• Nie Znaleziono Wyników

Szczutek. R. 2, nr 50 (1919)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Szczutek. R. 2, nr 50 (1919)"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

NUMER SPECYALNY: GALICYA WSCHODNIA,

CENA N-RU Mk. 1*30 K 2.— 15. GRUDNIA 1919

DYPLOMACYA BEZ WASEL1NY Rys. K. Grusa

P oczciw y z was naród! Szkoda tylko t e nie m ieszkacie w Indy ach!

(2)

KRÓTKO i W ĘZŁÓ W A TO.

Puścić chcecie nas b ez szelek R zem yk w ziąć od spodn i?!

Niema Polski b ez Galicy i, Bez Galicy i W schodniej!

Bo pod jednem hasłem w tedy Polska się, uzgodni:

Precz z ententą, która nie chce Dać Galicy i Wschodniej!

W k ą t mamuty, w k ą t statu ty N ikt nie udowodni

Niema Polski bez Galicy i, B ez Galicy i W schodniej!

Może w tedy b y wam było Trochę niewygodniej...

Precz Jankesy, handełesy Od Galicy i W schodniej!

Bury Jan.

N I E D O Ł Ę S T W O

Teraz dopiero wyszło na jaw nowe niedołęstwo polskiej agencyi telegra­

ficznej, tem gorsze, że dotyczyło rzeczy tak ważnej, jak ostatnia mowa premiera na posiedzeniu Sejmu. Oto do tekstu zakradła się om yłka drobna, ale przecież zmieniająca s e n s : O to słynny okrzyk p r e m i e r a : N iem asz Polski bez Lwowa/ brzmiał inaczej, a m ian o w icie: N iem asz Polski bez Paderewskiego■'

P O T R Z E B A F A C H O W C Ó W !

. \

Już wszystkie wróble na dachu śpie­

wają, że nie dojdziemy do ładu, d o ­ póki gabinet nie będzie składał się z tęgich i wypróbow anych fachow­

ców. Nigdy, a tembardziej teraz! Dla­

tego, sk o ro rząd ma ochotę ak cepto­

wać projekt koalicyi, który wykrawuje nam z Ojczyzny wschodnią połać M ałopolski, należy zaprosić do tej operacyi jedynie odpowiedzialnych fachowców, którzy doskonale na rze­

czy się rozumieją, bo ją od dawna przygotowywali. Dlatego p r o p o n u ­ jemy, aby w nowym gabinecie ster rządów objął hr. C z e r n i n , tekę spraw wewnętrznych gen. H u y n , a spraw wojskowych F r y d e r y k Wie- szatel. Miejsce pani Lucyny na zam ­ ku może wobec tego zająć d o s k o ­ nale. cesarzow a Z y t a . Ci wszyscy wprow adzą doskonale w życie projekt Lloyda G e o rg e ’a.

J E S Z C Z E JE D N A ...

Na pewien odcinek wschodniego frontu zjechała misya koalicyjna — (siódm a z rzędu w ostatnim m ie­

siącu).

Oficer dyżurny raportuje o tem dowódcy odcinka.

— Co znowu m isya? Po co? ...

— W celu zbadania bogactw n a ­ turalnych w kraju...

— Proszę im powiedzieć, że m a­

my dużo drzewa, bardzo dużo drzewa

— ale wszelki pasek jest wykluczony...

W S Z K O L E H A N D L O W E J W szkole handlowej wykład :

— Produkty krajowe występują na rynku obficie i tanio. Im portowane z pow odów transportow ych są rzadsze i droższe — przykład, panie Zawi- ja lsk i!...

— U nas pełno artykułów g u m o ­ wych i jedwabi, a brak soli i nafty, widocznie w Polsce niema kopalń.

K O C H A N Y S Z C Z U T K U ! Opowiem Ci historyę kapitalną, a tem cenniejszą, że nieomal auten­

tyczną. Rzecz się działa w Belwede­

rze Ignacy Paderewski przybył na audyencyę do Naczelnika państwa.

— Chciałbym — powiada do adju- tantów — widzieć się zaraz z Naczel­

nikiem państwa.

