• Nie Znaleziono Wyników

Gazetka dla Kobiet, 1924, R. 2, nr 11

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Gazetka dla Kobiet, 1924, R. 2, nr 11"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

IflZETHfl DLA

ZBO G I E f f l D L A O J C Z Y Z N Y

KOBIET

R e d a k c ja i A d m in is tr a c ja : W a r s z a w a , N o w y - S w ia t 34 m. 4. Tel 244-15. K atow ice, W a r s z a w s k a 58. Tel. 1330 T R E Ś Ć NUM ERU: Do S ió s tr z Katowic. K F o s . P u z y n i a n k i — T r y u m f a ln y p w r ó t S ie n k ie w ic z a d o Polski L. K. — O b r m C zęsto ch o w y . H. S i e n k i e w i c z . — M iesiąc z m a rły c h . P. R e s t o r f f o w a . Z ch w d i obecnej A. Z d a n o w s k a . — Matki C zuw ajcie. M r ó w k a . — J a k ż y ią in n e n a ro d y . A. Z d a ­ n o w s k a . — W iad o m o ści z k ra ju — U r e g u lo w a n ie ru c h u e m i g r a c y j n e g o do F ra n c ji. — W ieczo ry Zi­

m o w e A. Z d a n o w s k i . Ku ro z w a d z e . H a d e . — Przepisy k u c h e n n e . A n t o s z k a . — Nie staw iajcie pij w e k . — Do c /y te ln ic z e k od Redakcji. — Z S o lca k ą p ie lo w e g o . — O g ło s z e n ie .

Do S M r z Kałowie.

I znow uż, S io stry drogie, w ieltie i odpow ie­

dzialn e przed W am i zad an ie: w ybory do Mady M iejskiej w K atocicacli. I ta k , ja k w szystkie b ra ­ łyście u d ział w plebiscycie i słow em , czynem a p rz y k ła d e m k ażd a z W as przy czy niła się do w y­

zw o len ia Ojczyzny, — ta k i dziś P o lsk a n a to czeka, by k ażd a Ś lązaczka z K atow ic w raz z m ę­

żem, ojcem , b ra te m lu b synem sp e łn iła swój w y­

borczy obow iązek. Tego się od W a s dziś dom a­

ga Kościół, O jczyzna i przyszłość dzieci W aszych.

Nie dziw cie się więc, że N arodow a O rgan izacja K obiet, k tó ra w całej P olsce łączy K obiety w je­

d n ą w ielk ą rod zin ę we w spólnej służbie i p racy d la Boga i Ojczyzny, p rzejęta je st dziś tro s k ą i n ajgoręt^zem p rag n ien iem , aby każdej z W as o w y b o rach tych przypom nieć i dopom ódz W am do sp e łn ie n ia tego ta k w ażnego czynu, gdy ch w ila p o te m u nadejdzie.

P a m ię ta jc ie o tern, że ja k ą będzie R ad a M iej­

ska, ta k ie m będzie w przyszłości całe życie K ato­

wic, ta k ie m i szkoły i szpitale, ta k ą g o sp o d ark a i p o rząd k i w m ieście, ta k a opieka n ad ubogiem i, dziećm i, k alek am i, in w a lid a m i i tacy też u rz ę ­ dn icy będą m iastem calem rządzić. A więc od w yborów do R ady M iejskiej należy spokój, do­

brob yt i pom yślność życia W aszego i ro d zin W a­

szych w najbliższej przyszłości.

W rb ie ra ć zat^m n ależy do tej R ady n a j­

uczciw szych, n ajśw iatlejsz y ch , n ajlep szy ch P o ­ lak ó w , k tó rzy o d d aw n a s ą w m ieście zn an i ze

sweero zacnego życia, o k tó ry ch w iadom o w szy­

stk im , że Boga w sercu m a ją, a nie należy głoso­

w ać n a ta k ich , co to się zjaw ią, ja k grzyby po deszczu, n ik o m u z czynów p rzed tem niezn an i, a k tó rz y dopiero przed w yboram i zaczną w iele ro ­ bić h a ła su , krzyczeć,, obiecyw ać a często jeszcze n ie n aw iść i niezgodę siać w śród braci. N iech W as, S io stry, K atow ice i P o lsk ę c ałą Bóg strzeże od ta k ich w ilków w owczą zaszytych skórę." Do­

b ry m i P o lak a m i, p raw d zim y m i przyjació łm i N a­

ro d u są tylko ci, k tó rzy n a m a w ia ją do Jedn ości 1 Zgody.

P rzy w yb orach w K atow icach niew olno je­

d n em u P o lak ow i zw alczać drugiego, tylko m u ­ szą w szyscy P o lacy razem , idąc ław ą, w alczyć przeciw w sp ólnem u w rogow i P olski, aby go zwy­

ciężyć. W ielkie to i tru d n e zadanie, a ja k go do­

k o n ać. odpow iedź n a to znaleść m u si w sw em

su m ien iu k ażd y sp raw ied liw y obyw atel Ojczy­

zny, k tó re m u dobro P a ń s tw a Polskiego droższe je st n ad osobiste lu b p a rty jn e w zględy.

M atki, żony, sio stry n ie dopuśćcie, by być m iało inaczej. W szak uczy n a s przysłow ie, że gdzie dw óch się kłóci, ta m trzeci korzy sta. Nie n a to Bóg w sk rzesił n a s z ą Ojczyznę, byśm y ją niezgodą, n ied b alstw em lu b len istw em oddać znów m ieli w ręce w roga. Nie n a to ty le się po­

lało polskiej k rw i i łez.

A zatem trzeb a s ta n ą ć w szystkie, ja k je d n a do w yborów , gdy dzień nadejdzie. Ale do tego trzeb a się zaw czasu u św iadom ić i przygotow ać.

N iech nie zab rak n ie żadnego głosu, czy to W a­

szego, czv też kogoś z ro d zin y W aszej. P a m ię ta j­

cie, że n ik o m u nie w olno u ch y lić się od tego o- byw rtel=kiego obow iązku.

Dziś k a ż d a Ś lązaczk a z K atow ic odnow ić m u si w duszy ślu b o w an ie: „Nie dam y z ie m i sk ą d nasz ró d!“

T ak W am dopomóż Bóg.

P rzew od nicząca N arodow ej O rganizacji Kobiet.

Iren a F u zy n ia u k a , poseł n a Sejm w W arszaw ie.

X 3C X K EX X X X X X X X X X X X K X X X X X X X X X X X X

Tryumfalny w r ó t Slenltletólczii

tio Polski.

Ciało ty lk o u m ie ra i w proch się rozsypuje.

D uch żyje i po w ieki zdobyw a n ieśm ierteln o ść n a ziemi, jeśli nie zm arn o w ał za życia daró w Bożą r ę k ą w d uszy jego złożonych. H en ry k S ienk ie­

wicz, w ielk i n asz p isarz, n ie ty lk o był o bd arow a­

ny przez Boga św ietn y m talen te m , ale był w i­

docznie w y b ran y n a p osła Bożego, do n aro d u . Bo w alk am i o w olność Ojczyzny znużeni, po­

p ad liśm y w s ta n jakoby o m d len ia z n a d m ia ru cierpień, rozpaczy, żałoby, o k ry w ając ej cały k ra j.

I oto ja k b y k to z a p a lił pochodnię w ciem no­

ściach, ta k a b y ła w ielk a jasność, k iedy się u k a ­ zały k siążk i S ienkiew icza, głoszące potęgę n a ro ­ du, bogactw a ziem i i dzielności rycerzy, idących w bój za Ojczyznę.

