• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1925.08.01, R. 2, nr 31

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1925.08.01, R. 2, nr 31"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr 31.

Wąbrzeźno,

sobota

2 sierpnia 1925. Rok 2,

'DCBA

n g e ljs

ś w . Ł u k a s z a r o z d z . 1 7 , w i e r s z 4 1 — 4 7 . W o n c z a s , g d y s i ę p r z y b li ż a ł J e z u s d o J e ­ r u z a l e m u j i z a w s z y m i a s t o , p ł a k a ł n a d n i m , m ó ­ w i ą c : I ż g d y b y ś i t y p o z n a ł o i w t e n d z i e ń t w ó j , c o j e s t k u p a k o w i t w e m u , a t e r a z z a * r y t o o d o c z u t w o i c h 1? A l b o w i e m p r z y j d ą n a c ię d n i i o b t o c z ą c ię n i e p r z y j a c i e le t w o i w a ł e m i o b le - g ą c ię i ś c i s n ą c l ę z e w s z ą d i n a z i e m i ę c i ę o b a ­ l ą i s y n y t w o j e , k t ó r z y w t< b ; e s ą , a n i e z o s ta ­ w i ą w t o b i e k a m i e n i a n a k a m i e n i u ; d l a t e g o , ż e ś n i e p o z n a ło c K a s u n a w i d z e n i a t w e g o . A w s z e d łs z y d o k o ś c i ó ł i. p o c z ą ł w y g a n i a ć s p r z e ­ d a j ą c e w n i r n i k u p u j ą c e , m ó w i ą c im : N a p i s a n o , iż d o m M ó j, d o m m o d l i t w y j e s t. A w y ­ ś c i e g o u c z y n il i j a s k i n i ą z b ó j c ó w . I n a u c z a ł c o ­ d z i e n n ie w k o ś c i e l e .

N a u k a z ewangelii.

Dlaczego Zbawiciel płakał nad Jerozolimą?

P ł a k a ł 1 . z p o w o d u n i e w d z ię c z n o ś c i , z a ś l e ­ p i e n ia i z a tw a r d z i a ło ś c i j e j m i e s z k a ń c ó w , g d y ż n i e c h c ie l i G o p r z e j ą ć j a k o Z b a w c ę ; 2 ) p l a ­ k a t z p o w o d u n a d c h o d z ą c e g o j e j u p a d k u i 3 . p ł a k a ł , w i e d z ą c , ż e w s z y s k i e J e g o s t a r a n ia i c i e r p i e n i a d l a n i c h p o n o s z o n e , b ę d ą n a d a r e m n i m i i b e z s k u t e c z n e m i .

Któryż to był czas nawidzenia

B y t to c z a s , w k t ó r y m B ó g p o s y ł a ł d o ż y ­ d ó w j e d n e g o p o d r u g im p r o r o k a i u ż y w a ł i c h d o p o k u t y , a o n i ic h w y s z y d z i l i , u k a m ie n i o w a l i i p o z a b i j a li . ( M a t . 2 3 , 3 7 ) . G ł ó w n i e b y ł t o c z a s C h r y s t u s o w e g o u r z ę d u k a p ł a ń s k i e g o , p o d c z a s k t ó r e g o s a m P a n J e z u s t a k c z ę s t o g ł o s i ł n a u k ę S w ą z b a w c z ą w k o ś c i e le J e r o z o l im s k i m , s t w i e r­

d z a ł j ą c u d a m i i p r z e z t o s k a z a ł , ż e je s t, M e s y a - s z e r n i Z b a w i c i e l e m ś w i a ta , a l e t o z a t w a r d z i a ł e i d o p o k u t y n i e s k ł o n n e m i a s to w z g a r d z i ło N i m i n a p o m n i e n i a o d r z u c i ło .

Kogo przedstawia ta zatwierdziała i do po­

kuty nieskłonna Jerozolima?

