• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek. Nr 5 (1906)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Szczutek. Nr 5 (1906)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

m m m .

mam I *#m nm 18 N

y

S

k k

fe&s

■ - *

fcgg&J

% & 2 3 a y £ p sg p £ ą

WM 0 'm T f i

.•‘łW -

r.44i

s n

w a - y ^ - a ^ mmmm

NA SA SK IEJ KĘPIE.

. ; .y — Jak pan D jo u i/y gra lo 'inniv aż coś w dołku Wujo, cal kiom jak b y jaki kozak szwojoin pikifi w n iego v\rsż(tdjiał!

C en a n u m e r u 2 0 g ro s z y .

Warszawa, 29 Kwietnia 1906 r. Ko 5

(2)

/ / o-zyotfc-ćcfi n a ó-zycfi feietuw ycA ; y w c y /a c -tó £ * K n a y o m y r / ? . to-yvie'c(tyącycA

O * r/o oJ< /ei yf7 ret <• A a i ad /e'/-xe y /.o ■ óć&zo-

yi> o tj/m y n c/yjn .o /to in żey, <///■/„ // m e *za-

/ > o > i ? n r r f r a w - c r o y i i z y y i r ó y i o r / T r ł t t ó i i w -

■ćcA /is'j/(/rm e?i /ó-'tu.

'óy* ó /y t t frc o in ił r c y ,, O ^ źczrr f/rrr. <(

Do góry nogami.

— Podobno stan wojenny będzie wkrótce znie­

siony...

— Ocli, daj Boże! Niechby się już raz skoń­

czyły te ciągłe napady bandytów!...

NIE ŚLUZY MU.

v--

— Czy i pan staw ia swoją kandydaturę na posła do Dumy?

— 0 nie, mój panie. Przekonałem się, że sie­

dzenie w więzieniu wcale mi nie służy.

S T A R A P I O S E N K A

na nową nutę.

Była babuleńka Magdusia Krasińska;

Miała moc majątków W okolicach Pińska;

Fik mik, fik mik,

Szwadyrydy rach ciach, ciach, Warszawy i Pź wińska.

Nagle fama głosi

Fakt—co świat zadziwił:

Oświadczył się o nią

„Chorużyj“ Radziwiłł;

Fik mik, fik mik,

Szwadyrydy rach ciacli, ciach Zapał ku niej ży

Arystokratyczne

Złączą się znów dwa pnie:

Babcia capnie męża, Mąż majątek capnie;

Fik mik, fik mik,

Szwadyrydy rach ciach, ciach, I od babci drapnie!

V P B S T T T S T T ,

— Prosiłbym o przygotowanie mi nowego garnituru zębów...

— JaMo? Widzę przecież, że pan szanowny ma dwa rzędy ślicznych własnych ..

— To nic, ale ja jestem endek, a jutro w pew­

nym salonie zetknę się z pepeesem, więc na wszel­

ki wypadek nie zawadzi mieć zapas...

R z e c z y z a g u b io n e .

W ciągu ostatnich kilku miesięcy nagrom adzi­

ło się w Ratuszu mnóstwo zagubionych rzeczy, w każdej chwili do odebrania za udowodnieniem przez prawych właścicieli, a mianowicie:

Kilkanaście tuzinów nóg, połam anych w ka­

wałki;

Dwie kopy rąk zwichniętych;

184 sztuki żeber;

212 egzemplarzy ócz powybijanych;

Przeszło 300 centnarów włosów najrozmaitsze­

go koloru, wyrwanych wraz ze skórą;

Około 200,000 sztuk zębów męzkich i damskich (w tej liczbie 64 tysiące mlecznych).

Kilkadziesiąt par szczęk, zupełnie zdrowych i zdatnych jeszcze do użycia.

Po odbiór rzeczonych przedmiotów zgłaszać się należy do wielmożnego pana Griina.

S 3 I M

Nasze dzieci.

