• Nie Znaleziono Wyników

Adres Redakcyi: KRUCZA JSfo 32. Telefonu 83-14.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Adres Redakcyi: KRUCZA JSfo 32. Telefonu 83-14."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: r o c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.

Z przesyłką pocztow ą r o c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R e d ak cy i „ W s z e c h św ia ta " i we w sz y stk ic h k się g a r­

n iach w k ra ju i za g ra n ic ą .

R e d a k to r „W szech św iata'* p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o re m w lo k a lu r e d a k c y i.

A d r e s R ed a k cy i: K R U C Z A JSfo 32. T elefon u 83-14.

f f v' ^ y / 1 4 - /

jsfo. 4 5 (137&). W a rs z a w a , dnia 8 listo p ad a 1908 r. T om X X V I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R Z Y S Z Ł Y P O W R Ó T K O M E T Y H A L L E Y A .

S ły n n a w dziejach astro n o m ii kom eta Halleya,—pierw sza, k tó re j d ro g a została dokładnie o b l i c z o n a ,- u k a z a ł a się o statni raz m ieszkańcom Ziemi w r. 1835, i w ła­

śnie w k r ó tc e zno w u m a do n a s zawitać.

W śród prac, j a k i e spo d ziew an y jej po­

w ró t wywołał, celuje su m ien n ością o p ra ­ cowania i ja s n o ś c ią zarazem a rty k u ł H. C. W ilsona, zam ieszczony w zeszycie m ajow ym „ P o p u lar A s t r o n o m y “, z k tó re ­ go tre ś c ią m am z a m ia r zapoznać czytel­

ników W sz e c h ś w ia ta .

Okres wielkiej tej k o m e ty zm ieniał się w ciągu o s ta tn ic h siedm iu stu leci od 74Va aż do 79 lat, w s k u t e k p e rtu rb a c y j w y w o ła n y c h przez p rz y c ią g a n ie Jow isza i S atu rn a. J e j dro ga dokoła słońca j e s t bardzo w ydłużona: w p e w n y m punkcie zbliża się k u słońcu bardziej niż W enus, p u n k t zaś od słońca na jodleglejszy zn a j­

d u je się za o rb itą N e p tu n a , n a odległo­

ści przew yższającej 35 r a z y odległość ziemi ód słońca. K om eta ta b y ła o b se r­

w ow an a za każdem sw e m u k a z a n ie m się,

począw szy od r. 1222, i bard zo j e s t pra- wdopodobnem, że utożsam ienie wielkich k om et r. 1145 i 1066 z k o m etą Halleya należy uw ażać za uzasadnione. U to ż s a ­ m ienia sięgające epok w cześniejszych są mniej lub więcej niepew ne, ja k k o lw ie k d w a z nich, odnoszące się do r. 451-go i r. 760 go są bardzo praw dopodobne.

Kom eta Halleya m a z a te m swoję hi- storyę, o b e jm u ją c ą przeszło ośm stuleci;

w ciągu tego czasu w racała ju ż do nas jed e n a ście razy, a za każd em jej u k a z a ­ niem się obserw ow ano j ą i opisywano.

Można było j ą widzieć zawsze okiem nie- uzbrojonem . Ogon je j pozornie zmieniał się b ard zo w różnych okresach, co p r z y ­ p isać należy m niejszem u lub w ięk szem u ośw ietleniu nieba, na którego ciem nem tle w ystępow ała, ja k o też okoliczności, że ogon te n w ro zm a ity c h epok ach był w i­

dziany z ziemi pod różnemi kątam i. W r.

1066 uka z ała się, ja k o „gw iazda s tr a s z ­ na, postra c h w całej Europie s z erz ą ca 11.

W Anglii uw ażano j ą za przepow iednię try u m fu najazdu. W r. 1145, po dług Chińczyków, 14 m a ja ogon je j wynosił 10° długości. W r. 1222 była widzialna w sierpn iu i w rz e śn iu ja k o p iękna g w ia ­ zda pierw szej wielkości, z szerokim ogo­

(2)

~ 706 W S Z E C H Ś W IA T JMa 45

nem. P o d łu g C hińczyków , ogon m iał 30 łokci długości. W r ; 1301 oraz 1378 b y ła w idoczna w c ią g u sześciu ty g o d n i.

W r. 1456 z a ję ła s z m a t p r z e s trz e n i d łu ­ gości 70°, siejąc p o s tr a c h w całej E u r o ­ pie. Była w idzialna p rzez m iesiąc. W l a ­ ta c h 1531 i 1607 Kepler opisał tę k o m e ­ tę, j a k o gw iazdę pierwszej Wielkości, lecz ogon j e j b ył t a k m ały , że m ożna było n a w e t w ą tp ić w ogóle o j e g o istn ien iu . W r. 1682 k o m e ta zw ró ciła n a siebie u w a g ę tylk o a stro n o m ó w . Ogon liczył od 12 do 16°. T e n p o z o rn y u p a d e k k o ­ m e ty w y w o ła ł o baw ę wśród astro n o m ó w , żti w r. 1759,— epoce pierw szego przep o­

w iedzianego p o w r o t u , — nie będzie ona może wcale widoczna. W s z e la k o położe­

nia je j b y ły obliczone o ty le ściśle, że dwaj a s tro n o m o w ie jednocześnie o d n a ­ leźli j ą zapomocą s ła b y c h p rz y r z ą d ó w jeszcze na trz y m iesiące przed prze jście m

przez p u n k t przysłoneczny *). Była d o­

brze w id z ia ln a n a d ru g ie j półkuli, i w pewnej chwili ogon je j w ynosił 47° d łu ­ gości. W r. 1835 obserw ow ano j ą w cią g u całego października, nie p osia d a ła wielkiego blasku, a ogon je j liczył 20—

30° długości.

W o b e c blizkiego p o w ro tu k o m e ty Hal- leya w r. 1910, n a s u w a się sam o przez się p y ta n ie , czy u k a ż e się n a m w o k o ­ licznościach p r z y ja z n y c h lub n ie p r z y ja z ­ n y c h . Mamyż spodziewać się wielkiej i w sp aniałej k om ety , j a k w r. 1456-ym, czy ciała w z ględnie niepozornego, j a k w r. 1607-ym, czy też zw yczajnej kom e­

ty, j a k w r. 1835? Odpowiedź n a to p y ­ t a n ie u ła tw i n a s t ę p u j ą c a tablica, w k t ó ­ rej z estaw ion e są e le m e n ty o r b ity k o m e ­ ty! w yprow adzone z o b se rw ac y j, p o c z y ­ n io n y c h w ró żn ych epokach, oraz z a łą ­ czony d y a g r a m a t .

’) P u n k t o rb ity n ajb liż szy słońca, p e rih e liu in .

E L E M E N T Y PRZYBLIŻONE KOMETY H A L L E Y A , ZR EDUKOW ANE DO PUNKTU RÓWNONOCNEGO 1910 roku.

K ą t w ęz ła w scho- D łu g o ść N a c h y le n ie j ,. ,

P rz e jś c ie przez p u n k t d zącego, w p u n - w ęzła o rb ity ^ 0 0 °. Czas trw a n ia p rz y sło n e c z n y k cie p rzy sło n ecz- w sch o d zą- w zg lę d em ° o b ro tu

451 lip iec 3 760 czerw iec 11 1066 k w ie c ie ń 1

1145 29

1222 w rz e sie ń 15 1301 p aź d ziern ik 22 1378 lis to p a d 8 1456 cz erw iec 8 1531 sie rp ie ń 25 1607 p a ź d z ie rn ik 27 1682 w rz e sie ń 14 1759 m a rz ec 12 1835 lis to p a d 16 1910 m aj 10

n y m 108,°5 107, 5

105, 6 107, 77 104, 82 104, 30 107, 25 109, 26 110, 65 110, 64 111, 54

cego e k lip ty k i

53,°3 16°

52, 5 17

51, 6 54/17 50,08 50,77 52,66 54,35 55,92 56,19 57,18

16,5 17,9» 17.62 17.00 17,14 17.76 17.62 17.76 17,78

necznego 0,60 0,60

0,67 0,584 0,581 0,579 0,585 0,583 0,585 0,586 0,59

79 la t 77 „ 79 „ 77 „ 77 „ 75 „ 76 „ 74 „ 76 „ 76 „ 74 „

(R u c h w ste cz n y ).

D y a g r a m a t z o s ta ł s p o rz ą d z o n y n a p o d ­ s ta w ie e fe m e ry d k o m e ty , obliczonych przez P.-E. S e e g ra v e a (P rovidence, Rho- de Island), a e le m e n ty je j s ą t a k blizlde ele m en tó w p o d a n y c h w o s ta tn im w ierszu naszej tablicy, że różnice nie m o g ą w p ł y ­ n ą ć isto tn ie n a p o sta ć d y a g ra m a tu . See- g r a v e p r z y jm u je 10-ty m a ja za d a tę p rzejścia k o m e ty przez p u n k t p r z y s ło n e ­

czny. B a d a n ia Cowella i C rom m elina poda ją d a tę bliższą: kolo 8-go k w ie tnia . P o r ó w n y w a ją c te dane z d a n e m i tablicy, widzim y, że o dp ow iadają one dość ściśle dacie p u n k t u p rzysłonecznego r. 1066, k ie d y k o m e ta m ia ła w y g lą d bardzo w s p a ­ niały.

