• Nie Znaleziono Wyników

Rocznik Mariański. R. 12, [nr 12] (1936)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rocznik Mariański. R. 12, [nr 12] (1936)"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

C E N T R A L N Y K RA JO W Y O R G A N KRU C JA TY C UD. MEDALIKA STO W . C U D O W N E G O M E DALIKA I DZIECI MARII W P O L S C E Rok XII Redaktor X. Pius Paw ellek, M isjonarz G rudzień 1936

G R U D Z I E Ń

G los w d zięczn y z nieba w y ch o d zi G wiazdą nam now ą w y w o d zi, K tóra rozkwieca ciem ności I p o k r y w a nasze złości.

(Pieśń a dw entow a)

A d w e n t! C ich o , c ic h u tk o ... Z d a le k a jesz c z e b rz m ią śpiew y ...

s ły c h a ć szum s k rz y d e ł a n ie ls k ic h ... Z d a le k a jeszcze, a le ju ż p e w ­ n ie w id a ć św ia tło w sc h o d z ą c e n a d m ro c z n ą n o c ą g rz e c h u i p o g a ń ­ stw a . W ty m m iły m , c o ra z ja śn ie jsz y m b la s k u w sc h o d z ą c e j n a d św ia te m ju t r z e n k i z b a w ie n ia , o to c z ó n a k o r o n ą z g w iazd d w u n a ­ s tu , m a ją c k się ż y c p o d sto p a m i, sto ją c a n a k u li z ie m sk ie j, o b le ­ c z o n a w s ło ń c e , u k a z u je się M a ria N ie p o k a la n a D ziew ica! C h ó ry a n ie ls k ie c h y lą się do J e j stó p , w ie lb ią c w N iej T ę , k tó r a s ta ła się g o d n ą z o s ta ć D ziew icą i M a tk ą O d k u p ic ie la św ia ta , M a tk ą sw ego S tw ó rc y , M a tk ą B ożą.

Ś w ia tło p o tę ż n ie je , ro ś n ie , s k u p ia się w je d e n p u n k t. Ś piew a n ie ls k i n a b ie r a c o ra z w ięcej siły, s k u p ia się w je d e n p o tę ż n y c h ó r...

G lo ria in e x c e lsis D eo !... C ic h a , o p u sz c z o n a s ta je n k a w z ie m sk ie j d o lin ie s ta je n a g le w b la s k u te g o św ia tła n ie b ie sk ie g o ! W o jsk o a n ie ls k ie o ta c z a ją w k r ą g , d a ją c ch w ałę B o g u W c ie lo n e m u , w ie lb ią c S ło w o , k tó r e C ia łe m się sta ło !... A w s ta je n c e ? W s ta je n c e , szo p ce b e tle e m s k ie j M a tk a D z ie w ic a sch y la się n a d ż łó b k ie m , k o le b k ą S y n a, D z ie c ią tk a B o żeg o . W ie lb i J e , czci i z całą m iło śc ią sw ego m a c ie rz y ń s k ie g o i d ziew ic zeg o se rc a , k tó r e m ilsze M u, niż w szy st­

k ie c h ó ry a n ie ls k ie , n iż c a ła ch w ała p ię k n e g o n ie b a !

(2)

— 282

Ale Dziecię Boże je st też „Synem człow ieczym ". P łacze i drży z zim na n a tw ardym po słan iu , w zim nej stajence! T roska się św. Jó zef O piekun, tu li Je M aria, do serca przyciska. A A nio­

łow ie spieszą do p asterzy , zw ołują ich, by poznali swego O dku­

piciela, by ulżyli ubóstw u, nędzy T ego, k tó ry je st K ró lem królów i P an em panów !

Zdziw ieni p asterze spieszą do sta je n k i n a rozkaz anielski, niosąc dary T em u, k tó ry dobrow olnie stał się uboższym od nich.

O taczają żłóbek, w ielbiąc Zbaw iciela swego w te j m ałej D ziecinie, składają Mu swe d ary ubogie, niosąc Mu też swe serca p ro ste , p ełn e w iary, nadziei i miłości!

A w zam ian o d bierają w d arze p o k ó j, te n p o k ó j, któ reg o św iat dać nie m oże, a zawsze tęskni za nim i szuka go, bo wie, że bez niego niem a szczęścia, ani pociechy, an i d o b ro b y tu na ziem i. „C icha noc! Święta noc!“

D rogie D zieci M arii, gdy rozw ażam y tajem n ice, k tó re nam K ościół św. do rozw ażania po d aje w gru d n iu , w czasie A d w entu i w czasie św iąt Bożego N arodzenia, to tyle m yśli, ty le uczuć ci­

śnie się do serca!

Czcijmy N iepokalaną w dzień Je j św ięta 8 g rudnia. My Jej w ybrane dzieci. W szak nosim y chlubne im ię D zieci M arii N iepo­

k alan ej.

Czcijmy Ją w czasie A dw entu. P rz e z te cztery tygodnie, k tó re K ościół przeznacza na przygotow anie w iernych do dobrego p rzep ęd zen ia św iąt Bożego N arodzenia, p o k azu jąc nam p iękność i czystość M atki B ożej, naw ołując n as do m odlitw y i skupienia.

P rześlicznym nabożeństw em są B o raty ... T a Msza św. o Zw ia­

stow aniu, odpraw iana o świcie, m a ty le u ro k u . P ieśni, śpiew ane w czasie ro ra t, ta k ie rzew ne i m iłe. W swym starodaw nym języku opow iadają o Z w iastow aniu, w ielbią N iep o k a la n ą, w yrażają tę ­ sknotę za O dkupicielem , p obudzając tym do pobożności, skupiają m yśli p rzy m ającym w k ró tce n astąp ić Bożym N aro d zen iu . Jeżeli obow iązki stanu, godziny p rac y , czy też słabe zdrow ie n ie p o ­ zwolą nam uczęszczać na B o raty , to odm aw iajm y p rzy n ajm n iej gorliw ie w tym czasie G odzinki o N iepokalanym P oczęciu, w iel­

biąc tym nabożeństw em tę cudow ną tajem nicę, k tó rą K ościół św.

w tym czasie n am do rozpam iętyw ania p odaje.

A gdy dzwony rad o śn ie rozbrzm iew ać b ęd ą o północy, zwo­

łując w iernych do żłóbka Bożej D zieciny, to spieszm y tam i m y, oddając cześć Bogu W cielonem u. P rzy jm ijm y Go do serca, prośm y M arię, by Go sam a tam złożyła, ja k Go do żłóbka składała. Czy m ogłybyśm y M u odm ów ić tego, czego żąda od nas w te j chw ili, k iedy On cały nam się d aje?

(3)

— 283 —

Cieszym y się n a te św ięta, bo też są one najw eselsze w ro k u - Cieszym y się i rad o ść naszą w yrażam y w rozm aitych zw yczajach,, zw iązanych tra d y c y jn ie z tym i św iętam i. N ie zan ied b u jm y ich, a p am iętajm y , że trad y c y jn y m i najm ilszym zw yczajem tego święta;

je st n a k a rm ie n ie głodnego, spraw ienie radości dziecku!

W yrażam y też rad o ść naszą, życząc jej w szystkim , n a za­

k o ń cz en ie w ięc, w szystkim naszym m iłym czytelniczkom „W ESO ­ Ł Y C H ŚW IĄ T “ !

Niepokalane Poczęcie

L a t te m u 82 w R zym ie, w kościele św. P io tra , najw iększym i n ajw spanialszym , ja k i rę k a ludzka zbudow ała n a ziem i, w dniu 8 g ru d n ia p rze d staw ia ł się oczom ludzkim niezw ykły w idok. Ścia­

ny, o łta rz e , fila ry i cała ta cudow nie p ię k n a św iątynia błyszczała od przep y szn y ch ozdób i rzęsistego ośw ietlenia, tysiące zaś i ty ­ siące ludzi n ap e łn ia ły te n olbrzym i gm ach, ludzi przybyłych n ie ty lk o z m ia sta R zym u, nie tylk o z pobliskich okolic, lecz i z n a j­

odleglejszych s tro n św iata, z A m eryki, A zji, A fry k i i A u stralii.