— Wiesz, Kaziu, tata mi dzis' spławił lanie, ale ja się na nim zemszcię!

— Co mu zlobisz?

•— Jak dostaniemy tajne, lówne, powszechne,

bezpoślednie glosowanie, to figę mu dam nie glos!

(3)

S Z C Z U T E lv

P O W R Ó T T A T Y .

- Kuba, bój się Boga! A ty zkąd wraeas taki sponiwierany?

— A z kościoła!

Przy telefonie.

:— Pogotowie! Proszę natychmiast jechać do cyrkułu obok!

— A co się tam stało? Rana?!

— Nie! Dawałem adjunktowi trzy ruble ła­

pówki i nie chciał przyjąć!

R a c h u n e k g a b in e to w y p ew n e g o p a n a . Pycha — 150 funtów.

Oleju w głowie — 1js łuta.

Miłości, ojczyzny — 3 drachmy.

Polotu ducha — 0.

Interesów własnych - - 150 fur z okładem.

Pragnienia odzna­

czenia się i zaszczytów —doza niebotyczna.

Czystości charakteru — za złamany grosz.

Blagi — do wysokości Himalajów.

Razem: kandydat na posła do Dumy.

0 , , Warszawskim Wiestniku“

przypowieść.

Cna biurokracja od pełnego żłoba, Gdy dlań krytyczna nastąpiła doba, W krzyk uderzyła:—Krucho, gwałtu, rety!

Trza antypolskie wydawać gazety.

Gdy się dziś na nas sypie gruz bez liku, Szukajmy broni w „W arszawskim Wiestniku, Niech organ taki raz na dzień opluje

Nie szanujące biurokrację szuje!

Dobyto zatem kapitału z miechów, Nie wszyscy jednak hojni jak Szelechów, I tu się prawda dopiero odsłania,

Że ten nie daje, który jest—od brania.

Oby czart sprawę taką podarł w paski!

Schnie bez poparcia ów „Wiestnik Warszawskij

I coraz bardziej grunt pod sobą traci,

Jako go tracą owi biurokraci.

(4)

Profile ,,benjammków“ chwili.

B o r k o w s k i M a r e k , r e j e n t . To nie Marek, co po piekle tłucze się bez końca wściekle, lecz ten Marek, co bez m a r e k pośle cię n a zbity k a r e k.

B e n z e f J u l j u s z , a d w o k a t p r z y s i ę g ł y . To je st poseł urodzony! A rcy-posła wzór vw Temidzie! Kramu z nim nie będzie wcale: gdzie go poślą—to tam idzie...

D e m b y S t e f a n , t r o c h ę u r z ę d n i k , j e s z c z e w i ę ­ c e j w y d a w c a . Że je s t wydawcą, w tem szczęście wiel­

kie, nie zaś jakow a klęska lub bieda, bo gdyby w Dumie znalazł się n a g le —z pewnością jak ieś tam świństwo w y d a.

E i g e r J u l j u s z , i n ż y n i e r . Owszem, owszem, niech go p a rtja ca łą siłą forytuje, bo gdy Duma się rozpadnie, on j ą zaraz z c e m e n t u j e .

E t t i n g e r . a d w o k a t p r z y s i ę g ł y . Ile słów wy­

rzuca w m om ent—żaden rac h m istrz nie wyliczy, więc do Dumy n a d a ł by się, bo ją lawą słów zakrzyczy.

F i s z e r J a n , k s i ę g a r z . J e s t ja k kropla, co p a d a ­ jąc, granitow y kam ień żłobi, streścić można go; w tych słowach: mało mówi, dużo robi.

G ł o w a c k i A l e k s a n d e r ( B o l e s ł a w P r u s ) , lit e * r a t . O gnia w sobie niem a Feba, mówi w tedy’ kiedy trzeba.

Dr. G o l d f l a m S a m u e l , l e k a r z . Nie zbuduje dot mu piekarz; cichy człowiek, św ietny lekarz.

