• Nie Znaleziono Wyników

Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1925.08.08, R. 2, nr 32

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Nasz Przyjaciel : dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1925.08.08, R. 2, nr 32"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

s___________

KJIHGFEDCBA

Ewangelia

św. Łukasza rozdz. 18, wiersz 9—17.

Onego czasu mówił Jezus do niektórych, którzy ufali sami w sobie, jakoby byli sprawie­

dliwymi, a innymi gardzili, to podobieństwo:

Dwoje ludzi wstąpiło do kościoła, aby się mo­

dlili; jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryze­

usz stojąc, tak się sam u siebie modlił: Dzię­

kuję tobie Boże, żem nie jest jako inni ludzie, drapieżni, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, jako i ten celnik. Postem trapię się dwakroć w ty­

dzień, dawam dziesięciny ze wszystkiego, co mam. A celnik stojąc z daleka nie chcial ani oczu podnieść w niebo; ale się bił w piersi swoje, mówiąc : Boże, bądź miłości w mnie grzesznemu ! Zaprawdę powiadam wam, że ten odszedł usprawiedliwiony do domu swego wię­

cej’, niźli on. Albowiem, ktokolwiek się pod­

wyższa, będzie urtiżony, a kto się uniża, będzie podwyższony.

□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ (□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ a

Nauka z ewangelji.

Dlaczego Chrystus Fan powiedział to podo­

bieństwo o faryzeuszu i celniku ?

1. Ażeby przestrzedz i pouczyć niektórych ze swych słuchaczy, którzy wyobrażając sobie, iż są sprawiedliwymi, drugimi pogardzali. 2.

Ażeby dać naukę, że modlitwa prawdziwie po­

kornych i szczerze skruszonych ludzi Bogu jest miłą, a nienawistną modlitwa pysznych. 3. A- żeby nas pouczyć, jak mamy zachowywać się przy modlitwie, mianowicie w domu Bożym, iż­

by się Bogu podobać.

Co czynić należy zanim idziemy do kościoła ? Należy pomyśleć, iż idziemy do domu Bo­

żego na to, iżby z Bogiem mówić; dlatego to winniśmy dobrze rozważyć, co chcemy z Nim mówić, o co Go prosić i, ażebyśmy stali się godnymi wysłuchania próśb naszych przez Bo­

ga, trzeba nam się ukorzyć jak Abraham (Mojż.

18, 27) i rozważyć, że jesteśmy pyłem i popio­

łem, a dla grzeehówT? naszych niegodni stanąć

"w Jego obliczności, a jeszcze nmiej godni mó­

wić z Nim, gdyż Bóg patrzy tylko na modlitwę pokornego (Psalm 101, 18). — Odpowiednio do poczucia naszej niegodnośei winno być i nasze

zewnętrzne zachowanie się ; pełnem uszanowa­

nia, spokojnem i skromnem, jakim był celnik, który stał z daleka, nie śmiał ócz podnieść do Boga i bijąc się w piersi, modlił się: Boże bądź miłościw mnie grzesznemu. Był on pra­

wdziwie pokorny w sercu^swem w obliczu B@ga, był pokornym w swej postawie, pokornym o- czami i językiem.

Czy modlitwa faryzeusza była Bogu miłą ? Nie była miłą, gdyż nie była to modlitwa, ale raczej chełpliwe zuchwalstwo, gdyż chwalił sam siebie, wyliczał swe pozorne dobre uczyn­

ki, przypisywał je sobie samemu, zamiast Boga za nie chwalić, a przytem pod pozorem pobo­

żności pychę swą ukrywał, innymi pogardzał, złośliwy i zuchwały sąd o nich wydawał, uwa­

żając ich za łupieżców, krzywdzicieli i cudzo­

łożników, przez co większych jeszcze dopuścił się grzechów, aniżeli sobie zasłużył na to, iżby Bogu mógł się podobać.