K siążki pod ty tu ła m i: „O gniem i m ieczem “,

„P oto p“ z opisem obrony „Częstochow y przed Szw edam i, sły n n ej cudem Matlci Bożej, „P an W ołodyjow ski“ i „K rzyżacy“, w k tó rej św ietne zw ycięstw o p o lsk ie n a d w rogim n a m zak o n em

(2)

Strona 2 G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer 11

krzyżack im u p am iętn io n e n a w ieki, rozbiegły się po całej Polsce niby isk ry elektryczne, -r- K ażdy poczuł, że je st p oto m k iem w ielkich bohaterów . K ażdy od nalazł w sw ych żyłach k rop lę ich krw i.

O drzucono zw ątpienie, żal, ro zgorzały serca, ożyły um ysły, skrzep iły się dusze. K ażdy w idział, że jeśli P olskę będzie m iał w sobie, to P o lsk a będzie.

P o lsk a jest, niepodległa, obszerna z w ylotem na m orze. W olna. Ale tem u, kto żył tą m yślą, k tó ry ty m Chlebem za żywi ał całe pokolenia, nie dane było doczekać plonu za życia.

Z m arł H en ry k S ienkiew icz w S zw ajcarji, Która gościnnie ch ro n iła rego zw łoki przez la t ośm. A ta k szala ła w ted y w ojna, ta k la ta ły kule, ta k p ad ali se tk a m i tysięcy ludzie, że w śród tego chaosu, n ie m ożna było ru szać d rogich n a m p ro ­ chów. I oto ,w róciły one do Ojczyzny, w chw ale i try u m fie. N ik t n aw et n ie m yślał, nie m ów ił, że tr u m n a jedzie.

W ra c a do n a s Sienkiew icz, — z ra d o śc ią wo­

ła liśm y w szyscy 1 Obce n aro d y sk ła d a ły hołdy.

Ż aden w ielk i m o n a rc h a, żaden z n a jsła w ­ niejszych ludzi, jacy dotąd żyli, nie m ia ł takiego pogrzebu, ta k ie j czci i uw ielbienia, niety lk o sw e­

go n a ro d u — ale n aro d ó w obcych. W ieziono tę- tru m n ę przez S zw ajcarję, A u strję i Czechy. N a stacjach g rom adziły się tłu m y , sk ład an o w ieńce i kw iaty. Rząd pokrew nego n am n a ro d u czeskie­

go zwTócił się z p ro śb ą o zatrzy m an ie zw łok całą dobę w swej stolicy P radze. Przew ieziono tru m n ę uroczystym pochodem do m ęknego p ałacu , gdzie n a ró d p rzechow uje swe n ajcen n iejsze p am ią tk i i ta m we w sp an iale u rządzon ej k ap licy odbyło sie uroczvste nabożeństw o żałobne. P otem przez cały dzień p ły n ę ła ja k b y rzek a lu d z k a dookoła tru m n y . K^żrly ia eh ci U odwiedzić. Na g ran icy P o lsk i oczekiw ali p rzed staw iciele R ządu, ro d zin a i liczne dolegacie. Po p nk ro'dn niii tm m n v i uro- czystem p rz y w ita n iu przeniesiono ją do polskiego pociągu. W o sta tn im w agonie zam ienionym n a kaplicę, w yjęto ściany, żeby tłu m y zgrom adzone n a każdej stacji m ogły zobaczyć tego, k tó re m u

cześć oddać chciano.

HENRYK SIEN K IEW ICZ.

Obrona Częstochowy.

W y ją te k z P o to pu . (Dokończenie.)

Lecz owo ju tro , choćby przyniosło zwycię- stvvo, n ie obiecyw ało sław y, ho czemżc było wzięcie nieznacznej tw ie rd z y i k la sz to ru dla zdobywców tylu m ia st zn am ien ity ch i stokroć leniej w arow nych ? Tylko żądza bogatego łu p u pod trzym yw ała ochotę, ale n a to m ia s t ow a trw o ­ ga duszna, z k tó rą polskie sp rzym ierzone cho­

rąg w ie po stępo w ały pod p rzesław n ą J a s n ą Górę, u d zieliła się jakoś i Szwedom. Tylko że jed ni drżeli przed m y ślą św ięto k rad z tw a, d ru d zy zaś obaw iali się czegoś nieokreślonego, z czego sam i nie zdaw ali sobie spraw y, a co n azy w ali ogólnem m ianem czarów. W ierzy ł w n ie sam B u rch ard M üller, jakże n ie m ieli w ierzyć żołdacy?

Z auw ażono zaraz, że gdy M üller zbliżał się do kościoła św iętej B arb ary , k o ń pod n im sta-

T ru d n o opisyw ać w szystko — n ie m ożna je­

d n a k po m in ąć K atow ic, gdzie n a s i b ra c ia Ś lą ­ zacy p am iętn i n a w sp an iałe opisy p o k o n an ia N iem ców w „K rzy żak ach “, k tó re ich k rzep iły w n ajw ięk szy m u c isk u i d aw ały nad zieję w y rw a­

n ia się z ich niew oli — zgotow ali w sp an iałe przy- jęce ich autoro w i już w w olnej Polsce. P ociąg za­

trz y m a ł się godzinę w K atow icach, przez cały te n czas biły dzw ony we w szy stkich kościołach, h u ­ czały gw izdki we w szy stk ich k o p aln iach , fab ry ­ k ach i po lokom otyw ach — w aliły a rm a ty i g ra ły kapele.

W Częstochowie, k tó rej obronę S ienkiew icz ta k cudow nie opisał w „P o to p ie“, przew ieziono tru m n ę n a J a s n ą Górę, u staw io n o ją n a p la cu przed k a p lic ą M atki B oskiej. Ojcowie P a u lin i od­

p raw ili m odły — przem ów ił przew odniczący R a­

dy m iejsk iej. W uroczystości tej wzięło u d ział przeszło sto tysięcy ludzi, k tó rzy do sta c ji tr u m ­ nę odprow adzili. — W W arszaw ie b ra ły u d z ia ł we w sp a n iały m pochodzie delegacje ze w szyst­

kich m ia st P o lsk ich , R ządu, S ejm u, S enatu, w oj­

ska. liczne sto w arzyszenia ze sz ta n d a ra m i. N iesiono w ieńce z n ap isam i. Ale n a d w szyst­

k ie g'o -y, nad w szystkie pokłony, m ilsze du cho ­ wi Jego były te hufce zbrojne p olskich żołnierzy, ta p o b u d k a w ojskow a, ta sp rezen to w an a broń, te u ła ń sk ie czapki, te drogie polskie m u n d u ry tow a­

rzyszące im wszędzie.

I szła u licam i m ia s ta W arszaw y , p u rp u rą z białym O rłem o dziana tru m n a .

I prow ad zili ją rycerze n a ko niach. I szu m ia­

ły n ad n ią chorągw ie, sztan d a ry , proporce.

Że nie po w stał — d ziw o !

W podziem iach k a te d ry Św. J a n a spoczął n a w ieczne czasy — H enry k Sienkiew icz, k ró l m y śli

i du cha. L. K otarbińska.

X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X

U l i e s i ą e z m a r ł y c h .

L istopad zaczyna się od dni sm u tn y c h , w k tó ­ ry ch m y śli nasze, uczucia, m odły, id ą w ślad tych, co zm arli; tych, co skończyli już k ró tk ą w ę­

drów kę n a tej ziem i a przeszli do życia lepszego, pełniejszego, szczęśliw szego, do życia w w ieczno-

n ą ł nagle, p o dał się w tył, ro zw arł chrapy , s tu ­ lił uszv i p a rs k a ją c trw ożnie, nie chciał n ap rzó d postąp ić. S ta ry je n e ra ł n ie p o k aza ł po sobie trw ogi, je d n ak n astęp nego dn ia w yznaczył to stan o w isk o k sięciu H eskiem u, sam zaś o dcią­

g n ął z w iększem i d ziałam i w stro n ę p ó łno cn ą k la szto ru , k u w si Częstochowie. T am przez noc sypał szańce, by z n ich n a z a ju trz uderzyć.

