Nr 31.
Wąbrzeźno,
sobota2 sierpnia 1925. Rok 2,
'DCBAn g e ljs
ś w . Ł u k a s z a r o z d z . 1 7 , w i e r s z 4 1 — 4 7 . W o n c z a s , g d y s i ę p r z y b li ż a ł J e z u s d o J e r u z a l e m u j i z a w s z y m i a s t o , p ł a k a ł n a d n i m , m ó w i ą c : I ż g d y b y ś i t y p o z n a ł o i w t e n d z i e ń t w ó j , c o j e s t k u p a k o w i t w e m u , a t e r a z z a * r y t o o d o c z u t w o i c h 1? A l b o w i e m p r z y j d ą n a c ię d n i i o b t o c z ą c ię n i e p r z y j a c i e le t w o i w a ł e m i o b le - g ą c ię i ś c i s n ą c l ę z e w s z ą d i n a z i e m i ę c i ę o b a l ą i s y n y t w o j e , k t ó r z y w t< b ; e s ą , a n i e z o s ta w i ą w t o b i e k a m i e n i a n a k a m i e n i u ; d l a t e g o , ż e ś n i e p o z n a ło c K a s u n a w i d z e n i a t w e g o . A w s z e d łs z y d o k o ś c i ó ł i. p o c z ą ł w y g a n i a ć s p r z e d a j ą c e w n i r n i k u p u j ą c e , m ó w i ą c im : N a p i s a n o , iż d o m M ó j, d o m m o d l i t w y j e s t. A w y ś c i e g o u c z y n il i j a s k i n i ą z b ó j c ó w . I n a u c z a ł c o d z i e n n ie w k o ś c i e l e .
N a u k a z ewangelii.
Dlaczego Zbawiciel płakał nad Jerozolimą?
P ł a k a ł 1 . z p o w o d u n i e w d z ię c z n o ś c i , z a ś l e p i e n ia i z a tw a r d z i a ło ś c i j e j m i e s z k a ń c ó w , g d y ż n i e c h c ie l i G o p r z e j ą ć j a k o Z b a w c ę ; 2 ) p l a k a t z p o w o d u n a d c h o d z ą c e g o j e j u p a d k u i 3 . p ł a k a ł , w i e d z ą c , ż e w s z y s k i e J e g o s t a r a n ia i c i e r p i e n i a d l a n i c h p o n o s z o n e , b ę d ą n a d a r e m n i m i i b e z s k u t e c z n e m i .
Któryż to był czas nawidzenia
B y t to c z a s , w k t ó r y m B ó g p o s y ł a ł d o ż y d ó w j e d n e g o p o d r u g im p r o r o k a i u ż y w a ł i c h d o p o k u t y , a o n i ic h w y s z y d z i l i , u k a m ie n i o w a l i i p o z a b i j a li . ( M a t . 2 3 , 3 7 ) . G ł ó w n i e b y ł t o c z a s C h r y s t u s o w e g o u r z ę d u k a p ł a ń s k i e g o , p o d c z a s k t ó r e g o s a m P a n J e z u s t a k c z ę s t o g ł o s i ł n a u k ę S w ą z b a w c z ą w k o ś c i e le J e r o z o l im s k i m , s t w i e r
d z a ł j ą c u d a m i i p r z e z t o s k a z a ł , ż e je s t, M e s y a - s z e r n i Z b a w i c i e l e m ś w i a ta , a l e t o z a t w a r d z i a ł e i d o p o k u t y n i e s k ł o n n e m i a s to w z g a r d z i ło N i m i n a p o m n i e n i a o d r z u c i ło .
Kogo przedstawia ta zatwierdziała i do po
kuty nieskłonna Jerozolima?