G u n d e l a c h T e o d o r , p r z e m y s ł o w i e c . Dobra m ina i postaw a: zna go z zalet tych W arszawa.

D r . J a k i m i a k B o l e s ł a w , l e k a r z . Człowiek to społeczny, wie, o co'm u chodzi i n a biurokratę mówi krót­

ko: złodziej!

J a s i n o w s k i I z y d o r , a d w o k a t p r z y s i ę g ł y . Że je s t syonistą, dowodzi wciąż w czynie; byłby dobrym pos­

łem, a le — w P alestynie.

J e n t y s T a d e u s z . Nie bawi się w tryle: m a „Hri- sto l“ i tyle.

J e r o m i n W i l h e l m , s ę d z i a h a n d l o w y . Niechaj rżnie do P etersburga, skoro się ta k bardzo prosi, bo gdy Duma zbankrutuje, on upadłość jej ogłosi.

K i r s z r o t J a k ó f o , a d w o k a t p r z y s i ę g ł y . Dobry praw nik—c y w ilista —lecz c z y n ie oportunista?

, K e r n h a u m J ó z e f , p r z e m y s ł o w i e c . W ody n i­

gdzie nie zam ąci, narodow ca chętnie trąci.

K e m p n e r S t a n i s ł a w , r e d a k t o r . Chw yta mnie o niego drżączka, bo zbyt w ielka to gorączka.

K e m p n e r G a b r y e l , a d w o k a t p r z y s i ę g ł y . Wy­

b lakła mu oblicza klisza, bo szczęścia nie m iał do Kalisza.

K o b y ł e c k i - Ł u c j a n , w i c e - p r e z e s T o w a r z y ­ s t w a w i o ś l a r s k i e g o . Czy to komu co zaszkodzi, że on tęgim m ajstrem —w łodzi.

L e n c K o n s t a n t y , a d w o k a t p r z y s i ę g ł y . B ar­

dzo się szczęśliwie zdarza, że b raciszk a m a m alarza, bo g d y temu m andat pachnie, tam ten śliczny p ortret m achnie.

K i j e ń s k i S t a n i s ł a w , a d w o k a t p r z y s i ę g ł y . Ten do Dumy nie pasuje w erze politycznych mordów, bo ze względu n a swe h erb y w inien siedzieć w izbie lordów.

K r a u s h a r D a n i e l , k u p i e c . Kolosalnie je s t po­

trzebny w śród parlam en tarn ej orki: tyeh, co głupstw a ga­

dać będą, popakuje zaraz... w worki!

K u r t z S t a n i s ł a w , l e k a r z . Tu i tam — potrzeb­

ny wszędzie; Dumę też uzdraw iać będzie.

L i k i e r t N a t a n , a d w o k a t p r z y s i ę g ł y . N atan - m ędrzec św iatu znany, lecz któż L ik iert je s t kochany?

L i b i c k i S t a n i s ł a w , e x - r e d a k t o r . Ani z soli, an i z roli, lecz z ex-redaktorskiej doli.

M a y z n e r I z y d o r , k u p i e c . Zapalona, tę g a głowa;

czemuż się pod korcem chowa?

M a k o w s k i E d m u n d , k u p i e c . Je st dla niew iast wzorem mody, la t ma kopę, lecz je s t młody.

M a c h l e j d A r t u r , i n ż y n i e r . Inżynierze, inżynie­

rze, zacznij działać —radzę szczerze.

N o w o d w o r s k i F r a n c i s z e k , a d w o k a t p r z y ­ s i ę g ł y , Dobre serce, dobra w iara, lecz metoda arc y sta ra . P r z e w o r s k i D a w i d , w ł a ś c i c i e l d o m u . Mieć chałupę — m ała sztuka, niech dobrodziej w główkę puka, bowiem wierzę, iż z niej rychło coś dobrego nam w ystuka.

P i l e c k i ; A n t o n i , l i t e r a t . Maruderze! Czemu wać- pan od la t wielu siedzisz w kącie! Żywo ruszaj do apelu!

