• Nie Znaleziono Wyników

Beztroskie i szczęśliwe dzieciństwo w przedwojennym Lublinie - Sara Grinfeld - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Beztroskie i szczęśliwe dzieciństwo w przedwojennym Lublinie - Sara Grinfeld - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

SARA GRINFELD

ur. 1923; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne Słowa kluczowe projekt W poszukiwaniu Lubliniaków, projekt W

poszukiwaniu Lubliniaków. Izrael 2006, dzieciństwo, rodzina i dom rodzinny, życie codzienne, Ogród Saski

Beztroskie i szczęśliwe dzieciństwo w przedwojennym Lublinie

Pierwsze wspomnienie [z dzieciństwa], ja je pamiętam doskonale. Mieszkaliśmy jeszcze tam gdzie się urodziłam, na ulicy Królewskiej, na rogu, zdaje się to był róg Bernardyńskiej i Królewskiej. Możliwe, że dzisiaj się te ulice nazywają inaczej. Tak samo się nazywają? I pamiętam, że tam z kuchni drzwi były oszklone i wychodziły na balkon, drewniany balkon, który szedł wzdłuż całego domu od strony podwórka.

Podłoga była z desek i miedzy deskami były duże szpary. Nie były dobrze ułożone. I ja, jako małe dziecko, mogłam mieć wtedy maksimum może trzy lata, ja się strasznie bałam tam chodzić. I później jeszcze śniłam, że deska się obsunęła i ja spadam. Ale poza tym byłam dzielną dziewczynką. Zostawałam sama w domu, kiedy była służąca, która spała, tam miała pokoik obok w kuchni, a ja spałam w trzecim pokoju. Tylko prosiłam, żeby nie czytali mi jakichś bajek strasznych. Kiedyś były bajki dla dzieci, że dzieci się bały. Że przyszedł dziad z workiem i zabrał to dziecko, bo było niegrzeczne.

Mnie takich czytanek nie dawali. Moi rodzice byli bardzo nowocześni i wiedzieli jak się zająć dzieckiem, szczególnie, że mieli tylko jedno. I spędzałam dużo czasu, matka była też nowoczesna, dużo czasu na powietrzu. A ponieważ mieszkaliśmy w dzieciństwie moim naprzeciwko Ogrodu Saskiego, to spędzałam tam wiele godzin.

[Z ulicy Królewskiej pamiętam] tylko ten ganek i te deski. Opowiadałam, że tam się uczyłam chodzić. I przypuszczam, że nie miałam jeszcze dwóch lat, jak żeśmy opuścili to mieszkanie.

[Rodzice] opowiadali mi historie, moja matka opowiadała mi historie, które podczas opowiadania ona [sama] wymyślała tą historię. I ta historia była często bliska rzeczywistości. Ale opowiadała mi w ten sposób na poziomie dziecka w wieku czterech, pięciu lat. Byłam bardzo rozpieszczona, bo byłam jedynym dzieckiem w rodzinie.

Moja mama nie śpiewała, bo nie miała dobrego słuchu. Pomimo, że było pianino w domu i ona troszkę grała i ja też. Przyjęli mi nauczycielkę, żebym się uczyła grać na

(2)

pianinie. To był okres, kiedy ja się bawiłam w Ogrodzie Saskim z chłopcami w Indian, w bandytów, w takie zabawy i nie miałam cierpliwości do pianina. To matka zrezygnowała, powiedziała: „Pianistką wielką i tak nie będziesz, więc po co mam męczyć dziecko?”

[Moje dzieciństwo było] dosyć beztroskie. Chorowałam na wszystkie dziecięce choroby. Czasami w rodzinie był ktoś chory albo stracił [interes]. Był jakiś daleki krewny w Zamościu, który zadłużył się i stracił swój swój sklep, nie sklep. Miał tu jakiś magazyn żywnościowy i stracił. To cała rodzina pomagała mu.

Data i miejsce nagrania 2006-12-05, Ramat Gan

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Jarosław Grzyb

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Ja się czułam Żydówką, ale czułam się Polką też, bo ja nie wiem ile pokoleń, moich poprzednich pokoleń, żyło w tym kraju, pracowało, może nawet byli tacy, którzy dali

Jak przyjechałam do Izraela, spotykałam Lubliniaków, to się przedstawiałam nie jako Sara Zoberman, tylko przedstawiałam się jako wnuczka Abrama Magiera, bo on był znaną postacią

Rodzice mojego ojca umarli jak byłam małym dzieckiem, mając dwa lata mniej więcej, tak że ich bardzo nie pamiętam, a rodzice ze strony mojej mamy mieszkali na Kalinowszczyźnie i

Ale ja wiedziałam, że ja tam nie będę mogła się uczyć, bo moja rodzina była bardzo pobożna, bardzo ortodoksy, bardzo pobożny dziadek i on był zamiast mojego ojca, on nam

To było ukrywanie się na poddaszu w tym samym domu, w którym myśmy mieszkali, tylko w innej części, [tam, gdzie] mieszkali znajomi mojej matki – pozwolili nam się chować tam..

Ale kiedy przestudiował wszystkie dokumenty powiedział : „Proszę pana, tego się nie da odkręcić, to już jest rzecz zaszła i rzemiosło już nie ma z tym nic wspólnego i nie ma

I ta kobieta miała, są kobiety, które się rodzą, że jest taki pęcherz, nie otwiera się, to dziecko takie zawinięte, to ja się tak patrzyłam, do tej

Kamienica była tak postawiona, że u nas wchodziło się do mieszkania to był parter, a tam było wysokie piętro, bo brama była tak w dół.. Na dole była jeszcze jedna