• Nie Znaleziono Wyników

<M 49. Warszawa, d. 6 Grudnia 1885 r. T om IV .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "<M 49. Warszawa, d. 6 Grudnia 1885 r. T om IV ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

<M 4 9 . Warszawa, d. 6 Grudnia 1885 r. T o m IV .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."

W Warszawie: rocznie rs. 8

kw artalnie „ 2

Z przesyłka pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata i wo w szystkich księgarniach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J . A leksandrow icz h. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, W ł. Kwietniewski, B. R ejchm an,

mag. A. Ślósarski i prof. A. Wrześniowski.

„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, których tre ść m a jakikolw iek zw iązek z nauką na następu jących w arunkach: Z a X wiersz zwykłego dru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 ‘/i>

za sześć następnych razy kop. 0, za dalszo kop. 5.

A d res ZRed-ałscyi: P o d w a le 3STx 2.

(2)

770

W SZECHŚW IAT.

N r 49.

WŁASNOŚCI ELEKTRYCZNE

przez

s . :es:.

O d lat dziesięciu selen, k tó ry dotąd, jako p ierw iastek rzadko dosyć w przyrodzie wy­

stęp u jąc y zw racał na siebie uw agę jed y n ie chem ika z pow odu analogii swój do siarki, stał się przedm iotem gorliw ych badań w p ra ­ cow niach fizycznych. Badaniom tym dało początek ciekawe spostrzeżenie, dokonane w ro k u 1873 przez W illoughby Sm itha, że opór elektryczny selenu krystalicznego zm niejsza się pod wpływ em ś w ia tła ,— w chw ili, gdy je s t oświetlony, staje się lepszym przew odnikiem ’). Jeżeli m ianow icie w ob­

w ód zew nętrzny prądu elektrycznego w pro ­ w adzim y kaw ałek selenu, czyli, ja k się mó­

wić zw ykło, kom órkę selenową, ig iełk a gal- w anom etru, w trąconego w obieg tegoż prą­

du, okazuje słabe tylko zboczenie z pow odu znacznego oporu selenu; skoro wszakże na selen padają prom ienie św iatła, zboczenie igiełki staje się daleko silniejszem ; wzma­

ganie się to przew odnictw a pod wpływem prom ieni św iatła następuje nagle, nie m ożna więc dopatryw ać tu w pływ u ogrzew ania.

Zależności podobnej pomiędzy zdolnością przew odnictw a a natężeniem oświetlenia, nie dostrzeżono u żadnego innego ciała, dlatego też własność ta selenu w zbudziła powszecli-

') Selen, podobnie ja k siarka, w ystępuje w dwu odm ianach allotropow ych, jak o krystaliczny i jako szklisty, beskształtny. Dogodny sposób otrzym y­

w ania kryształów selenu w skazał B orntriiger 1881 r.

Jeżeli, mianowicie, ogrzew am y selen beskształtny w ru rce szklanej, w jed n y m końcu zatopionej, a w drugim zam kniętej zatyczką z azbestu lub z w ełny szklanej, to ulatn iająca sig jego p a ra osiada w tej zatyczce i tw orzy ta m k ryształy, dochodzące do 3 mm długości. P rzytaczam y tu tę m etodę, bo może mogłaby posłużyć i do k rystalizow ania wielu innych ciał.

ne zaciekawienie; B ornstein ogłosił w praw ­ dzie w roku 1877, że zauw ażył podobnyż w pływ św iatła na przew odnictw o platyny, złota i srebra, doświadczenia wszakże Sie­

mensa, H ansem anna i W ebera zaprzeczyły tem u spostrzeżeniu, szczególna tedy ta wła­

sność pozostała wyłączną cechą selenu.

W edług Siemensa zdolność przew odni­

ctw a selenu w zrasta proporcyjonalnie do pierw iastk u kw adratow ego z siły światła, m am y więc możność oceny natężenia światła w edług siły prądu, przebiegającego przez selen. Siemens urządził rzeczywiście taki

„fotom etr selenow y"; przy rząd ten nie od­

pow iedział wszakże oczekiwaniom, rozm aite bowiem p reparaty selenowe działają rozm ai­

cie, a naw et jed en i tenże sam okaz selenu pod wpływem różnych przyczyn zew nętrz­

nych niejednakow o się zachowuje.

S ław ny wynalasca telefonu, prof. Bell, w inny sposób zużytkow ał własności selenu, zastosowawszy j e do przeprow adzania gło­

su p rzy pomocy św iatła i zbudow any przez siebie przyrząd nazw ał ,,fotofonem “. F oto- fon zaleca się uderzającą prostotą: w obieg p rą d u przepływ ającego ze stosu w trąconą je s t kom órka selenowa, której przew odni­

ctwo ulega zmianom, zależnie od silniejsze­

go lub słabszego oświetlenia, na ja k ie je st wystawioną; powstającą wszakże w skutek tego zmianę w natężeniu prądu, zd radza nie igiełka galw anom etru, ale telefon, któ ry także je s t przecie pewnego rodzaju galw a- nom etrem bardzo czułym. Zm ianę zaś w n a­

tężeniu oświetlenia pow oduje głos, przesy­

łan y z odległej stacyi, w sposób taki, że le­

je k , ku którem u głos się zw raca, zam knięty je s t z drugiej strony zw ierciadelkiem z p o ­ srebrzanej m iki lub szkła bardzo cienkiego.

N azw ierciadełko to B padają prom ienie świa­

tła, skupione przez soczewkę A, a po odbiciu od niego, sprow adzone do równoległości przez drugą soczewkę C, dobiegają do powyż­

szej kom órki selenowej D, k tó ra dla lepszego skupiania prom ieni umieszczoną je s t w ognisku zw ierciadła parabolicznego E. D rg a­

nia przesyłanego głosu udzielają się zw ier­

ciadełku, co oczywiście pow oduje w dal­

szym ciągu i chwiejność prom ieni odbitych, a tem samem rozmaitość w sile oświetlenia kom órki selenowej, zdolność je j przew odni­

ctwa wzmaga się tedy i słabnie zgodnie z fa­

(3)

N r 49.

WSZECHŚWIAT.

771 low aniem głosu, wyw ołuje podobnąż zmien­

ność w natężeniu p rą d u wysyłanego przez stos F i ostatecznie za pośrednictw em tele­

fonu G odtw arza głos przesyłany. W do­

świadczeniach tych, które B ell do pomyślne­

go re z u lta tu doprow adził przy pomocy przy­

jaciela swego T aintera, odległość między przesyłaczem głosu a kom órką selenową, do­

chodziła do

2 0 0

m.

K om órki selenowe przygotow yw ał Sie­

mens w ten sposób, że na listku mikowym umieszczano zygzakow ato cienkie druty p la­

tynowe, żelazne lub miedziane i puszczano na nie krople stopionego selenu; wszystko to naciskano drugim listkiem mikowym, w skutek czego selen w ypełniał przestrzeń między drutam i; dla przeprow adzenia wresz­

cie selenu w stan krystaliczny tak przygoto­

waną kom órkę ogrzew ano przez kilka go­

dzin w kąpieli parafinowej w tem peratrze 210° C, a następnie zw olna studzono. Tain- ter wszakże poznał, że w miejsce powyż­

szych m etali korzystniejszym je s t daleko mosiądz na któ ry selen działa chemicznie;

przygotow aną więc kom órkę z drutum osięż- nego pocierał laską selenową, a pow stałą stąd pow łokę szklistą ogrzewał, dopóki nie przy b rała w ejrzenia metalicznego i k ry sta­

licznego. T ak przygotow ana kom órka se­

lenow a przedstaw ia opór w ielokrotnie m niej­

szy, aniżeli dawniej używ ane, okazującprzy- tem wysoką wrażliwość na światło, w oświe­

tleniu bowiem opór jój spada do połowy.

Fotofon, jak kolw iek nie zyskał, dotąd przynajm niej, znaczenia praktycznego, sta­

nowi wszakże p rzykład ciekawy, ja k dalekie zastosowania znaleść może drobne naw et spostrzeżenie naukowe; nadmienić tu także wypada, że doświadczenia te pow iodły do odkrycia, że przez zmienne, przeryw ane oświetlenie, rozm aite ciała przechodzą w d rgania głosowe, że zatem promienie św iatła bespośrednio, bez udziału prądu gal­

wanicznego, wywoływać mogą głos. Zja­

wiska te objęto nazw ą „radyjofonii“, ale że własności elektryczne selenu żadnej ju ż tu nie odgryw ają roli, pominąć je tedy musi­

my, by wrócić do naszego przedm iotu, do kw estyi przew odnictw a selenu.

