^ II. Nr. 11 C ena num eru 8 0 fen. 16 marca 1919
Str. 2. - Nr. 11. „S Z C Z U T E K' 16 marca 1919^
G D A Ń S K
Czas z gdańskiej szafy gdańska dobyć flaszę!
precz pójdą z portu teulońskie U-booty Spełnią się słowa K onopnickiej roty:
N ie będziesz N iem cze pluł nam w G dańsku w kaszę!
Oddałeś statki, m aszyn y, pałasze
I m ilczysz, dziw nie staw szy się m a lu tki
W ięc z Sędzią w „T a d eu szu “ n a p ijm y się w ódki:
„Miasto G dańsk niegdyś nasze, będzie znow u nasze!"
O n w ie najlepiej!
— J a k długo jedzie się z Polski do F rancyi?
— Najw yżej dwie doby.
— A z F ran c y i do Polski?
— Z apytaj się p a n H allera.
W a rsza w a się zbroi
L w ow ianin: Cóż ta m słychać u w as w W arszaw ie?
W arszaw iak: Hm... Zbroim y się...
L w ow ianin: Nie może być? Nareszcie!...
W arszaw iak: ...Zbroim y się w cierpliw ość, żeby p rz e trw ać tak d ługi post bez tańców.
P io se n k a in w alid y Św iata poznać dziś nie mogę!
B yłem w szarży pod Rokitna, Na W o ły n iu -m stracił nogę.
Z n a k za służbę m a m zaszczytna.
B iłem się za Polskę dzielnie, Jako ułan-legionista.
Zato zew sząd m nie bezczelnie Lżą dziś nazułą „aktyw ista".
Paskarz, co przez lata w ojny Z łu p ił z ludzi m iliony, S y ty zaw sze i spokojny, Ani dbał o Legiony,
Cześć m iał tylko dla pieniądza I „zarabiał“ procent trzysta, — Od polskości m nie odsądza, Urągając: ,,aktyw ista!"
Politycy, którzy, wiecznie
W ęsząc tylko, ską d w iatr w ieje.
Ż y li błogo i bezpiecznie, G dyśm y krw ią pisali dzieje,
Ludzie, którzy dla o jczyzn y Jedli, pili, grali w wista,
G dym ja chlubnie zbierał blizny, D rw ią dziś ze m nie: „aktyw ista !‘‘
Choć to boli, śm iech m n ie bierze!
K to za P olskę zbierał rany,
K to J e j kreió sw ą Jiiósł w ofierze — Dziś ja k zdrajca traktow any!
Św iat na opak! Bierz to licho!
W sza k to szopka oczywista, Skoro tchórz, co siedział cicho.
Mnie lży nazw ą „aktyw ista".
J o w ia l s łc i
60%
— Na jak i program pisze się większość posłów sej
mowych?
— Na żaden, bo nie u m ieją pisać ani czytać.
O d a d o p o m a ra ń czy
ś m ia ła ś się d a w n iej ze skłepouĄjch w itryn D zisiaj na tacach cię fagasy niańczą...
Z krainy m irtów , cyprysów i cytryn P rzyb yw a sz do nas, boska pomarańczo!
.
Słodsza n iżli kaw on, soczystsza n iż granat, Szczęśliw a, która w ydała cię gleba! — Z jeżd ża sz do naszych L ursów i E splanad P rzyw ożąc z sobą woń w łoskiego nieba.
Sam się tw ó j uJidok oczom ju ż zaleca I pożądanym napełnia gorącem.
W słońcu dojrzałaś, ja ko pierś kobieca, ' Jędrna, okrągła i pachnąca słońcem.
K to cię obłupi i zajrzy do środka P rzekona u)krótce się o tem niezbicie, Że jesteś cierpka i zarazem słodka, C ałkiem taksam o, ja k n iekiedy życie!
K raków , W arszaw ę zn o w u u jrzysz rada Lecz zostań zdała od lw ow skiej m izeryi, Bo na to m iasto bohaterskie pada Dosyć pom arańcz ru sk!ej artyleryi!