P r z e d s t a w i a n a m z a tw i e r d z i a ł y c h i d o p o k u t y n i e s k ł o n n y c h g r z e s z n ik ó w , k t ó r z y t a k s a ­ m o , j a k m i e s z k a ń c y t e g o m i a s ta , n i e s ł u c h a j ą g ł o s u B o ż e g o i o d k ł a d a j ą n a w r ó c a n i e s w e n a k o n i e c ż y c i a , n i e u z n a j ą t e g o n a w i d z e n i a w t y m c z a s i e , w k t ó r y m g r z e s z n ik ó w t y c h n a p o m i n a B ó g p r z e z k a p ł a n ó w , s p o w i e d n i k ó w i p r z e z w e ­

w n ę t r z n e n a t c h n i e n i a , i ż b y t r o s z c z y li s i ę o z b a ­ w i e n i e s w e j d u s z y , f e t a n i e s i ę t e ż z n i m i t o , c o s i ę s t a ł o z m i e s z k a ń c a m i t e g o b e z b o ż n e g o m i a s t a ; n i e p r z y j c e i e l e , t . j . z łe d u c h y o t o c z ą i c h d u s z ę , b ę d ą i c h n i e p o k o i l i i w c i ą g a l i d o o t c h ła ­ n i z g u b y . — J a k ż e w i ę c n i e r o z tr o p n i e p o s t ę p u ­ j e m y s o b i e , j e ż e l i l e k k o m y ś l n i e t r w o n i m y c z a s ł a s k i , d n i z b a w ie n i a 1 O j a k ż e b y p < k u t o w a l i p o t ę p i e ń c y , g d y b y j e s z c z e r a z m o g l i w r ó c i ć n a z i e m i ę ! o j a k g o r l i w ie k o r z y s tr l i b y z c z a s u , a - ż e b y z b a w ić d u s z ę s w ą ! A w i ę c k o r z y s t a j , c h r z e ś c ij a n i n i e , z c z a s u ł a s k i , k t ó r y c i B ó g n a ­ k r e ś l i ł i k t ó r e g o c i k i e d y m i n i e i b e z m y ś ln i e r o z tr w a n i o n y z o s ta n i e , a n i o m i n u t ę n i e p r z e ­ d ł u ż y

Czy Bóg zakrywa przed bezbożnymi, to co nam do zbawienia potrzeba ?

N i e z a k r y w a , a l e b e z b o ż n i, u b i e g a j ą c s i ę z a r o z k o s z a m i ż y c ia , n i e d o s t r z e g a j ą t y c h n i e s z ­ c z ę ś ć , k t ó r e j u ż i d ą z a n i m i , a p o n i e w a ż r o z ­ w a ż a n i e p r z y s z ł o ś c i w ś r ó d r o z k o s z n e g o ś w i a t a , z a k t ó r e m i s i ę u o ę d z a j ą , n i e p o k o i i c h p r z e t o o - d a l a ją o d s i e b ie t e n p r z e r a ż a j ą c y o b r a z i p ę ­ d z ą n a o ś l e p w ś r ó d t y c h r o z k o s z y t e g o ś w i a t a i z a b a w w p r o s t w o g i e ń w i e c z n y . N ie B ó g w i ę c , t y l k o o n i z a m y k a j ą o c z y p r z e d p o z n a ­ n i e m t e g o , c o p o k ó j p r z y n o s i i i d ą n a z g u b ę . ' □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ ! □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □

Ptaki w podaniach ludu.

P o d u m a i z ł ą c z o n e z n i e m i w i e r z e n i a l u d u t o s k a r b , k t ó r y d ł u g o , d ł u g o b y ł z a m k n ię t y . T y l k o l i r n ic y , g e ś l a r z e p o c h w y t y w a l i w p r o s t z u s t l u d u o w e s k a r b y , a s i ln i p o p ę d e m n a t u r y , w y ­ r a b i a li p o e z ję l u d o w a , W i e l k i c h m i e l i ś m y p o e ­ t ó w w p r z e s z ło ś c i. Z e w n ę t r z n a s z a t a p e z j i b y ­ ł a w p r a w d z i e p o l s k a , d u c h o w o j e d n a k o b c a — g r e c k a l u b r z y m s k a .

P i e r w s z y r o z k a z a ł N i e m c e w i c z , g d z i e s z u k a ć n a t c h n i e n i a . K a z i m i e r z B r o d z i ń s k i , A d a m M i­

c k i e w ic z , B o c h d a n Z a l e w s k i u c z y n i l i w i e lk i k r o k n a p r z ó d , z s tą p i li d © p o d a n i a i p i e ś n i l u d u . I n ­ n i p i s a r z e p o s z l i z a n i m i i d z i ś m a m y l i t e r a t u r ę t a k ą , j a k ą b y ć p o w i n n a — n a r o d o w ą .

