• Nie Znaleziono Wyników

Dziennik Podróży Lądowych i Morskich. T. 1, nr 3 (1827)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dziennik Podróży Lądowych i Morskich. T. 1, nr 3 (1827)"

Copied!
100
0
0

Pełen tekst

(1)

D Z I E N N I K ,

D

/

LĄDOWYCH I M O R S K IC H

E R

5 ,

M IESIĄC MARZEC ROK 1827.

L

PODRÓŻE W AMERYCE P0ŁUDN10-*

W E J I STRONACH PÓŁNOCNO-ZACHO*

DNICH KRAJÓW ŻJEDNOCŹONYCH, z

tiortcrru xviddomościcimi w zględem zacho- wyWaftia ptaków i innych przedm iotów przeznaczonych do gabinetów historji na*

taralriej, prąe£]&&tóia! W a t e r t o n w Lon*

d yn ie , 1826/ 1.* Tom in 4ttomajori.

(z Dzień. Podr. Leuvena.)

J^kutor dzieła tego* Karól W a t e r t ó r l 1 bogaty właściciel ziemski w Jorkshi-'

te , zapalony luboWnife historji natural­

nej, pełen nadto1 origynalności- zupełnie an«*

gielskiej, puszczał się cztery razy w podro*

14

(2)

fce z przygodami połączone, dla zaspokoje­

nia gustu swego do nauk przyrodzonych i zbogacenia swoich zbiorów ornitologicz­

nych. Wszystkie prawie dzienniki angiel­

skie, daty pochlebne zdanie o pracach W a - t e r t o n a , i przytoczyły mnóstwo więcej lub mniej interessownych szczegułów o je­

go osobliwszem postępowaniu w badaniach uczonych.

_ 206

Pewnego poranku, (było to już w roku 1812) Gentleman ten znudzony uczęszcza­

niem na modne towarzystwa i czezemi roz­

prawami o wietrze, deszczu lub pogodzie, które są zasada rozmów wielkiego świata,

opuścił piękne dobra swoje JValton HciU, niedaleko cikcficld,, i zrzekł się wszel­

kich przyjemności jakie są udziałem możniej­

szych w Anglji, a nawet pozostał w stanie bezżennym, jedynie dla tego, aby się błą­

kać po obszernych pustyniach D em erary i Essequabo, rozciągających się aż do granic

O w ijany portugalskiej. Ciekawy on był poznać skład sławnej trucizny zwanej Pf^ou- rali, której używają dzicy w G w ijanie;

chciał nadto nabyć znacznej liczby tych wspaniałych ptaków w które obfitują lasy południowej Ameryki. Pierwsza ta podróż

autora, która trwała blisko rok cały, uwień­

czoną była dosyć pomyślnym skutkiem;

przywiózł szacowne zbiory do Anglji: pra-

(3)

V 207

•wda ze również przywiózł z sobą i febrę nizmiernie uporczywą, która go przez trzy lata po powrocie do Anglji dręczyła; ale

zdaje się, że nie uważał za zbyt kosztowne nabycie ptaków swoich, ani choroba nie musiała go bardzo osłabić, kiedy z wiosną

1816 roku znowu się w ypraw ił do miłej sobie Gwijany.

Tą rażą przepędził w podróży około sześciu miesięcy, i przy wiósł do Anglji z try ­

umfem przeszło 20 exemplarzy najrzad­

szych ptaków, dobrze wypchanych, dosko­

nale zachowanych, i których obyczaje i własności gruntownie poznał. Druga ta wyprawa szczęśliwszą zatćm jeszcze była dla niego jak pierwsza, i oprócz drugiej febry innego rodzaju, o które,j tylko lekko nadmienia, i która krótko trw ała, zdrowie jego niczćm więcćj dotknięte nie było. A- le ułożywszy porządnie zbiory swoje, opi­

sawszy stosownie wszystkie szcegóły, nie b y ł zdolny W a t e r t o n oddawać się długo słodkiemu farniente w Walton Hall. Mi­

ły dla niego szelest lasów równie dawnych jak ziemia, harmonijne trzepotania skrzy­

dłami ptaków równikowych, Gwijana nako- niec, jeśli użyjemy wyrażenia samego auto­

ra, odzywała się nieustannie uszom jego, ISie mógł się oprzeć tej pociągającej harmonji i po raz trzeci udał się w r. 1820 do Deme-

14*

(4)

pary. ^yVięcćj oswojony z klimatem, po*

wrócił z tej podróży w jiajlepszem zdroyviu z nojyym i licznym zbiorem przedmiotów his tor ji naturalnej i z doborem jaj rozmaite*

go ptastwa które znajdował, zachowanych podług szczególniejszej metody ktęrej był wynalazcą. Spodziewał się ze się z nich płód wykluje w Anglji i że tym sposobem zbogaci ojczyznę swoją nowemi rodzajami.

Ale nieszczęście nieznane w okolicach za -a?

tlantyckich których przyebwał, spotkało go jia samym wstępie ao Anglji, Napier*

wszej komorze angie^kiej, piecni celnicy, bez względu naukom winnego, pochwyci*

li jego zbiory i wszystkie jaja zostały po*

tłuczone w drapieżnych rękach.— Po wję- lu bezuzytecznych krokach i stracie drogie*

go czasu, skarb angielski dozwolił wreszcie aby przedmioty przeznaczone przez P, W#

dla Jh sty tuto w weszły bez opłaty cła do kra*

jii, lecz musiał ogromną zapłacić summę o<ł tych jakie dla swoich prywatnych zbiorów

wprowadzał. Sprawiedliwe oburzenie ja*

kie z tego powodu w nim powstało, tak da*

lece ostudziło zapał jego do nowych od­

kryć, iz patrzał stojckiem okiem na odlatu*

jąca z mglistej Anglji jaskółkę i kukułkę, nie myśląc wybićrać się tak jak one do łago*

dniejszych klimatów. Lecz po długim spo*

ęzynku, godne podziwienia dzieło P. "W ii*

(5)

^ o n o prnithologji krajów zjednoczynych Ameryki pónocnej, (*) inny nadało kierunek myślom naszego podróżnego, który w ro­

ku 1820 snowu popłynął do Nowego-Jorku.

Tą razą, udając się do więcej północnych krajów, chciał się oddać badaniom szcze­

gółowym co do niedźwiedzia, bawołu i o- wadów, pomiędzy temi zaś, mianowicie ro­

zmaitych gatunków pluskwy krajom tym właściwej. Lecz miasto tych zajmujących stworzeń, długi czas spotykał tylko ludzi miernie ucywilizowanych i ładne kobiety.