Czy modlitwa celnika była Bogu miłą ? Była miłą, gdyż choć była bardzo krótką, ale bardzo pokorną i do pokuty skłonną. Cel­

nik nie stanął, jak ów pyszny faryzeusz na przodzie, ale z daleka, w tyle, przez co noka- zał, że uznaje się niego jnym obecności Boga;

niegodnym towarzystwa ludzi, stal ze spuszczo- nemi na dół oczyma, przez co okazał, że dla grzechów swoich nie jest godzien podnieść ócz do nieba i dał nam przykład, jak i my z po­

wodu grzechów naszych stawać mamy przed obliczem Bożem i mieć się za niegodnych. Cel­

nik uważa się za grzesznika, bije się dlatego w piersi, jakoby chcial, jak mówi Augustyn św., ukarać grzechy swoje, których się dopuścił wewnątrz w sercu. Z tej to samej przyczyny bijemy się często podczas Mszy św. w piersi, przez ćo wyznajemy, że jesteśmy biednymi grzesznikami i z serca żałujemy za grzechy nasze.

□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ !□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □

Moc dobrego przykładu.

O Tamerlanie władcy mongclów (1450), opowiadają, co następuje:

Postanowił on sobie podbić cały świat i wszystkie państwa zagarnąć pod swą władzę.

Lecz pierwsza zaraz próba nie udała się. Woj­

sko jego‘pobito. Sam Tamerlan musiał uciekać.

(2)

B y zm y lić p o g o ń sc h ro n ił się za zw alisk am i sta re g o m u ru . S ied ząc w k ry jó w ce, u jrz a ł m ró w k ę, k tó ra p ięła się p o m u rze w g ó rę, d ź w i­

g a ją c w p y szczk u ziarn o , w ięk sze o d n iej sa­ m ej. P ró b o w a ła n a d a re m n ie p rzeleźć z z ia rn­ k iem p rzez ten. g zy m s. S p a d la n a ziem ię, leżała ch w ilę o g łu szo n a, p o czem zaczęła zn o w u d ra p a ć się n a m u r. P o w ta rz a ło się to k ilk a k ro ­ tn ie , aż w reszcie u d ało się m ró w ce p rzed o stać się z z ia rn k ie m p rzez g zy m s.

W id ząc to T a m e rla n , rzek i d o sieb ie:

M n ie zn iech ęciła ju ż p ierw sza p ró b a, a ta o to m ró w k a p ie z ra z iła się ty lu n ie fo rtu n n e m i p ró b a m i i w reszcie d o p ięła sw eg o . I ja ro zpo czn ę n a n o w o i n ie p rzestan ę d ąży ć d o ce lu , ch o ćb y m k ilk a k ro tn ie m iał p o n ieść k lęsk ę.

Z te j rm ó w k i n iech b io tą so b ie p rz y k ła d ci, k tó rz y m im o d o b reg o p o stan o w ien ia p o p a d a­ w d aw n e b łęd y . W : częstej sp o w ied zi n iech sz u k a ją u cieczk i, a p ew n ie d o k ażą w reszcie te­ g o , o sw o b o d zą się o d n ało g u .

□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ !□ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □ □

Odpust Porcyunkuli.

IF modlitwach klęczał zatopiony, Raz Franciszek z Assyżu:

Anioł się zjawił, iść rozkazał Do Porcyunkuli chyżo,

W kościółku ujrzał tam Jezusa I matkę Jego w niebie.

A Pan zapytał go w te słowa:

Cóż zrobić mam dla ciebie?

,,O Panie! błagam Cie o jedno, Wszak dobroć Twoja słynie.

Odpust zupełny daj każdemu, Kto wstąpi w tę świątynie.

Kto spowiedź świętą tu uczyni.

Serdeczny żal okaże.

Odpust zupełny daj mu Panie Co wszelkie winy maże.“

l Jezus przyrzekl to świętemu.

Gdyż matka go błagała.

1 odtąd do dnia dzisiejszego Ten odpust cuda działa.

PorcyunkuloI^o któż cię nie zna.

Nie wielbi, w jakim kraju!?

Cierpienia koisz dusz zbolałych:

Prowadzisz je do raju.—

Goście z za światów.

W p rzestw o rzach p o w ietrzn y ch k rą ż ą ciała zw an e astero id am i, k tó re n iek iedy sp a d a ją n a ziem ię w w ięk szy ch lu b m n iejszy ch b ry ła c h , zło­

żo n y ch z ro zm aity ch k ru szcó w .