Adjutanci proszą pana Ignacego o chwileczkę cierpliw ości: Za małą chwilę Naczelnik przyjmie go na a u ­ dyencyę.

Chwila m ała minęła, adjutanci wprowadzają pana Ignacego do wnę­

trza intymnych kom nat Naczelnika.

Nagle pan Ignacy cofa się zażeno­

wany. Znaleźli się bowiem u wejścia do łazienki, w której właśnie brał kąpiel sternik polskiej nawy.

Lecz wówczas d a ł się słyszeć d o ­ brotliwy i zapraszający głos z wnętrza ła z ie n k i:

Ależ proszę, proszę bliżej, panie prezydencie. Tu przynajmniej mam pewność, że będę mówił z panem s a m y m .

(3)

II

15. grudnia 1919. Str. 3. — Nr. 50.

PU N KTY WILSONA Rys. K. Grusa.

A ż c z te r n a ś c ie p u n k t ó w i w s z y s t k i e ś m i e r d z ą !

POLE CHW AŁY.

O d p o w ie d zc ie ż m i, panow ie, co z a s k u r c z y b y k i

re k w iru ją d z iś d la w ojska różne lo k a lik i ?

T rza b y z b a d a ć p o ko lei w szy s tk ie te firc y k i,

bo z d u m ie n ie za c z y n a ją b u d zić icb p ra k ty k i.

CI)ocic ż roi się w sto lic y od ró żn ycb „ciyambras g a rn ie s" ,

g d z ie się k r y ją z p a n ie n k a m i m ło d zie ń c y fig la r n i ;

cb o ć w yb o rn ie p ro sp e ru ją d z ie s ią tk i k a r d a m i ;

cboć W arszaw ie n ig d y n ie brak tin g lo w ycb m a łp ia r n i;

re k w iz y c y e o sz c zę d za ją w szy s tk ie te lo ka le

0 u ży c iu icb\ d la w ojska nie m y ś li się wcale.

L ecz w ła żą do k u ltu ra ln y c h to w a rzy stw , d rą g a le

1 na b ru k j e w yrzu ca ją bez ża d n e g o „ale"...

Ac/j, m ó j drogi, p y ta ć oto dzisiaj... B oże, broń c ię !

C óż d ziw n eg o , ż e szu le rn ia sp o ko jn a w sw y m k ą c ie

a „cbam bres g a rn ie s" o b słu g u ją M anie, Z o sie, B ro ń cie ?,..

To je d y n e p o le cb w a ły na w a rsza w skim fro n cie.

Benedykt Hertz.

NA CZASIE

Pewien antysemita" proponuje, by Aleje Jerozolim skie przechrzcie na rnniej palestyńską nazwę Aleje Pre- zydentowej.

W C U K IE R N I Z IE M IA Ń S K IE J

— j a k Pan sobie wyobraża re k o n ­ strukcję gabinetu ?

— Żeby premier przestał być mężem swej żony, a natom iast p. premierowa została tylko żoną swego męża.

W F O R E I G N E O F F I C E Premier Wielkiej B ry tan ii:

— Dla tych wszystkich Gruzyi, Estonnii, Azerbejdżanów et tutti quanti wygotować blankiety tele­

graficzne: „Wielka Brytania uznaje niepodległość i tu wykropkować.

K toś, kto się wyznaje na m a ­ pie, wypełni je. Ale dodać, że mają walczyć z b olszew ika m i!

D e nikinow i, K o łcz akow i, wysłać buty, amunicyę i papier na bank­

noty wraz z napom nieniem do bi­

cia bolszewików i upewnieniem, że Anglia nie popieraseperatyzm ów estoń­

skich, gruzińskich etc.

Bolszewikom zadepeszować, że ani jeden żołnierz angielski nie walczy z Sowdepią i z a p ro p o n o w ać im układ handlowy, tylko dobrze pilnować, żeby się to opłaciło!

— Co z P o lsk ą ?

— Pan myśli, że ja mam czas o tem wszystkiem myśleć? Polska, Palestyna — to resort referenta litery

„ P “ — czy dziś on jest, bo to so b o ta ?

