• Nie Znaleziono Wyników

PR EN U M ER A TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PR EN U M ER A TA „W S Z E C H Ś W IA T A "."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PR EN U M ER A TA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W a rszaw ie: r o c z n ie r b . 8 , k w a rta ln ie r b . 2.

Z prze syłk ą pocztow ą ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W s z e c h św ia ta " i w e w sz y stk ic h k się g a r­

n ia c h w k ra ju i za g ra n ic ą .

R e d a k to r „W szechśw iata*4 p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i : W S P Ó L N A X s. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

O A U T O N O M I C Z N Y C H A P A R A T A C H N E R W O W Y C H .

Każdy u c z ąc y się n a u k przy ro d n iczych czy m e d y c y n y miał sposobność o gląda­

n ia s e r c a żaby zupełnie izolowanego, a pomimo to w y k o n y w a ją c e g o swój sk o m ­ p lik o w an y i m iarow y skurcz p rze d sio n ­ ków i kom ory. Z nam y i inne na rz ą d y , k tó re po w yjęciu ich z ciała nie p r z e r y ­ w a ją sw y c h ruch ó w np. moczowody i ki­

szki: w n iew ielkich n a w e t k a w a łk a c h ty c h o s ta tn ic h w łożonych do odpowied­

niego ro z tw o r u izotonicznego R. M a g n u s x)

!) M agnus (P flu g er’s A rch iv t. 102, 1904 r.) w k ła d a ł k a w a łk i j e l i t do ro z tw o ru R ingera-L oc- keg o , przez k tó r y sta le p rzepuszczał tle n . N ie zaw ad zi p rzy p o m n ieć, że t. zw . „flzyologiczny"

(t. j. 0,6&°/0-ow y) ro z tw ó r soli k u ch e n n ej j e s t w p ra w d z ie iz o to n ic zn y d la tk a n e k , ale ty lk o ż a ­ bich; ju ż tk a n k i ssaków w y m a g a ją ro z tw o ru b a r­

dziej stężo n eg o (m niej w ięcej 0,9% -owego); a cóż dopiero m ó w ić o z w ie rzętac h m orskich, w k tó ­ ry c h sokach i tk a n k a c h p a n u je ciśn ien ie osmo- ty c z n e do 28 atm osfer! Izo to n iczn y m b y łb y dla nic h r o z tw ó r ch lo rk u sodu 3,9°|0-o w y (p atrz

„O sm otischer D ru c k u n d e lek trisc łie L e itfa h ig - k e it d e r E liissig k c iten d e r einzelligen, pfianzli-

u trz y m a ł ru ch y a u tom atyczno -ry tm iczne przez k ilk a godzin po wycięciu ich z cia­

ła zw ierzęcia (psa, kota, królika).

Mówiąc ogólnie, zjaw isk a te w y s tę p u ją w o rg a n a c h z a o p a try w a n y c h przez u k ła d ne rw o w y w spółczulny (sym pathicus), a więc w n a r z ą d a c h k rą ż e n ia i trz e w iac h i to n iety lk o u kręg o w có w lecz i u zw ie­

rzą t be z k rę g o w y c h . Lecz u ty c h o s ta t­

nich zdolność do r u c h u sam odzielnego

• m ogą posiadać i in n e organy. Za p rz y ­ kład służyć może n og a ślim a k a (z gat.

Limax), której r u c h y p e ry s ta lty c z n e (ta k zw. ro b aczk ow e) nie u s ta ją nietylko u śli­

m aków bez głowy, lecz i po odcięciu no­

gi od r e s z ty ciała, a n a w e t małe odkra- j a n e k a w a łk i „ p ulsu ją j a k s e r c e “ x).

chen u n d tie risch e n O rg an ism en “ von F il. Bo- tazzi, E rg e b n isse d e r P h y sio lo g ie 1908). N ad to ro z tw ó r c h lo rk u sodu nie je s t byn ajm n iej d la tk a n e k o b o ję tn y i w fizyologii u ż y w a się oddaw - na ro z tw o ru R in g e ra - L o ck eg o (p a trz szczegóły.

R . H ó b er. P h y sik a lisc h e C hem ie d e r Z elle u n d der G ew ebe. L eip zig 1906). A pom im o to , w la- b o ra to ry a c h po dziś dzień s to ją w ielkie b u tle z „fizyologicznym “ ro ztw o rem soli k u ch e n n ej, do k tó reg o s tu d e n t i n ie s tn d e n t z u fnością kładzie o rg a n y robaka, k ró lik a i k rab a m orskiego!

!) B ied e rm a n n W. S tu d ien zu r yerg leich en -

(2)

258 W SZECHSW IAT JSls 17

W z ja w is k u te m w y s t ę p u j ą pewne, w d a n y m p r z y p a d k u s k u t k i e m j e g o s t a ­ łości i m iarow ości b a rd z o siln ie z a z n a ­ czone i do pełn ien ia pewnej fu n k cy i p r z y ­ sto so w ane właściwości ru ch ó w , o b se rw o ­ w an e i u n ie k tó r y c h i n n y c h m ięczaków;

pojęcia nasze o o d r u c h a c h w z a sto so w a ­ niu do ty ch z w ie rz ą t m u s z ą uledz p e w ­ nym m odyfikacyom : g d y bow iem wiemy, że po przecięciu n e r w u ob w o do w eg o od ­ r u ch y w całym obrębie, z a o p a try w a n y m przez ten ne rw , n a js iln ie js z e m i bodźcam i w yw ołan e być nie m ogą i udział d a n y c h m ięśni w na jb a rd zie j o ż y w io n y c h r u c h a c h całego ciała j e s t zu p ełn ie w y k lu c z o n y — u n ie k tó r y c h m ię c za k ó w obiedw ie te zdolności, t. j. o d p o w ia d a n ie n a bodźce t a k m iejscow e j a k i p rzew o d zo n e z in ­ n y ch części ciała, z a ch o w u ją się do p e w ­ nego s to p n ia !).

Podobnież u je ż o w c ó w (E c h in o id ea z ty p u szkarłu pni, E c h in o d e r m a ta ) złożo­

ne n a w e t ru ch y kolców o b s e rw o w a ć m o ­ żna n ie ty lk o n a p u s te j s k o ru p ie (po w y ­ ję c iu narząd ów w e w n ę trz n y c h ), lecz n a ­ wet n a m ały c h w y k r a ja n y c h je j częś­

ciach 3). Dało to powód do błędnego m n ie m a n ia , że t. z w. p e d ic e lla ry e (nóżki kleszczykow e, u w a ż a n e dziś za p r z e k s z ta ł ­ cone kolce) są polipami p a s o rz y tu ją c e m i n a sz k a rłu p n ia c h . O m yłki tej nie u n i­

k n ę li n a w e t ta c y b a d a c z e , j a k L a m a r c k i Cuvier. T a k d z iw n ą w y d a w a ł a się s a ­ m odzielność ru c h ó w t y c h organów , słu-' żących, j a k dziś w iadomo, do obrony i oczyszczania p o w ie rz c h n i cia ła 3).

Co do ja m o c h ło n n y c h (C oelenterata) p r z y p o m n ijm y sobie z n a n y fak t, że o d ­ cięte k a w a łk i m ed u z y m o g ą w y k o n y w a ć r u c h y m ia ro w e t a k bardzo p rz y p o m in a ­ j ą c e tę tn o serca.

den P h y sio lo g ie d e r p e ris ta ltis c h e n B e w e g u n g e n . P fliigers A rc h iv , t. C Y II 1905, t . C X I 1906.

B e th e A. A llg e m e in e A n a to m ie u n d P h y - siologie des N e rv e n sy ste m s, G eo rg T hiem e, L ip sk 1903.

2) U ex k iill J . y. D ie P h y s io lo g ie des Seei- g e lsta c h e ls, Z e its c h rift fiir B iolo g ie, t. X X X IX , 1900.

3) U ex k iill J . v. D ie P h y s io lo g ie d e r P e d i- c e lla rien , Z e itsc h r. f. B iolo g ie, t. X X X V II, 1899.

Zjaw iska te znane o d d a w n a o b ja ś n ia ­ no w ró żny sposób: przypuszczano, a p rze­

d e w s z y s tk ie m miano tu n a względzie z w ie rz ę ta wyższe, że za im p u lsy i k ie ­ r u n e k r u c h u a u to m a ty c z n o - ry tm ic z n e g o odpow iedzialnem i czynić n a le ż y liczne sploty i zwoje nerw ow e, j a k i e p rze d s ta ­ wia u k ła d n e rw o w y wspólczulny. P e w ie n z w ro t w pojęciach w yw o łał z m a rły w r o ­ ku zeszłym w ielkich z asłu g flzyolog En- g elm ann *) te o r y ą t. zw. „m ięśniow ego pochodzenia ru c h ó w “ organów , o k tó ry c h mówimy; w edług je g o z a p a try w a ń , m ię­

śnie m ogą niety lk o odbierać p o b u d z e n ia bez p o śre d n ic tw a nerw ów , lecz i odda­

wać j e są sie d n im w łóknom (mięśniowym ).

O pochodzenie r u ch ó w serca, macicy, żo­

łądka, kiszek, moczowodów, czy j e s t ono

„mięśniowe" cz y „nerw ow e" — „myogeni- c z n e “, czy też „ n e u ro g e n ic z n e ”—toczyły się długie spory; dziś one jeszcze nie ustały, lecz te o r y a E n g e l m a n n a z ostała poważnie podkopana. Nie w d a ją c się w stre szc z a n ie obfitej lit e r a tu r y polem i­

cznej, p rz y ta c z a m dow ody głów ne, k tó re przeciw k o niej p rzem aw iają:

1) T r u d n y do o b jaśnie nia j e s t fakt, dlaczego w ty ch właśnie o rg a n a c h , w k t ó ­ ry c h f u n k c y a elem en tów n e rw o w y c h ma b y ć ta k ograniczona, w y s tę p u ją oue w t a k znacznej liczbie i t a k ró ż n o ro d n y c h i spe- c y a ln y c h dla ty c h organów u k ła d a c h (ja ­ ko zwoje, sploty, sieci).

