ROCZNIK M A R IA Ń S K I Cudowny Medalik
CZASOPISMO M IESIĘCZNE ILUSTROWANE
Redakcja i A d m in istra c ja : Krakó w , Stradom 4 (XX. M isjo n a rz e ) P. K. 0. Nr. 404.450
Ro k X II G rudzień 1936 N r 11
, , W s z y s c y , k t ó r z y b ę d ą n o s il i C u d o w n y M e d a lik , d o s t ą p i ą w ie lk ic h ł a s k “ .
„ ...C i k t ó r z y w e M n ie u f a j ą , w ie lu l a s k a m i ic h o b d a r z ę " .
S ło w a N iepokalanie P oczętej do S io stry K a t. Laboure.
W szystkim Apostołom Cudownego M edalika, C zcigodnym Książom, W ielebnym Siostrom M iło
sierdzia, Stow arzyszeniom D zieci M a r ii i Cudow
nego M ed a lika oraz W yzn a w co m idei św. W in
centego a Paulo skła d a m y
życzenid, W e s o ły c h Ś w i ą t B o że g o N a r o d z e n ia N iech a j M a r ia N iepokalana, ja ko Pośred
niczka w szystkich łask i K rólowa w szystkich serc i dusz i św iata całego stanie p rzed W a m i jako M a tk a M iłosierdzia i w yjed n a W a m p ra w d ziw y pokój i uprosi wszelkich darów doczesnych i w iecznych !
Zgodnie z zapowiedzią wszyscy Szan. Abonenci Rocznika Mariańskiego otrzymali jeszcze przed Świętem Objawienia Cudow
nego Medalika (27. XI.) Kalendarz na r. 1937. Obecnie uprzejmie upraszam y wszystkich Czcicieli Marii Niepokalanej i Apostołów Cudownego Medalika, aby z życzliwością pospieszyli z przesła
niem ofiary za Kalendarz. Zamożniejsi niechaj przynajmniej l zł złożą w ofierze, niezamożni po 70 g r za egzemplarz. Szczerą wdzięcznością witamy każdy objaw życzliwości! Również prosimy o życzliwe rozpowszechnianie Kalendarza! I na św. Mikołaja i na Gwiazdkę będzie to bardzo piękny prezent, a na cały nowy rok przyjaciel i towarzysz wierny.
CENTRALNY KRAJOWY ORGAN KRUCJATY CUD. MEDALIKA STOW. CUDOWNEGO MEDALIKA I DZIECI MARII W POLSCE Rok XII Redaktor X. P ius P aw ellek, M isjonarz G rudzień 1936
G R U D Z I E Ń
Glos wdzięczny z nieba wychodzi Gwiazdę nam nową w yw odzi, Która rozkwieca ciemności I pokryw a nasze złości.
(P ieśń adw entow a)
A dw ent! C icho, cichutko... Z d alek a jeszcze b rzm ią śpiewy...
słychać szum sk rzy d eł anielskich... Z d alek a jeszcze, ale już p ew n ie w idać św iatło w schodzące n a d m roczną nocą grzechu i p o g ań stw a. W tym m iłym , coraz jaśniejszym b la sk u w schodzącej n a d św iatem ju trz e n k i zbaw ienia, otoczona k o ro n ą z gw iazd d w u n a
stu, m a jąc księżyc p o d sto p am i, stojąca n a k u li ziem skiej, ob le
czona w słońce, u k a z u je się M aria N iep o k a la n a Dziewica! C hóry an ielsk ie chylą się do Je j stóp, w ielbiąc w N iej T ę, k tó ra stała się godną zo stać D ziew icą i M atką O dkupiciela św iata, M atką swego S tw órcy, M atką Bożą.
Św iatło p o tę ż n ie je , ro śn ie, sku p ia się w je d en p u n k t. Śpiew an ielsk i n a b ie ra coraz w ięcej siły, skupia się w je d e n p o tę żn y chór...
G loria in excelsis D eo!... C icha, opuszczona sta je n k a w ziem skiej d olinie sta je n ag le w b la sk u tego św iatła niebieskiego! W ojsko an ielsk ie otacza ją w k rą g , d ając chw ałę B ogu W cielonem u, w ielbiąc Słowo, k tó re C iałem się stało!... A w sta je n ce? W stajence, szopce b e tlee m sk ie j M a tk a D ziew ica Schyla się n a d żłóbkiem , ko leb k ą Syna, D zie ciątk a Bożego. W ielbi Je , czci i z całą m iłością swego m acierzyńskiego i dziew iczego serca, k tó re m ilsze Mu, niż w szyst
kie ch ó ry an ielsk ie, niż cała chw ała p ięknego nieba!
282
Ale D ziecię Boże je st te>ż „Synem człow ieczym ". P łacze i drży z zim na na tw ardym po słan iu , w zim nej stajence! T roska się św. Jó z ef O piekun, tu li J e M aria, do serca przyciska. A A nio
łow ie spieszą do p asterzy , zw ołują ich , by p oznali swego O dku
piciela, by ulżyli ubóstw u, nędzy T ego, k tó ry je st K ró lem królów i P an em panów !
Z dziw ieni p asterze spieszą do sta je n k i n a ro zk az anielski, niosąc d ary T em u, k tó ry dobrow olnie stał się uboższym od nich.
O taczają żłóbek, w ielbiąc Zbaw iciela swego w te j m ałej D ziecinie, składają M u swe d ary ubogie, niosąc Mu te ż swe serca p ro ste , pełne w iary, nadziei i miłości!
A w zam ian od b ierają w d arze p o k ó j, te n p o k ó j, którego św iat dać nie m oże, a zawsze tęskni za nim i szuka go, bo wie, że bez niego niem a szczęścia, ani pociechy, ani d o b ro b y tu na ziemi. „C icha noc! Święta noc!“
D rogie D zieci M arii, gdy rozw ażam y tajem n ice, k tó r e nam K ościół św. do rozw ażania p o d aje w g ru d n iu , w czasie A dw entu i w czasie św iąt Bożego N aro d zen ia, to ty le m yśli, ty le uczuć ci
śnie się do serca!
Czcijmy N iep o k alan ą w dzień Je j św ięta 8 gru d n ia. My Jej w ybrane dzieci. W szak nosim y ch lu b n e im ię D zieci M arii N iepo
k alan ej.
Czcijm y Ją w czasie A dw entu. P rz e z te cztery tygodnie, k tó re K ościół przeznacza n a p rzygotow anie w iernych do dobrego p rzep ęd zen ia św iąt Bożego N aro d zen ia, p o k az u ją c nam piękność i czystość M atki B ożej, n aw ołując n as do m odlitw y i skupienia.
P rześlicznym nabożeństw em są B oraty ... T a M sza św. o Zwia
stow aniu, o dpraw iana o świcie, m a tyle u ro k u . P ieśn i, śpiewane w czasie r o ra t, ta k ie rzew ne i m iłe. W swym starodaw nym języku opow iadają o Z w iastow aniu, w ielbią N iep o k a la n ą, w yrażają tę
sknotę za O dkupicielem , pob u d zając tym do pobożności, skupiają myśli przy m ającym w k ró tce n astąp ić Bożym N aro d zen iu . Jeżeli obow iązki stanu, godziny p rac y , czy też słab e zdrow ie n ie po
zwolą nam uczęszczać na B o raty , to odm aw iajm y przynajm niej gorliw ie w tym czasie G odzinki o N iep o k alan y m P oczęciu, wiel
biąc tym nabożeństw em tę cudow ną tajem n icę, k tó rą K ościół św.
w tym czasie n am do rozpam iętyw ania p o d aje.
A gdy dzw ony rad o śn ie rozbrzm iew ać b ęd ą o północy, zwo
łu ją c w iernych do żłóbka Bożej D zieciny, to spieszm y tam i my, oddając cześć B ogu W cielonem u. P rz y jm ijm y Go do serca, prośm y M arię, by Go sam a tam złożyła, ja k Go do żłóbka składała. Czy mogłybyśm y M u odm ów ić tego, czego żąda od nas w te j chw ili, kied y O n cały nam się d aje?