W id a ć z tab licy, że, je ś li p r z y jm ie m y l a t a 451 i 760 za l a t a u k a z a n ia się ko*

(3)

M 45 W SZEC H ŚW IA T 101 m e ty Halleya, t a o s ta tn ia przechodziła

przez p u n k t p rzy słon e cz n y w ciągu w sz y ­ stk ich m iesięcy rok u, z w y j ą tk ie m s ty ­ cznia, luteg o , m a ja i g ru d n ia . K om eta zdaje się najlepiej widoczną, g d y jej przejście przez p u n k t przy sło n e c z n y przy ­ pad a w k w ie tn iu , czerwcu, lipcu i listo ­ padzie. Ł a tw o to tak ż e zauw ażyć n a z a ­ łączonym d y a g ra m a c ie .

W y z n aczen ie d ro g i k o m e ty H a lle y a dla je j p rz y ­ szłego p o w ro tu oraz p o łożenie p la n e t w r. 1910.

K r z y w a p r z e r y w a n a p rze d s taw ia część o rb ity k o m e ty przy p a d a ją c e j pod płasz­

czyzną ekliptyki; k r z y w a ciągła, zawie­

r a ją c a d a ty od 12 lutego do 3 czerwca, powyżej tej płaszczyzny. Poniew aż n a ­ chylenie orbity k o m e t y w zględem eklip­

t y k i w yn o si p raw ie 18°, c zytelnik pow i­

nien przypuścić, że ta część d y a g ra m a tu j e s t w zniesiona n a d płaszczy zn ą papieru, począwszy od linii węzłów, o k ą t 18°, tak, że p u n k t d a to w a n y 2 m aja j e s t praw ie n a jw yższy m p u n k te m krzyw ej.

W y o b ra ź m y sobie teraz, że Ziemia po­

ru sz a się w płaszczyźnie ry su n k u , a k o ­ m e ta na k rzyw ej w zględem r y s u n k u n a ­ chylonej, i że t a o s ta tn ia przechodzi przez p u n k t p rzysło n eczny w m iejscu o znaczonem na r y s u n k u 10 maja. Kom eta okaże się n ajbliżej Ziemi w sąsiedztw ie

(p unktu) 11 m aja, i podczas pierwszej połowy m a ja oba ciała n iebieskie będą w zględnie dość do siebie zbliżone*

Jeśli przejście przez p u n k t przysłone­

czny p rz y p a d a w czerw cu lub lipcu, to zauw ażyć łatwo, że ko m eta zbliża się n a jb a rd zie j do Ziemi właśnie w okresie p u n k tu przysłonecznego, g dy ogon jej dosięga m a x im u m rozwoju, oraz g dy ko*

m e ta j e s t n ajbardziej w zniesiona ponad płaszczyzną ekliptyki; j e s t ona wówczas d o stateczn ie na północy, b y by ć widocz­

n ą wieczorem i rano. W r. 1456 był okres, k ie d y widziano j ą n a półkuli pół-, nocnej w ciągu n o cy całej.

Z p u n k t u w idzenia położenia kom ety, w a ru n k i są n a w e t lepsze, jeśli przejście przez p u n k t przysłon eczn y p rzy p a d a w sierpniu, w rz e śn iu i październiku, ale ko­

m e ta zbliża się wów czas najbardziej do Ziemi, g d y ogon je j nie dosięgnął je s z ­ cze m ax im u m rozw oju. Dodać je d n a k i należy, że doskonałe położenie k o m e ty n a niebie w ciągu pa ź d zie rnika okupuje hojnie nikłość ogona;— ta k było w r. 1835.

Gdyby k o m e ta była wówczas przeszła w polu Ziemi o dw a tygodnie później, odległość je j 20-go pa ź d zie rnika w y n o si­

ła b y 24 135 000 kilom etrów i ogon byłby daleko bardziej rozw inięty.

Zajm ijm y się tera z przyszłym powro­

te m k om ety. W chwili obecnej (w m aju 1903) z n a jd uje się ona m iędzy orbitami Jo w isza a S a tu rn a . W k rę g u orbity J o ­ wisza będzie dopiero po 1-ym m arc a 1909 r. B yć może, że zapomocą wielkie­

go teleskopu lub a p a ra tu fotograficznego będzie można w y k ry ć gościa ju ż w c ią ­ g u przyszłej zimy. Jeżeli posiadam y do­

brze sporządzone efem erydy, możemy rozpocząć p o szu kiw an ia ju ż we wrześniu r. b. Koło w rześn ia lub p aździernika r. 1909 k o m e ta ukaże się j a k o o krągła m gławica, gdyż ogon jej będzie w k ie ­ r u n k u Ziemi przeciw nym . Je śli p u n k t przysło neczny p rzy p a d n ie 10 m aja, ko­

m e ta zagubi się za słońcem w ciągu pierwszej połowy kw ietnia, i znowu u k a ­ że się n a niebie ran o w pierw szych dn iac h maja; blask jej dosięgnie szczytu w końcu m iesiąca, ale zorza w znacz­

nym s to p n iu przyczy ni się do z m n ie jsz e ­

(4)

?0d W SZE C H ŚW IA T M 45

n ia w rażenia, k tó re , g d y b y nie t a oko­

liczność, m ogło b y b y ć potężne. P r z e j ­ dzie on a w s ą sie d z tw ie (p u n k tu ) 1 c z e r ­ w c a m iędzy Ziemią a Słońcem , a w ó w ­ czas być może, że, pom im o tego, iż gło ­ w a k o m e ty u k a ż e się o zm ierzch u , bę ­ dzie o n a j e d n a k p rz e d s ta w ia ła w id o k im ­ p o n u jąc y , ogon j e j b o w iem rozw inie się olbrzym io p on a d nami. Po u p ły w ie czer­

wca, k ę d z ie rz a w a g w ia z d a będzie ś w ie ­ ciła rano, n a zachodzie, b la s k ie m z m ie n ­ nym , lecz naogół dość silnym .

J e śli d a ta p rze jścia p rzez p u n k t przy- sło neczny p rzy p a d n ie 8 k w ie tn ia , j a k p rzy p u sz c z ają Cowell i C rom m elin, to okoliczności m o g ą być zgoła różne. M u­

s ie lib y ś m y wów czas z m n ie jsz y ć o 32 dni w s z y s tk ie d a t y s c h e m a tu b ie g u k o m ety . Z niknie ona w m a r c u i znowu u k a ż e się w kw ietn iu. Zbliży się do Ziemi w o k re ­ sie, g d y przejdzie m iędzy n a s z ą p la n e tą a słońcem , w m aju, lecz w ów czas będzie tak ż e bardzo blisk a słońca, ta k , że w epoce teg o u k ł a d u n ie b ę d z ie m y mogli p raw d op od ob nie w cale j e j widzieć w c i ą ­ g u 2— 3 dni. Kilka dni p rze d t ą epoką, t. j. koło 1-go m aja, będzie p ra w d o p o ­ d obnie św ieciła wielkim b lask ie m rano, a w c ią g u d ru g ie j połowy m a j a s ta n ie się p ię k n ą g w ia z d ą w ieczorną.

Co istotnie u d e rz y ć m u si u w a g ę cz y ­ teln ika, b a d a ją c eg o w yżej p o d a n ą ta b lic ę e le m en tó w k o m ety , — to w ielka z m ia n a w okresie k o m e ty , j a k a z a u w a ż y ć się daje za k a ż d y m obrotem . N ajdłuższe ob­

r o ty odnoszą się do epok 1222 — 1301 i 1066— 1145: t r w a ł y one p ra w ie to samo^

79 la t i m iesiąc. N a j k r ó t s z y obrót, j a k i z nam y, t r w a ł nieco m niej, niż 74 l a t i 6 m iesięcy. Różnica ta, przeszło 4 la ta w y ­ nosząca, s p ra w ia , że w ob liczaniu drogi k o m e ty k on iecznie tr z e b a w p ro w a d z ić do r a c h u n k u p r z y c iąg a n ie , j a k i e w s z y s tk ie p lan e ty społem w y w ie r a ją n a kom etę, i zaiste podziw u j e s t g o d n y fak t, że a s tr o ­ nom ow ie z t a k ą p e w n o ś c ią p rze p o w ie ­ dzieć potrafili czas prze jścia p rze z p u n k t p rzy sło n e c z n y we w s z y s tk i c h p o p rz e d ­ n ich u k a z a n ia c h się k o m ety . W r. 1759 C la ira u lt i L a lan de pop ełn ili b łą d 33 dni, lecz L aplace później w y kazał, że g d y b y m as a S a t u r n a b y ła w o w y m czasie le­

piej znana, różnica w y n o siła b y tylko dni 9. P la n e ty U r a n i N e p tu n nie b y ły j e s z ­ cze wów czas znane; ich przyciąganie, rzecz p ro sta , nie było wcale w zięte w r a ­ chubę. W r. 1835, pięciu a stro n o m ó w otrzym ało d a ty różn e— od 31 p a źd ziern i­

k a do 26 listopada. Czas p rz e jś c ia przez p u n k t p rzy słon e cz ny n a s tą p ił 16 lis to p a ­ da, ta k , że różnica b y ła m niejsza, niż 16 dni — połow a błędu poprzedniego. Pon- tć c o u la n t przepow iedział n a 14 pa ź dzie r­

nika; błąd, j a k i popełnił, w ynosił tylko 2 dnie. Je śli a stron o m ow ie w r. 1910 do­

kład n o śc ią przepow iedni prześcigną sw y c h poprzedników, będzie to zaiste p ięk n y w ynik.

I. Faterson.

M. Y E R W O R N .

Z J A W I S K A W P I E R W I A S T K A C H U K Ł A D U N E R W O W E G O .