2) D ośw iadczenia dow iodły zależności ru ch ó w a u to m a ty c z n o -ry tm ic z n y c h od ca­

łości i obecności ele m en tó w ne rw ow ych, m ianowicie tam , gdzie w pły w nerw ów m ógł być w yłączony, r u c h y te n a t y c h ­ m ia s t u s t a j ą (Bethe, Uexkull, Magnus, B iederm ann).

3) A n a to m ia p o ró w n a w c z a poucza nas, że ju ż u n a jn iż szy c h tk a n k o w c ó w (Meta- zoa), u k tó ry c h m ięśnie led w ie że się zró­

żnicowały, z n a jd u je m y obok nich tk a n k ę nerw ow ą; dziw n em się więc w ydaje, d l a ­ czego u z w ie rz ą t wyżej z o rganizo w an ych , u k tó ry c h podział p ra c y s k ła d nik ów or-

!) E n g e lm a n n . Z u r P h y sio lo g ie des U re te rs.

PfLiigers A rch iv , t. I I 1869 i p ó źniejsze p race t e ­

goż autora.

(3)

M 17 WSZECHSWIAT 259

g a n izm u coraz bardziej postępuje, m ięś­

nie m ia ły b y zachow ać własności, k tórych nie posiadają ju ż u najniższych t k a n k o w ­ ców (m ianow icie u jam ochłonów ).

W obec t a k ic h dowodów te o ry ą Engel- m a n n a (p rzynajm niej w tym zakresie, j a k i on je j n adaw ał) należy do p rze sz ło ­ ści. Dziś w szyscy niemal, k tó rz y p r a ­ cu ją n a d t y m przedm iotem, w y p o w ia d a ją zdanie, że o d bieranie i przew odzenie p o ­ budzeń o d b y w a się n a drodze nerwowej, a z a te m każde włókno m ięśniow e o trz y ­ m uje je przez swój w ła sn y nerw ; r u c h a ­ m i t e d y sam odzielnem i rząd zą również n e rw y , a w ty c h razach, kied y r u c h y te nie u s ta ją , lub m ogą być w yw ołane po przecięciu połączeń z s y s te m e m n e rw o ­ w y m c e n t r a l n y m —w d an ym o rg an ie m u ­ szą się znajdow ać specyalne a p a r a ty n e r ­ wowe autonom iczne, t. j. posiadające pe­

w n ą niezależność od u k ład u n erw ow ego ośrodkow ego (mózgu i rdzenia). P rz y j­

rzy jm y się, j a k z a p a tru je się na nie a n a ­ to m ia porównawcza.

F o rm ą n a jp ie rw o tn ie js z ą i filogenety­

cznie n a js t a r s z ą u k ład u nerw ow ego j e s t sieć ne rw o w a , s k ła d a ją c a się z ko m órek luźnie ro zrz u c o n y ch po ciele zw ierzęcia i p o łączony ch ze sobą w łó kn am i ( w y ro st­

k a m i kom órek). Ten rodzaj t k a n k i n e r ­ wowej s p o ty k a m y u n ie k tó ry c h j a m o ­ chłonów. Bodziec, j a k i z kom órek n e rw o ­ w y c h o d b iera od pow ierzchn i ciała za p o ś re d n ic tw e m w'yrostków czuciowych, j e s t przew o dzo ny 1) do w łókien mięśnio-

1Mb Mj° I °il M M Ml ° Jji \°1 n ^

...U /C

A n . . . .44/ r

nmmrmm iw F ir r r™ ..

P ry m ity w n a sieć n erw ow a. S ch em at n a za sa­

dzie ry s u n k u B e th e g o . nb — nabłonek, wc —• w y ­ r o s tk i czuciow e, w r—w y ro s tk i ru ch o w e kom órek n e rw o w y c h , Jen, m — m ięśnie. Z p ie rw ia stk ó w n e rw o w y c h n ary so w an e są ty lk o w łó k ie n k a

(fibrillae).

w y c h leżących najbliżej pobudzonej k o ­ m órki, 2) do innych, s ąsied n ich k om ó rek ne rw o w y c h , te zaś od d a ją go ju ż słabiej po blisk im m ięśniom i ele m en to m n e rw o ­

w ym i t. d. Mówimy: w sieci nerw ow ej pobudzenia z jak ie g o k o lw ie k b ą d ź m iej­

sca są przew odzone we w s z y s tk ie stro n y i ze z n acznem stopniowem osłabieniem.

Potrącić tu musze o zdobycze la t o s ta t­

nich w dziedzinie histologii nerwów. B a ­ dania A pathy ego, Bethego, Cajala i in ­ nych w y k a z a ły we w sz y stk ic h kom ór­

kach i w łó k n a c h n e rw o w y c h obecność c ie n iu tk ic h w łókienek (neuroflbrillae), które w n e rw a ch b ie g n ą równolegle, w k om órka c h zaś (u zw ierząt b e z k rę g o ­ wych) tw orzą siatki.

Czy włókienka całego u k ła d u n e rw o ­ wego tw o rzą sieć bez zakończeń w olnych, przechodząc nieprzerw an ie z jed n e j ko­

mórki do drugiej, czy też tylk o s ty k a j ą się z sobą, czy są one przew o d nik am i pobudzeń nerw o w y c h , czy też niejako ru sz tow a n iem , na k tó re m zawieszona j e s t isto ta okołow iókienkow a— o to trw a spór niero z strzy g n ię ty , a dziś bardzo ożywio­

ny. Nie mogę tu u w zg lęd niać n a d z w y ­ czaj obfitej lit e r a tu r y tego p r z e d m io tu — w ym agałoby to dłuższego tra k to w a n ia . Wielu badaczów p rzy jm uje, że obraz h i­

stologiczny, j a k i p r z e d s ta w ia ją w łókien­

k a w d a n y m u kład z ie nerw ow ym , po­

zwala w y p ro w a d z a ć p e w n e w nioski co do rodzaju je g o działania. W ta k i też sposób została przez B etheg o p rz e d s ta ­ wiona p ierw o tn a sieć n e rw o w a, podana wyżej w schem acie. W idzim y tu z ja w is ­ ko ważne i dla ty ch , k tó rz y zn a ją tylko fizyologię z w ie rz ą t w yższych, niezw ykłe.

P rzyzw y czailiśm y się bowiem m niemać, że do p o w s ta n ia odruchu, t. j. do tego, aby o trz y m a n y przez w łókna czuciowe bodziec w yraził się sk u rc z e m mięśni, po­

trz e b n e są conajm niej dwie kom órki n e r ­ wowe 1) czuciowa, 2) ruchow a. Między niem i też przechodzi t. zw. ł u k o d ru ch o ­ wy. S c h e m a ty rd ze n ia pacierzow ego są t a k znane, że t u ich p o w tarzać nie po­

trzebuję. W idzim y je d n a k , że w e d łu g podanego u k ła d u sieci n erw ow ej prze­

m iana energii czuciowej w ru ch o w ą od ­ byw a się w jed n e j komórce. (W e d łu g Bethego zachodzi to w siatce włókienek).

Sieć n e rw o w a w te j formie j a k ą ś m y

opisali ( je s t to t. zw. po niem „diffuses

N e r v e n n e tz “) p rze d staw ia się j a k o a p a ­

(4)

260 W SZECHŚW IAT 17

r a t bard zo p r y m i t y w n y z b a rd z o ograni- czonem i fu n k c y a m i. J u ż więc u n i e k t ó ­ ry ch j a m o c h ło n n y c h n a p o ty k a m y pewne k om plikacye. K om ó rki nie są rozsiane po całem ciele, lecz z a cz y n a ją się g r u p o ­ w a ć w t. zw. „ośro dki" (centra). J e d n o ­ cześnie w y r o s tk i ich p rze d łu ża ją się i d ą ­ żąc w o k reś lo n y c h k i e r u n k a c h łączą się w pęczki, tw o rz ą c t. zw. „d ro g i" n e r w o ­ we. R ó żnicują się p r z y te m e le m e n t y czuciow e i ru ch o w e , później p r z y b y w a ją k o m is u ry i e le m e n ty a s o c y a c y jn e . W k i e ­ r u n k u coraz ściślejszego z g ru p o w a n ia się k o m ó re k w zwoje (g ang lia) i coraz w ię k ­ szego w y k s z ta łc e n ia d r ó g n e rw o w y c h ob w odow ych, s k ró c e n ia zaś k o m u n ik a c y i m iędzy ośro d k a m i p o s tę p u je rozwój u k ł a ­ du n e rw o w e g o t a k całego ś w i a ta zw ie­

rzęcego *), j a k i po sz cz e g ó ln y c h ty pó w 2).

