• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel : bezpłatny, niedzielny dodatek do "Głosu Pomorza" 1938.05.15, R. 20[!], nr 10 [i.e. 11]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasz Przyjaciel : bezpłatny, niedzielny dodatek do "Głosu Pomorza" 1938.05.15, R. 20[!], nr 10 [i.e. 11]"

Copied!
3
0
0

Pełen tekst

(1)

BEZPŁATNY, NIEDZIELNY DODATEK DO „GŁOSU POMORZA"

Nr 1O

Wąbrzeźno, dnia 15 maja 1938 r. Rok 20

Iniedz. po Zmartwychwstaniu Pańskiem

LEKCJA

z listu św. Jakóba rozdz. 1, wiersz 17 — 21.

Najmilsi! Wszelki datek dobry i wszelki dar doskonały i wysoka jest, zstępujący od Ojca światłości, u którego *ie masz odmiany, ani zaćmienia przemiany. Dobrowolnie bo­

wiem porodził nas słowem prawdy, żebyśmy byli niejakim początkiem stworzenia Jego. Wiecie, bracia moi najmilsi!

A niech wszelki człowiek będzie prędki ku słuchaniu, a le­

niwy ku mówieniu i leniwy ku gniewowi, bo gniew męża nie sprawuje sprawiedliwości. Przeto odrzuciwszy wszelkie plugastwo i obfitość złości, przyjmijcie w cichości słowo wszczepione, które może zbawić dusze wasze.

EW ANGEL JA

św. Jana rozdz. 16, wiersz 5 — 14.

Onego czasu mówił Jezus do Swych ucz­

niów: Idę teraz do tego, który Mnie posłał, a żaden z was nie pyta Mnie: dokąd idziesz? Ale iżem to wam powiedział, smutek napełnił serca wasze. Aleć Ja prawdę wam powiadam: poży­

teczno wam, abym Ja odszedł, bo, jeśli nie o- dejdę, pocieszyciel nie przyjdzie do was, a jeśli odejdę, poślę go do was. A on gdy przyjdzie, będzie V.arał świat z grzechu i z sprawiedli­

wości i z sądu: z grzechu, mówię, iż nie wierzą w Imię: a z sprawiedliwości, iż do Ojca idę; a z sądu, iż książę tego świata już jest osądzony.

Jeszcze wam wiele mam mówić, ale teraz znieść nie możecie. Lecz gdy przyjdzie on Duch praw­

dy, nauczy was wszelkiej prawdy; bo nie sam od siebie mówić będzie, ale cokolwiek usłyszy, mówić będzie, i, co przyjść ma, oznajmi wam.

Nauka

Czemu rzekł Jezus: idę do Ojca?

Uczniowie miłowali gorąco Jezusa; Zbawiciel mówił im świeżo o cierpieniach i prześladowaniach, jakie za Niego znosić będą. To ich zasmuciło tak mocno, że Go nie pytali.

dokąd idzie. Zapowiedziane odejście Mistrza i własne ich osamotnienie w przepełnionym nienawiścią świecie mocno ich zafrasowało. Aby ich pocieszyć, sam Chrystus, nie zapytany o to, powiada im, dokąd idzie, t. j. że idzie do Ojca, i że to Jego odejście wyjdzie im na dobre i korzyść

Dlaczego uczniom wyszło na dobre odejście Jezusa?

Gdyż Pan Jezus Swą męką i śmiercią wyjednał im zesłanie Ducha świętego, a to zesłanie wynagrodziło im w zupełności stratę, jaka ich spotkała wskutek odejścia Zbawiciela. Otóż dlatego odszedł Pan Jezus do Ojca, aby im zesłać Ducha świętego.

Jak uczy Duch święty prawdy?

1. Oświeca pasterzy i nauczycieli Kościoła, chroni ich od błędu i darzy nieomylnością w nauczaniu. 2. Wier­

nym udziela daru rozumienia tego, czego uczy Kościół i przekazywania nauki Kościoła od pokolenia do poko­

lenia. ■ — —

(2)

Na „Tydzień Matki"

(DOKOŃCZENIE)

Bajeczka

PONMLKJIHGFEDCBA

o „Daiu Mateczki"

(D o k o ń c z e n ie )

B ied n a K am iłk a zam ilk ła i siad ła so b ie w k ącik u , g d zie jej m am usia b y ła n a p o rtrecik u . M am u sia , jej m iała jed ­ w ab n y szal i z u śm iech em p atrzy ła w d al.

