• Nie Znaleziono Wyników

Rocznik Mariański. R. 9, nr 12 (1933)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rocznik Mariański. R. 9, nr 12 (1933)"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N I K M A R J A Ń S K I

Rok IX. Grudzień 1933. Nr. 12.

ORGAN KR UCJATY CUD O W N EGO MEDALIKA W POLSCE.

STOW ARZYSZEŃ DZIECI MARJI I CUDOW NEGO MEDALIKA Wydawnictwo XX. Misjonarzy, Kraków — Stradom 4.

P. K. O. 404.450

(2)

Rekolekcje zamknięte Dzieci Marji

ODBYW AJĄ SIĘ W DOMU REKOLEKCYJNYM W C Z ĘS TO CH O W IE UL. ŚW. BARBARY L. 4.

151 —— --- .---. ---- n

Manualiki Dzieci Marji, dyplomy do przyjęć, Medaliki z nowego srebra i aluminjum w każdej ilości i jakości można nabyć:

Redakcja Rocznika Marjańskiego Kraków — Stradom 4.

' P. K. 0. 404.450.

WSZELKĄ KORESPONDENCJĘ PROSIMY ADRESOWAĆ:

R E D A K C J A „ R O C Z N I K A M A R J A Ń S K l t i G O ” KRAKÓW, STRADOM L. 4.

P r e n u m e r a ta r o c z n a w k raju 3 zł. — za granicą 3*50 zł.

N u m e r p o j e d y n c z y g r . 25.

Pieniądze na/tanie] i najłatw iej p rz e sta ć czekiem P. K. O. 404.450.

W R edakcji znajdują s ię do n a b y cia :

| oprawny w płótno, brzeg czerw ony. 4‘—zł.

M a n n a l i b Dzieci Marjl j „ , „ z ło ty . . . 4*20 , i „ w e k ó r i t ę ... 6‘50 , D y p lo m przyjęcia do Stow arzyszenia. . ...0*80 ,

! z nowego s r e b r a ... 1*20 , z a l n m i n j u m ... 0*30 ,

Wodę z cudownego Źródła w Lourdes wysyłamy wraz z nowenną do Niepokalanie Poczętej na każde żądanie. Ofiary dobrowolne przeznaczam y na cele

kościelne.

Za Dobrodziejów i Czytelników naszego pisma

odpraw iam y co m iesiąc po trzy Msze św.

(3)

CENTRALNY KRAJOWY OROAN KRUCJATY CUD. MEDALIKA STOW . C U D O W N E G O MEDALIKA I DZIECI MARJI W POLSCE ROK IX. Redaktor X. Pius Paweł lek, Misjonarz. Grudzień 1933

A d w e n t

Adwent jest czasem przygotowawczym na uroczystość Bożego N arodzenia, n a obfite w łaski zjednoczenie Zbawiciela z duszą naszą. Słowo Adwent oznacza przyjście-nadejście. Adwent trw a 4 niedziele i w yobraża czas oczekiwania n a przyjście Zbawiciela,, przyobiecanego już ludzkości w raju. — Do sm utnych i ponurych czasów przed Chrystusem P anem d ostraja piękna pora roku, w k tó ­ rej adw ent przypada. D nie stają się coraz krótsze, noce coraz dłuższe, gęsta m gła ponurem całunem spowiła ziemię — całe życie obum iera, n a . niwach w idać szron i śnieg.. — Podobnie było i przed narodze­

niem C hrystusa P ana. Skutkiem grzechu ludzie Zapomnieli o Bogu prawdziwym, Stwórcy i P an u swoim, i potworzyli sobie bałwany, aby im oddaw ać cześć Boską. Szeroko rozlało się pogaństw o i zapa­

now ała niepraw ość. Życie szlachetne i duchowe obum arło, a dusze pogrążone były w okropnej ciem ności duchowej. Tylko Izrael jeszcze czcił B oga prawdziwego, ale i tu często nie w sposób należny. — Nadzieję lepszych czasów podtrzym ywali w narodzie w ybranym prorocy, wciąż z utęsknieniem w o łając: „Spuście nam na ziemskie niwy“ ...

Ale adw ent jest także czasem pokuty. W yrazem tego jest kolor fioletowy szat liturgicznych, który jest kolorem pokutnym.

Przez żal za grzechy i pokutę, a szczególnie przez przystępowanie do S akram entów św. m am y serca nasze przysposobić Zbawicielowi, który w sposób duchowy przychodzi do nas w święta Bożego N a­

rodzenia. — D o pokuty zachęca nas i post suchodniowy. W szystkie

(4)

— 274 —

ew angelje adwentowych niedzieli ' także' prowadzą nas na drogę przem iany naszej w ewnętrznej. W< pierwszą niedzielę Kościół św.

wskazuje nam n a sąd ostateczny i zdarzenia przejm ujące wszystkich grozą. W d ru g ą i trzecią niedzielę prowadzi nas n ad rzekę Jordan

■do św. Ja n a Chrzciciela, kaznodziei pokuty, i upom ina nas, abyśmy z w iarą i pokorą oczekiwali Zbawiciela. W czw artą niedzielę mówi n am 0 rychłem przyjściu C hrystusa P a n a i zapowiada, że każdy człowiek oglądać będzie zbawienie. — Czas to więc poważny,

•dlatego też zakazuje K ościół św. wesel i zabaw, a wezwaniem

„B enedicam us D om ino" upom ina nas, abyśm y w świętym czasie adw entow ym goręcej się m odlili i na nabożeństw a uczęszczali.:—

Przeto przeżywajmy ten adw ent w myśli życzeń K ościoła św. w duchu pokuty prowadząc życie ciche, oddani m odlitw ie i uczestnictwu S akram entów św. oraz m odląc się do M atki Boskiej.

Niepokalane Poczęcie N. M. P.

Aby wieklkość tego przywileju lepiej zrozumieć, przypomnijmy sobie naukę K ościoła o grzechu pierw orodnym . A dam w ra ju otrzy­

m ał od P an a B oga ciało i duszę) obdarzoną rozum em i w olną wolą.

T e dary zwiemy naturalnym i, bo one stanow ią n a tu rę ludzką i bez nich człowiek nie byłby człowiekiem. Odbierzesz m u ciało, a zosta­

wisz rozum i w olną wolę, to będzie czystym duchem . Zostawisz m u ciało, a weźmiesz rozum i w olną wolę, to będzie zwierzęciem-

Ale do tych darów natu raln y ch P. B óg z m iłości ku ludziom dodał jeszcze łaskę pośw ięcającą, k tó ra nie zniszczyła n atu ry ludz­

kiej, jeno ją wywyższyła, jeszcze więcej P. B ogu upodobniła i uczest­

niczką Bożego uczyniła życia i szczęścia.

Przez grzech pierw orodny A dam strac ił łaskę poświęcającą, u trac ił nadludzką piękność duszy i szlachectwo Boże ta k dla siebie ja k i dla wszystkich ludzi, których był ojcem i przedstawicielem.

Z ostała m u tylko zwyczajna jego n a tu ra ludzka bez wyższego życia i to z piętnem buntow nika i grzesznika n a czole. I każde dziecko, któ re powinno było rodzić się z ła sk ą pośw ięcającą, rodzi się teraz bez tej łaski i ta zawiniona przez nas wszystkich w p raojcu i praw ­ nym naszym przedstaw icielu u tra ta i b ra k łaski, jest grzechem odziedziczonym czyli pierw orodnym .

M arja P anna, z ojca i m atki córa A dam a, także powinna być

zanurzona w te błotne fale, które od pokolenia do pokolenia

(5)

— 275

toczy rzeka grzechu A dam ow ego ? I ona pow inna była narodzić śię bez te g o nadprzyrodzonego blasku, jak i duszy daje ła sk a pośw ięca­

ją ca ? Lecz B óg czuwał! D uch św; sta ł n a straży honoru i czci, należnej Synowi Bożemu i Bożej M atce! K iedy Stw órca ustanow ił A dam a praw nym przedstaw icielem wszystkich ludzi n a ten jedyny w ypadek zachow ania lub przekroczenia przykazania, aby n ie jad ł owocu z drzew a zakazanego, do d ał zaraz, przewidując upadek p rao jc a naszeg o : „ D la M arji czynię w yjątek; M arji daję dyspenzę od ogóln eg o praw a. ■ M arji więc, przyszłej m atki m ojego' Syna, nie jesteś A dam ie przedstaw icielem w złem. O trzym a O na także tw oją n atu rę, ale nie odziedziczy twojej winy i zmazy grzechow ej, bo w tej sam ej chwili, kiedy stw orzę Jej duszę dla ciała, już tej duszy udzielę ła sk i pośw ięcającej i to życie Boże i Bożą m iłość, jak ą z sobą niesie łaska.

O to w ytłum aczona isto ta 'd o g m a tu N iepokalanego Poczęcia.

Jak ie m am y dowody n a ten przywilej ?

