie odnosząc je do Pisma świętego. Umiło­

wanie Bożego Słowa jest tym, co w pol­

skiej rzeczywistości wydaje się szcze­

gólnie poważną ofertą. Od czasów Re­

formacji w części Europy pod wpływem Pisma świętego powstały nowe typy zadrowań społecznych. Społeczeństwo dośw iad czy ło jakby „pow tórnego chrztu" przeżywając swoiste catharsis.

Polaków natomiast bardziej fascynowa­

ła literatura i spuścizna intelektualna antyku niż Pismo święte i dyskusje o zbawieniu. Polska przeżyła Reforma­

cję bardziej w sferze politycznej, jako kwestię ziemskiej sprawiedliwość. Dzi­

siaj otwiera się przed Polską szansa na ponowne odkrycie wartośd Bożego Sło­

wa. Sprzyja temu obecny w polskiej rzeczywistości ewangelicyzm. Może on wpłynąć na ludzkie postawy w działa­

niu na własny rachunek....

Ks. Cezary Królewicz

(10)

W setną rocznicę śmierci dr Andrzeja Gnciały

Poczciwy £yw@t „kamizclllkcfzm99

18 lutego 1898 r. zgasi d r Andrzej Cinciala. Jego doczesne szczątki zło­

żono na now ym cm entarzu ew ange­

lickim w Cieszynie. Z jego odejściem z a m k n ię ta z o sta ła k a rta dziejó w pierw szych pionierów polskiego o d ­ rodzenia narodow ego na Śląsku Cie­

szyńskim. N ekrologi były skromne.

Szybko o nim zapomniano! Pod na­

m ow ą ks. Franciszka Michejdy, zięć, dr Jan Bystroń w ydał w 1900 r. wybór

„Z pam iętnika Dra Andrzeja Cincia- ły", w którym odrzucił „ (...) w szyst­

ko, co nie miało większego znaczenia dla ogółu i wszelką krytykę osób jesz­

cze żyjących". Było to w ydaw nictw o Politycznego Towarzystwa L udow e­

go w Cieszynie, a dochód ze sprzeda­

ży 95-stronicow ej książeczki został przeznaczony na Polski Dom N aro­

dow y w Cieszynie. Uroczyste otw ar­

cie D om u (którego już Cinciala nie doczekał) nastąpiło w 1901 r. Pełne w ydanie „Pamiętnika Dra Andrzeja Cinciały", zrealizow ane p rzez Wy­

daw nictw o M uzeum Śląskiego w Ka­

towicach ukazało się dopiero w 1931 r. N a jakiś czas rozgorzała dyskusja wokół w ydanego „Pamiętnika", któ­

ry naruszył utrwalające się poglądy, po czym znów Andrzej Cinciala p o ­ szedł w cień, jeśli nie całkowitego za­

pom nienia, to zaniechania, i to tak dalece, że jego mogiła o m ało nie ule­

gła kasacji, W ydaje się, że dopiero setna rocznica jego śmierci pobudziła wiele ośrodków do odśw ieżenia p a ­ mięci o postaci Andrzeja Cinciały. Ma on swoje miejsce w obszernym roz­

dziale dopiero co wydanej książki dr.

E dw arda Buław y „ Pierwsi szerm ie­

rze ru c h u n a ro d o w eg o na Śląsku Cieszyńskim" (Cieszyn 1997, s. 68 - 120). D łuższy artykuł o Cinciale za­

mieścił także „K alendarz cieszyński"

na 1998 r. Z kolei cieszyński oddział Polskiego Tow arzystw a Ewangelic­

kiego obok wieczornicy przym ierza się do uczczenia Cinciały tablicą p a ­ miątkową. Dochodzą też wiadomości o przygotow yw aniu sesji naukowych m. in. w Cieszynie i w W arszawie.