M am u siu , co ch o ro w ałaś i jesteś w n ieb ie, p o w ied z m i, co m o g ę zro b ić d la cieb ie. — w y szep tała K am ilk a i n a ­ g le w y d ało jej się. że sły szy o d p o w ied ź:

— N iech m o ja K am ilk a n ie p łacze, n iech so b ie id zie n a sp acer i n iech u- w ażn ie słu ch a, co k to b ęd zie m ó w ił.

K to to m ó w ił te sło w a, teg o n ie po- żw iem w am ju ż: czy to m am usia K am il- k i, czy jak iś an io ł stró ż? D o ść n a ty m ,

be K am ilk a się ro zw eseliła i n a sp ace­

re k p o śp ieszy ła.

Id zie K am ilk a po sch o d ach , a p iln ie n a słu ch u je , co k to m ó w i. A b y ło czeg o I

f łu ch ać, b o w łaśn ie w sien i w d o w a 'fa rc in o w a stała i tak się sąsiad ce u ża- ' ała: — M o ja p an i, m o ja p an i, czy to m an i sły szała, że do św ięta m atk i szy- i u ją się w szy stk ie d ziad k i? Ju ż d ziś n a w asn e o czy w id ziałam , jak ten S tach 'o zczo ch ran y , jak n a w rób le strach , co ś tam p o d n o sem m ru czał, w ierszy k a się w y u czał. A ja b ied n a, sam a jed na, b ie­

d n a w d o w a M arcin a, w w ielk im sm u tku ży ję, p an to felk i szy ję. S zy ję m ałe i d u ­ że, w ieszam w o k n ie n a szn u rze i n ik t m i, m ó j B oże, w ro b o cie n ie p o m o że.

Z ab rak ło m i m o jej có reczk i, co m i czy­

tała k siążeczk i. A w n ied zielę czasam i, ch o ć i u sm ażę o m let z k o n fitu ram i, ch o ć go sm ażę p raw ie w k ażd ą n ied zie­

lę, to z k im że się n im p o d zielę? N ik o ­ go p rzy m n ie n iem a, n ik o g o , n aw et p sa z k u law ą n o g ą, an i n aw et n ie zajrzy ja­

k aś siero tk a, co ją w y ch ow u je ciotk a, an i n ie p rzy leci jask ó łeczk a m ała, że m i p o d m o im o k n em św ierg otała. I tak ży ję, jak b y w lesie, n ik t m i n aw et cu ­ k ierk a za g ro sz n ie p rzy n iesie.

T ak się w d o w a M arcin o w a u żalała, a K am ilk a w y słu ch ała w szy stk ieg o i p o szła d alej. Id zie i sp o ty k a n a p o d w ó­

rzu w starej sk rzy n i p sa Ż ab u sia, co go z łask i k arm i p an i d o zo rczyn i. P y ta go K am ilk a: — Ż ab u ś, Z ab u ś, czy w iesz, że b ęd zie św ięto m atk i? — A Ż ab u ś szczek n ął: — W iem o ty m , ch am , ch am , d zieci m ają z ty m w ielk i k ram , d o sk lep ik ó w w ęd ru ją, k w iatk i k u p u ją. A le ja jestem siero tą i n ie d b am o to , jestem n ieb o g ą, p sem z k u law ą n o g ą. Ż eb y m to m iał ch o ć d o b rą p an ią, k tó rąb y m k o ch ał, jak m ateczk ę, u b rałb y m się d la n iej w czerw o n ą w stążeczk ę i w ten d zień św ięta m atk i p iln o w ałb y m jej ch atk i. A le ja, ch am , ch am , jestem n a św iecie sam !

N ic, to , p iesk u, b ęd zie ci w ese­

lej, p rzy jd ę do cieb ie w n ied zielę, p ó j­

d ziem y z w izy tą d o w d o w y , p an i M ar- cin o w ej, bo o n a też n iem a n ik o g o i ch ce, żeb y ch o ć p rzy szed ł do n iej p ies z k u law ą n o g ą.

P o żeg n ała K am ilk a p iesk a i id zie d alej. S p o ty k a jask ó łk ę-o k n ó w k ę, co m a b iały b rzu szek i g ran atow ą g łó w k ę.

Jask ó łk a w p o w ietrzu zatacza k ó łka, a K am ilk a ją p y ta: — Jask ó łeczk o -o k n ó - w eczk o , czy w iesz, że b ęd zie św ięto m atk i?

