ROK. II. Nr. 33. CENA N-RU 90 FEN. — K 1 50 17 SIERPNIA 1919.
KON I E C BELI K U H N A
Rys. K. Grusa
Do widzenia towarzysze, a piszcie do nas na Berdyczów. Eljen!
Str. 2. — Nr. 33. „S Z C
RO ZDAW NICTW O POSAD S zu ka ł in żyn ier sko ńczon y
pracy w Polsce odrodzonej, Mając niezłom ną nadzieję, budow ać m o sty , koleje, gdzie trzeba zło ży ł podetnie, no i czekał, co się stanie.
T ym czasem nic się nie stało, choć posad dano niem ało.
Jakiś baryton b ył z kim ś na kolący i, a po tygodniu siadł w aprowizacyi, Alfons, co w klubie robił w olty zręczne, dziś w p ły w wiftmera na spraw y zew nętrzne.
P różniaka poparł brat cioteczny, hrabia:
choć nic nie robi, nieźle ju ż zarabia.
pew ną a kto rką kto ś tam fe st po słowie, zaiem posadę m a p rzy odbudow ie.
In n y , dom ow e posiadł w ykształcenie, więc go m in ister m a w szczególnej cenie.
To m i dopiero dobre gospodarstwo 1 niepodległe, wolne kubaniarstw o.
B. H.
W CUKIERNI Z IE M IA Ń S K IE J
— J a k m yślisz, czy B iliński istotnie p o trafi podnieść k urs korony ?
— N iezawodnie. Bo sam m a ich sporo w
„sparkassie
NA KRAKO W SKIEM PODWÓRKU W czasie o statn ich rokow ań czesko-poiskich w K rakow ie grupa delegatów o d w ied ziła'też lo- kal H awełki. W chodząc pow itali obecnych grom- kicm : Na /.dar. Gdy jed n ak po godzinie opusz
czali handelek, szeptali tylko między sobą : Zdarł nas !
ECHA 6. SIERPNIA
W czasie p a ra d y 6. sierpnia stary w ach
m istrz myśli.
I pow iadają, że św iat postępuje. Za nie
boszczyka F ran ciszk a Józefa była p a ra d a 18-go, za K arolcia 17-go, a teraz cofnęła się aż n a 6-go ! N a ra u t obchodow y przy b y ł także między innym i znany szam belan lubecko-papieski w ba
jecznym m undurze frakow ym szam belańskim , szytym w złote kw iaty, ze szpadą o rękojeści z perłow ej m acicy u boku, we fantastycznym pierogu, strusiem i p ió ram i zdobnym , pod p a chą. Cudzoziemcy myśleli, że to sam Naczelnik państw a, przybyły incognito; tuziemcy — że am b asad o r Guatemali. K w estya w y jaśn iła się dopiero, gdy szam belan znalazł się' przy bez
płatnym bufecie...
Podczas rew ii w K rakow ie n a B łoniach, po mszy przem aw iał m iędzy innym i o rato ram i i głośny już nasz krakow ski Demostenes, prezy
dent m iasta. Mozolnie w y p ru w ając ze siebie po
szczególne ustępy ze stękaniem , nam iętnie p a trzył w denko trzym anego w ręku kapelusza,
U T E K " 17. sierpnia 1919.
gdzie (tajem nica n atch n ien ia), ulokow ał prze
zornie a sp ry tn ie rękopis mowy. Jeden z obser
w atorów tej Syzyfowej p racy uczynił n a ten w idok spostrzeżenie afo ry zm o w e:
Są dw ie kategorye m ów ców : jedni m ają mo
wę w głowie, dru d zy — w kapeluszu.
A JZ Y K B L U M E N T A L
0 PO LSKIEJ WSI
Aj, aj, aj — jakie to jest delikatne, skrupulatne,
coś — ,
polska wieś, k tó rą ktoś
zgubił w błocie, spowił w kurze, że ją dzisiaj m,ają
gdzieś —
w europejskiej ta k sa tu rz e !