B adanie m e c h a n ik i życia duchowego, o ile m a być n a u k o w e m , pow inno opie­

ra ć się n a poszukiw aniu w aru n k ó w , po­

tr z e b n y c h do u s k u te c z n ie n ia się poje- dy ńc z y ch czynności p sychicznych. W s z y ­ stkie inn e przedsięw zięcia, w s z y s tk ie po ­ s z u k iw an ia „przyczyn" i t. p. z g ó r y m u ­ sim y uznać za nien a u k o w e i leżące poza dociekaniem ścisłem. Badanie ow ych w a ­ r u n k ó w ju ż w razie p rze g lą d u n a w e t z u ­ pełnie pow ierzcho w n eg o w s k a z u je n am dwie ich grupy: j e d n a leżąca poza o r g a ­ nizm em ludzkim; są to z ja w is k a ś w ia ta zew nętrzneg o, k tó re działają n a na s przez o r g a n y zmysłów i są głów ną tre ś c ią ży­

cia duchowego; d r u g a z n a jd u jąc a się w s a m y m organizm ie lu d zk im , są to p rz e ­ m ia n y w y w o ła n e przez d ziałanie zja w isk ś w ia ta zew nętrzn ego , za p o ś re d n ic tw e m o rg an ó w zmysłów. Św iat z e w n ę tr z n y po­

w o d u je pew ne p rz e ja w y w n ie k tó r y c h o rg an a c h n a sze g o u stro ju , po m iędzy k tó ­ rem i uk ład n e rw o w y p rze d e w sz y stk ie m zw ra c a naszę uw agą. Chcąc p oznać m e ­ c h a n ik ę owych z ja w isk m u sim y naprzód poznać te, k tó re pod w p ływ em podniet

(5)

45 W SZEC H ŚW IA T 709

św iata zew nętrznego działają przez zmy­

sły na u k ład n e rw o w y , o d zw ierciadlając się w je g o p ie r w ia s tk a c h . Nie zrozum ie­

m y j e d n a k ich dobrze, o ile w pierw nie uśw iado m im y sobie jas n o i d o kładnie b u ­ dowy u k ład u nerw ow ego. P o sz u k iw a n ia fizyologiczne s ta w ia ją zawsze n a pier­

w szym p lan ie znajom ość s to s u n k ó w a n a ­ tomicznych. Toż samo i tu taj. Nie d a ­ lib y śm y sobie r a d y w całej g m a tw a n in ie w łókien i k o m órek ne rw ow y c h , g d y b y an a to m ia n o w o ż y tna nie wniosła now ych św iateł w te n n ie r o z p lą ta n y n a pozór utw ór. Dziś wiemy, że nasz układ nie m a b y n a jm n ie j n iepraw idłow ej budow y t k a n i n y filcowej, j a k się z p o czątku w y ­ daje, lecz przeciw nie, opiera się na p ra ­ w a c h zupełnie ścisłych.

R ozróżniam y u k ła d n erw ów ośro d ko ­ w y c h i obwodow ych. W rzeczyw istości s p o s tr z e g a m y m iędzy niem i pew ne ró żn i­

ce. Ośrodkowe, mózg i rd zeń k ręgo w y zaw iera ją s k ła d n ik i tk a n k i, k t ó r e w ob ­ w odow ych s p o ty k a m y tylko w niewielu m iejscach. Do ty c h n a le ż ą kom órki n e r ­ w owe albo zwojowe, mieszczące się w t a k zwanej s u b s ta n c y i szarej. D ru g i ro­

dzaj p ie rw ia s tk ó w m ik ro s k o p ijn y ch , włó­

k n a nerw ow e, z n a jd u j ą się zarów no w p ierw szych, j a k i d ru gich , t. j. w n e r­

wach, k tó re z obwodow ych, z powierz­

chn i ciała prow adzą do ośrodkow ych i odw rotnie, z mózgu i rd ze n ia kręg o w ego do obw odow ych, po b u d z a ją c y ch mięśnie, gruczoły i t. d. Kom órki i w łókna są to p ie rw ia s tk i u k ła d u n e rw ow e g o, w y k r y te zaledwie przed 30-tu i 40 t u laty . Od p ierw szych dni ich p oznan ia wszczęły się i do dziś t r w a j ą sp o ry o stosunek, w j a ­ kim p oz o sta ją względem siebie.

W o s ta tn ic h ła ta c h ubiegłego stulecia ukazała się te o ry a , zw ana pow szechnie te o r y ą neuronów ; pierw sza, której się udało zdobyć ogólne uznanie. Podług niej ko m ó rk i w raz z w łóknam i tw orzą je d n o s tk ę kom órkow ą. U kład n erw ow y, j a k w sz y s tk ie tk a n k i i o r g a n y naszego u stro ju , s k ła d a się z komórek, k tó ry c h j e d n o s t k a tw o rzy n eu ro n, ciało o licz­

nych, rozgałęzio nych w y p u s t k a c h (den- dryty); n a jd łu ż s zy z ty c h w dalszym bie­

g u tw orzy włókno nerw ow e, zw an e c y ­

lindrem, lub włóknem osiowem n erw ów obwodow ych (rys. 1).

N e u r o n , t. j. k o m ó r k a z w o j o w a z d e n - d r y t a m i i w y r o s t k i e m n e r w o w y m . K om órka k sz ta łtu g w ia z d y za w ie ra w e w n ą trz pro to p lazm y ją d ro , z ją d e rk ie m pośrodku. P ró c z rozgałęzio n y ch d e n d ry tó w , inaczej w y ro s tk ó w p ro to p la zm a ty cz n y ch , kom órka w y s y ła je d e n w y ­ ro ste k g ru b szy , k tó r y w pew n ej odległości od kom órki otacza się osłonką rd ze n ia k ręgow ego, sta ją c się w łóknem osiow em . W rze czy w isto ści j e s t on p ro s ty nie zaś z g ięty , ja k n a ry su n k u , i znacznie dłuższy. (P odł. R a m o n a y Cajala).

Dla łatw iejszego zrozum ienia je g o b u ­ dowy n a zasadzie p rostego schem atu, w y o b ra ź m y sobie k om órkę k s z ta ł tu g w ia ­ zdy z bieg nącem i od niej włóknami. P o ­ d ług te o r y i neuronów je s l to zasadnicza

K o m ó r k a z w o j o w a r u c h o w e g o n e u ­ r o n u r d z e n i a k r ę g o w e g o . W zarodzi k o m órki uw idocznione są przez za­

b arw ie n ie tio n in ą ciała b ry ło w a te , k tó ry c h w j ą ­ drze niem a. P odczas znużenia i w y cz erp an ia ciałka o w e znikają, b ędąc w te n sposób ja k b y zapasow ym m a tery ałem kom órek, k tó r y zostaje zu ż y w a n y w czasie w y tęż o n ej pracy . D e n d ry ty

w raz z w y ro stk ie m n e rw o w y m są ucięte.

(Podł. R a m o n a y Cajala).

(6)

7 1 0 W S Z E C H Ś W IA T N2 45

część s y s te m u n erw o w eg o , n e r w zaś lub do kładniej, p ojed y n c z e w łó k no n e rw o w e j e s t u w a ż a n e ty lk o za w y r o s te k takiej

k o m ó rk i zwojowej.

T e o ry a n e u ro n ó w o p iera się n a całym s z e re g u d any ch, o trz y m a n y c h z różnych doświadczeń. M iędzy in n em i, o d d a w n a z na n e j e s t z jaw isko patolo g iczn e, że w przecięty m n e r w ie ż yw e g o zw ierzęcia, lub w n e rw ie lud zkim , p r z e r w a n y m w s k u ­ t e k ja k ie g o ś uszkod zenia, część jeg o , id ą ­ ca w dół od m iejsca p rzerw an ia, d e g e n e ­ r u je się (zjaw isko z n a n e pod n a z w ą de- g e n e ra c y i W allera), część zaś, idąca w gó­

r ę i połączona z ośrodkow em i, w ra c a po n ieja k im czasie do s ta n u n o rm a ln eg o , w y ­ p u s z c z a ją c przez p rze rw ę n o w e w łókna do sfery obwodow ej. Na pod staw ie w s z y ­ s tk i c h z ja w is k ogólno flzyologicznych wiadomo, że część k o m ó rk i oddzielona od części zaw iera ją c e j ją d r o ro zk ła d a się zaw sze, podczas k ie d y w te j ostatn iej n a s tę p u je p r ę d k a re g e n e ra c y a .

D ru g iem , w a ż n e m z jaw iskiem , k tó re w łaściw ie spowodow ało p o w s ta n ie teo ry i n e uronów , b y ło o d kry cie a n a to m a h isz ­ p a ń sk ie g o R am ó n a y Cajala. J u ż W łoch Golgi odkrył prze d nim s p e c y a ln ą m e to ­ dę b a rw ie n ia, zapom ocą k tó re j u w id o cz­

nił k o m órki zwojowe z p rz y le g a ją c e m i do n ic h w łóknam i. N a sy c a ł j e solą me taliczn ą, k tó ra , o s a d za jąc się w po staci czarn ego , n ie p rz ez ro c zy s te g o osadu, da­

w a ła w c iem ny ch z a r y s a c h m ik r o s k o p ij­

n y c h obraz b a rw io n e g o ciała (rys. 3 i 4).

