• Nie Znaleziono Wyników

M 29 . Warszawa, d. 20 Lipca 1890 r. T o m I X .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 29 . Warszawa, d. 20 Lipca 1890 r. T o m I X . "

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 29 . Warszawa, d. 20 Lipca 1890 r. T o m I X .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PR EN U M ER A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ."

W W arszawie: rocznie rs. 8 k w artalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 p ółroczn ie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R e d a k cy i W szech św iata i w e w szy stk ich k sięg a rn ia ch w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny W szechświata stanowią panowie:

| Aleksandrowicz J., Bujwid O., Deike K„ Dickstein S., Flaum M., Jurkiewicz K., Kwietniewski W ł., Kram-

sztyk S„ Natanson J . i Prauss St.

„W szech św iat" przyjm uje ogłoszen ia, k tórych treśó m a ja k ik o lw iek zw ią zek z nauką, na n astępujących warunkach: Za 1 w iersz zw y k łeg o druku w szpalcie albo je g o m iejsce pob iera się za p ierw szy raz kop. 7 '/t.

za sześć n astęp n ych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

A . d r e s R e ć L a ic c y l: IK Ira lso -w slsIe -lF rz e d .z a a le śc Ie , U>Tr 8 6 .

0 WIELORYBACH

I SPOSOBACH ICH POŁOW U.

przez Ed. Retterer ').

W ro k u 1881 brałem u d ział w w ypraw ie naukow ej, wyi-uszającój pod p rzew odni­

ctwem profesora P o u ch et w celu zbadania, m iędzy innem i, h isto ry i n a tu ra ln e j w ielo­

ryba. N ieodżałow any kom endant M artial zaw iózł nas w tedy na ocean L odow aty na m ałym sta tk u C oligny.

P rz y brzeg ach L aponii, chociaż morze nie zam arza zimą, lecz lody, przychodzące z północy, stają się niebespiecznem i dla że­

glugi. Tam- to je st praw d ziw e państw o w ielorybów , które, w edług św iadectw a p.

H . M śnier, n ieraz ig ra ją w pośród k ry lo ­ dowej.

W ieloryb je s t zw ierzęciem potworem ,

*) R zecz w yp ow ied zian a w tow arzystw ie narodo- w em aklim atyzaoyjn em francusk iem . R evue Scien*

tifique, N r 20, I s., 1890 r.

przypom inającem k ształt ryb: ciało jego, tak ja k i tych ostatnich, je s t w alcow ate, r a ­ czej w rzecionow ate. Częścią n ajb ard ziej rosszerzoną je st głow a o pysku za o k rąg lo ­ nym , n astępn ie ciało zw ęża się stopniow o

ku końcow i i przechodzi w płetw ę zw aną ogonową, p rzedstaw iającą dw a klapow ate wycięcia, um ieszczone poziomo, a nie pio­

nowo, j a k u ryb.

N a grzbiecie, n iedaleko p łetw y ogonowej, znajd uje się w yrostek p rosto pad ły w for­

mie p łetw y, k tó ry je s t stałą cechą, właściwą w szystkim gatunkom w ielorybów , spo ty k a­

nych na północy E uro p y , dla tój przyczyny odróżniają je pod nazw ą B alae n o p te ra d la odrożnienia od w ieloryba zw yczajnego, p o ­ zbawionego tego do datku . D ługość B alae­

n optera Sibbaldii, g atu n k u łow ionego b a r­

dzo obficie w ro k u 1881, w ynosi od 22 do 30 m etrów . Żeby ocenić jego wielkość p o ­ rów najm y go z człow iekiem stojącym , g ło ­ wa człow ieka stojącego nie dosięga w yso­

kości g rzbietu w ieloryba, a że w ym iary j e ­ go wysokości i szerokości są praw ie je d n a ­ kow e, nie zadziw im y się wcale, że wagę j e ­ go ciała obliczają na 100000 do 150000 k i­

logram ów .

Najw iększe olbrzym y lądow e słoń i hipo-

(2)

4 5 0 w s z e c h ś w i a t. N r 29.

po tam są pigm ejczykam i p rzy tym o lb rzy ­ mie m orskim .

B alae n o p te ry A tla n ty k u północnego n a ­ leżą. do czterech odm iennych gatunków : S ibbaldii, m usculus, borealis i ro stra ta . Nie- zatrzy m u jąc się nad różnicam i tych g a tu n ­ ków , zw racam y tylko uw agę na liczne fa ł­

dy na pow ierzchni brzusznej B alaenopte- rów. T a cecha bardzo w yraźna u B alae- n o p tera m usculus zjed n a ła mu nazw ę B.

ro rqualus, pod k tó rą opisał go C uvier w ro ­ ku 1825. Z w ierzęta te są opatrzone obok płetw y ogonowej i grzb ieto w ej, dw iem a płetwami,, um ieszczonem i po bokach ciała w przedniej części tułow ia: są to dwie o l­

brzym ie p rzed n ie kończyny podobne do wioseł, albo skrzy d eł. K ończyny te skrzy- dłow ate dochodzą niekiedy bardzo w ielkich rozm iarów , do dw u m etrów długości; dla tźj racyi nazw ano g atu n ek z takiem i k o ń ­ czynam i M egaptera.

U w ielorybów zachodzi ten szczególny między ssącemi p rzy p ad ek , że sam ica je s t znacznie większą od sam ca. R o zm iary jój zm ieniają się w rozm aitych g atun kach. B.

Sibbaldii n ajw iększy ze w szystkich ma 24 m etry długości, po nim n astęp u je B. m uscu­

lus, m a 20 m etrów d ługości, następnie B.

borealis d łu gi na 18— 16 m etrów , M egapte­

r a 14 m etrów , a nakoniec B. ro s tra ta naj- j m niejszy, ma ty lk o 10 m etrów długości.

Z ew n ętrzn y w ygląd w ieloryba łatw o uspraw iedliw ia pojęcia daw niejszych uczo- j nych, k tó rzy u w ażali go za rybę. G. Ges- j sner, n a tu ra lista szw ajcarsk i z X V I wieku, m iał o nim ta k n ied o k ład n e pojęcie, że przed staw ił go z ogonem prostopadłym , z kilkom a szeregam i łu se k n a grzbiecie i z nozdrzam i, d łu g iem i przeszło na 1 m etr.

C hcąc p rzeto zdać sobie w yraźnie sp ra ­ wę z m iejsca, ja k ie w ielo ry b pow in ien zaj- | mować pom iędzy zw ierzętam i ssącemi, m u ­ sim y zbadać jeg o organizm , p orów nyw ając i w szystkie jeg o n a rz ą d y i sposób życia z tem, , co wiem y o innych zw ierzętach pod tym w zględem . T e podobieństw a i stosunek, ja k i zajm ują w ieloryby, bądź w zględem in n y ch zw ierząt ssących doro słych, bądź względem ich zaro d k ó w , pozw olą w yzna­

czyć dla w ielory ba m iejsce, k tó re zajm uje n ap raw d ę w naturze; słow em tą d ro g ą p rz e ­ konam y się, że w ieloryb m a o rg a n y podo- I

bne do naszych, tylk o mocno zm ienione w zastosow aniu do środka, w jak im je st po­

grążony.