P ap ie ż P ius IX , odziany we w szystkie odznaki swej najw yż­

szej godności kościelnej, otoczony k ilk u set biskupam i ze św iata całego, w szedł do te j św iątyni i p o śró d odgłosu dzwonów 360 k o ­ ściołów , zn ajd u jący ch się w Rzym ie, p o śró d h u k u arm a t ogłosił, ja k o zastę p ca C hrystusa P a n a na ziem i, uroczysty w yrok, że N aj­

św iętsza M aria P a n n a w olną była od grzechu p ie rw orodnego, ż e ta n a u k a objaw ioną je st od Boga i w szelki k a to lik m ocno i stale, bez p o w ątp iew an ia w yznaw ać ją pow inien.

R adosnym echem rozbrzm iew ał te n w yrok Stolicy A postol­

skiej po całym św iecie i n a p e łn ił weselem w szystkie serca k a to ­ lickie, k tó ry m drogą i m iłą była, jest i zawsze będzie chw ała i cześć M arii.

N ajśw iętsza M aria P a n n a , ta k b rzm i pierw szy p u n k t de­

k r e tu pap iesk ieg o , była w olna od grzechu pierw orodnego od p ie r­

w szego m o m e n tu życia swego czyli od pierw szej chwili życia, to je st M aria u w olnioną została od zm azy pierw o ro d n ej nie dopiero w tedy, gdy się już n aro d z iła, ja k n a p rzy k ła d m y p rze z przyjęcie c h rz tu św., lecz że Bóg przeznaczyw szy Ją p rze d w iekam i na M atkę S yna Swego, p rze d w iekam i też p ostanow ił, aby zm aza grzechu nie d o tk n ę ła się Je j ani na jed n ą chwilę i dlatego m ocą Swoją uczy­

(4)

— 284 —

nił, że już od pierw szej chwili poczęcia, gdy dusza złączyła się z ciałem , była czysta, św ięta, niezm azana i n iep o k ala n a. N aukę tę stw ierdza Pism o św., bo w księdze P ieśń n ad p ieśniam i ta k p rz e ­ m awia do M arii: „W szystko p ię k n a jesteś p rzyjaciółko m o ja” — czystsza niż p ro m ie ń słoneczny, bielsza niż lilia, p o śró d niew in­

n ych najniew inniejsza.

D rugi ustęp d e k re tu papieskiego je st n astęp u jący : Z achow a­

nie N ajśw iętszej M arii P an n y od grzechu p ie rw orodnego je st oso­

bliw ym i w yjątkow ym przyw ilejem , je st osobliwą łaską, użyczoną jej przez Boga. O to z m ilionów serc skalanych jedno ty lko serce je st nieskalane. S pośród m ilionów ludzi, k tó rz y od stw orzenia na tym świecie żyli i żyć będą do końca w ieków , je d n a i jed y n a tylko je st Najśw. P a n n a , k tó ra od grzechu p ierw o ro d n eg o w yjętą zo­

stała. Je st to odznaczenie, je st to w yjątek, je st to przyw ilej, jakim n ik t pró cz M arii nie może się pochlubić, n aw e t żaden ze św ię­

tych, żaden z w ybranych, k tó rzy już ok alają tro n Boży w niebie.

I tę n au k ę stw ierdza P ism o św., bo pow iada: „ J a k o lilia m iędzy cierniem , ta k p rzyjaciółka m oja m iędzy córkam i A dam ow ym i41.

W szyscy ludzie są cierniem . Ona sam a je d n a je st lilią.

S k ąd się wziął ten osobliwy przyw ilej M arii? Z łaski, do ­ b ro c i i m iłości Boga.

W edle d e k re tu papieskiego łaska n iepokalanego poczęcia dana je st M arii ze w zględu na zasługi Je j Syna O d k upiciela św iata.

T o znaczy: Śm iercią swoją najdroższą n a k rzyżu wysłużył C hry­

stus P a n zbaw ienia dla w szystkich ludzi i dla tych, k tó rz y żyć będą aż do końca św iata. T ylko p rzez tę Najśw. K rew m ożna zm a­

zać grzechy, tylko przez zasługi Z baw iciela m ożem y d o stąp ić zb a­

w ienia. T ak uczy św. P io tr apostoł: „N ie je st po d niebem inne im ię d an e ludziom , w którym byśm y m ieli być zbaw ieni14. Ja k o có rk a grzesznej Ewy, pochodziła N ajśw iętsza M aria P a n n a także z grzesznego plem ienia i potrzebow ała rów nież o d k u p ien ia, a w ięc i Ona tylk o we krw i C hrystusow ej i zasługach Jego m ogła zn a­

leźć zbaw ienie. T ych zasług udzielił Bóg M arii n ap rz ó d , an ty cy ­ pu jąc n a d e r h o jn ie, bo dla nich zachow ał J ą od grzechu p ierw o ­ rodnego. N iep o k alan e P oczęcie Bożej B o d zicielki je st te d y naj- pierw szym i najprzedniejszym owocem zasług C hrystusow ych.

W reszcie N iep o k alan e P oczęcie je st p raw d ą od Boga o b ja­

w ioną, je st arty k u łem naszej św. ■ w iary k ato lic k iej.

T ak a je st treść w yroku ogłoszonego p rze z pap ieża P iusa IX w r. 1854 dnia 8 g rudnia.

O to ja k Bóg odznaczył i ozdobił i wywyższył M arię p o n ad w szystkie isto ty stw orzone! U czynił Je j w ielkie rzeczy! R ozunr i serce n ak azu ją, aby tej n iep o k ala n ej i przebłogosław ionej Najśw.

(5)

- 285

P a n m e od d ać p o B ogu najgłębszą cześć. Wszyscy chrześcijanie w szystkich czasów i w ieków i stan ó w zawsze poczuw ali się do tego.

O jcow ie i najśw iatlejsi nauczyciele K ościoła św. księgi całe n a p i­

sali i za p ełn ili pochw ałam i N iepokalanie P oczętą. M onarchowie^

i k sią żę ta k ra je sw oje i p o d d an y ch oddaw ali p o d o p iek ę M arii,, a ry ce rz e ch rześcijańscy sk ła d ali śluby, że w ylaniem w łasnej krw i b ro n ić b ę d ą N iep o k alan eg o Poczęcia. A ja k w ielkim i gorącym u w ielbieniem pałali przo d k o w ie nasi k u N iep o k alan ie P o czę te j!

N iech w ięc i nasze serca rozognią się praw dziw ym nabożeństw em i m iłością k u M arii N iep o k a la n ie P o czętej. W szystkie św ięta, p o ­ św ięcone naszej n iebieskiej M atce, sta ra jm y się obchodzić ja k n aj- uroczyściej. S łodkie Im ię M arii w ym aw iajm y ze czcią. Je j przeczy­

stem u sercu oddaw ajm y się w op iek ę i naśladujm y M arię, strzegąc k w ia tu niew inności ja k o lilii nigdy nie w iędnącej, albo uzyskując u tra c o n ą niew inność i stając się coraz w ięcej podobnym i do N ie­

p o k a la n e j M atki.

K ró lo w ie ziem scy ro zd a ją zw ykle w dniach szczęścia i r a ­ dości ró żn e łaski sw em u ludow i. T akim d niem chw ały i w esela dla M arii je st N iep o k a la n e P oczęcie, bo p rze z nie Ją Bóg odznaczył i uw ielbił p o n a d stw orzenia. D latego w ołajm y: 0 M onarchini n a ­ sza, K ró lo w o n ie b a i ziem i i w szystkich serc ja k o też każdego z oso­

b n a , w ejrzyj łaskaw ie n a p o d d an y ch T w oich, a b ęd ąc szafark ą sk a r­

bów B ożych i M atką M iłosierdzia, udziel ich ludow i Tw em u. Szcze­

gólniejszą op iek ą racz nas otoczyć w ciem nościach i niepew ności n aszej ziem skiej pielgrzym ki. S praw , abyśm y Cię coraz goręcej czcili, do grzech u zaw sze o drazę czuli, cnotą czystości jaśnieli. Szczególną o p ie k ą rac z nas otoczyć w godzinę śm ierci naszej, abyśm y b ez grze- chow ej plam y stanęli u tro n u Tw ojego w n iebie i tam w p o d zięc e u staw icznie śpiew ali pieśń: „W itaj Święta i p o cz ęta N iepokalanie-

p rz e z w szystkie w iek i“ ! X . D.