Zbliżenie to k s z ta ł tu j e u k ł a d n e rw o w y ośrodkow y (mózg), łań c u c h b r z u s z n y r o ­ bak ó w i staw o n o g ó w , rd z e ń pacierzo w y k ręgo w ców i t. p. T u m a ją s w ą rep re - z e n ta c y ę w s z y s tk ie n a r z ą d y , s tą d w y c h o ­ dzą im p u ls y do r u ch ó w , t u te ż przen osi się łu k o druch o w y , to z n a c z y n e r w y c zu­

ciowe p r ze w o d zą do o śro d k ó w p o b u d z e ­

!) N ale ży to ro zu m ieć w te n sposób: P o c z ą t­

k o w o m oże istn ie ć w ie le o śro d k ó w p ie rw o tn y c h je d n a k o w e j w a rto śc i i fu u k c y i; później n ie k tó re , np. zn a jd u ją c e się kolo o rg a n ó w zm y słó w za cz y ­ n a ją n ab ierać w ięk szej w a g i d la całeg o o rg a n i­

zm u. D ro g i łą cz ąc e j e z in n e m i o śro d k a m i s ta ją się ró w n ie ż n a jw a ż n ie jsz e m i „ tra k ta m i“ nerw o- w em i. O rganizm d ą ż y (m a się ro zu m ieć w ro z ­ w o ju filo g e n ety c zn y m ) do sk ró c e n ia sobie ty c h k o m u n ik a cy j. O środki n e rw o w e zb liż a ją się do siebie. P o n ie w a ż , je ż e li d an e z w ie rz ę p o ru sza się p rze w a żn ie w je d n y m ty lk o o k reślo n y m k ie ­ ru n k u , n a jw a ż n ie jsz e o rg a n y z m y słó w g ru p u ją się w p rze d n ie j części je g o ciała, k tó r a u z w ie ­ r z ą t w y ż sz y c h o trz y m u je n a z w ę g ło w y , w tę te d y stronę d ążą w sw ej te n d e n c y i do c e n tra li- za c y i ośrodki n e rw o w e i ta k ą d ro g ą p o w sta je mózg.

2) N a p rz y k ła d u m ięczaków : u n ajn iż sz y c h ob u n erw có w (A m p h in e u ra ) k o m ó rk i n e rw o w e są je d n o s ta jn ie ro zrzu c o n e w p n ia c h n e rw o w y c h ; u b rz u c h o n o g ó w (G astropoda), łó d k o n o g ó w (Sca- ph ópoda) i m ałżó w (L a m e llib ra n c h ia ta ) g r u p u ją się one w k ilk a p a r z w o jó w , p o łą cz o n y ch spo­

id łam i, u n a jw y ż e j z o rg a n iz o w a n y c h gło w o n o - g ó w (C ephalopoda) n a s tę p u je k o n c e n tra c y a z w o ­ jó w w je d n o litą p ra w ie m asę.

nia, k tó re t u u dz ie lają się k o m órko m r u ­ chow ym i s tą d d ążą do mięśni. Ześrod- k ow anie to u c h y la znaczenie p ie r w o tn y c h sieci n erw o w y c h , k tó re też z n ik a ją po­

woli z obw o du ciała. Lecz jeszcze u m ię ­ czaków są one ro zp ię te pod sk órą, w n ie ­ k tó r y c h ra z a c h n a w e t w bardzo złożo­

nej postaci, n a p rz y k ła d w nodze ślim aka, gdzie tw o rzą s p lo ty z licznemi inałemi zwojami. Ich to obecność w a r u n k u je możliwość p o w s ta w a n ia o p isa n y c h wyżej r u c h ó w sam odzielnych. Również u j e ­ żowców (Echinoidea), k tó ry c h u k ła d n e r ­ w ow y z n a jd u je się n a bardzo p ie r w o t ­ n y m s to p n iu rozw oju, w s z y s tk ie m ięśnie kolców z a o p a try w a n e są przez sieci i splo­

t y nerw ow e, z n a jd u jąc e się po d s k ó rą n a pow ierzchni e ko ru p y. U obu ty c h g ru p z w ie rz ą t istn ieje ju ż pew ien s y s te m n erw o w y c e n tra ln y , nie zdołał j e d n a k je s z c z e sk u p ić w sobie całej władzy, nie zdołał p o d po rząd kow ać s w y m p ie rw ia s t­

kom w s z y s tk ic h odruchów , t a k j a k to widzim y u ro b aków w yższych , s ta w o n o ­ gów i kręg o w c ó w 1). Tu sieci n e r w o ­ we dla ruch ów ciała tr a c ą zupełnie sw e znaczenie, p rzy c z e m u n ie k tó r y c h r o b a ­ ków znikają one z pod skóry, u s ta w o ­ nogów zaś i k ręg o w c ó w 2) sp o ty k a m y n i ­ kłe po nich pozostałości. W sze lak o z n a ­ m y pew ne o rg an y , w k tó r y c h p ie rw ia s t­

ki n e rw o w e w rozw oju filogenetycznym nie p o stę p u ją ściśle w e d łu g wyłożonego p ro g ra m u c e n tralizacy i. Są to n a rz ą d y krąż e n ia i trz e w ia. Z n a n a j e s t ogólnie z a na tom ii człow ieka obecność w se rc u zwojów (w edłu g B e th e g o i sieci n e rw o ­ wych), a w trz e w iac h splotów (np. w ki­

szk ach sploty A u e r b a c h a i M eissnera).

Mniej lub więcej podobne u k ła d y zostały o d k r y te w o rgan ach a na log icz n yc h i u

' ) U ezk iilł ta k p rz e d sta w ia tę różnicę n a p rz y ­ kładzie: „G dy b ie g n ie pies, w te d y zw ie rz ę w p ro ­ w ad z a w ru c h sw e nogi; g d y b ie g n ie je ż o w ie c , w te d y nogi w p ro w a d z a ją w ru c h z w ierzę". P rz ez to należy rozum ieć, „że p o je d y n cz e o d ru ch y u je ż o w c a są n ie za leż n e i sk o o rd y n o w an e, g d y o d ru c h y psa są p o d p o rzą d k o w a n e je d n e d ru g im i naw zajem się w arunkują'*.

2) L e o n to w its c h A, D ie In n e r v a tio n d e r m en- sc h lic h en H a u t. I n te r n a t. M o n atssch r. A n a t u.

P h y sio l., t. X V III,

(5)

M 17 WSZECHSWIAT 261

z w ie rz ą t b e z k rę g o w y c h , p rzynajm niej tam , gdzie te c h n ik a badań histologicz­

n y c h (n ie s te ty , bardzo nielicznych) s ta ła n a w yso k ości w y m a g a ń nowoczesnych.

Jerzy Stanisław Ałexandrowicz.

(D ok. nast.).

E. H O P P E.

S Y S T E M S Z E Ś Ć D Z I E S I Ą T K O W Y I P O D Z I A Ł K O Ł A .

N ie z b y t to odlegle jeszcze czasy, gdy istniało je d n o tylko zdanie o pochodze­

niu podziała k oła i sześćazicsiątkow ego s y s te m u liczenia. P rz y jm o w a n o zwykle, że koło zostało podzielone na 360 części, podobnie j a k w ro ku liczono 360 dni;

dzieląc potem kolo na 6 części ró w n ych o trz y m y w a n o liczbę 60. C a n to r w pierw- szem w y d a n iu sw y c h „Dziejów" J) pow ia­

da: „ W y o b ra ż a m y sobie przebieg tej s p r a ­ wy, j a k n a stę p u je: Pie rw o tn ie a s tr o n o ­ m owie ba bilońscy liczyli w ro k u 360 dni;

podział koła n a 360° m iał uzm ysłowiać drogę (słońca)11 i t. d. Jednakże, jak o j e ­ dy n y fakt, popierający tę hypotezę, C a n ­ to r podaje, że k s ię g a „Czeu p e i“ dzieli koło na 365'/4 części, gdyż około ro k u 213 przed Chr., t. j. najw cześniejszej przyp u szczaln ej d a ty p o w sta n ia tej k s ię ­ gi, C h iń c z y cy obliczali ju ż długość ro k u na 365V4 dnia. Zeuthen 3) zg ad za się z te m objaśnieniem , dodając j e d n a k za­

strzeżenie „b y ć m oże“, Tropfke 3) i Giin- t h e r 4) z g a d za ją się b ezw arunkow o. O sta t­

ni powołuje się na zdanie F orm aleoniego (1788). Nie dziw więc, że n ajnow sze pod ręczniki szkolne m ówią w p r o s t 5):

!) C an to r, „Y o rlesu n g en iiber Gesch. d. M ath.“

W y d . I, 1880, I, str. 83 i 582.

2) Z e u th e n , „G esch. d. M a th .“ , 1896, str. 13.

3) T ro p fk e , „Gesch. d. E le m e n ta r - M athem .“, 1902, i , str. 22.

4) G iin th er, „G esch. d. M ath.“, 1908, str. 20.

5) P ., np., C ra n tz , „L ehrb. d. M a th .“, 1909, st. 9.

„Podział koła na 360 części r ó w n y c h po­

chodzi od Babilończyków, k tórz y p rz y j­

mowali, że słońce o d by w a na niebie obieg pozorny po o k ręg u koła w przeciągu 36 0 dni“ . O ile mi wiadomo, c y ta ta , p rzyto ­ czona przez Giinthera, nie j e s t żadnym dow odem słuszności takiego objaśnienia, gdyż Form aleon i również tylko twierdzi, że podział ro ku był właśnie taki, lecz tw ierdzen ia swego nie popiera dowo­

dami.