P r z e d s t a w i a n a m z a tw i e r d z i a ł y c h i d o p o k u t y n i e s k ł o n n y c h g r z e s z n ik ó w , k t ó r z y t a k s a m o , j a k m i e s z k a ń c y t e g o m i a s ta , n i e s ł u c h a j ą g ł o s u B o ż e g o i o d k ł a d a j ą n a w r ó c a n i e s w e n a k o n i e c ż y c i a , n i e u z n a j ą t e g o n a w i d z e n i a w t y m c z a s i e , w k t ó r y m g r z e s z n ik ó w t y c h n a p o m i n a B ó g p r z e z k a p ł a n ó w , s p o w i e d n i k ó w i p r z e z w e
w n ę t r z n e n a t c h n i e n i a , i ż b y t r o s z c z y li s i ę o z b a w i e n i e s w e j d u s z y , f e t a n i e s i ę t e ż z n i m i t o , c o s i ę s t a ł o z m i e s z k a ń c a m i t e g o b e z b o ż n e g o m i a s t a ; n i e p r z y j c e i e l e , t . j . z łe d u c h y o t o c z ą i c h d u s z ę , b ę d ą i c h n i e p o k o i l i i w c i ą g a l i d o o t c h ła n i z g u b y . — J a k ż e w i ę c n i e r o z tr o p n i e p o s t ę p u j e m y s o b i e , j e ż e l i l e k k o m y ś l n i e t r w o n i m y c z a s ł a s k i , d n i z b a w ie n i a 1 O j a k ż e b y p < k u t o w a l i p o t ę p i e ń c y , g d y b y j e s z c z e r a z m o g l i w r ó c i ć n a z i e m i ę ! o j a k g o r l i w ie k o r z y s tr l i b y z c z a s u , a - ż e b y z b a w ić d u s z ę s w ą ! A w i ę c k o r z y s t a j , c h r z e ś c ij a n i n i e , z c z a s u ł a s k i , k t ó r y c i B ó g n a k r e ś l i ł i k t ó r e g o c i k i e d y m i n i e i b e z m y ś ln i e r o z tr w a n i o n y z o s ta n i e , a n i o m i n u t ę n i e p r z e d ł u ż y
Czy Bóg zakrywa przed bezbożnymi, to co nam do zbawienia potrzeba ?
N i e z a k r y w a , a l e b e z b o ż n i, u b i e g a j ą c s i ę z a r o z k o s z a m i ż y c ia , n i e d o s t r z e g a j ą t y c h n i e s z c z ę ś ć , k t ó r e j u ż i d ą z a n i m i , a p o n i e w a ż r o z w a ż a n i e p r z y s z ł o ś c i w ś r ó d r o z k o s z n e g o ś w i a t a , z a k t ó r e m i s i ę u o ę d z a j ą , n i e p o k o i i c h p r z e t o o - d a l a ją o d s i e b ie t e n p r z e r a ż a j ą c y o b r a z i p ę d z ą n a o ś l e p w ś r ó d t y c h r o z k o s z y t e g o ś w i a t a i z a b a w w p r o s t w o g i e ń w i e c z n y . N ie B ó g w i ę c , t y l k o o n i z a m y k a j ą o c z y p r z e d p o z n a n i e m t e g o , c o p o k ó j p r z y n o s i i i d ą n a z g u b ę . ' □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ ! □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □
Ptaki w podaniach ludu.
P o d u m a i z ł ą c z o n e z n i e m i w i e r z e n i a l u d u t o s k a r b , k t ó r y d ł u g o , d ł u g o b y ł z a m k n ię t y . T y l k o l i r n ic y , g e ś l a r z e p o c h w y t y w a l i w p r o s t z u s t l u d u o w e s k a r b y , a s i ln i p o p ę d e m n a t u r y , w y r a b i a li p o e z ję l u d o w a , W i e l k i c h m i e l i ś m y p o e t ó w w p r z e s z ło ś c i. Z e w n ę t r z n a s z a t a p e z j i b y ł a w p r a w d z i e p o l s k a , d u c h o w o j e d n a k o b c a — g r e c k a l u b r z y m s k a .
P i e r w s z y r o z k a z a ł N i e m c e w i c z , g d z i e s z u k a ć n a t c h n i e n i a . K a z i m i e r z B r o d z i ń s k i , A d a m M i
c k i e w ic z , B o c h d a n Z a l e w s k i u c z y n i l i w i e lk i k r o k n a p r z ó d , z s tą p i li d © p o d a n i a i p i e ś n i l u d u . I n n i p i s a r z e p o s z l i z a n i m i i d z i ś m a m y l i t e r a t u r ę t a k ą , j a k ą b y ć p o w i n n a — n a r o d o w ą .