J E D E N Z W IE L U

Mister Cavis, angielski dyplomata, skarży się jednemu z kolegów : „Więc dobrze... Cieszyn i Oraw ę wezmą Czesi, Warmię i Mazury Prusacy, G a ­ licję wschodnią Rosjanie, ale czemuż u djabła nikt nie zgłasza się po Kra­

ków i W arszawę11.

Z N A L E W E K .

P. Danziger, warszawski milioner, należący do mniejszości nie tylko co do majątku ale i rasy, przesłuchany w sprawie fałszywego donosu :

— Pan sprowadziłeś policyę rzeko­

m o na komunistów, a tam tymczasem była tylko randka pańskiej żony z p a ń ­ skim kolegą po kiesie!

— No, czy on nie zrobił sobie k o ­ munizmu ze m ną co do ż o n y ?

P R Z Y G O D A L O T N IK A . Lotnik amerykański, dążący z N o ­ wego J o rk u do Pekinu, wylądow ał nie­

spodziewanie w Krotoszynie (Rzecz­

pospolita poznańska). Język nieznany wokoło. Oryentuje się tylko zgrubsza, że jest w Europie (zobaczył napis ,,Kino“). Wchodzi do najbliższego sklepu i wyjmując list, pokazuje, że chce marki.

D ano mu.

— I a m i n G e r m a n y , west­

chnął smętnie.

Na marce bowiem czerwieniał n a ­ pis : D e u t s c h e s R e i c h .

N O W E RYMY I.

Cześć! Polska! Naród i Ojczyzna!

Oto są częste, ś w i ę t e słów ka!

Ale powszechnie — każdy przyzna — N a j ś w i ę t s z e m słowem j e s t : ła-

[pówka !

Mielibyśmy cię gubić, o wsławiona, Ojczyzno nasza ? O n i e ! Boże nas

[skarż Bo któż na świecie dzisiaj nas po- [kona, Jeżeli prawie każdy z nas jest — [ p a s k a r z !

K. Kr.

(4)

S P R A W A GALICY1 WSCHODNIEJ.

Argument.

Znów Koalicya robi nam kawały

Więc wielki hałas wszczął się w Polsce całej Jedni wołają głośno: Protestować!!

D rudzy: krwi zim nej! dalej pertraktować!!

A polski żołnierz, który kresów strzeże Ten spraw tych sobie do serca nie bierze Bo wie, że w krzepkich dłoniach karabiny To w polityce argument jedyny.

Propozycya.

Warszawska prasa pociesza nas z taktem, Ze orzeczenie świetnej Koalicyi

Nie jest bynajmniej dokonanym faktem Lecz ma charakter jeno propozycyi.

Pocóż te słowa i gesty ozdobne Jeśli utrzymać pragniemy Galicyę

To odpłacając pięknem za nadobne Zróbmy Gerge’owi brzydką propozycyę

Ignis.

Błogosławieni maluczcy, albowiem oni posiądą ziemię... Rys K Grusa

Rusin: Takoj lipsze, że nie mamy w Paryżu piśmiennych przedstawicieli, mamy p r zy na- mniej pewność, że nie podpiszą za nas żadnego głupstwa.

(5)

13. grudnia 1919. „S Z C Z U T E K“ Str. 5. - Nr. 50.

ST E R N IK i B A Ł W A N Y . Rys K. Grusa.

Choć stan łodzi opłakany Sternik wciąż je st dobrej miny Chociaż srożą się bałwany Chociaż węszą żer rekiny.

Każdy ugryść chce troszeczkę Tęgo paszczę swą rozdziawia Bałwan woła: „daj mareczkę!“

Rekin woła: „Borysławia!“

Więc sterniku te zamysły Podepcz śmiało bez pardonu Grzmoć bałwany z ponad Wisły Pędź rekiny z Albionu.

(6)

Ballada ukraińska.

Tam gdzie Ziem iańska, tam gdzie [ Lourse, W oparach czarnej kawy

R odzi się polityki k u rs, Ster skręca polskiej nawy...

Dyplomatyczna ówdzie brać, Co mówię, to nie bajka,

Codziennie snać ją na to stać Kolumba zn o si jajka.