W yczerpujące bardzo nad rzeczą tą bada­

nia przeprow adzili w roku 1879 pp. Adams i Day, a doświadczenia ich wykazały, że

przew odnictw u selenu towarzyszą szczegól­

ne okoliczności. Selen mianowicie nie za­

chowuje się ja k zw ykły przew odnik m eta­

liczny, którego opór jest zawsze jed n ak i, j a ­ kąkolw iek je st siła elektrow zbudzająca uży­

tego stosu; p rę t selenowy natom iast okazuje opór różny, k tó ry w ogólności maleje, gdy siła elektrow zbudzająca rośnie. Nadto opór tego p ręta nie je st je d n a k i przy przebiegu prądu w przeciw nych kierunkach, a po przepuszczeniu przezeń prądu ze stosu, na­

stępuje p rąd biegnący w kierunku przeci­

wnym, p rą d w tórny czyli polaryzacyjny.

O bjaw y te wszakże dlatego tylko wydają się nam niezw ykłe i uderzające, że okazuje je substancyja, będąca pierw iastkiem che­

micznym; takież bowiem zupełnie zjaw iska zachodzą, gdy p rąd przebiega przez sub- stancyją, ulegającą pod wpływem jeg o ros- kładow i, czyli przez elektrolit; wtedy bo­

wiem opór m aleje gdy siła elektrom otory­

czna w zrasta, a po przerw aniu prądu głó­

wnego otrzym ać można w k ierunku prze­

ciwnym p rąd w tórny czyli polaryzacyjny.

Selen więc, jakkolw iek pierw iastek chemi­

czny, zachowuje się ja k elektrolit, czyli, ja k to przedstaw iali pp. Adams i D ay, budowa jego m olekularna ulega zmianie w pewien sposób, k tóry powoduje działania podobne, jak b y selen istotnie był elektrolitem i jak b y przez p rą d był rosldadanym . W rażliw ość na światło tłum aczyli oni w ten sposób, że ułatw ia ono krystalizacyją, co zarazem powię­

ksza przewodnictwo i w ytw arza różnicę mię­

dzy pow ierzchnią ająd rem bry łk i selenowej.

W rok u zeszłym p. F ritts wskazał sposób otrzym yw ania kom órek selenowych, działa­

jących bardzo silnie. K om órki te przygo­

tow ują się przez stopienie cienkiej w arstw y selenu na płycie m etalowej, z którą selen tw orzy z wiązek chemiczny; w arstw a ta, pod­

czas topnięcia i krystalizow ania, naciska się drug ą płytką, z którą się selen nie łączy.

P o oziębieniu i usunięciu tej zw ierzchniej p ły tk i, pow ierzchnia selenu pokryw a się błonką złotą, dosyć cienką, by przepuszcza­

ła światło.

P rzep is ten F rittsa, tyczący się topienia selenu na płytce, z którą tw orzy związek chemiczny, zgodny je st z dawniejszem od­

kryciem T aintera, co do posługiw ania się

drutem mosiężnym przy przygotow aniu ko­

(4)

m orek selenowych; a jeżeli z tą okolicznością zestawim y objaw y, k tóre przew odnictw u se­

lenu nadają ch a rak ter elektrolizy, nasunąć się może dom ysł, czy wogóle nie odgry­

wają tu pewnój roli selenidy, selenki m eta­

liczne, zw iązki selenu z m etalam i.

D om ysł ten rozw inął p. S helford B idw ell, opierając się n a daw niejszych sw ych do­

św iadczeniach nad przew odnictw em mię- szanin grafitu z siark ą i szelakiem . M ała ilość grafitu ze stopioną siarką tw orzyła przew odnik dobry, dlatego, że grafit, który je st przew odnikiem elektryczności, tw orzy ciągły łańcuch m iędzy kryształam i siarki, ja k w apno w m urze m iędzy cegłam i; nato­

m iast zaś znaczna naw et ilość ecrafltu % sze- lakiem nie przeprow adza elektryczności, beskształtny bowiem szelak otacza ze wszech stron i odosabnia drobiny grafitu. R zeczy­

wiście też p rzekonał się p. B idw ell, że czy­

sty, szklisty selen je st zupełnym izolatorem ; następnie przeprow adził go w stan k ry sta ­ liczny przez stopienie na płycie szklanćj, ta k że żaden selenek twoi-zyć się tu nie mógł, a opór elektryczny tćj substancyi oka­

zał się n ad e r znacznym ; skoro wszakże ten ­ że sam kaw ałek selenu stopił na p łytce mie- dzianćj, opór jeg o zm alał do V30oo części.

B idw ell przy jm u je tedy, że przew odni­

ctwo selenu krystalicznego zależy jed y n ie od obecności w nim selenków m etalicznych;

pogląd taki tłum aczy rzeczywiście bez na­

ciągania w szystkie poznane w rzeczy tój fakty. Skoro bowiem substancyją p rz e p ro ­ w adzającą p rą d elektryczny nie je s t selen, ale zw iązki jeg o z m etalam i, to łatw o pojąć można, że przew odnictw o to p rzy jm u je ce­

chy elektrolizy, że następują tu działania polaryzacyi. S tają się też zrozum iałe i in­

ne dostrzeżone szczegóły, j a k np. to, że opór kom órki selenowej słabnie z czasem, p ra ­ w dopodobnie tw orzy się więcój selenku na płytce metalowój.

N a potw ierdzenie swego poglądu postarał się p. B idw ell o dowód zarów no piękny ja k przekonyw ający. Z powodu znacznej ana­

logii zacllodzącej m iędzy selenem a siarką przypuszczano, że i ta ostatnia pow innaby przedstaw iać wrażliwość na światło, usiło­

wania wszakże w ykrycia tej własności po- i zostały besskuteczne. Jeżeli wszakże je st - praw dą, że w rażliw ość selenu na św iatło za- !

T72 N r 49.

leży od zaw artych w nim selenków, to do- mięszka siarków m etalicznych do siarki w in­

na podobneż wywoływać działania. D la przygotow ania tedy kom órki siark ow ćj,B id ­ w ell domięszał do siarki taką ilość siarku m etalicznego, że stała się przewodnikiem : kom órka tak a rzeczywiście zachow uje się względem św iatła podobnie ja k kom órka se­

lenowa. M ięszanina np. otrzym ana przez stopienie pięciu części kw iatu siarkawego z je d n ą częścią proszku srebrnego okazywa­

ła opór dosyć znaczny; skoro wszakże w po­

bliżu jó j zapalono d rucik m agnezowy, od­

chylenie igiełki galw anom etru stało się na­

tychm iast dw a razy większem, a skoro świa­

tło zgasło, igiełka wróci ta na pierw otne swe miejsce.

Idzie tedy jeszcze tylko o w yjaśnienie tój w rażliwości selenków i siarków m etalicz­

nych na światło. P . B idw ell rzecz tę tłu ­ m aczy w sposób następny. Skoro p rąd prze­

chodzi przez siarek srebra, następuje ros­

k ład tój substancyi i siarka swobodna zbie­

ra się na anodzie; z pow odu znacznego opo­

ru siarki p rą d rychłoby się przerw ał, gdyby siarka nie wchodziła w związek chemiczny z m etalem stanowiącym anod, czyli biegun dodatni. W szystkie zatem okoliczności, któ­

re sprzyjają łączeniu się srebra z siarką, zm niejszają opór kom órki, a do przyczyn tych właśnie należy światło.

P rzek o n ał się o tem p. B idw ell doświad­

czeniem bespośredniem . P ły ta szklana po­

k ry ta cienką bardzo w arstw ą srebra umiesz­

czoną została na tyglu z w rącą siarką, stro­

ną m etalową k u dołowi; je d n a część szkła osłonięta była czarnem suknem, d ru g a wy­

staw iona n a św iatło słoneczne. Otóż część ośw ietlona blaszki srebrnej zupełnie praw ie przeszła w siarek, gdy osłonięta okazyw ała zaledwie ślady sczernienia.

P a n B idw ell kończy rospraw ę swą uw a­

gą, że tłum aczenie jeg o wym aga dalszych jeszcze dowodów doświadczalnych; dopóki wszakże nowe ja k ie fakty nie okażą sięzteo- ry ją tą sprzecznem i, możemy pracę p. B id- w ella uważać za zakończenie ciekaw ej, dzie­

sięcioletniej historyi selenu.

D zięki tój pracy poznaliśm y, że zagadko­

wa własność selenu nie je s t wyłączną tylko cechą tego ciała; znajdujem y tu nowe po­

tw ierdzenie tój zasady, że n atu ra nie lubi

W SZECH ŚW IAT.

(5)

N r 49.

W SZECHŚW IAT.

773 igraszek, nie obdarza tego lub owego ciała

w yłączną jakąś, odrębną zupełnie własno­

ścią. Dziś wiemy dobrze, że ani szczególne zachowanie się wody pod względem jój ros- szerzalności, ani m agnetyczne własności że­

laza, nie p rzy p ad ają ciałom tym wyłącznie, i inne ciała w pobliżu swego p u n k tu topli­

wości okazują pew ną niepraw idłow ość w swój rosszerzalności; podobnież nietylko żelazo, ale wszystkie inne ciała ulegają w pły­

wowi magnesu. W oda tylko i żelazo, w ła­

sności, o k tó ry ch mowa, u jaw niają w spo­

sób najw ybitniejszy.