W y k a z a n ie niemożliwości takieg o ob ja­

śnienia j e s t z a słu g ą K ew itscha *). I s t o t ­ nie, u p r z y to m n ijm y sobie, co znaczy tw ierdzenie, że B abilończycy dzielili rok na 360 dni. W t a k i m razie ju ż w ciągu j e d n e g o pokolenia trzy dziestoletn ieg o b y ­ łoby o 157 dni zamało, a więc p o ry roku p o p rze su w a ły b y się zupełnie. Każdy w ie ­ ś niak najm niej w y k s z ta łc o n y m usiałby w sw y c h zaję c ia c h codziennych dostrzedz błędność tak ie g o podziału, czyżby więc lud, o bd arzony t a k w y b itn em i zdolnościa­

mi a stronom icznem i, miał stosow ać po­

dział podobnie opaczny? J e s t to niemo- żebne. Z tego pow odu C a n to r 2) w ostat- niem w y d a n iu zupełnie odrzucił swe w y ­ wody poprzednie i p rzy ją ł proponow ane przez K e w itsch a objaśnienie, k tó re m się zaraz zajm iem y. P rzypuszczenie F o r m a ­ leoniego daje się może o b jaśn ić w ta k i sposób, że splą ta ł on rzeczy różne. W is ­ tocie, istn ia ł w Babilonie rok, złożony z 360 dni, ale nie liczono t a k roku a s tr o ­ nomicznego, ani r a c h u n k u czasu, lecz ta k z w an y „rok b a n k o w y 11. Dla wielkich obrotów pieniężnych, o k tó ry c h wiemy z tabliczek glinianych, wyrobił się z w y ­ czaj giełdow y, że płacąc odsetki, liczono miesiące po 30 dni; s tą d pochodzi rok handlow y 360-ciodniowy w tablicach o d ­ setek. Pozo stałe 5 dni nadliczb ow y ch uważano za ła s k a w y d a r M arduka, boga św iatła, i obchodzono je j a k o św ięta, w czasie k tó ry c h nie n a ra s ta ły odsetki;

co 4 l a t a czczono M ard uka 6-oma d n iam i nadliczbowemi. Ale te 360 dni h a n d lo ­

i) K e w itsc h . Z e its c h rift fu r A ssyr. (Bezold), tom 18-ty, 1905, str. 73.

C an to r, 1. c., w y d . I I I , 1907, str. 120.

(6)

2 6 2 W SZECHSWIAT JNo 17

w y c h nie z n a jd u je się w ż a d n y m z w i ą z ­ k u z kołem , ani z obiegiem słońca, z a - te m niepodobna, b y b y ły one powodem podziału koła i p o w s ta n ia s y s te m u sześć- dziesiątkow ego. Prócz tego, zdaje się, że r o k bankowcy j e s t p o ch o dzenia z n a ­ cznie p óźniejszego, niż podział koła i w p ro ­ w ad zen ie s y s te m u sześćdziesiątkow ego.

Na p o d s ta w ie p o d r ę c z n ik a ra c h u n k ó w , odnalezionego przez H i l tp r e c h t a w ś w ią ­ ty n i B ela w N ipp u rze s y s te m sześćdzie- sią tk o w y można odnieść do r o k u 2400 przed Chr., a n a p o d s ta w ie tab lic z Sen k e r e h —n a w e t do r o k u mniej więcej 3000 przed Chr. T y m czasem , p o d łu g w ia d o ­ mości, k tó ry c h u dzielił mi prof. Konig, M ard u k z o sta ł bogiem g łó w n y m dopiero kolo r o k u 2100, a w ięc r o k b a n k o w y nie j e s t w c z e ś n ie js z y od tej d aty . W e d łu g Mahlera, r o k w Babilonie liczono zawsze po 365,2 dnia, p rz y n a jm n ie j, o ile w o g ó ­ le sądzić m ożem y z z a c h o w a n y c h źródeł.

A b y m im o to s tw ie r d z ić p ochodzenie astron om iczn e liczby 360, Ginzel *) p r z y ­ jął, że liczba ta j e s t ś re d n ią z 365 i 354, to j e s t z r o k u s łoneczneg o i k s ię ż y c o w e ­ go. P r z e d te m , copraw da, p rz y jm o w a ł, że 360 j e s t liczbą p ie rw o tn ą .

P o m ija m y ju ż, że B ab ilo ń czy cy um ieli bardzo dokład n ie liczyć u ła m k a m i, a więc nie mogli p r z y j ą ć 360 za ś re d n ią , lecz o trz y m alib y , j a k C h ińczy cy , u łam ek ; m i ­ mo to, t r u d n o pojąć, co m oże m ieć do cz yn ie nia d w u n a s to ra z o w y obieg k s ię ż y ­ ca z podziałem koła. K sięży c p rz e b ie g a koło w p rz e c ią g u j e d n e g o m iesiąca, a j e ­ żeli z w r a c a m y u w a g ę n a roczny r u c h j e ­ go w zw ie rz y ń c u , to p rze c ie ż d r o g a nie j e s t w t e d y kołem. A w ięc a stro n o m o w ie nie m ogli wcale w p a ś ć n a p o m y sł z a s to ­ so w an ia drogi tej do podziału koła. I n ­ d u k c y jn y b ieg m y śli j e s t t u zupełnie w y ­ łączony, w s z y s tk ie za ś o d k ry c ia i p o s tę ­ p y d o k o n y w a ją się in d u k c y j n ie . Kom bi- n a c y a t a k a m ożliw a j e s t t y lk o wtedy>

gdy z g ó r y wiadom o, że m a się w y p r o ­ wadzić liczbę 360, u ż y w a ją c 365 dni r o ­ ku. Ale n a w e t t a k a i n d u k c y a j e s t z u ­

3) Ginzel, „Beitrage z. alt. Geschichte.“, 1, str. 874.

pełnie niem ożebna, gd yż w t a k im razie 360 m usia łob y b y ć j a k ą ś liczbą p o d s ta ­ w ow ą i g r a ć p ew n ą rolę w b abilo ńsk im s y s te m ie liczenia. T y m czasem wcale ta k nie j e s t , dla 360 nie istn ieje a n i w y ra z osobny, ani cyfra; w piśm ie k lin o w em 360 oznacza się ta k samo, j a k w sz ystk ie in n e liczby. Można dziś uw a ż a ć za rzecz zupełnie dowiedzioną, że S u m e ryjc zyc y, lud s to ją c y na w ysok im szczeblu k u l t u ­ ry, uży w ali p ism a klinow ego, a może je n a w e t wynaleźli; g d y b y w ięc liczba 360 b y ła p u n k te m w y jś c ia w ich sy s te m ie liczenia, m usieliby u tw o rzy ć d la niej zn a k osobny. P o w sz e c h n a zg od a p an u je p rze ­ cież na punkcie, że p o trz e b a znak ów w y ­ s tę p u je na jw c ze ś n ie j w łaśn ie w użyciu liczb. Z anim jeszcze um iano p isać g ło ­ ski, a więc w y ra z y , is tn ia ła konieczność p iśm iennego lub obrazow ego u trw a la n ia liczb, gdyż od nich zależał r u c h h a n d lo ­ wy. S ta ro ż y tn e r u n y d re w n ia n e b y ły to też znaki dla obliczania d łu g u i n ależno­

ści; to b y ły p ierw sz e po czątki z n a k ó w p iśm ien n y c h . Pismo klinowe, j a k sądzę, ju ż s a m y m k s z ta łte m znak ów w skazuje, że p ierw o tn ie by ły to zn ak i liczebne.

S tą d każda p ró b a w y p ro w a d z e n ia s y s t e ­ m u sz eśćdziesiątkow ego z 360 w yd a je m i się z g ó ry chybioną.

K ew itsch (1. c.) w y b r a ł inn ą drogę do w y p ro w a d z e n ia liczby 60. Opowiada on, że w dolinie E u f r a t u sp o tk a ł się szczep, u w ażający 10 za liczbę p o d sta w o w ą , ze szczepem, k tó ry za liczbę t a k ą u w ażał 6.

S zczepam i te m i byli j a k o b y S u m e ry jc z y ­ cy i Kuszy ci. S iln iejszy z t y c h d w u l u ­ d ó w —k tó ry , tego K ew itsch nie r o z s trz y ­ g a — u w a ż a ł 10 za liczbę podstaw ow ą.

Gdy s p o tk a n ie ty ch d w u ludów odbyło się pokojowo, czy też g d y p okonanie l u ­ du o sy s te m ie sz ó stk o w y m powiodło się niezupełnie, uw ażano j a k o b y za p o trz e b ­ ne dla pogodzenia u tw o rz y ć z s y s te m ó w szóstkow eg o i d z ie siętn e g o s y s te m nowy 6 . 1 0 = 60-kowy. Nie u leg a wątpliwości, że tak ie s p o tk a n ia d w u lub więcej ludów n iera z o d b y w a ły się w k rain ie E u fra tu ; podobnież i w y r ó w n y w a n ie s y s te m ó w l i ­ czenia, czy też lepiej p rze n ik an ie liczeb­

n ik ó w i liczb w s y s te m liczenia lu d u p a ­

n u jąc e g o , j e s t zupełnie dopuszczalne.

(7)

M 17 WSZECHŚWIAT 263

A b y j e d n a k o trzym ać tą drogą sy ste m sześćdziesiątkow y, dowieść należy u p r z e d ­ nio i s tn ie n ia s y s te m u szóstkowego. Za­

pew n e , m ożna tu n a uspraw iedliw ienie przytaczać, że z epoki przed połączeniem się t y c h d w u s y s te m ó w nie doszły nas żadne d o k u m en ty , nie m ożna więc żądać d o s ta rc z e n ia tak ie g o dowodu co do Ku- szytów . D lateg o K ew itsch usiłu je wpierw dowieść, że pow stanie s y ste m u s z ó stk n - wego j e s t wogóle możliwo, a potem p r z y ta c z a p rz y k ła d y , że 6 w istocie b y ­ wało m ie jsc a m i podstaw ą s y s te m u licze­

nia.

Co d o tyczę pierwszego, to, w e d łu g K e­

w itsc h a , m ożna w skazać dwie drogi, p r o ­ w adzące do szóstkowego s y s te m u licze­

nia.