Zaczniem y od zbadania po k ry cia zew nę­

trznego, czyli skóry. P o k ry cie ciała, czyli skóra, której barw a je s t czarna, niekiedy biała, prężkow ana na brzusznej pow ierzch­

ni ciała, przypom ina raczej skó rę węgorza, aniżeli zw ierzęcia ssącego. J e s t ona tłu stą w dotknięciu ja k błony śluzowe, jednakże, ja k g d y b y dla dow iedzenia rzeczywistego pow inow actw a, pysk w ieloryba dojrzałego je s t o p atrzon y wyniosłościami, na k tó ry ch stw ierdzono obecność g rubych włosów, p o ­ dobnych do włosia końskiego. Pom im o, że włosy te są rzadkie, c h a ra k te r ten w y­

starcza, żeby pomieścić w ieloryba pom iędzy szczeciniastem i B lainvillea. O kolica (szczę­

ka g órna i w arga dolna), na której rozw i­

j a j ą się te g ru b e włosy, ja k o też budow a ich, pozw alają przypuszczać, że szczeciny te odpow iadają włosom dotykow ym (wą- som) naszych zw ierząt dom owych.

N askórek dochodzi u nich niepom iernej grubości, k tó ra wynosi niekiedy aż pięć m i­

lim etrów i zam iast przedstaw iać w arstw y je d n e na d ru g ich położone rogow ej n a tu ry , składa się z kom órek budow ą i wyglądem bardzo podobnych do tych, k tó re p o k ry ­ wają błonę śluzową ja m y gębow ej zw yczaj­

nych ssących; b ra k gruczołów tłuszczow ych i gruczołów potow ych pow iększa to podo­

bieństwo.

N askórek w ieloryba, można powiedzieć, je s t przez całe życie w stadyjum rozw oju,

j k tóre spostrzegam y tylko w okresie za ro d ­ kowym u zw ierząt ssących lądow ych, wtedy gdy one są zabespieczone od zaziębienia z jednój strony, a od zbytniego podniesie­

nia tem p eratu ry z drugiej strony, skutkiem samego środka, w ja k im się zn a jd u ją w tój epoce sw ego istnienia.

W łosy, k tó re stanow ią dla zw ykłych ssą­

cych szatę właściw ą do przechow yw ania w arstw y p ow ietrza o tem p eratu rze jed n o ­ stajnej, u w ielorybów są zastąpione przez j tkankę o w iele w łaściw szą do sp ełn iania ta- j kiej czynności. G łębsza część skóry w y­

dziela znaczną ilość tłuszczu, k tó ry tw orzy w arstw ę g ru b ą od 10 do 40 centym etrów , stosownie do okolicy ciała. T a to w arstw a tłuszczu stała się przedm iotem chciwości

(3)

człow ieka. W łaściw ie należałoby nazw ać ten tłuszcz olejem (tranem , oliwą,), ponie­

waż u żyjącego w ieloryba jeżeli nie je st cał­

kiem płynnym , to przynajm niej p ó łp ły n ­ nym.

S k ó ra w ielorybów bardziej przypom ina pokrycie ryb, an i­

żeli innych zw ierząt ssących,z te ­ go pow odu są one naw iedzane przez pasorzyty podobne do tych, ja k ie siedzą na ry b ach . Na p łe ­

tw ie ogonowój, na skrzydłow ych kończynach przednich w ieloryba zn a jd u ją się całe kolonije pąkli (B alanus), podobnych do tych, które p okryw ają sk ały na wy­

brzeżach; są to skoru p iak i wąso- nogie.

G renlan dczycy utrzy m u ją, że w ieloryby ro d zą się ju ż z niemi, a ry b acy norw escy są przeko­

nania, że w ieloryb tak je s t ich obecnością krępow any, że się ob- ciera o dno m orskie d la p o zb y ­ cia się tych nieproszonych gości.

Z innych skorupiaków w ielory- bniki (C yam us) czepiają się przy pom ocy swoich nóżek skóry w ie­

loryba; nareszcie są i takie, k tó ­ re w łażą naw et w skórę dzięki swemu robakow atem u kształtow i i tam ro z w ija ją się jak o p ra w ­ dziw e pasorzyty.

P rze jd ź m y tera z do kostnego rusztow ania, k tó re po dpiera całą tę m asę cielska, oznaczoną tylko przypuszczalnie n a 100000 do 200000 kilogram ów .

Oś głów ną stanow i, j a k u w szy­

stkich kręgow ców , cały szereg kręgów , któi-ych rozm iary nie dadzą się porów nać z żadnem i innem i zw ierzętam i, a liczba ich je s t dw a ra zy w iększa niż u czło­

wieka. Są one um ieszczone j e ­ dne za drugiem i, tw orząc k o lu ­ mnę, k tó ra niem a k ilk u w ygięć ja k u człow ieka, ale przedsta­

wia tylko je d e n p rę t olbrzym i, nieco łu k o ­ w aty. Pom im o objętości i grubości każde­

go kręgu, całość tw orzy p rę t (słup) o wiele elastyczniejszy aniżeli u ssących lądowych;

krążki włóknisto - chrząstkow ate, łączące kręgi, oraz staw y dość luźne przem ieniają kolum nę pacierzow ą na pień mocny, ale giętki, doskonale przystosow any do środka płynnego, w jak im porusza się to zw ierzę.

W ag a i rozm iary głow y p o ­ chodzą z olbrzym iego rozrostu kości tw arzow ych, a szczególniej szczęk. P am iętam , ile to było trudności i ile łańcuchów p rz e r­

wanych, nim się udało wcią­

gnąć głowę w ieloryba na statek C oligny.

B y w prow adzić w ruch tę ol­

brzym ią masę, w ieloryb ma do rosporządzenia dw a ram iona, ogon i płetw ę grzbietow ą. R a ­ m iona, czyli kończyny przednie, dochodzą, ja k ju ż m ówiłem , d łu ­ gości od 1 do 2 m etrów , są to płaskie utw ory, k tóre się p o ru ­ szają całą pow ierzchnią na kości ram ieniow ej. Pom im o, że zew ­ nętrznym wyglądem kończyny te przypom inają wiosła, szkielet ich sk ład a się z tych sam ych części co ręka, t. j. z ram ienia, przedram ienia, n ap ięstk a, śród- ręcza i palców . N ie można so­

bie inaczej w yobrazić tych wio­

słow ych kończyn, ja k porówny- w ając je do spłaszczonych kopy- stek, jak iem i są w zaw iązku k o ń ­ czyny zw ierząt ssących. U j e ­ dnych i d ru gich części chrząst*

kow ate pojaw iają się skutkiem przem iany tk an k i, tw orzącej oś danej kończyny. U wielorybów prom ienie palcow e przez całe życie są połączone błoną p o śre­

dn ią w ten sposób, że w ygląd zew nętrzny nie zd rad za b y n aj­

mniej liczby prom ieni, których zw ykle bywa cztery do pięciu, ja k u ssących najh ojn iej o b d a­

rzonych. Co je s t najciekaw szem w tem u rządzeniu i co się zg a­

dza zupełnie z długością kończyny p rze­

dniej, to odpow iednia liczba szeregów chrząstkow atych, które się rozw ijają jed en za drugim w kończynach pow stających.

li I.

C»fśV

W ieloryb Rorąual, B a l a e n o p t e r a m u sc u lo s .

(4)

45 2 WSZECHŚWIAT. N r 29.

T łum aczono ten fa k t przez podział (człon- kow anie) sz n u ra chrząstkow atego; ale je s t rzeczą prostszą i bardziej praw dopodobną, że te szeregi pow stają ta k , ja k u innych ssących, z w ęzła (środka) chrząstkow atego, oddzielnego dla każdego członka (staw u).

P o n iew aż część osiowa sk rzy d laty ch k o ń ­ czyn przednich w zrasta znacznie szybciej, in n e odcinki chrząstko w ate tw orzą się w d a l­

szym ciągu, co podnosi liczbę członków (staw ów ) do sześciu lu b siedm iu w p ro m ie­

niach, odpow iadających palcow i śro d k o w e ­ mu i obrączkow em u.

