Aureli Drogoszewski
Czy "Sybilla" jest echem "Ruin"
Volneya? : (na marginesie badań nad
Woroniczem)
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 26/1/4, 1-22
A . DROGOSZEW SKI.
CZY „SYBILLA“ JEST ECHEM „RUIN“ VOLNEYA?
(Na m arginesie badań nad W oroniczem).
W r. 1913 W ładysław Ćwik ogłosił w Pamiętniku literackim. rozpraw ę p. t. Wpływ „Ruin“ Volneya na „Sy^illę“ Woronicza. W ynik dochodzeń był fataln y dla poem atu i jego tw órcy, gdyż Sybilla została uzn an a za niezdarną przeróbkę Ruin, bo gdy „oryg in ał je st jasny, przejrzysty... kopja jasność tę gm atw a niepotrzebnem w ałkow aniem szczegółów podrzędnych i in te r polacjam i, bez żadnego sm aku um ieszczonem i“ (str. 445). Su row y ten sąd godzi rów nież w przyzn iw ane zdaw iendaw na stanow isko W oronicza w literatu rze. „Sądy dotychczasow ej k ry ty k i naszej o W oroniczu, jako sam odzielnym tw órcy poezji wieszczej w Polsce... nie będą się m ogły o s ta ć “ (ibid.).
W rozw ażanie sp raw y znaczenia Sybilli i jej tw órcy w da w ać się nie będę. Zadanie m oje sprow adza się jedynie do w y kazania, że a rg u m e n ty a u to ra nie dostarczyły p odstaw y do re wizji ogólnego sądu o W oroniczu, gdyż teza o w pływ ie Ruin na Sybillę je st zupełnie błędna. G dybyśm y to udowodnili, u pad ły b y sam e przez *się zarzuty szczegółow e, że to a to W o ronicz „n iep o trzeb n ie“ rozszerzył czy w ałkow ał, tam to in te r polował, coś „niep om iern ie“ skrócił, jeszcze coś om inął.
P rzy k ra jest polem ika z autorem , który bronić się nie może. Pow ażnego pracow nika na polu lite ra tu ry pochłonęła śm ierć. Tezę przecież należy rozw ażyć dokładnie, gdyż zn a lazła nieuzasadnione u zn anie w literatu rze naukow ej. Będę się więc sta ra ł u su n ąć w szelkie ak cen ty osobisto-polem iczne. W ażkość jed n ak argum entów , m ających uzasadniać tezę, m usi być spraw dzona.
Zdanie o zależności poem atu polskiego od Ruin — jak zaznaczyłem — ugruntow ało się, chociaż z pew nem i, nie dość określonem i zastrzeżeniam i. Świeżo prof. Ign. C hrzanow ski w rozpraw ie Idea mesjaniczna Woronicza (Studja staropolskie, księga ku czci A leksandra B riicknera, p rzypisek n a 2-ej
4 1. ROZPRAWY. — A. D rogoszew ski.
I znów pow raca ten sam m otyw :
Wy przecie, niepam iętni na wyroki św ięte, R ozw odzicie m rukliwie żale nieujęte, Jak gdybyście na pastwę ucisku oddani.
N astępuje d łu g i wywód „stałego w ątk u“ i „wyroków św ięty ch “
Niebaczni ! n ie są głuche te górne sklepienia Na odzow ny szczęk w aszych kajdan i jęczenia 0 m ałow ierni Twórcy waszego czciciele, Jak czcicie go niegodnie i znacie niew iele. Możeż on o was...
Zapom nieć ch oć na ch w ilę? Albo na lo s rzucić?
Dlaczego nie m oże? Gdyż istotą jego je st litość... W szelka żyw a istność z niego właśnie czerpie litość i miłość. I jeszcze jedno — Bóg je st spraw iedliw y i karze za zbrodnie.
Czytajcie w jego księgach prawdę zapisaną, Jak On, w idząc pierwszego człeka krew przelaną, 1 zabójcę i ziem ię zabójstwem zelżoną,
N apiętnow ał przekleństwa kaźnią niecofnioną. A tyle srogich mordów, ty le ciał zabitych,
Rozszarpanych wściekłością, piaskiem niepokrytych, Te krzyw dy, przyzywaniem zem sty ujękane, Na setn e pokolenia w skutkach sw ych przelane, « On li puści bezkarnie?...
I w reszcie ludzie nie pam iętają, że Bóg jest W szech m ocny :
Równo jego kosztuje, czy św iat now y tworzyć,
Czy tym kazać wstać z grobu, których chciał umorzyć.
Oto ta k się przedstaw ia stały porządek w szechśw iata. Na imię m u o p a t r z n o ś ć . W ieczne czuwanie nad św iatem , nie u stająca ing erencja bóstw a. Taki „w ątek jestestw swoich“ trzeba poznać, i należycie, godnie czcić swego Twórcę i Opiekuna.
A kiedy rządzą światem te prawdy n i e m y l n e , N i zachw iać ich zdołają pociski bezsilne...
W iersz drugi zaw iera aluzję do filozofji wieku, negującej udział siły wyższej w nadaw aniu (jednorazow em , doraźnem) k ieru n k u spraw om św iata, biegowi rzeczy ludzkich.
Istotnie, filozofje Volneya i W oronicza są biegunow o sprzeczne. M ożnaby tu mówić nie o uleganiu wpływowi fran cuskiego m yśliciela, lecz o polemice z nim Woronicza. Przy puszczenie jed n ak takie jest zupełnie zbyteczne, gdyż W oro nicz niejed n ok ro tn ie w wypowiedzeniach się swych pow staw ał przeciw błędnym , jak uważał, m niem aniom współczesnej myśli filozoficznej. A czynił to już w tedy, kiedy, jak się przeko nam y, R uiny nie b y ły jeszcze ogłoszone drukiem .
I. ROZPRAW Y. — Czy „Sybille“ je s t ech em „R uin“ V o ln e y a? 5
U zupełnieniem koniecznem historjozofji powyższej jest roz w iązanie zagadnienia, jak pogodzić z zasadą opatrzności klęski, spadające na Polskę. Odpowiedź łatw a.
Gdy na ojca i rządcę ta nie spada w in a, M iędzy wam i być m usi źrzódło i przyczyna.
P rzyczyn ą zaś jest to, że potom ni odrodzili się od swych cnotliw ych ojców.
Jakiż dziw, że od szczepu odrodne gałązki Straciły im ię jego, soki i zaw iązki.
I za to spotkała potom nych k ara. A ręk a karząca — to ręka Boska. W ięc znow u całe ujęcie je s t inne, niż u V olneya. U tego ludzie sami są przyczyną sw ych nieszczęść, gdy ule gają nam iętnościom i nie sto su ją się do odw iecznych praw — swej n a tu ry i otoczenia. U W oronicza — za zboczenie z p ra wej droki — k arząca ingerencja boska.
Żeby zestaw ić we w szystkich szczegółach system obu a u torów, należy jeszcze porów nać pojęcie w iny u jednego i d ru giego. Podobieństw o m iędzy poglądam i obu m ożna u p atryw ać, dopóki będziem y m ieli na w zględzie tylko sam ą zasadę — winy w łasnej, sprow adzającej na ludzi nieszczęście.
Jeżeli zaś w eźm iem y pod uw agę nie ogólną zasadę w iny, lecz k o n k retn e jej w skazanie, okaże się, że m yśli V olneya są obce W oroniczowi. M ianowicie, w edług V olneya nieszczęścia ludzkie w ypływ ają ze ślepoty na jasn e św iatło rozsądku w sku tek zm ącenia go przez nam iętności, z ncisku religijnego, z m ar notraw stw a dobra publicznego przez despotów , z w alk ary sto kracji z dem okracją. W oronicz nie m ówił nic i mówić nie mógł 0 ucisku religijnym , n arzek ał na m arno traw stw o , ale szlachty 1 panów, któ rzy dobra publiczne trw onili, w yry w ając je z rą k królów, nie pow staw ał przeciw despotyzm ow i, lecz ow szem , pragnął w zm ocnienia w ładzy k ró lew sk iej; nie istn iała dlań kw estja walki arysto k racji z dem okracją, nie by ł zresztą szer m ierzem zdrow ego rozsąd ku . Gdzie w spólność?
Jeżeli oba sy stem y pojęciowe, V olneya i W oronicza, wy łączają się w zajem nie, czy jed n ak nie należy u p atryw ać w roz m yślaniach genjusza ru in pobudki do sform ułow ania w Sy- billi historjozofji innej w praw dzie, ale dotyczącej tego sam ego p ro b le m atu ? Z pew nością nie, w szystkie bowiem elem enty koncepcji W oronicza, skądkolw iek mu przyszły, były jego w ła snością, zanim pow ziął zam iar n ap isan ia poem atu.
