• Nie Znaleziono Wyników

Malarz Sprawy Walenty Wańkowicz : (życiorys)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Malarz Sprawy Walenty Wańkowicz : (życiorys)"

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)

Zofia Ciechanowska

Malarz Sprawy Walenty Wańkowicz :

(życiorys)

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 38, 429-475

(2)

( Ż y c i o r y s )

W alen ty W ańkowicz, jeden z najgłośniejszych rów ieśników M ic­ kiew icza i zw iązany z n im w ielu w ęzłam i, urodził się w ro ku 1799 lub 1800 *. Jego „rodow ód społeczny“ je st prosty.

P rzy szed ł n a św iat w pom yślnej dla siebie sy tuacji społecznej, a w n iepom yślnej dla ojczyzny chwili. Pochodził z rodziny solidnie ulokow anej na ziemi, ze środow iska uprzyw ilejow anego, zarazem , ja k się to mówiło, „z dobrego g n iazda“ . Rodzina W ańkowiczów rozro­ dzona n a ziem iach L itw y i Białej Rusi w yw odziła się rzekom o od po- łockiego kniazia W ańki, ożenionego z córką K iejstuta. S tąd h e rb jej „L is“ uw ieńczony b y ł m itrą i rościli sobie p rete n sje do ty tu łu k n ia- ziowskiego, którego jed n a k nie używ ali. D okum en tarn ie stw ierdzona je s t ta rodzina od XV I w. W życiu publicznym nie odgryw ali W ań­ kow iczow ie w iększej roli, a jed y ny ich przodek, k tó ry doszedł godności sen ato rsk iej, Teodor A ntoni, zm arł przed jej objęciem w r. 1709 jako n o m in a t kasztelan m iński. Zresztą poprzestaw ali na skrom niejszych ty tu ła c h urzędników w ojew ódzkich i pow iatow ych, i to przew ażnie w M ińszczyźnie, gdzie było, jak się zdaje, gniazdo tego rodu. Szano­ w ani pow szechnie, piastow ali raczej podkom orskie i sędziowskie funk cje, służbą w ojskow ą p arali się z rzadka 2.

Od b raci w spom nianego kasztelana m ińskiego pochodzą żyjące do dziś dw ie linie ro d u W ańkowiczów. S tarsza — potom kow ie Ja n a ,

1 W szyscy b io g ra fo w ie podają za S m ok ow sk im (p. niżej) datę roczną 1799. D atę: 14 m a ja 1800 pod aje W y w ó d p o k o le ń sz la ch eck ieg o ro du. R o d o w ó d i d o ­

w o d y s z l a c h e c t w a r o d u W a ń k o w i c z ó w . (U w ierzy teln io n y przekład w y p isu z H e­

rold ii P etersb u rsk iej. Rkp. w ł. pry w.) na s. 4. D atę 14 lu teg o 1800 pod aje S ło w n i k

Geogr. K r ó l. Pol. III, 710.

2 Por. W y w ó d r o d u j. w ., C iech an ow sk i Stan., K r o n i k a ro d u W a ń k o w i c z ó w (Rkp.) i różne źródła g en ealogiczn e.

(3)

podstolego w endeńskiego, żonatego z Zofią C hrapow icką — doszła do m agnackich fo rtu n i pięknych koligacji. Z niej w yw odzą się w łaści­ ciele Łuczaja, w k tó ry m u p am iętnili się zabytkam i a rc h ite k tu ry . L inia ta, skoligacona z Tyszkiew iczam i, T yzenhausam i i M ostow skim i, Mo­ niuszkam i i Rzewuskim i, odgryw ała za czasów M ickiewicza rolę w ży­ ciu arystokratycznego W ilna \ L inia druga, pochodząca od S ta n isła ­ w a, podczaszego smoleńskiego i syna jego Ja n a, cześnika m ińskiego, bardzo rozrodzona, trzy m ała się w ięcej rodzinnych okolic M ińska. Z tej linii pochodził dziad W alentego W ańkowicza, A leksander, sędzia m iński żonaty z Zofią H rehorow iczów ną. Jeg o synem był M elchior, dziedziczący urząd sędziego po ojcu, w łaściciel K alużyc,2 sporego m a­ ją tk u położonego nad Uszą w pow iecie ihum eńskim , i S lepianki M a­ łej, rodow ej siedziby W ańkowiczów, w najbliższym sąsiedztw ie M iń­ ska. Zona, Scholastyka z Góreckich, obdarzyła go tro jgiem dzieci. N ajstarszy był W alenty, urodzony w K alużycy, drugim synem , m łod­ szy od niego o rok K arol, w reszcie znacznie, zdaje się, od obydw óch m łodsza, córka S tanisław a (później żona W incentego Hornow skiego). O ojcu W alentego, M elchiorze W ańkowiczu, w iem y bardzo niew iele. Poryw czy jego tem p eram en t m alu je k ap italn a opowieść o zbrojn ym zajeździe na m łyn sąsiada, O nufrego M assalskiego z Bieliczan, zano­ to w an a we w spom nieniach syna tegoż, E dw arda 3. W idzimy go też z m łodocianym i jeszcze synam i na sejm iku elekcyjnym w M ińsku w r. 1817’. Nie b rak M elchiorow i typow ych rysów staroszlach et- czyzny i nie tru d n o odtw orzyć sobie k rąg jego zainteresow ań i tok życia.

O m atce W alentego, Scholastyce urodzonej G óreckiej, nie doszły do nas żadne wiadomości, w y raźnie n atom iast ry su ją się sylw ety jej rodziców. Ojciec jej, a dziad W alentego W ańkowicza po kądzieli, to z n an y i w ym ieniany z szacunkiem w pam iętnikach w spółczesnych, W alenty Górecki, w o jsk i5, a po rozbiorach, b. w ojski w ojew ództw a wileńskiego. Był to znany naów czas p atrio ta. W latach 1793— 4 n a ­

1 P u zyn in a z G iintherów G., W W i ln i e i d w o r a c h li te w s k i c h , W ilno 1928, s. 30, 37, 77, 46, 141, 183, 186, 208, oraz in n e p am iętn ik i.

2 N azw a różna w różnych źródłach: K alu życe (tak w Sło w n . Geogr.), K a - lu ży ca (w listach żony W alentego), K ałużyca.

3 M assalski E., Z p a m i ę t n i k ó w . (Z fila re c k ie g o św ia ta). W arszaw a 1924, s. 229—30.

4 l. c., 249.

5 od r. 1792 por. K a l e n d a r z y k K r a j . i Zagr. na r. 1793. O nim M assalsk i, s. 215.

(4)

leżał do spisku Ja k u b a Jasińskiego, a po w y bu chu pow stania kościusz­ kow skiego w szedł do Rady N ajw yższej Rządow ej w W ilnie, a n a stę p ­ nie do D ep utacji C en tralnej W. Ks. Litew skiego, utw orzonej przez K ościuszkę, i m ianow any w niej został zarządzającym W ydziałem B ezpieczeństw a \ Po u p ad ku pow stania nie em igrow ał, jak się zdaje, za granicę, przyn ajm n iej nazwisko jego nie jest w ym ieniane w śród exulôw , b. członków Rady N ajw yższej, przeby w ający ch w W e n e c ji2. W późniejszych latach (około 1806) w idzim y go w W il­ nie, gdzie przem ieszkuje jako adw okat. P am iętn ik arz w spom ina, że był ,,bez nogi“ , ale w jakich okolicznościach ją utracił, nie w ia ­ domo. U w ażam za rzecz pew ną, że W alenty Górecki, w ym ieniany w r. 1794, jako w ojski w ojew ództw a w ileńskiego, jest identycz­ n y z W alen ty m Góreckim w latach 80-tych w ieku X V III, sk a rb n i­ kiem p o w iatu lidzkiego, dziedzicem dó b r Solenniki pod W ilnem z fo lw ark am i Ow ieśnik, Popowszczyzna i in., odziedziczonym i po Siekluckich; procesow ał się o granice z m iastem W ilnem przy czym i tu nie obeszło się bez zajazdu ty m razem n a karczm ę 3. Je śli w ięc późn iejszy w ojski w ileński był w latach 1778 i nast. skarbn ikiem lidzkim , to zarysow uje się nam dziad m alarza W ańkowicza, 'ja k o osobistość w ażniejsza i w pływ ow sza, niż by m ożna sądzić, z rac ji swej dość p ow ażnej roli, jak ą odgryw ał w m asonerii (co nie przeszkadzało m u być fu n d ato rem kościoła w Solennikach); w tajem niczo ny w IV sto­ pień m asoński był W alenty Górecki członkiem loży „D obry P a s te rz “ w W ilnie od r. 1778, tj. od początku jej istnienia, a gdy pow stała w r. 1781 loża prow incjonalna litew ska „Doskonała Je d n o ść “ , został jej skarb n ik iem . Po w znow ieniu w olnom ularstw a w r. 1812 sta ra loża w ileńska „G orliw y L itw in “ otrzym ała „k onstytu cję ren o w a cy j­ n ą “ od W. W schodu N arodow ego na im ię W alentego Góreckiego jako m istrza k a te d ry . To też w czasie loży żałobnej w r. 1819 b ra t M aciej B arankiew icz, prof, u n iw e rsy te tu w ileńskiego, poświęcił osobne p rze ­ m ów ienie jego zasługom „tak w św iatow ym , jako i zakonnym zaw o­ dzie“ \ Ciekaw e, że p a ra ł się W alenty G órecki i „poezją“ . Zachow ał

1 M ościck i H., J ak u b Jasińsk i, K rak ów 1948, s. 92, 115, 120, 125.

2 K u k ieł, P r ó b y p o w s t a ń c z e po tr z e c im r o z b io rz e , K rak ów — W arszaw a 1912,’s. 74.

3 Por. D r u k i p r o c e s o w e w XV11I w B ib lio te c e J a g iell. i E streich er K., B i­ b liografia, X V II, 249.