W rażliw ość selenu n a światło w ydaw ała się zagadkową, dopóki przypadała tem u j e- dnem u tylko ciału; skoro wiemy, że w ła­

sność ta przysługu je i innym pokrew nym mu ciałom, zagadkowość ustaje. P ra w a przyrody jednako obejm ują wszystkie ciała, nie znają one w yjątków ani przywilejów.

A gdzie jeszcze o w yjątkach takich, o wy- łącznościacli mówimy, znaczy to tylko, że wiedza nasza na tym punkcie je s t jeszcze ułomną, niedostateczną. H istory ja selenu stanowi tu właśnie przykład wymowny.

ZABESPIECZENIE POTOMSTWA

•według

pief. i n ff. Siberhaiłs

s

Bm u, p o d a ł W.

(Dokończenie).

Spróbujm y teraz rospatrzyć kilka p rzy­

kładów . M ączka ziarna pszenicy lub żyta je s t niczem innem, ja k bielmem tych owo-

j

ców, napełnionem m ateryjalam i zapasowe- mi. Bielmo tw orzy głów ną masę ziarna, na jednym końcu którego znajduje się mały zarodek ze swym, n akształt tarczy rozwi­

niętym, liścieniem, późniejszym organem ssącym, któ ry mocno przylega do tkanki bielma. Z w yjątkiem naj;;ewnętrzniejszego pokładu kom órek, m ączka składa się z ko­

mórek wielościennych o cienkich błonach, których zaw artość przedstaw ia głównie li­

czne soczewkowate ziarna krochm alu. M ię­

dzy ziarnam i krochm alu w ystępują jeszcze liczne, bardzo m ałe ziarnka, które się z sub­

stancyj białkow ych składają: są to ziarnka proteinow e. N ajzew nętrzniejsza w arstw a kom órkow a bielm a wewnętrznego, k tó ra się składa z kom órek pryzm atycznych i grubo- ściennych, zaw iera wyłącznie takie ziarnka proteinow e i ta k liczne, że kom órki zdają się być szczelnie przez nie wypełnionem i.

Jestto t. z w. „w arstw a k leju “ (glutenu) ziar­

na, tak silnie zrośnięta z łupiną owocu lub nasienia, że przy m ieleniu odłącza się od p o ­ zostałej części bielm a wewnętrznego i staje się tym sposobem składową częścią otrąb.

W łasność, polegającą na grom adzeniu zna- cznój ilości białkow ych substancyj zapaso­

wych w powierzchownej w arstw ie komó­

rek, posiadają nasze gatunki zboża ze wszy- stkiemi innem i traw am i i z ciborow atem i (Cyperaceae); również i w nasionach rozm ai­

tych dwuliścieniowych ważną je s t cecha umiej sco wiania substancyj białkow ych w czę­

ściach bardziój powierzchownych. Z b i o ­ logicznego punktu widzenia, powinno się to

! wydawać dziwnem, gdyż substancyje biał-

! kowe, szczególnie ważne dla zarodka i dla-

| tego najbardziej potrzebujące ochrony, leżą ] tym sposobem w w arstw ie najłatw ićj ulega- ] jącój wpływom zewnętrzym . M uszą tu dzia-

| łać bezwątpienia inne praw dopodobnie ch e­

miczno fizyjologiczne w arunki, które usu­

wają n a drugi p lan — względy czysto bijolo- giczne. Praw dopodobnie, głów ną rolę g ra w tym razie ułatw iony sposób utleniania się, zależny od powierzchownego położenia.

O dm ienny sposób grom adzenia zapasu w i­

dzim y u nasion rozm aitych gatunków rącz- nika (Ricinus). W kom órkach bielm a we­

wnętrznego dokoła otaczającego zarodek, znajdujem y duże i liczne ziarna proteinowe.

W ew nątrz tych ostatnich dają się zauważyć dwojakiego rodzaju ciałka: piękne krysta- loidy i t. zw. globoidy, które są natury nie­

organicznej. T e ostatnie przedstaw iają fos­

foran potasu i magnezu. Przestrzenie m ię­

dzy oddzielnemi ziarnam i proteinowem i w y­

pełnione są olejem, który, zastępując ziarn ­

ka krochm alu, przedstaw ia m ateryjał be-

zazotowy. Za trzeci p rzykład niech nain

(6)

774

W S Z E C H Ś W IA T .

N r 49.

posłuży ziarno kaw y. P rz y przecięciu ziar­

na możemy zauważyć, że tk an k a bielm a je s t mocna i jak g d y b y rogowa. B adanie m ik ro­

skopowe przekonyw a nas o przyczynie tego zjaw iska: błony tk an k i odżywczej nie są tak delikatne, ja k w ziarnie pszenicy albo rocz­

nika, lecz posiadają znaczne zgrubienia, utw orzone z niezm ienionego błonnika. Te to właśnie błonki stanow ią głów ny, pozba­

wiony azotu, m ateryj ał zapasowy, który przy kiełkow aniu pod w pływ em w ydziela­

jącego się ferm entu, przechodzi w cukier.

Osobliwie ciekaw em je s t bielm o P h y te le- phas m acrocarpa, które w skutek swojej tw ardości m a zastosow anie w przem yśle pod nazw ą „roślinnej kości słoniow ej“.

Co się tyczy ilości i jakości nagrom adzo­

nych m ateryjałów zapasow ych, to istnieją rozm aite objaw y przystosow ania, jedno i drugie na celu mające, o których poniżej powiemy.

M ówiąc o ilości m ateryj ałów zapasowych, musimy zauważyć, że roślina daje zw ykle zarodkow i więcej, niż potrzeba na rozw i­

nięcie korzenia i organów przysw ajających.

Nasienie otrzym uje pew ien nadm iar, który m a wzmacniać i chronić przed niepogodą delikatny zarodek naw et w tedy, k iedy pod względem odżywczo-fizyjologicznym stoi on ju ż o w łasnych siłach. Ł atw o tego do­

wieść można, jeżeli, pozbawiwszy nasiona pewnej ilości m ateryjałów zapasowych, ob­

serwować będziemy, czy po tej stracie roz­

winą się z nich rośliny, ja k k o lw ie k słabe, je d n a k do życia uzdolnione. B onnet jesz­

cze w połowie zeszłego stulecia zauw ażył, że zarodek fasoli w ielokw iatow ej (Phaseo- lus m ultiflorus) pozbawiony swoich liścieni, bogato uposażonych w m ateryj ał budow la­

ny, bynajm niej przez to nie ginął. Jed y n y skutek tój operacyi, ujaw niał się w karłow a­

tości rośliny, pow stałej z takiego zarodka.

W nowszych czasach podjęte zostały podo­

bne doświadczenia, m iędzy innem i przez Błociszewskiego '), którem u się udało z po­

zbawionych bielm a zarodków żyta, owsa

i kukurydzy otrzym ać kw itnące rośliny, a naw et i ich owoce. C ała więc mączka wspom nianych owoców m iałaby tym sposo­

bem za zadanie wzmacniać zarodek (roślinę kiełkującą).

Dbałość o potomstwo usiłuje zaopatrzyć każde pojedyncze nasienie w jaknajw iększą ilość m ateryjału budowlanego; lecz usiłow a­

niu tem u prędzój czy później staje n a prze­

szkodzie dbałość o zachowanie gatunku.

O trzym yw any od rośliny macierzystej i prze­

znaczany dla potom stwa m ateryjał zapaso­

wy, powinien się udzielać jak n aj większej ilości nasion, gdyż żywotność g atu n k u wy­

maga, aby rośliny zarodkow e wśród ja k ­ naj rozm aitszy eh w arunków zew nętrznych staczały w alkę o by t ze swymi współzawo­

dnikam i. A b y to ostatnie było możliwem, potrzeba innego jeszcze w arunku: nasienie nie powinno się odznaczać zbyt wielkim cię­

żarem , któryby staw ał na przeszkodzie zdol­

ności rossiewania. T ak się m ają do siebie obie wzm iankow ane zasady, które bezustan­

nie walczą ze sobą i spraw iają, że dowolna ilość pokarm u, udzielająca się pew nem u na­

sieniu, je st rezultatem bijologicznego kom­

prom isu, ja k i zachodzi między niemi w każ­

dym pojedynczym w ypadku. J a k rozm ai­

cie wypaść może ten kom prom is, widzimy z faktu, że blisko spokrew nione ze sobą ro­

śliny posiadają nieraz rozm aity ciężar na­

sienia.

Przechodząc do przystosowań, tyczących się jakości m ateryjałów zapasowych '), n a ­ leży zauważyć, że nasze dotychczasowe wia­

domości o chemicznym składzie rozm aitych ciał białkow ych, są zbyt niedostateczne, aby m ożna j e było stosować w traktow anej przez nas kw estyi bijologicznej. M usimy zatem poprzestać na badaniu m ateryjałów bezazo- tow ych i starać się wyjaśnić korzyści, ja k ie są związane z grom adzeniem krochm alu, olejów i błonnika.