W i e r z e n i e w p e w i e n w p ł y w z w i e r z ą t n a l o s y c z ło w i e k a , a l b o d a r p r z e p o w i a d a n i a s z c z ę ­ ś c i a , l u b n i e s z c z ę ś c i a , s i ę g a c z a s ó w p o g a ń s k i c h k i e d y w i e r z o n o j e s z c z e , ż e b ó ż k o w i e p r z e m i e n i a ­ l i l u d z i z a k a r ę w z w i e r z ę t a , k t ó r e m u s i a ł y s p e ł ­ n i a ć p e w n e p r z e z n a ć z e n i e .

(2)

— 122 —FEDCBA

O k u k u łc e istn ie je w śró d lu d u lite w sk ie g o n a stę p u jąc e p o d a n ie:

B łg a ty szlach cic lite w sk i m ia ł c ó rk ę i trz e ch sy n ó w , c ó rk a ta k o c h a ła c w le sw y c h b ra c i; m y - śla ła ty lk o o n ic h , sta rała się o d g a d n ą ć ich ż y ­ c z en ia , b y ła im p o słu sz n ą n a k ażd e sk in ie n ie.

W e jrz e n ie , u śm iech b y ło d o sta te c z n ą d la n ie j n a g ro d ą .

N ie ste ty , n a stała w k ró tc e w o jn a . K ie jstu t, k siężę lite w sk i, z a w e z w ał w szy stk ic h ry c erz y k u o d p a rciu z b ro jn y c h m n ic h ó w z z a c h o d u , k rz y ż a­

k ó w , k tó r-iy p o d p o z o rem sz e rz e n ia w ia ry ch rze^

śe ija ń sk ie j łu p ili są sied n ią L itw ę ..

P o szli n a w o jn ę i n a si trz ej m ło d zień cy . Ż e­

g n a ła ic h ze łz a m i sio stra i ż y c z y ła z w y cię­

stw a n ad w ro g iem .

S k o ń c z y ła się w o jn a . W y p ę d z o n o z k ra ju d u m n y ch K rz y ża k ó w ; w rac a ło d o d o m u ry ce r­

stw o , lecz g d z ie ś p o z o sta li trz e j m ło d zie ń cy , b ra ­ c ia p o z o stałe j w d o m u sio stry 1 Z g in ę li w b o ju i ty lk o ich k o n ik i w ró c iły w d o m o w ą z a g ro d ę , stro sk a n a sio stra o p u ściła d o m m ie sz k an ie o jc a , । g d z ie w sz y stk o , n a co ty lk o sp o jrz a ła , sm u tek je j p o w ię k sz a ło i p o szła z a b raw sz y z so b ą k o n ie w la s, T u ła ła się p o p u szczy , p lą cz ą c i la m ę tu - ją c z b ó lu . N a jw y ż sz y b o żek u lito w a ł się n a d n ią i z a m ie n ił w k u k u łk ę . I o d tą d c ią gle n a w io ­ sn ę , w czasie, k ied y p o le g li m ło d zian ie, w y ra ża ­ li sw ó j sm u te k k u k a n ie m .

L u d w iele p rz y m io tó w p rz y p isu je k u k u łc e, m ię d zy in n e m i d a r p ro ro c z y .

K to u sły sz y n a w io sn ę p ie rw sz y ra z k u k u ł­

k ę, a m a p rz y so b ie p ie n ią d ze , c z em p rę d ze j c h w y ­ ta za sa k iew k ę , p o trz ąsa p ie n ią d zm i, lic zy k u k a n ie i je st p e w n y m , że w ty m ro k u w iele p ie n ię d z y m ieć b ęd zie.

M ło de p a n ien k i, stare p a n n y , a n a w e t w d o ­ w y p y ta ją się k u k u łk i, ile la t jeszcze n a m ęża czek ać b ęd ą m u sia ły . Ile ra z ? k u k u łk a z a k u k a , ty le la t d o z a m ą ż p ó jśc ia u p ły n ie . S m u te k tn w ie lk i g d y k u k a n ie trw a d łu g o , g d y k u k u łk a k u k a i k u k a.

P rz y tem p o w ta rz a ją:

T y sio strz y c z k o d ro g a , T y p stra k u k u łe c zk o ,

P o w ie d z , ja k p rę d k o m ęża d o sta n ę?

alb o :

Z a k u k a j k u k u łeczko . P o w ie d z k o e h a n e c z k o , K ie d y m ęża d o stan ę?