W i e r z e n i e w p e w i e n w p ł y w z w i e r z ą t n a l o s y c z ło w i e k a , a l b o d a r p r z e p o w i a d a n i a s z c z ę ś c i a , l u b n i e s z c z ę ś c i a , s i ę g a c z a s ó w p o g a ń s k i c h k i e d y w i e r z o n o j e s z c z e , ż e b ó ż k o w i e p r z e m i e n i a l i l u d z i z a k a r ę w z w i e r z ę t a , k t ó r e m u s i a ł y s p e ł n i a ć p e w n e p r z e z n a ć z e n i e .
— 122 —FEDCBA
O k u k u łc e istn ie je w śró d lu d u lite w sk ie g o n a stę p u jąc e p o d a n ie:
B łg a ty szlach cic lite w sk i m ia ł c ó rk ę i trz e ch sy n ó w , c ó rk a ta k o c h a ła c w le sw y c h b ra c i; m y - śla ła ty lk o o n ic h , sta rała się o d g a d n ą ć ich ż y c z en ia , b y ła im p o słu sz n ą n a k ażd e sk in ie n ie.
W e jrz e n ie , u śm iech b y ło d o sta te c z n ą d la n ie j n a g ro d ą .
N ie ste ty , n a stała w k ró tc e w o jn a . K ie jstu t, k siężę lite w sk i, z a w e z w ał w szy stk ic h ry c erz y k u o d p a rciu z b ro jn y c h m n ic h ó w z z a c h o d u , k rz y ż a
k ó w , k tó r-iy p o d p o z o rem sz e rz e n ia w ia ry ch rze^
śe ija ń sk ie j łu p ili są sied n ią L itw ę ..
P o szli n a w o jn ę i n a si trz ej m ło d zień cy . Ż e
g n a ła ic h ze łz a m i sio stra i ż y c z y ła z w y cię
stw a n ad w ro g iem .
S k o ń c z y ła się w o jn a . W y p ę d z o n o z k ra ju d u m n y ch K rz y ża k ó w ; w rac a ło d o d o m u ry ce r
stw o , lecz g d z ie ś p o z o sta li trz e j m ło d zie ń cy , b ra c ia p o z o stałe j w d o m u sio stry 1 Z g in ę li w b o ju i ty lk o ich k o n ik i w ró c iły w d o m o w ą z a g ro d ę , stro sk a n a sio stra o p u ściła d o m m ie sz k an ie o jc a , । g d z ie w sz y stk o , n a co ty lk o sp o jrz a ła , sm u tek je j p o w ię k sz a ło i p o szła z a b raw sz y z so b ą k o n ie w la s, T u ła ła się p o p u szczy , p lą cz ą c i la m ę tu - ją c z b ó lu . N a jw y ż sz y b o żek u lito w a ł się n a d n ią i z a m ie n ił w k u k u łk ę . I o d tą d c ią gle n a w io sn ę , w czasie, k ied y p o le g li m ło d zian ie, w y ra ża li sw ó j sm u te k k u k a n ie m .
L u d w iele p rz y m io tó w p rz y p isu je k u k u łc e, m ię d zy in n e m i d a r p ro ro c z y .
K to u sły sz y n a w io sn ę p ie rw sz y ra z k u k u ł
k ę, a m a p rz y so b ie p ie n ią d ze , c z em p rę d ze j c h w y ta za sa k iew k ę , p o trz ąsa p ie n ią d zm i, lic zy k u k a n ie i je st p e w n y m , że w ty m ro k u w iele p ie n ię d z y m ieć b ęd zie.
M ło de p a n ien k i, stare p a n n y , a n a w e t w d o w y p y ta ją się k u k u łk i, ile la t jeszcze n a m ęża czek ać b ęd ą m u sia ły . Ile ra z ? k u k u łk a z a k u k a , ty le la t d o z a m ą ż p ó jśc ia u p ły n ie . S m u te k tn w ie lk i g d y k u k a n ie trw a d łu g o , g d y k u k u łk a k u k a i k u k a.