4 M a ła ch o w sk i — Ł em picki, W o l n o m u l a r s t w o na zi e m i a c h d a w n e g o

W. K s i ę s t w a L i t e w s k ie g o , W ilno 1930 (Rozpr. T. P. N. W ydz. III. t. IV s. 4, 11, 31).

(5)

się w śród p am iątek rodzinnych jego w ierszyk, którego form a p ry m i­ ty w n a h arm onizuje z poczciwą treścią, zaw ierającą jed n ak ty p o w e zasady filozofii p rak ty cznej X V III w.:

Znaj S tw órcę, czyń dzięki Żyj z pracy tw ej ręki, N ie szperaj co w N iebie, A ucz się znać siebie.

Czyń dobrze każdem u Jak sobie sam em u, T knięta w łasn ość cudza N iech tw ój g n ie w obudzą. M ów p raw dę i kochaj,

W n ieszczęściu n ie szlochaj, W szech zb ytk ów się lęk aj, Że um rzesz n ie stękaj.

Z achow any jego p o rtre t pędzla R ustem a przedstaw ia człowieka siwego w polskim stro ju (m undurze w ojew ództw a wileńskiego) o n ie­ zbyt forem nej, ale bardzo pow ażnej, pociągającej tw arzy o ciem nej cerze i w yrazistych, rozum nych oczach.

Silną i o ryginalną indyw idualnością m usiała być babka W alen­ tego W ańkowicza, A nna z R eu ttów Górecka, cześnikow iczów na po- łocka, urodzona z A rciszew skiej. P rzeżyła ona m ęża (zm arła 1829 r.), a dom jej w W ilnie był ostoją p atrio ty zm u i swojszczyzny (odznaczał się „jakim ś kontuszow ym arom atem “). P am iętn ik arze zachow ali w ie­ le anegdotycznych szczegółów o tej charak tery sty czn ej postaci, do­ wodzących, ja k zaw zięty, w prost fanatyczny był jej p atrio tyzm obok cyw ilnej odwagi, a zarazem n o tu ją jej ekscentrycznie zarysow ującą się niezależność od pan ujący ch opinii i zwyczajów . Nie opuszczający jej do śm ierci dobry hu m or i dowcip łączyła z nieu stępliw y m i silnym charak terem . Była jed y n ą podobno z dam polskich, k tó ra odm ówiła udziału w zabaw ach po u pad k u pow stania Kościuszki, m ów iąc o tw a r­ cie zapraszającem u ją generałow i: „Czegóż W Pan chcesz ażebym na pogrzebie m ojej m atki ojczyzny tańczyła“ \

N ieprzeciętne były rów nież dzieci Góreckich. Syn n ajstarszy, R ajm u n d Józef, k a p ita n w arm ii N apoleona w 1812, m ason V II

stop-1 K arp iń sk i Fr., P a m i ę tn i k i, W arszaw a stop-1898, s. stop-136— stop-137; M ościcki H., D z ie ­

je p o r o z b io r o w e L i t w y i Rusi, I, W ilno (s. a.) s. 377 i 452. O niej nadto: M oraw ski

S., K i l k a la t m ł o d o ś c i m o j e j w Wilnie, W arszaw a 1924, s. 42 i nast., 470; P u zyn in a, i. c., s 115 i n., 365; O dyniec, W s p o m n ien ia z prz eszło ści, W arszaw a 1884, s. 211 i n.; Z asztow t W., G órecka. W o y s k a w il e ń s k a , Sło w o , W ilno 1939 nr 35.

(6)

nia, m istrz k a te d ry loży „Szkoła S o k ratesa“ w 1820 i członek hono- . row y k ilku in n ych lóż, by ł typem raczej ujem nym . „Popędliw y, dum ny, n iem iły “ , karciarz, zakończył śm iercią-sam obójczą w r. 1826\ O dm iennym ty p em był d ru g i syn pan i w ojskiej G óreckiej, Antoni, w uj zatem m alarza W ańkowicza, znany i bardzo po p u larn y w swoim czasie bajk op isarz. C h a ra k te ry z u ją go typow e ry sy w rażliw ego uczu- ciow ca-artysty, połączone z p ro sto tą żołnierską. Takim w idzim y go w o ry g in aln ej, b ardzo indyw idualnej twórczości. N ajtypow szy p rzed ­ staw iciel „poezji legionów “ , nie troszcząc się o przepisy, ani o po­ praw n ość form y, p rzedm io t d rw in pseudoklasyków , zdobyw ał serca w spółczesnych rzew n y m liryzm em bezpośrednich w ypow iedzi, a p rze­ de w szystkim ciętym sarkazm em b ajek, jako lirycznej rów nież, bły ­ skaw icznej re a k c ji n a w spółczesne w ydarzenia. Takim , jak w tw ó r­ czości, w idzim y go i w życiu: kiero w an y poryw am i, nieraz sk rajn ie przeciw nym i, lekkom yślny, a zarazem um iejący bez kom prom isu od­ dać się spraw o m poza osobistym. W r. 1811 p rzek rad a się za kordon, by w alczyć w kam p an ii napoleońskiej, w czasie procesu Filom atów w dom u jego organ izu je się akcję pom ocy uw ięzionym , w 1831 staje bez w ah ań do apelu, a potem znosi bez kom prom isów długie w ygna­ nie, ż a rty nostalgią. Podobnie bez w ahań p rzy staje do Tow iańskiego i rzuca go z p ro sto tą, gdy podejrzew a, że „p rorok “ nie jest w ysłańcem niebios. J a sk ra w y a n ty k lery k alizm łączy z p ły tk ą ale szczerą i moc­ ną religijn ością (i sw oistym m istycyzm em ), a serdeczne uczucia p rzy ­ jacielskie z filipikam i na zepsucie rodu ludzkiego. M ickiewicz, kocha­ jący ludzi serdecznych i oryginałów , żył blisko z A ntonim Góreckim i w W ilnie i na em igracji, póki nie rozdzieliły ich odm ienne poglądy na tow iańszczyznę2.

R ów nież i ciotkę rodzoną W alentego W ańkowicza, panią W yso- gierdow ą, M ickiewicz znał i zasyłał dla niej pozdrow ienia. P ani Róża, w yd an a w m łodym w ieku dzięki despotyzm ow i m atki, za Tadeusza W ysogierda, kolegę swego ojca w Radzie N ajw yższej Rządzącej i w C e n tra ln ej D eputacji, po niezb y t szczęśliwym z nim m ałżeństw ie, była, jako w dow a o niezłom nej cnocie, przedm iotem próżnych

1 P u zy n in a , l. c., s. 116; M oraw ski, K i l k a lat, s. 43, 470; Szum ski, W w a l ­

k a c h i w ię z i e n ia c h , W ilno 1931, s. 7, 40, 43, 186.

2 D o sk o n a łą ch a ra k tery sty k ę dał L. R ettel w e w stę p ie do P ie śn i A n t o ­

n ie go G ó re c k ie g o , P aryż (1868). R ozpraw a R. O ttm ana A n t o n i G órecki. P o e ta - ż o ł n ie r z ( M u z e u m 1881, I) za w iera w ie le n ieścisłości. L iczn e w iad om ości o nim

w litera tu r ze p a m iętn ik a rsk iej i w sp ółczesn ej k orespondencji. 28 P a m i ę tn i k L i t e r a c k i XXXVIII

(7)

w estchn ień dystyngow anej m łodzieży w ileńskiej. G orąca m iłość do K ozietulskiego b o h atera spod Som o-Sierry, którego była narzeczoną, w reszcie m ałżeństw o z w łasnym siostrzeńcem , idealnym pod każdym względem , niezw ykłym urokiem osobistym odznaczającym się, L ud­ w ikiem Zam brzyckim , uczestnikiem pow stania i posłem brasław sk im n a sejm w 1831 r., interesow ały św iat w ileński. W każdym razie m u ­ siała to być osoba niezw yczajna. Mimo b ra k u urody, celow ała dy­ stynkcją, in teligencją i oczytaniem , um iała skupić w swym salonie e litę um ysłow ą i tow arzyską. C h araktery sty czne np., że jest obok braci Śniadeckich i im podobnych jedyn ą kobietą, k tó ra fig u ru je w śró d założycieli T ow arzystw a Typograficznego W ileńskiego w r. 18181. Po k atastro fie listopadow ej dom jej stał się ostoją ro dzin dobrow olnych w ygnańców . W yraźnie zarysow ana jej sylw etka p ro ­ m ieniu je długo poprzez w spom nienia pam iętnikarzy w spółczesnych2 i listy i opow iadania późniejszych pokoleń.

Z atrzym ały nas trochę dłużej m niej znane szczegóły, m ów iące 0 rodzinie m atki W alentego W ańkowicza choćby dlatego, że stano­ w iła ona ch arak tery sty czn e środow isko w okresie pobytu M ickiewicza w W ilnie. Jeżeli opisując jak ąś osobistość, doszukujem y się w niej dziedzictw a przodków , to m ów iąc o W alentym , m ożem y wnosić, że po rodzinie ojca wziął raczej fizyczne właściwości, jak znaczną urodę, p iękne oczy, re g u la rn e ry sy tw arzy, sm ukłą budow ę ciała; nie w idać n atom iast w tej rodzinie ojcowskiej przy całej cechującej ją bujności 1 fan ta zji w ybitn iejszy ch indyw idualności. D uchow e więc ry sy — niezależność ch ara k te ru , ekscentryzm poglądów , im pulsyw ność, zdol­ ności arty sty czn e — dziedziczył, jak się zdaje, raczej po rodzinie m atki, w k tó rej znów, jak m ożna sądzić ze w zm ianek w spółczesnych i z zachow anych p o rtretów , nie dostaw ało fizycznej urody, p rz y n a j­ m niej w ówczesnym rozum ieniu. Bo c h a ra k te ru w tych szczupłych tw arzach o w yrazistych oczach nie brak.

