M 29. Warszawa, d. 19 Lipca 1885 r. T o m IV .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM .
PRENUMERATA „W SZ EC H ŚW IA T A ."
W W arszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2
Z przesyłką pocztowa: rocznie „ 10
półrocznie „ 5
Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich k sięgarniach w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J . A leksandrow icz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. K wietniew ski, B. R ejchm an,
mag. A. Ślósarski i prof. A. W rześniowski.
„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry ch treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką n a następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego druku w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 ‘/2i
za sześć następnych ra z y kop. 6, za dalsze kop. 5.
.^-d-res ZRed-ał^cyi: JE=od.-wa-le USTr 2.
P ą A C O W N I A
Z O O L O G I I D O Ś W I A D C Z A L N E J
W B A N Y U L S N A D M O R ZEM według
Henryka de Varigny.
W B a n y u l s nad m orzem Sródziemnem, staraniem prof. L acaze-D uthiersa, założoną, została p rzed p a ru laty stacyja zoologiczna pod nazwą, pracow ni A rago.— W rażenie, j a kiego się doznaje w yładow ując w B anyuls, w dzień pogodny, je s t niezm iernie korzy
stne. P odnosi go piękna barw a szafiro
w a m orza i m alow nicze w idoki P irenejów . R oślinność, złożona głównie z dębów korko
wych, sosen nadm orskich, drzew oliwnych, agaw, kaktusów , pom arańcz i cytryn, a n a
w et niektórych palm , przedstaw ia niezm ier
nie przyjem ny w idok. D la podróżnika przy
byw ającego z północy, w idok drzew pom a
rańczow ych p okry ty ch pięknym , złotego ko
lo ru owocem, m a szczególniejszy urok.
K lim at je s t wogóle łagodny, a pogoda B a
nyuls zasługuje na oddzielną, wzm iankę, bo też d z ia n ie harm onijnie zlewają, się tam k rajo b razy z niebem i morzem . T em pera
tu ra je s t dość um iarkow ana, w m iejscach j e d nak słonecznych byw a częstokroć za g o rą co. Pom inąw szy w ichry deszczowe, w ie
jące z południa, prawdziwą, niepogodę sta
now i tam m is t r a ł , w iatr zimny, gw ałto
w ny i długo trw ający. Deszcz pada tylko
| na wiosnę, śnieg je st bardzo rzadki; p o trze
ba szczególnych w arunków , żeby się w y
tw orzył, a topnieje n ad e r szybko. N a j
większym w rogiem tej miejscowości je s t mi - stral,— którem u je d n a k zw ykle tow arzyszy niebo jasne i pogodne, a potem, bez zaw o
du, następuje piękna i długa pogoda.
P raco w n ia A rago nie leży w samem B anyuls;— wioska a raczej m iasteczko leży na j ednym końcu półkulistdj przystani, p ra cow nia zaś stoi naprzeciw ko, na drugim końcu tój przystani. B anyuls leży w s tro nie południow ej, pracow nia zwróconą jest na północo-zachód. N a przebycie p rzestrze
ni od pracow ni do wioski, potrzeba dziesięć m in u t czasu, jeżeli nie przybierze m ała rz e
czka, która wpada w sam środek przystan i, a często zam ienia się w staw , lub jezio ro
450 W SZECHŚW IAT. N r 29.
skutkiem zapory, przeszkadzającej o dp ły wowi wód. P oniew aż dla przebycia tej rzeczki nie m a ani mostu, ani naw et k ła d ki, aby znalegć most, trzeb a zejść aż do sta
rego B anyuls. P rz e p ra w a ta je s t długą, i niedogodną, tem bardziej, że staje się zw y
kle konieczną w czasie niepogody i deszczu.
P raw d ziw ie m iłosiernym uczynkiem byłoby urządzenie m ostu, lub przynajm niej w ygo
dnej k ład k i dla gości, oddanych studyjom w pracow ni, którzy, chcąc znaleść pożyw ie
nie, m uszą dw a ra z y dziennie przebyw ać tę drogę. P ożąd an ą byłoby rzeczą, ażeby, szczególniej w niepogodę, było przejście p ro sto z wioski do pracow ni.
P raco w n ia ma w ygląd pow ażny, ja k i jej się słusznie należy. J e s t to w ielki budynek 0 trzech p iętrach , sk ład ający się z trzech budow li, położonych je d n a obok drugiej.
N ajw ażniejszą je s t część środkow a, jestto właściw a pracow nia, p ra w e skrzy dło je s t mieszkaniem stróża i składem rozm aitych rzeczy, skrzydło lew e służy za m agazyn sie
ci i innych przyrządów . O bydw a sk rzy d ła są p arterow e, tylko w łaściw a pracow nia ma trzy piętra. G łów ny fro n t zw rócony je s t ku B anyuls i na północo-zachód; fro n t przeci
w ny opiera się o pagórek. P rz e d b u d y n kiem je s t m ały ogródek, zasadzony agaw a
mi i innem i egzotycznem i roślinam i. P rz e dłużenie tego ogródka stanow i taras, k tó ry zam ienia się w początek w ybrzeża schodzą
cego do bram y, otw ierającej się n a kładkę, łączącą m aleńką w ysepkę ze stałym lądem.
C ałe te ry to ry ju m pracow ni je s t otoczone m urem i sztachetam i.
W chodząc do pracow ni przez wejście n aj
bliższe bram y ogrodow ej, do skrzydła, m ie
szczącego w sobie m ieszkanie stróża,— staje
m y n ajp ierw w w ielkiej sieni, w której znajd u je się księga do zapisyw ania nazw isk zw iedzających pracow nię gości, naprzeciw ko je s t sala do rospakow yw ania posyłek zw ierząt i skład lam p; n a praw o m ieszkanie stróża, na lewo k o ry ta rz , prow adzący do ak w aryjum i k latk i schodow ej. Z k o ry ta
rza tego wchodzi się do dw óch sal,'—jed n ej, będącej w arsztatem stolarskim , ślusarskim 1 t. p. zaopatrzonej we w szelkie potrzebne narzędzia (dzięki tym podręcznym w arszta
tom wiele reparacyj dokonyw a się n a m iej
scu, bez pomocy specyjalnych rzem ieślni
ków miasteczka); d ru g a sala w ielka i pię
kna, je s t pracow nią fizyjologiczną, w której znajdują się odpow iednie urządzenia, po
zw alające zajm ow ać się chemiją; spotkać tu można zapasy szkła i preparató w chemi
cznych, potrzebnych do badań chemii fizyj o- logicznej. Co zaś do przyrządów fizyjologii właściwej, zbiór tych je s t dopiero w zawią
zku.