S ą już n a pierwszej stronicy P ism a św. P raw da jest ta k daw na, ja k daw nym jest grzech Adamowy. O d M arji, rzec można, Pism o św. się zaczyna. O na o sobie powiedzieć m oże: „ N a początku k sią g n ap isan o o m n ie“ . A co tam n apisano? „N ieprzyjaźń położę między to b ą (szatanie) a między niew iastą, między nasieniem tw o je m . (m ię­

dzy tw oim i sługam i) a m iędzy nasieniem Jej (czyli Synem owej nie­

w iasty), O na zetrze głow ę tw oją, a ty czyhać będziesz na piętę J e j“ . B ó g przepow iada tu, że z krwi niewiasty pow stanie kiedyś m ściciel, k tó ry pom ści n a wężu krzywdę, ja k ą wyrządził ludzkości całej, przywiódłszy pierwszych rodziców do grzechu. M ściciel ten nie będzie m iał ziem skiego ojca, ale będzie m iał tylko M atkę.

Między jego m a tk ą a szatanem będzie nieprzyjaźń i to ta k a, jak a m iędzy Jej S ynem a szatanem . Między Synem niewiasty, czyli Jezusem C hrystusem , a rm iędzy szatanem nieprzyjaźń była najw ięk­

sza, najzupełniejsza, bezw zględna, a to d latego, że C hrystus nie m ia ł żadnego grzechu. Jeśli więc także między M atką C hrystusa a szatanem p o dobna jest 'przepow iedziana nieprzyjaźń, więc i O na m usiała być w olną od grzechu pierw orodnego, bo grzech pierw orod­

ny to grzech ciężki i kto go m a na duszy, 'ten przyjacielem jest i słu g ą szatana, a nie jego w rogiem .

T a sam a praw da w ynika też ze słów, że M arja zetrze głowę węża szatana. Z d ep tać wężowi tułów znaczy odnieść n ad nim zwycięstwo częściow e; zetrzeć i zmiażdżyć m u głowę, znaczy: pokonać go zupeł­

nie. Zwycięzcą sz ata n a i to bezwzględnym czyli najzupełniejszym jest

(6)

— 276 —

ten tylko, kto nigdy m u nie ulegał i p rze z grzech najmniejszy.

Albowiem w chwili kiedy człowiek popada w grzech, już szatan jest

Najśw. Panna, Królowa C udow nego Medalika.

jego zwycięzcą. A więc M ar ja wraz z Swoim Synem, z którym nie-

rozdzielnie jest związana, jest najdoskonalszą ujarzm icielką szatana,

(7)

— 277 —

czyli jest N iepokalanie Poczętą.

Bez przyw ileju N iepokalanego Poczęcia pojąć wogóle nie moż­

n a M atki Boskiej. „D om ow i Tw em u, P anie, przystoi świętość", w ola psalm ista.

M arja b yła dom em czyli przybytkiem Boga. G rzech m atki spardł- by plam ą na Syna Bożego. Każdy z nas,' gdyby m ógł stworzyć sw oją m atkę, stw orzyłby ją najśw iętszą, bez cienia grzechu. To dosyć pow iedziane. Już wiem, że stworzył ją całkiem czystą.

T ę łaskę, jak głosi d ek re t P iusa IX. o N iepokalanem Poczęciu, M a rja otrzym ała od Syna, czyli przez w zgląd n a zasługi Jezusa C hrystusa, boć jeden tylko jest pośrednik między Bogiem i ludźmi, człow iek Jezus C hrystus który sam ego siebie d ał na okup za wszystkich.

Boże Narodzenie

C ałodzienna burza śnieżna uciszała się powoli. Podm uchy w ichru pędząc tum any śniegu staw ały się coraz słabsze, aż ustały zupełnie. P oszarpane chm ury pojedynczo lub grom adam i sunęły po przestw orzu goniąc za burzą, k tó ra tym czasem m alała n a h o ry ­ zoncie. Słońce d o b ieg ając , już k resu swej dziennej pielgrzym ki, wychylało swą tarczę o g n istą z poza chm ur, a ukośne jego prom ienie łam iąc się n a białej w arstw ie śniegu, oblały dom y, nagie drzewa i krzewy białem św iatłem , któ re stopniowo bladło z zapadającym zm rokiem , aż wreszcie kula jego ogn ista powoli zapadła, jakby tonąc w zaspach z pobliskich gór.

Przy bladem świetle zapadające zm roku, ziemia, pokryta g ru b ą

■warstwą śniegu, bielszego n ad wełnę, lekkiego jak puch, zdaw ała się zasypiać snem długiej zimowej nocy. C haty pod tą b ia łą pow łoką ja k b y przytulone do ziemi, m niejsze się w ydawały i skrom niejsze.

Szybko zapadające cienie nocne zacierają ślady dnia, o g arn ęła c a łą przyrodę, i zdaw aćby się m ogło, że nigdzie tu życia niem a, g d y b y oświecone o kna nie świadczyły, że w nich ludzie m ieszkają, k tó ry m ry ch ła noc grudniow a jeszcze nie ociężyła snem powiek.

N a stropie niebieskim , n a którym g asły ostatnie blaski zorzy

w ieczornej, ukazała się jed n a gwiazdka, nieśm iało m ru g ając, jakby

onieśm ielona tem , iż sam a je d n a się pokazała — lecz oto już d ru g a

u tkw iona w firm am encie pierwszej posyła pozdrowienie. W około

(8)

— 278 —

tych w yłania się trzecia, czwarta, piąta, dziesięta, dwudziesta, setn a, tysiączna — już byś napróżno sta ra ł się policzyć te św iatełka rozsiane po niebieskim sklepieniu; jedna od drugiej większa, jaśniejsza, a

wszystkie się iskrzą jak djam enty, ciesząc się, iż m o g ą ziemi przy­

świecać podczas długitej nocy.

Lecz, cóż to?... Chociaż już późny wieczór, jednak jakieś- nowe życie n a ziemi się budzi. Dom y jaśniej niż zwykle oświecone, strum ienie św iatła z okien n a ulicę w ypadające, jakoś bardziej rozpraszają ciem nośći nocy. Jeżeli się n a chwilkę zatrzym am y i przysłucham y się głosom nadlatującym , to usłyszymy urywki pieśni, w których d rg a wesele i szczęście. Słychać nawyt okrzyki dzieci — okrzyki, jakie wydaje dziatwa, gdy ujrzy coś niespodzie­

w anego i -miłego zarazem. Można już nawet rozróżnić wyrazy p ie śn i:

„W żłobie leży, któż pobieży". Ach! teraz pojm ujem y przyczynę te j radości, — to noc w igilijna — noc w której obchodzim y pam iątkę Bożego N arodzenia.

N a sam o to słowo: „Boże Narodzenie'" duszę p aszą przej­

m ują uczucia podziwienia, uwielbienia, radości i m iłości ku tej Dzie­

cinie, której narodziny obchodzimy.

I słusznie 1 Jeżeli w rodzinie obchodzą urodziny ojca, m atki i rodzeństwa, jeżeli pam ięć każdego ważniejszego w ypadku dzie­

jowego wzbudzają dorocznymi obchodam i następujące pokolenia, z jakąż radością i okazałością pow inna być obchodzona pam iątka owego zdarzenia, kiedyto prawdziwe szczęście zawitało n a ziemię ? Otóż dlatego w tym dniu tak a powszechna rad o ść ; otóż dlatego' takie rozczulające śpiewy, dlatego twarz każdą rozjaśnia uśm iech, i tą nawet, n a której cierpienie i troski wyryły swe ślady. Ja k świat długi i szeroki, gdzie tylko cywilizacja zatknęła swój sztandar zba­

wienny, w rozm aitych językach brzm i słowo, które to jedno ma znaczenie: „Boże N arodzenie11.

Noc w igilijna! I z tym wyrazem ileż wiąże się w spom nień ra d o ­ snych, a nieraz i sm utnych I D la młodzieży i dzieci szczególnie, dla których tajem nicze przygotow ania w dniu poprzedzającym wi- gilję były chwilami wielkiej ciekawości, a później radosnych niespo­

dzianek, gdy stanęły przed drzewkiem strojnem w św iatełka, przy­

smaki i zabawki, w spom nienia te są n ad e r m iłe. Lecz patrzcie na tego staruszka siwego jak gołąb, lub h a tę staruszkę srebrnow łosą, którym wiek sędziwy pochylił głowę ku ziemi, — im te wspom nie­

nia w yciskają łzy z oczu, bo przypom inają sobie zam glone la ta m ło­

dości, kiedy w gronie rodziny łam ali się opłatkiem , a serca ich

(9)

— 279 i i

m e znały jeszcze ćo to boleść. Lecz teraz wszyscy ich w yprzj iz :li i podczas gdy oni na tym padole płaczu dźw igają jeszcze ciężar starości, ich rodzice, br j.cia i siostry obchodzą tę uroczystość na g o ­ d ac h IS arm ka, w krainie błogosław ionych.

Ileż to ludzi u p adłych fizycznie i m oralnie, synów i córek m a r­

notraw nych trzeźwieje i budzi się z grzesznego odrętw ienia n a w idok

Matka Boska Lourdeńska.

przygotow ań św iątecznych i liczy pozostałe grosze, azali starczą na podróż do m ia sta rodzinnego, do rodzinnej strzechy. D laczego? P o ­ nieważ Boże N arodzenie przypom ina im la ta dziecinne, kiedyto jako dziatki niew inne b ra ły udział w nabożeństw ie, w kościółku pa- rafjaln y m i baw ili się społem w rodzinie. T eraz, choć to serce oszo­

łom ione i św iatem i jego uciecham i nie jest zdolne do tych wznioślej­

(10)

— 280 —

szych uczuć, jednak pod wpływem tych wspomnień kruszy się i tęskni do tych miłych obrazków.