Oto dowody. Jeżeli w Sybilli uw aża au to r cnotę za pod staw ę istnienia p ań stw i narodów , jeżeli „od szczepu odrodne gałązki“ m uszą stracić „im ię jego, soki i zaw iązki“:
Gdzie św ięte jej (cnoty) korzenie soku nie sięgają, Tam leg ły jedne państwa, a drugie konają.
6 I. ROZPRAW Y. — A. D rogoszew ski.
to podobne p rzekonanie w yraził przed w ielu laty (w r. 1782) w p an eg iry k u na cześć bisk. poznańskiego O kęckiego. Chwali go za to, że dojrzał „źrzódło, skąd się zguba ro d zi“, dojrzał,
Że nic warte prawa i statuty,
Kiedy g ru n t serca w ziom kach jest zatruty.
(z rękopisu). Działalności O kęckiego, skierow anej ku zaszczepieniu cnót i czystych obyczajów, przypisuje a u to r wręcz cudow ne skutki. Stąd rodzi się oczekiw anie ogólnej popraw y położenia kraju. Jeżeli się oczekiw anie jeszcze nie spełniło, widocznie „bieda n asza być m usi c h ł o s t y Twej (Boga) o statk iem “. C hłosta na tu ra ln ie spada za winy, tego w łaśnie naucza Okęcki.
My z płaczem prosim Boga o pogodę, Ty nas nauczasz, że z n a s m a m y s z k o d ę .
Jakież to w in y ? Ach te, o k tó ry ch p raw iła wciąż cała lite ra tu ra stanisław ow ska. Poglądy W oronicza w tym w zględzie s ą jej echem.
W idzieliśm y już, że nie są to w iny Volneyowskie. M yślicież, żeście l o s u ś l e p e g o igrzyskiem
I w cale obojętnem Niebu w id o w isk iem ?
w oła w różka w Św iątyni S yb illi.. Poniew aż i genjusz ru in u V olneya przeczy panow aniu fatalności nad człow iekiem , nie zbędną jest rzeczą rozw ażyć, czy tę sam ą treść w kładają obaj autorow ie w ten term in „ślepego lo su “, i czy w reszcie tak ie czy inne rozum ienie u W oronicza w ypływ a z lek tu ry Ruin. Co do Volneya, wiemy, że niem a ślepego losu, jeżeli człow iek sam może rządzić swoim przeznaczeniem .
A W oronicz? Znowu cofniem y się daleko wstecz, nietylko od Sybilli (1801 roku) ale naw et od Ruin (1791). W dn. 23 m aja 1790 r. tak poucza W oronicz sw ych parafjan w Liw ie: „Dajcie św iadectw o tej praw dzie wy sam i, izali skw ierk, la m ent, narzekanie, nędza, ucisk i utrap ien ie domów, ulic i za gród naszych nie po zaleg ały ? . . . Ach gdybyć tu k tó ry z nad- dziadów waszych, przed dwom a sty lat w tych m ogiłach po- grzebiony, ożył i ro zp atrzy ł się, izaliby nie zaw ołał z P ro ro k iem : Spustoszenie spustoszenia, i obrzydłość spustoszenia. Przytaczajcie jakie chcecie przyczyny tego żałosnego upadku, ow e rab u n k i i przechody n ieprzyjacielskie, owe pom orki, p o żary, gradobicia, owe na o statek uciski i w ycieńczenia przez nielitościw ą zw ierzchność, w s z y s t k o t o p r a w d ą b ę d z i e ; ale p ytam was, w czyichże ręk u te plagi i chłosty złożone były, jeżeli nie u tego, któ ry mówi : W ręku moich są chłosty na grzeszników ? N ie z d a r z e n i a i p r z y p a d k i k i e r u j ą l u d ź m i i ś w i a t e m , j a k n a m b e z b o ż n i m ę d r k o w i e g w a r z ą i p l o t ą ; nie w ydrą oni przecie Bogu p ano w ania nad nam i, bo my, w ierząc w prostocie ojców naszych,
I. RO ZPRA W Y. — Czy „Sybilla“ je st eohem „R uin“ V o ln e y a? 7
że bez woli jego ani włos nam jeden z głow y nie spadnie, z ap y tajm y się raczej, jak ą on m iał przyczynę gniew u swojego, iż niety lk o upad ek wsio w i m iasteczek, ale c a ł y c h n a r o d ó w p rze z n a cz a ? “ (K azania, Kraków, 1845 str. 90—1).
W idoczna, że Volney, gd yby go W oronicz znał (a w tym czasie n a w e t znać nie mógł, jeżeli zestaw im y daty), byłby w oczach jego „bezbożnym m ędrk iem “, k tó ry usiłow ał w y drzeć Bogu panow anie nad św iatem . Mamy tu okaz polemiki z filozofją w ieku n a podstaw ie w ierzeń dogm atycznych. M amy w reszcie w yjaśnienie pojęcia l o s u , owe n a tu raln e „zdarzenia i p rzy p ad k i“, n a tu ra ln e pow iązania przyczyn i następstw , k tóre są jed n ak f o r m ą o b j a w i a n i a s i ę o p a t r z n o ś c i . Z w yo brażeniem biblijnem bezpośrednich rządów boskich kojarzy się tu w sw oisty sposób determ inizm zjaw isk. D eterm inizm je s t faktem . „W szystko to praw dą będ zie“. „ A l e ...“, i tu zachodzi podporządkow anie przyczynow ej konieczności uk rytej sile w yższej... J e s t to j u t zupełnie skry sztalo n a podstaw a k o n cepcji Sgbilli. Spostrzegam y, jak w te sam e nieraz słow a: los, odw ieczny ład, w iny ludzkie, V olney i W oronicz w kładają treść w yłączającą się. A stw ierdziliśm y, że a u to r Sgbilli naw et s ł ó w nie pożycza od au to ra Ruin.
Gdy sta ra ł się sw ą „opłakaną p a ra fję “ nakłonić do po ku ty w r. 1790, za p rzykład jej staw iał W oronicz sku tki gniew u bożego n aw et dla „całych narodów “, nietylko dla „wsiów i m iasteczek “. Lecz w tym czasie co do przyszłości Polski b ył najlepszej m yśli. W szak to była epoka sejm u w ielkiego, k tó rego p racy oddaw ał W oronicz w szystkie sw e sym patje. Ale oto przyszła klęsk a ostateczna. Rozpoczynając swą pracę p a ste rsk ą w K azim ierzu nad W isłą (3-go sierpnia 1800 r.) widzi w ru in ach m iasta, świadczących o m inionej św ietności, sym bol ru in ojczyzny. Pow tarzając więc niem al dosłow nie swe roz m yślania z przed 10 laty, czynić będzie aluzje do nieszczęść ogólnych. „Tenże to jest sław n y K azim ierz...? ...N iestety! od m ieniło się w szystko A jeżeli nieszczęście widzicie... nie będzież godna rzecz zapytać się, co za przyczyna tych stra sz nych odm ian, k tó re was od sław y, znaczenia, pom yślności przodków waszych, ta k daleko o d su n ę ły ? Przy wódźcie jakie chcecie przypadki i zdarzenia, owe wojny, głody, pow ietrza, pożary, uciski i gnębienia m ocniejszych, w szystko to p raw dą będ zie; ale pytam was, w czyichże ręk u te chłosty i bicze ro dzaju ludzkiego są złożon e...?“ Ach, nie szukajm y indziej... tej fatalnej nici i k łęb k a nieszczęść naszych, k tó re n a s z p o - z n a k ą i i m i e n i e m p o g r z e b a ł y , jak w sam em źródle i początku w szystkich rzeczy. Zostaw m y te dom ysły i poli ty czne rozum ow ania błędnym bez znajom ości Boga praw ego narodom , które jak dzieci, patrząc na zegar, dziw ują się ro z m aitym kół obrotom , a nie p y taią o tę tw órczą ręk ę, k tó ra te n zegar zrobiła i n a k rę c iła “ (Kazania 1845, str. 370—71)
8 I. ROZPRAW Y. — A. D ro g o szew sk i.
„... wy, w ybrani przez w iarę synow ie św iatłości ! wy, u lub ione dziatki tego ojca w niebiesiech !... m ożecież pom yśleć na m o m ent, aby ten ogrom nieszczęść, pod któ rym stękacie, b y ł sku tkiem ś l e p e g o t r a f u i p r z y p a d k u ? {ibid. 371). Tak w ięc to znow u zbieg n atu raln y ch p rzy c z y n : w ojny, pow ietrze, ucisk, i t. d. w yw ołał u p ad ek m iasta — a nietylko m iasta, jeśli kaznodzieja woła, iż one „nas z poznaką i imieniem po g rz e b a ły “. Lecz byłb y to ślepy tra f i p rzy pad ek, gdyby nie istniała u k ry ta przyczyna, w ypływ ająca ze źródła i poc?ątku w szystkich rzeczy. Kółka zegaru oczyw iście dokonyw ują obro tów w edług p raw m echanizm u, do k tórego należą, ale ów m e chanizm został przez kogoś stw orzony — a niety lk o stw orzony; trzeba go było jeszcze w praw ić w ruch... Od iatalizm u p rzy czyn i skutków V olney odw ołuje się w prost do woli i ro z sądku człow ieka, w yłączając interw en cję n adprzyrodzoną. W o ronicz odw ołuje się do zam ierzeń Isto ty najw yższej. M echanizm zaś bądzie puszczony w ru ch w tym czy innym kieru n k u od pow iednio do tego, czy człowiek będzie w zgodzie z Bogiem (czy dotrzym a m u p r z y m i e r z a ) , czy też nie.