Obok pracow ni fizyjologicznej znajduje się sala, zajm ująca przynajm niej trz y czw ar
te długości całego budynku,—jestto a k w a r y j u m . U rządzenie akw aryjum nie je s t jeszcze ukończone; składa się ono z sześciu zbiorników (skrzyń) ustaw ionych, i urządzo
nych, b ra k u je zaś jeszcze sześciu. Zbiorni
ki te ustaw ione są w ten sposób, że zwie
rz ęta widać przez ścianę oszkloną, samych zaś zbiorników nie widać, światło dochodzi wyłącznic zzew nątrz z góry. W pośrodku ak w ary ju m (budynku) znajdu je się zbiornik w postaci z a g ł ę b i a dosyć obszernego z w odotryskiem w środku; w tym ostatnim zb iorniku także mieszczą się zw ierzęta. Obok niego znaj duj e się p r z y r z ą d d o p ł y w a n i a , ofiarowany przez T ow arzystw o fran cuskie popierania nauk. W końcu sali znaj
d u ją się p rz y rząd y do sztucznej hodow li ry b (piscykultury). Z biorniki ze zw ierzę
tam i są starannie utrzym yw ane nietylko ze- w zględu na to, że służą d la pracujących, ale także ze względu na publiczność, k tó ra w nie
dziele i św ięta tłum nie odw iedza ak w ary ju m , uw ażając j e za najbardziej zajm ującą
Część pracow ni.
P ierw szy zbiornik zaw iera w sobie akty- n ije czyli u kw iaty rozm aite: A nthea, S agar- tia, Act. M esem bryanthem um ; dalej nastę
p u ją inne aktynije, adamsie, żyjące n a p a - g u r a c h ; tu znow u p i e r ś c i e n i c e , m ają
ce m iędzy innem i przedstaw icieli we wspa
niałych s p i r o g i' a f a c h (Spirographis); tam h o l o t u r y j e , j e ż o w c e i g w i a z d y m o r s k i e , dalej m i ę c z a k i , s k o r u p i a k i , a s c y - d y j e czyli żachwy pojedyńcze i złożone i t. p. Zagłębie środkow e zaw iera wszy
stkiego potrochu. P rz e d niedaw nym cza
sem najw iększą ozdobą akw aryjum b y ł pię
kny żółw m orski, obecnie w ielki krab M a i a ściąga na siebie uw agę otaczającego świata.
W od a w ak w ary ju m je s t odświeżana ciągle, dniem i nocą. O bok akw aryjum w prost
N r 29. WSZECHŚWIAT. 451 skrzydła, będącego mieszkaniem stróża, je s t
skład sieci i innych przyborów rybackich.
W tem samem skrzydle mieści się także pom pa, dostarczająca wody do basenów (zbiorników ). S krzydło to wychodzi na ta
r a s , kom unikujący się bezpośrednio z pier- wszem piętrem , skąd prześliczny rostacza się widok na morze, zatokę, B anyuls i ota
czające góry.
P ierw sze piętro przebiega k o ry tarz z j e dnego do drugiego końca gm achu, z ko ry ta rz a wchodzi się kolejno—n a p ra w o : do ma
gazynów szkła (naczyń szklanych), m atery- ja łó w chem icznych i narzędzi wszelkiego ro
dzaju,— do sali posiedzeń i czterech praco
w ni d la uczących się. N a lewo leży gabi
net dyrek to ra, sala zbiorów, biblijoteka i cztery sale dla pracujących. K ażdy gabi
net do pracy posiada jed n ak o w e um eblow a
nie: trzy sto ły w podkowę, czw arty w kącie, szafa biblijoteczna, tablica czarna, woda m orska i słodka, narzędzia, szkiełka, lupy, m ikroskopy i t. p. U rządzenie to je s t b ar
dzo w ygodne. K ażd y z pracujących, ja k powiedzieliśm y, m a oddzielne laboratoryjum i m a praw o zażądać w szelkich narzędzi, oprócz tych, które stanow ią sprzęty jego pracow ni. Co do m ateryjału, to je s t zw ie
rząt, może każdy mieć je u siebie w m i
skach, łub czerpać w chw ili potrzeby ze zbiorników i zagłębia (basenu). D rugie piętro mieści w sobie m ieszkanie dyrek to ra i p re p a ra to ra , a oprócz tego cztery sale do pracy.
Z aopatryw anie zbiorników akw aryjum w m atery ja ł odbyw a się p rzy pomocy trzech statków będących własnością pracow ni. D w a są płaskie, używ ają się tylko w spokojnym czasie do połow u m orskiego wzdłuż brze
gów, trzeci, d a r m iasteczka B anyuls, noszą
cy nazw ę prof. L acaze D uthiersa, je s t stat
kiem mocnym, eleganckim , z klasycznym ża
glem łacińskim,'—m ogącym opierać się bu rzom . Jestto jed en z najw iększych stat
ków w B anyuls, w ybornie pływ ający.
P ołów , k tó ry zawsze odbyw a się pom ię
dzy godziną 4-ą a 6-ą wieczorem, bywa zw ykle staran nie przeglądany. O peracyja odbyw a się w bliskości basenu, będącego przed frontem głównego gm achu, pod bal
konem; tutaj segregują z w ie rzę ta ,d a ją cp ra - j cow nikom to, czego im potrzeba, co zaś n ad- |
to zostaje, idzie do zbiorników , ja k o m ate
ry jał zapasowy.
W czasie niepogody segregow anie to zw ierząt nie bardzo je s t dogodne, to też zdaje się, że prof. Lacaze D u thiers m a za
m iar urządzić odpowiedni basen ze ścieka
mi w samem akw aryjum , przy którem p ra ca ta odbywać się będzie.
P o skończonym przeglądzie notuje się na karcie hydrograficznej punkt, w którym ro
biono poszukiw ania, oraz zapisuje się zło wione tam g atu n k i charakterystyczne; są to m atery jały do m apy zoologicznej danego pasa. P ra c a ta posuwa się naprzód każdo- dziennie, ale poniew aż głów ną jej podstaw ą są obserwacyje, długo jeszcze musi pozostać nieukończoną. D la osób, nielękających się morskiej podróży, przyjem ną je s t rozryw ką towarzyszyć takiej w ypraw ie i wszelkim późniejszym je j czynnościom .'
Życie gości tu taj przebyw ających w celu badań naukow ych j est bardzo proste. W ię
kszość mieszka zw ykle w mieście; nie ma bowiem żadnej korzyści mieszkać p rz y p ra cowni, jako pozbawionej wszelkich g astro
nom icznych zakładów ; zawsze pożyw ienia trzeba szukać w miasteczku. T ylko w cza
sie słoty w ygryw a się, m ieszkając przy pracow ni, bo nietrzeba odbywać po nocy bardzo nieprzyjem nej przepraw y.
P ra c a na stacyi zoologicznej rospoczyna się zw ykle o 7 ‘/ 2 lub 8 rano w zimie, wcze
śniej nie ma dobrego św iatła dla badań mi
kroskopow ych. O d 11 do 12 lub l-iy po
siłek i wypoczynek, następnie do 4-ej lub 5-ej praca w labo ratoryjum i biblijotece do obiadu. P o zatem każdy pracuje, ile chce i w godzinach, które mu są najdogodniejsze;
pod tym wzgledem swoboda je s t zupełna, ja k zresztą we wszelkich pracow niach.
Okolice B anyuls są niezm iernie piękne i zasługują na bliższe poznanie, czy to wzdłuż brzegów m orskich, czyli też w głąb lądu.
