• Nie Znaleziono Wyników

M 28. Warszawa, d. 12 Lipca 1885 r. T o m IV .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 28. Warszawa, d. 12 Lipca 1885 r. T o m IV ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 28. Warszawa, d. 12 Lipca 1885 r. T o m IV .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."

W Warszawie: rocznie rs. 8 k w artaln ie „ 2 Z przesyłką pocztową-, rocznie „ 10 półrocznie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich k sięg arn iach w k ra ju i zagranicy.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., m ag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, Wł. K wietniewski, Li. R ejchm an,

mag. A. Ślósarski i prof. A. W rześniowski.

„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, k tó ry c h tre ść m a jakikolw iek zw iązek z nauką, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zwykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera sig za pierwszy ra z kop. 7 */ai

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

_ £ i . a . r e s l E B e d - a ł s c y i : J P o d - w s u l e 3S T r 2 .

I

PRZEZ

S . 321.

B adania n ad „zm ysłem ciepła“ zajm ują obecnie żywo fizyjologów, a coraz liczniej mnożące się dośw iadczenia prow adzą do sta­

nowczego w yodrębnienia poczucia ciepła od zm ysłu dotyku, z k tó ry m dotąd było zawsze łączone.

P o g lą d tak i rosstrzy g a niejasność, k tóra stanow iła dotąd szkopuł dla fizyj ologii zmy­

słów. W iadom o bowiem, że każde pobu­

dzenie n erw u zm ysłowego, jakiegokolw iek byłoby rod zaju, w yw ołuje zawsze wrażenie specyficzne, nerw ow i tem u właściwe; za po­

średnictw em oka otrzym ujem y tylko w ra­

żenia św iatła, za pośrednictw em ucha tylko w rażenia głosu, a wszelkie drażnienie nerw u w zrokow ego— bądź m echaniczne, elek try ­ czne, bądźteż chemiczne, pow oduje zawsze poczucie św iatła, ta k samo j a k każde d ra­

żnienie n erw u słuchowego do świadomości naszej dochodzi ja k o w rażenie głosu. Z do­

tykiem tylko rzecz ma się odm iennie, przy­

nosi on bowiem szereg w rażeń różnych, ja k ciśnienie, ból, ciepło, zimno.

W y n ik a stąd, że albo błędna je s t zasada

„energii specyficznej*' nerw ów , w edług któ ­ rej każdy nerw zm ysłowy je d e n tylko ro ­ dzaj w rażeń przew odzić i do centralnego organu u k ład u nerwowego doprow adzać może; albo też, że w skórze d la różnych ro ­ dzajów w rażeń istnieją rzeczywiście rozm ai­

te w łókna nerwowe.

P y ta n ie to poddał badaniu dośw iadczal­

nemu, w roku zeszłym p. M agnus B lix w U psali ') i p rzekonał się, że podnieta ele­

ktryczna w yw ierana na skórę p rz y pom ocy cienkiego ostrza m etalowego, w różnych pu nk tach pow oduje różne uczucia: •— w je - dnem m iejscu pow staje ból, w drugiem w ra ­ żenie ciepła, w innem zimna, w innem w re­

szcie uczucie dotyku; stąd w ypływ a, że ro ­ dzaj w rażenia nie zależy zgoła od rodzaju podniety, ale tylko od energii specyficznej pobudzonego p rz y rzą d u nerwowego.

P odobnąż pracą za ją ł się p. G oldscheider i spraw ozdanie swe przedstaw ił niedaw no tow arzystw u fizyj ologicznemu w B erlinie.

i) Ob. W szechświat, T. III, str. 638.

(2)

434 w s z e c h ś w i a t. N r 28.

B adania prow adzone były za pomocą walca mosiężnego, kończącego się ostrzem zaokrą- glonem, k tó ry m ógł być dowolnie ogrzew a­

nym i oziębianym i nadto połączony byt z pręcikiem do oznaczania barw n ą kropką punktów skóry na ciepło w rażliw ych. D o­

świadczenia te nauczyły, że niektóre tylko miejsca, a raczćj p u n k ty skóry zdolne są do przyjm ow ania w rażeń tem p eratu ry , a nadto odróżnić należy p u n k ty zim na i p u n k ty cie­

pła, t. j. m iejsca w rażliw e n a zimno i na cie­

pło. P u n k ty te uporządkow ane są ja k b y ogniwa łańcuchów , k tó re w ybiegają prom ie­

nisto z pew nych m iejsc skóry i m ają p rz e ­ bieg mniej lub więcój skrzyw iony. Ł a ń c u ­ chy punktów zim na są w ogólności oddzie^

lone od łańcuchów p u nktów ciepła, n ap o ty ­ k ają się jed n a k iła ń c u c h y z m ię sz a n e . W ty ch częściach skóry, k tóre są pok ry te włosami, łańcuchy powyższe roschodzą się zaw sze od punktów zajętych przez włosy; w okolicach gdzie punktów n a tem p eratu rę w rażliw ych je s t m ało, mieszczą się one obok włosów, pom iędzy zaś niem i w ystępuje nieczułość na w rażenia tem peratury. W m iejscach, gdzie włosy nie w ystępują, ro sk ład i odległość tych punktów są takież same, ja k w owłosionych okolicach skóry.

P u n k ty tem p eratu ry m ają położenie stałe, anatom icznie wyznaczone, m ożna j e w yka­

zać i po usunięciu n askórka. P u n k ty cie­

pła są mniej liczne aniżeli zim na: w okoli­

cach skóry, k tó re służą przew ażnie do doty­

ku, jed n e i drugie w ystępują m niej obficie;

w różnych także m iejscach ciała w rażliw ość ich je s t różna.

Rzeczą je s t godną uw agi, że p u n k ty tem ­ p e ra tu ry u leg ają ogólnćj zasadzie energii specyficznej nerw ów ;— słabe u d erzen ie tych punktów ig łą lub ostrym pręcikiem d rew n ia­

nym pow oduje w rażenie te m p e ra tu ry ,— by­

leby dotknięcie to dokład n ie w oznaczony p u n k t trafiało; podrażnienie elektryczne da- negof p u n k tu w yw ołuje rów nież właściw e m u uczucie tem p eratu ry . Z dru g iej znów strony okazuje się, że p u n k t tem p eratu ry nie doznaje w rażeń dotknięcia ani bólu, nie­

czułym je s t np. na cienką igłę, zapuszczoną prostopadle w skórę; podobnie j a k inne, tak to i ostatnie dośw iadczenie uczy przytem , że punkty tem peratury ściśle są odgraniczone.

P rzy poszukiwaniach tych okazało się

także, że pew ne p u n k ty skóry szczególnie w rażli we są na ciśnienie, są one j akby sie­

dliskiem specyficznego poczucia ciśnienia, m ożna je tedy nazw ać pun ktam i ciśnienia;

p rzy pom ocy stosownego cy rk la m ożna było poznać, że sąsiednie p u n k ty ciśnień dają się podw ójnie uczuć w odległościach n ad e r d ro ­ bnych, do 0,1 m m . O dległość ta dla p u n ­ któw tem p eratu ry nie schodzi niżej 1 mm.

P u n k ty ciśnień o kazują tenże sam typ i u k ła d co p u n k ty tem p eratu ry ; wiążą się rów nież w łańcuchy, w ybiegające także z m iejsc zajętych przez włosy, w ystęp ują je d n a k o wiele gęściej.

P o m ijam y tu niektóre inne w yniki badań Groldscheidera, dodajem y tylko, że są one w ogólności zgodne z rezultatam i nieda-O D wnych dośw iadczeń D onaldsona w A m ery ­ ce, k tó ry rów nież stanowczo się przekonał, że p u n k ty ciepła zupełnie są różne od p u n ­ któw zim na. P o zn ał on nadto, że u różnych osób ro sk ła d tych punktów je s t odm ienny, u jednój i tej samej naw et osoby nie je s t j e ­ dnakow y n a odpow iednich organach, niem a tu zatem sym etryi. Szczegół ten w ydaje się niezgodnym z w ynikam i badań Grold- s.cheidera, k tó ry mówi o anatom icznie ozna- czonem położeniu tych punktów . Ilość p u n ­ któw w rażliw ych n a zim no je s t większą od liczby punktów ciepła, a średnica punktów term icznych nie przechodzi jed n eg o mm.

Zgodność rezultató w , otrzym anych przez różnych i niezależnie p racujących badaczy, uzasadnia ted y stanowczo, że nietylko zm ysł tem p eratu ry odrębny je s t od zm ysłu doty­

ku, ale nadto, że zm ysł ten tem p eratu ry rospada się ja k b y na dw a różne zm ysły—

na zmysł zim na i zm ysł ciepłą,-—co Wydaje się osobliwem ze w zględu, że pobudzający czynnik fizyczny, ciepło i zimno, w obu razach je s t jed n ak i i tylko natężeniem się wyróżnia.