J a n O ella
D rzew o g e n e a lo g ic z n e
Z przestępstw w yrasta kodeks, a z kodeksu — sędzi?
K oronni i przysięgli (jedność jest nie wszędzie).
Prokurator, sztab w ięzień, rejent, adwokaci.
K raj się tem porządkuje, rozw ija, bogaci.
Dobro kw itnie, ja k z m ierzw y, ze złego potwora.
S k a su jm y zło, z niem dobro zniknie, ja k kam for
Jan LemaAiM
K och an y S zczu tk u !
W śród sfer sejm ow ych pow stała m yśl przestem pl0' w ania, w zorem koron, b. m inistrów i posłów g alicy j' skich, z pew ną stra tą na kursie, ale dla u trzy m an ia i ^ 1 w obiegu.
.
Na zam k u w arszaw sk im
(Do ilustracyi na str. 1) G enerał A usufjew do dienszczyka:
— Nu. H orak, tak k ak ty za p a ł w polskie intien- d an ty , ad staw isz m i n a k w a rtiru m iebiel. k a to ra ja j e' szczo astałaś!
— Toczno tak, w asza sijatelstw o!
marca 1919. ,S Z C Z V T E K" Nr. I I . Str. 3.
na dzień 19 marca B y praca wasza była i nadal owocną, Belweder i Bristol niech się dzierżą mocno, -4 najważniejsze sedno tajem nicy:
Niech jeden pr a -unika, a drugi lewicy.
D o K o r f a n t e g o K ochany panie K orfanty,
waść borbę rozpoczął w sejm ie — (n ikt tego z ciebie nie zd e jm ie ) w pow szech n ym posłóu) rozejm ie d ziw ne w ycinasz kuranty,
do obrad w nosisz paprykarz, gdy in n i godzą, ty ■— brykasz.
P ochow aj sw e ostre kanty, toż jest nieładnie, u licha,
waść się, ja k paskarz rozpycha — przecz waści rozpiera pycha?
Z a ch o w u j się ja k Jan K anty, prezydent m iasta K rakow a — milcząca, choć... m ądra głowa.
Bojow iec z ciebie galanty.
w alczysz ja k A ja k s pod Troją o kry ty tupetu zbroją — w szyscy tw e j buzi się boją — drżą socyalisty — sekta n ty przed tw oim szerokim gestem,
gdy b l u s z c z u znaczysz ich chrzęstem . T w o je j tdymowiy brylanty
zb y t ostre rzucają blaski — przed tobą nie pruskie kaski, byś dzikie czy n ił tu w rzaski i tupał tak, ja k sierżanty — nie se jm ik gdzieś w Babiogórze, byś jechał n a — aw anturze.
8. -M i
T om m y A tkin s o L w o w ie
A d ju ta n t z m isyi angielskiej w ysłał ze L w ow a list n astępujący.
My dear! P rzy jech aliśm y do Lem berg. Jestto stolica pokolenia polishm en, które prow adzi tu w alkę z jak im iś H ajdam aks. N igdy ich nie w idziałem n a oczy, nie w iem czy są ludożercam i, w każdym razie bliżej stąd do Azy i niż do naszego H y d e -p ark u i T ra fa lg a r Square. Nie m asz pojęcia, jacy barb arzy ń cy zam ieszkują ten L em berg! N iem a tu teraz an i jednej d rużyny footballow ej, bo je d y n ą ja k a była w ysłał ich captain, jak iś V atsek do w ojska, bloody barbarl L udzie tu naw et nie w iedzą że lunch je się w południe, a do obiadu trzeba zasiąść w sm okingu. W ogóle k u ltu ra pod psem. Proponow ałem tubylcom zakłady 1:8, że g ra n at ty ch R ajd am ak só w trafi ju tro w to jak ieś brzydkie bóstwo pod hotelem i że ju tro u rządzą n am sufrażetki pochód m anifestacyjny — n ik t tu nie u zn aje zakładów . A m iasto! Pożal się Boże! K a załem sobie pokazać giełdę i port. O ni tego tu nie m ają!