Pom im o olbrzym ich ro zm iarów szkieletu, w ieloryby p ozostają przez całe życie na sto ­ pniu rozw oju mniój posuniętego, aniżeli u ssących lądow ych. S taw y kończyn p rz e­

dnich (z w yjątkiem ło p a tk i) zachow ują swój stan pierw o tn y , skutkiem czego i ruch y są b ard zo ograniczone. T k a n k a kostna z a ­ chow uje zawsze budow ę kości pozbaw ionej ja m y szpikow ej; je stto tk a n k a gąbczasta, dająca się porów nać do p ierw otnej tkanki kostnej, k tó ra w ystępuje po okresie c h rz ą st­

ko watym ssących lądow ych. K ończyny ty l­

ne, o obecności k tó ry ch nie m ożna po w ąt­

piewać, sk ła d a ją się z k ilk u części szcząt kow ych, przedstaw iających udo i goleń w stanie zm arniałym , u k ry te w m ięśniach.

P rzy p o m in ają one kosteczki sztyletow ate, k tó re stanow ią szczątki kończyn tylnych u n iektórych wężów. K ończyny ty ln e są dobrze zastąpione w spraw ach ru c h u i m iej- scozm ienności przez zakończenie k rę g o słu ­ pa, czyli ogon; ten je st podtrzym yw any przeszło 20 kręgam i i kończy się dw iem a klapam i poziom em i, k tóre stanow ią płetw ę ogonową.

W ielo ry b (B a la e n o p te ra ) posiada na grzbiecie w yro stek n az w an y p łetw ą g rz b ie­

tow ą, któ ry niem a żadnego zw iązku i p o ­ dobieństw a z kończynam i, gdyż u tw o rzo n y je s t tylko z tk a n k i w łóknistej i tłuszczow ej.

P łe tw a ta m a znaczenie bardzo podrzędne.

D opom aga ona zw ierzęciu do u trzy m a n ia lepszej rów now agi, n iedając mu się tak łatw o przech y lać na praw o, lub na lewo.

W id ząc w ieloryba, na pierw szy rz u t oka k aż d y przypuszcza, że on się żyw i zw ierzę­

tam i odpow iedniem i jeg o rozm iarom . I s ta ­ ro ż y tn i łu d zili się pozoram i, u trzy m u jąc, że zw ierzę to może p o łknąć o drazu istotę w iel­

kości człow ieka. Rzecz m a się inaczej, b a­

dano k ilk ak ro tn ie zaw artość żołądka wielo­

ry b a Sibalda (B alaenoptera S ibbaldii) i nie znajdow ano tam innój zdobyczy nad s k o ru ­ piak i, podobne do raków , k tó re pod ają na naszych stołach.

O to co mówi w tym przedm iocie profesor G u ld berg z C hrystyjanii, k tó ry od b y ł kilka podróży na północ jed y n ie w celu badania w ielorybów .

W lecie w ieloryb ja d a tylko skorupiaki, ale p rzypuszczalną je s t rzeczą, że żywi się i rybam i.

B alaenoptera borealis i S ibbaldii żyw ią się w yłącznie tylko skorupiakam i (T hysa- nopodae), znaleziono w żołądku tego osta­

tniego 4 do 10 hektolitrów tych s k o ru p ia ­ ków.

B alaeno ptera m usculus ściga śledzie i stynki północne (O sm erus arcticus) aż do brzegów N orw egii. Istnieje naw et przek o ­ nanie bardzo rospow szechnione pom iędzy rybakam i, że ten g atu n ek sprow adza ryby.

O bw iniają także poław iaczy w ieloryba, że

| są przyczyną bespośrednią brak u ry b i że

| tym sposobem pozbaw iają rybaków sposobu do życia. D la tych to sam ych powodów p ra w a norw eskie daw ne broniły zabijać w ieloryby. P raw d o p o d o b n ą je s t rzeczą, że w ieloryby w wycieczkach swoich upędzają się tak daleko za zdobyczą. T ym sposobem m ożna sobie ty lk o w ytłum aczyć ten fakt, że nie każdego ro k u jed nak ow o naw iedzają te same g atu n k i w ieloryba pew ne okolice;

w jed n y m ro ku ten g atun ek przew aża, w drug im znów inny. W roku 1885 z ło ­ wiono mało w ieloryba S ibalda (B. Sibbal- d ii), gdy tym czasem tego sam ego roku z a ­ bito 750 B. borealis. W ro k u 1886 za to zdobyto 100 w ielkich B. S ibbaldii, a zn a­

cznie mniej B. borealis; tego sam ego roku zabito 500 do 600 Rorcjualów (B alaen o p tera m usculus).

Ciekawe je s t pytanie, jak im sposobem w ieloryb chw yta tak znaczną liczbę raków;

je s t on w tym celu obdarzony cudow ną siateczką, k tó ra mu służy d o łow ienia i p rz y ­ trzym yw ania skorupiaków . G ęba bowiem tego zw ierzęcia je s t opatrzona podw ójnym szeregiem blaszek rogow ych, które są w ła­

śnie fiszbinem zw yczajnym . B laszki te j e ­ dnym końcem um ocowane do podniebienia

(5)

N r 29. WSZECHŚWIAT.

i szczęki górnśj prostopadle, gdy tym cza­

sem brzegi ich w ew nętrzne o patrzone są mnóstwem strzępków , które służą im jako p rz y rząd y połow u.

P oniew aż w m orzach północnych liczba skorupiaków je s t bezmierną., w ieloryb p o ­ trze b u je tylko paszczę otw orzyć, p rz e p ły ­ w ając pom iędzy rojam i skorupiaków , by nabrać ich całe tysiące w strzępki swoich fiszbinów. N astępnie, zam knąw szy pasz­

czę, wypuszcza wodę, którćj też n a b ra ł obfi­

cie, a sk o ru p iak i zostają uw ięzione w s trz ę p ­ kach fiszbinów gotow e ju ż do połknięcia.

W ieloryb dorosły nie ma bowiem zębów i przytem tru d n o byłoby m u połykać po ­ karm y znacznój objętości z pow odu bardzo szczupłego g ard ła , ja k ie posiada.

To właściwe tylko w ielorybow i u zb ro je­

nie gęby, zd aje się odsuw ać go bardzo od innych zw ierząt ssących,jeżeli je d n a k p rz y j­

rzym y się b ardzo m łodemu wielorybow i, a w łaściw ie płodow i p rzed urodzeniem , przekonam y się, że tak nie jest. W iadomo od odkrycia Geoffroy S ain t-H ilairea, że za­

rodek w ieloryba m a szczęki uzbrojone ta- kiem i samem i utw oram i, ja k te, które sta­

now ią zaczątki zębów doskonałych u innych zw ie rzą t ssących. Je d y n a różnica ja k ą póź­

niej obserw ujem y, je s t ta, że te zęby zostają zawsze w stanie zaczątkow ym , póżniój za­

sychają niedając żadnych w yrostków na ze­

w n ą trz i ostatecznie znikają, a w tedy ro z­

w ijają się inn e utw o ry na podniebieniu, k tó re ju ż znamy.

Z nane są pow szechnie fałdy poprzeczne, utw orzone z błony śluzowój sklepienia pod- ńiebiennego u kota i wołu. P ierw otnie b ło ­ na śluzow a w gębie u zarodka w ieloryba je s t ta k samo zbudow ana ja k u zw ierząt ssących lądow ych; w ieloryby, m ające 1 m etr długości, nie m ają jeszcze żadnych śladów fiszbinu. S ko ro dochodzą 3 metrów, błona brzegów szczęk górnych przedstaw ia fałdy poprzeczne, k tó re się pow iększają, w ydłu­

żają i grubieją. Z razu fałda taka je st to blaszka wąska, k tó ra zam ienia się na bla­

chę, a pow ierzchnia jć j p okryje się w krótce w arstw ą rogow ą podobną do budow y kopyt zw ierząt przeżuw ających i jednok o p y to - wych.