W iem — św ierg o cze jask ó łeczk a

i, ch o ć jestem n a św iecie sam a i n ie w iem , g dzie jest m o ja p tasia m am a, ale w łaśn ie ch cę so b ie zało ży ć g n iazd ecz- ko i w d n iu ty m k o g o ś u cieszy ć p io s­

n eczk ą. B o m ó j św ierg o t jest tak i w e-

, a Slows. M.

Mod - rą uo - cą wkwiet-nym sa - dzie cho • dzi świę - ty Wit

i na us - ta pa - lec kła-dzie: „Cyt, sło wi ki, cyt?..

Nie chaj piosn-ka się do• dzwa-nia, niech za-mili?-nie śpiew!..* ' f

. ' > Więc sło - wi - ki cich- ną .w sa-dzie, jak chce świę-ty Wit,

co na us - ta ? pa lec kła - dzie, szęp-cząc: .cyt, cyt, , cyt!..*

Modrą nocą w kwietnym sadzie chodzi święty Wit i na usta palec kładzie: „Cyt, słowiki, cyt!...

Lato wiosnę już wygania, kwiecie leci z drzew ...

Niechaj piosnka się dodzwania, niech zamilknie śpiew!. . .“

Więc słowiki cichną w sadzie, jak chce święty Wit.

Co na usta palec kładzie, szepcąc: „cyt, cyt, cyt!...“

Inscenizacja

U staw iam y d zieci w trzech rzęd ach . R ząd I w g łęb i sali, a d w a rzęd y p ro m ie­

n iście z p raw ej i lew ej stro n y , p ro sto p adle d o rzęd u p ierw szeg o . R zęd y są zw ró co n e d o sieb ie tw arzam i i tak u staw io n e p rzy ścian ach , ab y n a śro dk u zach o w an a b y ła m o żliw ie n ajw ięk sza p rzestrzeń . F ig u ra ta w cało ści p rzed staw ia trzy ro zsu n ięte p ro ­ m ien ie.

W szy stk ie d zieci: „M o d rą n o cą w k w ietn y m sad zie41.

R zęd y zb liżają się d o sieb ie, a w ięc do śro d k a, o śm io m a d ro b n ym i k ro k am i. P rzy p ierw szy ch czterech k ro k ach rząd b o czn y z p raw ej stro n y p o d n o si p raw e ręce, a rząd z lew ej stro n y — lew e (n ie w y żej g ło w y ).

so lu tk i, że k to go słu ch a, teg o o p u sz­

czają sm u tk i.

O , to d o b rze, śp iew aj jak n ajd łu ­ żej i jak n ajw eselej, p rzy jd ę d o cieb ie w n ied zielę, p ó jd ziem y z w izy tą d o w d o w y M arcin o w ej, b o o n a ■w łaśnie n a­

rzek ała, żeb y ch o ć p taszy n a p o d jej o k n em zaśpiew ała.

W ró ciła K am ilk a d o d o m u , w y jęła z p u d elk a 3 g ro sze i k u p iła tak ieg o cu ­ k ierk a, że aż p o lizać p ro szę.

A po ty m w n ied zielę, k ied y b y ło św ięto m atk i, w y stro iła się K am ilk a w co n ajlep sze szm atk i, p o szła d o p iesk a Ż ab u sia, zaw iązała m u p o d szy ją czer­

w o n ą w stążeczk ę i razem ju ż p o szli po jask ó łeczk ę, p o ty m K am ilk a m iła p ie- 4 sk o w i jaskó łeczk ę p rzed staw iła i w szy ­ scy u d ali się d o p an i M arcin o w ej w g o ście.

S tu k u , p u k u — p u k ają d o d rzw i.

K to tam ? — p y ta p an i M arcin o­

w a.

T o ja, K am ilk a siero tk a, co m n ie w y ch o w u je cio tk a, n io sę p an i cu k ierk a, za trzy g ro sze, a tak i d o b ry , że p o lizać p ro szę.

k o g o ż tam p ro w ad zisz., k o g o ?

P ieska z k u law ą n o g ą i jask ó ­ łeczk ę. co ci p o śp iew a tro szeczk ę.

H ej, p an i M arcin o w a się cieszy ła, d rzw i o tw o rzy ła n ao ścież i m ó w i: — N areszcie, p rzy szed ł k to ś d o m n ie w g o ście.