W stępne k azanie kazim ierskie było w ygłoszone w7 przed dzień Sybilli. Pom ysł jed n ak tego poem atu, rozw ijającego om a w iany tu sy ste m at m yśli, jeszcze nie pow stał był u W oro nicza, gdyż P uław jeszcze nie znał, albo przynajm niej był tam bardzo świeżym gościem . Z listu ks. A dam a C zartoryskiego do sy na z dn. 8 lipca 1800 widać, że w P uław ach W oronicz w tedy jeszcze nie był zn an y ; z n astęp n ego dopiero listu (z dn. 18 w rześnia) dow iadujem y się, że stosunki zostały naw iązane (L. Dębicki, P uław y, t. 3. str. 73—4). S y stem at jednak już jest, chociaż niem a jeszcze Sybilli, na k tó rą m iał oddziałać Volney.
Zarówno w k azaniu liw skiem , jak i kazim ierskiem , W oro nicz n ak łan iał do pokuty. Mówił w ięc o karzącej ręce boskiej. Lecz w Sybilli m iał zam iar podw ójny: w yjaśnić przyczyny upadku — i dlatego mówi o karzącej ręce boskiej. Ale i po cieszyć: więc położyć m usi nacisk na litość i potęgę Boga. Ze stro n y n aro d u m usiał być spełniony w a ru n e k : „skoro więc z Nim się now em przym ierzem złączy cie“. A w tedy pow odo w any z jednej stro n y litością, z drugiej spraw iedliw ością (gdyż ci, co gw ałtów dokonali, m uszą być u k aran i), w szechm ocny Bóg w ydźw ignie n aród z otchłani, a n aw et uczyni go potęż niejszym : już to będzie nie Troja, lecz Rzym. Mechanizm w y padków , zeg ar z koniecznym obrotem sw ych kół odpowiednio będzie popchnięty, czy też skonstruo w any .
Z upełnie je st rzeczą widoczną, że czy to poszukujem y, przyczyn nieszczęść n aszych (kara), czy też ożywieni jesteśm y nadzieją (łaska), zaw sze trzy m am y się tego sam ego pojęcia opatrzności i tego sam ego sto su n k u jej do biegu w ypadków , do określonego w przyczynach i sku tk ach m echanizm u
(ze-I. ROZPRAW Y. — Czy „Sybilla“ je st echem „R uin“ V o ln e y a? 9
garu), pozostajem y zaś poza obrębem w yobrażeń Volneyow - skich. Co więcej, należy stw ierdzić, że w szystkie te elem enty w odpow iedniem połączeniu m am y już w utw orze, w cześniej szym od Sybilli, w cześniejszym n aw et od kazania kazim ier skiego, bo w Zjawieniu E m ilki (z r. najpraw dopodobniej 1796). Z tego w łaśnie utw oru odpow iednie ustęp y , zaw ierające re fleksje o sto su n k u Boga i Polski, zostały często żywcem do Sybilli przeniesione, niekiedy tylko ulegając pew nym , sty lo wym w yłącznie, m odyfikacjom . Co w Sybilli mówi w różka, tam w ygłasza duch zjaw ionej Emilki, a w obrazie pow stania K ościuszki przedstaw iona je st Ręka, zarów no dźw igająca i k a rząca, jak o potrącająca kółka zegaru — w brew m niem aniom staty stó w , w ierzących jedynie w ob ro ty kół.
W ionął nagle z Krępaku w ietrzyk niespodziany, £W stał jeden z kości w aszych, z piasku bicz ukręcił,
I byłby nim Prawicę W szechm ocną w yśw ięcił, Gdyby tej na grom zbrodni w \ mierzonej strzały, W asze w łasne, n iestety ! zbrodnie nie wstrzym ały.
W ytknąw szy z a ś* te zbrodnie („nieprzylepne do g ru n tu z a sa d y “), p oeta d o d aje:
Jakiż dziwr, że w tej m atni z zamiarem niesfornej Um knął Bóg uczestnictw a i ręki podpornej ?
To w ykrzyknienie, w zastosow aniu ogólniejszem , przej dzie do S yb illi: „Jakiż dziw, że od szczepu odrodne ga łą z k i“ i t. d.
Tak więc u m k nął Bóg uczestnictw a i ręk i podpornej w sk u tek zbrodni popełnionych w św iętem dziele obrony n ie podległości. Skąd te zbrodnie pow stały ? Między innem i ze sto sow ania „nieprzylepnych do g ru n tu z a sa d “ ; a te znow u z p rze konania, że w ystarczy poznać dostatecznie m echanizm ze w n ętrzn y zjaw isk. Jakiż błąd !
Lecz w y na wspak, n ie Jego m ocą i ram ieniem , A le w szystko m ierzycie w aszem czczem marzeniem . Na w asze się statysty błędne oglądacie,
I onym zaufaw szy, z nim i w dół wpadacie. O niebaczni! ich wróżby kółkiem są zegaru, Pilnującem sw ych karbów, szyku i wym iaru, Lecz ten zegar nie pójdzie, ni w skaże wiernie, Jeśli go Mistrza ręka nie trąci m isternie.
Cóż za dziw, że w układach w aszych zzuchw aleni, Lada wiatrem znikacie, na w iatr rozdm uchnieni?
Minie pokolenie, a oto ktoś inny, w iększy od W oronicza, pow tórzy porów nanie i nada mu to sam o znaczenie.
...Św iat ten jest bez duszy? Żyje: lecz żyje tylko jak kościotrup nagi Abo jest to coś nakształt w ielkiego zegaru. Który obiega popędem ciężaru?
10 I. ROZPRAW Y. — A. O rogosaew ski.
Tylko nie w iecie, kto zaw iesił wagi. O kołach, o sprężynach rozum w as naucza, Lecz nie w idzicie ręki i klucza !
Ja k aż będzie konkluzja z dotyczasow ych rozw ażań i ze sta w ie ń ? Oto: cała historjozofja Sybilli, tak różna i sprzeczna z historjozofją V olneya, posiada głębokie korzenie w bardzo daw nych w ypow iedzeniach się W oronicza; całkow ite zaś sfor m ułow anie i zastosow anie jej do losu Polski i do jej przyszłości znajduje się w Zjawieniu Em ilki — stam tąd w form ie nie zm ienionej p rzeszła do Sybilli, tak, że całe u stęp y z wcześniej szego u tw o ru zostały wcielone do późniejszego. A o tym w cześniejszym u tw orze nie mówi się przecież, żeby był od Ruin zależuym . T rudnoby też było tu jakiegoś pokrew ieństw a się dopatrzeć.
T ak więc pod w zględem „w ew n ętrzn y m “ w stosu nku do stro ny reflek sy jn ej istnieje, mówiąc słow am i Kaz. Króla, wielka różnica m iędzy R uinam i a Sybillą. N ietylko różnica, lecz wprost przeciw ieństw o. I żadnego oddziaływ ania, bodaj ubocznego, jednego u tw o ru na drugi dopatrzyć się niepodobna.
Istn ieje jed n ak in n a w ielka w ew nętrzna różnica, a naw et przeciw ieństw o m iędzy obu utw oram i. Jed en utw ór jest r e fleksyjny, drugi historyczny. Czy jest praw dopodobieństw o ta kiego przeo brażen ia, jeżeli zechcem y szukać genezy Sybilli w Ruinach?