KALENDARZ CUDOWNEGO MEDALIKA

NA ROK 1937

0 treści bardzo aktualnej, mariologicznej, misyjnej, charytatywnej' 1 społecznej przywodzi wiele ciekawych nowych rzeczy. Bardzo upraszamy o łaskawe rozpowszechnianie te g o i głosu Marii Niepoka~

lanej! Kto gorliwie rozszerza Kalendarz i Rocznik Mariański na 1937 r.

otrzyma bardzo piękne dziełko: „CHRYSTUS Z NAMI“ w nagrodę!

(6)

Boże Narodzenie

C ałodzienna bu rza śnieżna uciszała się pow oli. P odm uchy w ichru, pędząc tum any śniegu, staw ały się coraz słabsze aż ustały zupełnie. P o sza rp a n e chm ury pojedynczo łub grom adam i sunęły po przestw orzu, goniąc za b u rzą, k tó ra tym czasem m alała n a h o ­ ryzoncie. Słońce, dobiegając już k resu swej d ziennej pielgrzym ki, wychylało swą tarczę ognistą z poza chm ur, a u k o śn e jego p ro m ie­

nie, łam iąc się na białej w arstw ie śniegu, oblały dom y, nagie d rz e ­ wa i krzew y białym św iatłem , k tó re stopniow o bledniało z z a p a d a ­ jącym zm rokiem , aż w reszcie k u la jego ognista pow oli zap ad ła, ja k b y to n ąc w zaspach z p o b liskich gór.

P rz y bladym św ietle zapadającego zm roku, ziem ia, p o k ry ta g ru b ą w arstw ą śniegu, bielszego n ad w ełnę, lekkiego ja k p u ch , zd a­

wało się zasypiać snem długiej, zim owej nocy. C haty po d tą b iałą pow łoką, jakby p rzy tu lo n e do ziemi, m niejsze się w ydaw ały i sk ro ­ m niejsze. Szybko zapadające cienie nocne zacierają ślady dnia, ogarnęły całą przy ro d ę, i zdaw aćby się m ogło, że nigdzie tu życia nie m a, gdyby oświecone okna nie św iadczyły, że w n ic h ludzie m ieszkają, któ ry m rychła noc grudniow a jeszcze nie ociężyla snem pow iek.

Na stro p ie niebieskim , na k tó ry m gasły o sta tn ie blaski zo­

rzy w ieczornej, ukazała się jed n a gw iazdka nieśm iało m rugając, jakby onieśm ielona tym , iż sama jed n a się p okazała lecz oto już druga u tkw iona w firm am encie pierw szej posyła pozdrow ienie.

W około tych w yłania się trzecia, czw arta, p ią ta , dziesiąta, dw u­

dziesta, setna, tysiączna — już byś n ap ró żn o sta ra ł się policzyć te św iatełka rozsiane po niebieskim sklep ien iu ; jed n a od d rugiej w ię­

ksza, jaśniejsza, a w szystkie się isk rzą ja k diam enty, ciesząc się, iż m ogą ziem i przyśw iecać podczas długiej nocy.

Lecz, cóż to?... Chociaż już późny w ieczór, je d n a k jak ieś n o ­ we życie na ziem i się budzi. Dom y jaśniej niż zw ykle ośw iecone, stru m ien ie św iatła z okien na ulice w ypadające, jakoś b ard z iej ro z­

p rasz ają ciem ności nocy. Jeżeli się na chw ilkę zatrzym am y i p rz y ­ słucham y się głosom nad latu jący m , to usłyszym y uryw ki pieśni, w k tó ry ch drga wesele i szczęście. Słychać n aw e t okrzyki dzieci —

(7)

287 —

ok rzyki, ja k ie w ydaje dziatw a, gdy ujrzy coś niespodziew anego i m i­

łego zarazem . M ożna już naw et rozróżnić w yrazy pieśni: „W żło­

b ie leży, któ ż p obieży44. Ach! te ra z pojm ujem y przyczynę tej r a ­ dości, rr- to noc w igilijna — noc, w k tó re j obchodzim y p am iątk ę Bożego N aro d zen ia.

N a sam o to słowo: „B oże N aro d zen ie44 duszę naszą przejm ują u czucia podziw ienia, uw ielbienia, radości i m iłości k u tej D zie­

cinie, k tó re j N aro d zin y obchodzim y.

I słusznie! Je że li w ro dzinie obchodzą uro d zin y ojca, m atk i i ro d ze ń stw a, jeżeli pam ięć każdego w ażniejszego w y padku dziejo­

wego w zbudzają dorocznym i obchodam i n a s tęp u jące p okolenia, z ja k ąż radością i okazałością pow inna być obchodzona p am iątk a owego zd arzen ia, kied y to praw dziw e szczęście zaw itało na ziem ię?

O tóż d latego w tym d n iu ta k a pow szechna rad o ść ; otóż dlatego ta ­ k ie rozczulające śpiewy, dlatego tw arz Każdą rozjaśnia uśm iech, i tą n aw e t, n a k tó re j cierp ien ia i tro sk i w yryły swe ślady. J a k św iat długi i szeroki, gdzie ty lk o cyw ilizacja za tk n ę ła swój sz tan d a r zba­

w ienny, w rozm aitych językach b rzm i słow o, k tó re to jed n o m a znaczenie: „B oże N aro d ze n ie41.

N oc w igilijna! I z tym w yrazem ileż wiąże się w spom nień r a ­ dosnych i sm utnych! D la m łodzieży i dzieci szczególnie, dla k tó ­ rych tajem n icze p rzygotow ania w dniu p o przedzającym wigilię były chw ilam i w ielkiej ciekaw ości, później radosnych n iespodzianek, gdy stan ęły p rz e d drzew kiem u stro jo n y m w św iatełka, przysm aki i za­

baw k i, w spom nienia te są n a d e r m iłe. Lecz p atrz cie na tego sta­

ru szk a siwego ja k gołąb, lub n a tę staruszkę srebrnow łosą, któ ry m w iek sędziw y pochylił głowę k u ziem i, j—| im te w spom nienia wy­

ciskają łzy z oczu, bo p rzy p o m in ają sobie zam glone la ta m łodości, k ie d y w g ronie ro d zin y łam ali się opłatk iem , a serca ich nie znały jeszcze co to boleść. L ecz te ra z wszyscy ich w yprzedzili i podczas gdy oni n a tym p ad o le p łaczu dźw igają jeszcze ciężar starości, ich rodzice, b rac ia i siostry obchodzą tę uroczystość na godach B a­

ra n k a , w k ra in ie błogosław ionych.

Ileż to ludzi up ad ły ch fizycznie i m o raln ie, synów i có rek m a rn o tra w n y c h trzeźw ieje i budzi się z grzesznego odrętw ien ia na w idok p rzygotow ań św iątecznych i liczy p o zo stałe grosze, ażali s ta r­

czą na p o d ró ż do m ia sta rodzinnego, do ro d zin n ej strzechy. D la­

czego? P oniew aż Boże N aro d zen ie p rzypom ina im la ta dziecinne, k ie d y to ja k o d ziatk i niew inne brały udział w nabożeństw ie, w k o ­ ściółku p ara fia ln y m i baw ili się społem w rodzinie. T eraz , choć to serce oszołom ione i św iatem i jego uciecham i nie je st zdolne tych w znioślejszych uczuć, je d n a k p o d wpływem tych w spom nień kru szy się i tę sk n i do tych m iłych obrazów .

(8)

— 288 —

Wszyscy się cieszą i obchodzą to święto m niej lub w ięcej w e­

soło. Z apytaj się kogobądź, czy to k a to lik a , czy to p ro te sta n ta , każdy ci odpow ie: „T o Boże N aro d ze n ie", „C h ristm as“ , dzień p o ­ w szechnej radości. Lecz czyż te sam e p o b u d k i są przyczyną ra d o ­ ści jednych i drugich? Ja k że w ielu zadaw ala się samą tylk o zm y­

słow ą uciechą, k tó rą to święto z sobą przy n o si? Z apom nieć na chw ilę o codziennych tro sk ach , zasiąść do su to zastaw ionego stołu, odw iedzić swych krew nych i znajom ych, zabaw ić się w wesołym tow arzystw ie -tfi; oto cała tre ś ć uroczystości Bożego N aro d zen ia dla bardzo w ielu ludzi. Co ich tam obchodzi nabożeństw o kościelne, k tó re je st duszą i w yrazem tego św ięta, a dla nich tylko czczą ce­

rem onią i m arnow aniem czasu, k tó ry m ożna spędzić p rzy u cztach i zabaw ach.

