• Nie Znaleziono Wyników

Symboliczne triady "Próchna"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Symboliczne triady "Próchna""

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Paszek

Symboliczne triady "Próchna"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 64/4, 95-111

(2)

P a m i ę t n i k L i t e r a c k i L X IV , 1973, z . 4

JERZY PASZEK

SYMBOLICZNE TRIADY „PRÓ CH NA”

T rzy kolejne powieści W acław a B eren ta — Próchno, O zim ina, Ż y w e

kam ienie — tw orzą sw oistą trylogię, w k tó rej zw ornikiem i k la m rą ca­

łości jest nie te m a t (chociaż i w Próchnie, i w Ż y w y c h kam ieniach dom i­ n u je obraz środow isk artysty czn y ch, a w O zim inie problem sto sun ku sztuki do życia — w ystąpienie diwy, an ty ro m an ty czn y m onolog pro feso ra z K rakow a — także stanow i jed en z głów nych w ątków polifonicznego utw oru), lecz tech nik a artystyczna. K ażdy czytelnik prozy B eren ta zauw a­ ża odm ienność om aw ianej serii powieści od wcześniejszego Fachowca i późniejszych „opowieści biograficznych” (Nurt, Diogenes w ko n tu szu ,

Z m ierzch w o d zó w ): sty l trylogii w yróżnia się swoim poetyckim językiem ,

w k tó ry m wielce w aży nie tylko dobór każdego słowa, ale i in stru m e n - tacja głoskowa. In n ą k lam rą spinającą tę trylogię jest też zasada „ ry m u ” historiozoficznego — każdy z ty ch utw orów naw iązuje bowiem do jed n e ­ go z w ielkich system ów religijm o-m istycznych przeszłości (buddyzm , m i­ steria eleuzyńskie, średniow ieczny model chrześcijaństw a w raz z w ątkiem poszukiw ania czary G raala i utopią m illenarystyczną).

Spoiw em try lo g ii może być także sposób artystycznego w yzyskania koloru w trzech kolejn y ch powieściach B erenta. O sw oistych aluzjach, poprzez tria d y barw ne, do idei Nietzschego oraz do św iętych ksiąg sta ro - ind yjskich będzie m owa w dalszej części niniejszego tek stu, k tó ry dotyczy pierw szej powieści cyklu. W drugiej — w O zim inie — fu n k cja a rty sty c z ­ n a k o lo ru polega na tym , że dzięki barw ie w łaśnie w yróżniono tu po­ szczególne postaci (zam iast nazw isk — łączenie postaci z p ersew eru jący m m otyw em barw n y m , k tó ry określa daną osobę) i nad ano im sens sym bo­ liczny: N ina = zieleń = młodość; W anda = fiolet = żałoba (wiąże się to ściśle z m item o Korze); Ola = b arw a żółta = choroba (odnosi się to pośrednio do oceny sztu k i m odernistycznej); baron N iem an = biel = czynnik d e stru k c y jn y ; itp. W trzeciej pow ieści — Ż y w y c h kam ieniach — kolor w yróżnia tak że n iektóre postaci (bury mnich, czarny goliard, k ra ś ­

(3)

nasycania pew ny ch rozdziałów b arw ą: n iek tó re (np. opowieść żonglera) z aw ierają szczególnie dużo epitetó w kolorystycznych, co w zw iązku z fa k ­ tem , że w in n y ch rozdziałach powieści liczba ty ch epitetów jest o w iele m niejsza (rozdz. n a s. 56— 62: 0 epitetów ; rozdz. na s. 41— 55: tylko 3 ep itety ; rozdz. zaś n a s. 24— 40, k tó ry mieści opowieść żonglera: aż 65 epitetów ko lo ry sty czn y ch ! ) l , m ożna p o trak to w ać jako zam ierzony chw yt arty sty c z n y . P o leg ałb y on na sk u p ian iu kolorów w ty c h odcinkach te k stu (np. opis su kien nic czy ilum inow ania księgi przez b ra ta Łukasza), k tó re m ają szczególnie przem ów ić do odbiorcy, p rzekazując m u b arw n ą w izję oddalonej epoki. Ta barw ność zaś u B e re n ta łączy się przede w szystkim z w yobrażen iem ilum inow anej księgi, n ajb ard ziej charak tery sty czn ego sym bolu średniow iecza. Ju ż w Próchnie, gdy H e rte n ste in opisu je sw oją le k tu rę leg en dy O księżniczce B ra tu m ile, w iteziu N ieza m yślu i ś w ię ty m

Jaclaw ie, sp o ty k am y się z tą fascy n acją daw nym i księgam i:

Z rozkoszą p ieściłem się starym i k sięgam i. C ieszyły m n ie n a iw n e rysu n k i m in iatu r, ilu m in o w a n e z tak m ozoln ym p rzep ych em w cięż k im złocie, g łęb o ­ kiej purp u rze i w lazu rze k ryształow ym . B a w iły grube, czarne, gotyck ie litery , ich m o cn e szereg i niby n iesk o ń czo n e przem arsze ca łej arm ii w sta l zakutych rycerzy, [s. 250] 2

W Ż y w y c h kam ieniach opowieść żonglera —■ stylizow ana na a u te n ­ ty czn ą n a rra c ję daw nego fab u la to ra — m ieni się tak im bogactw em ko­ lorów, iż tru d n o się oprzeć sugestii, że m a się przed oczym a w spaniale ilu stro w an y średniow ieczny m an uskry p t! T rafn ie zauw ażyła Zofia Ma- ślińska-N ow akow a, że żongler ta k opowiada, ja k gdyby opisyw ał kolo­ row e obrazki m in iatu r:

C ała o p o w ieść żon glera zb u d ow an a je st z tych m a ły ch obrazków , tym s a ­ m y m sp osob em , ja k im śred n io w ieczn y m istrz w itr a ż ó w u k ład ał o p o w ieść z k o ­ lo ro w y ch szyb ek . N ie u leg a w ą tp liw o śc i, że tw o rzy w em w iz ji artystycznej B e ­ ren ta b y ły r z eczy w iste m in iatu ry śr e d n io w ie c z n e 3.

N ajciekaw szym w y k o rzy stan iem tech nik i kolorystycznej w ydaje się wszakże przy k ład Próchna. T u ta j, dzięki w pro w adzen iu dwóch tró jb a rw ­ n y c h fig u r sym bolicznych, osiągnął pisarz jednocześnie dwa cele a r ty ­ styczne: 1) aluzje literack ie do p isarstw a Nietzschego oraz do tek stu

C zhandogja-U paniszad; 2) n adanie w szystkim kolorom w ystęp u jący m

1 S tron ice od n oszą się do w y d .: W. B e r e n t , Ż y w e kam ienie . W arszaw a 1958. 2 W. B e r e n t , Pró ch no. K rak ów 1971. R ów n ież d a lsze cy ta ty z tej p o w ieści o p arte są na ty m ż e w y d a n iu ; dla pod k reśleń B erenta zastosow an o dodatkow o k u r­ sy w ę , która je od różn ia o d p od k reśleń autora artykułu.

3 Z. M a ś l i ń s k a - N o w a k o w a , S z t u k i p la s ty c z n e w „Ż y w y c h k a m i e ­ niach ” W a c ł a w a B ere n ta . „Z eszyty N a u k o w e W SP w K a to w ica ch ” 1963, K atedra M etodyki L iteratu ry i Język a P olsk iego, nr 1, s. 84.

(4)

w ty ch tria d a c h w artości am biw alentnych, co pow oduje, iż tech n ik a w y ­ zyskania koloru w powieści jest dodatkow ą przesłank ą pozw alającą za­ sadnie m ówić o antytetyczności, zaw ieszeniu całego dzieła pom iędzy k r y ­ ty k ą a apologią przedstaw ionego w nim środow iska.