Okoliczność ta wszakże nie je s t bez analo­

gii i w o rganie bowiem słuchu, w p rz y rz ą ­ dzie C ortiego, dla oddzielnych tonów od­

dzielne posiadam y w łókienka nerw ow e.

B lijsze je d n a k będzie zestaw ienie zm ysłu ciepła ze zm ysłem dotyku, bo i tu czułość ogólnie w yodrębnia się na poczucie dotyku, czyli ciśnienia i poczucie bólu; a p rzed k il­

k u ju ż la ty A . H erzen zw rócił uw agę na pe­

wną łączność, k tó ra m iędzy objaw am i tem i zachodzi.

(3)

N r 28. WSZECHŚW IAT. 435 G dy m ianowicie przez nacisk p ni a nerw o­

wego znosi się w organie pew nym poczucie dotyku, pozostaje jeszcze poczucie bólu,—

i trzeba dłuższego nacisku, aby usunąć i wrażliwość na ból. Otóż p. H erzen na so­

bie i na innych osobach, dostrzegł, że w pier­

wszej fazie ginie też i poczucie zimna, po­

czucie zaś ciepła trw a dalej i u staje dopiero w raz z wrażliwością, na ból. Osoba będąca w pierw szym stanie znieczulenia nie czuła dotknięcia przedm iotu o tem peraturze 0°, ani o tem peraturze 22°, czuła je d n a k w y­

raźnie każde dotknięcie przedm iotu o tem ­ p eratu rze 45°. H e rzen wnosi stąd, że w ra­

żenia zim na dostają się do mózgu tąż samą drogą nerw ow ą, co poczucie dotyku i że po- dobnaż łączność zachodzi m iędzy w rażenia­

mi ciepła a poczuciem bólu.

N a poparcie poglądów swych przytacza on wreszcie p rzy p ad ek patologiczny, za­

obserw ow any przez prof. L eopardiego, gdy chora kobieta u trac iła w nogach zupełnie poczucie dotyku, wrażliwość zaś na ból po­

została. Otóż chora ta zachow ała dobrze poczucie tem p eratu ry wyższej nad 27°, po­

zostaw ała zaś zupełnie nieczułą na p rzed­

mioty zim niejsze, nie doznaw ała żadnego zgoła w rażenia, gd y do kończyn je j dolnych p rzykładano b ry łk ę lcrdu; poczucie zim na wygasło w raz z poczuciem dotyku.

Spostrzeżenia te są wszakże zbyt niedo­

stateczne, aby upow ażniały do w ysnuw ania z nich wniosków ogólnych; dalsze dopiero badania fizyjologiczne, zarów no ja k i pato­

logiczne, rozjaśnić będą m ogły łączność, j a ­ k a zachodzi m iędzy w rażliw ością na tem pe­

ra tu rę , a ogólną czułością skóry.

P O J Ę C I A

Z CHEMII FIZJOLOGICZNEJ.

skreślił Józef Natanson.

73. Różne fe rm e n ty . P oznaliśm y ju ż fe r­

m ent roślinnego pochodzenia, zw any d y j a - s t a z ą . N asienie jęczm ienia, gdy poczyna

j kiełkow ać i do zbudow ania nowego o rg a­

nizm u zużyć ma nagrom adzony w nasieniu zapas m ączki, w ytw arza dyjastazę, p rzezna­

czoną do przeobrażenia nieprzesiąkającćj, bo nierozpuszczalnej mączki, w stan, w k tó ­ rym organizm ow i może być przysw ojoną.

D yjastaza działa p rzy obojętnej lub słabo- kwaśnćj reakcyi; przestaje być czynną sko­

ro reak cy ja staje się alkaliczną. Zw ierzę- cego pochodzenia, podobne co do działania i skutków ferm enty, zn ajd ują się w ślinie wyższych zw ierząt ( p t y a l i n a ) i w soku trzustkow ym (pankreatycznym ); bardziej oddalony je st ferm ent, znaleziony w g ą ­ sienicy m uchy (M usca lucilia) i w w ątrobie.

P ty a lin a i podobny ferm ent z trzustki o trzy­

m any, zam ieniają m ączkę n a p ro d u k ty cu­

krow e tylko p rz y słaboalkalicznćj reakcyi.

S potkam y się jeszcze dalej z podobnym , t. j.

do dyjastazo w<''j g ru p y należącym ferm en­

tem, gdy mówić będziem y o ferm entacyi m ą­

czki i błonnika.

Chemicznie, z zakresu działania swego (w grupie wodanów węgla), najbliżej do po­

wyższych ferm entów, zbliżają się ferm enty, zam ieniające cu kier zw yczajny, a także cu­

kier mleczny, m altozę i t. p. na najprostsze w odany węgla, na glukozę. I n w e r t y n a czyli ferm ent przem ienionego cuk ru (fer­

m ent inversif B erthelota) o d kry tą została przez D oebereinera i M itscherlicha (około 1843 r.); niezadługo (§ 76) poznamy, w j a ­ kim mianowicie rostw orze znaleźli wówczas in w ertyn ę pom ienieni chemicy: z tegoż źró­

dła i obecnie najczęściej j ą się otrzym uje.

Nie ulega wątpliwości, że tenże sam ferm ent p rzetw arza cu kier k rystaliczny b u ra k a przed jeg o owocowaniem na p ro stą glukozę, lecz nie udało się dotąd z tego źró dła go w ydzie­

lić. N atom iast cukrozm ienne ferm enty o trzy ­ m ano z soku żołądkow ego (K lau dy jusz B er­

n ard i inni), z głow y i z odw łoka pszczół, z w osku surow ego i z p y łk u roślinnego (drzew iglastych).

P rzetw arzan ie m ateryj białkow ych i zw ie­

rzęcego w łóknika (fibryny) w modyfikacyje rospuszczalne (peptony) j est dziełem odd ziel­

nej, najliczniejszej, ja k się zdaje g ru p y fe r­

m entów p e p t o n i z u j ą c y c h . F e rm e n ty te otrzym ane być mogą z gruczołków , wyście­

łających błonę śluzową żo łądka lub z trz u ­ stki (pankreas) i noszą w tedy nazw ę pep ta-

(4)

436 W SZECHŚW IAT. N r 28.

zy) cz. p e p s y n y i t r y p s y n y . P odobne zupełnie ferm enty otrzym yw ało w ielu che­

mików z kiełkujących nasion pastew nych, z soków m ięsożernych (w edług badań D a r­

wina i H ookera) roślin j a k R osiczka (D ro- sera), D arlingtonia, A ldrovanda, a zw łaszcza Nepenthes, wreszcie z d rzew a m elonowego (C arica papaya) i figowego (Ficus), oraz z ró ­ żnych gatunków trzcin (L atex). W rostw o- rze możliwie czystój pepsyny lub trypsyny włókno mięsne znika, rospływ a się bez śla­

du. Z tój g ru p y ferm entów tylko t r y p s y - n a z trzu stk i i p a p a i n a z drzew a m elono­

wego działają p rzy alkalicznej, większość natom iast p rzy kw aśnej reakcyi.

Ściśle z peptonizuj ącerni ferm entam i łą ­ czą się ferm enty e m u 1 s y j n e, pod d ziała­

niem których tłuszcz zm ydla się częściowo (jak przez działanie ługów ) i może z ciecza­

mi wodnistem i daw ać em ulsyją, t. j. ścisłą mięszaninę, w której tłuszcz drobniutkiem i kropelkam i zawieszony je s t w śród wody.

F erm en t taki otrzym anym by ł m ianow icie przez K laudyjusza B e rn a rd a także z trzu stk i.

O ile nieznaną i bliżej niew yjaśnioną je s t treść działania em ulsyjnego, o tyle też za­

gadkow ą co do swój osnowy je s t specyficzna zdolność ścinania niektórych, białko w sobie zaw ierających płynów. W iadom o np. że sok podpuszczki cielęcej (t. j . żołądka ssące­

go mleko cielęcia) odznacza się zdolnością natychm iastow ego ścinania m leka na tw a ­ róg (białko) i serw atkę. F e rm e n t ten, o d ­ gryw ający w ielką rolę w gospodarstw ie na- białowem i w fabrykacyi serów , w ydziela­

nym je s t przez te same, ja k się zdaje, g ru - czołki podpuszczkow e w żołądku ssącego cielęcia, k tó re później w bardzićj dorosłem zw ierzęciu po czynają w ydzielać pepsynę.

Sok m leczny z C arica papaya, a także sok z G alium verum i z kw iatów karczocha (C y- n ara scolym us) podobno w yw ołują toż samo charakterystyczne ścinanie się m leka ').