Naród woła! S tań we froncie!

U T K K _ ...<NaJ5

P o l a k J ó z e f , w i c e - p r e z e s T o w H y g Polityce daj pan pokój, ale lepiej czyść pan m iasto, z twojej m ąki politycznej — może być z zakalcem, ciasto.

P e r e t z A d o lf , b a n k i e r . Że interes swój rozu­

mie, więc zarobi cos n a Dumie.

S z c z y g i e l s k i L u d w i k , o b y w a t e l . Znakom ity to komisarz, chociaż nie pakuje w ule, więc ja k pączki żyją w maśle ci, co w jego są cyrkule.

T y s z k i e w i c z W ł a d y s ł a w , h r a b i a . Rzadki okaz.

rzadki hrabia! Duchem na rozgłos zarabia.

G r a c j a Ą n t J ę a J f i e ł b i f ^ a .

Obywatele, towarzy­

sze, czołem, bodajby was flanela ogarnęła!

Do wyborów mi zara tym duchem bierzta się powiadam ja wam, bo jak ósmy cyrkuł powa­

żam i u nasz będzie kla­

pa jak się to już w żyto­

mierskiej obłaści i w gro­

dzieńskiej stanicy zrobiło!

One uważacie polskie obywatele w krajach opisanych, zamiast nad wyborami się cwanie, po­

wiadają mądre gazety, darły się pomiędzy sobą ja ­ ko pies młynarski z dziadowskiemi szarawarami.

No i do czego doszło? Naród izraelski tym czasem swoich do Dumy w ybrał i kaputl Tam gdzie wię­

kszość żydów wybrana, polska nacja wszyściusień- kie prawa utraci. Jak dla statystyki (albo wy to trzmiele jedne rozumiecie co to jest statystyka!*) trza będzie za politykę kogo do ciupy capnąć to tera polakiem pogardzą a wsadzą jeno żyda. Polak w takim nieszczęśliwym okręgu wyborczym,—powiadał mi jeden dygnitarz od rewidowania frajerów na uli­

cy—będzie rozsądzony od przywileju brania kolbą w plecy bo żydzi ten zaszczyt wygardłują w Dumie jeno dla swoich! Karjerowicze i kręciele!

Tedy zaklinam was na wszystkie dziury w no­

wym bruku na Nowym Świecie strzeżcie się nie- przezpieczeństwa i drała do biurów wyborczych.

Jak pragnę mankietników widzieć w Tworkach, kiej załatwienia tej honorowej spraw y nie zrobicie będzie krucho! Ludzie z prawowego poriadku na deputo­

wanego obiorą pana Szelechowa z Proskurakiem do współki. Oni wymyślą na was srogie kary iż jak kto będzie niegrzeczny to mu każą zjeść zwietrzałe­

go kawioru a potem jazda koleją nadwiślańską na wykolejenie wszystkich żeber i kręgów!

Więc gadam do was jak nieboskie stworzenie.

Zastanówta się nad oczekującym was marnym losem.

W ybierzta na deputowanych istinnych polskich lu- diej księdza mankietnika Żebrowskiego i W ładysła­

wa Rawicza. A jeżeli mojej mądrej głowy nie po­

słuchacie to bodajby was kareta weselna babci Ma­

gdaleny lir. Krasińskiej przez same plecy kołami

przejechała.

(5)

Bardzo prosty obrachunek. Intcrcyza ślubna

- Moja żona waży 1,50 funtów. Przez straj­

ki i rozruchy straciła już 50, wskutek anarchistycz­

nych zabójstw traci codziennie po 10, za jakie parę tygodni pozbędę się jej zupełnie!

PROGRAM NASZYCH STRONNICTW.

P artyi narodowo=demokratycznej:

Głupota.

Zacietrzewienie.

Zaciekłość.

Krótkowidztwo.

Osobiste arnbicyjki.