P o d czas w y p ra w y a m e ry k a ń sk iej d o b ieg u ­ n a p ó łn o cn eg o p rzed o k o ło d w u d ziestu la ty k a­

p ita n P e a ry zn alazł w śró d lo d ó w o lb rzy m i aero - lit, w ażący 37 i pól to n n y , o k o ło 100,000 fu n tó w . P rzy w iezio n o teg o o lb rzy m a d o N e w -Y o rk u iu - m ieszczo n o w tam tejszem m u zeu m h isto rji n a­

tu ra ln e j. N a szczęście „k am y czek - te n sp a d ł n a p u stk o w iach p o d b ieg u n o w y ch , g d zie m ó g ł w y ­ stra sz y ć ty lk o fo k i i b iałe n ied źw ied zie. G d y b y

w sw ej b ły sk aw iczn ej p o d ró ży w g łę b ia c h e te ru w y p ad ło m u sp o cząć n a p rz y k ła d w W arszaw ie n a p lacu T e a tra ln y m , alb o n a in ne m m iejscu ró w n ie ru c h liw e m m ielib y śm y stra sz n ą k a ta stro ­ fę, o k tó re j ro z p isy w a ły b y się b ez k o ń ca d zien ­ n ik i.

Z d a rz a ją się jeszcze w ięk sze a e ro lity . N a S y b erji, w p o ło w ie X V III g o w iek u , zn alezio n o ta k o lb rzy m ią b ry łę ro d zim eg o żelaza, sp ad łeg o z o b ło k ó w , że cząstk a jej, p rzew iezio n a d o m u ­ zeu m p e te rsb u rsk ie g o , w aży 1 2 7 0 fu n tó w .

D ziw aczn ie w y g ląd a b ry ła żelaza ro d zim e­

g o , w ażąca p rzeszło 4 0 ,0 0 0 f., zn alezio n a w p u ­ szczach o reg o ńsk ich w S ta n ac h Z jed n o czo n y ch - W sp a n iały te n o k az, o b ecn ie z n a jd u ją c y się w C h icag o, o d n alezio n o p rz y p a d k ie m w O reg o - n ie, w śró d d zik iej, m ało d o stę p n e j o k o licy, p o ­ ro słej d ziew iczy m b o rem jo d ło w y m i sta re m i b rzo zam i, w śró d k tó ry c h p ły n ie rzek a W ila m e tte . W y d o b y cie a e ro litu , zag łębio n eg o w ziem i, a n a ­ stę p n ie p rzew iezien ie g o d o m iasta, b y ło p o łą­

czo n e z w ielk iem i tru d n o ściam i.

B ry ła p o siad a k sz tałt sto ż k o w a ty i o stry m k o ń cem tk w iła w ziem i, n ib y p o cisk w y rz u c o n y z a rm aty , w szak że i o n a b y ła p o cisk iem , k tó ry p rzeleciał p rzez w a rstw ę a tm o sfe ry ziem sk iej.

N a je j p o w ierzch n i w id zim yliczn e jam y , p rzy po ­ m in ające w y żłob ien ia w sk ałach w a p ie n n y c h , ja k k o śció łk i, in n e ja k m ied n ice, lu b w an n y , a ro z m ia ry n iek tó ry ch zn aczn e, p o m ieścić się

w n ich m o że sw o b o d n ie d w o je d zieci. W szy stk ie ja m y p o łączo n e są siecią ru r i k an ałó w , k tó re w k ilk u m iejscach p rz e rz y n a ją ru rę n a w sk ro ś.

Ja k a siła zd o łała w te n sp o só b w y rzeźb ić ta k ą m asę ro d zim eg o żelaza ? R ó żn e są p rz y ­ p u szczen ia, n ie k tó rz y m n iem ają, że g w ałto w ny p rą d p o w ietrza je w y żło b ił. Je st to d o ść p ra­

w d o p o d o b n e; m eteo ry b o w iem sp a d ają z p rz e­

stw o rzy n ieb iesk ich z ch y żością p la n e ta rn ą , w ięc p rz e b y w a ją o d 30 60 k ilo m etrów n a se­

k u n d ę.