L edw ie ted y rozbłysło n a niebie, rozpoczęła się w a lk a a rty le rji; lecz tym razem pierw sze z a g ra ­ ły d ziała szw edzkie. N ieprzyjaciel nie m y śla ł zraz u uczynić w m u ra c h w yłom u, by przezeń do s z tu rm u się rzucić; chciał tylko przerazić, zasy­

pać k u la m i kościół i k la szto r, w zniecić pożary, p o d ru zg o tać działa, pobić lu dzi, rozszerzyć trw ogę.

N a m u ry k la sz to rn e w yszła znów pro cesja, bo nic ta k nie krzepiło w alczących, ja k w idok P rzen ajśw iętszeg o S a k ra m e n tu i spokojnie z n im idących zakonników . D ziała k la szto rn e odpo­

w ia d a ły grzm otem n a grzm ot, b ły sk aw icą n a błyskaw ice, ile m ogły, ile ludziom sił i tc h u w p ie rsia c h starczyło. Z iem ia też z d aw ała się

(3)

ści. I s m u tn y dzień zad u szn y rz u c a jakb y cień s m u tk u n a cały m iesiąc listo p ad , niebo płacze b ezu stan n ie, ciężkie szare c h m u ry p rz y s ła n ia ją słońce, ziem ia zab iera się cała do sn u zimowego, a człow iek częściej łzę otrze w sm u tk u w spom i­

n a ją c ty c h co już odeszli, w sm u tk u w sp o m in ając że i jego życie prędko, p ręd ziu tk o , dąży do t a ­ kiego sam ego, ja k i ich, końca.

A sm u te k te n i łzy m n iejb y były dotkliw e, gdybyśm y ty lk o żyw ą w iarę m iały. S io stry d ro ­ gie, śm ierć to d a r Boży, nie trze b a się jej ta k bać.

Jeżeli z życia, k tó re jest też d arem Bożym, a ta k p ełn y m tro sk i, cieszym y się i rad u jem y , czem u siek am y się śm ierci, tego życia nowego! W szak od n a s sam y ch zależy, żeby ono cudne było, św ie­

tlan e. radosne. T am czeka n a n a s dobry P a n Je­

zus, by n a s u tu lić uszczęśliw ić, ucieszyć. On n am zdobył to w ielkie K rólestw o N iebieskie przez K rzyż, m ękę życie swoje tu n a ziemi, czyż n a to, żeby n am źle było? Nie, ci co już n as ta m u p rze­

dzili, szczęśliw si są stokroć od ty ch co pozostali, i od n a s tylko zależy, żebyśm y ich ta m w szyst­

k ic h odnaleźli, gdy przyjdzie n a n as czas skoń ­ czyć tę s m u tn ą t*i w ęd ró w k ę.‘D obrzeby było, że­

byśm y n iety lk o w dzień zaduszny, n iety lk o w li­

stopadzie, odczuw ali żywo n a sz ą łączność z ta m - tvm św iatem , ale zaw rze p am ięta li, że każd y czyn nasz, słow o, m yśl, zbliża n a s lub o d d ala od n a ­ szych zm arłych n aju k o ch ań szy ch . P raw d ziw ą w arto ść m a tu n a ziem i tyko to, co położyć m o­

żn a n a szali naszy ch zasłu g a w ięc bogactw a, s ła ­ w a, stroje, w ygody, znaczenie u ludzi, w szystko to m a rn e jest i nic nie w arte, w p o ró w n an iu do owr-ńw m iłości, ^ośw iecenia sie. do czynów szla­

c h etn y ch a cichych, k tó ro m iło siern a rę k a Boża kładzie sk w ap liw ie n a szalę naszych zasług, by n iem i k u p ić n am w stęp do Siebie.

W spo m in ając zasługi naszych bohaterów , n a ­ szych dzielnych, bezim iennie poległych synów i b raci, k tó ry ch n ajcen n ie jsza krew i tru d y bojow e ob udziły n a m Ojczyznę do życia, p am ięta jm y o tern, że n aszą pow in no ścią jest, aby owoc ich bó­

lu, ich życia, przez n a s zm arn o w an y m nie był, żebyśm y bvli godnem i dziećm i tych co cierpieli k a to rg i S y biru i godnym i rod zicam i tych co leżą w n iezarosłych jeszcze m og iłach po całej ziem i

polskiej.

Ciężko je st um rzeć d la m iłości ziem i swej ro­

dzinnej, ale może czasem ciężej je st d la n ie j żyć.

A m y, póki Bóg każe, m usim y żyć, żyć bujnie, w pracy , w trud zie, w pocie czoła codziennego obo­

w iązk u , w alczyć do upadłego z tern co złe, n ie­

szlachetne, nikczem ne i siać w koło dobry przy­

k ład, by z niego był owoc dobry i owoc ten trw ał.

P. R ostorffow a.

X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X X

Z c h w i l i o b e c n e j .

P rzed p a ru m iesiącam i w A nglji doszli do w ładzy socjaliści, oni stw orzyli rząd. P o kazało się jed nak , że łatw iej w ym yślać, niż sam em u dobrze rządzić; obiecywć dużo, niż obietnic dotrzym ać.

Że to socjaliści całego św ia ta jedność m a ją i po­

p ie ra ją się m iędzy sobą, postanow ił ten rz ą d za­

w rzeć ugodę z bolszew ikam i ro sy jsk im i, k tó rzy obiecali jaw nie w ysłać sw oich agitato rów , żeby n ak ło n ić A nglję do zap ro w ad zen ia sowieckich rządó w u siebie. Tego było dość narodow i, który je st św iatły i k o ch a sw ą ojczyznę i k tó re m u ty l­

ko chw ilow o ciężkie przesilenie gospodarcze po w ojnie, k tó re w szystkie k ra je przeżyw ają — ta k zam ąciło pojęcie, że d a li się opanow ać socjali­

stom . N aród w y raził sw oją nieu fn ość rząd ow i przez sw ych posłów , rozpisano now e w ybory, w k tó ry ch socjaliści stra c ili swe dotychczasow e znaczenie. W idząc niebezpieczeństw o staw ili się do glosow ania w szyscy, k tó ry m losy k r a ju są drogie, tak , że n a 615 posłów , narodow cy zdobyli 410 m iejsc. P ok azało się przytem , że n ie p ra w d ą je st co socjaliści głosili, że są jedynym i p rzed ­ staw icielam i ro bo tników . N iek tó re okręgi czysto robotnicze w y b rały jako sw ych przed staw icieli sam ych narodow ców praw icow ych.

M ądry n aró d , k tó ry obcym u siebie rząd zić n ie pozw ala. P rz y k ła d to d la n a s pouczający.

N asi socjaliści ciągle ro zg łaszali dotąd, że n a An­

glji n am się w zorow ać trze b a i w P olsce lew ico­

we rząd y zaprow adzić. M yśm y ich już dość m ieli i dotąd jeszcze się k ra j n ie w yleczył od nich. Te­

ra z m y p rzy k ła d z A nglji w eźm iem y i do przy­

szłych w yborów ta k się przy g o tu jem y i z jedno-

trz ą ść w p osadach. Morze dym u rozciągnęło się n a d klaszto rem i kościołem .