P rzed e wszystkiem zasługuje na w zm ian­

kę ta okoliczność, że daleko częściej w lek­

kich nasionach grom adzi się olej, aniżeli

') Phyaiologische U ntersuchungen iiber die Kei-

łnung. L andw irtsch. Jalirb iich er von N athusius und ') Ilab erlan d t, Pliysiologische Pflanżenanatom ie.

T hiel. Bd. V. 1876. Leipzig, 1884, p. 284 i nast.

(7)

N r 49.

w s z e c h ś w i a t.

775 krochm al. W y jątek stanowią jedynie owo­

ce i nasiona, obdarzone skrzydełkam i, które otrzym ują ten ostatni w miejsce pierwszego.

Ł atw o zrozum ieć przyczynę tego zjawiska.

Ponieważ dana objętość oleju, będąc lżejszą od takiej samej objętości krochm alu, zawie­

ra tyleż co i ten ostatni węgla, przeto dla celów rossiew ania nasion o wiele dogodniej­

szym je s t lekki olej, niż cięższy od niego krochm al. Tłuszcz je d n a k nie może mieć bespośredniego zastosow ania przy kiełko­

waniu nasion; musi on przejść pod w pły­

wem tlenu w krochm al, w skutek czego n a ­ siona zawierające olej, pochłaniają o wiele więcej tlenu, niż te, które m ają k ro ­ chmal.

Ł atw o zauważyć, że gdyby duże zbiorniki m ateryjałów zapasowych, ja k bulwy, cebu­

le i duże nasiona, ja k naprzykład kasztany i żołędzie zaw ierały w sobie tłuszcz, jako zapas bezazotowy, to z wielką trudnością i bardzo powoli zaopatryw ałyby się podczas kiełkow ania w niezbędną dla nich wielką ilość tlenu,—gdyż tlen, z powodu istnienia w tkance odżywczej małej ilości kanałów, zbyt wolno przedostaw ałby się do w nętrza, przechodząc od kom órki do kom órki owej tkanki. Z tego p u n k tu widzenia staje się jasnem , dlaczego wspomniane tu większe organy odżywcze zw ykle w miejsce tłusz­

czu zaw ierają krochm al lub inny ja k i wo­

dan węgla. C iekaw y w yjątek może stano­

wić nasienie rącznika, które z powodu swo­

je j wielkości ja k i grubości łupiny, powin- noby zaw ierać krochm al a nie olej. Jestto tem ciekawsze, że pomimo to, kiełkuje ono ] z nadzw yczajną szybkością, co objaśnić mo- [ żna w sposób następujący. O lejow ate na- ] sienie, rosnąc, rossadza łupinę i przyjm uje

j

kształt wielkiego, spłaszczonego w orka, ob­

ficie zaopatrzonego w kanały dla powietrza.

Tego rodzaju w arunki znakomicie u łatw ia­

j ą przystęp tlenu.

Zwykle jed n ak szybkiem u kiełkowaniu nasion dopom agają inne jeszcze przystoso­

wania. N aprzód zdarza się, że w nasionach grom adzi się, jak o m ateryjał bezazotowy, krochm al, którego zużytkow anie w możli­

wie krótkim czasie uskutecznia się przy po­

mocy ferm entu, ja k i się z zarodka wydziela, M arloth prócz tego dowiódł, że kiedy kroch­

mal zebrał się w bielmie, zarodek z boku

zw ykle przylega do tego ostatniego, lub ty l­

ko z jed n ej strony je s t przez nie otoczony;

stąd skutek, że zarodek je st w stanie reago­

wać n a najlżejsze podrażnienie zew nętrzne, jakie wyw ołuje kiełkowanie i że w ten spo­

sób w yzyskują się wszystkie dogodne w a­

ru n k i zew nętrzne kiełkowania.

Jeżeli się teraz zwrócimy do drugiej osta­

teczności i pod-uwagę weźmiemy te rośliny, których własności bijologiczne polegają na powolnem kiełkow aniu nasienia, zarówno ja k i opróżnianiu się tkanki odżywczej, to znajdziem y, że m ateryj ał bezazotowy przed­

stawia się w tym razie, jak o błonnik, obficie nagrom adzony w postaci zgrubiałych błon kom órkowych: w tym w ypadku zarodek bę­

dzie całkowicie w bielmie zam knięty. Ł a ­ two zrozum ieć korzyści wzmiankowanej formy nagrom adzenia. Z grubiałe błony błonnikowe dostarczają ferm entowi daleko mniejszej płaszczyzny do działania, niż licz­

ne ziarna krochm alu; cały proces kiełkow a­

nia może się odbyć tym sposobem daleko ła­

twiej, w niczem nieszkodząc dalszemu roz­

wojowi; zbiorniki zaś zapasów, pomimo znaj­

dowania się w ziemi przez całe miesiące, d a­

leko trudniej ulegają uszkodzeniom i napa­

ści ze strony owadów i innych zwierząt. Nie należy, króciej mówiąc, wątpić, że przy po­

wolnem, często, przeryw anem kiełkow aniu,

i

błonnik przedstaw ia daleko odpowiedniej­

szy m ateryjał, aniżeli krochm al *).

Nim skończę ten kró tki przegląd istot­

nych zjawisk, wyrażających dbałość o po­

tomstwo w państwie roślinnem, zwrócę jesz­

cze uwagę na dwie ważne okoliczności, nie- mające je d n a k ogólniejszego znaczenia.

U rozm aitych roślin organy rozrodcze po­

siadają w zapasie nietylko materyj ały budo­

wlane, ale także i znaczną ilość wody. T u ­ taj należy wspomnieć cebule i bulwy roz­

maitych gatunków roślin; nasze zwyczajne cebule i kartofle są najpopularniejszem i przykładam i. Ponieważ organ rozrodczy funkcyjonuje ja k o zbiornik wody, a zatem

*) H aberlandt, Physiologischc Pflanzenanatom ie p. 28G.

(8)

776

W SZECHŚW IAT. K r 4 9 .

wypuszczanie pączków bynaj mniej albo p ra ­ wie wTcale nie zależy od zew nętrznego p rz y ­ pływ u wody. Ja sn ą je st rzeczą, ja k w ielką korzyść przynosi florze stepowej tego rodza­

j u zapas w ew nętrzny wody. M niej zrozu­

m iałą je s t znaczna zaw artość wody w k a r­

toflu, k tóra wynosi przecięciowo 75% ogól­

nej wagi. Lecz i to w yda się naturalnem , jeżeli wspomnimy, że ojczyzna kartofli znaj­

duje się w tćj części P e ru i Chili, k tó ra z po ­ wodu braku deszczów, posiada ch a ra k te r stepu.

D ru g a uw aga dotyczy w y tw arzan ia się podczas kiełkow ania trujących albo w strę­

tnym sm akiem obdarzonych m ateryj, które chronią kiełkujące nasiona od napaści roz­

m aitych owadów i innych zw ierząt '). T ak np. w nasionach wielu pestkow atych roślin (Am ygdaleae) i jabłkow atych (Pom aceae), tw orzą się przez roskład am igdaliny — cu­

kier, cyjanow odór i olejek gorzkich m igda­

łów. R oskład ten zachodzi podczas kiełko­

w ania pod w pływ em ferm entu em ulsyny.

W nasionach gorczycy i innych krzyżow ych (C ruciferae) sól potasow a kwrasu m ironow e- go, rospada się pod w pływ em zaw artego w nich ferm entu na kw aśny siarczan potasu, cukier i siarkocyjanian alilu (olejek lotny gorczycy). N ależy rów nież wspom nieć o substancyj ach, ostry sm ak posiadających, j a ­ kie są właściwe rozm aitym gatunkom czosn­

ku (olejek czosnkowy, siarek alilu).

P od an e przez nas fakty, jak k o lw iek zlek- ka dotknięte, pow inny być je d n a k dostate- cznem uspraw iedliw ieniem , dlaczego od sa­

mego początku tego szkicu mówiliśmy o „dbałości

*1

o potomstwo. J a k należy so­

bie tłum aczyć tę dbałość, w ja k i sposób, w ciągu filogenetycznego rozw oju w pań­

stw ie roślinnem , wzniosła się do takićj do­

skonałości, je stto pytanie, wym agające od­

powiedzi, któraby przekraczała szczupłe ra­

m y naszego zadania.

*) Porówn. C. v. N ageli, Teorie d er G ahrnng, 1879.

p. 13, 14.

0 WPŁYWIE SIŁY CIĘŻKOŚCI

NA DZIELENIE SIĘ

K O M Ó R E K

TE ZE Z

■ to z n l i j ą K i l b c r s tc i n .

(Dokończenie).

Ażeby zbadać o ile hypoteza Pfliigera je s t słuszną, H e rtw ig przedsięwziął szereg do­

świadczeń nad jajam i jeża m orskiego, które przedstaw iają bardzo odpowiedni m ateryjał do tego rodzaju badań, z tego w zględu, że są kuliste, że zawartość ich je s t jednorodną i że nie posiadają żadnój głównej osi ja jo ­ wej, gdyż wszystkie osi są sobie równe; j ą ­ dro leży w środku ja jk a , stanowiącym zara­

zem środek ciężkości tego ostatniego. N a­

tychm iast po zapłodnieniu tw orzy się po­

m iędzy zawartością ja jk a i błonką je ota­

czającą p rzestrzeń, wypełniona płynem , w którćj ja jk o może swobodnie się obracać.