K ied y ta k i p o cisk tra fi n a atm o sferę ziem­ sk ą, n a stę p u je d la n ieg o zm ian a w a ru n k ó w , k tó ­ ra m u si w y w rzeć w ielk i w p ły w n a jeg o k sz tałt i u stró j. D o ty ch czas p o ru sz a ł się w p rz e strz e­ n i m ię d z y p lan e ta rn e j n ieled w ie p u ste j fiz y c z n e j, g d y ż n a p e łn ia ją ty lk o m a terja n ad zw y czajn ie ro zrzed zo n a, n ie n a p o tk a ł w ięc żad n ego p ra w ie o p o ru .

T y m czasem p o w ietrze sta w ia m u o g ro m ną p rzeszk o d ę, a w y n ik ające stąd ciśn ien ie g azó w atm o sfery czn y ch , je st ta k siln e, że w ed łu g o- b liczeń m atem aty czn y ch , m u si w y w iązy w ać tem ­ p e ra tu rę 5,000 sto p n i.

P o b liższem zb ad an iu b ry ły d o ch o d zim y d o p rzek o n an ia, że p o d czas p rzebieg u a tm o sfe ry­ czn eg o n ie zn ajd o w ała się n a w e t w te m p e ra tu­ rze 400 5000, g d y ż n a p o ty k a m y w n iej w al­ co w ate zb io ro w isk a p ew n eg o sia rcz a n u żelaza, zw an eg o tro ilitem , n ad zw y czaj tro p liw eg o . G d y ­ b y b y ł b ard zo siln ie ro z g rz a n y , n ie zach o w ałb y sw o jej o so b liw ej b u d o w y , w id ać jeszcze u ło żo n e w k o ło n ieg o cien k ie listk i g ra fitu .

C o się ty c z y b ry ły z W illam ette, zd a je się, że istn ie ją c e w n ie j w y d rążen ia p o w sta ły n ie p o d czas p rzeb ieg u i u p a d k u , lecz stk u tk ie m n i­

szcząceg o d z ia ła n ia w o d y p rzez d łu ższy p o b y t w śró d ziem i ro ślin n ej. W iad o m o , iż żelazo ro zp u -

(C iąg d alszy n a 4 te j stron ie.)

(3)

fFEDCBA— 127 —

CZARNY RYCERZ

Opowiadanie historyczne z XI wieku

32) przez

WALEREGO PRZYBOROWSKIEGO

— Wrócą! wrócą! poszli w dalekie ziemie, w cudze kraje, za morza sine, za dziesiątą rze ke, do grodu carskiego, do złocistego Kijowa! ...

Wrócą! a czemuż nie wracają teraz? O! nie wrócą oni tak prędko, nie! I jesień minie i zi­

ma do mórz spłynie i wiosna w skwarne lato się zmieni, a ich nie będzie widać. Oczy wy­

patrzycie dziedziczko, a rycerza swego nie zo­

baczycie...

Małgorzata słysząc to, załamała ręce i za­

wołała :

— Wielki Boże! cóż więc czynić?

— Bogu to trzeba oddać! mruknął ksiądz z ciemnego kąta — Bóg nas dotąd bronił od stra­

sznych rąk niewolników, obroni i od głodu....

— Hm! szepnęła Jędza, Bogu się oddaj, a- le sobie radź...

I nic już więcej nie mówiąc, chwyciła pa­

tyk leżący na ziemi i grzebać nim poczęła w o- gnisku patrząc, jak iskry z niego się zrywały i i gasły. Ksiądz zaś prawił dalej:

— Tak, trzeba sobie radzić. Zimę, czyniąc teraz zapasy, gromadząc drwa, możemy jako ta­

ko przetrwać, ale trzeba, żeby na wiosnę ktoś nas stąd uwolnił. Trzeba, żeby nam pomec ry­

cerze dali, a do wiosny dać mogą i wrócić mo­

gą, choćby też Bóg wie skąd.

— Mogą, to pewna, rzekla Jędza, — ale skądże oni się dowiedzą o nieszczęściu swych żon i córek, o zniszczeniu swego dobytku?

— Trzeba im dać znać o tern ! zawoła ksiądz.