Dla dobrego je d n a k ch rześcijanina k a to lik a ta doczesność jest tylko dodatn ią do praw dziw ego znaczenia i obchodu tej w ielkiej uroczystości, i aby dla ducha swego znaleźć właściwy p o k arm , n ie szuka go on p rzy zbytkow nych stołach, nie szuka go w hałaśliw ych zgrom adzeniach tow arzyskich, lecz zw raca oczy swe i du ch a d o m iejsca, gdzie p am iątk a tej św iętej rocznicy praw dziw ie się p o w ta­

rz a do kościoła.

W śród nocnej ciszy, gdy zegar w skazuje półnąp, rozlega się u roczysty głos dzwonu. Za pierw szym odzyw ają się drugie, a dźw ięki ich ró żn o to n n e zlew ają się w jed n ą potężną h arm o n ię, k tó re j echa n ie sio n e na lekkich skrzydłach zefiru płyną w dal i odb ijają się tysiącznym i dźw iękam i o dom y i drzew a, o góry i pag ó rk i ta k , iż się zdaje jakoby cała okolica była n ap e łn io n a dzw onam i bijącym i rad o sn y h ejn ał, a to tylko echa dzw onią. W tych "radosnych dźw ię­

k a c h słyszymy jakoby głosy aniołów , w zywających nas: „Z baw iciel się wam narodził, pójdźcie i oddajcie Mu p o k ło n " , a w słuchując się w te tajem nicze głosy, pow tarzam y ja k ongiś pastuszkow ie:

„P ójdźm y, a oglądajm y to Słowo, k tó re się Ciałem sta ło ". Zewsząd spieszą tłum y w iernych do św iątyń rzęsiście ośw ietlonych, n a k tó ­ rych dzwony wciąż grają.

W szedłszy do św iątyni ta k dobrze nam znajom ej, cóż na w stę­

p ie u d erza nas n ajb a rd z ie j? O to żłóbek — uzm ysłow ienie tej cu­

dow nej pam iątk i Bożego N arodzenia. Czy to w skrom nym k o ­ śció łk u w iejskim , czy we w spaniałej bazylice, w pierw szym , w p r o ­ stych fig u rk ach , w drugiej, w cennej m ozaice p rzed staw io n a je st ta sam a scena — żłóbek, w k tó ry m na g arstce siana spoczyw a D zie­

c iątk o , po bok ach postacie Najśw. M arii P a n n y i św iętego Jó zefa, w koło zaś p ełn e czci figury pastuszków .

Czyż spoglądając n a tę rzew ną scenę pozostaniem y n ieczu ­ łym i? Czyż serca nasze nie rozpłyną się w uczuciach uw ielbienia,

(9)

— 281) —

w dzięczności k u T ej D ziecinie, k tó ra z m iłości k u nam opuściw szy łono O jca niebieskiego zstąp iła n a ziem ię, aby nas zbaw ić.

P rz y dźw ięcznych głosach c h ó ru „A deste fideles la eti trium - p h a n te s “ w ychodzi k a p ła n , aby o dpraw ić p rzenajśw iętszą O fiarę, p odczas k tó re j te n sam Bóg, k tó ry ty le w ieków w stecz n aro d z ił się z M arii D ziew icy, m a zstąp ić n a o łta rz, aby o d eb ra ć nasz hołd , n a ­ sze uw ielb ien ie, naszą m iłość i o d płacić nam za nasze liche d ary za iste k ró lew sk ą w spaniałom yślnością, przychodząc do dusz naszych w K om u n ii św iętej. K tóż się będzie ociągał, któż się b ęd z ie w ahał nie b ie g n ąć do tego ź ró d ła ożywczej wody w y tryskującej k u żywo­

tow i w iecznem u? Święci P ańscy w p ad ali w zachw ycenie, rozpam ię- ty w u jąc tę św iętą tajem n icę. ‘Św. F ra n cisz ek z Asyżu, te n w ielki m iło śn ik Je zu sa betleem skiego w ołał w uniesien iu : „ 0 ludzie! m i­

łu jc ie to D ziecię, bo O no nas p ierw ej um iłow ało!"

O to praw dziw a p o b u d k a do radości i w esela, ja k a nas p o ­ w in n a ożyw iać w d n iu Bożego N aro d zen ia. Posiliw szy ducha tym duchow nym p o k arm e m , godzi się nam i ciało p o k rze p ić daram i, k tó ry c h nam O p atrzn o ść udzieliła i rozw eselić się w k ó łk u ro d zin ­ nym p rzy n iew in n ej zabaw ie. O bchodząc w te n sposób św ięto B o­

żego N aro d ze n ia, m ożem y i sam i spodziew ać się błogosław ieństw a B oskiego D zie ciątk a , a życząc naszym bliźnim w esołych Świąt, u fać , iż życzenia nasze się spełnią.

Z pierwszą gwiazdą

Z aw ieja g rudniow a szalała, ciskała w tw arz księdza P io tra grubym , ziarn isty m śniegiem , a w iatr kąsał ja k pies zły i szarp ał długim i p ołam i su ta n n y staru szk a, kroczącego p rzez białą dro g ę, w iodącą z c m en ta rz a k u pleb an ii.

S kulił się ksiądz P io tr, sk ry ł tw arz czerw oną od m ro zu w p o d ­ n ie sio n y k o łn ie rz płaszcza, ale w te j sam ej chw ili, ja k b y zaw sty­

dzony w yprostow ał się zuchow ato, sp o jrzał zadziornie zaw ieji w oczy i jak o ś zaczepnie zaw ołał:

G orzej byw ało, P io trz e dobro d zieju , gorzej, a p rze trw a ło się jakoś!

P rz y sta n ą ł sta ru sze k , b y n ab ra ć tc h u , spuścił k o łn ie rz, strz e p ­ n ął śnieg z rękaw ów i ruszył p rze d siebie dalej, choć w ia tr n ie u staw ał, a śnieżyca się wzmogła. D robnym k roczkiem szedł p rzez wieś, tu i ów dzie spozierał n a o kna m ałych dom ów, p rze z k tó re

(10)

— 290 —

przezierały odśw iętnie p rzy b ran e choinki, o k ry te b ielą w aty, sre ­ b rem nici lub kolorow ych papierków .

U w ylotu drogi już blisko pleb an ii, zawiało ta k silnie, że sta­

row ina oprzeć się m usiał o drzew o, by n a b ra ć tc h u , a w ichura rz u ­ ciła m u w oczy cały tu m an śniegu, k tó ry niby, m gła gęsta p rzysło­

nił m u w zrok. P rz e ta rł czerw onym fu larem załzaw ione pow ieki i rzucił z p asją:

— M ógłbyś się już p rzestać m iotać, ty zatraceńcze, wszak lo dziś św ięta wigilia!

Było to u p om nienie w stro n ę zaw ieji.

Tuż przy samym płocie zatrzym ał go chłop w racający z p le ­ banii.

— N iech będzie pochw alony! A gdzie ksiądz k a n o n ik do ­ brodziej w ta k ą zaw ieję o zm roku w ychodzi? N ie daj Boże, n ie ­ szczęście gotow e się p rzy trafić .

— Na w ieki wieków. A cóżeś ty m yślał, że ja do w ieczerzy zasiędę, nie podzieliw szy się pierw ej o płatkiem z m oim i zm arłym i?

-— Poco to je d n a k ksiądz k a n o n ik sam z dom u w ychodzi?

Toć to p raw ie św iata nie w idać, a w ichura dm ie ja k sk aran ie, nogi zaś jegom ościa d o b rodzieja pew nie nie tęgie i nie b ard z o się m ogą u p o rać ze śniegiem .

— G orzej byw ało, gorzej, a p rzetrw ało się jakoś!

— Ale księdzu kanonikow i już na ósm y krzyżyk schodzi.