Inne ferm enty, pod działaniem któ ry ch roskładają się zw iązki, zw ane w chem ii g lu - kozydami (em ulsyna i t. p.), nie m ogą nas tu zajmować, jak k o lw iek w y w o łu ją szereg

') W edług Dorpackiego prof. A. S ch m id ta ścina­

nie sig (krzepnienie) krw i i inne zjaw iska tego r o ­ dzaju następują także za w pływ em ferm entów .

(Przyp. A ut.).

rozm aitych, lepiej poznanych rcakcyj che­

m icznych. Również ferm enty pektynow e, m ało copraw da znane, uw ażam y tu za sto­

sow ne pom inąć zupełnie, aby od przedm io­

tu dalej niż zam ierzyliśm y nie odbiegać.

74. D ziałanie ferm entów . Zaznajom iw szy się zgru ba z rozm aitem i ferm entam i, może­

m y zająć się z kolei ciekąw em i c h a rak tery - stycznem i rysam i ich sposobu działania.

D ziałan ie to k ilk ak ro tn ie ju ż nazw aliśm y fizyjologicznem , kiedy m artw ym związkom właściwiój-—ja k b y m niem ać można— p rz y ­ pisyw ać d ziałanie chemiczne, a nazw ę oddzia­

ły w an ia fizyj ologicznego pozostaw ić w pły­

wom, w yw arty m przez istoty żywe. A j e ­ d n a k działanie ferm entów nie ma cechy che­

micznego d ziałania, o tyle, o ile ferm ent ni­

g d y ro li odczynnika chemicznego w reakcyi nie odgryw a i do reakcy i tej ja k o zw iązek nie wchodzi. W reakcyi chemicznej bowiem stosunek w chodzących do niej zw iązków do w zględnej ilości p ro d u k tó w je st stały i ła ­ two może być, m niej lub więcej dokładnie określony. Jeżeli np. dw a ciała A i B dają p ro d u k t C, to w m iarę tego j a k znika A lub ja k pow staje C, m usi znikać i B, a stosunek A i B rów nie j a k A i C i B i C w yrażają się liczbą, k tó rą z dośw iadczenia łatw o b a r­

dzo znaleść, a ilo raz ten nie w ychodzi ni­

gdy poza cyfrę k ilk u n astu lub conaj wyżej k ilk u dziesiątków . Co więcej, sum y wa- gow e ciał p ierw otn ych (A i B) m uszą do­

k ład n ie rów nać się sum ie p ro du któw re ­ akcyi (C + inne zw iązki, je śli w ynikiem re ­ akcyi nie ten je d e n tylko zw iązek). T u taj bynajm niej je d n a k tak nie jest, a p ro d u k tu przem iany otrzym uje się tyle, ile było ciała poddanego fizyjologicznem u w pływ ow i fe r­

m entu lub w ięcej, ale w ted y przyb ytek w a­

gi odbyw a się nie kosztem m ateryi ferm en­

tu lecz kosztem wody. Inn em i słowy, pod w pływ em ferm entów ciała organiczne albo w prost się rospadają, albo p rzy b ierają wodę i rosszczepiają się lub m odyfikują. N ajw ię­

ksza ilość ferm entów w yw iera to ostatnie działanie, t. j . łączy zw iązki chemiczne z wo­

dą, o czem dalej p arę słów powiem y. T e­

raz m usim y jeszcze zająć się samym ferm en­

tem, w yw ierającym to szczególne działanie i podkreślić w yraźnie, że i l o ś ć f e r m e n t u , k tó ry działa, n i e u l e g a ż a d n e j w i d o ­ c z n e j z m i a n i e , , a przynajm niej n ie je s t

(5)

N r 28. WSZECHŚW IAT. 437 w żadnym do określenia m ożliwym stosun­

k u względnie do ciała, które przeobrażeniu ulega. A je d n a k działanie ferm entu nie je s t znów zgoła nieskończonem : istnieje owszem pew ien k res działania ilościowego ferm entów , którego przekroczyć nie mogą, co naprow adza n a domysł, że w m inim alnej, nieskończenie drobnej ilości, m ateryja fer­

m entu w yczerpyw ać się musi. I tak zaraz po otrzym aniu (nieczystej bardzo w tedy) dy­

ja sta z y przez P ay en a i P ersoza (§ 71), u d a­

ło się tym badaczom stw ierdzić, że ferm ent ich je s t w stanie przeobrazić (uczynić cie­

kłym i scukrzyć) krochm al w stosunku 1 :2 0 0 0 ; ściślejsze zaraz potem (1836) do­

św iadczenia D u b ru n fau ta okazały, że (lepiej ju ż oczyszczona) d yjastaza może od 150 do 200 tysięcy razy większą, ilość krochm alu uczynić płynną, lecz na cukier zamienić mo­

że tylko 100 razy tyle krochm alu ile jej uży­

to ‘). Tego ro d z aju stosunki w yrażają tak ­ że skuteczność d ziałania inw ertyny, pepsy­

n y i t. p., a w celach przem ysłow ych (fabry- kacyj a sera) p re p aro w an a puszczka cielęca, daje w edług m etod Soxlileta lub Ilan sen a, e k stra k t ferm entu „ścinającego11 (L abfer- m ent, presure), ro sk ład ający 10000 a naw et 15 i 18 tysięcy razy większą (od użytej ilo­

ści ferm entu) wagę m leka na tw aróg i ser­

w atkę. P rz y niestałości ferm entów, ulega­

jących zm ianie co do skuteczności, zwłaszcza pod samym choćby tylko w pływ em czasu (skuteczność staje się coraz m niejszą), nadto, p rz y nieczystości w szystkich p reparatów ,—

tru d n o je s t zupełnie dokładne co do ilościo­

wego stosunku podać cyfry. Pow yższe d a­

ne mogą tylko służyć za ogólną wskazówkę, w ja k ic h g ranicach skuteczność ferm entów się obraca.

Je śli działanie ferm entów stanowczo nie pozw ala na zaliczenie ich pom iędzy szeregi pospolitych odczynników chemicznych, jeśli rozbiór bliższy w arunków , w ja k ic h działa­

nie zachodzi nak azu je przyznać im raczej c h a ra k te r działaczy fizyj ologicznych, to za-

’) Scukrzanie się krochm alu, podług specyjalnych spostrzeżeń, n ie posuw a się nigdy poza 51 -51,7°/0 ogólnej pierw iastkow ej ilości k rochm alu (por. Schu- tzen b erg er, G iihrnngserscheinungen 1876. p. 252).

(P rzyp. Aut.).

pytajm y, czemże z kolei różnią, się one od istot żywych, nie sąż one czasem czemś ży- jącem i organizowanem ? Na to odpowiem y, że nietylko ogólne chemiczne własności, w y­

żej ju ż zebrane (§ 72), różnią je od istot ży­

wych, ale nadto ferm enty nig dy się (poza organizm em ) nie mnożą; jeśli ich bardzo mało ubyw a, to nigdy i w żadnym razie ich nie przybyw a, nic można w nich doj rżeć ża­

dnej organizacyi ‘); a tem p eratu ra, przy któ ­ rej wiele z nich d ziała najpom yślniej, je s t tem p eratu rą, przew yższającą ciepło dla isto t żyw ych odpow iednie. I tak dyjastaza d z ia ­ ła najlepiój t. j . najszybcej (optim um czyli najlepszość działania) p rz y -j- 63°; sk u te­

czność zniża się w obie strony 2); niżój 15°

i wyżej 85° nie w idać żadnego na krochm al w pływ u; najszybszy w zrost skuteczności ferm entu je s t m iędzy 17 a 30°. D la in w e r­

tyny najlepszość działan ia p rzy p ad a n a tem p.

-j- 56°, ślady d ziałania zauw ażyć można j e ­ szcze poniżej 10°, lecz naw et powyżej 30°

działanie je st jeszcze słabem , a od tej dopie­

ro g ranicy szybko w zrastać poczyna; od 56°

spada do -(- 87°, gdzie in w erty n a zupełnie ju ż nie działa. N ajdokładniejsze dane zg ro ­

madzono co do ścinającego ferm entu m leka:

najlepszość p rzyp ada n a 41—41,25°; p rzy

*) Nie m ożna przem ilczeć tu taj o d ro b n iu tk ich ziarn k ach m ikroskopijnych, jak ie znalazł w try p sy - nie i pepsynie i z płynów w yosobnił B echam p. Są te z iarn a podobne do protoplazm atycznych, z żółtkowej np. w yd o b y ty ch kom órki, poruszające się ruchem m olek u larn y m (Brow na). B echam p w ziarnach ty ch u p atry w ał dowód organizacyi ferm entów , t. j. uw a­

żał ziarna te za ferm enty pepsyny i t. p.; w edług G autiera je d n a k , zia rn a te, ja k wogóle p rzed m io ty stałe w prow adzone do rostw oru ferm entu, m ają t y l ­ ko zdolność skupiania, kondensow ania niejako d a n e ­ go ferm entu, a przez przem yw anie ich otrzym uje się wodę, m ającą po wielu ługow aniach jeszcze w szel­

kie w łasności w yciągu ferm entu (pepsyny). Tu ta k ­ że dodać należy, że Rossbach w strzykiw ał do krw i zw ierząt papainę, a po godzinie p rz y sekoyi znajdo­

w ał w sercu nastrzykiw anych zw ierząt liczne m i- k r o k o k i. D oświadczenia te (1882 r.) p o trzeb u ją jed n a k jeszcze spraw dzenia, a następnie dopiero m o­

gą stać się przedm iotem sporów co do tłum aczenia faktu przez przejścia ferm entu nieorganizow anego w ożyw ioną istotkę. (Przyp. A ut.).