— 283 —
Cieszym y się n a te św ięta, bo też są o-ne najw eselsze w roktf- C ieszym y się i rad o ść naszą w yrażam y w rozm aitych zw yczajach,, zw iązanych tra d y c y jn ie z tym i św iętam i. N ie zan ied b u jm y ich,, a p am iętajm y , że trad y c y jn y m i najm ilszym zw yczajem tego święta:
je s t n a k a rm ie n ie głodnego, sp raw ien ie radości dziecku!
W yrażam y też rad o ść naszą, życząc jej w szystkim , n a za
k o ń czen ie w ięc, w szystkim naszym m iłym czytelniczkom „W ESO Ł Y C H ŚW IĄ T "!
Niepokalane Poczęcie
L a t te m u 82 w Rzym ie, w kościele św. P io tra , najw iększym i najw spanialszym , ja k i rę k a lu d zk a zbudow ała n a ziem i, w dniu 8 g ru d n ia p rze d staw ia ł się oczom ludzkim niezw ykły w idok. Ścia
ny, o łta rz e , fila ry i cala ta cudow nie p ię k n a św iątynia błyszczała od przep y szn y ch ozdób i rzęsistego ośw ietlenia, tysiące zaś i ty siące lu d zi n a p e łn ia ły te n olbrzym i gm ach, ludzi przybyłych n ie ty lk o z m ia sta R zym u, nie tylko z pobliskich okolic, lecz i z n a j
odleglejszych stro n św iata, z A m eryki, Azji, A fry k i i A ustralii.
P ap ie ż P iu s IX , odziany we w szystkie o dznaki swej najw yż
szej godności kościelnej, otoczony k ilk u se t bisk u p am i ze św iata całego, w szedł do te j św iątyni i p o śró d odgłosu dzwonów 360 k o ściołów , zn a jd u ją cy c h się w Rzym ie, p o śró d h u k u a rm a t ogłosiłr ja k o z a stę p ca C hrystusa P a n a n a ziem i, uroczysty w yrok, że N a j
św iętsza M aria P a n n a w olną była od grzechu p ie rw orodnego, ż e ta n a u k a objaw ioną je st od B oga i w szelki k a to lik m ocno i stale, bez p o w ątp iew an ia w yznaw ać ją pow inien.
R adosnym echem rozbrzm iew ał te n w yrok Stolicy A p o sto l
skiej po całym św iecie i n ap e łn ił w eselem w szystkie serca k a to lick ie, k tó ry m d rogą i m ilą była, je st i zawsze będzie chw ała i cześć M arii.
N ajśw iętsza M aria P a n n a , ta k b rzm i pierw szy p u n k t de
k r e tu p ap iesk ieg o , była w olna od g rzechu pierw o ro d n eg o od p ie r
w szego m o m e n tu życia swego czyli od pierw szej chw ili życia, to- je s t M aria u w olnioną została od zm azy p ie rw o ro d n ej nie dop iero w ted y , gdy się już n aro d z iła, ja k na p rzy k ła d m y p rze z przyjęcie c h rz tu św., lecz że B óg przeznaczyw szy Ją p rze d w iekam i na M atkę Syna Swego, p rze d w iekam i też postanow ił, aby zm aza grzechu n ie d o tk n ę ła się Je j an i n a je d n ą chw ilę i dlatego m ocą Swoją uczy-
— 284 —
n il, że już od pierw szej chw ili poczęcia, gdy dusza złączyła się z ciałem , była czysta, św ięta, niezm azana i n iep o k ala n a. N aukę tę stw ierdza Pism o św., bo w księdze P ieśń n ad p ieśniam i ta k p rz e m aw ia do M arii: „W szystko p ię k n a jesteś p rzyjaciółko m o ja“ — czystsza niż p ro m ie ń słoneczny, bielsza niż lilia, p o śró d niew in
nych najniew inniejsza.
D rugi u stęp d e k re tu papieskiego je st n astęp u jący : Z achow a
n ie N ajśw iętszej M arii P an n y od g rzechu p ie rw orodnego je st oso
bliw ym i w yjątkow ym przyw ilejem , je st osobliwą łaską, użyczoną je j p rzez Boga. O to z m ilionów serc skalanych jed n o ty lk o serce je s t nieskalane. S pośród m ilionów ludzi, k tó rz y od stw orzenia na tym świecie żyli i żyć będ ą do końca w ieków , je d n a i je d y n a tylko je s t N ajśw. P a n n a , k tó ra od grzechu p ie rw o ro d n eg o w yjętą zo
stała. J e s t to odznaczenie, je st to w yjątek, je st to przyw ilej, jakim n ik t pró cz M arii nie m oże się p ochlubić, n aw e t żad en ze świę
tych, żaden z w ybranych, k tó rzy już o k alają tro n Boży w niebie.
I tę n au k ę stw ierdza P ism o św., bo p ow iada: „ J a k o lilia m iędzy cierniem , ta k przyjaciółka m oja m iędzy córkam i A dam ow ym i41.
W szyscy ludzie są cierniem . O na sam a je d n a je st lilią.
S k ąd się wziął te n osobliwy przyw ilej M arii? Z łaski, do b ro c i i m iłości Boga.
W edle d e k re tu papieskiego łaska n ie p o k aląn eg o poczęcia d an a je st M arii ze w zględu n a zasługi J e j Syna O d k upiciela św iata.
T o znaczy: Śm iercią swoją najd ro ższą n a krzyżu w ysłużył C hry
stus P a n zbaw ienia dla w szystkich ludzi i dla ty ch , k tó rz y żyć b ęd ą aż do końca św iata. T ylko p rzez tę Najśw. K re w m ożna zm a
zać grzechy, tylk o przez zasługi Z baw iciela m ożem y d o stą p ić zba
w ienia. T a k uczy św. P io tr ap ostoł: „N ie je st p o d niebem inne im ię dan e ludziom , w którym byśm y m ieli być zbaw ieni11. Ja k o có rk a grzesznej Ewy, pochodziła N ajśw iętsza M aria P a n n a ta k że z grzesznego plem ienia i potrzeb o w ała rów nież o d k u p ie n ia, a w ięc i O na tylk o we k rw i C hrystusow ej i zasługach Jego m ogła z n a
leźć zbaw ienie. T ych zasług udzielił Bóg M arii n ap rz ó d , an ty cy p u ją c n a d e r h o jn ie, bo dla nich zachow ał J ą od grzechu p ie rw o rodnego. N iep o k a la n e Poczęcie Bożej R odzicielki je st te d y naj- pierw szym i najprzedniejszym owocem zasług C hrystusow ych.
W reszcie N iep o k a la n e P oczęcie je st p raw d ą od Boga o b ja
w ioną, je st a rty k u łem naszej św. w iary k ato lic k iej.
T ak a je st treść W yroku ogłoszonego p rzez pap ieża P iu sa IX r. 1854 dnia 8 grudnia.
O to ja k Bóg odznaczył i ozdobił i wywyższył M arię p o n ad Wszystkie isto ty stw orzone! U czynił Je j w ielkie rzeczy! R ozum i serce n a k a z u ją , aby tej n ie p o k ala n ej i przebłogosław ionej Najśw.
285 WB
P a n n ie od d ać p o B ogu n ajgłębszą cześć. W szyscy chrześcijanie' w szystkich czasów i w ieków i stan ó w zawsze poczuw ali się do tego.
O jcow ie i n ajśw iatlejsi nauczyciele K ościoła św. księgi całe n a p i
sali i z a p e łn ili poch w ałam i N iep o k a la n ie P o czętą. M onarchowie^
i k sią żę ta k r a je sw oje i p o d d an y c h oddaw ali p o d op iek ę M arii, a ry ce rz e chrześcijańscy sk ła d ali śluby, że w ylaniem w łasnej k rw i b ro n ić b ęd ą N iep o k a la n eg o P oczęcia. A ja k w ielkim i gorącym u w ielbieniem p ałali p rzo d k o w ie nasi k u N iep o k a la n ie P o czę te j!
N iech w ięc i nasze serca rozognią się praw dziw ym nabożeństw em i m iłością k u M arii N iep o k a la n ie P o czę te j. W szystkie św ięta, p o św ięcone naszej nieb iesk iej M atce, sta ra jm y się obchodzić ja k n aj- uroczyściej. S łodkie Im ię M arii w ym aw iajm y ze czcią. Je j przeczy
stem u se rc u o ddaw ajm y się w op iek ę i n aślad u jm y M arię, strzegąc k w iatu niew inności ja k o lilii nigdy n ie w iędnącej, albo uzyskując u tra c o n ą niew inność i sta ją c się coraz w ięcej podo b n y m i do N ie
p o k a la n e j M atki.
