O
/L Ą D O W Y C H i M O R S K I C H
N“ 12.
M IE S IĄ C G R U D Z IE Ń , R O K 1827
I .
P o d r ó ż p o I n f l a n t a c h p r z e z T . B u ł - ,HAR YN.A.
( C ią g D a lszy . )
a jednćj ziemią w jednym klimacie z Estoń
czykam i, mieszka drugie plenne, r ó ż n e zu
p ełn ie, we względzie fizycznym i m oralnym . Są to Łotysze, M iędzy Łotyszem i Estończy
kiem więcej jest różnicy, niżeli między Ros- sjaninem i Niemcem, między Francuzem i A n glikiem , między W ło ch em i Hiszpanem,# .Na
słuchawszy i naczytawszy się o tych dwóch lu-
dach i mówiąc prawdę, sprzykrzywszy sobie ciągfce spory z upartymi Estończykami, z nie
cierpliwością czekałem spotkania się z Ł o ty szami. D ziew ięć werst od drugiej stacji za D iw in ą jest w lesie karczma Bierze] koło bra
m y stało kilku przystojnych męzczyzn, w kurt
kach i szarawarach z płótna w pasy i w okrą
głych kapeluszach. Trzewiki ich, są kawałki skóry, którym w/czasie wyprawy, nadają na k o p y cie kształt obuwia • p o brzegach są prze
rżnięcia w które przewleczony rzemień, ścią
ga na nodze.i utrzymuje w zaokrąglonym kształ
cie. T e n rodzaj obuwia, zdaje się b y ć , wła
snością Łotyszów i używany jest w Estonji, Inflantach, K urlandji, starych Prusach i P o d lasiu gdzie dawniej mieszkali Łotysze plemie
nia Jędzwingów czyli Jazyków wyniszczonych przez Polaków. N iektórzy z wieśniaków mie
li pończochy, inni nogi obwinięte kawałkiem płótna w kształcie pończoch. K ażdy z nich palił fa jk ę , i gdym się do nich przybliżył wszyscy zdjąwszy kapelusze, graecznie mi się ukłonili. Nie. zasłużywszy nigdy na uprzedza
ją c e powitanie u żadnego z Estończyków, do
rozumiałem się natychmiast, źe to są Łotysze.
Kazałem stanąć postylionowi. W ch o d zę do karczmy i z zadziwieniem widzę wszędzie porzą
d ek i czystość. Podłoga z cegieł, wysypana była piaskiem i posiekaną jedliną; długi stół tak
b y ł biały, ja k b y czystą serwetę b y ł pokryty. Sta
ruszka, na której twarzy widać było ślady dawnej p ię k n o śc i, czysto u bran a, zapytała nas, co rózkażem y. C iekaw o ść zaprowadziła mię do
drugiej izby; chciałem obejrzeć stan gospodar
stwa. T ę razę, nagrodziła mię ciekawość któ
ra jak mówię, gorzkie częstokroć przynosi o- woce. Prześliczna szesnastoletnia dziew czyna, .córka gospodyni, spotkała mię w e drzwiach.
Piękne jej włosy jasne, we dwa warkocze sple
c io n e , zwięzane b y ły na przedzie g ło w y czer- w o n ę wstężkę. G orset z karmazynowego su
kna z fałdami, odznaczał wysmukłę jej ki
b i ć , cienka i bardzo biała koszula z męz- kim kołnierzem zakrywała śnieżne piersi; sze
ro k ie ponsowę w łóczkę wyszyte rękawy, bawi
ł y oko p rzjjem n ę sprzeczuościę, z karmazy- now ym gorsetem, i błękitnę w paski spódni
c ę , z cienkiej domowej tkanki. Piękna karcz
mareczka b y ła b y ozdobę pałacu, nietylko bie
dnej wśród lasu położonej karczmy. Św ieże mas ło , smaczny i dobrze w yp ieczony chleb razowy, domow^ ser, w czystem podany na
c z y n iu , składały nasze śniadanie. Pierwsze spotkanie z Ł u ty sza m i} uprzedziło mig na ich
stronę. • ; . , /■
Mówięc o Ł o ty sza ch , muszę uprzedzić m o
ich czytelników, ż e nie mówię tu bynajmniej o Łotyszach zamieszkałych w Kurlandji i dalej w
Prusach. T u powiem tylk o o ty c h , którzy ż y ją w Inflantach uniędzy D orpatem i R ygą. —
Miejscowe okoliczności zrządziły niewielką różnicę w charakterze i sposobie ży cia Łoty~
szów ró żn y ch prowincji.
Z k ró tk ieg o przejrzenia Litew skiej historji, wiadomo jest czytelnikom moim ż e Łotysze z Prus na Inflanty napadali i ż e mają w rodzo
ną skłonność do rolnictwa i pracowitości. — T e chwalebne przym ioty postrzegać tu się da
ją za każdym krokiem . Ziem ia wszędzie d o skonale uprawiona, i gdzie ty lk o m ożna rzu
cić ziarno między lasami zarastającemi piaski i bagna, wszędzie widać piękne ni,wy p o k r y te zbożem . W czasie mej p o d r ó ż y w tych
stronach, już się nachylały k ło sy żyta gęste
g o i wysokiego, a obiecującego hojną nagro
dę za trudy rolnika. Niewiem czy właściciel n iw y mógł się więcej cieszyć swem dobrem, niżeli ja napawałem się widokiem chwiejących się nakształt fali morskiej zielonych kłosów; z nagięciem się ich na jasnem tle przelewały się
cienie. Pagórki zasiane jarzyną niew iele od ziemi porosłą, zdawały się b y ć wyspami.
L u b o od samej N a rw y w ogóle wszystkie pło
d y ziemskie są bardzo p ię k n e , jednakże od D orpatu do R y g f widocznie są lepsze pom im o tego, ż e grunt zaczyna b y ć bardzićj piazsczysty
i trudniejszym do uprawy.
Ł o t y s z e mieszkają podobnie jak Estończy- k o w i e , albo małemi wioskami, składającerni
się z kilku domdw, pobudowanych nie w linji, lecz bez p o rz ą d k u , i to powiększej części w niejakiej odległości od wielkiej drogi; albo oddzielnie rodzinami. T e n rodzaj zaludnienia jest daleko dogodniejszy dla rolnictwa , każdy bowiem wieśniak mieszkając przy swej r o li, wię
cej ma sposobności jćj ulepszania i nie traci czasu na jeżdżenie w pole i wracanie do d o mu. G d y przeciwnie w in nych miejscach gdzie wieś składa się, częstokroć ze stu i więcej chat, a czasem zamyka w sobie o k o ło tysiąca miesz
ka ńców płci męzkiej, rolnik przymuszony jest
a %
marnować na przejażdzkę połowę czasu , k tó - r e g o b y u ż y ł na p ożyteczn ą pracę. D o k o ła widać rozsiane mieszkania, gdzie w jakimkol
w iek b a ć nieszczęśliwym przypadku, p o m o c znaleść można. T o załudnienie szczególnie daje się postrzegać w miejscach bezleśnych. — W i e l k i szkoda że między Dorpatem i R y g ą wiele jest roli niezdatnej do uprawy, i najsmu
tniejszych położeń.