Opuścił więc w krotce takmałoważne okoU- ce i po raz czwarty wrócił do swoich ulu­

bionych lasów Demerary. Z tej podróży przyjechał do Anglji w zupełnym zdrowiu i z obfitym gbiorem drogich przedmiotów,

które zdobią jego gabinet nauki przyrodzo­

nej. Nie wiadomo czy P.W » któregoby mo­

żna nazwad kawalerem b łę d n y m umiejętno*

ści, przedsięweźmie piątą podróż do Ame­

ryki ale ten wiersz który zakończa dzieło jego każe nam się tej przejażdzki spodziewać:

,, AndwhoknowsbowsooprcomplaijjiDg,

„ O f a coltl and wifeless home

(*) O rnitologją am erykańską, dzieło najlepsze w swoim rodzaju, pisał P. W i l s o n od roku

1808 prawie aż do śmierci, to je st do roku 1823, w którym to czasie 9ty i ostatni tom wy­

szedł z druku.

(6)

,, He mny Jeave it, and agaiti m

,, E^uinojiialregionirpiun?” (*)

Możnaby sądzić z pośpiechu w jakim P. W . oddalał się od towarzystw jakie zna­

lazł w Krajach zjednoczonych, że musi być humoru zgryźliwego, nudnego i anty-towa­

rzyskiego; że przeznaczeniem jego jest błą­

kać się po tych lasach które tak zamiłował, Sąd ten jednakże byłby bardzo niesłuszny, każda albowiem karta jego dzieła jest do­

wodem jego słodyczy i życzliwości, jedno- stajności humoru, wielkiej prostoty i duszy pełnej czułości. Moglibyśmy przytoczyć bardzo wiele wyjątków (iowodzących tej

dobroci serca i tkliwości, jakiemi go przy­

rodzenie szczodrze obdarzyło. W przed­

mowie czyli liście do przyjaciela czyteU n ika , zawierającym przepisy wzglądem tworzenia zbiorów nauki przyrodzonej i zachowywania ptaków, mówri on: "Jeśliś za-

„ bił parę gołębi, dla dokładnego opisania

„ ich gatunku, nie zabijaj trzeciego, jedy-

„ nie dla rozrywki, albo dla okazania że je-

„ steś zręcznym w strzelaniu.” Dalej zaś

(*) „ J któż wie, czyli znudziwszy sobie ziinny

„ pobyt w domu własnym, bez towarzystwa

„ małżonki, nie opuści go wkrótce dla bl^ka- ,, nia się jeszcze po krajach równikowych.’4

(7)

211

5>

5» mówi: „Gdyby uwag moich miało być skutkiem bezużyteczne tylko zabijanie zwierząt; gdyby cię miały skłonić do po­

święcenia młodego śpiewaka który u drzw i

„ twoich mile świegocze, matki ogrzewa-

„ jącej pisklęta w gniazdeczku, albo ojca,

„ kiedy w pracowitym dziobku niesie po- ,, trzebne dla nich pożywienie, nic by

„ mnie pocieszyć nie zdołało w żalu żem je

„ napisał.”— Mówi on w innem miejscu do zbićrającego ptaki, iż kiedy go noc zasko­

czy w lesie, robaczek świętojański służyć mu może za światło, i przydaje: ,.Położ go lekko na xiążce lub tece podróżnej, tak ,, abyś go nie zgniótł, a udzieli ci potrzebnćj

„ jasności. Skoro ci więcej nie będzie po-

„ trzebny,złóżgo znowu zwolna nanajpierw- ,. szej gałązce jaką postrzeżesz; będzie to

„ iedyną nagrodą jakiej on żądać będzie od ,, ciebie za tę usługę którą ci wyświadczył.”

Jego czułe serpe i względność delikatną dla zwićrząt wszelkiego rodzaju maluje w ybor­

nie następujące własne opowiadanie „W ca-

„ łei podróży z Buffalo do Iiwebeku jedną

„ tylko spostrzegłem pluskwę, i o tej nie*

„ mógłbym jeszcze stanowczo wyrzec, czy

„ istotnie do Iirająw zjednoczonych nale-

„ żała. Płynąc z biegiem rzeki Sgo 7Fa-

„ rvrżeńca na statku parowrym, uczułem,

„ że mi cóś po fezyi łazi, ą posiągnąwszy re-

(8)

„ ką, znalazłem małą niezgrabną pluskwę, ,, Nie wiem dokąd się udawała, czy z krajory

i,

zjednoczonych do K a n a d y , czyli też z

K anady do krajów zjednoczonych, lub czyli korzystała ze sposobności i na mojej

„ szyi przewieść sięchciała przez rzekę. Cóź-

„ kol wiek bać, przypomniałem sobie mego W u ja Tobjasza i jego motylika, i za-

„ miast zrzucić na statek, złożyłem ją lekko v między tłómoki obok mnie leżące, z kąd z<*

„ pierwszą sposobnością wylądować by mo*

„ gła/* Dziwną bez wątpienia wydawać się może ta względność dla podobnego o wadu,

lecz ostrzegliśmy już czytelnika, że P. W.

mierzy przedmioty podług osobnej zupeł­

nie właściwej sobie -stopy. i on sam uży*

wa tego wyrażenia, kiedy mówi. „ W Kra

jach zjednoczonych, znalazłem wszystko

„ urządzone na wielką stopę, oprócz podat-

„ ków; podróżny ^ przebiegający tę ziemię,

„ czuje również jak się pomysły jego sta*

9, ją rozleglejszemi w stosunku do przed-

„ miotów jakim się przygląda.” Wskut*

ku tego crescendo pomysłów, miał on tb dziwactwo, iż nie chciał leczyć stłuczonej no*

gi, jak tylko pod sławnym wodospadem Nia*

g ary , kiedy tymczasem w Anglji byłby zniewolony wystawić nogę pod wodę z pora*

(*) W dziele S t e r n a Tristam-Shandy,

1

(9)

jpy yrytryskajacą, „M oje kto sądzić będzie, mówi on, źein z • nadzwyczajnej dumy n chciał światu ogłosić iż uleczyłem skale*

czoną nogę pod kataraktą rzucąjącą 670,255

„ beczek na m inutę/’ Uleczenie jednakże nip tak prędko nastąpiło. Nieszczęśliwe to ska­

leczenie nogi nje dozwoliło mu tańczyć % bardzo ładną kobietą w Albany, która spra­

wiła mocne wrażenie na jego czułćm sercu;

najmocniej jednak to go zmartwiło, iż licznie zebrane towarzystwo w Niagara uważało w jego słabości skjłtek podagry. W sti^ę- jnięźliwy nasz i skromny podróżny rozgnie*

w ał się na to podejrzenie, j. dla w y wiedze­

nia z błędu mianowicie piękności które na niego z litością spoglądały, uchwycił leżące na stole w oberży alfyum i napisał w niem wielkie mi Jiterami swoje nazwisko, swojćj

ojczyzny i dóbr jakie yy niej posiadał, a na Jtoniec date przybycia do wodospadu Nia*

gary, i wzywając muzy na pomoc przy*

C dał:

He sprain,d his fooot and hurt his toe ,, O n the road near Buffalo.

J t quite distresses him to s,tagger a -

„ Long the sharp rocks of famed Niagara. (*)“

^*) Z tarł sobie nogę i skaleczył palec pa <chropo*

watej drodze do Ę y ffa lo , i z boleścią dra*

pie się po ostrych sławnej Niagary ska­

lach.