G o ście p o d ali jej łap k i i u sied li sk ro m n ie n a b rzeżk u k an ap k i, a p an i

Ś ro d k o w y rząd p o d n o si o b y d w ie ręce.

P rzy n astęp n y ch czterech k ro k ach od sło­

w a: „w k w ietn y m 1* d zieci z b o czn y ch rzę­

d ó w p o d n o szą d ru g ą ręk ę, n ie o p u szczając p ierw szej, do tej sam ej w y so k o ści. Ś ro d­

k o w y rząd p o d n o si o b ie ręce w y żej p o n ad g ło w ę. P o o śm iu k ro k ach d zieci zatrzy m u­

się.

W szy stk ie d zieci: „C h o d zi św ięty W it...“

D zieci, sto jąc w m iejscu , o p u szczają ręce. N a sło w o : „W il“ k rzy żu ją ręce n a p iersiach i o p u szczają głow y.

„C o n a u stach p alec k ład zie . ..“

D zieci w o ln o p o d n o szą o p u szczo n e g ło w y .

„C y t, sło w ik i, cy t! ...“

N a p ierw sze sło w o rząd p o d n o si p ra­

w ą ręk ę, lew y i śro d k o w y — lew ą tęk ę do g ó ry , n ie w y żej głow y. N a sy lab y „w ik i d zieci p o d n o szą d ru g ą ręk ę do w y so k o ści p ierw szej, trzy m an ej w g ó rze i łączą d ło ­ n ie w ten sp o só b, że p alce d o ch o d zą ty lk o do środ k a d ło n i‘ręk i, trzy m an ej w g ó rze.

W y g ląd a to jak b y p rzed łu żen ie d ło n i ((u m ­ k n iem y w ten sp o só b m o d litew n eg o ru ch u rąk , k tó ry b y łb y n azb y t szab lo n o w y ).

„L ato w io sn ę ju ż w y g an ia ...

D zieci w sw o ich rzędach b io rą się za ręce, p rzy czy m o śm io m a k ro k am i tw o rzą trzy o d d zieln e k o ła w ten sp o só b . żv p ierw sze d zieck o k ażd eg o rzęd u p o d ch o dzi do o statn ieg o d zieck a sto jąceg o w ty m sa­

m y m rzęd zie.

„K w iecie leci z d rzew . ..

D zieci w śro d k o w y m k o le o p u szczają ręce i g ło w y , a d zieci w b o czn y ch k o łach k lękają, p o chy lają g ło w y , a ręce o d rzucają do ty łu .

„N iech aj p io sn k a się d o d zw an ia ...

N a sło w o „n iech aj11 d zieci z k o la śro d ­ k o w eg o p o d n o szą ręce i głow y do g ó ry , a d zieci z b o czn y ch k ó ł, ciąg le k lęcząc, w y ­ trzy m u ją ręce o d rzu co n e do ty łu i głov, y o p u szczo n e. N a sło w o „się zm ian a.

Z m ian a n a ty m , że śro d k o w e k o lo o p u s,'- cza ręce i g ło w y , a b o czn e, k lęcząc, p o d ­ n o szą ręce w 'ysoko do g ó ry , g ło w y zaś o d ­ rzu cają d o ty łu .

„N iech zam ilk n ie śp iew a! ...“

N a p ierw sze sło w o n astęp u je takaż zm ian a — w ru ch ach k ó ł b o czn ych i śro d ­ k o w y ch . N a sło w o „śp iew 11 k o lo śro d k o w e p o zo staje z o p u szczo n y m i ręk o m a i g ło ­ w am i, a b o czn e z p o d n iesio ny m i.

„W ięc sło w ik i cich n ą w sad zie11...

D zieci o śm io m a k ro k am i z k ó ł tw o rzą zn ó w trzy rzęd y , u staw io ne tak , jak n a p o ­ czątk u .

„Jak ch ce św ięty W it...“

D zieci k rzy żu ją p o w o li ręce n a p ier­

siach ; n a sło w o „W it11 p o chy lają głow y.

„C o n a u sta p alec k ład zie ..

D zieci w n o szą g ło w y i p o d n o szą ręce d o g ó ry , p raw y rząd — p raw ą, a lew y i śro d k o w y rząd — lew ą.

„S zep cąc cy t, cy t, cy t! ...“ (sto p n io w e zw aln iają i ściszają).