Być może pojaw ią się kolejne cenne w ydaw nictw a, już nie tyle o sam ym Cinciale, co o tym, co po sobie pozo­

stawił.

iVtVtV

A ndrzej Cinciala u ro d ził się w podcieszyńskiej wiosce, w Kozakowi- cach Górnych, 8 czerwca 1825 r. Spo­

śród dziewięciorga dzieci Andrzeja i A nny z Rańdów, chałupników gospo­

darzących n a niew ielkim k aw ałku gruntu, przeżyło dzieciństw o tylko pięcioro. Ojciec stracił zdrow ie, słu­

żąc 14 lat w armii cesarskiej, m atka dorabiała grosza tkactwem i szyciem.

Mimo, że nie przelew ało się w dom u, przecież postanow iono, że m ały

Andrzej po szkole podstawowej pójdzie

na dalsze nauki

Dla zaoszczędzenia kosztów zapi­

sano go do trzeciej klasy Gimnazjum Ewangelickiego w Cieszynie. Przygo­

towanie domowe okazało się niewystar­

czające. Andrzej z największym trudem stawiał czoła wymaganiom szkoły, bo przecież nie lada wysiłkiem było opa­

nowanie niemieckiego, który był języ­

kiem wykładowym. Po trzech latach, w 1842 r. Andrzej opuścił gimnazjum.

Być może schorowany ojciec nie był już w stanie łożyć na syna. Wkrótce zresztą zmarł. Andrzej, z rekomendacją „rech- tora" ks. Gustawa Kłapsi udał się do Krakowa, gdzie uzyskał pracę w księ­

garni Friedleina. N iedługo tu bawił, gdyż opiekun wyrzucił go z księgami za to, że zataił przed nim otrzymanie niewielkiej sum y od matki. Opiekun bowiem nie dopuszczał, aby praktykant dysponow ał jakimkolwiek groszem.

Wródł zatem Andrzej Cindała do domu, z największym trudem zdobył pracę w charakterze kancelisty i posługacza u dorobkiewiczów w majątku ziemskim

w Kaczycach Dolnych, a potem Gór­

nych, ale i tu rychło podpadł. Już w ów ­ czas Andrzej Cinciala spisywał swoje przeżycia i czytał, a mógł robić to do­

piero późnym wieczorem. P rzydłu­

gie świecenie lampy naftowej było po­

dejrzane. I znów Andrzej został wypro­

szony za bramę, gdy okazało się, że w dzienniku są niezbyt podilebne opinie o gospodarzu. Jakiś czas Andrzej Cin­

dała przepisywał dokumenty u niemiec­

kiego adwokata di". Jana Demela, wresz­

cie udało m u się uzyskać pracę w kan­

celarii notarialnej u burmistrza dr. Lu­

dwika Kluckiego.

Wówczas nastąpił zasadniczy zw rot w życiu m łodego

Cinciały,

któremu dotychczas dotkliwie do­

kuczała bieda m aterialna, a także d u ­

chowa. N ow y mecenas okazał się bo­

w iem człowiekiem światłym, rozgar­

niętym, jako M oraw ianin miał zupeł­

nie inne podejście do kwestii narodo­

wych, a przede w szystkim miał bo ­ gatą bibliotekę, także z tytułam i pol­

skimi i sprow adzał wiele pism . Miał też przez swoje biuro szerokie kon­

takty z ludźm i, rów nież z Polski. Po­

trzebny m u był „tutejszy" pom ocnik biurowy, potrafiący się rozmówić i na­

pisać p o polsku stosow ny dokum ent dla klienta. A tu okazało się, że on, zw ykły „kam izelkorz" (od noszonej przez chłopskich synów kamizelek) stał się „szkopyrtokiem" (oportunistą, renegatem ), który z językiem ojczy­

stym, szczególnie w piśm ie nie najle­

piej sobie radzi. Perswazja dr. Kluc­

kiego okazała się n ad er skuteczna.