K rólow ie ziem scy ro z d a ją zw ykle w d niach szczęścia i r a dości ró ż n e ła»ki sw em u ludow i. T ak im dniem chw ały i w esela d la M arii je s t N iep o k a la n e P oczęcie, bo p rze z n ie Ją Bóg odznaczył i uw ielbił p o n a d stw orzenia. D latego w ołajm y: 0 M o narchini n a sza, K ró lo w o n ie b a i ziem i i w szystkich serc ja k o też każdego z oso
b n a, w ejrzy j łaskaw ie n a p o d d an y c h T w oich, a b ęd ą c sz afark ą sk a r
bów B ożych i M a tk ą M iłosierdzia, u d ziel ich ludow i T w em u. Szcze
gólniejszą o p iek ą rac z n as otoczyć w ciem nościach i n ie p ew n o śc i naszej ziem skiej p ielgrzym ki. S praw , abyśm y Cię coraz goręcej czcili,, do g rze ch u zaw sze od razę czuli, cn o tą czystości jaśnieli. Szczególną- o p ie k ą ra c z nas otoczyć w godzinę śm ierci n aszej, abyśm y b ez grze- chow ej plam y sta n ęli u tro n u T w ojego w n iebie i tam w pod zięce ustaw icznie śpiew ali pieśń: „W itaj Święta i p o cz ęta N iepokalanie:
p rz e z w szystkie w iek i” ! X . D.
K A L E N D A R Z C U D O W N E G O M E D A LIK A
NA ROK 1937
0 tre śc i b a r d z o a ktualne j, m ario lo giczn e j, m isyjnej, charytatyw nej 1 s p o łe c z n e j p rz y w o d z i w iele c ie k a w y c h n o w y c h rzeczy. B a rd z o u p r a s z a m y o ła s k a w e ro z p o w sz e c h n ia n ie te g o ż g ło s u M arii N ie p o k a lanej! K to g o rliw ie ro z s z e rz a K a le n d a rz i R o c z n ik M a r ia ń s k i na 1 9 3 7 r o trzy m a b a r d z o p ię k n e d z ie łk o : „ C H R Y S T U S Z N A M I“ w n a g ro d ę !
Boże Narodzenie
C ałodzienna bu rza śnieżna uciszała się pow oli. P odm uchy w ichru, pędząc tum any śniegu, staw ały się coraz słabsze aż ustały zu p ełn ie. P o sza rp a n e chm ury pojedynczo łub grom adam i sunęły po przestw orzu, goniąc za b u rzą , k tó ra tym czasem m alała n a h o ryzoncie. Słońce, dobiegając już k resu swej d ziennej pielgrzym ki, w ychylało swą tarczę ognistą z poza chm ur, a u kośne jego p ro m ie
nie, łam iąc się na białej w arstw ie śniegu, oblały dom y, nagie d rze
wa i krzew y białym św iatłem , k tó re stopniow o b led n iało z z a p a d a jącym zm rokiem , aż w reszcie k u la jego ognista pow oli zapadła, ja k b y to n ąc w zaspach z p o b liskich gór.
P rz y bladym św ietle zapadającego zm roku, ziem ia, pok ry ta g rubą w arstw ą śniegu, bielszego n ad w ełnę, lekkiego ja k p u ch , zda
wało się zasypiać snem długiej, zim ow ej nocy. C haty p o d tą białą pow łoką, jakby p rz y tu lo n e do ziem i, m niejsze się w ydaw ały i skro
m niejsze. Szybko zap ad ające cienie nocne zacierają ślady dnia, o garnęły całą p rzy ro d ę, i zdaw aćby się m ogło, że nigdzie tu życia nie m a, gdyby ośw iecone o kna nie św iadczyły, że w n ic h ludzie m ieszkają, k tó ry m rychła noc grudniow a jeszcze n ie ociężyła snem pow iek.
Na stro p ie niebieskim , n a k tó ry m gasły o sta tn ie blaski zo
rzy w ieczornej, ukazała się je d n a gw iazdka nieśm iało m rugając, ja k b y onieśm ielona tym , iż sam a je d n a się p o k az ała ^ lecz oto już d ruga u tkw iona w firm am en cie pierw szej posyła pozdrow ienie.
W około tych w yłania się trzecia, czw arta, p ią ta , dziesiąta, dw u
dziesta, setna, tysiączna — już byś n ap ró żn o sta ra ł się policzyć te św iatełka rozsiane po niebieskim sk lep ien iu ; jed n a od d ru g iej w ię
ksza, jaśniejsza, a w szystkie się isk rzą ja k diam en ty , ciesząc się, iż m ogą ziem i przyśw iecać podczas długiej nocy.
Lecz, cóż to?... Chociaż już p óźny w ieczór, je d n a k jakieś n o we życie n a ziem i się budzi. D om y jaśniej niż zw ykle ośw iecone, stru m ie n ie św iatła z okien na ulice w ypadające, jakoś b ard z iej roz
p rasz ają ciem ności nocy. Jeżeli się na chw ilkę zatrzym am y i p rz y słucham y się głosom n ad latu jąc y m , to usłyszym y uryw ki pieśni, w k tó ry ch drga w esele i szczęście. Słychać n aw e t okrzy k i dzieci
287 —
ok rzy k i, ja k ie w ydaje dziatw a, gdy u jrzy coś niespodziew anego i m i
łego zarazem . M ożna już n aw e t ro zró żn ić w yrazy pieśni: „W żło
bie leży, k tó ż p obieży44. A ch! te ra z pojm ujem y przyczynę te j r a dości, — to noc w igilijna — noc, w k tó re j obchodzim y p a m ią tk ę Bożego N aro d ze n ia.
N a sam o to słowo: „B oże N aro d ze n ie44 duszę naszą przejm u ją uczucia podziw ienia, u w ielbienia, radości i m iłości k u tej D zie
cinie, k tó re j N aro d zin y obchodzim y.
I słusznie! Je że li w ro d zin ie obchodzą u ro d zin y ojca, m a tk i i ro d zeń stw a, jeżeli pam ięć każdego w ażniejszego w ypadku d ziejo
w ego w zbudzają dorocznym i obchodam i n astę p u ją c e pok o len ia, z ja k ąż radością i okazałością pow inna być obchodzona p a m ią tk a owego zd a rzen ia, k ie d y to praw dziw e szczęście zaw itało n a ziem ię?
O tóż dlatego w tym d n iu ta k a pow szechna rad o ść ; otóż dlatego ta k ie ro zc zu la jąc e śpiew y, dlatego tw arz k ażd ą ro zja śn ia uśm iech, i tą n a w e t, n a k tó re j cierp ien ia i tro sk i w yryły swe ślady. J a k św iat długi i szeroki, gdzie ty lk o cyw ilizacja za tk n ę ła swój sz ta n d a r zba
w ienny, w ro zm a ity c h językach brzm i słow o, k tó re to jedno m a znaczenie: „B oże N aro d ze n ie44.
N oc w igilijna! I z tym w yrazem ileż wiąże się w spom nień r a dosnych i sm utnych! D la m łodzieży i dzieci szczególnie, dla k tó rych ta jem n icz e p rzy g o to w an ia w d n iu pop rzed zający m wigilię b yły chw ilam i w ielkiej ciekaw ości, później radosnych n iespodzianek, gdy stan ęły p rz e d drzew kiem u stro jo n y m w św iatełka, przysm aki i za
baw k i, w spom nienia te są n a d e r m iłe. L ecz p atrz c ie na tego sta ru szk a siwego ja k gołąb, lub n a tę sta ru szk ę srebrnow łosą, k tórym w iek sędziw y pochylił głowę k u ziem i, | — im te w spom nienia w y
ciskają łzy z oczu, bo p rzy p o m in ają sobie zam glone la ta m łodości, k ie d y w g ro n ie ro d zin y łam ali się o p ła tk ie m , a serca ich nie znały jeszcze co to boleść. L ecz te ra z wszyscy ich w yprzedzili i podczas gdy oni na tym p ad o le p ła cz u dźw igają jeszcze ciężar starości, ich rodzice, b ra c ia i siostry obchodzą tę uroczystość na godach B a
ra n k a , w k ra in ie błogosław ionych.
