• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek. R. 2, nr 19 (1919)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szczutek. R. 2, nr 19 (1919)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

11 maja 1919

X W O - P O L I T & C Z J W .

(2)

„ S Z C Z U T E K “ 11 maia 1919.

Z pod su k n i letkiej Jako w iniełki D wie bransoletki

Złote się skrzą, N ib y podufiązki Z pod su k n i w a żkiej K lejnotów w iązki

B laskam i lśnią.

Str. 2. — Nr. 19.

Z K O N G R E S U P A R Y SK IE G O (Od specyalnego korespondenta Szczutka)

I.

W rażenia z podróży — Przyjazd — Pow itanie — Nowe mody paryskie.

M ojej podróży Opis nieduży:

M aszyna ku rzy, Przebiega kraj.

L otem m otylka, Staje co chw ilka N a godzin k ilk a —

A to m i raj!

Bo na granicy W ła żą celnicy Grzeczni lub dzicy:

R zeczy na stółl Granic jest dużo, R ew izye nużą, C hwile się dłużą —

D ni pięć i pół.

P aryż nareszcie!

Jestem w tem mieście, Gdzie dn i ju ż dwieście

Narada trwa.

Na peron złażę, Gdzie dygnitarze, Flagi i straże,

M uzyka gra.

W ilso n m n ie ściska, A Foch: „Daj p ysk a l“

Serdeczność tryska J a k V euve Cliąuot I cała śuftta

Głośno m nie w ita, 0 zdrow ie pyta

Pan Clemenceau.

W oła szofera, D rzw iczki otwiera 1 m n ie zabiera W n e t m n ie w salonie

Z sobą na aut.

Przedstaw ia żonie

W w ytw ornem gronie — W sp a n ia ły raut!

A cłou te j fe ty P iękne kobiety, Ich toalety

W zniecają żar:

Najśu)ieższe m ody Sta rej czy m łodej W d zię k ó w urody

Podnoszą czar.

S u kn ia skro m n iu tka Do kolan krótka Z a k ry w a udka

O błokiem gaz, Bardzo tw arzow a Ta m oda nowa, Która nie chowa

Przed okiem kras.

D ekolt połyka Plecy stanika, Ócz nie unika

W d z ię k E w y cór, U piersi pączka

Z brylantów sprzączka, Z a m ia st ram iączka

L śn i pereł sznur.

Ta m oda śliczna, Oraz praktyczna, E konom iczna,

Oszczędna w szak!

W ia d o m o przecie, Ż e w całym św iecie D zisiaj nas gniecie

M ateryj brak.

Po latach boju Kongres pokoju W y m y ś lił u) znoju

T en no w y krój E uropie całej Głodnej, zn ędzniałej Śle dar w spaniały:

P ik a n tn y strój. '

J o w ia lsk i

P r z y sło w ia a k tu a ln e

„Gość w dom — Bóg w dom “ — pow iedział sobie N aczelnik P iłsu d ­ ski, w yjeżdżając w przededniu p rzy ­ ja z d u generała H allera, z W arszaw y do W iln a.

„V erba volant, scrip ta m a n e n t“ — pom yślał u rz ęd n ik w yd ziału w yw o­

zu w delegaturze i zaczął św ietnie im itow ać podpis swego szefa n a pozwolenie w yw ozu w agonu słoniny do W iednia.

Z k o n g resu so cy a listó w N a odbytym z końcem kw ietnia w K rakow ie kongresie socyalistów polskich d om agały się „tow arzysz­

k i" autonom ii d la sw ojej organiza- cyi, n a co się jed n ak większość, z

m ężczyzn złożona, zgodzić nie chcia­

ła, u p a tru ją c w żą d an iu kobiet szko­

dliw y dla p a rty i separatyzm . Toteż referent persw adow ał kobietom w sw em przem ów ieniu:

— Tow arzyszki, łączcie się z to­

w arzyszkam i, a będą z tego owoce!

(Huczne oklaski).

W reszcie, w idząc, że przeciw większości m ęskiej n ic się nie da w skórać, zajęła je d n a z delegatek stanow isko ustępliw e i zabraw szy głos ję ła przekonyw ać swe w spół- bojow niczki, że nie w arto się zbyt przejm ow ać tą kw estyą, bo form a organizacyi nie stanow i istoty rze­

czy, lecz tylko je j zew nętrzną szatę.

— A pam iętajcie, tow arzyszki — ciągnęła d alej w zapale — że nie su k n ia podnosi kobietę, lecz kobieta podnosi suknię! (Huczne oklaski).