W ładysław Ćwik uw aża, że W oronicz stronę refleksyjną niepom iernie skrócił, historyczną zaś zupełnie niepotrzebnie i w sposób n iea rty sty cz n y rozszerzył. Bo gdy Volney na dw a dzieścia k ilk a rozdziałów tylko jeden poświęcił w spom nieniom przeszłości syryjskiej, i gdy „u V olneya w łaśnie w yw ody genju- sza ru in są zasadniczą treścią dzieła“, u W oronicza spraw a się ma tak, że stro n a h istoryczna (historja Polski) zajęła niemal trzy czw arte utw oru, gdy refleksyjna część (przem ow a wróżki) skurczyła się do p a ru se t wierszy. Ju ż z tego względu o p a ra frazie Ruin m owy być nie może, zwłaszcza że m aterjał histo
ryczny p u n k tów stycznych zupełnie nie posiada, a strona filo zoficzna, posiada je, jak to okazaliśm y, tylko pozornie. Za sadniczą je d n a k jest kw estją czy w spom nienia z przeszłości Syrji w Ruinach (a ta przeszłość nic a nic W oronicza nie ob chodziła) m ogły się stać podnietą dla au to ra Sybilli?
To pew na, że nie dopiero w Sybilli w padł W oronicz na po m ysł staw ian ia przed oczy potom nym obrazów dawnej sławy. N ajw cześniej uczynił to w Wierszu na pokoje nowe w zam ku królew skim. Utwór ten pow staje w r. 1786. Plan tego wiersza odbija się w stron ie historycznej Syb illi Pozatem zostały stw ierdzone inne daw ne tego rodzaju pom ysły W oronicza. Istniał już przecie Sejm Wiślicki, jako ułam ek z poem atu Sławniejsze c zyn y Polaków, a naw et były w ypow iadane przy puszczenia, niedość zresztą uzasadnione, że część historyczna
I. RO ZPR A W Y. — Czy „Sybilla“ je st ech em „R uin“ V o ln e y a ? 11
Sybilli n ap isan a była dawnie], w łaśnie Jako ów poem at Sła wniejsze czyn y Polaków, i że w epoce stosunków W oronicza z Puław am i, gotow y Już u tw ó r uległ pew nym m odyfikacjom dla zw iązania treści Jego z otoczeniem C zartoryskich i z gm a chem Sybilli. W liście do sy n a książę gen erał w yraźnie mówi o zam iarze a u to ra „w ierszem opisyw ać najznakom itsze u stęp y z historji p olsk iej“, i że tych „opisań część Już skończona za ginęła po iczas zam ieszek krajow y ch “ (L. Dębicki, Puławy, IV, 73). T ak ted y „opisyw anie w ierszem najznakom itszych ustępów z h isto rji polskiej“ było m yślą, przez dłuższy czas nieodstępującą W oronicza i częściowo Już przed Sybillą u rze czyw istnioną. Niewielki fragm ent Ruin, dotyczących obojętnych dla autora dziejów Syrji byłby tu pobudką zupełnie błahą. Że część history czn a Sybilli nie była przypadkow em rozszerze niem treści, przez obcy wpływ nasuniętej, znajdujem y n a to dowód w sam ym utw orze. — W oronicz posiadał pew ne nałogi pisarskie, m ianow icie t. zw. klasyczne. Na czele poem atu m u siała się znaleźć „propozycja“ (w yznaczenie przedm iotu) i in w okacja (apostrofa do bóstw a). Tu z góry poeta daje poznać swój zam iar. Isto tnie na początku pieśni Ii-ej, spoty kam y ta k ą propozycję i inw okację. Dlaczego dopiero w pieśni drugiej, 0 tem niżej. Zw racając się do wróżki — tę tra k tu je jako bó stwo — błaga ją, by m u nie broniła
Uczcić łzam i w dzięcznem i sław y naszej szczątek:
prosi ją w dalszym ciągu, by n ań w ionęła Febow ym duchem : Abym ze czcią mógł w spom nieć te szanow ne składy
I w nich zgasłej w ielkości niezatarte ślady.
„Szanow ne sk ła d y “ — to w łaśnie m uzeum pam iątek n a rodow ych w gm achu, którego strażniczką jest Sybilla.
Taki jest w ięc już zam iar poety, a raczej jego cząstka. Bo ma także m yśl inną. Biorąc pochop z m otyw u Eneidy — mianowicie, że Trojanie, poznaw szy uw iecznienie swych czy nów w rzeźbach św iątyń, nabyli ufności, iż sław a odm ianę losów zapow iada, pragnie poeta rów nież na w idok pam iątek narodow ych
I znękanym podobną z pierw szym i koleją U tulić cich e łkania ożyw ną nadzieją.
A więc zam iarem poety je st w spom inać sław ę przodków 1 ożywić nadzieję rodaków . Isto tn ie mamy w Sybilli, w łaśnie w pieśni II—IV poem at historyczny, zakończony wyw odem rychłej zm iany nieszczęśliw ych losów na pom yślne. Oczywista, nie m ożna uznać za rzecz najn iepo trzebn iejszą tego, co należy do samej isto ty zam iaru poety.
Nie jest n ajn iep o trzeb n iejszą spraw ą uczczenie sław y daw nej — a więc rozw ijanie obrazów historycznych z tego oto
12 I. RO ZPRA W Y. — A. D rogoszew ski.
tak że w zględu. Zachow anie w pam ięci czynów przodków m iało służyć zachow aniu i podniesieniu ducha narodow ego. Je st to ogólna tendencja czasu, i ten den cja W oronicza również. Roz w ijanie więc stro n y historycznej nie było rzeczą przypadkow ą, ow szem zaw iera w sobie cechy konieczności.
N ietylko W oronicz zapow iedział, jak ą m a być treść jego u tw oru ; uczynił to rów nież i Volney. Łałw o więc porów nać zam ierzenia obu autoró w i ocenić, jak i u każdego sk u tek w y dały. Volney na czele swego u tw o ru kładzie m otto, k tóre brzm i w ten sposób. „Będę p y tał pom niki przeszłości o m ą drość czasów m inionych. Będę p y ta ł popioły praw odaw ców , jakie spręży n y pow odują w znoszenie się i u p adek państw ; z jakich przyczyn rodzą się pom yślność i nieszczęścia ludów; na jakich podstaw ach w reszcie w inny się oprzeć pokój sp o łe czeństw i dobro lu d zk ie“ (1. c. 437). T akie zadanie w ykreśla sobie Volney. J e st to zapowiedź u tw o ru refleksyjnego, zapo w iedź rozw inięcia pewnej historjozofji.
W oronicz nigdzie podobnych ogólnych celów sobie nie w ytyk a. W ytyka natom iast, jak w idzieliśm y, inne. Stąd poszło, że u tw ó r V olneya jest całkow icie reflek sy jn y . Rozm yślanie 0 przeszłości (Syrji) jest tylko w stępem , pozorem do w prow a dzenia rozm yślań. U W oronicza o b raz histo ryczn y jest trz o nem całego dzieła, filozofja zaś, m ocno zw iązana z zam ierzoną pociechą, jest tylko nadbudow ą, zaokrągleniem . W zasad n i czej treści panuje zupełna niezależność jednego utw oru od drugiego.
Tyle o stronie w ew nętrznej, w której w edług słów Kazi m ierza Króla je st w ielka różnica m iędzy obu utw oram i. W mo jem sform ułow aniu brzm i to inaczej : zupełna niezależność, a n aw et przeciw ieństw o.
Ale sk ąd in ąd m iał W oronicz n aśladow ać prozę V olneya „p o n ie k ą d “ — w planie i w szczegółach.
Te ostatn ie byw ają wielce pouczające, gdy pozwalają nam pochw ycić jakiegoś au to ra na gorącym u czynku naśladow ania, w zorow ania się i t. d., zw ykle zre sz tą nieśw iadom ego. Lecz w ażniejszym n atu raln ie m om entem będzie plan, kom pozycja całości, i tą się w łaśnie zajm iem y obecnie. Je st to spraw a tem pilniejsza, że w tym w zględzie pew ne analogje wskazać się dają. Był to zdaje się n ajp ow ażniejszy arg u m en t, który s p ra wił, że badacze poszli za Ćwikiem. M usim y więc przedew szyst kiem w ysłuchać argu m entó w a u to ra zw alczanej tu przeze
m nie tezy.
„Otóż co do Sybilli w iadom ą je st rzeczą, że cały ten u tw ó r (zupełnie podobnie jak dzieło V olneya) nie jestn ic z e m , ja k tylko w yrazem niezadow olenia ze sm utnej rzeczyw istości 1 szukaniem pociechy u szczątków przeszłości św ietnej, jako też znalezieniem odpowiedzi na bolące p y ta n ia “ (1. c. 437). „Cała różnica je st tylko w tem , że a u to r francuski p atrzy n a
I. ROZPÄA.WY. — Czy „Sybilla* je st ech em .R u in “ V o ln e y a? 13
rzecz z p u n k tu w idzenia ogólno ludzkiego, polski z polskiego; gdy V olney boleje n a d ludzkością, W oronicz nad Polską ty lk o “ (ibid.).