T o je s t w łaściw y fiszbin, którego brzeg w ew nętrzny w krótce jeży się brodaw ka­

mi rurko w atem i, lub szczeciną fiszbinu.

W ielory by opatrzone fiszbinami odznaczają się tą cechą od innych i z tego powodu n o ­ szą nazw ę w ielorybów bez zębów (M ysti- cete), a także w ielorybów z wąsami.

(dok. nast.).

J . S.

S P R A W A

riEllWSZKGO POŁUDNIKA

I C Z A S U P O W S Z E C H N E G O .

Z h isto ry ją czasom ierzy, którąśm y w j e ­ dnym z ostatnich num erów naszego pism a opow iedzieli, wiąże się poniekąd i spraw a u jedn ostajn ienia czasu na ziemi; niepo- przestając bowiem n a tem, że zegary dobrze godzinę w skazują, zażądano, by nadto wszę­

dzie daw ały godzinę jedn ako w ą, czyli, inne- mi słowy, zaproponow ano przyjęcie dla ca­

łej ziem i czasu pow szechnego. Poniew aż rzecz ta była przedm iotem obrad m iędzy­

narodow ych i m a wielu stronników , k tó rzy ją ustaw icznie na porządek dzienny w ysu­

w ają, należy nam ją tu rozejrzeć.

K w esty ja czasu pow szechnego je s t z a ra ­ zem kw estyją p ołud nika pierw szego. P rz y obrocie swym dziennym ziem ia kolejno róż­

ne swe strony ku słońcu zw raca, miejsca zatem dalej k u wschodowi położone w cze­

śniej wschód gw iazdy dziennej w itają, an i­

żeli okolice bardziej zachodnie. D la m iej­

scowości na jed ny m i tym samym p o łu d n i­

ku położonych chw ila p o łu dn ia p rz y p ad a współcześnie, p u n k ty natom iast w zdłuż r ó ­ w noleżnika rozrzucone mają godziny różne.

P oniew aż w pozornym tym swoim ru chu słońce w ciągu doby cały ok ręg o 360° obie­

ga, co czyni 15° na godzinę, m iejsca przeto różniące się o 15° w długości gieograficznćj m ają czas o godzinę różny; gdy w W arsza­

wie południe, w okolicach M oskwy ju ż go­

dzina pierw sza, na zachodniej granicy F ra n - cyi dopiero jed en a sta. Z n atu ry rzeczy przeto każdy p u n k t na ziemi ma swoję g o ­ dzinę miejscową czyli lokalną, zależną od jeg o własnego południka; w miejsce tśj go-

(6)

4 5 4 WSZECHŚWIAT. N r 29.

dżiny n a tu ra ln e j, albo p rzy n ajm n iej obok niej, p rzy jąć m am y czas w spólny, powsze­

chny, czyli m iędzynarodow y, od pow iadają­

cy p o łu d n ik o w i pierw szem u, czyli głów ­ nem u.

P o łu d n ik ten pierw szy, albo p o łu d n ik ze- j ro, je s t początkiem , czyli p u nktem wyjścia długości gieograficznych, ja k ró w n ik je st początkiem od którego liczym y szerokości gieograficzne. G dy wszakże ró w n ik je s t | je d e n tylko i przez sam ę p rz y ro d ę w skaza­

ny, połu d n ik każdy rościć sobie może j e ­ dnakie do pierw szeństw a p raw o , dlatego też có do je g o o bioru p an u je p ew na dow ol­

ność. P tolem eusz um ieścił swój pierw szy po łu d n ik o je d e n stopień n a zachód w zglę­

dem w ysp Szczęśliw ych (insulae F o rtu n a - tae) to je s t dzisiejszych w ysp K a n ary jsk ich ; by ł to niejak o k re s znanego wówczas św ia­

ta, długości więc trz e b a stąd było liczyć na i wschód, w je d n ę tylko stronę. P isa rze a ra b ­ scy za p u n k t początkow y długości p rz y jm o ­ w ali słupy H e rk u le sa , gieografow ie śre­

dniow ieczni ju ż to w yspy A zorskie, ju ż K a n ary jsk ie. K onieczność porozum ienia się pojm ow ano wszakże ju ż daw no, skoro k a r ­ d y n ał R ichelieu zaw ezw ał znakom itszych m atem atyków , by zap ro w ad zili ła d w o b io ­ rze pierw szego południka; był to zatem właściwie ju ż kongres m iędzynarodow y, k tó ry się ze b rał w P a ry ż u d. 25 K w ie tn ia 1630 r. i uchw alił, że za początek długości p rz y ją ć należy p ołudnik idący p rzez wyspę F e rro , n ajb ard ziej zachodnią z w ysp K a n a ­ ryjskich. P o łu d n ik ten zatem p rz y p ad ał bardzo blisko linii, od którój ju ż P to le ­ m eusz długości swe liczył, a zarazem od­

dzielał szczęśliw ie św iat daw ny od nowego;

przedstaw iał zatem niew ątpliw ie pew ną c e ­ chę m iędzynarodow ą i naukow ą. G dyby więc w epoce owej m ożna było oznaczyć dokładnie różnicę długości gieograficznej m iędzy w yspą F e rro a obserw ato ry jam i lą ­ d u stałego, zadanie pierw szego p o łu d n ik a b yło by ro sstrzygniętem stanow czo; przy ów czesnym wszakże stanie przyrządów n au - I kow ych było to niepodobnem , d lateg o też p o łu d n ik F e rr o nie zyskał uzn an ia pow sze­

chnego. A n g lija nie p rz y ję ła n ig d y tego p o czątku długości, astronom ow ie francuscy w krótce go zarzu cili, gieografow ie zaś, za p rzy k ład em D elislea, zastąpili go p o łu d n i­

kiem konw encyjonalnym , przebiegającym o 20° n a zachód w zględem P ary ża. P o łu ­ dn ik ten, chociaż nazyw a się zw ykle p o łu ­ dnikiem F erro , nie przechodzi przez tę wy­

spę, ale p rzypada m iędzy nią a sąsiednią w yspą Gom erą; gdy więc mówim y o p o łu ­ dn ik u F erro , jak o pierw szym , przyjm ujem y w łaściw ie za pierw szy p o łu d n ik paryski, oddalony od niego o 20°. N a różnych k a r ­ tach gieograficznych oznaczony je s t więc przez 0° bądź po łudnik F e rro , bądź p o łu ­ d n ik idący px-zez P ary ż, bądź też przez G reenw ich, oddalony od paryskiego o 2°

20' 9,4" na zachód, a od F e rro o 17° 39' 50,6".

O przyjęciu godziny pow szechnej, aż do ostatnich czasów, nigdy nie m yślano.