P rzejd źm y więc do tek stu Próchna. Z najdziem y w nim p o w tarzający się k ilk ak ro tn ie, jako refren , obraz trzech m ożliw ych dróg a rty sty : k u sztuce idealn ej, k u pow odzeniu i sławie, k u rzem iosłu. H e rte n stein w y ­ znaje:

I oto przez to m a łe ok n o w narożnicy kam iennej u jrzałem trzy drogi życia: na szczy ty b i a ł e drogę m arzeń bezpłodnych, w y d ep ta n y gościn iec w d olinę s z a r e j nędzy i darem nej, Syzyfow ej w a lk i z kam ieniam i, oraz ścieżk ę krętą, c o w ierzch o łk a m i gór i p adołem przepaści w ied zie w c z a r n e pałace, gd zie lir o w e dziady królują i tłu m u p och leb stw em żyją... [s. 242]

Zdanie to, skierow ane do M üllera, mówi jednocześnie i o życiu w ogó­ le, i o życiu człow ieka sztuki, czego dowodzi pow rót tria d y biało-szaro- -czarnej w dalszych frag m en tach powieści:

A tam , poprzez o k n o w nyży, w id ziałem , jak w ó w cza s, trzy drogi ducha: na szczy ty n a j b i e l s z e drogę m arzeń bezpłodnych, w yd ep ta n y gościn iec w d olin ę s z a r e g o życia n a darem ną w a lk ę z k am ien iam i i krętą ścieżkę, c o w ierzch o łk a m i gór i padołem przepaści w ie d z ie w c z a r n e pałace, gd zie lir o w e dziady królują i tłu m u p och leb stw em żyją. [s. 278— 279]

J a k widać, jest to praw ie dosłowne pow tórzenie poprzedniej cy taty, z tą isto tn ą m odyfikacją, że zam iast o drogach życia mówi się tu ta j o dro­ gach ducha. Oba te p rzytoczenia n ab ierają głębszego znaczenia poprzez naw iązanie w p ro st do idei buddyjskiej:

Saki ja M uni p ow stał, u śm iech n ął się do słońca i tak rzek ł do w sz e c h ­ św ia ta : „Oto w y rzek a m się dalszych trw ań żyw ota m ego. L egłem jako p oła­ m an y w óz. S tan ęło ży cie me, ju ż w stecz n ie n aw róci an i naprzód n ie ruszy: śm ierć m u nie grozi, w n ow ych narodzinach ju ż się n ie pow tórzy. N ie p otoczy się p ęk n ięte k oło ży w o ta m ego, bo w t r z e c h ś w i a t a c h n ie m asz jem u c h ę c i i n ie m asz dlań o k o w y ”...

—< W trzech św iatach ? — p ow tórzył M üller jak echo.

— I dla m n ie w trzech św iatach. Z narożnicy k am iennej zam ku ujrzałem je ju ż d aw n iej: b ezpłodny św ia t b i a ł y c h m arzeń, p rzyziem ny św ia t s z a ­ r e g o życia i chm urny św ia t sztuki, [s. 305]

N ajłatw iej zin terp retow ać w tej sym bolicznej triadzie dw a sk ra jn e kolory: biel i czerń. Biel często byw a sym bolem niew inności, czystości, św iata m a rz e ń 4. S tąd absolut m odernistyczny (m otyw białego lodowca), S ztuka przez duże „S ” , zw iązany tu został z tym w łaśnie kolorem . Ale

4 Zob. np. M. R z e p i ń s k a , S tu dia z teo r ii i historii koloru. K raków 1966, s. 163 n.

(5)

sztuka jest też łączona u B e re n ta z b arw ą czarną, k tó ra rów n ież w y stę­ pu je w ro li sa cru m : „czarna księg a” (s. 151), „czarne pieczęcie” (s. 279, 280, 284). N ajd o b itn iej w idać to ze słów Borowskiego:

...Ja czuję p u ls tw ój chory, o m iasto w ie lk ie , ja, zgn ilizn y tw e j p o w ięd ły k w ia t, ja, m łod ością m ą zgrzyb iały i gnuśny, ja, c z a r n y tw ój kapłan, ja — aktor!... [s. 50]

W ydaje się, że przeciw staw ien ie biel— czerń oznacza w P róchnie a n ty ­ nom ię m arz en ia o sztuce ab so lu tn ej oraz realizacji b ard ziej p rzyziem ne­ go celu: osiągnięcia sław y, popularności dzięki sztuce. K olor szary ozna­ czałby w tak im razie w artości pośrednie — tw órczość rzem ieślniczą, w y - robnictw o arty sty czn e. Ale kolor szary — jak biały i czarny, o czym d a­ lej — m a w pow ieści cechy am b iw alentn e, nie je st li tylk o synonim em zw ykłości i pow szedniości. Z jed n ej stro n y szarość to przekleństw o a r ­ ty sty , k tó ry boi się przeciętności, nie chce być kim ś z szarego tłum u:

— S z a r e życie, s z a r e ży cie — bąkał. — S z a r y , p rzeciętn y, n ieom al zb y teczn y ! — w y b u c h n ą ł w n a g ły m rozdrażnieniu, [s. 62]

W łasn e ży cie w y d a m u s ię n a g le s z a r e , nudne, brudne, [s. 190]

Ta droga m eg o ży cia w y d a je m i s ię tera z ta k ą s z a r ą , p u stą i tak n ie ­ sk o ń czen ie zb yteczn ą. [s . 193]

O fiarnicy przy o łta rzu pracy ju ż sto ją : już cią g n ą s z a r e , n iesk oń czon e szereg i tych , co giną. [s. 308]

P rzytoczenia te jask ra w o u w idoczniają tra g e d ię bycia człow iekiem szary m — je s t to dla a rty s ty rów noznaczne ze śm iercią (w ym ow ny tu zwłaszcza o sta tn i w yim ek, k tó ry p o kazuje ludzi p rac y jako u m ierających w m ieście-m olochu, jako o fiary jakiegoś bóstw a babilońskiego 5).

Z drug iej zaś stro n y , a rty s tk a z pow odzeniem zdobyw ająca la u ry w „czarnych p ałacach ” , śpiew aczka H ilda H e rłe n stein , głosi pochw ałę szarej godziny, pochw ałę będącą w św ietle przytoczonej serii w ypow iedzi przeciw ko szarzyźnie życia — śm iały m w yzw an iem (n b ., te przeciw staw ­ n e poglądy postaci m ógł B e re n t przed staw ić dzięki polifonicznej s tru k ­

tu rz e swego dzieła):

W ielk i u rok s z a r e j god zin y e g z y stu je ty lk o d la m ocn ych w o lą : o n i n ie w id zą , p o n iew a ż m ogą so b ie n a to p ozw olić. A w ty m jest w ie lk a ta jem n ica szczęścia, [s. 260]

Je j b ra t ulega tej sugestii:

5 Por. u w a g i o m ic ie w ie lk ie g o m iasta w stu d iu m : M. J a n k o w i a k , F u n k cja m i t u w p r o z ie P r z y b y s z e w s k i e g o i B erenta . W zbiorze: P r o b l e m y l i te r a tu r y p o ls k ie j lat 1890— 1939. S eria 1. Pod redakcją H. K i r c h n e r i Z. Ż a b i c k i e g o przy w sp ó łu d zia le M. R. P r a g ł o w s k i e j . W rocław 1972, s. 267.

(6)

— S iąd ź — szep tałem — pozw ól raz jeszcze z ł o ż y ć g ło w ę na tw y ch k ola­ nach, oczy m i przysłoń — i niech się u piję tą s z a r ą godziną szczęścia!...

[s. 260]

P ocałunek H ildy odbiera m uzyk, stale m arzący o doskonałości bieli lodowca — sym bolu absolutnej sztuki, jako pocałunek m uzy:

P rzeg ięła się, p o ch y liła w dół g ło w ę k u m oim ustom . I na te w a rg i m e pragn ące złożyła długi, cich y pocałunek. P rzyjąłem go jak sak ram en t: cich o i kornie, bo tą s z a r ą godziną szczęścia w cią ż jeszcze pijany, w y z b y łe m w p am ięci k obietę: m arzyłem , że to ONA — sztuka, daje m i b oskie s w e po­ m azanie. [s. 261]

P ow tarzająca się w powyższych cy ta tac h form uła „szara godzina szczęścia” jest ko n tam in acją dwóch frazeologizm ów — „szarej godziny” oraz „godziny szczęścia”. Dzięki niezw ykłości tego zestaw ienia ty m sil­ niej uw ypuklona zostaje tu przeciw staw na poprzednim zdaniom o szarym tłum ie w artość em ocjonalna b arw y szarej. Dwa szeregi zdaniow e, dw a leitm otivy m etaforyczne („szare życie”, „szara godzina szczęścia”) nie m ają w polifonicznej powieści B eren ta p u n k tu zetknięcia. P arad o k s polega t u na tym , że aby m óc zachw ycać się szarą godziną, trz e b a n a jp ie rw przestać być „szary m ” człow iekiem , trzeb a n ajp ierw um ieć pokonać sza­ rzyznę życiową. K olor szary jednoczy w Próchnie dwie postaw y: tych, k tórzy nie znoszą szarości, i tych, k tó rzy nazyw ają ją szczęściem. Ci p ierw si to artyści, k tó ry m się nie powiodło; d rudzy zaś to ci, któ rzy zdo­ byli sław ę w „czarnych pałacach”. Jeszcze inaczej mówiąc: i ci, k tó ry ch celem jest absolut sztuki, biel lodowca, i ci, któ rzy zadow alają się p rzy - ziem niejszą popularnością w „czarnych pałacach” — sp o ty k a ją się na swoich drogach a rty sty c z n y c h w jed n y m punkcie, w punkcie pośredniego k oloru szarego. Je d n i chcą z tego „czyśćca” jak najszybciej się uwolnić, ale nie um ieją tego zrobić, nie p o trafią znaleźć w sobie odpow iednio sil­ nej woli; d rudzy zaś, po b arw n ej karierze, po w zniesieniu się n a szczy­ ty swoich osiągnięć — z n a jd u ją tu odpoczynek, dla nich „czyściec” im p ro -

duk ty w ó w jest p raw dziw ym „ ra je m ”.

