• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek. R. 2, nr 33 (1919)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szczutek. R. 2, nr 33 (1919)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

ROK. II. Nr. 33. CENA N-RU 90 FEN. — K 1 50 17 SIERPNIA 1919.

KON I E C BELI K U H N A

Rys. K. Grusa

Do widzenia towarzysze, a piszcie do nas na Berdyczów. Eljen!

(2)

Str. 2. — Nr. 33. „S Z C

RO ZDAW NICTW O POSAD S zu ka ł in żyn ier sko ńczon y

pracy w Polsce odrodzonej, Mając niezłom ną nadzieję, budow ać m o sty , koleje, gdzie trzeba zło ży ł podetnie, no i czekał, co się stanie.

T ym czasem nic się nie stało, choć posad dano niem ało.

Jakiś baryton b ył z kim ś na kolący i, a po tygodniu siadł w aprowizacyi, Alfons, co w klubie robił w olty zręczne, dziś w p ły w wiftmera na spraw y zew nętrzne.

P różniaka poparł brat cioteczny, hrabia:

choć nic nie robi, nieźle ju ż zarabia.

pew ną a kto rką kto ś tam fe st po słowie, zaiem posadę m a p rzy odbudow ie.

In n y , dom ow e posiadł w ykształcenie, więc go m in ister m a w szczególnej cenie.

To m i dopiero dobre gospodarstwo 1 niepodległe, wolne kubaniarstw o.

B. H.

W CUKIERNI Z IE M IA Ń S K IE J

— J a k m yślisz, czy B iliński istotnie p o trafi podnieść k urs korony ?

— N iezawodnie. Bo sam m a ich sporo w

„sparkassie

NA KRAKO W SKIEM PODWÓRKU W czasie o statn ich rokow ań czesko-poiskich w K rakow ie grupa delegatów o d w ied ziła'też lo- kal H awełki. W chodząc pow itali obecnych grom- kicm : Na /.dar. Gdy jed n ak po godzinie opusz­

czali handelek, szeptali tylko między sobą : Zdarł nas !

ECHA 6. SIERPNIA

W czasie p a ra d y 6. sierpnia stary w ach­

m istrz myśli.

I pow iadają, że św iat postępuje. Za nie­

boszczyka F ran ciszk a Józefa była p a ra d a 18-go, za K arolcia 17-go, a teraz cofnęła się aż n a 6-go ! N a ra u t obchodow y przy b y ł także między innym i znany szam belan lubecko-papieski w ba­

jecznym m undurze frakow ym szam belańskim , szytym w złote kw iaty, ze szpadą o rękojeści z perłow ej m acicy u boku, we fantastycznym pierogu, strusiem i p ió ram i zdobnym , pod p a ­ chą. Cudzoziemcy myśleli, że to sam Naczelnik państw a, przybyły incognito; tuziemcy — że am b asad o r Guatemali. K w estya w y jaśn iła się dopiero, gdy szam belan znalazł się' przy bez­

płatnym bufecie...

Podczas rew ii w K rakow ie n a B łoniach, po mszy przem aw iał m iędzy innym i o rato ram i i głośny już nasz krakow ski Demostenes, prezy­

dent m iasta. Mozolnie w y p ru w ając ze siebie po­

szczególne ustępy ze stękaniem , nam iętnie p a ­ trzył w denko trzym anego w ręku kapelusza,

U T E K " 17. sierpnia 1919.

gdzie (tajem nica n atch n ien ia), ulokow ał prze­

zornie a sp ry tn ie rękopis mowy. Jeden z obser­

w atorów tej Syzyfowej p racy uczynił n a ten w idok spostrzeżenie afo ry zm o w e:

Są dw ie kategorye m ów ców : jedni m ają mo­

wę w głowie, dru d zy — w kapeluszu.

A JZ Y K B L U M E N T A L

0 PO LSKIEJ WSI

Aj, aj, aj — jakie to jest delikatne, skrupulatne,

coś — ,

polska wieś, k tó rą ktoś

zgubił w błocie, spowił w kurze, że ją dzisiaj m,ają

gdzieś —

w europejskiej ta k sa tu rz e !

Aj, aj, aj — jakie to jest apetyczne, sympatyczne

coś — polska wieś, któ rą ktoś,

komuś, kiedyś, w pacht wypuścił, że ją' dzisiaj mają

gdzieś —

w tym koncercie, co się puścił — Aj, aj — polska w ieś!