P rz y tem p o w ta rz a ją:
T y sio strz y c z k o d ro g a , T y p stra k u k u łe c zk o ,
P o w ie d z , ja k p rę d k o m ęża d o sta n ę?
alb o :
Z a k u k a j k u k u łeczko . P o w ie d z k o e h a n e c z k o , K ie d y m ęża d o stan ę?
^ W czesn e z jaw ie n ie się k u k u łk i m a o z n a c zsć p rz e p o w ie d n ie g ło d u ; lecz g d v k u k u łk a się z jaw i, g d y ju ż la sy się z iele n ią — to p rz e p o w ie d n ia u ro d z a ju .
O sło w ik u istn ie je n a stęp u ją ce p o d a n ie : D a w n e m i c z asy m ie sz k a ł n a d rz e k ą W ilią m ło d zien iec im ie n iem D < jn a. Z a k o c h a ł o n się w p ię k n e j d z ie w c z y n ie S k a jsto ty u ż y w a ł o n w szelk ich sp o so b ó w , a b y p o z y sk a ć je j w z aje m u o ść; p rz y ch o d z ił k a ż d eg o p o ra n k u p o d je j o k n o i w y śp iew y w a ł n a jp ię k n iejsz e p io sn k i. T o sa m o c z y n i}, g d y w ra ca ł w ie c zo re m z p o la.
L ito śc iw i b d żk o w ie z a m ie n ili g o w sło w ik a, a- b y c u d n y m sw y m g ło sem p o cieszał w szy stk ich n ie szc z ę śliw y c h k o c h a n k ó w . S tą d sło w ik je st u lu b ie ń c em lu d z i n ie sz c zę śliw y c h z a k o c h a n y c h . S k a jsto ty , p o z n a w sz y m iło ść zan ó źn o . u m a rła z ro z p a c z y . B o żk o w ie z a m ie n ili ją w stu listn ą ró żę, k tó ra w te n c za s z a k w ita , g d y sło w ik śp iew a ć p rz e sta je.
B )cian , c z y li b o ciek je st u n a sz eg o lu d u w w ie lk ie m p o sz a n o w a n iu i m ie jsc e, g d zie się b o c ia n y g n ie ż d ż ą, u w a ż a się za szczęśliw e; d la te g o te ż stara ją się g o sp o d a rz e z w a b ić b o c ia n a n a d o m o stw o sw o je . K ła d ąc w ięc sta re b ro n y , lu b k o ło n a d rz e w o b lisk o d o m u , lu b sto d o łę , a b y b o cian m ó g ł ń a n im sw e g n ia z d o u słać O g ó ln ie w ie rz y lu d , że g d z ie b o c ian g n iaz d o sw e u śo iele ta m p io ru n n ie u d e rz y .
N a m a z u ra c h istn ie je p o d an ie, że C h ry stu s P a n ja k ieg o ś o b m ó w c ę z a m ie n ił w b o c ian a i k a z ał m u ś v ia t z p lu g a stw a o b ie ra ć za k a rę z a p lu g a w y ję z y k .
Perły.
Widzisz tą konchą, co pod niebem fali, Rzucona w głąbi oceanu toni
Spoczywa cicho wśród splotów korali ? Ona, gdy fala o jej piersi dzwoni Skarga boleści swojej sią nie żali, A tylko w głąbi cicha Izą uroni;
W ,sobie zamkniąta jak w zbroi ze stali, Łzy zmienia w perły, które rybak goni.
I ty, zrodzony na tym łez padole Ukryj zazdrośnie w głąbi serca bole;
Niech tłum w twej duszy burzy nie odgadnie , A tylko spokój czyta na twem czole;
Duma milczenie niech na usta kladnie,
A znajdziesz perły pieśni w sercu — na dnie.
St. Brzozowski.
□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ !□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ Współczesny Robinson.