Otóż R am ón y Cajal, p o s łu g u ją c się tą m e to d ą zauw ażył, że je ż e li włókno idące z k o m ó rk i zwojowej s p o ty k a w o ś ro d ­ k a c h n e rw o w y c h d r u g ą podobną, nie ł ą ­ czy się z nią, t y lk o s ty k a , w s k u t e k cze­

go m ię d z y n e u ro n a m i p o w s ta je p rzerw a;

to znaczy, że n ie m a m ię d z y niem i cią ­ głości, ty lk o zetknięcie. R a m ó n y C ajal w y w n io sk o w ał z tego, że c a ły u k ła d n e r ­ w ow y s k ła d a się z ł a ń c u c h a u s z e r e g o ­ w a n y c h n e uronów , i że n e u r o n pojed y ń- czy, t. j. k o m ó rk a zw ojow a z w łó k n a m i n e rw o w e m i j e s t je g o p ie r w ia s tk ie m h i ­ stologicznym . J e d n a k , j a k się p otem okazało, n e u ro n y , p r z y n a jm n ie j w wielu p r z y p a d k a c h , łączą się ze so b ą n a jd e li­

k a tn ie j szemi w łó k ien k am i, k t ó r e n a s t ę p ­

nie b ie g n ą ra z e m dalej. W istocie j e ­ d n a k n ic to nie zmienia, że w łó k n a są

(Fig. 3).

K o m ó rk a z w o jo w a z d e n d ry ta m i i k ró tk im w y ro s tk ie m n e rw o w y m z o kolicy w zro k o w ej, (pow iększenie słabsze niż d w u p o p rzed n ich r y ­ sunków ).

K o m ó rk i zw o jo w e nasy co n e są srebrem , w sk u ­ te k czego u k az u ją się w ciem nych zarysach.

(Podł. R a m ó n a y Cajala).

(Fig. 4).

P re p a r a t pod o b n y do poprzedniego, ty lk o z głębszej w a rs tw y su b sta n c y i szarej okolicy w zro k o w ej. (P odł. R a m o n a y Cajala).

w y r o s tk a m i k o m ó re k i t w o r z ą wraz z n ie ­ mi j e d n o s t k ę kom órkow ą. Lecz dopiero b a d a n ia em bryologiczne d o s ta rc z y ły roz­

s tr z y g a ją c y c h dowodów teg o ro d z a ju b u ­ dowy; zw łaszcza p o s z u k iw an ia ana to m a Hisa ro zśw ietliły n iezw y kle isto tę i po­

(7)

M 45 W S Z E C H Ś W IA T 711 chodzenie d e ndrytów . Dowiódł on m ia ­

nowicie, że ko m ó rk i uw ażane, w embryo- n a ln y m rozw oju s y s te m u nerw ow ego, za w s tę p n ą fazę k o m ó re k zw ojow ych i n a ­ zwane przez niego „ n e u ro b la s ta m i“, p u ­ szczają powoli w y r o s tk i (rys, 5 i 6), któ-

P r z e c i ę c i e p o p r z e c z n e r d z e n i a k r ę g o w e g o e m b r y o n a .

S zpara n a le w o w y o b ra ża k a n a ł c e n tra ln y rd ze n ia k ręgow ego. C iem ne ko m ó rk i są to neu- r obi as t y w ró żn y c h ok resach rozw oju, W n ie ­ k tó ry c h w łó k n a n erw o w e zaledw ie się ro z w ija ­ ją,, w in n y c h są ju ż b ardzo długie. D e n d ry ty je szc ze się nie w y tw o rz y ły . "W yrostki n e rw o ­ w e zaczynają, się m ięd zy sobą łączyć po dw a, z k tó ry c h d o ln y tw o r z y ta k zw a n y p ień p rz e ­ d n i czyli ru c h o w y (odśro d k o w y ), g ó rn y zaś, ty l­

ny, czyli cz u cio w y (do śro d k o w y ) p ie ń rdzenia kręg o w eg o . (P o d ł. R a m o n a y Cajala).

\

(Eig. 6).

P o j e d y ń c z e n e u r o b l a s t y r d z e n i a k r ę g o w e g o z e s ł a b o r o z w i ń i ę t e m i n e u r y t a m i .

K ońce n e u ry tó w (u g ó ry ) w sk a z u ją ch a ra k ­ te ry s ty c z n e rozszerzenie.

(P odł. R a m o n a y C ajala).

re, b ie g n ą c z organów ośro d kow y ch do obwodowych, łączą się z w y ro s tk a m i in ­ n y c h neuroblastów , tw o rzą c włókno n e r ­ wowe. Przeto włókno p o w s ta je bezpo­

średnio dro gą rozw oju z p rze dłu żon ych części, z w y ro s tk ó w kom órki zwojowej.

Dowodzenie Hisa zostało n a s tę p n ie s tw ie r ­ dzone przez in n y ch uczonych.

T eorya n euro nó w szybko zdobyła u z n a ­ nie w kołach n a u k o w y c h , nie chciałbym j e d n a k zamilczeć o tem , że również p rz e ­ ciwko niej powstało k ilk a w ażn ych g ł o ­ sów. Między in nem i zoolog w ę g ie rsk i A p a th y i niem iecki h istolog i iizyolog B e th e u trz y m u ją , że u k ła d n e rw o w y nie skła da się z ta k ic h j e d n o s t e k k o m ó rk o ­ w ych, j a k to z w olennicy owej teory i r o ­ zumieją, lecz raczej z długiego łań c u c h a kom órek sp ecyaln ych , ułożonych n a po­

do bieństw o różańca, k tó re dopiero w tó r ­ nie łączą się z k o m ó rk am i zwojowemi.

Zdawało się też przez pewien czas, j a ­ koby, opierając się n a tw ierd z en ia c h A p athego i Bethego, chciano odrzucić teo ry ę neuronów , lecz n ajno w sze b a d a ­ n ia Ram ona y C ajala i a n a to m a lip skie­

go Helda dowiodły niezbicie, że d e lik a ­ tn e w łó k n a nerw o w e w istocie p o w s ta ją z k o m órek n e rw o w y c h , w y r a s ta j ą c z n ich powoli w m iarę rozw oju u k ła d u n e rw o ­ wego. D w aj w sp om nian i badacze, ró w ­ nież j a k His, do w niosków tych doszli n a podstaw ie b a d a ń em bryologicznych.

Ty m sposobem te o ry a n euron ó w została bardziej u g r u n to w a n a niż poprzednio.

Musimy więc wyobrazić sobie u k ła d n e rw o w y j a k o u tw ó r, z b u d o w a n y z n ie ­ skończonej ilości praw idłow o ułożonych neuronów , k tó re w niższych częściach mózgu, rdze n ia k ręg ow ego i n e rw ó w ob ­ wodow ych łączą się ze sobą długiem i drogam i, tak , że o d byw ające się t a m s p ra w y m ogą szerzyć się ty lk o w p e ­ w nych, określon ych k ieru n k a ch .

J e s t t o k ró tk i z a ry s n a szy c h w iadom o­

ści dzisiejszych o budow ie s y s te m u n e r ­ wowego; teraz z kolei z a jm ie m y się głó ­ w nym przedm iotem naszego wykładu, co mianowicie odbyw a się w p ie rw ia stk a c h tego system u.

Odpowiedzieć n a to niełatw o i zape­

wne p r z e jd ą jeszcze d ziesiątk i lat, może

(8)

712 W SZ E C H ŚW IA T M 45

całe stulecia, zanim zdołam y dokładnie zanalizow ać n a jis to tn ie js z e procesy o- Avych p ie r w ia s tk ó w i z dobyć w reszcie j a s n e o nich pojęcie.

W s za k ż e p o s z u k iw a n ia o s ta t n ic h la t w y ja ś n iły n ie k tó re w a ż n e z j a w is k a z ż y ­ cia neuronów , u ł a t w i a ją c b a rd z o zro zu ­ m ienie s p ra w p sy c h ic z n y ch . W ogólności po sz u k iw an ia s ą u tru d n io n e przez to, że kom órki zwojowe, leżąc u k r y t e w głębi m ózgu i rd ze n ia k ręgo w e g o , nie d a ją się w ydzielić z całości i o g lądać pod m i k r o ­ sk o p em w s ta n ie żyw ym , co j e s t n ie ­ zbędne dla s tu d y ó w ścisłych . G d y b y ś m y to zrobili, n e r w y z a m a rły b y , zanim z d ą ­ ż y liby śm y je przenieść pod m ik ro sk o p , są bowiem n ie s ły c h a n ie d e lik a tn e i w w a ­ r u n k a c h ż ycio w y ch zw ią za n e z określo- n e m p o ło żeniem w o ś ro d k a c h n e rw o ­ wych.

Nie m ogąc w ięc p o s łu g iw a ć się m ik r o ­ skopem , m u s im y u ż y ć in n y c h sposobów dla dopięcia n a szego celu. P ie rw sz e k r o ­ k i u ła tw ia n a m szczęśliw ie zn ajom ość z ja w isk ogólno flżyologicznych k o m ó rk i w ogólności. O bojętn em j e s t w ty m r a ­ zie, czy chodzi o k om ó rk ę tk a n k o w ą , czy 0 je d n o k o m ó rk o w y o rgan izm , o kom órkę zw ierzęcą, czy też roślinną; p e w n ą ilość z ja w is k og óln y ch z n a jd u j e m y we w s z y ­ s tk ic h k o m ó rk a c h i o t y c h w ła śn ie c h c ia ł­

by m w sp o m n ie ć pokrótce.