HUM OR NA FRONCIE

W arszaw iak (z 19 p u łk u ) pyta! się Poznam czyka, dlaczego hajdam acy tak się boją Wiel­

kopolan.

Dlatego — odpow iedział ,,infu!at“ — że my się ich nie boimy.

W pew nej wzorow ej kom panii zdarzył się w ypadek, że jeden z żołnierzy „zwędził"1 b a ­ bie w ieprzka... B aba poszła do kom endanta,' spraw cę odszukano i skazano doraźnie na 25 batów w obec całej kom panii.

— Ale, proszę panów — Broni się skaza­

ny — to p lam a d la m u n d u ru , któ ry noszę.

— Nie splam isz, b ra tk u — brzm iała odpo­

wiedź — bo p o rtk i ściągniemy.

Reflex.

KOCHANY S Z C Z U T K U !

Ja k iś krakow ski Dyogenes w y b ra ł się na Błonia. podczjals rew ii obchodow ej, z lornetką, n a poszukiw anie w śród tłum ów ludzi — żyda (pod­

czas tego rodzaju uroczystości austryackich było ich zawsze pełno). Oprócz kilkudziesięciu zdecy­

dow anych Polaków w. m,, nie znalazł ani je ­ dnego. Zrozpaczony biega, krzycząc:

— Królestw o za ż y d a !

Jakie — ktoś go pyta — może p an dać królestw o, przecież Polska jest rep u b lik ą ?

W łaśnie d lateg o : chcą dać królestw o n i­

derlandzkie...

(3)

17. sierpnia 1919. ,S Z C Z U T E K “ Nr. 33. Str. 3.

W

Jak sobie mały Kazio wyobraża misyę amerykańską Oliwie ?

NA UCHO

W czasie oblężenia Przem yśla przez R osyan A ustryacy żywili swoje wojsko końskiem m ię­

sem. Na lem at m ięsa końskiego krążyły ro zm aiue anegdoty. N.p.

— J a k a .fest różnica pom iędzy oblegającym i T roję, a oblężo­

nymi w Przem yślu ?

— R óżnica jest ta, że oblę- gający T roję, siedzieli w b rzu ­ c hu k on ia,

lmvślu m a i ;

a oblężeni w P rze­

korna w brzuchu.

Pew ien m łody dow cipniś, poddany bł. p. A ustryi, żarto­

wał jeszcze w r. 1848, trochę za głośno n a tem ąt panującej osoby, czyniąc takie poró w n a­

nie między n ią a bezrogą: „Róż­

n ią się oni jedynie przez to, że cesarza W ęgry, gdy świnię w ą­

gry g ry zą“. Jak iś donosiciel za­

w iadom ił o tym żarcie organa władzy, skutkiem czego nasz dow cipniś stan ą ł przed try b u ­ nałem . N a srogie i drw iące za­

pytanie sędziego:

— „No ja k a jest różnica m ię­

dzy naszym cesarzem a świ­

n ią ?“ — Odpow iedział mocno p rz e ra ż o n y :

— „Żadnej, panie sędzia, ab­

solutnie ż a d n e j!“

PRZYSŁOWIA ZREFORMOWANE nie może, tam zrujno- Gdzie dyabeł

m in istra pośle.

Nie odrazu Polskę wano.

W edług W arszaw y m in istro ­ wie (niby jak „według staw u gro b la”).

Gdzie m inistrów sześć — tam

niem a co m yśleć o uradzeniu czegoś m ądrego.

Nowy m inister w dom — szy­

kuj się n a nowe głupstw a (przy­

słowie państw ow e).

Nie było nas — był las, nie będzie n a s — nie będzie i lasu, va jeżeli będzie ja k i now y las — to wtedy, kiedy już nie będzie n a s i naszych m ąd ry ch reform społecznych.

Na polskie państw o i skaczą.

WESTCHNIENIE PADEREWSKIEGO Łatw iej dać sobie radę m arni jak z c/iamami.

z ga-

TO I OWO Z REFORMY ROLNEJ O pow iadają w kołach sejm o­

wych, iż re fo rm a ag ra rn a to zem sta zięcia. Ow poseł chłop­

ski, k tó ry najzajadlej za re fo r­

m ą gębował, ożeniony jest z córką obyw atelską z Litwy, gdzie, jak wiadom o, wszyscy od G edym ina się -wywodzą.