N a je j potrzebę zw rócił dopiero uw agę rozwój d róg żelaznych i telegrafów . W S ta ­ nach Zjednoczonych m ianowicie i w p o g ra ­ nicznych posiadłościach angielskich, na d ro ­ gach żelaznych, przebiegających znaczne przestrzenie w k ieru n k u w schodnio-zacho- dnim , kiańcow e i pośrednie naw et stacyje okazują znaczne różnice g odzin m iejsco­

wych, co spowodowało istotn y zam ęt, k tó ­ rem u chciano zaradzić. D latego też inicy- ja ty w a w yszła z A m eryki północnej, gdy w r. 1879 in sty tu t K an ad y jsk i, na wniosek p. S and ford a F lem in g a p rzed staw ił rz ą d o ­ wi swemu p ro jek t ustanow ienia pierw szego p ołud nika, w spólnego dla w szystkich n a ro ­ dów, a zarazem w prow adzenie powszechne- nego system u oceny czasu. P ro je k t ten

| zy sk ał rozgło3, a rząd Stanów Zjednoczo-

| nych postanow ił w tym celu zw ołać konfe- rencyją m iędzynarodow ą. Zanim wszakże zebrała się ta lconferencyja, kw estyją u je ­ dnostajnienia czasu zajęło się m iędzynaro­

dowe stow arzyszenie gieodezyjne na posie­

dzeniu 1883 r. w Rzym ie, a to na w niosek senatu ham burskiego. Zalecono w tedy p rz y ­ jęcie jak o godziny powszechnej czasu we­

d łu g po łu dn ik a G reenw ich, a zarazem w y­

rażono życzenie, aby gieografow ie uznali ten p o łu d n ik za pow szechny. D ługości m iały się liczyć w jed n ę stronę, k u wscho­

dow i, od 0° do 360°, dzień zaś poczynać się m iał od południa, przyczem godziny liczyć się m iały od 0 do 24 kolejno.

U chw ały te szczególniej nieprzychylnie p rzy jęte postały we F ra n c y i, gdzie o d rz u ­ cenie zupełne p ołud nika paryskiego w zbu-

(7)

N r 29.

dziło drażliwość narodow ą. P rze d w ysła­

niem więc delegatów na konferencyją wa­

szyngtońską zwołał rząd francuski komi- 8j j ? P0 ^ przew odnictw em p. F aye, by w przedm iocie tym zdanie swe w yraziła, a po długich n arad ach kom isyja doszła do p rz e­

konania, że cały ten p ro jek t ma doniosłość j nader ograniczoną, a pożytek jego i konie­

czność są bardzo w ątpliw e; pomimo to osą­

dziła, że F ra n c y ja może p rzy jąć udział w k o n fe re n c ji, pod w arunkiem , że południk obrany mieć będzie istotnie c h a ra k te r m ię­

dzynarodow y. K onferencyja w aszyngtoń­

ska wszakże, zebrana w r. 1884, potw ier­

dziła uchw ałę p rz y ję tą roku poprzedniego w R zym ie, z tą tylko zm ianą, że liczenie długości ma się odbyw ać w dwie strony, na wschód (-(-) i na zachód (—), od 0° do 180°, a początkiem d n ia pow szechnego ma być nie południe, ale północ w edług czasu G reenw ich.

P ostan o w ien ia te zresztą w w ykonanie nie weszły; przyjęcie godziny powszechnej okazało się niem ożebnem choćby dla po ­ trzeb dróg żelaznych, a w różnych krajach w prow adzono p rzy ich obsłudze różne sy­

stem y ujed n o stajn ien ia czasu; w S tanach Zjednoczonych naw et w użyciu je st nie j e ­ dna, w spólna godzina dla w szystkich dróg, ale pięć różnych godzin, odpow iadających tyluż południkom , k tóre zostają w prostej łączności z południkiem G reenw ich '). Z y ­ cie bowiem nasze wiąże się zbyt ściśle z n a ­ stępstw em d n ia i nocy, aby w szystkie ze- j g ark i m ożna było nastaw ić w edług jednego po łudnika. Chociażby więc zgodzono się na pew ną godzinę w spólną, służyćby ona i mogła tylko do n iektórych potrzeb życia praktycznego, lub naukow ego.

II.

W jed n y m z ostatnich zeszytów nowego pisma „Róvue generale des sciences pures et appliąuóes” znajdujem y pracę p. E . Cas- p ari, in ży n iera hy d ro g rafa, w której ro z ­ biera lóżne argu m enty, ja k ie stronnicy go­

dziny pow szechnej na jć j poparcie przy ta-

') Ob. „O u jedn ostajnieniu g o d zin d la kolei żelaz- n y c h “, W szech św . z r. 1888, str. 666.

[ czają. A utor był sekretarzem i spraw o-

| zdaw cą kom isyi francuskićj z roku 1884, j o k tó rej mówiliśm y wyżej, niew ątpliw ie przeto w yraża poglądy tej kom isyi, do k tó ­ rej należeli, oprócz członków akadem ii nauk, przedstaw iciele różnych gałęzi służby publicznej. Z tego względu podajem y tu treść tych uw ag, tein więcej, że w ydają się zupełnie uzasadnione i słuszność ich uznać należy.

D la astronom ów przedew szystkiem dobór 1 pierw szego połu dn ik a nie przedstaw ia ża­

dnego znaczenia. W każdem obserw ato- ryjum wszystko stosuje się do czasu m iej­

scowego, a ogłaszanie rezultatów d o strze­

żeń w odniesieniu do innego początku w y­

m agałoby po praw k i, k tórej wielkość zale­

żałaby od długości miejsca. Ścisłość zaś obserw acyj astronom icznych jest obecnie znacznie większa aniżeli ścisłość, z ja k ą znam y długości gieograficzne. W ciągu bieżącego stulecia różnica długości m iędzy Paryżem a G reenw ich w ahała się m iędzy 2° 20' 24" a 20° 20' 9"; czyni to niepewność 15" w długości, albo 1 sek un dy w czasie, niepewność zaś co do odległości m iędzy G reenw ich a W aszyngtonem je s t większą jeszcze. Podobnież ma się rzecz co do gieo- detów i topografów , obliczają oni bowiem tylko różnice długości. Co się tyczy spraw żeglugi, mówiono o niebespieczeństw ach, ja k ie wywołać może sygnalizow anie pozy- cyi przez je d e n o k rę t drugiem u; zarzu t ten św iadczy w szakże o nieznajom ości w a ru n ­ ków żeglugi. Oficerowie m aryn arki m ają w portfelach swoich k arty fran cusk ie i a n ­ gielskie, a rozmaitość południków nie była

| nigdy źródłem pom yłek. Na k arta ch h y ­ drograficznych pierw szy p ołu d n ik je s t czy­

sto teoretyczny, istotnem i zaś są południki, { na których w podróży reg u lu ją się z e ­

gary. Pozostają więc tylko gieografowie,

| którzy wszakże nigdy nie doznaw ali tri}-

j dności przy zestaw ianiu dokum entów , od-

| noszących się do różnych początków , p rz e ­ chodzenie bow iem od jed n eg o p ołu d n ik a do innego polega je d y n ie na dodaw aniu lub odejm ow aniu znanej liczby. G dy za­

chodzi kw estyja co do położenia pewnego p u n k tu , pierw szy p ołudnik nie odegryw a żadnój roli, mówi się tylko ,o różnicach.

O gół zaś, który się posługuje k artam i, zaj-

(8)

4 5 6 w s z e c h ś w i a t . N r 2 9 . m uje się rzad k o dochodzeniem sto p n ia, I

zależy mu zw ykle n a w zględnem położeniu p u n k tó w na jed n ó j karcie.

(dok. nast.).