1) Podnosi się po kolei palce lewej ręki; o trz y m u je się liczby 1 — 5. N a ­ stępnie, m ówiąc ,,6“ , podnosi się p ie r w ­ szy palec prawej r ę k i i je d n o c z e śn ie za­

m y k a się lew ą dłoń. T rz y m a ją c podnie­

siony p ierw szy palec praw ej ręk i liczy się dalej na nowo palce lewej r ę k i 6-j-l i t. d.

2) Palce lewej r ę k i oznaczają liczby 1 — 5, n a s tę p n ie dla 6-citi w y ciąg a się c ałą rę k ę i liczy się n a jp ie rw pięć tak ich szóstek n a p alcach praw ej ręki. Gdy s zó sta szó stk a j e s t ukończona, w yciąga się obie ręce, ja k o „ rę k ę r ą k “ — 36.

Mnie się w y d a je , że obie te m etody prow ad zą do 5-ciu, ja k o liczby p od sta w o­

wej, ale n ig d y do 6-ciu. Isto ta liczenia w ym ag a, a b y jed n o śc i liczone były ró ­ w now artościow e. Zapewne, pom inąć m o­

żna n iejed nako w o ść palców, w s z y s tk ie 5 są przecież palcami, ale s ta w ia ć n a r ó ­ wni rę k ę z palcem m ożna b y ło by tylko w te d y , g d y b y w prow adzało się członek, j a k o pojęcie jedno stko w e . T ru d n o j e d n a k zrozum ieć, dlaczego w ta k im razie m ia ­ łoby się k o ń c z y ć n a ręce, a nie liczyć dalej jesz c ze ra m ie n ia i t. d. Prócz tego, jeżeli, s to s u ją c m etodę p ierw szą liczy się p ie rw s z y palec praw ej ręki, j a k o 6, to nie rozum iem , czemu nie m iałoby się l i ­ czyć dalej n a palcach praw ej ręki i dojść t ą d r o g ą do 10 ciu, ja k o liczby p o d s ta ­ wowej. T aki w y w ód s y s te m u szó stk o­

wego, j a k również podany przez K e­

w itsc h a analogiczny wyw ód s y s te m u je - den a stk o w e g o u N ow ozelandczyków , w y ­ daje mi się zupełnie niemożliwy.

Podane przez K e w itsch a dowody e tn o ­ graficzne również słabo bardzo popierają jego przypuszczenie. Brzm ią one, j a k następuje: W L a b rad o rz e istnieje szczep u m iejący liczyć ty lk o do 6-ciu; w s z y s t­

ko. co przew yższa tę ilość, zowie się nie­

zliczone. Bolanowie w A fryce posiadają jeszcze szczątk i s y s te m u szóstkowego, gdyż tw o rzą 7= 6-)-1 i 12 = 2.6. W r e s z ­ cie u Indów istn ieje wyraz, oznaczający jedność, złożoną z sześciu części; w y raz ten pochodzi praw dopodobnie z Babilonu.

Pierw szego z t y c h przykładów nie j e ­ ste m w stanie zbadać, ani stw ierd zić je­

go doniosłości, gdyż nie wiem, co to ma być za szczep, i gdzie szuk ać odpowied­

niej lite ra tu ry . D ru g i p rzyk ła d nie d o ­ wodzi wcale, aby u Bolanów istniał k ie ­ dyś s y s te m szóstkowy, gdyż w takim r a ­ zie byłoby zupełnie niezrozum iałe, czemu 8 nie m iałoby być = 6 + 2 . Te dw a p rzy ­ kłady 6-1-1 i 2 . 6 = 12 m ogą być dobrze wytłumr.rzone przez pew ne określone zna­

czenie liczby 6 dla różny ch przedm iotów handlu. T a k samo, np., u Niemców m e n ­ del = 15 j e s t je d n o s t k ą ty lko w h a n d lu jaja m i, ale n ig d y nie b y ł liczbą p o d s ta ­

wową żadnego s y s te m u liczenia. W r e s z ­ cie przytoczony w y ra z in d y jsk i może nie mieć nic w spólnego z żad ny m sy ste m em liczenia; jeżeli rzeczyw iście pochodzi z Babilonu, to p o w sta ć mógł zupełnie inaczej. S ta n ie się to zaraz widoczne, jeżeli objaśnienie, k tó re d a ję poniżej, j e s t słuszne.

Chcąc w y tłu m a c zy ć s y s te m liczenia u Babilończyków , czy też S um eryjczy- ków, należy, w e d łu g mego zdania, s k ie ­ rować w zrok n a jp ie rw Icu sy stem o w i s a ­ memu. Okazuje się, że ani dla 6, ani dla 36, ani dla 216 i t. d. niem a osob­

n y ch cyfr, ani też osobnych liczebników.

Już choćby z tego tylko powodu liczba

6 nie w y d a je mi się p o d sta w ą s y ste m u

sześćdziesiątkow ego. G d y b y te n o s ta tn i

pow stał z 6, b y ło b y rzeczą niezrozum iałą,

że ani w liczebnikach, ani w cyfrach nie

pozostało żadnego śladu po tej liczbie

podstaw ow ej. S y s te m cyfr w piśm ie kii-

(8)

264 W SZECHSW IAT JMs 17

n o w em — j a k z p e w n o śc ią wiadom o, Su- m e ry jc z y c y u ż y w a li teg o w ła śn ie p is m a — j e s t raczej w y b itn ie d z ie siętn y : j = 1 aż do YTT — 9; dalej d la 10 n o w y zn ak TYY

TTY

^ , i dalej, w p r o s t przez o dpow iednie u s ta w ia n ie ty c h z naków , do 100 = 1 0 .1 0 0 = = < H 10 .10 . 100 = < X K - Obok tego s y s te m u n a w s k r o ś d z ie s ię tn e ­ go ju ż w ta b lic a c h z S e n k e re h w idzim y ró w n ie logicznie w y r o b io n y s y s te m sześć- d z ie siątk o w y . Mianowicie, d la 60 u ż y ty je s t znowu z n a k { ; dalsze liczby pisze się, j a k u nas, zapom ocą u z a le ż n ie n ia w a rto śc i z n a k ó w od m ie js c przez nie z a j­

m o w a n y c h . A by j e d n a k u n ik n ą ć pom y­

łek, o znacza się liczbę 61 nie p rzez J J } lecz zm ienia j ą się p rzez u m ie sz cz e n ie w ś ro d k u z n a k u soss — 60, a więc (podług Bezolda), g d y t y m c z a s e m 71 =

= r < y pisze się w sposó b z w y kły, przez

uzależnienie w arto ści z n a k ó w od m iejsc.

N a jn iż sz ą j e d n o s t k ą rz ę d u w yższego j e s t 602 = 1 sar. Liczbę tę albo o znaczano je d n y m k lin e m f , k tó re g o w a rto ś ć u z a ­ leżniona b y ł a od z a jm o w a n e g o m iejsca, albo też w p ro w a d z a n o z n a k osobny O lub O ; z a m ia s t te g o o s ta tn ie g o w y s t ę p u je też Rzecz g o d n a u w ag i, że obok te g o w y s tę p u je też z n a k o so b n y n a 10 . 60 = 600 = ner. A w ięc d a je się tu do strzedz w p ły w s y s te m u dziesiętn eg o.

Ale g d y sposób p is a n ia zap o m o cą z n a k ó w soss i s a r j e s t zup ełn ie w y ro b io n y , rzecz m a się inaczej, g d y chodzi o u życie z n a ­ k u ner. Np. w z nalezionej przez Hilt- p r e c h t a książeczce do n a u k i r a c h u n k ó w p o d a n a j e s t ta b lic z k a m n o żen ia do 60-ciu.

Tablice z S e n k e r e h p o d a ją k w a d r a t y i sześciany (te o s ta tn ie p ra w ie do poło­

w y odłam ane) do 592.

C h cąc w y t ł u m a c z y ć p ochodzenie te g o s y s te m u nie m ożna p r z y j ą ć ani o b ja ś n ie ń a s tro n o m ic zn y c h , a n i a r y t m e t y c z n y c h , pod a n y c h przez K e w its c h a . N a to m ia s t w y d a je mi się p ra w d o p o d o b n e m in n e ob jaśn ie n ie . Rów nie n iez b ę d n e , j a k lic z e ­ nie, j e s t d la cz ło w ie ka o znaczenie k i e ­ ru n k u . P o trz e b a te g o n a r z u c a się j u ż w te d y , g d y o g e o m e tr y i je s z c z e n a w e t

m ow y b y ć nie może. O r y e n ta c y a w c z a ­ sie w ę d ró w k i w y m a g a ju ż u s ta le n ia k ie­

runków . Stąd p o w staje p o trz e b a oz n a ­ czania różnicy k ieru n k ó w . M iarą tej r ó ­ żnicy może być, j a k u Egip c y an , k ą t p r o ­ s ty, k tó ry n iew ą tp liw ie j u ż n a p ie r w o t ­ n y ch sto p n ia c h rozw oju ludzkości mógł być w y znaczony zapomocą pionu. A b y j e d n a k módz sto sow ać pion do w y z n a ­ czania k ie ru n k ó w n a płasz c zy ź n ie , k o n ie ­ czne było sp o rz ą d z e n ie trw a łe j m ia ry kątów . P ra w d a , is t n i e j ą też m eto d y p rz y ­ bliżone, np. wizowanie wzdłuż rąk , w y ­ c ią g n ię ty c h poziomo w bok, a n a s tę p n ie w y p r o s to w a n y c h n ap rzó d. Ale p r z y n a j ­ m niej t a k samo dogodnie, a z pew n ością d o kładniej, j u ż n a n a jp ie rw o tn ie js z y m s to p n i u rozw oju daje się sporządzić k ą t t r ó j k ą t a rów nobocznego. Trzy p r ę t y r ó ­ w nej długości, u ła m a n e z d rze w a, w y ­ s ta r c z a j ą do w y z n a c z e n ia teg o k ą ta . Z teg o p o w o d u k ą t t r ó j k ą t a równobocz­

n e g o może być ró w n ie dobrze, j a k k ą t p ro sty , u ż y ty za m ia rę j e d n o s t k o w ą k i e ­ ru n k u . G dy więc lud pew ien o b rał k ą t t r ó j k ą t a rów nobocznego za m ia rę p o d ­ sta w o w ą , obok tego zaś używ ał s y s te m u dziesiętnego, było rzeczą n a tu r a ln ą , że podzielił t e n k ą t n a 10 części. W spo­

sób rów nie n a tu r a ln y okazało się, że 6 t a ­ kich k ą tó w w y p e łn ia płaszczyznę, a więc cała płaszczy zna z a w iera 6 r a z y 10, t. j.