Podobieństw o to je st zb yt ogólnikow e, by mogło roz strzy gać o oddziaływ aniu jednego utw oru n a drugi. Co do „szukania pociechy u szczątków przeszłości św ie tn e j“, widzie liśm y, że to oddaw na czynił już W oronicz. Dowodów w pływ u Ruin na Sybillę m usim y w ięc szukać w bliższych i k o n k retn iej szych analogjach.
Oto są. „A czyż układ obu dzieł nie je st taki s a m ? Czyż nie dadzą s i ę . one podzielić na następ u jące części : 1) opis m iejscow ości, w której są pam iątki przeszłości (Palm ira, w zglę dnie Puław y), 2) niezadow olenie autorów ze sm utnej rzeczy w istości i ro zp am ięty w an ie daw nych dziejów (Syrji czy Polski), połączone ze sk a rg ą n a Boga, 3) u k azanie się siły wyższej, strażn ik a przeszłości, przekonyw ającego auto ra, że skargi są niesłuszne, i że szczęście n a ziemi pow stanie (genjusz ruin, w zględnie Sybilla). W ogóle całą oryginalność W oronicza w kom pozycji (jeżeli to orygin aln o ścią m ożna nazwać) jest to, że n ajniep otrzeb niej pośw ięcił przeszło połowę utw oru streszcze niu historji polskiej, skrócił zaś niepom iernie w yw ody genju- sza ru in “, gdy sto su n e k tych składow ych części u V olneya je st wręcz odw rotny, „zgodnie z ten d en cją dzieła“ (1. c. 438). Już nad tem zastanaw ialiśm y się, że tendencje autorów były różne, i że dla W oronicza rozw inięcie obrazów historji polskiej było niezm iernie p o trzeb n e. T u tylko dodam , że m otyw w p ro w adzenia w spom nień z przeszłości u obu autorów jest z u p eł nie różn\r. U V olneya je s t to pobudka do refleksji, je st to form a z ap y tan ia o zagadkę dziejów, gdy u W oronicza rozpam iętyw a nie m inionej chw ały je st w yw ołane pragnieniem w zbudzenia radosnej ekstazy, k tó rab y przesłonić m ogła sm utną rzeczy w istość. W tem także tkw iła pociecha dla zranionego serca, o co przedew szystkiem chodziło W oroniczowi. W ięc i tu znów m am y do czynienia z ogrom ną „w ew nętrzną różn icą“, z istotną niezależnością W oronicza. N aturalnie to nie przesądza jeszcze kw estji realnego w pływ u R u in , jeżeliby tam tkw iła pobudka, b y w Sybilli iść za ogólną linją układu V olneyow skiego. Mu sim y więc zastanow ić się n ad ram am i kom pozycyjnem i Sybilli. O w pływ ie Ruin na poem at, i naw et dość znacznym , m o żnaby było mówić w tym w ypadku, gdyby Sybilla jako po m ysł, jako pew na całość, jak o pew ien układ i ustosunkow anie się treści, pow stało pod doraźnem działaniem dzieła V olneyow skiego na w yobraźnię W oronicza, g dy b y — mówiąc inaczej — R uiny m iały stać się p odnietą do napisania Sybilli.
Ale ta k nie było. Sybilla budow ała się powoli, jej kom pozycja jest skład an a. Różne jej cząstki istn iały już p rzy n aj m niej w założeniu (część historyczna), inne były już w y ko nane, przerzucone na papier (część opisow a i część refleksyjna),
14 I. ROZPRAWY. — A. Di ogoszew ski.
nim zrodził się pom ysł Sybilli jako całości. Trzeba teeo do wieść. Ale gdyby dowód został przeprow adzony, jakążby rolę m ożna było w yznaczyć Ruinom w genezie poem atu, zwłaszcza przy istotnej różnicy treści obu d zieł?
Powrócić obecnie m usim y do pewnej okoliczności, pozo staw ionej nierozstrzygniętą. Dlaczego propozycję w raz z in wokacją um ieścił poeta dopiero w pieśni drugiej Sybilli? Pieśń pierw sza, jak wiadomo, jest opisow a. Posiada w łasną inw okację i w łasn ą propozycję.
Pozw ól mi tw e siedlisko now e uczcić pieniem , I pam ięć zgaszonego narodu z im ieniem
U nieść w szanow nych zwłokach w twój tajny przybytek.
„Uczcić pieniem siedlisko“ — opis Puław . „Pam ięć zga szonego narodu u n ieść...“ — w spom nienia przeszłości.
Skądby mogło pochodzić takie podw ojenie m otyw u — ponow nego poczynania przez propozycję i inw okację już za czętego poem atu ? Proceder w prak ty ce i w teorji klasycznej nieznany. Spraw a się w yjaśni, gdy rozw ażym y zakończenie pieśni pierw szej, i zestaw im y z sobą obie inw okacje.
Ustęp, zaczyna,ący pieśń pierw szą, zaczyna się od słów : Daruj, św ięta wyrocznio ! że sm utne w spom nienie
P ośw ięcone siedlisku tw em u k o ń c z y p i e n i e .
W idać stąd, że zbliżając się do końca pieśni 1-ej uw ażał W oronicz zam iar swój za w ykonany. Opisał siedlisko wróżki — Puławy i ogród. Tu w zniesiono dla niej specjalną św iątynię. Je st to „gm ach dziejom ow ny, zbiór g u stu i sztu k i“. M uzeum pam iątek. Jakie życzenia z gm achem tym są zw iązan e? Aby
Był wiecznym dla przechodnia Liceum nauki, Jakie w ewnątrz św iętości kryją tw e tajniki. Jakich uw ieczniasz im ion i dzieł pam iętniki.
Pieśń pierw sza pom yślana tedy była i w ykonana jako całość zam knięta w sobie. Pom ysł b y ł skrom ny. Treść pane- giryczna w sto su n ku do ks. Izabelli i dom u C zartoryskich z w yrazem życzenia, by m uzeum służyło sw em u przezna czeniu.
Co stąd w y n ik a ? Że część opisow a Sybilli — cała pieśń pierw sza — a więc czwarta część poem atu — nie pow stała za podnietą rozdziału Ruin, zaw ierającego opis Palm iry w ru i nach. Mogłoby to stać się tylko w takim razie, gdyby całość Ruin pociągałaby za sobą całość poem atu, a więc i tę pierw szą jego składow ą część. Rozum ieć zaś spraw ę tak, że całość Ruin w yw ołuje jedynie opis ogrodu puław skiego w raz z pe- wnem i patrjotycznem i nutam i i przew ażającym panegirycznym zam iarem — nie podobna. — Ta niezależność genezy I pieśni od dzieła francuskiego au to ra czyni zrozum iałą różnicę sto sunku części opisowej do całości w obu dziełach : tu jedna
I. ROZPRAW Y. — Czy „Sybilla“ je st ech em „R u in “ V o ln ey a? 15
pieśń na cztery, tam jeden rozdział n a dw adzieścia kilka. — I to zw ażyć należy, że ru in y Palm iry i ogród puław ski wraz ze świeżo w zniesioną, piękną „św iątynią S ybilli“ to są rzeczy wcale różne. U V olneya to rzeczyw iste ru in y , W oronicz zaś w pro w adza n a s do pięknego, sta ra n n ie utrzym an eg o ogrodu.
W szędzie z gustem , z pow agą połączone wdzięki, Drogie ślady uczonej i zamożnej ręki.
W szelkie budow le, gm ach Sybilli, dom ek gotycki, M arynki, gaje, kw ietniki — są w łaśnie śladam i tej „uczonej rę k i“, tw o rem w łaścicielki, k tó rą cechuje gust, pow aga, poczucie w dzięku. Niemniej urocze je st całe otoczenie, cała okolica. A i sam o m uzeum , gm ach pam iątek — to przecież nie je st ruina, mimo, że zam yka w sobie ślady m inionej już św ietności.
Do jakiego dalszego w niosku prow adzą te ro zw ażan ia? Oto że część histo ry czna w raz z jej zakończeniem w ynika z in nego zam iaru, w innej chwili pow ziętego. N asuw a się pytanie: k tó ry z tych pom ysłów jest w cześniejszy? W ahać się nie m o żna. G dyby część histo ry czn a już istniała w czasie, kiedy W o ronicz um yślił opisać ogród, g dy b y opis b ył dodatkiem do u tw o ru gotow ego, a naw et g d y by m iał być w stępem do u tw o ru zam ierzonego, nie m ógłby poeta mówić o kończeniu pienia.
P ieśń pierw sza więc jest pierw otnie odrębnym poem atem , i w cześniejszym od zam iaru napisania poem atu historycznego, ze św iąty nią Sybilli zw iązanego.