Ileż to lu d zi u p ad ły ch fizycznie i m o raln ie, synów i có re k m a rn o tra w n y c h trzeźw ieje i budzi się z grzesznego o d rętw ien ia na w idok przy g o to w ań św iątecznych i liczy pozostałe grosze, ażali s ta r
czą n a p o d ró ż do m ia sta rodzinnego, do ro d zin n e j strzechy. D la
czego? P oniew aż Boże N aro d zen ie p rzy p o m in a im la ta dziecinne, k ie d y to ja k o d ziatk i niew inne b ra ły udział w nabożeństw ie, w k o ściółku p a ra fia ln y m i baw ili się społem w rod zin ie. T eraz, choć to serce oszołom ione i św iatem i jego uciecham i nie je st zdolne tych w znioślejszych uczuć, je d n a k p o d w pływ em tych w spom nień kru szy się i tę sk n i do tych m iłych obrazów .
81! 288 —
Wszyscy się cieszą i obchodzą to św ięto m niej lub w ięcej we
soło. Z apytaj się kógobądź, czy to k a to lik a , czy to p ro te sta n ta , każdy ci odpow ie: „T o Boże N aro d ze n ie", „C h ristm as“ , dzień p o w szechnej radości. Lecz czyż te sam e p o b u d k i są przyczyną ra d o ści jednych i d rugich? Ja k ż e w ielu zadaw ala się sam ą tylk o zm y
słową uciechą, k tó rą to św ięto z sobą przy n o si? Z apom nieć na chw ilę o codziennych tro sk ac h , zasiąść do su to zastaw ionego stołu, odw iedzić swych k rew nych i znajom ych, zabaw ić się w wesołym tow arzystw ie oto cała tre ś ć uroczystości Bożego N aro d zen ia dla b ard z o w ielu ludzi. Co ich tam obchodzi nabożeństw o kościelne, k tó re je st duszą i w yrazem tego św ięta, a dla nich ty lk o czczą ce
rem onią i m arnow aniem czasu, k tó ry m ożna spędzić p rzy ucztach i zabaw ach.
D la dobrego je d n a k chrześcijanina k a to lik a ta doczesność jest ty lk o d o d atn ią do praw dziw ego znaczenia i o b chodu te j w ielkiej uroczystości, i aby dla ducha swego znaleźć właściwy p o k a rm , nie sz u k a go on p rz y zbytkow nych stołach, nie szuka go w hałaśliw ych zgro m ad zen iach tow arzyskich, lecz zw raca oczy swe i du ch a do m iejsca, gdzie p am iątk a tej św iętej rocznicy praw dziw ie się p o w ta
r z a — do kościoła.
W śród n ocnej ciszy, gdy zegar w skazuje północ, rozlega się u ro czy sty głos dzw onu. Za pierw szym odzyw ają się dru g ie, a dźwięki ic h ró żn o to n n e zlew ają się w jed n ą p o tę żn ą h arm o n ię, k tó re j echa n ie sio n e na lek k ich skrzydłach z e firu pły n ą w dal i odb ijają się tysiącznym i dźw iękam i o dom y i drzew a, o góry i p ag ó rk i ta k , iż się zdaje jakoby cała okolica była n ap e łn io n a dzw onam i bijącym i radosny h ejn ał, a to tylko echa dzw onią. W tych radosnych dźwię
k a c h słyszymy jakoby głosy aniołów , w zyw ających nas: „Zbaw iciel się wam naro d ził, pójdźcie i oddajcie M u p o k ło n “ , a w słuchując się w te tajem nicze głosy, p o w tarzam y ja k ongiś pastuszkow ie:
„P ó jd ź m y , a oglądajm y to Słowo, k tó re się C iałem sta ło “ . Zewsząd spieszą tłu m y w iernych do św iątyń rzęsiście ośw ietlonych, n a k tó rych dzw ony wciąż grają.
W szedłszy do św iątyni ta k dobrze n am znajom ej, cóż na w stę
p ie u d erz a nas n a jb a rd z ie j? O to żłóbek — uzm ysłow ienie tej cu
dow nej p am iątk i Bożego N arodzenia. Czy to w skrom nym k o ściółku w iejskim , czy we w spaniałej bazylice, w pierw szym , w p r o stych fig u rk ach , w drugiej, w cennej m ozaice p rzed staw io n a jest ta sam a scena — żłóbek, w k tó ry m n a g arstce siana spoczywa D zie
c iątk o , po b o k ac h p ostacie N ajśw. M arii P a n n y i św iętego Józefa, w koło zaś p ełn e czci fig u ry pastuszków .
Czyż spoglądając n a tę rzew ną scenę pozostaniem y nieczu
łym i? Czyż serca nasze nie rozpłyną się w uczuciach uw ielbienia,
— 289
w dzięczności k u T ej D ziecinie, k tó ra z m iłości k u nam opuściwszy łono O jca n iebieskiego zstąp iła n a ziem ię, aby n as zbaw ić.
P rz y dźw ięcznych głosach c h ó ru „A d e ste fideles la e ti triu m - p h a n te s “ w ychodzi k a p ła n , aby o d p raw ić przenajśw iętszą O fiarę, podczas k tó re j te n sam B óg, k tó ry ty le w ieków w stecz n aro d z ił się z M arii D ziew icy, m a z stąp ić n a o łta rz, aby o d eb ra ć nasz h o łd , n a sze uw ielb ien ie, n aszą m iłość i odp łacić n am za nasze liche d ary zaiste k ró lew sk ą w spaniałom yślnością, p rzychodząc do dusz naszych w K o m u n ii św iętej. K tó ż się b ęd z ie ociągał, k tó ż się b ęd z ie w ahał n ie biegnąć do tego ź ró d ła ożywczej w ody w ytry sk u jącej k u żyw o
tow i w iecznem u? Święci P ań scy w p ad a li w zachw ycenie, rozp am ię- tyw ując tę św iętą ta jem n icę . Św. F ra n cisz ek z A syżu, te n w ielki m iło śn ik Je zu sa betleem sk ieg o w ołał w u n ie sie n iu : „O ludzie! m i
łujcie to D ziecię, bo O no nas p ierw ej u m iło w a ło !“
O to p raw dziw a p o b u d k a do radości i w esela, ja k a nas p o w inna ożyw iać w d n iu Bożego N aro d ze n ia. Posiliw szy du ch a tym duchow nym p o k a rm e m , godzi się nam i ciało p o k rz e p ić d ara m i, k tó ry c h n am O p atrz n o ść u d zieliła i rozw eselić się w k ó łk u ro d z in nym p rz y n ie w in n ej zabaw ie. O bchodząc w te n sposób św ięto B o żego N aro d ze n ia, m ożem y i sam i spodziew ać się błogosław ieństw a Boskiego D zie ciątk a , a życząc naszym bliźnim w esołych Świąt, u fać , iż życzenia nasze się spełnią.
Z pierwszą gwiazdą
Z aw ieja grud n io w a szalała, ciskała w tw arz księdza P io tra grubym , z iarn isty m śniegiem , a w ia tr kąsał ja k p ies zły i sfcarpał długim i p o ła m i su ta n n y sta ru szk a , kroczącego p rze z b iałą d rogę, w iodącą z cm e n ta rz a k u pleb an ii.
S kulił się ksiąd z P io tr , sk ry ł tw arz czerw oną od m rozu w p o d n ie sio n y k o łn ie rz płaszcza, ale w tej sam ej chw ili, ja k b y zaw sty
d zony w y p ro sto w ał się ziuchowato, sp o jrzał zad zio rn ie zaw ieji w oczy i ja k o ś zaczepnie zaw ołał:
— G orzej byw ało, P io trz e dobro d zieju , gorzej, a p rze trw a ło się jakoś!