Codziennie nową świata część Odkrywa po kolei,

Codziennie (a ż się ściska pięść!) A rty k u ł nowy klei.

Ambasadory, pal ich czart! A w gębie każdy chrobry,

Z kart świata — robią talię kart, O Polskę idą robry.

0 Polskę idzie wściekła g r a : Ma większa być, czy m niejsza?

...Słońca zamknięte w barwne szkła R oznosi z kresów gejsza...

K toś zg ra ł się!... Ktoś gra j u ż na [dług!...

Twarz czyjaś śmiercią blada!...

Z rękawa wtem, ja k z m achin bóg.

Figura nowa pada.

Figura nowa, tęgi skiz, N ad tuzy - tuz zwycięski,

Z wszelakich nas wybawi kryz S a b a to r pośród klęski.

Z jakichże sp ły n ą ł ku nam stref?

Nie trudna to za g a d ka : Zowie się ojciec jego B lu ff, A Wolta jego matka.

J u ż z kim ś za czynał kiedyś targ, Odemknąć m ia ł mu spichrze, J u ż ktoś tam przezeń skręcił kark

W stalowym wojny wichrze.

Ambasadorów rojny ul Spisuje, zgiąwszy karki D ekalog swej Politic Scholl,

Od wiersza po ćwierć marki.

„Tę kartę — piszą — Polsko dzierż, Nie badaj ni minuty.

Wiersz smętny to, czy smętna vierge,

M asz a tu t nad atuty!

Chmielnicki, H um ań, Gonta, Lwów, Oto je j chwały ślady!

Zapytaj setki krwawych głów, Gdy księżyc zejdzie blady.

Podejm ij ową kartę z krwi 1 ciśnij na gry sto lik!

Do palców lep n ie? w oczach ćm i?

G raj ś m ia ło ! dość bukolik /“

Am basadorski brzęczy zgrzyt Od nocy do poranka...

...A gdy na szybach sta n ą ł świt Ktoś wszedł tam (jak duch Banka).

Żołnierski na nim szary p ła szcz, Na pierś się sypią róże,

R ozrzutny siew arm atnich paszcz Z anurzył kwiat w purpurze.

Włosy, ja k starodawny kask, Wichurą wzdęte rączą.

Usta, w miesiąca strojne brzask, Tajemne słow a sączą...

„Ani się waż, ani się waż, Tknąć dłonią karty wrażej!

Otom zaciągnął baczną straż I z tej nie zejdę straży.

Otom z dalekich przybył łą k Uśpionych ponad Letą, Fałszyw ą kartę z twoich rąk Śmiertelnem strącić V eto!...“

Tam gdzie Ziem iańska, tam gdzie [ Lourse, W oparach czarnej kawy

R odzi się polityki kurs, Ster skręca polskiej nawy...

Siut.

T R Z Y N A S T Y P A R A G R A F W IL S O N A

Z C Z A S Ó W O K U P A C Y I B ELGII.

Było to w okupow anej przez Niem­

ców Belgii. Po strasznych dniach te- roru, nastał kurs trochę łagodniejszy.

Szukano sp o so b ó w współżycia z za­

ciętymi Belgami. Komenda wojskowa wydała rozkaz dla oficerów i urzęd­

ników, ażeby starali się łagodnem obejściem zyskać sympatyę ludności.

Pewnego dnia oficer pruski sp o tk ał podczas spaceru za miastem m łodego Belga, który prowadził na targ białe­

go osła. Pamiętny dyrektyw swej k o ­ mendy, postanow ił wszcząć przyja­

cielską rozm ow ę z młodzieńcem.

— Hej! m łody człowieku, co za królewski okaz osła. Jak przezwałeś go, przyjacielu? Zapew ne Albertem, przez pamięć swego nieszczęśliwego króla?...

— Nie, panie! zanadto lubię swego króla... — o d p a rł skrom nie Belgijczyk, odparow ując zręcznie nietakt butnego Prusaka.

Odpowiedź ta zirytowała oficera.