H e rtw ig śledził pod m ikroskopem przebieg procesu segm entacyi ja jk a , któ ry zaczyna się przy tem peraturze 14° R eaum ura, w pół- torój godziny po zapłodnieniu i nie znalazł żadnego kierującego w pływ u ze strony siły ciężkości. Położenie pierwszej płaszczyzny podziału zależało zawsze od położenia j ą ­ dra, przyjm ującego na pewnem stadyjum form ę wrzecionowatą. P odłużna oś tego wTrzeciona może być pionową, poziomą lub

| ukośną, poniewraż zaś pierw sza płaszczyzna podziału zawsze przecina tę oś pod kątem prostym , dlatego też płaszczyzna ta może być rów nież pionową, poziomą lub ukośną.

Z doświadczeń więc tych H e rtw ig a w yni­

ka, że siła ciężkości nie w pływ a n a kieru ­ nek płaszczyzn dzielenia się kom órek zw ie­

rzęcych; że nie je st ową siłą, w yw ierającą głęboki w pływ na organizacyją, ja k tego chciał dowieść Pfliiger. T ak więc upada hypoteza tego ostatniego o bespośrednim wrpływ'ie siły ciążenia na kierunek płasz­

czyzn dzielenia. Pozostaw ałoby w’ięc je sz ­

cze do przyjęcia pierw otne przypuszczenie

(9)

N r 49.

w s z e c h ś w i a t.

H ertw iga o pośredniem działaniu tejże siły na rozmieszczenie rozmaitój ciężkości sub- stancyj jajow ych, czyli na ich rozgatunko- wanie. Zobaczmy teraz, ja k i je s t później­

szy pogląd samego H ertw iga na to przy­

puszczenie.

J a jk a zwierzęce różnią się bardzo pomię­

dzy sobą. co do swojej wielkości; byw ają tak małe, że zaledwie gołem okiem dostrzedz się dają, albo też w zględnie do pierwszych, bardzo wielkie, ja k np. ja ja g a d ó w i ptaków.

Zawsze jed n ak jestto tylko pojedyncza ko­

mórka, posiadająca swoją protoplazm ę, j ą ­ dro i jąderko . N iejednakow e wielkości ja j pochodzą od mniejszego lu b większego n a­

grom adzenia się w ich protoplazm ie m ate­

ryj zapasowych, pod postacią tak zwanego żółtka odżywczego, które, ja k wskazuje je ­ go nazwa, służy do odżywiania komórek twórczych rozw ijającego się zarodka. Gdy

F ig . 2.

żółtka odżywczego mało, rozrzuconem jest ono jednostajnie w całćj masie protoplazm y (żółtko twórcze), ja k np. w okrągłych j a ­ ja c h wielu szkarłupni, gdzie, ja k widzieliś­

my, środek ciężkości odpowiada środkowi ja jk a i gdzie niema żadnej głównój osi ja jo ­

wej. D latego też te ja jk a szkarłupni dzie­

lą się jednakow o w całej swój masie. Oś jajow a zjaw ia się dopiero tam, gdzie żółtko odżywcze w większej nagrom adzone ilości, oddziela się stopniowo od żółtka twórczego.

J a jk a rozm aitych gatunków mięczaków p rzedstaw iają przyk ład takiego stopniowe­

go oddzielania się: żółtko twórcze, jak o lżej­

sze, zbiera się przew ażnie u góry, żółtko zaś odżywcze dąży bardziej ku dołowi; tworzy się w ten sposób biegun zwierzęcy i roślin­

ny ja jk a . Dochodzimy wreszcie do rzędu głowonogich, gdzie, ja k w ja jk u kurzem,

żółtko twórcze oddzielonem je s t zupełnie od odżywczego i przedstaw ia się jak o tarczka zarodkow a n a powierzchni ja jk a . D ziele­

nie kom órek odbywa się głównie w żółtku twórczem , siedlisku siły czynnej, odżywcze zaś pozostaje mniej lub więcej niepodzielo- nem. Jeszcze przed k ilku laty J&ger ') ogłosił pracę, w którćj przypisuje oddziela­

nie się od siebie dw u rodzajów żółtka je d y ­ nie działaniu siły ciężkości; jestto tak na­

zwane przez niego geocentryczne rozgatun- kowanie substancyj jajow ych, które on uw a­

ża za głów ną przyczynę rozwoju jajka, w niektórych razach zupełnie w ystarczają­

cą, ja k np. w p rzy pad ku dziew orództwa (parthenogenesis), w razie zaś zapłodnienia to ostatnie wzmacnia tylko działanie tćj przyczyny. J&ger tw ierdzi, że siła ciężko­

ści je st pierwszym i najważniejszym kształ­

tującym czynnikiem zarodkowego rozwoju.

F ig . 3

W idzim y więc z tego, że teoryja Jag e ra zgadza się z owem pierw otnem przypusz­

czeniem H ertw ig a, co do pośredniego wpły­

wu siły ciążenia na dzielenie się komórki jajow ej.

Później jed n ak H e rtw ig zaprzeczył sta­

nowczo tw ierdzeniu, w edług którego od­

dzielanie się żółtka twórczego czyli proto­

plazmy od żółtka odżywczego je s t procesem czysto mechanicznćj n atu ry , zależnym jed y ­ nie od ich niejednakowego ciężaru gatunko­

wego. Substancyje jajow e podlegają jesz­

cze innym, ważniejszym niż ciążenie, siłom,

' ) G. Ja g c r , Zoologische Iiriefe. X V I I B r ie f, pag.

3S4-391.

(10)

778

w s z e c h ś w i a t.

N r 49.

mogącym przeszkodzić ułożeniu się tycli substancyj w edług ic h ciężaru. Jeśli bo­

wiem siła ciężkości jed y n ie w pływ a na od­

dzielanie się od siebie dw u rodzajów żółtka, dlaczegóż tarczka zarodkow a zjaw ia się u ryb dopiero w ja jk a c h zapłodnionych, dla­

czego ją d ro , ja k o właściw ie lżejsze, wznosi się do góry tylko w ja jk a c h zupełnie dojrza­

łych?

W edług H ertw iga, dw a głównie procesy w pływ ają na rozgatunkow anie substancyj jajow ych, a tem samem n a kieru n ek dziele­

nia, tw orzenie się ciałek biegunow ych i za­

płodnienie. P ierw szy proces polega n a tem, że ją d ro wznosząc się do góry, w ydziela z siebie część swojej zaw artości, część ta sta­

nowi p u n k t przyciągania dla otaczającej protoplazm y. W m iarę wznoszenia się w y­

dzielonej części ją d ra , protoplazm a zbiera się u góry w coraz większej ilości, tw orząc w ten sposób biegun zwierzęcy, aż nareszcie pew na je j ilość, w raz z ową w ydzielaną czę­

ścią ją d ra , w yrzuconą zostaje n a z e w n ą trz pod postacią tak zw anych ciałek bieguno­

wych. D ziałanie czynnika drugiego zasa­

dza się’ na tem , że ją d ro po zapłodnieniu przyjm uje formę w rzeciona, dw a bieguny , którego działają przy ciągaj ąco na proto- plazmę; ponieważ zaś ją d ro znajdu je się bli- I żej bieguna zwierzęcego, jasn em jest, dla­

czego zbiera się ona przew ażnie lu b też je - j dynie na tym biegunie. T ak ie to czynniki | pow odują przeważnie zróżnicow anie się [ w ja jk u części zwierzęcej i roślinnej, tam, gdzie one istnieją.

Co się tyczy kieru n k u dzielenia, to ponie­

waż ja k pow iedzieliśm y ju ż wyżej, pierw sza płaszczyzna podziału ja jk a zależy zawsze od położenia podłużnej osi w rzecionowate­

go ją d ra , należy więc szukać przyczyn, po-

j

łożenie to w arunkujących. Otóż i jąd ro ja jk a p rzyjm uje zawsze pew ne określone położenie, uw arunkow ane ułożeniem wza- jem nem innych części, albowiem i jąd ro

i protoplazm a w yw ierają na siebie wzaje- j m ny w pływ przyciągający.

W y rażając się słowam i samego H ertw iga, I powiemy, że ją d ro stara się zawsze zająć środek sfery swojego działania na proto- plazmę: leży w środku, gdy ja jk o pi-zedsta- wia masę jednorodną, znajduje się zaś bli- żój bieguna zwierzęcego tam , gdzie ten i

istnieje. G dy ją d ro przybrało ju ż formę wrzeciona, dwa jego bieguny idą w k ierun ­ ku największego nagrom adzenia protoplaz­

my. Jeżeli ja jk o m a formę owalną i dwa przeciw ległe bieguny w protoplazm ę bogat­

sze, (fig.