L a s y bezużyteczne, sypkie piaski, zdatne do uprawy kawałki ziemi leżą między niepło- dnem i, jak pom niki w piaskach E g ip t u , i po-»
żądanym widokiem ożywiają znużonego w ę
drowca.
222
Ł o ty sze w tćj części Inflant mieszkają w do
mach dużych z oknami odpowiadającemi wiel
kości buclynku. W szystkie prawie dom y dzie
ła się na trzy części. W środku kuchnia, w której dym z pieca k r ą ż y pod pułapem i prze- zedrzwi ucieka. Na jednej stronie czarna, na drugiej światła (*) izba , z przegrodzenia mi
dia składu rzeczy i czeladzi. Czarna część za
mieszkana jest przez zimę, światła latem. B y dło dom ow e nie jest w takiem poszanowaniu u Ł o tyszó w jak u Estończyków. Tutaj utrzy
m ywane jest w porządnych chlewach, kury ty lk o i swawolne kozy, których w powszech
n o ści jest w iele, mają prawo przechadzać się czas&mi po kuchni, w pochodzie z prąedniego podwórza na tylne. Smaczne potrawy stano
w ią codzienny pokarm Łotyszów , w drogę na
w et ( p r ó c z masła i sera) biorą z sobą naczy- nia' z kwaśnem mlekiem. S ó l , śledzie i tytuń, są rzeczy, bez których Ł o t y s z p o d o b n ie jak Estończyk obejść się nie może. Chociaż Ł o
tysze lubią wódkę jednakże używają jej z da
le k o większem umiarkowaniem niżeli Estończy- k o ^ ie . Podrożenie so li, i niepom yślny po-
Z t e g o c o n a s t e p u i e ł a t w o do«iyśIe'ć s i ę m o ż n a z j a k i e j p r z y c z y n y je d n a c z ę ś ć ś w i a t ł a d r u g a c z a r n a s i e n a z y w a , ostatnia z a m i e s z k a n a p r z e z z i m ę , a t e m sa
m e m o p a l o n a p i e c e m b e z k o m i n a n a t u r a l n i e c z a r n y b y ć m u s i a z przeciwne') p r z y c z y n y ś w i a t ł a p i e r w s z a .
I Ó W siedzi, uważany jest za powszechne nieszczę
ście. Szkoda, ż e Rossja w sól tak zamożna, nie m o ż e dostarczać jej prowincjom nadbałtyckim i Litwie, gdzie przewóz lądem jest nazbyt koszto
w ny. Sól przychodzi przez nadmorskie p o rty z ob cych krajów i cena jej w stosunku tej jaka jest zagranicą, znacznie jest wyższa.
Łotysze ż y ją lepiej i ochędożniej niżeli E stoń czykow ie, ubierają się piękniej i koszto
wniej. Szczególnie k o b ie t y w swych koftach ( gatunek kaftanika ) i szerokich spódnicach z dom ow ego sukna, w pasy błękitne i białe, w yglądają bardzo chędogo, i bardzo są p o d o - pracowici, oszczędni, przezorni w rzeczach han
dlow ych i korzystają z okoliczności ż e b y za
m ie n ić p ło d y ziemskie na gotowe pieniądze.
K o b ie ty bardzo są zręczne do ro b ó t niewie
ścich, tkają piękne płótna i rozmaitego ga
tunku grube sukna, szczególnej dobroci. W, powszechności są dobre gospodynie. Ł o t y - szów rachować n ależy do najpiękniejszych p o
k o le ń rodu ludzkiego, rysy ich twarzy są przy
jem n e i znaczące. N igdzie n ie zdarzyło mi się widzieć tyle pięknych kobiet. R y s y ich delikatne i powabne, białość zadziwiająca, o- czy żyw e i ocienione zazwyczaj długiemi czar- n em i rzęsami, stanowią przyjemną sprzecz
n o ś ć z jasnym włosem. W szystkie w po
b n e do niemieckich wieśniaczek. Ł o ty s z e
wszechności są zgrabne* M ię d zy pięknościa
mi zdarzało mi się napotkać i brzydkie, alem n igd y nie widział niekształtnej i odrażającej twarzy. Można z pewnością powiedzieć, że we względzie piękności powierzchownej, między Łotyszami ii Estończykami zachodzi stosunek,
jak sto do jednego. Przypisać to należy spo
sobowi życia, pokarmom i niektórym moral
nym przyczynom. Jakkolwiek b ą ć , w Estonii zaledwo mi się kilka nieszpetnych twarzy mię
d zy pospólstwem widzieć zdarzyło, gdy tym czasem tutaj przy każdem spotkaniu się z g r o
madą ludzi widzę piękne kobiety i przystoj
n ych chłopców.
Spytaj Niem ca a szczególnie kupca z ma
łe g o miasteczka w Inflantach lub Estonji, p o m ów z utrzymującym pocztę, rządcą majątku lub rzemieślnikiem o charakterze Łotyszów i Estończyków; a usłyszysz w yrazy pełne obelgi,
obm ow y i pogardy. E stoń czyk szanuje swego
% •
pana, posłuszny jest władzom, wypełnia w ło ż o n e na niego obow iązki, lecz nie ze zbyte
czną skwapliwością, przed b y le kim zdejmuje czapkę, nie pozwala lada fraczkowemu jego- mości ( odznaczającemu się, n ie zasługą' i o- świeceniem, lecz niemieckim językiem i por
celanową fajką:) lż y ć siebie krzywdzącemi sło
wy, lub te ż częstować kułakiem. Estończyk, straszny, w gniewie zbliżającym się do szaleń
— 235
stwa, uraża się ty lk o niesprawiedliwością; na-
a
jąw szy s ię , pracuje niewięcej nad umowę i dla te g o nazywają go złośliwym, upartym , mściwym. Ł o tysz nie pozwoli oszukać siebie na targu, zna wartość swej pracy i jej owocu.
Niedowierza ludziom chcącym korzystać z je
g o niewiadomości lub potrzeby, i nie daje nic darmo, sam grubijaństwa odbierając ty lk o bez
płatnie, za łaskawe słówko i za ich danke nie w eźm ie się do roboty; ale grzeczny, p o k o rn y przed silnym, dla uniknienia nieprzyjemnością
i dla tego nazywają go chytrym, sknerą, p o chlebcą. Chciałem sprawdzić to com słyszał
od ludzi god nych wiary, o charakterze tych dwóch pokoleń, i przekonałem się, że oni da
leko są lepsi od swych potwarców i prawdzi
wie zasługują na uwagę i szacunek.