P rz y sta n ą ł sta ru sze k , by n ab ra ć tc h u , spuścił k o łn ie rz, s trz e p n ą ł śnieg z rękaw ów i ruszył p rz e d siebie dalej, choć w ia tr n ie u staw ał, a śnieżyca się w zm ogła. D robiiym k ro cz k iem szedł p rze z wieś, tu i ów dzie spo zierał n a o k n a m ałych dom ów , p rze z k tó r e
290
p rzezięraty odśw iętnie p rz y b ra n e choinki, o k ry te b ielą w aty, sre b rem nici lub kolorow ych pap ierk ó w .
U w ylotu drogi już blisko p le b an ii, zaw iało ta k silnie, że sta
row ina oprzeć się m usiał o drzew o, by n a b ra ć tc h u , a w ichura rz u ciła m u w oczy cały tu m a n śniegu, k tó ry niby m gła gęsta p rzysło
nił m u w zrok. P rz e ta rł czerw onym fu larem załzaw ione pow ieki i rzucił z pasją:
— M ógłbyś się już p rze stać m io tać, ty zatraceń cze, wszak lo dziś św ięta wigilia!
Było to upo m n ien ie w stro n ę zawieji.
Tuż p rzy samym płocie zatrzym ał go chłop w racający z p le banii.
— N iech będzie pochw alony! A gdzie ksiądz k a n o n ik do
brodziej w ta k ą zaw ieję o zm ro k u w ychodzi? N ie daj Boże, n ie
szczęście gotow e się p rzy tra fić .
" ~ “t( Na w ieki wieków. A cóżeś ty m yślał, że ja do w ieczerzy zasiędę, n ie podzieliw szy się pierw ej op łatk iem z m oim i zm arłym i?
i—■’ Poco to je d n a k ksiądz k an o n ik sam z dom u w ychodzi?
T oć to praw ie św iata nie w idać, a w ichura dm ie ja k sk a ra n ie, nogi zaś jegom ościa d o b rodzieja pew nie n ie tęgie i nie b ard z o się m ogą u p o ra ć ze śniegiem .
— G orzej byw ało, gorzej, a p rze trw a ło się jakoś!
gjfśi A le księdzu k anonikow i już na ósm y krzy ży k schodzi.
— A choćby i na dziew iąty, myślisz, że się ż w iatrem nie u p o ram ? Jeszcze ciebie dogonię. No, ostań z Bogiem ! A opłatki ju ż zaniosłeś?
— O ddałem gospodyni. N iech jegom ość z Bogiem zostan ie, —-7 rze k ł chłop i do ręk i księdza się schylił.
— J u tr o mi tylk o nie zaśpijcie. P a ste rk a o p ią te j. A śpiew ać m acie p o rzą d n ie, całą p ie rsią, ja k się p atrzy . N a pierw sze h u k n ij w organy, ile sił starczy: „B óg się rodzi, m oc tru c h le je 11. N ie żałuj Bożej D ziecinie m uzyki. No, idź już z Bogiem .
— D obrej nocy życzę.
Do pleb an ii już blisko było. K siądz P io tr przyśpieszył k ro k u , tym b ard z iej, że w iatr jakoś ucichnął, a i tłum y śnieżne się za
stanow iły.
W sieni, ośw ietlonej m ałą lam pką olejną, zrzucił ciepły płaszcz z siebie i wszedł do poko ju .
Było tu ciepło, jasn o i m iło.
Na środku p o k o ju stał stół czystym obrusem p rzy k ry ty , spod któ reg o w yglądało siano, snop żyta stal w rogu p o k o ju , a p rzy m a
łym stoliczku k rz ą ta ła się staru szk a, m am rocząc gderliw ie:
— 291
— P o n o si to księdza k an o n ik a d o b ro d zieja po cm en ta rz u w ta k ą zaw ieję o k ro p n ą , p onosi, a tu w ieczerza stygnie i czas za
siadać do wigilii.
— N o, no ju ż zaraz, jeszcze zresztą dość w idno. N ie p o d a w ajcie p rę d z e j, aż pierw sza gw iazda zabłyśnie, — m ów ił ksiądz, zbliżywszy się do o k n a, i w yjrzał p rz e d dom .
N a św iecie p o częło u cich ać, w ia tr m io tał jeszcze zasypy śnie
żne, po d n o sząc je z ziem i z zaciekłością, ale niebo jęło się ro z
ch m u rzać ta k , iż m ożna było spodziew ać się pogody.
K siądz sta ł długo p rz y okn ie i zadum ał się n a d czymś głę
boko. P a n i M ichalska wyszła przygotow ać w ieczerzę. S taruszek przysłuchiw ał się chw ilę, ja k k ro k i jej dudn iły po kam ien n y ch sto
p n ia ch , a p o te m zrzucił z siebie su ta n n ę, po d szed ł do szafy i wy
ją ł z niej sta ry , w yszarzały m u n d u r w ojskow y z rozłożonym i ra b a tam i, k tó re ju ż k o lo r stra c iły ze starości, w łożył go, a p o te m schylił się do p o d łu ż n ej skrzyneczki1 i w yjął z niej sta ra n n ie wyczyszczony b ag n e t i ułożył go n a b ia łej serw ecie stołu. Oczy m u zw ilgotniały ze w zruszenia, k ie d y sp o jrzał n a swego daw nego tow arzysza.
P o chw ili po d szed ł do k lęczn ik a stojącego p o d oknem i u k ląk ł.
M odlił się długo i ża rliw ie, klęcząc z pochyloną głow ą, u stóp k rz y ża z drzew a cedrow ego, n a k tó ry m w isiała m a leń k a p asyjka. W y
liczał ja k iś ró ża n iec p ró śb , b ił się w p iersi, a p o te m głośno i d o b itn ie p o w iedział, p a trz ą c w tw arz C hrystusa na krzyżu:
— A gdybyś m n ie, w szechm ogący K om en d an cie, za p o trz e b o w ał, staw ię Ci się p o k o rn ie p rz e d oczy, a w tedy nie w edle m iary m ych grzechów , ale w edle spraw iedliw ości swej aw ansuj minie, P a n ie . P o w ied ział i pochylił jeszcze niżej głowę, ja k b y czekając od p ow iedzi, a n a złożone w k o rn e j m odlitw ie ręce k siędza ekspo- w stańca spływ ały ciężkie łzy.
W te j sam ej chw ili w eszła do p o k o ju p an i M ichalska i od p ro g u zaw ołała: — W łaśnie zabłysła pierw sza gw iazda, księże k a n o n ik u d o b ro d zie ju , czas siad ać do w ieczerzy. O to są o p ła tk i.
K siądz P io tr u su n ą ł się z k lęcznika na ziem ię. Ju ż nie żył.
W idać usłyszał odpow iedź od P a n a i staw ił się posłusznie n a rozkaz K o m e n d a n ta w szechm ogącego do a p e lu w raju .
P ierw sza gw iazda błyszczała, a gdzieś zdała dochodziło śpie
w anie: „B óg się ro d zi, m oc tru c h le je 11.
M sze św . na in te n c ję A p o sto łó w C udo w n eg o M ed a lika , D o b ro d zie jó w i P r z y ja c ió ł n a szych M is y j o d praw ią się 8, 25 i 31 g ru d n ia . N a d to p o le c a m y ich za w sze O piece B o ż e j i M a r ii N ie p o k a la n ie P o c z ę te j o ra z św . W in cen teg o a Paulo.
ŁUCJAN MACHNIEWSKI
SZARA GODZINA
A. W s p o m n i e n i a :
B yw ają w naszym życiu ta k czarow ne chwile,
Do k tó ry ch m yśl i m arzenie w raca zawsze mile.
N ajdroższym skarbem są o nich w spo
m nienia,
W ym ow nym dow odem szczęścia ist
nienia.
Jak ieś odległe słyszane tony, J a k z dalekiego kościoła dzwony, Jak ieś tajem n e głosy n am nucą, Że chw ile te nigdy, przenigdy nie
w rócą.
I w tedy powoli... pow oli nadchodzi, S zara godzina, godzina w spom nienia, G odzina bólu, szczęścia pragnienia, G odzina złudy — godzina m arzenia.
B. C z a r m ł o d o ś c i :
Słoneczne la ta dzieciństw a, młodości, L a ta bez troski, pełne radości.
Raz w życiu człow iek m łodość p rz e żywa,
Raz też za życia człow iek w niebie bywa.
T oczą się la ta w życiu człowieka, T oczą się szybko, czas p ręd k o ucieka, Do la t m łodości, gdy m yśli w racają, To oczy się zawsze łzam i zraszają.