^ W czesn e z jaw ie n ie się k u k u łk i m a o z n a c zsć p rz e p o w ie d n ie g ło d u ; lecz g d v k u k u łk a się z jaw i, g d y ju ż la sy się z iele n ią — to p rz e p o ­ w ie d n ia u ro d z a ju .

O sło w ik u istn ie je n a stęp u ją ce p o d a n ie : D a w n e m i c z asy m ie sz k a ł n a d rz e k ą W ilią m ło d zien iec im ie n iem D < jn a. Z a k o c h a ł o n się w p ię k n e j d z ie w c z y n ie S k a jsto ty u ż y w a ł o n w szelk ich sp o so b ó w , a b y p o z y sk a ć je j w z aje m u o ść; p rz y ch o d z ił k a ż d eg o p o ra n k u p o d je j o k n o i w y śp iew y w a ł n a jp ię k n iejsz e p io sn k i. T o sa m o c z y n i}, g d y w ra ca ł w ie c zo re m z p o la.

L ito śc iw i b d żk o w ie z a m ie n ili g o w sło w ik a, a- b y c u d n y m sw y m g ło sem p o cieszał w szy stk ich n ie szc z ę śliw y c h k o c h a n k ó w . S tą d sło w ik je st u lu b ie ń c em lu d z i n ie sz c zę śliw y c h z a k o c h a n y c h . S k a jsto ty , p o z n a w sz y m iło ść zan ó źn o . u m a rła z ro z p a c z y . B o żk o w ie z a m ie n ili ją w stu listn ą ró ­ żę, k tó ra w te n c za s z a k w ita , g d y sło w ik śp iew a ć p rz e sta je.

B )cian , c z y li b o ciek je st u n a sz eg o lu d u w w ie lk ie m p o sz a n o w a n iu i m ie jsc e, g d zie się b o c ia n y g n ie ż d ż ą, u w a ż a się za szczęśliw e; d la te ­ g o te ż stara ją się g o sp o d a rz e z w a b ić b o c ia n a n a d o m o stw o sw o je . K ła d ąc w ięc sta re b ro n y , lu b k o ło n a d rz e w o b lisk o d o m u , lu b sto d o łę , a b y b o cian m ó g ł ń a n im sw e g n ia z d o u słać O g ó ­ ln ie w ie rz y lu d , że g d z ie b o c ian g n iaz d o sw e u śo iele ta m p io ru n n ie u d e rz y .

N a m a z u ra c h istn ie je p o d an ie, że C h ry stu s P a n ja k ieg o ś o b m ó w c ę z a m ie n ił w b o c ian a i k a z ał m u ś v ia t z p lu g a stw a o b ie ra ć za k a rę z a p lu g a w y ję z y k .

Perły.

Widzisz tą konchą, co pod niebem fali, Rzucona w głąbi oceanu toni

Spoczywa cicho wśród splotów korali ? Ona, gdy fala o jej piersi dzwoni Skarga boleści swojej sią nie żali, A tylko w głąbi cicha Izą uroni;

W ,sobie zamkniąta jak w zbroi ze stali, Łzy zmienia w perły, które rybak goni.

I ty, zrodzony na tym łez padole Ukryj zazdrośnie w głąbi serca bole;

Niech tłum w twej duszy burzy nie odgadnie , A tylko spokój czyta na twem czole;

Duma milczenie niech na usta kladnie,

A znajdziesz perły pieśni w sercu — na dnie.

St. Brzozowski.

□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ !□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ Współczesny Robinson.

S ir W in g io a C h u rc h ill w „ W ek le y D ;so a td“

in fo rm u je o n ie z w y k łej p rz y g o d z ie , ja k ą p rz e­

ż y ł je d e n z je g o p rz y jac ió ł, n a z w isk ie m T im m i- ry . S ir T im m iry p a d l o fia rą je d n ej z k a ta stro f o k rę to w y c h n a o c e a n ie S p o k o jn y m w c z erw cu 1 9 1 4 r. i o d te g o c z a su u c h o d z ił za n ie ż y ją c eg o . F a k te m b y ło je d n a k , że sir T im m y o c a lał i z n a­

la z ł m ie jsc e sc h ro n ie n ia n a je d n e j z b e z lu d n y c h w y sp k o ra lo w y ch o cean u .