2) Pierw sza zaraz seryja dośw iadczeń D u b ru n fa u ta prow adzoną była przy tem p. około + 65°, ta k dalece w pływ tem p. na przebieg zjaw iska je st w idoczny.

(P rzyp. Aut.).

(6)

50° jed n ak ścięte białko poczyna się ju ż ro - składać, przy 15° zaś m leko wcale jeszcze się nie ścina. (U żyto (F leischm ann) 1 cz.

ferm entu na 1000 cz. m leka; zupełne ścięcie się b iałka wym agało p rzy 20° przeszło pół godziny, p rzy 25° tylko 14 m inut, p rz y 30°— 8 pr zy 35°— 7', p rzy 41° m inim um 6' przy 45°— 63/ 4', p rzy 48° znów 8 ‘/ 2', p rzy 49° m inut 10, a p rzy 50° ju ż 12 m inut).

T a k w ybitnych różnic co do w pływ u tem ­ p e ra tu ry n a szybkość dokono w aj ącytfh się zmian nie w ykazuje żadna znana reak cy - j a chemiczna; je s t to także w ybitna cecha f i z y j o l o g i c z n e g o d z i a ł a n i a .

A teraz zw róćm y uw agę na chemiczną i m echaniczno - cząsteczkow ą (dynam iczną) stronę ro sk ład u m ateryi p rzez ferm enty, w celu p rz y jrzen ia się, o ile ro sk ła d ten p o ­ dobnym je s t do ty ch zjaw isk g n ilnych lub ferm entacyjnych, k tó re w yw oływ ać są zdol­

ne istotki najniższe czyli ferm en ty o rg a n i­

zow ane, do zjaw isk zatem , k tó ry ch n a tu rę określiliśm y szczegółowo w §§ 40— 44.

N ie wszystkie d ziałania ferm entów są dziś d la nas zrozum iałem i; zjaw iska p rz ek ształ­

cania b iałk a n a pepton, k tó ry , j a k tw ierdzą chemicy, choć nie zn ają składu ani jed n eg o ani drugiego,— składem swym od b iałk a z u ­ pełnie się nie różni, zjaw iska em ulsyjne i zja­

w iska ścinania płynów (krzepnienia), nie m o­

gą być podciągnięte pod to, co poniżej o dzia­

ła n iu ferm entów powiem y. M ożem y zasta­

naw iać się dziś je d y n ie nad ferm entam i, k tó ­ ry c h działanie objaw iające się chem iczną przem ianą m ateryi, nadaj e się ze w zględu na ściśle określoną n a tu rę tej przem iany, do naukow ego rostrząsan ia. N ie możemy mó­

wić o chemizmie tam , gdzie dobrze nie w ie­

my, co w łaściw ie z substancyją p od działa­

niem ferm entu zachodzi. O graniczyw szy się tedy do przew ażnego zastępu zbadanych ze w zględu na re ak cy ją ferm entów , możemy określić ich działanie ja k o chem iczne ros- szczepienie substancyi p rzez jś j uw odnienie (hidrotacyją). D ziałanie to polega, ja k ju ż wspom nieliśmy, na p rz y łą cza n iu pew nćj ilo ­ ści wody do oznaczonej ilości zw iązku, ule- gającego ich w pływ ow i. * Je stto n ajzw y k le j­

sza i najbardziej p ra w id ło w a r e a k c y j a c h e m i c z n a , w której je d n a k ferm en t nie przyjm uje udziału, której n ig d y nie je s t uczestnikiem, lecz spraw cą, działaczem tyl-

438 N r. 28.

ko. W szystkie ciała, na k tóre ferm enty w ten sposób działają, m ają ch a ra k te r zw ią­

zków , zw anych w chemii bezwodnikam i.

T a k j a k tlen ki m etalów lub bezw odniki k w a­

sów m ineralnych czy organicznych (tlenki kw asow e) za dodaniem wody chciwie p rze­

chodzą w połączenia wodne, tak niektóre organiczne zw iązki w ytw orzone w wielu organizm ach (z celem tw orzenia zapasu po­

żyw ienia lu b w innych najrozm aitszych w y­

p ad k a ch i celach) kosztem dzielności życia danego organizm u, p rzed staw iają c h a rak ter bezw odników ; ale szczególne bezw odniki te w prost z w odą nie ro sk ład ają się, nie tracą ta k łatw o wielkiego, złożonego w nich p ra ­ cowicie zapasu energii chem icznej, oczywi­

ście g dyby go wobec wody traciły , istniećby w cale w istotach żyw ych nie mogły,.—ros- k ła d a ją się one, a złożoną energiją w części przeto trac ą, dopiero za spraw ą ferm entów .

I tak, rzućm y okiem n a specyjalne wy­

p adki d ziałania różnych g ru p ferm entów:

k ro chm al (m ączka), celuloza, glikogien są to w odany w ęgła o najw iększćj liczbie ato­

mów w cząsteczce, k tó ra je s t ja k b y zgęszcze- niem się k ilk ak ro tn ein cząstki najprostszego w odanu w ęgla (glukozy), z odjęciem jed n ej lub k ilk u cząstek wody; dyjastaza m a w ła­

sność p rzy łączan ia nap ow ró t b raku jący ch elem entów w ody i oto wodany w ęgla k ro ­ chm alow ego szeregu przechodzą *) na wo­

dany najprostsze, ty p u CG H l2 O 0. W mniej skondensow anych cząsteczkach cu k ru trzci­

nowego (zw yczajnego) i mlecznego, które niby stanow ią złączenie podwójnej cząstki gluko zy bez cząstki wody (2C 6 H ,2Oa— H 20 . = C 12 H 22 O ,,), podobną, a zdaw ałoby się ł a ­ tw iejszą czynność przyłączenia wody w yko­

nyw a in w erty n a i inne tćj g ru p y ferm enty i oto m am y znów z cząstki cu k ru krystaliczne­

go 2 cząstki glukozy. Tłuszcze— to połączenia kwasów z gliceryną; chemicznie się w yraża­

ją c , są to etery gliceryny (glicerydy), a do­

łączenie w ody do cząsteczki eteru ro składa go na kw as i alkohol (glicerynę), co chem i­

cznie d aje się w yrazić przez w zór ogólny

’) 1’rzejście pod działaniem dyjastazy dochodzi w łaściw ie do stan u d ek stry n y i m altozy, a te dopie­

ro uwodniają, sig dalej na glukozg.

(Przyp. A ut).

W SZECHŚW IAT.

(7)

N r 28.

zupełnie tak samo ja k reakcyja zm ydlania przez alkalij a:

(R.CO.O)3 C3Hs + 3HjO = 3R.COOH + C3H 5 (OH)3 eter, gliceryd -j- woda = kw as -(- gliceryna (R.CO.O)3 C3 H5 + 3 K O H = 3R.CO.OK + C3 II5 (OH)3

potaż m ydło pota- g ry z^cy żowe

P odobnie zachowują, się glukozydy, któ­

rych rosszczepianie się pod wpływem ty lu cząstek wody, ile następnie z reakcyi wy­

niknie cząstek glukozy, bardzo je s t poucza- jącem d la chem ika, lecz m y tu dotykać tych

zjaw isk bliżej nie możemy ').

T ak więc pod w pływ em ferm entów na­

stępuje t. z w. uw odnienie ( h i d r o t a c y j a) zw iązków organicznych 2), który ch bezwo­

dnikow y c h a ra k te r je s t w ynikiem zużycia w ielkich zasobów dzielności przez zw ierzę lub roślinę, w szystkie bowiem wogóle bez­

w odniki tworzą, się (w chemii najczęściej z w odnych połączeń) kosztem zużycia zna­

cznych w tym celu sił, p rzy specyjalnych w arunkach. B ezw odnik je s t ciałem zawsze większą, przedstaw iaj ącem dzielność niż po­

łączenie wodne, w którem część znaczna po­

w inow actw a chem icznego je s t nasyconą.