E stońezykow ie i Ł o ty s z e mają swoją lite
raturę uwiecznioną drukiem. Pisma pierwszych składają się po większej części z pieśni, w k t ó rych daje się spostrzegać w ie le czucia i tej mi
łej prostoty, którą napróźno naśladować sta
rają się pisarze sielanek wykształconych na
rodów. Literatura Ł o ty sz ó w prócz czucia, p ło dna jest w piękne myśli i ż y w ą wyobraźnię.
W Łotyskim języ k u wychodzi D zienn ik i G a zeta. Pisarze Ł o t y s c y są po większej części Pastorowie, którzy z obow iązku u c z y ć się mu
szą tego języka. Lefcz wielu z p om ięd zy wie-
śniakćw drukują w dziennikach swoje pism * zalecające się szczególnie wynalazkiem i ukła
dem. O literaturze tych dwóch pokoleń, mó
w ić będę obszerniej w innem miejscu, z wymie
nieniem dzieł i nazwisk. Teraz to ty lk o p o
wiem, że ję z y k Ł o ty s k i według zdania zna
w ców więcej jest obrobiony, niżeli Estoński, lecz ż e ten ostatni sposobniejszy jest do p o e zji. Oba języki mają swoje grammatyki i bu
dowa ich zastosowana do prawideł. C ześć i chwała nietacom! udoskonaliwszy oni swój ję«- zyk> zajęli się ukształceniem obcych; a niektó
rzy nasi nauczyciele wymowy, dotychczas pi
szą o jej prawidłach z omyłkami przeciw piso
wni i zamiast ustalenia niewzruszonych pra
wideł języka, sprzeczają się, czy siodło pocho
dzi od sieła (wsi) czy nawzajem. T o mimowol
n ie przypomina sprzeczkę, czy nos stworzo
n y dla tabakiery, czy tabakiera dla nosa.
W przeszłym jeszcze wieku między Ł o t y szami i Estończykami istniało wiele guślarskich
obrzędów i zabobonów, z bałwochwalskich cza
sów, które teraz za staraniem Pastorów, powię«
kszej części wykorzenione -zostały. Pozostały niektóre niewinne zwyęzaje. Naprzykład: je żeli Estończyk dom budować przedsiębierze, wprzódy na obranem miejscu kładnie liść z
drzewa, i uważa biała czy czarna mrówka prze
zeń przejdzie; w pierwszem zdarzeniu, miejsce
327
to uważa za szczęśliwe, w drugiem przeciwnie.
P rzy za męściu Łotyszów, te ść1 uderza w twarz pan
n ę młodę, g d y wchodzi do domu męża; ona zaś natychmiast powinna dać policzek, panu mło
demu. N iektórzy tłómaczę iż ten zwyczaj o- znacza, że żona powinna podzielać z mężem wszystkie uczucia, p o ciech y i sm utki,. ,
Sposób ulepszania roli w Inflantach i Esto- n ji, tręci dzikością pierwszych czasów towa
rzyskiego życia, k ie d y ludzie pola karczować musieli. Na rolę zw ożę chrust, a nawet i du£e
drzewa porębane na kawałki i pokryw aję niemi ziemię i pola. P o o b u stronach drogi, dych wił się i to czył po ziemi; ludzie j e d n i k nie- zważajęc na nieznośny letni upał, pracowali w polu między gorejęcemi stosy w gęstym dymie.
Sposób ten ulepszenia, zdaje mi się nie stosowny i szkodliwy nawet w naszych czasach. Bo na
przód wyniszcza lasy, drogę narodowego bo
gactwa gałęż; powtóre m oże b y ć przyczynę pożaru lasów do budowy zdatnych i torfu, ja
k e śm y tego mieli przykład w roku 1826, k i e d y wiele łatwowiernych myślało nawet, że ca
ł y nasz zgorzeje planeta. N a k o n iec podług zdania doświadczonych agronom ów, rola- ule
pszana tym sposobem, p ło d n ę jest tylko w pierwsze lata, potem zaś staje się zupełnie
niezdatnę do uprawy. K iedym ubolewał nad wyniszczeniem lasów, upewniano mię, ż e na
p o lu palę* tylko suche gałęzie; lecz przeciwnie sam widziałem i trzymałem w ręku zielone ga
łęzie brzozowe, leszczytfy i sosnowe polana, k tó ry ch sążeń w tanie lata, kosztuje w Peters
burgu od 4 do 5 i 6 rubli. .
J^Ta drodze z Dorpatu do R y g i le ż ę dwa miasta W a lk i Wolmar, w których niema sta
cji pocztowych. W a lk le ż y między stacjami T e jlu i Hulben o i o j werst od pierwszej i 3 od drugiej. Pocztowa stacja w Wolmarze le
ż y prawie ó dwie wersty za miastem. Szkoda z e stacje te , nie są w dwóch wspomnionych le ż ą c y c h na samej pocztowej drodze. Przez to p op raw iłb y się stan tych miast, albowiem ka
ż d y p o d ró żn y strudzony i znudzony wolną jazdą, wygłodziwszy się na pocztowych stacjach
i sprzykrzywszy sobie oddawać swoją sakie
w k ę pod samowolne, rozporządzenie utrzymu
jącego pocztę, odetchnąłby w mieście, zjadłby obiad w traktjerni,.i zaopatrzyłby się w żyw n o ść n a drogę. Pocztowe stacje w nadbałtyckich prowincjach, utrzymywane są przez O byw ate
li, lecz ci budują tylko domy i ustępują tym k tó rzy za podwody i furaż ( dawany w natu
rze lub pieniędzm i) obowięzują się utrzym y
w ać konie'. Zjawia się spekulant z n aznaczo
n ą liczbą koni, z których kilka dobrych cho
wa dla starszych urzędników i kurjerów, a dwa tuziny jakich takich dla przejeżdżających za
swoim interesem. W Inflantach na każdój sta
cji przybita jest na ścianie tabella cen wiktu
ałów. Za cztery potrawy płaci się po dwa ru
ble ass : od osoby. Dostaniesz misę kw aśne
g o mleka, miskę słodkiego z twarogiem, ka
w ałek solonej r y b y lub zieleninę ( w ypielę
gnowaną w polu macierzyńską ręką przyrodze
nia ) i kawałek odwiecznej pieczeni. N a mi
ło ś ć B o ga n ie pytaj się o wino! jeżeli n ie chcesz za butelkę octu z kartką od wina za
płacić 5> 6 albo 8 rubli ass. N a jednej stacji nie dojeżdżając Rygi, kazałem dać gorącej w o d y i śmietanki do herbaty. P rzy porachunku mu
siałem zapłacić jakby za herbatę po a ruble as:
za porcję. Zechceszli trochę się posprzeczać?
w tym momencie wyliczą wszystkich jenerałów k tó rzy przejeżdżając byli wszystkem zadowol- n i e n i ; wyśmieją cię i k ażą sobie zapłacić ja k im się podoba. W y ją tk i bardzo rzadkie.