Jeśli ta in te rp re ta c ja roli koloru szarego w Próchnie nie je st w yjściem poza in te n c je i zam iar a rty sty c z n y autora, to n ależy się chyb a zgodzić z oceną, że sym bol szarego życia oraz szarej godziny m a w powieści B eren ta sw oje now e, nieoczekiw ane znaczenie (dzięki przeciw staw ien iu ty c h zw ykle jed norodnych pojęć). To now e u sytuow anie om aw ianych frazeologizm ów prow adzi do w iw ifikacji, odbanaldzowania u ta rty c h m e­ tafo r języ ka potocznego.

J a k widać, tria d a kolorów białego, szarego i czarnego odnosi się przede w szystkim do życia artystów . Na tę tria d ę n akłada się w Próchnie jed n a k ­ że in n a jeszcze tria d a — k olory biały, czerw ony i czarn y — k tó ra m a o wiele szerszy zasięg. Odnosi się bowiem do całokształtu życia ludzkiego,

(7)

gdyż je st sek w en cją sym boliczną, zaczerp n iętą ze św iętych tek stó w s ta ­ ro h indu sk ich (upaniszady), zam y k ającą w ty c h trz e ch b arw ach cały św iat. Ja k ie m ożna znaleźć p rzesłan k i do tw ierd zen ia o w ystępow aniu w Próchnie tej d rug iej tria d y k o lo ry sty czn ej? Otóż jest kilk a tak ic h p rze­ słanek. P ierw szą d a je sta ty sty k a w yrazów odnoszących się do różnych b a rw w try lo g ii B eren ta; d ru g ą — istn ien ie frag m en tó w te k s tu (m ikro- k ontekst), w k tó ry c h na p ew n ą całostkę (zdanie, akapit) składa się w łaś­ nie w spółw ystępow anie całej gam y biało-czerw ono-czarnej; trzecią — p e r- sew eracja obrazów sym bolicznych (ptak, k w iat, św iatło), łączonych ko­ lejn o przez pisarza z koloram i tria d y biało-czerw ono-czarnej. D odatkow ym a rg u m e n te m jest fak t, że A gni, in d y jsk i bóg ognia, w y stęp u jący jako w ielki sym bol w Próchnie, łączy się rów nież z dopełniającym diadę bia­ ło-czarną k o lo rem czerw onym .

W P róchnie na sum ę ponad 470 w y rażeń odnoszących się bezpośrednio do kolorów aż 315 w skazu je b a rw y om aw ianej tria d y : białą — 120, czer­ w oną — 75, czarną — 120. (W O zim inie tria d a ta rep rezen to w an a jest znacznie skrom niej ■— 160 p rzykładów na ogólną liczbę 266 określeń kolo­ rów ; w Ż y w y c h kam ien ia ch n ato m iast biel, czerw ień i czerń w y stęp u ją 250 ra z y n a ogólną liczbę 450 w y rażeń bezpośrednio zw iązanych z b a r­ wam i.) D aje to 66%, podczas gdy w O zim inie 59%, a w Ż y w y c h ka m ie ­

niach — 55% , czyli że w całej try lo g ii stosunek pom iędzy om aw ianą tria ­

dą a pozostałym i koloram i m ożna — odpow iednio — w yznaczyć liczbam i: 2 : 1; 1,5 : 1; 1,25 : 1. Ale w lite ra tu rz e m iern ik i statystyczn e, gdy nie są w sp ierane in n y m i arg u m en tam i, często zawodzą. P rz y jrz y jm y się zatem pozostałym argu m en to m , św iadczącym o n a k ład an iu się n a tria d ę biało- -szaro -czarn ą tria d y biało-czerw ono-czarnej.

Oto k ilk a przy kład ó w tak ic h m ik ro k o n tek stó w utw o ru , w k tó ry ch w obrębie jednego zdania lu b a k a p itu w sp ó łw y stęp u ją trz y analizow ane barw y, tw o rząc jednocześnie pew ne sym boliczne czy im presjonistyczne w artości:

C zasam i w półm roku, przy le d w ie św iecą cej pod c z e r w o n y m ciem n i- k ie m la m p ie, sia d a ła na fo te lu w sw e j c z a r n e j lu źn ej su k n i z szerokim i ręk aw am i, zarzu cała b i a ł e ram iona na ty ł g ło w y i zapadała w zadum ę, [s. 14]

Za c h w ilę b y ło ju ż ty lk o w id a ć c z e r w o n e p lam y, b i a ł e k łęb y koro­ n ek i c z a r n e w ir y oraz k o lisk a od w y rzu ca n y ch w y so k o ponad są sied n ie g ło w y nóg. [s. 124]

A w c z a r n y c h d łon iach drga, zda się , p u lsu je i tę tn i to serce, niby p tak o fia rn y , i k rw ią w id o c z n ie ociek a, gd yż o n a ta k ram iona p rzed się w y ­ ciąga, jak b y się b a ła p op lam ić czy m ś su k n ię. W ty m sercu , jak n a d n ie p u r ­ p u r o w e g o k ielich a , le ż y b i a ł a lilia p ierw szy ch uczuć, n o w a m łodość, n o w eg o ż y c ia w o n ie i b lask i! I pieszczą, i tu lą coś te c z a r n e dłonie, n ib y ptaka p rzezn aczon ego na rzeź [...]. [s. 137]

Z d aw ało m u się , że le ż y w c z e r w o n e j grocie: to p ło n ą ce za p u r p u ­ r o w y m ab ażu rem św ia tło p rzen ik ało w sz ę d z ie cich ym , uroczystym sp ok ojem

(8)

bajki. W zrok jego, odurzony tym rów nym zalew em c z e r w o n e g o św ia tła , b łąk ał się sen n ie, szu k a ł jak b y oparcia i w y tch n ien ia dla m yśli. N a tra fił na g ło w ę kob iety na portrecie: tw arz b i a ł ą , chm urną, o w y so k im jasn ym czole w ciem n y m m a h o n i u w ło só w , [s. 223]

N ap rzeciw m n ie szła jak cień cicha i lek k a w śród tych potężnych, nisk ich m urów , sm ukła i giętk a — ciem na sy lw e tk a kobiety, p rześw ietlon a m ętn ym c z e r w o n y m b lask iem latarki, niesionej tu ż za nią. P odbiegła szybko, ciem ­ ny sz a l z g ło w y na szy ję od rzu ciła — u jrzałem tw arz pow ażną, b i a ł ą , św ie ­ ży b ły sk ciem n ych oczu, ja sn e otw a rte czo ło w lśn iącej ram ie ciem n y ch m a- h o n i o w y c h w ło só w , [s. 244]

Z apatrzył się w ten k w iat. I zd aw ało m u się, że przy tej p ą s o w e j , pra­ w ie c z a r n e j , pu szystej róży falu je jeszcze m iękko jej pierś, to znów , że przy tym k w iecie b i e l e j e jak śnieg ta b i a ł a duża dłoń, co m u tę różę w oczy rzuciła, [s. 293]

Czy przytoczone tu pół tu zin a przykładów nie je st li tylk o z czystego p rzy p ad k u (praw idłow ość staty sty czn a) zbiorem trzech kolorów om aw ia­ nej sekw encji b arw nej? Czy rzeczyw iście zestaw ienie w szystkich ty c h bieli, czerw ieni i czerni było podyktow ane jakim ś zam iarem a rty sty c z ­ nym ?