O braz dzieciństw a i młodości W alentego w dom u ojcow skim na w si łatw o odtw orzyć n a podstaw ie współczesnych pam iętników , któ ­ ry c h poczet został w y d an y w latach przedw ojennych (Szumski, P u - zynina, M assalski, M orawski). Jesteśm y n aw et w ty m szczęśliw ym położeniu, że m am y do dyspozycji w spom nienia najbliższego sąsiada K alużyc i rów ieśn ik a W alentego (nieco młodszego), E dw ard a M assal­ skiego. Sejm iki, polow ania, łow ienie ryb, zjazdy sąsiedzkie, im ieniny

1 B ieliń sk i, U n i w e r s y t e t W ileń ski, II, 567.

(8)

u k rew n y ch i znajom ych, M oszyńskich w Łohach i Uszy, Borsukow ej w Łohach, S tan isław a W ańkowicza w K niaziów ce, a z dalszych okolic u Rogow skich w Osmołówce, Szemeszów w B oratyczach, K leczkow ­ skich w Koupczy, M assalskich w P rzy b o rk ach itd., itd .1, to w ażne w y d arzen ia tego życia, z którego płytkości w y ry w ały się um ysły głębsze, ja k Tow iański w W ileńszczyźnie, tak tu W alenty W ańko­ wicz. N a razie ju ż jako dziecko zaczyna znajdow ać swój św iat w e w cześnie o bjaw iającym się talencie m alarskim . Z anim nauczył się pisać, kreślił, jak św iadczy Sm okowski, różne przedm ioty na okład­ kach książek i kaw ałkach p ap ieru tak, że w końcu dostaw ał zawsze w nagrodę pilności książkę z kilku lib er czystego pap ieru , k tó rą po­ k ryw ał ry su n k am i. Będąc starszym , pośw ięcał n a rysow anie chwile w olne od lekcji, rezy g n u jąc z innych ro zry w e k 2.

N auki początkow e pobierał w dom u na wsi, a częściowo może w M ińsku, gdyż rodzice jego nie przebyw ali stale w K alużycach. M a­ jąc la t dw anaście został oddany do kolegium jezuickiego w Połocku, najlepszej ówczesnej szkoły w tej prow incji. P rzypuszczalnie ju ż w szkole zastał go rok 1812. K am pania w ojenna, b itw y w pobliżu Połocka i zniszczenie gm achu w sk utek k w ateru n k ó w przerw ały tok nauczania tak, że o tw arto szkoły połockie na nowo dopiero w styczniu 1813. W ro k u 1814 W alenty i K arol W ańkowicze są w klasie IV i n a ­ leżą do uczniów c elu jący ch 3. Szkoła połocka posiadała zarów no w a­ dy, jak i zalety ów czesnych szkół jezuickich. W każdym razie należała do najlepiej w yposażonych. M ieściła się w e w spaniałym budynku, m iała bibliotekę, gabinet fizyczny i salę rysu nk ow ą zaopatrzoną w m odele, książki i inne pomoce naukow e. O statni m om ent in te re ­ su je nas ze w zględu na W alentego, jak ró w nież fakt, że Połock po­ siadał bogatą galerię obrazów , w tym cały zbiór obrazów Czechowicza (m. in. kolekcję p o rtretó w ), k tó ry spędził tu dwa lata w celu ozdobie­ nia kościoła i kolegium . W Połocku bowiem , ja k św iadczy Sm okow ­ ski, zdecydow ało się ostatecznie pow ołanie W ańkowicza. „W idok ich

[arcydzieł sztuki] tak zapalił um ysł W ańkowicza, że te n postanow ił po ukończeniu szkół zaw odow i a rty sty zupełnie się oddać i o tern ro ­ dziców swoich uw iadom ił“ 4. O ile inform acja ta Sm okowskiego jest

1 M assalski, l. c., s. 224, 225.

2 S m o k o w sk i W in cen ty, W a l e n t y W a ń k o w i c z ( A lb u m W a r s z a w s k i e , W ar­ szaw a 1845), s. 157. (Przedruk z A th e n a e u m , W ilno 1845, t. VI, s. 121— 170).

3 I. G. [M arek G ozdaw a G iżycki], M a t e r ia ł y do d z i e j ó w A k a d e m i i P o ­

tockiej, K rak ów 1905, s. 276.

(9)

p o p raw na, o ty le m y ln ą jest podana przez niego, a b ezkryty czn ie przez in n y ch biografów W ańkowicza (z Ł epkow skim 1 w łącznie) pow tórzo­ n a w iadom ość, jak ob y był on w Połocku uczniem O. G ru b era, W ie­ deńczyka — m alarza i arch itek ty, po k tó ry m pozostały piękne sztychy z w idokam i kolegium połockiego. G ruber, k tó ry pracow ał i dla S ta­ n isław a A ugusta, opuścił bow iem Połock ju ż w r. 1800, w r. zaś 1805 zm arł w P e te rsb u rg u jako głośny generał zakonu. N auczycielem r y ­ su n kó w za czasów W ańkowicza był O. Ja k u b P ierlin g (nie notow any zresztą przez h isto ryk ó w sztuki), zarazem nauczyciel a rc h ite k tu ry cy­ w iln ej i w ojskow ej; z nauczycielem ty m (późniejszym prow incjałem ), k tórego chw alą jego uczniow ie, jako „znakom itego a rc h ite k ta i r y ­ so w n ik a“ , a zarazem zacnego i św iątobliw ego człowieka, m iał W ań­ kow icz bliższą styczność, poniew aż od r. 1813 spraw ow ał on fu nkcje reg en sa konw iktu, w k tó ry m obaj W ańkowicze (synow ie zamożnego obyw atela) m ieszkali w czasie pobytu w szkołach. Szkoły połockie b y ły liczne (liczba uczniów dochodziła do 300), a w śró d kolegów m iał W ańkow icz nie tylko paniczyków , ale i liczne grono uboższych sty ­ p endystów , a n a w e t synów mieszczan. W r. 1816— 17 nauczycielem a rc h ite k tu ry (a m oże i rysunków ) jest F ran cu z O. Ja k u b Jo u rd ain . Po ukończeniu szkoły przeszli obaj W ańkowicze do utw orzonej w r. 1812 A kadem ii Połockiej, k tó rej szeroki prog ram sprzeczał się z n ie ­ zby t w ysokim poziomem naukow ym . W r. 1817 celował W alenty W ań­ kow icz w logice, m etafizyce i etyce, oraz w lite ra tu rz e ro sy jsk ie j2. W ynikałoby z tego, że rów nocześnie uczęszczał na dw a fak u ltety z pośród trzech, k tó re obejm ow ała A kadem ia Połocka, tj. i na fak u l­ te t n a u k w yzw olonych i na fa k u lte t języków . P ierw szy z nich obej­ m ow ał rów nież m ala rstw o 3, jed n ak nazw iska nauczyciela tego p rze d ­ m io tu nie znam y. L ite ra tu ry rosyjskiej uczył O. Jo zafat Zaleski, dochodzący w pro g ram ie do czasów stosunkow o now ych, do K rylow a i D m itriew a. N auczycielem logiki i m etafizyki był O. K azim ierz H łasko, etyki — Sam uel R ahoza4.

W alenty i K arol W ańkowicze nie uw ażali jed n a k A kadem iii Po­ łockiej za szczyt w ykształcenia, jak n iek tórzy z ich kolegów, i n a dal­

1 W a l e n t y W a ń k o w i c z (Tęcza, Poznań 1928, nr 46). 2 G iżycki, l. c., s. 140.

3 M assalski, l. c., s. 247.

4 S zczegóły o A k ad em ii P ołock iej zob. G iżycki, l. c.; Z ałęski, Jezu ici w P o l ­

sce, t. VI, cz. 1, K rak ów 1906, s. 313 i n.; M assalski i. c., s. 247— 8; B arszczew sk i

(10)

sze stu dia przenieśli się do W ilna. P rzy b yli tam w r. 18181 (a nie w 1815, ja k podają m ylnie biografow ie), a więc w m om encie ro zk w itu tej uczelni. W alenty zapisał się na w ydział lite ra tu ry i sztuk w y ­ zwolonych, obejm ujący m. i. k a te d ry m alarstw a, szty charstw a i rze ź ­ by. Z rzeźbą nie m iał nic w spólnego, na lekcje sztycharstw a, p ro ­ w adzone przez zdolnego profesora, A nglika S aundersa, przybyłego do W ilna z P etersb u rg a, uczęszczał może jako w olontariusz, w każdy m razie nie należał do stałych uczniów S aundersa w sztycharstw ie. Przypuszczać jed n ak należy, że uczęszczał na w ykłady h isto rii sztuki, prow adzone przez tegoż profesora w języku francuskim . N a- pew no w iem y więc tylko, że był uczniem R ustem a i jako jed e n z jego n ajw y bitn iejszy ch uczniów znany je st w dziejach m a la rstw a polskiego. P rzy jeżd żał do W ilna ju ż zaaw ansow any w sztuce i odrazu zw rócił n a siebie uw agę. #

„Po przyj eździe swoim, kiedy zaczął W ańkowicz uczęszczać na lekcje ry su n k ó w — pisze kolega jego m alarz Sm okow ski — R u stem pokazał uczniom kilka ro bó t jego olejnych i m iniatur: szczerze w y ­ znać muszę, że nie chciano w ierzyć, aby w ta k m łodym w ieku... zwłaszcza ucząc się gdzieś n a prow incji, m ógł ta k dobrze i p opraw nie rysow ać; i aż dopiero w k ilka m iesięcy, kied y się naocznie przekonano z ro b ó t jego w W ilnie w ykonanych, w tenczas o w yższości jeg o ta ­ len tu urosła m iędzy uczniam i pow szechna opinia, i p raw d ę m ów iąc, rów nego jem u m iędzy nam i nie było. Jak o pobożny, zwykł b y ł W ań­ kowicz chodzić bardzo ran o do kościoła, a szczególniej w tenczas, k ie ­ dy nabożeństw o w śró d ciem ności w kościele, przy św ietle św iec i lam p odbyw ało się. K ilka scen mszy ro ra tn e j odm alow ał, gdzie starcy i kobiety, przy zapalonych stoczkach różaniec śp ie w ali2. Nie tylko uczniow ie, ale n a w e t sam nauczyciel p rzy p a try w a ł się z u n ie ­ sieniem ty m robótkom jego: w nich bowiem, p raw ie n ad w iek p o k a­ zał rozum ienie zasad sztuki. R ysunek, św iatło, cień, u b arw ien ie, m iękkość w y k o n ania m ało do życzenia zostawiało; w yd atn o ść zaś tak była łudzącą, iżbyś rozum iał, że tu ż od świecy palącej się św ia­ tło na ry su n e k pada. W tenczas dopiero każdy uczeń g arn ął się do niego, po k ilk u razem zza pleców p rzy p atry w ało się jego sposobo­ w i rysow ania, a bardzo często i rad jego zasięgali“ 3. Pochw ała

1 G iżycki, i. c., s. 262.

2 O braz o ty m tem acie, ale d atow an y 1835, zn ajd ow ał się w T ow . P r z y ja ­ ciół N auk w W ilnie; podobny nab yło n ied aw n o M uzeum N arod ow e w W arszaw ie.