W sp ó łc z esn y R o b in so n p rz e p ęd z ił lit d z ie si<;ć, ż y w iąc się ry b a m i i zio łam i. Ż a d n e g o k o n tak tu ze św ia tem z e w n ę trz n y m n ie m ia ł a ż d o o statn ich ju ż czasó w p rz e d o d n a le zie n iem g o , g d y k u m ie jsc u je g o b y to w a n ia fa le p rz y ­ n io sły b u te lk ę , w k tó re j z n a jd o w a ło się k ilk - stro n ja k ie g o ś a u stra lijsk ie g o d z ie n n ik a . W ia­

d o m o ści b y ły n a o g ó ł o b o ję tn e je d n a k o w o ż je i d n a z n ich w y d a la się ro z b itk o w i n ie z w y k le w ręcz se n sa c y jn ą i n ie w ia ro g o d n ą . S tw ie rd z a ła o n a, że w y staw ia n y z o stał p o m n ik d la A u stralij­

c z y kó w i N o w o z e la n d c z y k ó w , k tó rz y z g in ę li p rz y D ird a n e lac h .

P rz e z trz y ty g o d n ie, ja k C h u rc h il stw ie r­

d z a , p rz y ja c ie l je g o b ie dz ił się n ie m o g ą c w ża ­ d en sp o só b p o jąć, co m o g li re p re ze n to w a ć A u ­ stralijcz y cy d la D a rd an e ló w i d la c z e g o w z n ie ­ sio n o im ta m p o m n ik . P o m o z o ln ym i d łu g im

w y siłk u m y ślow y c h w re sz c ie , ja k m u się z d a ­ w ało ro z w ią z ał p rz e d z iw n ą z a g a d k ę . Z a h ip o ­ te z ę n a jp ra w d o p o d o b n iejsz ą i je d y n ą , m o g ą cą

w y ja śn ić n ie z w y k le p o w ik łan ie o k o liczn o ści, u z n a ł p rz y p u sz c z en ie , że p o m n ik ie m u c z cz o n o ja k ą ś

(C ią g d a lszy n a 4 te j stro n ie .)

(3)

— 123

CZARNY RYCERZ

Opowiadanie historyczne z XI wieku

431) przez

WALEREGO PRZYBOROWSKIEGO

— —

Tak mówiąc, znikła na schodach, a pani Małgorzata stanęła przy otworze w okiennicy i bacznie śledziła, co nieprzyjaciel robi. Taran gorzał wielkim płomieniem i z tej strony, choć­ by nawet niewolnicy zdołali ogień ugasić niebez­ pieczeństwa nie było żadnego. Straszne narzę­ dzie na nic nie było przydatne. Sami zresztą niewolnicy wido&znie zniechęceni byli niepowo­ dzeniem. Cofnęli się zdała bd wieży i w gro­

madkach pojedynczych przypatrywali się gore­ jącemu taranowi. Nowe więc było zwycięstwo niewiast zupełnie i w najgorszym razie na tę noc przynajmniej zapewniało im spokój i bez­ pieczeństwo.

Świętochna uważaj! rzekła Małgorzata, odchodząc od okienka i patrząc na izbę.

Miłosława dmuchała, rozpalając ogień w piecu.

Bogna nawet wstała i zdawała się być wesoła i pewna sobie. Właśnie w tej chwili Jędza się znów pojawiła, niosąc sześć dużych i tłustych przepiórek, .które rzuciła na posadzkę mówiąc:

Skubcie je... wieczerzy będzie dobra.

A widząc idącą ku siebie Małgorzatę, bo o- gień rozdmuchany przez Miłoslawę w kominie, rzucał już nikłe blaski na izbę i zawołała:

— Widziałam ja wasze spiżarnię, wasze za­

pasy żywności dziedziczko, ale to tetro starczy ledwie na trzy tygodnie, to skąpo. Zbóje teraz wieży napadać nie będą, ale was tak ścisną, że z głodu pomrzecie, jeżeli wam kto pomocy nie przyniesie,., ho! ho w prawdzie jest trochę szczu­

rów i myszy ale...

— Jędzo! ozwał się nagle ksiądz Wszerad, wchodząc do izby i kładąc rękęna ramieniu ko­

biety powiedz mi teraz, jakim sposobem się tu dostałaś?

Jakim ha! ha! ha! siadłam na łopatę od mego kuma Rokity westchnęłam i oto je­

stem. Ha! ha! ha!