N a sło w o „szepcząc11 d zieci, sto jące na p ierw szy ch m iejscach w trzech rzęd ach , k lęk ają n a o b y d w a k o lan a i siad ają n a n o ­ g ach , p o ch y lając się n isk o . N astęp n e d zie­

ci ty lk o k lęk ają n a o b y d w a k o lan a, lek k o się p o ch y lając i o p u szczając głow y. D alsze

— sto ją p o ch y lo n e n a n iezn aczn ie zg ięty ch k o lan ach , a o statn ie rzęd y sto ją z p o d n ie­

sio n y m i g ło w am i i ręk ą do g ó ry .

In scen izacj tę n ależy u trzy m ać w p o ­ w ażn y m , sk u p io n y m n astro ju , ru ch y d zieci p o w in ny być p o w o łn e i sp o k o jn e.

M arcin o w a tak się g ło śn o śm iała, że aż k u ch arka L u d m iła o k n em z trzecieg o p iętra w y jrzała.

H a, h a, h a, h a, h a, h a! — śm ieje się p ani M arcin o w a i m ó w i: — Ś m iech , śm iech em , żarty , żartam i, a teraz d am w am o m let z k o n fitu ram i.

P o dała p an i M arcin o w a, a ten o m let w szy stk im sm ak o w ał. K am ilk a o b lizy ­ w ała się co ch w ilk ę i p ieseczek zjad ł k aw ałeczek i jask ó łeczk a d zio bn ęła ze

sp o d eczk a. i

W szy scy się n ajed li i tak im d o b rze j b y ło , że n ie ch cieli się w cale ro zstać z | w d o w a, p an ia M arcin o w a. C ó ż b y ło ro- •.

bić?

P an i M arcin o w a p o w ied ziała tak :

W y nie m acie m atk i, ja nie m am có ­ reczk i. k o ch ajm y się razem , jak cztery an io łeczk i. — N o , i g o ście zo stali, w p racy jej p o m ag ali: K am ilk a m ała n itk i n aw lek ała, jask ó łk a zataczała k ó łk a, l a p iesek z k u law ą n o g ą nie w p u szczał d o d o m u n ik o g o .

A m am u sia K am ilk i, ta, co b y ła na p o rtrecik u , u śm iech ała się teraz u p an i M arcin o w ej w k ącik u.

A K am ilk a od tej p o ry tak a b y ła zaw sze szczęśliw a, że w szy scy się d zi­

w o w ali: i E lizk a m ała, co się o b y le co o b rażała, i S tach ro zczo ch rany , jak n a w ró b le strach , i Jó zio z p ieg o w atą b u - izą, i M ary n a, co jej się b u ciszek o d ­ p in a! i F lo rek czerw o n y , jak p o m id o - rek.

Język polski

PISOWNIA

P rzep isz n astęp u jące w y razy d . a razy , ab y sp am iętać ich p iso w n ię:

u B u rek , k o g u t, k u ra, b u d a, k u ­ p a, sk u b ie, g ru ch a, d u m n y , czu p u rn y . ó — p o d w ó rze, p ió ro , k łó tn ia, w ró­

bel, ch ró st, ch ó r.

P o w y ższe w y razy zach o dzą w d y k ­ tan d zie, k tó re zn ajd u je się w d zisiejszej lek cji. P rzeczy taj d y k tan d o , w y szu k aj te w y razy i p o d k reśl je. S taraj się je n ap isać z p am ięci! T eraz p o p ro ś k o g o ś ze starszy ch d o d y k to w an ia. S taraj sic

dobrze w y m aw iać! K to źle w y m aw ia, p isze źle.

Dyktando:

K o g u t jest p an em p o d w ó rza. N i?

b o i się n aw et B u rk a, stró ża zag ro d y . B u rek ch ętn ie w y sk u b ałb y k u ro m kilk 1 p ió rek , ale boi sie czu p u rn eg o k o g u ta.

L eży w ięc w b u d zie i w arczy . Jest zły.

G n iew ają go k łó tn ie w ró bli p e l d a­

ch em . G n iew ają ciąg le g ru ch ające g o ­ łęb ie. A le n ajw ięcej g n iew a go kogu*

W łaśn ie sk o czy ł n a d u żą pę ch ró stu i zap iał. C h ó rem o d ezw ały . ę k o g u ty całej w si. Z ro b iły to p ew n ie B u rk o w i n a zło ść. Z irw a ł się B u re i g w ałto w ­ n ie zaszczek ał.