M ezalians córki z chłopskim synem z Kukizow a dotknął ro ­ dziców tak głęboko, że wydzie­

dziczyli ją zupełnie.

Z achłanny zięć zaś m iał ch rap k ę conajm niej n a jakie 500 m orgów. Kiedy jed n ak „du­

m ny L itw in 1' nie d ał się p rze­

błagać, pow iedział zięć: „pocze­

kajcie, spraw ię wam reform ę a- g ra rn ą !“.

Kiedy ks. Okoń po raz pierw ­ szy pyskow ał w sejm ie polskim, m arszałek T rąm pczyński chciał się coś bliższego dowiedzieć o tym bolszew iku Tarnobrzeskim . P o p ro sił tedy pewnego posła,

księdza z Galicyi o inform acye.

— Ależ to gałgan pierw szej klasy — b rzm iała opinia — to i to zrobił i m a też dzieci nieślubne !...

— A ksiądz poseł m a ślub­

ne?... — zapytał m arszałek o- piniodawcę.

POZNAŃ A KONSTANTYNOPOL W r. 1916. chciałem odw ie­

dzić b rata, któ ry baw i stale w K onstantynopolu. Służąc przy ic. i k. kom endzie dywizyi, d o­

stałem łatwo Offene O rdre i u- żywałem tygodniam i m iłych wywczasów w Carogrodzie, przyjechaw szy bez tru d u „O- rie n te m '1. Obecnie jestem przy dow ództw ie dywizyi W. P. — Chcąc odw iedzić siostrę w Po­

znaniu, po dużych korow odach dostałem zezwolenie n a prze­

kroczenie granic w ew nętrznych Polski i na ...sześciogodzinny pobyt w Poznaniu...

OMYŁKI DRUKU

Polska zaroiła się od paso- żydów.

Po obfitej kolacyi u Lijew- skiego podał m u kelner ra ­ bunek.

1 tak, m am y nareszcie swój paplam ent.

W pew nem tow arzystw ie m o­

wa jest o naszym gabinecie. Za­

b iera głos a u to r „Małpiego z w iercia d ła ":

Bądź co bądź, stw ierdzić należy, że gabinet pełen jest do­

brych Uąci.

(4)

— Podoba ci się morze, Dziusiu?

— Baldzo przyjemne. Można lobić siusiu do majteczek, a nikt nie zobaczy.

Z DZIECIĘCEJ PERSPEKTYWY C zteroletnia Anusia, widząc ćwiczących żołnierzy, p y ta się:

T atusiu, w co ci żołnierze się baw ią ?

HUMOR NA FRONCIE Do ewidencyi zgłasza się dw u poruczników .

— Goldfisz, z 1. pp. Leg. Pol.

D ow borczyk m ruczy.

— Jew rej...

— Achmadowicz, z 1. p. uł.

krechow ieckich.

Legun m ruczy.

— Katolik...

Przychodzi r u b r y k a : „wyzna- n ie“.

— P an ppor. Goldfisz ?

— Rzym sko-katolickie.

— A p an ?

— M uzułm anin, odpow iada

„katolik‘\

Instrukcya. D aję żołnierzow i mapę.

— Szukaj p ó łn o c y !

— Jakże m am szukać, kiej dópiro ósm a rano, panie sier- s i a n t !

W yszedł rozkaz, by żołnierzy zatru d n iać ściśle wedle fachu

cywilnego, gdyż to pow iększa intenzyw ność pracy.

P ro feso ra zoologii, zajętego przy telefonie, przeniesiono te­

dy do rzeźni.

ZŁOTE MYŚLI

Na złodzieju czapka gore, na urzędniku aprow izacyi — cale ubranie....

Nie strasz baby — m andatem poselskim , bo go się i tak nie zlęknie...

Dziwne są drogi O patrzno­

ści — m ów ił W ieliczko-Dymow- ski, kiedy go z redakcyi „Roz- w o ju “ prow adzono na Pawiak...

Str. 4. - Nr. 33. __ ________________________„s Z C Z U T E K“ 17. sierpnia 1919.

.NAD POLSKIEM MORZEM

Rys. M. Berezowskiej

(5)

Mandaryn chiński; Wyobraź sobie kochany kolego, jakie dziwne obyczaje panują w Polsce. U nas gdy mandaryn coś umie dostaje złoty guzik, u nich zaś kiedy umie guzik zostaje mandarynem.

sierpnia 1919. „ S Z C Z U T E K “ ~ ~ ~ Nr. 33. — Str.

