ROCZNIK MARJAŃSKI Cudowny Medalik
CZASOPISMO MIESIĘCZNE ILUSTROWANE
Redakcja i Adm inistracja: Kraków, Stradom 4 (XX. M isjonarze) P. K. 0. Nr. 404.450
KALENDARZ im. X. BAUDOUINA
A P O S T O Ł A W A RSZA W Y
niebaw em się u k a że
K
alendarz ten je s t kalendarzem jubileuszowym. Zawiera bardzo wiele ciekawych wiadomości o X. Baudouinie, którego stolica i cały kraj wielbi jak o wielkiego jalmużnika dla dobra biednych i opuszczonych dzieci. — Następnie sławi Św. W incentego a Paulo w dw usetną rocznicę kanonizacji tegoż apostoła miłosierdzia oraz przywodzi bardzo wiele rzeczy o Cu
downym Medaliku, którem to apostolstwem XX. Misjonarze i Siostry Miłosierdzia prawnie i z polecenia Niepokalanej i Ko
ścioła św. się zawsze zajmowali i zajmują. Znalazły tam swój wyraz i misje na dalekim wschodzie ja k i w Ameryce. — Kilka świetlanych postaci wielkich sług bożych uczy naśladować Bo
skiego Mistrza. Kalendarz owiany tajem nicą Świętych obcowa
nia nadto uczy ja k mamy miłować Kościół św. a nie zapominać o Kościele cierpiącym i wiele innych jeszcze rzeczy.
Spodziewamy się, że kalendarz X. Baudouina znajdzie jak najżyczliwsze przyjęcie we wszystkich sferach naszego społe
czeństwa katolickiego.
Zamawiać prosimy:
R O C Z N I K M A R J A Ń S K I
KRAKÓW, STRADOM 4 (XX. MISJONARZE)
CENTRALNY KRAJOWY ORGAN KRUCJATY CUD. MEDALIKA STOW. CUDOWNEGO MEDALIKA I DZIECI MARJI W POLSCE Rok XII R edaktor X. P ius Paw ellek, M isjonarz W rzesień 1936
0 siedm iu boleściach Najświętszej Marji Panny.
Boleści N ajświętszej Marji Panny przyrównane są do morza.
„Jak morza w ody przepełnione są goryczą, tak życie Marji pełne było goryczy i boleści z powodu m ęki Jezusa, bezustannie stojącej przed oczyma Jej duszy. M ęczeństwo Jej rozpoczęło się w chwili, gdy anioł zwiastował, iż stanie się Matką Zbawiciela, a spotęgowało się, kiedy usłyszała słowa Symeona: A duszę Twą własną przeni
knie m iecz (Sw. Łuk.).
I Z JAKICH POWODÓW BOLEŚCI MARJI BYŁY NIEZMIERZONE?
B oleści Najświętszej Marji Panny były tego rodzaju, iż prze
chodzą nawet p ojęcie ludzkie.
Marja była najświętszem stworzeniem w— niewinnem —- była dziewicą i matką Boga — matką Syna Jedynego, którego w ięcej bez miary niż siebie kochała. I otóż Jezus, Jej najmilszy Syn i Bóg ma umierać. Ona w ie o tem i wychowuje tego Baranka Bożego na śmierć. Stąd ile razy spojrzy na Jezusa, serce Jej dozinaje niew y
mownych boleści. A ta boleść wzmaga się z tych powodów:
1) B oleje Marja na m yśl, iż z Jezusem razem umrzeć nie b ę
dzie mogła, przeżyje Jezusa i zostanie sam otna na ziem i, a skarb Jej będzie odjęty. Jeżeli ziem skie m atki przeżyć n ie mogą ziem skich dzieci, boleści je zabjają, cóż pow iedzieć o Marji, która ma
198 —
utracić na długo Jezusa — a On sobie życzy, aby Marja żyła na ziemi dla dobra ludzi. -— Ludzie zabili jej syna -Bj a Ona za nim nie pójdzie — ma obraz m ęki Jezusa w Swojej duszy — a to wspom
nienie nigdy się w niej nie zatrze: „Ból mój przed obliczmością moją jest zawżdy“ (Ps. 37, 18).
2) Drugiem źródłem zwiększającem gorycz boleści Marji to wiedzsa, że jej niewym owne cierpienia najwięcej bolały Jej Bo
skiego Syna. Jezus już jako D ziecię patrzał na boleści Swej Matki i one miu serce rozdzierały. N ie było jeszcze katów, ale ból Marji tak świętej i cierpliwej i łagodniej i tak niew innie cierpiącej ranił do głębi duszę Jezusa. —• A potem czasu m ęki Jezusa boleść Marji z tego powodu była bez granic. Widziała, że Jezus już tak cierpi okropnie, a Ona mu pomocy udzielić nie może. Tłumi w sobie to miotrze boleści, nieruchoma, skamieniała od bólu stoi pod krzyżem.
Przecież Jezus jako Bóg widzi, co się w jej duszy dzieje:
3) Inny powód bezmiernych boleści Marji był ten,, iż nie mo
gła Jezusowi żadnej ulgi przynieść. Jezus tak cierpiący! Mała rzecz ulgęby mu przyniosła! Ona to widzi i nic pom óc n ie m oże. — Agar na umierające dziecko patrzeć nie mogła, odwróciła się i gorzko płakała, aż ją anioł pocieszył i poratował. — Marja widzi, co się dzieje z jej Synem, słyszy Jego ciche jęki, żeby choć twarz Jego mogła otrzeć ze krwi... ale nie może. — Jezus już konający mówi, że pragnie... że opuszczona Jego dusza od Boga... ból Jego tak w ielki, iż za chwilę skona,' a Jego Matka stoi niem a. Z boleści słowa wymówić n ie m oże, a tem mniej jeszcze udzielić pomocy.
4) Źródło boleści Marji i w tem było, iż na m ękę Jezusa pa
trzała. W duchu widziała Jego konanie w Ogrojcu, pojmanie i sąd, a potem była obecną przy całej m ęce Jezusa. Szła za Nim krzyż nio
sącym i może Jej m acierzyńskie stopy w drodze nadepnęły na Jego krew. A co działo się w Jej duszy, gdy przybijano na krzyż Jezusa—
gdy Jezus konał a potem gdy przebiciem boku Jezusa zadokumen
towano w ielkie dzieło na Kalwarji 7-^ gdy w reszcie martwe ciało Jezusa zdjęte z Krzyża złożono na jej łon ie — a niebawem położono w grobie. I została Marja samotna. Obrazy tego dnia szarpały jej serce.
5), Jeszcze jednem źródłem boleści Marji były grzechy ludz
kie. Widziała że taki w ielki ogrom boleści i cierpień Jezusa, a takie m ałe owoce jego pracy. Zaledwie garstka tylko została. A postoło
w ie rozproszeni. Judasz zdrajca. Piotr trzykrotnie upada. Wszystko to do głębi przenikało jej serce.
Została przeznaczoną na matkę dla ludzi, a ci często giną na w ieki.