P o n ap isan iu d y k tan d a zró b p o ­ p raw k ę. P o p raw k ę m o żesz sam zro b ić, jeśli p o ró w n asz d ru k o w an y tek st z n a­

p isan y m d y k tan d em . K ażd y b łąd p o ­ p raw trzy razy .

(3)

010 4 9

S tr. 4 „NASZ PRZYJACIEL

D zień krw i i chw ały pod K aniow em

w w ielkim Później kiedy gen. H aller przez M o- polskiego skw ę i M urm an zdołał przedrzeć się do

| Francji, Polski K om itet N arodowy m ia- Bitw a ta otw orzyła ostatecznie całe- ( now ał go tam w odzem naczelnym A rm ii polskiej, w alczącej przeciw ko N iemcom po stronie państw koalicyjnych.

D zięki tej arm ii błękitnej Polska zo­

stała zaliczona do państw, które z N iem­

cami w ojow ały (K aniów i pola Szam pa­

nii) i do złam ania ich potęgi się przyczy niły. Za ten czyn swój w iekopomny gen.

H aller zapisał się na kartach dziejów zło tymi głoskami.

W iosna pam iętnego roku 1918, to od których oczekuje pom ocy okres w którym N iemcy osięgają szczyt

sw ych w ojennych sukcesów. Państwa koalicyjne nie w ątpiły w praw dzie w swo je ostateczne zw ycięstwo, ale niektórzy w kraju, karm ieni jedynie w iadom ością m i, przez sito cenzury niemiecko - au­

striackiej byli chw iejnym i.

Pow odzenie N iem ców na froncie „od

K rym u po Finlandię* zaślepiły ich tak M jsued aisaia^ui a\ eje

że upojeni zw ycięstw em przedwcześnie sprzym ierzonych, które na sw ych sztan- odsłonili sw e zam iary w obec Polski. Trak darch w ypisały m in. hasła niepodległo- tatem brzeskim , zawartym dnia 9 lutego ści, zjednoczenia i dostępu do m orza dla

1918 roku w Brześciu nad Bugiem bru- Polski, talnie podeptali nasze praw a. :

I w tedy to w łaśnie, w okresie tych , f-.lt ♦♦♦♦♦» t*.* **

w ojennych sukcesów m ocarstw central- j

dzą brygadiera H allera rozpoczęła w,;

N ajw yższy uczeń św iata

w łasną rękę z nim i w alkę. K ości zostały i rzucone na szalę dziejów. Brygada prze-’

biła się przez okopy austriackie pod R a-;

rariczą i pom aszerowała na U krainę, by łącznie z innym i form acjam i polskim i, stworzyć arm ię polską na dalekich ru­

bieżach Rezczypospolitej.

N a U krainie doszło do bitwy kaniow ­ skiej. Bitw a ta, która odbyła się dnia 11 m aja 1918 roku była epizodem w porów-1 naniu z całokształtem w ojennych opera- j cyj m ilitarnych. Tam zaledwie kilka ty-' sięcy żołnierzy polskich w alczyło przeci i w ko ogrom nym siłom w roga. Była ona

dzielę odbudow y w łasnego państw a.

m u narodowi naszemu oczy na fakt, że i w szelkie obietnice niemieckie odbudow a-

; nia państw ow ości polskiej były zdra- i dzieckim i podstępam i, że zam rtw ychwsla nie państwa polskiego leży nie w intere

‘oanuayhj ais

Do jednej ze szkół pow szechnych we ow ać ław kę. Żaden z nauczycieli nie do- W iedniu uczęszcza 14-letni G oliat - Pa- rów nuje m u w zrostem. Często karcą go w eł Sw acina, który jest w ysoki na 195

centym etrów. Ten fenom en badany przez lekarzy, zapow iada, że w krótce przekro

czy w ysokość dw óch m etrów. j iyvii uw aK i uiux

Szkoła m a z nim sporo kłopotów , j tyle, ile się da- należąc do najw ięcej M usiano specjalnie dla niego skonstru- sw aw olnych chłopaków z całej szkoły.

słow ami: .,N ie w stydzisz się, będąc takim olbrzym em , zachow yw ać się jak m ały chłopaczek*’? Lecz .,m ały chłopaczek**

nie w iele sobie robi z tych uw ag i broi

Śm ierć wilków m orskich następuje

przy tym pierw szą, w śększą i sam odziel-

prZCW aŹme 03 lądzie

ną bitwą Polakow z N iemcam i w tej w oj-

r

nie.Po bitwie pod K aniow em naród pol­

ski uprzytom nił sobie i zrozum iał, że Polska w alczy z N iemcam i, że w iernie stoi po stronie m ocarstw koalicyjnych,