— A choćby i na dziew iąty, myślisz, że się z w iatrem nie n u p o ram ? Jeszcze ciebie dogonię. No, ostań z Bogiem ! A o p ła tk i już zaniosłeś?

— O ddałem gospodyni. N iech jegom ość z Bogiem zostanie, — rzekł chłop i do rę k i księdza się schylił.

J u tro m i tylk o nie zaśpijcie. P a ste rk a o p ią te j. A śpiew ać m acie p o rzą d n ie, całą p ie rsią, ja k się p atrzy . N a pierw sze h u k n ij w organy, ile sił starczy: „B óg się rodzi, m oc tru c h le je “ . N ie żałuj Bożej D ziecinie m uzyki. No, idź już z Bogiem.

— D obrej nocy ży czę.’

Do pleb an ii już blisko było. K siądz P io tr przyśpieszył k ro k u , tym b ard z iej, że w iatr jakoś ucichnął, a i tłum y śnieżne się za­

stanow iły.

W sieni, ośw ietlonej m ałą lam pką olejną, zrzucił ciepły płaszcz z siebie i wiszedł do pokoju.

Było tu ciepło, jasno i miło.

Na środku p o k o ju stał stół czystym obrusem p rzy k ry ty , spod któ reg o w yglądało siano, snop żyta stał w rogu p o k o ju , a p rzy m a­

łym stoliczku k rzą ta ła się staruszka, m am rocząc gderliw ie:

(11)

— 291 —

— P o n o si to księdza k an o n ik a d o b rodzieja po cm en ta rz u w ta k ą zaw ieję o k ro p n ą , ponosi, a tu w ieczerza stygnie i czas za­

siadać do wigilii.

— N o, no ju ż zaraz, jeszcze zresztą dość w idno. N ie p o d a­

w ajcie p rę d z e j, aż pierw sza gw iazda zabłyśnie, — m ów ił ksiądz, zbliżyw szy się do o k n a, i w yjrzał p rz e d dom.

N a św iecie p oczęło ucichać, w iatr m iotał jeszcze zasypy śnie­

żn e, po d n o sząc je z ziem i z zaciekłością, ale niebo jęło się ro z­

ch m u rz ać ta k , iż m ożna było spodziew ać się pogody.

K siądz stal długo p rz y ok n ie i zadum ał się n a d czymś głę­

boko. P a n i M ichalska wyszła przygotow ać w ieczerzę. S taru szek przysłuchiw ał się chw ilę, ja k k ro k i jej dudniły po kam ien n y ch sto ­ p n ia c h , a p o te m zrzucił z siebie Sutannę, podszedł do szafy i wy­

ją ł z niej sta ry , w yszarzały m u n d u r w ojskow y z rozłożonym i ra b a ­ ta m i, k tó r e już k o lo r stra c iły ze starości, włożył go, a p o te m schylił się do p o d łu ż n ej skrzyneczki i w yjął z niej sta ra n n ie wyczyszczony b a g n e t i ułożył go n a b ia łej serw ecie stołu. Oczy m u zw ilgotniały ze w zruszenia, k ie d y sp o jrzał n a swego daw nego tow arzysza.

P o chw ili p odszedł do k lęczn ik a stojącego po d oknem i u kląkł.

M odlił się długo i żarliw ie, klęcząc z pochyloną głową, u stóp k rz y ­ ża z d rzew a cedrow ego, na k tó ry m w isiała m aleń k a p asyjka. W y­

liczał jakiś ró żan iec p ró śb , b ił się w p iersi, a po tem głośno i do­

b itn ie p ow iedział, p a trz ą c w tw arz C hrystusa n a krzyżu:

— A gdybyś m nie, w szechm ogący K om en d an cie, za p o trze b o ­ w ał, staw ię Ci się p o k o rn ie p rze d oczy, a w tedy nie w edle m iary m ych grzechów , ale w edle spraw iedliw ości swej aw ansuj m nie, P a n ie . P o w ied ział i pochylił jeszcze niżej głowę, ja k b y czekając o d ­ pow iedzi, a n a złożone w k o rn e j m odlitw ie ręce księdza ekspo- w stań ca spływ ały ciężkie łzy.

W tej sam ej chw ili w eszła do p o k o ju p an i M ichalska i od p ro g u zaw ołała: — W łaśnie zabłysła pierw sza gw iazda, księże k a ­

n o n ik u d o b ro d zieju , czas siadać do w ieczerzy. O to są o p ła tk i.

K siądz P io tr u su n ął się z k lęcznika na ziem ię. Ju ż n ie żył.

W idać usłyszał odpow iedź od P a n a i staw ił się posłusznie na rozkaz K o m e n d a n ta w szechm ogącego do ap elu w raju .

P ierw sza gw iazda błyszczała, a gdzieś zdała dochodziło śpie­

w anie: „B óg się ro d zi, m oc tru c h le je ".

M sze św . na in te n c ję A p o sto łó w C udo w n eg o M ed a lika , D o b ro d zie jó w i P r z y ja c ió ł na szych M is y j odpraw ią się 8, 25 i 31 g ru d n ia . N a d to p o le c a m y ich za w sze O piece B o ż e j i M a rii N ie p o k a la n ie P o c z ę te j ora z św . W in cen teg o a Paulo.

(12)

ŁUCJAN MACHNIEWSKI

SZARA GODZINA

A. W s p o m n i e n i a :

B yw ają w naszym życiu tak czarow ne chwile,

Do których m yśl i m arzenie w raca zawsze mile,

N ajdroższym skarbeifi są o nich w spo­

m nienia,

W ym ow nym dow odem szczęścia ist­

nienia.

Jak ieś odległe słyszane tony, J a k z dalekiego kościoła dzwony, Jak ieś tajem ne głosy nam nucą, Że chw ile te nigdy, przenigdy nie

w rócą.

I w tedy powoli... pow oli nadchodzi, S zara godzina, godzina w spom nienia, Godzina bólu, szczęścia pragnienia, G odzina z łu d y ^ - godzina m arzenia.

B. C z a r m ł o d o ś c i :

Słoneczne la ta dzieciństw a, młodości, L ata bez troski, pełne radości.

Raz w życiu człow iek m łodość p rze­

żywa,

Raz też za życia człow iek w niebie bywa.

T oczą się la ta w życiu człowieka, T oczą się szybko, czas prędko ucieka, Do lat m łodości, gdy m yśli w racają, To oczy się zawsze łzam i zraszają.

I w tedy powoli... pow oli nadchodzi, , S zara godzina, godzina w spom nienia, Godzina bólu, szczęścia pragnienia, G odzina złudy — godzina m arzenia.

G. M a r z e n i e :

I zdaje się wtedy: m łodość to k ra j baśni,

W spaniałe ogrody, p ałac w słońcu jaśni,

Rycerze w żelazie, śliczne, strojne panie,

W y p raw a m yśliw ska, zdała w idać łanie.

C hm ara psów je uporczyw ie goni, I gdzieś tam daleko w gęstw inie toni, Już m yśliw i w racają, szczęśliwe ich

m iny,

Psy obok idą, wóz pełen zw ierzyny.

K rajobraz b aśni znika, pow oli n a d ­ chodzi,

S zara godzina, godzina w spom nienia, G odzina bólu, szczęścia pragnienia, Godzina złudy godzina m arzenia.

D. W i z j a :

Z m gły p rzed oczym a inny obraz się w yłania,

P rzy k u w a sw ą pogodą, w yryw a z d u ­ m ania,

Jest coraz w yraźniejszy — to jak a ś biesiada,

Stół duży n ak ry ty , jest ludzi grom ada.

Ach to w igilia N arodzenia P ana, Ro­

dzice pow stają, Ł am ią opłatek i sobie p o d ają, W idzę rodzeństw a rozbaw ione tw arze, K tóre w raz ze m n ą o gw iazdce m arzy.

W izja dzieciństw a znika... pow oli n a d ­ chodzi.

S zara godzina, godzina w spom nienia, G odzina bólu, szczęścia prag n ien ia, G odzina złudy — godzina m arzenia.

E. S e n :

I m elancholia o g arn ia m ą duszę.