U N A S IN A C Z E J

Rys. K. Grusa

(6)

Str. 6. Nr. 33. ,S Z C Z U T E K " 17. sierpnia 1919.

JAK ZOSTAŁEM URZĘDNIKIEM RZECZYPOSPOLITEJ

( Z pam iętnika s am o b ójcy) Rozdział III.

Z rozpaczy szedłem się to­

pić. Oczywiście w Wiśle. Jako galicjanin, znający pieśni n aro ­ dowe, nie m ogłem m yśleć o ry ­ chłej śm ierci w n u rta c h królo­

wej wód naszych, bez szczegól­

nego w zruszenia. Mimo'"woli coś nuciło we m n ie :

„W isło, W isło nasza rzeko l“.

A potem pom yślałem z b ó ­ lem o um iędzynarodow ieniu Wisły. A potem znow u ogarnę­

ła m nie — nie powiem radość

— ale w każdym razie pociecha patrjotyczna. W idząc ju ż bo­

wiem bądź co bądź złzawio- nem okiem mego tru p ą m iota­

nego przez fale w iślane nie by­

łem w stanie opi'zeć się entu­

zjastycznem u poczuciu, że u- m ieram w Polsce m ającej do­

stęp do m orza i tym razem zaśpiew ało coś we m nie gło­

śno i praw ie wesoło.

Popłynę, popłynę z W isełką do Gdańska.

1 zaraz pom yślałem z dum ą:

lak topi się galicjanin.

Ten w ybuch p atrjo ty zm u nic pozostał bez nagrody.

Mój głośny zaśpiew ocalił mnie.

Jak iś elegancki dry b las, któ- ry bocianim krokiem posuw ał się przedem ną i p rzep atry w ął k a rtk i najm ow e n a bram ach, odw rócił się sp o jrzał n a m nie raz, sp o jrzał drugi raz i grze­

cznie uchylając kapelusza po­

stąpił ku m n ie :

— Czy pan sędzia Pyłek ? Zgłupiałem . Jeszcze do m nie n ik t w W arszaw ie tak grzecz­

nie nie zagadał. Ktoś z Galicji

— myślę. Istotnie. P rzy p o m nia­

łem sobie w krótce, że z elegan­

tem o bocianim wyglądzie n a ­ wiązałem znajom ość w Bóbrce, n a dw a lata przed w ojną, jako sędzia śledczy... Szło o sfałszo­

w anie św iadectw a m aturalnego i przyw łaszczenie książęcego ty­

tułu, k tó ry ch to czynów dopu­

ścił się mój obecny interlok u ­ tor. P odaw ał się za kniazia Wo- ronieckiego. W łaściwe zaś je­

go im ię i nazw isko brzm iało A ntoni Dwinia, a pochodził z Sobieradów Dwiniów, fam ilji bardzo szanow anej na północ­

no-w schodnich kresach. To też znakom ita la rodzina zabiega­

ła z całych sił, by spraw ę u- m orzyć. A nlosia zrobiono w ar- jatem , m aniakiem i jako nie­

poczytalnego sąd m usiał go u- wolnić.

— P an sędzia przypom ina m nie sobie ? — ciągnął D w inia.

— A jakże ! w ykaraskałeś się p an doskonale z tej paskudnej Sprawy.

— Ech, panie sędzio ! czyż w arto w sp o m in a ć ! Takie d ro ­ biazgi ! Co tam czasy niewoli i austrjackiego bezpraw ia. 'Dziś m am y Polskę, d la niej, panie sędzio, trzeba p ra c o w a ć ! dla niej o wszystkiem z a p o m n ie ć !

— Dzielnie, dzielnie p an m ó­

wisz ! a cóż pan teraz dzia­

łasz d la Polski ?

— .Jestem szefem jednego z d ep artam entó w w m inisterstw ie w ojny — o d p a rł prosto i du­

mnie.

Ach, więc zm ył krw ią swoje daw ne w iny pomyślałem .

— Ale dlaczego to p an po cywilnem u chodzi V

— Bo to — widzi p an — nie jest tak ściśle w ojskow y urząd.

Losy nie d ały mi w alczyć za k raj, ale za to podsunąłem je ­ dnej z kieru jący ch w m inister- jum osobistości, która jest sta­

rym przyjacielem naszej rodzi­

ny, szczęśliwą m yśl założenia tego departam entu.