I w tedy powoli... pow oli nadchodzi, S zara godzina, godzina w spom nienia, G odzina bólu, szczęścia pragnienia, G odzina złudy godzina m arzenia.
C. M a r z e n i e :
I zdaje się w tedy: m łodość to k ra j baśni,
W spaniałe ogrody, p ałac w słońcu jaśni,
Rycerze w żelazie, śliczne, stro jn e panie,
W y p raw a m yśliw ska, zd ała w idać łanie.
C hm ara psów je uporczyw ie goni, I gdzieś tam daleko w gęstw inie toni, Już m yśliw i w racają, szczęśliwe ich
m iny,
Psy obok idą, wóz pełen zwierzyny.
K rajo b raz b aśni znika, pow oli n ad chodzi,
S zara godzina, godzina w spom nienia, G odzina bólu, szczęścia pragnienia, G odzina złudy — godzina m arzenia.
D. W i z j a :
Z m gły p rzed oczym a inny obraz się w yłania,
P rzy k u w a sw ą pogodą, w yryw a z d u m ania,
Jest coraz w yraźniejszy '7=^ to jak a ś biesiada,
Stół duży n ak ry ty , jest ludzi grom ada.
Ach to w igilia N arodzenia P an a, Ro
dzice p ow stają, Ł am ią op łatek i sobie podają, W idzę ro d zeń stw a rozb aw io n e tw arze, K tóre w raz ze m n ą o gw iazdce marzy.
W izja dzieciństw a znika... pow oli n ad chodzi.
S zara godzina, godzina w spom nienia, G odzina bólu, szczęścia pragnienia, G odzina złudy — godzina m arzenia.
E. S e n :
I m elancholia o g a rn ia m ą duszę.
P rzechodzi w p ro st w ból fizyczny, zdaje m i się, że się duszę, Łzy w oczach błyszczą, w sercu dzi
w ny sm utek,
T o w spom nienia drogich chw il skutek.
Znużony... — oczy załzaw ione przy
m ykam ,
Głowę przechylam ... w k ą t fotelu w ty
kam ,
M elancholia odchodzi... b ól już ustaje, Sen pow oli nadchodzi, u kojenie daje.
Lwów, p aźd ziern ik 1934.
Pasterka — Jasełka — Kolędy
P om ysł m szy św iętej p a s te rsk ie j i ja se łe k pochodzi od je d nego z najw iększych św iętych. Św. B o n a w en tu ra w żyw ocie św.
F ra n cisz k a S erafickiego ta k ą opow iada le g en d ę : „Św ięty F ra n c i
szek n a tr z y la ta p rz e d śm iercią przem yśliw ał o tym , ja k b y od świeżyć p am ięć N a ro d zin D zieciątk a Je zu s i ja k b y je czcić z n a j
w iększą uroczystością, celem ro zb u d z en ia nabożnego du ch a w p o w iecie G recio. Żeby zaś nie w zięto tego za ż a rt, co on chce p rz e d się b ra ć, p ro sił i otrzy m ał n a to p ozw olenie O jca św. P oczem kazał z ro b ił ja sełk ę, zanieść siano do g ro ty i p rzy p ro w a d zić tam w ołu i osła. M ając to w szystko, zaw ołał braciszków , lu d n o ść się zgrom a
dziła i las za b rzm ia ł pieśniam i. A ta k cudow na ta noc rów nie była św ietna, ja k u ro cz y sta, już tysiącem gorejących lam p, już rozlega
jącym i się pieśniam i. Słow em , były to dźw ięki p ełn e h arm o n ii i ja sność iście n ie b iań sk a. Sługa boży F ra n cisz ek k lęczał n ab o żn ie tuż p rz y ja sełk ach , zalew ając się obfitym i łzam i i p ro m ie n ieją c we
selem ".
„M sza o d p raw ia ła się w ja sełk ach , a d ia k o n C hrystusów F ra n c isz e k śpiew ał św. E w angelię. N a k o n ie c m iał k az an ie do lu d u o n a ro d z e n iu się u bożuchnego K ró la , a ile k ro ć chciał Go nazw ać po im ien iu , nazyw ał G o pieszczotliw ie b etleem sk im D zieciątkiem 11.
L eg en d a d o d aje, że p ew ie n cnotliw y żo łnierz, k tó ry dla m i
łości C h rystusa p o rzu c ił sta n żołn iersk i, utrzym yw ał, że w idział na jaw ie śp iące w ja sełk ach m a łe d zieciątko cudow nej piękności. Była to p ie rw sz a m sza p a s te rsk a i pierw sze jasełka.
Z zak o n em fra n ciszk ań sk im , k tó ry przy b y ł do P o lsk i w w ie
k u X I I I , d o sta ł się i do nas zwyczaj jasełek i pieśni n a cześć D zie
ciątk a.
F ra n c isz k a n ie bow iem m ieli n iezrów nany d a r u p rz y stę p n ia n ia w szystkiego i zam ien ian ia najszczytniejszych pom ysłów w co d zien n ą p ra k ty k ę życia p ro steg o , ubogiego ludu.
Św. F ra n cisz ek , p ro szą c P ap ie ża H on o riu sza o pozw olenie wy
staw ienia w ja sełk ach a k tu n a ro d z in C hrystusa, w iedział, że u b o dzy noszą w sercu ja k b y uczucie żalu do spraw iedliw ości Bożej za n ie ró w n y rozd ział daró w n a ziem i. Św. F ra n cisz ek ubóstw o um iło
wał n a d w szystko i sam stal się najuboższym z ubogich. C hciał więc p o k a z a ć ludow i try u m f u bóstw a w tych ja sełk ach b ied n ej stajen k i, k tó rą za k o le b k ę o b rał sobie Syn Boży.
K o m u oznajm ią aniołow ie n a jp ie rw W ielką N ow inę? Czy m o
żnym i b o g aty m ? N ie, p astuszkom , ubogim ro ln ik o m , k tó rz y sły sząc, że „Z baw iciel u ro d ził się w u b ó stw ie", dzielą z nim swoją ch u d o b ę i znoszą m u dary . U bodzy obdarzający Boga, uprzedza-
294 —
jacy w te j ofierze sam ych kró ló w W schodu, ja k aż to dla nich p o ciecha! P ro staczek , n ęd zarz ta k podn iesio n y n a duchu, n ie m a już czego zazdrościć m ożnym . W idowisko żłóbka przyjęło się m iędzy ludem .
R eligijne zd arzenie m iało z p o cz ątk u p ro stą fo rm ę : żłóbek, siano, byd lątk a.
K ap łan i intonow ali hym n am b ro zjań sk i w N arodzeniu P a ń skim , a lud m oże śpiew ał chórem je d n ą z tych p ro sty ch , śpiew a
nych sekw encyj św. B e rn a rd a.
W m iarę ja k rosło zam iłow anie jasełek , m nożyły się osoby na scenie, rodziły się piosenki w gw arze ludow ej.
Ja sełk a z biegiem czasu doznały rozszerzenia i zam ieniły się w obrzędy, odgryw ane w kościołach podczas uroczystości N arodzin Zbawiciela.
Zwyczaj te n p rzyjął się ta k sam o we W łoszech, F ra n c ji, H i
szpanii, Anglii i N iem czech. Św ietnym czasem tych obrzędów był w iek XV i część XVI-go. Z przyjściem refo rm y L u tra k ato lic k ie w ładze duchow ne zakazały obrzędów tych ze w zględu n a pew ną dow olność, k tó ra w raz z p ro testan ty z m e m w k ra d ła się do obrządu.
W tenczas ta k ą grę jasełek u sunięto za progi kościoła, zo sta
w iając podtrzym yw anie tego zwyczaju żakom , k tó rzy obchodzili
„z szopką“ od dom u do dom u, śpiew ając k antyczki.
Do dziś dnia obchodzą chłopcy z szopką i śpiew ają kolędy.
Ja sełk a zaś nie pow róciły co p raw d a w o bręb kościoła, lecz doznaw szy przeró żn y ch p rze ró b e k , gryw ane są na scenie przew aż
nie am atorskiej i stanow ią u lubione przed staw ien ie naszego ludu w iejskiego oraz szerokich -sfer m iejskich.