S ir W in g io a C h u rc h ill w „ W ek le y D ;so a td“
in fo rm u je o n ie z w y k łej p rz y g o d z ie , ja k ą p rz e
ż y ł je d e n z je g o p rz y jac ió ł, n a z w isk ie m T im m i- ry . S ir T im m iry p a d l o fia rą je d n ej z k a ta stro f o k rę to w y c h n a o c e a n ie S p o k o jn y m w c z erw cu 1 9 1 4 r. i o d te g o c z a su u c h o d z ił za n ie ż y ją c eg o . F a k te m b y ło je d n a k , że sir T im m y o c a lał i z n a
la z ł m ie jsc e sc h ro n ie n ia n a je d n e j z b e z lu d n y c h w y sp k o ra lo w y ch o cean u .
W sp ó łc z esn y R o b in so n p rz e p ęd z ił lit d z ie si<;ć, ż y w iąc się ry b a m i i zio łam i. Ż a d n e g o k o n tak tu ze św ia tem z e w n ę trz n y m n ie m ia ł a ż d o o statn ich ju ż czasó w p rz e d o d n a le zie n iem g o , g d y k u m ie jsc u je g o b y to w a n ia fa le p rz y n io sły b u te lk ę , w k tó re j z n a jd o w a ło się k ilk - stro n ja k ie g o ś a u stra lijsk ie g o d z ie n n ik a . W ia
d o m o ści b y ły n a o g ó ł o b o ję tn e je d n a k o w o ż je i d n a z n ich w y d a la się ro z b itk o w i n ie z w y k le w ręcz se n sa c y jn ą i n ie w ia ro g o d n ą . S tw ie rd z a ła o n a, że w y staw ia n y z o stał p o m n ik d la A u stralij
c z y kó w i N o w o z e la n d c z y k ó w , k tó rz y z g in ę li p rz y D ird a n e lac h .
P rz e z trz y ty g o d n ie, ja k C h u rc h il stw ie r
d z a , p rz y ja c ie l je g o b ie dz ił się n ie m o g ą c w ża d en sp o só b p o jąć, co m o g li re p re ze n to w a ć A u stralijcz y cy d la D a rd an e ló w i d la c z e g o w z n ie sio n o im ta m p o m n ik . P o m o z o ln ym i d łu g im
w y siłk u m y ślow y c h w re sz c ie , ja k m u się z d a w ało ro z w ią z ał p rz e d z iw n ą z a g a d k ę . Z a h ip o te z ę n a jp ra w d o p o d o b n iejsz ą i je d y n ą , m o g ą cą
w y ja śn ić n ie z w y k le p o w ik łan ie o k o liczn o ści, u z n a ł p rz y p u sz c z en ie , że p o m n ik ie m u c z cz o n o ja k ą ś
(C ią g d a lszy n a 4 te j stro n ie .)
— 123
CZARNY RYCERZ
Opowiadanie historyczne z XI wieku
431) przez
WALEREGO PRZYBOROWSKIEGO
— —
Tak mówiąc, znikła na schodach, a pani Małgorzata stanęła przy otworze w okiennicy i bacznie śledziła, co nieprzyjaciel robi. Taran gorzał wielkim płomieniem i z tej strony, choć by nawet niewolnicy zdołali ogień ugasić niebez pieczeństwa nie było żadnego. Straszne narzę dzie na nic nie było przydatne. Sami zresztą niewolnicy wido&znie zniechęceni byli niepowo dzeniem. Cofnęli się zdała bd wieży i w gro
madkach pojedynczych przypatrywali się gore jącemu taranowi. Nowe więc było zwycięstwo niewiast zupełnie i w najgorszym razie na tę noc przynajmniej zapewniało im spokój i bez pieczeństwo.
— Świętochna uważaj! rzekła Małgorzata, odchodząc od okienka i patrząc na izbę.
Miłosława dmuchała, rozpalając ogień w piecu.
Bogna nawet wstała i zdawała się być wesoła i pewna sobie. Właśnie w tej chwili Jędza się znów pojawiła, niosąc sześć dużych i tłustych przepiórek, .które rzuciła na posadzkę mówiąc:
— Skubcie je... wieczerzy będzie dobra.