(10)

214

Szczegóły te mogą dać czytelnikom wyobrażenie o charakterze oryginalnym lecz nigdy zgryźliwym naszego autora. Dzieło jego jednakże nietylko przyjemne i zajmu­

jące jest w czytania, ale zawiera nadto mnóstwo ciekawych opisów we względzie nauk przyrodzonych a mianowicie zoologji krajów równikowych które przebiegał. Pod*

Cfcas długiego pobytu w mało znajomych gęstwinach lasów Gwijany, nie zaniedbał on ładnej sposobności poznawania obyczajów i zwyczajów ich licznych mieszkańców.

Lekko tylko i ze szczerością wspomina o trudach i niebezpieczeństwach na które do­

browolnie się wysławiał, i nie popisuje się z nieustraszoną odwagą której jednakże nie raz dał dowody.

„ W zamiarze rozprzestrzenienia granic nauki przyrodzonej, błąkałem się po naj­

dzikszych krainach równikowych południo­

wej Ameryki., Zwalczyłem nowego l'y*

thona, i siedziałem na grzbiecie krokodyla;

które to położenie cokolwiek odmienne być musiało aniżeli tych, co harcują na koniu przed pięknościami przechodzącemi się po H yde-Park* Sam jeden, boso, wyrusza­

łem straszliwe węże z ichkryjów7ek. W łazi­

łem na najwyższe drzewa dla odkrycia nieto­

perzy’ i upiorów (*) w wydrążeniach w których

(*) Kodzaj nietoperza.

(11)

przesiadują. Pod ognistemi promieniami skwarnego słońca, albo wystawiony na stru­

mienie ulewnego deszczu, zagłębiałem się w gęstwinie lasów, dla wynalezienia przed*

miotów jakich mi niedostawało. Uganiałem się za zwierzętami najdzikszemi po górach, dolinach, bagnach, po najniebezpieczniej­

szych przepaściach, a wieczorem znuzony utrudzeniem i głodem, powracałem do me*

go szałasu dla posilenia się jakim prostym pokarmem który częstokroć nie zaspokajał

głodu.“

śmiałość P. W . w walkach z potwora­

mi pustyń, a nade wszystko pokonanie no­

wego Pythona i schwytanie krokodyla na którego grzbiecie jak na koniu siedział, mo­

głyby wzbudzić niedowierzanie- Lecz szcze­

rość opowiadającego przemawia za nim.

W ypadki te nadto nie są wcale niepodobne, jak to czytelnik będzie mógł najlepiej o-

sadzić.i

Oddawna Już podróżny nasz pragnął mocno ujrzeć straszliwego węża zwanego coalakanara. Ma on 18 do 20 stóp długo­

ści, i nierównie jest grubszy od węża boa*

Stary m urzyn, jęden z wysłanych przez autora ludzi na śledzenie tych zwierząt, doniósł mu nakoniec, że postrzegł jednego z tych płazów, wsuwającego się do jaskini.

Trzeba było naprzód przedzierać się prfces

(12)

zarośla i krzaki, które' niedoz walały zbliżać się do tego miejsca. Spostrzeżono wreszcie’

po twór a. Dwaj miirzyni P. W . chcieli zeby wszyscy razem wystrzelili do niego lecz to nie podobało się n&tiiraliście, który chciał mieć całkowitą ż niego skórę i za świerf ża ją zedrzeć. Starał się więc ująć go żyw-^

cem, i zbliżył się 2 lekka do jaskini , pov śtod przerażonych murzynów,* z których je­

den trzymał w drżących rękach szeroki kor/

delas, drugi dzidę. Ćwierz był Owinięty w liczne kłęby, a głowa jego wychodząca z pod ostatniego pierścienia, spoczywała’ na ziisini w położeniu’ dosyć korzystnern dla' P. W . uchwyciwszy dzicę, równie szczęt śliwym jak silnym ciosem uderzył go* śmia­

ły naturalista w wierzchnią- część' grabie*

tu, i tym sposobem nie dozwolił mu poru­

szyć się z ziemi* ,>Kazalem w tej chwili1 murzynowi', który najbliżej mnie się znaj*

dowal,- aby trzymał mocno dzido w tem sa­

mem miejscu', a‘ sam tymczasem wsunąłem' się wgłąb* jaskini dla uchwycenia węża za

ogon.* Boleść jaką mu* cios ten spra wił, w y­

dobyła’ z niego tak straszliwe ryczenie, i i pies mój przelękniony uciekł skowycząć z jaskini. 2? mojej strony, miałem* okropną’

walkęxdo' odbycia. Rzuciłem się na ogon potwory, ale nie' cżtijąc się dosyć ciężkimi aby go utrzymać^ zawołałem- drugiego raurf

116

(13)

rzyna;, i kazałem’ mu położyć się na

Dodatkowy ten ciężar nader mi b y ł pomo- cny, i potrafiłem silnie uchwycić za ogon.

Po kilku gwałtownych rzuceniach się, wąż- czując siłę przemagającą, ustąpił nam; b y ­ ła to chwila stanowcza: kiedy więc jeden z murzynów trzymał dzidę, drugi zaś dodawał mi ciałem s wojem ciężaru na o--

gonie, udało m isie nie bez trudności od­

piąć szelki i sunąc się aż do głowy, stać się panem węża, przez okręcenie mu paszczeki, którą mocną ścisnąłem. Czując sij w nader przy krem położeniu, chciał on w prawdzie

rozpocząć walkę na nowo, lecz i teraz wzię­

liśmy nad nim górę. Udało mi się okręcić' go około dzidy, i w tem położeniu wynie­

śliśmy ten ciężar z lasu. Głowę potw ora' trzymałem mocno pod pacha, jeden z m u­

rzynów dźwigał brzuch, a drugi niósł ogon.

Tym sposobem zmierzaliśmy chociaż'bardzo*

wolno do mego mieszkania, przymuszeni będąc odpoczywać z dziesięć razy przez dro­

gę; tak utrudzającym był nasz ciężar.u

Coulacanara ten nie b y ł jadnakże je­

dnym z największych w swToim rodzaju, gdyż miał tylko 14 stóp długości, ale gru­

bość jego równała *ię grubości dwudziesto*

cztero-stopowego boa. Już było zbyt późno,- d8 obdzierania go ze skóry, odłożono więc tę pracę do jutray i wsadzony węża w

(14)

gromny worek,—“Nie mogę po wiedzieć, mó­

wi P. W . abym przy nim spokojnie noc przepędził. Łóżko moje umieszczone było, w izbie bezpośrednio nad tą w której go złożono, a ponieważ deski szałasu w bar­

dzo złym znajdowały się stanie, w niektó­

rych mićjscach nie było żadnego przedzia­

łu między jego i moją izbą. Potwór rzucał się ciągle z wściekłością, a gdyby Meduza była żoną moją, okropniejsze syczenia nie rozlegały by się w pokoju sypialnym. Wraz ze świtem posłałem po dziesięciu murzynów rąbiących drzewo w.lesie; było to więcej jak potrzebowałem, lecz roztropność wy­

magała aby mieć siłę znaczną dla przytrzy­

mania zdobyczy, gdyby chciała umknąć, przy otworzeniu w o rk a/4

Wszystko jednakże dość spoko jnie się od­

było. Ucięto głowę Pythonowi, przy czem krew lała się tak jak z wołu. Obdarto go

następnie ze skóry, którą należycie wypcha­

wszy słomą, przesłał P. W . do Anglji.