K antyczki czyli k olędy pow stały m niej w ięcej w tym samym czasie co jasełka. Stw orzył je w dużej części lu d p ro sty , to też fo rm a ich niew yszukana i nieozdobna. L ecz za to u jm u je n as szczerość, b ezpośredniość, ochota, a n ie ra z rubaszny hu m o r.
Im iona autorów kolęd są n iezn an e, ta k ja k im iona m alarzy średniow iecznych, u k tó ry c h pobożne n a tc h n ie n ie zastępow ało um iejętność.
M ożnaby też pow iedzieć, że sztuka była w tenczas od Boga, a w Bogu była sztuka. K to złożył pieśń, nam alow ał o b razek , wy
k u ł posążek,- nie śm iał głosić swego nazw iska, bo n ajp ierw , że u tw ó r jego d any był na o fiarę, a po w tó re, że a rty sta nie uważał go za swoją w łasność. Było to n iejak o ro d zajem w spółzaw odnictw a i popisu, żeby w n adchodzące św ięta Bożego N aro d zen ia, w tej lub in n e j p a ra fii dała się słyszeć now a k o lę d a z w tórow aniem chóru śpiew aków lub organów . M elodię b ran o najczęściej z m uzyki świe
ckiej, zasłyszanej na pańskim dw orze.
295 —
N a pięk n o ść ko lęd , k tó ry m i długie w ieki g ardzili uczeni, po ra z pierw szy zw rócił uw agę A dam M ickiewcz w w ykładach p a ry skich.
W czasach najnow szych, dzięki w ykładom pow szechnym , u rz ą dzanym p rzez gro n o pro fe so ró w u n iw ersy te tu dow iedzieliśm y się, ja k to k o lę d y dziw nie u k o ch a ł n a ró d polski, ja k je ceni, pielęg n u je, a do dziś dn ia śpiew a.
□ g aT ftri1 i.Jg arsra rK sr- w t m h i u h - w-w T m - r o n -, w ^ — - .
Papież i dzieci
W d n iu 20 V II w C astelgandolfo o-dbyła się w zruszająca u ro czystość au d ien c ji, ud zielo n ej p rze z O jca św. czterem tysiącom dzieci z całej I ta lii, przybyłym do R zym u dla o trzym ania z rą k P a p ieża n a g ró d z k o n k u rsu katech ety czn eg o , zw anego „rzy m sk im ", p oniew aż udziela zw ycięzcom przy w ileju przybycia do R zym u i oso
bistego p rzy ję cia n ag ro d y z rą k O jca św. O rganizacja dzieci b io rących u d ział w tych k o n k u rsa c h , święci obecnie dziesięciolecie swego istn ie n ia , licząc dziś 160 tysięcy członków .
A u d ien c ja obfitow ała w w iele scen w zruszających. P rz y b y w ającego n a au d ien c ję P ap ie ża , dzieci p ow itały radosnym i o k rzy k am i i odśpiew aniem pieśni. R ozpoczęła się d efilad a dzieci sk ła d a
jący ch O jcu św. d a ry : w oreczki ze zbożem , sym bolizującym ofiarę c h leb a d la b ied n y ch , dw adzieścia tom ów w ypracow ań dziecięcych n a te m a t K ościoła, P ap ie ż a i m isyj.
O jciec św. w p rze m ó w ien iu swym w yraził rad o ść z pow odu ta k w spaniałego w idow isk?, k tó re do m łodzieńczego bicia p o b u d z a Jeg o serce, serce osiem dziesięcioletniego sta rc a, i gdy d zięk u ją c za d ary , zaznaczył, że n a jc h ę tn ie jb y m ilczał, m usi je d n a k p rz e m ów ić, gdyż obecni oczekują słów Jego, dzieci głośnym i o k rzy k am i: ta k ! ta k ! p rze rw ały na chw ilę m ow ę p ap iesk ą. O jciec św.
ra d u je się n ie zm iern ie z płodów działalności d ziesięcioletniej o rg a
nizacji, b u d u ją c e j w sercach przybyłych i ich tow arzyszy św iątynię duchow ą. W ziem skiej naszej w ędrów ce m usim y w ciąż u d o sk o n a
lać się p rze z p ra k ty c z n ie ch rześcijańskie życie i uczestniczenie w sa k ra m e n ta c h św iętych, aby .B óg w idział w duszach zaw sze czy
stość, niew inność i m iłość. P rz y p o m in a ł d alej O jciec św., że dzieci k a to lic k ie stanow ią z a ro d ek A kcji K ato lick iej i w yraził p ra g n ie n ie, aby te n id e a ł u tw ie rd z ał się coraz silniej w ich życiu. B łogo
sław ił n a s tę p n ie obecnym i ich rodzinom , k tó re stanow ią pierw sze pole A k cji K ato lic k ie j, ich b iskupom i duszpasterzom , do b rze za
służonym w k sz tałcen iu dusz, w szczególności zaś błogosław ił m ło
d ocianym uczniom niższych sem inariów , k tó rz y już słyszą głos Boga naw o łu jący ich n a drogi uśw ięcenia.
List X. Krzyżaka, m isjonarza w Chinach do X. A. Króla, Dyr.
Krajowego Papieskiego Dzieła św. Dziecięctwa P ana Jezusa
K ochany i Czcigodny K sięże D yrektorze!
Od Nowego R o k u je ste m już na placów ce w K iu-lu u ks. F r.
Staw arskiego. Czujem y się dobrze, ty lk o w oda je st tu ta j słonawo- gorzka, do k tó re j trze b a się przyzw yczaić. P ra c y m am b ard z o wiele ta k , że jesteśm y ustaw icznie w zajęciu. Cieszymy się z tego bard zo , albow iem m ożem y oglądać już owoce te j p rac y . L u d g arn ie się do Boga, chrztów m am y w iele, gdyż tylk o w sam ym naszym d y strykcie udzieliliśm y ch rz tu św. tego ro k u przeszło 300 C hińczykom . Byłoby jeszcze w ięcej chrztów i naw róceń, gdybyśm y m ieli tylk o środki n a w ybudow anie k ate c h u m e n a tu dla m ężczyzn w K iu-lu. T era z je d n a k n ie m ożna m yśleć o w ybudow aniu dom u dla poczciw ych pogan, chcących uczyć się u nas k atech izm u i przygotow ać się do ch rz tu św., gdyż ks. S taw arski, m im o swej energii i zapobiegliw ości, w iele m a długów, naw et nie m a funduszów na k u p ie n ie k o ro n e k , m e d ali
ków , krzyżyków , obrazków i t. p. dew ocjonalii, bez k tó ry c h n ie m ożna ruszyć się na misije. P rzychodzi kiedyś do m n ie nowo- ochrzczony chrześcijadin i p ro si o k o ro n k ę , m ów iąc, że już oddaw na m odli się tylko n a palcach. P rzeszukałem w szystkie m o je sk ry tk i i znalazłem o statn ią k o ro n k ę z P olski, k tó rą m u w ręczyłem . Dziś n ie jed n e m u starcow i ozy też dziecku trze b a odm ów ić k o ro n k i, alb o wiem ks. S taw arski n ie m a n a to pieniędzy. A k ocham y p ra c ę m i
syjną i jesteśm y z niej zadow oleni i cieszymy się, że m ożem y zd o byw ać dla C hrystusa now e dusze p ogan i przyczyniać się w te n spo
sób do rozszerzania K ró lestw a na ziem i. T ru d y n a s n ie zra żają, ale przeciw nie, im w ięcej zm ęczonym i kładziem y się n a spoczynek n o cny tym szczęśliwszymi się czujem y. Na w ypraw y m isyjne udajem y się nie n a k oniach, albowiem u trzy m an ie kon ia tu ta j b ard z o dużo kosztuje, lecz tylko n a zw ykłych row erach. A trz e b a w iedzieć, że nasz te re n m isyjny je st b ardzo piaszczysty, dlatego też ja zd a zwy
kłym row erem je st b ard z o m ęcząca. Z tego też pow o d u zapadłem naw et tro c h ę n a zdrow iu, ale B ogu dzięki przyszedłem ju ż do sie
bie. L u d chiński jest dobry, m im o że bied a b ard z o im dokucza. Musi się m u dać niem al każdą k o ro n k ę , każdy m e d alik czy też obrazek, albow iem gdzie oni k u p ią to w szystko w tym k ra ju pogańskim . N ajnieprzyjem niejszą rzeczą je st dla m nie, gdy m uszę m u' pow ie
dzieć nie m a, brak ło ... — N aw rócił się te n b ie d n y poganin^ pow y
rzucał z dom u bałw any, p rzy ch o d zi do m nie po ob razek i/., nic nie otrzym uje, bo m isjonarz już n ie m a. R ozdaję tylk o to co otrzym am od ks- W itaszka lub ks. Staw arskiego, ale to zaraz znika. Z całą ufnością polecam m ą spraw ę O patrzności Bożej i m am n ad zieję, że znajdą się dusze w spaniałom yślne w śród m oich ro d ak ó w w Polsce i pom ogą m i w tym dziele rozszerzania k ró lestw a C hrystusow ego na D alekim W schodzie. Ks. K r zy ża k C. M.