Osób pracujących je s t siedm, przebyw ają oni w labo rato ry ju m od początku wiosny aż do późnej jesieni. M e porów nyw ajm y tej liczby z ilością uczniów w Roscoff. P ra c o w nia A rago p rzy jm uje tylko osoby, odda
ją c e się pracom oryginalnym ; je st to w yłą
cznie pracow nia przeznaczona dla badań ściśle naukow ych. Roscoffprzeciwnie, p rz y j
m uje także kandydatów (licencyjatów),
452 WSZECHŚW IAT. N r. 29.
chcących się zapoznać z p raktyczną zoolo- gij*-
D odajm y jeszcze, że pracow nia A rago je s t w możności przyjm ow ania study jujących dopiero od la t dw óch, że droga do Banyuls je st d ługa i zbyt kosztow na dla kassy stu
denckiej,— a n aw et każdego, ktob y chciał odbyć podróż do pracow ni, w y datek n a d ro gę m usiałby przestraszyć.
P raco w n ia rozw ija się z każdym rokiem , ale w szystkiego od razu stw orzyć niepodo
bna, wszelkie udoskonalenia odbyw ają się stopniowo.
P om iędzy koniecznem i w arunkam i dosko
nałości w ydaje nam się niezbędnem założe
nie w i w a r y j u m takiego, ja k ie je s t w R o- scoff. M arzy o tem i prof. L acaze-D u thiers.
Niebyłoby wcale tru d n o znaleść odpow ie
dnie miejsce, zasłonięte od p rz y p ły w u mo
rza. K orzyści z takiego w iw aryjum były
by ogrom ne. Często się zdarza, że zbio rni
ki i basen są przepełnione i że szkodliwą, byłoby rzeczą w prow adzać do nich większą liczbę zw ierząt, w takim razie trzeba wy
rzucać plony połow u, z w yjątkiem tylko bardziej ciekaw ych okazów.
Jeżeli zbiorniki akw ary ju m są p rz e
pełnione, w tedy pow staje w nich śm iertel
ność, w oda gnije i wszystko się psuje; p rzy w iw aryjum ju ż się u n ik a tego niebespie- czeństwa. W w iw ary ju m um ieszczanoby wszystkie zw ierzęta zbyteczne, a w arunki, sprzyjające n a otw artem pow ietrzu, p rz e
chow yw ałyby ten m atery ja ł, k tó ry szcze
gólniej byłby cennym w chw ilach, gdy nie
spokojne m orze w strzym yw ałoby w ypraw ę.
P rzy tem w ysyłki zw ierząt dla pracow ni in
nych b y ły b y dokonyw ane z doskonałą p un
ktualnością.
P rac o w n ia B anyuls je s t bezw ątpienia, w m yśl swego założyciela, bezpośredniem dopełnieniem pracow ni Roscoff. Je d n a je st pracow nią zimową, di-uga letnią. D zięki tej kom binacyi zoolog może spędzić ro k cały w dobrze urząd zonych pracow niach, nie tra cąc nic na czasie. Jeszcze i pod innym względem pracow nie te d o p ełn iają się wza
jem nie, d ając pole podróżującem u zoologo
wi do w ybornych studyj ów praktycznych.
W Roscoff w ielką przyjem nością dla no- wicyjuszów je s t grzebanie w żw irze, prze
rzucanie kam ieni, szukanie w błotach, szcze
linach skał: to im daje poznać mieszkanie i obyczaje zw ierząt, ich gusta i uprzedzenia.
W idzi on ich moc niezliczoną i nabyw a w praw y w szybkiem określaniu. P o kilko- tygodniow ym pobycie w Roscoff i po kilku dobrze w ybranych wycieczkach um ie taki m łodzieniec ju ż tyle praktycznych rzeczy, że to mu dopom aga wiele do w yśw ietlenia teoryi, czerpanej z książek.
W B anyuls nie m a błot, nie m a wycie
czek tego rodzaju. G dy m orze je s t bardzo spokojne, można czerpać w prost do głębo
kości 50 cm,— oto wszystko. N adto p otrze
b a jeszcze umieć wyzyskać ten pas ogran i
czony, a do tego potrzeba pewnój w praw y.
W ogóle, statek przyw ozi większość m atery- ja łu potrzebnego do studyjów ; chcąc się przeto uczyć, trzeba jeździć na statku, umieć używ ać sieci, drag, wędki i badać staran nie zw ierzęta chw ytane i wyciągane.
F a u n a oceanu A tlantyckiego i m orza Ś ród
ziemnego nie są jednakow e i pod tym tak że względem obiedwie pracow nie dopeł
n iają się wzajem nie. N ajw ięcej pow abu w faunie B anyuls m ają istoty oceanowe czy
li pelagiczne. Nie m a nic piękniejszego nad widok s y f o n o f o r ó w , m e d u z , l ub G e s t u m Y e n e r i s , b ujających na falach, lub pływ ających ponad dnem, upstrzonem różno- barw nem i wodorostam i. M atery jałów nie b rak u je w B anyuls, je s t nad czem pracow ać i na długi czas. Nie sądzimy, żeby zbrakło pracow ników , bo korzyści, ja k ie zn ajdu ją, są nieocenione w porów naniu z temi, ja k ie - mi rosporządzali nasi poprzednicy przed 15 — 20 laty, lub naw et nasi m istrzowie przed 30 lub 40 laty. J. S.
P O J Ę C I A
l CHEMII FJZYJOLOGICZNEJ.
skreślił Józef Natanson.
(Dokończenie).
76. Indywidualność fermentów. Ferm enty istotek roskładu. N ie łudźm y się jed n ak ,
N r 29. WSZECHŚWIAT. 453 aby to pozorne „w ytłóm aczenie“ było rze
czy wistem wyjaśnieniem ciekawej i •— po
w tarzam y—zagadkow ej fizyjologicznój w ła
sności ferm entów. B ynajm niej, je s t ono ty l
ko określeniem sposobu pojm ow ania zagad
ki i przeniesieniem j ej z»pola zupełnie dzi
kiego na u praw iane ju ż zagony dynam iki cząsteczkowej. W łaściw a zagadkowość po
lega na nie dając ej się dotąd wytłóm aczyć i n d y w i d u a l n o ś c i ferm entów. P o d na
zwą tą rozum iem y ów stały zw iązek pomię
dzy danym , specyjalnym ferm entem a cia
łem, na które działanie uw odniające (ró
wnież peptonizujące i m echaniczno-chemi
czne) w yw ierać je s t zdolny. O graniczając się i tutaj d la jasności na ferm entach uwo- dniających, możemy postaw ić sobie zaga
dnienie: dlaczego żądny ciepła, lub ja k im kolw iek innym sposobem zdolny w prow a
dzać do bezwodnikowego zw iązku cząstki wody, ferm ent dany, nie może czynności tej rosciągać na wszystkie takie zdolne do uwo
dnienia zw iązki, •— dlaczego owa dzielność jego,'—czy chciwość ciepła, objaw ia się np.
wobec mączki, a nie może sobie radzić z cu
krem zw yczajnym lub z tłuszczem •—> i na- odwrót? A je d n a k , dyjastaza roskłada ty l
ko mączkę (krochm al), inw ertyna tylko cu
kier, em ulsyna tylko glukozydy i t. d. O gól
ne zasady dynam iki chemicznej nie mogą nam wyjaśnić tej szczególnej zaiste właściwo
ści, k tó ra bardziej jeszcze, niż wszystko przed
tem poznane, zbliża ferm enty do żyjątek ro sk ład u i staw ia je w ekonomii n atu ry tuż obok siebie. Indyw idualność ta je s t cechą św iata istot żywych, specyjalnie zaznaczy
liśmy j ą jeszcze w § 38, jak o ścisły związek pom iędzy istotkam i, a m ateryją, w której żyją (por. zresztą, dalej zjaw iska roskładu);
jeśli takaż indyw idualność cechuje ferm en
ty, to dlatego, że z tego właśnie św iata ży
jącego pochodzą i doń besspornie należą.
