• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1925.07.25, R. 2, nr 30

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1925.07.25, R. 2, nr 30"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Ewa ngelja

KJIHGFEDCBA św. Łukasza roztlz. 16, wiersz 1—9.

W on czas powiedział Jezus uczniom Swo­

im tę powieść: Był niektóry człowiek bogaty, który miał wlódarza, a ten był doniesion do nie­

go, jakoby rozproszył dobra jego. A wezwał go i rzeki mu : Cóż to słyszę o tobie1? Oddaj liczbę wlódarstwa twojego, albowiem już włó- darzyć nie będziesz mógł. I mówił wlódarz sam w siebie : Cóż uczynię, gdyż Pan mój o- dejmuje odemnie włódarstwo ? Kopać nie mo­

gę, żebrać się wstydzę. Wiem co uczynię, że gdy będę złożon z włódarstwa, przyjmą mnie do domów swoich. Wezwawszy tedy każdego

« dłużników pana swego, mówił pierwszemu:

Wieleś winien panu memu1? A on odpowiedział;

Sto bare! oliwy. I rzeki mu: Weźmij zapis twój, a siądź natychmiast, napisz pięćdziesiąt.

Potem drugiemu rzeki: A ty wieleś winien ? Aon rzeki: Sto beczek pszenicy. I rzekł mu:

Weźmij zapis twój, a napisz ośmdziesiąt.

I pochwalił Pau wlódarza niesprawiedliwości, iż roztropnie uczynił. Bo synowie tego śwtata roztropniejsi są w rodzaju swoim nad syny światłości. A ja wam powiadam : Czyńcie so­

bie przyjacioly z mamony niesprawiedliwości, aby gdy ustaniecie, przyjęli was do wiernych przybytków.

□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ !□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □

Nauka z ewangelji.

Kim jest bogaty człowiek i jego włodarzowi© ? Bogatym człowiekiem jest Pan Bóg, a wló- darzem człowiek, któremu Pan powierzył pod zarząd rozmaite dobra ciała i duszy, natury i łaski, jako te : pięć zmysłów, zdrowie, siły ciała, zręczność, moc i władzę nad drugimi, pa­

mięć, rozum, wolną wolę, wiarę i dobre natchnie­

nie i oświecenie, czas i sposobność do dobrego, doczesne dobra i t. d, Tych rozmaitych dóbr nie daje nam Pan Bóg na własność, tylko na to, ażebyśmy niemi zarządzali i obt%cali je na chwalę Jego i bliźnich naszych zbawienie i dla tego zażąda On od nas jak najściślejszego ra­

chunku, jeżeli dóbr tych źle użyjemy, jeżeli do­

puszczać się będziemy grzechów, pędzić przy­

jemnie życie, gorszyć uciskać drugich.

W jakim celu powiedział Chrystus to podo­

bieństwo ?

Ażeby nas pobudzić do Pełnienia ucsynków , miłosiernych, mianowicie do wspierania ubo­

gich przez jałmużnę.

Jacy to są przyjaciele, których zjednywać sobie mamy przez jałmużnę ?

Są to jak uczy św. Ambroży, prócz ubo­

gich, Święci Pańscy — aniołowie sam nawet Chrystus, gdyż co czynimy ubogim, to czynimy Chrystusowi (Mat. 25.) „Na lichwę daję Panu, kto ma litość nad ubogim i nagrodę odda Mu.

(Przypowieści 14, 17). Ręce ubogiego, mówi św.

Piotr Chryzalog są rękami Chrystusa Pana.

Przez ręce ubogiego posyłamy nasze dobra do nieba, gdzie je po naszej śmierci napowrót znajdziemy : modlitwa ubogich i Świętych, któ­

rych sobie przez nie jako przyjaciel zjednywa­

my, sprawi u Boga z pewnością to, że da nam śmierć szczęśliwą.

Dlaczego chwali bogaty pan włodarza?

Chwali go z powodu jego rozsądku i prze­

zorności, a nie dla jego niesprawiedliwości; dla tego też dodaje te słowa: synowie tego świata roztropniejsi są w rodzaju swoim nad syny światłości, t. j. ludzie światowo myślący, umie­

ją sobie lepiej radzić, aniżeli syny światłości, t. j. pobożni, którzy starają się Bogu podobać i gramadzić skarby niebieskie.

Dlaczego Chrystus Pan nazywa bogactwa niesprawiedliwością ?