N a w ią za n ie do tradycyi D zienniki doniosły, że naczelną instancyą w Galicyi w schodniej bę­

dzie w ojew ództw o lwowskie, do któ­

rego przejd ą w szystkie agendy d a ­ wnego nam iestnictw a. W szyscy ko­

m isarze n am iestn ictw a będą zastę- pyw ali w ojew odę, co jest zupełnie słusznie, bo to zawsze byli tacy w oje co m ieli wodę w głowie.

N a u kraińskim k azan iu W e w si D u m y cia w ełyka w Ga­

licyi w schodniej, co niedzieli w cerkw i m iew a św iątobliw y ksiądz B ałabus podniosłe kazanie do swych owieczek. M ieszkańcy tej wsi są zupełnie bezbożni, nie chcą iść do w ojska u kraińskiego i nie żyw ią żadnych uczuć narodow ych dla U krainy. Mimo k ilkakrotnych w e­

zw ań i urgensów ze strony sekreta- ry a tu Ukr. R ady narodow ej nie w y­

rżnę! i dotąd jeszcze w szystkich L a ­ chów, którzy we w si m ieszkają.

P rzeto św iątobliw y ksiądz B ałabus sta ra się persw azyą łagodną przeko­

n ać swe owieczki:

„D orohi b ratia! Bodaj w y spuchły,

bodaj w a m m a m a syrom sia u d ła -

w yła, za toje szo He choczete robyty

borby za naszu św iatu spraw u, za

naszu sław nu U krainu! Kilko buło

Lachiw n a seli? 120. A ileście dotąd

zarizali? T ylko 50! Kryw da! J a k za

dw i ned ili ne budou wsi L achi za-

rizan i het, to w as w sich choroba

woźme! Bodaj w am ditko m am u

harbuzom rizał! Amen.

(3)

J 1 maja 1919.

Nr. 19. - Str. 3

- Psiakrew! Minęły piękne dni Cyganeryi. Dawniej literat budził wszędzie współczucie swoją nędzą, a dzisiaj lada radca dworu zjada pieczeń z pieska i świeci dziurami w butach.

P o c ią g p an cern y

Dwóch przyjaciół, którzy się od dawna nie widzieli:

— Cóż porabiasz?

— A no, p ra cu ję w tym „S m oku“ .

— Fi, fi, fi, nie w iedziałem , żeś taki dzielny w ojow nik. A gdzież ttum dur? Masz chyba szarżę?

— Mundurów nie mamy, a szarża et, niema oo mówić, ledwie człek wyżyje.

— Jesteś praw dziw ym b o h ate­

rem! Macie pew nie dużo ciężkiej pracy przy obsłudze „Sm oka"?

—- Istotnie. H a ru je człowiek przez cały dzień. A w deszcz to najgorzej.

— Pozwół niech cię uściskam , dzielny żołnierzu! U kraińcy d a ją Wam się pew nie we znaki...

— Nie bardzo. Jeńcy za m ia ta ją razem z nam i.

— Brawo! W ięc bierzecie jeńców.

A w ciągu d n ia to „Sm ok“ przebiega nieazw odnie znaczne przestrzenie?

— Dość znaczne. Jedziem y codzień z Grodzkiej n a K arm elicką i z F lo - ryańskiej n a W olską.

— Gooo? Pociągiem pancernym ?!

— Jak im pociągiem?

— Przecież „S m ok“ to jest ten sław ny pociąg pancerny!

— B ynajm niej! „S m ok“ to jest przyrząd do zbieran ia śm ieci w K ra ­ kowie.

— W ięc p an nie jest przy wojsku?

— Gdzietam. P ra c u ję w krakow ­ skim zakładzie czyszczenia m iasta.

N o w e stron nictw o

— J a k się dzielą żydzi we Lw o­

wie?

— Na żydów narodow ców , żydów Polaków i żydów W asserpolaków .

D w a A ja x y P ytał się raz m łodszy starszego

Drobnera:

— N a czem się w łaściw ie ko m u n izm opiera?

A na to starszy, ręce w znosząc obie:

— P ytanie! — rzecze — na m nie i na tobie!

N ie-K r a s itk i

Z ży cia w o jsk o w e g o G arnizonow y inspekcyjny oficer, ex-austrya.cki rygorzysta i „tyło- wiec“ w restau racy i spotyka z n a n e ­ go kom en d an ta odcinka X. z żoł­

nierzam i.

— P a n się nie w stydzisz siedzieć z M annschaft? Jestto Standesgem dss?

— P rzyw ykłem w okopach...