(11)

popraw ności ry su n k u W ańkow icza jest przesadna, bo w czesne prace jego nie są w olne pod ty m w zględem od uchybień.

Szkoła m alarsk a w ileńska nie stała na zbyt w ysokim pozio­ mie. R ustem sam, uczeń N orblina, spolszczony T u rek czy G rek, czło­ w iek przezacny i pow szechnie lubiony w W ilnie, nie był a rty stą na większą m iarę. W spółcześni zarzucają m u niepopraw ność ry sunk u, przytłum iony, b ru d n y, albo zbyt jaskraw y koloryt, b ra k gustu. M alo­ wał jed n a k dobre p o rtre ty i in teresu jące n iek iedy sceny rodzajow e, w k tó ry ch jed n a k daleko było m u do m istrza N orblina. Rów nież m etoda nauczania była przestarzała, szkoła tk w iła w trad y c ja c h klasycznych, now e p rą d y nie docierały do jej progów . Mimo w szyst­ ko jed n ak był R ustem bardzo gorliw ym nauczycielem i dobrym peda­ gogiem. W ielbiciel R afaela i R ubensa, choć n iew iele od nich p rze­ jął, naśladow ca R em b ran d ta, w p ajał zam iłow anie w ielkich m istrzów uczniom. Uczeń utalen to w any , intelig entny , pełen zapału, jakim był W ańkowicz, m ógł i od niego w iele skorzystać. Chociaż żywy m odel w prow adzony był późno (jak się zdaje dopiero w czasie po­ b ytu W ańkowicza na uniw ersytecie), choć brakow ało dobrych wzo­ rów , m ożna było k orzystać i z 12 godzin tygodniow o n au k i ry su n k u i ze sta ra n n y ch o bjaśnień teo rii działania św iatła, jakich nie szczędził profesor w czasie n auki m alarstw a \ K orzystał może i z n au k i J a n a K rzysztofa D am ela, bardzo utalento w anego, pełnego tem p eram en tu ucznia Sm uglew icza, dobrego rysow nika, słabszego w kolorycie. P óźniejszy przyjaciel W ańkowicza, teraz kształcił go jako ad iu n k t k a te d ry m alarstw a (do r. 1820) \ W ańkowicz w yzy­ skiw ał możliwości, jak ie daw ał m u u n iw ersy tet, w szechstronnie. „G dyby tylko pod względem ... samego podobieństw a sądzić o r y ­ sunku W ańkowicza — pisze Smokowski — było by to zaiste niem ałą pochw ałą; lecz jako m łodzieniec, k tó ry chlubnie ukończył gim na­ z jalne n au ki i oprócz tego w W ilnie na u n iw ersytecie uczęszczał na

1 O nim A. Szem esz ( A th e n a e u m , t. II, W ilno 1842, s. 169— 194); B ieliń sk i

( U n i w e r s y t e t W ile ński, II, s. 745— 7); Salsk i J., S z t u k a i k u lt u r a p o ls k a na L i t w i e i Rusi, W arszaw a 1921, s. 25— 6.

2 O szkole m alarsk iej w ileń sk iej por. B ieliń sk i, U n iw . W ileń sk i, II, s. 740 n.; R öm er A., P r z y c z y n k i do d z i e j ó w w i l e ń s k i e j s z k o ł y s z t u k p i ę k n y c h (S p r a w o z d .

K o m . Hist. S z t u k i w Polsce, t. V, s. X IV); T atark iew icz Wł.; O szkole m a l a r ­ s k i e j w i l e ń s k i e j (Połu dnie, R. V, nr 1, 1921, s. 1— 16); S a lsk i J., S z t u k a i k u l ­ tu r a p o ls k a na L i t w i e i Rusi, l. c.; S zem esz A., W s p o m n ie n i e o sz k o le m a l a r s k i e j w i l e ń s k i e j (A th e n a e u m , V, 1844, s. 209— 230), S m ok ow sk i W., Jan R u s t e m ( W i­ z e r u n k i i r o z trz ą sa n ia nauk. 1838, IV, s. 91— 137).

(12)

oddział nau k fizycznych (a więc podobnie jak w Połocku czerpał w iedzę z dw óch fak u ltetów ), znał dobrze optykę i działanie św iatła; um iał nadaw ać zawsze swoim ry su n ko m tak łudzący, ta k czarujący św iatłocień, że każd ą jego figu rę m ożna by ręk ą ująć. Św iatło, pół­ cienie, cienie, odbite św iatła i cienie rzucane, po m istrzow sku W ań­ kowicz obrabiał. P ra w d a , że i R ustem w ysilał się w tłum aczeniu teo rii św iatła... lecz żaden uczeń tej jego teorii ta k nie pojął, ta k jej nie w yrozum iał i w w y konaniu nie pokazał, ja k W ańkowicz. In n i p rzez opieszałość i lekcew ażenie, inni jak o mało, albo w cale nie w y ­ kształceni, z tru d n o ścią i niedostatecznie pojm ow ali. U niego w szystkie ściany pow stające ze św iateł i półcieni b y ły w yrozum o- w ane, w szystkie zagięcia i okrągłości... doskonale oddane, a to w szystko sposobem szerokim , w ielkim m istrzom w łaściw ym “. W r y ­ sow aniu k o n tu ró w zaw dzięczał też w iele pracow itości, bo „miał ręk ę tro ch ę ciężką i zawsze k ilk ak ro tn ie p o w tarzał kreski, nim oko w ie r­ n ością w oddaniu n a tu ry zadowolone b yło“ \ Oprócz ry su nk ów w ieczornych każdy uczeń zajm ow ał się m alarstw em olejnym w ciągu dnia w e w łasn ym m ieszkaniu. Uczniom zdolniejszym , a do n ich n ależał W ańkowicz, pozw alał R ustem m alow ać w e w łasnej pracow ni. Robiono przede w szystkim kopie z nielicznych obrazów, będących w łasnością szkoły, kopiow ano dzieła R u s te m a 2. W ańko­ wicz celow ał w ty ch pracach. Dopiero po nabyciu w p raw y w o lej­ n ym m alarstw ie p rzy kopiow aniu, odw ażył się m alow ać z n a tu ry , robiąc p o rtre ty rodziny i przyjaciół, któ re zyskiw ały duże uznanie. P ró b o w ał też pejzażu. W ym alow ał m. i. piękny, w ciepłych tonach u trz y m a n y w idok n a W ilno o zachodzie słońca. O braz ten znam y ty lk o z pełnego zachw ytu opisu S m okow skiego3. 2 e W ańkowicz m ógłby zostać też dobrym pejzażystą, świadczy np. tło p o rtre tu A nto­ niego Góreckiego z p iękn y m k o n tra ste m u trzym anego w ciem nych to n ach bliskiego p lan u i rozśw ietlonej pow ietrznej głębi.

1 l. c., s. 159

2 W ańkow icz, jak o obracający się w tzw . w y ższy m to w a rzy stw ie, m ia ł m oże dostęp do zb io ró w p ry w a tn y ch , np. do galerii gen. K o ssak ow sk iego w W ilnie, za w iera ją cej „orygin ały“ (zap ew n e dobre kopie) R ubensa, V an D yck a i i. (por. K rasiń sk i Teodor, D zien n ik . Z fila r, ś w ia ta , s. 65).

3 S m ok ow sk i, Do w s p o m n i e ń o szk o le m a l a r s k i e j w i l e ń s k i e j A. S z e m e -

sza ( A th e n a e u m , 1847, I, s. 162). M oże jed n ak je st n im obraz, k tóry w isia ł nad

b iu rk iem M ick iew icza, repr. bez pod an ia n a zw isk a m alarza u M ościckiego, Z f i -

(13)

W ańkowicz n ależał do fanatyków pracy. Pośw ięcał m a la r­ stw u w szystkie w olne chwile. „Cały zatopiony w studiach, zdaw ał się pożerać n atu rę, ch w y tał ją w e w szystkich jej położeniach, uczył się jej form i tej p raw d y , jak ą n ie każdy a rty sta w idzi i rozum ie. T ak zaś pilnie i z tak im n atężeniem uw agi rysow ał, że tru d n o było w czasie lekcji m ieć od niego choć k ró tk ą odpow iedź“ 1. W idać, że zasadniczo — ja k R ustem — cenił rzem iosło w sztuce i doszedł w nim do w ysokiego stopnia doskonałości, przew yższając pod ty m w zglę­ dem swego m istrza.

Nie zatopił się jed n a k w yłącznie w rzem iośle. „W iele czasu pośw ięcał na czytanie książek w zbogacających i ro zp rz e strze n iają ­ cych w y obraźnię a rty sty . Hom er, Owidiusz, W irgili z poetów ; z historyków : H erodot, X enofont, Liwiusz, T acyt, S alustjusz, byli jego ulubieńcam i. W iedzieć trzeba, że W ańkowicz by ł jed n y m z uczniów , k tó ry znał doskonale język łaciński [wszak w ykłady w A kadem ii Połockiej odbyw ały się po łacinie!] i w yjąw szy g rec­ kich autorów , w szystkich rzym skich w orygin ale czytyw ał. Nie było m u obce i k rajo w e piśm iennictw o, unosił się n ad szczerą p ro ­ stotą K ochanow skiego, nad drażliw ą czułością K arpińskiego; z tego poety zrobił m ałą kom pozycję z w iersza „Głos zabitego do sąd u “ , uw ielbiał wzniosłość Trem beckiego, dobrą m yśl i sa ty rę Krasickiego. Słowem w szystkich znakom itych autorów , św ietność p iśm iennictw a stanow iących, rad czytyw ał; a lubo znał g ru n to w n ie h istorię ojczystą, jed nak że nie m iał odwagi do jej artystycznego tra k to w a n ia “ 2.