Zaściankowość.

Antysemityzm.

Donkiszoterja.

Wulgaryzm.

Partyi postępowo-demokratycznej:

Podstęp.

Udry na udry.

Zarozumiałość.

Dolewanie oliwy pod ogień antysemityzmu.

Niech żyją Kempnerzy!

Precz z solidarnością!

Z prasy.

„Dzień D obry“ oprócz przepowiedni pogody wprowadził jeszcze drugi, przepowiadania śmierci.

W a cła w a księcia R a d ziw iłła ,

b. condotiera w ojsk angielskich w walce przeciwko Burom, i ex-kozaka arm ji jen . Miszczeniu w wojnie przeciwko Ja-

poczynkom,

żeniącego się z M agdaleną z hr. K ierzgajłło Zawiszów Ludw ikom ą hr. Krasińską.

§ 1. Oblubieniec otrzymuje od oblubienicy hrabiowskie słowo honoru, że wszyscy młodzi stan­

greci, lokaje i kamerdynerzy hrabiny otrzymają n a­

tychmiastowe uwolnienie z posad.

* § 2. Wzamian za młodość, tężyznę; mocne muskuły, wytrzymałość i uległość— oblubieniec otrzy­

muje

u/ i o

włości hrabiny, przepisanych na jego imię, stosownie do zażądania, jeszcze przed ślubem.

§ 3. Oblubieniec obowiązuje się być gotowym na- każde wezwanie żony, nawet w ciągu dnia.

§ 4. Narzeczony, a następnie małżonek, ża- dnemi niedyspozycjami, jak to: bólem głowy, osła­

bieniem, nieusposobieniem, brakiem humoru — tło maczyć się nie może.

§ 5. W dni świąteczne i galowe małżonek obowiązany jest towarzyszyć swojej małżonce—w bo­

haterskim mundurze kozackim.

§ 6. Na wypadek jakiclibądź zajść, wynikłych wśród służby dworskiej lub między chłopstwem, małżonek obowiązany jest siąść na koń w mundu rze kozackim i walić niespokojny tłum nahajką.

§ 7. Małżonek obowiązany jest postępować ze swoją nową małżonką jak z osiemnastoletnią dziewicą, t. j. nie oszczędzać jej.

§ 8. W zależności od sprawowania się m ał­

żonka pozostają dalsze zapisy resztujących włości hrabiny.

§ 9. Małżonek ma prawo sprzeniewierzać się małżonce tylko przez 36 dni w roku.

§ 10. Gdyby małżonek nie odpowiadał pokła­

danym nadziejom, natenczas małżonka ma prawo wydaloną służbę (§ 1) powołać ponownie na po­

przednie stanowisko.

Intercyza niniejsza sp isan ą zostaje w dwóch jedno­

brzm iących egzem plarzach.

P R Z Y T O M N A O D P O W I E D Ź .

— Proszę taty, czem się różni policjant pie­

szy od konnego?

— Tem, że także niema konia.

— Słyszałem, iż się żenisz?

— Et, zrobiłem dopiero prawybory, ale czy do

ślubu dojdzie, jeszcze niewiem.

(6)

s z c z U T E K JM° 5

J r z e c h ^ Ą a n b ^ ie łn ih ^ ó w

.

B allada nie Mickiewicza.

Na mateczkę Kozłowską Spadł ogromny lęk z troską,

Jak odwrócić nieszczęścia od sekty...

Rwać zaczyna się praca:

Lud się zwolna odwraca

I Rzym różne ją ł czynić despekty.

Więc zwołuje sław etną Trójcę arcy-mankietną,

By ratować marjawicki kwietnik;

Siadł Furm anik Bazyli I Żebrowskij Cyryli

I Kowalski - sam biskup-mankietnik!

„Nabroiliście wiele Moi wierni czciciele,

Aż drżę, aby kult sekty nie zanikł- Ksiądz Werchowicz w Cegłowie,

Ksiądz Pągowski w Strykowie

I tu w Lesznie ksiądz AYasyl Furmanik.