S tąd p rz y uw odnieniach chem icznych za­

wsze pow staje, w yzw ala się ciepło, jak o uw olniona ze zw iązku siła; innemi słow y j e ­ śli powrócić chcemy do term inologii poprze­

dnio przez nas (§ 41) zastosow anej, powie­

dzielibyśm y: ciepło spalenia bezw odników je st znaczne, zw iązków w odnych słabsze (nie stosuje się to do ciał nieorganicznej chemii i do dw u tlen k u węgla).— Jeśli na re ­ akcyj e chemiczne, k tó ry ch przyczyną są fer­

m enty, tak zapatry w ać się należy, to widzi­

my, że tu taj, ta k samo ja k w roslcładach przez istoty żywe (§§ 41’—43), c i e p ł o s p a ­ l e n i a prod uktów ro sk ład u mniejszem je st zawsze od ciepła spalenia m ateryi nierozło- żonej. W ydzielania się je d n a k znaczniej-

*) Po bliższe szczegóły w kw estyi reakcyj chem i­

cznych odsyłam y ciekawego czytelnika do w zm ian­

kow anego ju ż dzieła p- S cliutzenbergera.

(Przyp. Aut).

2) Jedyną, reak cy jąro sszczep ian ia się bez p rzyjm o­

w ania cząsteczek w ody je s t dotąd ro sk ład soli kw a­

su mironow ego pod w pływ em m irozyny. Odosobnie­

nie tego zjaw iska od w szystkich innych zasługiw ało­

b y na bliższe zajęcie się jego przebiegiem . (Przyp. Aut.).

439 szych ilości ciepła przy roskładach pod dzia­

łaniem ferm entów nie dostrzeżono dotych­

czas, co może w części ma źródło w konie- cznem zazwyczaj roscieńczeniu (por. § 42).

B yć może jed n ak , że znaczna część ciepła wyzwolonego pochłanianą byw a właśnie przez ferm ent i że zagadkow e dotąd f i z y j o- l o g i c z n e d z i a ł a n i e f e r m e n t ó w p o ­ l e g a n a ich żądności ciepła, n a zdolności p o c h ł a n i a n i a w i e l k i c h i l o ś c i d z i e l ­ n o ś c i w tej formie; na co dzielność ta, na ja k ą pracę ') (chemiczną?) w substancyi fe r­

m entu obróconą zostaje, je s t dla nas rzeczą niew iadom ą i wielce do zbadania trud ną, ale pogląd ten n a własnosć ferm entów le­

piej niż wszelki inn y może p rzy dzisiejszym stanie n au ki objaśnić nam ich rolę i wyw ie­

rane skutki. D o pewnego stopnia tłum aczy nam on także istniejący dla każdego ferm en­

tu kres m aksym alny fizyjologicznego działa­

nia, poza k tó ry pew na ilość ferm entu dalej m ateryi zm ieniać, a więc dalej ciepła pochła­

niać nie może. Stopniow e nasycanie się cie­

płem , zbliżanie się do tego kresu najw yższe­

go przedstaw ia nam w yczerpanie fizyjologi- czne ferm entu, któ rem u zapew ne i chemi­

czne w yczerpanie tow arzyszyć musi.

(dok. nasł.)

WIDMA

M A Ł Y C H S P E K T R O S K O P Ó W

przez Jana Jędrzejewicza.

Jed nem z pierw szych zadań ro z b io ru wi­

dmowego je s t ścisłe oznaczenie miejsca za­

jęteg o przez spostrzegane prążki lub smugi, a po tem dopiero idzie określenie ich barw y, natężenia i innych własności. W wielkich

i) U w odnienie sam o (t. j. dołączanie wody do czą­

steczek ciał) ze stanow iska term ochem ićznego nie może bow iem być uw ażane jak o praca; p rzy te m bo­

w iem nie pochłania się dzielność (ciepło) lecz—o d ­ w rotnie—uw alnia się czyli „powstaje".

(P rzy p . Aut.).

W S Z E C H Ś W IA T .

(8)

440 W SZECHŚW IAT. N r 28.

spektroskopach, w których badanie prążek zapomocą lu n ety się odbyw a, łatw o ozna­

czyć miejsce przez prążkę zajm owane; służą, do tego skazów ki m etalow e lub n itk i w lu- necie umieszczone i poruszane śrubą, którój ilość obrotów pozw ala wnosić o odległości skazówki od głów nych linij F rau n h o fera.

Poniew aż przyjęto oznaczać m iejsca w wi­

dmie zapomocą teoretycznej długości fal prom ieni różnych barw , przeto łatw o taki przyrząd m ierzący (m ikrom etr) uregulo w ać na znanych prążkach słonecznych tak, aby odczytanie obrotów poruszającej śru b y od- razu pozw alało w przygotow anej tablicy znaleść długość fali badanego miejsca.

W spektroskopach chem icznych stale sto­

jących służy do tego po d ziałk a tak u rząd zo ­ na, że j ą jednocześnie z widmem w idzieć można.

W p rz y rzą d ach je d n a k ta k zw anych k ie ­ szonkowych (T aschenspektroskop) nie m o­

żna użyć żadnego z tych sposobów. Z pow odu słabego natężenia św iatła tych zjaw isk, do których badania służą—b u dow a ich musi być ja k n a j prostsza, aby p rz y b ad an iu jalc- najm niej trac ić św iatła przez pochłanianie

w szkłach lu b powiększanie.

S pektroskop kieszonkow y najczęściej uży­

w any przedstaw iony je s t schem atycznie na fig. 1. W ru rc e A um ieszczone są 3 p ry -

tła zodyjakalnego, św ietnych m eteorów , zo­

rz y północnej, zorzy w ieczornej, prążek tak zw anych deszczowych i t. d. Spostrzeżenia takie łatw o dostępne dla interesujących się te mi przedm iotam i, bez zao p atry w an ia się w w ielkie przyrządy, są u tru d n io n e oryjen- tow aniem się co do położenia prążek z p o ­ w odu tej okoliczności, że w w ym ienionych spektroskopach odległości kątow e w idzia­

n ych prążek, to je s t pozorne oddalenia okiem dostrzegane nie są w stosunku do różnic odpo­

w iednich długości fal, ja k ie w dziełach o tym przedm iocie się znajdują. I ta k odległość po zorna (kątow a) dw u prążek różniących się o 10 jed n o stek długości fal je s t w o k o li­

cy p rążki D d ^ a razy mniej sza aniżeli w oko­

licy prążki F . C ałe widmo je s t więcej nie­

ja k o ściśnięte w końcu czerwonym , rossze- rzo ne — w fijoletow ym . Do oryjentow ania się p rzy użyciu w ielkich przyrządów istnie­

j ą odpow iednie rysu nk i w idm a słonecznego A ngstrom a, Y ogla i innych, są one je d n a k zb y t szczegółowe, aby je do powyższego celu m ożna było zastosować, wiele p rążek rozpo­

znaw alnych w w ielkich przy rząd ach zlew a­

j ą się w m ałych spektroskopach w smugi, w których szczegółów dostrzedz niepodobna.

T ablice sporządzone ostatniego ro k u przez D ra Gr. M u llera z P otsdam u służą dla p rzy ­ rząd ó w średniego rozm iaru, w których je -

Fig. 1.

zmy a b c sklejone w je d e n u k ła d a v i s i o n d i r e c t e , w końcu ru r k i zn a jd u je się socze­

w ka K płask o -w y p u k ła (kollim acyjna). R u r­

k a A w suw a się w d ru g ą B ze szp arą S, tak, aby w szparze S p rz y p ad ało ognisko so­

czewki K , co się osiąga prostem próbow a­

niem, gdy oko p a trz y przez otw ó r O k ie ru ­ ją c spektroskop w stronę nieba. K ie d y

prążki w idm a słonecznego okażą się czyste- mi, narzędzie je st u reg u lo w an e, w tedy bo­

wiem prom ienie św iatła od szp a ry ja k o ogni­

ska padające na soczewkę w ychodzą z niej rów nolegle i przechodząc p rzez u k ład p ry - zmowy tw orzą w oku czysty obraz widm a.

Takie spektroskopy służą do b adania św ia-

szcze prążka D w yraźnie na dw ie je s t ro z­

dzielona.

N ie zn ajd u ję podobnych tablic dla spe­

ktroskopów m ałych, w któ ry ch ju ż lin ija D pojedyńczo się przed staw ia i sądzę, że o trzy­

m any z m ych w łasnych spostrzeżeń rysunek w idm a słonecznego, n a fig. 2 przedstaw iony może być użytecznym dla zajm ujących się tym przedm iotem bez potrzeby uciekania się do w iększych przyrządów . O ry jen tacy ja w tych spostrzeżeniach polega n a w praw ie rozpoznaw ania prążek okiem przez poró­

w nyw anie ich z rysunkiem w ykonanym ze ścisłością, n a ja k ą słabe rosproszenie pozw a­

la. R y su nek fig. 2 b y ł robiony częściowo

(9)

N r 28. WSZECHŚWIAT. 441 w ciągu la t p aru p rz y różnych okoliczno­

ściowych spostrzeżeniach widmowych.