M ówiliśm y ju ż o różnych ferm entach, któ
re z wyższych zw ierzęcych j a k i roślinnych otrzym ane by ły organizm ów. Czyżby j e dnak same tylko wyższe organizacyje m iały posiadać własność w ydzielania tych substan- cyj? P ow racam y teraz do kwestyi, od któ
rej zaczęliśmy niniejszy rozdział o ferm en
tach, do kw estyi nierospuszczalnych p okar
mów, jak iem i żywić się mogą i żywią się najdrobniejsze grzybki, rozliczni działacze
roskładu. T eraz dopiero na rzucone zaga
dnienie odpow iedzieć możemy i odpow iada
my, że niższe organizm y w wielu bardzo wypadkach,— a może p rzy lepszem zbada
niu naukow em i rosszerzeniu pojęcia fe r
mentów, okaże się, że we wszystkich roskła- dowych działaniach,-—w ydzielają rozm aite ferm enty, własnościami swemi najzupełniej powyższym naszym określeniom odpow iada
jące, a często-z ferm entam i wyższych orga- nizacyj identyczne.
N ajdaw niej znanym spomiędzy ferm en
tów takiego pochodzenia je s t (§ 73) i n w e r t y n a , o d k ry ta ju ż przez M itscherlicha iD o - berein era w wodzie, z p łu k an ia drożdży pi
wnych pochodzącej; chemicy ci zauważyli, że woda, z w ytraw ienia drożdży pocho
dząca, ma własność przem ieniania cu k ru , t. j . przeprow adzania cuk ru krystalicznego w „stan“ glukozy (cukier inw ertow any).
W yosobnionym z takiego rostw oru został sam ferm ent, zapomocą alkoholu, znacznie później dopiero (około 1848 r.) przez B er- thelota. Z „w ody drożdżow ej“ bardzo ła two go otrzym ać, zwłaszcza p rz y wycień
czaniu (§ 55) drożdży, a w ydzielanie te
go ferm entu przez żyjące kom órki droż- dżowe niezawsze idzie w p arze z samą ferm entacyją cuk ru ’). Ze drożdże nie są zdolne do sferm entow y wania w p ro st k ry stalicznego cu k ru i muszą go w pierw p rze
obrazić, w ytw orzyć glukozę, i że glukoza do
piero ferm entuje, dowiedzionem ju ż zostało w r. 1832 przez D ub ru nfauta; w ydzielanie odpowiednie ferm en tu (in w ertyn y) je s t ogól
ną zatem koniecznością dla tych wszystkich organizm ów, które żyć mogą kosztem cu k ru krystalicznego i innych tej g ru p y cukrów.
In w ertyn a, t. j. ferm ent tychże zupełnie w ła
sności, otrzym aną została z zaw ierających cukier płynów, n a których hodowano grzyb ki pleśniowe, ja k P enicillum i A spergillus (gdy tymczasem nie otrzym ano je j, gdy ho-
*) T ak np. w przytoczonem przez nas (w przypi- sku do § 5G) doświadczeniu. Iloppe-Seylera, k tó ry przepuszczał przez rostw ór cukru, zasiany drożdżam i, czysty tlen w stanie gazowym, ferm entaeyja, ja k w spom nieliśm y, nie odbyw ała się w cale, natom iast cała ilość cukru (krystalicznego) została p rzem ie
nioną (na glukozę).
(Przyp. Aut.).
454 w s z e c h ś w i a t. N r 29.
iłowanym był M ucor). K onsum cyi c u k ru przez te rośliny tow arzyszy, w edług b adań D uclauxa, stopniow e przeobrażenie, in w er
towanie cu k ru krystalicznego. Zupełne np.
dojrzenie g rzy b k a A spergillus n ig er zajęło przy dośw iadczeniu 4 dni czasu; z ilości cu
k ru, ja k ą wzięto do pły n u żywiącego, pozo
stawało po upływ ie doby 94,7% , z tej ilości około '/ 3 części uległo przem ianie, po 2 dobach cukrów znaleziono G9,3°/0 pierw o
tnej ilości, p raw ie w połowie ju ż je d n a k cu k ier in w ertow any tow arzyszył kry staliczn e
mu; po upływ ie trzeciej doby z cu k ru wogó- le pozostało 15,7% a w tem 4 razy więcej przem ienionego, niż trzcinow ego, wreszcie po 4-ch dobach zostały ślady tylk o (1,7% ) glukozy, a krystalicznego ju ż wcale w ro - stw orze nie było. W e d łu g tychże bad ań tegoż uczonego, w ym ienione g rzybki ple
śniowe wydzielają, nie samą tylko in w erty - nę, lecz m ięszaninę ferm entów , gdyż wyoso
bniona z w ydzielin substancyja nietylko przem ienia cu kier ale i m ączkę rostw arza i scukrza, j a k dyjastaza. G rz y b k i n a jd ro bniejsze, m ało dotąd jeszcze znane, k tóre
w yw ołują ferm entacyje m leka krow iego (ke
firowe) i klaczy (kum ysow e), w ydzielają ferm ent, działający na cu k ier m leczny tak samo, ja k in w erty n a na c u k ie r trzcinow y.
Żywiący się krochm alem i celulozą C lostri- dium butyricum niew ątpliw ie w y tw arza fer
m ent, najzupełniej ' zbliżony do dyjastazy.