1. Ponieważ często nabywamy i przycho­

dzimy do niego w drodze niesprawiedliwości, 2. ponieważ niejednego człowieka pobudza to bogactwo do niesprawiedliwości, 3. ponieważ staje sie ono często powodem rozrzutności i na złe bywa używane.

□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ !□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □

Spojrzenie Matki.

X. Hassbacher, głośny swego czasu misjo­

narz, w jednem z swych kazań przytoczył na­

stępujące zdarzenie:

Znałem przed laty mło jego studenta, który przez swoje rozpustne i bezbożne życie do tego doprowadził, że żandarmi go zakuli w kajdany i uwięzili we fortecy Ehrenbreitstein przy Kob­

lencji. — Ojciec jego już dawno umarł i bie dna matka sama martwić i smucić się musiała* —

(2)

— 1 1 8 —

R o z p a c z r o z d z ie ra ła b ie d n e je j r ę c e i w ie le le z w y le w a ły je j o c z y . — D u s z a je d n a k m ło d e g o z ło c z y ń c y b y ła z a tw a r d z ia łą i ta k p o n u r ą , ja k w ię z ie n ie , w k tó r e m p r z e b y w a ł, a n i ś la d u ż a lu lu b ^ z a s ta n o w ie n ie s ię n a d s o b ą . — B ó l i z m a r­

tw ie n ie r z u c iły w r e s z c ie n ie s z c z ę ś liw ą m a tk ę n a lo ż e ś m ie rte ln e . — W ó w c z a s z w r ó c iła s ię d o k o ­ m e n d a n ta f o r te c y z p r o ś b ą b y p o z w o lił s p r o w a ­ d z ić s y n a d o ja j ś m ie rte ln e g o ło ż a . — K o m e n ­ d a n t z g o d z ił s ię n a to . — O to c z o n y u z b r o jo n y ­ m i ż o łn ie r z a m i p r z y s z e d ł s y n n a d r u g i d z ie ń d o ło ż a u m ie r a ją c e j m a tk i. — B la d a , z g r y ­ z io n a b lis k a ś m ie r c i, n ie p r z e m ó w iła d o n ie g o a n i je d n e g o s ło w a , le c z d łu g o i g łę b o k o w p a tr y ­ w a ła s ię w o c z y s y n a i p o te m d łu g ie m i g łę b o - k ie m s p o jrz e n ie m o d w r ó c iła s ię d o ś c ia n y i r ę ­ k ą d a la z n a k , a b y s y n a o d p r o w a d z o n o . W r ó c ił d o w ię z ie n ia ta k , ja k p r z y s z e d ł: z im n y , p o n u r y , z a tw a rd z ia ły . L © 3 Z w e w ię z ie n iu z a c z ę ła s ię w a lk a . — O s ta tn ie s p o jr z e n ie z b o la łe j, s tr a p io ­ n e j i u m ie r a ją c e j m a tk i, s p o jr z e n ie w k tó re m w id z ia ł: n a g a n ę , k a r ę , u p o m n ie n ie , p r o ś b ę , la ­ s k ę i m iło ś ć m a tc z y n ą — to w s z y s tk o s k r u s z y ­ ło je g o s e r c e . — G d y b y c a ły m ie s ią c , d z ie ń i n o c g o u p o m in a ła , n ie m o g ła b y m u b y ła ta k w ie le p o w ie d z ie ć a n i ta k r z e w n ie i w z r u s z a ją c o d o s e r c a je g o p r z e m ó w ić , ja k to u c z y n iła te rn d łu g ie m , g łę b o k ie m s p o jrz e n ie m n a ło ż u ś m ie r c i.

B u r z a ż a lu z e r w a ła s ię z a ra z w je g o d u s z y i z d a w a ło s ię , ż e s e r c e z b ó lu w k a w a łk i p o p ę k a . P lą c z ą c i ję c z ą c w o ła ł u s ta w ic z n ie : B o ż e , d o ­ k ą d ja z a s z e d łe m ! I o s ta tn ie s p o jr z e n ie m a tk i n a w ró c iło g o ; z m ie n ił s w e ż y c ie , a g d y s k o ń ­ c z y ło s ię je g o w ię z ie n ie , w s tą p ił d o k la s z to ru , z o s ta ł m is jo n a rz e m i — ta k s k o ń c z y ł s w o je k a ­ z a n ie X . H a s s b a c h e r , te g o d a w n e g o z b r o d n ia r z a w id z ic ie d z is ia j p r z e d s o b ą n a a m b o n ie " .

J a k a to je d n a k p o tę g a i ja k ie z n a c z e n ie w ż y c iu d z ie c k a u p o m n ie n ie d o b r e j i p r z y k ła d n e j m a tk i.