— Mądrze powiedziane, ani słowa — rzekła na to Jędza — i ja sama o tern gadam. Pocóż ja wam to wszystko mówię ? po to, że tu niema innej rady. Wy tu siedzicie w wieży i nie wie­

cie co się na świecie dzieje, ale ja wiem. Wszę­

dzie niewolnicy powstają, palą łupią i mordują, sądny dzień nastał dla tej ziemi i wszystko wy­

szło ze swych karbów. Trzeba rycerstwo uwia­

domić, króla też, — niech przychodzą, radzą i ratują.

— Rada dobra, odezwała się Małgorzata, a- le któż pójdzie aż do Kijowa! kto tam trafi i na tysiące niebezpieczeństw się narazi?

— Kto? a choćby ja! zawołał ksiądz — po­

modlę się do Pana Jezusa, wezmę krajankę chle*

ba, soli trochę, serek, kij w rękę i pójdę, a Bóg da, że szczęśliwie...

— Wy? podniosła się Jędza, wy księże Wszeradńe? chyba po to, żeby śmierć ponieść pewną. Nie uszlibyście i mili drogi przez pu­

szczę, a jużby was niewolnicy schwytali i za­

mordowali. Żali myślicie, że oni was nie znają i nie wiedzą, że tu siedzicie w wieży zamknięci?

Nie! wy iść nie możecie. Starzy też jesteście i nie dla was tak daleka droga.

— Wszystko to prawda, rzekł ksiądz, ale jeśli ja nie pójdę, to któż pójdzie? Bóg miło­

sierny doda mi sil i w Opiekę mię Swoją we­

źmie. On, co najmniejszemu robaczkowi zginąć nie da bez Woli Swojej. On mię wywiedzie z

paszczy lwa i doprowadzi do Kijowa. Jak trze­

ba będzie, to gwiazdę na niebie zapali, jak za­

palił trzem królom wschodnim, idącym do Betle- em do żłóbka...

— A jak zginiecie ? jak was niewolnicy za- biją, zwierz dziki pożre, puszcza pochłonie ?

— Ha, wola Boża...

—- Nie! zawołała Jędza— tak być nie mo­

że. Znam ja tu kogoś, co gotów jest iść do Kijowa, Człek mężny, zna puszczę, zwyczajny głodu, zi­

mna i gorąca i niewolników się nie boi, bo sam jest niewolnikiem...

— Któż to taki? zapytała Małgorzata.

— Kto? ja wam go dziedziczko jutro przy­

prowadzę... to obaczycie. Jeden tylko czyni warunek... bo ja z nim gadałam o tern dziś ra­

no i gotów jest iść, jeżeli go dziedziczko uwolni- cie i powrócić mu pozwolicie do jego kraju, do Mazurskiej ziemi.

— Już wiem! zawołała Miłosława— to sko- tarz z błonia nad rzeką.

Jędza spojrzała na dziewczynę z ukosa i rzekła:

— Skubałabyś oto lepiej przepiórki, a nie mięszała się do rozmowy starszych. Kiedy ku­

ry gdaczą, to kurczęta sza!

A zwracając się od zawstydzonej mocno Mi- łoslawy do dziedziczki, rzekła :

— Tak, co będę ukrywała, to skotarz z bło­

nia nad rzeką... on chce iść do Kijowa, jeśli go wolą obdarzycie...

— Obdarzę go, choćby zaraz i wiem, że mój mąż i pan dziedzic Źembocina, chętnie to po­

twierdzi. Ale nie zdradzi on nas, ten skotarz ?..

— Nie! już ja to wiem, że nie zdradzi. A choćby i zdradził to co? co najwyżej nie pójdzie do Kijowa... no! to poszukamy kogo innego.

— Zapewne, że to tak jest — wtrącił ksiądz

— ale wy mówicie Jędzo, że go tu chcecie do wieży wprowadzić. Jeżeli jest zdrajcą, to ©ba­

czy wszy podziemny loch, wyda nas niewolnikom.

— Nie! to człek uczciwy i ja go znam. Nie zdradzi nas... a zresztą ja obaczę. Pójdę jutro do niego i już ja zajrzę mu na dno duszy...

No, Miłosławo, kiedyż będą te przepiórki? Jeść mi się chce i czas też iść spać. A co tam zbó­

je robią ? Patrzycie tam na nich Świętochno ?