P od o b n y do C ohn’owskiej form y JBacillus ulna, pacio rk o w aty i pałeczkow aty grzybek rosszczepkow y z kw aśniejącego m leka (T y- r o t h r i x s c a b e r D u c l a u x ) może ro- składać zarów no m leczny j a k i k rystaliczny cukier, w edług zapew nień D uclauxa. W szy
stkie te p rzeo b rażen ia m atery i są w obu działaniach — czy to ferm entów , czy ży ją
tek ■—■ jednakow em chem icznem uw o dnie
niem. L ecz d robne istoty grzybkow e w y
dzielają jeszcze i inne, specy jalne ferm enty uw odniające, nieznane w śród pozostałych działów p rzyrody. I tak: M icrococcusureae, grzybek moczowy, uw odnią m ocznik, p rz e
obrażając go na w ęglan am onu, a w ydziela
ny przytein ferm en t u w odniający u dało się otrzym ać M usculusow i (k tó ry posługiw ał się nim w celach w ykrycia m ocznika). Inne uwodnienie przez istoty żyw e to ferm en- tacyja garbnika czyli tan in y (bezw odnik
kw asu gallusowego), przechodzącego w kw as gallusow y pod działaniem pleśni, ferm enta- cyja bardzo ważna, a od niedaw na dopiero bijologicznie zbadana (1868).— P rzejd źm y te ra z jed n ak od hidrotacyjnych do innych objaw ów zm ian chemicznych. D robne b a r
dzo grzybki rosszczepkowe z m leka, zauw a
żone w początku jego kw aśnienia przez D u- clau sa , opisywane przezeń pod nazw ą T y - r o t h r i x t e n u i s (zdaje się z ry sun ku m ię- szanina k ilk u różnych form), w ydzielają
„ferm ent ścinający11, tenże sam, ja k i w ydzie
la puszczka cielęca. Na życiu tych g rzy b ków polega ścinanie się, a n a w ytw orzeniu ferm entu ścinającego nagłe czasem przy ogrzew aniu z w a r z e n i e przechow yw ane
go nie w bardzo niskiej tem peraturze m leka krow iego. G rzybki te, a prócz nich inne jeszcze (u D uclauxa prócz obu poprzednich, g atu nek (?) trzeci, T y ro th rix geniculatus) g rzy bk i m leka m ają n adto w i
doczną własność w ydzielania ferm entów pe- ptoniżujących, gdyż łatw o bardzo przeko
nać się można, że ścięty świeżo z m leka tw a
ro żek w styczności z temi grzybkam i pozo
stający, rospływ a się powoli a w końcu tw o
rz y płyn przezroczysty, z białka więc staje się peptonem . Substancyja, w ydzielana przez te g rzyb ki działa zupełnie ja k pepsy
na. T u jeszcze wspom nijm y, że do śluzo
w atych grzybów należąca istota A e t h a l i u m s e p t i c u m rów nież w ydziela podobnie pe- ptonizujący ferm ent, działający ja k i tam te, p rz y kwaśnej zawsze reakcyi. D uclaux otrzym yw ał z w ydzielin grzybka (?) T y ro - th rix tenuis, zw ykłą dla w yosobnienia fe r
m entów m etodą, substancyją, działającą ja k sok puszczki na mleko, a ja k pepsyna na ścięty tw arożek; substancyją tę uw aża za m ięszaninę d w u ferm entów.
77. Znaczenie ferm entów w teoryi w ita li
sty cznej. J a k z poprzedniego ustępu się przekonyw am y, zjaw iska rosszczepienia przez uw odnienie, zjaw iska peptonizacji b iałk a i ścinania zaw ierających białko p ły nów , w ydarzać się m ogą rów nie dobrze za spraw ą istotek roskładu, ja k za wpływem ferm entów ; do obu tych g ru p pozostają w stosunku sku tk u do przyczyny. D otych
czas uważano okoliczność te za osobliwy po
d ział działań pom iędzy światem organizo
w anym i nieorganizow anym i, ja k nam sa-
N r 29. w s z e c h ś w i a t. 455 mym na pierw szy rz u t oka (§ 71) się zdaw a
ło, dopatryw ano w fizyj ologicznem działa
niu nieorganizow anćj m ateryi najcięższy a r gum ent przeciw ko witalistycznej teoryi.
N ajzupełniej je d n a k niesłusznie. Ja k ie j
kolw iek n atu ry ferm ent rospuszczalny ros- patry w ać zechcem y, zawsze skonstatuje
my, że pow stał on działaniem organizm u;
działanie to ma na celu przygotow anie od
pow iedniego pokarm u, a właściwie nadanie mu odpowiedniej postaci, w litórejby mógł być zużytym i przysw ojonym dła organi
zmu. D la osiągnięcia tego celu wydzielają tak m aleńkie ży jątk a roskładu, ja k i wyższo jestestw a przy rody, konieczny oczywiście ferm ent i ten zazwyczaj zaraz na cele przy
sw ojenia substancyi pożywnej bywa w na
turze zużytym , tak, że niewiadom o naw et w w ielu razach, czy się ferm ent ja k i utw o
rzy ł czy nie-, widocznym je s t skutek jedynie, t. j . przeobrażenie m ateryi. I tak: w j e dnym w ypadku, w życiu drożdży lub jeszcze lepiej pleśni, o których mowa powyżej, w i
dzim y przem ianę cu k ru krystalicznego na niekrystaliczny;m ów im y że i s t o t y t e p r z e m i e n i a j ą c u k i e r (inw ertują); w drugim w ypadku, g dy p rz y kiełkow aniu nasienia zbożowego, m ączka została zużytą, tłum a- | czyliśm y to sobie tem, że zarodek roślinny j ą zużył; dopiero gdy D u b ru n fau t o d krył dyjastazę, rzekliśm y nagle, że f e r m e n t s ł o d u r o s t w a r z a i o c u k r z a m ą c z k ę ! Różnica je st je d n a k pozorna tylko, bo tak tam j a k tu, zm iany dokonyw a o r g a n i z m ż y j ą c y , a dokonyw a w obu w ypadkach na mocy własności w y d z i e l a n i a f e r m e n t u : tu się zjaw ia dyjastaza, a tam inw ertyna, tu i tam w n atu rz e istnienie ferm entu je st przelotne. Że zaś badaw czy um ysł chem i
ka, podpatrzyw szy w życiu u s t r ó j ó w r ó ż n y c h chwile, gdy dany ferm ent powstał, a nie zdołał być jeszcze zużytym , korzysta ze swych m anipulacyj, aby oderw ać p ro d u k t od źródła, w którem pow stał, czyż to dowód, że nie ż y c i e tylko— i nic innego ja k ż y c i e —może dokonyw ać roskładów ? Jeśli mówimy, że drożdże „przem ieniają" cukier trzcinow y lub że dany grzybek „peptonizu- j e “ białko (sernik, kazeinę np.), to jestto tylko skrócenie: właściwie powiedziećby należało, że „w ydzielają ferm ent, który i t. d .“ F erm en t g ra tu rolę narzędzia, a o
ołówkowym rysu n k u rów nie słusznie mo
żna powiedzieć, że go człowiek rysow ał ja k , że ołówkiem je s t rysow any. W ydzielanie ferm entów , przeprow adzających pokarm istot w stan odpow iedni do ich zdolności przysw ajania, je s t je d n ą z w ybitnych cech życia istot najdrobniejszych. Zapom inać tylko nie należy, że w ydzielanie to je s t j e d n y m t y l k o z l i c z n y c h o b j a w ó w ż y c i o w y c h : reak cy ja roskładu, zachodząca pod wpływem ferm entu, daje się ująć w ści
słą form ułę chem iczną (§ 75), ogół zaś obja
wów życiowych wszelkiej form ule chem i
ków u rąga i długo jeszcze chyba u rąg ać bę
dzie (§ 48). Z drugiej stro ny zapominać nie należy, że ferm enty są w ytw orem sztu cznie z przebiegu życia organizm u przez chemika-fizyjologa wyosobnionym, i każdy, ktoby tw ierdził, że nie żywy organizm lecz ferm ent ro składa m ateryją, popełniłby takiż sam błąd, ja k ten, kto o nafcie np. w yrażał
by się, że pochodzi nie z łona ziemi, lecz ze sklepu. Czem sklep je s t dla nafty, tem przyrząd chem ika dla dyjastazy, którą nie ziemi w praw dzie w ydarł, ale chytrze od
ciągnął kiełkującem u słodowi.
Sądzimy, że czytelnik myśl naszą o sto
sunku ferm entów do organizm u dokładnie zrozum iał. W inniśm y mu tylko kró tk ie j e szcze objaśnienie co do tego, że nie same niższe organizm y, które „żyjątkam i rosk ła- d u “ nam się nazw ać spodobało, lecz że i wszystkie lub liczne przynajm niej wyższe istoty aż do najw yższych, roskład za pomo
cą owych „narzęd zi“ t. j . ferm entów prow a
dzą. B ezw ątpienia, że ta k je s t w istocie.