— 199 —
II. DLACZEGO MAMY MIEĆ NABOŻEŃSTWO DO MATKI BOSKIEJ BOLESNEJ.
1) R ozważanie o boleściach N ajświętszej Marji Panny bardzo się podoba Matce Boskiej, w dzięcznem sercem przyjmuje ludzkie w spółczucie. Spoglądam na ludzi żyjących na św iecie mówi N aj
świętsza Panna Sw. Brygidzie i szukam m iędzy nimi tych którzyby rozmyślali nad memi boleściam i a bardzo mato takich znajduję i użalała się na ludzi, że o tem zapominają. Poniew aż córko* m oja tak mało ludzie o tem pam iętają, co dla nich wycierpiałam i o innie zapominają, ty przecież nie zapominaj o tem. Rozmyślaj nad b o-
jem i boleściam i, w spółbolej w espół ze mną i naśladuj moją cier
pliw ość w tych dolegliwościach (Sw. A lfons: Uw. M. o 7 boi.)..
Jakże w ięc n ie rozm yślać o boleściach Marji, skoro Ona sama nas.
0 to prosi.
2) Jestto także gorące życzenie Pana Jezusa, który p ow ie
dział, że drogiemi są w oczach Jego łzy w ylane nad rozmyślaniem M ęki Jego N ajświętszej, lecz tak m iłuje swą M atkę, że łzy w ylane nad Jej boleściam i jeszcze Go poruszają. (Św. A lfons). 0 jaki to łatwy sposób zyskać sobie Serce Jezusa, gdy Jego Matkę miłujemy,, a zwłaszcza gdy w spółbolejem y nad Jej cierpieniem .
3) P obożne rozważanie boleści Najświętszej Marji P anny w szczególny sposób obudzą w nas bojaźń przed grzechem, wstręt 1 nienaw idzenie grzechu, jest wielką łaską, owszem podstawą i nie
zbędnym warunkiem w szelkich innych łask i darów Bożych. Kiedy Mękę Pana Jezusa rozpam iętywam y, już w tedy grzechy w całej gro
zie i ohydzie nam się przedstawiają, chociaż Pan Jezus dobrowolnie chciał za n ie przez Swoją Mękę odpokutow ać. Lecz jakaż zgroza przejm uje nas, gdy widzim y, że z powodu owych grzechów, które tak łatw o popełniam y, kona i b oleje najlepsza Marja, Matka Jezusa i nasza. Gdyby nie nasze grzechy, niewinna Marja nie cierpiałaby takich boleści. — Ból słabej istoty, D ziew icy porusza serca ludz
kie, iż n ie śmieją jej krzywdzić. A my m ielibyśm y być dalej nieczuli na boleści łagodnej Marji i nowymi grzechami szarpać Jej serce.
A bsit Dom ine.
4) Nabożeństwo do Najświętszej Marji Panny Bolesnej roz
budza serdeczną m iłość ku Niej. N ie masz bowiem nic piękniej
szego i pociągającego nad osobę najlepszą, najświętszą, która n ie
w innie cierpi, spokojnie i z przedziwną łagodnością.
Gdy rozważamy in ne przywileje i w ielkości Marji więcej Ją podziwiam y i cieszym y się z tego, lecz kiedy Ją widzimy tak zbo
lałą, niepocieszoną i przypom inam y sobie, że to wszystko z naszego powodu ponosi, wtedy odczuwamy serdeczną m iłość ku Marji i Ona
— 200 —
staje się nam bliższą tak, iż z większą ufnością wpatrywać się w Nią możemy jako Pocieszycielkę strapionych;^-— A nadto kiedy jest zaćm ienie słońca, w jego tarczę łatwiej spoglądać m ożna, tak cnoty Marji w Jej cierpieniu jakoś rzewniej do naszego serca się wpra- szają, abyśmy Ją w naszych cierpieniach naśladowali.
5) Jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy nauczy się ten, kto ma nabożeństwo do Najświętszej Marji Panny Bolesnej, a miano
wicie o potrzebie cierpienia, żeby się dostać do nieba. Odkąd Pan Jezu s‘cierpienie uświęcił, ubóstwił je niejako, w nic się przyoble
kając „mąż boleści“ (Iz. ÓS, 3), odtąd cierpienie stało się dla chrze
ścijan czemś w ielkiem i świętem. I najwięksi przyjaciele Jezusa naj
większego udziału w niem doznają. Naw et święci m łodziankowie lubo bez pracy do nieba się dostali, wszelako od cierpień nie byli uwolnieni.
Otóż Marja najpierwsze m iejsce po Bogu w niebie zajmująca przez największe cierpienie przejść musiała. Im wyższe są góry tem gwałtowniejsze musiały być wstrząśnienia przez ogień, który tak wysoko część ziemi podniósł. — Podobnież wyższa św iętość przypu
szcza wyższego rodzaju boleść. A jako Pan Jezus wtedy stał się na
szym Zbawicielem, kiedy na krzyżu dopełnił miary boleści, tak Ma
rja wówczas stała się naszą Matką i Pocieszycielką, W spółodkupi- cielką, kiedy pod krzyżem morze boleści przez Jej duszę się prze
walało.
O serce Marji po Sercu Jezusa Najświętsze i Najcierpliwsze, spraw to abyśmy m ieli serdeczne nabożeństwo ku Tobie i Twym boleściom . — O Serce Jezusa, któreś najpierwej i najwięcej współ- bolalo nad cierpieniami Swej Matki, spraw to, abyśmy tak czyniąc stali się uczestnikami tych łask, któreś przyobiecał tym, którzy nad boleściam i Marji rozmyślać będą.
Krzyż drogą do ch w ały.
Wszelka wielkość i chwała ludzka niczem jest w oczach Boga.
Bóg tylko sam jest wielkim! — Rozgłośna sława, niedościgły ge- njuisz, świetne talenta, obszerne bogactwa, zachwycająca piękność, wszystko to n ie czyni jeszcze człowieka wielkim ! — pokora krzyża ucząc prawdziwej m ądrości, podnosi człowieka do szczytu w ielko
ści. Kto się uniża będzie podwyższony (Łuk. 14. 15). Przyczyna tego łatwa do odgadnienia. Żaden gmach nie jest trwałym bez fun
damentów. Kto w ięc buduje na piasku ruchomym, tego budowa
— 201 £ H
wznosząc się upada — a takim jest ginach próżności ludzkiej. — Kto zaś pokorę obiera za fundam ent, ten na m ocnej stawia skale.
Pokora go w zniesie. -—• B ędzie jak ziarno, co wprzód kryje się w ziem i, nim bujne w zniesie kłosy, lub pod obłoki w yciągnie roz
łożyste konary. -— Tak się dzieje z człowiekiem , który poznał i uko
chał krzyż, który się uniżył z krzyżem , aby z nim został podwyż
szony. — N ie napróżno K ościół w swych pieśniach wita krzyż jako jedyną zbawczą swą nadzieję: 0 crux! ave! spes unica! Krzyż bo
wiem jest źródłem wszystkich naszych nadziei, źródłem łaski od
puszczenia, uśw iąłobliw ienia i pociechy!