W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego!

począł się ksiądz żegnać.

No i no! księże dobrodzieju, rzeknie Jędza

me tak to źle jest ze mną. Żali nie wiecie, że tu jest podziemny loch wieży wejście z bu­ gaju w puszczy niedaleko mej chałupiny ?

Wiem, że jest... alem go odszukać nie mógł Więc, żeś tamtędy przyszła I

A tam tędy. Strach to tam iść, bo to cie­ mno, szczurów mnóstwo z lisem się też bić mu- siałam, co tam sobie norę wykopała w wielu miejscach ziemia się sypie... no, ale przeszłam zdrowa i cała.

To i dobrze! zawołała Małgorzata może­

my stąd w razie niebezpieczeństwa uciekać 1 - A dokąd? zapytała Jędza żali tu nie jesteści najbezpieczniejsze? Po puszczy mnó­

stwo niewolników się wlecze i zabiia ludzi.

Śledźcie tu dziedziczko, kiedy wam dobrze- O żywność wam szło, no, to teraz ja wam będę znosiła jedzenie. Przyniosłam przepiórki, przy­

niosę jutro całego jelenia, Miłosława ze mną pójdzie i przyciągniemy go. Ho! ho! teraz wam

tu będzie jak w raju. Ale ja wam chce coś wa­

żnego rzec, jeno sobie usiądę, bom się zmęczy­

ła. Siadła, poprawiła chustkę na siwej głowie i mówić poczęła.

XVII.

Narada.

Jędza siedziała na skrzyni obok pieca, zktó- reg« od gorejącego ogniska padały czerwone blaski; włóczyły się po czarnych ścianach izby i oświecały postać kobiety jej głowę z włosem siwym, rozczochranym, jej nos długi i zakrzy­ wiony. Światio ognia nłe mogła rozjaśnić zu­

pełnie, ciemność i wielkie ponure cienie tłukły się po kątach. Z zewnątrz dochodził stłumiony, gwar niewolników.

Tak! tak! mówiła Jędza, tu wam dziedzi­

czko najlepiej będzie i najbezpieczniej. Już oni teraz na wieżę napadać nie będą, tylko głodem was będą chcieli wziąć. Ano cóż macie tu ży­

wności na jeden miesiąc może na dłużej jutro też z Miłoslawą przyniesiemy jelenia.

Zwierz jest stary i duży i starczy na pare dni.

Trzeba będzie loch podziemny oczyścić, żeby przejście ułatwić i ja wam tamtędy znosić bę­

co tylko można.

Zatrzymała się, poprawiła chustkę na gło­

wie, wyciągnęła chudą rękę, podobną do szpo­

nów krogulca i mówiła dalej, t

Ale na długo to starczy? Teraz jest je­

sień, w polach stoją sterty zboża, przepiórki, ku­

ropatwy, gołębie tłuste latają po boru; zwierza też jest dosyć, a ja z łuku nigdy nie chybię, jak trzeba, to i z oszczepem pójdę na dzika lub niedźwiedzia. Po sadach jabłonie i grusze ugi­ nają się pod owocem, a u mnie przy chałupie ulęgałek taka moc, że gałęzie się łamią. Wszy­

stko to będzie dla was, wszystko to zniosę tutaj byście miały co jeśćdziedziczko. Na błoniu wa- szem nad Szreniawą pasą się trzody, choć je zbóje mocno przetrzebili, ale tłustych baranów i pięknych wołów jest jeszcze dosyć.. Albo to miodu mało w barciach? Ho ! ho! kąpać się w nim można... Urodzaj był wielki, lato cieple i je­

sień dla nas jest piękna i obfita...

Znów się zatrzymała i poprawiając drew w piecu, rzekła:

— Jesień! ba, dopóki jesień jest, słonko, świeci, stary dąb szumi zielonym liściem, to do­

brze. Ale, gdy przyjdzie zima, śniegi spadną, mrozy chwycą, sterty z pól kmiecie i oracze do stodół ściągną, gdy tłuste przepiórki się pocho­ wają, zwierz zagrzebie się w puszczę, a tvlko wilcy po niej chodzić poczną, to co będzie ? Gzem ja was wtedy robezki biedne nakarmię i ogrzeję?