□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ !□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □

Ziemia rodzinna.

O, matko ziemio, dobra karmicielko !

żywisz nąs hojnie przy swej piersi mlecznej Niebieskiej rosy ożywczą kropelką

l promieniami jasności słonecznej,

Które przerabiasz na chleb, co się mnoży Codziennym cudem wiecznej myśli bożej.

i\a twoich błoniach wschodzimy, jak kwiaty, A ty stosowne nam wyznaczasz grządki.

Każdy dla siebie znajdzie grunt bogaty.

Swych poprzedników prochy i pamiątki, I każdy tylko na swej własnej niwie.

Może zakwitać silnie i szczęśliwie.

Tam tylko znajdzie odpowiednie soki.

Właściwy zakres i warunki bytu,

Skwarny blask słońca, albo cień granitu, Modrątoń jezior lub krawędź błękitu.

Tam kształt i barwę właściwą przybiera.

Na czas dojrzewa — i na czas zamiera.

Zna sie z burzami swej ojczystej strony, I z tchnieniem wiosny ,która go upieści....

1 pewny od początku idzie uzbrojony Na rozkosz życia i jego boleści.

Wiec nic dziwnego, że nad wszystkie inne Musi ukochać zagony rodzinne.

Adam Asnyk.

Skarb w ręku niewiernych.

B y ło to w r o k u 1 4 5 3

O s ta tn ia w o jn a z c e s a r s tw e m b iz a n ty ń s k ie m ; o s ta tn ia w a lk a z e h r z e ś c ija ń s t w e m n a W s c h o ­ d z ie . R u n ą ł k r z y ż , z a ś w ie c i! p ó łk s ię ż y c g o d ło is la m u .

D e c y d u ją c a b itw a p r z e g ra n a . K o n s ta n ty n X I . P e le o lo g b r o n ił s ię m ę ż n ie . Z g in ą ł o s ta ta - tn i c e s a rz ś m ie rc ią b o h a te r s k ą w r a z z e s w y m d w u n a s to ty s ię c z n e m w o js k ie m . E u r o p a n ie z a ­ s ila ła g o , n ie p o m o g ła , p a trz y ła o b o ję tn ie ja k n a ­ w a ła tu r e c k a w d z ie r a ła s ię c o r a z d a le j, z m ia ta ­ ją c z o b lic z a z ie m i c h r z e ś c ija ń s k ie p a ń s tw a .

W ę g r y i P o la c y p r ó b o w a li s ta w ić d z ie ln y o p ó r . A le s a m i w y p r z e ć z E u r o p y n a p a s tn ik a n ie z d o ła li. W r e s z c ie z d o b y ty K o n s ta n ty n o p o l, s to ­ lic a K o n s ta n ty n a W ie lk ie g o i ś w ię te j H e le n y , s to lic a n a u k c h r z e ś c ija ń s tw a n a W s c h o d z ie , s p u ś c i­

z n a s ta r o ż y tn e j G re c ji!

Z tr iu m fe m w je ż d ż a s u łta n M a h o m e t I I d o m ia s ta , m ia s to d y s z y ś m ie r c ią — u lic e p o k r y te tr u p a m i i' k o n a ją c e m i. A k to ż y w z o s ta ł, b ę ­ d z ie z a m o rd o w o n y ! O k r u tn i z w y c ię z c y n ie d a r u ­ n ik o m u .

M a h o m e t I I k ie r u je s ię k u k o ś e io w i ś w . Z o f ji. O lś n ie w a g o w s p a n ia ła b u d o w a J u ­ s ty n ia n a W ie lk ie g o , p o m n ik s ła w n y c h d n i B i­

z a n c ju m , w c z a s a c h , g d y p r o r o k is la m u z a c z ą ł g ło s ić s w o ją n a u k ę . . . N ie p r z e c z u w a ła p e ­ w n ie p ię k n a ś w ią ty n ia z o f ijs k a , ż e m u z u łm a ­ n o m b ę Iz ie s łu ż y ć . . .

N ie m o ż e o c z u o d e r w a ć M a h o m e t I I n a w i­

d o k te g o c u d u ś w ia ta , s e r c e b ije z e w z r u s z e n ia . P ę d z i s z y b k o i k o n n o w p a d a d o k o ś c io ła .