Różne gwałty lud czyni!5 Rzeźnię robi z świątyni!

Nad bezbożną procesją się znęca!..

Traci urok gromada...

Ktoś raz poraź odpada

I do naszych się nauk zniechęca!

Jeśli pójdzie tak dalej, To się cały gmach zwali,

A lud tęgich nie poskąpi guzów!!

Radźcie przeto sławetni, Mistrze czarno-mankietni,

Jak ocalić herezje od gruzów?“

Na mateczki przemowę

Ksiądz Kowalski wzniósł głowę

I w ekstazie zawołał: „O święta!

Straszna burza z gromami Już zawisła nad nami

I niedługo żywioły rozpęta!

Lud pow raca do kleru, Nie chce łykać papieru,

Zwęszył nasze sekciarskie bezprawie!

Zanim gawiedź ta prosta Mankietników wychłosta —

Radzę... radzę... przyjąć-praw oslaw je!

Lud l'ozróźniać nie umie, A nim podstęp zrozumie

I na opór się czynny zdobędzie —■

Już nad świątyń portyki Wschodnie błysną krzyżyki

I dwugłowy orzełek zasiądzie!...

— „Brawo! mistrzu — twoj planik!

Krzyknął nagle Furmanik —

Ty z wszelakich wybawisz potopów!

Ani spostrzedz potrafi Ta dzicz z moich parafji,

Jak mieć będzie nie księży, lecz popów.

Gdy uczynim to spiesznie, To za krwawą rzeź w Lesznie

Lud od kary i śledztwa wybaw ię—

Będzie zaszczyt i łaski!

Dość obłudy i maski!

Praw osław je—mistrzu—Prawosławje!

Gdy to owi mówili, Ksiądz Żebrowskij Cyryli

Słuchał pełen jakowejś ekstazy:

Snadź głęboko i ściśle Coś rozważał w umyśle—

Aż się w końcu przeżegnał—trzy razy...

Uśmiech w stąpił na lica, Chytrze błysła źrenica,

Co od mowy myśl jaśniej wyjawia:

Choć nie szepnął słóweczka, Zrozumiała „ mateczka, “

Ze Żebrowskij' chce też prawosJawja!

C i- i tamci.

— Do wyborcze biuro spieszmy!—

Rzekł Reb Nuchym do Gedali;

Zaś panowie po resursach Wciąż gadali i gadali!

Trzymał rzesze godzinami Wielomówny pan Libicki—

A tymczasem się tłoczyli W swych okręgach różni leki.

Nowodworski sześć tygodni Wyśpiewywał dźwięczne śpiewki...

Do sprawdzenia i po „karly“

Zw artą falą szły Nalewki.

Mówca,

książę

Czet

W ertyński

Opowiadał „swoim" z pańska...

Z Nalewkami, ram ię w ramię Dzika szła i Franciszkańska.

Van Kijeński deklamował E x cathedra w Filharmonji...

Chałaciarzów tłum się spieszył Do biur—całkiem jak w agonji.

Sens moralny: gdyby wielcy Bezustanku nie gadali,

Lecz skłaniali do pośpiechu—

Górą nie byłby Gedali.

Ł a d n a niespodzianka.

— Wie pan komisarz, Iksiński ma wszelkie szanse wybrania na deputowanego do Dumy.

— Szansa szansoj a policja policiej.

—* Jak to pan komisarz rozumie?

— A co będzie jak Iksiński zostanie wybra­

ny a ja jemu nie wydam pasporta w Pietierburg?

Ostateczna ostateczność.

— I praw da to, że małżonek pani skończył śmiercią samobójczą?...

— A tak... wiedział, że go napewno wybiorą

do Dumy, więc wolał zginąć z własnej ręki...

(7)

(aby byli zdrowsi n a ciele i na umyśle).

Calomelu 50,0 (użycie wiadome).