Wszyscy się cieszą i obchodzą to święto mniej lub więcej we­

soło. Zapytaj się kogobądź, czyto katolika, czyto pro testan ta,1 każdy ci odpowie: ,,To Boże N arodzenie", C hrist m as", dzień powszechnej radości. Lecz czyż te same pobudki są przyczyną radości jednych i drugich r Jakże wielu zadaw ala się sam ą tylko zmysłową uciechą, k tó rą to święto z sobą przynosi. Zapom nieć n a chwilę o codzien­

nych troskach, zasiąść do suto zastaw ionego stołu, odwiedzić swych krewnych i znajom ych,-zabaw ić się w wesołem towarzystwie — oto cała treść uroczystości Bożego N arodzenia dla bardzo wielu ludzi.

Co ich tam obchodzi nabożeństwo kościelne, k t ó r e j e s t duszą i wyrazem tego święta, a dla nich. tylko czczą cerem onją i m a r­

nowaniem czasu, k tóry można spędzić przy ucztach i zabawach.

D la dobrego jednak chrześcijanina kato lik a ta doczesność jest tylko dodatnią do prawdziwego znaczenia obchodu tej wielkiej uroczystości i aby dla ducha swego znaleźć właściwy pokarm , nie szuka go on przy zbytkownych stołach, nie szuka go w h ałaśli­

wych zgrom adzeniach towarzyskich, lecz zwraca oczy- swe i ducha do m iejsca, gdzie pam iątka tej świętej rocznicy prawdziwie się pow­

tarza * * do kościoła.

W śród nocnej ciszy, gdy .zegar wskazuje północ, rozlega się uroczysty głos dzwonu. Z a pierwszym odzywają się drugie, a dźwięki ich różnotonne zlewają się w jed n ą potężną harm onję, k tp rej echa niesione n a lekkich skrzydłach zefiru płyną w dal i odb ijają się tysiącznem i dźwiękami o domy i drzewa, o góry i p ag ó rk i tak , iż się zdaje, jakoby cała okolica była napełniona dzwonami bijącem i radosny hejnał, a to' tylko echa dzwonią. W tych radosnych dźwię­

kach słyszymy jakoby głosy*aniołów , wzywających n a s : „Zbaw iciel wam się narodził, pójdźcie i oddajcie Mu pokłon", a w słuchując się w te tajem nicze głosy, powtarzam y jak ongiś pastuszkow ie: „Pójdźm y a ( oglądajm y to Słowo, które się Ciałem stało". Zewsząd spieszą tłum y w iernych do świątyń rzęsiście oświetlonych, na których dzwony wciąż grają.

Wszedłszy do świątyni, ta k dobrze nam znajomej, cóż na wstępie

uderza nas najbardziej ? Oto żłóbek -— uzm ysłowienie tej cudownej

pam iątki Bożego N arodzenia. Czyto w skrom nym kościółku wiejskim,

czy we wspaniałej bazylice, w pierwszym w prostych figurkach,

w drugiej w cennej m ozaice przedstaw iona jest ta sam a scena —

żłóbek, w którym na garstce sian.a spoczywa Dzieciątko, po b o ­

(11)

— 281 —

kach postacie N ajśw. P anny i Świętego Józefa, w koło zaś pełne czci figury pastuszków.

Czyż sp o g ląd ając n a tę rzew ną scenę pozostaniem y nieczu­

łym i ?. Czyż serca nasze nie rozpłyną się w uczuciach uwielbienia w dzięczności ku T ej Dziecinie, k tó ra z m iłości ku nam opuściwszy łono O jca niebieskiego zstąpiła n a ziemię, aby nas zbawić.

Przy dźwięcznych g ło sa ch , chóru „A deste fideles laeti trium p h an tes“ w ychodzi k ap łan , ab y odpraw ić przenajśw iętszą O fiarę, podczas k tó rej te n sam Bóg, k tó ry tyle wieków wstecz narodził się z M arji Dziewicy, m a zstąpić n a ołtarz, aby o debrać nasz hołd, nasze uw ielbienie, naszą m iłość i odpłacić n am za nasze liche dary zaiste królew ską w spaniałom yślnością, przychodząc do dusz naszych w K om unji św. Któż się będzie ociagął ? któż się będzie w ahał biegnąć do te g o źró d ła ożywczej wody, w ytryskującej ku żywotowi wiecz­

n em u? Święci P ań scy w padali w zachwycenie, rozpam iętyw ując tę św iętą tajem nicę. Święty F ranciszek z Asyżu, ten wielki m iłośnik Jezusa betlejem skiego w ołał w uniesieniu: „O ludzie, m iłujcie to Dziecię, bo Ono nas pierwej u m iło w ało !“ ,

Oto praw dziwa pobudka do radości i wesela, jak a nas po­

w inna ożywiać w d niu Bożego N arodzenia. Posiliwszy ducha tym duchow nym pokarm em , godzi się nam i ciało pokrzepić daram i, k tó ry ch n am O patrzność udzieliła i rozweselić się w kółku rodzin- nem przy niewinnej zabawie. O bchodząc w ten sposób święto Bożego N arodzenia, możemy i sam i spodziewać się błogosław ieństw a B o­

skiego D zieciątka, a życząc naszym bliźnim .wesołych świąt, ufać, iż życzenia nasze się spełnią.

Wszystkim naszym Czcigodnym Czytelnikom i Przyjaciołom naszych dzieł oraz Misji Polskiej w Chinach, Przewielebnym Księżom, Wie­

lebnym Siostrom Miłosierdzia, wszystkim Dzieciom Marji Niepokalanej składamy najserdeczniejsze życzenia:

r

Wesołych Świąt Bożego Narodzenia

i obiecujemy zawsze pamiętać przed Bogiem o ich potrzebach ducho- chowych jak i doczesnych!

Również bardzo prosimy wszystkich o łaskawą pomoc dla naszych dzieł oraz życzliwą współpracę w służbie Marji Niepokalanej, Królowej

Cudownego Medalika. X. Redaktor.

(5 )® 2 K !!Jro ro ra !ra i!!ź !!!Jro !!!!S A !!!!!rro a il!!S ra ro

(12)

Z beatyfikacji S. Katarzyny Laboure

Dekret „d e tuto” .

H ojny w m iłosierdziu Bóg, pom ocnik w potrzebach (Ps. 9, 9), pośród innych rodzajów pomocy Bożej, okazanej kościołowi w al­

czącemu na ziemi, zwykł wzbudzać w ciągu wieków ludzi, oznacza­

jących się świętością, którzy m ieli w dziwny sposób zaradzić poja­

wiającym się potrzebom przez moc otrzym aną z wysokości. I tak przeciwko powstającym i w zrastającym herezjom wzbudzał w ciągu wieków doktorów, którzy je zwalczali mieczem swej nau k i: przeciwko okrutnym i nie ludzkim obyczajom, czy to barbarzyńców czy ludów naw róconych budził mnichów, aby ich chrześcijańska łagodność n a nich w p ły n ęła: przeciwko zam iłowaniu w dob rach te g o św iata zakony żebrzące, aby praktykując ściśle obóstwo uczyli przenosić słowem i przykładem bogactw a niebieskie n ad ziem skie; przeciwko now atorom 16 wieku, usiłując obalić zasiidy nauki chrześcijańskiej postawił zgrom adzenia zakonne, aby przez w ychowanie i w ykształ­

cenie młodzieży odnowić Wiarę i. obyczaje w społeczności chrześci­

jańskiej. W 17 wieku, kiedy to grasow ały b łędne nau k i i wojny, dał F rancji, owszem całem u światu nieoceniony skarb w osobie św. W incentego, w spaniałom yślnego szafarza boskiej hojności i nie­

zwyciężonego obrońcę w iary rzym skiej. T en odzwiercied iwszy na sobie obraz Syna Bożego, ta k daleko posunął swą wielkoduszną miłość, iż zdawało się, że wszystkie żądze, jakiekolwiek wieńczyły ludzkość współczesną, obejm ował i nowym cudem śpieszył im z po­

m ocą. I ta k ty s ią c e ' tysięcy ludzi dręczonych ubóstw em i nędzą, doznali n a sobie skutków jego przedziwnej m iłości. P am iętając 0 przyszłości przedłużył to m iłosierdzie w synach swoich, w Księżach M isjonarzach i córkach swoich nazw anych S iostram i M iłosierdzia, nie wspom inając już o innych instytucjach, biorących od nich swój początek. Siostry M iłosierdzia, któ re w liczbie 40 tysięcy, jakoby białe gołębie wypuszczone z mistycznej ark i, sta ją się zw iastunkam i pokoju i apostołkam i wszechstronnej m iłości. •

Do znakom itych córek tego Z grom adzenia słusznie zaliczamy

W ielebną Siostrę K atarzynę Labourć. U rodzona w r. 1806 w m iej­

(13)

— 283 —

scow ości Fain-les-M outiers i wychowana, na łonie rodziny w czci d la B oga i M atki Najśw. zasłużyła na to, aby być przyjętą do tegoż Z g ro m ad zen ia; jako zw iastunka zaś pokoju i apostołka mi-

G dzie przystań nasza i chw ała wieczna.