2

), wtedy podłużna oś wrzeciona biegnie w k ieru nk u osi j aj o wćj, a pierwsza płaszczyzna podziału idzie prostopadle do osi wrzeciona; ja jk o dzieli się w k ierunku najm niejszego nagrom adzenia protoplazm y czyli najm niejszego oporu i pow stają dwie części, w protoplazm ę bogate. W tych j a j ­ kach, gdzie protoplazm a zbiera się na bie­

gunie zwierzęcym, jak o poziomo leżąca pół- k ulista tarczka zarodkow a, ją d ro leży bli­

żej tego bieguna, podłużna jego oś je s t tak ­ że poziomą (fig. 3), a pierw sza płaszczyzna podziału biegnie pionowo. Co się tyczy n a­

stępnych płaszczyzn podziału, w edług j a ­ kich jajk o dalej się dzieli, zależą one ró ­ wnież od położenia now opow stających przez dzielenie ją d e r, które znów ze swój strony ulegają tym samym, co ją d ro pierw otne, prawom . I tak więc, w edług H ertw iga, si­

ła ciężkości nie w yw iera żadnego bespośre- dniego w pływ u na dzielenie się komórek, gdyż pierw sza płsszczyzna podziału może zajmować najrozm aitsze położenie wzglę­

dem osi pionowej. J a jk a rozw ijają się do­

skonale w tedy nawet, kiedy siła ciążenia zniesioną zostaje przez siłę odśrodkową.

W organizacyi samej kom órki spoczywają czynniki dzieleniem je j kierujące, w niej sa­

mej szukać należy przyczyn tak niezm iernie ciekawego procesu, ja k segm entacyja.

OSTATNI ROK P0DR02Y

PO EKWADORZE

P R Z E Z

J a n a S ztolcm ana.

Cz. II, O T O C Z E N IE C Z Ł O W IE K A w E K W A D O R Z E .

(C ią g dalszy).

Koń. P o tem, com ju ż w pierwszej czę­

ści mój pracy o koniu ekw adorskim powie-

(11)

N r 49.

W S Z E C H Ś W IA T .

779 dział, nie wiele pozostaje do dodania. W spo­

mnieć tylko muszę’ o rasie koni serrańskich, które rów nie dobrze możnaby nazw ać koń­

mi włościańskiemu lub mierzynam i, gdyż przez biedniejszą ludność byw ają właśnie chowane. Są. to zw ykle niew ielkie koniki, 0 szerści długiej, łbie m ałym i składnym , uszach m ałych. U d erza w nich szczegól­

niej krótkość ciała, pierś w ąska, nogi długie 1 szczupłe, stojące ja k u m uła kopyta, zad spadzisty. P ow ierzchow ny egzamin zda­

w ałby się nas przekonyw ać o ujem nych za­

letach tćj rasy, gdy p rak ty k a dowodzi, że są to koniki bardzo rącze i nadzwyczaj wy­

trzym ałe. W sile je d n a k ustępują pom or­

skim koniom. R asa serrańslca nie posiada skrocza naturalnego, aby więc skorzystać z ich zalet do górskich podróży, a mianowi­

cie w ytrzym ałości, prostego i tw ardego ko­

pyta, oraz wytrzym ałości na brak paszy (sobrićtć), krzyżują je z rasą pomorską, któ­

ra znów w'zrostem i pięknem i kształtam i przew yższa koniki serrańskie. Mięszańce stąd otrzym ane posiadają zwykle skrocza i są doskonałe do drogi w górach.

K oń serrański ju ż dlatego, że mniej jest rozwinięty cieleśnie od pomorskiego, nie je st w stanie unieść ładun ku tak znacznego, ja k ten ostatni lub muł; w każdym razie dźwiga nieraz ciężar od 150 do 200 funtów co na tak niepozorne stworzenie je st cyfrą niemałą. P o d siodło są nieodpowiednie, ju ż choćby dlatego, że zwykle m ają bardzo tw ardego kłusa; są nadto niesforne i prawie zawsze płochliwe.

W e wszystkich koniach ekw adorskich czuć ich bliższe pochodzenie od rasy anda­

luzyjskiej, a dalsze pokrewieństwo z arab- skiemi końmi: m ały i składny łeb, krótkie uszy, sucha i zgrabna noga, niezw ykła wy­

trzym ałość i obojętność na b rak paszy lub wody, dostatecznie nam wskazują ich gene- alogiją. Nigdym nie słyszył o wypadkach ochwacenia się, pomimo, że zw ykle poją bar­

dzo zimną wodą konie zlane potem; niezna­

ny też je s t zwyczaj oprow adzania wierz­

chowca, po długim i uciążliw ym marszu.

Przybyw szy na miejsce, jeździec zdejmuje tylko natychm iast m unsztuk i niekiedy od-

j

puszcza popręgi, choć ten ostatni zwyczaj bardziej je st w P eru niż w E kw adorze uży­

wany.

W ięksi właściciele ziemscy i hodowcy ko­

ni starają się rasę ulepszać przez sprow a­

dzanie ogierów peruw ijańskicli, które na ja rm a rk u w Santa-R osa w dniu 3 Sierpnia zakupują. O giery te, rasy t. zw. Santeń- skiej *) są to wielkie i pięknie zbudowane konie o grubych karkach i nadzwyczaj su­

tych grzyw ach i ogonach. Cena rasowego ogiera waha się między

1 0 0 0

i

20 0 0

soles (5000 do 10 tysięcy franków ). P rz y wiel­

kich zaletach tej rasy, konie, do niej należą­

ce, odznaczają się plaskiem , łyżwowatem ko­

pytem, co w ielką wadę stanowi w wierz­

chowcu, przeznaczonym do dróg górskich.

Zwrykle naw et przy krzyżow ania, wada ta utrzym uje się w koniu. To też konie pół­

krw i santeńskiój używ ane są raczej na spa­

cery przez bogatszych mieszkańców, którzy do drogi używ ają dopiero mięszańców

'/4

lub % k rw i.

K oń oddaje niepospolite usługi w K ordy­

lijerach, gdzie w skutek zupełnego braku dróg żelaznych, a przy bardzo nielicznych drogach kołowych, cały ruch handlow y od­

bywa się przy jeg o współudziale. P od wierzch wolą zw ykle krajow cy konia niż muła, gdyż ustępując w praw dzie tem u osta­

tniem u miejsca pod względem pewności kroku, je st za to bardziej od m ula rączym;

gdy więc podróż nie przechodzi trzech lub czterech dni, można j ą zawsze wygodniej i szybciej odbyć na koniu niż na mule. Stąd I powstało bardzo charakterystyczne przysło­

wie: „E l caballo p ara co rrer, la mula para seguir“ a), w yrażające, że koń je s t w d a n e j

j

chw ili bardziej rączym, przy dłuższej je - I dnak pogoni ustępuje w wytrzymałości mu­

łowi.

P ełny rząd konia do podróży składa się z następujących części: uździenica (la ja - quim a lub el jacjuimon) z linką na dwa lub trzy sążnie długą, do przyw iązania konia na pastw isku podczas noclegu. M unsztuk (la cabezada) z wędzidłem (el freno) i lejcami (la rienda) pojedyńczemi, gdyż południowo- am erykanie nie używ ają nigdy trenzelki,

' ) Sa n ta , n ie w ie lk i p o rt p eru w ija ń sk i n a północ od L im y .

*) K o ń do ucieczki, m u ł do pogoni.

(12)

780

W SZECHŚW IAT.

N r 49.

a tylko zastępują, ją niekiedy dla koni nie- ujeżdżonych t. z w. fałszywem i lejcam i (fal- sa rienda), które idą w prost od tw ardego plecionego nanoska, cisnącego na m iękką część nosa. Siodło (la m ontura lub la silla) ekw adorskie dość je s t podobne do zw ykłego kaw aleryjskiego siodła, z podniesionym i wy­

stającym, w form ie kuli, łękiem , służącym do okręcania łasa, lub zak ład an ia lejcy.

P opręga (la cincha) składa się z m ocnych konopnych sznurków , ściąganych do siodła zapomocą rzem ienia. O prócz podogonia (la baticola lub g u ru p e ra ) biegnie od siodła w ty ł po przez u d a końskie silny pas (la arretran ca), którego zadaniem jest zapobie­

gać ssuwaniu się siodła naprzód p rz y spusz­

czaniu się w dół po strom ych górach. Nie­

kiedy też używ ają napierśnika (la pechera) aby przytrzym ać siodło p rzy pięciu się w gó­

rę, co szczególniój użytecznem je s t w dłu­

giej podróży, gdy w ycieńczony w ierzcho­

wiec straci brzuch, gdyż wówczas najsiln iej­

sze podpięcie popręgi nie w ystarcza do za­

pobieżenia usuw aniu się siodła n a strom ych spadkach. P o tn ik i (los sudaderos) i rodzaj w a ltra p a (pellon) dopełniają końskiego ry n ­ sztunku. S trzem iona (los estribos) używ a­

ne byw ają w E kw adorze z mosiędzu w kształ­

cie pantofla bez pięty. C hronią one nogę od obrażeń p rz y obcieraniu się o skaliste w ystępy lub o pieńki drzew , a n adto są sto­

k roć bespieczniejsze przy spadnięciu z ko­

nia, łatwiój je s t bowiem z nich nogę oswobo­

dzić niż ze zw ykłych strzem ion.