S pektroskop Y ogla używ any w tym celu ma u k ład z 3-ch pryzm a vision directe oraz podziałkę z boku oświetloną, (fig. 5) k tó rą jednocześnie z widmem w polu spektrosko­

pu w idać. Do pierw szego w yznaczenia pun­

któw stały cli podziałki służyły pierw otnie ru rk i G eisslera napełnione wodorem , węglo­

w odorem C2 H 2 i cyjankiem w odoru, poczem każda z p rążek w yznaczoną była k ilk ak ro ­ tnie co do m iejsca n a podziałce zajm ow ane­

go bezpośredniem spostrzeganiem słońca i po­

rów nyw aną z prążkam i dużego spektrosko­

pu M erza opatrzonego lunetą.

jak o pojedyńcze okazują się w przy rządach większych złożonemi z k ilk u linij, co od sto­

pnia rosproszenia zależy.—są je d n a k w yry­

sowane ta k j a k się przedstaw iają, a długość ich fali odpow iada średniem u m iejscu, tak np. 4 prążki m agnezu b, b2 b3 b4 w idać ty l­

ko jak o dw ie (fig. 2).

G dy taki spektroskop zw rócim y na niebo pokryte chm uram i, w iele prążek słabszych znika,zostają tylko silniejsze, przyczem wogó- le koniec fijoletow y słabnie. T akie osłabie­

nie widm a przed staw ia fig. 3.

W reszcie widm o zm ienia się zupełnie, kie­

dy patrzym y n a niebo blisko poziom u przy zachodzie słońca lub zaraz po jeg o zacho-

T ym sposobem dało się w yznaczyć 50 p rą ­ żek słonecznych, są one wyobrażone na ry ­ sunku tak ja k się oku przedstaw iają, patrząc w p ro st n a słońce, z możliwem uw zględnie­

niem grubości ich i natężenia barw y.

P o śród ściśle oznaczonych znajd u je się ośm prążek w yrysow anych, ale niem ierzo- nych co do m iejsca, z pow odu nadzw yczajnej delikatności; w spisie poniżej umieszczonym są one wym ienione ja k o „bliżej nieokreślo- ne“ . W iele prążek przedstaw iających się

dzie: pow stają w niem smugi absorbcyjne atm osferyczne, obok prążki C (fig. 4) w s tro ­ nie fijoletowój zjaw ia się p ręg a w yraźna (dł.

fali 649.0), p rą żk a a wzmacnia się i rossze- rza, w miejscu dw u prążek cienkich ze s tro ­ ny czerwonej linii D pojaw ia się sm uga z w ielu bardzo cienkich prążek złożona, da­

lej prążk a ze stronyfijoletow ej lin iiD zostaje zastąpioną przez smugę jaśniejącą w stronę fijoletową. W sk u tek tego cały obraz w idm a zm ienia się— lin ija D zarysow yw a się wy-

(10)

442 W SZECHŚW IAT. N r 28.

raźnićj m ając obok siebie tło żółte ja sn o wy­

stępujące z pow odu ograniczenia go z dw u stron przez dw ie ciem ne sm ugi, część fijole­

to w a staje się p raw ie niew idzialną, czerw o­

na aż poza p rę g ę 13'—bardzo w yraźna. N a­

tężenie tych sm ug zdaje się że je s t w zw iązku ze stanem w ilgotności p ow ietrza a więc i z innem i m eteorologicznem i zjaw iskam i i zasługuje pod tym względem na bliższe ba­

danie naw et d la niespecyjalistów d o stęp n e1).

Smugi absorpcyjne atm osferyczne w ystęp u­

j ą w yraźnie w raz ze w szystkiem i prążkam i w idm a słonecznego, gdy spektroskop skie­

rujem y na słońce w chw ili jeg o zachodu.

Częstsze p rz y p atry w a n ie się nieb u m ałe- mi spektroskopam i i p o rów nyw anie z ry s u n ­ kiem pozw ala, przez p ro stą w praw ę, określić i rospoznać stanow czo w iele prążek. U ży­

w ając często spektroskopu kieszonkow ego B row ninga (u k ład 3 pryzm ow y a yision di- recte) i 5-cio pryzm ow ego H enscha, m iałem sposobność przekonać się o m ożliwości i te- mi przyrządam i rospoznania rów nie łatw ego prążek spektroskopem Y ogla określonych, poniew aż siła rospraszająca tych p rz y rz ą ­ dów je s t p raw ie jednak o w a.

G dy w b ra k u św iatła dziennego p o trze­

bujem y zoryjentow ać się przybliżenie co do położenia głów nych linij F ra u n h o fe ra , dość je s t zapalić k aw ałek p ap ieru p rz ed szparą a lin ija D ja k o ja sn a p rą żk a żółta wystąpi,—

jeszcze łepiój j e s t zapalić n a wacie spirytus, do którego dosypano trochę soli i w ęglanu litynu; w tedy w raz z lin iją D zabłyśnie i czerw ona p rą żk a lity n u , bardzo blisko li­

nii C znaj dująca się, bo ty lk o o pół podział- ki (fig. 5) od niej w stronę czerw onej odległa.

D o takiego poró w nania dodane są zw ykle, do m ałych n aw et spektroskopów , boczne pryzm y, p rz ed którem i w atę zapaloną trz y ­ m a się, aby prążki o ry jen tacy jn e razem z ba­

danym obrazem w idm a porów nać.

D la zajm ujących się bliżej rozbiorem wi­

dmowym, dołączony je s t poniżej spis wszy­

stkich prążek, n a fig. 2 oznaczonych, zaczy-

*) Jasne streszczenie tego ostatniego p rzedm iotu pom ieścił W szechśw iat w N r 21 b. r.

(Przyp. A u to ra).

nająć od końca czerwonego. W 1-ej ru b ry ­ ce są miejsca podziałek (fig. 5), w rubryce 2-ej odpow iadająca długość fali w m ilijono- wycli częściach m m , w 3-ej wreszcie nazw a lu b znaczenie prążek.

N r po- działki

j długość

fali U w a g i .

2.0 686.7 B

3.8 656.2 C, wodor, H a

4.3 649.0 atm .

6.2 627.6 a

9.1 598.0

9.6 594.3 atm .

10.0 589.2 D , sod

11.2 578.3 atm.

12.1 570.7 żelazo

12.3 568.4

12.7 565.8 żelazo

— .— dwie nieokreślone.

13.7 558.7 wapień

13.8 556.0 zorza północna

14.9 547.6 nikiel

15.4 544.5 podw ójna, żel. i ty tan 16.1 540.4 podw ójna, żel. i tytan

16.6 537.0 żel.

— je d n a nieokr.

17.1 532.5 żel.

17.2 531.6 lin ija korony słońca 17.9 526.9 E , żel. wapień.

18.6 522.6 żel.

19.5 518.3 b, \

19.6 516.9 , , i > m agnez ba 1>3 b4 \

21.6 504.1 wapień

22.7 498.3 żel.

23.2 495.7 żel.

24.1 491.9 żel.

24.4 489.0 żel.

25.3 486.0 F , wodór, II [i

27.3 476.4

28.7 470.8 żel.

30.4 466.6 ty tan 34.5 453.0 g ru p a linij

37.0 445.5 wapień

38.7 440.4 żel.

39.3 438.4

40.6 434.0 wodór

41.0 432.5 żeł.

41.7 430.7 G, żel.

42.9 427.5

43.0 427.1 żel.

43.8 425.0 żel.

45.3 422.6 w apień

46.6 420.2 żel.

.— 2 nieokr.

47.1 418.7 żel.

47.8 417.2 p otrójna, ty tan i żel.

48.9 414.3 podw . w apień i żel.

— • 3 nieokreślone

(11)

N r 28. WSZECHŚW IAT. 443

N r po-

działki długość

fali U w a g i .

49.9 411.8 żel.

50.5 410.0 h, wodór, PIS

51.8 407.1 żel.

52.2 406.3 żel.

52.8 404.5 żel.

OBELISK WASZYNGTONA.

opisał

s .

e

:.

Niedaw no wykończony obelisk W aszyng­

tona, którego ry su n ek tu podajem y, je s t n a j­

większym n a ziemi pom nikiem, •— dlatego też przytaczam y tu niektóre szczegóły j ego konstrukcyi.