Bo najprzód, zgrzeszyłeś przed Bogiem , ciśnie cię brzemię przew inień, — lękasz się zasłużonej kary. Gdzież znajdziesz obronę i ucieczkę? N ajpew niej w ramionach krzyża/— w ranach Chrystusa ukrzyżowanego! Krzyż jest łożem boleści, na którem zrodziłeś się dziecięciem Boga. — Tylko na tem łożu w słabościach znajdziesz uleczmie. Na tym krzyżu przelana krew za ciebie. Ona m ówić b ę
dzie w twojej obronie. Krzyż i rany Chrystusa zasłaniają twoje grze
chy! -— Krzyż podw yższony pociągnie cię do siebie, jeżeliś z pokorą, skruchą i żalem upadł u stóp jego. Potrzebujesz pomocy do zba
w ienia? w krzyżu Chrystusa znajdziesz ją niezawodnie. On ci doda światła w cieminości, wsparcia w niebezpiozeństwie, siły w w a lc e !—•
On ci będzie m ieczem i tarczą do zwycięstwa. Om jako kolumna ognista poprzedzać cię będzie w wędrówce życia.
Chcesz zwyciężyć pokusy? W krzyżu jest obfite źródło wody czystej, wody żywota na zagaszenie nieczystych płom ieni! Szukasz pociechy? T ylko z wysokości krzyża, z ran Chrystusowych spłynąć m oże na ciebie balsam gojący ramy twojego serca i uśmierzający troski! O wy światowcy! co n ie chcecie i n ie um iecie poznać i zro
zum ieć, jaką ulgę, św iętość i pociechę krzyż Chrystusa przynosi, nie dziw cie się że wasze serca zgnębione tysiącem niepokojów , wasize dusze zgnębione troskami — wasz krzyż za życia tak jest ciężkim !—
Oto skutek, że n ie mosicie krzyża z Chrystusem, ale sami, z niechę
cią lub klątwą#®® Krzyż Chrystusa przez pokorę i m iłość podw yż
szony, n ie pociąga za sobą dumnych, zatwardziałych, on tylko dla pokornych ucieczką!
Jeżeli oczekujem y tej łaski od krzyża, powinien on być na
szym wzorem . Przedziw nie zaś Paw eł Sw. naucza, co nam czynić należy dla naśladowania tego wzoru, oto; um artwienie Chrystusa zawsze nosić w ciele swoim, (II. Kor. 4. 10),; w eselić się w każdem utrapieniu naszem, (ibid 7. 4) podzielać utrapienia Chrystusa: i być przypodobanym jego śmierci, (Filip. 3. 10); mie szukać chluby jedno w Chrystusie Jezusie i to ukrzyżowanym. (Gal. 6. 14). Oto prze
strogi A postoła narodów. — Jesteście chrześcijanam i, bądźcie na
202
śladowcami Chrystusa! nie zostawajcie zwolennikami świata, stro
jącego się w przepych i kwiaty rozkoszy! ani miłośnikami dostatków, wygód i uciech! — Tu w kościele przybytek króla ukoronowanego cierniem, tu tronem krzyż -—- bogactwem krew — a rozkoszą po
kora! — uciekajcie! HH Albo raczej, pójdźcie, spojrzyjcie na ten wzór! poznajcie istotne dobro, nabierzcie przekonania, że do nieba tylko krzyżowa prowadzi droga którą Chrystus nie różami, nie zlotem , ale krwią swoją i cierniem odznaczył, aby była różniejsza a tem samem widoczniejsza nad wszystkie inne drogi. Jeżeli Jezus szedł tą drogą ubóstwa, wzgardy, pokory i krzyża, sądzicież że dla nas jest jaka inna? jeżeli Jemu potrzeba było cierpieć, a tak do
piero wejść do chwały, m yślicież że to nie jest potrzebą naszą? — O! jakże bardzo by się m ylił, ktoby inaczej sądził. N ie! bracia moi!
nie masz zwycięstwa bez walki — n ie masz Nieba bez krzyża!
Wniebowzięta.
T obie, przecu dna Panno W niebow zięta, S połem dziś nucą lu dzie i ptaszęta...
Ogrom T w ej n iep o ję te j głosi chwały
Z N iebem i ziem ią razem w szechśw iat cały...
T obie narodów w szystkich pokolenia H ołdy składają sze p tem dziękczynien ia, L ecz najserdeczniej dzięk u je Ci Polska T w oja rycerska... wierna... apostolska...
Za zm artw ych w stan ie, k tó re je j zabłysło, I za w iekopom n y „Cud nad Wisłą", Co w ym o d lili go T w oi czciciele
Z księdzem Ignacym Skorupką na czele...
P ełni w dzięczności, co serce przenika,
Błagam y Cię: — ' Spraw to — jak bolszew ika, T ak w szystkich w rogów dusz naszych te ż klęska N iech zaw sze spotka, o M atko Zw ycięska...
f
Święty W incenty a Paulo.
Życie Św. W in cen teg o a P aulo.
„Miiędzy b o h ateram i ch rześcijań skiego m iłosierdzia — pow iedział Ojciec św. Leon X III — żaden nie jest popu larn iejszy , ami też niie zasłużył siię więceij względem w szystkich klas spo
łeczeństw a, ja k św. W imcenty“. W y
liczyć Jego dzieła — to znaczy opo
w iedzieć żyaie tego Męża Bożego.
Sw. W incenty u ro d ził się 24 k w iet
n ia 1576 r. w Pouy, m ałej wiosce w oikoliicy Dax w G askonji, gdzie ro dzice Jego, niezam ożni wieśniafcy, po- siadajli niew ielkie gospodarstw o. Star- size dzieci pom agały ojcu w polu przy orce, m łodsze pasły trzodę, a gdy W incenty podrósł, zlecił m u ojciec ten obow iązek. S pełniał go święty m łodzieniaszek p rzez k ilk a lat, w cza
sie k tó ry ch z ajaś n ia ł cnotam i niezwy- kłem i u dzieci. W polu czy w dom u, m odlił się n ieu sta n n ie do Boga. Obok dom u rodzicielskiego rósł diąb, k tó rego pień z {jednego boiku był sipróch- niały. Chłopiec sikorzystał z tego w y d rążen ia, u rząd zi! w niem ołtarz, k tó ry lu b iał o zdabiać kw iatam i. Przed tym o łtarzem klęczał nieraz długie godziny, z ato p io n y w m odlitw ie. A jak słodkie chw ile sipędzał w ru in ach sta rej kaplicy, pośw ięconej Matce Bożej!
T am p o raź pierw szy okazał gorące n a bożeństw o do N ajśw . P anny, k tó ra od tąd nigdy Go n ie opuści.
Już w tych Jego latach dziecię
cych, oibok szczerej pobożności, w i
dzim y u Świętego i w ielkie m iło sier
dzie. Pew nego razu u z b ierał sobie 30 sous. Był to dla niego w ielki sk arb , p rzed staw iający oszczędności kilku m iesięcy; chętnie jedmak w yrzekł się tych pieniędzy i o fiaro w a ł je n a p o t
k an em u żebrakow i.
Gdy o jciec w ysłał Go raz do m łyna po m ąkę, a W incenty sp o tk a ł w d ro
dze żebraka, w zruszony jego nędzą, dał m u kifika giarści m ąki. Ojaiec, p raw y chrześcijanin, dow iedziaw szy się o tem, pochw alił syna za ten m i
łosierny czyn.