C h a r a k te r y s t y c z n e dla życia kom órki, j a k w ogólności dla k a ż d e g o życia, j e s t istn ien ie p r z e m ia n y m a t e r y i i o dp o w ia­

dającej je j lu b raczej id e n ty c z n e j z n ią p rz e m ia n y energii. W z n aczen iu fizyolo- gicznem pod p rz e m ia n ą m a t e r y i r o zu m ie ­ m y n iety lk o z m ie n n o ść s u b s t a n c y i k o ­ m órkow ej, lecz zjaw isk o, że s u b s ta n c y a ży w a w p rz e c ią g u o k reślo n e g o czasu n i e ­ u s ta n n ie sa m a się r o zk ła d a i rów nież ta k sam o o d b u d o w u je się zapom ocą od ż y w ia ­ nia; ro zró ż n ia m y t e d y dwa, po sobie n a ­ s tę p u ją c e o k r e s y p r z e m ia n y m ate ry i: r o z ­ kład m a te r y i żywej czyli d y sy m ila c y ę 1 odbudow anie j e j , czyli a s y m ila c y ę , oba s k ła d a jąc e się z całego s z ere g u z ja w is k chem icznych, k t ó r y c h szczegółów n a w e t pobieżnie p r z e g lą d a ć n ie m ożem y. O k r e ­ sy te z o stają w ró w n o w a d z e podczas spo­

c z y n k u k o m ó rk i lecz w y c h o d z ą z niej

z chw ilą ro zw ija n ia się procesów. W s t a ­ nie spoczynku a sy m ila c y a j e s t ró w n a dy- sym ilacyi, t. zn. n a m iejsce rozłożonej m a te ry i w y tw a r z a się zupełnie odpowie­

d nia ilość nowej. Inaczej j e s t , jeż e li j a ­ kiś bodziec podziała n a k om órkę, a d z ia ­ ła on zawsze n a każ d ą s u b s ta n c y ę ż y ją ­ cą, w y w o łu ją c wów czas z a b u rz e n ia w p rzem ianie m atery i.

Z pom iędzy d ziałań różn orod ny ch bodź­

ców m ożem y rozróżnić dwie ich grupy:

d ziałanie bodźca p od raż n iają c e i d z ia ła ­ nie u b e z w ład n ia ją c e Jeżeli bodziec p r z y ­ śpiesza bieg zw y kły prze m ia n y m ate ry i, lub pojedyńczą je g o fazę, np. d y s y m ila ­ cyę, wów czas m ów im y o podrażnieniu, jeżeli zaś w s trz y m u je lub sprow a dza zu­

pełny s ta n spoczynku, na te n c z as m ów i­

m y o u b e z w ład n ie n iu . C h a r a k te r y s t y c z - nem j e s t to, że jeżeli p o d n ieta p rze s tan ie działać, sprow adzone przez n ią zakłó ce­

nie ró w n o w a g i procesów w y ró w n a się znowuż samo. Jeżeli n a p rz y k ła d j a k iś bodziec ze ś w i a ta z e w n ę trz n eg o podziała przez o rg a n y zm ysłów n a daną g rupę k o m ó re k n a szeg o ciała, p o b u d z a ją c j ą d ysym ilac y jnie , t. zn. s p ro w a d z a ją c w k o m ó rk a c h siln iejszy rozkład, n a te n c z a s po u s ta n iu p o d raż n ien ia p o w s ta je odpo­

w ia d a ją c a m u a sy m ila c y a i póty tr w a wzmożona, zanim ró w n o w a g a się nie wzno­

wi. N azw ano to a u to r e g u la c y ą p r z e m ia ­ n y m a te ry i. Po u s ta n iu więc bodźca po­

d ra ż n ia ją c e g o ko m órki sam e odzy sk ują swoję su b s ta n c y ę , czerpiąc p o trz e b n y do tego m a t e r y a ł ze s tr u m ie n ia k r w i i lim- iy; w ten sposób a u to m a ty c z n ie w r a c a ją do s ta n u pierw o tn e g o . P ro c es t e n zro­

z u m iały j e s t ty lk o n a p o d s ta w ie p r a w a z w a n e g o p raw e m działania m as i c h e m i­

c znych sta n ó w rów now agi. W y ja ś n i a ono z ja w isk a , z p om iędzy k tó ry c h ro z e j­

r z y m y je d n o z na jb a rd zie j k o n k r e tn y c h i często p r z y ta c z a n y c h w po sta c i p r z y ­ kładu: jeżeli alkohol e ty lo w y i k w a s oc­

to w y zm ieszam y w ilościach odpow ied­

nich dla u tw o rze n ia octanu etylowego, zobaczym y, że e s te r te n n ie tw o rzy się z całej ich m asy, lecz zaw sze część al­

koholu i część k w a s u octow ego pozostaje w s ta n ie p ierw otn ym . Między trz e m a tem i z w iązkam i istn ieje zaw sze pew ien

(9)

JST« 45 W SZECHS W IAT 713

sto s u n e k ilościowy, jeż e li go zakłócimy, u s u w a ją c n a p rz y k ła d z m ieszaniny co­

kolwiek o c ta n u etylu, n a ty c h m ia s t alko­

hol i k w a s octow y łączą się w odpowie­

d n ich ilościach, zanim nie powróci d a w ­ niejsz y s to s u n e k mas. To samo odnosi się do s u b s ta n c y i żywej. M a te ry a u t r a ­ cona przez d ysym ilacyę, za s p ra w ą p o d ­ n iety, z a stę p o w a n a j e s t przez nową, z m ate ry a łó w k r w i i limfy. A u to re g u la c y a p rz e m ia n y m a t e r y i m a w ażne znaczenie w życiu kom órki, z a p ew n ia jąc je j dalszy rozwój i w ogólności istnienie.

Muszę p rz y te m powiedzieć, że jeżeli bodziec p od raż nia k o m ó rk ę dysym ilacyj- nie, to znaczy, je ż e li specyficzna działal­

ność k o m órk i zostaje szczególniej p o b u ­ dzona, n a te n c z a s ro zkład s u b s ta n c y i ży­

wej o g ran ic za się ty lk o do n iek tó ry ch g ru p atom ów . T ym sposobem w związ­

ka c h chem icznych, tw orzących substan- cyę żywą, z o sta ją pobudzone do s zy b sze­

go rozkładu nie m a te ry e zaw ierające azot, lecz wolne od niego. Są to p raw a ogól­

no fizyologiczne, k tó re m ożem y bezpo­

średnio przenieść na czynności u k ład u nerw ow ego.

B ędziem y p r z e d e w s z y s tk ie m badali ro ­ dzaj procesów w ła ściw y c h obu p ie r w ia s t­

k o m u k ła d u nerw ow ego, t. j. kom órkom i w łó k n o m nerw o w ym . S p o ty k a m y tu wielkie trud no ści, chcąc w y ja ś n ić sobie zaledw ie n a jis to tn ie js z e i na jba rd zie j w a ­ żne p u n k ty . J a k w iem y, n e u ro n y nie d a ją się w y jm o w a ć z ośrodków n e rw o ­ wych; m u sim y przeto b a d aniem p o k iero ­ w ać w ta k i sposób, by mieć możność ś le ­ dzenia w w a r u n k a c h n a jn ie zb ę d n ie js z y ch dla ich istn ien ia . Musimy więc pozosta­

wić j e n ien a ru s z o n e w układ zie w e w n ę ­ trz n y m , u ż y w a ją c n a to m ia s t m etody, któ- ra b y n a m pozwoliła obserw o w ać je zze- w ną trz . Za przedm iot obserw acy i mogą na m s łu żyć ru chy , sp ow odow ane im pul­

sem, b ieg n ą c y m z ośrodków n erw ow ych przez w łó k n a do m ięśni p rzy le g ają c y ch . Zapomocą ow ych bodźców m ożem y n a ­ p r z y k ła d w y p ro b o w y w a ć siłę po drażn ie­

nia. Jeżeli się ona zmienia, zw iększając się lub zm nie jsz a ją c , n a te n c z a s w ośrod­

k a c h n e rw o w y c h m usiały o d egrać się procesy, k t ó r e w odpowiedni sposób za­

kłóciły ich s ta n spoczynku. P r a g n ą c k r y ­ tyczniej i w bardziej ok reślonych g r a n i ­ cach przeprow adzać doświadczenia, m u ­ sim y umieścić p ie rw ia s tk i ne rw o w e w w a ru n k a c h , przez nas dowolnie oznaczo­

nych. Tylko tak ie badania m ogą być bogate w n a stę p s tw a . W a r u n k i istn ie n ia kom órek, zagłębionych w ośrodkach n e r ­ wowych, zależne są od żywiącej je krw i i limfy. Jeżeli więc uda się n am w a r u n ­ ki te opanować, możemy wów czas p rze­

prow adzać b a d a n ia nad kom órkam i w w a ­ ru n k a c h przez nas w ysz u k a n y c h , śledząc nastę p n ie zachodzące w nich zjaw isk a.

S p o strzeżenia ta k ie najlepiej się u d a ją na zwierzętach, k tó ry c h u k ła d nerw ow y, podobnie j a k i inne o rg an y m ają w iększą oporność i nie z a m iera ją t a k prędko j a k ludzkie. Giepłokrwiste m ają ośrodki n e r ­ wowe zaw ątłe i jak o tak ie nie n a d a ją się do doświadczeń, zim no krw iste natom iast, zwłaszcza ulu bio na fizyologów żaba, po­

siadają kom órki w sz y stkic h tk a n e k i o r ­ gan ów niesłych anie w y trw a łe . Możemy więc zrobić n a s tę p u ją c e doświadczenie:

o tw ie ra m y duże naczynie krw ionośne, idące od serca, do któ re g o przy sto so w u ­ j e m y ru rk ę szklaną, pro w adzącą do m a ­ łej pompki, działającej podobnie j a k s e r ­ ce, z t ą różnicą, że za m iast krwi, w p ro ­ w a d z a ona do u k ła d u nerw o w eg o płyn, dowolnie przez nas sporządzony. W eźm y np. odpowiednio p r z y rz ą d zo n y roztwór soli, o b o jętn y właściwie, k tó ry m prze- płókujem y żabę tak, j a k to k rew czyni w s ta n ie n o rm a ln y m . Tą d ro g ą m ożemy do k o m ó re k w szy stko w prow adzać i od­

prowadzać, zależnie od tego, co w s to ­ s u n k u do d z ia łan ia różnych odczynników m am y badać.