Nic dziwnego, że n ik t u n ich nie czyta biblii, nie śpiew a psalm ów , a ludzie n a ulicy k u p u ją kazań. A ha, zapo
m niałem . L udzie tu są kolorowi. K apitan m ówi, że z b ra k u m ydła. I w arto to, by Great our country zajm o- | w ała się takim i uascaes? Rem em ber m e — for ever your.
T o m m y A t k i n s
Z frontu lw o w sk ie g o
Żołnierze naszej arty le ry i ciężkiej noszą na czapkach litery PAC (pułk arty lery i ciężkiej). Gdy u d a się dobry strzał w pozycye u kraińskie, w tedy m ówi się:
— W a rt PAC pałaca!
G dy zm ien ią w a lu tę...
T atu siu , ja k a jest różnica m iędzy b u rżuazyą a b o l- szewizmem?
• — Uważasz, burżuazya chce, żeby twój tatuś m iał n ad a l kalosze, a bolszew icy chcą, żeby m oknął, a w k a loszach chodził Marcin...
— A rz ąd w arszaw ski?
— R ząd w arszaw ski sta ra się, żebyśm y obaj chodzili w Galicyi boso.
L A M E N T E K S P R E S Y O N I Ś T Y
— S z k o d a , p s i a k o ś ć , że ju ż nie b ę d z ie p a s k a r z y . P l e r w s r o k l a ś n i o d b io r c y ! A d z i ś kto s ię z ł a k o m i n a m oje k l c z e ?
O S T R E P O G O T O W I E N A K A Z I M I E R Z U
— J a s z e z g o d z l a ł e m p ó j ś ć do J nasze m lllc y e , Jeżeli o n i ml d a d z ą k a r a b i n z d w u l e t n i ą g w a r a n c y ą l
— W 1 h a j s t ? N a c o t o b ie d w u l e t n i a g w a r a n c y a ?
— D w u l e t n i a g w a r a n c y a , że sl k o ło m n i e nie b e d z l z t e g o k a r a b i n s z c z e ln ą ć .
Str. 6. Nr. 11. „ S Z C Z U T E K' 16 marca 1919.
■ --- ■ - 'I'!' U im od zbytku i to wedle następujących
norm :
L uksusem jest, jeśli:
„Żona kupca korzennego k u p u je co tydzień kapelusze.
„K m iotek w y p ija więcej niż tuzin sznapsików n a śniadańko po sprze
d an iu m asła i ja j.
„Jeśli inteligent je kolacyę.
N a w s i
S ynek pew nego gospodarza z pod W arszaw y w biegł do izby w ołając:
— T atusiu! przyszedł jak iś b ie dak!
— A czy aby nie udany?
— Oj, p raw dziw y tatusiu! p ra w dziwy!
—. Jeżeli praw dziw y, to nie m ów i się: bied ak — tylko „in telig en t'1...
Z k ra k o w sk ieg o p od w órk a K rakow scy kam ienicznicy z o- tw artym i ra m io n a m i i gorącem ser
cem przyjęli lw ow skich uchodźców.
Pokój um eblow any z jednem poła- m anem krzesłem kosztuje Kor. 250, pokój ze śn iad an iem Ker. 600. Od- bj^wają się w łaśnie oględziny.
— Hm , pokój ładny, a sta jn ia jest?
— Herste? N a co stajnia?
— N a tego osła, co tyle zechce zapłacić.
T o i o w o
P olska n a obecne zaaprow izow a- nie, złożyła ju ż przed w iekam i za
datek w — postaci sum n eapoli- tańskich.
$ $ *
B raki aprow izacyjne w Polsce są stałe i zniezniszczalne.
T a k sam o ja k stałym i nieznisz
czalnym we w szystkich trzech osta
tn ich g abinetach jest aprow izacyj- ny m in ister p. Minkiewicz.