Co za chw ila, co za w idoki d la ludzi! A w ie­

lu ta k ic h było w tw ierdzy, k tó rzy n igdy w ży­

ciu n ic p atrz y li w k rw aw e oblicze wojny!

ó w h u k n ie u stając y , błyskaw ice, dym y, w y­

cia k u l ro zd zierający ch now ietrze, straszliw y ch y ch o t g ran ató w , szczękanie pocisków o b ru k i, głuche ud erzenia o ściany, dźw ięk rozbijanych szvb, w ybuchy p ęk ający ch k u l ognistych, św ist ich sk o ru p , chrobot i trz a sk a n ie dylow ań, chaos, zniszczenie, p ie k ło ! ...

W czasie tego an i chw ili spoczynku, an i od­

d ech u d la w półzduszonych dym em piersi, co­

ra z now e sta d a k ul, a w śró d zam ieszan ia glosy p rzeraż ając e w różnych stro n ach tw ierdzy, ko­

ścioła i k la szto ru .

— P a li,s ię ! W ody, wody!

— N a d ach y z b o so k a m i!. . . P ła c h t w ięcej!

N a m u ra c h zaś o k rzy k i rozg rzany ch w alk ą żołnierzy:

— W yżej działo! . , . . pom iędzy budy nk i! . . . ognia! . . . .

Około p o łu d n ia dzieło śm ierci wzmogło się jeszcze. Zdaw ać się mogło, że gdy dym y opadną,

oczy szw edzkie u jrz ą tylko stos k u l i g ran ató w n a m iejsce k a s z to m . K u rzaw a w a p ie n n a ze ścian obitych k u la m i w zb ijała się, m ieszając się z dym am i, p rz e sła n ia ła św iat. W yszli księża z R elikw iam i egzorcyzow ać ow e tłu m y , aby nie p rzeszkad zały obronie.

H uk dział s ta ł się przery w any , ale ta k gęsty ja k oddech zdyszanego sm oka.

N agle n a wieży, świeżo odbudow anej po ze­

szłorocznym pożarze, ozw ały się trą b y w sp a n ia ­ łą h a rm o n ją pobożnej pieśn i. P ły n ę ła z góry ta pieśń i słychać ją było naokół, słychać w szędy, aż n a b a t er j ach szw edzkich. Do dźw ięku trą b dołączyły się w krótce głosy lu d zk ie i w śród ry n ­ ku, św istu , okrzyków , ło sk o tu , g rzec h o tan ia m u ­

szkietów , rozległy się słow a:

Bogarodzica, Dziewica, Bogiem sław io n a M a r j a ...

(4)

Strona 4 G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer 11

czym y, że będzie .jedno w ielk ie stro n n ictw o n a ro ­ dowe, k tó re będzie gospodarzyć w k ra ju , a nie będziem y zależeć, ja k dziś, od Żydów, Niemców, R usinów i ro zm a ity c h krzykaczy, k tó rzy z n i­

m i trz y m a ją w Sejm ie, k tó ry ch w ła s n a kieszeń w ięcej obchodzi ja k losy P olski. A. Z danow ska,

*30CCKXX30CC%XXX300CKXX)OCC%%X>OOC<

B e a t k a c z u w a j c i e .

K om uniści p ostano w ili w stępow ać do w o jsk a i utrzy m y w ać z w ojskow ym i ja k n aszersze zn a­

jom ości, żeby w śród n aszy ch żołnierzy szerzyć zarazę swych bezbożnych przekonań.

K obiety m a tk i, żony, siostry, ra tu jc ie swoich, k tó rzy słu żą w w o jsk u przed ty m i w pływ am i, p a ­ m iętajcie, że oh yd a R osji je st d la całego św iata zgorszeniem . Że ta R osja jest dziś obrazem wy­

u zd an ych obyczajów , że n ietylko k a la ją i bezcze­

szczą kościoły, n iety lk o m o rd u ją ducho w n ych , n iety lk o zaprzeczają Boga, ale p rz e śla d u ją k a ­ żdego kto m a w iarę, k to krzyżem p ierś znaczy.

P o lsk a n ie s k a la ła się n ig d y ta k ą zbrodnia, szan u ją c n a w e t w y zn an ia inne. U chrońm y dzieci n asze od te j zara zy i staw m y czoło n iegodnym ag itato ro m .

K obiety polskie, z Bożą pom ocą, nie w y dad zą n a zagładę duszy naszego żołnierza. M rów ka.

XXXXXXXXXXXXJOOOOOCXXXXXXXXXXXX

3ak żyją inne narody.

SZW AJCABJA.

O p o w iad an ia z podróży.

II.

'I e szosy w sp a n ia le u trz y m a n e , w ijące się gdzieś hen w ysoko po górach, k u te w sk ałach , p rzerzu c an e sztucznym i m o sta m i o p ięk n ej b u ­ dowie, b u d zą podziw d la u m iejętn o ści i ogrom nej pracy , ja k a w to dzieło je st w łożona. W a rto się je d n a k p rzy jrzeć ja k tę p racę się w ykonyw a. K a­

żdy robotnik, św ia tły obyw atel i u m iejętn y w y­

konaw ca, wie, że p raca , k tó r ą daje, to n ietylko sposób zdobycia zarob ku , n ie jest m u obojętne, ja k i kiedy będzie o n a w y k o n an a. Czuje, że przez

« w U w ybuchło k ilk a n a śc ie g ra n a tó w ; trz a sk dachów ek i k ro kw i, a potem k rzy k : „w ody!“ __

ta rg n ą ł słu ch em i . „ . . znów p ieśń p ły n ę ła d alej spokojnie:

U Twego Syna, hospo dy na, Spuści n am , ziści n am ,

Chlebny czas, zbożny czas . . . . .

Kmicic, sto ją c n a m u ra c h p rzy dziale, n a ­ przeciw w si Częstochowy, w k tó re j były stan o ­ w isk a M u llera i sk ąd n ajw ięk sz y szedł ogień, o d rą c ił m n iej w praw nego p u sz k a rz a i sam p r a ­

cować zaczął.

A p raco w ał ta k dobrze, że w krótce, chociaż to był listo p ad i dzień chłodny, zrzu cił to łu b lisi i żup an i w sam y ch ty lk o s z a ra w a ra c h i k oszuli pozostał.

Ludziom , nieob ezn an ym z w ojną, rosło serce n a w idok tego żołnierza z k rw i i kości, d la k tó ­ rego to w szystko, co się działo, ry k a rm a t, s ta d a

kul, zniszczenie, śm ierć — zd aw ały się być ta k zw yczajnym żyw iołem , ja k ogień d la sa la ­ m a n d ry .

tę p racę przyczyn ia się do b u d o w an ia d o b rob ytu e i siły swojej ojczyzny, to też w ykonyw a ją ta k , spraw nie, szybko z ta k ie m przejęciem , m im o, że - dozorców nigdzie nie w idać. Jak że inaczej ta k ie i budow anie i n a p ra w ia n ie dróg u n as się odbyw a,

choć ta k bardzo u lepszenie ich potrzebne d la C m ożliw ej gospodarki. Ileż m y w si m am y w K on­

gresów ce w prost o d c ię trc h od św iata, gdy p rzy j­

d ą deszcze, ile się zniszczy n a n ich koni i wozów, ile zd row ia stra c i gospodarz szam ocąc się n ie ra z i z ciężarem w p rzep a stn y ch dołach i bag nach .