60 części. W te n sposób liczba 60 m u ­ s ia ła u z y s k a ć znaczenie podstaw ow e, g d y chodziło o podziałkę n a płaszczyźnie, tj.

0 określenie kieru n k u . Dzielono płasz czyznę n a 60 części; z tego p o w o d u p o ­ dział na 60 części sta ł się n a jp osp olitszy, 1 zaczęto sto so w ać go niety lk o do płasz­

czyzny, ale też i do i n n y c h wielkości.

Dzieląc części sz eść d z ie sią te je s z c z e raz w e d łu g s y s te m u d z ie siętn e g o dochodzono w sposób n a t u r a l n y do 600 części, a więc do liczby n e r. A gd y j u ż zupełnie p r z y ­ zw y czajo no się do p odziału n a 60 części, j a k tego uc z y ła k s ią ż k a z N ip pu ru , dzie­

lono części sześć d z ie sią te znow u na 60 i w te n sposób o trz y m y w a n o liczbę sar.

Otóż w czasach, g d y t e n podział ele­

m e n t a r n y był ju ż o d d a w n a p rzyjęty , i liczono z z a sa d y p o d łu g s y s te m u po­

d z ia łu na 60 części, z p o s tę p e m k u l tu r y

(9)

JM ® 17 W SZECHSW IAT 265

w yłon iła się konieczność p rzep ro w ad ze­

n ia podziału koła w celach a stro n o m ic z ­ n y c h i g e o m e try c z n y c h . P o w sta n ie tego s y s te m u liczenia było t e d y zupełnie nie­

zależne od zad an ia podziału koła. Do ro zw o ju s y s te m u sześćdziesiątkow ego n a ­ w e t pojęcie koła nie było p otrzebne, nie b y ł p o trz e b n y n a w e t w y n a la ze k cyrkla.

P rzeciw nie, g d y następn ie, z rozw ojem g e o m e try i i astronom ii, p rzy ję to znów k ą t t r ó j k ą t a ró w nobocznego za wielkość p odstaw o w ą, było ju ż zupełnie zrozu­

miałe, że k ą t ten podzielono znów na 60 sto pni, stop ień dalej n a 60 m in u t i t. d.

W te n sposób podział koła w y p a d a zu­

pełnie k o n s e k w e n tn ie , i s ta je się zrozu­

miałe, dlaczego nie 360, lecz właśnie 60 ma to znaczenie podstaw ow e.

Przełożył S. Rozenblat.

(Dok. nast.).

O B U D O W I E I Ż Y C I U K R A B Ó W G Ł Ę B I N O W Y C H .

(Dokończenie).

D r u g ą nie mniej w a ż n ą właściwość s ta n o w ią sto sun kow o zn aczne ro zm iary ciała k ra b ó w głębin ow ych . V a ldivia w y ­ dobyła z w ielkich głębokości p raw d z iw ie o lbrz y m ie g a tu n k i, g d y w w o d ach p ły t­

kich m ie jsc e ich z a jm u ją po staci blisko s pok rew nio ne, ale drobne. I d la tego z ja w is k a tru d n o j e s t dać zadow alające objaśnienie: może j e s t ono s k u tk ie m d łu ­ gow ieczności g a tu n k ó w głębinow ych, cho­

ciaż z r e s z tą p rzypuszczenie tak ie w y d a je się mało praw d o p o d o b n e m ze w z g lę d u na bardzo silne napięcie walki o b y t w o tc h ła ­ n iach m o rs k ic h ,—a może też p a n u ją c e t a m zim no w y w ie r a ja k iś p o b u d z a ją c y w p ły w n a działalność k o m ó re k i w z ro st całego o rganizm u.

Godny u w a g i j e s t dalej nad zw y czaj silny r o z r o s t j a m sk rzelow ych, k tó re u p e w n y c h g a tu n k ó w b y w a ją t a k obszer­

ne, że s c ho dzą się w śro d k u ciała. S t a ­ now i to, w e d łu g w szelkiego p ra w d o p o ­ d obień stw a, p rzy s to s o w a n ie się, w y w o ­

łane m niejszą z a w a rto śc ią tle n u w wo­

dzie głębinowej.

Bardzo w yraźn ie odbija się n a b u d o ­ wie rodzaj pożyw ienia k rabów . Niema w śród g a tu n k ó w g łęb in o w y c h roślinożer- ców, bo też niem a t a m i roślin; w s z y s t­

kie tam te jsze zw ierzęta k a rm ią się in n e ­ m i zw ierzętam i, ale nie w s z y s tk ie w j e ­ d n a k o w y sposób: są wśród n ich połyka- cze mułu, w k tó ry m z n a jd uje się zawsze obfitość c z ąs tek o rg an ic zn y c h pochodzą­

cych z rozkładu ciał r o zm a ity c h zwie­

rząt, które s p a d ają po śm ierci z g órn y ch w a r s tw wody; są i p raw dziw e drapieżne, u rzą d z a ją c e łowy na innych m ieszkańców ty c h otchłani.

Dw ie te g ru p y krabó w różnią się w y ­ bitnie budow ą. P ierw sze są to spokojne, ociężałe i mało z m yślne stw orzenia, ale zato doskonale p rzy s to s o w a n e k sz ta łte m i b a rw a m i do środow iska; w y s ta rc z a im zachow yw ać się spokojnie, aby się s ta ć nied o strz e g a ln e m i i u n ik n ą ć w te n spo­

sób n a p a stn ik ó w a jed n o c z e śn ie i sam y m c h w y ta ć bez k łopotu zdobycz, gd y im się j a k a naw inie, zwiedziona tą ich nie­

dostrzegalnością. D ru g ie odznaczają się zręczną i m ocną b u d o w ą oraz brak iem p r z y s to s o w a ń o ch ron ny ch; są one p rz e ­ ważnie m niej lub więcej z m yślne i u r z ą ­ dzają łow y na inne stw orzenia.

W ięk szość k ra b ó w g łęb in o w y c h należy do pierwszej g r u p y i p osia d a rozm aite przy sto so w a n ia ochronne, w śró d k tó ry c h n a szczególną u w a g ę zasługuje objaw , z n a n y pod n a z w ą m a s k a r a d k rabów . P o ­ lega on n a p o k ry ciu ciała p o s tro n n e m i przedm iotam i, m ają ce m c h a r a k te r p rz y ­ sto so w an ia ochronnego. U j e d n y c h z ty ch k rab ó w ciało porosłe j e s t rozpłaszczone- mi włoskami, do k t ó r y c h p r z y s ta je i m ię ­ dzy k tó re n a b ija się muł z dna, tw o rząc n a ciele o c h ro n n ą powłokę, k tó ra czyni k ra b a n ied o s trz e g a ln y m , g d y siedzi n ie ­ ruchom o n a dnie. U inn ych znowuż z n a j­

d ujem y n a grzbiecie i n o gach h a c z y k o ­ w a te kolce, służące do p rz y tw ie rd z e n ia , polipów, gąb ek, m szyw iołów i in n y c h tworów m orskich, w k tó re k r a b sam się stroi, n a sa d z a ją c j e sobie n a ciało m ię­

dzy te kolce. S ta n o w i to dosk onały ś ro ­

dek o c hronny, tem b a rd z iej, że k r a b zimie.

(10)

WSZECHSWIAT JSfo 17

n ia sobie to p o krycie, zależnie od śro d o ­ wiska, w j a k i e m się z n a jd u je .

Nie b ędziem y dłużej z a s t a n a w ia ć się n a d te m i m a s k a r a d a m i k r a b ó w tem b a r- dziej, że b y ły one p rze d m io te m o so b n e ­ go a r t y k u ł u !) i nie s ta n o w ią p r z y te m sp e cy a ln ej w łaściw ości g a tu n k ó w g ł ę b i ­ n ow ych. Zw rócim y n a to m ia s t u w a g ę na k w e s ty ę u b a r w ie n i a t y c h s tw o rz e ń . P a ­ n u ją w śró d n ich d w ie b a rw y : bladożółta i czerwona, p rz y c z e m ta d r u g a j e s t p r z e ­ w ażającą, pospolitą z re s z tą n ie ty lk o u ty c h k r ab ó w , ale i u in y c h z w ie rz ą t g łę ­ bino w ych . Znow uż j e d n a k s ta n o w i ona z a g a d k ę je s z c z e n ie r o z w ią z a n ą i rozmaici badacze różnie z a p a t r u j ą się n a nią.