Rzecz bardzo jasna, że utrzymujący stacje pocztowe, ży czy lib y sobie ażeb y te leżały jak można najdalej od miejsc zamieszkałych, a szczególnie miast i traktjerów. L e monde mar- che powiedział je<Jen autor, wszystko na świe-
cie musi iść albo naprzód albo w s t e c z , t.j.
albo się doskonalić, albo te ż p su ć, a ż e b y przy
szedłszy do ostatecznego stopnia zepsucia, z n o w ą się silą odrodzić. N ić w świecie nie ma nieruchom ego, czyli lepiej m ówiąc trwałego.
Jedne ty lk o pocztow e stacje w Estonji i In
flantach stóją ciągle na jednym stopniu. W s z y scy podróżni juz od lat czterdziestu bez u - stanku ustnie i w pismach publicznych mówią jed n o i je d n o , n ie wyłączając nawet i kra
jowców* " Doświadczyłem wszystkiego, na co się uskarżał Baron Szlipenbach w ri
8l4
r. (a)z tą tylko różnicą, ż e mię nigdzie nie zatrzy
mywali, boin też ja nie bardzo się spieszył. I szczęśliwie opłaciłem się tylko nudami, kilku dziesiątkami talarów, głodem i zepsuciem &o-
łądka. v .
* M ałe miasteczko W a lk , l e ż y między pagór
kami okrytemi zielonością nad rzeczką na
zwaną Peddel, która wijąc się pomiędzy drze
wami wypływa na dolinę. P ołożenie miejsca prawdziwie malownicze, i dom y tak porozsta
wiane m ięd zy drzewami, ż e mały W a lk zda się b y ć dość dużóm miastem. T rud n o dom y
ślić się, podjeżdżając do niego, że tu jedna ty lk o duża ulica, to jest pocztowa droga /wy
brukowana jakby na umyślnie dla doświadcze
nia trwałości Petersburgskich pojazdów i czte-
0 «
r y małe boczne ulice. W mieście niewięcej nad 45o mieszkańców obojpj płci niemców, po wię
kszej części rzemieślników i kupców, dostar
czających mieszkańcom wsi przedmiotów zb y-
( a ) E r i o o e r u o g e a v o u e i a e r R e j t d n a c i ] S t j P e t e r s b u r g 1 8 1 4 *
a j i
t k a wcale nie zbytkownych. D o m ó w Ą murowa
nych j 68 drewnianych i jeden Luterski muro
w an y kościół. D o miasta n ależy kilka wsi z poddanemi i bez nich. D o c h o d y z nich na*
potrzeby miasta są obracane.
W a lk nie bogaty w historyczne wspomnie
nia, podzielał losy całego kraju i nie był świad
kiem nadzwyczajnych w ypadków . Założycie-*
lem jego był mistrz Eberhart von M onhein w jroku 1334? w dziesięć lat potem był wzięty i zburzony przez Litwinów, którzy połączyw szy się z kniaziami Witebskim, P o ło ck im i S m o
leńskim, ze stotysiącznem wojskiem spustoszy
li Inflanty. W ie lk i mistrz Kawalerów T e u - tońskich H e n ry k D e sm e a ( b ) ( D e s s e m e n ) pobił ich przy L a bij a ju, i podług historyków Ąo^ooo padło na placu. W roku \Ą
7
jS w dzień%
St. Barbary zawartą była w W a łk u pamiętna konwencja między R yzkim A rcybiskupem von Szarfenberg i mistrzem kawalerów mie
czowych H en ryk iem von Bukendorf, po dłu
gich sporach do k tó ry ch należeli P apieże i Cesarze niem ieccy. Rzecz szła o pierwszeń
stwo w rządach, czyli raczej o panowanie nad Inflantami. A rcyb isk u p i chcieli ażeb y zakon poddał się cywilnej w ładzy duchowieństwa, i ziemie będące w jego posiadłości, za lennictwo nie za własność uważał. Z a k o n przeciwnie
(b) Graf de Bre naEywa go Henri de Dusemer.
przyznawał sobie prawo do Inflant jak b y ło istotnie, i żądał a że b y R y g a uznała jego pa
nowanie. Z wielkich pretensji jak to bywa zro
dziły się małe, tak ż e zakon wiódł spór na
w e t o krój sukni Biskupów! i na ten raz w y
grawszy sprawę, oszukany, narażony na koszta, ustąpić musiał chytrej polityce. O d tego cza
su aż do roku i 5 o i . nic nie znalazłem w hi- storji godnego wspomnienia o W ałku. W tym r o k u znamienity Mistrz Pletenberg zawarł w W a ł k u odporne przeciw Rossji przymierze, z W ie lk im Xięciem Litewskim A lexandrem , z Szwecją, Danją, N orw egją i Finlandzkim, Est- landzkim i Kurlandżkim Arcybiskupami. Ros- sjanie natenczas już spustoszyli Inflanty około N a rw y i Dniepra. W a l k b y ł ulubionem mie
szkaniem mistrza Firsztenberga, k tóry ż y c ie w rossyjskiej niewoli zakończył. P o wtargnię
ciu rossyjskich wojsk do Inflant pod panowa
niem Jana W asilewicza, i po wzięciu Nejhau-
I V
zen, Firsztenberg poróżniw szy się z D orp a- ckim Arcybiskupem , i niemając ani wojska, a- ni ducha do o b ro n y kraju uciekł do W ałku,
^ a k o ń zgromadził się w tem mieście i w prze
strachu wybrał Gotarda Ketlera Koadjutorem czyli pomocnikiem Mistrzowi. Przy końcu 1559 r. Firsztemberg zrzekł się zupełnie swej g o
dności ustępując ją swemu pomocnikowi#
Dla samego w yboru Ketlera, W a lk ju ż jest
godnym uwagi. W tamtych czasach w y b o r y odbyw ały się za zwyczaj w kościołach/ z cie
kawością przypatrywałem się ścianom k tó re odbijały niegdyś odgłosy radości i przestra
chu. Niewiem tylko czy tenże sam k o śció ł istnieje do tychczas. Za panowania Cara Iwa
na Wasilewicza, mieszkańcy W a łk u byli po większej części w ygu b ien i i rozproszeni: p ło mienie pożaru wysuszyły krew pozabijanych
obywateli.
W o lm a r b y ł kiedyś dużem i znakomitem miastem ; liczono je m iędzy znaczniejsze miasta Inflanckie w i 5 wieku. Z a ł o ż y ł je D uński K ró l W old em ar, D ru gi o k o ło 1219.
roku , k ie d y władzca ten zamyślał o utrzyma
niu całych Inflant pod swojóm panowaniem.