B icrą się gm iny, sejm iki do n a p ra w ia n ia , ale ja k i najczęściej ta ro b o ta w yk on yw an a, pożal się Bo­

że! —

D zięki tym szosom, k tó rem i k ra j cały je s t p o kryty, spoty ka się bardzo dużo sam ochodów , użycie ich je st ta k rozpow szechnione, że każd y k ilk u n asto m o rg o w y gospodarz się n im i p o słu ­

guje — a kto n ie m a sam ochodu, te n m a row er.

Jeżdżą n a n ich chłopcy, dziew częta i dzieci do szkoły do fabryki, do każdego zajęcia n a w si czy w m ieście. N ap atrz y łam się te m u n ajlep ie j w dzień ta rg o w y w B ernie, jednem z n ajw ięk sz y ch m ia s t szw ajcarsk ich . T a rg zaczął się o 6. ra n o w sobotę. Słyszycie czytelniczki, w sobotę! — A u n as! J a k św ięto żydow skie w dzień ta rg o w y wy­

p ad nie, to ta rg się nie odbyw a. S zw ajcar je d n a k n ie po trzeb uje p o śred n ik a. Sam to w a r przy g o tu je lub przychow a, sam go sprzedać odpow iednio po­

tra fi. O 6-tej ra n o zjeżdżają się n a p ię k n y plac, położony w śro d k u m iasta, n a w p ro st p a rla m e n tu , gdzie zb ierają sie p o e>owie — gospodarze wiej-;

scy, jed n o k o n n y m i w ózkam i lu b sam och od am i, k tó rem i każdy sam k ieru je. Sam ochód z p la tfo r­

m ą jak b y k la tk a gdzie u staw io n e są kosze z ja­

rzy nam i, ow ocam i lu b paczki z p ro siętam i różne­

go w ieku, drobiem , cielątk am i — n a w e t krow y, b u h a je w sp an iałe n a sam ochodzie ta k że tu w io­

zą. N a p la cu u staw io n e rzędem sto ją sam ochody z jed nej strony , z d ru g iej wózki z w yprzęgn iętem i końm i, dyszlam i podniesionym i, żeby m iejsca d arm o nie zajm ow ały i nie groziły przebiciem , ja k się to często u n a s zd arza w n iesfo rn y m tło k u targ ow ym . W śro d k u u staw io n e stoły, n a k tó ry c h przybyli ro z k ła d a ła to co przyw ieźli — lub p ak i, w k tó ry ch u s ta w ia się drób i p ro sięta. A co za pro sięta! Mówię w am gosposie, aż u ciech a

B rew m ia ł n am arszczo n ą, ogień w oczach, ru m ień ce n a policzkach i ja k ą ś d z ik ą rad o ść w tw arzy . Co chw ila po chylał się n a działo, cały z a ję ty m ierzeniem , cały o dd any w alce, n a nic n ie­

p a m ię tn y ; celow ał, zniżał, podnosił, w reszcie k rzy czał: „O gnia!“ — a gdy S o ro k a p rz y k ła d a ł lont,, on biegł n a zrąb, p a trz y ł i od czasu do cza­

su w yk rzy k iw ał:

— P otem ! P otem !

O rle jego oczy p rz e n ik a ły przez dym y, k u ­ rzaw ę; skoro m iędzy b u d y n k a m i u jrz a ł gdzie z b ita m asę kapelu szó w lu b hełm ów , w net druzg o­

ta ł ją i ro z p ra sz a ł celnym pociskiem , ja k b y pio­

ru n em .

C hw ilam i xvybuchal śm iechem , gdy w iększe, niż zw ykle, sp ra w ił zniszczenie. K ule p rzelaty ­ w ały n a d n im i obok — on nie sp o jrzał n a ża­

d n ą — n ag le po strzale poskoczył n a zrąb, w p ił oczy w d al i z a k rz y k n ą ł:

— D ziało rozbite! . . . . T am te ra z jeno sztu ­ k i g rają !

Do p o łu d n ia an i od etchn ął. P o t zlew ał m u ezoło, k o sz u la d y m iła ; tw a rz m ia ł u czern io n io n ą

(5)

p atrzeć n a nie, b ielutkie, tłu ste, długie piękne, rasow e, w szystkie ja k b y z je d n ej hodow li pochodziły, ta k ie w yrów nane. P y ta ła m sie o ce­

n y : 10 tygodniow e kosztow ały 120 frank ów , to znaczy ty le co 120 złotych. Cena ład n a, opłaci się w ted y ta k chować, u n a s te ra z m ożnaby ta k ie k u p ić za 40, nic też dziwnego, że n arze k am y n a te taniość i że się w p ro st chow ać nie opłaci, choć w m ieście w ieprzow ina dochodzi do 3 złotych 80 groszy za kilo. Ale ta m nie o gląda się n ik t n a h a n d la rz a po średn ik a, ty lk o m a spółki rzeźnicze, do k tó ry ch gotow y to w a r do staw ia i bierze zań cene odpow iednia — ty lk o m ałe p ro sięta n a t a r ­ gu zbywa.

Do godziny 12 ta r g skończony. K ażdy z a ła t­

w ił swe sp raw y , w p o rząd k u k ażd y zab iera swe stoły, paczki, zbiera ro zrzu co n a słom ę — w szyscy w yjeżdżała — zjaw ia się służba m iejsk a z w ężam i do polew ania ulic. W ciągu godziny cały plac w ym yty, ś la d u n ie m a żadnego.

A niela Z danow ska.

(Dalszy ciąg n astąp i).

P om yłki d ru k u w pierw szej części tego opo­

w iad ania. B ydło szw ajcarsk ie ra s y S im e n tal — a nie L im en tal. — Szwyce a nie Szogle.

Wiadomości kraju.

Z apas zło ta w B a n k a P olsk im przekroczył sum ę s tu m il jonów złotych.. Im w ięcej będzie zło ta przyb yw ało do B an k u , tern więcej złotych będziem y m ieli w obiegu.

— —OOOQOOO

M onety srebrne polskie, bite w A m eryce n a ­ deszły do W arszaw y. B ite we F ran cji n a d e jd ą w listopadzie, więc w g ru d n iu będziem y już mieli srebro w obiegu, p a p ie ry zdaw kow e b ędą w ycofa­

n e do w arto ści jednego złotego, z a sta p i je M o n m etalow y.

N ap ady n a K resach w ciąż się p o w tarza ją.

N ieszczęsna lu d n o ść n em a ani d n ia ani nocy spo­

k o jn ej. N asza w yciągniętą n a 1200 m il g ra n ic a

sadzą, a oczy św iecące.

Sam p a n P io tr C zarniecki podziw ał celność jego strzałó w i k ilk a k ro tn ie w p rzerw ach rzek ł m u :

— W aści w o jn a n ie no w ina! To i w idać za­

raz! Gdzieś się ta k w yuczył?

O godzinie trzeciej n a b a te rji szw edzkiej za­

m ilk ło d ru g ie działo, rozbite celnym Kmicico- w ym strzałem . R esztę pozostałych ściągn ięto w ja k iś czas nóźniej z szańców . W idocznie Szw e­

dzi u zn ali tę pozycję za n iem o żliw ą do u trz y ­ m an ia.

K m icic o d etch n ął głęboko.

— Spocznij! — rz e k ł m u Czarniecki.

— Dobrze! jeść m i się chce — odpow iedział rycerz. — S oroka! daj co m asz pod ręką!

S ta ry w a c h m istrz u w in ą ł się w prędce.

P rzy n ió sł gorzałki w blaszance i ryb y w ędzonej.

P a n K m icic jeść począł chciwie, podnosząc od czasii do czasu oczy i p a trz ą c na p rz e la tu ją c e nieopodal g ran aty, ta k ja k b y p a trzy ł n a wrony.

od w schodu, isto tnie stanow i ciężkie w aru n k i d la obrony, zw łaszcza jeśli m a sąsiadów , k tó rzy nie s z a n u ją ani Boga, an i w iary, ani duchow nych, ani rodziny, a cóż od nich w ym agać po szanow a­

n ia cudzej w ałsności.