Z dośw iadczeń owych okazało się, że k om órki zwojowe w nadzw yczajnej m ie ­ rze zależne są od dopływu tlenu , do­

starczanego w z w y kły ch w a ru n k a c h przez krew. Jeżeli kom órki zwojowe o trzy m ają roztw ór soli, wolny zupełnie od tlenu, zobaczymy, że zaczną okazywać zm ęcze­

nie. Rozwija się w te dy sta n , w k tóry m p o d n ie ta w y w ołuje w praw dzie słabe wy­

zwolenie energii, k r ó tk i impuls, t. j.

chw ilow e podrażnienie dysym ilacy jneg o o k r e s u p rz e m ia n y m atery i, bezpośrednio

(10)

714 W SZEC H ŚW IA T M 45

j e d n a k po ta k ie m w y zw oleniu, k o m ó rk a przez dłuższy lub k r ó ts z y czas nie o b ja ­ w ia żadnej pobudliwości, o d z y s k u ją c j ą n a s tę p n ie dopiero powoli. O kres niepo- bu d liw o śc i tem kró cej trw a , im w ię k s z ą ilością t le n u k o m ó rk a rozporządza i te m dłużej, im więcej b r a k j e g o dał się uczu- wać. Określono go j a k o s ta n z o b o ję tn ie ­ nia. W y stę p u je on rów nież w n o rm a l­

n y m o rg an iz m ie po każd o razo w em w y ­ z w oleniu e n e rg ii kom órki zwojowej, lecz w t a k i c h ra z a c h t r w a bardzo k ró tk o. Ri- c h e t i B roca dowiedli, że u n iek tó ry ch c ie p ło k rw is ty c h t r w a co najw yżej d z ie ­ s ią t ą część s e k u n d y . Dziesięć w ięc ra z y n a s e k u n d ę k o m ó rk a może by ć p o bu d zo ­ na przez p o d n ietę do w y ła d o w a n ia im ­ pulsu. Kom órki drażn ion e częściej nie r e a g u j ą wcale n a bodźce p rzez cały czas ich trw a n ia . W s k u te k dowcipnej m eto dy b a d a n ia udało się określić m a k s im u m im pu lsów n a se k u n d ę , m o g ąc y c h p o w sta ć w m ó zg u lu d z k im dla w y w o ła n ia r u ch ó w dow oln ych. Je że li w y k o n y w a m y d ow ol­

ny sk u rc z m ięśnia, w y d a je się n a m j a ­ ko b y czyn n o ść ta b y ła p ro ce se m ciągłym , n iep rz erw an y m . W r z e c z y w isto śc i t a k nie je s t ; s k ła d a się on z całego szeregu, szy b k o po sobie n a s tę p u ją c y c h , im p u l­

sów ru ch o w y c h k o m ó re k k o r y mózgowej, 0 czem m ożem y się przekonać, w y s ł u ­ c h u ją c m ięsień p o d ra ż n io n y w p r o s t uchem , lub zapom ocą o d p o w iedniego przy rządu . Sły szy m y w ów czas dźw ięk o p ew nej w y ­ sokości. D źw ięk, j a k w iadomo, p o w sta je ty lk o przez szy bko p rz e ry w a n e procesy, 1 w t e n sposób z w ysokości je g o to n u m ożem y oznaczyć ilość im pulsów w y s y ­ ła n y c h z k o m ó rk i do m ięśn ia. J a k się p rz y te m okazało, człow iek może „chcieć"

więcej niż 18 razy n a s e k u n d ę , t . j . p rze­

szło 18 raz y może w y sy ła ć im p u ls y woli.

W p rze rw a c h p om ię dz y im p u ls a m i k o ­ m órki są obojętne i jeż e li przez d łuższy czas z m u s im y j e do p r a c y bez d opływ u nowych zap asów tlen u, w y s y ła ją c wciąż now e bodźce przez n e r w y obwodowe, w i­

dzim y je w k o ń c u przez dłuższy czas n ieczułem i n a w e t n a na jsiln ie jsz e po ­ drażnienia.

T ł u m . W. Sawicka,

(Dok, nast.)

O C I Ś N I E N I U Ś W I A T Ł A .

(D okończenie).

W r. 1903 Nichols i Hull ogłosili w y ­ n iki s w y c h b a d a ń n a d ty m sa m y m p r z e d ­ miotem. U su n ę li d ziałania d ru g o rz ę d n e w sposób zupełnie in n y niż L eb e d ew i o trz ym ali rów nież do d a tn ie re z u lta ty . Podam ty lk o z asad y ich postępow ania.

S ta ra li się oni 1) o to, a b y sk rz y d ła , k t ó ­ r y c h używ ali b y ły jak na jd o skon alsze m i zwierciadłam i; w s k u t e k teg o nie po ch ła­

niają ciepła, praw ie niem a różn icy t e m ­ p e r a t u r po obu stron ach , siły rad yom e- try c z n e r e d u k u j ą się do m inim um , p o d ­ czas g d y odwrotnie, ciśnienie św ia tła j e s t w edług teo ry i w p r zy p a d k u d o sk o n a ­ łego zw ierciadła dw a r a z y t a k wielkie, niż w p r z y p a d k u ciała pochłaniającego, 2) nie używ ali w praw dzie doskonałej próżni j a k L ebedew , ale stwierdzili, że w ich a p a ra c ie działanie gazu zm ienia zn a k (kierunek), g d y gaz przechodzi z ciśnie­

n i a 19 m m do ciśnienia 11 mm; u ż y w a jąc c iśnienia 16 m m zreduk o w ali te d y dzia­

łanie gazu do m inim um , 3) a p a r a t złożo­

n y z 2 skrz y de ł zupełnie s y m e try c z n y b y ł t a k u sta w io n y , że ciśnienie św ia tła i e w e n tu a ln e siły ra d y o m e tr y c z n e raz działały w ty m s a m y m k ieru n k u , d ru g i raz, g d y zm ieniano s u s p e n s y ę —w k ie ­ r u n k u p rzeciw n ym (podobnie j a k u Le- b e d e w a z tą różnicą, że u L e b e d ew a św iatło padało raz z je d n e j d ru g i raz z d ru g ie j s tro n y , więc z m iana su s p e n s y i b y ła zbyteczna); ś re d n ia a ry t m e t y c z n a ze s p o s trz eż e ń w obu raz a c h d a w a ła s a ­ mo ciśnienie św iatła, 4) w reszcie z t e ­ o ry i ciśnienia ś w ia tła w y n ik a , że owo ciśnienie osiąga sw ą p ełną w a rto ś ć n a ­ ty c h m ia s t (skoro ty lko światło padnie na p łytkę), podczas g d y siły r a d y o m e try c z n e r o s n ą stepniow o w m iarę ekspozycyi—

j a k się p rzek o n a n o doświadczalnie. Ni­

chols i Hull w y s ta w ia li t e d y a p a r a t ty lk o przez czas k r ó tk i n a p rom ienie św iatła, a w t y m k r ó tk im czasie (6 sekund) ciś­

nienie mogło w y w rz e ć d o stateczny im ­ p u ls n a skrzydło, podczas g d y siła ra- d y o m e try c z n a nie m ogła w zróść w yso k o

(11)

JM# 45 W SZEC H SW IA T 715 (z po w o d u k ró tk ie j ekspozycyi m eto d a

p o m ia ru b y ła b alistyczn a, t. j. mierzono ok res oscylacyi s k rz y d e łk a pod w p ły w em im p ulsu udzielonego przez ciśnienie św ia ­ tła). A b y r e z u l ta t y e k s p e r y m e n ta ln e módz p o rów n a ć z teory ą , mierzono e n e r ­ gię źródła ś w ia tła zapom ocą elem entów term o ele k try c z n y c h , m ierzono również zdolność refleksyi skrzydeł. Po p ierw ­ szych próbach, k tó re m iały stw ierdzić istnien ie ciśnienia światła, n a s tą p ił sze­

re g bardzo s u m ie n n y c h dośw iadczeń m a ­ ją c y c h w y k a z a ć ta k ż e zgodność ilościo­

wą; podaję t u w y c ią g z tab eli *), p o ­ św iadczający d osta te cz n ie ow ą zgodność.

o b liczo n e n , , , . , , C iśnienie

U ż y te ś w ia tło o b serw o w an e

przechodziło p rzez w 1Q_ 5 dynac(l w 10 dyn.

1) p o w ie trz e . . . p = 7 , 0 1 + 0 , 0 2 7 ,0 5 + 0 ,0 3 2) szkło czerw o n e p = 6 , 9 4 + 0 , 0 2 6 ,8 6 + 0 03 3) w odę . . . . p = 6 , 5 2 + 0 , 0 3 6 4 8 + 0 ,0 4

Zgodność d ośw iadczenia z te o ry ą j e s t t u ta k a , jakiej z g ó ry nie m iano praw a się spodziewać, gdyż wiadomo, ja k ie t r u ­ dności w podobnych p o m ia rac h w ypada zwalczać; że owa zgodność nie j e s t p rzy ­ padkow a, dowodzi w ie lka liczba doświad­

czeń i szczególnie ta okoliczność, że me­

to d y e k s p e r y m e n ta ln e były inne u Le- b e d e w a a inne u Nicholsa i Hułla.