D o tych czas widzieć się dają w W olm arze roz- waliny zamku obwarowanego w r. 1233 przez Mistrza W ilhelm a von Szauenburg. Miasto ob
toczone było murem, wałami, rowami i wszy
stkie zabudowania b y ły murowane. W o j n a i p o ża ry p o łk n ęły jego zamożność i dzisiaj • W o l m ar mieści n ie więcej nad 55<> obojej płci mieszkańców. Jeden ty lk o Luterski K o śció ł
murowany. Pryw atnych domów wszystkiego o k o ło osiemdziesięciu drewnianych i 10 mu
rowanych. Pocztowa droga przechodzi śro d kiem miasta które le ży w ślicznem miejscu nad rze k ą A a. \Vszystkiew o g ó le miasteczka In-
2
flanckie odznaczają się pięknem położeniem miejsca; ogromne, cieniste drzewa, lipy, kasz
ta n y dzikie, starannie pielęgnowane troskliwą rę k ą mieszkańców, upiększają roskoszne wi
doki. Białe dom ki z czerwonemi dachy wy
glądają z gęstej zieleni. Spokojna A a, staro
ż y t n e rozwaliny, k o śció ł o to c z o n y mogilni
kiem , składają przyjem ny obraz, szczególnie patrząc na miasto, z pozaogrodzenia k o ście l
n eg o . Mieszkańcy tutejsi podobnie jak w W a ł k u p o większej części N ie m c y i tym że tru
d n ią się przemysłem. W o lm a r ma także na
le ż ą c e do miasla grunta i folwarki z poddane-
mi. - v • / ' ’ ^
Nazwisko W olm aru często spotykać się da-
■ p
je w Inflanckiej historji. W nim zawarte znako
m ite przymierze w iĄ Si między Ryskim A r cybiskupem Sylwestrem i wielkim Mistrzem kawalerów Teutońskich Erlichshausenem; któ
rym Arcybiskup zniósł wszystkie przywileje duchowieństwa, m ogące d ać pow ód do no
w ych sporów, przyrzekł nosić suknie zakonu, oraz siebie i Kanoników Ryskiej kapituły ra
chow ać do członków jego. Z a k o n korzysta
ją c z tego osłabienia władzy Biskupów^ przy
musił go w następnym roku do zawarcia n o w ego traktatu w Kirholmie, na m o c y którego
panowanie nad R y g ą należeć miało do zako
n u , nie zaś do Bikupów . M ieszkańcy R ygi
\ - •
w ' . — 234 —
którym się to rozrządzeniem© p o d o b ało , zniewo
lili Biskupa do zerwania zawartej ugody. W y b u - chnęła wojna między zakonem i Biskupem, k t ó r y zagraniczne wojska przyzwał na p o m oc;
jednakże pobity, wzięty w niewolę, w K o k e n - huzie do więzienia w trą co n y został. N ad are
mnie Papież Syxtus IV*. miotał g ro m y p r z e kleństw na Rycerzy, i nazywał ich synam i wy- stępkm R ycerze grabili kościelne majętności.
Sylwester umarł z rospaczy, i p rzyczyn ą n ie szczęść jego b y ł traktat zawarty w W olm arze.
Zazwyczaj w p o lityce tak jak w e wszystkich rzeczach, jeden fałszywy k r o k ciągnie za sobą tysiące nieuchronnych błędów.
Ryga, która pod panowaniem A rcyb isk u p ó w była prawie n ie zawisłą ograniczaiąc ich du
mę p ie n ię d z m i, R yga z rospaczą opierała się napaściom Z a k o n u . P o długiej i krwawej w o j
nie prow adzoney z odmiennem szczęściem , w której R yga znaczne zagraniczne wojsko utrzy
mywała na swoim żołdzie; zakon otrzymał zupełne zw ycięztw o. Zaw arty został trakta^
w W olm arze roku 1491 na m o c y którego R y ga powinna była zrzeć się wszelkich stosun
ków z obcem i państwy, w y b u d o w a ć swoim kosztem Komandorski zamek w mieście* i w j - pełnić wszystkie poprzednie traktaty, podaią- ce R y g ę władzy z a k o n u . W o lm a r pam iętny wydanem w roku 1507 prawem przeciw zb y t
— 235 — '
k o w i. Piiaństwo i obżarstwo, doszły b y ły do tego stopnia w Jnflantach, ż e rycerze i k u p cy przepędzali całe ż y c ie na weselach i innych fa
milijnych obrzędach, ciągnących się w każdym domie po kilka t y g o d n i. B ied n e k o b iety za*
ledwo się ruszać mogły pod ciężarem koszto
w nych strojów, a posag dla córki i licz ta we
selna, rujnowały całe gospodarstwom W ie lk i Pletenberg chciał zniszczyć ten gminny i śmie
szny zbytek ; ale prawa tam tylko działać ma- g ą , gdzie nieskażone o b yczaje. Pletenberg n ie miał dość władzy ż e b y przymusić do w y
pełnienia tego co napisał .
jNakoniec Stefan B atory przez swoie męz- two i wojenne szczęście, nadał tej wojnie in n ą postać* Jan zawarł p o k ó j w 158 2 roku, zrzekł się wszystkich zaborów w Inflantach, i D o rp a t w rócił się do Polski.
W tym nieszczęśliwym czasie, - Jezuici założyli w D orpacie swoje Kolegium i zaczę
li u żyw ać środków w celu zaprowadzenia wia
r y katolickiej w Inflantach. — R z y m s k o - k a tolickie Duchowieństwo nie mogło skłonić na swoją stronę umysłów. P o d pozorem ukara- nia Szlachty za ich przywiązanie do Rossji, skonfiskował Batory mnóstwo majątków, roz-
darował je swoim p a n o m , a część dla siebie za
chował. , Z y g m u n t III. również gorliw y w za
gładzeniu wiary luterskiej, więcej niżeli jego
TT- 236 ---
p o p rze d n ik dokładał starania w zaprowadzę- niu handlu i nadał miastu tem u liczne przy
wileje. Lecz próżn e b y ły je g o usiłowania, zm ieniły się okoliczności i D orp at upadł*
Nastąpiła wojna między Karolem IX. K ró lem Szwedzkim i Z ygm u n tem III. o następstwo;
tronu. Dla Dorpatu wznowiły się smutne cza
sy. W 1600 roku 27 grudnia, Szwedzi z d o byli szturmem nieszczęśliwe miasto. W 1603 po długiem oblężeniu, P o lacy na pow rot ode
brali je. W 1607 Szwedzi na n ow o podstą- ili p o d D o rp at, i opustoszywszy o k o l i c e ,
wycięczywszy głodem mieszkańców, odeszli bez*
korzystnie. Na dobitkę wszystkich nieszczęść w 1624 roku okropna zaraza rozszerzyła si§
w D orpacie i jego o k o lic a c h ; od której w ię
ksza część mieszkańców ocalona, od miecza i głod u zginęła.