OOOQOOO——

W d n iach 27., 28., 29. i 30. p aźd ziern ik a r. b., w ziemi R adom skiej, we w si B artodzieje odbyły się k u rsy gotow ania d la dziew cząt i kobiet gos­

podyń. 23 osób uczyło się, ja k gotow ać obiady sm aczne, tanie z zapasów ła tw y ch do n ab y cia na wsi, a więc: jarzyn , m ąki, k aszy, p raw ie bez m ię­

sa. Przez cztery dni u g o to w ały osiem obiadów i u piekły m nóstw o różny ch ciast, bułeczek, ro g a­

lików , placków , pierników , ba, n a w e t dw a w sp a­

n ia łe to r ty w idziałam ta m u b ra n e ja k w cu k ier­

ni. Oprócz tej n au k i w dzień p o p o łu d n iu w y gła­

szane były pogadanki d la słuch aczek. Z całej wsi i okolicznych m iejscow ości ja k P iaseczn a, L i­

sów, schodziły się kobiety i dziew częta i słu c h a ły z w ielkiem zain tereso w an iem , ja k a je st ro la k o ­ biety w rodzinie, w w y ch o w an iu dzieci, we w si i Polsce. „Żeby to m ożna było n ie cztery dni, ale cztery tyg odnie ta k się uczyć", m ów iły uczennice sw ej nauczycielce n a w yjezdnem i p o p ła k ały się z rozczuleniem żeg nając ją i d zięk u jąc jej za p r a ­ cę n a d niem i.

T akie k u rs y C entr. Tow. R olnicze będzie n a ­ d al u rząd z ać d la ty c h okręgów , k tó re zgłoszą się do Z arz ąd u z p ro śb ą o in s tru k to rk ę i pom ogą jej n a m iejscu.

Uregulowanie ruchu emigracyjnego do Francji*

M in isterstw o p racy , w ydało now y okólnik, w ed łu g którego z d n iem 1. p aźd ziern ik a p ow stała w ielka s ta c ja zb o rna w W ejh erow ie n a P om orzu, n a m iejsce zam kniętej stacji w M ysłow icach. Z północnej części p a ń s tw a polskiego będzie się od­

b y w ała em ig ra c ja przez W ejherow o i Gdynię, z innych części P olski przez M ysłowice. S tac ja w M ysłow icach je st n iep rzerw an ie czy nn a i w ysyła w d alszym ciągu rob otnikó w do F ra n c ji.

W iadom ość tę n o tu je m y d la ty ch rodzin, k tó ­ ry c h członkowie m y ślą o sz u k a n iu p racy n a ob

A je d n a k leciało ich dosyć, n ie od Często­

chowy, ale w łaśn ie z przeciw nej stro n y ; m ian o ­ w icie te w szystkie, k tó re p rzen osiły k la sz to r i kościół.

— L ichych m a ją p uszkarzów , za w ysoko po dnoszą d ziała: — rz e k ł p a n A ndrzej, n ie u s ta - jąc jeść — p atrzcie, w szystko przenosi i idzie n a nas! . . .

S łu c h a ł ty ch słów m ło d y m niszeezek, sie­

d em n asto letn ie pacholę, k tó re ledwde do no w i­

c ja tu w stąp iło . P o d aw ał on ciągle po przednio k u le do n a b ija n ia i n ie ustęp ow ał, chociaż k ażd a ż y łk a trz ę sła się w n im ze stra c h u , bo pierw szy ra z w ojnę oglądał. K m icic im p o n o w ał m u w niew ypow iedziany sposób sw ym spoko i em i te ­ ra z u słyszaw szy jego słow a, p rz y g a rn ą ł się r u ­ chem k u niem u, jak b y chcąc szuk ać o p iek i i sch ro n ien ia pod sk rzy d łam i tej potęgi.

— Zali m ogą n a s dosięgnąć z ta m te j stro n y ?

— zap y tał.

— Czem u n ie! — od p ow ied ział p a n A ndrzej.

A eo m iły braciszku, ta k że s ie to bfiiszf

(6)

Strona 6 G A Z E T K A D L A K O B I E T Numer 11

czyźnie. L epiej byłoby zaw sze m ieć ja u siebie, ale zan im sie nasze sto su n k i ułożą pom yślnie, przez w yjazd do obcego k ra ju , dużo sie ludzie nauczyć m oga i w iele zobaczyć. Niech Bóg p ro ­ w adzi, n ie opuszcza i szczęśliwie pozwoli pow ró­

cić do ro d zin n y c h progów. em.

X X X X X X X ? X X T X X X X X X X 1 X X I 3

powie n a pow yższe pytanie. Może chciałybyście w zorów do h a ftu lub w yszyw ania? P rzy ślem y je. — Może zam ów icie k siążk i S ienkiew icza ze w spólnej sk ła d k i dla całej wsi. Ogłoszenie cen

podaje. A. Z danow ska.

X X X X X X X X X XX X XX XX X X X X XX X XX XTTTTX IT T T T T Tt t

Ö 6CZST9 zimooe. Ku rozwadze»

N adeszły długie wieczory. P o znojnych p ra ­ cow itych długich dniach letnich, odpoczyw ają lu ­ dzie po w siach. S a okolice, gdzie kobiety tr u d ­ n ią sie tk a ctw em , mężczyźni k oszyk arstw em , lub fnnemi w yrobam i, zbyw anem i n a ta rg a c h . Ileż je d n ak je st ta k ic h w si, gdzie całe dług ie w ieczory siedzą lu dzie bezczynnie. P a trz ę n a to p rz y m u ­ sowe n ieraz p różn actw o z w ielkim żalem i m yś­

lę, jakie to s tra s z n e m a rn o tra w stw o czasu, k tó ry człowiek p ra c u ją c y ciężko w lecie, pow inien użyć, jeżeli nie n a dodatkow y zarobek dom owy, to p rzedew szystkiem n a dorobek d la swego u m y ­ słu przez czytanie w spólne gazet i k s'ążek . J a k ­ że inaczej czuliby sie wszyscy, żeby k tó ry z m ło ­ dych chłopców co szkole skończył, czytał głośno k tó ra z p ięknych pow ieści w ielkiego naszego pi­

sa rz a Sienkiew icza, a inni, żeby słuchali ty ch o- powifldari. co to w y w o łu ją u każdego i podziw szczery i śm iech serdeczny i łzy żalu n aw et. S łu ­ ch ając c zy tan ia m ożna zająć sie szyciem, n a p r a ­ w ianiem , a de to ła d n y ch rzeczy m ogą gosposie i dziew częta w yszyć, w yhaftow ać. Serw ety, fa r­

tuszki, firaneczki, poszew ki, k ap y n a łóżka. — Z prostego p łó tn a ln ianego w do m u tk an eg o ro ­ b ia n a p rz y k ła d dziew częta w łow ickiem śliczne rzeczy, n ie k u p u ją n a w e t baw ełn y — ty lk o w y­

szy w ają ln ia n a n itk a rozm aicie farbow . Śliczne ozdoby w dom u ro b ią też z kolorow ego p apieru, wycinanego w ro zm a ite w zory i kw iaty, klejone n a białym papierze. Jeżeli n am k tó ra z czytel­

niczek opisze, ja k w jej okolicy sued za ja ludzie zimowe wieczory, jakie rzeczy w y rab iała w ty m czasie meżczyzni, a jakie kobiety, p rzek o n ały b y ś­

m y się, że ich obeszła sp raw a, o k tó rej te ra z piszę i może m ogłybyśm y przez n a sz a G azetkę d o ra ­ dzić coś miłego n a te długie zimowe wieczory w przyszłym n u m e rz e każdej czytelniczce k tó ra od-