Aj, aj, aj — jakie to jest apetyczne, sympatyczne
coś — polska wieś, któ rą ktoś,
komuś, kiedyś, w pacht wypuścił, że ją' dzisiaj mają
gdzieś —
w tym koncercie, co się puścił — Aj, aj — polska w ieś!
HUM OR NA FRONCIE
W arszaw iak (z 19 p u łk u ) pyta! się Poznam czyka, dlaczego hajdam acy tak się boją Wiel
kopolan.
Dlatego — odpow iedział ,,infu!at“ — że my się ich nie boimy.
W pew nej wzorow ej kom panii zdarzył się w ypadek, że jeden z żołnierzy „zwędził"1 b a bie w ieprzka... B aba poszła do kom endanta,' spraw cę odszukano i skazano doraźnie na 25 batów w obec całej kom panii.
— Ale, proszę panów — Broni się skaza
ny — to p lam a d la m u n d u ru , któ ry noszę.
— Nie splam isz, b ra tk u — brzm iała odpo
wiedź — bo p o rtk i ściągniemy.
Reflex.
KOCHANY S Z C Z U T K U !
Ja k iś krakow ski Dyogenes w y b ra ł się na Błonia. podczjals rew ii obchodow ej, z lornetką, n a poszukiw anie w śród tłum ów ludzi — żyda (pod
czas tego rodzaju uroczystości austryackich było ich zawsze pełno). Oprócz kilkudziesięciu zdecy
dow anych Polaków w. m,, nie znalazł ani je dnego. Zrozpaczony biega, krzycząc:
— Królestw o za ż y d a !
Jakie — ktoś go pyta — może p an dać królestw o, przecież Polska jest rep u b lik ą ?
W łaśnie d lateg o : chcą dać królestw o n i
derlandzkie...
17. sierpnia 1919. ,S Z C Z U T E K “ Nr. 33. Str. 3.
W
Jak sobie mały Kazio wyobraża misyę amerykańską Oliwie ?
NA UCHO
W czasie oblężenia Przem yśla przez R osyan A ustryacy żywili swoje wojsko końskiem m ię
sem. Na lem at m ięsa końskiego krążyły ro zm aiue anegdoty. N.p.
— J a k a .fest różnica pom iędzy oblegającym i T roję, a oblężo
nymi w Przem yślu ?
— R óżnica jest ta, że oblę- gający T roję, siedzieli w b rzu c hu k on ia,
lmvślu m a i ;
a oblężeni w P rze
korna w brzuchu.
Pew ien m łody dow cipniś, poddany bł. p. A ustryi, żarto
wał jeszcze w r. 1848, trochę za głośno n a tem ąt panującej osoby, czyniąc takie poró w n a
nie między n ią a bezrogą: „Róż
n ią się oni jedynie przez to, że cesarza W ęgry, gdy świnię w ą
gry g ry zą“. Jak iś donosiciel za
w iadom ił o tym żarcie organa władzy, skutkiem czego nasz dow cipniś stan ą ł przed try b u nałem . N a srogie i drw iące za
pytanie sędziego:
— „No ja k a jest różnica m ię
dzy naszym cesarzem a świ
n ią ?“ — Odpow iedział mocno p rz e ra ż o n y :
— „Żadnej, panie sędzia, ab
solutnie ż a d n e j!“
PRZYSŁOWIA ZREFORMOWANE nie może, tam zrujno- Gdzie dyabeł
m in istra pośle.
Nie odrazu Polskę wano.
W edług W arszaw y m in istro wie (niby jak „według staw u gro b la”).
Gdzie m inistrów sześć — tam
niem a co m yśleć o uradzeniu czegoś m ądrego.
Nowy m inister w dom — szy
kuj się n a nowe głupstw a (przy
słowie państw ow e).
Nie było nas — był las, nie będzie n a s — nie będzie i lasu, va jeżeli będzie ja k i now y las — to wtedy, kiedy już nie będzie n a s i naszych m ąd ry ch reform społecznych.
Na polskie państw o i skaczą.