Ten drugi zam iar jest rozleglejszy i m yśl go ożyw iająca — podnioślejsza. Zaczyna W oronicz od tego sam ego m otyw u, n ie dostatecznie w poprzednim utw orze rozw iniętego. J e s t to szu k an ie analogji m iędzy losem Troi i losem Polski. U kazała się niegdyś Sybilla „zbłąkanym rozproszeńcom Troi, później zaś „przewodziła do sław y ród ich św iatow łady“. Ale poeta jeszcze nie zam yka w te słow a zapow iedzi rów nie w ielkich losów w przyszłości dla Polaków, pragnie jedynie, „pam ięć zgaszo nego n arod u unieść w szanow nych zwłokach w swój tajn y p rz y b y te k “, pragn ie tylko, by Sybilla była strażniczką pam ią tek, a te, jak to w idzieliśm y, stać się m ają „liceum n a u k i“, nauki, jak wielkie w przeszłości były im iona i czyny Polaków. W pieśni drugiej podniesiono inny m om ent. T rojańczycy z rozrzew nie- uiem oglądają obrazy, uw ieczniające ich czyny (m otyw z Emeidij) i stąd czerpią otuchę.
Rzućmy rozpacz, a szczęście tu sław a przyniesie. Stąd bierze p oeta pochop:
Jeśli jedną koleją rzeczy ludzkie chodzą, I podobne zdarzenia jedne czucia rodzą, b y podobnie
16 I. ROZPRAW Y. — A. D rogoszew ski.
i podobnie
...znękanym podobną z pierw szem i koleją U tulić ciche łkania ożywną nadzieją.
W dedykacji Sybilli, noszącej m iano „W iersza do ks. A dam a C zarto ry sk ieg o “, analogja Polski i Troi rozrasta się, stanow i już sam ą osnow ę tego tego utw oru, by znowu doprowadzić do stanow czej zapow iedzi:
Nie zagrzebie waszego rodu ta mogiła, Troja na tó upadła, aby Rzym zrodziła.
Jeżeli ta k stopniowo ro zra sta się ten motyw, świadczy to rów nież o stopniow em kształtow aniu się pom ysłu ogólnego. Stopniow ość zaś k ształtow ania się pom ysłu nie pozw ala na przyjęcie doraźnego oddziaływ ania konstrukcji R ain, w której wszystkie odpow iednie m om enty układ u były gotow e i stan o wiły jednolitą całość.
M ożnaby jed n a k pom yśleć, że w s k ł a d a n i u , w łącze niu części jak ąś rolę Rainy odegrały. Wszak nieuw zględni- liśm y jeszcze kom pozycyjnej roli części refleksyjnej i połączo nego z nią proroctw a. A przecie, jakkolw iek dla W oronicza jest to tylko uw ieńczeniem gm achu, jak b y kopułą nad św iątynią, niem niej i rozm yślania te i pociecha, z nich w ypływ ająca, były o tyle ważnym pierw iastkiem dzieła, że zapew ne cała p o p u larność Sybilli, w licznych odpisach rozbiegającej się po kraju, od tego zakończenia zwłaszcza zależała. I m ożnaby d o p a try wać się w yraźnego podobieństw a w układzie m iędzy całością dzieła Volneyowskiego a tem zakończeniem w łaśnie. R uiny (u V olneya) lub w spom nienia klęski (u W oronicza). Zachód słońca, zapadan ie nocy, skargi, ukazanie się istoty w yższej (genjusz ru in, Sybilla), nauka, pocieclia, w obu w ypadkach zw iązana z nadziejam i, kojarzącem i się z następstw am i rew o lucji francuskiej. W praw dzie istota nauki jest wręcz przeciw na w obu dziełach, cała postaw a filozoficzna autorów zupełnie różna. Niemniej m ożnaby tu upatryw ać moment koncentra
cy jn y pom ysłu, układającego się z części takich: gotowy opis, m arzone przedstaw ienie historycznych obrazów przeszłości, w reszcie ostateczna rozpraw a m iędzy genjuszem a autorem , z w ynikam i niepodobnem i w prawdzie, ale bądź co bądź zmie- rzającem i do w lania w serca otuchy, i w tej samej nadto p e r spektyw ie historycznej.
W szystko to m ogłoby być praw dą, gdyby nie w cześniej sze Zjawienie E m ilki (1796), i jeszcze wcześniejsza Sielanka E lizy (1798). M usimy przedew szystkiem ustalić stosunek Sie lanki E lizy, zwanej także Em ilką, do Zjawienia. M atka (Eliza) śpiew a nad kolebką swego dziecka (Emilki). Po szeregu mo tyw ów osobistych przechodzi na g ru n t ogólny. Rozwija w spom
I. R O ZPRA W Y. — Czy „Sybilla“ je st ech em .R u in “ V o ln e y a ? 17
nienia ko n sty tu cji m ajowej i dźw iganie się narodu z niem ocy. Dalej idzie Targow ica, pon u re obrazy i narzekania.
Boże! gdzież Tw e pioruny na stek tylu zbrodni? Ale poeta każe mieć ufność w Boga:
...Żyje Bóg na niebie, W ielki Bóg Ojców naszych! On nas nie pogrzebie! On patrzy czułem okiem z nad w ierzchołka słońców Na te św ięte popioły ojczyzny obrońców,
Na te ich niepokryte kości rozrzucone Nie zn iesie tak tkliw ego Ojciec ten widoku, A uchylając gw ichtu sw ojego wyroku,
Dziś jeszcze z tych spróchniałych kości i piszczelów W skrzesi na zbójców św iata krzywd naszych m ścicielów . Takim zawsze się ukazyw ał w dziejach :
Czemuż niem a rozednić blask dzisiejszych nocy, Skoro jednym jest zaw sze w dobroci i m ocy? On patrząc na łzy nasze, na ufność, na wiarę, Przeleje sw ą dobrocią życzeń naszych miarę.
A więc już w r. 1793 W oronicz szuka pociechy w łasce i mocy Boga. P am ięta, że ten Bóg je st „wielkim Bogiem O j- c ó w n a s z y c h “, któ ry ch stokroć „w yrw ał z śm ierci łona, że się św iata nie zlękli, ni hord m iljona“ . W utw orze om ówionym żadnych śladów R uin niem a, a jest tu zasadnicza dążność S y billi — pociecha, są i m otyw y takie, jak jędza piekielna (spro w adziła Targow icę), jak p rzek leń stw a na Targow iczan, jest krótk o bardzo zaznaczona sk arg a na Boga, jest ufność w jego litość i moc, je st pew ność odrodzenia — to w szystko, co znaj dujem y w Sybilli. W idzim y zaród pom ysłu, szerzej w tym późniejszym poem acie rozw iniętego. Znowu stw ierdzam y stop- niow ość kształtow an ia się m otyw ów Sybilli.
Ale to ukształtow anie się ostatecznie dokonało się b y n a j m niej nie w Sybilli, gdzie by m ożna było przypuszczać jakiś w pływ Rain, lecz już w Zjawienia Em ilki. Ta Em ilka, nad której kolebką m atka śpiew ała proroctw a, um arła. Zjawia się obecnie jako duch błogosław iony, p rzy b ierając n a się całko wicie postać U rszulki Kochanow skiego — ta okoliczność pro wadzi n as do g en ezy utw oru. Em ilka zjaw ia się poto, by m atk ę pocieszyć. R ozum uje tak, jak K ochanow ski w „Śnie“ każe rozum ow ać bab ce Urszulki. Lecz pociecha m a być ogól niejsza. Nie dotyczy jedynie strapionego serca m atki, lecz i przyszłych losów dziś p ogrzebanej ojczyzny. Bo przecie m atka, śpiew ając nad kolebką dziecka, nietylko w yrażała n a dzieje co do przyszłości córki, ale w łożyła w swój śpiew także uczucia, w ypływ ające z położenia kraju. To też p oeta n aw ią zu je w tej części u tw o ru jego treść do treści Sielanki Elizy. Bo co tam tchnęło bożym duchem , to rzeczyw iście się później
18 I. RO ZPRA W Y. - A. D rogoszew ski.
spełniło. „W ionął nagle z K rępaku w ietrzyk niespodziany. W siał jeden z kości w aszych...“ i t. d. A choć zbrodnie przy wódców u d arem n iły tym razem w ysiłek, nie jest to w yrok o stateczny. J a k to m oże Em ilka w iedzieć? Ach, przecie ona jest u źródła w szelkiej w iedzy, w szelkiego poznania. K orzysta tu W oronicz w y raźn ie z m otyw u „Głosu u m arły ch “. Ta sam a z asada co u N aruszew icza. Duchy um arły ch przekroczyły g ra nicę zm ysłów, k tóre stają na przeszkodzie duchow em u pozna niu. I oto rozw ija się przed nami zarów no w yjaśnienie przy czyn upadku, jak pociecha i proroctw o, a w szystko, jak to już wiem y, w duchu bynajm niej nie Volneyow skim . A więc skargi, że ludzie są m iotani przez los po obłędnej otchłani, stanow cze odparcie w ątpliw ości, w skazanie n atu ry bóstw a, z którego w y pływ a w szelka n a ziemi litość, stąd zaś widać, że sam ą istotą bóstw a jest lito ść; zapow iedź zem sty na w rogach za krzyw dy, przez nich spraw ione, proroctw o przyszłej łaski. I cała ta prze m owa Emilki, żywcem, wiersz po w ierszu, w yraz po wyrazie, z nieznacznem i tu i ówdzie m odyfikacjam i zostaje przenie siona do Sybilli. Czyni to takie wrażenie, jakby z utw oru, wówczas do d ru ku nie przeznaczonego, wycięto kilka kartek , wklejono je do rękopisu Sybilli, a wreszcie dokonano lekkiego stylow ego retuszu.