Verill w idzi w niej o b ja w p rz y s to s o ­ w a n ia się, a zn aczen ie jej tłu m a c z y w ten sposób, że j a k o d ope łn ie n ie do zielonej, k tó r a sta n o w i p a n u ją c ą ba rw ę g łęb o k ic h otchłani, j e s t ona wielce d o g o d n a dla zw ierząt, s k u t k i e m niej bow iem w y d a ją się s z are m i albo c z a rn e m i i z te g o po w o­

du s ta ją się t r u d n o d o s trz e g a ln e . T ł u m a ­ czen iu V erilla m o żn a j e d n a k uczynić zu pełnie s łu s z n y z a rz u t, że dla t y c h z w ie ­ r z ą t byłoby znacznie dogod niej b y ć w p rost zielonemi, zielona b a rw a bow iem jeszcze m niej o d b ija ła b y od z ielon eg o ś r o d o ­ w iska.

To też inn i badacze s t a r a j ą się z ja w is ­ ko to w y t ł u m a c z y ć inaczej, m ianow icie w zw iązku z ciem nością, p a n u ją c ą w o tc h ła ­ n iac h m o rsk ich, i ze ś le p o tą p o spolitą w śró d stw o rz e ń g łę b in o w y c h . P r z e k o n a ­ no się m ian ow icie z n i e je d n o k ro tn y c h b ad a ń , że rak i, h o d o w a n e w c ie m n y ch n a c z y n ia c h albo te ż pozbaw ione oczu, p r z y b i e r a j ą n a c ałem ciele b a rw ę c z e r ­ woną. P r z ib r a m s tw ie rd z ił, że oślepienie u ta k ic h z w ie rz ą t p o ciąg a za s o b ą za­

wsze czerw one z a b a rw ie n ie . P o z o sta je ono z atem n iew ą tp liw ie w z w ią zk u z ocza­

mi i św iatłem , pom im o tego j e d n a k nie j e s t d la n a s zup ełnie zrozum iałe.

Sw oją d r o g ą z re s z tą n a le ż y by ć b a r ­ dzo o stro ż n y m w k w e s t y i tej czerw onej b a r w y z w ie rz ą t g łę b in o w y c h , nie m a m y

i) P o ró w . „ W sz e c h ś w ia t" r. 1909 s tr. 804 a r­

ty k u ł „M askarady k ra b ó w ".

bow iem ż a dneg o dowodu, czy j e s t ona rzeczyw iście ich b a rw ą w w a r u n k a c h n o rm a ln y c h czy też tylko pow staje, j a k o s k u te k z m ia n y u b a rw ie n ia po n ag łem w y c ią g n ię c iu z wody pod wpływ em g w a ł­

tow neg o s tr a c h u lub j a k ie g o ś p o raż e n ia k o m ó re k b a rw n ik o w y c h .

K w e s ty a u b a rw ie n ia i ś w ia tła p r o w a ­ dzi n a s do n a rz ą d ó w w zrok ow y ch ty c h krabów . S ta n o w ią one rów nież j e d e n z p ię k n ie js z y c h objaw ów przy stosow an ia się fau n y głębinow ej. Oczy wogóle zo­

s ta j ą w ścisłej zależności od w a ru n k ó w św ie tln y c h i z m iana ty c h w a ru n k ó w od­

bija się zaw sze n a ich budowie.

Mogłoby się w y d a w ać , że z w ie rz ę ta głębinow e pow inny być ślepe, poniew aż p r z e b y w a ją stale w w iecznym m roku, k tó re g o nie p r z e b ija żaden prom ień ś w ia ­ tła słonecznego. Pocóżby zatem p o trz e ­ bne im były oczy tam , gdzie nie można nic widzieć? W iadom o j e d n a k , że w śró d form głębinow ych obok zupełnie ślep y ch z n a jd u ją się i ob da rz on e silnie rozwinię- te m i oczami, uzdolnionem i do bardzo dobrego w idzenia w półmroku. W iadom o rów nież, że znaczn a liczba z w ie rz ą t g łę ­ b inow y c h posiada n a rz ą d y świecące, k tó - r e m i rozjaśnia sobie m ro k o tch ła n i m or­

skich, a skoro j e s t tam światło, koniecz­

n ą rzeczą s ta je się p o siadanie oczu dla dobrego k iero w a n ia się.

D otyczę to rów n ież krabów : i wśród nich z je d n e j s tr o n y z n a jd u je m y g a tu n k i 0 duży ch d o skon ale ro zw in ię ty c h oczach, c z ęstok roć osadzo ny ch n a słup ka c h ; z drugiej zaś ślepe stw o rz e n ia z zupełnie p ra w ie z a n ik ły m n e rw e m w z ro k o w y m 1 o rg a n e m d o ty k u za m iast oczu. I to c z ęsto k ro ć w te m s a m e m m iejscu tuż obok siebie, zupełnie j a k g d y b y to samo św iatło w y w ie ra ło j a k i ś d w o ja k i wpływ n a oczy: raz pobudzało do w iększego ich rozwoju, to znów do zup ełnego zaniku.

Rzecz, napo zór niezrozum iała, s ta je się je d n a k j a s n ą , g d y w eźm iem y pod u w agę sposób życia j e d n y c h i d ru g ic h krabów : g a tu n k i z dobrze ro zw in ię te m i oczami są to, j a k w id a ć z całej ich budow y, s tw o rz e n ia ru c h liw e i zwinne, o d b y w a ­ j ą c e duże podróże po dnie m orskiem ,

| a więc p o trz e b u ją c e dobrego o rg an u

(11)

.N® 17 WSZECHSWIAT 267

wzroku; g a tu n k i z zanikłem i oczami p r o ­ w ad zą życie praw ie że siedzące, u k r y te pod k a m ie n ia m i albo też przy tw ie rd z o n e do in n y c h zwierząt, oczy dla nich są z a ­ te m n iejako zupełnie zbyteczne.

U form, o bdarzonych wzrokiem, oczy m ają r o z m a ity stopień rozwoju i u d o s k o ­ nalenia. Są zaw sze s ia tk o w a te, złożone z m n ó s tw a p ojedyńczych wielościennych oczek, ale b u dow a ty c h p r o sty c h oczek nie zawsze j e s t je d n a k o w a . Szczególnie znaczne różnice z n a jd u je m y w budowie w a r s tw y czarnego b a rw n ik a , otaczającej nib y płaszcz każde oddzielne oczko, a zło żonej z kom órek k u rcz liw y ch . U je d n y c h atoli k r a b ó w te kom órki b arw n ik ow e są stale w s ta n ie s k u rc z u i w a r s tw a ich nie o k r y w a całkowicie oczek, k tó re w s k u te k tego d a ją obrazy mniej ostre i mniej w yraźn e. Są to t a k zw ane przez Doflei- n a oczy zmierzchowe. U in n y ch powło­

k a b a rw n ik o w a osłania całe oczy, docho­

dząc z przodu aż do tęczówki; w tak ich oczach żaden prom ień nie może w yjść bokiem , żad en się nie m a rn u je i w s k u ­ t e k tego widzenie j e s t znacznie lepsze.

N a jd o sk o n alsz ą wreszcie formę stan o w ią oczy z reflektoram i, posiadające w po­

włoce b a rw nik o w e j ta k zw a n ą tap etę, s p e c y a ln ą w a r s tw ę do o d bija n ia prom ie­

ni św ie tln y c h . T a t a p e ta sta n o w i z n a ­ k om ite u łatw ie n ie w idzen ia w skąpem ośw ietleniu, poniew aż te sam e prom ien ie w s k u t e k o dbicia się i p o w tórn ego w ró ­ cenia do oka działają dwa ra z y silniej na z a k o ń cz e n ia ne rw ó w w z ro k o w y c h i w y w ie r a ją dw a razy silniejsze w ra ż e ­ nia. Ta t a p e t a k rab ó w t a k samo z resztą j a k i in n y c h z w ie rz ą t głęb in o w y ch po­

siada jeszcze zwykle zdolność św iecenia.

S ą w reszcie i oczy zupełnie pozbawio­

ne powłoki b a rw n ik o w e j, ale te n ależy u w a ż a ć za o rg a n zan ik ający .

Gdy te r a z z a sta n o w im y się nad s ta r o ­ żytn o ścią ró żn y c h k ra b ó w głębin o w ych , to m u sim y dojść do w niosku, że g a t u n ­ ki z oczami dobrze ro zw in ię te m i i d o ­ brze p rz y s to s o w a n e m i do m ie jsc o w y ch w a r u n k ó w z a m ie s z k u ją g łę b in y od d a w ­ n y c h geologicznych o kresów i te m się w ła śn ie tłu m a c z y ic h w y sokie p r z y s t o s o ­ w anie się; te zaś, k tó re m a ją oczy mało

p rzystosow ane lub szczątkow e, są p r a w ­ dopodobnie blizko s po krew n ion e z dzi- siejszem i formami z wód p ły tk ic h i do­

sta ły się do głębi w o k resa c h późn iej­

szych.

B . Dyakowski.

Akademia Umiejętności.

III. Wydział matem atyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia 5 kwietnia 1 9 1 0 r.

P rz e w o d n ic z ą c y : D y r e k to r E . Janczew ski-

(D okończenie).

Czł. H. Hoyer przedstawia rozprawę p.

J a n a Stacha p. t.: „Ontogenia zębów siecz­

nych królika; przyczynek do kwestyi po­

chodzenia g ryz oni“.

Pcdczas rozwoju uzębienia pojawiają się u niektórych gryzoniów przed dużemi siecz- nemi w szczęce górnej i dolnej, maleńkie ząbki, k tó ry ch znaczenie nie było wyjaśnio­

ne; gdy bowiem jedni badacze (Preund) przypuszczali, że są to mleczne poprzedniki dużych siecznych, późniejsi (Adloff, Heinick) twierdzili, że są to ząbki, homologiczne z pierwszą parą siecznych innych zwierząt.