T łu m y ja n c z a r ó w r o z s tę p u ją s ię p o k o r n ie - S u lta n s ta je ja k w r y ty : s e tk i k o lu m n d ź w ig a ją s k le p ie n ia , w k o ło m ie n ią s ię g r a n ity e g ip s k ie , r ó ż n o b a r w n e m a r m u r y a r c h ip e la g u , lś n ią z ie lo ­ n o ś c ią k o lu m n y z e ś w ią ty n i D ia n y i E f e r u , b ły s z c z ą ja k w o g n iu p o r ty k i ś w ią ty n i Z e u s a . T o p a m ią tk i s ta r o ż y tn e j G r e c ji z n a la z ły m ie js c e w k o ś c ie le ś w . Z o f ji. N a ś c ia n a c h o lb rz y m ie m o z a ik o w e o b r a z y ś w ię ty c h a p o s to łó w : o b r a z B o g a r o d z ic y s k ą p a n y w z lo c ie .

M a h o m e t z e d r ż e n ie m p o d n ió s ł w z r o k k u g ó r z e i z n ó w s to i ja k b y s k a m ie n ia ły z p o d z iw u . O to s k le p ie n ia o k r ą g łe n a d n im z a w is ły ta k ic h r o z m ia r ó w i ta k p r z e p ię k n e , iż i w s n a c h s w o ­ ic h d u m n y w ła d c a n ic p o d o b n e g o n ie p r z e c z u ł i n ie w y m a r z y ł.

S to i w ię c z a p a tr z o n y w b iz a n ty ń s k ie s k le ­ p ie n ie , z a p o m n ia ł o w s z y s tk ie m d o k o ła i je g o p o g a ń s k a d u s z a u to n ę ła w z a c h w y c ie . W - te r n ja k iś s tu k p r z e r y w a c is z ę .

B u d z i s ig s u łta n — c o to ? O to je d e n z T u r ­ k ó w tłu c z e to p o r e m p o s a d z k ę z m a r m u ru ! O k r z y k w ś c ie k ło ś c i w y r y w a s ię z p ie r s i s u łta n a i n im T u r e k z d ą ż y ł o p u ś c ić to p ó r, r ę k a n is z c z y ­ c ie la o d le c ia ła p r e c z , o d c ię ta s z a b lą s r o g ie g o w ła d c y .

L e c z « w s ró d z g o r s z o n y c h ja ń c z a r ó w p r z e ­ s z e d ł g łu c h y s z m e r .

S u łta n n ie p o z w a la n is z c z y ć ś w ią ty n i n ie ­ w ie r n y c h ? !

W s p o d lo n y c h d u s z a c h z a w r z a ł b u n t. A le M a h o m e t z a ż e g n a ł b u r z ę . S z e p n ą ł c o ś m u e z i- n o w i i w n e t z a m b o n y r o z le g ła s ię w r z a s k liw a

(C ią g d a ls z y n a 4 - te j s tr o n ie ) .

(3)

— 1 1 9

CZARNY RYCERZ

Opowiadanie historyczne z XI wieku

30) p rzez

W A L E R E G O P R Z Y B O R O W S K IE G O

N aciąg n ij ta ra n ! stó j! ju ż d o sy ć ! n acią g n ij ta ra n i bij w m u r. Ż w aw o ! ró w n o ?

Jak o ż sk rzy p iały łań cu ch y i w id o czn ie b el­

k a zao p atrzo n a w żelazny k o lec co fała w stecz, z w ięk szą siłą w m u r u d erzy ć. N a ch w ilę u- sta ły św iszczeć strzały i k u sza p rzestała w y rzu ­ cać z sieb ie p o cisk i, g d y ż zap ew n e w szy scy za­

jęci b y li straszn y m w id o k ień j, jak i się p rzed n im i ro ztaczał. N o e się ju ż n a d o b re zro b iła i p rzez o tw ó r w o k ien n icy M ałg o rzata w id ziała m ig o ­ cącą, m aleń k ą, ja k ćw iek sreb rn y b ły szczącą g w iazd ę, zaw ieszo n ą w n iesk oń czo n ej d ali, n a ciem no -b łęk itn em n ieb ie. B ied n a k o b ieta d rża­

ła w o czekiw an iu p o tężn eg o u d erzen ia ta ra n a w m u ry , k tó reg o lad a ch w ila się sp o d ziew ała.

N ak o n iec p rzy p o m n iała so b ie Jęd zę i jej o b ie­

tn icę p o m o cy .

— K sięże W szerad zie, rzek ła, id źcie n ó o- b aczy ć, co Jęd za tam ro b i. N iechże n as ra tu je teraz, k ied y p rzy rzek ła.