Owe d ośw ia d cz e n ia zostały później jeszcze u z u p e łn ion e przez Poy n ting a, k tó ­ r y m ierzył ciśnienie św ia tła padającego na p ł y t k i nie prostopadle ale ukośnie i o trz y m ał rów nież dobre rez u lta ty .

W re sz c ie n a le ż y zwrócić u w a g ę na in­

n e choć n ie bezpośrednie stw ierdzenie dośw iadczalne te o r y i ciśnienia światła.

Oto Boltzm ann, opierając się n a teoryi c iśn ien ia św iatła, w yprow adził teo re ty c z ­ nie. praw o p rom ieniow ania zw ane dziś p raw e m S tefana i B o ltzm an na a). Prawo to przez d ośw iadczen ia L u m m e ra i P rings-

*) A b y się p rzekonać, że ciśnienie zależy t y l ­ ko od n atęż en ia (en erg ii) św ia tła a nie od b ar­

w y, p rzep u szczali ś w ia tło przez szkło czerw one, przez w odę, co j e s t u w zg lęd n io n e w tab eli.

*) B rzm i ono: em isy a e n e rg ii p rom ienistej przez ciało j e s t p ro p o rc y o n aln a do 4-ej p o tę g i te m p e r a tu ry absolutnej te g o ciała (w = c T 4).

h e im a zostało dostatecznie stw ierdzone, tak, że tem sam em i p od staw y, z k tó ry c h praw o było wyprowadzone,/ są w zm oc­

nione.

III.

Znaczenie kosm iczne ciśnienia ś w ia tła .

J a k j u ż wyżej w spom inałem , ciśnienie ś w ia tła słonecznego n a 1 cm2 p ow ierz­

chni czarnej wynosi ledwie 7 .1 0 8 g; j e s t ono d la ciał zw ykłej wielkości bardzo małe w porów naniu z silą g raw ita c y i (ziemskiej dla ciał z ie m s k ic h - s ł o n e c z n e j dla ciał w atm osferze słońca); jeś li j e ­ d n ak zw ażym y, że g ra w ita c y a j e s t p r o ­ p orcyonaln a do objętości ciał (o danej gęstości) i m aleje dlatego w s to s u n k u sześcianów z w ym iarów linijnych ciała, podczas gdy ciśnienie ś w ia tła j e s t pro- po rcyonaln e do powierzchni ciała oświe­

tlonego i m aleje d late g o ty lk o w s to s u n ­ ku k w a d r a tó w z w y m iaró w linijnych cia- ła—to p rze k o n a m y się łatw o, że, gdy w y m ia ry Unijne ciała osiągną p e w n ą dol­

n ą granicę, ciśnienie prom ienio w an ia b ę ­ dzie równe, a gdy j ą p r z e k ro c z ą —więk­

sze niż g raw ita cy a . Zrównanie się ciś­

nienia św iatła z g r a w it a c y ą n a stę p u je, g d y śre d n ic a kropli wynosi 0 ,0 0 1 5 mm (przyjąw szy gęsto ść = 1); g d y średnica j e s t jeszcze m niejsza, ciśnienie św iatła j e s t większe niż g r a w ita c y a i ta k ą k r o ­

plę św iatło m usi odpychać: dla kropli o średnicy 0 ,0 0 0 1 6 mm ciśnienie j e s t 10 ra z y większe niż g r a w ita c y a l). Tem o d­

py chaniem dro b n y ch cz ąstek przez św ia ­ tło tłum aczą dziś dosyć powszechnie for­

mę ogonów kom et. W spominałem, że już Kepler był zdania, iż słońce odpycha m a te ry ę kom et, a 01 bers (w pocz. X V II stul.) doszedł n a po dstaw ie swych stu- dyów kom et do wniosku, że owo o d p y ­ chanie j e s t odwrotnie proporcyonalne do k w a d r a tu oddalenia od słońca. Zgadza się to z teo ry ą ciśnienia św iatła, boć i

•) D la k ropli o śre d n ic y == 0,3 długości fali św ia tła na ciało padającego ciśnienie św ia tła j e s t najw iększe; g d y śred n ic a j e s t jeszcze m n ie j­

sza to ciśnienie nie zw iększa się, ale—z pow odu u g in a n ia się ś w ia tła —zm niejsza się. (Schw arz- schild).

(12)

716 W S Z E C H Ś W IA T JSIa 45

na tę ż e n ie ś w ia tła —i, co za te m idzie, j e - ; go ciśn ien ie—j e s t rów n ież o d w ro tn ie p r o ­ p o r c j o n a ln e do k w a d r a t u odległości od źródła św iatła. B re d ic h in , k t ó r y p o czy­

nił bardzo obszerne s tu d y a n a d w ie lu kom etam i, podzielił te ciała n ieb ie sk ie ze w zględu na ich iorm ę, t. j. w ielkość z a k rz y w ie n ia ogonów n a 3 klasy ; w iel­

kość z a k rz y w ie n ia zaś zależy od tego, ile raz y o d p y c h a n ie przez słońce p r z e ­ w y ższa g r a w it a c y ę k u słońcu. Do 1-szej k l a s y n a le ż ą te ko m ety , dla k t ó r y c h od ­ pych an ie j e s t 10 ra z y w ięk sze niż gra- w itacy a, w dru g ie j klasie od p y c h a n ie j e s t ty lk o 3,2—1,5 ra z a większe, a w 3-ciej 1,3 — 1 r a z a w ięk sze niż g r a w ita c y a . W i ­ dmo k o m e t w s k a z u je , że kro ple s k ła d a ją się przew ażnie z węglowodorów; c iśn ie ­ nie ś w ia tła dla n ich obliczone odpow iada bardzo dobrze o d p y c h a n iu w 2-giej i 3-ciej klasie B re d ic h in a. Nieco tru d n ie j j e s t pogodzić 1-szą k lasę B re d ic h in o w s k ą z te- o ry ą ciśn ien ia św ia tła ; j e ś li j e d n a k p r z y j ­ m iem y, że owe kro p le w ę glow odorów pod w pływ em słońca z w ę g lają się i że w s k u t e k tego p o w s ta je w ęgiel g ą b c za s ty , k tó re g o g ę s to ś ć z uw zględ n ien iem gazów w n im z a m k n i ę t y c h - w y n o s i led w ie 0,1, to o trz y m a m y dla t a k i c h k u le k w ę g lo ­ w yc h w s p rz y ja ją c y c h w a r u n k a c h ciśnie­

nie p rze w y ż s z a ją c e g r a w ita c y ę około 40 razy. W te n sposób i do l-szej k la s y m ożna stosow ać te o r y ę ciśnienia ś w ia tła . Nichols i Hull usiłow ali s z tu czn ie n a ś l a ­ dow ać ogony kom et: o grzew ali sp o ry w i­

dłaka (likopodyum; ś r e d n ic a = 0 ,0 0 2 m m ) do czerwoności, w s k u t e k czego sp o ry się zw ę g lały i d o sta rc za ły k u le c z e k w ę g lo ­ w y c h o g ęsto ści m niej więcej 0,1. Te k u lk i po m ieszan e z prosz k ie m szmirglo- w ym umieszczali w n a c z y n iu s zklan em p o sta c i ze g ara piaskow ego, z k tó re g o po ­ w ie trz e b a rd z o s ta r a n n ie w yp o m pow ano.

N a stęp n ie ow a m ie s z a n in a s p a d a ła przez wązki k a n a ł z g ó rn ej do dolnej części naczynia, p rzy czem z boku p a d a ło silne św iatło e le k try c z n e j la m p y łukow ej, s k o n ­ c e n tro w a n e zapomocą soczewki. Szmir- giel spadł pionowo, a k u lk i węglowe sp a d ały w s k u te k o d p y c h a n ia ś w ia tła l u ­ kiem. Ciśnienie ś w ia tła s to s u ją rów nież (głównie A rrh en iu s) do w y ja ś n ie n ia t. zw.

k o ro n y słonecznej 1\ W iadom o, że n a ziemię s p a d a rocznie m nó stw o m e te o r y ­ tów bądźto ja k o m a s y stałe, bądźto j a k o d e li k a tn y proszek; m asę m ete o ry tó w s p a ­ d a ją c y c h rocznie na ziemię ocen iają n a 20000 ton. W daleko większej je s z c z e liczbie rocznej m e te o ry ty muszą sp a d a ć n a słońce, obliczono, że ich m asa wynosi 300 m iliardów ton. Gdyby słońce ró w n o ­ cześnie nie traciło m a te ry i, to m as a jego m u s ia ła b y z czasem znacznie w z rastać, co j e d n a k nie n a s tę p u je . W reszcie: s k ą d się biorą m e te o ry ty ? A rrh e n iu s p r z y ­ puszcza, że słońca o dp y c h a ją cząstki le­

żące w ich atm osferach, że te c ząstki w atm osferze słonecznej, od b ija ją c ś w ia ­ tło słoneczne, sta n o w ią k oronę słoneczną, w idoczną podczas zaćm ień słońca, że w r e ­ szcie owe c ząstk i tw o rz ą w p r z e s trz e ­ niach w s z e c h św ia to w y c h pył kosm iczny, z k tó re g o po w s ta ją k o m e ty i m e te o ry ty .