W idzimy więc, że W ańkowicz górow ał w szkole m alarskiej nie tylko talen tem , ale i w ykształceniem ogólnym , czego nie m ożna po­ w iedzieć o jego w spółuczniach, re k ru tu ją c y c h się w znacznej m ie­ rze z uboższych środow isk. W ykształcenie to było o ch a ra k te rz e klasycznym . Nowsze p rąd y literack ie nie p rzebijały , podobnie jak i nowości w sztuce plastycznej, m urów w ileńskiej szkoły m ala r­ skiej i n aw et „sam W ańkowicz, najpiękniej w ychow any, n a jśw ie t­ niejsza ozdoba szkoły m alarsk iej, w szelako nie p rze jął się now em i zasadam i i pozostał jak b y w m gle tej ćm iącej atm osfery, pom im o sto­ sunki i p rzy jaźn i z tym i, co n a u k ą i talen tem św iecili“ 3.

Pod w zględem m alarskim jed n ak czas, spędzony w szkole, nie był, m imo w szystko, stracony. Nie ulega w ątpliw ości, że R ustem

1 Sm ok ow sk i, W a l e n t y W a ń k o w ic z , l. c., s. 164. 2 S m okow ski, l. c., s. 162.

(14)

isto tn ie p o tra fił ro zw in ąć i w y sub teln ie zam iłow anie W ańkowicza do w y zy sk an ia efek tów św iatła i cieni, udoskonalić jego rysunek , n a ­ uczyć go sztuki p o rtre to w an ia , w k tó rej n a ogół był m ocny, n atch n ąć czcią d la rzeteln o ści rzem iosła i p raw d y w sztuce. Ale nic ponadto.

K u końcow i stu d ió w W ańkowicza w W ilnie odbyła się w y sta­ w a m ala rsk a w r. 1822, n a k tó rej W ańkowicz b y ł jednym z nielicz­ nych uczniów , k tó rz y pokazali p race oryginalne. Na połączonym z w y sta w ą k o n k u rsie W ańkowicz o trzy m ał pierw szą nagrodę, za kom pozycję n a n iezb y t wdzięczny, w yznaczony przez G ródka, tem at: „F ilo k tet z N eoptolem em n a w yspie Lem nos“ . O stra recenzja z w y sta­ wy, n a p isa n a przez „żelaznego ak adem ika“ bez tale n tu , ucznia jeszcze Sm uglew icza, M ichała Czarnowskiego, podnosi prace Smokowskiego i W ańkow icza, k tó re m u zarzuca jed n ak uchybienia w ry su n k u i nie­ n a tu ra ln y kolo ryt, ale chw ali starann o ść w ykonania i podobieństwo p o rtre tó w 1.

P o b y t w W ilnie zbliżył W alentego po ra z pierw szy do M ickie­ wicza. P rz e d te m i ró żnica położenia społecznego i odległość te ry to ­ ria ln a nie sp rzy jały zbliżeniu. Nie w iadom o, czy był W ańkowicz w bliższych sto su nk ach z filom atam i; raczej nie. W zm ianek o nim w ogłoszonej k o resp o n d en cji filom atów nie spotykam y. Są dane, że m ógł raczej należeć do ich przeciw ników , do kół tw orzących To­ w arzystw o L iterack ie, w k tó ry m G u tt był duszą, czy do „Tow arzy­ stw a a n ty p ro m ie n isty c h “ , k tó re założył w m aju 1820 S m o k o w sk i2. M ogłaby się datow ać z tej epoki i znajom ość z Tow iańskim , członkiem T ow arzystw a A ntyszubraw ców , gdyby nie tw ierdzenie M assalskiego, że W ańkowicz poznał się z Tow iańskim dopiero około r. 1823/4 \ Przypuszczenie więc Z. Gąsiorow skiej, że przez W ańko­ w icza m ogły do Tow iańskiego dotrzeć w pływ y T ow arzystw a B iblij­ nego, za k tó ry m agitow ał gorąco Saunders, nie z n a jd u ją potw ierdze­ nia, ty m b a rd z iej, że S au n d ers ju ż w r. 1819 opuścił W ilno, W ańko­ wicz b ył w ięc jego uczniem (i to, ja k w idzieliśm y, ty lk o luźno zw iązanym ) przez czas kró tk i. Jeżeli ju ż poszukuje się na tej drodze

1 D z ie n n i k W ile ń sk i, 1822, III, s. 109 i n.

2 J a b ło n o w sk a -E rd m a n n o w a , O ś w ie c e n ie i r o m a n t y z m w s t o w a r z y s z e n ia c h

m ł o d z i e ż y w i l e ń s k i e j , W ilno 1931, s. 138— 160; C zarnocki М., O ta j n y c h t o w a r z y ­ s t w a c h (Z fi la r e c k i e g o ś w ia t a , s. 160); Zan T., N o t a t k i p a m i ę t n i k a r s k i e (tam że,

s. 203); W ań k ow icz M., S o p li c o w o na K r a k o w s k i m P r z e d m ie ś c i u ( Ś w ia t 1935 nr 5). 3 Z tego o k resu pochodzi za p ew n e p ortret A. T o w iań sk iego w półp ostaci stojącej z ręk am i założon ym i po n ap oleoń sk u p rzech ow an y u jego potom ków . (K opia b yła w U n iw . W ileńskim ).

(15)

p rzyczynków do genezy tow ianizm u, to raczej przypuszczać by m oż­ na, że obaj, i W ańkowicz i Tow iański, ulegali w pływ ow i silnej indyw idualności G utta, a przez niego (kalwina) nieuśw iadom ionym w pływ om illum inizm u, czy pietyzm u. W czesny w p ły w zaś G u tta na W ańkow icza zaznaczony je s t zupełnie w yraźnie, choć bez w ym ienie­ nia nazw iska, przez Sm okowskiego.

K to wie, czy przy należn o ść do w oln om ularstw a członków ro ­ dzin y W ańkowicza (oprócz dziadka i w u ja Góreckich, należało do m a­ son erii i kilku dalszych k rew n ych, W ańkow iczów 1, nie odsuw ały od W alentego filom atów , nie u fający ch „cietrzew iom “ . N ajpew niej jed ­ n a k był on tak pochłonięty żywiołow o objaw iającym się ta le n te m m a­ larskim , że nie w głowie m u b y ły zw iązki studenckie i inne, od k tó rych w ileńscy studenci-p lasty cy w ogóle trzym ali się raczej zdała.

Do filaretó w jedn ak , zd aje się, należał. Ja k o jedynego m a­ larza w gronie „b łęk itn y m “ (literackim ) w ym ienia go O dyniec we „W spom nieniach“ 2, a rów nież Szeliga [J. Bieliński] um ieścił go na zestaw ionej przez siebie liście fila re tó w 3. O bliskich w każdym r a ­ zie stosunkach z ty m gronem św iadczą w czesne p o rtre ty M ickiew icza i M alew skiego pow tórzone, sposobem dla W ańkow icza c h a ra k te ry ­ stycznym , k ilk ak ro tn ie w tym sam ym układzie, a w różn y ch okresach czasu. Z rok u 1821 pochodzi k redkow y p o rtrecik M ickiewicza w m u n ­ d u rze nauczyciela (obecnie w M uzeum N arodow ym w W arszawie) oraz in n y o m łodocianym , niem al dziecinnym w y razie u st i m elancholij­ n y m spojrzeniu (był w Bibliotece K rasińskich w W arszaw ie)4, z te ­ go sam ego zapew ne czasu w izeru n ek M alew skiego o niezapom nianym w y razie bardzo jeszcze m łodej tw a rz y 5. Taki sam c h a ra k te r in ty m ­ n ych szkiców m ają późniejsze w izeru n k i: M ickiewicza z r. 1823, w y ­ d obyw ający p rzejm ująco gorycz przeżyć n a m łodzieńczym licu, daro­

1 M ałach ow sk i-Ł em p ick i S., I. c. i W y k a z p o ls k ic h lóż w o ln o m u la r s k ic h , K ra k ó w 1929.

2 W arszaw a 1884, s. 156.

3 P roces F il a r e tó w w W iln ie ( A r c h i w u m do d z i e j ó w l i t e r a t u r y i ośw. VI, 244).

4 D ata w ed łu g M. J a ro sła w ieck iej, K a t a l o g ik o n o g r a fii A. M i c k ie w ic z a (rkp. M uzeum M ick iew icza w Paryżu). Repr. k ilk a k ro tn ie, n ie k ie d y jako dzieło rok u 1823, ostatn io z tą datą u K lein era, A d a m M i c k ie w ic z , t. I, L w ó w 1934. (nb. im ię m alarza podane b łęd n ie, jako „W alery“).

(16)

w any przez poetę M alew skiem u p rzy w yjeździe z R osji1, (dziś w M u­ zeum N arodow ym w K rakow ie), ry su n e k w ęglem z 1823 r. (zn ajd u ją­ cy się w M uzeum M ickiewicza w P a r y ż u 2) i ow alny w izeru n ek M a­ lew skiego z ro k u w y jazd u z k ra ju n a zaw sze3.