Podniosła głowę i przenikliwemi, małemi o- czkami poczęła się wpatrywać w twarze słucha­ jących ją kobiet, jakby chciała słe przekonać, jakie wrażenie jej słowa naniewywierają. Po­ dniosła w górę rękę i żałośliwym głosem wołać poczęła:

Zima, o ! straszna to pani dla tych co nie mają modrzewiowych dworków, murowanych grodów, stodół pełnych ziarna, spiżarni pełnych krup, kaszy i polciów słoniny! Ja sama wtedy dobrze nieraz głodu przymrę, choć siebie jedną mam tylko wyżywić i moje też dzieciaczka: kru­

ka czarnego, kura lśniącego, kota mruczącego, przylepeczkę puchacza i węża świętego! Nieraz to po boru chodzę i rosół sobie gotuję z wątro-

(4)

— 124 —JIHGFEDCBA

by wisielca, z móżdżka zagłodzonej dzieciny, z piszczeli topielca... Ha 1 ha ! ha ! smaczny ro­

sół, smaczny rosół! Upiory z kołami, które im serce przebiły, włóczą się po boru, zmory krew wysysają i siwobrody mróz śmiertelne senziele rozsiewa...’ Czemże ja was wtedy wyżywię, ro­

baczki moje, złotko moje, żreniczki moje 1..’

Usiadła na skrzyni, okryła twarz chustą, pofehyliła się i kiwając nucić poczęła ci'ho jakąś smutną piosnkę o dziecinie, której matka nakar­

mić czem nie miała. A ogień w piecu pryskał i strzelał, świerszcz świerkal głośne, cisza wielka drzemała i niby szmer pszczół w ulu ze dworu dobiegał głuchy szum ludzkich głosów. Na czar­

nych ścianach izby drgały niby żywe chwiejne, migotliwe blaski ognia, biły się z cieniami i ni­

kły w posępnych kątach w mroku nocnym.

Przez otwór w okiennicy zaglądała maleńka gwiazdka milcząca, poważna, zadumana.

Słowa Jędzy zrobiły na słuchaczach silne wrażenie. Każda czuła ich okropną, przerażają­

cą prawdę. Przez chwilę nikt się nie odezwał, aż pani Małgorzata rzekła :

— Ha! cóż czynić1? radzić sobie jakoś, bę­

dziemy.

Teraz kiedy w polu i boru jest dość żywno­

wyprawę footbalistów, czy też bokserów kolo­

nialnych, którzy podążając do Anglji, padli o- fiarą katastrofy okrętowej w okolicach półwy­

spu Galipoli. Możliwość innych w świecie współczesnej cywilizacji katastrof, któreby mo­

gły zaprowadzić Australijczyków na śmierć aż pod Dardanele, nawet nie nasunęła się umysło­

wi Anglika, żyjącego od lat dziesięciu w kom­

pletnej separacji od ludzkiego świata. Obecnie dodaje sir Wington Churchill—przyjaciel mój już skorygował awoje błędy opinji o świecie dni dzisiejszych.

Odbudowa języka

umarłych.

W Paryżu wydano gramatykę języka sog- dyjskierc, odkrytego dopiero w bieżąeem stule­

ciu, którym mówiono przed kilku tysiącami lat na drogach karawanowych Azji, od morza Kas­

pijskiego do morza Żółtego, głównie zaś w kra­

ju Sogdanis (w’zgl. Sogdiana, w owym czasie satrapia państwa perskiego ze stolicą Mirken- da dzisiaj Samarkanda).

Przed dwudziestu laty przedsięwaięto sze­

reg wykopalisk we wschodnim Turkiestanie;

znaleziono przytem wyryte na kamieniach na­

pisy, które okazały się zabytkami języka umar­

łych — sogdyiskiego.

Głównie Francuzi poddali język tem do­

kładnym badaniom, a w r. 1914 — przed wybu­

chem wojny światowej, przebywał w pobliżu gór Himalaja, młody francuski filolog Robert Ganthiol, aby skompletować wyniki dotychczaso­

wych badań. Wtem wybieliła wojna i Gant­

hiol musiał się zgłosić do wojska. Podczas dro­

gi powrotnej konferował o wynikach swoich badań ze znanym angielskim orjentalistą, Sir Edwardem Denison Rossem w Londynie. Po zgłoszeniu się do szeregów, poszedł natychmiast na front i padł po trzech dniach.