W szyscy k o cham y P o lsk ę i rad zib y śm y J ą widzieć bez p rzygany, w szyscy więc obow iązani jesteśm y w idząc n a ciele M atki-O jczyzny ra n y i w rzody, n ie ro zją trzać ic h k ry ty k o w an iem , ale leczyć dobrym czynem. T a k ą r a n ą w n aszy m k r a ju je st jego n a d m ie rn e zażydzenie, tak im w rzodem niezdrow ym jest zepsucie i n ie m o ral- ność, ta k w mieście, jako n a wsi. Jed n a i d ru g a choroba w ym aga ja k n ajp ręd szeg o leczenia, k tó re pow inno p rzy jść i od K ządu i od całego społe­

czeństw a. Ale czyż m y kobiety nie pow innyśm y być najpierw szem i le k a rk a m i naszej u k o ch an e j O jczyzny? Czyż nie sp raw iły by śm y już w ielkiej u lg i w tej chorobie, gdybyśm y, m e o g ląd ając s ę n a mężczyzn, stanow czo nie k u p o w ały nic u ży­

dów i nic im nie sprzedaw ały. W ieleżby to gro­

sza naszego, n ie ra z krw aw o zapracow anego, p rze­

stało w zbogacać kieszenie n aszych w rogów , a rozw ijało h a n d e l i p rzem ysł polski.

A ten w rzód cuchn ący ro zp u sty i w szelkiego zepsu cia szerzącego się n ie ste ty już w śród dzieci, czyż n ie n a m kobietom leczyć należy. Jakże zgub- nem je st przebyw anie całem i m iesiącam i, chłop­

ców i dziew cząt n a pastw isk ach , w w a ru n k a c h , u ła tw ia ją c y c h zgorszenie. Czyż M atki tego n ;e widzą, skoro nie idą za r a d ą m ą d ry c h ludzi, aby m ieć w spólnych p ła tn y c h pastuchów , lub p rzy ­ n a jm n ie j jed n ą osobę s ta rs z ą do dozoru g ro m a­

dy dzieci przy bydle?

M ówił mi z n ajw ięk szy m sm u tk iem jeden z Ks. proboszczów n a wsi, o przew ażającem zgor­

szeniu w śród dzieci, k tó re, w znacznej m ierze p rzy p isy w ał też przeb y w an iu dzieci, bez opieki n a p astw iskach. P o tem idzie już coraz d alej ze­

p sucie w śród m łodzieży i starszy ch, k tó ry ch ro z­

m ow y i ż a rty w strętem n iejedn ok ro tn ie p rz e jm u ­ ją. P om yślm y n ad tern serdecznie, s ta ra ją c się dobrym p rzy kładem , m o d litw ą i pożytecznem czytaniem oczyszczać n a sz ą Ojczyznę od ty c h

— P a n ie ! odpow iedziało drżące pacholę, — w yo brażałem sobie w ojnę straszn ą, alem n ie m y­

ś la ł, żeby była ta k straszn a.

— Nie k ażd a k u la zabija, inaczej by już ludzi nie było n a świecie, bo m a tk i nie n astarc zy ły b y rodzić.

— J a ci w ytłóm aczę, zyskasz n a eksperym en- cji, ojczyku. Owóż k u la to jest żelazna, a we­

w nątrz d rążon a, p ro ch am i n aład o w a n a. W je- dnem m iejscu m a zaś d ziu rę dość m ałą, w k tó ­ rej tu le ja z p ap ieru , albo czasem z d rew n a aiedzi.

— Jezu N azareń sk i! tu le ja siedzi? . . .

— T a k jest! Zaś w tu le i k ła k w y siark ow a- ny, k tó ry się przy w y strzale zapala. Owóż k u la p o w in n a u p aść tu le ją n a ziem ię, by ją sobie wbić do śro dk a, w onczas ogień dochodzi do p ro­

chów i k u lę rozryw a. W iele w szelako k u l p a d a nie n a tu leję, ale i to nic nie szkodzi, bo przecież

'a k ogień dojdzie, do w ybuch n astąp i. . . .

N agłe K m icic w y ciąg n ął rę k ę i począł m ó­

wić szybko:

— P a trz ! p atrz! oto! ot m asz ek spery m en t!

— Jezus! M arja! Józef! — k rz y k n ą ł b ra c i­

szek n a w idok n ad latu ją ceg o g ra n a tu .

G ra n a t ty m czasem sp ad ł n a m a jd a n i w a r­

cząc, w ichrząc, zaczął p o d sk ak iw ać po b ru k u , w lo kąc za sobą dym ek błękitny, przew rócił się raz i drug i, przytoczył aż pod m u r, n a k tó ry m siedzieli, wmadł w ku pę m okrego p ia sk u , u sy n a- n ą w ysoko aż do blanków i tra c ą c zu pełnie siłę,

pozostał bez ru ch u .

P a d ł n a szczęście tu le ją do góry, lecz k ła k nie zgłasł, bo dym podniósł się n aty ch m ia st.

— N a ziem ię! . . . . — n a tw arz! . . . . — po­

częły w rzeszczeć przerażone głosy. — N a ziemię!

. . . . n a ziemię! . . . .

Lecz K m icic w tej sam ej chw ili zsu n ął się po k u p ie p ia sk u , błyskaw icznym ru ch em dłoni chw ycił za tu leję, szarp n ął, w y rw ał i w znosząc ręk ę z palący m się k łakiem , począł w ołać:

— W staw ajcie! Jakob y k to p su zęby w y­

b rał! Ju ż on teraz i m u ch y nie zabije! To rzekłszy, k o p n ą ł leżący czerep. Obecni zdręt-

h m ■ ■ ■ ■ ■ ■ ■ ■ ■

iłu, , .■ , Ar ' - '' P , rt-Ss . . ... - ■ - . . . . t> s 86 - , ' f - .. . - i tl f

(7)

bru dó w , a przyczynim y sie do u trw a le n ia Jej by­

tu . —

Z dośw iadczenia w iem y, że człowiek zep su ty i niem oralny, p rzesta je być pożytecznym obyw a­

telem k ra ju , że obojętnieje zupełnie n a w szystko, co dobre i piękne. A n am otoczonym zew sząd w rogam i, nie w olno tra c ić sił do p racy d la Oj­

czyzny.

H ade.

lnnnfiiuifwuiiuutnnAftniuu

Hle M o lc le pljsweR.

Doktorzy od dawna zarzucili używanie pija­

wek, jako środka leczniczego.

Idimo to, niższy personel lekarski, ja k felczerzy akuszerki i babki ciągle posługują się pijawkami, których handel jest dość rozwinięty.

I byłoby jeszcze wszystko trwało Bóg wie, jak długo, ua zgubę ludności, gdyby nie to, że stwier­

dzono, iż pijaw ki łowią nie sieciami a znęcają je padliną.

Taka objedzona padliną pijaw ka, wydaje woń Zgnilizny, k ilk a razy zmienianą wodę zanieczyszcza, a przystawiona do ciała ludzkiego, bardzo łatwo za­

truw a krew i zam iast pomocy — niesie śmierć.

O tern wszystkiem pisze uczony doktór w „Kur- jerze Warszawskim", a my skwapliwie dzielimy się tą wiadomością z naszemi czytelniczkami, aby je ustrzedz od nieszczęścia.