P ro je k t ten wszakże w krótce uległ zm ia­

nie; zaniechano kolum nady a zam ierzoną wysokość obelisku zredukow ano do 152,39 m;

w ten też sposób został zbudow any, ale na szczycie jeg o umieszczono piram idę w yso­

kości 16,77 w, co razem czyni 169,16 m.

F u n d am en t utw orzony by ł pierw otnie z w ielkich głazów gnejsow ych i m iał postać ostrosłupa ściętego, czworbkątnego;-— wyso­

kość jeg o w ynosiła 7 to, a pow ierzchnia j e ­ go górna p rz y p ad ała na 2,3 w pod po­

w ierzchnią g ru n tu . P o dstaw a dolna funda­

m entu m iała kraw ęd zie o 24 to, gó rn a zaś o 17,55 w długości. F u n d am en t ten w szak­

że, j a k zobaczymy, został następnie znacznie wzmocniony.

K raw ędź obelisku u podstaw y wynosi 16,90 m; że zaś w tem m iejscu każda ściana ma 4,50 grubości, pow staje więc w ew nątrz przestrzeń kw ad ratow a, o boku 7,90 m.

Ściany są roboty m ularskiej z głazów g n ej­

sowych pokryte m arm urem białym .

W ro k u 1854 obelisk wzniesiony by ł na

I. P iram id a Cheopsa, 1-16 m.

2. K atedra w Spirze, 141,5 m.

3. Kośc. Ś. Paw ła w L ondynie, 111 m.

4. P om nik w B unkershill pod Bostonem , 67,4 m.

5. Kośo. Ś P io tra w Rzym ie, 130 m.

G. S trasburg, 142,5 ni.

7. K apitol w W a­

szyngtonie, 93 ni.

8. Kolum na Vendome, 43,55 m.

9. K olum na Z ygm unta.

21,9 m.

B udow a pom nika W aszyngtona rospoczę- tą została w r. 1848 przez tow arzystw o p ry ­ w atne. W ed łu g pierw otnego p ro jek tu , spo­

rządzonego przez R ob erta M illsa, m iał to być obelisk wysokości 600 stóp a n g , czyli 180 to; u podstaw y otoczony m iał być ko­

lum nadą.

45,60 to; w 1856 dodano 1,20 to, w tym cza­

sie je d n a k roboty przerw ane zostały do ro­

ku 1877. W Styczniu tego ro k u tow arzy ­ stwo dotychczasowe wszystkie swe p ra w a przelało na rząd Stanów Zjednoczonych, a roboty podjęte zostały n a nowo w 1878 r.

pod kierun kiem Tom asza L inco ln a Casey.

(12)

444 W SZECHŚW IAT. N r 28.

Rospoczęto od w zm ocnienia fundam entu;

w tym celu podłożono pod nim w arstw ę be­

tonu, grubości 4,05 m; w arstw a ta sięga da­

leko poza w ym iary pierw otnego fundam en­

tu, zajm uje bow iem k w a d ra t o boku 37,95 m.

A by lepiej nałożyć ciśnienie na now y ten fundam ent, zniszczono w części pod podsta­

wą. obelisku budow ę gnejsow ą, mniej więcej do połow y grubości ścian i zniszczoną tę część zastąpiono m asą betonow ą, k tó ra się łączy z w arstw ą spodnią betonu. Szereg ten robót ukończony został 29 m aja 1880 roku.

O belisk, w edług daw nego systemu, do­

prow adzony został do 150 m. W w ysoko­

ści tej szerokość każdej ściany obelisku w y­

nosi 10,33 m (u podstaw y, j a k przytoczy­

liśmy wyżej IG,90), grubość zaś śc ia n 0,45 m.

O d 135,60 do 150 ściany zbudow ane są w y­

łącznie z m a rm u ru .' O p ie ra ją się n a skle­

pieniach m arm urow ych, k tó re stanow ią ja k ­ by wiązanie dachow e; sklepień ty ch je st dwanaście, po trzy dla każdej ściany. P o ­ czątek tego w iązania p rz y p ad a w wysokości 141 m, t. j. na 9 m pod podstaw ą p iram id y szczytowej, a n a p rz estrze n i tych 9 rn utw o ­ rzone je s t ono z żeber, w ykutych na w e­

w nętrznej stronie ścian obelisku. W e w n ątrz pom nika osadzono k la tk ę m etaliczną, która służy za podporę dla schodów, a zarazem i dla elew atora.

C iężar całkow ity budow y w ynosi 81120 i po 1015 kg, a m ianowicie:

C iężar fu n d am en tu i p o k ry ­

w ającej go z i e m i ... 36912 ton C iężar 45 d olnych m obeli­

sku (część daw niej zbudow ana) 22 373 „ C iężar części nowo zbudo­

w anej ... 21 260 „ C iężar p iram id y szczytow ej . 300 „ C iężar k latk i m etalicznej . . 275 „ 81120 ton.

K oszt ogólny całej bud o w y czyni 1187 710 dolarów ; przeszło czw artą część w ydatków pokryło tow arzystw o pierw otne.

W P a ry ż u podjęto obecnie zam iar w znie­

sienia olbrzym ićj wieży, w stu letn ią roczni­

cę wielkiej rewolucyi,-—w edle w ygotow ane- g° ju ż p ro jek tu wieża ta m a mieć 300 m wysokości, a zbudow aną m a być przew ażnie

z żelaza. W obec śmiałego tego p ro jek tu i obelisk W aszy ng to na w ydaje się d ro b ia­

zgiem.

TYPOWE W YM iąY KONIA. .

p o d ał S . K.

O pierając się na przypuszczeniu, że różne odm iany konia dadzą się naukow o sprow a­

dzić do je d n e j form uły hipom etrycznej, pu ł­

kow nik fran cusk i D uhousset założył sobie ustalenie dla pięknego tego zw ierzęcia k a ­ nonu artystycznego, podobnie j a k od cza­

sów greckich posiadam y kanon co do wy­

m iarów ciała ludzkiego. O gólne swe wnio­

ski o parł p. D uhousset na pom iarach, doko­

nanych na trzech tysiącach przeszło okazów w E u ro pie, A zyi i A fryce.

W y raz kanon w znaczeniu artystycznem obejm uje p raw id ła proporcyjonalności; — idzie tu o w ykrycie m iary, k tó raby służyć m ogła do porów nania całości objektu z ró- żnemi częściami, z któ ry ch się składa. K a ­ non ciała ludzkiego u Egipeyj an b y ł n ader jed n o stajn y , G recy w ytw orzyli typy różnych bogow, sztuka bow;em nie polega w praw dzie n a niew olniczem i anatom iczncm naślado­

wnictwie jed n eg o m odelu, wszystkie je d n a k odm iany indyw idu aln e dokonyw ać się m u­

szą na zasadach stałych, któreby formom nie pozw alały w ykraczać po za gran ice stosun­

ków praw dziw ych, przyrodzonych.

P o d kierunkiem p. D uhousset złożony zo­

stał niedaw no szkielet, służący do w ykładu anatom ii konia w szkole sztuk pięknych w P a ry ż u ,— tego to w łaśnie szkieletu z a łą ­ czony je s t ry sun ek na następnej stronie.

A rty sta mieć zawsze w inien na pam ięci w ybitne p u n k ty tego szkieletu, na któ ry ch o p iera ją się n atu ra ln e w ym iary konia. Kość prom ieniow a ( r a d i u s ) je st praw ie zawsze ró w n a piszczeli ( t i b i a)— i długość tę kości prom ieniow ej p. D. p rz y ją ł za jed n o stk ę m iary. S zkielet o którym mowa, m a d łu ­ gość rów n ą wysokości, a powyższa je d n o ­ stka w obu ty cli kierunkach zaw iera się czte-

(13)

N r 28. w s z e c h ś w i a t.

ry razy; w zrost odpow iada dalej 2 '/a i*aza, wziętej długości głowy.

D ługość ta k o ś c i p r o m i e n i o w e j ( r a ­ d i u s) w ystępuje dalej i w inny cli szczegó-

przedniej: 1) długość łopatki, od panew ki stawowćj do chrząstki; 2) kość prom ieniow a i 3) odległość od dolnego jej końca do pęci- ny. W kończynie tylnej w reszcie ujaw nia się

445

Fig. 1. Koń odbudow any według skieletu ustawionego w szkole sztuk pigknych, w celu nauczania hippologii.

F ig. 2.

łach budow y konia. W ym iary głow y obej­

m ują ją, trzyk ro tn ie: 1) od kąta w ew nętrzne­

go oka do końca zębów; 2) od tego miejsca do podstaw y krzyw izny dolnej żuchw y i 3) od k ąta w ew nętrznego oka do częśei górnej k ark u . T rz y k ro tn ie rów nież w kończynie

czterokrotnie: 1) od końca biodra do środka ru c h u w panewce stawowej; 2) od panew ki do dolnej części uda i do zbiegu je j z gole- nią; 3) goleń i 4) od j^j końca do p ę c in y ,t.j.

do przeg u b u nogi nad kopytem.