Duże zęby sieczne gryzoniów odpowiadały­

by w takim razie drugiej parze siecznych, a w ten sposób pogląd, w k tó ry m Cope na podstawie podobieństwa w budowie uzębie­

nia wywodzi gryzonie od przedstawicieli w y ­ gasłego rzędu Tillodontia, znajdowałby po ­ twierdzenie także w ontogenezie obecnie ży­

jących gryzoniów, gdyż u Tillodontia po­

większa się wybitnie d ru g a para zębów sie­

cznych, a pierwsza i trzecia zanikają. W ce­

lu rozstrzygnięcia tego zagadnienia p. S.

podjął badania nad rozwojem uzębienia głó­

wnie królika, nadto wiewiórki, a ze spostrze­

żeń jego, p o p arty c h rycinami i modelami woskowemi, odtwarzającemi rozwój uzębie­

nia obu t y c h gryzoniów, wynika, że ząbki, które zjawiają się ty lk o podczas zarodkowe­

go życia w uzębieniu królika i inn y ch g r y ­ zoniów przed dużemi siekaczami w górnej i dolnej szczęce, są mlecznemi ich poprzed­

nikami, a nie odpowiadają pierwszej parze zębów istniejących niegdyś w uzębieniu zwie­

rząt z rzędu Tillodontia. N a poparcie filoge­

netycznej hypotezy Gopego b ra k więc w on­

togenezie obecnych przedstawicieli rzędu gryzoniów jakichkolw iek danych. P. S. od­

piera zarazem wszystkie zarzuty, jakie p o d ­

niósł Adlolf przeciwko podobnemu pojmo­

(12)

268 WSZECHSWIAT JS6 17

waniu t y c h m ałych ząbków od chwili po­

wstawania ich, aż do zaniku, k tó ry n a s tę ­ puje przez całkowitą resorpcyę z przyczyny napierania na nie w y k lu w a ją cy ch się dużych zębów siecznych.

Czł. Marchlewski przedstaw ia rozprawę p.

A n t. Korczyńskiego p. t.: „O przyłączaniu chlorowodoru w t e m p e r a tu rz e niskiej przez aniliny s u b s t y tu o w a n e 1*.

P. K. zajmuje się poglądami Kauflera i K unza na wzór dla wielochlorowodorków zasad, okolicznościowo przez niego podany i zwraca się przeciw sposobowi udawodnia- nia prawdziwości tego wzoru, k tó ry m posłu ­ g u ją się wymienieni badacze. P. K. podaje wyniki badań swoich nad przyłączaniem przez pochodne aniliny chlorow odoru w te m ­ pe ra tu rz e — 75° i u jm u je je w ogólniejsze prawidła.

Czł. Bądzyński przedstaw ia rozprawę p.

P . Rogozińskiego p. t.: „P rz y c z y n k i do zna­

jomości w ym iany fosforu w u s tro ju zwierzę­

cym ".

P. R. poddał zbadaniu wpływ, na wymia­

nę azotu i kwasu fosforowego u psa,' k tó ry wywierają dodane do stałej k a rm y fytyna, lecy ty n a i fosforan sodowy. Z doświadczeń wynika, źe na w ym ianę azotu oraz zuż y tk o ­ wanie azotu, zaw artego w karm ie, żadna z ty c h su b stan cy j w yraźnego w pły w u nie wywiera. Podobnież nie w yw ierają one zna­

czniejszego w p ły w u n a p rz y ro st azotu i kw a­

su fosforowego w u stro ju . Pies wydala w moczu kwas fosforowy, wprow adzony w postaci le c y ty n y lub fosforanu; natom iast kwas fosforowy, wprowadzony w postaci fy­

ty n y , wydala w małej tylko części w mo­

czu, przeważnie zaś w kale. W doświad­

czeniu na człow ieku stwierdzono, że fy ty n a nie w yw iera w yraźnego w p ły w u na w ym ia­

nę azotu i kw asu fosforowego. Kwas fosfo­

rowy, w prow adzony w postaci fy ty n y , od­

najduje się w przeważnej części w kale.

Zbadanie rozmieszczenia k w a su fosforowego w kale psim i ludzkim wykazało, że kał ludzki zawiera znaczną ilość le c y ty n y , psi zaś nie zawiera jej praw ie wcale. B^ytyna wprowadzona z pożywieniem odnajduje się w kale psim w znacznej ilości niezmieniona;

tym czasem w u s tro ju ludzkim fy ty n a ulega całkow item u rozkładowi i do kału nie prze­

chodzi wcale. In o z y tu , jako p r o d u k t u roz­

kładu wprowadzonej z pożywieniem fy ty n y nie można w ykazać w m oczu ludzkim.

Czł. J . Talko-H ryncew icz przedstaw ia roz­

praw ę p. Walerego Łozińskiego p. t.: „ P r z y ­ czynki do antropogeografii krainy jarowej Podola".

P. Ł . zajm uje się w pływ em , k t ó r y w y ­ wiera rzeźba jarow a na stosunki antropo- gtograficzne. N a podstaw ie licznych p r z y ­ kładów i m a te r y a łu s ta ty s ty c z n e g o okazuje,

że nie tylko pod względem morfologicznym, ale również i pod względem antropogeogra- ficznym ja r y tworzą zupełnie odrębny typ dolin. Jary typow e zawierają w swem w nę­

tr z u stosunkow o niewiele miejsca do osie­

dlania się i skupiają daleko mniejszą część ludności, aniżeli inne doliny. Odrębność an- tropogeograficzną jarów jeszcze silniej w y­

stępuje, gdy weźmiemy pod uw agę przebieg szlaków kom unikacyjnych, k tó re trzym ają się powierzchni wyżyny, a s tara ją się o ile możności ja ry omijać. Dołączona mapa przedstawia gęstość zaludnienia i przyrost ludności w najbardziej typowej krainie j a r o ­ wej, za j a k ą p. Ł . uważa południowo - za­

chodnią część paleozoicznego obszaru P o ­ dola.

Czł. T. Browicz zdaje sprawę z przedsta­

wionej na posiedzeniu z dnia 21 lutego b. r.

rozprawy pp. A dam a Wrzoska i Adolfa Ma- cieszy p. t.: „Badania doświadczalne nad dziedziczeniem się t a k zwanej padaczki świ­

nek morskich, wywołanej przez uszkodzenie n e rw u kulszowego“. (Część pierwsza badań doświadczalnych nad dziedziczeniem się cech nabytych).

R ozprawa pp. Wrzoska i Macieszy poświę­

cona je st zbadaniu zagadnienia: czy u po­

tom stw a świnek morskich, u k tó ry c h pa­

daczka została wywołana przez uszkodzenie n erw u kulsżowego, można wywołać napady padaczkowe zupełne lub niezupełne. Pp.

W. i M. uszkadzali nerw kulszowy z jednej lub obudwu stron u 108 świnek morskich.

N e rw kulszowy bywał uszkadzany trojako:

albo nerw ten przecinano, albo wycinano zeń kawałek długości 0,5 cm do 1 cm, albo wreszcie podwiązywano go silnie n itk ą j e ­ dwabną. U zwierząt, k tó ry c h n erw kulszo­

wy uszkodzono jednym z trzech wspom nia­

n ych sposobów, można było wywołać w p e ­ wien czas po operacyi t a k zwane przez B row n-S śąuarda napa<iy padaczkowe n ie z u ­ pełne, a potem i zupełne, jeżeli tylko zwie­

r z ę ta żyły dostateczny czas po operacyi.

Z potom stw a, otrzym anego od świnek m o r­

skich, u których padaczka wystąpiła w sk u ­ te k uszkodzenia n. kulsżowego, pp. W. i M.

system atycznie badali 81. Z tych 81 świ­

nek morskich, pochodzących od rodziców padaczkowych, u 31 można było w pierw ­ szych tygodniach życia wywołać napady nie­

zupełne, a u 50 nie można było wywołać żadnych napadów. U żadnej zaś nie można było wywołać napadów zupełnych. Badając system atycznie 17 świnek m orskich służą­

cych do kontroli, k tóre pochodziły od rodzi­

ców zdrowych, żadnej operacyi nie podda­

w anych, pp. W. i M. mogli również w yw o­

łać u 8 napady niezupełne w pierw szych

ty godniach życia. N a możność wywołania

napadów niezupełnych u młodych świnek

Cytaty

Powiązane dokumenty

W tej ostatniej robią się otwory, roślinkę wsadza się do przedziurawionego korka i umocowuje się j ą zapomocą waty, poczem korek wraz z rośliną wsadza

Utrzymanie i eksploatacja (HelpDesk - infolinia oraz KAM, obsługa cyklu życia stacji ładowania zgodnie z umową SLA, przeglądy techniczne, wykonywanie pomiarów

jest promowany na poziomie ogólnopolskim, regionalnym i lokalnym poprzez media tradycyjne (radio, telewizję, prasę) oraz Internet (stronę www.spisrolny.gov.pl,

Do najczęstszych zaliczono zaburzenia zachowania (44%), zaburzenia lękowe (42%) i tiki (26%) [...] u osób z zespołem Aspergera rozpoznaje się aż 80% innych,

mont aż u szybko zmiennego

b) dwóch nauczycieli z danej lub innej szkoły tego samego typu prowadzących takie same zajęcia edukacyjne. Ustalona przez komisję roczna ocena klasyfikacyjna z zajęć

Natomiast to, czego musiałaś się nauczyć w drodze zdobywania wiedzy i treningu - to umiejętności (kompetencje) twarde, czyli specyficzne, bardzo określone,

Z upełnie inaczej jednak m ożna ocenić człow ieka, um ierającego n a gruźlicę, któ rej się isam nabaw ił przez lek ­ kom yślność lub lekcew ażenie tej