W olno sądzić, że stosunki W ańkow icza zacieśniły się z gronem tow arzyszy w ięzienia i w y g n an ia M ickiew icza w czasie i po procesie F ilaretów . W iadomo, że w u jenk a W alentego (żona A ntoniego Gó­ reckiego W eronika z Eydziatow iczów ) była, obok pań Pągow skiej i K ościałkow skiej, duszą pom ocy dla uw ięzonych i zesłanych. W jej dom u pod pozorem p rzy ję ć zb ieran e były składki „nie jaw nie, lecz jakgdyby se k re tn ie “ (jak re la c jo n u je do sw ych władz p o licm ajster Szłykow). B yw ał ta m chętnie M ickiewicz przed w yjazdem p rzy m u ­ sowym do R o sji4. Z nał też „pow szechnie kochaną i szanow aną“ ciotkę W alentego p an ią W ysogierdow ą i zasyłał dla niej w yrazy uszanow a­ nia jeszcze w r. 1826 z Moskwy]5. B yw ał zapew ne w jej literack im salonie, ja k i w p a tria rc h a ln y m domu. pan i w ojskiej G óreckiej. N ie­ w ątpliw ie spotykał w ty ch dom ach W ańkowicza, k tó ry ty m chętniej zapew ne p o jaw iał się u babki, że p rzeb yw ała tam często i długo jego rodzona sio stra Stanisław a, pełna w dzięku i d elikatn ej uro d y b lo n ­ d y n k a 6, k u ltu ra ln a i w ykształcona (późniejsza żona W incentego H or- nowskiego, w łaściciela L ew id an pod W ilnem , krew nego b o h a te rsk ie ­ go obrońcy P ra g i w r. 1809, g en erała Józefa Hornow skiego, i u ta le n ­ tow anych B rodow skich).

W tym sam ym m niej więcej czasie co M ickiewicz w y ru szy ł do Rosji ró w nież W alen ty W ańkowicz, ale w innym charak terze. N a­

1 P or Wł. M ick iew icz, Ż y w o t A d a m a M ic k ie w ic z a , w yd . 2, t. II, s. 4. Repr. tam że, t. I, s. 305. N a odw r. tego w izeru n k u zn ajd u je się w p ół zatarty napis ręką W ład ysław a M ick iew icza: „A dam M ick iew icz r. 1823. D arow an y Fr. M alew sk .“.

2 Por. M u s é e A. M i c k i e w i c z P o r t r a i t s et So u ven ir s. In v e n t a ir e , P aris

1947, [m aszyn op is p o w iela n y ], poz. 1.

3 Repr. M ick iew icz Wł., Ż y w o t , w y d . 2, t. I, s. 129. N a odw r. tego o w a l­ nego w izeru n k u za n o to w a ł W ła d y sła w M alew sk i: „Portret P ap y robiony w W il­ n ie przez W ań k ow icza rok u 1824 w O ktobrze. D ostałem od P. M aryjana P ia ­ seck iego 26 M arca 1849“ (J a ro sła w ieck a , Kata log).

4 M ościcki, P o d z n a k i e m O rla i Pogoni, w yd . 2, W arszaw a 1923, s. 116, 121. O w zru sza ją cy m p o żeg n a n iu M ick iew icza z rodkiną G óreckiego, rela c jo n u je O dyniec (W s p o m n i e n i a , s. 187, 292).

5 M ick iew icz A., D z ie ła w s z y s t k i e , X III, 539.

8 Por. p ortret jej p rzez W ańkow icza z r. 1832, repr. U rbański A., P o ­

(17)

grod a uzyskana n a konkursie i w y ró żniający się ta le n t były przyczy­ n ą decyzji U n iw ersy tetu w ileńskiego w ysłania W ańkowicza kosztem u n iw e rsy te tu n a dalsze stu d ia do A kadem ii Sztuk P ięk nych w P e ­ tersb u rg u , gdzie b aw ił ju ż od ro ku W incenty Sm okow ski \ N astąp iła to w ro k u 1824 2, a nie dopiero w 1826, ja k p o d ają m ylnie bio g rafo ­ wie. W roku tym W ańkowicz został p rzy ję ty do A kadem ii, a n ieba­ w em i tu zw rócił n a siebie uw agę. „W ańkowicz, m ając listy polecające od w ładzy m iejscow ej (tj. Rządu U niw ersy tetu) był oddany pod szcze­ g óln ą opiekę... profesorów (Szebujew a i Jegorow a), k tó rz y obejrzaw ­ szy jego ry sun k i, kazali m u w p rost z n a tu ry rysow ać... W ańkowicz roz­ patrzy w szy ry su n k i tu tejszy ch celujących uczniów, i w niknąw szy w n a tu rę , z łatw ością sobie w rodzoną, w pierw szm m iesiącu n a egza­ m inie, n a sw ojej figurze otrzym ał n u m e r pierw szy. Sam em n a to p a trz a ł — dodaje Sm okow ski — ja k profesorow ie w szyscy podziw ia­ jąc te n ry su n e k W ańkowicza, zachw ycali się n ad rozu m ieniem cie­ niów i św iateł, n a d w ie rn y m oddaniem p raw d y n a tu ry i a rty sty c z ­ n y m w ykonaniem . Sposób ry so w an ia W ańkow icza był niesłychanie szybki, i tak jak wszyscy u zdatnieni uczniow ie pracow ał n ajdłu żej nad o k reślen iem ogółu fig u ry i oddaniem n ale ż y ty m w szystkich części ciała; cieniował zaś jak n ajkró cej, podłożyw szy uprzednio gdzienie­ gdzie tuszem blikiem w m assach zawsze szerokich płaszczyznam i, a p o tem gdzieniegdzie w zm acniał, stopniow ał, lub m iękkości nadaw ał szarą w łoską kredą. We w zględzie m aniery, to jest w y k o nania ręcz­ nego, efektu i oddania p raw d y n a tu ry , był W ańkowicz m iędzy p ierw ­ szych uczniów tej akadem ii policzonym. P rz y końcu czw artego m ie­ siąca p obytu swojego w P e tersb u rg u , otrzym ał m edal sre b rn y d ru gie­ go rzę d u na gru p ę z dwóch figur...“3. Tym razem pam ięć nie zawiodła Sm okowskiego. Z achow any w rodzinie W alentego piękn y ry su n e k a k tu m ęskiego, pochodzący z czasów jego studiów w A kadem ii, po­ tw ierd za zarów no p raw d ę opisu techn iki stosow anej przez W ańkow i­ cza, ja k i pochw ały, k tó re oddaje m u starszy kolega. Z protokółów zaś A kadem ii dow iadujem y się, że istotnie m alarz nasz otrzym ał m edal s re b rn y drugiego stopnia za ry su n ek z n a tu ry w ro k u przybycia n a studia, m ianow icie 2 m aja 1825\ N agroda tego rodzaju w akadem ii

1 K ondakow , S. N., J u b i l e j n y j S p r a w o c z n i k Im p. A k a d e m i i C h u d o ż e s t w . (P etersb u rg 1914), t. II, s. 183.

2 tam że, II, s. 30. Im ię W ańkow icza podano tu b łęd n ie jako: „W ik en tyj“. 3 I. c., s. 164—5.

4 P etro w J. N., S b o r n i k m a t e r i a ł ó w dla is to rii Im p. S t - P e t e r s b u r s k o j A k a ­

(18)

sztu k pięknych, gdzie około 60 uczniów z jednego m odelu ry su je, była ch lu b ą dla m łodzieńca, k tó ry tak n am iętn ie sw oją sztukę u p raw iał; zjed n ała m u ona w ielu p rzy jació ł i w ielbicieli, a ci nie tylko zachw y­ cali się n ad jego figuram i, ale n a w e t zasięgając rad, sta ra li się k o rzy ­ stać. U przejm y, bez najm niejszego znaku zarozum iałości, udzielał ich W ańkow icz w szystkim , każdem u teo rię św iatłocienia objaśniał, a ty m sposobem stał się dla w ielu zastępcą nauczyciela1. U n iw ersy ­ te t w ileński nie zaw iódł się w ięc n a swoim uczniu, do k tórego p rz y ­ w iązyw ał dużo nadziei. Odczuw a się w e w zm iankach w spółczesnych z ain tereso w anie, z jak im śledzono postępy rodaków w zagranicznej A kadem ii i p ew n ą dum ę, ja k a tow arzyszyła ich pow odzeniu. W ańko­ wicz odnosi sukcesy i w dalszych latach: 2 października 1826 o trz y ­ m ał m edal sre b rn y pierw szego rz ę d u 2, p rzyznany jednom yślnie i z w ielkim i pochw ałam i profesorów . T ak rychłe p rzyznanie nagrody, ja k ą o trzym yw ali ty lk o praw dziw ie u talen tow ani, było, w edług Sm o­ kowskiego, rzadkim w ypadkiem w A kadem ii. Rok 1827 p rzyniósł W ańkowiczow i znów 2 sre b rn e m edale za ry su n ek z n a tu r y 3. P rz y końcu tego trzeciego ro ku jego pobytu w P etersb u rg u m iała odbyć się w ystaw a, poprzedzona trzym iesięcznym egzam inem klauzu row y m z kom pozycji na zadany tem a t historyczny. Po raz pierw szy w ięc w y ­ konał W ańkowicz dzieło z zakresu m alarstw a historycznego, n a k tó re nie odw ażał się dotychczas. T em at był z historii R osji pod ty tu łem ; „Czyn młodego K ijo w ian in a“ . Po zakończeniu w ystaw y, k tó ra trw a ła przez m iesiąc, k o n feren cja profesorska przyznała 14 w rześnia 1827 złote m edale m niejsze W ańkowiczow i i Sm okow skiem u. W ręczenie m ed ali odbyło się w sposób uroczysty, na publicznym posiedzeniu przy odgłosie t r ą b 4. K onferen cja profesorska zaleciła zarazem oby­ dw óch P olaków do w y jazd u za granicę, gdyby U n iw ersy tet W ileński decydow ał się n a ich w y sła n ie 5. W ańkowicz zawdzięczał swe sukcesy niew ątp liw ie nie ty lko talento w i, ale i żelaznej pracy. T ow arzysz je ­ go, Sm okow ski, św iadczy, że dnie całe spędzał przy palecie, re z y g n u ­ jąc z rozryw ek, k tó ry ch m ogła dostarczyć stolica. „N iew dzięczną dla sztuk i tam eczną zimę północy, gdzie zaledwo przez kilka godzin m oż­ n a było m alow ać, sta ra ł się w y n agradzać pracą w porze letniej...

1 S m ok ow sk i, l. c., s. 165.

- P etrow , i c., s. 209. 3 P etrow , l. c., s. 224. 4 S m o k o w sk i, I. c., s. 167. s P etrow , l. c., s. 215.