P y ta n ia powyższe — to istotna, kluczow a sp raw a dla m ojego wyw odu. Otóż sądzę, że po w tarzanie się tu tych trz e ch kolorów nie jest kw estią czystego p rzy p ad ku czy praw idłow ości staty sty cznej. W iększość bowiem nazw kolorów z aw arty ch w sześciu cy ta tac h (myślę o sekw en cji p rz y ­ m iotnika oznaczającego b arw ę i rzeczow nika, k tó ry jest o k reślan y przez te n kolory sty czn y epitet) p ersew eru je bądź jako ele m en ty nastro jo w e i em ocjonalne św iata przedstaw ionego w powieści, bądź jako powieściowe symbole.

P rz y k ła d czw arty i p iąty p rzed staw iają właściwie tę sam ą sekw encję kolorystyczn o -sy tu acyjn ą. W obu cytatach , jak zresztą ko nsekw entnie w całej powieści (por. chociażby pierw szy przy taczany tu w yim ek), w y ­ stęp uje czerw one ośw ietlenie — raz abażuru, drugi raz la ta rk i — k tó re je st ośw ietleniem raczej nietypow ym (latarka np. zw ykle daje biało-żółty stru m ie ń św iatła). P o w tarzająca się w obu frag m en tach biała tw a rz i m a­ honiowe w łosy należą do jed n ej postaci: M üller obserw uje bow iem p o rtre t H ildy H erten stein , o k tó rej w cytacie piątej opowiada jej b rat. T rzeba tu w yjaśnić, że kolor biały jest w Próchnie sym bolem kobiecości: kobieta je st najczęściej opisyw ana tu poprzez obraz białej ręki, jasn y ch włosów (Zosia Borow ska, sym bol u ro dy polskiej niew iasty) i białej tw arzy :

B i a ł a b yła na tw arzy, nozdrza p u lsow ać jej zaczęty. [...] P ęk j a s n y c h w ło só w [...]. Z atopiła m n ie ta fa la j a s n a . [s. 30]

— I N iem cy m ają k ob iety! — w ołał. — W on hań sied zi cielista ! i b i a ł a , b i a ł a ! [s. 112]

(9)

n a p u rp u row ym tle p arap etu św ie c iła jak śn ieg b i a ł a , od b ry la n tó w p o ły sk li­ w a i sm u k ła jej dłoń. [s. 121]

Zaś w górze, n a p arap ecie loży, n a p ełn ej, soczystej purpurze, sp oczyw ała, n ib y śn ieg u b i a ł a kiść, sm u k ła, od b ry la n tó w lśn ią ca dłoń. [s. 121— 122]

O czy M iillera sk ie r o w a ły się z n ó w n a praw o, g d zie św ie c iła w p ółcien iu b i a ł a dłoń na p arap ecie loży. [s. 124]

A le jak że ta tw o ja b i a ł a rączka z lo ży ? [s. 167]

B u jn y biust, od m a rtw ej, sin ej b i e l i p e r e ł cna szyi zd a w a ł się tym b i e l - s z y, ty m jęd rn iejszy, ty m w ię k sz y m p u lsu jący życiem , [s. 287]

Biel jest ta k bardzo, tak n iero zerw aln ie zw iązana w Próchnie z kobie­ cością, iż p rzed staw iając n a w e t dziew czynę lekkich obyczajów nazyw a ją pisarz im ieniem k o jarzący m się z niew innością (białe lilie) oraz po­ ró w n u je do białego storczyka:

— N a zy w a m y s ię L i i i — rek om en d ow ał — n ie ty le ze w zg lęd u na d zie­ w iczość, ile na b ajeczn ą płeć.

K u n ick i zn alazł s ię w te n sposób, w b r e w w o li, u sto lik a d ziew czyn y m ło­ dej, n ieb rzydkiej, o d ziw n ie b i a ł e j cerze i og ro m n ie czarnych aksam itnych oczach.

— P a n n a L i i i — m ó w ił w c ią ż J elsk y — m a w so b ie co ś ze storczyka: C e p h a la n t e r a a l b a . [s. 59]

W cy ta tac h o b razujący ch w spółw ystępow anie b a rw składających się n a tria d ę b iało-czerw ono-czarną dostrzec jednocześnie można, że kw iat łączy się t u kolejno z ty m iż trz e m a koloram i: białym (cyt. 3), czerw onym (cyt. 3 i 6), a n aw et czarnym (cyt. 6). N ajczęściej w y stę p u ją w powieści białe lilie — m otyw zw iązany z m iłością M iillera do Zosi Borowskiej i Liii (s. 88, 180, 204, 223). M üller o trz y m u je od H ildy za ułożenie piosen­ ki pt. Ł a b ęd ź b iałą różę (s. 289), a n astęp n ie „czarn y praw ie, pąsow y k w ia t” (s. 292, podobnie n a s. 293). M ożna się dom yślać, że biała róża je s t tu alu zją do sz tu k i ab so lu tn ej (białe szczyty), n ato m iast czerwony, „p raw ie c z a rn y ” k o lo r d ru g iej ró ży — do sztuki z n ajd u jącej poklask, sztuki po p u larn ej (jak g d yby b iel pierw szej oznaczała m artw o tę, b rak życia, zaś p u lsu ją c a czerw ień i czerń — w y k w it energii życiowej). Białym k w ia te m obd arzo ny zostaje bow iem M üller za drobiazg, k tó ry — n apisa­ n y p rzy w sp ó łpracy z H erten stein em , u k ład ający m m uzykę do słów po­ e ty — je st p rzy k ła d em tej sztu k i idealn ej, w ym arzonej przez dekadenta. K w iat czerw o no -czarny — o trz y m u je jako w yraz sy m patii, współczucia czy m oże n a w e t litości od odnoszącej w ielk ie sukcesy śpiew aczki.

Podobnie ja k k w ia t, tak ż e i sym bol p ta k a 6 pojaw ia się w powieści z tro ja k im i ep itetam i:

6 O a m b iw a le n tn y m zn aczen iu te g o obrazu p isa łem w r e c .: P. H u l t b e r g , S t y l w c z e s n e j p r o z y f a b u l a r n e j W a c ł a w a B erenta . „ P am iętn ik L iteracki” 1970, nr 3, s 298; zob. też: S y m b o l n a c z e l n y „ P o p i o ł ó w ” Ż ero m s k ieg o . Jw ., 1971, nr 3, s. 81.

(10)

Ł abędziu mój, z tęsknoty mórz P olotem tw y m daj boży znak, Ty, b i a ł y c h m arzeń błędny ptak,

O dolę, dolę m oją w róż! [s. 225, toż na s. 292]

czu li praw ie te z setek serc ludzkich w y d a rte uczucia, co rojem b i a ł y c h p ta k ó w łopocą się po sali. [s. 287]

I trzep otała się ta łuna na chm urach, jako w ielk i k r w a w y ptak; cicha i niem a, p rób ow ała jakby zn iew o lić do ratunku ob ojętn y huk, zgiełk i gw ar pustego życia m iast w ielk ich , [s. 153]

I nagle ta d ziw n a ch w ila w ieczora, kiedy w łoskot i pogw ary u liczn e spada nagła cisza niby c z a r n y ptak. [s. 85]

Ja k ju ż w spom niałem , św iatło w Próchnie byw a najczęściej ukazyw a­ ne w kolorze czerw onym : ogień św iecy (s. 56), św iatło lam py z abażurem (s. 14, 142, 183, 223, 225), la ta rk i (s. 244), lam py żarow ej n a m urze dom u (s. 43), lam py łukow ej na ulicy (s. 50), am pli (s. 84, 86), lam py elektrycz­ n e j (s. 41, 156), isk ry ipociągu (s. 42), łu n y pożaru (s. 145, 149, 152, 153,

156, 218), łu n y zachodzącego słońca (s. 43, 254, 255). Ów znam ien ny dla tej powieści sposób ośw ietlania m iejsca ak cji m ożna tłum aczyć dw ojako. Miasto zostaje spow ite w krw aw o-rdzaw o-czerw oną łunę pożaru po to może, b y ty m silniej działała sugestia: m it m iasta-potw ora, dem onizm m iasta-piekła, jego wrogość i nieprzychylność w stosu nk u do a rty stó w - -im dywidualistów. A le takie samo ośw ietlenie dom inuje w m ieszkaniach ludzi sztuki — czy w ty m w y padku oznacza to ty lko stw arzanie iluzji intym nych, dom owych w arunków życia? Czy nie odnosi się ta czerw ień w kontekście całego u tw o ru do sym bolu życia i śm ierci, do boga Agni?