S. K.

STACYJA

ZOOLOGICZNA NADMORSKA

W C O N C A R N E A U ,

oraz

K I L K A S Ł Ó W

0 INNYCH STACYJACH FRANCUSKICH.

K iedym przed k ilk u la ty spędził feryje na stacyi zoologicznćj w R oscoff w B reto- nii, podałem czytelnikom niniejszego pism a opis tćj pracow n i i zaznaczyłem jś j donio­

słość naukow ą. O becnie zn a jd u ję się znów w tem szczęśliwem położeniu, że m ogę sp ę­

dzić fery je nad brzegiem m orza. Tym r a ­ zem w ybrałem dla stu d y jó w inną, stacyją zoologiczną, a m ianow icie C oncarneau, gdzie dla celów sw oich obfitszy znaleść mo­

gę m atery jał, niż w Roscoff. Sądzę, że n ie ­ jed n eg o z czytelników , a zw łaszcza n ieje­

dnego z zoologów, in teresu jący ch się fauną m orską, zaciekaw i także k ró tk i opis stacyi w C oncarneau. Z e zaś d la n atu ra listó w naszych n ajd o stęp n iejsze i najg ościn n iejsze są stacy je francuskie wogóle, pozw olę więc sobie dodać też słów k ilk a i o in n y ch p r a ­ cow niach naukow ych n adm orskich, u tr z y ­ m yw anych przez rz ą d francuski.

C oncarneau je s t m ałem m iasteczkiem , li- czącem k ilk a tysięcy m ieszkańców , k tó rzy zajm ują się głów nie połow em sa rd y n e k i h o ­ m arów . Leży ono, podo bnie ja k i Roscoff, w prow incyi Firiist&re w B retonii, lecz nie n a północnem (t. j. nie od stron y k a n a łu L am an ch e) w ybrzeżu F ra n c y i, ja k Roscoff, ale na zachodniem . O d P a ry ż a zn ajd u je się ono w odległości około dw udziestu go­

dzin dro g i ko leją.

L a b o ra to ry ju m tu tejsze j e s t n ajstarsze ze w szystkich stacyj zoologicznych nadjnor-

skich w E urop ie, założone bow iem zostało jeszcze w r. 1860 przez słynnego bijologa francuskiego, Costea; liczy ju ż zatem trz y ­

dziesty rok istnienia. J u ż ten je d e n fakt że było ono najpierw szem ze w szystkich la- bo ratoryjów m orskich i że stanow iło po-

| b u d k ę i p rz y k ła d do zakładania inn ych po- I dobnych instytucyj we F ran c y i, W łoszech, H o lan dy i, A nglii, R ossyi, a następnie w A m eryce oraz innych częściach św iata — n ad aje mu wielkie znaczenie naukow e, zw łaszcza, że aż do dziś d n ia fu n k cy jo n u je I ono w p ełn i sił i nie pozostało n a pierw ot- j nym stopniu, lecz doskonaliło się coraz bar- dziój z biegiem czasu, tak, że dziś stanow i

| je d n ę z najlepiój urządzonych pracow ni naukow ych.

O d czasu założenia stacyi w C oncarneau, prow adzono tu bez p rzerw y b adan ia nau-

j kow e, a liczne z tych ostatnich pozostaw iły n ieza tarte ślad y w dziejach bijologii. T u ­ taj to m ianow icie (Coste, G erb e) m iędzy innem i zbadano d o k ład n ie poraź pierw szy p ro d u k cy ją elektryczności przez ra je i w y­

k ry to pew ne stałe p raw a w fu nk cy jach t. zw. p rz y rząd ó w elek tryczn ych u ry b (1864); tu taj Ch. R obin, późniejszy d y re k ­ to r pracow ni, w ykonał znane dośw iadcze­

nia n ad działaniem fizyjologicznem soku trzustkow ego u ryb; J e rz y P ouchet, obe­

cny d y re k to r stacyi, ogłosił szereg pięk­

nych p rac n ad budow ą, rozw ojem i bijolo- g iją wielu niższych organizm ów (P erid in i- dae, C ilioflagellata); p. C h ab ry p rzep ro w a­

d ził tu ' wielce in teresujące dośw iadczenia n ad m echanizm em pływ ania u ry b oraz nad dzieleniem się kom órek ja jo w y c h i w p ły ­ wem w arunków zew nętrznych n a to o sta­

tnie; p. F a b re D om ergue w ykonał szereg pięknych obserw acyj n ad w ym oczkam i i w dalszym ciągu b ad an ia swe prow adzi i t. d. Jed nem słowem stacy ja zoologiczna w C oncarneau zdołała złożyć nauce hojną, a różn orod ną daninę, w ykonane w niój i ogłoszone prace dotyczą bowiem wszyst­

kich praw ie gałęzi zoologii: anatom ii, fizy- jo lo g ii porów naw czój, histologii i em bry- jo lo gii.

L abo rato ryjum , należące obecnie do sk ła­

du M uzeum historyi n atu raln ó j w P ary żu , mieści się w dosyć obszernym dom u m uro­

w anym , stojącym na g ran ito w y ch skałach

(9)

N r 29.

tuż na samym brzegu m orza i otoczone jest I od strony lądu niew ielkim ogrodem , opar- kanionym k ra tą żelazną. W ejście prow a­

dzi do obszernej sali, w której znajduje się bardzo bogaty zbiór odczynników chem icz­

nych i wszelkich innych ciał, używ anych w technice m ikroskopow ej, a także w d ru ­ giej połow ie sali dosyć obfity zbiór n arzę­

dzi fizycznych, jakoto: m aszyn elek try cz­

nych, cewek, m aszyn pneum atycznych, p rz y ­ rządów do o b racan ia ja j zw ierzęcych p o d ­ czas ich rozw oju, do dośw iadczeń n ad w pły­

wem św iatła na rozwój i t. d.

N a praw o i na lew o z tój sali wychodzi się w boczne k o ry tarze, a w każdym z nich zn a jd u ją się po obu stronach oddzielne g a­

binety dla pracujących. P rac o w n ia może dać pom ieszczenie m niej więcej dziesięciu badaczom jednocześnie. W każdym g a b i­

necie zn a jd u ją się lam pki gazowe, co stan o ­ wi nadzw yczajne udogodnienie w pracy, a czego niem a np. w Roscoff (przynajm niej nie było tam tego p rzed k ilk u laty); oprócz tego k ra n z wodą słodką, co rów nież bardzo je s t dogodne. M orską wodę, codziennie świe- j żą, przynosi służący do g ab in etu każdego z pracujących. S toły, półki, ak w ary ja p rz e ­ nośne i wszelkiego ro d z aju odczynniki, ; a także lu p y i drobne n arzęd z ia dopełniają \ ry n sz tu n k u każdego gabinetu. W praco­

wni zn a jd u je się m ikrotom , w praw dzie bar- ] dzo dobry, ale tylko jed en ; n atu ra ln ie przy- j dałaby się większa ich ilość. Co do m ik ro ­ skopów, to tu taj, ja k i w N eapolu, Roscoff oraz innych lab o rato ry jach m orskich, każdy pracu jący przyw ozi swój w łasny.

W piw nicach lab o ra to ry ju m znajduje się bardzo obszerna sala, w głębi której w m u­

row ane są ak w ary ja, od strony pokoju oszklone, oraz zn a jd u je się ogólny otw arty basen środkow y i pew na ilość otw artych, m niejszych basenów bocznych. W e w szyst­

kich tych pom ieszczeniach, w których zapo- mocą pom py, przez w iatrak poruszanej, w oda odświeża się bezustannie, hoduje -się m nóstw o pospolitych oraz osobliwych zw ie­

rz ą t m orskich, n a użytek pracow ników l a ­ b o ratoryju m . W całym tym salonie panuje półśw iatło, by tym sposobem dla hodow a­

nych w ak w ary jach zw ierząt w arunki były jak n ajb a rd ziej zbliżone do w arunków w ła­

ściwych głębinom m orskim .