Osieł (hiszp. „el b u rro “ lub „el asno“) bardzo je st rospow szechniony w południo­

wej A m eryce, najlepiej je d n a k chow a się w okolicach gorących a suchych. N ajpięk­

niejszą więc rasę spotykam y na pomorzu peruw ijańskiem , a naw et i ekw adorskiem , gdzie klim at, pomimo deszczów, padających od G ru d n ia do K w ietnia, dość je s t suchy.

Są to osły bardzo rosłe, pięknie złożone, sil­

ne, o szerści kró tkiej, lśniącej. Przeciw nie rasa serrańska odznacza się m niejszym wzro­

stem i szerścią długą, w ełnistą, pokryw ają­

cą nieraz nogi aż poniżej kolan brzydkiem i kołtunam i.

Osieł dzięki swej niew ybredności w wy­

borze paszy, swej w ytrzym ałości i stosunko­

wo znacznej sile, ważne oddaje usługi n aj­

biedniejszej części ludności ekw adorskiej, i

B ędąc w stanie podnieść ciężar od stu do dw ustu funtów, a naw et niekiedy na rów ni­

nach dźw igając ładunek trzystofuntow y (jak to m a miejsce między P atap o i Chongollape w P eru ), nie wym aga najm niejszego stara­

nia przy hodowli; nędzna pasza, często b a r­

dzo suche gałązki kolczaste, stare gałgany, stare kapelusze panam skie (autentyczne) stanow ią dlań rów nie łakom y kąsek, ja k owies, jęczm ień lub otręby dla konia. Ce­

na jego sięgająca od 40 do 80 franków , czy­

ni przystępnem nabycie jeg o naw et dla n a j­

biedniejszych indyjan, którym sowicie od­

płaca wydane zań pieniądze. Spokojny i| cierpliw y, znosi filozoficznie najbardziej bru taln e obchodzenie się z sobą, niestarając się naw et stuleniem uszu, lub kopnięciem, wyrazić swego niezadowolenia. Niewiem dlaczego z osła zrobiono stworzenie głupie, u p arte i złe; tak go pew nie osądził albo ten, kto go nie znał, albo ten, kto chciał widzieć własne swe w ady w biednem stw orzeniu, co się zresztą bardzo często między ludźmi spo­

tyka. N astępujący w ypadek, opowiedziany mi przez p. Jelskiego, dowodzi wielkiej in- teligencyi osła.

Jeleki, przebyw ając w P aucal (P eru ) po­

siadał osiołka do transportow ania różnych próbek drzew dla kolekcyi Raimondiego.

Ja k o dobry właściciel, k arm ił swego pega­

za jęczm ieniem — rzecz w P e ru niebywała.

K u ry je d n a k właściciela domu w łaziły cią­

gle w drogę biednemu osiołkowi, rozgrze- bując jęczm ień i zjadając znaczną jego ilość.

M ądry osieł wziął się na sposób: skoro ty l­

ko k tó ra ze śmielszych lub bardziej n a trę t­

nych k u r zbliżyła się doń zanadto, następo­

w ał je j kopytem na nogę i tak trzym ał uw ię­

zioną a wrzeszczącą kurę, zajadając sobie najspokojniej swej pokarm i jak b y nic nie wiedząc o kłopocie złodziejki. Tym sposo­

bem, w krótkim bardzo czasie oduczył na­

trę tn e ku ry od brzydkiego nałogu włażenia kom uś w drogę.

Ze osieł nie je s t ani złym ani upartym , o tem mogłem się sam przekonać przez d łu ­ goletnią obserwacyj ą i niew ątpliw ie trafia się większa liczba koni złych lub upartych, niż osłów, które są z n atu ry potulne i łago­

dne. Jeżeli zaś trafi się m iędzy osłami j a ­

kiś specymen krnąb rn ej n atu ry , to niewąt­

(13)

N r 49.

w s z e c h ś w i a t.

781 pliw ie ch arak ter taki wyrobił się w nim

pod wpływem złego obchodzenia.

Znaczenie osła dla m ieszkańca K ordy lije- rów, oprócz bespośrednich usług, jakie w charakterze bydlęcia jucznego oddaje, w zrasta jeszcze nadzwyczaj zważy wszy jego rolę przy hodowli m ułów. O sła-reproduk- to ra zw ą w P e ru „b u rro echor“ a w E k w a­

dorze „pollino“. W ybierają na ten cel źre­

baki silne i pięknie zbudow ane i starają się chować je od m łodu w tow arzystw ie klaczy, którym naw et w tym celu pow ierzają nieraz w ykarm ienie m łodego osiełka. D zięki te­

m u osieł tak przyw yka do tow arzystw a kla­

czy, że się ju ż ze swemi pobratym cam i łą ­ czyć nie chce, a gdy dojdzie wieku dojrza­

łego, chętnie pokryw a klacze. Cena takie­

go repro d u k to ra je s t zw ykle bardzo wygó­

rowaną, gdy bowiem dobrego osła jucznego można kupić za 80, a conaj wyżej

1 0 0

fran ­ ków, dobry osieł-reproduktor w art je s t nie­

kiedy 600, a naw et i więcej franków , w ra­

zach mianowicie, gdy posiada dobrego n a ­ turalnego skrocza, którego przelać może przy krzyżow aniu z rasowemi klaczami na swe potomstwo. W spom niałem zaś poprze­

dnio, że cena m ułów o skroczu naturalnym je s t bardzo wysoką. Najczęściej więc wy­

bierają n a reproduktorów osły pomorskie, które obok siły i pięknego wzrostu są według m iejscowego.wyrażenia „bardzo rasow e", co znaczy, że posiadają naturalnego skrocza.

M uł. W południowej Ameryce hiszpań­

scy potomkowie nie używ ają w yrazu ,,el m ulo“ na oznaczenie zbiorowe obu płci mu­

łów, lecz zw ą m uła samca— „el macho“ (sa­

miec), a mulicę „la m ula“ i zw ykle tym osta­

tnim wyrazem oznaczają mułów zbiorowe.

M uł, ja k wiadomo, je st mięszańcem z osła i klaczy; w bardzo zaś rzadkich wypadkach z ogiera i oślicy. T en ostatni rodzaj hy­

brydów zwą w E kw adorze i w P e ru „los

j

rom os“ i przypisują im wielkie zalety. Na oko trudno je s t odróżnić takiego „romo“

od zwykłego muła: posiada zw ykle uszy i łeb nieco krótsze i ogon nieco sutszy od ; mięszańców z osła i klaczy, te jed n ak różni­

ce tak są małoznaczące, że trzeba doskona- i łego znawcy, aby się nie pomylił. Zresztą ■

„rom os“ są bardzo rzadkie, gdyż w yjątko­

we tylko ogiery skłaniają się do pokryw a­

nia oślic.

M uł je s t niepospolitego znaczenia dla mieszkańca gór: potężna jego pierś w y trzy­

muje z łatwością kilkogodzinne pięcie się w górę; nigdy nie zobaczymy m uła tak z a ­ sapanego, tak parskającego, ja k konia, któ­

ry z n atu ry ognistszy i słabszy, prędzej da­

leko swe siły w yczerpuje. Zwykle tak by­

wa, że koń ju ż cały zlany je s t potem, a muł zaledwie przy nasadzie uszu i w pachwi­

nach zapoci się nieco. Jego stalowe mu- skuły zwolna, lecz pewno dźwigają w górę ciężar ciała; noga stąpa po najnierów niej- szym gruncie, usianym kamieniami, z pe­

wnością niezw ykłą; tam , gdzie koń co chw i­

la się poślizguje, nogami przebiera, m uł l idzie z w ielką bacznością, nastaw iw szy uszy naprzód; znać, że rozważa każdy swój krok, że obmyśla, gdzie nogę postawić, a skoro raz j ą postawił, ju ż mu się z miejsca nie ru ­ szy. N apotkaliśm y w skale wyżłobioną drogę, kilka stopni, ja k b y schodów o małej pow ierzchni, a dużej różnicy w poziomie, prow adzi w górę, ja k b y kam ienna drabina.