J e st k ilk a ch arak tery sty czn y ch w yjątków w ty m paśm ie czerwonego św iatła powieściowego. Co ciekawsze, w fu n k cji koloru uzupełniającego czerw one ośw ietlenie w y stęp u je raz czerń, a raz biel. Tak je st ze w spa­ niale ujęty m , w edług kanonów im presjonistycznego p atrzen ia n a św iat, czarnym (!) św iatłem la ta rn i ulicznych:

Tu i ów d zie zap ala się przed w czesn a latarnia, z blisk a rd zaw o-żółta, z d a­ lek a jakby c z a r n a plam a, otoczona jasną m ętną obw ódką; w o k ó ł latarni strzela ją w e m g le d ziw n e tęczo w e aureole, [s. 203]

Białe św iatło n ato m iast służy B erentow i dla oddania subiektyw nego obrazu załam an ia psychicznego, jakie przeżyw a lek arz K unicki podczas op eracji czeskiej dziew czyny, Zochny:

O grom nie b i a ł e i łagod n e św ia tło zasn u ło m u w szy stk o przed oczym a b i a ł ą m głą. [s. 67]

Na podstaw ie pow yższych przykładów m ożna — m oim zdaniem — w ysun ąć zasadną tezę o n ak ład an iu się w Próchnie dw u sym bolicznych tria d barw n ych : biało-szaro-czarnej i biało-czerw ono-czarnej. P ierw sza

(11)

odnosi się głów nie do życia duchowego, do p y ta n ia pojaw iającego się przed k ażd y m św iadom ym a rty stą : kim być? ja k pracow ać? Za dowód takiego ro zu m ien ia tej tria d y przez B e re n ta uw ażać m ożna fakt, iż w p ierw o d ru k u pow ieści w „C him erze” p rzy taczany wyżej fra g m en t o trzech drogach życia nie zaw ierał jeszcze rzeczow nika „życie” , lecz fi­ gurow ał tu „d uch” :

I o to przez to m a łe o k n o w narożnicy kam ien n ej u jrzałem trzy drogi d u - c h a: na szczy ty b ia łe [...]7.

T riada ta łączy się z filozofią sztuki rep rezen to w an ą przez Nietzschego. Tom asz W eiss pisząc o Próchnie porusza in te resu jąc ą nas spraw ę w yboru drogi a rty sty :

N ie o sią g n ięty i n ieosiągaln y dla w sp ó łczesn y ch id ea ł sztu k i p raw d ziw ej, w ie lk ie j, sfo rm u ło w a n y został — w sposób zresztą dość m glisty — w rozm ow ie H erten stein a z M üllerem . M a to być sztu k a o p iew a ją ca p rzetw orzoną, przero­ dzoną k u ltu rę w sp ó łczesn o ści, o p iew a ją ca id ea ł nadludzki, sztu k a sięgająca: „A ż tam , n a te n a jw y ższe, n a jb ielsze szczy ty , na k tórych n ic rosnąć ju ż n ie m o że!” N ietru d n o w tej m eta fo rze o d czytać treść id e a łó w N ietzschego, których ob ecn ość n ie d ziw i u zn a w cy i tłu m a cza jego d z i e ł 8.

Rzeczywiście, w pism ach N ietzschego często spotyka się te n sym boli­ czny obraz szczytów górskich w połączeniu z życiem a rty sty . Oto np. w przypow ieści O c zyta n iu i p isaniu Z a ra tu s tra mówi:

K to szczy tó w n a jw y ższy ch d osięgnie, te n śm ieje się z w szelk ich tragi- kom edyj i tragiczn ych pow ag.

— zaś w kazan iu O hołocie czytam y:

Z apraw dę, na n a jw y ższe szczy ty w z le c ie ć m u siałem , aby od n aleźć k ryn icę rozkoszy. [...]

L atem [stałem się] na w zn iesien ia ch n ajw y ższy ch i ch łod n ym i źródły, i b ło ­ gą ciszą: o, ch od źcież p rzy ja ciele m oi, aby się ta c is z a jeszcze bardziej błogą sta ła !

G dyż to jest n a s z a w y ż y n a i nasza ojczyzn a: za w y so k o i zb yt strom o m ieszk a m y d la w szy stk ich n iech lu jn y ch oraz d la ich pragnienia. [...]

I jak o w ich ry ponad nim i [n iech lu jn ym i] p rzeb yw ać b ędziem y, sąsied zi orłów , sąsied zi śn iegu , są sied zi sło ń ca : ta k o ży ją w ic h r y 9.

P ierw szą triad ę, w zw iązku z polifonicznością Próchna, łączyć m ogli­ byśm y z in d y w id u aln ą postaw ą H erten stein a, w yznaw cy filozofii sztu ki Nietzschego. Ale już w w ypow iedzi tego m uzyka (s. 305) m ożna było za­

7 W. B e r e n t , Próchno. „C him era” 1901 [1902], t. 4, s. 279. Por. też J a n k o ­ w i a k, op. cit., s. 273.

8 T. W e i s s , C y g a n e r ia M ł o d e j Polski. K rak ów 1970, s. 194.

9 F. N i e t z s c h e , T a k o rz e c ze Z aratu s tra. K s i ą ż k a dla w s z y s t k i c h i d la nikogo. P rzełożył W. B e r e n t . W arszaw a 1907, s. 44, 115— 116.

(12)

uw ażyć połączenie tej tria d y „nietzscheańskiej” z tró jcą buddyjską. Je st to jaw n y dowód n ak ładania się w utw orze obu om aw ianych sekw encji.

Zanim zajm iem y się ukazaniem zasięgu drugiej tria d y w powieści B eren ta, w skażm y n ajp ierw n a rolę i sym boliczne znaczenie tego od­ wiecznego m otyw u (archetypu), związanego z m itam i i religiam i różnych oddalonych od siebie w czasie oraz p rzestrzeni grup ludzkich. J a k pisze antropolog b ry ty jsk i V ictor T u rn e r — „kolorowa tria d a biało-czerw ono- -czarna przedstaw ia arch ety p człowieka w procesie przeżyw ania rozkoszy i bólu” 10. K onkluzje p racy T u rn e ra brzm ią:

'1. D o liczb y n ajd aw n iejszych sym boli utw orzonych przez c zło w ie k a n ależą trzy kolory, zw ią za n e z produktam i lu d zk iego ciała, k tórych w y d z ie le n iu to w a ­ rzyszy w zm o żen ie em ocjon aln ego napięcia; innym i słow y, kultura, jako pojęcie „nad fizjologiczn e”, w e w czesn y ch etapach sw o jeg o rozw oju okazuje się ściśle zw iązan a z fizjologią lu d zk iego ciała, z d oznaw aniem siln y ch fizjologiczn ych przeżyć. [...]

4. D ośw iad czen ie fizyczn e, zw ią za n e z trzem a koloram i, jest także d ośw iad­ czen iem od n oszącym się do stosu n k ów społecznych. I tak, b ia łe = n asien ie — k ojarzy się z e zw ią zk iem m ężczyzny z kobietą; b iałe = m lek o — z w ię z ią m atki i dziecka; czerw o n e = k rew m acierzyńska — tak że z w ięzią m atki i d zieck a oraz z procesam i k sz ta łto w a n ia grupy i organizacji sp ołecznej ; czerw o n e = p rzelan ie k rw i — z w ojn ą, zatargiem , k on flik tem , społeczn ym n ieład em ; cze r ­ w o n e = zdobycz lub p rzygotow an ie życiodajnego jed zen ia — z sy tu a cją m y ś li­ w eg o czy hodow cy bydła, z w ytw ó rczą rolą m ężczyzny w pod ziale pracy m ię ­ dzy p łciam i, itp.; czerw o n e = p rzek azyw an ie k rw i z p ok olen ia na p okolenie — to znak u czestn ictw a w grupie społecznej ; czarn e = ek sk rem en ty lub w y d z ie ­ lin y ciała — to p rzejście z jednej pozycji społeczn ej do innej, u zn aw an e za m istyczn ą śm ierć ; czarne = ch m u ry deszczow e lu b płodorodna ziem ia — to jed n ość obszernej grupy, skonsolidow anej p ew n ym i o g óln ym i życiow ym i w a r­ tościam i.