:j; * %
W Sejm ie są różne kłopotliwe fanty, z którem i niew iadom o cza
sem , co robić, je d n a k z najkłopot- liw sze są ko r- fa n ty.
* * *
— J a k a m isy a byłaby n ajo d p o w iedniejszą dla niektórych członków gabinetu? D ym isya.
W estch n ien ie L w o w ia n in a Mleczko... Mój Boże Nie w id zia
łem m leka jeszcze od czasu tych spokojnych, n o rm aln y c h czasów, kiedy była w ojna św iatow al
Z a szczy tn e u zn a n ie
T ym ko S taru ch , rozgłośnie znany ara n ż e r borb i koncertów w ś. p.
sejm ie galicy jsk im , n a d e sła ł z Bu- czacza n astęp u ją ce „p y śm o “ : „U cie
szył ja się bardzo, że w y z polskiego S ejm u robicie ta k ą sam ą karczm ę, ja k m y robili z galicyjskiego Ino sy jeszcze kupcie w id m e trą b y i dzw inki
a w szystko będzie g u t! S ła w n o !“
P ism o adresow ane je st n a ręce posłów O konia, K lem ensiew icza i K orfantego.
M iędzy p askarzam i
— Dlaczego b ry la n ty w ostatnich d n ia c h poszły znow u w górę?
— Bo są tru d n e i nie sposób je ostem plować.
M igaw k i sejm o w e
— Dlaczego n iem a zgody w S ej
mie?
— Bo T h o n staje okoniem , a Okoń m ów i podniesionym tonem.
* $
Poseł P riłu ck i, ja k w iadom o, w ie
trzy wszędzie antysem ityzm . W ty ch d n iach m a zgłosić interpelacyę w form ie protestu przeciw ko u ży w a n iu nazw y: W ielkoi-polska; od
tąd urzędow o m a być w olno używ ać tylko term in u W ielko-żydow ska, al
bo W ielko-polska-żydow ska. N ato
m ia st pozostaw ia się do dow olnego uży w an ia nazw ę: M ało-polska, jako nie k ry ją c ą w sobie agresyw nej ten- dencyi wobec n aro d u żydowskiego.
# *
Pow szechną zw raca uw agę, że p o seł D aszyński w ciąż h az ard u je — bez pow odzenia, staw iają c n a tego sam ego konia. P ostaw ił ju ż ra z ongi n a W ito sa w „republice lu b el-
j sk iej“ — i przegrał, bo m u W itos uciekł zarów no z L u b lin a ja k z rz ą -
| du. S taw iał po ra z dru g i n a W itosa sw ą tak ty k ę w Sejm ie — z tym sa m y m skutkiem . W itos to ćw ierć krw i ogier hodow li krajow ej, który w politycznych w yścigach może w praw dzie biegać pod różnem i b a r
w am i, ale zawsze tylko d la swojej stajn i. Co zaś do żłobu — to oryen-
j tu je się on doskonale, gdzie jest p eł
ny owies, a gdzie tylko chuda sieczka.
P o d a te k od zbytku W obec skąpstw a sfer p o sia d a ją cych u stanow ić w Polsce podatek
C en zu ra o b y w a telsk a . W niezbyt rozgłośnej m ojej ka- ryerze publicystycznej, zapoznałem się ez w szelkiem i cenzuram i, jakie niegdyś w Polsce istniały. K reślił m n ie ołówek cenzora austryackiego, rosyjskiego, niem ieckiego i c. k. le
gionowego.
R ychło je d n a k do tego m elan ch o lijnego doszedłem przekonania, że n ajgorszą , najniebezpieczniejszą ze w szystkich była, je st i będzie cen
zu ra obyw atelska. Ze w szystkich ka
gańców, które ta m u ją w Polsce swobodę m yśli, ten się n a jd o tk liw i- w iej d aje we znaki, który sobie sa m i dobrow olnie nakładam y.
Tej cenzury n ik t jeszcze nie zniósł i pew no nie zniesie.