B ó g n as jed en m o że w y rato w ać, bo lu d zie n ie! o d rzek ł k siąd z i w o ln o sk iero w ał się k u sch o d o m .

L ed w ie ato li stan ął n a n ich w w ąsk iem p rzejściu , g d y -w śró d strasznej w rzaw y , k rzy k ó w i w y cia p raw ie n ielu d zkieg o , n astąp iło u d erze­

n ie taran em w m u r w ieży . Z atrzęsła się o n a cała i sły ch ać b y ło zg rzy t żelaza d ziu raw iąceg o m u r i sy p an ie się w ap n a i o d łam k ó w m u ru .

T rzeb a b liżej ta ra n p o d su n ą ć! ro zleg ł się n ag le d o n o śn y g lo s. D alej ch ło p cy ! żw aw o n a p rzó d!

S k rzy p n ęły m o cn o k o ła i w iązan ia o lb rzy­

m ieg o n arzęd zia i ziem ia zad u d n iała p o d jeg o ciężarem . M ałg o rzata zak ry ła oczy ręk am i i sia­

d ając n a sk rzy n i szep tała:

W ielk i B o że m iej n as w S w ej opiece.

O g arn ęło ją zu p ełn ie zn iech ęcen ie, p o czu cia b ezsiln o ści w obec g ro żąceg o n ieb ezp ieczeń stw a.

P rzek o n an ą b y ła, że n iezad łu g o w y trzy m a p o d tak iem i czasam i, że ru n ie i zag rzeb ie ją i jej sio stry p o d sw em i g ru zam i załam ała ręce i m y ślała, n atężała u m y sł, co b y tu czy n ić teraz C zem b ro n ić się, jak zażegn ać straszn ą g ro zę p o ło żen ia. A le w y m y śleć n ie m o g ła- B o g n a za­

k ry w szy tw arz eh u stk ą sk u liła się w k ącie i d y g o tała w g o rączce w id ać p o d w p ły w em p rze­

strach u , S w ięto ch n a p rzech ad zała się p o ciasn ej izb ie w m ilczen iu , jed n a ty lk o M iło sław a n ie

p rzestaw ała z lu k u strzelać.

C zeg o p su jesz strzały ? sp y tała jej M ał­

g o rzata.

— O n ie! d zied ziczk o ... an i jed n ej strzały jeszcze n ad arem n ie n ie w y p u ściłam . Z a k ażd y m rązem k o g o ś d o sięg n ę. O i teraz... w id zę... je­

d n eg o ... N aciąg n ęła cięciw ę, p u ściła strzałę i rzek ła:

— P a d ł!

T y m czasem zew n ątrz d o ch o d ziły ro z k a z y !

— N aciag aj! ró w n o ch ło p cy , ró w n o ! n ied łu ­ g o . a tę w ieżę ro zw alim y , jak k u p ę g lin y, d alej

■chłopcy żw aw o !

W izb ie p an o w ała tak a cisza, że sły ch ać b y ło k ażd e sło w o ja k n a jw y ra ź n ie j.

P a n i M ałg o rzata p o d n io sła się w zięła lu k i

m ach in aln ie n ak ład ała n ań strzały , g d y ro zleg ły się szy b k ie k ro k i n a sch o d ach n a d ó ł p ro w ad zą­

ce i w izb ie stan ęła Jęd za. B ieg ła w id ać szy b ­ ko, bo sły ch ać b y ło jej o d d ech p rzy spieszo n y.

P rz y b lad y m b lask u , jak i p rzed zierał się ze­

w n ą trz p rzez o tw o ry w o k ien n icach , m o żn a d o j­

rzeć b y ło , że d źw ig a coś ciężk ieg o w ręk u , coś co sy czało ja k w ąż.

— H ej, zaw o łała n ag le Jęd za, o d su n ąć o - k ien n icę, ty lko cich o i o stro żn ie, żeb y n ie sp o ­ strzeg li. M ó w iąc to p o d eszła do o k n a, p o sta­

w iła coś n a ziem i, u k lęk ła i k rzesać p o częła o - g ień n a p ęk p ak u ł, ja k i leżał p rzed n ią. Isk ry sy p ały się i o św iecały n a ch w ilę p u rp u ro w y m b lask iem , jej tw a rz ch u d ą, p o m arszczo n ą, jej n o s zak rzy w io n y , jak d zió b u k ro g u lca.

K tó rą o k ien n icę o d su n ąć, sp y ta ła M ałg o ­ rzata.