W krotce potćm odbył znowu autor wal­

kę z młodym coulacanara, którego sam zna­

lazł, błądząc po lesie; lecz to była tylko mała utarczka w porównaniu z pierwszą po- tyczką^ zwierz nierównie był mniejszy.

„Uważałem, że wąż nie był dość silnym aby mi miał połamać ręce, gdyby się koło mnie okręcił* lecz nie było chwili czasu do stra-

218

(15)

ceriia. Uklękłem jednem kolanem na ziemi, uchwyciłem go lewą ręką za ogon, a w prawej trzymając kapelusz zasłoniłem się nim jak . tarczą. Płaz obrócił się natychmiast głową do

mnie, jak gdyby zadał abym mu zdał spra­

wę z tej napaści na jego ogon. Dozwoli­

łem mu przybliżyć głowę na dwie stopy blisko do mojej, i wtenczas uderzyłem go pięścią z całej siły, co mu odebrało przy­

tomność. Zanim przyszedł do siebie, ju ­ zem go schwycił za szyję i tak ścisnął, ze nie był zdolny mnie ugryśd Dozwoliłem mu w tenczas obwinąć się koło mego cia­

ła, i postępowałem z tą zdobyczą, jak wódz Rzymski w tryumfie obciążony łupami z nieprzyjaciół. W ąż ściskał mnie kłębami swemi, ile miał siły, lecz to mi bardzo nie- dokuczało.,,

Niemniej ciekawemjest pokonanie K ro­

kodyla którego nasz autor w czasie trzeciej podróży swojej na brzegac^i Esseąuebo na­

potkał.',, Dziesięć lat byłem przy oblężeniu Troi, mówi P. W* a nic jeszcze znakomite­

go nie mogłem opowiedzieć Grecji; nil de- cimo nisi dedecus anno. Słońce już za­

szło od godziny. Niebo było bez chmurki najmniejszej, a xiężyc oświecał okolice ró­

wnie śwriełnym jak czystym promieniem, rzeka toczyła spokojnie wody swoje, i zda­

wała się być ogromnćm jeziorem żywego

219

(16)

srebra. Żaden powiew w iatru me poru*

szał powietrza. Niekiedy tylko słychać było jęczenie wielkiego nietoperza, które mię- szało się z rykiem tygrysa; znowu potem

wszystko wracało do spoko jności i milcze­

nie nocy rozpościerało panowanie. Sły­

szałem czasami krzyki krokodylów, pośród odgłosu jaguar ów (*), sow i ropuch. Krzy­

ki te by ły osobliwsze i przerażające, podo­

bne do przytłumionego jęku, któryby na­

gle się wydobył, i tak się wzmagały, że je w odległości przeszło mili jednćj słychać było*

Odzywał się głos jeden i natychmiast inne mu odpowiadały. Z twarzy tych eo mnie otaczali wnosić mogłem, iżtćj nocy dadzą nam się wi­

dzieć Kaimany.„ Pomimo wszelkich jednakże usiłowań niemógłP. W . złapać żadnego z tych zwierzów, które krążyły około haków z ponętą zarzueonych, nie dotykając jednak żadnego. Jeden nakoniec z Jndjan śmiejąc się z użytych środków, zapewnił go że ma sposób niezawodny schwytania zdobyczy.

iP* W . udał się na spoczynek do szałasu i

*

t( ) iRodzaj Kotów w Ameryce południowej znaj*

<iujący się. Skórę ma centkowaną tak jak lampart i ryś. Jest on największy z gatuiu- ków centkowanych tego rodzaju i odznacza

*ię przez małą liczbę centek i ich obszer-

(17)

z rana dopiero, Jndjanin który nad rzeką przez całą noc czuwał, przybiegł z radośdią

donosząc o szczęśliwym skutku swego usi­

łowania. Zarzucił on był pewny rodzaj wę­

dy z czterech kawałków twardego i zao­

strzonego drzewa zrobionej, przywiązanej na długiej linie do drzewa; uderzając po­

tem w skorupę żółwią, zwabił tym łosko­

tem kaimana, który pochwycił ponętę a znią hak zgubny. “ Orszak nasz, mówi autor, składał się z czterech dzikich Amerykanów południowych, dwóch murzynów z Afryki, jednego kreola z S. Trójcy i ze mnie czło­

wieka białego z Yorkshire. Szło nam-o wy­

ciągnięcie kaimana z rzeki bez uszkodzenia jego łusek. Jndjanie nie chcieli aby go na brzeg wyciągano, utrzymując że mógłby wszystkich w sztuki poszarpać, i radzili aby

na niego wypuścić dwanaście strzał od ra­

zu. Toby było zgubiło wszystko. W ię­

cej jak 250 mil zrobiłem dla dostania kaima­

na w dobrym stanie, nie zaś dlatego aby pokaleczoną i popsutą miał zyskać skórę.,,

P. W . obfity w wynalazki, obrał na- ówczas środek, który miał mu służyć ra­

zem jako zaczepny i obronny. W yjął on ośmiostopowy maszt ze swojej łodzi, i ukląkł­

szy na jednćm kolanie tak jak zołnierz z bagnetem nastawionym, miał utkwić ter*

drąg wotwartćj paszczy krokodyla, gdyby

(18)

tenkumnie zmierzał.,, W tern położeniu nie łjardzo wygodnem nie widziałem się dosyć bezpiecznym- Ludzie moi ciągnęli kainia*

ną powierzchnię wodyj lecz skoro cokol­

wiek liny popuścili, zanurzał on się z wście­

kłością w rzekę. Dosyć mu się miałem sposobność przypatrzyć i nadzwyczajnie mi się podobał; postanowiłem jednakże doko­

nać zwycięztwa, i rozkazałem aby go na ląd wyciągnięto. Byli mi posłuszni, i uj­

rzałem w krotce w całej wielkości swojćj monstrum fiorrendurti, in fo rm ę , ingens.

Pozostałem niewzruszony w mojem poło­

żeniu, spoglądając ną zwierze pewnym i gro*

źnym wzrokiem. Krokodyl o kilka kroków tylkp znajdowa} się odemnie; i poznałem, ze sam b y ł wstanie pomięszania i obawy.

Okoliczność ta ośmieliła mnie, rzuciłem moi jjiaszt i wskoczyłem na grzbiet potworu.