WESTCHNIENIE PADEREWSKIEGO Łatw iej dać sobie radę m arni jak z c/iamami.
z ga-
TO I OWO Z REFORMY ROLNEJ O pow iadają w kołach sejm o
wych, iż re fo rm a ag ra rn a to zem sta zięcia. Ow poseł chłop
ski, k tó ry najzajadlej za re fo r
m ą gębował, ożeniony jest z córką obyw atelską z Litwy, gdzie, jak wiadom o, wszyscy od G edym ina się -wywodzą.
M ezalians córki z chłopskim synem z Kukizow a dotknął ro dziców tak głęboko, że wydzie
dziczyli ją zupełnie.
Z achłanny zięć zaś m iał ch rap k ę conajm niej n a jakie 500 m orgów. Kiedy jed n ak „du
m ny L itw in 1' nie d ał się p rze
błagać, pow iedział zięć: „pocze
kajcie, spraw ię wam reform ę a- g ra rn ą !“.
Kiedy ks. Okoń po raz pierw szy pyskow ał w sejm ie polskim, m arszałek T rąm pczyński chciał się coś bliższego dowiedzieć o tym bolszew iku Tarnobrzeskim . P o p ro sił tedy pewnego posła,
księdza z Galicyi o inform acye.
— Ależ to gałgan pierw szej klasy — b rzm iała opinia — to i to zrobił i m a też dzieci nieślubne !...
— A ksiądz poseł m a ślub
ne?... — zapytał m arszałek o- piniodawcę.
POZNAŃ A KONSTANTYNOPOL W r. 1916. chciałem odw ie
dzić b rata, któ ry baw i stale w K onstantynopolu. Służąc przy ic. i k. kom endzie dywizyi, d o
stałem łatwo Offene O rdre i u- żywałem tygodniam i m iłych wywczasów w Carogrodzie, przyjechaw szy bez tru d u „O- rie n te m '1. Obecnie jestem przy dow ództw ie dywizyi W. P. — Chcąc odw iedzić siostrę w Po
znaniu, po dużych korow odach dostałem zezwolenie n a prze
kroczenie granic w ew nętrznych Polski i na ...sześciogodzinny pobyt w Poznaniu...
OMYŁKI DRUKU
Polska zaroiła się od paso- żydów.
Po obfitej kolacyi u Lijew- skiego podał m u kelner ra bunek.
1 tak, m am y nareszcie swój paplam ent.
W pew nem tow arzystw ie m o
wa jest o naszym gabinecie. Za
b iera głos a u to r „Małpiego z w iercia d ła ":
— Bądź co bądź, stw ierdzić należy, że gabinet pełen jest do
brych Uąci.
— Podoba ci się morze, Dziusiu?
— Baldzo przyjemne. Można lobić siusiu do majteczek, a nikt nie zobaczy.
Z DZIECIĘCEJ PERSPEKTYWY C zteroletnia Anusia, widząc ćwiczących żołnierzy, p y ta się:
T atusiu, w co ci żołnierze się baw ią ?
HUMOR NA FRONCIE Do ewidencyi zgłasza się dw u poruczników .
— Goldfisz, z 1. pp. Leg. Pol.
D ow borczyk m ruczy.
— Jew rej...
— Achmadowicz, z 1. p. uł.
krechow ieckich.
Legun m ruczy.
— Katolik...
Przychodzi r u b r y k a : „wyzna- n ie“.
— P an ppor. Goldfisz ?
— Rzym sko-katolickie.
— A p an ?
— M uzułm anin, odpow iada
„katolik‘\
Instrukcya. D aję żołnierzow i mapę.
— Szukaj p ó łn o c y !
— Jakże m am szukać, kiej dópiro ósm a rano, panie sier- s i a n t !
W yszedł rozkaz, by żołnierzy zatru d n iać ściśle wedle fachu
cywilnego, gdyż to pow iększa intenzyw ność pracy.
P ro feso ra zoologii, zajętego przy telefonie, przeniesiono te
dy do rzeźni.
ZŁOTE MYŚLI
Na złodzieju czapka gore, na urzędniku aprow izacyi — cale ubranie....