Trzaskając spicrutą o sztylpy, począł k rzyczeć:

— Znam was dobrze, buntownicze p le m ię ! Przyznaj się... może ty prze­

zwałeś swego osła Wilhelmem d ru ­ gim ?!

— Nie, panie! zanadto lubię swego o s ła ! — odpowiedział dowcipny Bel­

gijczyk.

C O T O J E S T G A L IC Y A ? Na pewnych żeńskich kursach w ar­

szawskich, gdzie udziela się paten­

towanego d o m o w eg o wykształcenia—

panienka dwunastoletnia zapytuje n a ­ uczycielki :

— Proszę Pani... co to znaczy — tu jest takie,dziwne słow o : Galicya? ..

— Co ?... P anienka z dobrego domu nie pyta się o takie słowa!...

— Ależ proszę pani... to jest na­

pisane w książce...

— T a k ? Chcesz wiedzieć? T o jest taki kraj, w którym urodził się D a­

szyński i w którym żyją Galileusze.

N O W A P O L S K A .

Pierwsza była w ublinie Mora- czewskiego i Daszy kiego, druga w Warszawie Pader skiego i P iłsu ­ dskiego, trzecią m.i.ny we Lwowie Bilczewskiego i Wysłoucha...

(7)

15. grudnia 1919. „S Z C Z U T E K“ Str. 7. — Nr. 49.

T R U J Ą C E G A ZY

Nie doszliśmy jeszcze d o p an o w a­

nia rad, mamy zato panow anie rad­

ców. *

Za dużo u nas Kotasów, za m ało potasu.

*

Najwięcej ludzkiego wyrazu w o- czach mają jednak psy.

P R Z Y S Ł O W IA Z R E F O R M O W A N E Za prezydentury Ignasia,

Jedz, pij — o ile puszczasz na pasia.

D O W C IP N Y

Isak Sterri i J ak ó b Teitelbaum w ra­

cali przez las do domu. Wtem wynu­

rza się z gąszczy bandyta, zagradza im swojem ciałem ścieżynkę leśną i w y­

ciągnąwszy brauning w oła: Pieniądze albo życie !! Naturalnie pieniądze ! ! pomyśleli równocześnie przerażeni kupcy i wyciągnęli posłusznie dobrze wypchane portfele. Lecz zanim je oddali bandycie Isak Stern zwrócił się do niego z uprzejmą p ro ś b ą :

— „Przepraszam panie bandyta — tylko jedna minutka a wszystkie pie­

niądze znajdą się w pańskiej kiesze­

ni". A gdy bandyta dał znak przy­

zwolenia, chytry atern zwrócił się do towarzysza swej n ie d o li:

— „Słuchaj Teitelbaum. Ja ci jestem winien tysiąc koron. T o ja ci teraz w tej chwili oddaję przy świadku tych tysiąc k o r o n “.

W E S T C H N I E N I E .

Judenicz daremnie dobijający się o zwycięstwo:

Gdyby tak moi; ludzie wierzyli w światoju Rassieju — jak w arszaw­

skie dw ugroszów ki...!

A G D Y P R Z E M I N Ą Ł CZAS...

W roku pańskim 1944 obiegła pra­

sę polską wiadomość o ciekawem odkryciu jednego z młodych history­

ków. Po żmudnych poszukiwaniach archiwalnych, po uciążliwej szperani- nie w zapylonych, oku ludzkiemu niedostępnych szpargałach dowiedział się ten mól książkowy, że na rok bie­

żący 1944 przypada jakaś dziwna wielce oryginalna rocznica dziejowa.

D okum ent ów jest bardzo trudno zrozumiały i tylko fachowi badacze paleografii zdołali wytłumaczyć jego znaczenie. Ow oce badań są dość cie­

kawe.

Wynika z nich, że ongi w zamierz­

chłych początkach odrodzonej Polski w r. 1919 granice Rzeczypospolitej nie były jeszcze tak jak dziś ustalone i stawały się nieustannie przedm io­

tem pożądania istniejących wówczas państewek, które były jeszcze wtedy wielkiemi mocarstwami. P ró b o w a n o szukać śladów żywej tradycyi o tej epoce, ale wobec krótkiego życia lu­

dzi dzisiejszych okazało się, że nie dożył naszych czasów ani jeden czło­

wiek, pamiętający owe bajeczne dzieje.