Św. W in cen ty zo sta je k ap łanem . Gdy Święty ukończył dw anaście lat, rodzice, w idząc Jego cnoty i ro z w ijające się zdolności, postanow ili k ształcić Go daleij. W ysłali Go do Ko- legjum 0 0 . F ran ciszk an ó w w Dax.
T am , m łody situdent odznaczał się ta k ą dobrocią, słodyczą i pobożnością, że w szyscy współuczmiowie szanow ali Go i kochali serdecznie. Profesorów zaś, ziachwycała Jego pilność i an iel
sk a czystość. Czynił tak w ielkie p o stępy w n a u k ac h , że po upływ ie czte
rech lat, mógł już nauczać drugich.
P ow ierzano Mu w ięc dwóch uczniów . O dtąd n ie był już aiiężarem dla sw ych biednych rodziców , gdyż sam z a ra b iał ma dalsze kształcenie.
P o k o rn y m b ył do tego stopnia, że s ta ra n n ie u k ry w ał sw ą głęboką w ie
dzę, a po szesnastu lalach głębokich studjów , n azy w ał siebie: „lichym ucz
niem czw artej k lasy “.
Majjąc dwacLzieścia lat, p rz y ją ł W incenty św ięcenia m niejsze. G orąco p ra g n ął być kapłanem , by całe Swe życie pośw ięcić m aluczkim i nieszczę
śliwym.
P o sied m iu lajtach studjów teo lo gicznych, został w yśw ięcony n a k a płana. Miiał w tedy 24 lata.
P ierw szą Mszę św. o d p raw ił w m a
łej, u stro n n e j kaplicy, sto jącej n a szczycie góry, lecz u k ry tej w śród gę
stego lasu. C hciał tę Najśw. O fiarę o dpraw ić sam , absolutnie sam, tylko w tow arzystw ie k a p ła n a i m in istran ta.
T ak głęboko p rz ejął się w zniosłością tej boskiej czynności, że nie m iał o d
204 — wagi publicznie celebrow ać. O dtąd Najśw. E u ch ary stja stała się dla Niego źródłem, w k tórem czerpał to m iło
sierdzie, którego blask napełnia dzi
siaj cały świat.
Ś w ięty W in cen ty w n iew oli.
Poniew aż Bóg m iłow ał św. W in centego, przeto- dośw iadczał Go, zsy
łając n a ń próby i cierpienia wszel
kiego rodzaju.
W roku 1605 u d a ł się nasz Święty do M arsylji dla objęcia spadku. Po załatw ieniu sprawy,, chcąc ja k n a j
prędzej w rócić do domu, postanowiił odbyć m orzem drogę z M arsylji do N arbony. D roga była w praw dzie k ró t
sza i tań sza, ale niebezpieczna spo- wiodu rozbójników m orskich, g ra su ją cych u wybrzeży. T rzy tu reck ie statk i ko rsarsk ie n a p ad ły na łódź, w k tó rej znajdow ał się św. W incenty. Część za
łogi w ym ordow ano, a Sługę Bożego z pozostałym i tow arzyszam i podróży zab ran o do niewoliu Sam n iera z o p o w iadał o tej niewoli, w k tó rej z o sta
wał dwa lata . Sprzedano Go n ajp ierw pew nem u rybakow i, któ rem u pom agał w /zapuszczaniu sieci. Po jaklimś cza
sie odsp rzed ał go rybak starem u le
karzow i m uzułm ańskiem u, zajm u jące
m u się też alchem ią. P rzetap iał on mia/iuowuJcie różne m etale, chcąc z nich w ydobyć złoto. Św. W incenty m ieszkał ro k z tym starcem , bardfco ludzkim i w yrozum iałym . W y jeżdżając do K on
stantynopola, pozostaw ił Świętego sw em u isymowcowi. T en zaś od sp rze
dał Go pew nem u odstępcy w łoskiem u.
W łoch z ab ra ł Świętego do sw ej p o siadłości górskiej, gdzie konsul fr a n cuski nie mógł go dosięgnąć. Ów rene- negat m iał trzy żony. W dziw ny spo
sób P an Bóg jed n ej z n ich użył do uw olnienia Swego Sługi.. „Jedna z tych trzech kobiet — pisze Święty — była tu rczy n k ą. M iała dla m nie w iel
k ie w spółczuaie. Ciekaw a b y ła poznać sposób naszego życia. P rzychodziła codziennie n a pole, gdzie kopałem ii pro siła, abym zaśpiew ał ja k ą pieśń pobożną... Śpiew ałem „Salve R egina“, a potem psalm y i k ilk a innych pieśni.
T ru d n o op isać zachw yt, z ja k im p rz y słuchiw ała się tym pobożnym śp ie
wom. W ieczorem pow iedziała mężow wi, że p o stąp ił niegodnie, zap ierając się sw ej religiji, gdyż p oznała z mego
opow iadania o P a n u Bogu i z tych pieśni, że ta redigja jest niezm iernie dobra... Renegat, słu ch ając tych p rz e d staw ień żony, n aw ró cił się z całego serca. Po kilk u m iesiącach uciekł ów W łoch do F ra n c ji w raz ze św. W in centym , k tó ry go zaw iózł do Awinjoniu i um ieścił w klasztorze B onifratrów .
Św ięty W in cen ty z o sta je proboszczem w C lichy.
W A w injonie poiznał św. W incenty wiiceiegata papieskiego, człow ieka n a der uczonego. Ten, p o k ilk u rozm o
w ach z naszym Świętym, b y ł N im za
chw ycony do tego sitopnia, że p osta
n o w ił zatrzym ać Go p rz y sobie i z a b ra ć do Rzymu, d okąd w krótce się w ybierał. W czaisie po b y tu w Rzymie, spotykał się w p ałacu Ks. w icelegata z n ajznakom itszym i m ężam i W łoch i F ra n c ji. A m basador fran cu sk i, prze
byw ający wów czas w Rzymie, po- zniawiszy św. W incentego, podziw iał Jego pok o rę, pobożność, \ ro ztropność i dziw ny ta k t, k tó ry u m iał zachow ać w miowie i w m ilczeniu. Szukał w ła
śnie człow ieka, k tó rem u m ógłby po
w ierzyć sp raw ę b a rd zo w ażną i pouf
ną. W y b rał w ięc w tym celu W incen
tego. D ał Mu p o trzeb n e in stru k cje i w ysłał do P ary ża z poleceniem , aby osobiście p o in fo rm o w ał o tej spraw ie k ró la H en ry k a IV. Nasz Św ięty p rzy b y ł do Paryża' i b ył p a rę razy n a au- djencji u k ró la H en ry k a IV; wielki znaw ca ludzi p o zn ał się natychm iast n a Św iętym i p ra g n ął Go zostaw ić na sw ym dw orze. Nie tak ie jed n ak były p ra g n ie n ia naszego b o h a te ra. Królowa M ałgorzata zam ianow ała Go swoim kapelanem , a za j e j w staw iennictw em m iał otrzym ać opactw o Cystersów.