P rzechodzi w p ro st w b ól fizyczny, zdaje m i się, że się duszę, Łzy w oczach błyszczą, w sercu dzi­

w ny sm utek,

To w spom nienia drogich chw il skutek.

Znużony... — oczy załzaw ione p rz y ­ m ykam ,

Głowę przechylam ... w k ą t fo telu w ty­

kam ,

M elancholia odchodzi... b ó l już ustaje, Sen pow oli nadchodzi, u kojenie daje.

Lwów, p aźd ziern ik 1934.

(13)

Pasterka — Jasełka — Kolędy

P om ysł m szy św iętej p aste rsk ie j i jasełek pochodzi od je d ­ n ego z najw iększych św iętych. Św. B o n a w en tu ra w żywocie św.

F ra n c isz k a S erafickiego ta k ą opow iada legendę: „Św ięty F ra n c i­

szek n a trz y la ta p rz e d śm iercią przem yśliw ał o tym , ja k b y o d ­ św ieżyć p a m ię ć N aro d zin D zieciątk a Jezu s i ja k b y je czcić z n a j­

w iększą u ro cz y sto śc ią,-c ele m ro zb u d zen ia nabożnego du ch a w p o ­ w iecie G recio. Żeby zaś n ie w zięto tego za ż a rt, co on chce p rz e d ­ się b ra ć, p ro sił i otrzy m ał n a to p o zw olenie O jca św. P oczem kazał z ro b ił ja sełk ę, zanieść siano do g ro ty i p rzy p ro w a d zić tam w ołu i osła. M ając to w szystko, zaw ołał braciszków , ludność się zgrom a­

dziła i las za b rzm ia ł p ieśniam i. A ta k cudow na ta noc rów nie była św ietn a, ja k u ro czy sta, ju ż tysiącem gorejących lam p, już rozlega­

jący m i się pieśniam i. Słow em , były to dźw ięki p ełn e h arm o n ii i ja ­ sność iście n ie b iań sk a. Sługa boży F ra n cisz ek klęczał nabo żn ie tuż p rz y ja sełk ach , zalew ając się obfitym i łzam i i p ro m ie n ieją c we- selem “ .

„M sza o d p raw ia ła się w jasełk ach , a d ia k o n C hrystusów F ra n c isz e k śpiew ał św. E w angelię. N a k o n iec m iał k az an ie do lu d u o n a ro d z e n iu się ubożuchnego K ró la, a ile k ro ć chciał Go nazw ać po im ien iu , nazyw ał Go pieszczotliw ie betłeem skim D zieciątkiem 41.

L eg en d a d o d aje, że pew ien cnotliw y żołnierz, k tó ry dla m i­

łości C h ry stu sa p o rzu cił sta n żołnierski, utrzym yw ał, że w idział na jaw ie śpiące w ja sełk ach m a łe dzieciątko cudow nej piękności. Była to pie rw sz a m sza p a s te rsk a i pierw sze jasełka.

Z zak o n em fran ciszk ań sk im , k tó ry przy b y ł do P o lsk i w w ie­

k u X I I I , d o sta ł się i do nas zwyczaj jasełek i pieśni n a cześć D zie­

ciątk a .

F ra n c isz k a n ie bow iem m ieli niezrów nany d a r u p rz y stę p n ia ­ n ia w szystkiego i zam ieniania najszczytniejszych pom ysłów w co ­ d zien n ą p ra k ty k ę życia p ro steg o , ubogiego ludu.

Św. F ra n c isz e k , p ro szą c P ap ie ża H on o riu sza o pozw olenie wy­

staw ienia w ja sełk ach a k tu n a ro d z in C hrystusa, w iedział, że u b o ­ dzy noszą w sercu ja k b y uczucie żalu do spraw iedliw ości Bożej za n ie ró w n y rozd ział daró w n a ziem i. Św. F ra n cisz ek ubóstw o um iło­

w ał n a d w szystko i sam stał się najuboższym z ubogich. C hciał w ięc p o k a z a ć ludow i try u m f ubóstw a w tych jasełk ach b ied n ej sta je n k i, k tó rą za k o le b k ę o b ra ł sobie Syn Boży.

K o m u oznajm ią aniołow ie n a jp ie rw W ielką N ow inę? Czy m o­

żnym i b o g aty m ? N ie, pastuszkom , ubogim roln ik o m , k tó rzy sły­

sząc, że „Z baw iciel u ro d z ił się w ubóstw ie14, dzielą z nim swoją ch u d o b ę i znoszą m u dary . U bodzy obdarzający Boga, uprzedza-

(14)

294 —

jacy w tej ofierze sam ych królów W schodu, jakaż to dla nich p o ­ ciecha! P ro staczek , nędzarz ta k podniesiony n a duchu, nie m a już czego zazdrościć m ożnym . W idow isko żłóbka przyjęło się m iędzy ludem .

R eligijne zdarzenie m iało z p o czątk u p ro stą fo rm ę: żłóbek, siano, b ydlątka.

K ap łan i intonow ali hym n am brozjański w N aro d zen iu P a ń ­ skim , a lud m oże śpiew ał chórem je d n ą z tych p ro sty ch , śpiew a­

nych sekwencyj św. B e rn a rd a.

W m iarę ja k rosło zam iłow anie jasełek , m nożyły się osoby na scenie, rodziły się piosenki w gw arze ludow ej.

Ja sełk a z biegiem czasu doznały rozszerzenia i zam ieniły się w obrzędy, odgryw ane w kościołach podczas uroczystości N arodzin Zbawiciela.

Zwyczaj te n przyjął się ta k sam o we W łoszech, F ra n c ji, H i­

szpanii, A nglii i Niem czech. Świetnym czasem tych obrzędów był w iek XV i część XVI-go. Z przyjściem refo rm y L u tra k ato lic k ie w ładze duchow ne zakazały obrzędów tych ze w zględu n a pew ną dow olność, k tó ra w raz z p ro testan ty zm em w k ra d ła się do obrzędu.

W tenczas ta k ą grę jasełek usu n ięto za progi kościoła, zo sta­

w iając podtrzym yw anie tego zw yczaju żakom , k tó rzy obchodzili

„z szopką“ od dom u do dom u, śpiew ając kantyczki.

Do dziś dnia obchodzą chłopcy z szopką i śpiew ają kolędy.

Ja sełk a zaś nie pow róciły co p raw d a w o bręb kościoła, lecz doznawszy p rzeróżnych p rze ró b e k , gryw ane są na scenie p rzew aż­

nie am atorskiej i stanow ią u lubione przed staw ien ie naszego ludu w iejskiego oraz szerokich sfer m iejskich.

K antyczki czyli kolędy pow stały m niej w ięcej w tym sam ym czasie co jasełka. Stw orzył je w dużej części lu d p ro sty , to też fo rm a ich niew yszukana i nieozdobna. Lecz za to u jm u je na® szczerość, b ezpośredniość, ochota, a n ie ra z rubaszny hu m o r.

Im iona autorów k olęd są nieznane, ta k ja k im iona m alarzy średniow iecznych, u k tó ry ch pobożne n a tch n ie n ie zastępow ało um iejętność.

M ożnaby też pow iedzieć, że sztuka była w tenczas od Boga, a w Bogu była sztuka. K to złożył pieśń, nam alow ał o b razek , wy­

k u ł posążek, nie śm iał głosić swego nazw iska, bo n ajp ierw , że u tw ó r jego dany był na ofiarę, a po w tó re, że arty sta n ie uw ażał go za swoją w łasność. Było to n iejak o ro dzajem w spółzaw odnictw a i popisu, żeby w nadchodzące św ięta Bożego N aro d zen ia, w tej lub in n ej p a ra fii dała się słyszeć now a k o lę d a z w tórow aniem ch ó ru śpiew aków lub organów . M elodię b ran o najczęściej z m uzyki świe­

ckiej, zasłyszanej na pańskim dw orze.

(15)

295 —

N a p ię k n o ść k o lę d , k tó ry m i długie w ieki g ardzili uczeni, po ra z pierw szy zw rócił uw agę A dam M ickiewcz w w ykładach p a ry ­ skich.

W czasach najnow szych, dzięki w ykładom pow szechnym , u rz ą ­ dzanym p rzez grono p ro fe so ró w u n iw ersy te tu dow iedzieliśm y się, ja k to k o lę d y dziw nie u k o ch a ł n a ró d polski, ja k je ceni, pielęg n u je, a do dziś d n ia śpiew a.