A widząc idącą ku siebie Małgorzatę, bo o- gień rozdmuchany przez Miłoslawę w kominie, rzucał już nikłe blaski na izbę i zawołała:
— Widziałam ja wasze spiżarnię, wasze za
pasy żywności dziedziczko, ale to tetro starczy ledwie na trzy tygodnie, to skąpo. Zbóje teraz wieży napadać nie będą, ale was tak ścisną, że z głodu pomrzecie, jeżeli wam kto pomocy nie przyniesie,., ho! ho w prawdzie jest trochę szczu
rów i myszy ale...
— Jędzo! ozwał się nagle ksiądz Wszerad, wchodząc do izby i kładąc rękęna ramieniu ko
biety — powiedz mi teraz, jakim sposobem się tu dostałaś?
Jakim ha! ha! ha! — siadłam na łopatę od mego kuma Rokity westchnęłam i oto je
stem. Ha! ha! ha!
— W imię Ojca, Syna i Ducha Świętego!
począł się ksiądz żegnać.
No i no! księże dobrodzieju, rzeknie Jędza
— me tak to źle jest ze mną. Żali nie wiecie, że tu jest podziemny loch wieży wejście z bu gaju w puszczy niedaleko mej chałupiny ?
Wiem, że jest... alem go odszukać nie mógł Więc, żeś tamtędy przyszła I
A tam tędy. Strach to tam iść, bo to cie mno, szczurów mnóstwo z lisem się też bić mu- siałam, co tam sobie norę wykopała w wielu miejscach ziemia się sypie... no, ale przeszłam zdrowa i cała.
To i dobrze! zawołała Małgorzata — może
my stąd w razie niebezpieczeństwa uciekać 1 - A dokąd? zapytała Jędza — żali tu nie jesteści najbezpieczniejsze? Po puszczy mnó
stwo niewolników się wlecze i zabiia ludzi.
Śledźcie tu dziedziczko, kiedy wam dobrze- O żywność wam szło, no, to teraz ja wam będę znosiła jedzenie. Przyniosłam przepiórki, przy
niosę jutro całego jelenia, Miłosława ze mną pójdzie i przyciągniemy go. Ho! ho! teraz wam
tu będzie jak w raju. Ale ja wam chce coś wa
żnego rzec, jeno sobie usiądę, bom się zmęczy
ła. Siadła, poprawiła chustkę na siwej głowie i mówić poczęła.
XVII.
Narada.
Jędza siedziała na skrzyni obok pieca, zktó- reg« od gorejącego ogniska padały czerwone blaski; włóczyły się po czarnych ścianach izby i oświecały postać kobiety jej głowę z włosem siwym, rozczochranym, jej nos długi i zakrzy wiony. Światio ognia nłe mogła rozjaśnić zu
pełnie, ciemność i wielkie ponure cienie tłukły się po kątach. Z zewnątrz dochodził stłumiony, gwar niewolników.
Tak! tak! mówiła Jędza, tu wam dziedzi
czko najlepiej będzie i najbezpieczniej. Już oni teraz na wieżę napadać nie będą, tylko głodem was będą chcieli wziąć. Ano cóż macie tu ży
wności na jeden miesiąc — może na dłużej — jutro też z Miłoslawą przyniesiemy jelenia.
Zwierz jest stary i duży i starczy na pare dni.
Trzeba będzie loch podziemny oczyścić, żeby przejście ułatwić i ja wam tamtędy znosić bę
dę co tylko można.
Zatrzymała się, poprawiła chustkę na gło
wie, wyciągnęła chudą rękę, podobną do szpo
nów krogulca i mówiła dalej, t
— Ale na długo to starczy? Teraz jest je
sień, w polach stoją sterty zboża, przepiórki, ku
ropatwy, gołębie tłuste latają po boru; zwierza też jest dosyć, a ja z łuku nigdy nie chybię, jak trzeba, to i z oszczepem pójdę na dzika lub niedźwiedzia. Po sadach jabłonie i grusze ugi nają się pod owocem, a u mnie przy chałupie ulęgałek taka moc, że gałęzie się łamią. Wszy
stko to będzie dla was, wszystko to zniosę tutaj byście miały co jeśćdziedziczko. Na błoniu wa- szem nad Szreniawą pasą się trzody, choć je zbóje mocno przetrzebili, ale tłustych baranów i pięknych wołów jest jeszcze dosyć.. Albo to miodu mało w barciach? Ho ! ho! kąpać się w nim można... Urodzaj był wielki, lato cieple i je
sień dla nas jest piękna i obfita...