Nie strasz baby — m andatem poselskim , bo go się i tak nie zlęknie...
Dziwne są drogi O patrzno
ści — m ów ił W ieliczko-Dymow- ski, kiedy go z redakcyi „Roz- w o ju “ prow adzono na Pawiak...
Str. 4. - Nr. 33. __ ________________________„s Z C Z U T E K“ 17. sierpnia 1919.
.NAD POLSKIEM MORZEM
Rys. M. Berezowskiej
Mandaryn chiński; Wyobraź sobie kochany kolego, jakie dziwne obyczaje panują w Polsce. U nas gdy mandaryn coś umie dostaje złoty guzik, u nich zaś kiedy umie guzik zostaje mandarynem.
sierpnia 1919. „ S Z C Z U T E K “ ~ ~ ~ Nr. 33. — Str.
U N A S IN A C Z E J
Rys. K. Grusa
Str. 6. Nr. 33. ,S Z C Z U T E K " 17. sierpnia 1919.
JAK ZOSTAŁEM URZĘDNIKIEM RZECZYPOSPOLITEJ
( Z pam iętnika s am o b ójcy) Rozdział III.
Z rozpaczy szedłem się to
pić. Oczywiście w Wiśle. Jako galicjanin, znający pieśni n aro dowe, nie m ogłem m yśleć o ry chłej śm ierci w n u rta c h królo
wej wód naszych, bez szczegól
nego w zruszenia. Mimo'"woli coś nuciło we m n ie :
„W isło, W isło nasza rzeko l“.
A potem pom yślałem z b ó lem o um iędzynarodow ieniu Wisły. A potem znow u ogarnę
ła m nie — nie powiem radość
— ale w każdym razie pociecha patrjotyczna. W idząc ju ż bo
wiem bądź co bądź złzawio- nem okiem mego tru p ą m iota
nego przez fale w iślane nie by
łem w stanie opi'zeć się entu
zjastycznem u poczuciu, że u- m ieram w Polsce m ającej do
stęp do m orza i tym razem zaśpiew ało coś we m nie gło
śno i praw ie wesoło.
Popłynę, popłynę z W isełką do Gdańska.
1 zaraz pom yślałem z dum ą:
lak topi się galicjanin.
Ten w ybuch p atrjo ty zm u nic pozostał bez nagrody.
Mój głośny zaśpiew ocalił mnie.
Jak iś elegancki dry b las, któ- ry bocianim krokiem posuw ał się przedem ną i p rzep atry w ął k a rtk i najm ow e n a bram ach, odw rócił się sp o jrzał n a m nie raz, sp o jrzał drugi raz i grze
cznie uchylając kapelusza po
stąpił ku m n ie :
— Czy pan sędzia Pyłek ? Zgłupiałem . Jeszcze do m nie n ik t w W arszaw ie tak grzecz
nie nie zagadał. Ktoś z Galicji
— myślę. Istotnie. P rzy p o m nia
łem sobie w krótce, że z elegan
tem o bocianim wyglądzie n a wiązałem znajom ość w Bóbrce, n a dw a lata przed w ojną, jako sędzia śledczy... Szło o sfałszo
w anie św iadectw a m aturalnego i przyw łaszczenie książęcego ty
tułu, k tó ry ch to czynów dopu
ścił się mój obecny interlok u tor. P odaw ał się za kniazia Wo- ronieckiego. W łaściwe zaś je
go im ię i nazw isko brzm iało A ntoni Dwinia, a pochodził z Sobieradów Dwiniów, fam ilji bardzo szanow anej na północ
no-w schodnich kresach. To też znakom ita la rodzina zabiega
ła z całych sił, by spraw ę u- m orzyć. A nlosia zrobiono w ar- jatem , m aniakiem i jako nie
poczytalnego sąd m usiał go u- wolnić.
— P an sędzia przypom ina m nie sobie ? — ciągnął D w inia.
— A jakże ! w ykaraskałeś się p an doskonale z tej paskudnej Sprawy.