— T ę co je st n ad sam y m taran em ! K rzesała o g ień i m ru czała!

D am ja im zb ó jo m , p o p am iętatą o n i d łu g o ! W o li im się ch ce an o d o b rze! P an ^ Jezu s stw o­

rzy ł k ażd eg o d o w o li, ale po co lu d zi m ęczą, n a n iew iasty n ap ad ają... a! o tó ż je s t!

T y m czasem p an i M ałg o rzata o stro żn ie i w o l­

n o o d su n ęła o k ien n icę i św ieże p o w ietrze m o cn o u d erzy ło do izb y i ro zżarzało m o cn o p ak u ły .

Jęd za ch w y ciła je w ręk ę i rzu ciła do o g ro ­ m n eg o g a rn k a g lin ian eg o , p ełn eg o d y m iącej się sm o ły , k tó ra w jed n ej ch w ili zajęła się p ło m ie­

n iem teraz k o b ieta o św ieco n a jak w id m o , po*

d n io sla ten g o rejący g arn ek , w y ch y liła się p rzez o tw arte o k ien k o i rzu ciła g o z całej m o cy n a ta ­ ra n i lu d zi k o ło n ieg o .

W id o k b y l straszn y . S m o ła w y latu jąc z g a rn k a , p o d o b n a b y ła d o języ k ó w p ło m ien isty ch , p rzerzy n ający ch p o w ietrze. S tał się ży w y o g ień , p ad ł n a taran , o b jął g o p ło m ien iem . P o d n iósł się o k rop n y k rzy k . W ielu lu d zi d o sięg ła g o re ­ jąca sm o ła, zap aliła n a n ich u b ran ie i b ieg ali jak szalen i, n ib y ży w e p o ch od n ie, jęcząc o k ro ­ p n ie, w y jąć z bólu. S m o ła ty m czasem ro zlew a­

jąc się p o ta ran ie o g arn iała g o p ło m ien iam i, p rzep aliła szn u ry i b elk a ru n ęła jed n ej ch w ili n a ziem ię, g o rejąc, sy cząc, p ry sk ając d o k o ła, w szy stk o co ży ło p o częło z k rzy k iem u ciek ać.

Z asu ń d zied ziczk o o k ienn icę! rzek ła J ę ­ d za — ta ra n ju ż w am szk o d zić n ie b ęd zie, ale m o g ą strzały zaszk o d zić. O n i się zaraz u p am ię- ta ja i zasy p ią w as strzałam i i k am ien iam i.

D o b rze rad ziła, bo led w ie p an i M ałg o rzata zd o łała ząm k n ąć o k ien k o , g d y ro zleg ł się św ist strzał i k am ien i, z b rzęk iem u d erzający ch o że­

lazn ą o k ien n icę i m u r.

— N o rzek ła Jęd za teraz m ożecie sp ać so ­ b ie sp o k o jn ie. P rz y o k ien k ach n iech k to czu w a, żeb y n ie ch cieli ta ra n u zag asić... O ! Ś w ięto ehn a n iech czu w a. M iłeslaw a! n ap al tu w p iecu , m am sześć p rzep ió rek tłu sty ch u p ieczem y so b ie n a w ieczerzę. S k o czę do k u ch n i i obaozę, czy m i się sm o ła g o tu je... n a w szelk i w y p ad ek, trz e­

b a, żeb y b y ła g o to w a...

(C iąg d alszy n astąp i.}

(4)

m o d litw a m u zu łm ań sk a, g ło sząca, iż kościół ch rześcijań sk i będzie od teg o czasu m eczetem .

Z aw ró cił k o n ia su łtan M ah o m et II i w y je­

ch ał ze św iąty n i. O to jan czaro w ie d źw ig ali czy jeś zw ło k i o w in ięte czerw o n ą m aterją. M a*

h o rn et k azał o d k ry ć cału n — i w ted y p rzed o- ezy m a tłu m u u k azał się tru p g reck ieg o cesarza K o n stan ty n a.

O d ciąć m u d lo w ę i zatk n ąć n a k o lu m nie Ju sty n ian al ro zk azał su łtan .

Z g in ęło w ielkie B izan cju m , ch rześcijań sk ie m o carstw o n a W schodzie.

P ięćset lat ju ż d o b ieg a, jak p ięk n o k o lu m n y k o ścio ła św . Z o fji p atrzą n a czo łg ający ch się u stó p sw y ch m u zu łm an ó w . Z am arły w sp an iale sk lep ien ia, tając w sp o m n ien ia cu d n y ch nabo­

żeń stw relig ji C h rystu so w ej — pięć w iek ó w ju ż ro zlegają się k rzy k liw e m o d ły m uezinów , w oła?

jący ch A llah a.