5. [...] M ożliw e, że czarny kolor, często ozn aczający „śm ierć”, „om d len ie”, „sen ” lu b „m rok”, w ią ż e się ze stan am i n ieśw iad om ym i, z dośw iad czen iem „zam roczenia”, zaciem n ien ia św iadom ości. U p lem ien ia N dem bu i w w ie lu in n ych sp o łeczeń stw a ch b iałe i czerw one sy m b o lizu je życie. [...] B ia łe m o ż e o zn aczać także „pokój”, a czerw on e — „w ojn ę” ; jed n ak że oba te kolory pozo­ sta ją odm ian am i św iadom ej działalności, p rzeciw staw ion ym i czarnem u, u osab ia­ jącem u bierny, n ieśw iad om y stan n .

Dla nas n ajb ard ziej in te resu jąc y może być fakt, że triad ę biało-czer- w ono-czarną spotyk a się także w staroind y jsk ich św iętych tekstach. Szczególnie w Czhandogja-U paniszadzie, gdzie b arw y te są sym bolam i ziemi, w ody i ognia:

10 V. T u r n e r , Colou r Class ification in N d e m b u Ritual. W zbiorze: A P r o ­ b le m in P r i m i t i v e Classification. A n th ropological A p p ro a c h e s to th e S t u d y of Religion. N e w York 1966. Cyt. w przekładzie ze zbioru: Семиотика и искусствометрия. Составление и редакция Ю. М. Л о т м а н а и В. М. П е т р о в а . Москва 1972, s. 79.

(13)

K olor czerw o n y (m aterialnego) ogn ia — to kolor praognia, b ia ły kolor (m a­ terialn ego) ogn ia — to k olor p ierw o tn y ch w ód ; kolor czarny (m aterialnego) ogn ia — to k olor p ierw orodnej ziem i. T ak w ięc, w o g n iu ginie w szy stk o to, co z w y k le n a zy w a s ię ogn iem , w sz y stk ie p rzek ształcen ia — to ty lk o n azw y p o w sta ją ce w m o w ie; jed y n e i rzeczy w iste są ty lk o trzy kolory 12.

U B eren ta, k tó ry zam ierzał przełożyć n a język polski tek st głów niej­ szych u paniszad (a w ty m i — jak tra n sk ry b o w a ł — S z a n d o g y i13), m o­ żem y w ięc m ówić o aluzji do tej tria d y jako elem encie stylizacji, zw iązania powieści z ideam i buddyjskim i.

B i e l

J a k już m ów iłem poprzednio, kolor b iały w pow ieści B e re n ta sym bo­ lizu je kobiecość, jak o jed n ą z najw ażn iejszych , n ajb ard ziej am biw alen­ tn y c h sił zw iązanych z losem a rty s ty . K obieta jest w Próchnie n a tc h n ie ­ niem (Zosia Borow ska, Liii), ale i p rzekleń stw em a rty s ty (,,b iała rączk a” M üllera). B yw a sym bolem pow odzenia (Hilda, Y v e tte G uilbert). U Be­ re n ta kobiecość n ie pojaw ia się jako jednoznaczny, pozy tyw n y sym bol — ja k w dociekaniach T u rn e ra (biel = m leko — więź dziecka z m atką). Ko­ bieta oznaczać może dla b o h ateró w i życie, i śm ierć:

Czy su ch y p a ją k m ed yczn y i te g o n ie rozum ie, że trzy c zw a rte życia koło niej [tj. kobiety] się obraca, że d la m ilio n ó w jest cele m trosk jed yn ym — m ilio ­ nom -przyobiecana n a w et poza grobem — życia i śm ierci w ład czyn i!... [s. 49]

M üller rozróżnia dw a b ó stw a kobiece: A frod y tę — sym bol m iłości w zniosłej, oraz A sta rte — sym bol lubieżności i okrucieństw a (s. 221), a H e rte n ste in dopow iada o ty m dru g im znaczeniu:

— W sp om n iałeś p ie r w sz y o A starte... [b yłeś jed n y m z] Takich oto brązo­ w y ch k u d ła ty ch d ia b łó w z p łask im i tw a rza m i czarn ych panter, co na szczycie ek stazy cielesn ej d ruzgotali s w e c ia ła pod tr y u m fa ln y m w o zem A starty. [s. 233]

S tą d też k o b ieta jest w rogiem a rty s ty na ró w n i z w ielkim m iastem , z filistersk im tłu m em . M uzyk m ów i poecie:

T yś p o w in ien b y ł u n ik ać k o b i e t , życia, ludzi, w ielk ich m iast, bo ty lk o w rojn ych tłu m a ch p rzeja w ia się druzgocąca p otęga tych p on u rych bogów , [s. 233]

T ak w ięc biel m a w P róchnie i w arto ść w y raźn ie u jem n ą — k ojarzy się nie ty lk o z p rzejaw am i życia, ale czasem może oznaczać także i śm ierć, ja k to w idać z poniższych słów M üllera:

12 I b i d e m , s. 74.

13 U p a n is z a d y „ K e n a ”, „Isa” ora z fr a g m e n t z „ W i e lk i e j A r a n y a k i ”. P rzełożył W . B e r e n t . „C him era” tl'907, t. 10, s. 287.

(14)

Jutro pom yślę: T en H enryk z w ysok ich koturnów na ziem ię sp aść m usiał; scep ty cy zm takich lu d z i rodzi się ty lk o z n ied ołęstw a, cy n izm przerasta ich siły. Zda się b i a ł y , czysty; przyjrzeć m u się b liżej: t r u p i a b i e l do góry grzbietem [!] p rzew róconego gadu. [s. 233]

Śm ierć wiąże się w Próchnie także z takim i w yrażeniam i, jäk „biała szklana r u rk a ” (s. 294), „biel szpitalnej sali” (s. 273), „biały pow ietrzny ikir” (s. 273), „białe cału n y ” (s. 203), „coś białego” n a sto liku — pozosta­ łość po tru ciźnie (s. 215).

K olor biały w y stęp u je rów nocześnie w pow tarzający m się m otyw ie w staw an ia dnia („biały św it”, s. 184; „perłow y św it”, s. 313; „jasn y św it p o ran k a ”, s. 314) oraz w aluzji do sacrum („biały, szum ny gościniec anio­ łów ”, s. 256) jako kolor życia, nadziei, czystości. P u n k te m k u lm in ac y j­ n ym w ykorzy stan ia przez B eren ta tej opalizacji znaczenia bieli jest scena przedstaw iająca śm ierć H erten stein a, gdy biel (mleczna i perłow a) ozna­ cza z jednej stro n y życie, a z drugiej — śm ierć:

W p e r ł o w y m rozbrzasku dnia i w b ły sk a n iu k w ietn y ch barw tw arz jego sta w a ła się m l e c z n ą , przezroczą, tch n ien iem b łęk itu jakby o w ia n ą i w p ółsen n ym zasłu ch an iu w ranny św iergot jptactwa po raz o sta tn i jakby uśm iech n iętą, [s. 314]

B arw a oznaczona przym iotnikiem „m leczny” — kojarzona najczęś­ ciej z życiodajnym pokarm em — poprzez dziw ny oksym oron skierow ana jest tu na zupełnie nieoczekiw any desy gnat: tw a rz um ierającego czło­ wieka.

Na podstaw ie powyższych przykładów śm iało m ożna stw ierdzić, że w Próchnie kolor biały w y stępu je w różnych przeciw staw nych znacze­ niach. Odnosi się do am b iw alen tn ie ocenianych kobiet, do zjaw isk jed no­ znacznie w artościow anych dodatnio (świt, anioł) i jednoznacznie ocenia­ n ych u jem n ie (śmierć, tru p ia biel). N ajw ażniejszym wszakże przedm iotem dla in te rp re ta c ji te k s tu — a zw iązanym z om aw ianym kolorem — jest biały lodowiec, k tó ry pojaw ia się w utw orze jako p ersew eru jący m otyw obrazow y. Oto kilka przykładów tego refren u :

Poprzez m ałe o k n o w głębokiej nyży padły m e oczy na to zatop ion e w b łę ­ k icie ś n i e g o w e m orze n ajczystszej, niepokalanej b i e l i . [...] S k aln e zręby, szczy ty i iglice, b i a ł e m orze w głębi, lo d o w co w e złom y [...]. [s. 254]

I tam , pod b i a ł y m w ejrzen iem podniebnego lodow ca, o tw iera m tę k sią ż­ kę... [s. 296]

d arem n ie u śm iech ał się b i a ł y lo d o w iec [...]. [s. 299]

B iały lodowiec jest sym bolem — ja k się to już m ówiło — absolutu sztuki, sym bolem „śnieżnych w yniosłości najczystszych chwil życia” (s. 297). J e s t to sym bol am biw alentny, gdyż w powieści jednostka ludzka, a rty sta , może nie osiągnąć ty ch szczytów, ale jego śm ierć nie w yklucza

(15)

fak tu , że „czem u człow iek nie podoła, dokonać m uszą p okolenia” (s. 304). A rty sta je st więc przede w szystkim tą m ierzw ą, próchnicą płodną, o k tó ­ rej m ówi jedno ze znaczeń ty tu łu u tw o ru.