P . D uhousset wnosi daló j,żeszkielet szko­

R eprodukcyje zmniejszone ludzi i koni według płaskorzeźby na P arthenonie.

(14)

446 w s z e c h ś w i a t. N r 28.

ły sztuk pięknych należał do klaczy rasy arabskiej; byłoto zw ierzę niew ielkiego w zro­

stu, 1,32 to; wysokość ta odpow iada zu ­ pełnie wysokości koni przedstaw ionych na niektórych płaskorzeźbach P arten o n u ,w k tó ­ rych człow iek um ieszczony je s t obok konia.

Jeżeli wysokość jeźdźca przyjm iem y 1,7 do 1,8 to, to d la k onia w ypada w łaśnie w zrost wyżej w skazany.

S P R A W O Z D A N I E .

L. T a c z a n o w s k i e t C o r a t e H. v. B e r l e p s c h . Troisiem e listę des Oiseaux reeueillis p a r M. Stolz- m ann dans 1’E cu ad eu r. Proceedings of th e Zoolo-

gical Society of L ondon. F e b ru ary 3, 1885.

W stęp do p racy zatytułow anej n ap isał p. J. Sztolc- ma n , podając opis miejscow ości, przez siebie zwie­

dzonych, w k tó ry ch zdobył w iele gatunków ptaków ; n ad to p. Szt. porów nyw a g atu n k i ptaków zebrane w m iejscow ościach, położonych n a w schodniej i z a ­ chodniej stronie K rodylijerów i w yprow adza ogólne wnioski, w ażne d la gieograficznego rozm ieszczenia ptaków . Dalej następuje spis, obejm ujący 289 ga­

tunków ptaków z ró żn y ch rzędów ; p rz y każdym ga­

tu n k u podana je s t liczba okazów, płeć, miejscowość, w której g atunek został zabity, a często tak że kolor tęczówki oka.

N iektóre rzadsze lub w ątpliw e opisane są obszer­

niej.

Pom iędzy w yliczonem i g atu n k am i, spotykam y zu­

pełnie now ych JO, opisanych w yczerpująco i opa­

trzo n y ch dyjagnozam i łacińskiem i.—Do trzech ga­

tunków now ych: O dontorhynchus B ranickii, U roth- rau p is Stolzm anni i S ynallaxis singularis dodane są piękne, kolorow ane rysu n k i, a rty sty c z n ie w yko­

nane. Oprócz tego, p ra c a o p atrzo n a je s t dwu d o d a­

tk am i. D odatek i zaw iera opis nowego gatunku, zabitego przez p. K. Jelskiego; d o d atek 2, napisany przez p. H. v. B erlepsch, pośw ięcony je s t uwagom ogólnym o faunie ornitologicznój E kw ad o ru zacho­

dniego, n a podstaw ie kolckcyi z e b ra n y c h przez pp.

i. Sztolcm ana, J. Siem iradzkiego, oraz p. F ra s e ra i in n y ch podróżników .

A S.

KBOHfKA NAUKOWA*

(A stronom ija).

— P e r y j o d y c z n o ś ć p l a m s ł o n e c z n y c h . Wiadomo, że obfitość plam n a słońcu ulega okresow i

jedenastoletniem u, a według najdokładniejszych do­

tą d badań Wolfa, okres ten wynosi lat 11,1-f 0,5; po­

nieważ zaś przed o statn ia najw iększość plam przypa­

dała w r. 1870, 6, następnego przeto m axim um ocze­

kiwano w 1881, 7 r., albo też na początku 1882. Z da­

wało się rzeczyw iście, że nastąpiło ono w K w ietniu 1882 r., od te j bowiem chw ili obfitość plam ulegać zaczęła zm niejszaniu; w krótce je d n a k m alenie to ustało i po pewnej chw iejności n astąp ił znów słaby przyrost, ta k że najw iększość przypadła w początku 1884 r. Godnem je s t uw agi, że podobne zupełnie zjawisko objaw iły i zboczenia dzienne igiełki m agne­

sowej, w .k tó ry ch rów nież ujaw niła się je d ń a n a j­

większość w K w ietniu 1882, druga w 1884 r.,—oko­

liczność ta stanow i now y dowód ścisłego związku m iędzy plam am i słonecznem i a ru ch am i igiełki.

Przyczynę, k tó ra powoduje to chw ianie najwię- kszości plam , stanow i w edług Fayea, pew ien rodzaj niezupełnej zależności obu półkul słońca, skutkiem czego epoka najw iększej obfitości plam przypada niejednocześnie n a jednej i drugiej półkuli.

Gdy m asa k ulista m a te ry i, pozostająca w stanie lo tn y m pod w pływ em ciepła w ew nętrznego, ulega pow olnem u obrotow i, to w arstw y d ążą do ułożenia się współśrodkowego w edług swej gęstości, a obrót dokonyw a się z jednakow ą szybkością kątow ą we w szystkich częściach. Gdy w tedy przy czy n a ja k a ­ kolw iek zakłóca tę rów nowagę, w tedy pod wpływ em potężnego ciążenia, oddziaływ a cała m asa przeciw takiem u zakłóceniu; gdy zaś zakłócająca ta przyczy­

n a trw a statecznie, pow staje stąd ty lk o pewne k o ły ­ sanie się około stanu rów nowagi, k tó re zachodzi z więcej lub mniej praw idłow ą peryjodycznością.

W tak im władnie stanie, w edług F ay ea, znajduje się słońce i in n e gw iazdy, a zakłócającą ową p rzy ­ czynę stanow ią tu p rą d y w stępujące i sstępujące sub­

stancyi słonecznej, które znów u trz y m u ją się w sku­

te k różnicy m iędzy te m p e ra tu rą pow ierzchni a ol­

brzy m ią te m p e ra tu rą w nętrza. P rą d y w stępujące przynoszą na pow ierzchnię szybkość m niejszą, sstg- pujące zaś w racają z szybkością w iększą, a pow sta­

ją c a stąd różńica w szybkości prądów poziom ych je s t w łaśnie przyczyną tw orzenia się plam , ta k ja k w naszej atm osferze tw orzą się w iry pow ietrzne;

pod w pływ em je d n a k dążności do przyw rócenia r ó ­ wnowagi, ru ch masy słonecznej ujednostajnia się znowu i następuje epoka najm niejszośei plam : w ten sposób tłum aczy astronom francuski peryj ody czność plam , zgodnie z ogólną swą te o ry ją słońca; ale ta k ja k rów nik ziem ski dzieli ziemię naszą na dw a obsza­

ry niezależne, o ile to tyczy się prądów atm osfery­

cznych, cyklonów i t. p., ta k też i obszar północny fotosfery słonecznej zasila się z jednej półkuli, o b sz a r je j południow y z drugiej półkuli w arstw wewnę­

trzn y ch . N iezależność ta półkul słonecznych nie m a już w szakże m iejsca, gdy idzie o przyw rócenie zerwanej rów nowagi, o utrzym anie postaci kulistej w arstw w ew nętrznych, dlatego też różnice w obja­

w ach działalności obu półkul są tylko przechodnie.

(Comptes rendus).

S. IC.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chcąc się zabezpieczyć od zawleczenia zarazy, należało sprowadzać bydło z południa jedynie w czasie zimy, zwłaszcza bardzo mroźnej, albo też urządzić

żone, nie należy faktów oderwanych badać pojedynczo, lecz trzeba przeprowadzić pewną między niemi łączność. Chociaż bowiem lu ­ dzie dzicy są najczęściej

Jeżeli zapylenie przez owady nie uda się, roślina radzi sobie wyjątkowo I sam a, gdyż znamię rozwija się dopiero w kil- ' ka godzin po rozwinięciu się

wych w ybitną rolę g ra kwas w aleryjanow y, otrzym any przez dalszy roskład (hidrotyza- cyją) leucyny, ale i wszystkie niższe odeń kw asy zazwyczaj się

J u ż od czasu Saussurea znany był fakt, że liście niektórych roślin, znajdujących się w atm osferze azotu lub wodoru, wydzielają także dw utlenek węgla

D la przygotow ania tedy kom órki siark ow ćj,B id ­ w ell domięszał do siarki taką ilość siarku m etalicznego, że stała się przewodnikiem : kom órka tak a

fologicznie od pew nych form zw ykłych, nie- jadow itych bakteryj wyróżnić się nie dają, ja k niem niej pew ne fakty, odnoszące się do sposobu pow staw ania,

D epesza przesłaną z Coimbry pod dniem 20 W rześnia do Europy, podaje położenie komety według spostrzeżeń, czynionych podczas przejścia jej przez południk;