łości sta ła się naczyniem w ybranem Najśw. Dziewicy. Albowiem podczas jej p obytu w now icjacie D om u P aryskiego, gdzie przygoto­

w ała się do życia zakonnego, zaszczyciła ją N. M arja P a n n a w r.

1830 najpierw w lipcu, a przedewszystkiem 27 listopada tegoż roku

(14)

— 284 —

i poleciła jej wybicie Cudownego M edalika. Zlecenie to w ykonała przez swego kierow nika duchow nego j ... ...

(Naśl. C hr.), i wszystkie najniższe posługi zlecone jej przez posłu­

szeństwo w prostocie i gorącej m iłości, stosownie do reg u ł, pozo­

stawionych jej przez św. Ojca, spełniała sum iennie przez całe życie, nieznana ludziom. W szystka chw ała jej, córki K róla... wewnątrz (Ps.

44, 14). Całą bowiem wewnętrzną świętość K atarzyny za jej życia okrywała najgłębsza pokora, jak gdyby zasłoną. Atoli zaledwie prze­

niosła się do nieba w dniu 31 g ru d n ia roku pańskiego 1876, jej cnoty daleko i szeroko były znane. Przetbż P ius-X . w r. 1907 zarzą­

dził wszczęcie: procesu beatyfikacyjnego tejże sługi Bożej. W u ro ­ czystość św. W incentego a P aulo r. 1931 pow agą P an a N aszego P iusa X I. cnoty K atarzyny „ogłoszono jako heroiczne, i dekretem tej K ongregacji z dnia 13- lutego u. r. ogłoszono i pow agą papieską stwierdzono, że dwa uzdrowienia są prawdziwemi cudam i.

O tw arła się zatem d ro g a do beatyfikacji. A toli: zgodnie z prze­

pisami ; prawnem i, należało ostatnią wątpliwość rozw iązać: czy po stwierdzeniu heroiczności cnót i faktu dwu cudów m ożna bezpiecznie przystąpić do uroczystej beatyfikacji rzeszonej W ielebnej. Jeg o E m inencja K ard. A leksander V erde, Poneris i R elator tejże spraw y, przedłożył pytanie to na generalnem posiedzeniu K ongregacji Św.

Obrzędów w obecności Papieża w dniu 25 lutego, n a k tó rą wszyscy kardynałowie; prałaci, officjałowie i konsultorzy dali potw ierdza­

jącą-odpow iedź. Ojciec św. odłożył swoją decyzję n a ten dzień, t. j.

12 m arca, d ru g ą niedzielę W ielkiego Postu, kiedy to E w angelja św. przedstaw ia nam Przem ienienie Pańskie, ten sym bol i zapowiedź przyszłej chwały wybranych.

Polecił więc zebrać się K ardynałom Kamilowi L aurentiem u, Prefektow i S. R. O. i A leksandrow i V erde, Ponensow i i R elatorow i procesu, oraz Salwatorowi N atucc’ęm u, generalnem u Prom otorow i W iary św. i mnie niżej podpisanem u sekretarzow i, a po odpraw ieniu św. O fiary, orzekł, że można bezpiecznie' przystąpić do uroczystej beatyfikacji W ielebnej K atarzyny Laboiire.

T en zaś dekret kazał ogłosić, um ieścić w aktach K ongregacji Św. Obrzędów oraz wydać list apostolski pod pieczęcią R ybaka

« odprawieniu kiedyś uroczystości z okazji beatyfikacji.

D an w Rzymie w dniu 12 m arca roku P ańskiego 1933.

Kard. K am il Laurenti, P refek t S. R. C.

A lfo n s Carinci, S ekretarz S. R. C.

(15)

Z pierwszą gwiazdą

Zaw ieja grudniow a szalała, ciskała w twarz księdza P io tra grubym ziarnistym śniegiem , a w iatr kąsał jak pies zły i szarpał długiem i połam i sutanny staruszka, kroczącego przez b ia łą drogę, w iodącą z cm entarza ku plebanji.

Skulił się ksiądz P io tr, skrył twarz czerwoną od mrozu w pod­

niesiony kołnierz płaszcza, ale w tej sam ej chwili, jakby zawstydzony w yprostow ał się zuchowato, spojrzał zawieji w oczy i jakoś za­

czepnie z a w o łał:

- Gorzej bywało, Piotrze dobrodzieju, gorzej, a przetrw ało się jakoś!

P rz y stan ą ł staruszek, by n ab ra ć tchu, spuścił kołnierz, strzep­

n ął śn ieg z rękawów i ruszył przed siebie dalej, choć w iatr nie ustaw ał, a śnieżyca się wzmogła. D robnym kroczkiem szedł przez wieś, tu i ówdzie spozierał h a okna m ałych domów, przez k tó re przezierały odśw iętnie p rz y b ra n e ' choinki, okryte bielą waty, sre ­ brem nici lub kolorow ych papierków .

U w ylotu dró g i, już blisko plebanji, zawiało ta k silnie, że starow ina oprzeć się m usiał o drzewo, by nab rać tchu, a w ichura rzuciła m u w oczy cały tum an śniegu, który niby m gła) gęsta przy­

słonił m u wzrok. P rz e ta rł czerwonym fularem załzawione powieki

i rzucił z p a s ją :

(16)

— 286 —

- M ógłbyś się już przestać m iotać, ty zatraceńcze, wszak to dziś święta w ig ilja !

Było to upom nienie w stronę zawieji.

i Tuż przy samym płoćie zatrzym ał go chłop w racający z plebanji.

— N iech będzie pochwalony! A gdzież ksiądz kanonik do­

brodziej w ta k ą zawieję o zm roku wychodzi? Nie daj Boże, nie­

szczęście gotowe się przytrafić.

— N a wieki wieków. A cóżeś ty m yślał, że ja do wieczerzy zasiądę, nie podzieliwszy się pierwej opłatkiem z moim i zm arłym i?

, — Poco to jednak ksiądz kanonik sam z dom u wychodzi?

T oć to praw ie św iata nie widać, a w ichura dm ie jak skaranie, nogi zaś księdza dobrodzieja pewnie nie tęgie i nie bardzo się m ogą uporać ze śniegiem .

— Gorzej bywało, gorzej, a przetrw ało się jakoś!

— Ale księdzu kanonikowi już na ósmy krzyżyk sęhodzi.

— A choćby i n a dziewiąty, myślisz, że się z w iatrem nie uporam ? Jeszcze ciebie dogonię. No, ostań z B ogiem 1 A opłatki już zaniosłeś?

' O ddałem gospodyni. N iech Jegom ość z B ogiem zostanie — rzekł chłop i do ręki księdza się schylił.

— Ju tro mi tylko me zaśpijcie. P a ste rk a o piątej. A śpiewać m acie porządnie, c a łą piersią, ja k się patrzy. N a pierwsze huknij w organy, ile sil starczy : „B ó g się rodzi, m oc truchleje". Nie żałuj Bożej Dziecinie muzyki. No, idź już z Bogiem.

' — D obiej nocy życzę.

Do plebanji już było blisko. Ksiądz P io tr przyspieszył kroku, tem bardziej, że w iatr jakoś ucichnął, a i tłum y śnieżne się zasta­

nowiły.

W sieni oświetlonej m ałą lam pką olejną zrzucił ciepły płaszcz z siebie i wszedł do pokoju.

Było tu ciepło, jasno i miło.

N a środku pokoju sta ł stół czystym obrusem przykryty, z pod którego w yglądało siano, snop żyta sta ł w ro g u pokoju, a. przy m ałym stoliczku k rzątała się staruszka, m am rocząc gderliw ie:

— Ponosi 'to księdza kanonika dobrodzieja po cm entarzu w ta k ą zawieję okropną, ponosi, a tu wieczerza stygnie i czas za­

siadać do wigilji.

- No, (410 już zaraz, jeszcze zresztą dość widno. Nie p oda­

wajcie prędzej, aż pierwsza gwiazda zabłyśnie, — mówił ksiądz

zbliżywszy się do okna i wyjrzał przed dom.

(17)

— 287 —

N a świecie poczęła ucichać, w iatr m iotał jeszcze zasypy śnieżne, podnosząc je z ziemi z zaciekłością, ale niebo jęło się rozchm u­

rzać tak , iż m ożna było się spodziewać pogody.

K siądz sta ł długo przy oknie i zadum ał się n ad czemś głę-

Błog. B ernadetta Soubirous II. Uprzyw ilejow ana Marji.

boko. P an i M ichalska wyszła " przygotow ać wieczerzę. S taruszek przysłuchiw ał się chwilę, ja k kroki jej dudniły po kam iennych stopniach, a potem zrzucił z siebie sutannę, podszedł do szafy i wy­

ją ł z niej sta ry wyszarzały m undur wojskowy z rozłożonem i r a b a ­

tam i, które już k olor straciły ze starości, włożył go, a potem schylijł

się do podłużnej 'skrzyni i w yjął z niej sta ra n n ie wyczyszczony

(18)

PIESN DO MARJI NIEPOKALANEJ.

-na dwa

WĆJ/fnc? i naJzożnie. -X. • $wi&zczeĄ. Misym

b ag n et i ułożył go na białej serwecie stołu. Oczy m u zwilgotniały ze wzruszenia, kiedy spojrzał na swego daw nego towarzysza.