Mąż Boży n ie d b ał jed n a k o te za
szczyty i tytuły, a najm ilsze dla Nie
go były chw ile, spędzone m iędzy cho
rym i i niieszczęśiwymi. Jedynem zaś prag n ien iem Jego było: czynić dobrze drugim .
Karjdynał de Beruilie, p ro tek to r i p rzew o d n ik duchow ny św. W incen
tego, skłonił Go do p rzyjęcia probo
stw a w Clichy. Z araz po instalacji .-zabrał się św iątobliw y proboszcz do dzieła. Z ajął się szczególnie ubogimi i nieszczęśliwym/i, którym o ddaw ał całe serce swoije. Bez w ytchnienia zw iedzał p a rafję, u śm ierzał n ien aw i
205 — ści i zachęcał dio zgody, stał się w szystkim dla w szystkich, ab y ich pozyskać C hrystusow i. W k ró tk im stosunkow o czasie taik się zmiejnihi p a ra fja , że jak iś k azn o d zieja podczas k azan ia zaw ołał: „ P a ra f jan ie Twoi żyją ja k aniołow ie". Kościół, k tó ry rozsipywał się w gruzy, od restau ro w ał i zao p atrzy ł w p o trzeb n e a p ara ty .
Ks. de Berulle, w idząc ile dobrego zd ziałał W incenty w ciągu roku, p o m yślał, że w ielka szkoda trzym ać takiego m ęża n a wsi. Przeznaczył Go więc n a w ychow aw cę synów g enerała de Gondi.
Ś w ięty W in cen ty w dom u gen erała de G ondi.
T ylko posłuszeństw o mogło skło
nić W incentego do opuszczenia sw ych koch an y ch p a r a f jaja ii przeniesienia siię do dom u p ań stw a Gondi. P rzebył On tam dw anaście lat. Chcąc, p ostę
pow ać zawsize w d uchu Bożym, sta rał się widzdeć w g enerale sam ego P an a Jezusa, a M atkę N ajśw . w jego żo
nie. Dzieci, służba i ludzie, p rzeb y w ający w dom u, przyw odzili Mu n a pamiiięć uczniów i tłum y, otaczające Jezusa. Te uw agi, (jak sam mawdał, u trzym yw ały Go zawsze w w ielkiej skłonności i ostrożności w mowie, co m u zjed n ało m iłość całego otoczenia i pozw alało czynić w iele dobrego.
S zacu n ek pow szechny o taczał Sw.
W incentego, a On p ra g n ął spokoju, sam otności i upokoirzeń. P o ro zu m ia
wszy się więc z Ks. de Berulle. o p u ścił dom p. de Gondi i u k ry ł się w m ałej wiosce Chatililon — les Dom- bes. Zamiilanowany proboszczem , szczęśliw y był, że opuścił pyszne p a łace, a zam ieszkał w śród Swych u k o ch an y ch ubogich.
P a ra fja n ie uw ielbiali swego p ro boszcza, bo przekonali się że dobry p asterz, to sk arb p a rafji. Tym czasem pań stw o de Gondi używ ali wszelkich sposobów , by skłoniić Ks. W incentego dio pow rotu. G enerałow a zasypyw ała Go listam i, b łagając, by rato w ał jej duszę, gdyż została bez duchow ego przew odnictw a. Św ięty u stą p ił n a re szcie i opuścił ChatiUoin. Serca pa- ra fja n okryły się żałobą... P ięć m ie
sięcy w ystarczyło, by poznali, iż p ro boszcz ich — b ył to św ięty. H eretycy naw racali się, p a trz ąc na życie Świę
tego Męża, p o d ziw iając zwłaszcza
Jego m iłosierdzie dla ubogich d nie
szczęśliw ych.
Św ięty W in cen ty z o sta je kapelanem galern ik ów .
W k ró tce po pow rocie do dom u pań stw a de Gondi, zam ianow ano Sw.
W incentego kap elan em galerników . Zw iedzając galery, n a p o tk a ł tam Św ięty tafle straszn ą nędzę, jak ie j d o tychczas nie w idział, a zwłaszcza p o ruszyła Go do głębi i w litościwem sercu Jego obudziło jeszcze w iększą miłość. Nieszczęśliwi, zgrom adzeni, a w łaściw ie stłoczeni w nędznych b a rak ach , oddechali tem sam em zepsu- tem pow ietrzem . Nie zw ażano, czy to był młodziendeo, czy sta rz e c '^4- chory zdrow y, czy um ierający, wszyscy przebyw ali razem w b ru d n y ch ii w il
gotnych w ięzieniach. Ich nędza m o
ra ln a była je d n a k sto k ro ć w iększa.
Upośledzeni, znikcziemnialr, wydanli n a łup han ieb n y ch namnętnośai, zgrzy
tali zębam i, m io tając n ajstraszn iejsze przekleństw a. Był to istny obraz pie
kła.
Św. W incenty zjiaiwił się między nim i jak o przyjjadiiel. ojciec, jako aniioł-pocieszyciel. Miłością sw oją i po
św ięceniem zm ienił ty ch ludzi do nde- poznania. B unt poprzedni zastąpiła cicha rezygnacja, zam iast bluźnić, m odlono s ię .-a riiiodlitwa przynosdła ukojenie i ^>okój. R zadko się zda
rzały w ybuchy rozpaczy, bo ufność i otucha nap ełn iała se rca nieszczęśli
wych. Św. W incenty s ta ra ł sdę szcze- gólniie o poruszenie liich serc i sum ień, aby porzuciła dlrogę w ystępku i n a u czyli się szanow ać siwą godność oso
bistą. D otąd bowiem, opuszczeni od wszystkich, podobni byli do dzikich zw ierząt.
O dw iedzając tych nieszczęśliwych, św. W incenty isłuchał z an ielsk ą cier
pliw ością ich sk arg ii żalów, w spół
czuł cierpieniom , ściskał ich, całow ał łańcuchy, k ręp u jące ich p o ran io n e członki. Często w staw iał się za nimi u w ładz i błagał oficerów , by się z nimd po ludzku obchodzono.. P ew nego razu dobrow olnie włożył n a sw o je nogi w ięzienne kajdany!, w i
dząc, że jeden ndiewolnik u p a d ał pod ciężarem w ięziennych łańcuchów . Uczynił zaś to w tym celu, by kosztem cierp-iienia w łasnego, uzyskać dla nie
go wolność.
— 206 —
Z ałożenie Z grom adzenia XX. M isjonarzy.
P ra c u ją c m iędzy ludem tak w Cli- chy, ja k w Chiaitillon, lub posiadło
ściach pana de Gorndi, poznał św.
W incenty aiem notę i potrzeby tegoż ludu. P rag n ąc zaradzić tem u, n a tchniony od Boga, postanow ił założyć zgrom adzenie gorliw ych kapłanów , k tó rzy b y się poświęci])! n au czan iu ludu p o wisiiach. Za staran iem pani de Gondi, otrzym ał św. W incenty od a r
cy b isk u p a Paryża dom, a właściw ie
•dawne kolegjum des B ons-Enfants.
U radow any niiiez-miemiiie tym dowodem O patrzności Bożej, zam ieszkał Święty w kolegjum razem z ks. Portai'1, swym pierw szym i wiiemym uczniem , p rz y gotow ując się do spełnienia wielkich -dzieł. Liczył w tedy 49 la t życia.