Jeden wielki człowiek odmień ia los całych na
rodów . W zawodzie w ojny o następstwo tronu u-*
kazuje się Gustaw Adolf, wzór rycerzy i M onar
chów. W roku 1625 poośmiodniowym oblęże
niu, on zdobył Dorpat. C iągn ąc wojnę za re
ligijną w oln ość wNiem czech wielki mąż w wojen
nym zawodzie myślił o szczęściu ludzkiem, i, z pola bitwy rozsyłał mądre rozkazy d ą ż ą ce do zakwitnienia szczęścia w krajach pod
bitych. Zajął się więc odnowieniem handlu, rolnictwa i oświecenia w1 nieszczęśliwych In
»37
flantach, co długo jęczały z p o w o d a niezgody sąsiadów i pod własnym nierządem; mianował o n W ielkorząd cą Inflant nauczyciela swojego Jana Skitta, męża pełnego nauki i cnót. —
"Wybór mądrych i cnotliwych rządców w ja
k im ko lw iek kraju, jest pierwszym zakładem mi
łości k u monarsze. Inflantczycy czuli dobroć Gustawa Adolfa z światłych rządów Jana Skit
ta. O n przeznaczył D orp at za punkt środko- w y sprawiedliwości i ośw iecen ia, urządził tam wszystkie sądownictwa cywilne i ducho
w n e , a w roku 1630 Gimnazyum, w którym n au czyciele mieli tytuł professorów. Skitte zwrócił całą swoję uwagę na edukację w ło ścian ; lecz niedostatek nauczycieli umiejących języki Estoński i Łotew ski, wstrzymał je g o u- siłowania w tak uzytecznym cela. Z a ło ż y ł wreście U n iw e rsytet, k tó ry wspólnie z Konsy- storzem zajął się tłomaczeniem na język E - stoński i Łotew ski xiąg pisma świętego i psal
mów, jakoteż edukacją nauczycieli na predi- kantów (kaznodziei) i zaprowadzeniem szkół narodowych. M ądre zamiary i szczęśliwe p o
czątki Jana Skitta, uwieńczone zostały wielką k o rzy śc ią ; tak rzucone dobre nasiona bez względu na liczne przeszkody zawsze k o r z y
stny p lo n wydadzą. Inflanty po dziś dzień błogosławią pamięć wielkiego Gustawa A d o l
fa i jego mądrego nauczyciela.
— 238 —
Z ży cie m Gustawa Adolfa skończyło sig- szczęście Inflant. Pod rządem Królowej K r y
styny, Inflanty w ycieńczone b y ły podatkam i, a pod Karolem X . znowu stały się teatrem w ojn y. K r ó l Szwedzki w kroczył do Polski i
L itw y, i zamyślał p rzy łą czy ć p o d kwoje pa
nowanie niektóre Polskie prowincje. C a r A - le x y Michałowicz n ie m ógł spokojnie p oglą-
dać na wzmagającą się potęgę Szw ecji; w ed le praw m ą d re j polityki wypowiedział w ojnę K a rolow i X . i wtargnął do In fla n t, k tó re zosta
w a ły w najgorszym stanie o b ron y. 4 °»ooo R os- sjan podstąpiło p o d D o r p a t , k t ó r y po k ró t
kiej obron ie kapitulował w ro k u 1-656; załoga, • urzędnicy i U niw ersytet otrzymali pozw olenie
w y jś ć z miasta. D o r p a t zostawał przez lat 5 w ręku R ossjan, i dopiero p o zawartym p o k o ju w ro k u 1661 odstąpiony został Szwecji.
O d tego czasu D o rp a t jeszcze czterdzieści trzy lata zostawał pod panowaniem Szwedz- k i e m , pamiętnem tylk o z ustawicznego pom n a
żania p odatków i ró ż n e g o rodzaju udręczeń.
O d n o w ie n ie Uniwersytetu roku 1690 można p o c z y ta ć za je d y n e dobrodziejstwo w yrządzo
n e tej krain ie, inne zaś przywileje na n ic się nie zdały; bo w yp adkom nie można tak roz
kazywać jak ludziom. R edukcyjna Kommissja ogołacając szlachtę z licznych posiadłości, nie- p rzy ło ży ła się do zbogacenia okolicy, pozba-
— zĄo —
wionćj przemysłu i handlu, A lubo b y ły za
miary połączenia rzek i jezior, zaprowadzenia nowej komunikacji wodnej przez połączenie morza zCzudzkiem jeziorem na rachunek szlach
ty i stanu k u p ie c k ie g o , lecz niedostatek p ie
niędzy zniweczył w szystk ie projekta,
Nakoniec w roku 1704 Rossyjski Jenerał Szeremetów zdobył Dorpat, którego mężnie b ro , nił waleczny Szwedzki Pułkownik Skitte* M ia
sto kapitulowało, a osada poszła \V niewolą. —
o t
Dorpat utrzymał się przy wszystkich przywi
lejach, lecz w krótce nowem u uległ nieszczę
ściu. Rossyjski Komendant Naryszkin oskar
żył D orpat o knowanie zdrady, i mieszkańcy jego w roku 1708 uwięzieni posłani byli do Rossji, a niektórych na miejscu ukarano. — Dorpat na nowo opustoszał; w rozwalinach je go mieściła się Rossyjska załoga aż do zawar-
4 I . V f V ■
cia Nejsztatskiego traktatu. Piotr W ie lk i przy
łączył na wieczne czasy Inflanty, wrócił D o r - patskich mieszkańców z wygnania, urządził Magi
strat i odnow ił dawniejsze przywileje. Miasto na nowo odbudowało się; handel o ży ł.
O d tej epoki Historja D orpatu przedstawia ciągłe pasmo dobrodziejstw Rządu Rossyjskie- g°- ' ' V — ■ V ' V
W latach 1760. i 1776, miasto pokilkakro- tnie zniszczone p o ża rem , do pstatku zrujno
wane z o s ta ło , a mieszkańcy pozbawieni byli m ożn ości stawiania now ych domów. Kata*
rzyna i miłosierdzie wielu poiedynczych osób, podniosły miasto z popiołów i D orpat odro
dził się w nowej barwie. Cesarz Paweł I. na
dał pierwszą zasadę Uniwersytetowi, darował p l a c , a błogosławiony Alexander wzniósł ten pom nik naukom dając mu n ow e urządzenie w roku i8oa. Grudnia 18 dnią.