Po chwili podszedł do klęcznika, stojącego pod oknem i ukląkł.

M odlił się długo i żarliwie klęcząc z pochyloną głową, u stóp krzyża z drzewa cedrowego, na którym w isiała m aleńka pasyjka. W y­

liczał jakiś różaniec próśb, b ił się w piersi, a potem głpśno i do ­ bitnie powiedział, .patrząc w twarz C hrystusa na krzyżu:

— A gdybyś mnie, W szechm ogący K om endancie zapotrzebował,

staw ię Ci się pokornie przed óczy, a w tedy nie wedle m iary tych

grzechów, ale wedle sprawiedliwości Swej awansuj mnie, Panie.

(19)

Powiedział i pochylił jeszcze niżej głowę, jakby czekając o d ­ powiedzi, a n a złożone w kornej m odlitwie ręce księdza powstańca

V

spływ ały ciężkie łzy. ,

W tej sam ej chwili weszła do pokoju pani M ichalska i od pro g u w o ła ła : — W łaśnie zabłysły pierwsza gwiazda, księże k an o ­ niku dpbrodzieju, czas siadać do wieczerzy. Oto są opłatki.

Ksiądz P io tr usunął się z klęcznika na ziemię. Już nie żył. W i­

dać usłyszał odpowiedź od P an a i staw ił się posłusznie' na rozkaz do apelu w raju.

Pierw sza gwiazda błyszczała, a gdzieś zdała dochodziło śpie­

w anie: „ B ó g się rodzi, moc truchleje".

(20)

- 290 —

R o k się kończy

'—

jeszcze chwila, A utonie w czasu m gle

Z n ikn ie ta k jak obraz znika, R ysow any w marzeń śnie.

K ażdy wzdycha

rok się kóńczy, 1 nie wróci n ig d y już...

M ial on wprawdzie kolce

ciernie Lecz i wieńce przyniósł róż.

B yła wiosna w nim prom ienna...

Lato z żniw em naszych pół Jesień cicha chm urna, łzawa, Ot i zim ny nadszedł krół.

M róz i w icher i śnieg biały, I rok stary kończy się K tó ż odgadnie i któ ż powie, Co nam Stw órca z now ym szlep . Trudno m yśleć i dociekać, Trudno wróżyć to lub to,

W szak człek n ig d y nie odgadnie

,

Co przyszłości sk ryte m głą.

M y, żegnające ro k m iniony, Patrzym czem on dla nas lśn ił, Jak służyliśm y Ojczyźnie,

Czem znaczone nasze dni.

N ie masz błędów

win upadku?.

N ie masz plam y wśród tych chw il?

Co się stało

nie powróci, Poszło, poszło — tysiąc mit.

Cóż więc począć? trudna rada, Z rób rachunek bracie- m ój, Coś w ypełnił nip wspominaj, Coś zapomniał, to tw ój błąd.

Coś źle zrobił popraw teraz W cz?meś zbłądził, dobrze sądź

,

G dy zaświta nowa chwiła O strożniejszym — lepszym bądź.

Ż egnaj ro k u staruszeczku, N ie obaczym ju ż cię nie

F ó dziesz, znikniesz, nie pow rócisz B o utoniesz w czasu m g l e

. . . .

O byż ty łko tw ój następca Z złotą gw iazdą zbliżył się, B y nam wolność przyniósł z nieba A łzy żadnej nie dał n ie!!

B y nam serce uhartow ał C notą ducha jasno lśn ił

B ra tn ią zg o d ę p rzy n ió sł w darze,

N a jszczęśliw szy ro k b y był.

(21)

Pielgrzymka do stóp Marji

I lekko jak ptaszę pędzi w stronę skał, Gdzie cudne widzenie B óg jej znowu dał.

T e słow a opiew ają szczęście i radość B ernadetty, które odczu­

w ała spiesząc do g ro ty w skałach M assabielskićh. I nie dziw, że takie szczęście spraw iało w tej duszy niebiańskie widzenie, gdy Bóg w swej łaskaw ości i nam grzesznym udziela podobnego szczęścia, któ re spraw ia, że wszystkie tru d y poniesione w drodze do Jej stóp, w ydają się ta k słodkie, że za jedno spojrzenie w twarz M atki Najśw.

w cudownym obrazie, oddałabym wszystkie skarby całego świata.

Toż nie dziw, że tęsk n o ta i pragnienie, by Ją zobaczyć jaknajprę- dzej rozryw a serce. N adszedł wreszcie dzień u p rag n io n y ; z wioski oddalonej o k ilk a m il od Tuchow a, wyruszam y o świcie z śiostrą i d ru g ą tow arzyszką w podróż , i po dwugodzinnej podróży zdążamy do sąsiedniego kościółka, by w ysłuchać mszy św. ii zasilić się C iałem P ańskiem , aby z N im razem odbyć tę podróż ku czci N ie­

pokalanej. P o g o d a prześliczna, poranne słońce złoci szczyty wzgórz i rozsypuje po ziemi tysiące brylantów w k roplach rosy p o ran n e j- D ro g a w ypada przez cudow ną okolicę; tuż przed nam i błyszczy m ałe jezioro, n a d brzegam i k tó reg o kołysze się fala w ątłej trzciny podobnej do słabych serc ludzkich. Obok n a wzgórzu widnieje cm entarz, a n a nim krzyż zw raca m yśl przechodnią n a sło w a : Gdy rozpacz w łonie, oko w łzach tonie, o wytrwaj jeszcze na chwilę.

L za się przesączy, rozpacz zakończy, Krzyżem zatkniętym w m ogile.

D alej przed oczyma roztaczają się prześliczne w zgórza; tu łany

zbóż złocą się i srebrzą falam i kłosów . W yżej p ag ó rk i porosłe lasem

c iąg n ą się całym szeregiem . T u i ówdzie w idać chaty wieśniacze

ze szarą strzechą, lub tro ch ę pokaźniejszym czerwonym dachem .

Często obok d ro g i napotykam y statuę M atki Najśw., k tó ra zdaje się

(22)

— 292 —

do nas uśm iechać i strzec kroków naszej podróży, toteż n a jej wi­

dok serce napełnia się radością, a usta szepcą „O M ar jo bez grze­

chu poczęta..." T eraz d ro g ą skręcam y w la s; i tutaj Stw órca roz­

rzucił mnóstwo piękności; po obu stronach w spaniałe drzewa strze­

la ją dum nie w obłoki, a w śród nich d ro g a wije się w stęgą złotego

(23)

— 293 —

p ia sk u ; obok w dolinie szemrze strum yczek zapraszając, by użyć ochłody, toteż siadam y n a pniu zrąbanym , by spoczynkiem pokrze­

pić znużone siły. W tem znagła czarne chm ury zakryły słońce, za­

m ieniając dotychczasow ą pogodę w burzę i ulewę, po której d ro g a sta ła się uciążliwą. N ikt jednak nie narzekał, ale z uśm iechem ślizga­

łyśm y się ścieżkam i aż do m iasteczka, gdzie wstąpiłyśm y do kościoła, by naw iedzić P an a U tajo n eg o i ruszam y w dalszą drogę. Zmęczenie poczęło n a s o g arn iać i pot obfity zraszał q?oła, bo po deszczu parno było i go rąco , ale nadzieja, że niezadługo osiągniem y cel naszej podróży, spraw iała b ło g ą radość w sercu i n a ustach. T eraz d ro g a prowadzi n a wzgórza tuchowskie poprzez łany zbóż. Stanąwszy na najwyższym p ag ó rk u gonim y wzrokiem m iłe w id o k i: po lewej stro ­ nie m iasto T uchów ; w idać tu ład n e choć niewielkie kam ienice, n ad którem i góruje starożytny kościół. D alej na zachód w idnieją to ry kolejowe, po których przed naszem i oczyma m knął szybko po ­ ciąg. N a praw o tuż zbliska uderza oko skrom ny kościół, a obok klasztor OO. R edem ptorystów . Lecz choć m niej w spaniały jak inne św iątynie, dla n as jest on niebem n a ziem i; toteż padam y n a k olana i łzą radości zraszam y ziemię, w itając zdała M atkę Najśw. w cu­

downym tuchowskim obrazie. Obok klasztoru n a zboczu pag ó rk a ciągnie się piękny o gród, a u stóp jego rzeka B iała toczy swe wody;

brzegi jej zielonym płaszczem pokryte w yglądają uroczo. Schodząc ze wzgórza napaw am y oczy nasze w idokiem cudow nego m iejsca, a za k ilka chwil przestąpim y progi kościoła, więc też zmęczenie ustępuje m iejsca radości. Z bijącem sercem zbliżamy się do w rót kościelnych, w stępując w te błogosław ione p ro g i i prosto przed obraz cudow ny — odsłonięty — już oglądam y prżesłodką twarz M atki Boskiej. S erca nasze drżą z radości, a oczy łzam i zalane w patrują się z zachwytem i odczuwamy szczęście nieba. O M atko nasza ukochana! Jeżeli tu n a tem w ygnaniu twarz T w oja wdzięczna w obrazie, który ukochałaś, takiem szczęściem n apełnia serca nasze, że i praw dziwą rozkoszą możemy powtórzyć z A postołem „D obrze nam tu być...“ to cóż za szczęście m usi być udziałem tych, którzy bez zasłony o g lą d ają Cię i przebyw ają z T o b ą na wieki?... A więc życzenia nasze już spełnione; jesteśm y u stóp M atki Najśw. w T u ­ chowie i podziwiamy jak w ierne dzieci przyozdobiły Jej tro n kw ia­

tam i, zwłaszcza całe snopy lilij schylają swe b iałe kielichy pod stopy T ej, któ ra... Jak o L ilja między cierniam i... i rozlew ają cudowne wo­

n ie ; m y zam iast kwiatów składam y u Jej stóp nasze serca, łzy i cier­

pienia, tro sk i i nadzieje. O 5-tej rozpoczęły się nieszpory n a dzie-

(24)