Lewatywa (2 razy dziennie, rano i wieczór).

Plaster angielski na język (bezustannie).

Z oczu zdjąć kataraktę lancetem chirurgicznym (naj­

lepiej wykona prof. Kosiński).

Głowę zlewać zimną wodą 4 razy dziennie.

Surowicę semicką zastrzykiwać przynajmniej raz na kwartał.

Nie wdychać w siebie cudzych frazesów, nie kar­

mić się głupstwami i nie upajać się własną elokwencją.

Wstawać, gdy kur zapieje.

Przysłowie.

Kto ma dwa miljardy Ten może być hardy.

— Nigdybym nie sądził, że rząd Stanów Zje­

dnoczonych jest gorzej wychowany od naszego!

— A to dla czego?

— Bo kiedy po katastrofie w San-Francisco ukazali się rabusie cudzego mienia, natychmiast przeciwko tej „czarnej sotni" ogłoszono stan wo­

jenny...

Z Wilna

iN asz pan Paweł, niby gończy, Węszy, szuka i tem kończy, Że do b iurka pracow nika' D yrektorski nos swój w tyka;

Szukał mąż ten proklam acyi, Zapytacie, z ja k iej racyi?

Oto się w żandarm a bawił, Ale czas bez skutku straw ił, Bo nie znalazł, czego szukał, A zaś honor, imię zbrukał.

WYBIERAJCIE W IMIĘ ZASŁUG!

RECEPTA DLA NARODOWYCH DEMOKRATOW Ź l e w y c h o w a n y r z ą d .

(8)

— Jesteśmy anarchiści... należymy do partyi. .

•-.'Bardzo' mi przyjemnie. Niech sie'panow ie rozgoszczą..

R edakcja i Adm inistracja: Płac Ś go Aleksandra 8, (dom Junga). Telefonu Nr. 18 460.

Prenumerata „Szczułka:“ w \Vaix?awie rocznie 5 rb„ na prowincyi i w Cesarstwie — 6 rb., we F ra n c y i—16 fra n ­ ków w Niemczech 13 m arek, w Gaiicyi i A tistryi-,15 k o ro n ,'P ren u m eratę wnosić można półrocznie, kw artaln ie i miesięcznie.

Ogłoszenia w ,;S Z C Z U TK U “ po 20 kop * w iersz petitowy

Redaktor i wydawca: A dolf S t a r k m a n

i Druk W. Cywińskiego Nowy Ś w iat -36.

FATALNIE ICH ZROZUMIAŁA

Cytaty

Powiązane dokumenty

ską wspólnego. Podobnie rzecz ma się ze sceną krakowską. Ponieważ nie m a ona nic wspólnego ani z sztuką narodową ani ze Słowackim, postanowiono nazwę: T eatr

Przesuwali się po niej ludzie i skrzpyiały wozy jadąc noga za nogą.. W tem na zakręcie ukazał się

Im krótsze stają się sukienki paska- rzyc, tem krótsze (od strzępienia się nie­.. powstrzymanego) spodnie uczonych,

борчої реформи, держать всіх в напруженю. Розпущена онодї поголоска про реконструкцию кабінету викликала коментарі в цілій прасї та в нїмецкій

umatyki i kauzyper- cly jako antychryst się narodził i od piersi naszej mateczki Kozłowskiej niedawno odstawiony już turla się przyjemnie po dywanie i niezadługo

W razie niestawiennictwa się konkurentów do licytacyi, wszystkie wyż wyszczególnione przedmioty, po upływie 3-dniowego terminu pro- kluzyjnego, zostaną uprzątnięte

Ale wziąłem, mocium panie na am bit i powiedziałem verba v erita tis; powiedziałem: że należę do ludzi starej a poczciwej daty, którzy nie lubią figur

Na sto osób naliczysz połowę takich istot, co tyło wiedzą o swoim dziadku, ile ja wiem o chińskiej poezji albo o polskiej demokracji.. Parole d'