G o d n y uwagi Instytut dla pomieszczenia szlachetnych panien z a ło ż o n y przez Cesarza Pawła I. w f o k u 1798* Jest to rodzaj klaszto
ru w k tó ry m panny rodu szlacheckiego do czasu zamęścia, zostają pod' rządem mistrzy
n i , pobierają naznaczoną pensję, mają ekwi- p a ż e , lekarza, wspólny stół, mogą w yjeżdżać gdzie się im podoba i przyjmować gości. P r z y zamęśćiu odbierają posag i póki należą do te g o instytutu, dla odróżnienia się noszą
przewieszoną przez p lecy wstążkę koloru po*
marańczowego 2 czerwoną obwódką, zielonym k rzy ży k iem oprawnym w złoto i z cyfrą Mo-»
narchy, założyciela instytutu. Na koszcie rzą
dowym znajduje się 12. dam. O prócz tych, życzące mieścić się na własnem utrzymaniu,
mogą b y d ź przyjęte za wniesieniem sum m y u*
stanowionej. *'
S k o ń c zy ły się na zawsze niepokoje i r o z lew krwi w Inflantach, odtąd na ło n ie p o -
tężonćj Rossji bezprzestannie cieszą się szczę
ściem i obfitością. D o rp at z swoim U niwer
sytetem jest ia k b y brylantem w środku w ień
ca, zlewającym d o b ro czyn n y blask na zacho
dnie prowincje. T u kształcą sig oświeceni w o jow n icy i urzędnicy państwa, doskonali le
k a rz e , i cnotliwi pastorowie, którzy w języku narodowym opowiedają Estończykom i Ł o tyszom słowo B o ż e , i prawa moralności. Prze
biegn ę z czytelnikami mojemi bogate i dosko
nale urządzone zakłady tej świątyni Muz In
flanckich, ż e b y widzieli jak prowi^icye nad bałtyckie umieją korzystać z dobrodzieystwRzą
du.
Szanowny R e k to r Uniwersytetu, Radca Stanu Ewers, sam b y ł moim przewodnikiem w ukazaniu wszystkich zakładów. O godzinie 8 z rana przy najpiękniejszej pogodzie, poszli-
' •! X v 7 ^ N
śm y do ogrodu botanicznego. N ie będąc znawcą w botanice, nie byłem też wstanie na
cieszyć się bogactwami i osobliwością k ró le
stwa roślinnego; jednakże zachwycony byłem pięknem położeniem ogrodu, jego czystością, porządkiem , śliczną oranżerją, gęstemi i cie- nistemi alejami, i szczęśliwą pozycją, chociaż na niewielkiej przestrzeni zajętą p o d o g ro d i kią- by* W y s p y na pięknem stawie, wzgórza ubar
wione roślinami wszystkich krajów i klimatów;
powietrze napełnione wonią; oczy niem ogły
* * — a43 — '
nasycić się rozlaną wszędzie zielonością k w ia tó w ; w tej porze mało ich b y ło na od- k rytem powietrzu, lecz i te przy ran
n y m blasku słońca świecą jak drogie ka
mienie na axamicie. Z tarasu ogrodowego w id o k prześliczny. O czom przedstawia się część,m iasta, roskoszna dolina z wijącym się p o nićj zwierciadlanym Em bachem i g ó r y u- wieńczone krzakami z rozrzuconem i tu i ow
dzie chatami. Rozwaliny kościoła i wiatraki p o górach, wykończają ten krajorys. — N a p ó ł rozwalone w y s o k ie ściany, m ów iły do
mnie: memento m o riy a bystre krążenie skrzy-*
deł m łyńskich, przestrzegało o prędkim bie
gu czasu i niestałości naszych chęci i nadziei.
Bogactwa przyrodzenia i szczodrość T w ó rcy, w edle słów D zie iża w in a , odbijały się w t e m zebraniu rzadkich i u żyteczn ych p łod ów zie
m i, jak słońce w małej kropli w ody. M im o w oln ie oddałem się rozmyślaniu; historja D o r patu odnowiła w um yśle moim smutne w spo
mnienia. Natura w tysiącznych kształtach dą
ż y na k o rzy ść i szczęście człowieka, a czło
w ie k nieustannie oddala się o d niej, p o
miata nogą k o s z t o w n e 1 iej dary, i goni się za urokiem szczęścia, które tw orzy sobie w własnych namiętnościach i przesądach. Je-
dno tylko oświecenie wraca człowieka na ł o no natury, i tu na ziemi Uniwersyteckiej po
, _ tĄĄ _
myślałem o wysokim celu oświecenia, i o szczęściu które się przezeń zlewa na ludzkość.
• * * . j f ■
U czon y mój przewodnik w yw iódł mię z rozmyślania, zwracając uwagę moją na k o sztowne krzewy. W ie d zie ć n ależy że tu znaj
dują się rośliny wszystkich klimatów obszpr- nej Rossji, płody' Krymu , Kaukazu i Syberji.
Mnóstwo botanicznych ogrodów zazdrości bo
gactwom Dorpackiego , szczególniej pod wzglę
dem roślin północnych. Dla czytelników mo
ich m ozeby się zdawało zbytecznem , wylicze
n ie wszystkich osobliwości: powiem tylko, że w ogrodzie tym znayduje się między innem i,
123 .
n o w y c h , a3
zupełnie n ie znanych gatunków. 1 ;
Z' ogrodu botanicznego poszliśmy w głó
w ne zabudowanie U niw ersytetu, gdzie Pro- fessorowie czytają lekcje i gdzie mieszczą się
gabinety osobliwości. Budowa ogromna, na trzy piętra, z wspaniałym frontonem i kołu-
■ t ^ •
mnadą. Budowa ta niekosztowała więcej nad 207,45°- rubli. Żałowałem mocno, że zamiast * c o b y powinna była mieścić się na głównym p la c u , stoi w ciasnej ulicy, lubo przed gma
chem znajduje się nieco próżnego miejsca, w kształcie niewielkiego placu. Lecz objaśnio
no mię, ż e to odosobnienie wybrano umyślnie na t o , ż e b y zgiełk na ulicy nie rozrywał u
czniów w czasie trwania lekcji. D la spokoj
n ych mieszkańców Dorpatu g łó w n y ich plac w yd aje się bydź gwarnym; mnie zaś przywy- f k łe m u do huku stolic, zdawał się bydź pusty
n i a
Z przysionku, zaraz na lewo weszli siny do sali i Gabinetu fizycznego. Tam spotkał nas Professor fizyki N adw orn y Radca P arrot, syn sławnego u nas akademika, byłego Rektora w Uniwersytecie D orpatskim , który, tak wielu wynalazkami i odkryciami wzbogacił nauki.
G abinet fizyczny bogaty jest w machiny i a- paraty, z których większa część jest ro b o ty znajomego Paryzkiego fizyka i Mechanika
Szarla. P. Parot z nadzwyczayną uprzejmo
ścią, pokazał mi wszystkie osobliwości tego zbioru, a nawet dowiedziawszy się ż e nauk fizy
cznych wielkim jestem miłośnikiem w y k o n a ł w przytom ności mojej mnóstwo ciekawych do
świadczeń. Przytem zanotowałem niektóre machiny, które po raz pierwszy zdarzyło mi się w id zieć, albo które znałem lecz tu u d o skonalone ujrzałem, jako to: aparat służą
c y do parabolicznego cieku p ły n ó w -to jest dla udowodnięnia ż e ciała p ły n n e rzucone w górę, przy spadaniu swojćm kre-
0
ślą parabole i machinę do parabolicznego rzutu ciał twardych. O b ie machiny urzą-
—
2
Ą6
— vy ^ w ^ '
T f l # > y • . w w w \A • r * ą * * S *
,'j idzóne są sposobem bardzo prostym i do
godnym . Aparat nadzwyczajnie prosty, dla
* udowodnienia, ż e czarny kolor jest tylko niedostatkiem promienia białego nabyty przez
Ojca professora Parota, szanownego Akadem i
ka, zupełnie odpowiada swemu przeznaczeniu.