Znów się zatrzymała i poprawiając drew w piecu, rzekła:
— Jesień! ba, dopóki jesień jest, słonko, świeci, stary dąb szumi zielonym liściem, to do
brze. Ale, gdy przyjdzie zima, śniegi spadną, mrozy chwycą, sterty z pól kmiecie i oracze do stodół ściągną, gdy tłuste przepiórki się pocho wają, zwierz zagrzebie się w puszczę, a tvlko wilcy po niej chodzić poczną, to co będzie ? Gzem ja was wtedy robezki biedne nakarmię i ogrzeję?
Podniosła głowę i przenikliwemi, małemi o- czkami poczęła się wpatrywać w twarze słucha jących ją kobiet, jakby chciała słe przekonać, jakie wrażenie jej słowa naniewywierają. Po dniosła w górę rękę i żałośliwym głosem wołać poczęła:
— Zima, o ! straszna to pani dla tych co nie mają modrzewiowych dworków, murowanych grodów, stodół pełnych ziarna, spiżarni pełnych krup, kaszy i polciów słoniny! Ja sama wtedy dobrze nieraz głodu przymrę, choć siebie jedną mam tylko wyżywić i moje też dzieciaczka: kru
ka czarnego, kura lśniącego, kota mruczącego, przylepeczkę puchacza i węża świętego! Nieraz to po boru chodzę i rosół sobie gotuję z wątro-
— 124 —JIHGFEDCBA
by wisielca, z móżdżka zagłodzonej dzieciny, z piszczeli topielca... Ha 1 ha ! ha ! smaczny ro
sół, smaczny rosół! Upiory z kołami, które im serce przebiły, włóczą się po boru, zmory krew wysysają i siwobrody mróz śmiertelne senziele rozsiewa...’ Czemże ja was wtedy wyżywię, ro
baczki moje, złotko moje, żreniczki moje 1..’
Usiadła na skrzyni, okryła twarz chustą, pofehyliła się i kiwając nucić poczęła ci'ho jakąś smutną piosnkę o dziecinie, której matka nakar
mić czem nie miała. A ogień w piecu pryskał i strzelał, świerszcz świerkal głośne, cisza wielka drzemała i niby szmer pszczół w ulu ze dworu dobiegał głuchy szum ludzkich głosów. Na czar
nych ścianach izby drgały niby żywe chwiejne, migotliwe blaski ognia, biły się z cieniami i ni
kły w posępnych kątach w mroku nocnym.
Przez otwór w okiennicy zaglądała maleńka gwiazdka milcząca, poważna, zadumana.
Słowa Jędzy zrobiły na słuchaczach silne wrażenie. Każda czuła ich okropną, przerażają
cą prawdę. Przez chwilę nikt się nie odezwał, aż pani Małgorzata rzekła :
— Ha! cóż czynić1? radzić sobie jakoś, bę
dziemy.
Teraz kiedy w polu i boru jest dość żywno
wyprawę footbalistów, czy też bokserów kolo
nialnych, którzy podążając do Anglji, padli o- fiarą katastrofy okrętowej w okolicach półwy
spu Galipoli. Możliwość innych w świecie współczesnej cywilizacji katastrof, któreby mo
gły zaprowadzić Australijczyków na śmierć aż pod Dardanele, nawet nie nasunęła się umysło
wi Anglika, żyjącego od lat dziesięciu w kom
pletnej separacji od ludzkiego świata. Obecnie dodaje sir Wington Churchill—przyjaciel mój już skorygował awoje błędy opinji o świecie dni dzisiejszych.
Odbudowa języka
umarłych.