W k ró tce przyłączyło się do mich kilku kapłanów , ożyw ionych duchem ap o stolskim . Zaczęła się więc gorliw a p ra c a w w innicy P ańskiej. M isjonarze chodzili po wsiach, uczyli lud k a te chizm u, spow iadali i w ygłaszali n a u ki. Budow ali słuchaczy swą sk ro m n o ścią i pokorą. Żyli n a sw ój koszt, nie prosząc i n ie p rzy jm u jąc nic o d ni- fcogo, Nie m ając środków n a u trzy m anie służby, k tó rab y pilnow ała k o leg ju m podczas ich nieobecności, zo
staw iali klucze pew nem u poczciw em u sąsiadow i, gdy udawali!* się n a m isje.
S taran ie o u trzy m an ie M isjonarzy podjęli państw o de Gondi razem z i n nym i dobrodziejam i.
Zgrom adzenie zostało ziałem u fu n dow ane. P otw ierdził je uroczyście O j
ciec św. U rban VIII w 1632 r. Bóg o taczał je sw oją opieką tak, że dzi
siaj rozszerzone po całym świeci e, głosi Ięiię Boże, przyczynia chw ały Bogu i ra tu je społeczeństw o zapom ocą m iłosierdzia.
Chlubić się też mioże to Z grom a
dzenie św iętymi, ja k np. Janem de V acher a innym i, k tórzy otrzym ali palm ę m ęczeńską.
Ś w ięty W in cen ty u św . Ł azarza.
M isjonarze, pierw si tow arzysze św.
W incentego p racow ali n a m isjach z w ielką gorliw ością, k tó rą ich n a tch n ął Mąż Boży. Poniew aż serca ich pałały, więc łatw o iim było pracow ać.
L iczba m isjo n arzy zw iększała się z dnia na dzień. Kolegjum des Bons- E n fan ts okazało się w krótce zam ałe
n a pom ieszczenie w szystkich. Przytem dochody z fun d acji p aństw a de Gondi były za szczupłe n a u trzy m an ie całego domu. Bóg, czuw ający n a d swą trzó d k ą, n atc h n ął ks. A drjana le Bon, p rzeo ra u św. Ł azarza, by opactwo, w k to rem był dotąd przełożonym , ofia
ro w ał św. W incentem u. P ro p o zy cja ta, zam iast ucieszyć, p rzeraziła Świę
tego. L ękał się ja k ognia rozgłosu, jaki spraw iłoby p rzyjęcie tej darow izny, chciał bowiem, jak o ubogi k ap łan , pracow ać n a d wiieśmialkami.
O. le Bon nie u stępow ał jednak, widząc, że św. W incenty, to m ąż opa
trznościow y. Po ro k u darem nych za
biegów, ziaiczął się .jednak n iecierp li
wić, a pew nego ra zu rzek ł do Świę
tego: „Księże, co z oiiebie za człowiek?
Jeżeli się boisz sam decydow ać w tej spraw ie, pow iedz m i p rzy n ajm n iej, kogo się 'zwykle radzisz, w kim masz zaufanie, k to jest Tw oim przyjacielem , ażeby mógł b y ć p o rad n ik iem między manii — W incenty, p rz y p arty do m uru tema słowami), w sk azał swego spow iednika i d o rad cę ks. Duval i przyrzekł, że jem u będziie posłuszny, ja k sam em u P a n u Bogu. Ks. Duval był jednym z najsły n n iejszy ch księży w Paryżu. Z nakom ity teolog i k azn o dzieja, b ył przytem nadzw yczaj po
bożny. D ow iedziaw szy si^ę, o co cho
dzi, orzekł stanow czo że ks. W in centy ipowinien p rzy jąć ofiarow any Mu zakład.
Opactw o św. Ł azarza zostało odtąd- dom em głów nym M isjonarzy... Tam , ja k w w ieczerniku apostolskim , zgro
m adzali się gorliw i mężowie, by n a stępnie przebiegać św iat, niosąc ulgę i lecząc cienpienia duchow e i fizyczne.
Księży ze Zgrom adzenia św. W incen
tego a Parnio nazyw ano M isjonarzam i.
M isje po w sia ch .
Ideałem św. W incentego, było p ra cować nad ludem wiiejskim, do niego rw ała się jego apostolska dusza. Gdy potem zajm ow ał się klerykam i, czy
n ił to jedynie w tym celu, by każda w ioska m iała dobrego i w iernego p a sterza.
Po założeniu kongregacji m isyjnej, now y ten rodzaij apostolstw a og arn ął całą F ran cję. Rzecz n atu ra ln a , że św.
W incenty był n a jb a rd z ie j czynnym i niestrudzonym pracow nikiem . P r a gnąłby był znajdow ać się rówinooze-
— 207 śnie w kilku m iejscach, by ja k n a j
w iększa liczba słuchaczy k o rzy stała ze słow a Bożego. Z m uszony w racać dio Paryża, czynił to niechętnie. Z da
wało Mu siię bowiem, że b ra m y m ia
sta pow inny upaść i przygnlieść Go:
„Ty odchodzislz — m ów ił do siiiebie — a tu i inne w ioski czeikają pom ocy od ciebie; gdybyś b ył nie przyszedł na- przykład do tej w ioski, te osoby, k tó reś zastał u m ierające w stan ie grze
chu, byłyby siię p raw d o p o d o b n ie p o tępiły. Jeżeli w ięc znalazłeś w tej p a ra f ji tak ie lub tak ie grzechy, cizy ci to nie d a je do m yślenia, że ii w in nych p a ra fja c h p o p ełn iają ;s:ię p o d o b ne zbrodnie, a nieszczęśliw i grzeszni
cy czekają m isji? A ty odch o d zisz!“
Księży sw oich, pow racający ch z m isji w yczerpanych, u m acn iał do- brem i słow y ii zachęcał, by w szystko o d daw ali Bogu i p racow ali w ytrw ale.
„B iada nam — m aw iał — gdybyśm y opieszale służyli i w spom agali b ie d nych!" — N auczał, zachęcał, biegł, d okąd Go p ociągała Jego n ien asy co n a gorliw ość. C zynnym b y ł do 80-ciu praw ie lait życia, niie zw ażając n a fe
b rę, k tó ra podk o p y w ała Jego z d ro wie. Bóg jed y n ie jes t św iadkiem , ile dobrego uczynrił ta k sam, ja k przez sw oje Zgrom adzenie.
M isje zagran iczn e.
D otychczasow ym teren em pracy M isjonarzy b y ła jed y n ie F ran q ja.
Ościenne k ra je niic jeszcze n ie w ie
działy o m isjach. To też płom ienne serce w ielkiego A postoła uspokoiło się w tedy dopiero, gdy m ógł wysłać Swych uczniów do W łoch, Irlandj>i>, na w yspy H ebrydy, do Polski, B erberji i M adagaskaru. M iłosierdzie Jego b o w iem nie znało k o rd o n ó w ni granic!