Sąnąc się po śliskiej łusce usiadłem jak mogłem najwygodniej} a schwytawszy go za łapy i zwróciwszy jęku grzbietowi, za wę^

dzidło ubywałem. Zdawał sięnakoniec wra­

cać do przytomności, a widząc zapewne iż się znajduje w nienajprzyjaznjejszem to warzy*

stwie, zaczął się gwałtownie rzucać i bić ogo­

nem w piasek tak iż mnie okrył tumanem ku*

rzu. Usadowiwszy się przecież blisko głowy, niebytem wcale narażony na niebezpieczeń­

stwo. Z trudnością jednak dosiedzieć mo

t.

(19)

gfem na nim tak mocno mną wstrząsał na wszystkie strony. Musiał to być zabawny

widok dła świadków bezinteressownych.

Ludzie moi wydawali okrzyki tryumfalne, i takim wrzaskiem napełnili powietrze, iż długo nie słyszeli mnie chociaż wołałem, aby mię z moim koniem dalćj na piasek wycią­

gnęli. Obawiałem się ciągle żeby się lina nie zerwała, przez co byłbym w padł razem

z kaimanem w wodę, i musiałbym odbyć podróż morską niebezpieczniejszą nad prze­

jażdżkę Arjona na grzbiecie delfina. W y ­ ciągnięto nas nakoniec o czterdzieści prę­

tów na ląd. Pierwsza to moja podróż na

krokodylu/4 /

Z wyjątków tych sądzić można że spo­

sób pisania autora jest praw ie tak orygi­

nalny jak jego postępowanie. Styl odpo­

wiada jego charakterowi; a pomimo dziwa- czności, równie pierwszy jak drugi jest na­

der zajmującym. Namiętny wielbiciel pię­

kności przyrodzenia, miłość sprawiedliwo­

ści uważa również niezbędną potrzebą dla swojej duszy ognistćj; co zaś nadewszy- stko nad a je osobliwszy wdzięk opisom jego, jest ta dobroć serca, prze& którą z życzliwością spogląda nawet na twory-umieszczone na osta­

tnich szczeblach szeregu istot. Zasłania on i* zapałem wiele zwierząt od niesłusznych potwarzy człowieka, które pochodzą z nie*

f 15* *

223

(20)

dostatecznego o nich wyobrażenia, W y*

kryw a błędne mniemania, daje poznać ich piękniejsze przymioty i równie pod wzgle#

dem nauki jak moralności korzystnie zaj­

muje uwagę czytelnika. Tym sposobejn staje w obronie dzięcioła, którego obwinia­

ją o uszkadzanie drzew, w ykryw a niedo­

rzeczność powszechnego zdania ludu, ja*

koby ptaki niektóre wysysały mleko z wy*

mion krowich. P r oni wymownie i prze*

konywającym sposobem leniwca, zwierze uważane za najgnuśniejsze ze wszystkich i powszechnie wzgardzone, a nawet odzywa

się w kilku wyrazach za sępem.

Znaczną część dzieła swego ząpełnił autor ciekawemi doświadczeniami ztruci- zną JVurali, przyrządzaną z najstraszliw*

sza doskonałością przez dzikie ludy Gwi*

jany, i której skład śledził autor w pusz­

czach podrównikowych* Naturaliści, którzy już o niej nadmieniali w Europie, nazywa*

ją ją 1Vurawa* Doświadczenia autora ztwier*

dzają to co rozmaici podróżni o mocy te*

go okropnego preparatu donosili.-rr- W głę­

bi pustyń Demerary i Essequebo, zdaleka od wszelkich osad europejskich, mieszka po­

kolenie dzikich znane pod nazwiskiem Ma*

kuszy. Lubo wszystkie małe narody błą­

kające się pomiędzy rzeką Am azońską i O*

renoko używają JVurąli, pokolenie to je*

\

(21)

tlnak ’ posiada sposób nadania Jej najwięk*

szej mocy działalnej* Jndjanie przeto z Rio^Negro, którzy znają wyższość wtym względzie ludu M akuszy nad inne, zdale- ka przybywają do niego dla zakupywania

tćj trucizny. Do przysposobienia jćj w y ­ szukuje Jndjanin najprzód w puszczach pe­

wnego rodzaju winnej latorośli rosnącej w tych krajach, którą nazywają worali. O- nato składa najgłówniejszą część mieszani- -

ny, i nadała jej nawet nazwisko- Używa następnie pewnego korzenia bardzo gorz­

kiego smaku, dwóch gatunków roślin kar­

toflanych, które wy da ją sok lepki i zielona wy.

Przebiega potćm lasy dla wynalezienia dwóch rodzajów mrówek^ pierwsze są czarne, b ar­

dzo wielkie i tak jadowite, iż ukąszenie ich febrę sprawia; drugi rodzaj jest mały, ko­

loru czerwonego; ukłucie ich tak mocne jest jak igły, gniazdeczka swoje składają pod listkami krzaków. Do tego wszystkiego przydaje jeszcze Jndjanin pewną ilość dłu­

giego pieprzu największej mocy, który u- myślnie do tego użycia około swojej chat­

ki uprawia; a na koniec używa jeszczę zę­

bów z wężów labarri i konnaknszy, któ­

rym je w yryw a i zachowuje do potrzeby*

Mięszaninę taką stawia na ogniu, i kiedy wrzeć zaczyna, wlewa znowu do niej soku Z worali, zbiera pianę łyżką, a kiedy ciecz

(22)

nabierze gęstości i koloru brunatnego syro­

p u , kilka strzał na próbę w niej macza.

Dostatecznie przewarzoną odstawia od ognia i wylewa w małe naczynia własnej robo­

ty, które nakryw a dwoma liściami i kawał­

kiem skóry daniela, obwiązawszy dokładnie sznurkiem. Naczynie to zachowane bywa zawsze w najsuchszem miejscu mieszkania, i przystawiają je czasami do ognia, dla za­

pobieżenia skutkom wilgoci. Może być że niektóre części do składu tei trucizny wcho­

dzące nie powiększają wcale jej dzielności, i użyte bywają przez Makoszów tylko dla nadania pozoru tajemniczości albo mocy cza­

rowniczej wielkiemu ich dziełu.

Trucizna ta, działa {podług autora^z nad­

zwyczajną szybkością, i zadaje nieuchron­

ną śmierć w kilku minutach, lecz prędzej lub później w miarę wielkości zwierzęcia zranionego strzałą która w niej umaczaną b y ­ ła. Raniony zwierz wpada naprzód w pe­

w ny rodzaj snu letargicznego i zdycha bez żadnej oznaki boleści. “Jndjanin Makuszy z kołczanem na ramieniu, napełnionym za- trutemi strzałami, i z świstułą w ręku, u-

daje się ku lasowi dla szukania m arondy- sów warakabos i in nych ptaków, któremi się żywi. Ptaki te ukryw ają się zwykle w najgęstszych i najwznioślejszych d rz e ­

wach, lecz nie są tam wcale bezpieczne;

(23)

227

%

świstuła rozrzuca wszędzie smierlelne g ro ­ ty, nawet na trzysta stóp wysokości. Mil­

czący jak chwila północna, dziki mieszka­

niec wsuwa się pod drzewo, i z taką postę­

puje ostrożnością, iż opadłe liście nawet nie wydają pod jego stopami najmniejszego

szelestu. Najlżejsze poruszenie powietrza uderza słuch jego, a bystrym jak ostrowidza wzrokiem odkrywa zdobycz w najwięk­

szych gęstwinach liści. Niekiedy naśla­

duje głos p ta k ó w , które z gałęzi na gałąź przelatują, do póki na koniec nie weź­

mie ich na cel swoją świstuła. Wtenczas

•wkłada zatruty pocisk,, zbiera powietrze dla wydmuchnięcia go; wypuszczona strzała leci w cichości, i rzadko chybia celu przez m y­

śliwca upatrzonego. Jeśli ptak tylko lekką od­

biera ranę, zostaje niekiedy na drzewie, gdzie b y ł postrzelony, lecz po kilku minutach-spa­

da, lub jeśli ma jeszcze siłę do wzniesienia się, nie uleci daleko, a myśliwy idąc w kie­

runku jego lotu pewny jest że wkrótce znaj­

dzie nieżywego.