Musimy więc zawierzyć w zupełności staremu dokumentowi.

Jeden z jego ustępów przytaczamy.

Powiedziano tam, że jakaś „enten- t a “(?) odm ów iła państwu naszemu w r. 1919 przyznania wschodniej Ma­

łopolski i tylko wydzierżawiła ją na lat 25(?). Dużo również wzmianek w dokumencie o jakow ym ś „panu P a d e r e w s k i m “ i „ L l o y d z i e G e o r g e ’ u “.

Czytelnik dzisiejszy nie ze wszyst- skiem zrozumie znaczenie tych wy­

razów. Co znaczy najpierw wyraz

„ententa"?. Dokładnie niewiadomo.

Być może, że oznaczało to jakąś fir­

mę bankierską starej Europy, która udzieliła Polsce pożyczki pieniężnej na zastaw za jakieś tereny m a ło p o l­

skie na przeciąg lat 25. Wiadomo bo­

wiem, że w czasach bajecznych lu­

dziska cięgiem bili się między sobą i używali tz. pieniędzy, jako środków płatniczych. Ale co to miało w spól­

nego z granicami naszej ojczyzny, te­

go nie dojdżie. Ów wspomniany

„ G eo rg e“ był zapewne prokurzystą owej firmy bankierskiej. Co natomiast oznacza wyraz „p. Paderewski“ tego dziś nikt nie odgadnie. W każdym razie odkrycie jest c ie k a w e , bo o d ­ słania nam jeszcze jedną kartkę ze sm utnego życia naszych biednych przodków.

P. S.

W ostatniej chwili dowiadujemy się, że z d o ła n o dociec znaczenia wyrazu

„pan Paderew ski1*. W jednym z b ar­

dzo starych leksykonów (jedyny eg­

zemplarz, biały Kruk, znajduje się w Bibliotece Narodowej w Warszawie) odszukano, że jakiś Ignacy Paderew­

ski był kom pozytorem menueta. Moż­

liwe, że to ten sam.

H U M O R NA F R O N C IE . W kawaleryi jest zwyczaj ra p o rto ­ wania stanu koni, a nie żołnierzy, więc porucznik Kettenhandler — Kietlicz melduje:

— Panie Rotmistrzu, melduję p o ­ słusznie: trzydzieści sześć koni wraz ze mną.

— Może „wraz z m o im “ — chciał pan powiedzieć — szepcze rotmistrz bo wszakże ułani nie siedzą na osłach !

*

Wiigotna jesień, mokra. Katary — Antek z gracyą dw om a palcami wy- siąkuje nos.

— Makolągwa będziesz m usiał się przećwiczyć, jak Ci Koło Polek przyśle na drzewko — chustkę do nosa!

N a stę p n y 51 n u m e r „ S z c z u t k a ” w yjdzie na drugi tydzień

I -

w podwójnej objętości T B #

ja k o

i l l l E E GWIAZDKOWY

Cena te g o z e szy tu w oddzielnej s p r z e d a ż y będzie w y n o s iła K. 4'— M k. 2 '6 0 . P r e n u m e r a t o r z y stali o tr z y m a ją n u m e r ten b e z ż a d n e j d o p ł a t y . --- :---

P re n u m e r a ta „ S z c z u t k a “ na ro k 1 9 2 0 w y nosić będzie k w a rta ln ie K. 2 5 ‘ — M k. 12' — z p r z e s y łk ą p o c z to w ą K. 3 0 ’— Mk. 2 0 ' — , p ó łr o c z n ie K. 5 0 — Mk. 3 6 ' — , z p r z e s y ł k ą K. 6 0 ' — M k. 4 0 ' — , c a ło r o c z n ie K. 1 0 0 '— Mk. 7 2 ' - - , z p r z e s y ł k ą K. 1 2 0 ' — M k. 8 0 ' —