— O ! św ięta Z ofjo! — zd ają się sk arży ć m u ry , czy zab ły sn ą k ied y k rzy że n a k o p u łach tw o jej o p u szczo n ej św ią ty n i!...

ROZMAITOŚCI Na straży złotego cielca.

W N ew Jo rk u o d b y ło się w id o w isk o p raw ­ d o p o d o b n ie jed y n e w św iecie. O to p rzeszło trzy m iljard y d o laró w w zlocie, b an k n o tach i w arto ­ ścio w y ch p ap ierach p rzew iezio n o z d aw n y ch p o ­ m ieszczeń F ed eraln eg o B an k u R ezerw y w b u ­ d y n k u E q u itab le, do n o w ej sied zib y n a ro g u u licy N assau . P rzew ó z trw ał p rzez d w an aście i pół godzin, a d o k o n an o g o p rzy pom ocy p an ­ cern y ch au to m o b iló w k o m p an ji A d am s E x p ress.

Z d aje się n ig d y jeszcze w h isto rji p ien iąd za n ie ro zciąg n ięto n ad n im tak iej pieczy, jak p rzy tej n o w o jo rsk iej p rzep ro w ad zce. N a m iejsce zjech ał z W aszy n g to n u sam szef tajn ej słu żb y , M eram , z asy sten tem i 25 n ajzau fań szy m i ag en ­ tam i. W zd łu ż d ro g i, k tó rą to czy ły się zb ro jn e w o zy ze sk arb em , u staw io n y ch było 150 p o licjan ­ tó w , o p atrzo n y ch w szelk ą b ro nią. R ó w n ież d a­

ch y d rap aczy ch m u r p o d ro d ze ro iły się od po ­ licji, ab y z g ó ry n ie sp ad ła, n iesp o d zian k a* .

D o p rzew o zu u ży to 45 p ancern ych tro k ó w , zb ro jn ych w k arab in y m aszy n o w e, p rzy k tó ry ch czu w ali sp ecjaln ie ćw iczen i ek s-żo łn ierze. K a­

żd y tro k zaw ierał p rzeciętn ie 30 m iljo n ó w d o la­

ró w , g ratk ę n ielad a d la n ajw y b red n iejszeg o b an d y ty . N ic d ziw n eg o , że tak czu w an o .

D o p rzew o zu n ajcenn iejszy ch k o szto w n o ści słu ży ły n ajn o w sze p an cern ik i, p raw d ziw e „tan ­ ki*, k u te z b ity ch stalo w y ch p ły t, o p atrzo n e strzeln icam i d la m aszy n o w y ch k arab in ó w i sp ecjalnie zab ezp ieczo n e od g azu . S traż sied zą­

ca w ew n ątrz, m o g ła k ażd ej ch w ili w óz w strzy ­ m ać, g d y b y szo fer zd rad ził, lu b zg in ął.

Król nie król.

Z n an y ten o r o p ery m ed eń sk iej L eo Ś lęzak k tó ry n ied aw n o św ięcił w ielk i try u m f w F ilh ar- m o n ji w arszaw sk iej, m iał w jed n ej z sw y ch liczn y ch p o d róży p o E u ro p ie n astęp u jący , n a­

d er ciek aw y w y p ad ek . N a g o ścin n e w y stęp y sw o je a rty sta zab iera ze sobą zaw sze w łasn e k o stju m y o p ero w e, d o k tó ry ch n ależy tak że i k o stju m „P ro ro k a* d la zn an ej o p ery M ay er-

b eeia. Jaw L eg d o n — teg o w łaśn ie „proroka*

u w ieczn ił sław n y k o m p o zy to r w sw em dziele — nosi w jed n y m ak cie — k o ro n ę, k tó rą Ś lęzak ró w n ież oczyw iście zab rał ze so b ą. N a g ran i­

cy jed n eg o z p ań stw p ó łn o cn y ch o d b y ła się rew izja b ag ażu . D la o stro żn o ści S lazak „k o ro ­ n ę p ro ro k a m iał w jed n ej ze sw y ch w alizek ręczn y ch . K ied y w ięc fu n k cjo n ariu sz celn y w cech u jący ty ch d y g n itarzy n a cały m św iecie dość g b u ro w aty sp o só b zaczął p rzeszu k iw ać za­

w arto ść b ag ażu Ś lęzak a, n ap o tkał tak że — ow ą k o ro nę. Z o b aczy w szy ją, p o p ro stu o n iem iał i n ieśm iało zerk n ął okiem n a arty stę, o d zn acza­

jąceg o się p raw d ziw ie h erk u leso w ą p o stacią.