(19)

a w dni św iąteczne i uroczyste, gdy w iększa część publiczności odda­ lała się za m iasto n a rozm aite igrzyska... W ańkowicz zawsze m iędzy czterem a ścianam i z pędzlem i p aletą w ręku, w śró d dusznego po ­ w ie trz a zam kniętej pracow ni, ocierając pot z czoła, oddaw ał się p r a ­ cy“ 1. Istotnie mało go w idać w śród tow arzystw a polskiego w P e te rs ­ b u rg u , a nie słychać o tym , by w yjeżdżał. Żył oczywiście z Polonią, b ra ł udział w sław nej uczcie urządzonej n a cześć M ickiewicza u R o­ galskiego, w idyw ał się z M ickiewiczem, M alinow ski2 n o tu je w r. 1827 częste w zajem ne z nim odw iedziny, spotykam y go i u Ż elw ietra, sło­ w em obracał się w ty ch sam ych kołach, co A dam M ickiewicz. N ato ­ m iast w w yższym tow arzystw ie rosy jsk im nie m ieli nasi m alarze, W ańkowicz i Sm okowski, w ybitniejszych znajom ości3. Znał jed n ak W ańkowicza Puszkin. N ajściślej żyje ze św iatem m alarskim : byw a bard zo często w M arm urow ym P ałacu u Orłowskiego, przepęd zając czas n a rozm ow ie o m alarstw ie i a rty s ta c h 4. Je d n a z tych rozm ów toczyła się ciekaw ie: m łodzi m alarze w ileńscy w yrazili życzenie, by O rłow ski pędzel swój pośw ięcił przedm iotom z dziejów P olski i w y ­ w ołali ty m u znakom itego ziom ka chw ilę w zruszenia, nie tylko p a ­ triotycznego, ale i religijnego. „Widząc, że go to poruszyło, p rzy stą p i­ liśm y do okna, skąd w idok był n a Newę, i zm ieniając rozm ow ę, s ta ra ­ liśm y się poczciwego rozw eselić“ 5. Znał się W ańkowicz i z K an iew ­ skim , n ato m iast z Oleszkiewiczem, poróżnionym z O rło w sk im 6, był m oże m niej zbliżony.

W czasie studiów zadom ow ił się w P e tersb u rg u n a dobre. M iał urządzone m ieszkanie, przyjaciele byw ali u niego n a ob iad ach 7, od­ w iedzali go krew ni. B ra t cioteczny, L udw ik Z am brzycki, spędzał z nim szereg m iesięcy w r. 1827. P rzy jeżd żała do niego, a m oże n a ­ w e t stale m ieszkała z nim , jeżdżąc tylko do ro d zin y na L itw ie — żo­ n a 8. Bo w śród tej w yczerpującej pracy (może jeszcze przed w y ja z ­ dem na stu d ia w P etersb u rg u ) zdołał się W ańkowicz ożenić. Żoną je ­ go b y ła A niela Rostocka (a nie O rdzianka, ja k p odaje m ylnie M oraw ­

1 S m ok ow sk i, l. c., s. 168.

2 D zie n n ik (W arszaw a 1914) pass.

3 M alin ow sk i M ik. do L elew ela 28. IX . 1827 (Rkp. B ibl. J a g iell 4435, t. 3k 4 S m ok ow sk i W., A l e k s a n d e r O r ł o w s k i (s. I. e. a.), s. 2, 22.

5 j. w . 31— 2. 8 j. w . 23.

7 M alinow ski, D zien n ik , pass.

8 l. c., s. 102: 11 lu tego 1828 ... „odw iedziłem W ańkow icza i p ozd row iłem

(20)

sk i)1. Nie udało m i się ustalić, jakie pokrew ieństw o wiązało ją z M e­ d ard em Rostockim , bardzo kochanym przez M ickiewiczów, p rzy jacie­ lem ich i opiekunem w młodości. Do niego, do R uty, jeździli w m ło­ dych latach na w ak acje, zapraszali tam przyjaciół. R u ta m ogła być pierw ow zorem Soplicow a, a sędziego Rostockiego sp o rtreto w a ł być m oże A dam M ickiew icz w „ P an u T adeuszu“ . W czasie p ob y tu w P e ­ te rsb u rg u zabiega M ickiewicz z całym pośw ięceniem w spraw ie p ro ­ cesu Rostockiego, k tó re m u zarzucono n iep raw n e posiadanie R uty, co obaj M ickiewicze, A dam i Franciszek, u w ażają za w y n ik p od stęp­ n y ch intryg. Po p rze g ra n y m procesie prosi A dam M arię P u ttk a m e - ro w ą o przyjęcie do siebie córki Rostockiego (ale E lżbietki, nie A nieli), uzysk u jąc jej chętn ą zgodę, a jeszcze w P a ry ż u m arzy o ty m i „o to się najczęściej m odli“ , by w rócić kiedyś do rodzinnego dom u i p rz y ­ garn ąć na starość „poczciwego M edarda“ 2. W każdym razie m ożna przypuścić, że żona W alentego W ańkowicza była k rew n ą opiekuna M ickiewicza, co m. i. tłum aczyłoby bliskie stosunki poety z m alarzem i ich ro dzin w n astęp n y ch pokoleniach. D okładniejszych danych o rodzinie i rodzicach A nieli Rostockiej posiadam y bardzo niew iele. B yła spokrew niona z O rdam i, osiadłym i w Pińszczyźnie. Ciotecznym jej b ra te m b y ł K o n sta n ty O rda w K rasiłow ie, a siostra jej rodzona b yła rów nież za O rd ą 3. Przechow ała się w rodzinie tra d y c ja o po­ k rew ieństw ie jej ze S k irm u n ttam i, była więc m oże k rew n ą N apoleona O rdy i siostry jego H o rten sji S k irm ü ntto w ej \ M atka A nieli m iała być z dom u Płaskow icka, córka M ichała sędziego ziemi pińskiej i G e rtru ­ dy z K rasickich, siostry Ignacego K rasickiego, a córki Ja n a, chorążego nadw ornego litew sk ieg o 5. M atkę tę u tra c iła wcześnie i w ychow yw ała się w zam ożnym dom u dziadka. Im ienia ojca nie znamy, h erb arze n o ­ tu ją kilk u Rqstockich h. Ju ń czy k w Słonim skim .

W alen ty W ańkowicz poznał ją i pokochał w rodzinnych jej s tro ­ nach nad Piną, gdzie byw ał z Ju lian em K orsakiem , k tó ry czyni do tego

1 W P e te r s b u r k u , P oznań 1927, s. 7. N azw isk o (pisane też R ozstocka) u sta ­ la m n a p o d sta w ie d ok u m en tów rodzinnych.

2 Por. A. M ick iew icz, D zieła w s z y s t k i e , t. X III, s. 49, 70, 120, 153, 250, 347, 381, 520; Kor. F il o m a t ó w II, 244, 264, III, 405, IV, 6. M ick iew icz F ran ciszek,

P a m i ę tn i k , L w ó w 1923, s. 82; P odhorski — O kołów L., P i e r w o w z ó r s ęd z ieg o w „Panu T a d e u s z u “ (K u rj. W arsz. 1934, s. 248; ten że, D w a n ie z n a n e l i s t y M i c ­ k ie w i c z a , tam że, nr 352), M ick iew icz Wł., Ż y w o t , w y d . 2, t. I, s. 19.

3 L isty A n ieli R ostockiej do syna Jana. (rkp. j. w.). 4 Por. P łu g A., N a p o le o n O rd a (K ł o s y 1883, I, 309).

(21)

a lu zję w pięknym w ierszu, skierow anym do niego w latach 1837— 8 1. A niela Rostocka m ogła się podobać, była urocza. Zachow ały się ro d zin n e zbiorow e p o rtre ty p ędzla jej m ęża; w zupełności p o tw ier­ dzają zachw yt S tanisław a M oraw skiego, k tó ry nazyw a ją „m aleńką ale dziw nie rafaelow skiej u ro d y p a n ie n k ą “ , „arcy m iłą“ , „piękną i do­ b r ą “ . Ze była dobra i w yrozum iała, że um iała być żoną arty sty , m oż­ n a w yczytać ze w zm ianek o ekscentrycznych pom ysłach m alarza, k tó ­ re m u żona „jak w ariato w i pięknym i swym i oczyma p atrzyła w oczy“ 2. L isty A nieli Rostockiej z la t w iele późniejszych, pisane po ro k u 1863 do syna Ja n a , przebyw ającego n a em igracji w P ary żu , u k azu ją p ięk n ą jej duszę. M niej w y kształcona i św iatow a, niż kobiety z ro ­ dzin y jej m ęża (W ysogierdow a-Z am brzycka i H ornow ska), zachow ała w długich i ciężkich kolejach życia szczerość i bezpośredniość, a za­ raz e m delikatn o ść uczuć, bardzo kobiece i bardzo m acierzyńskie uspo­ sobienie i m iły sty l p a tria rc h a ln e j prow incji. Ja k że m alu je jej p ro ­ s tą psychikę tak ie oto w estch n ienie m acierzyńskiego serca, stra p io n e ­ go o rozproszonych po klęsce styczniow ej synów : „Nie wiem , czy Bóg pozw oli w ydobyć jego stam tąd pew nie iuż schorzały w ydręczony n iech p rzy n ajm n iej um iera m iędzy swoimi, otóż to pociecha i szczę­ ście Rodziców, i ia nieszczęsna cieszyłam się hoduiąc, a teraz, Bóg w ie żaden mi garści piasku nie rzu ci w mogiłę, gdyby nie ta pociecha, że tam się połączym , to byłoby coś okropnego, iabym się cieszyła i tern gdy b y choć oddaleni, ale g d yby ta pew ność że im tam dobrze ale o każdego boleć trzeb a, iakie to serce ieszcze mocne, że nie pęka z żar lu — Bo tak a w ola Jego św ięta, ażeby cierpieć i znosić — Coż Bogu tru d n e g o pocieszyć ieżeli zasm ucił“ . Choć żona W alentego nie do ra­ stała zapew ne poziom em um ysłow ym do m ęża, um iała cenić jego sz tu ­ kę. Troszczy się o pozostałe po n im dzieła, w w iele la t po jego śm ie r­ ci, gdy pow tórne zam ęście mogło było osłabić pam ięć o nim, a jed en z najpięk niejszy ch jego p o rtre tó w zbiorow ych ro d zin y 3 określa m ia­ n em : „śliczna ro b o ta “ 4. M ożna sobie w ystaw ić, że A niela Rostocka dała m ężow i szczęście i sam a czuła się-szczęśliwa. W w iele lat później

1 „Jeślić w m y śli przytom n e p rzeszły ch czasów d zieje, J e śli ci te r a ź n ie j­ szość przeszłością się śm ieje, Z k raju gd zieś p ozn ał p ierw szej m iło ści p o n ęty , Od zabrzeża P ry p eci p iszę Ci W alenty!.. “ (K orsak Ju lian , P o ezije, P etersb u rg 1830, s. 127— 129. D o W. W.). K orsak b y ł za p ew n e k rew n y m R ostockiej jako u ro ­ d zo n y z O rdzianki. (Por. O dyniec, W s p o m n ie n ia , s. 302).