O d strony m orza znajduje się tuż obok gm achu lab orato ry ju m obszerne, om urow a- ne, półkoliste w iw aryjum , kom unikujące z morzem i napełniające się wodą w m niej­

szym, lub w iększym stopniu, zależnie od przypływ ów i odpływ ów . W iw aryjum to, zajm ujące .znaczną stosunkow o przestrzeń, jest przedzielone m urow anem i przegrodam i na sześć w ielkich oddziałów , a w każdym z tych ostatnich h odują się inne zw ierzęta:

hom ary, langusty (P alinurus), flądry i t. d.

W iw ary ju m to dzierżaw i je d e n z rybaków , prow adzący h and el hom aram i, langustam i i rybam i, ale za niew ielką zapłatą lab o ra­

to ry ju m kupow ać może w m iarę potrzeby wszystkie te zw ierzęta, co dla pracujących w ielką przed staw ia korzyść. Z innych d o ­ godności, którem i pracow nia w C oncarneau przew yższa liczne inne, zasługują na uw agę podręczne w arsztaty: tokarsko - sto larsk i i ślósarski, w których p racu je specyjalny m echanik. K to nie je s t obeznany z now o­

czesną techniką prac bijologicznych, tem u niejasnem się zapew ne wyda, do czego słu ­ żyć może w labo rato ry ju m zoologicznem w arsztat stolarski, lub ślósarski. Ale w rze­

czywistości w arsztaty takie są niezbędne w każdej pracow ni, gdzie prow adzi się licz­

ne a różnorodne badania naukow e, gdyż n a każdym k ro k u p o trzebn a je st pomoc rz e­

m ieślnika i m echanika.

A le na specyjalną uw agę zasługuje fak t, że labo rato ry ju m tutejsze, dzięki zabiegom dy re k to ra prof. J . P ouch eta, ma do swój, dyspozycyi, oprócz czółen żaglow ych, n ie­

w ielki statek parow y „ P e rle ” oraz załogę, złożoną z po rucznika i pięciu m ajtków m a­

ry n a rk i francuskiej. S tatkiem tym można czynić dalekie eksk ursyje w celu zbierania

| m atery ja łu . O dbyw ałem wycieczki w Ros- I coff na żaglow cach oraz tutaj na statku p a ­ rowym , a z w łasnego dośw iadczenia mogę i powiedzieć, że w wielu razach, zw łaszcza podczas zapuszczania d rag i n a dno m orskie,

| statek parow y oddaje bez porów nania wię-

| ksze usługi, aniżeli żaglowce. M echanikiem pracow ni je s t w łaśnie je d e n z żołnierzy m a­

ry n a rk i, bardzo w p raw ny w swojem rz e­

miośle. W spom nę wreszcie, że w jed n y m z pokojów p rzyległych do głównój sali zn a jd u je się niew ielka biblijoteczka p o d rę­

czna, w której oprócz specyjalnych mono-

(10)

grafij, dotyczących fauny m orskiej, istnieje także k ilk a pow ażniejszych czasopism zoo­

logicznych niem ieckich i francuskich.

F a u n a tu te jsz a , ja k na calem wogóle za- chodniem w ybrzeżu Fi-ancyi, je s t bardzo bogata. Z jam o ch ło n n y ch — m nóstwo ukw ia- łów i gąbek, lecz nadzw yczaj m ało m eduz;

szkarłu p n ie i robaki reprezen to w an e są b a r­

dzo obficie, z m ięczaków najw ięcej brzucho- nogów i b laszkoskrzelnych, głow onogów niewiele; skorupiaków i ry b ogrom na ilość.

S korupiaków ró w nonogich (Isopoda), nad który ch rozw ojem p row adzę tu badania, znalazłem w ielką bardzo ilość, zw łaszcza rodzaj L igia, oraz form a pasorzy tna A nilo- cra, istn ieją w ogrom nej liczbie osobników, pierw sza — w szczelinach pom iędzy grani- towem i głazam i pobrzeżnem i, d ru g a — na w ielu gatu n k ach ry b kościstych.

Na stacyi dostaje się w szystko besplatnie:

g ab in et do pracy, p rostsze n arzędzia, wszy­

stkie bez w y jątk u odczynniki i alkohol, szkło oraz m a te ry ja ł do poszukiw ań, M iesz­

kań niem a na stacyi, lecz w mieście je s t k il­

ka porządnych i w cale nied ro g ich hoteli;

pod tym w zględem w Roscoff je st w ygo­

dniej, albow iem p ra cu jący m ają d la siebie pom ieszczenie i u sługę całk o w itą w gm achu sam ego lab o ra to ry ju m . O to w krótkości najw ażniejsze wiadom ości o stacyi w Con- earn eau .

O prócz wyżej opisanego lab o rato ry ju m nadm orskiego oraz p ra co w n i w Roscoff, istn ieją jeszcze na brzegach F ra n c y i n astę­

p ujące stacyje zoologiczne: w B anyules, C ette, H aw rze, L u c, M arsylii, V illefran ch e i W im ereux.

P raco w n ia w B anyules, im ienia A rago, podobnie ja k lab o ra to ry ju m w Roscoff, n a ­ leży do S orbony i pow stała sku tk iem zabie­

gów prof. L ac aze -D u th ie rs a , je s t bardzo bogato urządzona, uposażona n ajlep iej ze w szystkich stacyj francuskich, m a w spania­

łe ak w ary ja, funkcyjonuje tylko podczas m iesięcy zim ow ych; p ragnący pracow ać ca­

ły rok , p rzenoszą się z wiosną do Roscoff.

P o w sta ła ona około r. 1879. S tacy ja zoo­

logiczna w C ette pow stała w r. 1881, d y ­ rek to rem je s t p. S ab atier, au to r w ielu cen­

nych p rac em bryjologiczny ch; dotąd jeszcze bardzo uboga w śro d k i.

4 5 8

S tacyja w H aw rze nosi nazwę „labo rato­

ry ju m fizyjologii m o rskiej”. Założona z o ­ sta ła w r. 1882 za staraniem d ra G iberta.

S tała się później podręczną p racow nią m o r­

sk ą dla k ated ry fizyjologii w fakultecie n a u k (F ac u lte des sciences) w P a ry ż u , a d y ­ re k to re m jó j by ł P aw e ł Bert. U rząd zon a została głów nie dla badań fizyjologicznych, posiada więc specyjalne lab o ra to ry ju m che­

m iczne i wiele p rzy rządó w do poszukiw ań fizyjologicznych. W tym k ieru n k u wiele też uczyniono, a pracow ali tam nad fizyjo- lo g iją zw ierząt m orskich liczni uczeni, j a k B lan ch a rd i R eg n ard (dy rek to ro w ie p ra co ­ w ni), Beaunis, K aro l R ichet i inni.

P rac o w n ia w L uc-S ur-M er założona z o ­ stała w ro k u 1880 ja k o pom ocnicze la b o ra ­ to ry ju m fak u ltetu n auk w Caen. D y re k to ­ ram i byli w niej p. E udes-D eslongcham ps, później Y ves - D elage, następnie p. H u et.

U posażona słabo, niem niej przeto pracu je w niej niem ało uczonych.

W ielkie znaczenie naukow e, a kto wie czy nie najw iększe ze w szystkich, ma p r a ­ cow nia „zoologii m o rsk iej” w M arsylii, za­

łożona w ro k u 1869. B ardzo dobre u rz ą­

dzenie praco w n i tój, nadzw yczajnie bogata fauna m órz okolicznych i sym patyczna w świecie naukow ym postać d yrek to ra, p. M ariona, sp raw iły , że w lab o rato ry ju m w M arsylii p racow ały najznako m itsze siły naukow e n ietylko francuskie, ale i innych narodow ości; wspom nę tylko nazw iska: A . Kow alew skiego, O sk ara Schm idta, A .W eis- m anna, R. K o eh lera i w ielu in nych. P r a ­ cow nia ta, z którój wyszła ogrom na ilość n ad e r w ażnych ro sp raw naukow ych, w y­

d aje swoje własne roczniki (A nnales du M useum de M arseile, T ra v au x du labora- toire m arinę). Szkoda w ielka, że dla w ięk­

szości p rzy rod nikó w naszych, któ rzy głó ­ wnie z feryj letnich korzystać m ogą, s ta ­ cyja ta je st praw ie niedostępna, gdyż w le- cie, w skutek w ielkich upałów , prace są zu ­ pełnie p ra w ie zawieszone w lab o rato ry ju m m arsylskiem .