— A jakże! Ognie porozpalali, strawę go­

tują, woły i barany pieką.

— Niechże pieką i my też sobie upieczemy tłuściutkie przepiórki. Palce lizać, jakie to sma­

czne. Spiesz się, spiesz Miłosławo, bo trzeba się wywczasować, żeby jutro świtaniem wstać i pójść po jelenia.

— A wilcy go tam przez noc nie zjedzą?

— Nie! u mnie w chałupie leży. Kruk mu tylko ślepie wydziobie... złotopióry mój kruk...

oczko moje, koraliczek!

Zbliżyła się do Małgorzaty i rzekła :

— A teraz dziedziczko i wy księże Wszera- dzie, chodźcie, to wam pokażę podziemny loch...

trzeba żebyście wiedzieli, gdzie to jest. Ale te­

raz tam ciemno... macie tu jakie światło ?

— Jest tam na dole w kuchni woskowa świeca? rzekła Miłosława.

— To idźźe nam ją przynieść! łatwiej ci znaleźć, kiedy wiesz, gdzie jest.

Miłosława skoczyła i za chwilę wróciła nio­

sąc zapaloną, piękną świecę woskową.

— No, to chodźmy!

(4)

S p u szczo n o się pod p rzew o d n ictw em Jęd zy d o k u ch n i, a o n a w p ro st p o szła do stu d n i i n a­

ch y lając się n ad n ią, p o d n io sła p rzy k ry w ające d rew n ian e d rzw i i rzek ła:

— T u w cem b ro w in ie jest w ejście do lo ch u , w ejście o b szern e i w y g o d n e. T am d alej to ono się zw ęża i n isk ie jest czasem , że d o b rze sch y ­ lić się trzeb a. N ależy tu p o staw ić d rab in ę, żeb y łacn iej d o stać się do w ejścia — ja bo led w ie w y d rap alam się n a w ierzch ...

— I d łu g o się ten lo eh eiąg n ie ? — * sp y tała M ałg o rzata.

— A d łu g o 1 szłam n im i szłam , aż m i się p rzy k szy lo ,.. izb y tam są w ielk ie, całe jask in ie, p ełn e k o ści lu d zk ich ... stary to loch i d u żo on w id ział, ale p rzejść n im m o żn a. Ju tro z M iło- sław ą i k sięd zem W szerad em zap u ścim y się w n ieg o ze św iatłem i u p o rząd k u jem y tro ch ę, g ru ­ zy o d su n iem y , żeb y łatw iej p rzech o d zić. N o, a teraz n a g ó rę. P rzep ió rk i ju ż się p iek ą, czu ję ich zap ach .

W k ró tce p o tem w w ieży zaleg ła cisza. W szy ­ scy p o szli sp ać, ty lk o S w ięto chn a czu w ała, bo się u p ro siła o to , ch o d ząc od jed n eg o o k ien ka do d ru g ieg o i p atrząe n a d rzem iący ch n iew oln i­

k ó w , n a d o g asające o g n isk a, n a sreb rzy sty b lask m iesiąca i n a czarn e, d alek ie b o ry .

X V III.

W lochu.

N azaju trz led w ie sło ń ce w ęszło i zło te jeg o p ro m ien ie p rzed o staw ać się zaczęły p rzez o tw o­

ry w o k ien n iey , Jęd za ju ż b y ła n a n o g ach i w szy stk ich b u d zić poczęła.

K o m u w d ro g ę, to i czas. A n u ż się tam w ch ału p in ie m o jej lśn iący k ru k , oczko m o je, zaczn ie d o b ierać do jelen ia ? O n to czasem p o trafi, jak m u się jeść zachce. W staw aj M i- ło slaw o , zg o tu j n am k aszy ze sło n in ą, b y śm y n ie b y ły g ło d n e, bo d ro g a n ied alek a, ale ciężk a...

Jak o ż p o śn iad an iu Jęd za, M iło sław a i k siąd z W szerad sp u ścili d rab inę w stu d nię, św iecę w o . szcza się w w odzie zaw ierającej k w asy w ro d za­

ju su b stan cy j, w y w iązu jący ch się p o d czas ro zk ła­

d u szczątk ó w ro ślin n y ch . Z czasem , a m o żn a liczy ć, że w sp o m n ian y aero lit leżał k ilk a w ie­

ków w p u szczach o reg o ń ak ich w y tw o rzy ły się jam y i zag łęb ien ia n a jeg o p o w ierzch n i.