D oznając zachęty ze stro n y P ro p a gandy w Rzymie, pow ziął myśl w ysła
n ia m isjo n arzy do B erb erji P ersji i Indyj W schodnich. Cały św iat p r a gnął o g arn ąć niew yczerpaną gorliw o
ścią sw oją! Ja k b ard zo bolało serce Jego, w idząc z jed n ej stro n y tyle n a rodów , pogrążonych jeszcze w ciem nościach błędu; z drugiej, niem niej Iiiczne rzesze k tó ry ch pochodnia w iary zgasłai „Co za nieszczęście m a
w iał — że miusimy patrzeć n a Szwe
cję, Daniję. Anglję, Szkocję i Irlan d ję, od p ad łe od Kościoła, a o p ró cz tego H o lan d ję ii w ielką część Niemiec.
O Zbaw iaielu Najsłodszy, ja k a to ogrom na strata!.
Synow ie i C órki W incentega a P a u lo prow adzą dalej dzieło swego O j
ca. M isjonarze i S iostry M iłosierdzia p ra cu ją w e w szystkich pięciu częściach św iata, nie żału jąc potu n i krw i, b y leby Im ię Jezusa było w szędzie znane.
Roczniki Rozkrzewnienia W iary św.
o p o w iad ają n a m często o m isjo n a
rzach, k tó rzy gdy chodzi o spraw ę C hrystusa, nie szczędzą sił i nie w a
h a ją się przed żadnem pośw ięceniem . Służyć biednym , nieść ulgę nieszczę
śliwym, głosić d o b rą now inę Ewainge- lji w szystkim narodom , to ich szczy
tn e pow ołanie!
R ek olek cje przed św ię cen ia m i.
„ Jak i k ap łan , tak i lu d “ m aw iał nasz Święty, w idząc z boleścią, że w ielu k ap łan ó w nie odpow iadało nie
stety godnie sw em u wzniosłem u po w ołaniu. P rzyczyną tego b ył b rak tych potężnych środków , któ re teraz tak skutecznie służą do kształcenia godnych sług o łtarza. Nie było podów czas semiinafjów, ani rekolekcyj przed św ięceniam i. K andydaci do stan u k a- płaństkiego, pozostaw ieni sam i sobie, żyli życiem św iatow em , bez żadnej regiuły, ni m etody. K onsekw encje zaś tego były n a d e r sm utne.
Bisikup z B eauvais, b olejąc nad tym sm utnym stanem rzeczy, py tał się raz św. W incentego, co czynić, by złem u zaradzić?
„Księże /Biskupie — rzek ł Święty — chodźm y w prost do źródła. C hcąc zna- leść środek do o d n o w ien ia kleru, trzeb a zacząć od tych, k tó rzy m ają przy jąć k apłaństw o, a nie od tych, któ rzy już są w yśw ięceni. N iech ci ty l
ko p rzy jm u ją św ięcenia, k tó rz y mieć będą. p o trzeb n ą naukę i w szystkie znaki praw dziw ego pow ołania. A i tych jeszcze przygotow yw ać trzeb a o ile m ożności ja k najd łu żej, by godnie spraw ow ali św ięty sw ój u rz ą d “.
Biskup, zam yśliw szy się, odrzekł po chw ili: „N arazie n ie mogę nic lep szego zrobić, tylko zbiorę kleryków u siiebie i każę ich uczyć tych rzeczy, k tó re um ieć pow inni — v cnót, któ re w ypełniać maiją!“
„Ach! Księże B iskupie — zaw ołał W incenty '— to myśl praw dziw ie Boża!...**
208 — R ekolekcje przed św ięceniam i za
częły się w B eauvais, a n astępnie u św.
Ł azarza. Setki kleryków przybyw ało do P ary ża do XX. M isjonarzy. Święty W incenty pnzyjm ow ał wszystkich, um ieszczał ja k m ógł, i daw aj u trzy m a
nie całkiiiem bezinteresow nie. Nie byłby podołał ogrom nym w ydatkom , jak ie się z tem łączyły, gdyby w szystkie p o bożne p an ie, k tó re znał, nie były m u przyszły iz pom ocą. Zwyczaj o d p raw ia
nia ćw iczeń duchow nych p rzed św ię
ceniam i, rozszerzył się w krótce we wszystkich djecezjach.
R ekolekcje.
Nie w ystarczało gorliw em u Słudize Bożemu, że duchow ni synow ie jego daw ali mlisje po wsiach, a On sam przew odniczył ćw iczeniom duchow nym kleryków , p rag n ął bow iem , by ja k n ajszersze wanstwy ludności korzystać mogły ze słow a Bożego.
W edług opow iadania naocznego św iadka Abellego, w idziano w dom u św. Ł azarza, przedstaw icieli w szyst
kich w arstw , społeczeństw a. W refek tarz u zgrom adzili się razem n a ćwi
czenia duchow ne m ieszczanie i wie- śniacy, biedni i bogaci, -starcy i m ło
dzieńcy, kupcy, szlachta, książęta, artyści, lokaje, żołnierze i, t. d.
W szystkich p rzyjm ow ał Św ięty w tym h otelu m iłosierdzia, d ając im darm o pom ieszczenie i w ikt. Po kitlku dniach, spędzonych w skupieniu, wychodzili odnow ieni n a duchu, odzyskaw szy zdrow ie duszy, um ocnieni do dalszej p racy n a d uświęceniem .
Z darzało się często, że d o Świętego Męża przychodził p ro k u ra to r z. m iną zafraso w an ą i mówił, że w kasie p u st
ki, ledw ie jeden sold (sous) się zn aj
dzie. „Och! ja k a d o b ra nowlina — o d pow iadał Święty — teraz w łaśnie oka
żemy, jaka jest n asza ufność w O patrz- ność Bożą!**
„Ojcze -— m ów ił inny b r a t — licz
b a biorących udział w rekolekcjach je s t za d u ża“. ^ „.Mój b radie, oni tak p rag n ą zbaw ić swą d u sz ę * * .;^ „Nie m am już ani jednego p o k o ju wolnego, w szystko ziaijęte — rutyskiwał trzeci**.—
„A w ięc — o d p arł Św ięty — pro&zę im oddać m ój pokój**.
O koło 25 tysięcy uczestników re- kolekcyj przesuw ało się przez re fe k
tarz dom u św. Ł azarza, w ostatnich 25-cau latach życia św. W incentego.
Gorącem p rag n ien iem świętego Misjo
n a rz a było, by i w innych donnach m i
syjnych odbyw ały się te pobożne ćwi
czenia.
K on feren cje dla d uchow ieństw a.
R ekolecje przed św ięceniam i były pierw szym krokiem do odrodizenia du
chow ieństw a, ale nie mogło to w ystar
czyć* T rzeba (było w ynaleść sposób, laby młodzii księża mogli się w dobrem utrw alać. Myślał o tem św. W incenty, ale poniew aż sfię nigdy w postanow ie
niach sw oich nie śpieszył, uprzedził Go w tem inn y .
R azu pew nego przyszedł do Niego jed e n a. m łodych kap łan ó w , k tó ry od
byw ał rekolekcje p rzed święceniami ii p ro sił Go, czyby nie uw ażał tego za dobre, żeby k apłani, p ragnący w y
trw ać . w dobrych postanow ieniach, zbierali się co tydzień u św. Ł azarza,
•aby tam usłyszeć słow a zbudowa
n ia i odnow ić d obre postanow ienia.