Nie mogę t u ta j przytaczać w s z y s tk ic h ko n s e k w e n c y j, j a k i e A r r h e n iu s w y ciąga dla kosm ogonii z teo ryi p rom ieniow ania, o graniczę się ty lk o do podania m yśli przew od niej je g o wywodów: Pod d z ia ła ­ n ie m sam ej g ra w ita c y i N ew to n ow sk iej w s z y s tk ie ciała niebieskie p o w in n y b y zdążać do s k u p ia n ia się, do k oncentra- cyi m a te ry i, tak, że z biegiem wieków pozo sta ły b y jeszcze tylko wielkie słońca, w yga słe lub świecące. Owa k o n c e n tr a - cya m usiałab y ju ż była od d a w n a n a s tą ­ pić. Że ona nie nastąpiła, A r rh e n iu s p r z y p is u je to d ziałania ciśnien iu p r o m ie ­ niow ania, k tó re ro zp ra s z a m a te ry ę . W ia ­ domo, że d r u g a zasad a te rm o d y n a m ik i, z a sa d a entropii, w ypow iada, iż różnice t e m p e r a t u r zdążają do w y ró w n a n ia się i że s k u tk ie m tego o s ta tn im p u n k te m ro zw oju j e s t ogólny zastój w j e d n o s t a j ­ nej te m p e ra tu rz e , t. zw. ś m ie rć cieplna.

I t u ta j m ożnaby zarzucić: je ś l i zasada en tro p ii sto suje się do w sz y s tk ic h cza­

sów i całej p rze strz e n i, to owa ś m ie rć cieplna p ow inn a była j u ż o dd aw na n a ­ stąpić. A b y tej sprzeczności unik nąć, A r r h e n iu s przy jm u je, że w j e d n y c h św ia ­

J) P o r. arty k u ł: Ś w iecenie elek try c z n e g a ­ z ó w i te o ry a zo rz y północnej. 14 i 15 W s z e c h św ia ta z r. b.

(13)

M 46 W SZEC H ŚW IA T 1l1 tach, m ianowicie w u k ład a c h słonecz­

nych, zasada e n tro p ii j e s t ważną, e n e r ­ gia się rozprasza, w in n y c h zaś, m ia n o ­ wicie w m gław icach , ciepło przechodzi (zapomocą bardzo pom ysłowego m e c h a ­ nizmu) z ciał zim niejszych n a cieplejsze, en e rg ia się k o n c e n tru je . T ak ted y s k u ­ pianiu się m a te ry i z pow odu g raw ita c y i A rrh e n iu s p rze c iw sta w ia rozpraszanie się je j z pow odu ciśnienia św iatła, a roz­

pras z a n iu się e n e rg ii w słońcach je j s k u ­ pianie się w m gław icach . W ten sposób u n ik a sprzeczności, j a k o b y w s z e c h św ia t rozw ijał się w j e d n y m k ie r u n k u ku p e ­ w nem u o s ta te c z n e m u celowi, j a k b y z egar n a k rę c o n y . Z powodu k o m p en sacy i roz­

p r asz a n ia i s k up iania m a te ry i i en ergii j e s t w n im raczej zapew niony obieg ko­

łowy rozwoju, k tó re g o nie widzim y ni p o c z ątk u ni końca; co się dziś dzieje, działo się zawsze podobnie i dziać się ta k będzie. W s z y s tk o się pow tarza.

L. Salpeter.

L U Ź N E U W A G I .

„P atry o tyzm P olski P rz e m y s ło w y , H andlow y i F a b ry c z n y 1*.

W ty c h dniach otrzym ałem pierw szy z e­

szy t now ego m iesięcznika pod pow yższym ty tu łe m . Z eszyt im ponujący rozmiarami:

Sto kilkadziesiąt stron ic in ąuarto bitego druku w tek ście a drugie ty le informacyj i ogłoszeń. N ie oczekuj ode mnie, C zytel­

n ik u , że podam tre ść szczegółow ą teg o ze­

szy tu , podnosząc rzeczy najważniejsze lub najciekaw sze, albo też polem izując z au to­

rami artyk u łów . A ni to może być moim zamiarem, ani na taką robotę m iejsce w pi­

śm ie przyrodniczem . Zamiast teg o , powiem jedno: N ieodkładając, opłać prenum eratę, w szystk iego 3 ruble rocznie, a przynaj­

m niej—jeżeli mi nie dowierzasz — kup sobie za pół rubla ten zeszyt pierw szy. Przeko­

nasz się z n iego przedew szystkiem , że ty tu ł m iesięcznika nie zawiera w sobie żadnego paradoksu, które to podejrzenie może j u i przyszło Ci na m yśl. A le, co ważniejsza, dow iesz s ię — ze zdum ieniem zapew ne— że te w szy stk ie p atryotyzm y fachowe, to rzecz bardzo ważna, bardzo wielka, że bez nich k to w ie, czy można sobie wyobrazić postęp m oralny a m oże i m ateryalny ludzkości w

tej postaci, w jakiej ją znam y, t. j. podzie­

lonej na narodowości oddzielne. D ow iesz się nadto m nóstw a rzeczy, k tórych ani szk o ­ ła, ani gazeta nigdy Ci nie m ów iły, a które w Twej m yśli rozniecą niejeden promień św iatła now ego, najczęściej nieoczekiw anego przez Ciebie. W ogóle, pew ny jestem Twej, C zytelniku, w dzięcznośoi za radę, bo, słu ­ chając jej, w iedzę sw oję wzbogacisz nieza­

wodnie, dla u czu ć zdobędziesz realną pod­

staw ę, a oprócz te g o — doznasz tego w y so ­ kiego zadowolenia, jakiego nam zawsze do­

starcza przeczytanie rzeczy napisanych bar­

dzo m ądrze i bardzo uczciw ie.

N ie zapieram się i nie w styd zę, że „Pa- try o ty zm o w i“ chciałbym zrobić najgłośniej­

szą i najszczerszą reklamę. A le w danej chwili mam jeszcze i cel inny przed sobą.

Chcę zw rócić u w agę, jak doniosłe znaczonie ogólne ma każdy „patryotyzm zaw odow y“

jako część składowa rozumnej powszechnej m iłości kraju. A rzecz ta je st tem waż­

niejsza dla nas przyrodników i przedstaw i­

cieli nauk ścisły ch , że z nią jakoś nie liczy­

liśm y się d otych czas w cale albo prawie wcale.

Przypom nijm y sobie ty lk o , co i jak cz y ­ niliśm y dla szerzenia znajom ości ty c h nauk wśród naszego społeczeństw .). Czy w yra­

zem naszej pracy w tym kierunku ma być ty ch parę pisem ek, w iodących z dnia na dzień ciężki żyw ot, dla których nieraz tru­

dno w ym odlić w spółpracow nictw o n aw et płatne, których koryfeusze nauki polskiej nie raczą zasilać prawie nigd y, pozostaw io­

n ych na łaskę losu, ignorow anych, wzgar­

dzonych przez tw orzące opinię kraju pisma brukowe. Czy może dowodem naszej zabie- gliw ości w tym kierunku ma być ty ch kil­

ka książek naukow ych, b u tw iejących na półkach księgarskich, przez nikogo nie c z y ­ ta n y ch , nie m ogących doczekać się kom pe­

tentnej oceny ze strony znaw ców przed­

m iotu i znow u ignorow anych przez organy opinii.

A teraz w eźm y takie stosunki: W r. 1905 chem icy P olacy w czasopism ach zagranicz­

nych — przeważnie w niem ieckich— ogłosili 271 rozpraw i rozprawek mn ej lub więcej sam odzielnych, m niejszego lub w iększego znaczenia naukow ego, ale w każdym razie o ty le posuw ających naukę naprzód, że m ogły być zam ieszczone w w yd aw n ictw ach zu p eł­

nie pow ażnych. W tym że sam ym roku 1905 Rozprawy "Wydz. M at.-Przyrodn. A kadem ii krakowskiej ogłosiły rozpraw chem icznych...

jedenaście, w yraźnie jedenaście. Jeżeli przy­

puścim y, że z K osm osa, Chemika polskiego, Przeglądu technicznego, N afty, pism lekar­

skich i farm aceutycznych, w reszcie z W szech­

św iata - sło w em —ze w szystkich w e w sz y st­

kich trzech zaborach pism polskich, które

Cytaty

Powiązane dokumenty

żań i porównań daje się sprowadzić do tego, że wartości, otrzymywane dla strefy zenitowej zbliżają się najbardziej do rzeczywistych wartości

wiem żaden stan komórki nie może być utrzym any.. Je s t ogólną właściwością każdego żywego systemu, że się stale zmieniać musi. Jego proces | życiowy

ne zwierzęcia zależą od determinantów , znajdujących się w jeg o pierworodnej komórce i przekazujących się potomstwu po podziale, staje się jasnem , że

kości światła, Gdyby to przypuszczenie okazało się słusznem, to w ten sposób jednolite wytłumaczenie sił przyrody s ta ­ łoby się rzeczą

Możnaby sądzić, że w w arunkach fi- zyologicziych mała ilość śliny unika działania soku żołądkowego, dostaje się do dw unastnicy i tam wobec reakcyi

Za tą jednolitością przemawia również fakt, obserwowany przez Hertwiga u Acti- nosphaerium. Jądra zachowane dzielą się dalej, powstają gam ety, które łączą

2.. Nieprzerwana s u ­ cha pogoda trw a całemi miesiącami bez chmUrki ani obłoczka i gdyby nie obfita rosa nocna, posucha byłaby szkodliwa dla świata

Różnorodność prac jego przejawia się jeszcze bardziej, niż uczynić to może tom niniejszy, jeśli zechce się uwzględnić ba­. dania, których Curie nie ogłosił,