C z e r w i e ń

J a k ju ż poprzednio ukazyw ałem , b arw a czerw ona pojaw ia się w po­ w ieści B e re n ta najczęściej w kontekście p rzed staw iający m ośw ietlenie m iejsca akcji. I znów n ależy przypuszczać, że kolor te n wnosi pew ne za­ w ieszenie co do w artościow ania określan y ch przezeń przedm iotów . P rz y ­ puszczenia te o p ieram na fakcie, że — z jed n ej stro n y — m iasto jest ukazane w łu n ach p ożaru (tu ogień pełni rolę sym bolu destrukcyjnego), n atom iast — z d rug iej stro n y — p ersew eracja takiegoż czerw onaw ego ośw ietlenia m ieszkań boh ateró w u tw o ru może m ieć odm ienne konotacje n astrojo w e i em ocjonalne, może być sym bolem życia 14.

A by te n p ro b lem rozw iązać, w skażm y p rzy k ład y jednoznacznego w a r­ tościow ania przedm iotów zw iązanych z ty m kolorem . Z upełnie n eg aty w ­ ne sk ojarzen ia zaw iera obraz cm entarza, opisanego jako nietzscheańska „k rain a śm ierci”, jako całkow ity ugór:

P ła sk i i n agi k a w a ł ugoru, o toczon y niskim , k r w a w o c z e r w o n y m m urem , sp ięty m cięż k im i forteczn ym i w rotam i, [s. 6]

N ie b y ło tu z ie le n i naokół, lecz ostra c z e r w i e ń m urów ; zam iast m u ­ ra w y p y ł w ę g lo w y p ok rył czarn ym puchem fa liste ugory. [s. 40]

Takie spojrzenie n a cm entarz je st przeniesione rów nież i n a całe ota­ czające m iasto. Z auw ażm y, że w drugiej cytacie także i czerń w spółu­ czestniczy w budow aniu d ep rym ującego i agonalnego obrazu m iasta. Śm ierć bow iem w odw iecznej sym bolice śródziem nom orskiego obszaru kulturow eg o p rzed staw ian a je st jako gaśnięcie ognia czy lam py. Tak jak o ty m śn i M üller w czerw onej grocie pokoju H erten steina:

O, ju ż ty lk o m óc um rzeć, cich o, sp ok ojn ie, bez żalu i skargi, jak p ł o ­ m i e ń , co zam iera... Z apom nieć, c o b yło. W ziąć rozgrzeszen ie z rąk n a jle p ­ sz e g o z bogów : n iep am ięci. I z g a ś n i e to w szy stk o w ok ół, jak lam pa, c o się w y 1 1 i ł a. [s. 224]

Ogień, sym bol życia, jest n a jb a rd z ie j am b iw alen tn y m sym bolem w dziejach ludzkości: przedstaw ia istn ien ie człow ieka — i jego u m ieranie w obrazie palenia się i dogasania płom ienia. Tak p o trak to w ał te n sym bol B eren t w n a stę p u jąc y m fragm encie:

— To ta jem n e i bądź c o bądź n a jczy stsze p ł o m i ę ż y c i a . . . Ono s p a

-14 O cze r w ie n i ja k o o k olorze życia zob. M. P o r ę b s k i , M yś le n ie str u k tu r a ln e w badaniu s z tu k i. „T ek sty” 1972, nr 1, s. 46, 48.

(16)

l i ł o w a s w szy stk ich , którzy b y liście jeszcze co śk o lw iek w arci: B orow skiego, J e lsk y ’ego, ciebie... [s. 283]

B e re n t nie tylko w powyższych słow ach H erten steina, ale i w będą­ cym po in tą dzieła całego stw ierdzeniu, dotyczącym indyjskiego bóstw a Agni, m ów i w pro st o przeciw staw ności zjaw isk oznaczanych alu zją do tego boga:

— oto jest A g n i , k ierow n ik życia w ew n ętrzn y , oto w ielk ie, tw ó rcze i z a ­ b ó j c z e Om!... [s. 315]

H indusi bow iem zawsze dostrzegali dw uaspektow ość Agni, jak o ty m św iadczy P ieśń pogrzebow a ze zbioru H y m n ó w R ig w e d y :

Z abieram boga A g n i m i ę s o ż e r c ę , N iech id zie w Jam y św iat, unosząc prochy, N iechaj t e n d r u g i o g i e ń , istot znaw ca, O fiarę bogom n iesie, dróg św iad om y 15.

W św ietle ty ch przytoczeń łatw iej zaakceptow ać przypuszczenie, że jedn olite określanie k o lo ry tu przed staw ian y ch m iejsc akcji m ożna dwo­ jako — zgodnie z dw ojaką rolą Agni — tłum aczyć: łu n y pożaru n a d m ia­ stem są sym bolem d e stru k cy jn y ch sił m iasta-piekła, w k tó ry m przyszło tw orzyć a rty sto m (jest to niew ątpliw ie subiek tyw na ocena sam ych zain­ teresow any ch indyw idualistów ); ośw ietlenie zaś czerw onaw e m ieszkań tychże ludzi tłum aczyłoby się odniesieniam i do sym bolu ognia jako fig ury życia w ew nętrznego („kierow nik życia w e w n ętrzn y ”).

T ak samo da się zin terp reto w ać głów ny p u n k t obrazow y w yw odu H e rte n stein a o białych lodowcach, co stan ęły „w p u rp u ro w y m blasku oślepiającej pożogi” :

O lbrzym ia ł u n a cic h e sk rzyd ła rozpostarła nad św iatem . W p i e k ł o św ia t s ię na szczytach rozpalił.

I ta m także?!...

K u rczow o sp la ta ły się palce w yp rężon ych ku górze rąk... O niesk alan e, dum ne, g o r e j ą c e szczyty ! O z w ia sto w a ń tajem n ych p ł o m i e n i s t e zorze! O k r w a w e j w różb y cich e, r o z o g n i o n e m orze ! G robie życia k rólew sk i, w p u r p u r ę sp ow ity ! G rzechu orla k oleb k o na podniebnej hali !

R aju w ro ta p ł o m i e n n e w z w iercied le szatana ! [s. 254— 255]

Ten m o n u m entaln y , w ieloznaczny obraz zachodu słońca 16 nad białym i szczytam i mówi m. in. o demoniczności sztuki, o rozdw ojeniu duszy a r­

15 H y m n y R i g w e d y . P rzeło ży ł F. M i c h a l s k i . W rocław 1971 [1972], s. 92. P odkreśl. J. P.

16 Por. in n ą in terp retację ( J a n k o w i a k , op. cit., s. 272): „Czar ek sp a n sy w ­ nego, m ito lo g iczn ie u jętego estety zm u sprzągł N ietzsch e z n astrojam i sch yłk ow ości

(17)

ty sty — aby dojść do „w rót r a ju ” sztuki (biel lodowca), trz e b a pokonać „zw ierciadło sz ata n a ” , trz e b a przeżyć czas pró b y w m ieście-piekle.

C z e r ń

K olor czarny oznacza w Próchnie (obok om aw ianego już pozytyw nego obrazu „czarnych p ałacó w ”) głów nie śm ierć. T ak jest z „czarnym o tw o r­ k iem ” rew o lw e ru (s. 165), ze „śniadą, p raw ie b ru n a tn ą tw arzą kobiety 0 nieludzkiej potędze zim nego w y ra z u ” oraz „puszystym i pękam i p rz e ­ paścistej czerni” włosów (s. 313— 314). Tak jest z m iastem , w idzianym

w n a stę p u jąc y sposób:

Tam na padole, w szerok iej k o tlin ie, pod zim ną o słon ą stalow ych blask ów , d rzem ał p otw orn y, c i e m n y k adłub m iasta. W tej c z a r n e j m asie, gd zieś na rozłogach, porozpraszały się sm u tn ie b lade, m g liste św ia tła tych , c o czu w ają.