* *

(4)

Str. 4. — Nr. 19 ,S Z C Z V T E K" I 1 maja 1919

S A M I S O B I E

Choć W ilsonom niezbyt pilno, O stro jedzie brać ułań sk a

Sam i sobie wzięli-m W ilno,

Sami dojdziem i do G dańska!

(5)

_maja 1919. _________________________ ,,S l C Z U T E K " Nr. 1 9 — Str. 5.

N I E B E Z P I E C Z N I R Y W A L E

G dy los nam się d a we znaki, W tedy człow iek ciężko w zdycha:

Chodzą w sm utku Muśniczaki, I leguny płaczą z cicha A ułani roniąc łezki

Chcą też m undur mieć niebieski.

Bowiem w szystkim zm ieszał szyki Żołnierz z F rancyi, z A m eryki, Muszka, Zosia, K azia, H ala P ow iadają dziś: Tra-la-la

S zkoda płaczu, szkoda krzyków ,

My kocham y H allerczyków '4.

(6)

Stt. 6. - Nr. 19. „ S Z C Z U T E K “

O B F I T Y P O Ł Ó W

Dwaj złodzieje rozbiwszy kasę nie znaleźli w niej gotówki.

Mimo to cieszą się jak dzieci, bo znaleźli w kasie numer

„Szczutka“.

Ś w ia t n a op a k

Mój Boże, ja k to czasy zm ien iają się! K iedy p a n profesor D w ujalski daw niej przechodził w e Lwowie ulicą, d rżały w szystkie m u n d u rk i, chow ając w k u ła k papierosa. Św iat cały d iż a ł przed grozą notesu pro­

fesorskiego, a ciocia b iegała co ty ­ dzień n a „w ywiadówkę*1. A . dziś!?

P a n profesor u k rad k iem biegnie u licą w strac h u nieopisanym , w czem nic dziwnego. Bo jest szere­

gowcem lwowskiego pułk u strze l­

ców i spóźnił się do k asa m i, a tam u rzęd u je słynny ze srogości podcho­

rą ży P rozajkiew icz. Kto zacz ten P rozajkiew icz? A n o jak że „rodzo- n y “ uczeń VI b. p a n a profesora. Ale ta protekcya n ic n ie pom ogła. Sze­

regowiec D w ujalski zapisany do r a ­ portu. T ym czasem — co robi P an Bóg? P a n Bóg je st spraw iedliw y.

K iedy srogi podchorąży P ro za jk ie­

wicz wyszedł n a ulicę, spotkała go k ara: Oto m ilicy an tk a R ondelków na p atro lu jąc , p rz y ła p ała go n a b ra k u legitym acyi. K to je st p a n n a R ondel­

ków na? Nie wiecie? Przecież służyła do „w szystkiego" u m am u si pod­

chorążego. W ięc m oże się w ykręci po znajom ości! Gdzietam ! Nie m a protekcyi. „Jest jeszcze sp raw ied li­

wość n a św iecie" — pom yślał sze­

regowiec D w ujalski stając n az aju trz do raportu.

W y łu s z c z a n i e

N a odbytym świeżo w Krakow ie zjeździe socyalistycznym , n a którym n astąp iło połączenie się z sobą po l­

skich p a rty i socyalistycznych G ali- cyi i K rólestw a, dyskutow ano n ad m odną dziś kw estyą socyalizacyi, czyli sposobam i zniesienia w łasno­

ści pry w atn ej. Jeden z delegatów galicyjskich w yraził zdanie, że n a j­

lepszy w ty m w zględzie system w y­

m yśliło Królestwo.

— J a k to rozum iecie, tow arzy ­ szu? — zapytali go zdziw ieni słu ­ chacze.

— T o bardzo proste — odparł ów m ówca. — W szak przez niebyw ałe obniżenie k u rsu naszych koron w stosunku do ich m arek pozbaw iają K rólew iacy n as G alicyan całej n a ­ szej własności p ryw atnej.

H P f I M R „SZCZUTKH'

POŚW IĘC O N Y B ĘD ZIE

H O i m P O K O j O l ] ,

11 maja_____ 1919.

A n e g d o ty p raw d ziw e Działo się to w czasie, kiedy M a- kensen prow adził zw ycięską ofen- zywę w Gałicyi, paskarstw o zaczy­

nało dopiero odnosić pierw sze try ­ um fy, a lite ratu rę polską reprezen­

tow ali M erw in i P arnes. Do przeglą­

d u wojskowego staw ał pew ien zn a­

ny w K rakow ie z dow cipu garbus.

Gdy w rócił nagi do pierw szej sali, otoczył go tłum rów nie gołych go­

ści, czekających sw ojej kolei.

— Jakże poszło? — dopytyw ano się go zewsząd.