A le, gdy szukać poczniem y źródła ferm en
tów tych, w wyższych i najw yższych o rga
nizm ach, przekonam y się, że w ytw arzane są one—-przynajmniej u zw ierząt ') w spe-
*) Ja k i gdzie specyjalnie powstają, ferm enty w organizm ach roślinnych, a zwłaszcza w k iełk u ją
cy ch nasionach, rzeczą, je st zupełnie dotychczas je szcze ciem ną. N iew ątpliw em je s t tylko, że pepto- nizujące ferm en ty ro ślin m ięsożernych (§ 73) w y
dzielane są przez specyjalne, wykazane przez D ar
w ina i Hookera gruczołki; z otrzym anego przez po
d rażnienie gruczolków w ydających obfite w ydzieli
n y liściach N epenthes, wodnistego soku, o trzy m ali Gorup-Besanez i H. W ill najlepiej zbadany ferm ent z tej m ało jeszcze znanej grupy.
(Przyp. Aut.).
456 W SZECH ŚW IAT. N r 29.
cyjalnycli przyrządach, k tóre fizyjologowie nazyw ają g r u c z o ł a m i (w g ru czo łach p rz e
wodu pokarm ow ego). Otóż w gruczołach tych, ferm entotw órczem i są drobne, bardzo drobne zazwyczaj kom órki, zw ykle gołe i wielce podobne do najniższych o rg a n i
zmów, do pełzaków (am eba), j a k np. kom ór
ki gruczołów podpuszczkow ych (trebieńco- w ych) żołądka naszego.
W idzim y więc i tu taj, że specyjalne, n i
skiej bardzo organizacyi ustroje dokony
w ają czynności ro sk ład u i ■—-z e stanow iska bijologicznego— m ożemy pow iedzieć tylko, że w wyższych organizm ach pew ne k o m ór
ki, przy ogólnym podziale czynności fizy- jologicznych, przystosow ują się do czynno
ści ro sk ład u m ateryi, t. j . do tak ich w a ru n ków, p rzy k tó ry ch n orm alnie żyją i działają tylko istoty ro sk ład u '). P oniew aż nadto w ogólnej ekonom ii p rzyrody, ro sk ład we
w n ą trz wyższych odbyw ający się org an i
zmów, jed y n ie d la ich życiowej potrzeby za
■) K om órki gruczołów przew odu pokarm ow ego łączą się we w spólnem d ziałan iu z sam oistnem i ży
ją tk a m i roskładu, lęgnącem i się we w n ętrzu n a rz ą dów, przetw arzających pok arm y , a połączona p ra c a jed n y ch i d ru g ich daje w re z u ltacie to, co nazyw a
m y „traw ien iem 11 pokarm ów . O bszerniej o ty m przedm iocie p a trz dzieło p. t. „ 0 tra w ie n iu 11 D rE . C.
E w alda, tłum acz, z niem . D r L. A nders. W arszaw a, 18S2 r.
(Przyp. Aut.).
stosowanie m ający, żadnego nie m a i mieć nie może znaczenia, gdy tym czasem roskład, dokonyw any przez grzybki wszelkie p ier
wszorzędnej doniosłości je s t objawem , p rze
to nie wahaliśm y się sform ułow ać teoryi w i
talisty cznćj, k tó rą w ekonom iczno-przyro- dniczem pojm ujem y znaczeniu, w tój formie (§ 32), ja k ą z pom inięciem zjaw isk odżyw ia
n ia się wyższych istot nadać jój wolno.
R ospatry wać też w dalszym zaraz ciągu będziem y ty lko z j a w i s k a r o s k ł a d u w p r z y r o d z i e , w szelkie zaś zjaw iska k a r m ienia się i p rzysw ajania pokarm ów w e
w n ą trz ciała zw ierzęcego lub roślinnego, po
siadającego zróżniczkow ane narządy, w cho
dzi w yłącznie w obszar właściwej chemii fizyjologicznćj, oddzielnej zupełnie i nas nie dotyczącej nauki.
0 CIAŁACH KOLOIDALNYCH.
Prelekcyja E. Grimaux
w ypow iedziana w paryskiem tow arzystw ie chemicznem.
Przełożył Henryk Silberstein.
Z am ierzając przedstaw ić tu stan naszych wiadomości o natu rze substancyj k o lo idal
nych i o przyczynach ich ścinania się czyli koagulacyi, nie u kryw am przed sobą tru d n o ści zadania. M am y tu w samej rzeczy do czy
n ienia z ciałam i beskształtnem i, nielotnem i, o bard zo nieokreślonej, że się tak wyrażę, indyw idualności chemicznej, z ciałami, pod- legającem i przem ianom pow olnym i m a ł o charakterystycznym ; b ra k tu zup ełny świe
tnych reakcyj i doświadczeń, olśniew ają
cych zm ysły i w yobraźnię.
Z am iast kształtów gieom etrycznych, w ła
ściwych każdem u rodzajow i ciał k ry stali
cznych, koloidy, przeciw nie—niezależnie od swego pochodzenia, czy to n a tu ry org an i
cznej czy m ineralnej, m ają wspólne im wszy
stkim cechy: są to ciała o budow ie ziarnistej, mniej lub więcej przezroczyste albo masy galaretow ate; p rzed staw iają w calem swo
jem zachow aniu coś odrębnego, d ają reak -
N r 29. W SZECHŚWIAT. 457 cyje nieoczekiwane, które sprow adzają z tro
pu badaczów i w skutek tego pow odują pe
wne zagm atw anie w poglądach na natu rę tych ciał.
A jednak że ta część chemii zasługuje na szczególną naszą uwagę, gdyż koloidy są niezm iernie r ospo wszechnione, zarówno wna- turze nieorganicznej ja k i w świecie organi
zowanym. Z tego ostatniego względu m ają one także wielkie znaczenie dla fizyj ologa.
P rzedew szystkiem więc, cóż właściwie na
zywam y substancyją koloidalną? ja k G ra
ham , którem u zawdzięczam y znajomość ko
loidów, odróżniał j e od krystaloidów , ja k ie znaczenie nadaw ał on tem u term inowi?
W biegu sw ych badań nad szybkością dy- fuzyi różnych ciał z czystą wodą, przekonał się G raham , że przedstaw iają one pod tym względem znaczne różnice; ciała bezkształ
tne, białko, gum a, tanina, karm el i t. d.
posiadają tylko w słabym stopniu zdolność przesiąkania przez błony w porów naniu z ciałami krystalicznem i ja k chlorek sodu, chlorek potasu i t. d.
Szybkość dyfuzyi karm elu z czystą wodą je s t praw ie czterdzieści razy mniejszą od dyfuzyi chlorku sodu. Jeżeli zam iast wody weźmiemy k la jste r z m ączki albo jak ąś ciecz galaretow atą, to różnica okaże sięjeszcze wię
kszą. Pow olność dyfuzyi ciał bezkształtnych, w zrasta, jeżeli przesiąkają one do ciał także bezkształtnych, co nie ma miejsca p rzy dyfu
zyi ch lo rk u sodu; jeżeli pomieścimy np. na dnie naczynia rostw ór wodny dw uchrom ia
nu potasu i pokryjem y go w arstw ą ciekłej galarety, dw uchrom ian potasu będzie dy- fundow ał przez tę g alaretę ja k przez czystą wodę. Jeżeli pow tórzym y to doświadczenie z karm elem , to nie zdołam y zauważyć żadnej praw ie dyfuzyi.