I zd a w a ło m u s ię po nocy, że patrzy n a w ie lk ie roztopy c z a r n e g o tr z ę ­ sa w isk a , nad k tórym żad n a n ie św ie c i gw iazd a, a n atom iast rozproszone p o błotach gdzieś, p o c z a r n y c h w ąd ołach , w różb n ych k ryjów k ach i na złych zakrętach, pozap alały się b łęd n e o gn ik i: z a św ie c iło próchno... [s. 307]

K olor te n w jeszcze bardziej w y ra z isty sposób służy tw o rzeniu n a ­ stro ju np. w opisie Y v ette G u ilb ert (s. 136— 137) czy w scenie, w k tó re j Je lsk y ’em u p rzyw idział się szatan:

Stoi i m ilczy, jak cień : w ciem n y m k ącie c z a r n y , zam arły i d ziw n ie w y ższy , d ziw nie...

— M ü ller — ty?!...

J e lsk y czu je, ja k m u m ięśn ie krzepną, drętw ieją, sk u w a ją się tą p rzeraźliw ą n iem ocą g orączk ow ego snu. A ta m ten sto i pode d rzw iam i : c z a r n y , zim ny [...]. [s. 183— 184]

O czywiście, k o lo r czarn y jako sym bol m a w P róchnie specyficzny sens: jest jed n y m z trzech podobnych sym boli, gdyż rów nież biel i czer­ w ień re p re z e n tu ją dziedzinę d e stru k c ji i zagłady. Razem z ty m i dw om a koloram i w spółtw orzy całą tria d ę (biel-czerw ień-czerń), k tó ra w skazuje jednocześnie dw a przeciw staw n e k ieru n k i, k tó ra em ocjonalnie jest zw ią­

1 katastrofizm u . W p o w ie śc i B eren ta m y śl filo zo fa za sta ła su b te ln ie n aszk icow an a w o p isie zorzy w ieczo rn ej. N ie m o żn a jej rozw ażać w y łą c z n ie jako w y p o sa żen ie pejzażu : poprzez n ią d ziała ek sp resja m y ś li bardzo ogóln ej. W stru k tu rze fab u lar­ nej m o ty w zorzy w y stę p u je refren o w o w rytm iczn ych od stęp ach m ięd zy rozdzia­ łam i o p o w ia d a n ia H erten stein a o m a teria ln o -sp o łec zn y m i m oraln ym upadku s t a ­ rego rodu feu d a ln eg o i artystyczn ych próbach o sta tn ieg o p otom ka tegoż rodu. S u b ­ te ln y b la sk w ieczo rn eg o św ia tła sp o w ija feu d a ln y p ejzaż: zam ek rycersk i w ob ra­ m ow an iu sk a ł n ieb otyczn ych . Zorza ta m ie n i s ię w ielo ra k im zn aczen iem : raz s u g e ­ ruje zm ierzch teg o św ia ta , to z n ó w a k cen tu je jeg o p ięk n o, k tóre w c h w ili zm ierzch u d elik a tn ie s ię ob ja w ia . W idać tu rów n oległe, n iejak o k on trap u n k tyczn e p row ad zen ie trzech m o ty w ó w : zorzy w ieczo rn ej, artysty, katastrofy św ia ta feu d a ln eg o ”.

(18)

zana z ukazyw aniem d o b ra i zła, życia i śm ierci, zjaw isk tw órczych i unicestw iających. Ta dw ubiegunow ość przed staw ień łączących się z om aw ianą tria d ą tow arzyszy całej sekw encji am b iw alen tny ch fig u r po­ etyckich Próchna: ty tu ło w ej m etaforze, obrazow i p ta k a (kanarek i fe ­ niks), k w ia tu (zimowit), obrazow i boga Agini. J e st w ięc b u d d y jsk a tria d a kolorystyczna nie tylk o aluzją stylistyczną do m itów i religii daw nych Indii, ale także jeszcze jed n y m św iadectw em przem aw iającym za tez ą o antytetyczn o ści Próchna, o jego zawieszeniu m iędzy apologią a p am fle- te m na arty stó w -d ek ad en tó w 17.

O ceniając kom pozycyjną fu nk cję in te rfe re n c ji obu o m aw ianych t r i a d 18, trz e b a podkreślić, że pierw sza z n ich — biało-szaro-czarna — zw iązana je st głów nie z m uzykiem H en ry k iem H ertenstein em , czyli jed ­ ny m b oh aterem utw o ru , podczas gdy d ru g a — biało-czerw ono-czarna — m a szerszy zasięg, odnosząc się do całego św ia ta przedstaw ionego pow ie­ ści. W spom inaliśm y rów nież o jej un iw ersalisty czn ym sym bolizm ie. N a obie sym boliczne tria d y Próchna można więc spojrzeć z takiego p u n k tu w idzenia, dzięki k tó re m u w yraźnie uwidoczni się ich rola w s tru k tu ro - w aniu polifonicznego dzieła literackiego 19.

17 Z agad n ien ie to poddał szczegółow em u rozbiorow i K. W y k a (Modernizm , polski. K rak ów ,1968, s. 199— 200 n.).

18 O innej triadzie P róchna m ów i c y to w a n y już J a n k ó w i a k (op. cit., s. 273—274) : „P rzyb yszew sk i p op isyw ał się sztu czk am i dialek tyczn ym i, w p rzekona­ niu, że u życzają jego teorii filozoficzn ej głębi. Im itu jąc sch em a ty zm jeg o m yślen ia, B eren t u kłada rów n ież triad ę o artyście: p rzezw yciężen ie „rom antycznych k ategorii” (ok reślen ie M iillera) i ich an tytezy — „p sych oan alizy”, prow adzi barona d o m i­ stycznej sy n te z y ”.

19 A n a lizę polifon iczn ości P róchna i O z im in y jako p ierw szy podjął M. G ł o ­ w i ń s k i (P o w i e ś ć m łodopols ka. S tu d i u m z p o e t y k i h isto rycznej. W rocław 1Θ69, s. 243—253). N astęp n ie p isali o ty m problem ie: J a n k o w i a k (op. cit., s. 266, 264 n.), S. E i l e (Ś w ia t o p o g lą d pow ie ści. W rocław 1973, s. 138: „N ajbardziej u d a­ n ym zesp o len iem w ielo g ło so w ej dysk u sji z zaw artością fabularną utw oru je s t je d ­ nak w p rozie m łodopolskiej Próchno B erenta, gd zie nie ty lk o w y p o w ied zi postaci, lecz ró w n ież ich lo sy u k ład ają się w ed łu g zasady kontrapunktu na w ie lo a sp e k to w e o św ie tle n ie cen traln ej problem atyki, tzn. relacji m iędzy ży ciem a sztu k ą ”). P oli fo- nic zność „ O z im in y ” B e re n ta to ty tu ł m ojego artykułu zam ieszczonego w „T ygodniku K u ltu ra ln y m ” (1973, nr 2).

Cytaty

Powiązane dokumenty

trotechniczny polski już obecnie odczuwa brak sił fachowych, a w branży słaboprądowej zjawisko to datuje się od kilku lat i występuje w formie dość ostrej, wówczas

Naturalnie, antyokcydentalizm nie jest problemem prezentowanych w pracy poetów, ale jest problemem ich macierzystej kultury, mającej do zaoferowania swoim podmiotom

Krążą pogłoski, że Spandawa, gd zie się znajduje większość uzbrojonych robotników, jest osaczona przez Reichswehr.. W Króiewcu postanowił w ydział socyalistyczny

Odpowiedź jest znowu tylko jedna: widocznie przestrzeń, w której działają praw a fizyki nie jest pusta, a więc prawdziwa próżnia nie istnieje. W racamy do

nin państwowych, językiem urzędow ym stał się język rosyjski, a eta t koni w stadninie ograni­.. czono do 140

Badania nad rolą w biocenozie chrząszczy z rodziny biegaczowa- tych w yjaśniły ich znaczenie jako regulatora w rozradzaniu się szkodliwych

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

czas całej podróży był wóz restauracyjny, nie tylko dlatego, że w każdej chwili można było posilić się w nim różnymi smakołykami wybor­.. nej kuchni