Papież i dzieci

W d n iu 20 V II w C astelgandolfo odbyła się w zruszająca uro- czystość au d ien c ji, ud zielo n ej przez O jca św. czterem tysiącom dzieci z całej Ita lii, przybyłym do R zym u dla o trzy m an ia z rą k P a ­ pieża n a g ró d z k o n k u rsu katech ety czn eg o , zwanego „rzym skim 41, poniew aż u d ziela zw ycięzcom przyw ileju przybycia do R zym u i oso­

b istego p rzy ję cia n ag ro d y z rą k -O jca św. O rganizacja dzieci bio­

rących udział w tych k o n k u rsa c h , święci obecnie dziesięciolecie swego istn ie n ia , licząc dziś 160 tysięcy członków .

A u d ien cja obfitow ała w w iele scen w zruszających. P rz y b y ­ w ającego n a au d ien c ję P ap ie ża , dzieci p ow itały radosnym i o k rzy ­ kam i i odśpiew aniem pieśni. R ozpoczęła się d efilad a dzieci sk ła d a­

jących O jcu św. d ary : w oreczki ze zbożem , sym bolizującym o fiarę chleb a dla b ied n y ch , dw adzieścia tom ów w ypracow ań dziecięcych na te m a t K ościoła, P ap ie ż a i m isyj.

O jciec św. w p rzem ó w ien iu swym w yraził rad o ść z pow odu ta k w spaniałego w idow iska, k tó re do m łodzieńczego bicia p o b u ­ d za Jeg o serce, serce osiem dziesięcioletniego sta rc a, i gdy d zięk u ­ jąc za d ary , zaznaczył, że n ajch ę tn ie jb y m ilczał, m usi je d n a k p rz e ­ m ów ić, gdyż obecni oczekują słów Jego, dzieci głośnym i o k rzy ­ k am i: ta k ! ta k ! przerw ały n a chw ilę m owę p ap iesk ą. O jciec św.

ra d u je się n ie zm iern ie z płodów działalności dziesięcioletniej orga­

n izacji, b u d u ją c e j w sercach przybyłych i ich tow arzyszy św iątynię duchow ą. W ziem skiej naszej w ędrów ce m usim y wciąż u d o sk o n a­

la ć się p rze z p ra k ty c z n ie ch rześcijańskie życie i uczestniczenie w sa k ra m e n ta c h św iętych, aby B óg w idział w duszach zaw sze czy­

stość, niew inność i m iłość. P rz y p o m in a ł d alej O jciec św., że dzieci k a to lic k ie stanow ią z a ro d ek A kcji K ato lick iej i w yraził p ra g n ie ­ n ie, aby te n id e a ł u tw ie rd z ał się coraz silniej w ich życiu. B łogo­

sławił n a s tę p n ie obecnym i ich rodzinom , k tó re stanow ią pierw sze pole A kcji K a to lic k ie j, ich b iskupom i duszpasterzom , do b rze za­

służonym w k sz tałcen iu dusz, w szczególności zaś błogosław ił m ło­

d ocianym uczniom niższych sem inariów , k tó rz y już słyszą glos Boga n aw o łu jący ich n a drogi uśw ięcenia.

(16)

List X. Krzyżaka, misjonarza w Chinach do X. A. Króla, Dyr.

Krajowego Papieskiego Dzieła św. D ziecięctw a Pana Jezusa K ochany i Czcigodny K sięże D yrek to rze!

Od Nowego R oku jestem już na placów ce w K iu-lu u ks. F r.

Stawarakieigo. Czujem y się dobrze, ty lk o w oda je st tu ta j słonawo- gorzka, do k tó re j trzeb a się przyzw yczaić. P ra c y m am b ard z o wiele tak , że jesteśm y ustaw icznie w zajęciu. Cieszymy się z tego bardzo, albow iem m ożem y oglądać już owoce te j p rac y . L u d g arn ie się do B oga, chrztów m am y w iele, gdyż ty lk o w sam ym naszym dystrykcie udzieliliśm y ch rz tu św. tego ro k u przeszło 300 Chińczykom . Byłoby jeszcze w ięcej chrztów i naw róceń, gdybyśm y m ieli ty lko środki n a w ybudow anie k ate c h u m e n a tu dla m ężczyzn w K iu-lu. T era z je d ­ n a k nie m ożna m yśleć o w ybudow aniu dom u dla poczciw ych pogan, chcących uczyć się u nas k atech izm u i przygotow ać się do ch rz tu św., gdyż ks. S taw arski, m im o swej energii i zapobiegliw ości, w iele m a długów , n a w e t nie m a funduszów na k u p ie n ie k o ro n e k , m e d ali­

ków , krzyżyków , obrazków i t. p . dew ocjonałii, bez k tó ry c h n ie m ożna ruszyć się na misije. P rzychodzi kiedyś do m nie nowo- ochrzczony chrześcijanin i pro si o k o ro n k ę, m ów iąc, że już oddaw na m odli się tylko n a p alcach. P rzeszukałem w szystkie m o je sk ry tk i i znalazłem o sta tn ią k o ro n k ę z P olski, k tó rą miu w ręczyłem . Dziś n ie jed n e m u starcow i czy też dziecku trze b a odm ów ić k o ro n k i, albo­

wiem ks. S taw arski n ie m a na to pieniędzy. A kocham y p rac ę m i­

syjną i jesteśm y z niej zadow oleni i cieszymy się, że m ożem y zdo­

byw ać dla C hrystusa now e dusze p ogan i przyczyniać się w te n spo­

sób do rozszerzania K rólestw a na ziemi. T ru d y n as n ie zra żają, ale przeciw nie, im w ięcej zm ęczonym i kładzierpy się n a spoczynek n o ­ cny tym 'szczęśliw szym i się czujem y. N a w ypraw y m isyjne udajem y się nie n a k oniach, albowiem u trzy m an ie ko n ia tu ta j b ard z o dużo kosztuje, lecz tylko n a zw ykłych row erach. A trz e b a w iedzieć, że nasz te re n m isyjny je st bardzo piaszczysty, dlatego też jazda zwy­

kłym row erem je st b ard z o m ęcząca. Z tego też pow odu zapadłem naw et tro c h ę n a zdrow iu, ale Bogu dzięki przyszedłem już do sie­

bie. L ud chiński je st dobry, m im o że b ied a b ard z o im dokucza. Musi się m u dać niem al każdą k o ro n k ę, każdy m e d alik czy też obrazek, albow iem gdzie oni k u p ią to wszystko w tym k r a ju pogańskim . N ajnieprzyjem niejszą rzeczą je st dla m nie, gdy m uszę m u pow ie­

dzieć n ie m a, b rak ło ... — N aw rócił się te n b ie d n y poganin, pow y­

rzucał z domU bałw any, p rzy ch o d zi do m nie po o b raz ek i... nic nie otrzym uje, bo m isjonarz już nie m a. R ozdaję tylk o to co otrzym am ad ks. W itaszka lub ks. S taw arskiego, ale to za raz znika. Z całą ufnością polecam m ą spraw ę O patrzności Bożej i m am nadzieję, że znajdą się dusze w spaniałom yślne w śród m oich ro d ak ó w w P olsce i pom ogą m i w tym dziele rozszerzania k ró lestw a C hrystusow ego na D alekim W schodzie. Ks. K r z y ż a k C. M.

(17)

Dziecko Marii a akcja misyjna

T ro sk a O jc a św . P iu sa X I o dziedzinę m isy jn ą przeniknęła cały św iat k a to ­ licki. P o tę żn y głos Stolicy A postolskiej d o tarł niem al do każdego zak ątk a E uro p y . W e w szystkich Ośrodkach m yśli katolickiej w re intensyw na p raca nad rozbudow a­

niem św iatopoglądu katolickiego w dalekich k ra ja c h W schodu w duchu E w angelii i zasad K ościoła.

