• Nie Znaleziono Wyników

Powrót do Polski 1 sierpnia 1945 roku - Janina Ludawska - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Powrót do Polski 1 sierpnia 1945 roku - Janina Ludawska - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JANINA LUDAWSKA

ur. 1921; Warszawa

Miejsce i czas wydarzeń Warszawa, okres powojenny

Słowa kluczowe Warszawa, okres powojenny, powrót do Polski, spotkanie z gosposią, spotkanie z dozorcami z domu rodzinnego, losy rodziny, odnalezienie kuzynów

Powrót do Polski 1 sierpnia 1945 roku

Jak przyjechałam, mieszkałam na początku na Pradze i patrzę: Jagusia, [gosposia]

sprzedaje jabłka na ulicy. Oczywiście myśmy się od razu przywitały i ucieszyły sobą nawzajem i ona mnie zaprowadziła do naszych dozorców. A ci: „Janeczka”, bo ja się urodziłam w tym domu, ja pytałam, myślałam, że się czegoś więcej od nich dowiem, a oni nic nie wiedzieli, znaczy – mówili, że nic nie wiedzą. Jak wychodziłam, to się obejrzałam, tak jakoś instynktownie. I na balkonie wisiał kilim z domu mojego brata.

To nie był zwykły kilim, pamiętam, kiedy to było kupione, bo to było w Worochcie, była taka pani, która robiła kilimy według własnego rysunku, to był jak gdyby kwiat. I ja wtedy zrozumiałam, dlaczego oni mnie przyjmowali w kuchni. Ja na to nie zwróciłam uwagi, bo w Szwecji często tak jest, siedzi się [w kuchni], ja sama jak mam na obiedzie kogoś, to przyjmuję moich gości w kuchni. Tak że ja na to w ogóle nie zwróciłam uwagi, ale potem pomyślałam, że w Polsce jednak nigdy tak nie było i chyba tam było więcej [naszych] rzeczy, ale ja już tam nie poszłam, może głupio zrobiłam, ale mnie rzeczy nie interesowały. Ja potem Jagusi szukałam na mieście, nie było jej. Oni pewno ją zbesztali, że ona mnie tam przyprowadziła, bo nie mogłam jej znaleźć, chciałam z nią jeszcze porozmawiać. A od Basi Engelking dowiedziałam się, że ten dozorca, jak trzeba było się przeprowadzić – bo to było vis-à-vis Pawiaka, więc trzeba było się wyprowadzić, bo tam mieszkali z początku Niemcy, a potem w ogóle od ulicy Dzielnej było zamknięte – i można było wziąć ze sobą jedną paczkę, to on wymagał pieniędzy od tych paczek. Nie ma tego domu, tam przechodzi aleja Jana Pawła II.

Nie miałam nadziei, [że ktoś przeżył], dlatego że ostatnie listy dostałam od brata w kwietniu [19]42 roku, a od rodziców w lipcu. I potem już nic. Ja się zameldowałam w gminie żydowskiej i w Czerwonym Krzyżu i w Łodzi był synek mojego kuzyna, miał wtedy chyba 14 lat, on był nieobrzezany, uratował się gdzieś w klasztorze. Jego matka się też uratowała, ojciec popełnił samobójstwo w getcie. Oni wyjechali do

(2)

Ameryki Południowej, ale ja ich jeszcze zdążyłam odwiedzić w Łodzi. I to była jedyna [rodzina, jaka ocalała]. Ten kuzyn, który się uratował, po prostu nie był obrzezany. On był 11 lat młodszy ode mnie, rodzice nie byli wierzący, więc go nie obrzezali, a teść mojego brata był, że tak powiem, lekko wierzący, bratowa bardzo kochała swojego ojca, tak że przypuszczam, że [z tego powodu obrzezali syna]. Rodzice mi pisali o różnych innych ludziach z naszej rodziny. Jak przestawali o nich pisać, to wiedziałam, że ich już nie ma. Matka miała 3 siostry i brata. Brat miał żonę i 2 córki, ale już nikogo nie było. A ja jeszcze miałam listy od jednej kuzynki i od 3 moich koleżanek ze szkoły, z mojej klasy. Jedna się uratowała i spotkałyśmy się.

Data i miejsce nagrania 2014-07-15, Sztokholm

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dla mnie osobiście wolność to po prostu możliwością wyrażania swoich poglądów politycznych i religijnych. Kiedyś nie było możliwości

Tworzono legendy na ten temat, że było pijaństwo, że ktoś tam się przewrócił, że kogoś trzeba było wynosić, ale ja nie byłem świadkiem takich zdarzeń. Nie

Myliśmy się w miednicach – w domu był kącik, który zawierał miednicę, mydelniczkę, ręcznik i wiadro na zlewki.. Ten model funkcjonowania przenieśliśmy ze sobą do budynku

Rano o siódmej sprawdzali – czasami, od czasu do czasu, listę - i jeśli ktoś się spóźnił pięć minut nawet, to trzeba było pisać wyjaśnienie.. Oj tam, bzdury się

Lista była i trzeba było się podpisać: wyznaczali miejsce dla każdego zakładu pracy, przychodził ten, co to organizował i miał listę z nazwiskami pracowników;

Słowa kluczowe Lublin, PRL, Rury Świętego Ducha, ulica Zana, ulica Nadbystrzycka, praca w cegielni, cegielnia na Rurach Świętego Ducha, praca formiarki, projekt Lubelskie

Jeszcze mieszkaliśmy cztery lata w Łukowie, i jak zaczęły się budować Zakłady Azotowe, to żona się zainteresowała, bo ja to miałem co innego w głowie.. Ja miałem szkolenia,

Mówiłam: „Przyjeździe, zobaczcie do pasieki” Był moment, gdy mówili, że telefony komórkowe szkodzą i pszczoły się nie orientują.. Mówiłam: „Słuchajcie, nie