A utor doświadczał mocy trucizny na psie średniej wielkości, na wielkiej kurze i na rodzaju leniwca trzypalczystego zwa­

nego A y , który należał do osoby zakłada­

jącej zbiory nauki przyrodzonej, która chcia ła go zabić dla zachowania skóry. Ze wszy­

stkich tworów, mówi autor, nie wyjmując

(24)

żółwia i ropuchy, A y , tak niezgrabnie na?

pozór ukształcony, posiada najmocniejsza siłę życia* Nie zdycha on tak prędko po o-

trzymaniu ciosów, któreby bezpośrednio o śmierć przypraw iły wszelkie inne zwierze r

a kiedy się widzi leniwca śmiertelnie zra­

nionego, zdaje się iż życie walczy ze śmiercią o każdą cząstkę jego ciała-

Doświadczano również skutków wurali na większych zwierzętach, a mianowicie na wole 900 funtów ważącym* Przywiązany on b y ł do piiia na długim postronku, tak,, aby mógł się przechadzać. Wypuszczono na niego trzy strzały z których dwie trafiły go w nozdrza. Trucizna zaczęła działać we cztery minuty. Jakby czując że miał upaść, w ół wytężył nogi, i stał mocno przez czter­

naście minut, zaczął potem wąchać nozdrza­

mi ziemię, postąpił nieco, zachwiał się, i przysiadł na zadnie nogi,a nakoniec rozciągnął się po chwili. Oko jego pełne ognia przed kil­

ku minutami, zaszło ciemną pomroką i ko~

łem stanęło, a chociaż zbliżano rękę jak gdy­

by dla uderzenia, nie ruszył jednak powie*

ką. Nakoniec we 25 minut po zranieniu wydał ostatnie tchnienie.,, Mięso jego mia­

ło być bardzo kruche i soczyste w jedzeniu.- Mało jest w nauce przyrodzonej postrze- żeń, któreby więcćj zajmowały ciekawości jak te które ściągają się do różnych sposo*

(25)

bów jakiemi trucizna działa na ekonomją życia zwierzęcego. TVuroli, albo w urara zdaje się wchodzić w cyrkulacją krw i przez żyły, nie zaś jak w początku mniemano przez części wciągające. Mniemanie to liczne ztwierdziły doświadczenia, mianowicie zaś

Pana B r o d i e w Londynie, który je z tru­

cizną wurcili na psie odbywał.— Wszelkie

‘doświadczenia P. W a t e r t o n za pomocą których przekonywał się o skutkach w u ra - liy dążą jedynie do wykrycia jćj natury, i nie można się bynajmnićj dziwić, iż przema- gając w sobie życzliwość jaką czuł do oży­

wionych tworów przyrodzenia, pomnożył swe doświadczenia, aby się tein więcej stać u- żytecznym ludzkości, i zgłębić niektóre z tych tajemnic natury, do których odkry­

cia zdolni tylko być mogą równie jak on bie­

gli praktycy i równie śmiało działający uczeni.

(26)

i P O D R Ó Ż / ; »

H enryka Barona M i n u t t o l i do Świą­

ty n i Jowisza Ammońskiego iv puszczy L i- hijskiej i dowyŁszego E giptu w latach

1820 £1821 (♦)

Cel podróży— Zeglrrga z Trjestir do AleiancFrji— Posłuchanie u P aszy K rótka wiadomość o Paszy i o jeg o dworze.

Autor ukończywszy powierzone sobie wychowanie Króle wica Pruskiego Karola*

postanowił zwiedzić Grecją, W łochy, i Sy­

cylią, później zamierzył widzieć Egipt to sławne niegdyś dziedzictwo Faraonów i Ptolomeuszów, ową krainę tajemniczą, kto*

ra będąc pierwszą kolebką oświaty, pier­

wszą szkołą ludów, dziś jeszcze po wielu lat tysiącach, jest przedmiotem badań i po­

dziw ienia naszego.

Do przedsięwzięcia tćj podróży, skłoniła autora szczególniej uwaga* że panowanie w tym kraju M e h e m e d a - A l i Paszy, ró­

wnie światłego jak potężnego władzcy, b y

C) Z tej podróży napisanej podług dzienników au­

tora przez Dr. E. H . T o e l k e n , w Berlinie 1824 rr dane już były niektóre wyjątki w Roz­

maitościach W arszawskich na rok 1825*

(27)

ło najstosowniejszą porą, już dla tego, ze sam sprzyjał Europejczykom, juz to, ze pod po­

wagą jego opieki, można było z wszełkien*

bespieczeństwem odbywać niepewną ina­

czej wędrówkę, od ujścia Nilu aż do Yadi- Haffa i od granic Trypolitańskich aż do Sy- rji. Lecz jeżeli z jednej strony, pochlebia­

ło autorowi zadość uczynienie własnej cie­

kawości, z drugiej strony spodziewał się on zostać użytecznym dla nauk i umiejętności,

zwłaszcza, że rząd pruski ofiarował mu wszel­

ką pomoc z swej strony, i przyrzekł dodać ża towarzyszów podróży, ludzi uczonych i artystów, w liczbie których byli PP. H e n - p r y c h i E h r e m b e r g biegli i gorliwi ba*

dacze natury, oraz P. S o l t n e r , którego o- statni, przybrał sobie do pomocy*

Plan zamierzonej podróży b y ł ten, aby zwiedzieć na samprzód cały Egipt aż doDon- gola, a wciągu tym gdyby okoliczności do*

zwoliły, Cirenaikę, Oazy, morze czerwone, Sinai i H ereb; następnie dostać się przez Yadi-Musa do Palestyny, Libanu, Balbek, Palmiry i do małej Azji, rozpoznać góry wsławione wyprawam i młodszego Cyrusa i Alexandra; nakoniec znakomitsze okoli­

ce małej Azji jako to: Efez i Troję, a dopie^

F.o przez Carogród, Grecją, Sycylją, Wło*

(28)

chy, Szwajcarją i południowe Niemcy, wró*

cić do ojczyzny. (*)

Po uczynionych przygotowaniach i za­

mówieniu potrzebnych instrumentów, któ­

re w Paryżu robić kazano, opuścił autor Berlin na dniu 23 Maja 1820 roku, udając się do Włoch. W Alexandrji wszyscy się zjechać mieli; tymczasem profesor L i m a n miał się złączyć z autorem w Neapolu, a w Rzymie przybrał on człowieka w językach

wschodnich biegłego, którego wysłał z Trje- stu do Alexandrji.