G o d n y uwagi Heliostat albo Aparat, dla u - trzymania na jednem miejscu odbicia się sło
necznych p r o m ie n i.1 D o liczby użytecznych o d k ry ć Akademika Parrota,, nalżey ^duplikat
elektryczny i ostrokrąg hidrauliczny, dla do
wiedzenia sprężystości w o d y. A le nadewszy- stko zwrócił moją uwagę po raz pierwszy a- parat, dla poleryzacji światła albo dla u d o w o dnienia ż e promień słoneczny ma dwie strony:
czarną i białą. P o skończonych doświadcze
niach, które tak wiele przyniosły mi ukon
tentowania, nie m ogłem się wstrzymać od t e g o żebym n ie rzekł do obecnych: Łaskawi Panowie! oto aparat dla ukazania skłonności rodu ludzkiego do przyganiania, i wkorzenie- nia w nas chęci upatrywać wszędzie i we wszy- stkiem coś złego, N ie d o sy ć na tem że zna
leźliśm y plamy w słońcu; już i w światłym promieniu jego widzim czarną stronę. D la czegóż się więc dziwić, jeśli w naszych p ło
dach lub te ż najszlachetniejszych postępkach, 'ludzie uzbrojeni aparatem zawiści, znajdują
czarną stronę.” Uczeni zgodzili się z mojem /
7 ' —
*47
— , ’ . --zdaniem. W życiu mojem słyszałem, wielu Frofessorów, lecz w yznać muszę ż e tak w y
m ow nego jak Parrot,. rzadko zdarzyło się mi słyszeć. Zazdroszczę jego słuchaczom.
Naprzeciw gabinetu fizycznego, znajduje się sala Chemiczna, zbogacona mnóstwem apara
tów, i laboratorium. .Tam zastaliśmy Profes- sora Radcę nadwornego Ozanna. W ciągu czteroletniego, p ob ytu w D orp acie, zajmuje się z korzyścią dawaniem lekcji, a prócz tego przysłużył się niektóremi ważnemi odkryciami które miałem szczęście widzieć w teorji i w praktyce. W naukach fizycznych nie dość jest dla Pofessora p ow tó rzyć z książki cudze odkrycia. T a k o w y sposob wykładania n ie ty l
k o że nie przyniesie sławy dla Uniwersyte
tu, lecz nawet nie zachęci uczniów do za
miłowania nauki. K iedy zaś sam Professor zaełp-' - o c bia się w tajniki przyrodzenia,i własnemipostrze-
żeniami rozszerza okrąg wiadomości ludzkich, w ted y ty lk o odpowiada godnie powołaniu u- czo n ego , i wznosi się nad sferę prostych o - powiadaczów cudzej nauki. Z szczególniejszym ukontentow aniem słuchałem szanownego O - zanna i z duszy życzyłem a b y się sp ełn iły na przyszłość zamiary jego służące do o d k ry cia i udoskonalenia tej nauki.
P. Parrot raczył pokazać mi także gabinet mineralogiczny, u ło ż o n y na drugiem piętrze
głównej Uniwersyteckiej budowy. W ielce nad tt*m boleję^ że z przyczyny słabości Professo- ra Historji Naturalnej N ad Radcy Engelard- fa, nie miałem szczęścia p o zn ać się z nim.
Niedawno wrócił on z uczonej podróży któ
rą odbył w R o s s j i , i z niewyczerpanych rud Siberyjskich zbogacił Gabinet rzadkiemi pło
dami z królestwa kopalnego. Oprócz sztuk znajdujących się za szkłem dla zabezpieczenia
Gabinetu, P. Engelardt u ło ży ł w szafach próby ^ wszystkich dotąd znajomych metalów i mine
rałów, a że lekcje odbywają się w samym ga
binecie, przeto słuchacze widzieć mogą w na
turze każdy przedmiot o którym jest mowa.
Oprócz wielu rzeczy kosztow nych, widziałem w gabinecie wielkie b ryły złota samorodnego i kawałki m alachita darowane Uniwersyteto
wi przez Cesarza Alexandra. O b o k gabinetu M i
neralogicznego, znajduje się Gabinet historji Naturalnej albo zebranie rzadkości z królestwa zwierzęcego i płazów, Szczególniej godny zasta
nowienia zbiór ptaków południowej półkuli z których większa część przywieziona została przez P. Professora Radcę Nad: Eszolca, zebrana w czasie ukończenia przezeń podróży na około świata „w towarzystwie z P. Kocebue.
P. Eszole zbogacił także gabinet rzadkim zb io rem muszli, korali i zbiorem gadów. Miałem
szczęście poznać się z tym uczonym podró-*
żnym. L ist
— 248 —
i — a4g
L ist piąty.
K i e d y pokój zawarty na lat Jo między M i
strzem Pletepiberg, a X . Janem Bazylew iczem W . u p ły n ą ł, i Jan^B^zylewicz G r o ź n y naka
zał był już wojsku swojemu wtargnąć do In
flant; wtenczas Stany Inflantckie, dla nara
dzenia się, względem wyprawienia do C a ra Rossyjskiego posłów z proźbą o pokój na lat
3 o zgromadziły się b y ły do W o lm a ru . Z g o dził się Jan na zawarcie przymierza , lecz ty l
k o na lat 1 5 ; z tym nadewszystko warunkiem, aby mu w ciągu trzy-letnim , w y p ła c o n y z o stał nied obór p od atku , zwanego ✓ Glaubens-
Zins. Inflantczycy niedopełnili rzeczonego wa
ru n k u , i jak w ia d o m o , utracili p o krwawej w o jn ie , niepodległość własną.
W tej epoce k ró tk ie j, poczynającej ,się od układów z Rossją o p o k ó j, aż do jej wtargnie-
nia w roku i 5 5 8i nie ty lk o zatargi biskupów z Zakonem nie ustawały, lecz większej nabywa
ł y jesz* ze zaciętości: miasto uzbrojenia się wszystkiómi siłami naprzeciw grożącej potędze R ossyjskićj, sprzeczano się względem praw a, kto powinien w yb ierać Koadjutora czyli p o
mocnika do Kapituły w Rydze. W ilh e lm , A r cybiskup R y z k i, a b y utrzymać na tej po*
sadzie wybranego przezeń na Koadjutora C h ry - stofora Xięcia na M eklem bu rgu , pobudził do
3