Dziecko Marii a akcja misyjna
T ro sk a O jca św. P iu sa X I o dziedzinę m isy jn ą przeniknęła cały św iat k ato licki. P o tę żn y głos S tolicy A postolskiej d o tarł niem al do każdego zak ątk a E u ropy.
W e w szystkich ośrodkach m yśli katolickiej w re intensyw na p raca n ad rozbudow a
niem św iatopoglądu katolickiego w dalekich k ra ja c h W schodu w duchu E w angelii i zasad K ościoła.
N a zew N am iestnika C hrystusow ego do usilnej pracy n a polu m isy jn y m — w y ru szy ły w szystkie n aro d y katolickie, niosąc św iatło w iary do narodów pogań
skich. W y ru szy ła i P o lsk a i dla spełnienia n ajk ard y n aln iejszeg o obow iązku, w y rażonego w słow ach Boskiego Z baw cy: «Idźcie, nauczajcie w szystkie narody» — niesie Czcigodne Im ię Jezusow e po przez lądy szerokie i m orza, p rzed króle i n a
rody, głosząc chw ałę n ajsłodszego im ienia M arii i razem ze św iatłem w iary i św ię
tością obyczajów , w przedziw ny sposób szerzy także k u lt M arii N iepokalanej.
M aria bow iem , ja k o W spółodkupicielka ro d z aju ludzkiego, zazd ro sn a oka
z u je się o te m ilionow e rzesze dusz nieśm iertelnych, błądzących i ginących w ciem
nościach i O n a to m iłościw ym Sw em Sercem i dłonią pociąga i prow adzi dziesiątki oddanych sobie serc, serc b o haterskich P o lak ó w do żm udnej, ale błogiej w skutkach pracy w W in n icy P ań sk iej n a polu m isyjnym . P o ciąg a i prow adzi świeckich i kapłanów , a m iędzy innym i księży i siostry ze zgrom adzeń św. W incentego a Paulo.' Ju ż w 1 7 w ieku w idzim y w Chinach obok innych Z grom adzeń synów , a p o tem i córki św . W incentego. — D ziś m ają oni kilkanaście w ik ariató w i pla
ców ek m isy jn y ch pod opieką sw ego Zgrom adzenia.
W 19 35 ro k u zab iera nam św iatłego, a w ypróbow anego w służbie C hry
stusow ej b o jo w n ik a w osobie D y re k to ra S tow arzyszeń D zieci M arii C entrali Cheł
m ińskiej czcigodnego K s. W . Jęczm ionki — do Chin n a placów kę m isyjną w S huntehfu.
I oto P a n żniw a zaw ołał obecnie i do n a s: «P ójdźcie i w y do w innicy m o jej, żniw o bow iem wielkie, a robotników mało*. S etki m ilionów pogan czeka, aby
ście im nieśli św atło w iary.
Słusznie zastosow ać m ożem y w ołanie to i do naszej org an izacji M ariańskiej, z tą chw ilą bow iem w chodzim y w szeregi apostołów , gdyż razem z naszym ziem skim opiekunem i n am P a n Jezu s pow ierza S w o je Boskie Posłannictw o, t. j. apo
sto lstw o — to ideał C h ry stu sa P an a, którem u- pośw ięcił się aż do śmierci.
— 298 —
Choć nie w szyscy jechać m ożem y na m isje zagraniczne, w szyscy jednak odtąd udział w nich bierzem y i udział b rać m usim y drogą m odlitw y ofiary i w spół
pracy.
M y Dzieci Marii za łaskę wielką ze strony Boga poczytywać sobie winne- śmy posiadanie między najbiedniejszymi duszami pogańskimi takiego rzecznika Chrystusowego. Z łaską apostolstwa przyjdzie do Stowarzyszenia i poszczegól
nych jego członkiń duch ofiary dla Boga i bliźnich, ucząc nas zaparcia siebie. Ł a ska apostolstwa wzmocni ducha w iary w nas, niosąc bowiem innym światło wiary, same głębiej przejmiemy się duchem tej wiary.
Ł aska apostolstw a spotęguje w nas pragnienie dążenia do w łasnego uświę
cenia, bo apostolstw o to szczyt doskonałości.
Współpracą w dziele misyjnym jest obowiązkiem każdego chrześcijanina a w szczególności, że tak powiem — Dzieci Marii.
W spółpracow ać w dziele m isyjnym pow inna każda z nas, bo tak a jest wola sam ego P a n a Jezusa, tak i je s t Jego rozkaz w y raźn y i stanow czy.
W ypływa to z ustalonego od Boga porządku zbawienia: «Bóg chce, aby ludzie byli zbawieni i doszli do poznania prawdy» (I Tym . 2, 4). — W szyscy są odkupieni przez śmierć Pana Jezusa na Krzyżu» i nie masz w żadnym innym zba
wienia. Albowiem nie jest pod niebem inne imię dane ludziom, w którymbyśmy mieli być zbawieni». (Dz. 4, 12). .
Z d rugiej strony zaś ja k to n a licznych przykładach S tareg o i N ow ego T e
stam entu w idzim y, Bóg nie zbliża się bezpośrednio do ludzi, by ich pouczać ó' praw dach w iary i udzielać im łask do zbaw ienia potrzebnych, lecz posługuje się do tego innym i ludźm i. Bóg chce zbaw iać ludzi przez ludzi.
A kcja m isyjna wypływ a dalej 'z przykazania miłości, która jest podstawą w chrześcijaństwie: «Po tym poznają was, żeście uczniami moimi — powiedział Pan Jezus, — jeśli wzajemnie miłować się będziecie». (Jan 13, 35).
To przykazanie obowiązuje nas, żebyśmy szczerą miłością obejmowali wszy
stkich ludzi. Obowiązuje nas, żebyśmy miłowali wszystkich nie tylko słowami i uczuciem ale i czynem. Przykazanie to każe nam wspierać bliźniego, znajdującego się w potrzebie,. każe nam go wspierać tym częściej i tym wydatniej, im większa jest nędza po jego, a możność wspierania po naszej stronie.
Znamy to przykazanie, ale na nieszczęście pojmujemy je zbyt materialnie:
pamiętamy często o doczesnej nędzy bliźniego, a mało kiedy o jego nędzy ducho
wej. W zrusza nas widok kaleki okrytego łachmanami, a nie wzrusza nas myśl o bli
źnich bez porównania biedniejszych, bo pogrążonych w skrajnej nędzy ducho
wej — w ciemnościach pogaństwa i w cieniu śmierci.
A jakaż to jest ta dola pogan?
JeŚli nie znając z własnego doświadczenia kraju pogańskiego wczuć się chcemy w dolę ich mieszkańców, to zastanówmy się nad sobą i w myślach usuńmy Chrystusa z serca i umysłu swego, z życia rodziny i z życia społecznego i państwo
wego. Chrystus jest słońcem szczęścia dla jednostek i dla rodzin, zasady Chrystusa są osią równowagi społecznej, przykazania Chrystusa są podstawą dobrobytu i ostoją państwa. Usuńmy, mówię, w myślach Chrystusa ze serca i umysłu swego, usuńmy Go w myślach z rodzin i ze społeczeństwa, a okaże się oczom naszym obraz nędzy, w jakiej żyją poganie. Całe szczęście i całe bogactwo nasze polega