— Ach, t a k ! — i ugryzła m nie okro p n ie zawiść — P ro ­ szę, proszę. Cóż to za d e p ar­

tam ent ?

— Agitacji ideowej i czynnej przeciw bolszewikom n a k re­

sach oraz przygotow ania uro­

czystego w kroczenia wojsk n a ­ szych w tam te strony.

Ale, a propos, a cóż pan po­

ra b ia panie sędzio ?

— J a ? ja — panie kochany

— nie m am posady. Jeszcze nie utw orzono departam entu, gdzie- bym był potrzebny.

— Co ? p an z w ykształceniem praw niczem i ru ty n ą urzędni­

czą nie m asz posady ? Masz pan ją już. J a p a n a angażuję. Na razie dostanie p an rangę refe­

renta, ale pójdzie p an prędko w górę. Tylko się m nie p an trzym aj !

Mówił ja k Napoleon, a ja sta­

łem osłupiały. Jak to tyle m o­

ich zachodów nie dało rezul­

tatu a tu jedno słowo Sobie- ra d a D w ini i oto m am zostać urzędnikiem , urzędnikiem Bze- czypospolitej, urzędnikiem mi- nisteryalnym ?

N azajutrz o 9-ej rano staw i­

łem się w biurze Dwini. Skła­

dało się ono z dużego pokoju sz e fa .i pokoiku, w którym by ­

Kierownik literac k i Stanis/aw Wasylewski. K ierow nik a rty st. Kazim ierz Grus W ydaw ca Drukiem Ign. Ja e g e ra Lw ów .^Sykstuska 33.

i re d a k to r odp. Alfred A/tenbarg

(7)

Str. 7. — Nr. 32. „ S Z C Z U T E K “ 10. sierpnia 1919

ły trzy stoły i p an n a pisząca n a m aszynie. Samo biuro znaj­

dow ało się iw stanie organiza­

cji t. zn. szef przychodził do­

piero o 12-ej a panow ie urzęd­

nicy, koło jedenastej. P an n a przychodziła wcześniej — jak się później przekonałem — zę­

by jej nie przeszkadzano w pi­

saniu. W chw ili, kiedy w cho­

dziłem p isała już zawzięcie.

Z ajrzałem przez ram ię. Akt za­

czynał się od słów : „K ochany B o m b u siu !“ Zdjąłem płaszcz i usiadłem . P a n n a składająca się z dw óch lewych, ale dość zgra­

bnych nóżek, dekoltu i pewnej ilości m uślinu by ła drobna, szczupła i m iała usta trochę krzyw e, ale nakarm inow ane.

Nic zw róciła na m nie uwagi.

Przez trzy kw adranse pisała, zjad ła bułkę z szynką, po p atrzy ła na zegarek, n a mn;ie i zapytała b a r­

dzo inteligentnie:

— P an czeka ?

— Tak.

I zaczęła pisać now y akt.

Tym razem zaczynał się on od słów : „Mój złoty Fredziu !“

D obrze po dziesiątej przyszli panow ie urzędnicy. Trzej. Ka­

żdy w odstępie kw adransa.

Pierw szy, bardzo młody, bez Potem

Potem Potem

wąsów jeszcze, o ptasim w y­

razie tw arzy, — a jak się pó­

źniej dow iedziałem — o nazw i­

sku owada, roześm iał się do m nie, ale nie spy tał jednem sło­

wem kto jestem i czego chcę.

Zaśm iał się też do panny, pi­

szącej n a m aszynie, zaszczebio- tał: Dzień dobry, zasiadł p ra ­ cowicie za stołem i w ydobył z szuflady: „Żywoty p ań swa­

w olnych1'.

D rugi urzędnik był trochę starszy, ale bardziej golony niż posiadający zarost.

Trzeci urzędnik, chorobliw ie blady, w szedł cichutko, ukłonił się grzecznie w szystkim i u- siadłszy n a brzeżku krzesła za­

czął dłubać w nosie, ale tak koncertow o i z taką zaw rotną szybkością, że palce m u tylko m igały ja k śmigi aeroplanu.

Pan, czylający Nanę, ch rząk ­ nął. Grzeczny dłubinos nach y ­ lił się. ku niem u gw ałtow nie:

— Co pan m ówi ?

— N ic! tylko nie dłub pan tak strasznie w nosie.