N a zew N am iestnika C hrystusow ego do usilnej pracy n a polu m isy jn y m — w y ru szy ły w szystkie n aro d y katolickie, niosąc św iatło w iary do narodów pogań­

skich. W y ru szy ła i P o lsk a i dla spełnienia najk ard y n aln iejszeg o obow iązku, w y ­ rażonego w słow ach Boskiego Z baw cy: «Idźcie, nauczajcie w szystkie narody* — niesie C zcigodne Im ię Jezusow e po p rzez lądy szerokie i m orza, p rzed króle i n a­

rody, głosząc chw ałę najsłodszego im ienia M arii i razem ze św iatłem w iary i św ię­

tością obyczajów , w przedziw ny sposób szerzy także k u lt M arii N iepokalanej.

M aria bow iem , ja k o W spółodkupicielka ro d z aju ludzkiego, zazd ro sn a oka­

z u je się o te m ilionow e rzesze dusz nieśm iertelnych, błądzących i ginących w ciem­

nościach i O na to m iłościw ym Sw em Sercem i dłonią pociąga i prow adzi dziesiątki oddanych so b ie serc, serc bohaterskich P olaków do żm udnej, ale błogiej w skutkach p racy w W innicy P ań sk iej n a polu m isyjnym . P o ciąg a i prow adzi św ieckich i kapłanów , a m iędzy innym i księży i siostry ze zgrom adzeń św. W incentego a P au lo . Ju ż w 17 w ieku w idzim y w Chinach obok innych Z grom adzeń synów , a potem i córki św. W incentego. — D ziś m a ją oni kilkanaście w ik ariató w i pla­

ców ek m isy jn y ch pod opieką sw ego Zgrom adzenia.

W 1935 ro k u zab iera nam św iatłego, a w ypróbow anego w służbie C hry­

stu so w ej b o jo w n ik a w osobie D y re k to ra S tow arzyszeń D zieci M arii C en trali Cheł­

m ińskiej czcigodnego K s. W . Jęczm ionki — do Chin n a placów kę m isy jn ą w Shuntehfu.

I o to P a n żniw a zaw ołał obecnie i do n as: «Pójdźcie i w y do w innicy m o jej, żniw o bow iem wielkie, a robotników mało». S etki m ilionów pogan czeka, aby­

ście im nieśli św atło w iary.

Słusznie zastosow ać m ożem y w ołanie to i do naszej org an izacji M ariańskiej, z tą chw ilą bow iem w chodzim y w szeregi apostołów , gdyż razem z naszym ziem ­ skim opiekunem i n am P a n Jezu s p ow ierza S w oje Boskie Posłannictw o, t. j. apo­

sto lstw o __ to ideał C hrystusa P a n a , któ rem u pośw ięcił się aż do śmierci.

(18)

— 298 —

Choć nie w szyscy jechać m ożem y na m isje zagraniczne, w szyscy jednak odtąd udział w nich bierzem y i udział brać m usim y drogą m odlitw y, ofiary i w spół­

pracy.

M y Dzieci M arii za łaskę w ielką ze strony Boga poczytyw ać sobie winne- śm y posiadanie m iędzy n ajbiedniejszym i duszam i pogańskim i takiego rzecznika Chrystusow ego. Z łaską apostolstw a przy jd zie do Stow arzyszenia i poszczegól­

nych jego członkiń duch ofiary dla B oga i bliźnich, ucząc nas zaparcia siebie. Ł a ­ ska apostolstw a w zm ocni ducha w iary w nas, niosąc bow iem innym św iatło w iary, sam e głębiej p rzejm iem y się duchem tej w iary.

Ł aska apostolstw a spotęguje w nas pragnienie dążenia do w łasnego uśw ię­

cenia, bo apostolstw o to szczyt doskonałości.

W spółpracą w dziele m isyjnym jes t obow iązkiem każdego chrześcijanina a w szczególności, że tak powiem — D zieci M arii.

* W spółpracow ać w dziele m isyjnym pow inna każda z nas, bo tak a jest wola sam ego P an a Jezusa, taki jes t Jego rozkaz w yraźny i stanow czy.

W ypływ a to z ustalonego od B oga porządku zbaw ienia: «Bóg chce, aby ludzie byli zbawieni i doszli do poznania praw dy» (I T ym . 2, 4). — W szyscy są odkupieni przez śm ierć P a n a Jezusa na K rzyżu» i nie m asz w żadnym innym zba­

wienia. Albowiem nie jes t pod niebem inne imię dane ludziom, w którym byśm y mieli być zbawieni». (Dz. 4, 12).

Z drugiej strony zaś ja k to na licznych przykładach S tareg o i N ow ego T e ­ stam entu w idzim y, Bóg nie zbliża się bezpośrednio do ludzi, by ich pouczać 0 praw dach w iary i udzielać im łask do zbaw ienia potrzebnych, lecz posługuje się do tego innym i ludźmi. Bóg chce zbaw iać ludzi przez ludzi.

A kcja m isy jn a w ypływ a dalej z przykazania miłości, k tó ra je s t podstaw ą w chrześcijaństw ie: «Po tym po zn ają w as, żeście uczniam i m oim i — powiedział P an Jezus, — jeśli w zajem nie miłować się będziecie». (Ja n 13, 35).

T o przykazanie obow iązuje nas, żebyśm y szczerą m iłością obejm ow ali w szy­

stkich ludzi. O bow iązuje nas, żebyśm y m iłowali w szystkich nie tylko słowami 1 uczuciem ale i czynem. P rzy k azan ie to każe nam w spierać bliźniego, zn ajd u jąceg o się w potrzebie, każe nam go w spierać tym częściej i tym w ydatniej, im większa jes t nędza po jego, a m ożność w spierania po naszej stronie.

Znam y to przykazanie, ale na nieszczęście po jm u jem y je zb y t m aterialnie:

pam iętam y często o doczesnej nędzy bliźniego, a m ało kiedy o jego nędzy ducho­

w ej. W zru sza nas w idok kaleki okrytego łachm anam i, a nie w zru sza nas m yśl o bli­

źnich bez porów nania biedniejszych, bo pogrążonych w sk ra jn e j nędzy ducho­

w ej — w ciemnościach pogaństw a i w cieniu śmierci.

A jakaż to jes t ta dola pogan?

Jeśli nie znając z w łasnego dośw iadczenia k ra ju pogańskiego w czuć się chcemy w dolę ich mieszkańców, to zastanów m y się nad sobą i w m yślach usuńm y C hrystusa z serca i um ysłu swego, z życia rodziny i z życia społecznego i państw o­

wego. C hrystus jest słońcem szczęścia dla jednostek i dla rodzin, zasady C hrystusa są osią rów now agi społecznej, przykazania C hrystusa są podstaw ą dobrobytu i o stoją państw a. U suńm y, mówię, w m yślach C hrystusa ze serca i um ysłu swego, usuńm y Go w m yślach z rodzin i ze społeczeństw a, a okaże się oczom naszym obraz nędzy, w jakiej ży ją poganie. Całe szczęście i całe bogactw o nasze polega

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wszyscy święci otrzymali od Boga łaskę niesienia pom ocy w niektórych potrzebach; Józefa tylko potęga jest nieograniczona,, rozciąga się na w szystkie potrzeby

Tym czasem Piękna P ani zaczęła się usuw ać wgłąb... Następnie P an i oświadczyła: «Przyrzekam tobie, że będziesz szczęśliwą nie na tym, aile w przyszłym

ny łup starali się n a tychm iast spieniężyć, lecz ty m razem powinęła się n ga i zostali nakryci Nasza dzielna Policja z poste runku w Wawrowicach wraz z

Było ich sześć, a wszystkie prawie z dodatkiem śpiewów, żeby tylko wspomnieć bardzo starannie, a poważnie wykonaną kantatę — zachęcającą w „Finale"

A kcja m isyjna wypływ a dalej 'z przykazania miłości, która jest podstawą w chrześcijaństwie: «Po tym poznają was, żeście uczniami moimi — powiedział Pan

Nauczymy się z niej cenić nasze śliczne nabożeństwa, i obrzędy kościelne, które teraz może wydają się nam takie długie..?. „Jeszcze cicha msza

spieszymy na odgłos hejnału pasterskiego „Idźmy do Betlejem oglądać to słowo, które się stało, które nam Pan pokazał1* nie tyle dla miłej przestani pod

Kończąc to wspomnienie o zmarłej, polecamy jej duszę pamięci wszystkich Dzieci Marji, za co ona z pewnością będzie się starała