C iała p lan etarn e stan o w ią jak b y jed n ą w iel­

k ą ro d zin ę ale czło n k o w ie jej są ró żn eg o w iek u , m o żn a w ięc b ad ać sto p n iow y ich ro zw ó j i p rze­

w id y w ać, do czego d o jd ą. N ap rzy k ład W en u s zn ajd u je się o b ecn ie w w aru n k ach , p rzez k tó re ziem ia n ieg d y ś p rzeszła k iedy ty m czasem M ars d aje n am p rzed sm ak teg o , co n as czek a w p rzy ­ szłości. A jed n ak M ars n ie jest n ajstarszy m czło n k iem ro d zin y ; b ard ziej w iek o w y m jest k się­

ży c, ju ż o sty g ły i p o p ęk an y sk u tk iem k u rcze­

n ia się.

P raw d o p o d o b n ie d ru g i k sięży c m n iejszy n iż teraźn iejszy n asz to w arzy sz, k rąży ł n ieg d y ś k o ­ ło ziem i i d zięk i n iew ielk im sw o im ro zm iaro m , p rzeszed łszy szy b k o p rzez w szy stk ie sto p n ie ro ­ zw o ju p lan etarn eg o , ro zp ad ł się w reszcie n a k a­

w ałk i, k tó ry m i teraz b aw ią się dzieci.

ROZMAITOŚCI Języki najwięcej używane w świecie.

„L o n d o n M ail“ p o d aje, że w ro k u 1801 liczb a osób, u ży w ający ch języ k a an g ielsk ieg o ,

sk o w ą zap alili i zstąp ili do lochu, p raw d ziw ej o tch łan i. O trzy do czterech ło k ci od p o zio m u etu d n i, g d y ju ż stan ęli n a d rab in ie, u k azał im się o b szern y , czarn y o tw ó r, w k tó ry śm iało pod p rzew o d n ictw em Jęd zy się sap u ścili. K siąd z W szerad id ąe b aczn ie się ro zg ląd ał d o k o ła. L och w tern m iejscu b y ł o b m u ro w an y i siln ie sk lep io­

n y , ale sk lep ien ie to p o k ilk u k ro k ach u stało , co d o w o d ziło , że zn ajd o w ali się ju ż zew n ątrz w ieży . P o w ietrze tu b y ło d u szn e, ciężkie i w il­

g o ć w ielk a. W o d a k ro p lam i sp ły w ała po ścia­

n ach lo ch u i w jej k ro p lach św iatło p o ch o d n i p rzecu dn e tw o rzy ło tęcze. P rzed id ący m i leżała czarn a, n iep rzejrzan a ciem n o ść, w k tó rej g in ęły b lask i św iecy . Z iem ia w n iek tó ry ch m iejscach b y ła g rzązk a ; czasem a p o d n ó g w y m y k ał im się szczu r o g ro m n y i zn ik ał w ciem nościach^

L o eh w ogólności b y ł o b szern y , w y so k i i d o b rze zach o w an y . Ś cian y jeg o p o d p arte b y ły tu i ów dzie d ęb o w ym i p alam i i d esk am i, m ocno n ad - g n iłem i, w n iek tó ry ch m iejscach o b m u ro w an e cio sem , k tó ry trzy m ał się m ocno. P o g łazach ty ch sp ły w ała p leśń zielo n a i w ilg o tn a.

Id ąc Jęd za ro zp o w iad ała g ło śn o , ile się o n a n am ęczy ła, p rzed o stając się p ierw szy raz przez, te lochy.

T u , n ied alek o stąd , m ó w iła, jest o b szer­

n a izb a, w g lin ie w y żło b io n a i jed n y m slu p em n a śro d k u p o d p arta. T am ju ż jeet su ch o i d a­

lej będzie su ch o , bo loch się ciąg n ie w śró d p ia­

sk u lu b g lin k i. W izb ie tej n ie trzeb a n ie m ó­

w ić i zach o w y w ać się w n iej cicho.