— Ech, panie sędzio ! czyż w arto w sp o m in a ć ! Takie d ro biazgi ! Co tam czasy niewoli i austrjackiego bezpraw ia. 'Dziś m am y Polskę, d la niej, panie sędzio, trzeba p ra c o w a ć ! dla niej o wszystkiem z a p o m n ie ć !
— Dzielnie, dzielnie p an m ó
wisz ! a cóż pan teraz dzia
łasz d la Polski ?
— .Jestem szefem jednego z d ep artam entó w w m inisterstw ie w ojny — o d p a rł prosto i du
mnie.
Ach, więc zm ył krw ią swoje daw ne w iny pomyślałem .
— Ale dlaczego to p an po cywilnem u chodzi V
— Bo to — widzi p an — nie jest tak ściśle w ojskow y urząd.
Losy nie d ały mi w alczyć za k raj, ale za to podsunąłem je dnej z kieru jący ch w m inister- jum osobistości, która jest sta
rym przyjacielem naszej rodzi
ny, szczęśliwą m yśl założenia tego departam entu.
— Ach, t a k ! — i ugryzła m nie okro p n ie zawiść — P ro szę, proszę. Cóż to za d e p ar
tam ent ?
— Agitacji ideowej i czynnej przeciw bolszewikom n a k re
sach oraz przygotow ania uro
czystego w kroczenia wojsk n a szych w tam te strony.
Ale, a propos, a cóż pan po
ra b ia panie sędzio ?
— J a ? ja — panie kochany
— nie m am posady. Jeszcze nie utw orzono departam entu, gdzie- bym był potrzebny.
— Co ? p an z w ykształceniem praw niczem i ru ty n ą urzędni
czą nie m asz posady ? Masz pan ją już. J a p a n a angażuję. Na razie dostanie p an rangę refe
renta, ale pójdzie p an prędko w górę. Tylko się m nie p an trzym aj !
Mówił ja k Napoleon, a ja sta
łem osłupiały. Jak to tyle m o
ich zachodów nie dało rezul
tatu a tu jedno słowo Sobie- ra d a D w ini i oto m am zostać urzędnikiem , urzędnikiem Bze- czypospolitej, urzędnikiem mi- nisteryalnym ?
N azajutrz o 9-ej rano staw i
łem się w biurze Dwini. Skła
dało się ono z dużego pokoju sz e fa .i pokoiku, w którym by
Kierownik literac k i Stanis/aw Wasylewski. K ierow nik a rty st. Kazim ierz Grus W ydaw ca Drukiem Ign. Ja e g e ra Lw ów .^Sykstuska 33.
i re d a k to r odp. Alfred A/tenbarg
Str. 7. — Nr. 32. „ S Z C Z U T E K “ 10. sierpnia 1919
ły trzy stoły i p an n a pisząca n a m aszynie. Samo biuro znaj
dow ało się iw stanie organiza
cji t. zn. szef przychodził do
piero o 12-ej a panow ie urzęd
nicy, koło jedenastej. P an n a przychodziła wcześniej — jak się później przekonałem — zę
by jej nie przeszkadzano w pi
saniu. W chw ili, kiedy w cho
dziłem p isała już zawzięcie.
Z ajrzałem przez ram ię. Akt za
czynał się od słów : „K ochany B o m b u siu !“ Zdjąłem płaszcz i usiadłem . P a n n a składająca się z dw óch lewych, ale dość zgra
bnych nóżek, dekoltu i pewnej ilości m uślinu by ła drobna, szczupła i m iała usta trochę krzyw e, ale nakarm inow ane.
Nic zw róciła na m nie uwagi.
Przez trzy kw adranse pisała, zjad ła bułkę z szynką, po p atrzy ła na zegarek, n a mn;ie i zapytała b a r
dzo inteligentnie:
— P an czeka ?
— Tak.
I zaczęła pisać now y akt.
Tym razem zaczynał się on od słów : „Mój złoty Fredziu !“
D obrze po dziesiątej przyszli panow ie urzędnicy. Trzej. Ka
żdy w odstępie kw adransa.