— U w olniony — odpowiedział.

— N a co? Na ja k i „feler"? — p o ­ sypały się złośliwre pytania.

— W yobraźcie sobie: Plattfuss! — b rzm iała odpowiedź garbusa.

N a W ęgrzech

W radzie robotników i żołnierzy budapeszteńskiej m y ślą o herbie W ęgier.

— M usim y w yrzucić krzyż i koro­

nę. Precz z m onarchiczno-klerykal- nym i znakam i!

— Igen, igen...

— Kerem , co zostanie? Nincs?

Głębokie m yślenie...

— Musi być coś czerwonego...

— P apryka!

— Ale i m agyarskiego h a t — d o ­ daje jak iś „bolszewik" z Jockey- Glubu.

— Istenem , zgoda, zgoda!

K ochan y S zczu tk u ! N a froncie w łoskim byw ały też wysoko urodzone osoby. I to w n a j­

gorętszych odcinkach: lam gdzie nieu stan n ie strzelano z butelek szam pana i gdzie pękały bom by p i­

wa. Raz zdarzyła się straszna a w a n ­ tu ra: Przechodzącego b ra ta N a jja ­ śniejszej P a n i zignorow ał zupełnie ja k iś pospolitak i nie oddał należne­

go W ysokości ukłonu. Tedy książę krzyknie:

Sie EłappenschuJeinl Czemu on się nie kłania! Może on nie wie, kto ja jestem ? M ax Herzog von Parm a.

A w tedy pospolitak drżącym gło­

sem:

— Ic y k Herzog von Dembica...

J e g o W ysokość zm ieszał się: Cóż to u dyabła, widocznie ja k iś niezna­

ny kuzyn, a nie w iedziałem , że on walczy n a ty m sam ym froncie. Prze­

prosił tedy serdecznie kuzyna i w y­

pisał „nosa" urzędow i w yw iadow ­ czem u za złe spełnianie obow iąz­

ków. • •

(7)

11 maja 1919 S Z C Z V T E K" Nr. 19. — Str. 7.

N a sz e d zieci Jaś ze S ru lkiem się mozoli:

ja ki zaw ód który woli.

Zgoda nie przychodzi prędko różnią się gustem i chętką.

W jednem ty lk o zgodni oba:

szkoła się im nie podoba;

chcieliby być ja cyś tacy:

co um ieją żyć bez pracy.

I też żeby ja k najprędzej dojść bez trudu do pieniędzy.

W szkole ju ż im w bito w głouĄj:

w starszych m acie w zór gotouty.

Ta m a k sy m a ich naucza, ja k do w yjścia szukać klucza.

Myśl o starszych w net się splata:

Kogo się dziś boi tata?

A m am a, m ów iąc do gości, kom u najw ięcej zazdrości?

— „ W iem ju ż “ — rzecze Jaś z o krzykiem : ja 'zo sta n ę bolszew ikiem — dość ju ż m a m tej poniew ierki prosić ojca „na cu k ie rk i“ — będę m ial n óż i tak dalej w szyscy m n i e się będą bali".

Srulka m y śl ta nie przenika

trochę nie lubi ryzyka

m ów i więc: to bardzo ładnie, ule m nie to nie w y p a d n i e . Ty się cu k ie rka m i głaskasz, a ja wolę być pan paskarz.

Co ty będziesz brał gw ałtam i — m nie oddadzą ludzie sam i.

A b y zaś nam nie szło licho, zało żym y spółkę cichą.

M izerya m ieszk a n io w a T rzech przyjaciół o m aw ia ciężkie w arunki życia, jed en z n ich narzeka szczególnie n a drożyznę m ieszkań.

Gdy on ze łzam i w oczach skarży się, że go z m ieszkania w yrzucają, słuchający go d w aj p o k ład ają się

°d śm iechu.

— Czegóż się śm iejecie- — p y ta wreszcie rozżalony nieszczęśliwiec.

— No, boś ty p rzyjacielu niedołę­

ga. Nie um iesz sobie poradzić.

•— Jakżesz ty sobie radzisz?

— J a — pow iada — ja zaw arłem um owę z m oim gospodarzem .

— Z askarżył m nie o załe- f gty czynsz i dom agał się zap łaty i rum acyi. Ale że wobec tw ardego stanow iska sądu nie był nieskłonny do ugody, d ałem się nam ów ić i p o ­ godziliśm y się.

K A N D Y D A C I N A R A J C Ó W M I E J S K I C H

* A H ;

— Do czegożeś się zobowiązał?

— Zobow iązałem się czynsz za­

legły odm ieszkać.