K oń w takiem miejscu rzuca się zw ykle na­

przód bezmyślnie, kroków dobrze nieobli- czając; noga mu się pośliźnie i zwali się ca­

łym swym ciężarem; parskając i sapiąc zry­

wa się i znów się przew raca, narażając jeźdźca na połam anie kości. M uł zaś p rzy­

spieszy nieco kroku, lecz z nadzw yczajną pewnością pnie się lekko do góry, wiedząc naprzód, gdzie kopyto należy postawić. W y ­ pada nam przebyć jak iś strum ień o niskich rów nych brzegach; bród jest niewyraźny, kierujem y więc nieświadomie wierzchowca naszego tam , gdzie droga ginąć się zdaje pod wodą strum ienia, m uł nasz jed n ak za­

w raca szybko, a gdy go ostrogą zmuszać będziemy, wierzga i dęba staje. Jedzie ktoś za nami konno, zbliżywszy się więc mówi:

„Poczekajcie, muł wasz znarowiony, wody się boi. J a na mym koniu pierw szy prze­

jad ę, a za koniem i m uł pójdzie14. Koń, bez nam ysłu praw ie skacze z niewysokiego brze­

gu i.... w pada po sam brzuch w m ulaste dno strum ienia. Jeździec zeskakuje szybko i wszyscy razem z wielką trudnością konia z topieli wyciągamy. Ej! muł nasz nie był znarowiony, tylko, że czuł niebespieczcń- stwo, którego koń albo nie poznał, albo w głupocie swojej niedostatecznie ocenił.

K oń więc, jak o wierzchowiec, ma przę-

(14)

782

W S Z E C H Ś W IA T .

N r 49.

wagę nad m ułem tylko w tych w ypadkach, gdzie nam chodzi o ślepe posłuszeństwo, 0 tę odwagę, k tóra z nieświadom ości nie- bespieczeństwa w ynika. W bitw ie zatem, lub w zapasach z dzikiem i bykam i, koń je s t nieoceniony, dzięki swej szybkości, swej zwrotności i m iękkości w pysku, oraz swe­

mu posłuszeństwu, przy najlżejszem ukłuciu ostrogą. L ecz na tych drogach ko rd y lijer- skich, gdzie nieraz życie jeźdźca zależy li tylk o od przezorności i rozw agi w ierzchow ­ ca, od siły i elastyczności jeg o członków , tam m uł nie posiada sobie rów nego.

M uł ja k o bydlę ju czne nie m a równego sobie, szczególnićj do dró g górskich. Cię­

żar, ja k i je s t w stanie przenieść na swym grzbiecie w ciągu sześciu a naw et ośmiu dni zrzędu, dochodzi od 200 do 250 funtów ; mó­

wiono mi naw et, że m uły argentyńskie pię­

kne i bardzo rosłe, są w stanie n a rów ni­

nach nieść ciężar z 450 funtów złożony. Ł a ­ dunek tak i na m uła u rządza się zawsze w dw u sztukach (,,tercios“) równój zupełnie wagi, czyli, że każda sztuka waży od

1 0 0

do 125 funtów. Ł ad u n k i z jed n ej sztuki wynoszące ciężar kom pletny

(20 0

lu b wię­

cej funtów ) są bardzo źle w idziane przez arrierów (poganiaczy mułów), łatw o się bo­

wiem krzywią, a nadto daleko prędzej ranią grzbiet m uła, gdyż ciężar ład u n k u spoczy­

wa głównie na linii grzbietu, gdy przy dw u sztukach rozłożony je s t na oba boki. Ł a ­ dunek spoczywa na rodzaju poduszek z wło­

sia, a często u biedniejszej ludności ze sło­

my. Poduszki takie stanowrią je d n e sztukę zw aną „a p are jo “. P rzyw iązanie ładunku odbywa się p rzy pomocy rzem iennego, dłu­

giego postronka; je stto operacyja dość tru ­ dna i dość skom plikow ana i naw et między arrieram i rzadko któ ry umie j ą dobrze prze­

prowadzić. P ostronek taki (cabestro, laso lub reata) krzyżuje się k ilk ak ro tn ie na ła ­ d unku i ściąga nadzw yczaj silnie pod brzu-

j

chem m ula, któ ry p rz y tej operacyi stęka | zw ykle bardzo. M ułom narow nym należy oczy przy ładow aniu zawiązyw ać.

M iałem ju ż sposobność wryżej wspomnieć, j że m uł posiada ch a rak ter sk ry ty i zdradziec­

ki, w ym agający wielkiej ostrożności przy obchodzeniu się, często bowiem zdarzają się sm utne w ypadki, naw et z mułam i starem i 1 napozór spokojnem i. Ludność ek w ad o r-

i

ska w yraziła ten charak ter m uła w następu- jącem przysłow iu: „L a m ula, si no patea, re cu la“ (m uł, jeżeli nie kopie, w ty ł się co­

fa), co się m a znaczyć, że zawsze należy się mieć na baczności.

Najlepsze m uły ekw adorskie pochodzą z okolic L oja, gdzie je otrzym ują przy krzy- żowaniu doskonałych osłów peruw ijańskich z klaczam i rasowemi. Część też t. zw. mu­

łów lojańskich pochodzi w prost z P e ru , zha- ciendy M ancora w okolicach Tumbezu. M u­

ły z M ancora znane są w całem P e ru pod nazw ą „m ulas piuranas“ (od m iasta P iu ra, stolicy departam entu) i posiadają sławę n aj­

lepszych w całem P e ru i E kw adorze.

(dok. nast.)

P o s i e d z e n i e d z i e w i ę t n a s t e K o m i s y i t e o ­ r y i o g r o d n i c t w a - i n a u k p r z y r o d n i c z y c h p o m o c n i c z y c h o d b yło się d n ia 19 Listo pad a, o godzinie 8 wieczorem . P rz e w o d n ic z y ł z w y b o ru prof. D r H o y e r. P ro to k u ł posiedzenia osiem naste­

go p rz y ję ty i p o d p isa n y został.

N astęp n ie p. B r . Z n a to w ic z m ó w ił o p ew n y ch no­

w y c h p oglądach, odnoszących się do b u d o w y m a­

te r y i. W k ró tk im h is to ry c z n y m w stępie m ó w ią cy ob jaśn ił, że p o g lą d y na chem iczną budowę m a te ry i ro z w in ę ły się dopiero p rz y bliższem zajęciu się w ę ­ glem i jego zw iązkam i, oraz w yk a za ł, dlaczego tak b y ć m usiało w p ra w id ło w y m n au k i przebiegu. P rz e ­ szedłszy do tej fazy rozwoju chem ii, k tó r y zaczął się w p ie rw sz y ch latach drugiej p o ło w y naszego stu­

lecia, w skazał, j a k i w p ły w n a przed staw ian ą sprawę w y w a r ło uznanie w artościow ości p ie rw ia stk ó w wogó­

le i zwłaszcza czterow artościow ości węgla. T u na k ilk u p rz yk ła d a c h objaśnił, ja k należy pojm ow ać w z o ry budow y chem icznej i ja k ie znaczenie n ad a li im sam i ic h tw ó rcy . Z w ra c a ją c się teraz do w ła ś ci­

wego swego zadania, w sp o m n iał, że p rz yję te w zory b u d o w y są niedostateczne do o b jaśnienia p ew n y ch fak tó w ch e m icz n ych , oraz, że w edług L e B e la i van t ’H offa te j ic h w ad zie zaradzić można, p rz yjm u ją c postać wzorów, w yra ż o n ą n ie n a płaszczyznie, ale w przestrzeni. L e B e l i v a n 1’Hoff, a m ia n o w icie ten ostatn i, niezależnie je d e n od drugiego, doszli do wniosku, że fa k t iz o m e ry i fizycznej daje się o b jaśn ić przez przypuszczenie, że a to m y w ęgla m a ją postać czw orościanów p ra w id ło w y c h , k tó ry c h k ą ty w yz n a ­ czają k ie ru n k i d z ia ła n ia w a rto ścio w o ści w przestrze­

n i. A to m y , albo g ru p y atom ów in n y c h p ie rw ia st­

ków , do o w ych k ą tó w czw orościanu przyczepione, n ie m ogą dow olnie zm ieniać m iejsca w przestrzeni.

Cytaty

Powiązane dokumenty

stkie własności m ateryi, z której się składa, zaczną się zmieniać, jedne prędzej drugie po­.. woi niej; straci niepowrotnie swe własności optyczne, zmieni formę

Szczelkow znalazł, że ten stosunek znacznie się zm niejsza u zw ierzęcia, którego członki są w praw ione w skurcz tężcow y;O udem anns i R auw enhoff zauw ażyli,

Zdaw ałoby się, że obok poprzedniej formy (Micrococcus) rozw inęły się inne saprofity, które zw yciężyły i w y parły poprzednika, lecz skoro d rob niutk ie

dacz ten zresztą daw no już stosował fosforescencyg do badań widmowych; przekonał się on nadto, że ciała w ogóle fosforyzują, i fluoryzują, w sposób je

wych w ybitną rolę g ra kwas w aleryjanow y, otrzym any przez dalszy roskład (hidrotyza- cyją) leucyny, ale i wszystkie niższe odeń kw asy zazwyczaj się

dzie gdzie tylko można zauważać, że brzegi są silnie zniszczone przez naw odnienia, tam zawnioskować można, że one przynajm niej nie znajdują się w stańie

J u ż od czasu Saussurea znany był fakt, że liście niektórych roślin, znajdujących się w atm osferze azotu lub wodoru, wydzielają także dw utlenek węgla

Ja k ż e inaczej rzecz się ma z powietrzem przestrzeni zam kniętych i zamieszkanych.. ilość dw utlenku węgla w krótkim stosunkowo przeciągu czasu tak się