N ow i p re n u m e r a to r z y w n o s z ą c y p r e n u m e r a tę p ó ł r o c z n ą z g ó ry o tr z y m a ją bezpłatnie

cz te ry g ru d n io w e n u n ie ra s p e c y a l n e : „K oniec ś w i a t a 11, „G alicya w s c h o d n i a 11, N u m e r g w ia z d k o ­ wy i s y lw e s tro w y . P rz e d p ła c a ją c y p r e n u m e r a tę c a ło r o c z n ą z g ó r y o tr z y m a ją p o z a te m bezpłatnie K alendarz „ S z c z u tk a " na ro k 19 2 0 . ... ... =====

(8)

List obrońców "Lw ow a do pana G eorge’a Lloyda.

Rys. M. Berezowskiej.

przyrównasz możę na$ do ciemnych ^list Gjdy to pijanie do rąk twoich dojdzie

J\ przecięż śmiemy pisać do Ci? list

UJięlce Szanowny panie Dziurdziu Lloyd^i<ą!

Dobryś ty dla nas, dobrzy bądźmy i my ([rudno za darmo ujciąą prezęnty brać — (Eyś nan] pożyczył, rrjy ci pożyczymy Bo przecie?, ^n^lia to jejt twoja mać-

Bowien] jesteśmy u)d^i<?c^n> z wszystkich $ił

^obowiązani mocno, zę w$zech n|iar, 2eś tak Wspaniałomyślny dla nas był, 2eś królewski ofiarował dar.

Dokładniej rzecz $ię popiej porozlicza Jymczasęn] niechaj słyszy cały świat —

£e jTjłodzięż Lwowa brytanom pożycza JYfiast^e^ko Lorjdyrj na pięćdziesiąt lat!

Widać, żę z ciebie poczciwy gud baj K ie tak jak inne hyclę, psia ich kręć Chcesz nam pożyczyć na$z ojczysty kraj J to na całych — lat dwadzieścia pięć!

Chcemy, by ^n^lii też się dobrze wiodło Byś £y, o Dziurdziu, był wesół i zdrów, 2aś u bram miasta n^ch widnieje ^odło:

^n^likon] Londyn ofiaruje Ludu).

przyrównasz możę nas do ziemnych glist, Gjdy to pijanie do rąk tuJoich dojdzie

J\ jednak śmiemy pi$ać do Cię list

Wielcę Szanowny panie Dziurdziu Lloydzie!

Bury Jan.

Kierownik literacki: Stanisław Wasylewski. Kierownik art.: Kazimierz Grus. Wydawca i red. odpow.: Alfred Altenberg.

Klisze wykonane w zakładzie art- graficznym „U nia“ . Drukiem W. A. Szyjkowskiego^Lwów, Zimorowicza 14.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rzecz stoi w zw iązku z obietnicam i, które poczynił kongres pokojow y żydom zam ieszkującym Polskę.. Munio zawsze do

W czasie oblężenia W arszawy przez Niem ców Milanówek uwiecznił się tem na kartach historyi, że istniało wówczas bezpośrednie połączenie kolejowe

Dalsze 3 króliki zarażone cholerą zjadła pew na rodzina z Kaźmierza, która zaraz potem poszła do teatru na W ygnanego Erosa.?. Zbliżam się do

trój przym ierza — siaduje se cicho przy kawie, jakby najzw yklejszy śm iertelnik.. W pow ietrzu coraz bardziej

— Bardzo mi się podoba podniosły, poetyczny styl tej konstytucyi, zwłaszcza ustęp o orle białym, który symbolizować m a jasność, m ajestat, moc, górność

M ieszkańcy tej wsi są zupełnie bezbożni, nie chcą iść do w ojska u kraińskiego i nie żyw ią żadnych uczuć narodow ych dla U krainy... Albo jedno albo

Bolszewicy zostaną sromotnie pobici, poczem zajmą Odessę, Archangielsk, M urm ań i podbiją Syberyę. Ukraińcy będą ostrzeliwać granatam i Lwów, wobec czego

Jestto stolica pokolenia polishm en, które prow adzi tu w alkę z jak im iś H ajdam aks... Od tej chw ili włóczy się po Polsce