• Nie Znaleziono Wyników

Kariera zawodowa w czasach PRL-u - Marek Słomianowski - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kariera zawodowa w czasach PRL-u - Marek Słomianowski - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

MAREK SŁOMIANOWSKI

ur. 1958; Kraśnik

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, praca, "Dom Książki", księgarstwo, książka, Poznań, antykawariat

Kariera zawodowa w czasach PRL-u

W lipcu, [19]83 roku rozpocząłem pracę w państwowym przedsiębiorstwie, w „Domu Książki”, który się mieścił wówczas na ulicy Lotniczej pod numerem trzecim.

Pierwszym moim miejscem pracy to był taki śmieszny pawilon wolnostojący w miejscowości Markuszów, czasy dość zabawne, bo to były te czasy, kiedy encyklopedia wywoływała niemalże zamieszki pod księgarniami, o papierze toaletowym nie wspomnę. Potem przez jakiś czas byłem w antykwariacie na ulicy Królewskiej, Królewska 11. [W tym Markuszowie] prowadziłem księgarnię, tam byłem kilka miesięcy, tylko przez zimę, bo w zasadzie nie było innego miejsca w „Domu Książki” wtedy i tak sobie, żeby się, że tak powiem, wprawić w fachu to próbowałem samopas poprowadzić taki punkcik. Potem antykwariat, z antykwariatu pojechałem na dość długą praktykę do Poznania, do antykwariatu imieniem Żupańskiego przy Rynku. Tam, takim moim mentorem był pan Dominikowski, bardzo zacna postać, zresztą w ogóle piękny antykwariat, bo to była ciągłość pokoleniowa, tam pracowało jeszcze dwóch panów, którzy pamiętali czasy międzywojenne. Zresztą mieli znakomity, w formie kartkowej, „Słownik kryptonimów, pseudonimów pisarzy polskich”, i to bardzo szeroko rozumianych pisarzy, bo nie tylko największych, ale tych takich zupełnie malutkich, którzy pisywali sobie gdzieś tam książeczki w formie powieści zeszytowych czy też odcinków w gazetach. Fantastyczna rzecz. Potem z różnych tam powodów odszedłem z antykwariatu i przez chwilę byłem w takiej księgarni osiedlowej na ulicy Różanej. To też zabawne takie miejsce było, bo tam byłem świadkiem właśnie jak to przy sprzedaży encyklopedii przyszła milicja. Potem, w [19]87 roku „Dom Książki” podpisał z Wydawnictwem Ossolineum umowę i zostałem szefem księgarni naukowej stricte, będącej pod bezpośrednim patronatem Wydawnictwa Ossolineum, Zakładu Narodowego im. Ossolińskich i wydawnictwa Polskiej Akademii Nauk. I tam sobie działałem do [19]89 roku. W [19]89 roku błyskawicznie się sprywatyzowałem, tylko nie zauważyłem jednej rzeczy – wówczas na rynku lubelskim rozrósł się pewien potentat, który poszedł do właścicieli

(2)

kamienicy, u których wynajmowałem lokal i tutaj skończyła się moja kariera jako wynajmującego, coś ze sobą trzeba było zrobić, a run na książki był spory wobec czego otworzyłem takie punkciki na dworcu PKS i tam sobie, chyba jakoś z rok, działałem, a potem namówiłem znajomego i stworzyliśmy na ulicy Narutowicza pod 27 bardzo ciekawe przedsięwzięcie pod tytułem Bibliopola.

Data i miejsce nagrania 2013-09-13, Lublin

Rozmawiał/a Marek Nawratowicz

Redakcja Weronika Prokopczuk

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Chociażby taka edycja, tomik dzieł wybranych Conrada, i tam był niezły papier, różnie to było, ale w latach siedemdziesiątych jednak mimo wszystko był lepszy

To była wyprzedaż końcówek nakładów, rzeczywiście końcówek nakładów, bo tych książek już nie było dawno w księgarniach, bo tu mówimy o końcówce lat siedemdziesiątych, a

Runcimana chociażby, „Wyprawy krzyżowe”, skądinąd bardzo dobre dzieło, nakład, jak dobrze pamiętam to chyba trzydzieści tysięcy albo trzydzieści pięć

Księgarń przybyło w latach siedemdziesiątych, bo wtedy był ten run czasów prosperity wujka Gierka i wtedy na nowych osiedlach powstało trochę księgarń, a w

W PRL-u była pewna typologia antykwariatów, antykwariat naukowy był antykwariatem, który był przeznaczony do obrotu książką dawną i żeby prowadzić taki antykwariat trzeba

Wyjątkiem pewnym była pani Andersowa, pani Irena [Anders], klasa sama w sobie, nie była już pierwszej młodości przecież, była dość zmęczoną, bo spotkanie było w

Szef był numerem 1, potem było chyba do 7, czyli musiało być ich tam siedmioro cenzorów. Pani Basia Koterwas miała znakomite pomysły wydawnicze [i] wymyśliła wydanie wierszy

Jak się zrobiło dzieżę czy coś, to ona nie usychała ze względu na to, że ten słój był gęściutki, nie było tych przyrostów letnich i zimowych, bo letni przyrost jest