294 —

■dzińcu kościelnym , gdzie n a większe uroczystości jest ołtarz na stałe zbudowany, a kiedy na „M agnificat" powstały owe rzesze pielgrzy- .mów i zanuciły zgodnie ...albowiem o dtąd B łogosław ioną zwać mnie będą wszystkie narody... — to serce rozpływało się z radości, sły­

sząc jak chw ała M arji p o ' całej ziemi rozbrzmiewa. Po kazaniu wyruszyła uroczysta procesja, pogoda by ła prześliczna — zachodzące słońce uśm iechało się do nas po przez gałęzie lip i kasztanów, oka­

lających wieńcem kościółek, i ta k przeszedł jeden dzień błogi, dzień szczęścia i radości. N azajutrz ledwie świt zrum ienił obłoki, sen już nie kleił naszych powiek, więc wyruszyłyśmy do kościoła. W scho­

dzące słońce rozlewało swe blaski rum ieniąc korony drzew i złociło wieżyczkę świątyni P ańskiej. O godz. 5-tej rozpoczęły się msze św., k tó re trw ały bez przerwy aż do 12-tej. Po w ysłuchaniu pierwszych przystąpiłyśm y do S akram entu Pokuty, a po uroczystej ,,prym arji“

•do Kom. św. O 10-tej rozpoczęło się kazanie, a potem uroczysta"

-sunte. z asystą kleru. Klęczałyśmy blisko ołtarza, a jakże uroczyście była odpraw iona Najśw. O fiara — ten tylko kto był obecny może to odczuć, bo słowy tego wyrazić n ie p o d o b n a: myśli bowiem i uczu­

cia, k tó re pły n ą z patrzenia n a rzeczy niebiańskie, giną i tra c ą swój urok w zetknięciu się z powiewem ziemskim, k tóry wywołuje nieu­

dolne wyrażenie... ale w racam do piękności Najśw. O fiary. D o u ro ­ czystego śpiewu kapłanów łączył się przepiękny chór kilku-głosowy a. jakże uroczystą by ła ta chwila, gdy głos dzwonka oznajm ił, że Najśw. T ajem nice już się rozpoczynają,- cisza zaległa wokoło...

k ap ła n wymawia słowa konsekracji, podwoje niebios się otw ierają, zstępuje K ról wieków nieśm iertelny i w białej H ostji ukazuje się

*w ręku kapłana. W onne dymy kadzideł unoszą się pod obłoki i jak niegdyś obłok otaczający ark ę przym ierza wskazywał gdzie P a n się znajduje, ta k w tej chwili b ia ła H o stja w. obłoku wonnych dymów wskazuje mieszkanie B oga Żywego. I już się kończą owe piękne, lecz i straszne T ajem nice, a potem ja k zwykle w spaniała procesja tym razem dla nas już ostatnia. P o skończonem nabożeństwie, jesz­

cze k rótka chwila —■ i już po raz ostatni klęczymy u stóp Matki ukochanej w Tuchowie, polecając Jej wszystkie potrzeby nasze, ja- koteż drogich nam osób. O nikim tutaj nie zapom niałam wiedząc, :że w sercu tej M atki znajdzie się dla wszystkich pociecha, osłoda i ratunek. I jeszcze raz jeden spoglądam y w twarz M atki Najśw.

i ze łzą w oku wychodzimy, z kościoła, by powrócić do zwykłych za­

jęć i szarego życia. I znów jesteśm y w drodze, ale z powrotem do

■domu, a w racając tą sam ą drogą, raz po raz oglądam y się poza sie­

(25)

— 295 —

bie, by jeszcze raz zobaczyć pozostawione skarby. T eraz zm ieniam y d ro g ę i po trzygodzinnej podróży drapiem y się pod z n a c z n ą . górę, z k tó rej szczytu w idać w oddali za nam i, zarysowane m iasto Tuchów.

U pad am y n a kolana, by oddać h o łd M atce Najśw. i podziękować za od eb ran e łaski i szczęśliwą podróż, k tó ra już 'niezadługo m iała się skończyć. Przechodzim y teraz przez gęste 'i ciem ne lasy wśród' chłodu i przecinając ścieżkam i wioskę górzystą, zdążamy n a sze­

ro k ą i b itą dro g ę, k tó ra m a n as zaprowadzić do domu. N ocą już praw ie zdążyłyśmy szczęśliwie i uklękły do wieczornych modlitw, któ re były krótkie* ale towarzyszyły im łzy wdzięczności za ode­

b ra n e ła sk i i żalu za tem co przem inęło. O l bo tu wszystko łzami się kończy, dopiero gdy już będziem y u stóp M atki Najśw. w nie­

bie, to łzy boleści n ig d y nie popłyną, a słońce szczęścia nigdy nie zgaśnie. W chwili gdy w śród zbóż notow ałam te w rażenia, zacho­

dzące słońce rozlew ało złote blaski zapadając poza górę w miejscu,, gdzie wznosi się tro n M atki M iłosierdzia w Tuchowie. G oniłam je- wzrokiem i sercem , k tó re m i przypom niało słow a:

K to choćby raz w życiu pom odlił się tam , T e n już szczęścia nieba m ógł skosztować sam !

P o otw arciu testam entu.

(26)

Z pamiętnika neofitki

U rodziłam się w roku 1870, żydówką. Rodzice moi n ie byli b a r ­ dzo bogaci, m ieli m łyn wodny. Ojciec należał do Husytów. Ja byłam jedynaczką do la t dw unastu; potem przybył braciszek. Im ię moje było D alcia. Używałam swobody i różnych przyjem ności pod czułem okiem rodziców, a có dla m nie było najprzyjem niejszem , to, że mi pozwalali przybywać u rodzin katolickich i bawić się z ich dziećmi.

P am iętam rodzinę państw a Pacholskich, którzy byli dla m nie bardzo dobrzy i praw ie pocałych dniach przebywałam u nich. Nie nam awiali m nie nigdy, żebym przyjęła w iarę katolicką, ale od czasu do czasu słyszałam zręczne słóweczko, że w iara katolicka najlepsza, że n a jła d ­ niej jest w kościele, że n a uroczystości ślicznie u b ie ra ją kościół, itp.

P am iętam jednego razu m iał się odbyć ślub jakichś b ogatych p ań ­ stwa, więc panny Pacholskie w ybierały się i m nie chciały wziąć z sobą, ale bałam się rodziców, że może zobaczą i potem nie pozwolą chodzić do państw a P acholskich.' M iałam jednak o grom ną ochotę zobaczyć wnętrze kościoła, więc umówiłam się z niem i, że ja k wszyscy wyjdą, to niech m nie na chwilę w prowadzą, i ta k się stało. Kiedy więc poraź pierwszy przestąpiłam p ró g kościoła, stanęłam ja k osłu­

pia ła i nie m ogłam z m iejsca się ruszyć, o g arn ą ł mnie jakiś strach a zarazem jakaś siła niewidzialna przyciągała mnie. W ydało m i się tam ślicznie, ja k dziś pamiętam, i m yślą odtąd ciągle tam w racałam . Teraz zdaję sobie z tego sprawę, że gdy się w patryw ałam w wielki ołtarz, m usiał P an Jezus spojrzeć n a m nie i dał m i darm o łaskę po­

w ołania do w iary świętej, bo od tej szczęśliwej chwili zaczęłam po­

ważnie mjyśleć i zastanaw iać się, jakim sposobem m ogłabym się Wy­

dostać z żydowskiego środow iska; z jednej stro n y lęk i bojaźń puś­

cić jsię sam a w świat, od kochającej rodziny, —> z drugiej znów strony czułam jakąś siłę, że jed n ak może jakoś sobie poradzę. N ie odrazu jednak byłam zdecydowaną i wiele walk przeszłam w głębi duszy.

Z przyjem nością odtąd przysłuchiwałam się rozmowom n a tem at reli­

(27)

— 297 -

g ijn y i nieraz sam a się wypytywałam, tak, że ci państwo to zauwa­

żyli, z początku się śm iali a potem m ów ili:

— „B ędziem y m ieli za swoje, jak D alcia się ochrzci. Co nam ro ­ dzice pow iedzą? daliśm y im słowo, że nie będziem y D alci nam aw iać, m ieliby ogrom ny żal do n a s“ .

U pew niałam ich, żeby się nie bali, bo do tego nie dojdzie, ta k wtenczas m yślałam .

Przez Marję do Jezusa.