P rac o w n ia w V illefranche, założona w ro ­ ku 1881 w skutek zabiegów H e rm an a F o la, zn ajd u je się rów nież na po łudniu F ran c y i i pod w zględem nadzw yczajnego bogactw a faun y okolicznego m orza w ielkie p rz ed sta­

w ia dogodności. O becnie rząd rossyjski N r 2 9.

WSZECHŚWIAT.

(11)

WSZECHŚWIAT.

u rz ąd ził tam pracow nię naukow ą (pod z a ­ w iadyw aniem d ra K orotnew a z Moskwy) w gm achu, należącym do m ary n ark i rossyj- skićj. D yrektorem m iejscowym je s t obe­

cnie p. B arro is. W stacyi tćj wykonano też sporo ważnych p rac naukow ych.

W reszcie jeszcze słów ko o stacyi w W i- m ereux, należącej do fa k u lte tu nauk w Li- le. Założona została w r. 1874, d y re k to ­ rem jej je s t dzielny em bryjolog francuski p. A. G iard. U rządzenie i środki tśj p r a ­ cowni są jeszcze bardzo niew ielkie. P onie­

waż je d n a k jestto jed y n e laborato ryju m na północnym b rzegu F ra n c y i (Roscoff znaj­

duje się na k rań cu północno - zachodnim ), byw a dosyć licznie zw iedzane i dla nauki wiele ju ż zdziałało (prace G iard a nad em- bryjo lo g iją zw ierząt beskręgow ych, H ałle- za, M oniera).

D r J ó z e f N ussbaum .

Kamień filozoficzny.1'>

U w ażnie badając dzieje rozw oju różnych nauk, zauw ażym y praw ie peryjodycznie po­

w tarzającą się zm ianę postępu i reakcyi, spot*

kam y hipotezy, k tóre następnie spraw dzano zapomocą spekulacyj, obliczań i dośw iad­

czeń w celu potw ierdzenia ich, lub obalenia i stosow nie do w yniku tego procesu, pod­

noszono j ą do godności praw a, na którem budow ano nowe teoryje, a z tych wywnio*

skow yw ano nowe praw dy, albo też — oba­

lano, w racano do zasadniczych tw ierdzeń | i szukano now ych dróg w celu dopięcia praw dy.

A zatem ciągły postęp, zauw ażany w dzie j dżinie ludzkiego m yślenia i badania, nie je s t bynajm niej zupełnie rów nom ierny. H i- [ sto ryj a uczy, że bardzo często cofano się wstecz i tylko dzięki niestrudzonej d zia­

łalności rozum u ludzkiego ruch postępow y przew aża.

Pom im o tego, że bad an ia tych zasadni-

i) W ed łu g Ę n glera. „D er S tein der W eisen“

K arlsruhe 1889.

czych tw ierdzeń i systemów, k tó re są trw a ­ łym fundam entem dzisiejszego poglądu na przyrod ę, je st bardzo powabnem , nie będzie bez p oży tk u rzucić w zrok na w ielkie pobo­

jow isko zniszczonych systemów i porzuco­

nych teoryj, gdyż bezw ątpienia błądzi ten kto mniem a ja k o b y tylko zdobycze, będące w widocznym zw iązku z dzisiejszem i na- szemi poglądam i, m iały znaczenie w ro z­

woju wiedzy teraźniejszej i że owe szcząt­

ki, niem ając żadnej wartości, nie posiadają zw iązku z obecnym stanem n au k p rz y ro ­ dniczych.

P rz y krytycznem rostrząsan iu zdobyczy w obu k ieru nk ach przyjdziem y może do te­

go w niosku, że przeczące odpowiedzi, do ja k ic h doprow adziło badanie naukow e na zasadzie obalonych hipotez, w tym samym

| stopniu przyczyniły się do postępu ogól­

nej wiedzy, co teoryje podniesione do zna-

j czenia praw dy rzeczywistej zapomocą do-

| datn ich w yników z doświadczenia. T ak

J n ap rzy k ład niezliczone n ieudane próby w y­

tw orzenia perpetuum m obile potw ierdziły [ jed n o z najw ażniejszych odkryć bieżącego [ wieku: praw o zachow ania energii. Do- I piero na szczątkach geocentrycznego świa-

; tow ego system u P tolem eusza, poniekąd na ujem nych w ynikach jego, m ógł wznieść się

! hełiocentryczny pogląd K op ern ik a. Z czte­

rech pierw iastków A ry sto telesa w ytw orzy-

! ły się obecne nasze p ierw iastki. E m ana- cyjna teo ry ja św iatła w ytw orzyła und ula- cyjną teoryją a i hipoteteczny płyn ele­

k try czn y uznano za pew ien rodzaj ruchu.

Lecz żaden spomiędzy w ielu naukow ych problem atów , które w końcu do pro w adzi­

ły do ujem nych rezultatów nie pociągnął za sobą całój nauki, do którćj należał, w tak w yraźny sposób ja k zadanie w y tw o ­ rzenia kam ienia filozoficznego. P oniew aż chęć znalezienia owego kam ienia p rz ejm o ­ w ała całą ludzkość, żadne też zagadnienie nie stało się ta k popularnern i słynnem .

Zadaniem niniejszego a rty k u łu będzie streszczenie histo ryi p ow stania i rozw oju nauki o kam ieniu filozoficznym, sch arak te­

ryzow anie rzekom ych własności jego, próby otrzym ania i w końcu wykazanie w ja k i sposób pomimo ujem nego wyniku, do ja k ie ­ go nauk a o kam ieniu filozoficznym z n atu ry rzeczy dojść m usiała, prace sum ienne z o ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Gąsienica (larwa), z której następnie ma się rozwinąć samiec, daje się rozpoznać po tem , źe je s t drobniejszych rozmiarów i że, uczepiwszy się gałązki

chodząc przez liść żywy w ykazuje wszystkie pasy właściwe alkoholowem u rostworowi chlorofilu; są one cokolwiek posunięte ku barw ie czerw onej, co może zależeć

W ogólności w ięc w idzim y, że znaczna liczba miast odw ołać się musi do oczyszczania wód rzecznych, co daje się kilk u metodami przeprow adzić.. Sposób

ność, że niepodobna takiego mnóstwa rur i połączeń tak herm etycznie zamknąć, by choć mała doza p ow ietrza nie dostała się do ich środka, może się

Owoc ten odznacza się sokiem bardzo lepkiem , któ ry u trud nia bardzo jedzenie.. Owoc tej palm y, wielkości śliwki, pięknego pom arańczow ego koloru je się

2 przedstaw iony może być użytecznym dla zajm ujących się tym przedm iotem bez potrzeby uciekania się do w iększych przyrządów.. T akie

steczkowym — am idokw asy łączą się ze sobą przez u tratę wody a to w skutek procesu analogicznego z tym, ja k i zachodzi przy tw orzeniu się alkoholów

Z powyższych przyczyn pow innyby więc wszystkie, szczególnićj wysokie i położeniem swem na uderzenie pioruna narażone budynki publiczne, być zaopatrzone w