Jak napisał Cinciała, od 12 X 1845 r.

pfeBä© poswlecffifflc säla la ö a wJ^JsMeg«. . ;

Wydawca: IBsv ŁsadwiSc K la e k S » '. . ..a -A.,,,. ■

M. Ssy Maja 1S48> Bok pierwszy.

W ycbodai co sobota je d e a pólarkosz w S '^ ”. P n ę d p le ta rocxnia 3 ryński, p ó łm csm a S cyńjwti^ kwarteliifl 8 0 k rajcaró w m. ko o w . ,*(

JSracIa!

Pekruw czarny ob-fok, ktury przez sdilecia niebo jasne z a - Ufaniał, zab łysn ęło słońce wolności i ciemność straszna znika.

D ługością spali Bracia jnoi, a długo .spać niezdrowo: — są-siedzi wasi dawnej się p rz eb u d z ili, uprzedzili sło ń ce, uprze­

dzili jutrzenkę, rzucili sss do prace i już sa daleko naprzód, podczas wy się- dopiero obudzacie. Twardy isen kleił o c ż y ; w asze, a z tego snu któż w as przebudził? Niektórzy z synów waszych, którycheśeie nät to ustanowili, przebudzili się w praw­

dzie, lecz któryż z a w o ła ł aa. wass o c a c c i e się,? Gi praco­

wali dla siebie i mówili- niech tam spój, dobry jest d is nieb odpoczynek. Lecz oto, g ło s Jirchanmoła wolności i o wasz kraj się obi-r, i was do oświecenia się pobudził. Niemieszkajcież więs bracia raili użyć tej przyie-żytości, rzuccię, się wspólnie do.

■pracy, prsebudsajcie jeszcze spi|»ycb, napominajcie i zachę­

cajcie ith przykładem waszym; długi jest dzień, dożo możemy pracow ać, a g d y pilni i wytrwali będziemy, dagoisiemy na­

szych 33&iadt>w, pntedbtegntemy ich nawet, gdy ci już wysiloni prseaiau.y oracować.

o d stlk J abitdŁttt w as bracia do życia,.a. to do życia . duskrwsego, bo dotąd żyliście więcej cieleśnie jak duchownie, . gtrayatanie życia i inne cielesne rzeczy były dotąd najwyższym

ceient waszym; lecz poważcie że też i dusba macie, ducha nie- śmfertelnsgo, a że ten (eż pokarmu potrzebuje.

Czytajcie Tygodnik z pilnością, będzie ou zawierał to, czego koaieezn&'-poftsebajede, aby- wpa. nieco pouczyć o gospodar­

stwie, o fitli, o ogrodnictwie, o dobytku, aby was obznajotnie

8

Cytaty

Powiązane dokumenty

cych w ykonań, przybliżyła to co dzieje się na świecie i pokazała nowych twórców.. Do zobaczenia w przyszłym

tają się: „Jeśli jesteś Boże, to kim jesteś?" To nie jest takie łatwe, tego trzeba się nauczyć. A potrzeba wiele cierpliwości, aby nauczyć się rozmowy z Bogiem. I

łobną po śmierci ojca - „Nie zawsze wiem y dlaczego coś się dzieje, czasami jest to po prostu wola boska i należy ją przyjąć" - ripostuje

Do takiej perspektywy możemy dążyć, ale też nigdy nie uda nam się sprowadzić wszystkich przejawów religii i religijności do jednego wspólnego mianownika.. Obiektywizm wyraża

n ia. To jest realne niebezpieczeństwo i dlatego ta rocznica m oże okazać się kłopotliwa.. Kościół na swych drogach musi, niejednokrotnie, przeciwstawiać się tem u

no w pomnik Gizewiusza. przekształciła się w świecką księgę. Również na dzisiejszym pomniku zabrakło - rzecz godna ubolewania - symbolu chrześcijańskiego. Były to

pejskiej, ani nie w yrzeka się w skutek takiego kroku swej w iary (religijnej), ani nie jest do tego zm uszany.. N ie

kiedy czujesz się opuszczony przez Boga i świat, życzę Ci dzwonka przy bramie..