W n astęp n ej zaś ch w ili stanął n a b aczn ość“

i w y b ełk o tał z tru dem : „P rzep raszam W aszą K ró lew sk ą W ysokość^ że śm iałem Je j b ag aż rew id o w ać !“

W Ameryce zabraknie prędko narzeczonych.

S taty sty k a n aro d zin w A m ery ce w y k azała, że w S tan ach Z jed n o czo n y ch w latach o statn ich , ro d zi się d alek o w ięcej ch ło p có w , jak d ziew cząt, W ro k u zeszły m p rzy szło n a św iat 911811 ch ło p ­ ców i ty lko 860.000 p rzed staw icielek p łci p ię­

k n ej. Ja k tak d alej p ó jd zie, — p iszą g azety a- m ery k ań sk ie — to za jak ie 20 lat zab rak n ie n a­

rzeczo n y ch d la sy n ó w N o w ego św iata i b ęd ą zm u szen i p rzy w o zić sobie żo ny zę stareg o k o n ­ ty n en tu .

M oże to i le p ie j... p o d o b no żad n a k o b ieta n a k u li ziem sk iej n ie jest tak w y m ag ającą, ek ­ scen try czn a, k ap ry śn a jak A m ery k an k a.

WESOŁY KĄCIK

Będziesz w porządku.

P ew ien ży d ch ciał się d ać ochrzcić. R ab in s:ę o tern d o w ied ział! p rzy b y ł do n ieg o , czy n iąc m u ciężkie zarzu ty , k tó re zak o ń ćzy ł tern i słow y t

— O jciec tw ó j p rzew ró ci się w g ro b ie, jeże­

li ty się d asz o ch rzcić!

N a to ów ż y d :

— R ab i, to się d a n ap raw ić. O to b rat m ój osiem d n i p ó źn iej ró w n ież d a się o ch rzcić, a w ted y o jciec n asz zn o w u p rzew ró ci się w g ro ­ bie i będzie leżał, jak d aw n iej tw arzą do g ó ry .

Mądry chłop.

C hłop p rzy n osi list n a p o cztę bez ad resu . U rzęd n ik go p y ta, czem u ad resu n ie n ap isał, a ch ło p o d p o w iad a :

— B o n ie chcę, żeby k ażd y w ied ział do k o ­ go piszę.

W karczmie.

D laczego W o jciech u zam y k acie oczy, k iej p i jecie g o rzałk ę? — A b o m p rzy siąg ł m o jej b a­

bie, że n ig d y n ie zajrzę d o k ieliszk a.

W zajeździć na wsi.

— C o m acie do zjed zen ia ?

Jest k iełb asa z k ap u stą.

C o w ięcej?

— K iełb asa bez k ap u sty .

— I n ic w ięcej?

K ap u sta bez k iełb asy .

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

Elektryczne fale zamieniają się tutaj dzięki wynalezionej przez Braida metodzie, znowu w promieniu światła, a przeszedłszy podobną zaopatrzoną w małe soczewki tarczę,

wych, a jeden z biesiadników odezwał się był w te słowa: „Błogosławiony, który będzie jadł chleb w Królestwie niebieskiem.® Ńa to od powiedział Pan Jezus powyższą

P rzyszedłszy do dw oru, kazała zaraz przyspieszać pakow anie różnych przedm iotów , bo m ów iła głośno, trzeba jutro w czesnym rankiem w yjechać do K rakow a;

A zatem za Chrystusem w niebo wstępującym oderwijmy dusze od ziemi, do której zbyt mo- feno przylgnęła i na skrzydłach wiary unieśmy się ku niebu, gdzie kiedyś

W ojciech jako małe chłopię ciężko zaniemógł, wtedy matka, jego Strzeżtsława, podążała z konającą ddeciną do kościoła, gdzie ślubowała służbie Bożej

Z ust twoich niech słowo nie wyjdzie gromu, Wieczorem dziatkom twym praw bajeczki Lub daj naukę dobrą z przykładem, A przy kołysce śpiewaj piosneczki, ’. Pilnuj niech

Powiedzenie to może się komu wyda śmiałem i paradoksalnem wobec tego, że chrześcijaństwo zasadza się na wierze, pokorze i posłuszeństwie, czyli na takich cnotach, które