Baron Minutoli,' wsiadł w Trjeśęie dnia 17 Sierpnia na okręt, na którym

dom handlowy P i p e r z Solingi, przesyłał dla Paszy egipskiego, broń i powozowe ko?

nie. Sądzono, ze dłużej nad duj 10 lub 14 żegluga nie potrwa, tymczasem dnia 7 W rze­

śnia stanęli w Alexandrji. Przez cały ciąg żeglugi, b y ł autor mocno chorobą morską dręczony, która go do czynienia spostrzeżeń niesposobnym czyniła; żona zaś jego, która postanowiła być nieodstępną towarzyszką ca- łejpodróży mężazostawał a w jak najlepszem

zdrowiu.

Okręt na którym płynęli, wytrzymał trzy mocne burze, które ich na morzu joń-

(*) T en plan ja k dalszy ciąg okaże, nie przyszedł do skutku.

(29)

skiem spotkały; lec& przy krze jszemi daleko nad same bursę, były dla podróżnych ci- sfce morskie i połączone z niemi w pływ y morskfe, zwane u żeglarzy Bonaze i Marat- ty. ('Bonnaeją, Marette.) Te ostanie utrzy­

mują okręt w bezprzestannym kołysaniu przez co wzmaga się choroba jnorska.

£

Kfo nie odbywał długićj pom orzu że­

glugi i nie zna tęsknoty z jaką się w ten- cząs wygląda celu podróży, ten słabe tylko poweźmie wyobrażenie, o silnych i wznio­

słych uczuciach, których doznaje wędro­

wnik, gdy stawiąc nogę ną ziemi, widzi na­

reszcie koniec niebezpieczeństw i niepewno­

ści, które nim miotały. Takie to uczucia (mówi autor) przejęły nas na widok brze­

gów starożytnego Egiptu, i na widok zamo­

żnego niegdyś grodu Alexandra i Plotomeu- szów, gdzie handel i bogactwa dawnego świa­

ta zgromadzone były.

Brzegi tej części Afryki niepocieszają- ęy wcale przedstawiałyby obraz, gdyby pełna imaginacją nie upatrywała w nich da­

wnej wielkości kraju, który b y ł pierwsza kolebką nauk i sztuk pięknych. Niskie brzegi Egiptu zdają się być długą białą prę­

gą, ogołoconej zje wszystkiego ziemi, ciągnącą się w odległym przestworze i niknącą wśród

tumanu mgły, która ją otacza. Nie widać tam

233

(30)

góry nijakiej, ani drzewa ani zieloności żadnej, któraby stęsknione oko zająć i uradować mogła. Tylko kolumnaPompejusza, wznosi się sama jedna w tym piaszczystym stepie, a swym szczytem sięgając prawie ku obłokom, służy

żeglarzom za punkt kierunku, jakiego w tein miejscu trzymać się powinni. — Za zbliżeniem dopiero daje się spostrzegać pałac i harem Wicekróla, a za temi pałac Jbrahima Paszy (*) najstarszego Syna jego, zbudowany na piaszczystym przesmyku, cią­

gnącym się pomiędzy nowym i starym portem.

Miasto Alexandrja podobne jest z dale­

ka, więcej do pogorzeliska jakiego jak do miejsca przez ludzi zamieszkałego; widać

W niem tylko gruzy i zwaliska, lub na pół rozsypane mury, a domy ogołocone z da­

chów,przedstawiają nieprzyz wyczajonemu do takiej budowy oku, widok opuszczonych

pustek. Zniknęły już z jego sąsiedztwa sła­

wne drzewa palmowe, o których dawni i nor wsi podróżni tyle nam pisali.— Zniszczyli je Francuzi wczasie pobytu swego w Egi­

pcie, wyciąwszy, dla lepszej obrony mia­

sta, wszystkie drzewa, które je otaczały.

Gdzieniegdzie tylko można jeszcze widzieć gdy się w pływ a do portu, odosobnione kę?

(*) Tego samego który obecnie wojuie xy Moręi przeciwko Grekom. ' v

(31)

pki dr*żew palmowych, i gdzieniegdzie o- grody w których ‘palmy rosną.

Po takim to wcale niepocieszającym wido­

ku uprzejme przyjęcie podróżnych w Alexan- drji, było nader pożądane. Trzeba p rzy ­ znać, iż gościnność którą .się szczycą lu­

d y wschodnie, stała się także udziałem za­

mieszkałych w Alexandrji Europejczyków, którzy łączą do tego dar wykonywania jej w sposobie nader uprzedzającym i pełnym szlachetności. Jest to cnota nie do ocenienia, zwłaszcza w miejscu, gdzie zbywa podró­

żnemu na wszystkiem, a nawet na pierwszych i najgłówniejszych potrzebach.

Zaledwie zawinął statek do portu sta­

rego, przybył zaraz na przeciw niego, już oczekujący tam na podróżnych Pan D r o - v e t ti,da wnie'j podpułkownik w wojsku fran- cuzkim, a obecnie Konsul Jeneralny w E- gipcie, zapraszając Barona M i n u t o l i, aże­

b y przyjął pomieszkanie w domu przyja­

ciela a razem i wspónika jego w handlu, Pa­

na T o u r n e a u, gdzie wszystko do jego w y­

gody już było przygotowane. Baron Mir n u t o 1 i, polecony był Panu D r o y e t t i przez listy z Liworno. /

Zaraz po przybyciu na miejsce, doniosł Ba­

ron M i n u t o li o swojem do Atexandrji przy­

byciu, Ministrowi Dragomanowi W icekról la,Panu B o g h o s -J u s s u f, przesyłając muz£l?