W Paryżu wydano gramatykę języka sog- dyjskierc, odkrytego dopiero w bieżąeem stule
ciu, którym mówiono przed kilku tysiącami lat na drogach karawanowych Azji, od morza Kas
pijskiego do morza Żółtego, głównie zaś w kra
ju Sogdanis (w’zgl. Sogdiana, w owym czasie satrapia państwa perskiego ze stolicą Mirken- da dzisiaj Samarkanda).
Przed dwudziestu laty przedsięwaięto sze
reg wykopalisk we wschodnim Turkiestanie;
znaleziono przytem wyryte na kamieniach na
pisy, które okazały się zabytkami języka umar
łych — sogdyiskiego.
Głównie Francuzi poddali język tem do
kładnym badaniom, a w r. 1914 — przed wybu
chem wojny światowej, przebywał w pobliżu gór Himalaja, młody francuski filolog Robert Ganthiol, aby skompletować wyniki dotychczaso
wych badań. Wtem wybieliła wojna i Gant
hiol musiał się zgłosić do wojska. Podczas dro
gi powrotnej konferował o wynikach swoich badań ze znanym angielskim orjentalistą, Sir Edwardem Denison Rossem w Londynie. Po zgłoszeniu się do szeregów, poszedł natychmiast na front i padł po trzech dniach.
Po wojnie inni filolodzy kontynuowali roz
poczęte przez Ganthiola badania. Część mater- jałów, zebrana przez Ganth’ola, przechowy
wana była w uniwesytecie w Lauvain, który jak wiadomo, został przez Niemców spalony, wskutek czego i materjaly uległy
ści, trzeba zapasy z niej robić na zimę...
— Tak, na zimę! —poczęła znowu Jędza — ja, Miłosława, Świętochna i wy dziedziczko i wy Bogno i ty księże Wsżeradzie, eo dzień wypra
wy czynić będziemy do boru po żywność. Zbie- rzemy jej dużo, o ! dużo... Nabijamy bawołów, jeleni zający, dzików, ptastwa niewinnego., je
no soli nie mamy... Ale ja pójdę po sól pod Kraków... pójdę i przyniosę. Ja się niewolni
ków nie boję, co mi zrobią ? Stara jestem jak świat, smoka na Wawelu pamiętam i z królem Ćwieczkiem w tany chodziłam, gdym była mło
da i szwarna... Ot i zima minie i przyjdzie wio
sna. Zawieją ciepłe wiatry od morza, słonko wzejdzie wesoła, bociany resztę śniegu ze skrzy
deł strząsą, jaskółki z rztkniby wieńce żywe w górę wyfruną, po Wór u deszcz narodzin nowych zawieje i nastanie przednówek. O! wtedy cóż jeść będziecie robaczki moje ? czem ja was wy- karmie? Młodą korą brzeziny, korzonkami pa
proci... głód ! głód ! i śmierć...
— Przecie do wiosny rycerze wrócą i nas oswobodzą! zawołała Małgorzata.
(Ciąg’ dalszy nastąpi.)
zniszczeniu. Mimo to jednak udało się obecnie zrekonstruować gramatykę sogdyjską rozpoczę
tą przez Ganthiola.
Sir Denison Ross ogłosił artykuł, w którym wypowiada swą radość z powodu dokonania tak ważnego dzieła, mimo, że pierwotny twórca je
go nie żyje już. Stwierdza to równocześnie, że te wykopaliska są o wiele ważniejsze, dla nau
ki i kultury, aniżeli zareklamowane odkrycia grobu faraona Tutankhamena. Z zasypanych piaskiem pomników starożytnej Azji zmartwych- wstaje nieznana Azji przeszłość ze swoją literaturą i architekturą.
Assyrys, Chaldea, Egipt i Palestyna to zna
ne już wielkości. Stwierdzić co istniało przed niemi względnie równocześnie w centrum da
wnej Azji, powoli obecnie zrekonstruowany język, którego właściwości ligwistyczne — we
dług opinji Sir Rossa — pozwalają sądzić o wysokim stopniu rozwoju narodu, który go używał.
nowoczesne gruch-nte narwczonycn.
U’,.: — Doić mi pan będzie dawał na pończochy i
kanełusz) ? ■
^On: — To będzie zależało od tego, ile pani ojciec przy
dzieli mi morgów.