Kiedy sobie to wszystko znow uż u p rz y ta m n ia m , w ydaje m i się, że każdy współczesny publicysta polski podobny jest do nieszczęśliw ego
szczaka, pom ykającego p rzed c h a r
tam i. W y w ija się biedak, ja k może, kluczy, w ykopa i zaw raca — p rzy cupnie naw et cichaczem gdzieś pod bruzdy, aby zm ylić ślad przed nie
ustając ą pogonią Aż wreszcie zm ę
czony i zziajan y coraz to bardziej zw alnia biegu i staje się wreszcie p a stw ą okropnych prześladowców.
T arm oszą go białe kły, ra n ią pazury i niebaw em zostaje pozbaw iony n a j
droższej rzeczy. P o zb aw iają go m ę
skości, siły i zdolności buntu. Od tej chw ili włóczy się po Polsce zgorzk
niały, zniechęcony, pozbaw iony seksualnej podniety tw orzenia.
Pisze w dalszym ciągu — z przyzw yczajenia i naw yku rzem io
sła. Pisze bez przy jem ności, ale i bez tru d u . Pisze z ogrom ną sw obedą i przestraszającą n ieraz jego sam ego łatw ością. Słow a m u się sam e n a n i- zu ją d łu g im i sznurkam i, ja k pacio r
ki w różańcu. P odobnie ja k w odo
ciąg gotów jest o każdej porze w yle
w ać z siebie arty k u ły i felietony n a każdy tem at i w żądanej objętości.
Dosyć kurek pokręcić, a ju ż sączy się niepoham ow any stru m ień m dłej cieczy. Nie sp raw ia m u to żadnego cierpienia a n i też rozkoszy. W szyst
kie płody opuszcają go swobednie, lekko — ja k po m aśle. W id ać nie są to ju ż żadne płedy, ale ekskrem enty pospolite, pozbaw ione życiodajnego zapachu.
Lecz o dziw o to, czego do tej pory nie m ógł zdobyć w żaden sposób, teraz coraz częściej sam o m u się n a rzuca. Bez żadnego w ysiłku, praw ie autom atycznie zdobyw a uznanie, szacunek pow szechny, a co za tern idzie także i n ielad a ja k i dobrobyt.
N aw et najm ożniejsi tego św iata z zadow oleniem go poklepują. W szy
stkie pism a, które dotychczas tyłem się doń odw racały, otw ierają m u ra m iona, ja k stęsknione kochanki.
J e st zapraszany dla uśw ietnienia w szystkich rzew nych uroczystości
16 m arca 1919 ..S Z C Z U T E K - S tr. 7. - N r. 11.
„N a u c h o “
(Z c y k lu an eg d o t, za k tó re w czasach a u stry a c - k ic h m o żn a było w isieć).
K ażdy z wodzów, dzierzący w tej w ojnie b uław ę m arszałka polnego, m iał się staw ić do apelu przed św.
P iotrem . Św. P io tr z kom unikatów sztabu znał ich czyny, a obecnie p ra gnął poznać ich osobiście.
— M arszałek Joffre.
— W iem , b itw a n ad M arną.
— H indenburg.
— W iem również. T o ten p a ra w a n Ludendorfa.
— Foch!
— Z nam , znam! W szak to zw y
cięzca w całej wojnie.
— A rcy książę F ryderyk!
—• ...Nie przypom inam sobie...
—.T e ż główny...
— A ju ż wiem... głów ny fa b ry kan t likieru w Cieszynie.
G ę s i e ł a p k i
— J a k a ordynacya potrzebna te
raz dla w ojska? S ubordynacya.
—-P o d ja k im w arunkiem poszła
by opazycya za centrum ?
— Gdyby m ogła m ieć za cent rum .
K o c h a n y S z c z u t k u ! Dotychczasowe dziw ne m ilczenie posłów -kcbiet w Sejm ie pow szech
nie tłóm aczone jest tem , że żadna z nich, jako ju ż m ężatka, nie może
wygłosić dziewiczej mowy. E O W . G Ł O W A C K I : Ż O Ł N I E R Z I D Z I E W C Z Y N A
narodow o-obyw atelskich. Uczestnik W najw yk w in tn iejszy ch wieczorkach,
i fajfach literackich, byw a w zyw any n a w ażne n arad y , p ły w a .p o sam ym w ierzchu śm ietanki tow arzyskiej.