— To z przyzw yczajenia o d p a rł dłubinos z zaw stydze­

niem, lecz opuściw szy p raw ą rękę natychm iast poniósł lewą do nosa.

(C. d. n.) P O S E Ł KS. O K O N

MISYA PANA MORGENTAUA D onoszą z W aszyngtonu, iż w ysłanie do Polski kom isyi p.

am basadora M orgentaua stano­

wi dopiero zapoczątkow anie działalności n a szerszą skalę.

Dzięki inicyatyw ie pew nej o- sobistości, należącej do najb liż­

szego otoczenia prezydenta Wil­

sona, — w najbliższym czasie wyjedzie do E u ro p y kom isya dla ro zp atrzen ia spraw y bre- tończyków, stale w sposób zło­

śliwy w yn arad a w ian y eh .

Projektow ane jest rów nież w ysłanie (w b ra k u am basadora danej narodow ości) — prim a- sa, b. m ęża ks. Chim ay, który będzie m iał zlecone rozpatrze­

nie w arunków by tow an ia cy­

ganów, zgłaszających protesty przeciw ko zachow aniu się w stosunku do nich ludności osia­

dłej, fałszyw ie pojm ującej za­

sady p raw a w łasności pryw at- nej.

N atom iast pogłoski o tem, ja ­ koby w spom niane wyżej sfery zam ierzały zainteresow ać się kw estyą autonom ii Irlan ji, o- kazu ją się niepraw dziw e.

PRO ARTE

Po głowie m;i .się ry m y b łąk ają, jak dzieci, to swoje, to znów cudze — a w szystkie u p a rte ; m oje pióro n ad nimi p iln ą sp ra w ia w artę, bo rym , gdy go nie trzym ać, to zaraz wyleci.

Co mi tam — w szak nie tw orzę dla sław y stuleci, w ięc nie p atrzę — czy w arte, czy nie wiele warte, i rzucam |ante pornos — ja, pik ad or trzeci.

W rozsłonecznione ran k i, czy w zimne wieczory, w pokoju, n a ulicy, w tram w aj u , w czy łaźni, czy jestem całkiem zdrów , czym tro ch ę jest chory, w napadzie nienaw iści, czy w tran sie p rzy jaźn i — cieszę się — żem poetą, że inni nie tacy — i w szystkim tę w iadom ość daję, ja k n a tacy.

(m. )

(8)

OGNIEM I MIECZEM, CZYLI PRZYGODY SZALONEGO GRZESIA — POWIEŚĆ WSPÓŁCZESNA

ROZDZIAŁ XXI.

Rys, K. Mackiewicza.

R az poznańskie in fu la ty

Mówią: G rzesiu! Idź na czul u Gdy cichutko idzie polem D opadł szw aba z parasolem

K lóry siedział za pozycyą 1 m ia ł handel am unicyą.

W szystko, brachu, złóż na taczki, P otem poszedł Grześ powoli, Vo inaczej z ciebie flaczki. W ziąw szy szw aba do niew oli.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rzecz stoi w zw iązku z obietnicam i, które poczynił kongres pokojow y żydom zam ieszkującym Polskę.. Munio zawsze do

W czasie oblężenia W arszawy przez Niem ców Milanówek uwiecznił się tem na kartach historyi, że istniało wówczas bezpośrednie połączenie kolejowe

Dalsze 3 króliki zarażone cholerą zjadła pew na rodzina z Kaźmierza, która zaraz potem poszła do teatru na W ygnanego Erosa.?. Zbliżam się do

trój przym ierza — siaduje se cicho przy kawie, jakby najzw yklejszy śm iertelnik.. W pow ietrzu coraz bardziej

— Bardzo mi się podoba podniosły, poetyczny styl tej konstytucyi, zwłaszcza ustęp o orle białym, który symbolizować m a jasność, m ajestat, moc, górność

M ieszkańcy tej wsi są zupełnie bezbożni, nie chcą iść do w ojska u kraińskiego i nie żyw ią żadnych uczuć narodow ych dla U krainy... Albo jedno albo

Bolszewicy zostaną sromotnie pobici, poczem zajmą Odessę, Archangielsk, M urm ań i podbiją Syberyę. Ukraińcy będą ostrzeliwać granatam i Lwów, wobec czego

Jestto stolica pokolenia polishm en, które prow adzi tu w alkę z jak im iś H ajdam aks... Od tej chw ili włóczy się po Polsce