— Eee, to siary dowcip! J a zrobi­

łem lepiej. P rzy jąłem m ęża m ojej gospodyni do naszego grobowca ro ­ dzinnego. N iech spróbuje m i w ym ó­

wić, to j a n aty ch m iast — w ym ów ię m ieszkanie je j męża!

Te dw ie kategorye um ów m ogą O chronie lokatorów oddać znaczne usługi.

C ud so cy a listy cz n y

„N aprzód" krakow ski doniósł, że w tegorocznym obchodzie 1. m aja w W arszaw ie w zięły u d ział dw a m i­

liony ludzi. P oniew aż ludność W a r­

szaw y — w łącznie z paskarzam i, now orodkam i, w szystkim i dem o- k racyam i, p arality k a m i, dew otka m i, A ndrzejem N iem ojew skiin, A - dolfem N ow aczyńskim , w ojskiem , M essalką i G dykiem liczy tylko jeden m ilion m ieszkańców , przeto d zieją się w idocznie i w świecie so- cyalistycznym cuda, za które r e ­ d ak to r „N aprzodu" niew ątpliw ie b ę ­ dzie kiedyś przez „R adę robotniczą1' kanonizow any.

R ó w n ou p raw n ien i e Grono zaciekłych fem inistek w niosło do D elegatury G eneralnej petycyę, ab y praw o do otrzym yw a­

n ia chłosty publicznej n a ry n k u za lich w iarstw o żywnościowe rozciąg­

nąć także n a „paskarzyce“. „T ow a­

rzystw o upiększenia m ia sta K rako­

w a " oraz jedenaście tow arzystw k u ltu ra ln y c h krakow skich petycyę tę p o p arły podpisam i sw oich preze­

sów „ze w zględów n a tu ry estety- tycznej".

K o c h a n y S z c z u t k u ! Po w y p arciu U kraińców z Per- senków ki L w ów zaczął się znow u cieszyć n ad z ie ją pow rotu św iatła elektrycznego. P o zb a d an iu sytuacyi okazało się wszelako, że o rów nocze- snem puszczeniu w ru c h tra m w a ju i św iatła, n ie m oże być m ow y. Albo jedno albo drugie. T rzeba się zde­

cydow ać: tra m w a j czy św iatło. Co w ażniejsze, co pilniejsze?

Dopiero dyr. Tom icki rozciął w ę­

zeł gordyjski:

— Puszczę w am tra m w a j w nocy a św iatło w dzień.

erowt)ik literacki: Stanisław Wasylewski. — Wydawca i redaktor odpow.: Alfred Altenberg. — Drukarnia Narodowa w Krakowte.

(8)

OGNIEM I MIECZEM, CZYLI PRZYGODY SZALONEGO GRZESIA — POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA

R O Z D Z I A Ł XI .

R ys. K . M ackiew icz

Raz w yczyta ł Grześ w gazecie Źe żle dzieje się na świecie.

A najgorzej ju ż w stolicy A gitu ją bolszewicy!

Do w yso kich poszedł osób Mówiąc, że m a na to sposób,

Mówca z R osyi strasznie psioczy G łupim ludziom m y d li oczy

W ziął ułięc trójkę legionistów

„Chodźm y na w iec kom unistów "!

W te m m u zim n o się zrobiło:

To ten Grześ, com go rznął piłąl!

Cytaty

Powiązane dokumenty

dzie się żołnierz polski

M undek Kicha, włamyw acz, nadaje się na dyplomatę jako znawca międzynarodowego języka złodziejskiego;.. wspaniały refoimator finansowy znajdzie w każdym tramwaju

— Radzę Ci, droga Hungaryo ubierać się tylko w naszym

Okoń po raz pierw ­ szy pyskow ał w sejm ie polskim, m arszałek T rąm pczyński chciał się coś bliższego dowiedzieć o tym bolszew iku Tarnobrzeskim.. Służąc

— Bardzo mi się podoba podniosły, poetyczny styl tej konstytucyi, zwłaszcza ustęp o orle białym, który symbolizować m a jasność, m ajestat, moc, górność

Bolszewicy zostaną sromotnie pobici, poczem zajmą Odessę, Archangielsk, M urm ań i podbiją Syberyę. Ukraińcy będą ostrzeliwać granatam i Lwów, wobec czego

Jestto stolica pokolenia polishm en, które prow adzi tu w alkę z jak im iś H ajdam aks... Od tej chw ili włóczy się po Polsce

ską wspólnego. Podobnie rzecz ma się ze sceną krakowską. Ponieważ nie m a ona nic wspólnego ani z sztuką narodową ani ze Słowackim, postanowiono nazwę: T eatr