P ijaw ki w ogromnej ilości znajdują się w Wo­

jewództwie Grodzieńskiem i stamtąd rozwożą je po- kfjtni handlarze po całej Rzeczypospolitej.

Jedynym środ kiem , k ła d ący m tam ę g ro źnem u niebzpieczeństwu, byłby wydany przez odpowiednie władze, a skierowany do felczi-rów, akuszerek i ba­

bek, zakaz posługiwania się pijawkami, przy n ic ie ­ niu pomocy chorym.

Każda czytelniczka nasza, która o tern przeczy­

ta, niech opowie sąsiadce, a sąsiadka znowu swojej sąsiadce, że pijawek już dziś stawiać nie wolno bez

narażenia życia. Elka.

OOOQOOO---

w ieli, w idząc ten n ad lu d zk iej odw agi uczynek i przez czas ja k iś n ik t słow a nie śm iał przem ów ić:

n ako niec C zarniecki zak rz y k n ął:

— Szalony człecze! Toż gdyby pękło, n a proch by cię zm ieniło!

A p an A ndrzej ro ześm iał się ta k szczerze, że aż b ły sk n ął zębam i ja k w ilk.

— Albo to n a m prochów nie trzeb a? N ab ili­

byście m n ą a rm a tę i jeszczebym po śm ierci na- p s u ł Szwedów!

— N iechże cię k u le biją! Gdzie u ciebie bo- ja ź ń m ieszka?

M łody m niszek złożył ręce i p o g ląd ał z nie- m em uw ielbieniem n a K m icica. Lecz w idział jego czyn i k siąd z K ordecki, k tó ry w łaśn ie zbli­

żał się w tę stro nę. Ten nadszedł, w ziął p a n a A n d rzeja obu rę k a m i za głowę, n a stę p n ie poło­

żył n a niej z n a k krzyża.

— T acy ja k ty, nie po ddadzą Jasn ej Góry! — rz e k ł — aleć zak azu ję żyw ot potrzebny n araż ać.

Ju ż strzały cich ną i niep rzy jaciel schodzi z pola;

weźże tę kulę, w ysyp z niej proch i ponieś ją N ajśw iętszej P a n n ie do kaplicy . M ilszy jej hę-

Przepisy kuchenne.

D uszonka.

Je st to p o tra w a niekosztow na, a pożyw na. — P ół kilo m ięsa wołowego, wieprzow ego lub b a ra - n in ę p o k ra ja ć drobno. O brać i p o k raja ć w ta la r ­ ki g arn iec k a rto fli i sparzyć je uk ro pem . N astęp ­ nie w ro n d ele k czy seg an ek szeroki podłożyć tł u ­ szczu, n a to n a k ła ś ć k arto fli, tro ch ę siekanej ce­

buli. m ięsa, soli i p ieprzu, p rzy kry ć k a rto fla m i, podlać p a rę łyżek u k ro p u , m ożna dodać ze trzy łyżki śm ietany — p rzy k ry ć, du sić n a blasze, po­

trz ą sa ją c od czasu do czasu.

K lu sk i z czerstw ych b ułek.

C ztery czerstw e b u łk i p o k ra ja ć w k o stę i u- suszyć n a tłuszczu. D wa ja jk a rozbić z 4 łyżkam i m aki i s z h n k ę m leka, zalać tern g rz a n k i n a go­

dzinę. W óźniej poprószyć jeszcze m ąk ę, u rab ia ć g ałk i i gotować. K rasić m ożna m asłem zru m ie- n onem z bułeczką, słoniną, lub sosem pow idla- nym .

P rzy k a za n ia kuch arsk ie.

1) Nie staw iaj n a ogień nigdy ja rz y n bez soli, sól k u c h e n n a zopobiega aby zaw arte w ja rz y n ie pożyw ne części nie uleciały w pow ietrze.

2) W szystko przy gotow aniu n a k ry w a j, aby n ie w yw ietrzał zapach p o traw y i żeby p a ra nie o~

siad ała n a m ieszkaniu.

3) Nie używ aj ty ch sam y ch g arn k ó w do m ię­

sa, słoniny, owoców, m leka lu b kaw y, miej osob­

n e naczynie, blaszane, żelazne czy kam ienne.

M leko, owoce lu b k a w a łatw o przechodzą in n y m i zapacham i.

4) Nie k ra ś n ig d y sta re m m a słem lu b tłu sz ­ czem, póki ich nie p rzesm arzysz k ilk a razy , n a j­

lepiej z cebulą.

5) Nie zostaw iaj tłu szczu w ro n d lu , an i n a p ateln i.

6) Nie szoruj g arn k ó w piaskiem , bo to p su je em alję i źle się sp łó k u je n ajlep ie j w ilgotną gliną, bo g lin a w ciąg a tłuszcz.

7) P iln u j, aby ci się garnki n ie p rzy p alały , bo niszczysz tern p o traw ę i naczynie.

dzie te n pod arek, ni źli te p erły i ja sn e k am u szk i, k tó reś Jej podarow ał!

— Ojcze! — odrzekł rozrzew niony K m icic — co ta m w ielkiego! Jab ym d la N ajśw iętszej P a n ­ n y . . . Ot słów w gębie nie staje! . . . Jaby m n a m ęki, n a śm ierć . . . Jaby m nie w iem co był go­

tów uczynić, byle Jej służyć . . . .

I łzy błysły w oczach p a n a A ndrzeja, a k siąd z K ordecki rzekł:

— Chodźże do Niej i z tem i łzam i, póki nie obeschną. Ł a sk a Jej spłynie n a ciebie, u spo ko i cię, pocieszy, sław ą i czcią przyozdobi!

To rzekłszy, w ziął go pod ram ię i p o p ro w a­

dził do kościoła, p a n C zarniecki zaś sp o g ląd ał za n im i czas jak iś, w reszcie rzek ł:

— S iła w idziałem w życiu odw ażnych k a w a ­ lerów , k tó rzy za nic sobie p e ric u la w ażyli, ale

te n L itw in, to chyba d ...

T u ud erzył się w gębę dło n ią p an P io tr, aby sprośnego im ie n ia w św iętem m iejscu nie wy­

m ówić.

*--- OOOQ OOO --

Cytaty

Powiązane dokumenty

zówki, które tutaj daję, są tylko ostrzeżeniem, jäk sie zachować, żeby choremu nie zaszkodzić, oo bardzo la#-, wo się dzieje, szczególni oj przy

Z astaliśm y szpital pusty, lekarz, zam ieszkujący stale w domu obok szpitala, opow iadał nam jak troskliwie odbyw a się w ychow anie dzieci, każde dziecko musi

Z brudnem i nogami od bosego chodzenia, nie pozwalaj m atko dziecku położyć się do łóżka, nie tylko pościel niszczy się i brudzi — ale zarazki przyniesione

dając się do koła statecznym a ostróżnym krokiem zm ierzyły przeznaczone dla dalszego by tu tereny, i zapiały na znak zadowolenia, w tedy koło każdego

mieszczeniu, narzuca się zapytanie, dlaczego w niektórych gałęziach wprowadza się zastosowanie mechanicznych pie­.. ców stosunkowo powolnie a następnie dlaczego

To nie jest naruszeniem p raw i przyw ilejów obyw ateli Stanów Zjednoczonych.. To nie jest ograniczeniem przyw ilejów

W in- Wielkości średnio-arytmetyczne (lub geometryczne) cen deksie polskim uwzględniono obok tych krótkich okresów tychże towarów co rok, co miesiąc, co tydzień

szczonej powyżej tablicy, jako obejmującej w szystkie naogół typy w ęgli Polskich — za wyjątkiem typu Cannel, który pomimo całego sw ego znaczenia