D laczeg o ? sp y tała M iło sław a.

D latego , że tu ż n ad n ią n iew o ln icy p o sta­

w ili straże. K ied y m szła do w ieży , sły szałam jak g ad ali do siebie. S k o ro zatem ich sły ch ać w lo ch u, to i o n i m u szą, słyszeć, co się tu m ó w i.

01 to n ieb ezp ieczn a, p o w iad am w am izb a. Z n iej ro zch o d zą się w ró żn e stro n y , n ib y n a ro zstaj­

n y ch d ro g ach , k ilk a lo ch ó w i łatw o m o żn a p o b łąd zić. [(C iąg d alszy n astąp i.) w y n o siła zaled w ie 20 i pół m iljo n a; w ro k u 1890 w zro sła do 111 m iljo n ó w ; dziś u ży w a tej m o w y 170 m iljo n ó w lu d zi i z k ażd y m d n iem w ięcej. W ięcej n iż 10 p ro cen t o g ó ln ej lu d n ości n a k u li ziem sk iej u ży w a an g ielszczy zn y .

Jeżeli języ k an g ielsk i będzie w y k ład an y w szk o łach k ażd eg o cy w ilizo w an eg o k raju , jest rzeczą p raw ie p ew n ą, że p o ło w a lu d zi n a św ie­

ci© b ęd zie zd o ln a czy tać po an g ielsk u i m o w a ta stan ie się w szech św iato w ą. Jed y n ym języ ­ k iem eu ro p ejsk im , k tó reg o u ży w an ie w zro sło zn aczn ie, jest— ro sy jsk i, k tó ry m p o słu g uje się 130 m iljo n ó w lu d zi.

M im o jeg o p ięk n o ści n ie m oże on stać się n ig d y ry w alem m o w y an g ielsk iej.

C h iń sk i języ k jest n iem niej u ży w an y sk o ro liczb a lu d n ości ch iń sk iej w y n o si p rzeszło 420 m iljo n ó w ; jest on jed n ak tak tru d ny , że C h iń ­ czy cy sam i są zd an ia, że n ie m oże się ro zp o ­ w szech n ić w in n y ch p ań stw ach ,

Języ k iem , jak i o b o k an g ielsk ieg o , staje się n iezm iern ie p o p u larn y m i szy b k o u ży w aln o ść jeg o w zrasta— jest h iszp ań sk i. Jest o n g łó ­

w n y m języ k iem w A m ery ce, p o cząw szy od M e­

k sy k u n a p o łu d n ie, zaś lu d n o ść w k rajach po ­ łu d n io w o -am ery k ań sk ich szy b k o się p o w ięk sza.

N iem a jed n ak o b aw y , ab y m ó g ł ry w alizo w ać z an g ielsk im .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeśli tedy ofiarujesz dar twój do ołtarza, a tam wspomnisz, że brat twój ma nieco przeciw tobie, zostaw dar twój przed ołtarzem, a idź pierwej zjednać się z bratem twoim, a

[r]

Elektryczne fale zamieniają się tutaj dzięki wynalezionej przez Braida metodzie, znowu w promieniu światła, a przeszedłszy podobną zaopatrzoną w małe soczewki tarczę,

wych, a jeden z biesiadników odezwał się był w te słowa: „Błogosławiony, który będzie jadł chleb w Królestwie niebieskiem.® Ńa to od powiedział Pan Jezus powyższą

P rzyszedłszy do dw oru, kazała zaraz przyspieszać pakow anie różnych przedm iotów , bo m ów iła głośno, trzeba jutro w czesnym rankiem w yjechać do K rakow a;

A zatem za Chrystusem w niebo wstępującym oderwijmy dusze od ziemi, do której zbyt mo- feno przylgnęła i na skrzydłach wiary unieśmy się ku niebu, gdzie kiedyś

W ojciech jako małe chłopię ciężko zaniemógł, wtedy matka, jego Strzeżtsława, podążała z konającą ddeciną do kościoła, gdzie ślubowała służbie Bożej

Z ust twoich niech słowo nie wyjdzie gromu, Wieczorem dziatkom twym praw bajeczki Lub daj naukę dobrą z przykładem, A przy kołysce śpiewaj piosneczki, ’. Pilnuj niech