Ta więc część Sybilli, k tó ra jest uw ieńczeniem poem atu, je s t ju ż zupełnie gotow ą w r. 1796, kied y W oronicz Puław nie znał, kiedy sam a księżna Izabella jeszcze gm achu Sybilli nie zaczęła budować, kiedy zatem o pom yśle poem atu, z P u ła wam i i gm achem Sybilli związanego, nie było mowy. O gene zie tego u stęp u — ustęp u , znow u to pow tarzam y zgoła nie V olneyow skiego, należy się zastanaw iać nie w zespole Sybilli, lecz w zespole Zjawienia. Ustęp więc ten nie zawdzięcza swego istnien ia podniecie V olneyow skiej, gdyż argum en tem za w pły wem Ruin je s t podobieństw o k o m p l e k s u m otyw ów obu dzieł, tym czasem , jak inne m otyw y, i ten w ystępuje wcześniej w odosobnieniu, inne bowiem składow e elem enty Zjawienia nic z R uinam i w spólnego nie m ają, lecz kojarzą się z Trenami, z Głosem umarłych, z Sielanką Elizy. Podobnie też przem owa Emilki kojarzy się z Sielanką E lizy i innem i do różnych epok należącem i w ypow iedzeniam i się W oronicza, jak to starałem się w ykazać wyżej, zestaw iając historjozofje obu autorów .
Pozostaje do rozw ażenia w zw iązku z przem ow ą Sybilli ta okoliczność, że zarów no W oronicz jak i V olney oczekują zbaw ienia ludzkości od rew olucji fran cu sk iej. Lecz u W oroni cza nadzieje n a rew olucyjną, a właściwie porew olucyjną, F ran cję rów nież w Zjawieniu rozw ijają się w rozległą wizję. Co się m a stać niebaw em na ziemi (w Polsce także), dzieje się tym czasem w niebieskich przestw orach, w śród konstelacji Zo- djaka. To ogląda Em ilka w swej drodze przez etery niebieskie. Tam niezw ykłych czynów dokonyw ają Bliźnięta (Francja).
I. R O ZPRA W Y. — Czy „Sybilla“ je st ech em „R uin“ V o ln e y a ? 19
W reszcie swoje zasady — b rate rstw a , odrodzenia ludzkości, przenoszą z jedn ej osi na drugą, z pół sfery zachodniej n a w schodnią. W ówczas
W stał Feniks b i a ł o p i ó r y , w popiołach uśpiony, I gniazda sw e odzyskał i straty nadgrodził.
Z góry m ożna przew idzieć, że sto su nek V olneya i W oro nicza do rew olucyjnych ruchów będzie zgoła odm ienny. Vol n eya sto su n ek będzie en tuzjastyczny. Dla niego rew olucja je s t ocknięciem się ludzkości z niem ocy. J e s t to usłyszen ie w resz cie głosu rozsądku. J e s t wzięcie przez nią swego losu w e w łasne ręce. W oronicz, dla którego stronnictw o K ołłątajow skie było przyczyną gniew u boskiego, względem F rancji m usi b yć ze względu na Polskę pobłażliwy. P rzyznaje, że burza, w strz ą snąw szy ziem ię „ognia i wody p rzelo tem “, czystszem tch n ie niem darzy ziemię. (Sybilla). W Zjawieniu uznaje, że Bóg przez „b liźn ięta“ chce „złe w y plen ić“, złote wrócić czasy, i w „św ietniejszej ród ludzki zapienić postaci“. Ma jed nak za strzeżen ia co do „pierw szych błędów dzieci niedo ro sły ch “ . Przedew szystkiem jed n ak to B ó g p r z e z B l i ź n i ę t a chce zło wyplenić. Zdarzenia, płynące wówczas ta k gw ałtow nym potokiem , to znów tylko m echanizm , w k tó ry m widoczne po w iązanie trybów i kół jest form ą zrządzenia boskiego.
Każdy ranek w as budzi n o w y m r z e c z y s t a n e m . Przestałże T e n b y ć w a s z y m i O j c e m i P a n e m , K tóry.. (S ybilla),
Cóż tedy m iałoby pozostać w poem acie z Ruin, jeżeli tam to w szystko już istniało, a ta k zawsze inne, nie V olneyow- skie, przed Sybillą, a więc przed ujaw nieniem się dom niem a nego w pływ u francuskiego a u to ra na W oronicza? B łąkanie się w sam otności, zachód słońca i zapadanie nocy, u kazanie się gen jusza tych m iejsc? Ale w ędrów ka po ogrodzie w yw iązuje się z pom ysłu pieśni 1-ej, k tóra jakiś czas istn iała sam a dla siebie. Rozpoczęta przechadzka przy św ietle, kończy się w epi logowej części już w nocy. K rajobraz nocny zapow iada się już na na początku pieśni 2-ej, kiedy Kazim ierz u kazuje się w po św iacie księżyca. Co do m otyw u ukazania się wróżki, je st on zw iązaniem pom ysłu, rozw iniętego w Zjawieniu z Puław am i, z gm achem „św iątyni Sybilli“. Odpowiedź z ust Emilki p rze niesiona na w różkę św iątyni. W idzimy w yraźnie, jak k sz ta łto w ał się układ tego zakończenia. Pu ław y będą stanow iły ram y: z jednej stro n y — ogród, z drugiej — św iątynia i jej' w różka. W ram y te w kłada poeta w ykończoną treść z innej całości: sk arg i i odpowiedź. I oto pow stała nowa ko n stru k cja, będąca zresztą tylko zam knięciem rozleglejszej budow y. W kładając je d n a k słowa Em ilki, ducha zm arłej, w u sta w różki-genjusza, W oronicz nie odrzucił całkow icie i m otyw u poprzedniego. Za
20 I. RO ZPRA W Y. — A. D rogoszew ski.
chodzi tu pew na k ontam inacja. Poetę, jak b y w odpowiedzi na jego żale, otaczają dachy zm arłych M aciejowickich rycerzy, prow adzą go do podwoi św iątyni, by tam w różka zarów no w yjaśniła tajem nicę ich klęski, jak uchyliła zasłony, u k ry w a jącej przyszłość.
Z astanaw iałaby m oże n o c , jako tło skarg i rozm ow y z w różką. W idzieliśm y jedn ak , że W oronicz ma pew ną predy- lekcję do nocy, jak św iadczy dekoracja, w której ukazuje nam
K azim ierza
...K iedy księżyc kaganiec rozśw ieci I bladaw ych w idziadeł po kątach nanieci.
A zresztą jakże odm ienna jest ta p on ura noc W oronicza od p rzejrzystej, m elancholijnej, z widokiem ru in połączonej i do spokojnych rozm yślań skłaniającej nocy V olneya. P rzedew szyst kiem co do widoku ruin. Zaznaczyliśm y już, że ruin u W oro nicza w Sybilli — z u p e ł n i e n i e m a . W szystkie bez w y ją tk u u stęp y , przytoczone przez Ćwika, dotyczą zaw iedzionych nadziei, obalenia budow y państw ow ej, zniszczenia pracy r e form ato rskiej, n i g d y ru in realnych, jak u Volneya. Takie np. m a znaczenie u stę p o błoniach Gołębia, w spom nienie gro m adzącej się tu niegdyś młodzi rycerskiej. „Gdzie n ie ste ty p a m iętna ta b u d o w a . . . “ - to kon sty tucja m ajowa. Albo „to pam iętne ojczyzny naszej g r o b o w i s k o “ — upadek poli tyczny. Analogja je st zawsze pozorna, dotyczy w yrazów , nie treści, nie widoków. Podobne fikcyjne podobieństw o i co do sam ej n o c y . U kazanie się geniuszów ...„dzieje się to w je dnym i drugim w ypadku po zachodzie słońca, w śród ciszy, przy św ietle k siężyca“ (Pam. Liter. 913, str. 441). Spójrzm y. V olney wchodzi na wzgórze, z którego ogląda zarów no ru in y m iasta, jak niezm ierzoną naokół pustkę. Słońce zachodzi, w scho dzi księżyc, w m roku zaledw ie dają się rozróżnić ko lum ny i m ury. „Te sam otne m iejsca, ten w ieczór s p o k o j n y , ta s c e n a m a j e s t a t y c z n a w praw iły mój um ysł w stan sk u pienia religijnego (im prim èrent ä m on esprit un recueillement religieux) “. „W idok wielkiego m iasta opuszczonego, w spom nie nia m inionych czasów, porów nanie z obecnym stanem , w szystko to wzniosło serce m oje m oje do w ysokich m yśli“.