D epartam ent M arynarki Stanów Zje- nież m niej ofiar w śród m arynarzy, niż dnoczonych A m eryki Północnej, na pod- w ypadki, którym ulegają na lądzie. N a- i tom iast znanym jest, że 10 procent w szy stkich w ypadków , którym ulegają m ary­

narze, zdarza się w skutek utonięcia. Z

tego w ynika, że w ielu jest jeszcze w il­ ków m orskich nie um iejących pływ ać,

że pośród m arynarzy tylko 5 procent u- m iera na m orzu, natom iast 95 procent na lądzie.

stawie danych statystycznych, stwierdza W ypadki na oceanach pociągają rów

R yba lekarstw em

Pew ien podróżnik angielski, pow ró- m at w yspy w śród m ieszkańców szerzy- ciw szy do Londynu po 5-cioletnim poby­

cie na m ałej w ysepce O ceanu W ielkiego, w ydał ciekaw ą książkę, pośw ięconą życiu m ieszkańców tej w yspy. Jego pojawienie się poczytali tubylcy jako przyjście M e­

sjasza i jako takiego otoczono czcią bo­

ską. U m ieszczony został w św iątyni, której głów ny ołtarz stanow iło duże jakby akw arium z jedną tylko boginią —

ły się epidem ie chorób. Chorych zw ożo­

no do św iątyni i poddaw ano kuracji, któ­

ra polegała na zachow aniu bezw zględnej diety, ograniczającej się do spożyw ania św iętych ryb. Lekarze napychali niem i­

łosiernie nieszczęśników takim i ilościami ryb, że w norm alnych w arunkach w ogó­

le nie m ożna sobie tego w yobrazić. 0- i t o pornych w iązano i siłą w tłaczano lekar- rybą. Pod ścianam i stało pełno m ałych stwo rybne. W m iarę pow racania do1, baseników z rybam i. N iebawem przeko- zdrow ia zw iększano porcje. Po kilku ty-j nał się, że nie były one tylko czczone, godniach takiej kuracji, chory pow racał!

ale spełniały dużo w ażniejszą rolę. ’do zdrow ia, co dow odzi, że m ięso ryb za-' Ze w zględu na bardzo niezdrow y kii- w iera pew nę w łasności lecznicze.

* * *

HUHORE/i

Modlitwa czteroletniego.

M ały Jaś, kładąc się spać, pobożnie składa rączki i m odli się:

-.Panie Boże, proszę Ciebie bardzo i nie daj m em u ojcu w ięcej dzieci ponie­

w aż nie um ie się z nimi obchodzić'*.

Książnica Kopts-Miuińska w Toruniu

Cytaty

Powiązane dokumenty

niów: Gdy przyjdzie pocieszyciel, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch prawdy, który od Ojca pochodzi: on o Mnie świadecwo dawać będzie.. I wy świadectwo wydawać będziecie, bo

[r]

smutek wasz w radość się obróci. Niewiasta gdy rodzi, smutek ma, iż przyszła jej godzina, lecz gdy porodzi dzieciątko, już nie pamięta uciśnienia dla radości, iż się

Gdy my tu w Europie w 5-tym tygo- miesiące zimowe ląd grenlandzki, wy- dniu wiosny chuchamy w ręce z zimna, kwitły stokrocię oraz inne kwiaty strefy gdy w Niemczech, a nawet w

— A myśmy się spodziewali, iż On miał odkupić Izraela: a teraz nad to wszystko dziś trzeci dzień jest, jako się to stało.. Ale i niewiasty, niektóre z naszych

A to się wszystko stało, aby się wypełniło, co jest powiedziane przez proroka mówiącego- Powiedzcie córce Syońskigj: Oto Król twój idzie tobie cichy, siedzący

Odpowiedzieli tedy żydowie i rzeki i Mu: Iżali my nie dobrze mówimy, żeś Ty jest Samarytan i czarta masz.. Odpowiedział Jezus: Ja czarta nie mam, ale czczę Ojca Mego

Tak więc atak, który początkowo rozciągał się na froncie 75 kilometrów, rozszerzył się jeszcze bardziej. W ten