Po wojnie inni filolodzy kontynuowali roz­

poczęte przez Ganthiola badania. Część mater- jałów, zebrana przez Ganth’ola, przechowy­

wana była w uniwesytecie w Lauvain, który jak wiadomo, został przez Niemców spalony, wskutek czego i materjaly uległy

ści, trzeba zapasy z niej robić na zimę...

— Tak, na zimę! —poczęła znowu Jędza — ja, Miłosława, Świętochna i wy dziedziczko i wy Bogno i ty księże Wsżeradzie, eo dzień wypra­

wy czynić będziemy do boru po żywność. Zbie- rzemy jej dużo, o ! dużo... Nabijamy bawołów, jeleni zający, dzików, ptastwa niewinnego., je­

no soli nie mamy... Ale ja pójdę po sól pod Kraków... pójdę i przyniosę. Ja się niewolni­

ków nie boję, co mi zrobią ? Stara jestem jak świat, smoka na Wawelu pamiętam i z królem Ćwieczkiem w tany chodziłam, gdym była mło­

da i szwarna... Ot i zima minie i przyjdzie wio­

sna. Zawieją ciepłe wiatry od morza, słonko wzejdzie wesoła, bociany resztę śniegu ze skrzy­

deł strząsą, jaskółki z rztkniby wieńce żywe w górę wyfruną, po Wór u deszcz narodzin nowych zawieje i nastanie przednówek. O! wtedy cóż jeść będziecie robaczki moje ? czem ja was wy- karmie? Młodą korą brzeziny, korzonkami pa­

proci... głód ! głód ! i śmierć...

— Przecie do wiosny rycerze wrócą i nas oswobodzą! zawołała Małgorzata.

(Ciąg’ dalszy nastąpi.)

zniszczeniu. Mimo to jednak udało się obecnie zrekonstruować gramatykę sogdyjską rozpoczę­

tą przez Ganthiola.

Sir Denison Ross ogłosił artykuł, w którym wypowiada swą radość z powodu dokonania tak ważnego dzieła, mimo, że pierwotny twórca je­

go nie żyje już. Stwierdza to równocześnie, że te wykopaliska są o wiele ważniejsze, dla nau­

ki i kultury, aniżeli zareklamowane odkrycia grobu faraona Tutankhamena. Z zasypanych piaskiem pomników starożytnej Azji zmartwych- wstaje nieznana Azji przeszłość ze swoją literaturą i architekturą.

Assyrys, Chaldea, Egipt i Palestyna to zna­

ne już wielkości. Stwierdzić co istniało przed niemi względnie równocześnie w centrum da­

wnej Azji, powoli obecnie zrekonstruowany język, którego właściwości ligwistyczne — we­

dług opinji Sir Rossa — pozwalają sądzić o wysokim stopniu rozwoju narodu, który go używał.

nowoczesne gruch-nte narwczonycn.

U’,.: — Doić mi pan będzie dawał na pończochy i

kanełusz) ?

^On: — To będzie zależało od tego, ile pani ojciec przy­

dzieli mi morgów.

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

Elektryczne fale zamieniają się tutaj dzięki wynalezionej przez Braida metodzie, znowu w promieniu światła, a przeszedłszy podobną zaopatrzoną w małe soczewki tarczę,

wych, a jeden z biesiadników odezwał się był w te słowa: „Błogosławiony, który będzie jadł chleb w Królestwie niebieskiem.® Ńa to od powiedział Pan Jezus powyższą

Wiara każę nam umiłować szczególniejszą miłością współplemieńców jako rodzonych braci,, wiara każę nam działać gorliwie i sumiennie dla dobra tych bliższych

P rzyszedłszy do dw oru, kazała zaraz przyspieszać pakow anie różnych przedm iotów , bo m ów iła głośno, trzeba jutro w czesnym rankiem w yjechać do K rakow a;

A zatem za Chrystusem w niebo wstępującym oderwijmy dusze od ziemi, do której zbyt mo- feno przylgnęła i na skrzydłach wiary unieśmy się ku niebu, gdzie kiedyś

Król się uśm iechnął szydersko i rzekł : Dobrze, daj znak, żeby byli cicho. Kniaź podniósł rękę do góry i gdy nakoniec wrzawa umilkła, król wyprostował się dumnie,

Pragnie dobry Pasterz przywieść do Swej Owczarni, do Swego Kościoła owieczki, które Go nie znają, aby się stała jedna owczarnia i jeden pasterz.. Módl się tedy