• Nie Znaleziono Wyników

Zatrzymanie w 1944 roku przez radzieckie wojsko - Krystyna Płatakis-Rysak - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zatrzymanie w 1944 roku przez radzieckie wojsko - Krystyna Płatakis-Rysak - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

KRYSTYNA PŁATAKIS-RYSAK

ur. 1924; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, okres powojenny

Słowa kluczowe Lublin, okres powojenny, wyzwolenie, rodzina, zatrzymania przez NKWD, Armia Krajowa, żołnierze radzieccy

Zatrzymanie w 1944 roku przez radzieckie wojsko

[Od razu po wyzwoleniu kierownictwo] PKWN-u zaczęło przenosić się do Lublina. Nie było jeszcze wiadomo, jak będą wyglądały stosunki AK z Sowietami. [W końcu dostali] zaproszenie od delegatury sowieckiej i [wtedy] od razu ich zatrzymali. U nas [także] się zjawili, bo ta radiostacja [działała] i nas wszystkich zabrali. Ojca nie było [z nami], bo poszedł do Wilczopola, do mojej siostry, [ale] udało się wyrzucić kamień z owiniętą kartką z balkonu na ulicę, jak przechodził znajomy, złapał to i zawiadomił ojca, żeby nie wracał i ojciec się uratował. Radiotelegrafistom, mojemu bratu i takiemu Wieśkowi, od razu rączki związali i zabrali. Poza tym zrobili kocioł na dole, to było akurat pomieszczenie kuchenne, na zewnątrz nie było żadnego wartownika, nikt nic nie widział, jak ktoś przyszedł do nas dowiedzieć się, co u nas słychać, to od razu [go] do kuchni. Tak zatrzymali [między innymi] doktora Zgliczyńskiego, który był lekarzem w Głusku, był w jakiś sposób wtajemniczony, [ale tym razem] chciał się z mamą porozumieć [tylko] w sprawach medycznych. Kilka dni ich trzymali, to trzeba było ich nakarmić. Mieliśmy działkę, na której były ziemniaki, marchewka, cebula, to ja pod strażą wartownika szłam na działkę, wykopywałam te ziemniaki i marchewkę.

Potem to trzeba było obrać, to w koszu te wszystkie [warzywa] przekazywałam przez wartownika do tych więźniów i oni to obierali. [Następnie] wartownik przynosił do mnie i myśmy [z mamą to] gotowały. W drugim pomieszczeniu, byli wartownicy i oni, co mogli, to kradli. Mój brat miał takie wiejskie buty, kupione na targu, bo jak miał ćwiczenia z podchorążówki w lesie, to takie buty mu były potrzebne, to oni złapali te buty, a ja później zeszłam, zobaczyłam te buty i wzięłam powrotem. Oni przyszli, i znowu te buty zabrali. W końcu tych wszystkich, którzy byli w tej kuchni przepytali – po co przyszli, kim są, czy też nie warto ich zatrzymać. Jednego chłopaka zabrali, bo miał taką ze zrzutu od Cichociemnego, bluzę wojskową. Pytali się [nas o niego]: „Czy należał?”, my: „Nie.”. Ja mówię: „A co z takim durniem by tam robili?”. „No, a po co on przychodził?” – pytał, „Kochał się we mnie.” – i wypuścili go. Po pewnym czasie, jak już te osoby zatrzymane w kotle, były wypuszczone, to nas z mamą zawieźli na

(2)

Chopina 18. Tam nas poczęstowali suszoną rybą, której nie dało się zjeść oczywiście. Potem przyjechała furgonetka i w niej był mój brat i Wiesiek, i był między innymi pan Wojno, mąż tej pani, która była kierowniczką sklepu [w którym pracowałam]. Nas [też] tam wprowadzili do tego samochodu i pojechaliśmy w kierunku Chełma, do wsi Krasówka.

Data i miejsce nagrania 2014-08-02, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Weronika Prokopczuk

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Słowa kluczowe Lublin, okres powojenny, aresztowanie, Armia Krajowa, NKWD, matka, ojciec, ulica Chopina 18.. Powrót do Lublina po przetrzymywaniu w ziemiance

Co rano do toalety, to była latryna, wykopany głęboki dół, nad tym na dwóch pieńkach, drążek, można sobie było na tym drążku przysiąść, załatwić się,

I przy domach, które są po tamtej stronie ulicy Weteranów, dzisiaj są garaże, stoją samochody, a przedtem stały budki, w których trzymano kozy. Pamiętam, w dzieciństwie dla mnie

Ci, którzy mieli bony, to je sprzedawali i jakoś tam żyli.Jak chciałam kupić do kuchni mebel, to całą noc musiałam stać, bo dowiedziałam się, że następnego dnia

Cała rodzina mojej matki przyjechała w te strony, bo chodziło o naukę w języku polskim, a na Podolu nie było takich możliwości – to był zabór rosyjski i dopiero

Bardzo mi się ta szkoła podobała – duża, były sale przedmiotowe, gabinety przedmiotowe i co bardzo sobie ceniłam – była sala gimnastyczna i dostęp do

Przyjeżdżała do nas siostra mojej mamy, którą bardzo lubiłam, była bardzo wesoła, skończyła wychowanie fizyczne, ale nie wiem jak ta uczelnia się nazywała i gdzie ona była,

Ukalili, ukalili, Tahiti, Tahiti, Hawaj bóg Czasem bóg Papawaj bywa mściwy, I w okrutny wtedy wpada gniew, Palce kurczy, nowych ofiar chciwy, Leje się na wyspach Hawaj krew..