(32)

razem listy rekomendacyjne, j prośbę o wy>

yznac^enie czasu, w którymby na posłucha­

nie do Pasa&y udać mu się w y paciało. W niedługim czasie, odebrał odpo\yied£, i ż dp woli jego zostawiony jest w ybór dnia i go?

dżiny w tćj mierze, ażeby \yędług potrze*

by. z niewcząsów pocjróży mógł sobie wy*

począć. Ną skutek tego, odłożono wizytę aż do dnia trzeciego. Posłuchanie było dla niego nadspodziewanie przyjemne, w ni*

czem albo wiem nieznalazł M e h e m e d a A l ii \ i 7 J i i « | 1 1 ę i.

takim jak nam z\yykle tureckich wystawił*

ja Paszów. Gdy przybyli do pałacu Wi?

cekróla już tam zastali liczną słpżbę dwo­

rzan; zajmowali oni swe miejsca pr^ed pa­

łacem i w przysionkach*. Dragoman B o g - h o s przyjął Barona ną wstępie i zaprowa­

dził po schodach dp sali posłuchąlnej, gdzie Paszą już czekał na niego otoczony gronem znakomitych urzędników. W chodzącego

powitał powstawszy zmićjsca i prosił ąby u sia d ł, koło niego.

yV ułożeniu Paszy odznacza się uprzej­

ma naturalność wolną od wszelkiej prze­

sady i połączoną z otwartością, która po­

wadze jego w niczem nie ujmuje. "Widząc go, sądzić należy, żejest raczćj zrodzonym Xiążęciem, jak człowiekiem, co powstał z ni­

czego i sam był sprawcą wywTyższenia i lo­

su swojego.r-r M e h em ę d*Ą l i jest rodem

236 9

(33)

z Cayalla w dawnej Macedonji, dziś (1821) liczy lat 54. Jest pięknie zbudowany, wzro­

stu średniego, oczy ma czarne i żywe. Cierpi niekiedy ból piersi,który nie jest przecież skut­

kiem zadanej m u trucizny, jak niektórzy u?

trzymują, ale pochodzi z nadzwyczajnego wysilenia, w walce przeciwko 40,000 A ra­

bów których pokonał, na czele nie więcej nad 900 ludzi. Mówi on po ąrabsku i po tu?

recku; języków zachodnich nie zna wcale.

W^ychowanie A l e g o było w wieku młodym bardzo zaniedbanej dopiero gdy został Paszą, uczył się czytać i pisać. Powo­

dzenie jego bierze właściwie początek swój od roku 1800, gdy p rzy wojsku wiel.- kiego W ezyra IJim-Baszą mianowany zo­

stał. Przy zdobyciu El-Arisch, posunięto go na stopień Buluk-Baszy, a pod M e h ę - medem-Paszą-Khofru, którego porta rządz?

cą Egiptu mianowałą, został Ser-Tszisme.

Roku 1804, oblegał w warowni K airu ną?

stepcę Paszy-Khofru, a w rok zaraz potćm postąpił na jego mićjsce, gdy wsparty usil- nością wiernych m u Albańczyków, znaglił Mameluków do ustąpienia z tej twierdzy.

Roku 1811 ustalił się w władzy swojej jako wielko-rządzca i W icekról Egiptu po wytę­

pieniu do szczętu Mameluków, którzy sądząc się być praw ym i panami tego kraju niepokój i zaburzenia w nim utrzymywali. Zarzucano

1&

(34)

mu względem nich wiarołomstwo, ludzie j e » clnak dokładnie rzeczy świadomi, zapewniają,

że M e h e m e d - A l i o okrucieństwa którym ulegli, oskarżany być nie może.

Nie szczędzi on niczego dla podniesienia i ustalenia wewnętrznćj pomyślności Egiptu*

oraz dla zapewnienia sobie poważania i bez*

pieczeństwa zewnętrznego. Wiadomo jak wiele trudności miał w tćj mierze do zwal*

czenia, i z jakiem poświęceniem się wszy­

stkie pokonać umiał*

Urządził wojsko płatne do 50,000 głów 'wynoszące, licząc w to kilka tysięcy dobrze

wyuczonych artylerzystów i blisko 26,000 doskonałćj jazdy. Straż przyboczna zupeł­

ne jego zaufanie posiadająca, składa się z 600 młodych Mameluków, którym wiele zawsze względów okazuje, i staranne daje wychowanie.

Z jego dzieł wojennych te są najważniej­

sze, a dla Egiptu najkorzystniejsze, przez które czy to przewagą broni, czyli polityką umiał posk romić i podbić liczne pokolenia roz­

bójniczych Arabów, prawdziwej plagi kraju tego. Dziś wszyscy są odpowiedzialni za naj­

mniejsze uchybienie, do czego przez danie za­

kładników zobowiazani zostali. Już wielu z nich porzuciło tułackie życie, pobudowało do­

my i trudni się rolnictwrem. Zjednałsobie ich podległość tym sposobem, że obsypując da-

(35)

|

239

rami i oznakami godności Szeików, i uży­

wając ich do w ypraw wojennych* niezna­

cznie przywłaszczył sobie nad niemi zwierz*

chnictwo, któremu dziś są ulegli*., On także zbrojną ręką po skromił fanatycznych W e r habitów, tak dalece, iż podobno za życia jego nie podniosą się wiecej* Zdobycze je­

go w krainach wyższego Nilu, które w woj­

nie przeciwko Mamelukom poczynił, otwo­

rzą podobno najpewniejszą drogę którę­

dy oświata do tej części ziemi dostać się może. , 0» v : f >ni i a u t'ir. \

Następujące przykłady posłuia najle­

piej do ocenienia jego przebiegłe] polity­

ki,której w postępowaniu swojem się trzyma.

Ulemowie którzy używali zawisze w y ­ sokiego znaczenia w kraju, jako najwyższe kollegjum sędziów i tłumaczów prawa, skła­

dali, że tak powiedzieć można, oddzielny stan w stanie, w niczem od Paszy niezawi­

sły, tym więcćj że ich dochody i wyposa­

żenia istniały od niepamiętnych czasów w gruntach ornych. Uczuł tę niedogodność M e h m e d - A l i i postanowił wyzuć ich z po­

dobnej niepodległości. Tym końcem za­

żądał od nich spisu dochodów, jakie posia­

dali. Ulemowie w mniemaniu, że A li na­

łoży na nich podatek od dochodów, poda­

li je ile być mogło najniżej. W tenczas o- świadczył Pasza, iż chcąc im ulżyć, przea

16*

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z tych to przyczyn nazywali ich Normanowie wieszczbiarzami.. dów, ńie było nigdy możnem. Nędza nie jest przestępstwem; to prawda! lecz Czitdowie byli zarazem

Jezioro czudzkie ciągnie się wzdłuż na S 4 y a wszerz na -58 werst; znajduje się na' niem kilka.. ■wysp, a niektóre

nych liter nie dostawało w ich d z ie le ; jest to owoc późniejszej pracy Pana Heiter w Neapolu, którym tamto uzupełnił... Za pierwszym obwodem murów miasta,

trzy arkady zupełnie obalone, jakoteź środkowa łiawa mająca również stóp 80 szerokości.. Całe tak ogromne sklepienie środkowej nawy spoczywało ty lk o na ośmiu

sk im , albo raczejd jalektem tego języka. Nie zdaje się b yć rzeczą do prawdy podobną, izby mieli mieć jaką łączność z dawnemi Jazygami, pomimo pewnego

szerniejsze we wszystkich rodzajach zbiory. Gabinet antyków i medalów, znajduje się również w pałacu cesar- skim, równie jak muzeum historji naturalnej, którego

rają się dla zwiedzającego je cudzoziemca ; pro- fessorowie, po większej części w yborn i, są bardzo przystępni; wiadomości, za które gdzieindziej złotem i

nos Ayres które im się nie bardzo zdaje po*- dobac.. Pierwszy utw ór