5 W P e te r s b u r k u , s. 7 i nn.

3 Repr. w T ę c z y 1928, nr 46.

(22)

pisze do syna: „Często bardzo w spom inam te błogie chwile, k tó re spę­ dziłam w K ałużycy, w szystko przeszło ja k sen, zostało w spom nienie miłe, a obecnie chw ile gorzkie. Ale cóż robić, tak a wola Boska“ 1. To­ też późniejszego w y jazd u W alentego do P a ry ża nie należy tłum aczyć jak o porzucenie ż o n y 2.

W czasie p ob y tu jeszcze W alentego w P etersb u rg u urodził się W ańkowiczom syn A dam (25. X. 1827 w S lep ian ce)s, najstarszy z po­ zostałych p rzy życiu. Z daje się, że przed nim b y ł jeszcze syn Bole­ sław , zm arły jako dziecko4, data jed n ak urodzenia jego nie jest znana. D alsze dzieci przyszły na św iat ju ż po pow rocie W alentego do k ra ju : K azim ierz, urodzony 29 g ru d n ia 1831 5, H elena i Ja n -E d w a rd (ur. 11 październ ik a 1834 lub 1835)e.

W czasie p o b y tu w P e te rsb u rg u u jaw n ił się ry s m istycyzm u, którego zad atki nosił w sobie W alen ty W ańkowicz od w czesnej, jak się zdaje, m łodości. M assalski ju ż w latach m niej więcej 1823—4 uw aża, że W ańkow icz „skłonny do pon ury ch m arzeń “ , u derzo n y po­ zorn ą w ielkością pom ysłów Tow iańskiego i m istycyzm em , k tórego nie rozum iał, ślepo m u zaw ierzył, a sam „z tępą głową, zap rzątn ięty jed y n ie m alarstw em , nigdy się nie w daw ał w głębsze idee naukow e lub re lig ijn e “ 7. W ośw ietleniu Sm okowskiego, k tó ry sam został póź­ niej lekarzem , na pierw szy plan w ysuw a się raczej w pływ lekarza F e r­ d y n an d a G u tta: „P rzy jaciel ten W ańkow icza — pisze — przy ta k w y ­ sokiej nauce, m iał w yo b raźn ię niesłychanie ex altow aną: sny, przeczu­ cia, jasnow idzenia i ty m podobne zjaw iska naszego organizm u... były u w ażane przez niego, jako w y p ad ki, lubo szczególne, zawsze jed n ak n a tu ra ln e i n a przeznaczenie człow ieka w pływ w yw ierające. Obco­ w an ie W ańkow icza z takim człow iekiem , nie mogło pozostać bez p rzy ­

1 Z listu do syn a Jana z 4. VI. 1870.

2 Jak to d aje do zrozu m ien ia St. M oraw ski (W P e te rs b u rk u ). W rodzinie W ań k ow icza n ie zach ow ało się żadne w sp o m n ien ie o jak ich ś jego n iep o ro zu m ie­ n ia ch z żoną.

s W y w ó d r o d u W a ń k o w i c z ó w , s. 5.

4 L ist A n ie li do syn a Jana z 27.1Г11.III.1873.

5 W y w ó d r o d u i d okum enta ro d zin n e K azim ierza W ańkow icza.

" P ierw szą d atę podaje w y c ią g z m etryk i chrztu w parafii rz.-k a to l. w M ińsku i W y w ó d ro d u W a ń k o w i c z ó w , drugą sam Jan W ańkow icz w rkp.

S t a n i e s ł u ż b y , sp isa n y m na em ig ra cji w P aryżu. O nim por. St. C iech an ow sk i, T o w a r z y s z w a l k T ra u g u tta , M a j o r L e l i w a - W a ń k o w i c z , K raków 1925, (odb.

z P rzegl. W spółcz.).

7 M assalsk i, l. c., s. 272—3.

(23)

jęcia w rażeń odpow iednich, tym bardziej, że jako a rty sta , człowiek uczuciow y, uczuciem tylk o i w yobraźnią żyjący, najłatw iej tem i zasa­ dam i się przejm ow ał, a do czego łagodfra' uprzejm ość tem p eram en tu nie m ało posłużyła. Zaw iązek tej p rzy ja źn i sięgał czasów nim W ań­ kowicz w yjechał do P e te rsb u rg a “ 1. B ardzo ciekaw ie brzm ią dalsze w yw ody Sm okowskiego: „N igdy nie m iałem zw yczaju badać czyjkol- w iek b ądź sposób m yślenia, nigdy nie zaglądałem w ta jn ik i serca, aby tam coś w yczytać, i dlatego w łaśnie oprócz rozm ow y o sztuce, w żad­ ne uboczne rozum ow ania z W ańkowiczem n ie w daw ałem się. To jed ­ n a k w ątpliw ości nie ulega, że we w szystkich utw orach, gdzie tylko w y obraźnia do p rac y m iała [s], pomimo najw iększych zalet i dosto­ jeństw , p rzebijała się jakaś m ętna niepew ność, jakieś m igające pom y­ sły, coś takiego, co lubo dusza uczuła, w yob raźn ia jed n ak nie w yrobiła; słowem do dziś dnia jeszcze pojąć nie m ogę tego tajem niczego cha­ ra k te ru , jakim nacechow ane są w szystkie p race W ańkow icza“ .

Je śli w ięc w W ilnie już G u tt i T ow iański zasiali w duszy W ań­ kow icza ziarno m istycyzm u, czy pseudo-m istycyzm u, to padało ono na g ru n t podatny i przygotow any. P om ijając ogólne w a ru n k i czy p re ­ dyspozycje tych ziem i tych czasów do p rzyjm ow ania tego zasiew u2, w a rto przypom nieć, że w szkołach celow ał W ańkowicz w m etafizyce i etyce, więc zdradzał ju ż w tedy zain tereso w ania dla spraw pozam a- terialn y ch , z czym h arm o n izu je zanotow ana w iadom ość o jego szcze­ rej pobożności „lubo z książki nigdy się nie m odlił“.

P o b y t w P e te rsb u rg u mógł tylko spotęgow ać w rodzone usposo­ bienie. M artynizm z jednej strony, sekciarstw o m istyczne chłystów* z dru g iej, m ogły dotrzeć do naszego arty sty . N iew ątpliw ie zetknął się z Oleszkiewiczem , k tó ry p rzetw arzał n a swój sposób poglądy St. M artina. Z daniem Przecław skiego „zaszedł on daleko głębiej od fra n ­ cuskiego ilu m in ata w n iek tó ry ch rozgałęzieniach, ja k w teoriach o po­ w ołaniu człow ieka-ducha (du m inistère de l ’hom m e-ésprit), о m isty

cz-1 l. с., s.^cz-17cz-1. B lisk ie stosu n k i W ańkow icza z M ikołajem M alinow skim , za­ ręczon ym z siostrą G uttów , tow arzyszącym do P etersb u rga E dw ardow i G u ttow i (por. jego listy do L elew ela , rkp. B ibl. Jag. nr 4435, t. III), tłum aczą się za p ew n e przyjaźn ią z F erdynandem G uttem .

2 Por. G ąsiorow ska, S łu ż b a naro d o w a , s. 24 i nast.; K allenbach, T o w i a n i z m

na t l e h is to r y c z n y m , K raków 1926; P igoń, T o w i a ń s k i na L i t w i e (Przegl. W s p ó ł ­ c z e s n y 1932, tom X LIII) i i.

3 M ożliw ość w p ły w u tej sek ty na T ow iań sk iego, p rzyjm u je P igoń ( Z r ę b y

Cytaty

Powiązane dokumenty

Roczniki Obydwóch Zgrom adzeń św.. „Szara kam ienica”. K lasztor i zakład naukow o-w ychow aw czy ss. Zb.. Sroka).. Sroka) Tygodniowy plan zajęć alum nów w

że w dwóch doświadczeniach nie stwierdzono takiego efektu. W ydalanie azotu z moczem, orientacyjny wskaźnik metabolizmu białka, nie zmieniał się w czasie

Jako sześćdziesięciosześcioletni starzec godzi się wreszcie, nam aw iany przez przyjaciół, na opublikowanie wszystkiego co przem yślał. I oto pojawia się dzieło

Gdy zwierzę dotknie strzępek grzyba, otrze się o nie, ze strzępek wydziela się szybko krzepnący śluz, do którego przykleja się zw

A. 1729 Dominica Palmarum sicu tc die 10 Aprilis praesente gd, Konarzewski, gubernatore Pinczoviensi62 et aliis praesentibus nobilibus et civibus huius civitatis

P(SARS|T⊕)=P(T⊕|SARS)P(SARS) P(T⊕) brakujenamwartościP(T⊕),którąmożemywyliczyćzwzoru(5,str.14):

[r]

la: guerre pour le regle- ment des di fferends internatio- naux, et y renoncent en tant qu 'in- strument de politique nationale dans leurs relations mutuelles. Le