A W oronicz? R uin nie ogląda, błąka się w parku. W spom nienia w praw iają go w sta n rozpaczy, wzyw a słońce, by św iat o k ry ło m rokiem , w św ietle w stydzi się sw ych kajdan. Użaliło się w reszcie słońce, w nocy nik t obłąk ania poety nie widzi, nie słyszy jego skarg. A więc in n y jest obraz, inne całe oto czenie, inny nastrój krajo b razu , in n y w reszcie stan w ew nętrzny poety. D opatryw ać się jakiegoś oddziaływ ania jednego obrazu na drugi w tym u stęp ie niepodobna. N iew ątpliw ie cały ten obraz u W oronicza i jego zabarw ienie uczuciowe je s t obja wem oddziaływ ania nowej poezji o cechach już rom antycz nych, cechach, zm ierzających do w yw ołania suggestji grozy,
I. ROZPRAW Y. — Czy „Sybilla“ je st ech em „R u in “ V o lneya ? 21
w yw ołania n a stro ju ponurego. I kto wie, czy ten ustęp, jak i księżycow e ośw ietlenie w wizji, w której ukazuje się Kazi mierz, nie zawdzięcza swego kolorytu Bardowi polskiem u, bo ten przecie w rękopisie spoczyw ał w Puław ach. A leV olneya tu niem a.
T yle co do naśladow ania przez W oronicza planu Ruin w poem acie. Jeżeli cały m aterjał treściow y (opisowy, histo ryczny, ideologiczny) je st zupełnie różny, jeżeli w dalszym ciągu k sz ta łtu je się stopniow o, a cząstki są już w ykończone przed pow staniem pom ysłu, jeżeli nigdzie nie m ożem y znaleźć p u n k tu kry stalizu jącego c a ło ść , k tó ry b y m ógł być \* zięty z V olneya, zupełnie niem a na czem oprzeć tezy o w pływ ie jednego dzieła na drugie n aw et pod w zględem układu. Podo b ieństw o o g ó ln e? Zapew ne, tego się dopatrzeć można. Ale kiedyż ono w y stą p i? Oto gdy zupełnie zdefigurujem y m yślowo całą budow ę Sybilli. Jeżeli abstrahow ać będziem y nietylko od różnic m aterjału. ale i od jego rozkładu, lekcew ażąc zam ierze nia au to ra . A więc jeżeli uznam y, że stron a historyczna, wy p ełn ia ją c a utw ór, to tylko n adm ierne i niepotrzebne rozsze rzenie u stęp u książki Volneya. I jeżeli uznam y odw rotnie, że ro zm y ślan ie W oronicza, w sposób zw arty skupione na niew iel kiej przestrzen i, to tylko sk ró t n iepom ierny całkiem innych ro zm y ślań V olneya, w ypełniających cały jego utw ór. Jeżeli w dalszym ciągu inne różnice dzieł przypiszem y m odyfika cjom, opuszczeniom , lu b interpolacjom . Jeżeli zaś przeciw nie tego w szystkiego nie uznam y za dow iedzione, to podobieństw o n a w e t ogólne będzie wielce problem atyczne i za arg um en t starczy ć nie może. W łaściw ie mówiąc, m ożnaby zestaw iać tylk o z a k o ń c z e n i e Sybilli z c a ł y m utw orem Volneya. Lecz w ła śn ie to zakończenie już pow stało daw niej ; z tego zespołu, w k tó ry m się pierw otnie ukazało, zostało przen iesion e do S y billi, i tam zaszła akkom odacja jego do in n y ch części poe m atu . A i koloryt tego zakończenia niem a b a rw y V olneyow skiej. Mówiąc o p lan ie , m usieliśm y z konieczności dotykać i szczegółów (zachód słońca i noc, widoki ruin). W skażm y je szcze parę, by się przekonać, jak uprzed zenie może prow a dzić do nadaw ania nadm iernej w agi k ażdem u przypadkow em u, a nieraz odległem u podobieństw u i szu kan ia w niem a rg u m entu. „Nawiasem tylko dodaję, że gdy genjusz ukazuje Vol- neyow i w alkę Moskali z b ezb ron n ą ludnością k ry m sk ą i zni szczenie jej ziemi, mimowoli n asu w ają się czytelnikow i u stęp y z Sybilli. m alujące zniszczenie, dokonane przez tychże Mo skali w P o lsce“ (Pam. Lit. 1913, str. 445, w przypisku). Czyż i n a to p otrzeb na była pomoc V o ln e y a ? Albo znowu. W Rui nach spotykam y odosobniony u stęp „Interrogez vos ancêtres...“ Oni, nieliczni i ubodzy, bałw ochw alcy, potrafili zapew nić sobie los szczęliw y. Byli lepsi od potom ków . Echem tego m ają być słow a Sybilli,
I. ROZPRAW Y. — A. D rogoszew ski.
i t. d. Ależ W oronicz zaw sze to pow tarzał, że lepsi byli przod kowie. Mówił to już w utw orach najw cześniejszych, poczy nając od Pieśni wiejskich z r. 1782. J e st to pew ien system at pojęciowy, zupełnie ustalony. Cała zresztą lite ra tu ra sta n isła w ow ska rozw ijała ten w łaśnie m otyw : „dzieci złe, psujem oj ców poczciwych ro b o tę “ (Krasicki). Jak o wagę wobec tego mieć może jakiś ustęp z R u in?
I jakże to stać się mogło, by utw ór ta k inny pod każ dym względem niż R uiny, mógł być u zn an y jedynie za p a ra frazę; że najbardziej przypadkow e zbieżności, najczęściej po zorne, uznane były za nieodparte arg u m en ty zależności, że w szelkie widoczne różnice uznane zostały za sk u tek niezręcz ności naśladow cy ?
Otóż w całej tej spraw ie zaszło fataln e nieporozum ienie, częste w interp retacjach , zwłaszcza „w pływ ologicznych“, gdy się m iewa tak ie uprzedzenie, że każda litera m usiała pow stać z innej litery. R ozpatruje się to czy inne dzieło, niekiedy ten czy inny ustęp, n aw et jakieś zdanie, a choćby w yraz, jako tw ó r odosobniony, bez względu na to, do jakiej ca łości należy. Tak u jęte dzieło, obraz, m otyw, zw rot frazeolo giczny in te rp re tu je się tak a tak, u p atru je się jego źródła tam a tam . I oto l u d w prologu Kordjana ma być przeciw staw ieniem szlachty, czterdzieści i cztery m a oznaczać to a to, jak w ypadło z jakichś kom binacyj bez względu na treść dzieła. Podobnie i w om aw ianym wypadku.
W szystko w Sybilli niem al krzyczy o związku z innem i dziełam i W oronicza, o związku z epoką, z atm osferą czasu, z kierunkiem całej litera tu ry w spółczesnej. Lecz nie. W yrw ano Sybillę z całokształtu twórczości W oronicza, jak gd y b y ten cało kształt nie istniał, jakby wogóle to dzieło ukazało się ex abrupto, nie posiadało żadnego związku z innem i, w cześniej- szemi (czy późniejszem i). A więc nie uw zględniono tej oko liczności, że zam iary, urzeczyw istnione w Sybilli, były dawne- mi zam iaram i W oronicza, i że jej treść w znacznej m ierze pow tarza i kom binuje treści daw ne, że ustępy, n ajjaskraw iej zdaw ałoby się świadczące o pożyczkach, są poprostu w ykraw - kam i z dzieła w cześniejszego. Ja k nie uw zględniono cało kształtu tw órczości poety, tak nie uw zględniono rów nież jego sy stem atu pojęciowego. Stąd łatw o było dopatrzeć się ech tam , gdzie istotnego podobieństw a nie było, i gdzie zwłaszcza było składanie w now ą konstruk cję cegiełek daw no już w ypalo nych. A co do sam ej konstrukcji uznano ją za doraźne p rze niesienie obcej, gdy odw rotnie odbyw ało się stopniow e kształ tow anie się pom ysłu czy to w ogólnych zarysach, czy też w jego cząstce (jak w zakończeniu).