„Myśl to z niteba — o d rzek ł m u św.
W incenty — zastanów m y się jednak jeszcze i m ódlm y się**.
P rzedłożył potem ten p ro je k t arcy
biskupow i p ary sk iem u i papieżow i, k tó ry go zatw ierdził i pobłogosław ił.
Odbyła się więc pierw sza konferen
cja, w k tó re j s ta ra ł się Święty prze
konać sw ych słuchaczy o potrzebie i korzyściach tych duchow nych roz
mów. N astępnie zbierano się regular
nie co w torek. N ajw ybitniejsi du
chowna XVIII w. przybyw ali ze wszysit- kich dzielnic P ary ża, a n ajznakom itsi b iskupi w ygłaszali n au k i n a tych ze
b ran iach . Członkam i nowego stow a
rzyszenia bylii: Ks. Olier, założyciel sem in arju m św. Sulpicjusza, Abelly, pierw szy h isto ry k naszego Świętego, b iskup Perrochel, b isk u p Pavrllon, Godeau, jeden z pierw szych członków A kadem j'i fran cu sk iej, B os siu et i wielu, w ielu Innych. W czterdzieści lat póź
n iej, p isał Biossuet o zebraniach te słow a: „W incenty był tw órcą tego stow arzyszenia, a zarazem jego duszą.
Ghciwiie słuchaliśm y Jego słów. Nic było w pośród nas ani jednego, któryby wów czas nie zrozum iał w całej pełni tych słów Apostoła. Jeśli k tóry mówi*
jak o m owy Boże“.
— 209 —
S em inarja.
P rag n ien iem Świętego było, ja k w iadom o, dostarczyć Kośaiołowi k a płanów , w edle Serca Bożego. By o sią
gnąć ten cel, należało zaw czasu k sz tał
cić kan d y d ató w i w d rażać do obo
w iązków stanu. O tw orzył w ięc w ro k u 1635 w kolegjum des B ons-E nfants szkołę przygotow aw czą dla m łodziut
kich kleryków . T rzeb a było je d n a k długo czekać n a rezu ltaty , często nie
pewne, tego pierw szego w ychow ania, a tu dobrych k ap łan ó w było brak!...
Sw. W incenty zro zu m iał tę naglącą potrzebę. P o stan o w ił więc założyć se- minarjium, do k tóregoby przyjm ow ano m łodych ludzi, przygotow ujących się do p rzyjęcia święceń., lub p o sia d a ją cych ju ż takow e. W ciągu dw óch lat zap raw ialib y się klerycy do p ierw szych funkcyj k ap łań stw a, cerem onij, śpiewu,, ćw icząc się p rzy tem w p oboż
ności, nab y w an iu cnót, stu d ju ją c dog
m atykę i teiologję m oralną.
P o nam yśle zw ierzył się Święty z tym p lan em K ardynałow i Richelieu.
W ielki m in ister n iety lk o p ochw alił ten zam iar, ale stanow czo nalegał, by Święty n a ty c h m ia st w p ro w ad ził go w czyn, z ak ład a jąc pierw sze Sem ina- rju m w P ary żu . W ten sposób, po tylu praw ie niezw yciężonych trudnościach, w ykonano w reszcie d e k ret Soboru T rydenckiego o zak ład an iu w ielkich
i m ałych sem inarjów .
Rzecz g odna uw agi! Do początku XVII w ieku, anii jed n o isem inarjum nie egzystow ało jeszcze w e F ra n c ji. Z k o ń cem XVIII stulecia 60 przeszło tych nieocenionych insty tu cy j znajdow ało się p o d k ieru n k iem sam ych jedynie M isjonarzy. Nowe to dzieło, n iezm ier
nie pożyteczne d la K ościoła, p rzy n o szące obfite rezu lta ty w w ychow aniu idealnych k ap łan ó w , rozszerzało się coraz b a rd ziej i w krótce objęło w szyst
kie djecezje we F ra n c ji.
B ractw a M iłosierdzia.
P odczas swego pobytu w Chatillon, zaczął św. W incenty zap raszać panie ze sw ej p a ra fji do o dw iedzania b ied ny ch c h o ry ch . W idząc u jem n e strony n ieunorm ow anegó m iłosierdzia, p rz ed staw ił im p otrzebę złączenia się, by m iłość była u jęta w ja k iś porządek.
Założyło slię stow arzyszenie, nazw ane
„B ractw em M iłosierdzia“. P o ra ź p ier
wszy zap row adzono odw iedzanie u b o gich i chorych po dom ach. P anie, p o ciągnięte p rzy k ład em Świętego, p o rz u cały zabaw y i rozryw ki, k tó re były d o tąd jedynym celem ich lekkom yśl
nego życia, a pośw ięcały się n a p o sługę około chorych...
W k ró tk im stosunkow o czatsie, za
łożył Mąż Boży podobne B ractw a Mi
łosierdzia w Villepreux,. Joigny, Mont- muraiU, a w posiadłościach pań stw a Gon di liczba tiich dochodziła do trz y dziestu. Już nietylko w P a ry ż u is t
niały , ale i w L o tary n g ji, S abaudji i W łoszech! Któż zdołałby wyliczyć w szystkie?... T ysiące biednych k o rzy sta obecnie z m iłosierdzia i m ąd rej przem yślności św. W incentego. P o b ożni d o b rodzieje nio są nieszczęśli
w ym pom oc m a te rja ln ą i m oralną.
T ak m ów ił o tych B ractw ach naoczny św iadek. -Co byłby pow iedział, gdyby m ógł widzieć, ile dobrego zdziałały te k o n feren cje po całym świecie?
W ro k u 1621 postanow ił Święty zorganizow ać p o d o b n e B ractw a w śród m ężczyzn. P anow ie zajm ow ać się m ieli zdrowemiif ubogiem i dziećmi i starcam i, podczas gdy p a n ie pielęg
now ały chorych.
O toczył też sw ą opieką te rm in ato rów, k tó rzy znaleźli w Św iętym oj<ca i opiekuna.
O! ja k przem yślna była miłość Świętego. Jego w ielkie serce w spół
czuło każdej nędzy i sta rało się jej ulżyć 1
tS tow arzyszenie św. W incentego a P aulo rozszerzało się coraz b a r dziej, a dziś podobne do w spaniałego drzew a, o k ry w a sw em i k o ro n am i nie
tylko F ra n c ję , ale św iat cały.
Celem tego p o d z ^ u godnego T o
w arzystw a, jest spewffc gorące życze
nie Zbaw iciela, byśm y w zajem nie ko ch ali się tak; ja k O n nas ukochał.
Zw iązka m iłośai łączyć p o w inna b o gatych i ubogich, k tó rzy w zajem nie m ają sobie pom agać.
L u d w ik a d e M arillac.
Nie w ystarczało zorganizow ać licz
n e to w arzy stw a p ań M iłosierdzia, trz e b a było jeszcze niem i kierow ać, za
chęcać i pouczać je. W praw dzie nie
stru d zo n y apostoł nie u ch y lał się od pracy, lecz podołać w szystkiem u było niepodobieństw em .