Pierw szy, bardzo młody, bez Potem
Potem Potem
wąsów jeszcze, o ptasim w y
razie tw arzy, — a jak się pó
źniej dow iedziałem — o nazw i
sku owada, roześm iał się do m nie, ale nie spy tał jednem sło
wem kto jestem i czego chcę.
Zaśm iał się też do panny, pi
szącej n a m aszynie, zaszczebio- tał: Dzień dobry, zasiadł p ra cowicie za stołem i w ydobył z szuflady: „Żywoty p ań swa
w olnych1'.
D rugi urzędnik był trochę starszy, ale bardziej golony niż posiadający zarost.
Trzeci urzędnik, chorobliw ie blady, w szedł cichutko, ukłonił się grzecznie w szystkim i u- siadłszy n a brzeżku krzesła za
czął dłubać w nosie, ale tak koncertow o i z taką zaw rotną szybkością, że palce m u tylko m igały ja k śmigi aeroplanu.
Pan, czylający Nanę, ch rząk nął. Grzeczny dłubinos nach y lił się. ku niem u gw ałtow nie:
— Co pan m ówi ?
— N ic! tylko nie dłub pan tak strasznie w nosie.
— To z przyzw yczajenia o d p a rł dłubinos z zaw stydze
niem, lecz opuściw szy p raw ą rękę natychm iast poniósł lewą do nosa.
(C. d. n.) P O S E Ł KS. O K O N
MISYA PANA MORGENTAUA D onoszą z W aszyngtonu, iż w ysłanie do Polski kom isyi p.
am basadora M orgentaua stano
wi dopiero zapoczątkow anie działalności n a szerszą skalę.
Dzięki inicyatyw ie pew nej o- sobistości, należącej do najb liż
szego otoczenia prezydenta Wil
sona, — w najbliższym czasie wyjedzie do E u ro p y kom isya dla ro zp atrzen ia spraw y bre- tończyków, stale w sposób zło
śliwy w yn arad a w ian y eh .
Projektow ane jest rów nież w ysłanie (w b ra k u am basadora danej narodow ości) — prim a- sa, b. m ęża ks. Chim ay, który będzie m iał zlecone rozpatrze
nie w arunków by tow an ia cy
ganów, zgłaszających protesty przeciw ko zachow aniu się w stosunku do nich ludności osia
dłej, fałszyw ie pojm ującej za
sady p raw a w łasności pryw at- nej.
N atom iast pogłoski o tem, ja koby w spom niane wyżej sfery zam ierzały zainteresow ać się kw estyą autonom ii Irlan ji, o- kazu ją się niepraw dziw e.
PRO ARTE
Po głowie m;i .się ry m y b łąk ają, jak dzieci, to swoje, to znów cudze — a w szystkie u p a rte ; m oje pióro n ad nimi p iln ą sp ra w ia w artę, bo rym , gdy go nie trzym ać, to zaraz wyleci.
Co mi tam — w szak nie tw orzę dla sław y stuleci, w ięc nie p atrzę — czy w arte, czy nie wiele warte, i rzucam |ante pornos — ja, pik ad or trzeci.
W rozsłonecznione ran k i, czy w zimne wieczory, w pokoju, n a ulicy, w tram w aj u , w czy łaźni, czy jestem całkiem zdrów , czym tro ch ę jest chory, w napadzie nienaw iści, czy w tran sie p rzy jaźn i — cieszę się — żem poetą, że inni nie tacy — i w szystkim tę w iadom ość daję, ja k n a tacy.
(m. )
OGNIEM I MIECZEM, CZYLI PRZYGODY SZALONEGO GRZESIA — POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA
ROZDZIAŁ XXI.
Rys, K. Mackiewicza.
R az poznańskie in fu la ty
Mówią: G rzesiu! Idź na czul u Gdy cichutko idzie polem D opadł szw aba z parasolem
K lóry siedział za pozycyą 1 m ia ł handel am unicyą.
W szystko, brachu, złóż na taczki, P otem poszedł Grześ powoli, Vo inaczej z ciebie flaczki. W ziąw szy szw aba do niew oli.