To różne zachow anie się ciał przy dyfu
zyi, daje możność dokładnego oddzielenia karm elu od dw uchrom ianu potasu, ciała bezkształtnego od ciała krystalicznego. G ra
ham dla uproszczenia tego procesu zastąpił galarety błonam i organicznem i; pierw otnie używ ał do tego celu papieru przejętego klajstrem albo błon zwierzęcych, najodpo
wiedniejszym je d n a k okazał się pap ier p er
gam inowy. T en to proces przesiąkania przez błonę, nazw ał G raham d y j a l i z ą . P rz y rz ą d do podobnych doświadczeń używ any—d y j a-
l i z a t o r składa się z walca pustego, różnej wysokości, zam kniętego z jednój strony pa
pierem pergam inow ym ; dy jalizato r ten, po
grążony w obszerniejszem naczyniu napeł- nionem wodą, służy do przyjm ow ania ro - stw orów c iał, których zdolność dyfuzyi chcemy zbadać. W tych w arunkach ciała krystaliczne przesiąk ają bardzo szybko do otaczającej j e wody, ciała zaś bezkształtne, przechodząc bardzo trud no przez błonę, praw ie całkow icie pozostają w dyjalizatorze;
w ten sposób oddzielenie łatw o daje się uskutecznić. Różnica w szybkości dyfuzyi je st bardzo znaczną: karm el przechodzi 600 razy a białko 1000 razy wolniej, aniżeli sól kuchenna.
Jeżeli zaw dzięczam y G raham ow i ważne w yniki tyczące się dyfuzyi ciał oraz koloi
dalnego stanu m ateryi, to nie powinniśm y zapomnieć, że D u tro c h et poprzedził go na tem polu, badając przesiąkanie ciał przez błony zwierzęce a D u b ru n fau t ju ż w ro k u 1854 zastosował różnicę w dyfuzyi ciał k ry stalicznych do oddzielenia cu k ru od soli w melasie. G raham , posługując się dyjalizą dla oddzielenia ciał, uogólnił tylko spostrze
żenia D u b ru n fau ta i nad ał je j szersze zasto
sowanie, a jego dy jalizato r je s t tylko rnody- fikacyją osm om etru,■ używ anego do w ycią
gania cu k ru z melasy.
Otóż te to ciała beskształtne, n ieistn ieją
ce w postaci krystalicznej, k tó re tylko w sła
bym stopniu okazują zdolność dyfundow a- nia, tw orzące z w odą galarety, porów nał G raham z żelatyną i n ad ał im miano k o l o i d ó w , w przeciw staw ieniu do ciał, mogących przyjm ow ać określone kształty gieometry- czne— k r y s t a 1 o i d ó w.
M iędzy samemi koloidam i spostrzegam y znaczne różnice co do sposobu ich tw orzenia się, rospuszczalności, stałości ich rosczynów, podobnie ja k m iędzy samemi krystaloidam i.
N iektóre z nich są rospuszczalne, ja k biał
ko, gum a, tanina, żelatyna; inne stanowią masę, k tó ra w wodzie tylko pęcznieje, na- p rzy k ład w łóknik, gum a dragantow a. K o loidy rospuszczalne tw orzą rosczyny n ad e r niestałe i pod wpływem czynników , zaledw ie dających się ocenić, ścinają się, przechodzą w „stan ciastow aty“. Istnienie ich, mówi G raham , je st tylko nieustanną m etam orfozą i jeżeli ciała krystalizow ane przedstaw iają
458 W SZECHŚW IAT. m 29.
statyczny stan m ateryi, to koloidy stanowią, stan je j dynam iczny.
G dy substancyje koloidalne wydzielają, się w postaci g alarety , gdy się ścinają, skład ich ulega zm ianie, po większej części tracą one zdolność rospuszczania się w płynie, z którego się w ydzieliły; ich stan rospu- szczalny je s t przeto tylko przejściow ym , nie mogą one doń pow rócić, skoro raz z rosczy- nu w ydzielone zostały. T a k się zacho
w uje n a p rzy k ład krzem ionka, w odan żela
za, białko.
P rze z dodanie drobnej ilości jakiejś m a
tery i obcej, przez nieznaczne podw yższenie tem peratury, m ożem y w yw ołać ścinanie się znacznej ilości koloidów ; często nie jesteśm y w stanie naw et zauw ażyć w dania się ja k ie jś energii zew nętrznej, proces odbyw a się j a k by sam przez się, przyczem czas odgryw a bardzo ważną rolę. R osczyny koloidów po'- | zostają przezroczyste przez godziny, dnie, tygodnie całe; następnie gęstnieją, stają się | klejow atem i, w ydzielają się w postaci g a la rety , ale i na tem reakcyj a się jeszcze nie kończy. G a la reta ta przez d łu g i czas j e szcze ulega now ym przem ianom , ja k to oka
zuje kurczenie się ty cli p ro d u k tó w skrze
płych. D odam y wreszcie, że koloidy, z po
w odu bardzo słabej zdolności dyfundow a- nia, nie mogą działać na n erw y sm aku, nie posiadają tedy żadnego sm aku.
Znam y pew ną ilość substancyj ko loidal
nych, k tó ry ch g a la re ty nie straciły w łasno
ści rospuszczania się w wodzie; tak ą j est że
latyna, k tó ra, w zięta w postaci g alarety , sta
je się rospuszczalną pod działaniem ciepła i nie daje nierospuszczalnego skrzepu, chy
ba w razie, g d y w stępuje w nowe połącze
nie, n a p rz y k ła d z taniną.
Jak ż e m am y klasyfikow ać koloidy? Nie możemy się p rzy tem oprzeć ani na ich po
chodzeniu, ani na w łasnościach chem icznych;
zdaje mi się, że m ożnaby j e podzielić we
dług ich w łasności fizycznych na:
I. K o lo id y rospuszczalne, dające g alare
ty, k tó re pod w pływ em ciepła na nowo n a
byw ają własność rospuszczania się: żelatyna, chondryna i t. d.
II. K oloidy rospuszczalne, ścinające się potl działaniem bardzo nieznacznych w pły
wów, a po skrzepnięciu tw orzące g alare
ty nierospuszczalne: białko, kw as k rze-
m ny, wodan glinu, wodan żelaza. G ru p a ta obejm uje koloidy najw ażniejsze, p rz ed sta
w iające najosobliwsze reakcyje.
III. K oloidy nierospuszczalne, które w wo
dzie tylko pęcznieją: białko ścięte, sernik strącony, w łóknik i t. d.
O kreśliw szy stan koloidalny m ateryi i od
kryw szy w ielką ilość k o lo id ó w , m ineral
nych: wodan żelaza, kw as krzem ny, wodan glinu, żelazocyjanek miedzi, błęk it p ru ski i t. d., G rah am sta ra ł się w yjaśnić stan ko
lo id aln y ciał, u p atru ją c przyczynę tegoż w ich wysokim ciężarze cząsteczkowym.