Jest członkiem w ielu kom itetów , ko- kom isyi i różnych zarządów . W re szcie przy bylejakiej sposobności zo
staje sam zjubileusżow any, oraz ob
darzo n y sre b rn ą p apierośnicą z m o nogram em i licznym i podpisam i en- tuzyastycznych wielbicieli.
Cieszy się u znaniem n a w szyst- kich pensyach żeńskich, m atk i poka
zu ją go synem , a każdy jego a r ty kuł byw a odczytyw any głośno i z n a m aszczeniem przy w ielu naszych o- gniskach dom owych.
C zasam i tylko strzyknie go coś z nienaoka w pustym w orku i lekka tęsknota za utraconem i bezpow ro
tnie jądTaimi przem knie się przez duszę niby ledwo uch w y tn a sm uga m giełki poran n ej. Czasam i (zwła
szcza po niestraw ności jak iej do le
gliwej) b u n tu je się i przez chw ilę p ragnie zginąć, ja k Sam son pod gru
zam i gm achu przez się w zniesio
nego.
Ale pierw sze spojrzenie w rzeczy
wistość leczy krótkie szaleństw o człowieka, który je st ju ż niew olni
kiem sw ojej żony i sw oich dzieci, sw oich sześciu pokoi, swoich m ebli, swojej k u ch a rk i i swego lokaja, swoich stałych i niestałych docho
dów, w szystkich sw oich zaszczytów i godności...
Skoro ta k sobie w yobrażam los publicysty polskiego — budzi się we m nie w łaściw e każdem u czło
w iekow i zaciekaw ienie i co do w ła snej osoby. Jakże ja sam się przed
staw iam w stosunku do powyżej n a kreślonego obrazu? Czy jeszcze śm iało pom ykam naprzód, pełen nadziei, że u d a m i się wreszcie doi- paść tej zielonej dębowy, gdzie m nie w sedno prześladow anie zgnę
bić nie zdoła .— czy też włóczę się
ju ż po św iecie z w ypatroszonym wo
reczkiem , pozbaw iony n a wieczne czasy ozdoby i treści m ęskości, a to, co m ówię, piszę i czuję jest tylko żałosnem skrzekotaniem w yk astro w anego eunucha.
T ru d n o m i dopraw dy odpow ie
dzieć stanow czo n a pytanie ta k w a żne — m im o w szelkich w ysiłków bezstronności.
Osądźcie m nie w y raczej, czytel
nicy!
Osądźcie jaw n ie, rów no i p o wszechnie.
Będę usiłow ał ja k najrozleglejśzy m atery ał dowodowy przedstow ić — skoro m i tu w „S zczutku" żadna cenzura nie grozi.
N agrody nie potrzebuję. W n a szych bow iem czsach pisać to tylko, co się m yśli — jest sam o przez się źródłem niew yczerpanej rozkoszy...
Drzazga
W ydaw ca i redaktor odpow.: Alfred Altenberg. — Kierownik literacki: S tan isław W asylew sk i. —Drukarnia Narodowa w Krakowie
OGNIEM I MIECZEM, CZYLI PRZYGODY SZALONEGO GRZESIA - POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA
R O Z D Z I A Ł V.
M ocno-ś się spracował chłopie Gdy na froncie życie w szaw e O dpoczniesz se na urlopie. W ię c zobaczyć je d ź W arszaułę.
N a ulicach w re ja k w ulu Id zie sobie m a d a m L u lu
Grześ popatrzył: cud-dziew ica Czy to szw aczka czy poślica?
Grześ używ a ja k pies w słu d n i (w Bartatouńe było nudniej)
r j -
I ni i- tego ni z owego Poszli słuchać Korfantego.