— „Z resztą, m ówiłam , niem a katolika, żeby mi nie mówił, że z pew nością się ochrzczę, bo nie jestem podobna do żydówki i czysto m ów ię p a polsku".

U trzym yw ałam jednak, że niepodobna, abym kochanym rodzi­

com tyle b ó lu i w stydu przyczyniła, oburzałam się n a tych, co po­

rzucali w iarę ojców swoich i ta k płynęły dni a ja spokoju w duszy

nie m idłam .

(28)

— 298 m

Zaczęłam unikać państw a Pacholskich, mniej do nich chodzić, p rzy każdej sposobności m ów ił:

— „N o, kiedy D alcia pójdzie z nam i do kośęioła? Jabym sam

■dołożył wszelkich sił i starań , żeby tylko ch ciała się ochrzcić, bo to już czas. Zaręczyli pannę D alcię z żydkiem, no i w ydadzą zamąż i przepadnie, a szkoda, żeby zawsze była żydówką".

Tym razem mowa ta zrobiła na m nie większe w rażenie i powie­

działam :

— „Jeszcze m am czas, bo dopiero zaczęłam czternasty ro k “ . A on mi n a to :

— „W łaśnie, to najlepsza pora, bo przecież trzeba się nauczyć więcej w dom u przebywać. Ojciec mój trzym ał m łynarza katolika, bardzo dobrego człowieka, ten m iał dorosłego już syna, W ojciecha, k tó ry ciągle m nie prześladow ał tem , żebym się ochrzciła. N ie lubi­

łam go za to i uciekałam od niego, ale on tem się nie zrażał, tylko do chrztu".

Zaczęłam się wypytywać w jak i sposób możnaby to zrobić, a on mi powiedział, że najlepiejby było pojechać do Lublina, do zakonnic, one by m nie nauczyły pacierza i przygotow ały do chrztu. Powiedzia­

łam , że ja k się nam yślę, to m u dam stanowczą odpowiedź i poproszę żeby m i dopom ógł.

Tym czasem byłam zaręczoną z ciotecznym bratem . S iostra m ego narzeczonego, m ając już wyjść zamąż, uciekła z dom u, ochrzciła się i wyszła zamąż za katolika, więc ciotka m oja, bardzo zbolała, zapra­

gnęła, abym przyjechała pocieszyć ją w tem ta k strasznym zm artw ie­

niu. P ojechałam i przebyłam tam parę tygodni. C iotka pokazywała mi ca łą wyprawę tej, co uciekła i wszystkie kosztowności. W ystroiła m nie w złoty łańcuszek, kolczyki i pierścionki, zachwycała się swoją przyszłą synową, a ja, dunłna ja k paw, chodzę i m yślę, że cały świat mój, że już m i nic do szczęścia nie brakuje. A le sw oją d ro g ą wypy­

tyw ałam się ja k ona uciekła, czy ją szukali i dllaczego nie mogli znaleść, gdzie się u k ry ła i fco wzięta z domu. P odobno nic nie wzięła, tylko ta k ja k stała, poszła i przepadła.

— „ T a k a była b o g ata, a ona nic nie chciała, tylko do gojów poszła", m ówiła z bólem serca ciotka.

T en szczegół dużo w płynął n a m oje usposobienie, m yślałam sobie: zrobię taksam o, nic nie mówiąc, ucieknę do L ublina i tam się schowam, że m nie nie znajdą.

Zaczęło m i się przykrzyć u ciotki, prosiłam , żebym m ogła po­

je c h a ć do domu. Z atrzym yw ali' m nie jak m ogli, ale pew negp pięk­

(29)

— 299

nego poranku, ojciec mój przyjechał po mnie. Muszę tu dodać, że- byłam jed y n ą i ukochaną córką ojca. Bardzo się ucieszyłam! i p ro si­

łam , żeby m nie koniecznie zabrał.

— ,rN aturalnie, po to przyjechałem , bo tiam się bardzo przykrzy bez ciebie“ . Pojechaliśm y więc, zabrawszy wszystkie prezenty i pożeg­

nawszy się już na zawsze, bo już ich więcej nie widziałam.

W dom u m a tk a zauważyła, że ja się trochę zm ieniłam i ciągle- m ojej siostrzenicy". Ale ojciec utrzym ywał, że nie zrobię tego, choćby m ów iła: — ,,D alcia coś myśli i układa, żeby nie chciała iść w ślady

przez w zgląd n a niego.

I ta k upływ ały dnie i tygodnie. Aż p o jakim ś czasie, po starałam się rozpocząć rozmowę z panem W ojciechem Borkow skim i pow ołu­

jąc się n a obiecaną m i pomoc, odrazu prosto i odważnie powiedzia­

łam m u : C. d. n.

KALENDARZ CUDOWNEGO MEDALIKA

NA ROK 1934.

Równocześnie z grudniowym numerem Rocznika Marjańslciego wy­

syłamy WSzystkim Czcigodnym Abonentom naszym i Kalendarz Cudow­

nego Medalika na’ rok 1934. — Przynosi on wiele nowych i ciekawych rzeczy. Najpierw uczy przykazań Bożych, następnie wyczerpująco oma­

wia historją Zgromadzenia Sióstr Mijosierdzia 1633—1933, opowiada o po­

tędze Marji Niepokalanej jako pośredniczki łask i Królowej świata i każ­

dej duezy z osobna,, podaje przebieg uroczystości setnej rocznicy Konfe- rencyj św. Wincentego a Paulo oraz przywodzi-dzieje Stowarzyszenia Pań Miłosierdzia oraz bardzo wiele innych jeszcze artykułów treści misyjnej.

— Wszyscy jednozgodnie przyznali wielką wartość temu wydawnictwu- Warto więc zapozjnać się bliżej z takim towarzyszem, który jako praw­

dziwy zwiastun Marji Niepokalanie Poczętej pragnie dotrzeć do Twoich, itakże rąk. — Ja k a jego cena? .Niczemnie krępujemy ochotnej ofiarno­

ści naszych Dobrych Przyjaciół, którzy na każde nasze wezwanie chętnie

spieszą nam; z pomocą. Jednak bardzo pokornie prosimy, aby przynajmniej

choć 1 złotego zaofiarować za każdy egzemplarz. Bądźmy przekonani,

że ofiara nasza nie pójdzie na marne, ale na cele Kościoła św., m>isyj

naszych oraz dla większej chwały Niepokalanej I — Niechże nam Marja

Niepokalana wynagrodzi i najmniejsze poświęcenie i każdy uszczerbek. —

Bóg zapłać za każdą ofiarę! X. Pius Pawellek, Misjonarz.

(30)

Uroczystość Błogosławionej Katarzyny Laboure w Domu Niepokalanego Poczęcia w Krakowie.

Ż powodu, że „Triduum" na cześć Błogosławionej Katarzyny w Domu Centralnym, odłożone zostało na później, poszczególne domy otrzymały upoważnienie dowolnego obchodzenia tej uroczystości u siebie.

Podczas, gdy we Wschodniej stronie. Małopolski, w jej centrum, bo we Lwojwie, czyniono przygotowania do bardzo uroczystego „Triduum"

w Niedzielę Misyjną, w Krakowie równocześnie, w domu Niepokalanego Poczęcia, urządzono takąż uroczystość jedniodniową ku czci Błogosławio­

nej.

Kaplica Sióstr otwartą zastała już w sobotę wieczorem dla pragnących złożyć Jej hołd, i złączyć modlitwy swoje ze Siostratoii, Dziećmi Marji, domiownika(ni, młodzieżą starszą i najmłodszą, jednem słowem, z całą tą małą parafją pozostającą pod szczególną opieką Marji.

Zapewne złożyło siię ta k zbiegiem okoliczności, lecz poniekąd i słusz­

nie, że dom pofd wezwaniem Niepokalanego Poczęcia z kaplicą w której króluje „Panna Można" w ołtarzu, zaszczycony został tem 'pierwszeń­

stwem. Obecna zaś Przewodniczka tego. domu, całem sercem i siłami, przyczyniła się do urządzenia jak najpobożniej i najmilej tego, choć jednodniowego nabożeństwa. Nagrodzona też została choć w cząsteczce, za przeszłą pracę swoją w Semiparjum, gdzie w młode, powierzone Jej opiece dusze, starała się przeszczepić swosje tak gorące, a prawdziwe nabożeństwo do Niepokalanej Dziewicy i kształcić je na wzór Błogosła­

wionej w prostocie i poświęceniu się na służbę ubogich.

W kaplicy rzęsiście oświetlonej i ubranej pięknie w zieleń i białe kwiaty, wobec wystawionego Najśw. Sakramentu, po skończonym różańcu Przew. XI- Chodur,a dał poznać zgromadzonym, cel uroczystości, którą miano dbchodzić nazajutrz, jakoteż i warunki pozyskania odpustu zupeł­

nego. Po nabożeństwie po raz pierwszy podał relikwje Błogosławionej do pocałowania, które umieszczone były na bocznym ołtarzu nad którym stała figura „Virgo Potens" przeniesiona tam chwilowo, gdyż ustąpiła miejsca w głównym ołtarzu Swojej ukochanej Córce Błogosławionej Ka­

tarzynie. Przedstawioną była w obrazie klęcząca u stóip Dziewicy Nie­

pokalanej w obłokach — wśród główek Aniołków, a choć wpatrzona w po­

stać Swej Niebieskiej Matki, zdawała się mimo to spoglądać na wszystkich i wypraszać im potrzebne łaski.