„ T ru d n o jest, pow iada on, nie przypisyw ać obojętnego zachow ania się koloidów ich zna
cznem u rów now ażnikow i. Zachodzi wszak
że pytanie, czy czasem cząsteczka koloidu nie je st utw orzoną przez ug rupow anie pe
wnej liczby m niejszych krystalicznych czą
steczek; czy nie należy zatem koloidalnego stan u ciała przypisyw ać skom plikow anem u ch arakterow i jego cząsteczki1'. Z w raca 011
uw agę na ten fakt, że trzeb a tylko bardzo nieznacznej ilości sody d la zobojętnienia kw aśnej reak cyi rospuszczalnego kw asu krzem nego, k tó ry tw orzy w takim razie ko- lo-krzem iany (co-—silicates), to je s t krze
m iany rów nież koloidalne.
G raham b ad ał także w aru n k i i przyczy
n y koagulacyi: zauw ażył on, że w ydzielanie się kw asu krzem nego z rosczyriu zachodzi tem wolniej, im większem je s t roscieńczenie, a zaznaczył i w pływ tem peratury: „R ospu- szczalności kw asu krzem nego, pow iada on, zd aje się sprzy jać niska tem peratura*'. Co do n atu ry przem ian, ja k im ulegają koloidy rospuszczalne podczas samego procesu koa
gulacyi, G raham czyni przypuszczenie mało praw dopodobne, jak o b y zachodziły przytem przem iany izomeryczne,, jak o b y koloidy m ogły istnieć w dw u m odyfikacyjach: w sta
nie ciekłym (w rosczynie) i w stanie skrze
płym ( p e c t e u x ) . Nie więcej zadaw alnia nas jego objaśnienie p rzyczy ny koagulacyi oraz roli, ja k ą przypisuje on w tem zjaw isku dodanym solom: „Z jaw iska te należą do che
m ii koloidów, k tó ra pow inna mieć za głó
w ny przedm iot procesy, oznaczone nieok re
ślonym term inem katalitycznych. T rzeba zatem gruntow niej zbadać istotę pow ino
w actw a katalitycznego, aby znaleść nowe objaśnienie procesu endosm ozy“.
N r 29. w s z e c h ś w i a t. 459 Nareszcie, aby w ytłum aczyć tw orzenie się
koloidów rospuszczalnych p rzy dyjalizie i ich oddzielenie od krystaloidów , z którem i zda
ją. się tw orzyć połączenie chemiczne, a nie tylko mięszaninę, -— j a k to n ap rzy k ład ma miejsce z zasadow ym chlornikiem żelaza, G raham ucieka się do bardzo niejasnej „ro- składającej sity dyfuzyi“ .
T ak stała kw estyja koloidów po pięknych pracach G raham a, któreśm y tu w ogólnych zarysach podali. Zw róciły one na siebie uwagę, na k tó rą rzeczywiście zasługują; po
wstało wszakże bardzo wiele punktów , wy
m agających dalszego wyjaśnienia.
P odjąłem niedaw no badania nad te mi kw estyjam i i starałem się odkryć fakty, któ re pozw oliłyby ugruntow ać teoryją koloi
dów, w yjaśnić sposób ich tw orzenia się pod
czas procesu dyjalizy oraz mechanizm, w sku
tek którego tracą one własność rospuszczal- ności po przejściu w stan skrzepły.
Zanim opowiem o rezultatach, które otrzy
małem, pragnąłbym jeszcze wskazać pobud
ki, które skłoniły mię do zajęcia się przed
miotem tak skom plikow anym , przedstaw ia
jący m tyle trudności.
Synteza m ateryj białkow ych je s t bes- sprzecznie je d n ą z najw ażniejszych syntez.
Czy ciała białkow e stanow ią rodzaj zw iąz
ków chem icznych, zupełnie różnych od tych, które znamy? Czy m ają one w sobie coś m istycznego, coś, że się ta k wyrażę, życio
wego? Czy jesteśm y rzeczywiście w praw ie utrzym yw ać, ja k to czyni jed en z fizyjolo- gów współczesnych, że „substancyje białko
wate, które dla życia wogóle m ają n ajw ię
kszą doniosłość— nie posiadają ju ż cech po
łączeń chem icznych1', czy też raz wyszedłszy z organizm u, nabierają one ch arak teru zwy
czajnych zw iązków chemicznych? W obeć tej niepewności, w idoczną je st rzeczą, że synteza ciał białkow ych lub też ciał analo
gicznych, m ających podobne własności fizy
czne i chem iczne, nabiera wielkiego zna
czenia.
W szelkie próby syntezy muszą być po
przedzone przez analizę. Otóż analizę ma
teryj proteinow ych znakomicie uskutecznił Schutzenberger. U czony ten okazał, że ciała białkow e przez uwodnienie (hydrota- cyją) ro sk ład ają się na ciała krystaliczne:
am idokwasy rożnych szeregów, am onijak, kw as węglow y i szczawiowy.
N a podstaw ie ty ch w yników analizy mo- żnaby w następujący sposób określić ciała białkow e i im podobne: „S ubstancyje p ro teinowe są to koloidy azotowe, roskładającc się przez uw odnienie na kw as węglowy, am onijak i am idokw asy“.
O kreślenie to byłoby analogicznem z okre
śleniem tłuszczów, jak o ciał, które pomimo różnicy, ja k ą okazują w swych własnościach chemicznych, niemniej pi’zeto m ają ten wspólny ch a rak ter, że przez uwodnienie d a
ją kwasy szeregu tłuszczowego i glicerynę.
Przypuszczam dalej, że w tych ciałach skomplikowanych,-—-których indyw idualizm chemiczny z trudnością daje się ustalić i któ
re, być może, są tylko m ięszaniną ciał p ok re
wnych o bardzo ju ż znacznym ciężarze czą
steczkowym — am idokw asy łączą się ze sobą przez u tratę wody a to w skutek procesu analogicznego z tym, ja k i zachodzi przy tw orzeniu się alkoholów wieloetylenow ych, albo kwasów wielomlecznych; bezwodniki w tensposób po wstające, łącząc się z m oczni
kiem albo am onijakiem , dają ciała k oloidal
ne. P rzypuszczenie to potw ierd zają wyko
nane przezem nie doświadczenia. O grzew a
ją c p ro du kt, oti-zymany działaniem kw asu solnego przy 200°C na kwas aspartow y w postaci białego nierospuszczalnego p ro szku z mocznikiem, otrzym ałem masę, da
ją c ą z wodą rosczyny gum owate, wolno fil
trujące, bardzo słabo dyfundujące, ciało, które daje się oczyścić przez dyjalizę. Ros
czyny te m ają własności koloidów: przez do
danie soli alkalicznych, lub też przez d oda
nie taniny, soli glinu, miedzi, żelaza, rtęci, możemy ciało to wydzielić w postaci g ala
rety, k tó ra po wysuszeniu w próżni, p rzed staw ia masę przezroczystą, m ającą w ejrze
nie białka albo sernika. Z alkalicznym ros- czynem siarczanu miedzi zabarw ia się ono na różowo albo fijoletowo. P rzez ogół swych własności, przez rodzaj produktów roskładu przy różnych w arunkach, koloid kw asu aspartowego bardzo się zbliża do właściwych ciał białkowych.
(d . c. n.)