Na tę postawę błagalną Siostry Katarzyny, zwróciło też uwagę kilka

(31)

— 301 —

osób, upatrując w tem Jej nieustanne pośrednictwo u Matki Jezusowej.

Nazajutrz, odbyła się właśnie uroczystość. Cały dom pospieszył, aby uczestniczyć w Przen,ajśw. Ofierze i połączyć się ze Zbawicielem w Ko- munji św. Zaledwie skończyła się Msza św. o godz.6-tej, a przybył Najcz.

Ksiądz W izytator Kryska, wielki czciciel Błogosławionej i to wproat z kolei, aby tam odprawić Mszę św. Było ich sześć, a wszystkie prawie z dodatkiem śpiewów, żeby tylko wspomnieć bardzo starannie, a poważnie wykonaną kantatę — zachęcającą w „Finale" do wstępowania w ślady Błogosławionej, aby dojść kiedyś tam, gdzie Ona się znajduje w chwale, unikając błędnych ścieżek tego świata. O 7-mej,była Msza św. dla Dzieci Marji, których tylko kilka delegacyj z domów krakowsich, z powodu szczupłości miejsca, przybyło biało ubranych, ze sztandarami, ustawio­

nymi po bokach kaplicy. — Następnie,, w liczbie^ 60-ciii. wzięły udział w śniadaniu, na które zaproszono je do wolnej w tym dniu ochrony.

O 8-mej Czcigodny Ksiądz Opat od Bożego Ciała, odprawił Mszę św.

dla ubogich panafji, którzy też w liczbie około 100 byli na śniadaniu.

Siostra Katarzyna musiała być zadowoloną, że z czcią Jej oddaną w tym.

dniu, złączono też małe ugoszczenie dla tych wybranych, które Ona na­

bywała Stowarzyszeniem .i jakby .„Zakonem" mówiąc do kierownika swojego Księdza Aladel o wyraźnem zleceniu danem jej w tym względzie przez Najśw. Dziewicę. Czyż nie tak jest istotnie i że Stowarzyszenie Dzieci Marji, to nie ręką ludzką powstało? a jako takie, winno też stać na wysokości swojego wybraństwa i posłannictwa! — Nie można też było pominąć vtych, w Cktórych Błogosławiona widziała cierpiącego Chrystusa, służąc Mu przeszło czterdzieści lat życia swojego w Zgroma­

dzeniu w osobie starców. Z tego też powodu i ubodzy wzięli udział we wspólnej modlitwie i radości. ■

Podczas sumy, kaznodzieja Przew. Ks. Stawinoga, przypomniał, że.

główną enotą Błogosławionej była miłość Boża, która jako nić przewijała się przez całe Jej życie i z której płynęła wielka wiara i niczem nie­

zachwiana ufność, mimo napotykanych trudności. Przedstawił J ą jako wzór do naśladowania od wczesnej młodości, gdy maleńką będąc, oddała się Bogu całkowicie i powierzyła opiece Niepokalanej Dziewicy, która miała Jej zastąpić zm;arłą matkę. Zaznaczył też, że miłość Boża, o tyle jest prawdziwą, o ile okazujemjy ją kochając bliźniego w czynach, tak jak to spełniła ta k .znakomicie Błogosławiona. Ona kochała .wszystkich, bo upatrywała w nich obraz Boży, dawała im Cudowny Medalik, aby pozyskać ich dusze, oddając je pod opiekę Najśw. Dziewicy, i nie pomi­

nęła nawet komunistów, gdy opanowali chwilowo dom, w którym miesz­

kały Siiostry. Stwierdzono też, że żaden ze starców, którymi się opieko­

wała nie umarł bez przyjęcia Sakramentów św. Oto jest .prawdziwy wzór miłości chrześcijańskiej i gorliwości o zbawienie dusz.

Wspomniał też, że Najśw. Panna objawiając się pokornej Semina-

rzystce wskazała Jej na niektóre braki i uchybienia, które wówczas

panowały w Zgromadzeniu, domagając się, aby je usunięto, i że bardzo

błogosławić będzie Zgromadzeniu, które tak kocha. — I teraz dodał,

zasłużymy niezawodnie na - tę p:qm,oc i opiekę Marji, gdy pilnie strzec

będziemy Reguł i zwyczajów Zgromadzenia.

(32)

— 302 —

Choć dotychczas nie ma jeszcze Mszy osobnej, na ten dzień jak 0 tem wspominał w swoim czasie dziennik „Osservatore Romano", miło jednak było słyszeć śpiewaną „Modlitwę kościelną" na Mszy przezna­

czonej dla Dziewic:.. Abyśmy, radując się z uroczystości Błogosławionej Katarzyny Laboure Dziewicy Twojej, w umiłowaniu żarliwej pobożności zarazem wzrastali!

Prawdziwie była to jedna z panien mądrych o której mówi w Ewan- gelji swojej św. Mateusz, a Bóg, objawił Jej swoje tajemnice i wybrał Ją z maluczkich tego świata.

To wyszczególnienie . z pomiędzy tylu innych, możg. mądrych i zdol­

niejszych, zaznaczył silnie cz. Ojciec Klemens Paulin, który miał kazanie na nieszporach. Błogosławiona mówił, pochodziła z rodziny wieśniaczej, a więc z niskiego stanu, oddawała się zajęciom prostym, prowadziła gospodarstwo ojc'a swojego i nikt nie zwracał na N|ą uwagi, a nawet gdy wstąpiła do Zgromadzenia, powierzono Jej zajęcia, które według świata uważane są za bardzo pospolite. A jednak Ona teraz w chwale 1 naszym wzoremi i naszą pośredniczką się stała. Zachęcał też gorąco Cz.

mówca do naśladowania Błogosławionej i tu podobnie jak rano, dał Ją za wzór dla wszystkich stanów, zastosowując epokę w której żyła pracowała i cierpiała, bo nie tajno nam, że cierpiała wiele, do czasów w których my żyjemy obecnie.

Zwracając się - z ' prośbą, powiedzmy śmiało, modlitwę do Błogosła­

wionej, aby raczyła być nam pośredniczką u Jezusa i Marji, których tak ukochała na ziemi, a teraz uwielbiła w niebie, zakończył przemówienie swoje, a „Te Deum“ zaintonowane przez Cz. Celebransa Ks. Weissa z Nowej Wsi, a śpiewane przez Dzieci Marji przychodnie, były wyrazem wdzięczności ku Bogu za ten piękny — choć za krótki zdaniem wielu dzień modlitwy.

Członkowie różnych Zakonów i Zgromadzeń przychodzili też oddać cześć Błogosławionej do kaplicy, gdzie panował nastrój pełen głębokiego

skupienia i pobożności. Uczestnik.

Kantata do Blog, Katarzyny Laboure

O ty, dziś którą chwata wieńczy N iepokalanej pełna łask

Coś ją ujrzała w glorjach tęczy G dy cię widzenia olśnił blask.

B łogosław iona K atarzyno Uwielbień hołd składam y Ci, D o ciebie m o d ły nasze płyną, D la ciebie pieśń dziś nasza brzmi.

Z a M arji postać

w blaskach za jej dłonie którem i wspiera ludzki stan, Z a sym bol św ięty w gw iazd koronie Co przez tw e ręce nam jest dan.

Błogosław iona K atarzyno H o łd uwielbienia niesiem C i D o C iebie m o d ły nasze płyną, D la C iebie pieśń dziś nasza brzmi.

N iech ten m ed a lik cudem św ięty, N iezgasłym łask roztoczy dar, T rium fem skończy bój podjęty I niebios kiedyś da nam czar!

Błogosław iona K atarzyno O dy ■ dzisiaj h o łd składam y Ci, N iechaj Tw e m o d ły za nas płyną N iech nam m edalik łaską lśni!

Szym kiew icz.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Za Dobrodziejów i Czytelników naszego pisma odprawiamy co miesiąc po trzy Msze św... Józefowi W ilpertowi, oświadczył, że nieskończenie jest rad z ogłoszenia

Najśw. Marji Panny wspólnem przystąpieniem do Sakramentów św. 3-ciej zebrały się wszystkie Sodaliski i aspirantki przed plebanję, skąd wyruszyły w procesji do

Stowarzyszenie rozwija się głównie wskutek opieki materjalnej ze strony Sióstr Miłosierdzia, które urządzają stowarzyszonym opłatek, święcone, przy stosownej

czynić się mogły znakomicie do podniesienia na duchu i do pokrzepienia) a zachęty do nowej wytrwałej pracy. Najważniejszym był sam dzień 19 lifpca,

Aniołowie, idąc dalej, spotkali bezdomną sierotę, tułającą się po świecie, dla k tó rej obcym jest domowe ognisko, i żadne serce nie jest jej własnością;

Mały Bolesław Karliński, a syn Stanisława i Marji Karlińskich, był gwiazdą dla Ojców, a słoneczkiem dla rodziców. W młodym, bo prawie w 7-mym roku życia

Zachw iała się ich wiara, ufność upadła, zwątpienie i małoduszność ogarnęły serca wszystkich, miłość jakby nieśm iało ukryła się w głębi serca.. Nawet

Miłość Boża w życiu wielkich